- Opowiadanie: Realuc - Morderczy instynkt

Morderczy instynkt

Artykuł, który był inspiracją do opowiadania:

https://ciekawostkihistoryczne.pl/2015/11/15/morderczy-instynkt-ksieznej-czy-za-zamachem-na-boleslawa-chrobrego-stala-jego-macocha/#3

Ilustracja: fotografia Sylwestra Zalewskiego: Katarzyna Czylok jako Oda.

* Fragment Pieśni o Hildebrandzie - tłum. Alfred Tom.

Znajomość historii, mitologii, oraz zapoznanie się z wyżej wymienionym artykułem będzie pomocne, ale mam nadzieję, że nie niezbędne do zrozumienia tekstu.

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Biblioteka:

Finkla, NoWhereMan

Oceny

Morderczy instynkt

Nie ma niczego gorszego na świecie niż kobiecy gniew, a jeśli jest, ludzie jeszcze tego nie odkryli.

 

Kroniki Klasztorne

Aron z Cluny 

 

 

 

 

 

Rok 1002 n.e.

 

 

 Orszak Bolesława był gotów do opuszczenia Merseburga.

Jeźdźców u boku książę miał niewielu, gdyż nie było w najlepszym guście wybierać się na pokojowe rozmowy z armią. Poza tym, przynajmniej w teorii, Henryk II winien gwarantować bezpieczną podróż przez własne ziemie. 

Tak więc kawalkada na czele z Bolesławem wracała do kraju Piastów. Z uśmiechami na ustach ruszyli w stronę głównej bramy. Upalny dzień dawał się we znaki, jednak nie był w stanie zepsuć panującej radości. Choć relacje z Henrykiem były bardzo napięte, istniał cień szansy, że do żadnej wojny nie dojdzie. Póki co, Książę Polski dostał w lenno Łużyce i Milsko, trochę darów, które jego wojowie wieźli w skórzanych jukach, i dobre słowo na drogę. To musiało wystarczyć.

Póki co.

 

 

Siedem lat wcześniej

 

 

Oda stała przed drzwiami do komnaty Bolesława i rozmyślała.

Wygnanie, też mi coś! Tak się chce odwdzięczyć za całą pomoc, którą ofiarowałam podczas współrządów? Za spuściznę, jaką zostawił Mieszko? Za wszystkie rady i dobre słowa?

Wiarołomca, pomiot diabelski! Tylko władza mu w głowie! Rodzinę własną ma za nic. Za kamień na drodze, przeszkodę, którą można, ot tak, podnieść i cisnąć do rzeki.

A to mojemu potomkowi wszystko się należy! To on winien Księciem Polski zostać! Krajem Piastów rządzić! A ja z nim, rzecz jasna. Ale jaka kobieta nie chce wspierać dziecka? 

Mieszko prawdziwie kochał tylko mnie. I ma wola jego wolą by była, gdyby tylko stąpał jeszcze po ziemi. 

Tyle złego mi Bolesław uczynił. Przeklęty! A ja prosić muszę, klękać! Niech go piekło pochłonie!

W końcu wzięła głęboki oddech i bez zapowiedzi otworzyła drzwi. Weszła do środka szybkim krokiem i wykrzyczała:

– Uwolnij moją siostrę! Nic ci nie uczyniła!

– Wszyscy jesteście jedną wielką zarazą. Ostatni raz ci powiadam, opuść polską ziemię i nigdy nie wracaj. 

Bolesław stał przy oknie i patrzył na okalające gród pola. Był opanowany i pewny siebie. Nie można było powiedzieć tego samego o Odzie. Kobieta chodziła z kąta w kąt, nerwowo wymachując rękoma. 

– Nie masz prawa, rozumiesz? Bóg cię ukarze!

– Nie strasz mnie Bogiem. Sam się przed nim rozliczę. A teraz mówię: jutro zetnę głowę Przybysława, męża twej siostry. Jeśli nie uczynisz, co ci nakazuję, następna będzie Matylda. Wybieraj.

Oda otworzyła usta ale nie wydobył się z nich już żaden dźwięk. Zamiast tego obróciła się gwałtownie i wybiegła z komnaty.

Chwilę później Bolesław udał się do wieży przy bramie, aby przekazać polecenia tamtejszemu strażnikowi. Po drodze rozmyślał nad rozmową ze swoją macochą.

Mało kto wie, ile przykrości mi uczyniła. Kij zawsze ma dwa końce. A władca musi podejmować pewne i nieraz twarde decyzje. Bez tego, przy pierwszej lepszej okazji, zeżarłaby mnie armia czyhających na jakikolwiek popełniony błąd szczurów. Tych wszystkich ludzi, którzy przegryźliby człowiekowi gardło, byle tylko stanąć na jego miejscu. Oda jest jedną z nich. Chce władzy, dla siebie i dla syna. Nie różni się niczym od tych wszystkich spiskujących, bezdusznych książąt, cesarzy i królów, którym w głowach jeno poszerzanie granic swego państwa i zwiększanie pozycji na tle sąsiadów. 

Dlaczego zatem miałbym być inny? 

Świat sam narzuca sposoby, jakimi można osiągać cele. Jeśli człowiek się wyłamie, szybko zostanie w tyle. Jako Książę Polski nie mam zamiaru zostawać za kimkolwiek. I podejmę wszelkie środki, które mi to umożliwią. 

Dytrykówna się o tym przekona, jak każdy, kto zechce stanąć mi na drodze.  

Bolesław wszedł po drewnianych stopniach na szczyt wieży.

Mściwoj spał w najlepsze, skulony na stęchłej, śmierdzącej skórze. Już książę miał zdzielić go solidnym kopniakiem, jednak kątem oka ujrzał coś na polach. Wyjrzał przez okno i wytężył wzrok.

Oda Dytrykówna stała wśród morza pszenicy. 

W długiej sukni koloru zboża i z chustą na głowie.

Patrzyła wprost na księcia. Skamieniała niczym posąg. 

Mimo, że zdawało się to niemożliwe, widział jej oczy. Nieruchome. Zimne. Inne.

Niebo spowiły szare chmury.

Mrok przykrył swym płaszczem pola i pobliskie bory.

Nagle do wnętrza wieży, niesione wiatrem, wleciały wielobarwne pawie pióra, które ułożyły się u stóp Bolesława w kształt wachlarza. 

Mściwoj przebudził się z krzykiem.

 

 

Rok 1002 n.e.

 

 

– …Wtedy zderzyli się ze sobą, najpierw lancami z tak wielkim impetem, że wbiły się one głęboko w ich tarcze. Następnie zderzyli się ze sobą swymi głośno brzęczącymi tarczami. Pełni gniewu tak uderzali w białe tarcze,  że aż poleciały wióry drewna lipowego rozbitego ich bronią.*

– Piękna pieśń, Henryku. Znacie jakieś jeszcze?

– Nie bardzo, panie, ale mogę opowiedzieć wam coś zabawnego. 

– Ano, czemu nie – odrzekł Bolesław, któremu humor dopisywał.

Orszak mijał właśnie pałac w Merseburgu. Wojowie widzieli już przed sobą główną bramę grodu. Henryk ze Schweinfurtu, który odprowadzał księcia i jego świtę, odchrząknął, splunął pod kopyta swego wierzchowca i zaczął:

– Wiecie, co tutejsi mnisi mówią najczęściej do swych uczniów?

– Nie mam pojęcia.

– Uk…

Rżenie koni i krzyki ludzi zagłuszyły słowa Henryka. Przed orszakiem pojawił się uzbrojony tłum. Nie byli to wojownicy lecz zwykły motłoch, jednak każdy z jego członków dzierżył w rękach rolnicze narzędzia lub marnej jakości toporki, sztylety, czy w pojedynczych przypadkach nawet miecze. Napastników było znacznie więcej niż wojów księcia. Nim ten zdążył jakkolwiek zareagować, tłum rzucił się na zdezorientowanych jeźdźców. 

Rozpoczęła się rzeź. 

Rzeź zaskoczonych, nieprzygotowanych ludzi Polskiego Księcia. Nie pomogły szłomy na głowach, drewniane puklerze przy bokach, kolczugi ani włócznie. Prowadzone rękami wściekłego tłumu widły przebijały krtanie, sierpy zatapiały się w plecach, a ostrza toporków trafiały w uda, zrzucając wojów z wierzchowców. 

Bolesław ledwo utrzymał się na czarnym koniu, który będąc w środku tego zgiełku zaczął wariować. Książę, widząc jak niewielu jego wojów pozostało przy życiu, żegnał się już i ze swoim. Kiedy odmawiał w myślach modlitwę do Najświętszej Panny, ktoś trzepnął go mocno w ramię.

– Jedź za mną, prędko!

To był Henryk ze Schweinfurtu. Bolesław popędził wierzchowca, przebił się przez mur ogarniętych żądzą mordu chłopów i pognał za Bawarem. Ten jednak wydawał się jakiś inny, niż dotychczas. Umięśniony, niezwykle zwinny i silny. Rozłupywał czaszki maczugą wszystkim, którzy stanęli im na drodze. 

Tylko skąd na Boga miał taką dziwaczną broń?

I ten łuk, z którego każdy strzał okazywał się być celnym. Bolesław mógł przysiąc, że wcześniej Henryk miał przy sobie jeno lichy kordzik. I z całą pewnością nie wyglądał na takiego, co w pojedynkę da radę tuzinowi chłopów. Nawet, jeśli w rękach mieli tylko widły.

– Uciekaj przez tę bramę! To boczne wyjście z Merseburga, nie dogonią cię.

Bolesław spojrzał na drewniane, zaryglowane niewielkie wrota. Zanim zdążył się odezwać, rozległ się głośny trzask. To Henryk, jak taranem, wyważył bramę maczugą. Chwilę później gdzieś zniknął. Książę obrócił jeszcze głowę, ale widząc zdziesiątkowany orszak, nie pozostało mu nic innego jak ucieczka.

 

***

 

Książę siedział samotnie pod starą gruszą. Słońce było już nisko, krwista poświata zalała pobliskie łąki. Patrzył z utęsknieniem na wschód. Wiedział, że jest już blisko. Ale co ma czynić, gdy wróci do swego kraju? Chcieli zabić go w biały dzień, w grodzie, do którego został zaproszony. Nie kryjąc się z tym w żaden sposób. To zniewaga i splunięcie prosto w twarz. Otwarte wypowiedzenie wojny. 

– Odpoczywaj, Bolesławie. Nikt za tobą nie podąża.

Henryk ze Schweinfurtu pojawił się tak nagle, jakby spadł z drzewa niczym przejrzała gruszka. 

– Jak ty… Śledziłeś mnie? 

Bawar usiadł obok księcia opierając się o pień gruszy.

– Nie musiałem. Tacy jak ja nie muszą nikogo śledzić, aby go znaleźć. Taki już przywilej mieszkańców Olimpu.

– Mieszkańców czego?

Henryk nie odpowiedział. Siedzieli tak w milczeniu przez pewien czas, aż w końcu Bolesław zadał inne pytanie:

– Dlaczego mi pomogłeś? 

– Widzisz… to co ci powiem, uznasz za herezję. Za brednie zapewne. Ale skoro pytasz, odpowiem. Zresztą mój czas tutaj jest mocno ograniczony, zaraz będzie u twego boku dawny Henryk.

– Mówże wprost! Mówże, o co tu do diabła chodzi!?

– Twój Bóg nie jest jedynym. Prawdę mówiąc, nigdy go nie spotkaliśmy, co mocno podaje w wątpliwość jego istnienie. W zasadzie ja też nie jestem Bogiem, tak w pełni. Może w połowie. Herosem bardziej. 

Bolesław pogładził się po wąsie i otworzył usta, ale nic nie powiedział. Henryk kontynuował po chwili:

– Pomogłem ci, bo wszystkie męki, jakich w życiu doświadczyłem, dwanaście prac, które wykonać musiałem po tym, jak zabiłem własne dzieci, to wszystko przez jedną kobietę. Gniew nią zawładnął i rządzi do dnia dzisiejszego. Nieważne, czy to zazdrość o mężczyznę, czy o posiadanie i władzę. To ona wspomaga wszelkie działania kobiet, którym przez mgłę zazdrości uruchamia się morderczy instynkt. Szepcze im do głów, podpowiadając najokrutniejsze pomysły. Tak, Bolesławie, to nie Henryk II kazał tym zbirom na ciebie napaść…

Książę wstał i popatrzył z góry na Henryka, jakby chciał upewnić się, że jest rzeczywisty.

– …to dobrze ci znana Oda.

– Bajanie…

– Pomyśl. Henryk nie jest na tyle głupi, żeby atakować cię u progu swego domu, gdzie pewnym jest, iż wszelkie oskarżenia padną właśnie na niego. Oda dobrze to obmyśliła. A mówię ci, nie zrobiła tego sama. Dlatego się zjawiłem. Nie mogę walczyć ze swoją prześladowczynią tam, na górze, więc rywalizujemy tutaj, na ziemi. Nie myśl więc, że jestem taki dobroduszny i bohaterski. Uratowanie ci życia było tylko przy okazji. 

Bolesław usiadł ponownie pod gruszą, wciągnął głęboko powietrze. Kiedy popatrzył na Henryka ze Schweinfurtu po dłuższej chwili ciszy, coś się w Bawarze zmieniło. Uśmiechnął się głupkowato i dokończył żart:

– Uklęknij, haha!

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

Sprawnie napisane, czytałam z przyjemnością. Bohaterowie treściwi. Wplecenie w realia średniowiecza postaci antycznej całkiem udane. Całość odebrałam pozytywnie.

Pozdrawiam :)

Powiało trochę Bunschem, bardzo fajne opowiadanie. Aczkolwiek, to kolejne w tym konkursie, w którym wyjaśnienie wątku mitologicznego wykonano za pomocą dość prostego zabiegu, czyli zrzutu na końcu. Dla mnie to "takie se". Moja uwagę zwróciły: – kosy u chłopów, chyba o parę setek lat za wcześnie, – puklerze, z tego, co pamiętam, nie powinny się tu znaleźć, nie jestem pewien, – mur chłopów, nie pasuje mi do tłuszczy. Szkoda, że Książę nikogo nie zaciukał w tej utarczce z chlopami. Choć jednego… Pozdrawiam, dzięki bo to była fajna lektura.

SaraWinter, bardzo się cieszę, również pozdrawiam :)

 

Łosiot, z kosą rzeczywiście poleciałem. Choć znana od starożytności to w naszej części świata znacznie później weszła do użytku. Zmieniłem na sierp.

Jeśli chodzi o drewniany puklerz, to jestem niemal pewny, że jednak wojowie za czasów Bolesława Chrobrego a nawet Mieszka I używali już takich. Specjalnie czytałem o uzbrojeniu, żeby nie zrobić wtopy.

I bardzo się cieszę, że lektura okazała się przyjemna ;)

Hej, nie mam jak tego teraz sprawdzić, bo książki o militariach średniowiecznych wyjątkowo zostawiłem dziś w domu ;)

WYDAJE mi się, że puklerz to jest taka mała, raczej stalowa tarcza o rozmiarach dużego talerza, jednak nie ma co kruszyć o to kopii ;)

Nadal uważam, że choć jeden z chłopów powinien oberwać od Bolesława, który w końcu był niezłym zbójem :P

miłego dnia!

Puklerz to dokładnie, tak jak piszesz, mała, okrągła, najczęściej stalowa tarcza z umbem na środku. Jednak jestem pewien, że czytałem, jakoby wojowie Bolesława mieli puklerze jeno drewniane. Oczywiście bardziej powszechne były chyba wtedy takie podłużne tarcze, ale takie też posiadali. No nic, będę miał chwilę to poszperam na ten temat, a może do tego czasu zjawi się tu jakiś znawca :)

Umyślnie nie pozbawiłem życia żadnego chłopa z ręki Bolesława. Chciałem, żeby ta sytuacja go na tyle zaskoczyła itp. że nie był nawet w stanie czynić naturalnych odruchów. Widział co się święci, był pewien, że zginie, a gdy pojawiła się szansa na ucieczkę to sru. Chociaż, kiedy tak gna za swym wybawcą i przebija się przez mur to w zasadzie przy okazji może ściąć z jeden lub dwa łby :P Może dopiszę :D

Miłego :) 

Chociaż puklerze są znane od antyku, to w średniowieczu przyjęły się szerzej dopiero jakieś sto do dwustu lat po śmierci Bolesława. Jego wojowie używali drewnianych tarcz okrągłych (z jakimi często przedstawia się wikingów), a także coraz częściej migdałowych. Tacy naprawdę biedni stosowaliby zapewne tarcze z wikliny. Tak mnie przynajmniej uczono na zajęciach.

Opowiadanie jest w porządku i sprawnie napisane chociaż muszę zaznaczyć, że przynajmniej w wersji mitu, którą ja znam, Hera wybaczyła Heraklesowi, a on sam został awansowany na pełnego boga. Nie do końca podoba mi się też pewne spłycenie Chrobrego do “skoro inni podbijają to ja też będę podbijał”. Podoba mi się za to nawiązanie z pawimi piórami.

Madeju, dzięki za komentarz!

A więc tak:

Co do tarcz, wiem, że nie były jeszcze powszechne, ale chodziło mi właśnie o: Jego wojowie używali drewnianych tarcz okrągłych, jak sam napisałeś. W jakiejś książce nazwane były puklerzami z uwagi na taki sam kształt, tylko były drewniane. Dodatkowo można przyjąć, że Bolesław zabrał wtedy ze sobą jednych z najlepszych ludzi, więc i uzbrojenie mogli mieć z tej wyższej półki.

Co do mitu, tak, wiem, że po śmierci kiedy trafił już do Olimpu Hera mu wybaczyła. Jednak to nie zmienia faktu jaka była, i jaka nadal jest. Ja stworzyłem ciąg dalszy. Czyli Herę, która po tamtych wydarzeniach przyjęła sobie za cel wspieranie kobiet i szkodzenie mężczyzną. Herakles, mimo tego, że się niby pogodzili, nie może jej tego wszystkiego zapomnieć więc podkłada jej kłody na ziemi. No i męska solidarność nakazuje mu pomagać nieszczęśnikom! To moja wizja i rozwinięcie mitu. Może dziwne, może naciągane, nie wiem. Ale tak mi się w głowie zrodziło i tak napisałem :)

Co do Chrobrego nie miało to być żadne spłycenie. Chciałem przez to zdanie pokazać, że nie jest to jedyny ten dobry bohater. Wie, jak działa świat, i musi mu się podporządkować, bo inaczej nic nie ugra. Tylko tyle. Miał być przez to bardziej rzeczywisty.

Cieszę się, że wyłapałeś nawiązanie co do pawich piór :)

Pozdrawiam!

Problem puklerza jest taki, że stanowi znacznie słabszą obronę od tarczy migdałowej, która zakrywa całe ciało. Nie byłby chyba zbyt przydatny w stosowanych przez Polan taktykach. Chociaż zaznaczę tutaj, że nie jestem specjalistą od wczesnych Piastów, więc być może twoje źródło ma rację i stosowali jakieś mało zaawansowane wersję puklerza.

Oj ciekawa się tu rozmowa toczy… Puklerz jak na rycinie powyżej, ma inne mocowanie niż tarcza. To maleństwo trzymało się dłonią za specjalny uchwyt i nie służyło do osłaniania ciała, a raczej parowania ciosów (szczególnie w tej odmianie pojedynkowej). Tarcza natomiast, mocowana była do przedramienia za pomocą paska i uchwytu na dłoń. Puszczenie tego uchwytu w sytuacji, gdy na przykład jechało się konno, nie powodowało więc automatycznego pozbycia się tarczy. Założenie jej na plecy podczas jazdy, dawało pewną ochronę z tyłu. Konni nie stosowali puklerzy, bo były dla nich niepraktyczne. To raczej gadżet łuczników i innych lekkozbrojnych. To jest chyba problem z nazewnictwem. Kazdy puklerz jest tarczą, ale nie każda tarcza jest puklerzem. Tak samo jak z pawężą. Co myslicie?

A jednak, konni jeźdźcy z włóczniami/lancami też używali. Zobacz na tę grafikę:

 

A ja miałem w głowie mniej więcej taką tarczę:

 

Zgadzam się, że to raczej problem z nazewnictwem. Może w jednym źródle nazwą taką tarczę puklerzem, w innym już nie, bo musi być stalowa itd. itp. Jest to kosmetyka więc w każdym momencie mogę zmienić w opowiadaniu na tarcze migdałowe chociażby :)

ninedin.home.blog

Fajne w swojej prostocie, więc wolę doczepić się kwestii językowych (w których, jak mi się zdaje, jestem mocniejsza).

Z tego co wiem, dostaje się w lenno, przynajmniej tak było zawsze w podręcznikach.

Dziwią mnie próby używania przestarzałej składni i trochę słownictwa na początku, które potem zanikają albo są mało widoczne, wydaje mi się, że ogólnie póki nie jesteś Sienkiewiczem ani Gombrowiczem, tekst na takich zabiegach traci, bo ani nie jest realistyczny (przecież język z tego okresu jest praktycznie niezrozumiały, plus gdzie łacina?) a może wywoływać efekt komiczny.

Niezbyt też do mnie trafia zapisywanie myśli bohaterów, bo brzmi to trochę, jakby oni we własnych głowach tłumaczyli coś niewidocznemu czytelnikowi. Nie brzmi to jak strumień myśli, jest zbyt gładki, zbyt klarowny. Czy nie lepiej byłoby, gdyby te informacje przekazywał jednak narrator? 

Przepraszam, że się tak tylko czepiam, ale trudno skomentować tak krótką i prosto zbudowaną fabułę jakoś szerzej, jak dla mnie to w prostocie tej tkwi siła ;) 

 

smutny filologu, dzięki za komentarz, już się zabieram za odpowiedź :) A więc:

Nie jestem pewny, czy mój zwrot odnośnie lenna był błędny, ale udałem się za Twoją radą i zmieniłem, niechaj tak będzie.

Co do języka to się nie zgadzam. Nie staram się być żadnym Sienkiewiczem ani kimkolwiek. Dlatego właśnie są to tylko pojedyncze słowa, smaczki. Coś, co ma dodać klimatu do opisywanych czasów, a nie w całości charakteryzować tekst na taki język. Wydaje mi się, że w wielu książkach tego typu, czyli historia połączona z fantastyką, tak właśnie jest to używane i rozumiane.

Co do myśli: W pierwotnej formie informacje te przekazywał właśnie narrator. Jednak zmieniłem, ponieważ uznałem, że taki infodump od narratora będzie nieciekawy i będzie opisaniem, a nie pokazaniem. Myśli też są co prawda opisaniem, swego rodzaju, jednak mamy zestawienie tego co czują i myślą obie strony konfliktu. I wydaję mi się, że tak jest ciekawiej niż z ust narratora. 

No i cieszę się, że tekst okazał się dla Ciebie fajny :)

Pozdrawiam!

Podobało mi się. Lekko napisane, więc czytanie twojego opka to sama przyjemność. Historia jest prosta, ale ma urok. Plus za walor edukacyjny. Moim zdaniem dobrze przedstawiłeś Bolesława. Te jego rozważania na początku, przydały ci się na końcu opka. Wdzięczność nakazywała by bowiem zmianę wiary, ale Bolesław jest przede wszystkim politykiem i zdaje sobie sprawę, że jeśli to zrobi, ma przechlapane.

Zapis myśli bohaterów mi nie przeszkadzał, pewnie, gdyby tekst był dłuższy, trochę by to raziło, ale przy 10 tysiącach znaków jest w porządku.

Powodzenia w konkursie, szanse masz na pewno. :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Irka_Luz, witaj! :)

Oj, cieszę się, że się spodobało, miło :) I dobrze jest przeczytać, że lekko napisane, czy jak ktoś tam wyżej, że prosto ale w pozytywnym sensie, bo właśnie do tego dążę. Może to dlatego, że najlepiej czuję się w tekstach dla młodszych czytelników, zresztą obecnie pracuje nad czymś większym właśnie dla młodzieży, więc można powiedzieć, że jestem bardziej przesiąknięty tym lekkim i prostym stylem, niż wyrafinowanymi słowami i zdaniami. Ale wydaję mi się, że dzięki temu tekst może być dla każdego :)

Dzięki, zajrzę na pewno też na Twoje konkursowe ;)

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Anet, zwięźle i konkretnie jak zawsze :D Dzięki :)

Wydaje mi się, że słyszę jakieś echa własnego tekstu na “Mitologie”. Witam pokrewną duszę. :-)

Dlaczego Książę Polski wielkimi literami? I czy wtedy już używano słowa “Polska”?

Chyba nie ma potrzeby pisać “n.e.”. Jeśli ktoś słyszał cokolwiek o pierwszych Piastach, to sam będzie wiedział, który to wiek. Era to już oczywista oczywistość.

Nie mam nic do zapisu przemyśleń bohaterów, ale drugi wydaje mi się już dublującym informacje dumpem. No, za bardzo kawą o ławę łupnąłeś.

Zapis pieśni. Dlaczego tak. To znaczy, wyboldowana, a bez podziału na wersy? Dziwnie wygląda.

Warsztatowo czasami coś mi zgrzytnęło. A to przecinek, a to ten Książę…

ale widząc, co zostało z jego orszaku, nie pozostało mu nic innego jak ucieczka.

W zdaniach tego typu nie wolno zmieniać podmiotu.

Babska logika rządzi!

Witaj, Finklo :)

 

Dlaczego Książę Polski wielkimi literami? I czy wtedy już używano słowa “Polska”?

A tak sobie przyjąłem, bo myślałem, że można. I konsekwentnie się tego trzymałem. Ale jeśli nie można, zmienię :p A co do słowa Polska to było już używane właśnie na przełomie X/Xi wieku. Mówią o tym różne źródła, i mam nadzieję, że mnie nie okłamały :o PolaniaPalaniaPoleniaPalaniorum…

 

Zapis pieśni. Dlaczego tak. To znaczy, wyboldowana, a bez podziału na wersy? Dziwnie wygląda.

Taką wersję udało mi się tylko znaleźć, czyli pisaną ciągiem. Nie chciałem sam brać się za podziały, żeby nie sknocić :(

 

Dobrze, że zgrzytnęło tylko czasami :D

Dziękuję za kliczka i Pozdrawiam ;)

Hmmm, “książę Polan” by mi w niczym nie przeszkadzał.

Babska logika rządzi!

Ale książę Polski brzmi donioślej :-)

Kolejne opowiadanie o mściwej kobiecie, bodaj już trzecie w tym konkursie. Niestety, w mojej ocenie najsłabsze z tria.

 

Na wstępie kilka pochwał. Historia prosta, ale z finałowym zwrotem akcji, klarowna, starannie poprowadzona. Realia oddane może nie po mistrzowsku, ale dość dobrze, by dało się rozpoznać epokę bez dat i dodatkowych informacji. Jestem laikiem, więc kwestie puklerzy i innych historycznych wątpliwości się mnie nie imały. Chociaż tarcza, o którą ci chodziło, to chyba jednak bardziej tarcza z umbem niż puklerz. Ale jak mówię, jestem laikiem.

Teraz trochę marudzenia. Uwierało mnie w tym tekście wiele.

Intryga została zarysowana w sposób szczątkowy. Dostatecznie wyraźny, by dało się ją zrozumieć, ale niemal bez tła, bez niuansów (które zapewne są w zewnętrznych źródłach, których nie czytałem), przez co całość wypada nieco płasko emocjonalnie.

Bohaterowie. Na początku dostajemy dwa fragmenty kursywą, które mają ich charakteryzować, ale które wydały mi się drętwe. Ludzie nie myślą w taki sposób, szczególnie o sobie. Nie polubiłem Bolesława (choć pewnie nie miałem), więc zasadzka na jego życie pozostawiła mnie obojętnym. Herkules również raczej sztuczny, drętwy – nie czuć w nim tej postaci. Może to kwestia faktu, że mity czytałem już dawno temu, ale o ile pamiętam był on raczej człowiekiem namiętnym, wręcz gwałtownym, a nie wyrachowanym intrygantem, który cele kalkuluje na zimno. Sprawia wrażenie przypiętego do tej opowieści nieco na siłę, bez niego opowieść o spisku Ody mogłaby być ciekawsza. 

 

Podsumowując – niestety, nie zainteresowała mnie ta historia. Nie czuję jej “mitologiczności”, nie sympatyzuję z bohaterami. Technicznie jest ok (choć niektóre zdania można by pewnie wygładzić), ale emocjonalnie zwyczajnie nie czuję tego opowiadania.

None, dzięki za tak rozbudowany komentarz.

Tak odpowiadając ogólnie na:

ale emocjonalnie zwyczajnie nie czuję tego opowiadania.

Rozumiem, z czego może to wynikać. Choć starałem się, aby jakieś emocje jednak się pojawiły, to skupiłem się w tym tekście na czymś innym niż mam to w zwyczaju. I podejrzewam, że bierze się to też z ilości znaków. Gdybym rozbudował tą historię tak, jak chciałem, nie zmieściłbym się w konkursowym limicie. No i skończyło się na takiej wersji. 

Dziękuję jednak za pochwały i cieszę się, że coś mogło się w nich znaleźć :)

Bóg cię ukaże!

 

Szybko! Zmień to, zanim Tarnina się tu pojawi! Dopiero co wytknęła mi ten sam błąd ;).

 

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Ooo, dziękuję Nevaz, już się robi :D

Opowiadanie fajne i budujące bo jednak Herkules pomógł naszemu Bolkowi. Choć z tego co pamiętam to pancerną jazdę z czasów Chrobrego, tatałajstwo tak łatwo nie dało by rady pokonać.  Fajne nawiązanie do Iliady bo tam greccy bogowie co chwila wcielali się w różnych wojowników, a tu Herkules robi to samo. 

Historię Ody, Bolesława i zamachu w Merseburgu znałem z książki Janickiego.

Problem z tym opkiem mam taki, że bohaterowie wydają mi się zbyt współcześni jak na tamte czasy. Te rozważania o polityce… Polska wówczas to była własność Bolesława. On walczył o nią jak pies o budę. Właśnie, Polska. To, że źródła przytaczają tę nazwę, nie znaczy, że mieszkańcy państwa Piastów tak je nazywali. Prawie na pewno nie. Był gdzieś artykuł na ten temat, ale nie mogę znaleźć :(.

Herakles też jakiś mało heraklesowaty.

I oczywiście skojarzyło mi się natychmiast z opkiem Finkli – Hera, Medea. Te baby to są jednak wredne ;P.

Ze szczególików:

– “Póki co, Książę” – czemu ten “Książę” wielką literą?;

– “wieźli w skórzanych jukach” – z tego wynika, że to pleonazm;

– “A teraz mówię: Jutro zetnę” – czemu “Jutro” wielką literą?;

– “pognał za bawarem” – Bawarem;

– “poddaje w wątpliwość” – podaje;

– “Nie ważne” – nieważne.

 

Nie porwało, niestety.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Krótko i zwięźle opisałeś epizod z odległej przeszłości, zgrabnie przy tym wykorzystując postać Bolesława Chrobrego i jeszcze wplatając do całego zajścia Heraklesa.

Mimo kilku usterek czytało się całkiem nieźle. ;)

 

Mściwoj przebudził się z głośnym krzykiem. –> Masło maślane. Krzyk jest głośny z definicji.

 

– Nie bardzo, Panie, ale mogę… –> – Nie bardzo, panie, ale mogę

 

widząc, co zostało z jego orszaku, nie pozostało mu… –> Nie brzmi to najlepiej.

 

jest już blisko. Ale co ma czynić, gdy już wróci… –> Jak wyżej.

 

bo wszystkie męki, jakie w życiu doświadczyłem… –> …bo wszystkie męki, jakich w życiu doświadczyłem

 

Nie ważne, czy to zazdrość o mężczyznę… –> Nieważne, czy to zazdrość o mężczyznę

 

– …To dobrze ci znana Oda. –> Skoro to dokończenie wypowiedzi, po wielokropku powinna być mała litera.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

MPJ 78,

Dzięki za komentarz i cieszę się, że się podobało. A jeśli chodzi o jazdę przeciw chłopom to wiesz, przewaga liczebna i element zaskoczenia robią swoje. 

Staruchu,

Szkoda, że nie porwało, może następnym razem :) Dzięki za uwagi. Co do księcia Polski mimo wszystko wydaję mi się, że w tamtym okresie można używać już takiego określenie – i sami Piastowie mogli go używać, skoro czynili to zagraniczni kronikarze dziesiątki lat wcześniej. Ale postaram się to jeszcze sprawdzić i jeśli jednak Ty jesteś bliżej racji, zmienię na księcia Piastów :)

regulatorzy,

och, w końcu udału mi się napisać opowiadanie, w którym znalazłaś jedynie kilka usterek :D No i miło, że czytało nię nienajgorzej :)

Dzięki Wszystkim za komentarze!

Bardzo proszę, Realucu. Jestem przekonana, że Twoje kolejne opowiadania okażą się coraz lepsze pod każdym względem. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Zgrabnie napisane. Czytało się łatwo i przyjemnie. Według mnie język nie jest przesadzony, nie przeszkadzał w płynnym podążaniu za akcją. Myśli Bolesława trochę zbyt sztywne, jakby myślał do kogoś, nie do siebie, i temu komuś jak krowie na granicy tłumaczył. Ale to tylko jeden taki moment.

Miałam problem ze zrozumieniem fragmentu “Bolesław usiadł ponownie pod gruszą, wciągnął głęboko powietrze. Kiedy popatrzył na Henryka ze Schweinfurtu po dłuższej chwili ciszy, coś się w nim zmieniło. Uśmiechnął się głupkowato i dokończył żart:” Z treści opowiadania wynika, że to Henryk opowiadał dowcip i go dokończył, ale z pogrubionego zdania można wywnioskować, że to w Bolesławie coś się zmieniło. Może zamiast “w nim” użyć innego określenia?

 

Powodzenia! :)

reg,

bardzo to miłe i krzepiące, że tak uważasz :) Obym nie zawiódł :o

yantri,

Dzięki za ten ostatni fragment, masz racje! Już to zmieniłem :) I dzięki za ciepłe słowa jak i uwagi. 

Pozdrawiam :)

Nie zawiedziesz, Realucu! ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Proszę bardzo, Realucu. :)

Sprawne i ciekawe :) Podoba mi się pomysł na zemstę Ody i boski ratunek. Sam tekst też sprawny w narracji. Z komentarzy widzę, że większość baboli poprawiona – co mnie cieszy, ja od siebie dodawać nic nie muszę.

Wbrew przedsłowiu tekst jednak trochę znajomością historii stoi. Bez tego nie dałbym rady szybko wsiąknąć w treść tekstu.

Tak więc ode mnie klik za koncert fajerwerków.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

NoWhereMan,

Wbrew przedsłowiu tekst jednak trochę znajomością historii stoi. Bez tego nie dałbym rady szybko wsiąknąć w treść tekstu.

Tak, z pewnością znajomość historii i tamtejszych wydarzeń pozwala o wiele szybciej i lepiej, jak to ująłeś, wsiąknąć w tekst. Dlatego napisałem, że będzie to pomocne, ale niekonieczne. Zawsze tak jest, że jak czytamy coś, co jest umiejscowione w jakiś konkretnych realiach, to lepiej wczuwamy się kiedy w jakimś stopniu znamy te realia. 

Dziękuję za komentarz, cieszę się, że tekst okazał się ciekawy, i że spodobały Ci się niektóre rozwiązania ;)

No i dzięki za klik :D

Pozdrawiam ;)

Czytało się dobrze, ale tekst w zasadzie przeszedł obok mnie.

Postać Ody – nie trafił do mnie fragment pisany kursywą prezentujący jej myśli; wyszedł nienaturalnie; za to spodobała mi się scena, w której stoi w morzu pszenicy – bardzo obrazowa.

Wyprawa, a właściwie powrót księcia – zdziwiło mnie, że tak łatwo dali się zaskoczyć grupce chłopów. W końcu książę znajdował się na obcej ziemi. Nie wzięcie pod uwagę możliwej zasadzki jest co najmniej beztroskie, żeby nie powiedzieć, że trąci głupotą. Co prawda, jak rozumiem, opierałeś się na faktach, ale Bolesław nie zdobył mojej sympatii ;-)

Postać herosa – po Heraklesie spodziewałam się raczej rozgromienia chłopów a nie ucieczki ;P Zabrakło mi też jakiegoś uzasadnienia jego obecności. Co greckiego półboga obchodzi książę Polan?

Fajny zabieg z wprowadzeniem bohatera w trakcie opowiadania żartu i dokończeniem go w końcówce.

It's ok not to.

dogsdumpling, cześć! :)

Dzięki za komentarz, cieszę się, że znalazłaś elementy, które się spodobały :) A teraz odpowiedzi:

Czytało się dobrze, ale tekst w zasadzie przeszedł obok mnie.

No tak, akurat ten mój tekst nie jest nastawiony tak jak Twój konkursowy na jakieś poważne emocje, może dlatego ;)

Co prawda, jak rozumiem, opierałeś się na faktach,

Właśnie tak :) 

Postać herosa – po Heraklesie spodziewałam się raczej rozgromienia chłopów a nie ucieczki ;P Zabrakło mi też jakiegoś uzasadnienia jego obecności. Co greckiego półboga obchodzi książę Polan?

Nie uciekał tylko pomagał uciec Bolesławowi. A co do uzasadnienia, jest ono wytłumaczone pod koniec tekstu. O:

Dlatego się zjawiłem. Nie mogę walczyć ze swoją prześladowczynią tam, na górze, więc rywalizujemy tutaj, na ziemi. Nie myśl więc, że jestem taki dobroduszny i bohaterski. Uratowanie ci życia było tylko przy okazji. 

I jeszcze trochę wyżej.

Dzięki i pozdrówka! :)

No tak, akurat ten mój tekst nie jest nastawiony tak jak Twój konkursowy na jakieś poważne emocje, może dlatego ;)

Może :P Choć myślę, że to raczej tematyka ;-) Z konno-wojskowo-średniowiecznych klimatów to lubię chyba tylko Robin Hooda :P

 

Co do uzasadnienia, okej, jest, mój błąd. Wychodzi na to, że to taka męska solidarność ;D

It's ok not to.

Bardzo dobrze napisane opowiadanie. Całkiem sympatyczne. Bardzo dobrze się czytało. Nie mogę nic więcej powiedzieć o tym, gdyż trochę nie w moim guście. Pomimo tego podobało mi się.

Tomasz R.Czarny,

Bardzo się cieszę, że podobało Ci się, mimo iż tekst nie jest w Twoim guście :)

Dzięki za komentarz! 

Bardzo przyjemne opowiadanie. Masz fajny styl, do którego trzeba się z początku przyzwyczaić, ale to nie jest problem, wręcz przeciwnie. Jedyny uciążliwy dla mnie moment, to myśli bohaterów, trochę mi się dłużyły. Poza tym niczego złego nie zauważyłem.

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

MaSkrol,

Dzięki za komentarz i cieszę się, że się podobało :) Co do myśli, w początkowej wersji ich nie było. Chciałem przez ten zabieg w tak dość krótkim tekście przybliżyć i urealnić bohaterów. Może przesadziłem w którąś stronę, ale cóż, teraz już nie będę zmieniał. 

Postać herosa – po Heraklesie spodziewałam się raczej rozgromienia chłopów a nie ucieczki ;P

Jest takie łacińskie przysłowie – nec Hercules contra plures. Może portalowi znawcy łaciny mnie poprawią, ale po polsku to chyba znaczy “i Herkules dupa, kiedy ludzi kupa”.

 

Zostawiłem tylko alarm dwa tygodnie temu, więc wracam z kilkoma słowami komentarza. Myślę, że wybrałeś fajną scenę historyczną na kanwę fantastycznego tekstu. Chrobry nigdy nie był moim idolem, ale za jego panowania w istocie wiele się działo ;).

Dialog Bolesława z Odą przypadł mi do gustu, przedstawienie ich procesów myślowych wyszło trochę łopatologicznie. Główna scena akcji z rzezią książęcych wojów nie wyszła źle, ale myślę, że mogłaby zyskać, gdybyś podkreślił element zaskoczenia. W tekście wszystko dzieje się nagle i tak prawdopodobnie było w rzeczywistości, ale jako twórca masz narzędzia, które mogą wywołać w czytelniku fałszywe poczucie bezpieczeństwa, które potem można okrutnie zburzyć :).

Wątek mitologiczny w ogóle mi się nie spodobał, ale to już zupełnie subiektywna sprawa.

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Witaj, Nevaz! :)

Fajnie, że dotarłeś i zostawiłeś komentarz. Jak każdy, jest dla mnie bardzo cenny.

W tekście wszystko dzieje się nagle i tak prawdopodobnie było w rzeczywistości, ale jako twórca masz narzędzia, które mogą wywołać w czytelniku fałszywe poczucie bezpieczeństwa, które potem można okrutnie zburzyć :).

Wiem, i wydawało mi się, a przynajmniej próbowałem, takie poczucie bezpieczeństwa zbudować. W pierwszym fragmencie mamy wzmiankę, że idą z uśmiechami na ustach, że póki co do wojny nie dojdzie itp. Kiedy wracamy do tych bohaterów śpiewają pieśni, opowiadają sobie dowcipy, widzą też już główną bramę – więc wszystko to są elementy budowania, jak napisałeś, fałszywego poczucia bezpieczeństwa. Tak mi się wydaję :)

Dzięki raz jeszcze i pozdrawiam! 

Miałem wrażenie, że próbowałeś ^ ^. I generalnie szło to w dobrą stronę, ale…

 

Rżenie koni i krzyki ludzi zagłuszyły słowa Henryka. Przed orszakiem pojawił się uzbrojony tłum. Nie byli to wojownicy lecz zwykły motłoch, jednak każdy z jego członków dzierżył w rękach rolnicze narzędzia lub marnej jakości toporki, sztylety, czy w pojedynczych przypadkach nawet miecze. Napastników było znacznie więcej niż wojów księcia. Nim ten zdążył jakkolwiek zareagować, tłum rzucił się na zdezorientowanych jeźdźców. 

…w moim odczuciu to przejście jest mało płynne, bo opis tłumu zatrzymuje mi obraz przed oczami, jakby grupa chłopów stała na przeciwko jeźdźców, żeby narrator mógł im się dokładnie przyjrzeć, a dopiero potem rzuciła się do ataku. Nie mówię, że to źle, ale gdzieś mi tu zabrakło zaskoczenia i dynamiki. Ja bym to widział tak, że albo opisujesz motłoch, ale nie prezentujesz go jeszcze jako zagrożenia albo wplatasz opis w akcję, oddając chaos jaki rozpętał się wokół ludzi Bolesława. To zatrzymanie kadru mi zgrzytnęło, ale może dziś jestem czepliwy ;).

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Hmm, w zasadzie dobrze Pan prawisz :D Ma to sens :) Teraz już chyba nie można przebudowywać konkursowego tekstu, ale dzięki za tę uwagę, wykorzystam na przyszłość :)

Wtedy zderzyli się ze sobą, najpierw lancami z tak wielkim impetem, że wbiły się one głęboko w ich tarcze. Następnie zderzyli się ze sobą swymi głośno brzęczącymi tarczami.

Spore nagromadzenie “się” w tak krótkim fragmencie, choć w czytaniu jakoś szczególnie nie przeszkadzało.

Spodobał mi się pomysł, by umieścić historię w czasach zamierzchłych. Trochę bałem się, że w tym konkursie może pojawić taka tendencja, by umieszczać bogów wyłącznie w czasach obecnych bądź przyszłych, więc fajnie, że zdecydowałeś się na inny wariant.

Twój Bóg nie jest jedynym. Prawdę mówiąc, nigdy go nie spotkaliśmy, co mocno podaje w wątpliwość jego istnienie.

Bardzo mi się ta wypowiedź spodobała. Takie zakwestionowanie istnienie Boga przez mitycznego herosa bardzo na miejscu i w pewien sposób wiarygodne. Szkoda, że nie było tego wątku trochę więcej, ale w pełni rozumiem, że nie o tym był ten tekst. Raczej zgłaszam w ten sposób, że wspomniany wątek (zwłaszcza w tych realiach) wydał mi się szalenie interesujący.

Sama interwencja boga przeszła trochę bez echa. Znów rozumiem, że musiałeś ją wpleść w dobraną historię, ale jakoś nie zrobiła odpowiedniego wrażenia. Piszę o odczuciach, które czasem ciężko uzasadnić. Nieraz przecież spotykamy się z komentarzami, że wszystko w danym tekście jest, ale jednak czegoś zabrakło (przy czym nigdy nie wiemy, czymże owo “coś” właściwie jest). Tutaj miałem tak właśnie z tym elementem mitologicznym. Wszystko właściwie było jak trzeba, ale wrażenia do końca nie zrobiło. 

Więcej uwag chyba nie mam. Czytało się całkiem dobrze, trudno się szczególnie czepiać, ale też miałem trochę takie poczucie, że sama historia nie ma aż takiego potencjału, żeby zrobić maksymalne wrażenie. Chodzi mi tu głównie o to, że gdyby ktoś porwał się na umieszczenie jakiegokolwiek mitycznego herosa w jakiejś wielkiej bitwie z tego czy podobnego okresu, to sam fakt zamachu mógłby wypaść przy tym dosyć blado. Piszę to jednak wyłącznie w kategorii przemyśleń. A pisząc wprost, w poszukiwaniu jakiegoś BOOM! czy WOW! którego mi zabrakło. Bo sam tekst uważam za naprawdę solidny, acz nie w pełni wykorzystujący potencjał dawnych czasów.

Trochę nieskładny ten komentarz, ale przynajmniej nie najkrótszy. :-). 

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

CM, dzięki za komentarz, jest składny jak trza :) Przynajmniej wszystko z niego zrozumiałem i wiele wyniosłem, więc bardzo dziękuję.

 

Spore nagromadzenie “się” w tak krótkim fragmencie, choć w czytaniu jakoś szczególnie nie przeszkadzało. – Przytoczony przez Ciebie fragment jest fragmentem oryginalnego tłumaczenia średniowiecznej pieśni (jest gwiazdka i przypis w przedmowie) więc nie mi ingerować w nagromadzenie się ;)

 

Spodobał mi się pomysł, by umieścić historię w czasach zamierzchłych. Trochę bałem się, że w tym konkursie może pojawić taka tendencja, by umieszczać bogów wyłącznie w czasach obecnych bądź przyszłych, więc fajnie, że zdecydowałeś się na inny wariant.

Właśnie z takich samych obaw jak Twoje zdecydowałem się na taki wariant. Bo w pierwszej koncepcji tekst miał być właśnie w czasach nam przybliżonych, ale pomyślałem: Pewnie większość tak zrobi! I choć nie przejrzałem wszystkich konkursowych tekstów, to chyba się nie myliłem, bo tendencja jest własnie w tę stronę.

 

Co do efektu WOW doskonale rozumiem, co masz na myśli. Też często mam tak po przeczytaniu różnych tekstów, że niby wszystko super, ale jednak czegoś brakło, a często i gęsto nie wiadomo, co jest tym czymś. Tak bywa :)

 

Jeszcze raz dzięki za poświęcony czas i obszerny komentarz!

Przytoczony przez Ciebie fragment jest fragmentem oryginalnego tłumaczenia średniowiecznej pieśni (jest gwiazdka i przypis w przedmowie) więc nie mi ingerować w nagromadzenie się ;)

Uprasza się o wybaczenie. :-)

Prawda jest taka, że w przedmowie skupiłem się wyłącznie na linku, całą resztę bezczelnie ignorując. :-)

Z kolei gwiazdki przy fragmencie nie zauważyłem, bo rozważałem, czy przeszkadza mi nadmiar “się”. :-)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Niech będzie, wybaczam yes :-)

http://altronapoleone.home.blog

Nowa Fantastyka