- Opowiadanie: Jeżynio - To miał być spokojny przemyt...

To miał być spokojny przemyt...

Wstęp do opowiadania, które później się rozwinie.  Zaczyna się dużą ilością akcji a małą ilością budowania napięcia co w następnym już rozdziale ulega zmianie. Liczę, na wyrozumiałość ale oczekuje krytyki, która pozwoli mi się poprawić.

Oceny

To miał być spokojny przemyt...

 Ortuz było niewielkim miasteczkiem portowym położonym tuż przy ujściu rzeki Adren, która była naturalną granicą między państwami Drageronu

i Irmatu. Idealne miejsce na przemyt lisich skór, które na południu Drageronu osiągały wręcz irracjonalne ceny. Zachar przygotował trzy łodzie ze skrytkami na dnie i umówił spotkanie z pośrednikiem na irmatańskim brzegu rzeki. Nie był na tyle głupi, by zjawić się tam samotnie. Oczekiwał na Kenshiego– młodego egzorcystę z którym łączyła go przyjacielska relacja. Jako członek Gildii pomagał mu niejednokrotnie w tropieniu demonów za co ten, w ramach wdzięczności, służył mu swymi umiejętnościami. Poznali się niecały rok wcześniej, podczas pierwszej misji Kenshiego i od tamtego czasu trwają w przyjaźni.

Zachar czekał na niego przy kapliczce nieopodal plaży miejskiej. Był z nim również mierzący niewiele ponad dwa metry, zielonoskóry ork z czerwonym irokezem i kozią bródką. Zachar poznał go wczoraj w karczmie– jest przygłupi, silny i nie zadaje pytań więc uznał go za idealnego do ładowania towaru. Nie chciał za wiele pieniędzy co prawie trzydziestoletni już przemytnik uznał za nielada okazją.

Znajdowali się w sporej odległości od miasta więc usłyszenie nadchodzącego z dali mężczyzny nie było żadnym problemem. Był przeciętnego wzrostu,ubrany w czarny płaszcz. Zdjął kaptur a ich oczom ukazały się jego włosy w kolorze srebra, podniósł swoje spojrzenie na Zachara. Prawe oko zakrywała opaska a lewa tęczówka pokryta była magicznym Qui o barwie krwawego szkarłatu. Uśmiechnęli się i uścisnęli wzajemnie. Po tym krótkim przywitaniu udali się na plażę gdzie czekały puste skrzynie.

Po nie z pełna pół godziny załadunek towaru zbliżał się ku końcowi. Puste skrzynie znajdowały się na łodzi a nielegalne skóry miały znaleźć się w skrytkach pod pokładem. Oczywiście ork nie miał o ich istnieniu pojęcia a Zachar nie miał zamiaru go uświadamiać. Osobiście układał skrzynie na łodzi a ork jedynie przenosił je z lądu na pokład łódki.

– Ktoś idzie– przerwał im pracę srebrnowłosy i sięgnął do wewnętrznej kieszeni płaszcza aby wyjąć broń. W ręku trzymał niewielkiej długości kij, która po chwili uformował kostur zakończony z jednej strony ostrzem.

Zachar nie odwrócił się, kątem oka ocenił zagrożenie. Nieopodal w krzakach przyglądał im się mężczyzna. Zachariasz miał już z takimi do czynienia w Mieście Cieni. Na na razie powinni udawać, że nie mają pojęcia o jego obecności. Westchnął, widząc reakcje Kenshiego.

– Uspokój się, nie chcemy się zdradzić– szepnął i następnie stanął obok orka, który z łatwością przerzucał pustę skrzynie na wierzch łodzi– Tak właściwie, to jak się nazywasz? Może szukasz zatrudnienia na stałe? Z takimi mięśniami zrobisz fortunę jako ochroniarz!

– Gord, nazywam się Gord– uśmiechnął się głupawo a słysząc propozycje pracy wystrzelił bez namysłu– Pracować jako ochroniarz? No pewnie!

– Zachar– warknął Kenshi– jak już mówiłem ktoś idzie i nie mam namyśli tego durnia w krzakach.

Nie denerwował się. Jego ton był jak zawsze spokojny, wiedział jednak, że nadciągają kłopoty.

Zachar spojrzał na egzorcystę i tylko dzięki sile woli powstrzymał się przed nerwowym rozglądaniem.

– O kim mówisz?– spytał ciszej. Chciał dodać aby zachował spokój ale było to aż nadto zbędne. Srebrnowłosy wytężył wzrok. Dzięki swemu Qui widział zakapturzone postaci nadciągające z oddali. Idąca w centrum postać była wyraźnie wyższa od towarzyszy.

– To twoi pośrednicy?

Zachar pokiwał głową przecząco. Z pośrednikiem mieli spotkać się dopiero na drugim brzegu rzeki. Ten kto nadchodził nie wyglądał na nikogo znajomego, ani na nikogo wartego bliższego poznania. Schował dłoń w rękawie i odczepił sztylet, przytwierdzony rzemieniem do przedramienia. Nieznajomi zbliżali się i wyraźnie kierowali ku nim. Złodziej podszedł do Kenshiego i poklepał go po ramieniu zaś drugą ręką obracał sztyletem w rękawie. Wyszli im na spotkanie, zostawiając orka samotnie na plaży. Spotkali się przy kapliczce. Złodziej nie wykonywał żadnych akcji, obserwując dłonie nieznajomych. Kenshi również oczekiwał pozostając w bezruchu.

Największy z mężczyzn podszedł do Zachara i chwycił go za gardło przyciskając do ściany kaplicy, pozostała dwójka stanęła przy egzorcyście.

– Masz pozdrowienia od Gladymira, Gildia nie zapomina, ani nie wybacza– wyszeptał mu na ucho nieznajomy i zdjął kaptur.

Kenshi ocenił zagrożenie. Przeciętny człowiek niewiele mógł tutaj zrobić. On jednak był dużo szybszy od przeciętnego człowieka. Jednym sprawnym ruchem podciął nogi mężczyźnie, który upadł wraz z Zacharem. Momentalnie po tym przykucnął i odskoczył w tył upuszczając swoją broń. Pozwoliło mu to w ostatniej chwili uniknąć spotkania z ostrzem jednego z bandytów.

– Uważaj, ten duzy to Riru, demon podstępu– krzyknął do przyjaciela. Pozostała dwójka nie dała mu jednak powiedzieć nic więcej. Rzucili się na niego, atakując w skoordynowany sposób,absorbując w pełni jego uwagę. Niczym w zabójczym tańcu wykonywał skoki i piruety unikając wszelkich cięć. Mężczyźni nie pozostawiali jednak żadnej luki do wyprowadzenia kontrataku.

W tym czasie Gord zorientował się, że został sam na plaży, przez co nieco się zmartwił i postanowił poszukać swego zleceniodawcy. Dostrzegł zamieszanie obok kapliczki a gdy zorientował się, że ktoś się tam bije pognał tam czym prędzej. Gdy już był blisko spostrzegł leżącego na ziemi Zachara i Kensheigo w niemałych tarapatach. Wydał z siebie okrzyk dezorientując napastników i zaszarżował w stronę jednego z nich, ten nie zdążył zrobić uniku i został zabrany przez orka, z którym zatrzymał się dopiero na ścianie kaplicy. Przygnieciony ciężarem ciała masywnego orka, najemnik jęknął z bólu i wypuścił broń z ręki. Prawdopodobnie miał złamane żebra ale nie zdążył się tym przejąć, celne uderzenie w twarz pozbawiło go przytomności a następne ciosy pozbawiły życia.

Szarża orka wyrównała szansę. Jeden na jednego miał już większe szanse aby zaatakować. Mężczyzna ciął na wysokości klatki piersiowej. Egzorcysta zareagował szybki padnięciem na ziemie, oparł ciężar ciała na rękach i pociął nogi najemnika. Kenshi podniósł się z ziemi i ruszył na pomoc Zacharowi. Poczuł jednak jak powalony przed chwilą najemnik chwyta go za kostkę i jednym mocnym pociągnięciem ściąga do parteru. Nim się zorientował najemnik siadł na nim i zaczął okładać pięściami. Nie miał jak się z tego wydostać, przeciwnik był w dużo lepszej sytuacji. Nie pozostało mu nic innego jak zasłonić twarz i przyjmować ciosy na garde.

Zachar podniósł się szybciej od swojego rywala i kopnął Riru w bark. Wielkoluda jednak to nie ruszyło i odrzucił Zachara do tyłu. Podszedł do niego i znów chwycił za gardło. Złodziej uwolnił dłoń ze sztyletem i wbił go głęboko pod żebro napastnika, który puścił jego szyje i opadł na kolano. Zachar wymierzył mu dwa celne ciosy w twarz zanim ten pochwycił jego pięść. Spojrzeli sobie w oczy a złodziej ze zdumieniem dostrzegł jak brązowe przed chwilą tęczówki Riru zajarzyły jaskrawą zielenią. Zachar spróbował kopnąć przeciwnika lecz ten złapał jego nogę i powalił na ziemię. Obaj podnieśli się w szybkim tempie. Śledząc ruchy wroga Zachar przygotował się na atak z prawej strony. Riru jednak, nieludzko szybko zmienił ustawienie i uderzył Zachara w brzuch, zanim ten zdążył zareagować. Przemytnikowi na chwilę zabrakło tchu.

Gord skończył okładać martwego już przeciwnika i rozejrzał się jak radzi sobie reszta jego towarzyszy. Zobaczył srebrnowłosego leżącego na ziemi i ponownie pośpieszył mu z pomocą. Złapał najemnika za pas i rzucił za siebie jak szmacianą lalkę. Dumny z siebie ork wyciągnął rękę do Kenshiego. Ten jednak zignorował pomocną dłoń. Zerwał się z ziemi w ruszył aby pomóc przyjacielowi. W biegu podniósł swój kostur i przebił demona zanim ten zdążył zareagować. Potwór zawył przeraźliwie i osunął się na ziemie dysząc ciężko.

W tym czasie najemnik, którego odrzucił Gord wskoczył mu na plecy i zaczął dusić. Ork próbował bezskutecznie pochwycić napastnika co okazało się dla niego niemożliwe.

Demon jeszcze żył, wił się w bólach na ziemi.

– Pomóż mu– powiedział chłodno Kenshi do Zachara wskazując na orka i i splunął

na ziemie krwią– Ja dokończę tutaj.

Kopnął Riru w twarz, podniósł za gardło i rzucił parę metrów dalej. Demon nagle zajął się ogniem a w miejscu, w którym leżał pozostała jedynie kupka popiołu.

– Wezwanie– mruknął pod nosem egzorcysta.

Zachar wciągnął powietrze do płuc, stękając z bólu, potem zsunął płaszcz z ramion i chwycił za lekką kuszę, która do tej pory spoczywała ukryta na jego barkach. Po chwili bełt poszybował w stronę przeciwnika. Celował w szyję lecz ten poruszył się w ostatniej chwili przez co dostał w ramię. Siła trafienia była jednak dostatecznie duża aby rzucić napastnika z pleców orka. Ten kurczowo łapiąc powietrze podziękował za pomoc szczerym uśmiechem. Kenshi minął Zachara oraz Gorda idąc w kierunku najemnika. Ów leżał w kałuży krwi, trzymając się kurczowo przebitego ramienia. Srebrnowłosy chwycił go za ubrania i rzucił pod nogi Zacharowi.

– Masz, wyduś coś z niego– obrócił się na pięcie i skierował wzrok w kierunku krzaków. Tam właśnie od dłuższego czasu przypatrywał im się jakiś nieznajomy a tym sposobem chciał mu dać jasno do zrozumienia, że wiedzą o jego obecności.

Widząc to wyszedł im na spotkanie. Nie małe było zdziwienie Kenshiego gdy stanął przed nim nastoletni chłopak, nie dał jednak tego po sobie poznać. Chłopak o blond włosach uniósł nieznacznie ręce, jasno dając do zrozumienia, że nie ma złych intencji.

– Jestem pod wrażeniem waszych umiejętności– Chłopak zaczął klaskać– Nie każdy potrafi wyjść cało z walki z demonem niższego kręgu

– Jestem pod wrażeniem, niewielu jest w stanie patrzeć bezczynnie na śmierć– Jego dłoń spoczywała na uśpionej w tej chwili rękojeści broni– Czego chcesz?

– Powiedzmy, że mam rachunki do wyrównania z istotami pokroju waszych znajomych– jego głos był spokojny i chłodny, jego twarz nie zdradzała żadnych uczuć– a wy, jak widzę, dość dobrze się znacie

– Dam ci jeszcze jedną szansę– powiedział spokojnie Kenshi– bez wymijających odpowiedzi– Spojrzał mu prosto w oczy swym czerwonym Qui– Czego chcesz?

– Grozisz mi, czy jesteś głuchy?– Założył ręce, wyglądał jak dziecko, które próbuję zgrywać dorosłego.

– To nie jest dobre miejsce do rozmów, wbrew pozorom Ortuz utrzymuję własny garnizon straży miejskiej. przerwał tę rozmowę Zachariasz, kładąc Kenshiemu rękę na ramieniu. Zsunął swój kaptur odsłaniając ciemne, długie, spocone włosy, przylegające pękami do twarzy. Nie wydusił z martwego najemnika zbyt wiele. Gildia potrafiła wyszkolić swoich ludzi aby nie puścili pary z ust. Jeniec nie powiedział wiele więcej niż przemytnik był w stanie sam wydedukować. Mimo to dla własnej satysfakcji pobawił się bełtem w ranie przeciwnika zanim poderżnął mu gardło.

– Powinniśmy zniknąć stąd wszyscy– zaproponował Zachar, nie bał się nieznajomego. Ork stanął po ich stronie niemal bezinteresownie więc oszacował go jako sojusznika. Dawało im to w razie czego przewagę trzech do jednego– Na miejscu zbrodni jest nas czterech a my mamy spotkanie niedługo…

– Macie na bakier z prawem przyjaciele?– kontynuował młodzieniec, ostentacyjnie rozglądając się wokół– ci ludzie to przestępcy,nie macie się więc czego obawiać– mówił. świdrując wzorkiem srebrnowłosego– w zamian za kilka informacji o tym demonie i jego znajomych, mógłbym szepnąć o was kilka miłych słówek dowódcy garnizonu…

– Co nam dadzą miłe słówka? Zaraz zbiegnie się tu straż i nas wszystkich aresztują… – przerwał swoją wypowiedź słysząc kroki nieopodal. Nie mogli być to strażnicy, nie było słychać brzęku stali, charakterystycznego dla zbroi strażników miejskich. Zmysł rozwinięty przez lata życia na ulicy podpowiadał mu, że trzeba znikać– Na łodzie, wszyscy, już! Gord, cuma!

Zachar i Gord pobiegli w stronę łodzi, młodzieniec jednak stał w miejscu i rozglądał się dookoła.

– O! Już nadbiegają strażnicy! Przemyślcie moją ofertę– obrócił się, zamiatając chodnik miejski skrawkiem płaszcza po czym ruszył w kierunku kroków.

– Co za idiota– szepnął pod nosem Kenshi i aktywował swoją broń. Ruszył ku niemu, wiedział, że to nie strażnicy ale nie miał czasu na tłumaczenie. Nie mógł pozwolić aby wpadł w łapy Gildii, widział wszystko co tu zaszło i tylko sprowadziłby na nich kłopoty. Nastolatek nawet się zorientował gdy dostał kosturem w głowę. Zachwiał się lecz zanim upadł egzorcysta złapał go i przerzucił przez ramię. Ruszył biegiem w kierunku łodzi.

Ta była już gotowa. Gord wraz z Zacharem czekali pokładzie. Kenshi biegł wraz z chłopakiem w kierunku łodzi, ten jednak przebudził się a będąc już na jego plecach dobył ukrytego w nogawce noża i szybkim ruchem wbił mu go w udo. Ezorcysta zawył z bólu i puścił nastolatka. Ten podniósł się z ziemi i zaczerpnął po moc światła, którą błysnął srebrnowłosemu po oczach, chwilowo go oślepiając. Tak mu się przynajmniej wydawało, nie wiedział wszak, że Qui nie da się oślepić. Kopniakiem wybił Kenshiego z równowagi i zwrócił do jego towarzyszy na łodzi.

-Zawsze jest taki porywczy?

Kenshi wiedział, że zabawa się skończyła. Nie był zły, cały czas przepełniał go spokój. Oddał chłopakowi inicjatywę, pozwalając mu na przewrócenie go kopniakiem. Pewny swego zwycięstwa chłopak stracił czujność co Kenshi uznał za idealny moment do kontrataku. Jednym sprawnym ruchem podniósł się z ziemi i uderzył przeciwnika pod udem. Wybił się z jednej nogi i półobrotem kopnął klęczącego w plecy. Ten poleciał aż do łódki.

– To nie strażnicy– uświadomił nastolatka i wyjął ostrze z uda, rzucając mu je przed twarz. Qui zapulsowało a rana natychmiast się zasklepiła.

– Możecie przestać się bawić i wsiąść do łodzi?– rzekł podirytowany Gord

Młodzik podniósł się z kolan i spojrzał w stronę nadbiegających postaci.

– To jacyś wasi następni znajomi?– zapytał cynicznie

Duża uzbrojona grupa wylała się na plac przed kaplicą. Wszyscy uzbrojeni w krótkie miecze, kusze i sztylety, w odzieniu na wzór Zachariasza. Wszyscy prócz jednej kobiety, którą przepuścili na przód. U pasa miała przetoczone dziesiątki noży. Nie nosiła też kaptura, twarz zakryta była maską wzorowaną na lisim motywie. Zachar otworzył usta ale nie znalazł słów. Kobieta przestąpiła nad jej martwymi poprzednikami, nie obdarzając ich nawet spojrzeniem.

-Płyniemy – szepnął Zachar i chwycił wiosła. Lisica jednym, sprawnym ruchem ręki rzuciła dwoma ostrzami. Jedno trafiło w środek wiosła, na poziomie brzucha Zachara a drugie o włos uniknął pokonany przez Kenshiego chłopak wskakując do łodzi. Dzięki pomocy siły Gorda udało się szybko odbić od pomostu i pomknąć w stronę drugiego brzegu.

Kusznicy czekali z kuszami w pogotowiu. Stali tak, lecz nie strzelali, nie wiedzieć czemu. Jeden z nich tylko oddał strzał w stronę nic nie spodziewającego się blondyna.

 

 

 

Koniec

Komentarze

Jeżyniu, jaką mam gwarancję, że powyższy fragment nie podzieli losu Twoich wcześniejszych tekstów i nie zostanie skasowany? Czy w ogóle mogę mieć pewność, że doczekam się kontynuacji dzieła?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nie mogę obiecać, że doporadze ten projekt do końca. Mogę jednak obiecać, że kontynuacja się pojawi zaraz po (jeżeli będzie konieczne po uwzględnieniu komentarzy) rekorekcji tego fragmentu. Fragmenty nie znikną już że strony, to również mogę obiecać.

Wow. Naprawdę super, poza tym że czasem są powtórzenia albo zła końcówka to jest super. Kiedy mniej więcej pojawi się ciąg dalszy

Nie używałbym zwrotów, powiązanych typowo z cyfrową rozrywką, np. aktywować broń, używać eliksirów itp. Jeśli próbujesz własnych sił scenariuszach do gier, to zupełnie inna sprawa. Interpunkcja jest tutaj dość słaba, a powyższa wskazówka powinna poprowadzić Cię na właściwą ścieżkę… sam mam olbrzymie problemy z grami komputerowymi oraz terminologią.

Jeśli chodzi o resztę, bardzo ciekawe i interesujące opisanie walczących stron, w tym rasy i profesje typowo “gamingowe”. Ogółem, mając twoje umiejętności, próbowałbym rozwijać własny warsztat.

Pozdrawiam,

Koniec życia, ale nie miłość

Trochę inaczej postanowiłem się zabrać za to, najpierw chciałabym napisać zbiór opowiadań, który lepiej zarysuje bohaterów. Także, na drugą część będzie trzeba trochę poczekać

 

Nowa Fantastyka