- Opowiadanie: Magdaland - Kawa

Kawa

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Biblioteka:

Użytkownicy, Finkla

Oceny

Kawa

 Wiatr ustał tak nagle, jak gdyby ktoś magicznym przyciskiem wyłączył wiatrak. Mimo to chłód nadal przeszywał do szpiku kości. Park był niemal całkowicie pusty o tej porze dnia. Krocząc parkową alejką, słyszałam chrzęst żwiru pod stopami. Ściągnęłam kaptur i poprawiłam włosy.

Kątem oka zobaczyłam postać, idącą tym samym tempem, wzdłuż przeciwległego brzegu sadzawki i odruchowo spojrzałam w jej stronę. Kobieta miała na sobie czerwony płaszcz i długi, granatowy szalik. Szła z podniesioną głową żwawym, pewnym krokiem, co jakiś czas zakładając za ucho niesforne kosmyki długich włosów. Było w niej coś niepokojąco znajomego, chociaż byłam pewna, że nigdy wcześniej jej nie spotkałam. Zafascynowana, wkroczyłam na przecinający sadzawkę mostek i podążyłam za kobietą. Na skraju parku skręciła w prawo i zniknęła w kawiarni. Odczekałam minutę przed drzwiami, po czym również weszłam do środka.

W lokalu było gwarno i pachniało kawą z cynamonem. Ściągnęłam kurtkę, rozglądając się dyskretnie i usiadłam przy stoliku w rogu, skąd mogłam obserwować całą salę.

Siedziała pod oknem, niedaleko wejścia. Podpierając brodę ręką, obserwowała przechodniów. Po chwili podszedł kelner i postawił na stoliku filiżankę z kawą, za którą podziękowała uśmiechem.

Wtedy, dokładnie przyjrzałam się jej twarzy. Brązowe, podkreślone kredką oczy i błądzący za oknem wzrok zdradzały, że myślami jest daleko stąd. Niekiedy marszczyła lekko brwi, to znów uśmiechała się pod nosem, unosząc kąciki pociągniętych krwistoczerwoną szminką ust.

„To niemożliwe…” pomyślałam, a przeszywający chłód, docierający aż po czubki palców sprawił, że nie byłam w stanie się poruszyć. Rzeczywiście, nigdy nie poznałam tej kobiety. Ale widywałam ją codziennie, spoglądając w lustro. Była obca i znajoma zarazem.

Patrzyłam na osobę, która jest mną. Wygląda identycznie, jak ja. Tak samo się porusza. Co jakiś czas zerka na zegarek na nadgarstku, jakby na kogoś czekała. Obserwowałam, jak zbliża filiżankę do ust i upija łyk gorącego napoju. Kawa… jak dawno jej nie piłam. Dlaczego tak tęsknię za tym smakiem? Kelner obojętnie mijał mój stolik, ale nie przeszkadzało mi to. I tak nie byłabym w stanie wydusić teraz ani słowa.

Po dłuższej chwili do kawiarni wszedł mężczyzna. To był Maciek. Przebiegł wzrokiem po sali, ale nie zerknął nawet w moim kierunku. Och, nie, muszę coś zrobić. Muszę szybko do niego podejść! Próbowałam wstać z krzesła, ale nie mogłam wykonać najmniejszego nawet ruchu. Chciałam biec, chciałam krzyczeć, ująć jego twarz w dłonie i powiedzieć mu, jak bardzo go kocham.

Co się, do cholery, dzieje?!

Tymczasem on podszedł do siedzącej pod oknem kobiety i pocałował ją na powitanie. Odwróciła wzrok, jakby lekko zbita z tropu i usiadła sztywno na krześle, kładąc dłonie na kolanach. Zrobiła długi wdech, spuściła wzrok, po czym powoli, ale bez wahania zaczęła o czymś mówić. Uśmiech Maćka najpierw przygasł, aby – w miarę trwania jej przemowy – przekształcić się w grymas bólu i niezrozumienia. Co się dzieje? Co powiedziała? Dlaczego nerwowo rozdziera serwetkę, dlaczego nie patrzy mu w oczy? Maciek, do cholery, jestem tutaj!

Nagle wstał, przewracając krzesło. Złapał kurtkę i wybiegł na zewnątrz. Kobieta, nieco zażenowana, rozejrzała się dyskretnie po sali, ale nie zauważając ciekawskich spojrzeń, odprężyła się i sięgnęła po telefon. Przymknęła powieki i odetchnęła z ulgą.

Poczułam, jakby coś się we mnie odblokowało i znów mogłam się poruszyć. Wybiegłam z kawiarni, z całych sił próbując go dogonić. Szedł tą samą alejką, którą tu dotarłam.

– Maciek! – krzyknęłam – Przepraszam! Od tak dawna chcę ci to powiedzieć…

Zatrzymał się w pół kroku i odwrócił, wbijając we mnie wzrok.

– Dlaczego? – wyszeptał. Zacisnął zęby i usiadł na ławce.

Chciałam mu powiedzieć, że to pomyłka. Jeśli tylko mi wybaczy, to już nigdy się nie rozstaniemy. Tak, jak nie raz obiecywałam.

Wtedy jednak zdałam sobie sprawę, że nie patrzy na mnie. Że mnie nie widzi. Patrzył poprzez mnie w kierunku kawiarni, którą przed sekundą opuściła kobieta w czerwonym płaszczu. Oddalała się szybko, w przeciwnym kierunku.

Powoli zaczynałam rozumieć. Mgliste obrazy wyłaniały się z mroków pamięci.

Leżę na podłodze. Przejmujący chłód wdziera się przez całą powierzchnię skóry. Serce bije coraz wolniej. Wreszcie staje.

Klucz w drzwiach. Krzyk. Uciskanie klatki piersiowej, intubacja. Ciemność.

Dlaczego to zrobiłam? Nie pamiętam. Ale nie przez ciebie, Maćku. Tego jestem pewna.

Reanimacja się udaje. Ona żyje.

Jednak ta część, którą byłam ja, umiera w tamtym momencie.

Teraz błądzę po parku, wczepiając się resztkami wspomnień w twój świat. Ale to wciąż ja, Maćku. Nasze wspólne poranki przy kawie, nudne spacery i wakacje w Polsce. Seriale i popcorn pod kocem. Palce wplątane we włosy.

To ja. Ta część, która kochała cię, całą sobą. Której już nie ma, w tamtej kobiecie.

Usiądę obok. To tu chcieliśmy kiedyś przyjść z wnukami.

Spójrz, cały nasz park tonie w złocie i czerwieni.

Koniec

Komentarze

Pomysł nienowy i dość łatwo się domyślić, że to coś w tym stylu, od momentu, kiedy narratorka się rozpoznaje w tej drugiej kobiecie. Rozdwojenie na kogoś, kto żyje i tego, kto nie żyje, jest nieco mniej banalnym elementem w tej układance, ale niestety nie bardzo zrozumiałam, jak to działa, jakimi cząstkami oryginalnej osoby są dwie dziewczyny. Zostawiłaś to trochę za bardzo niedopowiedziane – czy to choroba zmieniła narratorkę? co się właściwie stało? dlaczego cząstka kochająca Maćka umarła? – może warto byłoby trochę ten wątek rozwinąć, bo impresyjność tu akurat nieco szkodzi. (Na portalu poprawiamy i zmieniamy teksty, to norma.)

Wykonanie nie jest bardzo złe, aczkolwiek styl nieco naiwny, a i interpunkcja miejscami szwankuje. Ale pisz dalej :)

 

Masz tu przydatny poradnik z portalowym survivalem:

https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842676

 

Łapanka trochę wybiórcza:

Słyszałam chrzęst swoich kroków na żwirowej, parkowej alejce.

Raczej: własnych kroków. Zaimek “swój” jest słówkiem do unikania w miarę możności w tekście literackim.

 

co jakiś czas zakładając za ucho niesforne kosmyki długich włosów

Jeśli narratorka to widzi, to chyba mamy do czynienia z bardzo małym stawem – raczej sadzawką… A całość opisu wskazuje na to, że ta druga kobieta jest dość daleko.

 

Rozejrzałam się dyskretnie[+,] ściągając kurtkę[+,] i usiadłam

Przecinki są konieczne także dla zrozumienia, o co chodzi – bez nich nie wiemy, czy dyskretnie się rozglądała, czy dyskretnie ściągała kurtkę ;)

 

przy stoliku w rogu, z którego mogłam obserwować całą salę

Też takie trochę nie tego, bo czy zaimek “którego” odnosi się do stolika, czy do rogu? To takie stylistyczne drobiazgi, ale dobrze o nie dbać. Może “skąd” byłoby lepsze?

 

Podpierając brodę ręką[+,] obserwowała przechodniów. Po chwili podszedł kelner, stawiając na stoliku filiżankę z kawą, za którą podziękowała uśmiechając się.

Nieładne to. → Po chwili podszedł kelner i postawił na stoliku filiżankę z kawą, za którą kobieta podziękowała z uśmiechem.

I skąd wiadomo, że w filiżance kawa, skoro narratorka siedzi dość daleko?

 

usiadła sztywno na krześle[+,] kładąc dłonie na kolanach

Uśmiech Maćka[-,] najpierw przygasł,

Na raz wstał

→ Naraz. I lepiej “nagle”.

 

Dlaczego? – wyszeptał

Brak półpauzy przed wypowiedzią

http://altronapoleone.home.blog

Ciekawe. Pomysł całkiem oryginalny, aura tajemniczości generalnie mi się podobała, a niedopowiedzenia nie ubodły mnie tak jak drakainy, choć przyznaję, że tak krótka forma nie pozostawiła zbyt wiele miejsca na ekspozycję i może jakieś wytłumaczenie dlaczego magia działa w tym świecie tak, jak działa. Z tego co jednak widzę to Twoje pierwsze opowiadanie tutaj, także jak na debiut poszło Ci moim zdaniem bardzo dobrze. Pisz dalej, chętnie poczytam. Może tym razem jakąś dłuższą formę?

"Nie wierz we wszystko, co myślisz."

Fajny pomysł z tą “częściową” śmiercią. Choć zgadzam się z Drakainą, że przydałoby się coś więcej wyjaśnić – dlaczego właśnie ta część bohaterki umarła. Bo powód prawie-śmierci to IMO samobójstwo, a nie choroba (”Dlaczego to zrobiłam? Nie pamiętam. Ale nie przez ciebie, Maćku”.)

Napisane przyzwoicie. 

Paper is dead without words; Ink idle without a poem; All the world dead without stories; /Nightwish/

A, fakt, też miałam moment takiej myśli, że to samobójstwo – ale ono jest totalnie niewytłumaczone w tekście, więc zapomniałam w końcu o tej opcji ;) Ale skoro drugiej osobie przyszła do głowy, to może właśnie tak jest.

http://altronapoleone.home.blog

Zdecydowanie chodziło tam o samobójstwo. A fakt, że nie pamiętam dlaczego próbowała je popełnić sugeruje, że była dość niestabilna psychicznie i może na dobre jej wyjdzie fakt, że ta część jej świadomości która próbowała się zabić umarła :D 

Całość całkiem mi się podobała, chociaż to nie do końca mój typ literatury. Faktycznie, jak pisze drakaina, dość łatwo było się połapać ogólnie o co chodzi z tajemniczą kobietą, ale szczegóły sprawy zaskakują i są całkiem ciekawym pomysłem, na plus. Zastanawia mnie zdanie:

Było w niej coś niepokojąco znajomego, chociaż byłam pewna, że nigdy wcześniej jej nie spotkałam.

Skąd bohaterka może być tego pewna, skoro nie jest w stanie zauważyć jej twarzy?

Kilka elementów niezbyt mi się podobało, ale to głównie kwestia moich preferencji. Nie przepadam za narracją pierwszoosobową (chociaż w tego rodzaju opowiadaniu raczej pasuje). Używasz za dużo wielokropków, przez co całość nabiera niepotrzebnej pretensjonalności. 

W lokalu było gwarno i pachniało kawą z cynamonem.

Bardzo podoba mi się to zdanie. Jednym prostym trikiem sprawnie oddajesz atmosferę miejsca tak, że każdy jest w stanie je sobie wyobrazić, nie zasypując przy tym masą zbędnych, rozpraszających detali. Brawo.

To twój pierwszy tekst na portalu. Nie rzuca na kolana, ale to kawałek solidnego szorta, niezły start. Jeśli to w ogóle debiut, to tym lepiej. 

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

Arnubisie, nie wiem, czy umarła akurat ta część jej świadomości, która próbowała się zabić. Ta umarła część nadal kocha Maćka i jest pewna, że nie przez niego się zabiła. Zresztą nie zerwali wcześniej, chłopak był zrozpaczony po tym, jak rzuciła go w kawiarni, więc to rzeczywiście nie on był powodem. Może to kara za to, że nie potrafiła powstrzymać tej drugiej części siebie? ;)

 

Magdaland, bardzo mi się twój opek podobał. Ładnie napisany i potrafisz zaskoczyć czytelnika. :D

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Bardzo dziękuję za wszystkie miłe słowa i cenne uwagi – poprawki w tekście wprowadzone :) Próby pisarskie podejmuję od niedawna, dlatego wszelka konstruktywna krytyka mile widziana.

Faktycznie, słowa “staw” użyłam na wyrost, co wprowadza zamęt, bo w opowieści bohaterka częściowo widzi twarz obserwowanej kobiety.

Tak, jak piszą El Lobo Muymalo i Arnubis, bohaterka podjęła nieudaną próbę samobójczą, którą przeżyła. Takie traumatyczne doświadczenie, u części osób, może spowodować coś, na kształt zmiany osobowości. Jeśli to zbiór pewnych cech charakteru, reakcji i interpretacja emocjonalna wspomnień, czyni z nas określonego człowieka (pisząc w uproszczeniu oczywiście), to czy utrata ich części (a z nimi – części osobowości), może uczynić z danej osoby, kogoś innego? A idąc tym tropem – jeśli zmiana jest znaczna, to czy te porzucone/utracone cechy, mogą złożyć się w innego człowieka – w tym przypadku, już tylko w jego ducha. 

Wiem, to dość pokrętne tłumaczenie, ale mam nadzieję, że złapiecie, o co mi chodziło.

Irka_Luz – nie nazwałabym rozdwojenia karą, bo to by zakładało, że jest ktoś/coś, co bohaterkę karze. A jest to, po prostu konsekwencja jej czynu. Ale interpretować każdy może po swojemu :)

Ja lubię liczne niedopowiedzenia w tekście, ten zabieg był celowy ;) Ale rozumiem, że nie zawsze się sprawdza. Będę mieć to na uwadze przy następnych, dłuższych tekstach :)

 

Pomysł znany i wałkowany po wielokroć, jednak szort całkiem sprawnie napisany, czuć w nim emocje bohaterki. Warsztat dobry, czas spróbować sił w czymś dłuższym :)

Dziękuję, belhaj :) Piszę opowiadanie, na pewno wrzucę, jeśli wyjdzie coś sensownego.

Sporo sensownych rzeczy napisała o tym szorcie Drakaina. Pod większością mógłbym się podpisać. Nie narzekałbym za bardzo na warsztat – jak na debiut portalowy tekst napisany jest dosyć sprawnie, zwłaszcza jego pierwsza połowa. Ale rzeczywiście, te wielokropki i lekka naiwność narracji, trącą pewną pretensjonalnością. Ja szczególnie nie lubię takich zwrotów pociesznych (na dodatek z "ochami") jak na przykład w tym fragmencie: "Och, nie… Muszę coś zrobić. Muszę szybko do niego podejść!” Brzmi to dramatycznie słabo, a przecież nastolatką nie jesteś.

Ogólnie należy pochwalić lekkie przełamanie ogranych motywów z duchami. Wprowadzasz postać, która uległa swoistemu rozdwojeniu. Żyje poza światem rzeczywistym i jednocześnie nadal zachowuje drugą, cielesną część, kontynuującą życie na ziemskim łez padole. Jest w tym Twoja, oryginalna koncepcja. To na plus. Gorzej z ogólną wymową szorta. Po umiarkowanie ciekawym wprowadzeniu robi się ckliwe romansidło.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Faktycznie, druga część tekstu może brzmieć, jak napisana przez miłośniczkę “Zmierzchu” :)

Dzięki, za opinię mr. maras!

Ciekawy pomysł. Bazujący na czymś, co wiele razy było juz opisywane, ale jednak zaskakujący nowymi elementami, jak rozdwojenie bohaterki.

Takie traumatyczne doświadczenie, u części osób, może spowodować coś, na kształt zmiany osobowości. Jeśli to zbiór pewnych cech charakteru, reakcji i interpretacja emocjonalna wspomnień, czyni z nas określonego człowieka (pisząc w uproszczeniu oczywiście), to czy utrata ich części (a z nimi – części osobowości), może uczynić z danej osoby, kogoś innego? A idąc tym tropem – jeśli zmiana jest znaczna, to czy te porzucone/utracone cechy, mogą złożyć się w innego człowieka – w tym przypadku, już tylko w jego ducha. 

Domyślam się, że to część inspiracji do napisania szorta.

 

Trochę mi zgrzyta przeplatanie czasu teraźniejszego i przeszłego dla oddania chwili śmierci, reanimacji i tego, co nastąpiło później. Zmieniłabym czas na teraźniejszy w poniższych zdaniach, ale to mój subiektywny odbiór.

 

Powoli zaczynałam zaczynam rozumieć. Mgliste obrazy wyłaniały się z mroków pamięci.

Reanimacja się udała udaje. Ona żyje.

Jednak ta część, którą byłam ja, umarła umiera w tamtym momencie.

 

I mały drobiazg prawie na początku tekstu – powtórzenie:

 

Zafascynowana, skręciłam na przecinający sadzawkę mostek i podążyłam za kobietą. Na skraju parku skręciła w prawo i zniknęła w kawiarni.

 

Ładny tekst, klimatyczny, smutny. Chętnie przeczytam Twoje następne opowiadania, ale nie spiesz się. Pokaż je nam, gdy uznasz, że są gotowe.

Domyślam się, że to część inspiracji do napisania szorta.

Zgadza się :)

Naniosłam część zmian, dziękuję yantri.

 

„To niemożliwe…” pomyślałam, a przeszywający chłód docierający aż po czubki moich palców sprawił, że nie byłam w stanie się poruszyć.

– niepotrzebne

 

Ździebko ckliwe. Nie, bardzo ckliwe ;) Ale nie powiem, przez moment miałem wrażenie, że pójdziesz utartym szlakiem odkrywając koło na nowo, a sprawiłaś mi niespodziankę kierując wymowę w stronę o którą Cię nie podejrzewałem, patrząc na to jak kierujesz akcją/fabułą. Dobrze. Schematy trzeba przełamywać :)

Oczywiście temat słaby, aby można było z niego zrobić coś ekstra. Ale to można poprawić w kolejnym szorcie ;)

 

Pozdrawiam Czwartkowy Dyżurny

Cieszę się, że jednak czymś Cię zaskoczyłam, Blacktomie :) 

Następnym razem będzie mroczniej :)

 

Pozdrawiam

Mniej więcej w połowie tekstu myślałam, że pójdziesz w kierunku kradzieży tożsamości, może że będzie miało to związek ze śmiercią, ale samobójstwa się nie spodziewałam. Sprawnie napisane :)

 

P.S. Twój nick tak bardzo przypomina mi jednego wykładowcę, że nie mogłam nie zajrzeć :D

Dziękuję, Aryo :)

P.S. Twój nick tak bardzo przypomina mi jednego wykładowcę, że nie mogłam nie zajrzeć :D

Uwzględniając Twoje miasto przypuszczam, że chodzi o mój nick bez “d” na końcu? ;) 

Znam z opowieści. Sama, nigdy nie miałam “przyjemności” poznać :)

Hahahaha, strzał bez pudła! :D Mnie ten zaszczyt spotykał przez rok (i szczęśliwie ani dnia dłużej:) Chociaż wiedzy i zapału nie można mu odmówić.

Dobrze się czytało, choć nie nawiązałem duchowej więzi z bohaterami, ale trudno tego wymagać w przypadku szorta. :)

Tylko jeden zwrot mnie ukłuł:

wyszeptał zagryzając zęby

Próbowałem to zrobić i nie dałem rady. Proponuję “mruknął” :)

Zależy mi na dobrej opinii u tych ludzi, o których mam dobrą opinię

Dziękuję, Tsole :) 

Uwzględniłam sugestię rozdzielając czynności :)

W pisaniu dopiero raczkuję. Na razie testuję, co mi pasuje, a co nie.

 

Chciałbym raczkować w takim stylu. Może w następnym wcieleniu… smiley

Zależy mi na dobrej opinii u tych ludzi, o których mam dobrą opinię

Niby pomysł nienowy, a jednak dobry i dobrze wykonany – w końcu sięganie po wcześniejsze motywy tez może być udane. Całość nie powiela szczegółów, ba, podsuwa pomysły :-) 

Czyta się sprawnie, jest w tym stan ducha głównej bohaterki.

A dlaczego cząstka kochająca umarła? Cóż, ja tu nie mam problemu w odczytaniu: śmierć kliniczna, moment niedotlenienia mózgu, zmiany emocjonalne tym wywołane (zarówno z powodu samego procesu, jak i zwykłych przemyśleń “co można zmienić”). A czy ten element musi być wytłumaczony? Hm, dla samego opowiadania nie ma to właściwie znaczenia. To mógł być sam obiekt emocji (skoro umarła część kochająca, mogła przeżyć część wątpiąca), to mogło być cokolwiek innego.

Mi się podoba i do biblioteki idę zgłaszać punkt.

 

Swoją droga w połączeniu z tym, co napisałaś w wątku pomocy merytorycznej, widać wpływ zawodowy. Lekarka, ratowniczka?

 

Jedna rzecz: chrzęścić może żwir pod stopami. No chyba, ze to kolana chrzęściły przy krokach :-)

 

 

Arya, czy Ty widzisz co napisałaś o kopaniu w kontekście medycznym? :P 

Dokładnie to chciałam przekazać tą historią, Wilku zimowy! :) Bez wgłębiania się w przyczyny rozdzielenia osobowości na dwie części, którą uważam tutaj za czysty przypadek. Bohaterka podjęła decyzję o zakończeniu życia, ale biorąc pod uwagę skutki, wpadła z deszczu pod rynnę.

Dziękuję za miłe słowa i zgłoszenie do biblioteki!

 

Lekarka, ratowniczka?

Trafiłeś, lekarka ;)

Arya, czy Ty widzisz co napisałaś o kopaniu w kontekście medycznym? :P

Zatem, Wilku, nasunęły Ci się podobne skojarzenia jak mi, kiedy przeczytałam ten komentarz następnego dnia… :D Ale cóż poradzić, tyle trwa rok akademicki?

 

EDIT: wprowadzę po cichu drobną zmianę, co by niewłaściwych skojarzeń nie narobiło:)

Interesujący pomysł z pośmiertną bifurkacją, podobał mi się. Reszta już mniej – nie przepadam za romansidłami. Bohaterka, która sama nie wie, czemu popełniała samobójstwo, też nie przypadła mi do gustu. Wydawałoby się, że to musiał być istotny powód i że się go tak szybko nie zapomni. Ale może to ma sugerować, że przeżyła ta bardziej samobójcza część, a zginęła ta zakochana i mająca powody, żeby trzymać się życia.

Babska logika rządzi!

Ale może to ma sugerować, że przeżyła ta bardziej samobójcza część, a zginęła ta zakochana i mająca powody, żeby trzymać się życia.

Ta “samobójcza część” miała inne priorytety w życiu, a miłość i to, co się z nią wiązało, w pewien sposób ograniczała ich realizację. Utrata części osobowości, która chciała dotychczasowego życia, umożliwiło tej pozostałej decyzję i wprowadzenie zmian, co – w pewnym sensie – dobrze jej zrobiło.

Wydaje mi się też, że osoby targające się na swoje życie, często nie mają jakiegoś jednego, konkretnego powodu. Robią to, bo czują się nieszczęśliwe – nie wiedząc, co właściwie je unieszczęśliwia (pomijam tu osoby chorujące np na depresję).

Dzięki za zajrzenie, Finklo!

Zastanawiam się, co skłoniło dziewczynę do samobójstwa i dlaczego, choć ją odratowano, umarła ta jej część, która kochała.

Czytało się całkiem nieźle. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Regulatorzy, powodem był brak satysfakcji z tego, jak potoczyło się życie bohaterki. Czuła się nieszczęśliwa i nie potrafiła nic z tym zrobić – ani w pełni odnaleźć się (i docenić) w tym, co miała, ani wprowadzić jakichś bardziej radykalnych zmian. Tak, jak pisałam wyżej, to nie był jeden konkretny powód. Natomiast efekt – część, która umarła – to czysty przypadek. Wszak trudno przewidzieć, co wyniknie z podjęcia tak radykalnych kroków.

Dobrze, że nie czytało się źle ;) 

 

No tak, tak desperacki krok może przestawić resztę życia na zupełnie inne tory, a tu, jak się okazało, jeszcze rozjazd…

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka