- Opowiadanie: Dragon_Lord_ - Kto?

Kto?

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Kto?

Zza rogu wychyliła się postać ubrana w czarny, nieco zniszczony płaszcz i brudne, ciemno brązowe spodnie. Owa postać przedstawiła się kapłanowi jako Argymir. Mówił, że potrzebuje pewnego ziela, które w ogrodzie, w którym to się znajdowali, rosło:

– Ale, miłościwy panie – odezwał się kapłan. – Zioła, o którym mówisz, nie ma w naszym ogrodzie.

– Ach, a gdzie będę mógł je znaleźć? – zapytał się Argrymir.

– Słyszałem, że wiedźma na wyspie Morgald, w okolicach, chyba miasteczka Barar, ma zasuszone zioło, o którym mówisz – Odpowiedział kapłan.

– Dobrze, nie będziesz mi już potrzebny – rzekł Argymir.

 

Zakapturzona istota, ukazała swe oblicze kapłanowi. Ujrzał on pustkę, tylko pustkę. Owa pustka wywołała w nim taki strach, że zaczął krzyczeć tak mocno, że za parę chwil umarł. Arygmir odszedł spokojnie, podczas gdy wszyscy inni kapłani zebrali się przy jego ciele. Niektórzy, próbowali go zatrzymać, ale jak nawet postanowił wysłuchać któregoś z nich, dostał napad strachu. Co prawda nie taki napad jak miał zmarły wcześniej jego brat, ale i tak była to straszna chwila w życiu owego kapłana. Być może potem umarł, ale o tym mi nic nie wiadomo.

 

Istota zwana Arygmirem postanowiła udać się na wyspę, o której mówił zmarły kapłan, gdzie szybko odnalazł wiedźmę. Zapukał do drzwi. Wiedźma przyjęła zakapturzonego wędrowca, myśląc że to zwykły kupiec lub chłop, który coś od niej znów chce. Arygmir zapytał się czy wyżej wspomniane zioło ma:

– A co mi dasz złotko, za te zioło? – zapytała się wiedźma. – Bo wiedz takie zioło to dużo będzie kosztować.

– Wiem, a co byś chciała? – również zapytał się Arygmir.

– Wyglądasz na całkiem rozgarniętego, chce byś mnie chronił przez jakiś czas – odparła wiedźma.

– Mogę ci dać moc dzięki której będziesz mogła się sama bronić – rzekł Arygmir.

– Co mi szkodzi? – odrzekła wiedźma.

 

Arygmir podszedł do niej, dotknął ją w czoło, a ta nagle zaczęła krzyczeć. Wiedźma krzyczała tak mocno że aż zemdlała. Arygmir poczekał aż wiedźma wstanie. Jak wstała zapytała się co takiego jej zrobił, a ten wytłumaczył jej, że może podporządkować sobie trzydziestu ludzi, a ci którzy ich zabiją też będą mieli tą moc, która przechodzić będzie z człowieka na zabójce owego człowieka, jeśli taki człowiek umrze naturalnie to najbliższa osoba wchłonie tą moc i będzie ci posłuszna. Gdy jej wytłumaczył otworzyła skrzynie i wyjęła z niej zioło, które szukał. Potem pożegnał się z wiedźmą i odszedł.

Koniec

Komentarze

No niestety, ale jest słabo, nawet bardzo. Nie zniechęcaj się ani nie odbieraj moich słów jako ataku, po prostu szczerze chcę ci powiedzieć na czym stoisz. Na chwilę obecną nie bardzo jest się czym pochwalić. Nie znaczy to oczywiście, że masz przestać pisać, po prostu przed tobą jeszcze ogrom pracy, a poza samym pisaniem polecam ci także czytać, bardzo dużo czytać i to nie literatury byle jakiej, ale porządnie napisanej. Jak nie będziesz wiedział za co się zabrać, to nawet tutejsza Biblioteka jest zbiorem masy świetnych, dobrze napisanych tekstów. 

A teraz przechodząc do samego opowiadania:

Przede wszystkim nie jestem pewny, czy to w ogóle jest opowiadanie. W sensie, nie ma tu żadnej konkretnej fabuły, dzieją się jakieś rzeczy, ale do niczego to nie zmierza, nie ma żadnego zakończenia ani sensu i logiki, nic nie wyjaśniasz.

Jakiego w ogóle zioła szuka Arygmir i po co? Bo ciągle o tym zielu wspominasz, ale zupełnie nic nie wyjaśniasz, przez co cały ten motyw (najważniejszy dla opowiadania!) nie ma sensu. Skąd wpadł na pomysł, że znajdzie je w ogrodzie jakiegoś klasztoru? Mógł słyszeć, że kapłani mają bogaty ogród i spróbować sprawdzić czy nie mają akurat tego, ale u ciebie narrator wprost stwierdza, że to zioło rosło w tym ogrodzie, a w dosłownie następnym zdaniu kapłan twierdzi, że go nie mają. Tak narracji prowadzić nie można. Dalej, dlaczego niby Arygmir zabija kapłana? Po co? Co tym zyskuje? Przecież i tak wiedział gdzie ma się udać, wystarczyłoby odwrócić się i sobie pójść. Mówi, że go już nie potrzebuje, więc go zabił. Ok. Ale dlaczego w takim razie nie zabił wiedźmy, tylko dał jej jakąś (zupełnie niepotrzebnie szczegółowo opisaną) supermoc? Tekst bardzo krótki, a fabuła strasznie szczątkowa, ale i tak pełno w niej luk.

Niestety z wykonaniem nie jest ani trochę lepiej. Momentami kuleje u ciebie zapis dialogów, w tym celu polecam poradniki, np. tu https://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112 albo tu https://fantazmaty.pl/2018/01/jak-zapisywac-dialogi/ Zresztą same dialogi są zapisywane dość dziwnie, ponieważ część wypowiedzi bohaterów zapisujesz jako klasyczne dialogi, a część wplatasz w narrację. Same dialogi ponadto wymagają sporo pracy, bo wypadają sztucznie i nienaturalnie.

Interpunkcja. Masz przecinki zbędne, masz przecinki brakujące. Czasem gubisz ogonki, jak np. chce – chcę.

Mylisz imię swojego bohatera. W tak krótkim tekście nazywasz go Argymir, Argrymir, Arygmir. Proponuję zacząć pisanie od nadawania bohaterom imion, z którymi jesteś w stanie sobie poradzić.

Tak naprawdę cały tekst można by rozebrać zdanie po zdaniu i pokazywać co jest nie tak.

Zza rogu wychyliła się postać ubrana w czarny, nieco zniszczony płaszcz i brudne, ciemno brązowe spodnie. Owa postać przedstawiła się kapłanowi jako Argymir. Mówił, że potrzebuje pewnego ziela, które w ogrodzie, w którym to się znajdowali, rosło:

Zza rogu czego? Powtórzenie słowa “postać”. Jakiemu kapłanowi przedstawia się postać, jeszcze nic nie napisałeś, że na miejscu jest jakiś kapłan. Nie wiadomo w ogóle gdzie się dzieje akcja. W zdaniu “ Owa postać przedstawiła się kapłanowi jako Argymir.” podmiotem jest “postać”, ale następne zdanie zaczynasz od “Mówił”, gubisz podmiot. Czemu ostatnie zdanie kończy się dwukropkiem? Bo w tej formie sugerujesz, że w następnej linijce zamieścić opis tego, jak Argymir mówił, że potrzebuje ziela. Ale w następnej linijce masz odpowiedź kapłana. Do tego pomieszany szyk zdania, powinno być coś w stylu “Mówił, że potrzebuje pewnego ziela, które rosło w ogrodzie, w którym to się znajdowali.” Zresztą “to” jest tu zupełnie zbędne i nadaje tylko sztucznego patosu.

Zakapturzona istota, ukazała swe oblicze kapłanowi. Ujrzał on pustkę, tylko pustkę. Owa pustka wywołała w nim taki strach, że zaczął krzyczeć tak mocno, że za parę chwil umarł.

Jeśli już wprowadziłeś imię bohatera, określanie go jako “zakapturzona istota” brzmi słabo. Zbędny przecinek po “istota”. I zupełnie nie ogarniam tego, co się wydarzyło w ostatnim zdaniu. To znaczy, wynika z niego, że kapłan nie umarł bo został porażony grozą na widok pustki zamiast oblicza Argymira. Wynika z niego, że kapłan umarł dlatego, że bardzo mocno krzyczał. Do tego w jednym zdaniu masz powtórzony schemat że – że, słabo to wygląda.

Arygmir odszedł spokojnie, podczas gdy wszyscy inni kapłani zebrali się przy jego ciele.

Gubisz podmiot. Z tego zdania wynika, że kapłani zebrali się przy ciele Arygmira.

Niektórzy, próbowali go zatrzymać, ale jak nawet postanowił wysłuchać któregoś z nich, dostał napad strachu. Co prawda nie taki napad jak miał zmarły wcześniej jego brat, ale i tak była to straszna chwila w życiu owego kapłana. Być może potem umarł, ale o tym mi nic nie wiadomo.

A tutaj to już kompletny chaos. Zbędny przecinek na samym początku. Nie panujesz zupełnie nad podmiotami w zdaniach, przez co wynika ci koncert komedii. Z tych trzech zdań wychodzi, że Argrymir słuchając kapłanów dostał napadu strachu. Potem okazuje się, że przed chwilą zmarł brat Argrymira. No i na sam koniec być może Argrymir w ogóle umarł, ale nic o tym nie wiesz. I w ogóle co to za nagła zmiana narracji na pierwszosobową, tylko w jednym zdaniu? 

Istota zwana Arygmirem postanowiła udać się na wyspę, o której mówił zmarły kapłan, gdzie szybko odnalazł wiedźmę.

Nie pisz “istota zwana Arygmirem”, znamy już tego bohatera. Ale jeśli podmiotem jest “istota”, to “szybko odnalazła wiedźmę”.

Wiedźma przyjęła zakapturzonego wędrowca, myśląc że to zwykły kupiec lub chłop, który coś od niej znów chce.

W sumie miała rację, po prostu wędrowiec który czegoś od niej chciał. Ale całe zdanie pokraczne. I lepiej byłoby pokazać tę scenę, a nie streścić ją w jednym zdaniu.

Arygmir zapytał się czy wyżej wspomniane zioło ma:

Znowu robisz to samo z dwukropkiem co na początku. Słowo “się” jest tu zbędne. Zły szyk, raczej “Arygmir zapytał, czy ma wyżej wspomniane zioło.” Przy czym ostatni raz o zielu piszesz dwa akapity wcześniej. I w ogóle forma “wyżej wspomniane” to może znaleźć się w liście, ewentualnie w mocno spersonalizowanej narracji, ale na pewno nie pasuje użyta tak jak to zrobiłeś.

– A co mi dasz złotko, za te zioło? – zapytała się wiedźma. – Bo wiedz takie zioło to dużo będzie kosztować.

– A co mi dasz, złotko, za te zioło? – zapytała się wiedźma. – Bo wiedz, że takie zioło to dużo będzie kosztować.

– Wiem, a co byś chciała? – również zapytał się Arygmir.

– Wyglądasz na całkiem rozgarniętego, chce byś mnie chronił przez jakiś czas – odparła wiedźma.

– Mogę ci dać moc dzięki której będziesz mogła się sama bronić – rzekł Arygmir.

– Co mi szkodzi? – odrzekła wiedźma.

Do ochrony to raczej bardziej potrzeba kogoś silnego niż rozgarniętego. A przyjmowanie magicznych mocy od tajemniczych nieznajomych może szkodzić na wiele sposobów. W każdym razie dialog drętwy.

Arygmir podszedł do niej, dotknął ją w czoło, a ta nagle zaczęła krzyczeć. Wiedźma krzyczała tak mocno że aż zemdlała.

Odnoszę wrażenie, że w twoim uniwersum krzyczenie jest dużo bardziej niebezpieczne niż sam Arygmir.

Arygmir poczekał aż wiedźma wstanie. Jak wstała zapytała się co takiego jej zrobił, a ten wytłumaczył jej, że może podporządkować sobie trzydziestu ludzi, a ci którzy ich zabiją też będą mieli tą moc, która przechodzić będzie z człowieka na zabójce owego człowieka, jeśli taki człowiek umrze naturalnie to najbliższa osoba wchłonie tą moc i będzie ci posłuszna. Gdy jej wytłumaczył otworzyła skrzynie i wyjęła z niej zioło, które szukał. Potem pożegnał się z wiedźmą i odszedł.

Powtórzenia. Czemu streszczasz dialog w narracji? I czemu w ogóle tak szczegółowo opisujesz moc którą bohater dał wiedźmę, po co to komu? Co to wnosi do opowiadania? Czemu Arygmir po prostu nie zabrał jej zioła, przecież nie ma problemu z mordowaniem. I w ogóle o co chodzi w tym opowiadaniu?

 

Opowiadanie rozebrałem na kawałki tylko dlatego, że było takie krótkie. Inaczej pewnie nawet bym go nie doczytał. I nie wytykałem tu wszystkich błędów ani interpunkcji, są na portalu tacy którzy zrobiliby to lepiej. No cóż, powodzenia w dalszym pisaniu. Mam nadzieję że nie urazisz się po przeczytaniu tego komentarza i wyciągniesz pomocne w przyszłości wnioski.

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

Doszłam do tego fragmentu:

Owa pustka wywołała w nim taki strach, że zaczął krzyczeć tak mocno, że za parę chwil umarł. Arygmir odszedł spokojnie, podczas gdy wszyscy inni kapłani zebrali się przy jego ciele. Niektórzy, próbowali go zatrzymać, ale jak nawet postanowił wysłuchać któregoś z nich, dostał napad strachu. Co prawda nie taki napad jak miał zmarły wcześniej jego brat, ale i tak była to straszna chwila w życiu owego kapłana. Być może potem umarł, ale o tym mi nic nie wiadomo.

I mój komentarz brzmi: hę???

To groteska?

Jest poważny problem z interpunkcją, zapisem dialogów, dziwacznymi zdaniami, gubieniem podmiotu, powtórzeniami, fabułą. Bohaterowie nie istnieją. Nie opowiadasz żadnej historii. Nie dajesz emocji.

Czyta się bardzo źle.

Ucz się języka polskiego, czytaj dobrze napisane książki.

 

Przynoszę radość :)

Przeczytałem, ale nie mam nic do dodania, czego nie napisali przemówcy (przedpiścy, jak to się czasem mówi na forum). @Arnubis, masz cierpliwość świętego, podziwiam.

Oj bez przesady, podałem trzy czy cztery przykłady i chciałem kończyć, ale zobaczyłem, że jestem już w połowie opowiadania, to poleciałem do końca :D Jakoś dobrze mi się ten komentarz pisało, żeby mi tak dobrze z własnymi opowiadaniami szło… :D 

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

Czytając taki tekst nieodmiennie zastanawiam się, czy autor mnie jako czytelnika trolluje, czy też to jednak na serio…

Arnubisie – czapki z głów za ten komentarz!

http://altronapoleone.home.blog

Jest to mój tekst dyżurowy, więc tym bardziej należy mu się solidny, merytoryczny, pomocny komentarz. Niestety (lub całkiem stety) Arnubis był jak Armia Czerwona w Strzelinie, jak szarańcza na polu pszenicy, jak domestos w ubikacji – po jego przejściu nie zostało nic godnego uwagi. Dlatego napiszę najkrótszy dyżurowy komentarz w historii:

Zgadzam się z Arnubisem. 

No dobrze, od siebie dodam jeszcze tylko – oprócz tego, że musisz oczywiście bardzo dużo czytać i wciąż próbować pisać, dobrym treningiem na początek jest małpowanie – wybierz sobie jakiegoś ulubionego autora (nie jakiegoś Artystę, czy Wielkiego Klasyka, a przedstawiciela lekkiej, rozrywkowej literatury), wymyśl jakąś prostą historię i postaraj się zapisać ją słowami owego pisarza. Dokładnie tak, jakby on to zrobił, jego stylem, jego słowami. Naprawę, można się wiele nauczyć. 

Pozdrawiam! 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Półtora tygodnia od publikacji i błędy nadal niepoprawione. Dlaczego?

brudne, ciemno brązowe spodnie.

Ciemnobrązowe łącznie. Jeden kolor – jedno słowo.

Owa postać przedstawiła się kapłanowi jako Argymir. Mówił, że potrzebuje pewnego ziela, które w ogrodzie, w którym to się znajdowali, rosło:

– Ale, miłościwy panie – odezwał się kapłan. – Zioła, o którym mówisz, nie ma w naszym ogrodzie.

Postać mówił? Powtórzenia. Dwukropek sugeruje, że to Argymir wypowiada kwestię, nie kapłan.

Babska logika rządzi!

Cóż, Dragonie_Lordzie_, lektura Twojego kolejnego tekstu okazała się dla mnie kolejną przykrością. :(

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ale po co to wszystko się działo, co zostało opisane w tym tekście?

Nowa Fantastyka