- Opowiadanie: Analebe - Stara Kopalnia

Stara Kopalnia

W przerwie pomiędzy nauką do egzaminu, postanowiłam dodać tekścik, który “naskrobałam” w czwartek. Zainspirował mnie program o starożytnych kosmitach na H2 xD.

 

Mam nadzieję, że udało mi się chociaż w większym stopniu wyeliminować błędy, jakie popełniałam (dialogi, interpunkcja). 

 

Jak zawsze liczę na szczere komentarze :). 

 

Oceny

Stara Kopalnia

Stara Kopalnia.

 

Okolice starej kopalni, w której mieszkają niezidentyfikowane formy życia.

 

– Łapcie ich! Nie pozwólcie im uciec! – Troje dzieci obcych uciekło z klatki, którą jeden ze stażystów laboratorium nie domknął. Chciały wrócić do swoich, do domu.

– Max! – krzyknął siwiejący mężczyzna. – Jak reszta wam ucieknie, nie szkodzi! Ale złapcie tego, który ma ten diadem, czy coś na głowie! On jest cenny!

– Zgłupiałeś?! Ten dzieciak jest silniejszy od konia!

– Właśnie dlatego macie go złapać!

Grupka stażystów wyciągnęła maszynę na liny, które były pod napięciem i wystrzeliła w stronę chłopca. Liny owinęły się wokół ciała dziecka, które donośnym krzykiem przypominającym ryk dzikiego zwierzęcia, upadło na ziemię. Starzec podszedł do niego i popatrzył w złote oczy. Maluch warczał i szczerzył kły chcąc go ugryźć. Ten tylko przyłożył mu strzykawkę do szyi z niebieskim płynem i wstrzyknął zawartość. Chłopiec zaczął słabnąć, aż w końcu stracił przytomność.

– Nie obudzi się? – zapytał przerażony mężczyzna.

– Nie. Zabierzcie go do klatki. Widzę, że pozostali wyłapali resztę zbiegów. – Rozejrzał się nerwowo dookoła, jakby sprawdzając, czy rodzice nie zauważyli braku potomstwa.

– Jak starzy się dowiedzą, rozpęta się jatka.

– Nie jęcz, jak ciota Herald. – odparł mężczyzna i splunął na chodnik. – Dzięki tym dzieciakom pozyskamy broń, która będzie nam podległa. Będziemy mieć istoty, dzięki którym nasz kraj pokona obcych i sięgniemy po ich technologie. – dodał i pokierował się w stronę samochodu.

Gdy samochód powoli ruszał, w oddali usłyszeli donośny ryk. Mężczyznom zjeżył się włos na głowie. Jeden z nich w pewnym momencie stwierdził, że gady, które chodziły po świecie miliony lat temu, wróciły do życia.

– Jedź! Jedź, kurwa! – wrzasnął starzec – Jak nas teraz złapią, to zostanie z nas miazga! – Kierowca wcisnął pedał gazu i z piskiem opon ruszył przez slumsy w stronę laboratorium S.A.Q.A., które znajdowało się na odludziu pomiędzy dzielnicą biedoty, a bogatszą częścią miasta.

Dojechali do olbrzymiego budynku w kształcie spodka. Kilku naukowców podjechało z wózkami po obcych. Położyli na nich dzieci, przykuli metalowymi obręczami, i zawieźli do wnętrza budynku.

Starzec otarł sobie czoło. Popatrzył w stronę gór. Dawno się tak nie bał. Zgrywanie bohatera przed młodszą grupką stażystów wychodziło mu świetnie. Nawet wtedy, gdy tuż za rogiem czaiła się śmierć. Ale teraz czuł się tak, jakby spojrzał jej w oczy.

 

~*~

 

W sterylnym laboratorium, młoda pani naukowiec wyciągnęła laserowy pisak. Hałasy obudziły chłopca. Otworzył oczy, ale natychmiast je zamknął. Zbyt jasne światło, do którego nie był przyzwyczajony, poraziło jego wzrok. Ponownie otworzył oczy. Teraz wszystko wyglądało inaczej, a światło nie drażniło już tak, jak na początku. Rozejrzał się dookoła. Rażące światło lamp zniekształcało obrazy, ale potrafił odróżnić część sprzętów. W pewnym momencie usłyszał kroki idące w jego kierunku. Gdy zobaczył młodą kobietę zbliżającą się z dziwnie świecącym pisakiem, ogarnęło go przerażenie. Chciał się wyrwać, ale nie mógł. Był jeszcze za słaby. Nie miał tyle siły co jego dorośli krewni, mimo iż z łatwością potrafił podnieść wielki głaz. Po chwili poczuł dziwny ucisk. Kobieta przyłożyła mu laserowy pisak do boku, a każdy jego ruch powodował ból. Gdy skończyła, popatrzyła na dwóch osiłków, którzy stali przy drzwiach. Chłopiec również zerknął w ich stronę, próbując zapamiętać twarze osób, które go skrzywdziły.

– Zabierzcie go do celi z podwójnie uzbrojonymi drzwiami. – powiedziała. W tle słychać było jęk, który przypominał płacz dziecka. Wiedział do kogo należał. Jego mała siostrzyczka była tuż za drzwiami. – Gdy rana się zagoi dzieciak odzyska siły i będzie agresywny.

– To jak chcecie prowadzić badania? – zapytał jeden z nich – Nikt o zdrowych zmysłach nie wejdzie do środka.

– W celi są dysze, przez które będziemy tłoczyć gaz usypiający. Tak będzie trafiał do laboratorium. – powiedziała i schowała laserowy pisak do szuflady biurka. Popatrzyła na dziecko zobojętniałym spojrzeniem. – Chowaj złości człekokształtna istoto. Jutro pierwsze testy. Ciekawa jestem, jak twój organizm zniesie ludzkie choroby. – dodała i pokazała ręką, żeby wyprowadzili wózek – Następne!

Chłopiec popatrzył na płaczącą siostrę. Dziewczynka wyciągnęła do niego rączkę. W jej malutkich oczkach perliły się łzy, jak małe diamenciki. Chciał jej pomóc, ale nie potrafił. Płacili wysoką cenę za dziecięcą ciekawość. Gdyby nie to byliby teraz z rodzicami. A tak zostali pozostawieni na łaskę ludzi.

Zawieźli go do jasnej celi. Wstawili wózek do środka i wyszli, zamykając drzwi. Chłopczyk zaczął rozglądać się dookoła. Puste, metalowe ściany. Popatrzył do góry. Dziwnie wyglądające dysze zaczęły błyszczeć, a w tle rozniósł się dźwięk syreny. Zobaczył, jak bezwonna para wpada do pomieszczenia. Po chwili zapanowała już tylko ciemność.

 

~*~

 

W tym samym czasie, stary potentat naftowy i założyciel grupy NEMO, jechał samochodem do drugiego miasta. Na siedzeniu pasażerskim siedział jego wnuk, który pierwszy raz jechał gdzieś dalej z dziadkiem. W pewnym momencie mężczyzna poczuł, jak coś ciężkiego uderza w samochód i jak traci panowanie nad pojazdem. Auto zaczęło dachować i spadać w dół zalesionego zbocza. W końcu samochód zatrzymał się, uderzając w pobliskie drzewo. Jeszcze przytomny zerknął w stronę swojego wnuka, którego dół ciała był nienaturalnie wygięty. Podczas dachowania chłopiec musiał złamać kręgosłup.

Mężczyzna zerknął w stronę drzwi, w których jeszcze chwilę temu była szyba. Obok samochodu stał obcy. Potężna istota o złotych oczach. Od pasa w dół jego ciało pokryte było łuskami, które błyszczały jak diamenciki w promieniach popołudniowego słońca.

– Błagam… błagam ratuj go. – powiedział kaszląc. Z czoła ściekała mu strużka krwi. – Ja jestem już stary. Mnie anioł śmierci może już zabrać, ale ratuj jego. On jest taki jak wy. Jest jednym z was. – Istota popatrzyła na chłopca, potem na mężczyznę.

– Jak mam ci wierzyć, że nie kłamiesz? – odparł donośnym, basowym głosem.

– Moja córka została porwana przez jednego z waszych. Ten chłopiec urodził się tuż potem, gdy uciekła ze starej kopalni. Nie pozwól mu umrzeć. Błagam cię.

– Pamiętam cię – powiedział i wyszczerzył ostre jak brzytwa kły – To twoją córkę porwałem dawno temu.

– Ty… Ty jesteś potomkiem alfy, który jako pierwszy wyszedł z kopalni do ludzi? – zapytał zdziwiony starzec. Dopiero teraz domyślił się, że jako jeden z nielicznych ze świata owianego tajemnicą, zechciał uczyć się ludzkiego języka. Ludzie w zamian widząc jego siłę, szybkość z jaką się uczył, i wytrzymałość ciała, zechcieli złapać kilka osobników do badań. Niby minęło trzydzieści lat od pierwszej nagonki na obcych, ale oni nie zapomnieli wyrządzonej im krzywdy. Ludzie nadal porywali ich dzieci, nie wyciągając wniosków z tragedii, jaka miała miejsce krótko po pierwszej nagonce. Były łatwym kąskiem, który nie potrafił się bronić tak jak dorosły. Przez to znienawidzili gatunek ludzki traktując go, jak zwierzynę łowną.

– Tak. A ty jednym z tych, który pozwolił zabić moje dzieci.

– Twoje ostatnie dziecko siedzi obok mnie. Samochód może w każdej chwili wybuchnąć. Obiecuję ci, że moja córka nie pozwoli go tknąć .

– Co mi po kalece? – prychnął – Ma złamany kręgosłup. Nigdy nie stanie na nogach.

– Mamy technologię, która pomoże naprawić szkody wyrządzone w wypadku. Będzie chodził. – Obcy popatrzył na chłopca. Wyrwał drzwi samochodu i zaniósł go w bezpieczne miejsce. Gdy chciał wrócić po starca, samochód eksplodował. Zauważył, że chłopiec miał pas z napisem „emergency”, na którym znajdował się przycisk. Wcisnął go, a guzik zaczął pulsować, wydając wysokie dźwięki.

– Zostawiam cię tutaj – powiedział. – Skoro wybrałeś życie wśród ludzi, nie zmuszę cię byś żył wśród nas. Ale będę cię obserwował. I wszystkich tych, z którymi będziesz miał do czynienia. Ty i tobie podobni zapłacą za wyrządzone nam krzywdy. Zemsta za śmierć naszych właśnie się rozpoczyna. – dodał i zniknął w zaroślach.

 

~*~

 

Będąc w bezpiecznej odległości, zobaczył nadjeżdżający samochód i wysiadającą kobietę. Jej zapach działał na niego jak narkotyk, który wabił za każdym razem, gdy był w pobliżu lub czuł niedosyt. Znał ją aż za dobrze.

Kobieta podbiegła do chłopca. Płakała. Kawałek dalej stał młody mężczyzna, który razem ze strażakami gasił płonący wrak samochodu. Wewnątrz znajdowało się zwęglone ciało mężczyzny. Rozejrzał się dookoła. Obcy wiedział, że młodzieniec domyśla się, kto wyciągnął jego siostrzeńca z tykającej bomby.

Gdy chłopca zabierała karetka, obrócił się, i pobiegł w stronę drugiego, ukrytego wejścia do starej kopalni. Jutro razem z pozostałymi ruszali na łowy. Mieli zamiar zabijać ludzi. Za piątkę dzieci, których porwali dzisiejszego ranka.

Jeszcze do tej pory żył nadzieją, że uda się pogodzić dwa gatunki. Ze względu na ludzką kobietę, którą kochał. Chciał, żeby ludzie i oni mogli żyć obok siebie. Jednak dzisiejszy akt, jakiego dokonali na grupce małych istot, nie dało się wybaczyć. Zwłaszcza, że jeden z chłopców, którego porwali ludzie, był silniejszy niż on. Silniejszy niż oni wszyscy.

 

 

Dwanaście lat później.

 

W całym laboratorium niósł się huk metalu i warkot, jakby dzikiej bestii. Pracownicy biegali, szukali czegokolwiek, co mogłoby go zatrzymać przed wydostaniem się na wolność.

– Co się do cholery dzieje?! – krzyknął starzec, który przechodził obok.

– Ta przeklęta bestia chce się wydostać na wolność. Nie wiem, co mamy robić!

– Czy wy już, do cholery, całkowicie straciliście rozum?!- Popatrzył na dwóch stażystów, którzy próbowali przymocować dodatkowe zamki do drzwi. – Sami zapędzacie się do grobu!

– Ja im kazałam przymocować dodatkowe zamki. – powiedziała ze stoickim spokojem pani naukowiec.

– Po co?

– Dodatkowa blokada…

– Dodatkowa blokada na nic się tu zda. – powiedział i wyciągnął papierosa. – Ten gnojek od dzieciaka był już silny, a teraz przerósł siłą nawet swoich, którzy kręcą się co noc w slumsach.

– Tu się nie pali – warknęła kobieta i złapała papierosa. Zgniotła go i rzuciła na ziemię. – Względy bezpieczeństwa.

– Kurwa. To był ostatni. – westchnął.

– Wiesz, czyjego dzieciaka porwaliście dwanaście lat wcześniej? – zapytała po chwili, jakby nic się nie wydarzyło.

– Czyjego?

– Bety. Szukają go.

– Ten wyrośnięty gówniarz? Jaja sobie ze mnie robisz, kobieto?!

– Otworzyć okienko! – krzyknęła.

– Jest pani pewna, pani doktor? – zaczął niepewnie strażnik.

– Pokażmy temu niedowiarkowi, jak ten wyrośnięty gówniarz urósł, i do czego jest zdolny.

Mężczyźni uchylili metalowe wieko okienka. Starzec zajrzał do środka. Olbrzymia istota stała pośrodku pomieszczenia, wpatrzona w jeden punkt. Odsunął się od drzwi, wyjął starą chusteczkę i otarł perlący się pot.

– No, trochę gówniarzowi się urosło.

– Trochę? – prychnęła kobieta. – Jest olbrzymi. Od kiedy tutaj pracuję i miałam styczność z tymi istotami, nigdy nie widziałam ich tak wielkich.

– Geny?

– Możliwe.

Starzec wyszedł przed laboratorium. Musiał ochłonąć. Ten wzrok. Wywoływał dziwny lęk, którego nie był w stanie logicznie wytłumaczyć. Istota zachowywała się tak, jakby w głowie miała ułożony plan ucieczki. Widział, że podwójne, metalowe drzwi długo nie wytrzymają. Jeśli zamki pękną, w laboratorium rozegrają się sceny rodem jak z horroru. Wszyscy zginą.

 

~*~

 

Laboratorium było prawie puste. Chłopak siedział pośrodku swojego więzienia i czekał na co wieczorne karmienie. Wiedział, że jeśli nie ucieknie dzisiaj, nie ucieknie już nigdy. Jego siostra, przyjaciele, których porwali razem z nim, już dawno gryźli ziemię. Nie mieli szansy na ucieczkę. Ludzie stworzyli inne istoty, podobne jemu. One zabiły jego siostrę, zabijały także ludzi z pobliskiego osiedla. Słyszał nie raz rozmowy strażników, którzy relacjonowali sobie poczynania zbiegów, wypuszczonych celowo. Naukowcy chcieli sprawdzić, jak ich nowa broń radzi sobie w naturalnym środowisku. Nie raz słyszał, że biedniejsi mieszkańcy miasta cierpieli na tym najbardziej. Bogacze odgrodzeni byli od dzielnicy biedoty i slumsów grubym murem. Przedostać się przez niego można było tylko w wyznaczonych punktach.

Przebywanie wśród ludzi, jak i rozumienie ich mowy dało mu przewagę, której tak obawiali się jego porywacze. Znał wszystkie słabe punkty budynku. Wiedział, jakimi drzwiami uciec, żeby zyskać trochę czasu.

Dysze tłoczące usypiający gaz zaczęły błyszczeć. Nadszedł wyczekiwany przez niego moment. Nabrał powietrza w płuca i udał, że zasypia. Metalowe wrota otworzyły się i do środka weszło dwóch naukowców w maskach, ciągnąc za sobą kawałek krowiego mięsa. Rutyna w końcu ich zgubiła. Nie zamknęli za sobą wrót, jak robili to zawsze. Byli pewni, że istota śpi i nic im nie grozi.

Chłopak podniósł się, bezszelestnie podszedł najbliżej jak się tylko dało i uderzył ich z taką siłą, że otwarte wrota wygięły się. Wyszedł z celi, nabrał świeżego powietrza i pobiegł w stronę wyjścia.

Alarm obwieścił cieczkę. Biegł ile sił w nogach. Nie chciał ponownie dać się złapać. Tym razem zabiliby go tak, jak zrobili to z pozostałymi. W pewnym momencie usłyszał wystrzał, który ogłuszył go na tyle, żeby zatrzymać się tuż przed drzwiami prowadzącymi ku wolności. Dotknął swojego boku. Palący ból uniemożliwiał mu poprawne oddychanie. Kula wystrzelona przez strażnika trafiła go, ale nie zabiła.

Rozejrzał się dookoła. Złapał za metalowy słup, wyrwał go i rzucił w stronę strażnika, przebijając go. Kopnął w szklane drzwi, które rozpadły się jak domek z kart i rzucił się do ucieczki. Był wolny. Lata cierpień, jakie zgotowali dla niego pracownicy laboratorium, właśnie dobiegły końca.

 

~*~

 

– Co tu się kurwa, stało?! – wrzasnęła kobieta. Wszędzie leżały trupy. Wewnątrz celi, w której jeszcze wcześniej był obcy, były porozrywane ciała naukowców. Dotknęła wygięte, podwójne drzwi, które miały nie dopuścić do ucieczki obiektu doświadczalnego.

– Uciekł.

– Tyle, to i ja widzę!

– Raniliśmy go, daleko nie ucieknie. – powiedział jeden ze strażników, który przybiegł z przeciwległej strony.

– Gdzie uciekł? Gdzie uciekł, do cholery! – Na czole kobiety zaczęła pulsować żyła. Dobrze wiedziała, że istota miała wstrzyknięte większość ludzkich chorób. Potrafił je zwalczać bez żadnego wysiłku. Jego krew była nadzieją dla bogatych ludzi, chcących uzyskać długowieczność. Kupując nowy specyfik, mogliby bez przeszkód zwalczyć każdą chorobę. Nawet raka.

– Wyszedł przez zachodnie skrzydło. – Mężczyzna nie krył przerażenia. Wściekła, że idealny okaz do badań uciekł, złapała za telefon i zaczęła dzwonić. Po chwili popatrzyła na mężczyzn.

– Wypuście dwadzieścia sztuk nowego gatunku. W telewizji powiemy, że uciekły. Da się to upozorować. Ale ten obcy musi zniknąć! Jeśli się wyda, jakie doświadczenia prowadzimy w laboratorium…

– Nie musi pani kończyć – powiedział starzec, który przyszedł obejrzeć cele. – Złapiemy go. – dodał i pokazał na kilku mężczyzn z bronią. Po chwili pobiegli w stronę zachodniego skrzydła.

– Cholera. – Splunęła na podłogę. – Jeśli go nie znajdą, a przez pomysł przełożonej zacznie ginąć więcej ludzi niż dotychczas, dobierze nam się do skóry organizacja NEMO. Będziemy skończeni. – dodała, wyjęła papierosa i poszła do swojego gabinetu.

 

~*~

 

Kulejąc szedł ciemnymi uliczkami. Słońce już dawno zaszło, pozostawiając pomarańczową łunę na niebie. Większość mieszkańców dzielnicy biedoty szła do pracy na nocną zmianę, albo prowadziła rozmowy przy wejściu do pobliskiego sklepu.

Ból stawał się powoli nie do zniesienia. Adrenalina, która dawała mu siły, kończyła się. Nie był w stanie już biec, a tym bardziej iść. Tak bardzo chciał dotrzeć do swoich. Pokazać, że żyje, że uciekł z niewoli.

Klucząc uliczkami, doszedł do wąskiego przesmyku. Oparł się o ceglany mur i runął na ziemię, jęcząc z bólu. Ciężko oddychał. Jedyne, co przeszło mu przez myśl to fakt, że nawet jeśli umrze, to umrze wolny.

 

Siedział już dłuższą chwilę, gdy usłyszał kroki. Kobiece. Niewysoka postać zatrzymała się naprzeciwko wejścia do jego kryjówki. Odstawiła coś, co przypominało mu worki i powolnym krokiem podeszła do niego. Młoda dziewczyna uważnie mu się przyglądała. Mówiła do niego. Pytała, czy jest jednym z uciekinierów, którzy zabili tylu ludzi. Szukali go, tego był pewien.

W pewnym momencie dziewczyna chciała go dotknąć. Skoczył do niej, jednak palący ból w boku uniemożliwił mu atak i ucieczkę. Nie rozumiał, dlaczego dziewczyna nie uciekła. Chciała mu pomóc? Nie spodziewał się, że wśród istot, które wyrządzały mu przez tyle lat krzywdę znajdzie się jedna, która będzie chciała go ratować.

Zabrała go do dziwnego pomieszczenia, które było nie dużo większe od celi, w której go trzymano. Opatrzyła my ranę, dała jeść i pić. Mówiła, że jej rodzinę zabiły inne istoty, które widział w laboratorium.

W jego sercu pojawiła się nadzieja, że przeżyje i wróci do swoich. Nie był pewien, czy może zaufać ludzkiej istocie, która zabrała go z możliwego miejsca jego śmierci. Wiedział tylko, że dla niego zaczyna się nowy początek upragnionej wolności.

Koniec

Komentarze

Analebe, czy jest sens czytać opowiadanie, skoro streściłaś je w przedmowie?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ups xD. Chciałam nakreślić sytuacje, ale chyba się zagalopowałam :D. Już zmieniam. 

Analebe, opis opowiadania jest zupełnie zbędny. Czy sądzisz, że bez niego czytelnik nie zrozumie o czym czyta? osobiście wolałabym wszystkiego dowiedzieć się z lektury.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dobra, wezmę chyba całkowicie wykasuję to, co tam ujęłam i zostawię tylko początek ze wstępu. :)

@regulatorzy, poprawiłam :D. Zawsze jak chcę coś przedstawiać, to przesadzam ^^”. Opisu opowiadania już nie ma, tylko moja skromna uwaga ^^. 

OK, Analebe. Spoilery nie są fajne. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Postaram się ich unikać, tak na przyszłość, gdyby coś mnie podkusiło następnym razem ;D. 

Jestem przekonana, że jeśli w przyszłości zacznie Cię coś kusić, wykażesz niezłomną wolę i nie ulegniesz podszeptom. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Albo po prostu dam sobie po dłoniach :D. Od razu sobie przypomnę, że mam nie wrzucać spoilerów :D. 

Temat, który wzięłaś na warsztat, nie jest nowy. W najogólniejszym znaczeniu przewija się w fantastyce od bardzo dawna, ale to żaden zarzut, to jedynie stwierdzenie faktu.

Przykro mi to pisać, ale tekst wydaje mi się niedopracowanym, chwilami nawet niespójnym. Po pierwsze niczego nie dowiedziałem się o pochodzeniu tych obcych istot. Kosmici? Manipulacje genetyczne? Czy są obecni tylko w tym jednym miejscu, czy na całej Ziemi? Motyw miłości jednej z tych istot do “zwykłej” kobiety naciągany, myślę. Taki “deusik z maszynki”, żeby mogła pojawić się scena ratowania chłopca i żeby nieco złagodzić obraz całkowitej obcości tajemniczych istot. Ale mniejsza o ten motyw i tę scenę. Nic, ale to nic nie wiadomo o tych istotach poza tym, że są nieludzko silne fizycznie. Nie mają żadnej technologii? Wzmianki o alfie i becie sugerują, że panuje wśród nich ustrój co najwyżej plemienny, wodzowski. Plus niesamowita lekkomyślność istot – skoro wiedzą, że ludzie łapią ich dzieci, to dlaczego nie pilnują ich, nie strzegą przed wkraczaniem na tereny dla nich niebezpieczne?

Taki szczególik: laboratorium ulokowane jest na pustkowiach między otoczonym murami “miastem bogatych” a slumsami. Dziwne, bo z reguły przejście od centrum do slumsów jest stosunkowo płynne, trudno wyznaczyć ścisłe granice między strefami bogactwa i bezpieczeństwa a kolejnymi, coraz uboższymi.

Najkrócej podsumowując, napiszę, że z racji osi tematycznej warto by dokładnie przemyśleć konstrukcję opowiadania, i stworzyć je od nowa, bez luk informacyjnych.

 

@AdamKB Dzięki za komentarz i wskazanie, co jeszcze mogłoby się pojawić. Przejrzę tekst jeszcze raz na świeżo z rana, pozmieniam (dopiszę “braki”) i wstawię brakujące elementy tak, żeby tworzyło spójną całość z pozostałością :). Te tematy także nie są mi obce, jednak pod względem “pisarskim” już tak. W kazdym razie, wiem gdzie uzupełnić luki, które się pojawiły. 

Dzięki! 

:-)  Nie ma za co. 

Nie spiesz się przesadnie z “aktualizacją” – wiem z własnego doświadczenia, że pospiech nie sprzyja temu, lecz przeciwnie.

Powodzenia!

@AdamKB To racja :D. Podejdę do tego na spokojnie, tempem porównywalnym do żółwiowego :D. 

I dziekuję! :)

(…) owinęły się wokół ciała dziecka, które donośnym krzykiem przypominającym ryk dzikiego zwierzęcia, upadło na ziemię. – brak „z” + przecinek: (…)owinęły się wokół ciała dziecka, które z donośnym krzykiem przypominającym ryk dzikiego zwierzęcia, upadło na ziemię.

Maluch warczał i szczerzył kły chcąc go ugryźć. – przecinek: Maluch warczał i szczerzył kły, chcąc go ugryźć.

Nie jęcz, jak ciota Herald. – brakuje przecinka + niepotrzebna kropka: Nie jęcz, jak ciota, Herald –

(…)sięgniemy po ich technologie. – dodał – też niepotrzebna kropka: sięgniemy po ich technologie – dodał

– Jedź! Jedź, kurwa! – wrzasnął starzec – brak potrzebnej kropki: – Jedź! Jedź, kurwa! – wrzasnął starzec.

Rozejrzał się dookoła. – to zdanie powinno być już w nowym akapicie  

(…) usłyszał kroki idące w jego kierunku. – to źle brzmi. Kroki same w sobie nie mogą iść

Wiedział do kogo należał. – przecinek: Wiedział, do kogo należał.

Gdy rana się zagoi dzieciak odzyska siły i będzie agresywny. – przecinek: Gdy rana się zagoi, dzieciak odzyska siły i będzie agresywny.

– Chowaj złości człekokształtna istoto. – przecinek: – Chowaj złości, człekokształtna istoto.

Bardzo przyjemny tekst, błędy to tylko kwestia przecinków i braku lub nadmiaru kropek, czyli leciutka kosmetyka, która i tak przecież nie ma wpływu na styl. Trzymam kciuki za dalsze prace i pozdrawiam cieplutko! ;)

@CharliseEileen Bardzo dziękuję! :D Podbudowało mnie to jeszcze bardziej do pracy nad tym, jak i pozostałymi tekstami (tutaj dodanymi i innymi, które też dodam). Również pozdrawiam :). 

Pomysł jest. Tak jak wspominał AdamKB, nie nowy, ale jest i to dość intrygujący. Byłbym w stanie uwierzyć, że ludzie kontaktując się z takimi istotami, zachowaliby się właśnie w taki sposób. To na plus. Świat również zapowiada się interesująco, przynajmniej na tyle, na ile rozumiem, że istnieje jakiś “świat owiany tajemnicą”. Nie wiem jak jest połączony z Ziemią i jak obcy stamtąd przyszli, ale bardzo chętnie się dowiem. 

To ma niezaprzeczalny potencjał, ale informacje są podawane dość chaotycznie i trudno się w nich rozeznać. Akurat w tym wypadku, tekst mógłby być nieco dłuższy, zawierać nieco więcej o obcych i ich miejscu na Ziemi. 

Z drobnych rzeczy, zabrakło mi bardziej szczegółowego opisu wyrośniętego uciekiniera, ale wyłącznie ciekawość… ;)

Alarm obwieścił cieczkę.

Na pewno o cieczkę chodziło? ;P

Jednak dzisiejszy akt, jakiego dokonali na grupce małych istot, nie dało się wybaczyć.

 Chyba miało być “dzisiejszego aktu”.

 

Podoba mi się. Wymaga kilku poprawek, ale może zamienić się w coś naprawdę dobrego. Życzę powodzenia i pozdrawiam! :)

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

@MaSkrol Haha nie ;D. Bardziej chodziło mi o ucieczkę :D. “Zjadło” mi się “u” :D. w dwóch miejscach ^^”. 

Dzięki za wskazanie innych błędów, które mi umknęły :). Mam już poczynione plany co do rozpisania historii, w następny weekend, może po świętach wkleję tekst od nowa, z brakującymi momentami :). 

Dzięki i zapraszam ponownie, jak odpicuję tekst :D. 

Co do wyrośniętego uciekiniera… Może jeszcze umieszczę tutaj opowiadanie – kontynuację tej historii, gdzie wyrośnięty uciekinier będzie dokładniej przedstawiony, jak i świat, z którego zabrali go ludzie :). Ale najpierw odpicuję to :). Przynajmniej kwestię laboratorium i skąd się obcy wzięli na Ziemi :D.

Super! Na pewno zajrzę po poprawkach :D. 

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

@MaSkrol Zapraszam ^^. 

Napisane niezbyt dobrze. Niektóre zdania są toporne, zaś inne skonstruowane w taki sposób, że trzeba się domyślać, o co chodzi. Nie pilnujesz podmiotów domyślnych. Masz problem z interpunkcją. Sugeruję na przyszłość umieszczanie opowiadań na betaliście :)

Co do treści, odnoszę wrażenie, że to zbieranina rzeczy, które sama widziałaś w filmach i książkach. Wybuchające samochody. Zła korporacja, która jest tak zła, że najwyraźniej zajmuje się wszystkim: od tworzenia broni do leków na choroby (no i klasycznie – lek na raka). Mutanci, obcy. Bardzo dużo tam nawrzucałaś, a sporo z tego jest bez znaczenia dla fabuły. Na początku wspominasz o użyciu mutantów do walki z obcymi, co później nie jest wspomniane ani razu. Romans międzyrasowy również bez znaczenia dla fabuły, ale musi być.

Trzeci i czwarty fragment w ogóle można by pominąć, bo nie mają znaczenia dla fabuły. Postacie w nich wprowadzone nie pojawiają się ani przedtem, ani potem.

Większość postaci jest jednowymiarowa. Komu tam mamy kibicować, złotookiemu, który mówi parę słów, nie ma motywacji poza “być wolnym” i nie ma nawet imienia? Bywa też, że postacie zachowują się niekonsekwentnie. Badaczka z jednej strony biadoli nad stratą obiektu badań, ale w ciągu dwunastu lat doprowadziła przecież do śmierci pozostałej czwórki (bo główna postać musiała mieć jeszcze bardziej tragiczną backstory).

Słowem, opowiadanie to jest pełne błędów typowych dla początkującego pisarza. Nie chcę cię zniechęcić, jest tu sporo gorszych. Tym niemniej, pisz więcej, to pewnie kiedyś sama z satysfakcją to zauważysz. Ale ponownie zasugeruję umieszczanie tekstów na betaliście :)

 

Błędy z pierwszego fragmentu:

 

Stara Kopalnia.

 

Okolice starej kopalni, w której mieszkają niezidentyfikowane formy życia.

 

Dwukrotnie wprowadzasz miejsce akcji w ten sam sposób, ale w dwóch różnych stylach. Drugie zdanie w moim odczuciu zbędne.

 

Troje dzieci obcych uciekło z klatki, którą jeden ze stażystów laboratorium nie domknął.

“Której”, bo “nie” wymusza dopełniacz zamiast biernika. Do tego dziwny szyk ma to zdanie, sugerowałby unormalnić na “której nie domknął jeden ze stażystów”. I jeszcze trzecia rzecz: to zdanie nie powinno być komentarzem w dialogu, tylko osobnym akapitem, bo nie wiąże się w żaden sposób z wypowiadającym te słowa.

 

który ma ten diadem, czy coś na głowie!

Konsekwentnie wtrącenia należy oddzielać przecinkami albo z obu stron, albo z żadnej.

 

Ale złapcie tego, który ma ten diadem, czy coś na głowie! On jest cenny!

Sugestia:

Ale złapcie tego z diademem czy czymś tam na głowie! Jest cenny!

 

Grupka stażystów wyciągnęła maszynę na liny, które były pod napięciem i wystrzeliła w stronę chłopca. Liny owinęły się wokół ciała dziecka, które donośnym krzykiem przypominającym ryk dzikiego zwierzęcia, upadło na ziemię.

Tu jest bardzo dużo nie tak. Liny zasadniczo nie mogą być pod napięciem. Nie rozumiem po przeczytaniu, czy masz na myśli paralizator czy bolas. Skoro pod napięciem, to paralizator? Ale skoro owinęła się, to jednak bolas? Nie rozumiem, po co opisujesz maszynę, skoro możesz po prostu napisać: “paralizator” albo “wyrzutnia bolasów”. 

Dalej: wystrzelić może broń. Strzelec (w tym przypadku grupa strzelców) może co najwyżej strzelić. Gdyby stażyści faktycznie “wystrzelili w stronę chłopca”, to by znaczyło, że zaczęli biec w jego kierunku.

Dalej: dlaczego liny owinęły się wokół ciała dziecka, a nie po prostu wokół dziecka? I już pozbyłabyś się kolejnego problemu, czyli faktu, że frazeologicznie ciało nie krzyczeć. Ale nadal pozostanie taki problem, że nie można upaść krzykiem, co najwyżej z krzykiem.

Do tego dodaj brakujący przecinek i masz, moim zdaniem, akapit do napisania od nowa.

 

Maluch warczał i szczerzył kły(+,) chcąc go ugryźć. Ten tylko przyłożył mu strzykawkę do szyi z niebieskim płynem i wstrzyknął zawartość.

Do kogo odnosi się podkreślone przeze mnie “ten”? Brzydkie powtórzenie. I czemu konstrukcja zdania sugeruje, że to szyja jest z niebieskim płynem, a nie strzykawka?

 

– Nie obudzi się? – zapytał przerażony mężczyzna.

– Nie. Zabierzcie go do klatki. Widzę, że pozostali wyłapali resztę zbiegów. – Rozejrzał się nerwowo dookoła, jakby sprawdzając, czy rodzice nie zauważyli braku potomstwa.

Który mężczyzna? Kto się rozejrzał? W tym dialogu nie wiadomo, kto co mówi.

 

– Nie jęcz, jak ciota Herald. – odparł mężczyzna i splunął na chodnik.

Niepotrzebny przecinek. Niepotrzebna kropka.

 

Dzięki tym dzieciakom pozyskamy broń, która będzie nam podległa.

Broń nie może być podległa.

 

Będziemy mieć istoty, dzięki którym nasz kraj pokona obcych i sięgniemy po ich technologie. – dodał i pokierował się w stronę samochodu.

Niepotrzebna kropka.

 

pokierował się w stronę samochodu.

Gdy samochód powoli ruszał

 

Jeden z nich w pewnym momencie stwierdził

– Jedź! Jedź, kurwa! – wrzasnął starzec – Jak nas teraz złapią, to zostanie z nas miazga! – Kierowca wcisnął pedał gazu i z piskiem opon ruszył przez slumsy w stronę laboratorium S.A.Q.A., które znajdowało się na odludziu pomiędzy dzielnicą biedoty, a bogatszą częścią miasta.

Kolejny przykład, gdzie komentarz powinien być oddzielnym akapitem. Co to za odludzie, które znajduje się pomiędzy jedną dzielnicą a drugą? To raczej bardzo blisko ludzi.

 

przykuli metalowymi obręczami, i zawieźli do wnętrza budynku.

Niepotrzebny przecinek.

ironiczny podpis

Opowiadanie jest bardzo chaotyczne i wielce powierzchowne. Sygnalizujesz różne wątki, ale natychmiast je porzucasz i już do nich nie wracasz, skutkiem czego cała opowieść ledwo kupy się trzyma, a lektura pozostawia spory niedosyt.

Wykonanie, delikatnie mówiąc, pozostawia bardzo wiele do życzenia.

 

Ten tylko przy­ło­żył mu strzy­kaw­kę do szyi z nie­bie­skim pły­nemwstrzyk­nął za­war­tość. –> Czy dobrze rozumiem, że złapany chłopiec miał szyję z niebieskim płynem? Powtórzenie.

Proponuję: Ten tylko przy­ło­żył mu do szyi strzy­kaw­kę z nie­bie­skim pły­nemwtłoczył za­war­tość.

 

– Nie jęcz, jak ciota He­rald. – od­parł męż­czy­zna… –> – Nie jęcz, jak ciota, He­rald – od­parł męż­czy­zna…

Nadal nie zawsze poprawnie zapisujesz dialogi. Sugeruję, byś ponownie zajrzała do poradnika.

 

Sta­rzec otarł sobie czoło. –> Zbędny zaimek. Czy istniała możliwość, aby ocierał czoło komuś?

 

Zgry­wa­nie bo­ha­te­ra przed młod­szą grup­ką sta­ży­stów… –> Po czym poznać wiek grupki?

Proponuję: Zgry­wa­nie bo­ha­te­ra przed grup­ką młodszych sta­ży­stów

 

Otwo­rzył oczy, ale na­tych­miast je za­mknął. Zbyt jasne świa­tło, do któ­re­go nie był przy­zwy­cza­jo­ny, po­ra­zi­ło jego wzrok. Po­now­nie otwo­rzył oczy. Teraz wszyst­ko wy­glą­da­ło ina­czej, a świa­tło nie draż­ni­ło już tak, jak na po­cząt­ku. Ro­zej­rzał się do­oko­ła. Ra­żą­ce świa­tło lamp… –> Powtórzenia.

 

– Cho­waj zło­ści człe­ko­kształt­na isto­to. –> – Cho­waj zło­ść człe­ko­kształt­na isto­to.

Złość nie ma liczby mnogiej.

 

je­chał sa­mo­cho­dem do dru­gie­go mia­sta. Na sie­dze­niu pa­sa­żer­skim sie­dział jego wnuk, który pierw­szy raz je­chał… –> Powtórzenia. Czy w samochodzie są siedzenia inne niż pasażerskie?

 

Auto za­czę­ło da­cho­wać i spa­dać w dół za­le­sio­ne­go zbo­cza. –> Masło maślane. Czy auto mogło spadać w górę?

 

W końcu sa­mo­chód za­trzy­mał się, ude­rza­jąc w po­bli­skie drze­wo. Jesz­cze przy­tom­ny zer­k­nął w stro­nę swo­je­go wnuka… –> Czy dobrze rozumiem, że jeszcze przytomny samochód miał wnuka, na którego zerknął.

 

Lu­dzie w za­mian wi­dząc jego siłę… –> Co to znaczy w zamian widzieć czyjąś siłę?

 

Obie­cu­ję ci, że moja córka nie po­zwo­li go tknąć . –> Zbędna spacja przed kropką.

 

Wy­rwał drzwi sa­mo­cho­du i za­niósł go w bez­piecz­ne miej­sce. –> Czy dobrze rozumiem, że obcy, wyrwawszy drzwi, zaniósł samochód w bezpieczne miejsce?

 

Będąc w bez­piecz­nej od­le­gło­ści, zo­ba­czył nad­jeż­dża­ją­cy sa­mo­chód i wy­sia­da­ją­cą ko­bie­tę. –> Czy kobieta wysiadała z jadącego samochodu?

 

gdy był w po­bli­żu lub czuł nie­do­syt. –> Niedosyt czego czuł?

 

Jutro razem z po­zo­sta­ły­mi ru­sza­li na łowy. –> Skoro dopiero jutro, to: Jutro, razem z po­zo­sta­ły­mi, ru­szą na łowy.

 

Za piąt­kę dzie­ci, któ­rych po­rwa­li dzi­siej­sze­go ranka. –> Dzieci są rodzaju nijakiego, więc: Za piąt­kę dzie­ci, któ­re po­rwa­li dzi­siej­sze­go ranka.

 

W całym la­bo­ra­to­rium niósł się huk me­ta­lu… –> Dlaczego metal huczał?

 

Zgnio­tła go i rzu­ci­ła na zie­mię. –> rzecz dzieje się w laboratorium, więc: Zgnio­tła go i rzu­ci­ła na podłogę.

 

cze­kał na co wie­czor­ne kar­mie­nie. –> …cze­kał na cowie­czor­ne kar­mie­nie.

 

Sły­szał nie raz roz­mo­wy straż­ni­ków… –> Sły­szał nieraz roz­mo­wy straż­ni­ków

 

Nie raz sły­szał, że bied­niej­si miesz­kań­cy… –> Nieraz sły­szał, że bied­niej­si miesz­kań­cy

 

Wie­dział, ja­ki­mi drzwia­mi uciec… –> Wie­dział, którymi drzwia­mi uciec

 

we­szło dwóch na­ukow­ców w ma­skach, cią­gnąc za sobą ka­wa­łek kro­wie­go mięsa. –> Kawałek, w tym przypadku mięsa, to niewielka jego ilość, wiec dlaczego ów kawałek ciągnęło aż dwóch naukowców?

 

Do­tknął swo­je­go boku. –> Zbędny zaimek. Czy mógł dotknąć cudzego boku?

 

Pa­lą­cy ból unie­moż­li­wiał mu po­praw­ne od­dy­cha­nie. –> Jaka jest różnica między oddychaniem poprawnym i niepoprawnym?

A może: Pa­lą­cy ból utrudniał mu od­dy­cha­nie.

 

Zła­pał za me­ta­lo­wy słup, wy­rwał go… –> Zła­pał me­ta­lo­wy słup, wy­rwał go

 

We­wnątrz celi, w któ­rej jesz­cze wcze­śniej był obcy, były po­roz­ry­wa­ne… –> Nie brzmi to najlepiej.

 

Do­brze wie­dzia­ła, że isto­ta miała wstrzyk­nię­te więk­szość ludz­kich cho­rób. Po­tra­fił je zwal­czać bez żad­ne­go wy­sił­ku. Jego krew… –> Piszesz o istocie, a ta jest rodzaju żeńskiego, więc: Do­brze wie­dzia­ła, że isto­ta miała wstrzyk­nię­tą więk­szość ludz­kich cho­rób. Po­tra­fiła je zwal­czać bez żad­ne­go wy­sił­ku. Jej krew

 

zła­pa­ła za te­le­fon i za­czę­ła dzwo­nić. –> …zła­pa­ła te­le­fon i za­czę­ła dzwo­nić.

 

po­wie­dział sta­rzec, który przy­szedł obej­rzeć cele. –> Literówka.

 

po­miesz­cze­nia, które było nie dużo więk­sze od celi… –> …po­miesz­cze­nia, które było niedużo więk­sze od celi

 

Opa­trzy­ła my ranę… –> Literówka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Issander i regulatorzy. Co do błędów – nic nie mówię m, bo mogę je robić. Co dp fabuły to musze stanąć w jej obronie. Cała historia to wstęp do większej części, gdzie większość ze wspomnianych przeze mnie wątków się wyjaśnia. Poszłam za radą poprzedników i rozwijam wątki: skąd się wzięli obcy, dlaczego laboratorium jest tak umieszczone i o hierarchii obcych. Także w niedługim czasie umieszczę tekst z naniesionymi poprawkami jak i błędów, tak i brakujących fragmentów. Natomiast sama fabuła ma za zadanie przedstawić zarys całej historii, jak ludzie potraktowali te istoty. Co do wspomnianych powtórzeń we fragmencie, gdy wiozą chłopca – tak sie starałam to napisać takimi słowami, zeby tych powtórzeń nie było także ich nie widziałam. Słyszeć też ich nie słyszałam a tekst czytalam kilkanaście razy na głos poprawiając go te kilkanaście razy. W każdym razie dzięki za komentarze :). Błędy poprawie, dopisze fragmenty, których brakuje i tekst powinien trzymac się ciągłości. (Co będzie ciężko zaznaczyć biorąc pod uwagę fakt, że jest to wstęp do dłuższej historii).

Także tak dodam, bo mi się przypomniało, a czego nie odpisałam. Ten chaos akurat był zaplanowany :D. Tak jak mówiłam wcześniej. Jest to ciąg historii, a czytelnik ma się bardziej związać z małym obcym – w opowiadaniu. W całej historii jest dwoje bohaterów (dziewczyna, o której piszę na końcu i już dorosły obcy). W kazdym razie, pracuję nad tekstem i brakującymi fragmentami, które skreślą świat.

Analeba, skoro to nie jest skończone opowiadanie, a coś w rodzaju prologu, powinnaś zmienić oznaczenie na FRAGMENT.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dobra, zmienię jak tylko wrócę z pracy do domu, bo jeszcze coś naklikam gdzie nie trzeba i narobie "bidy" :) – a mój telefon uwielbia ustawiać to, czego nie chcę. Mialam uprzedzić w opisie, ale, że wyszedł spoiler to cóż… Mój błąd :)

Cześć i czołem, powitaj mękołę :) Issander napisał już bardzo dobry komentarz, ale i ja dołożę swoje trzy grosze.

Stara Kopalnia.

Co to za powtarzanie tytułu w treści, hmm? Już Ci na to zwracałam uwagę.

Okolice starej kopalni, w której mieszkają niezidentyfikowane formy życia.

Dobra, ale dlaczego? Tj. dlaczego mówisz mi to od razu? Wytrącasz sobie stołek spod siedzenia, bo gdybyś tego nie zrobiła, mogłabyś budować napięcie. A tak? Ponadto – niezidentyfikowany to taki, którego nie zidentyfikowaliśmy, czyli nie wiemy, jak go zaklasyfikować. "Obcy" to już jakaś klasa bytów, rzekłabym – rodzaj naturalny.

Troje dzieci obcych uciekło z klatki, którą jeden ze stażystów laboratorium nie domknął. Chciały wrócić do swoich, do domu.

Której nie domknął. I znowu – streszczasz opowiadanie, nie pokazując niczego. dialog też jest cokolwiek drewniany.

wyciągnęła maszynę na liny, które były pod napięciem i wystrzeliła

No, nareszcie coś się dzieje. Liny pod napięciem – to stalowe chyba? Bo takie konopne mogą być tylko napięte wiszącym na nich ciężarem. Co to za maszyna? Jak ona wygląda? Co robi? Strzela? Bo równie dobrze stażyści mogliby strzelać z proc.

Liny owinęły się wokół ciała dziecka

Aha. Czyli maszyna strzela linami. Pod napięciem (chociaż nie są do niczego podłączone…) – to nie było jasne.

donośnym krzykiem przypominającym ryk dzikiego zwierzęcia, upadło

Krzykiem, przypominającym. (?) Upadło krzykiem?

popatrzył w złote oczy

Czyli a) dziecko jest dokładnie unieruchomione, i b) coś tu jest z symboliką nie tak. Nie patrzy się w oczy temu, kogo się uprzedmiotawia.

chcąc go ugryźć

Jasne z kontekstu. Jeśli musi być, postaw z przodu przecinek.

Ten tylko przyłożył

Ten?

szyi z niebieskim płynem

Szyja nie ma niebieskiego płynu :P Ale serio i z ręką na sercu – szyk zdania w polszczyźnie nie jest dowolny. Mniej sztywny, niż w angielskim, ale bardziej, niż w łacinie.

zaczął słabnąć,

Pokaż to. To jest wniosek, z jakich przesłanek wynika?

jakby sprawdzając, czy rodzice nie zauważyli braku potomstwa.

Nie bardzo widzę, o co chodzi?

Nie jęcz, jak ciota Herald

Dlaczego ciota Herald jest taką jękołą? :) Przecinek powinien być przed imieniem, nie przed "jak".

splunął na chodnik

To są w kopalni, czy na ulicy?

pozyskamy broń, która będzie nam podległa

Raczej "zyskamy" (jeśli chcesz użyć słowa, bo jest ą-ę, przerwij i zastanów się nad tym). "Podległa" jest w hierarchii – nie miałaś na myśli "uległa"? Albo lepiej "posłuszna"? I komentarz filozoficzny: o reifikacji osób można i należy pisać (to palący problem), ale ten jej sposób przerobił już wzdłuż, wszerz i w poprzek Marvel. I Hollywood. Nie mówię – nie. Mówię – to ścieżka bardzo wydeptana, na której trudno Ci będzie znaleźć kwiaty.

istoty, dzięki którym nasz kraj pokona obcych i sięgniemy po ich technologie.

Ale już ich ma w niewoli. Rozbitkowie? Styl bardzo nienaturalny.

pokierował się w stronę samochodu.

Nie mógł pójść, jak człowiek?

Gdy samochód powoli ruszał, w oddali usłyszeli donośny ryk.

Skrótowe.

Mężczyznom zjeżył się włos na głowie.

Wspólnej?

Jeden z nich w pewnym momencie stwierdził, że gady, które chodziły po świecie miliony lat temu, wróciły do życia.

Wniosek. Gdzie przesłanki? To wygląda tak, jakbyś po prostu przepisała swój ogólny plan akcji.

Jak nas teraz złapią, to zostanie z nas miazga!

Złapią? Czy rozdepczą?

na odludziu pomiędzy dzielnicą biedoty, a bogatszą częścią miasta.

Znaczy się, brak klasy średniej?

Dojechali do olbrzymiego budynku w kształcie spodka.

Konspiracja to podstawa.

otarł sobie czoło

"Sobie" jasne z kontekstu.

Zgrywanie bohatera

Nie przesadzajmy, parę wrzasków i bluzgów to nie bohaterstwo.

W sterylnym laboratorium, młoda pani naukowiec

Bez przecinka.

laserowy pisak

Hałasy obudziły chłopca

Przy wyciąganiu pisaka?

Zbyt jasne światło, do którego nie był przyzwyczajony, poraziło jego wzrok.

Skompresowałabym.

światło nie drażniło już tak, jak na początku. (…). Rażące światło

To drażniło, czy nie?

potrafił odróżnić część sprzętów

Od czego?

W pewnym momencie usłyszał kroki idące w jego kierunku

Autonomiczne kroki, gwałtu, rety. Ponadto – "w pewnym momencie" jest bardzo rzadko użyteczne. Unikaj, jeśli nie potrzebujesz.

Gdy zobaczył młodą kobietę zbliżającą się z dziwnie świecącym pisakiem, ogarnęło go przerażenie.

… ja się nie dziwię.

Chciał się wyrwać, ale nie mógł. Był jeszcze za słaby. Nie miał tyle siły

Zwielokrotniona informacja. Nie miał tyle siły, co.

każdy jego ruch powodował ból

“Pisak” sam się rusza? To zdanie nie jest jasne. I – wiemy, że to-to nie jest pisakiem, tylko tak wygląda – ale gdybyś pisała fanfik Star Treka, nie mówiłabyś o trykorderze “solniczka”. Nie?

Wiedział do kogo należał.

Jęk nie należy, a jest wydawany. Wiedział, do kogo.

Gdy rana się zagoi dzieciak

Gdy rana się zagoi, dzieciak.

zobojętniałym spojrzeniem

Nie spojrzenie jest zobojętniałe, tylko ona. Może po prostu "obojętnie"? "Beznamiętnie"?

Chowaj złości człekokształtna istoto

Zjadłaś "nie", a przed wołaczem – przecinek.

Ciekawa jestem, jak twój organizm zniesie ludzkie choroby.

Kto jej dał dyplom i po ilu sesjach w łóżku? Nie, przepraszam, ale naprawdę.

Gdyby nie to byliby

Gdyby nie to, byliby. Gdyby nie to, że płacił? I kiedy on widzi siostrę?

zostali pozostawieni na łaskę ludzi.

Skróć: zostali na łasce ludzi.

Chłopczyk zaczął rozglądać się dookoła.

Ale był skrępowany jak baleron?

dysze zaczęły błyszczeć

Czemu?

w tle rozniósł się dźwięk syreny

Raz: czemu w tle? Dwa: dźwięk raczej się rozległ.

Zobaczył, jak bezwonna para

Tak ściśle, to para (gaz) jest niewidoczna. Widać to, co się skrapla w powietrzu.

W tym samym czasie, stary potentat

Bez przecinka – "w tym samym czasie" jest określeniem (orzeczenia, ale p.dalej).

założyciel grupy NEMO, jechał samochodem

Nigdy, przenigdy nie oddzielaj podmiotu od orzeczenia. Nigdy.

Na siedzeniu pasażerskim

Zwykle piszemy "siedzenie pasażera".

W pewnym momencie mężczyzna poczuł

Znowu ten skrót "w pewnym momencie". I tak nagle poczuł i stracił? Hmm? Cały opis wypadku jest jak wzięty z planu opowiadania, stenograficznie skrótowy.

błagam ratuj go. – powiedział kaszląc

Błagam, ratuj go – powiedział, kaszląc. Powiedz coś, kaszląc. Hmm?

Jak mam ci wierzyć, że nie kłamiesz?

Jak mam ci wierzyć? Koniec. Ponadto – jakiego rodzaju (gramatycznie) jest istota? Bo przeskakujesz.

Ten chłopiec urodził się tuż potem, gdy uciekła ze starej kopalni.

Seems legit.

Ty jesteś potomkiem alfy, który jako pierwszy wyszedł z kopalni do ludzi?

Potomkiem? Coś mi tu nie pasuje. Nie samym alfą?

Dopiero teraz domyślił się, że jako jeden z nielicznych ze świata owianego tajemnicą, zechciał uczyć się ludzkiego języka.

Kto? Rozplącz to zdanie.

Ludzie w zamian widząc

Co tu robi "w zamian"? W zamian za co?

zechcieli złapać kilka osobników

… humans, you take whatever's nearest and bleed it dry.

Niby minęło trzydzieści lat od pierwszej nagonki na obcych, ale oni nie zapomnieli wyrządzonej im krzywdy.

Coś takiego…

Przez to znienawidzili gatunek ludzki traktując go, jak zwierzynę łowną.

Kto znienawidził? I bez przecinka – to "jak" zaczyna określenie (frazę pełniącą rolę przysłówka) i nie powinno być oddzielane.

z tych, który pozwolił

Zdecyduj się na liczbę.

Twoje ostatnie dziecko

Skąd on to wie?

Samochód może w każdej chwili wybuchnąć. Obiecuję ci, że moja córka nie pozwoli go tknąć .

Non sequitur.

Mamy technologię, która pomoże naprawić szkody wyrządzone w wypadku.

… ludzie mają? Pogubiłam się.

Gdy chciał wrócić po starca, samochód eksplodował.

Ludzki pan. Samochody zasadniczo nie wybuchają.

że chłopiec miał pas

Ma pas – consecutio temporum.

guzik zaczął pulsować, wydając wysokie dźwięki.

A w jaki sposób to ma pomóc? Pośrodku lasu nikt nie słyszy twojego brzęczyka :)

Skoro wybrałeś życie wśród ludzi

… a kiedy miał wybór? Przecież to małe dziecko?

Zemsta za śmierć naszych właśnie się rozpoczyna.

Muahahaha.

młody mężczyzna, który razem ze strażakami gasił płonący wrak samochodu.

Pierwsza zasada w takich wypadkach – nie plącz się pod nogami. Poza tym nie wydaje mi się prawdopodobne, żeby matka śledziła rodzica swego – a w innym wypadku nie mogłaby się tu pojawić tak szybko.

który wabił za każdym razem, gdy był w pobliżu lub czuł niedosyt

Hem?

obrócił się, i pobiegł

Bez przecinka.

dzieci, których

Dzieci, które.

żył nadzieją, że uda się pogodzić dwa gatunki

Nie wyglądało na to w dialogu.

Ze względu na ludzką kobietę, którą kochał.

Jaasne, kochał. Przeleciał i zostawił :P

Jednak dzisiejszy akt, jakiego dokonali na grupce małych istot, nie dało się wybaczyć.

To nie po polsku, przykro mi. Nie dało się wybaczyć kogo? czego? aktu. Jeśli już.

Zwłaszcza, że jeden z chłopców, którego porwali ludzie, był silniejszy niż on

I co w związku z tym? I: jeden z chłopców, których porwali ludzie.

co mogłoby go zatrzymać przed wydostaniem

Powstrzymać (kolokacje!). I dlaczego chcą powstrzymywać warkot?

Co się do cholery dzieje?!

Co się, do cholery, dzieje?!

krzyknął starzec, który przechodził obok

Przechodził? Spacerkiem?

Sami zapędzacie się do grobu!

Znaczy, co?

metalowe wieko okienka

Okienka mają raczej okiennice.

perlący się pot

Perlący się na czole.

Geny?

Co "geny"? Równie dobrze mógłby spytać "Owsianka?" Jeśli chodzi o wybujałość hybryd – powiedz to.

Wywoływał dziwny lęk, którego nie był w stanie logicznie wytłumaczyć.

Na tym polega dziwność lęku, czyż nie?

Istota zachowywała się tak, jakby w głowie miała ułożony plan ucieczki.

Znaczy, stała i patrzyła w ścianę. Mhm.

w laboratorium rozegrają się sceny rodem jak z horroru

Albo: rodem z horroru; albo jak z horroru. I nie zapewniaj mnie o tym, pokaż, jak się ludzie boją.

co wieczorne

Łącznie.

gryźli ziemię

Zgrzyta. Czy on używałby ziemskich idiomów?

stworzyli inne istoty, podobne jemu

Dziwne to.

nie raz

Łącznie.

relacjonowali sobie poczynania zbiegów, wypuszczonych celowo

Strasznie formalnie. I – zbieg to taki, co zwiał, a nie został wypuszczony.

chcieli sprawdzić, jak ich nowa broń radzi sobie w naturalnym środowisku.

I puścili ją na swoich. Gratuluję pomyślunku. "Naturalne środowisko" to środowisko właściwe jakiejś formie życia, a te stwory nie wyewoluowały, więc raczej nie.

że biedniejsi mieszkańcy miasta cierpieli na tym najbardziej.

Cierpią – c.t.

Bogacze odgrodzeni byli od dzielnicy biedoty i slumsów grubym murem.

Ale w ten mur jest wbudowane laboratorium, sądząc z tego, co było wyżej…

Przebywanie wśród ludzi, jak i rozumienie ich mowy dało mu przewagę

… ? Wyłóż mi to kawa na ławę, w jak najprostszych słowach. Jest takie ćwiczenie, które Ci polecę – weź swój tekst i "przetłumacz go", tj. przepisz dokładnie to samo innymi słowami. Możesz stosować omówienia. To pomaga zrozumieć, jak słowa niosą znaczenie.

Wiedział, jakimi drzwiami

Którymi.

Nabrał powietrza w płuca i udał, że zasypia.

Ma worki powietrzne?

Nie zamknęli za sobą wrót, jak robili to zawsze.

Akurat tego konkretnego dnia?

bezszelestnie podszedł najbliżej jak się tylko dało

I oni na niego nie patrzą? Najbliżej, jak.

uderzył ich z taką siłą, że otwarte wrota wygięły się

Znaczy, tych karmicieli? https://www.youtube.com/watch?v=1mjlM_RnsVE

obwieścił cieczkę

XD (przepraszam, że Cię kopię, kiedy leżysz, ale XD).

Biegł ile sił

Biegł, ile sił.

Nie chciał ponownie dać się złapać.

Inaczej by nie uciekał…

wystrzał, który ogłuszył go na tyle, żeby zatrzymać się

Wystrzał się zatrzymał?

Palący ból uniemożliwiał mu poprawne oddychanie.

Poprawne?

wyrwał go i rzucił w stronę strażnika, przebijając go

Z poważną, jak mniemam, raną. Jasne. Ponadto – prawa fizyki!

w szklane drzwi, które rozpadły się jak domek z kart

Fun fact: szkło "bezpieczne" rozsypuje się na takie malutkie kosteczki, żeby nikogo nie pociąć.

Lata cierpień, jakie zgotowali dla niego

Zgotowali mu.

Dotknęła wygięte, podwójne drzwi

Dotknęła wygiętych podwójnych drzwi.

Gdzie uciekł?

Dokąd.

Na czole kobiety zaczęła pulsować żyła.

To komiczne, wyobraź to sobie.

że istota miała wstrzyknięte większość ludzkich chorób

Wszyte jak esperal…

Potrafił je zwalczać bez żadnego wysiłku.

Znowu zmieniasz rodzaj gramatyczny. Ponadto – zdrowienie zwykle nie wymaga świadomego wysiłku.

była nadzieją dla bogatych ludzi, chcących uzyskać długowieczność

… seriously?

Kupując nowy specyfik, mogliby bez przeszkód zwalczyć każdą chorobę. Nawet raka.

Tak, wyleczyliby raka jeszcze w aptece. Nawiasem – rak nie jest chorobą zakaźną, wywołują go mutacje własnych komórek, więc nie można go “wstrzyknąć”.

Wściekła, że idealny okaz do badań uciekł

Bo te choroby to już nieważne?

Jeśli się wyda, jakie doświadczenia prowadzimy w laboratorium…

pokazał na kilku mężczyzn z bronią. Po chwili pobiegli

"Na" możesz wyciąć. "Po chwili" wygląda, jakbyś pisała scenariusz dla Hollywood – nie łączy się z tekstem.

Splunęła na podłogę.

W domu też tak robi?

a przez pomysł przełożonej zacznie ginąć więcej ludzi niż dotychczas

Niezgrabne (przełożonej?)

dobierze nam się do skóry organizacja NEMO

A także UNIT, Torchwood i SHIELD.

Kulejąc szedł

Kulejąc, szedł.

Słońce już dawno zaszło, pozostawiając pomarańczową łunę na niebie.

Jeśli jest łuna, to raczej niedawno.

albo prowadziła rozmowy przy wejściu do pobliskiego sklepu.

Mhm. Nikt nie robił prania, nie gotował, nie zajmował się dzieckiem, nie prowadził działalności przestępczej, nie sikał pod murkiem… to ludzie, czy roboty?

Nie był w stanie już biec, a tym bardziej iść.

Ale szedł…

doszedł do wąskiego przesmyku

W uliczkach?

Niewysoka postać

Wrr.

coś, co przypominało mu worki

Skąd on zna worki?

Skoczył do niej

Hem?

wśród istot, które wyrządzały mu przez tyle lat krzywdę znajdzie się jedna, która będzie chciała go ratować.

Gosh, to taka stara klisza…

było nie dużo większe od celi

Było niewiele większe, albo nie było dużo większe. A najlepiej: do pomieszczenia niewiele większego.

 

Coup de grace.

Nie pokazałaś mi żadnego świata, tylko zlepek migawek z paru różnej jakości filmów. Tekst jest bardzo skrótowy – to zdecydowanie pierwszy szkic, jeszcze notatki. Ale co najbardziej dyskwalifikujące – nie bardzo widzę w nim Ciebie. Nie wydaje mi się, żebyś się zastanowiła, co chcesz opowiedzieć, dobrała środki, jakimi chcesz się posłużyć. Po prostu zebrałaś garść klocków z dywanu i skleciłaś wieżyczkę.

Nie ma w tym nic strasznego – wszyscy tak mają na pewnym etapie. Chodzi tylko o to, żeby z tego etapu wyrosnąć. Napij się mleka i do roboty.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tarnina dzięki za komentarz :D. Wyczerpujący ^^. Ostatnio nie zaglądałam na forum bo łapie możliwość z nadrobienia niektórych książek, które zalegają mi na półce do czytania, ale tekst obecnie poprawiam (tez w wolnej chwili). W każdym razie chciałam nakreślić trochę świata, ale wiem teraz, że go jednak nie pokazałam i pracuje nad tym :). A że zbliża się majówka, to będę mieć jeszcze wiecej czasu na doszlifowanie tego opowiadania i wrzucenia tutaj nowego. Co do chorób to właśnie miał być sarkazm, ale jak teraz spojrze na swój tekst to trochę źle go ubrałam w słowa ^^".

Nowa Fantastyka