- Opowiadanie: Król Gniew - Bodypunk

Bodypunk

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Bodypunk

To była gorąca noc – noc kiedy przenikałam Titan.

Hotel, tak jak większość budynków w centrum Nowego Jorku, przechodził przez końcowe stadium transmutacji. Już teraz jego zewnętrzne i wewnętrzne ściany porastała cielesna narośl, a jego szczyt wyglądał jak nabrzmiały guz. Wkrótce cegły i szkło i wszystkie inne pozostałości po minionym wieku miały ustąpić miejsca mięśniom, kościom i napędzającym je organom.

Krwiobieg budynku tętnił w rytmie bijącego wewnątrz serca. Osocze ogrzewające ściany dawało się we znaki zwłaszcza w piwnicy. Natężenie krwi było wyjątkowo wysokie, szczególnie że od pikawy całej konstrukcji oddzielała nas tylko jedna ściana. Dla moich kompanów skwar był nie do zniesienia. Pozwoliłam im uchylić drzwi, ale tylko nieznacznie. Ruch powietrza czy jego brak nie był w stanie zakłócić mojej pracy, ale jedno przypadkowe spojrzenie nieproszonego, wścibskiego oka mogło zrujnować całą naszą operację. Kiedy my zakradaliśmy się od zaplecza, nasz cel spał spokojnie

Ligotti, Rawhead i ja – Hermes. Ess wyznaczył nasze trio do zadania, które jego zdaniem miało odmienić to miasto i zawarty w nim balans sił. Poprzedniego wieczora nie znałam jeszcze ani moich towarzyszy, ani dokładnych szczegółów nadchodzącego zadania. Teraz, kiedy mój los został przypieczętowany, sama zastanawiam się czy nie lepiej byłoby odmówić szefowi. Nikt wprawdzie nie ma takich jaj, żeby odmówić Ess, z drugiej strony w moim obecnym położeniu rozważam śmierć jako niespełnione marzenie, które jeśli nadejdzie, stanie się dla mnie wybawieniem.

 

Ligotti był niewiele starszy ode mnie, ale zachowywał się jak przedszkolak. Syn jednego z generałów mafii, jego obecność tutaj była jedynie formalnością – miał się wykazać, wziąć udział w udanej misji. Nie słyszeliście tego ode mnie, ale wyglądał jak ostatni pajac. Cały jego ubiór składał się ze sztucznej ludzkiej skóry, modnej na przełomie wieków, zanim jeszcze się urodziłam. Dzisiaj były to tylko łatwo dostępne szmaty, idealne dla lalusiów, którzy chcą udawać, że mają i pieniądze, i wyczucie stylu. Takich lalusiów, jak Ligotti.

Plusem było to, że mężczyźni w sztucznej ludzkiej skórze nie rzucają się w oczy. Minus jest taki, że Ligotti nie zwracał uwagę na to, czy rzuca się w oczy, czy nie. Jego organiczne pistolety co chwila wskakiwały mu do rąk. Tik nerwowy, jak mniemam, ale mógł nas cholernie szybko wydać. Ze zgięć łokciowych wyrastały mu przewody przypominające pępowiny, łączącej jego organizm z pistoletami przytwierdzonym chirurgicznie do nadgarstków. Odpowiednie napięcie mięśni sprawiało, że uzbrojone pistolety powiększały i wydłużały się, pojawiały się także wygodne uchwyty, za które Ligotti niecierpliwie chwytał.

Dwa pistolety to stanowcza przesada – przeciętny człowiek korzystając z jednego jest w stanie wystrzelić około dwudziestu pocisków bez przeładowania. Ligotti nie był przeciętnym człowiekiem, a określenie “nieprzeciętny” wydawało się przekłamanym komplementem. Był cherlawym, młodym chłopakiem, który przy silniejszym wietrze straciłby równowagę. Stawiam, że był w stanie wystrzelić maksymalnie sześć pocisków z obu pistoletów naraz.

Rawhead uciszał swojego kompana kilkukrotnie, dając mu do zrozumienia, że ich priorytetem jest wspieranie cerebrowiatora, a nie przeszkadzanie mu w procedurze. Był dwumetrowym, czarnoskórym ex-żołnierzem z organiczną strzelbą przytwierdzoną do nagiej klatki piersiowej. Nie potrzebował ubrań, jego modyfikowana skóra była twardsza i wytrzymalsza od zwyczajnej, zapewniała także ochronę przed zbyt niską lub zbyt wysoką temperaturą. Drogie cacko. Zapracował na nią, bez wątpienia. Zapracował na nią, na swoją pozycję, na swoją legendę. Opanowany, bezwzględny i wyszkolony, Rawhead przypominał jednoosobową armię. Całkowite przeciwieństwo Ligottiego. Stanowił ostatnią deskę ratunku gdyby całą akcję szlag trafił – w razie wykrycia miał za wszelką cenę chronić mnie i moją głowę. Szanse na wykrycie były o tyle wysokie, że po drodze byliśmy zmuszeni zabić dwóch gliniarzy i jednego ochroniarza. Brzydziła mnie ta konieczność.

 

Wojna. Od kiedy pamiętam, wojna była dosłownie wszędzie na świecie. W Europie druga wielka miała się ku końcowi, na ulicach Nowego Jorku jedna z wielu właśnie się rozpoczynała. To wojna nakręca świat, to wojna rozwiązywała nawet najmniejsze spory i to wojna pochłonęła życia moich dwóch braci. Ale to ludzie tacy jak Titan tworzyli wojnę. Pociągali za sznurki, dolewali oliwy do ognia, stawiali pomniki na stertach ciał i o wszystkim zapominali.

Ruth Titan produkowała i sprzedawała broń. Jej przemysł mnożył konflikt jak komórki rakowe. Gardziłam i nią, i tym co musiałam zrobić. Celem naszej misji był umysł Titan, w którym znajdować się miały namiary na kolejny transport broni organicznej. Misja była pod wieloma względami aktem desperacji ze strony Ess – przez ostatnie dwa tygodnie musiałam przeniknąć cztery osoby i byłam świadkiem tortur na czterech kolejnych, wszystko po to, aby poznać dokładną trasę tego cholernego transportu. Gdyby w tym momencie Titan nie wiedziała jeszcze, że ktoś czyha na jej towar, byłabym niezwykle pozytywnie zaskoczona. Tymczasem z każdym krokiem coraz bardziej czułam, że idę w stronę śmiertelnej pułapki. Niemniej gang Coscarelli’ego zbyt szybko i zbyt odważnie rósł w siłę, więc Ess potrzebował tej broni. I to właśnie moje umiejętności miały mu ją zapewnić. Nie zaprzeczę, byłam dumna z faktu, że wybrał właśnie mnie, co nie zmienia faktu, że pomyślny wynik tej misji oznaczał jeszcze więcej wojny w moim życiu.

Szef dał mi jasno do zrozumienia – żadnej porażki i żadnej zemsty. Wiedział, jaką nienawiścią pałam do takich suk jak Titan. Ale jeżeli zrobiłabym cokolwiek ponad wykradnięcie wspomnień z jej umysłu, mogłoby to doprowadzić do śledztwa, śledztwo doprowadziło by do mnie, a ja (jeżeli jeszcze bym żyła) doprowadziłabym do Ess. Oczywiście, że planowałam swoją zemstę. Do cholery, miałam za co się mścić. Titan może nie pociągała za spust, ale za każdym razem, kiedy widziałam jej wredną, uśmiechniętą gębę, do mojego umysłu wdzierał się obraz moich dwóch martwych braci. Zemsta nie przywróci im życia, ale zostawienie takiej suki w spokoju tym bardziej nie pomoże. Nie ukrywam, szef mnie całkowicie nie doceniał. Jak wielu innych, Ess nie potrafił odróżnić mojej pracy od zwyczajnego złodziejstwa. W jego mniemaniu przenikanie przypomina kradzież torebki albo auta. Nikt, kto nie jest cerebrowiatorem, nie wie dokładnie ani na czym polega moja praca, ani w jaki sposób przebiega.

Kiedy moi towarzysze rzucali sobie wściekłe i zniecierpliwione spojrzenia, ja rozpoczełam przygotowania. Z torby przy moim boku wyjęłam żywy hełm, który zdobył dla mnie Aylmer. Całkiem niezły, niemiecka robota. Odkąd cały ich naród zaczął wierzyć w to aryjskie gówno, każdy chciał zrobić się na umięśnionego blondyna. Czysta rasa, też mi coś. Ale jedno im trzeba było przyznać – ich potrzeba ingerencji w mięso doprowadziła do gwałtownego rozwoju niemieckiej genetyki. Ich technologia wyprzedza naszą o kilka dobrych lat, chociaż z tego co wiem nie pomoże im to w wygraniu wojny. Gazety wieszczą ich klęską w ciągu miesiąca. Tak czy siak, stworzenie które trzymałam właśnie w rękach było szczytem tego genetycznego rozwoju. Wyprodukowany przed paroma miesiącami organizm miał pomagać niemieckim szpiegom w precyzyjnym i niewykrywalnym wykradaniu informacji – w przenikaniu.

Tym się właśnie zajmuję. Przenikam. Brzmi to ładniej i bardziej elegancko niż “zakradam się do cudzych umysłów i przeglądam wszelkiego rodzaju informacje”, chociaż w zasadzie to właśnie robię. Nie jest to jednak tak agresywne, jak wydaje się to ludziom. Standardowa procedura zakłada szybkie wejście, skopiowanie informacji zamkniętej przeważnie gdzieś we wspomnieniach, i równie szybkie wyjście. Cerebrowiator miał być niewidzialnym duchem przechodzącym niepostrzeżenie przez ofiarę – stąd nazwa, przenikanie. W normalnych warunkach zostałabym podłączona bezpośrednio do żywego organizmu delikwenta, ale z oczywistych powodów Titan była całkowicie poza moim zasięgiem, musieliśmy więc liczyć na przejście przez umysł budynku, jakkolwiek prymitywny by on nie był, prosto do komory regeneracyjnej i do wnętrza czaszki naszej ofiary.

Hełm zapewnia deprywację sensoryczną wprowadzającą cerebrowiatora w stan przypominający medytację. Jako że organizm odcina wszelkie reakcje na bodźce zewnętrzne (przynajmniej te związane ze strefą głowy), odcięty zostaje też dopływ tlenu. Proces nie jest jednak całkowicie niebezpieczny, przynajmniej nie ze strony fizycznej – jeden głęboki wdech wystarczy na przeprowadzenie całej operacji. Ta trwa zazwyczaj od dziesięciu do dwudziestu sekund. Ja zawsze daję sobie kilka sekund więcej na ewentualną eksplorację – nigdy nie wiadomo jakie sekrety kryje umysł ludzkiej istoty, zwłaszcza tak bezwzględnej jak Titan.

 

Byłam już prawie gotowa. Co chwila głaskałam schowany w moich rękach hełm, który bez czułego dotyku napinał się, wiercił i wydawał z siebie piskliwe odgłosy. Z perspektywy czasu wydaje mi się, że chciałam uspokoić bardziej siebie, niż trzymane przeze mnie narzędzie. We wnętrzach cudzych umysłów czułam się jak ryba w wodzie, ale nie mogę zaprzeczyć, że przed każdym przenikaniem czułam stres zmieszany z podnieceniem. Operacja wymagała jeszcze bezpośredniego podłączenia do organizmu budynku. Na narośli w piwnicy znalazłam idealne miejsce, doskonale ukrwione i unerwione, do którego wbić należało zakończony kościaną igłą ogon hełmu. Punkt ten zaznaczyłam markerem, po czym ruchem reki wezwałam do siebie kompana, kóremu najbardziej ufałam. Na tyle, na ile można ufać bezwględnym mordercom.

– Rawhead, posłuchaj mnie. – wręczyłam mu do ręki końcówkę ogona hełmu i wskazałam na zaznaczony punkt na narośli. – Kiedy dam ci znak, wbijesz igłę w dokładnie to miejsce…

– Jaki znak? – przerwał Rawhead.

– Pstryknę palcami. Mięso budynku jest miękkie, łatwo uda ci się je przebić, dlatego nie rób tego za mocno, rozumiesz?

Wielkolud przytaknął. Nie musiałam spoglądać w tył żeby wiedzieć z jakim zirytowaniem patrzy na mnie Ligotti. Chłopak czuł się pominięty, ale mało mnie to obchodziło. Jego drżące ręce nie byłyby w stanie przebić chusteczki, nie mówiąc już o trafieniu w nią. Gówniarz nie zdawał sobie z tego sprawy, ale wyświadczałam mu przysługę – był najsłabszym ogniwem naszej drużyny. Spodziewałam się, że jeżeli poniesiemy porażkę, to właśnie przez jego głupotę i brak doświadczenia. Fakt, że dostał ode mnie najprostsze zadanie – pilnowanie drzwi – bardziej pomagał jemu niż mnie.

Nasmarowałam zaznaczone miejsce pastą znieczulającą, wzięłam ostatni, głęboki wdech i nałożyłam na głowę hełm. Organizm przywarł do mojej ogolonej czaszki, zakrył wszystkie otwory twarzy, skutecznie odcinając część moich zmysłów od zewnętrznego świata. Pstryknęłam palcami i przygotowałam się na całkowity odlot.

Zawsze kochałam ten moment.

Trzy.

Dwa.

Jeden.

Zapłon! Skok w czarną dziurę spowalniający twoje ciało i przyśpieszający twoją percepcję. Pędziłam z prędkością wystrzelonego pocisku przez prymitywną świadomość budynku, skupionego przede wszystkim na utrzymywaniu ogrzewania i zapalonego światła w wybranych apartamentach. Nie mógł mnie zauważyć, byłam szybsza i płynniejsza niż jakakolwiek jego myśl. Hełm sprawdzał się znakomicie, czynił ze mnie wiązkę czystej, niewidzialnej energii, przenikającej kości i mięso budowli. Byłam wszędzie i nigdzie jednocześnie. Trudno mi uwierzyć w jakiekolwiek bóstwo, ale jeżeli istnieje, to bez wątpienia właśnie tak się czuje. Zupełnie wolne, nieskrępowane potrzebami cielesnymi, gnające na skraj czasu i przestrzeni w ustawionym wyścigu z materią.

Nie zaprzeczę, jest to stan, który uzależnia. Tylko silna wola oddzielała mnie od porzucenia mojego mięsa. Gdybym nawet to zrobiła, gdybym nawet odcięła się od powłoki, byłabym w pułapce, zamknięta wewnątrz umysłu wieżowca. Jedyną moją ucieczką byłoby przejęcie kontroli nad którymś z jego rezydentów, to jednak w porównaniu z przenikaniem graniczyło z niemożliwością. Bez ciała stałabym się częścią świadomości budowli, wspomnieniem lub ulotną myślą, która ostatecznie zostałaby wyparta i stracona. Przestałabym istnieć.

Znałam swój cel i mimo przyjemności, jaką sprawiał mi lot przez proste wiązki mózgowe, dążyłam do jego wykonania. Znalezienie apartamentu i komory regeneracyjnej Titan zajęło mi maksymalnie sekundę.

Nie wiem, czego oczekiwałam po umyśle Titan. Pewnie jakiegoś mrocznego miejsca wypełnionego marzeniami o śmierci i męczarniach, być może otchłani pełnej myśli samobójczych i nienawiści do samej siebie, a może pedantycznie poukładanej przestrzeni. Jak zwykle zawiodłam się. Umysł Titan nie różnił się niczym od umysłu hydraulika czy sprzedawcy czekolady – szara, bezkształtna masa chmur burzowych wypełnionych marzeniami, pomysłami i wyrzutami sumienia. I wspomnieniami. Tych właśnie szukałam.

Wyszkolony umysł jest w stanie wykryć obecność cerebrowiatora w swoim wnętrzu. Wyszkolony cerebrowiator jest w stanie przejść przez nawet najbardziej skomplikowane systemy zabezpieczeń. Sztuczne wspomnienia czy znaki bezpieczeństwa to tylko niektóre z metod, które miały zadanie mnie powstrzymać, a które okazywały się zupełnie nieefektywne. Udało mi się przeniknąć wszystkie zakamarki pamięci Titan, każde spotkanie, każdą transakcję, każde urodziny, każdą rodzinną kolację, każde rozbite kolano. Wnętrze ludzkiej czaszki skrywa więcej sekretów przed swoimi właścicielami, niż przed ludźmi takimi jak ja.

W ułamku sekundy znalazłam to, czego szukałam. Wiadomość do szefa ochrony, zadziwiająco niezbyt dyskretna i łatwa do wychwycenia. Data, miejsce, zabezpieczenia – wszystko w jednym miejscu, podane mi jak na srebrnej tacy. Wszystkie w mojej głowie, zapamiętane, gotowe do przekazania szefowi. Przenikanie zakończyło się sukcesem.

Zostało mi jeszcze dobre dziesięć sekund powietrza – wieczność kiedy jest się jedynie wiązką energii penetrującą cudzą świadomość – postanowiłam więc trochę poszperać. Suka taka jak Titan musiała mieć przecież sekrety. Brudne, lepkie tajemnice, albo takie ociekające roztopionym złotem – brałam wszystko na co tylko zdołałam natrafić. Adresy składów broni? Bardzo chętnie. Lokalizacje i kody do fabryk? Niejeden wyda na taką informację fortunę. Szyfr do jakiejś skrytki w jej biurze? Czemu nie, a nuż się przyda.

Adresy wszystkich apartamentów Titan? To zachowam dla siebie. Może kiedyś ją odwiedzę.

Ale dopiero po chwili zauważyłam, że w umyśle Titan było coś jeszcze. Albo ktoś jeszcze. Niewyraźny obiekt umieszczony gdzieś we wspomnieniach kobiety, przyczajony gdzieś w ich tle, niewyraźny, ale w miarę widoczny. Stał za jednym z drzew na farmie należącej do babci Ruth, kiedy jeszcze jako dziecko uczyła się jazdy konno. Patrzył przez okno, gdy którejś nocy nie była w stanie zasnąć i zrezygnowana patrzyła w sufit. Był częścią tłumu w pewien kwietniowy poranek, kiedy rozlała kawę na swoje zupełnie nowe spodnie. Był w każdym wspomnieniu, nawet najgłębszym, najbardziej ukrytym. Nie byłam w stanie ani dokładnie go dostrzec, ani się do niego zbliżyć, i zbyt późno zdałam sobie sprawę z przeznaczenia tego obcego obiektu. Zbyt późno zdałam sobie sprawę, że im bliżej do niego podchodzę, tym bardziej powodzenie naszej misji stawało się niemożliwe.

System alarmowy? Zabezpieczenie, i to cholernie dobre? Takie, które jest mitem, legendą miejską. Takie, o którym słyszy się tylko plotki w najgłębszych kanałach, w najniższych dziurach, wśród ludzi, których umysły już dawno przestały działać sprawnie. Zanim zdołałam zdjąć ze mnie hełm, zanim w ogóle zdążyłam podnieść rękę lub w jakikolwiek inny sposób zaalarmować moich kompanów, niezidentyfikowany obiekt niczym wirus pędził już przez przewody wprost do mojej głowy.

Wszystko zgasło. Wspomnienia Titan zniknęły, zastąpiła je przypominająca smołę gęsta przestrzeń, w której tkwiłam prawie bez ruchu. Panika wzmagała męczarnie, byłam pewna, że tkwię w tej otchłani dobre kilka minut, mój zapas powierza dawno się wyczerpał, a moje ciało obumarło przy moich nieświadomych niczego kompanach. Po chwili jednak ujrzałam światło, a zaraz po nim hełm, mięso budynku i całą resztę piwnicy. Żyłam, oddychałam i znałam namiary na transport broni Titan.

Ale nic poza tym.

Przez krótką chwilę zdawało mi się, że nic się nie wydarzyło, że cokolwiek chciało dostać się do mojej głowy przegrało, i że wszystko wróciło do normy. Świadomość tego, że całkowicie nie panuję nad swoim ciałem, docierała do mnie żałośnie powoli. Moje mięso wstało, ale wolniej niż bym chciała. Ruszało ręką, ale nie tak, jak planowałam. Odrzuciło hełm na bok, kiedy ja chciałam odłożyć go z powrotem do torby. Mrożący krew w żyłach strach ogarnął mnie, kiedy chciałam odwrócić się w stronę szturchającego mnie w ramię Rawheada, ale nie byłam w stanie ruszyć ani jednym mięśniem. Coś innego natomiast spojrzało moją powłoką w dół, na moje dawne ręce i dawne nogi. Na ciało, którym rządziła teraz nowa świadomość.

– Hermes? – usłyszałam głos Rawheada. – Hermes, wszystko gra?

Ostrzegawcze krzyki, które wydawałam z siebie zamknięta wewnątrz mojej dawnej czaszki, nie docierały niestety do moich towarzyszy. Uznali pewnie, że milczenie mojego mięsa sygnalizuje pomyślne zakończenie zadania. Nic bardziej mylnego.

Kościany nóż schowany w moim bucie powędrował prosto w oko mojego czarnoskórego wspólnika, zabijając go na miejscu. Głupia śmierć dla prawdopodobnie najlepiej wyszkolonego żołnierza, jakiego kiedykolwiek poznałam. Ligotti nie zdążył nawet zareagować, a strzelba przymocowana do klatki piersiowej Rawheada odruchowo wystrzeliła w stronę młodzika. Dziesiątki kolców nie większych od szewskich igieł zmasakrowały jego twarz, paraliżując jego ciało i pozostawiając je na długą i bolesną śmierć.

Oczekiwałam wtedy końca. Słyszałam kiedyś plotki o świadomościach bezpieczeństwa, które wszczepione w umysł chroniły jego zawartość przed kradzieżą, a które niewykryte przez cerebrowiatora przejmowały jego mięso i prowadziły do natychmiastowej samodestrukcji. Ale nic się nie stało. Moja dawna powłoka stała bez ruchu, rozglądając się po obskurnym otoczeniu. W końcu życie wyciekło z moich martwych towarzyszy, a razem z nimi obumarła broń połączona z ich ciałami. Strzelba, którą trzymała nowa świadomość, była bezużyteczna. Istota nie sięgnęła jednak po nóż, tak jak się spodziewałam. Puściła broń i chwiejnym krokiem, jak niemowlak uczący się chodzić, ruszyła w stronę uchylonych drzwi.

 

Oto byłam, jestem i będę. Więzień mojego własnego mięsa. Nie wiem, czy nowa świadomość wie o moim istnieniu. Nie słyszy moich krzyków i błagań, a jeśli nawet słyszy, nie reaguje na nie w żaden nawet najmniejszy sposób. Ja natomiast czuję wszystko, słyszę wszystko, widzę wszystko, ale nad niczym nie jestem w stanie zapanować. Nigdy nie przywiązywałam większej uwagi do moich ruchów, do pociągania nosem, mrugania, oddychania, ale teraz, kiedy całkowicie pozbawiono mnie kontroli, każda czynność zdaje się pieczętować beznadzieję mojego położenia. Nie potrafię odwrócić wzroku, gdy widzę coś nieprzyjemnego. Nie potrafię zatkać uszy, gdy słyszę ogłuszające dźwięki, albo zatkać nosa, gdy smród doprowadza mnie do mdłości. Nowej świadomość zdaje się to nie przeszkadzać. Nie jestem nawet pasażerką tej powłoki. Raczej ofiarą porwania zamkniętą w bagażniku, obserwującą uciekający świat przez dziurkę od klucza.

Ktokolwiek lub cokolwiek panuje nad moim mięsem, prowadzi je do nieznanego mi celu w zasadzie bez postojów. Zatrzymuje się tylko dla zaspokojenia najniższych fizjologicznych potrzeb. Nie wiem, dokąd zmierza, i szczerze mówiąc nie chcę się dowiedzieć. Ale czy mam jakiś wybór?

Koniec

Komentarze

Królu, jakkolwiek nie kupuję idei mięsnych budynków, całkiem przypadł mi do gustu zaprezentowany przez Ciebie zarys pomysłu samej fabuły. Ja wiem, że opowiadania mają swoje ograniczenia, przez co łopatologia miejscami była zabójcza, ale widzę tu koncept, który w szerszej formie mogłabym z zaciekawieniem przeczytać.

 

„Natężenie krwi było…” – Co to jest natężenie krwi?

 

„Pozwoliłam im uchylić drzwi, ale tylko nieznacznie. Ruch powietrza czy jego brak nie był w stanie zakłócić mojej pracy, ale jedno przypadkowe spojrzenie nieproszonego…”

 

„…miasto i zawarty w nim balans sił.” – Nie jestem przekonana, czy miasto może zawierać balans sił. A właściwie jestem przekonana, że nie może ;)

 

„Plusem było to, że mężczyźni w sztucznej ludzkiej skórze nie rzucają się w oczy. Minus jest taki, że Ligotti…” – Było… jest… nagłe zmiany czasów tylko mącą, zachowaj konsekwencję.

 

„Ze zgięć łokciowych wyrastały mu przewody przypominające pępowiny, łączące[-j] jego organizm z pistoletami przytwierdzonym[+i] chirurgicznie do nadgarstków.”

 

„Był cherlawym, młodym chłopakiem…” – A mógł być starym chłopakiem?

 

Wojna. Od kiedy pamiętam, wojna była dosłownie wszędzie na świecie. W Europie druga wielka miała się ku końcowi, na ulicach Nowego Jorku jedna z wielu właśnie się rozpoczynała. To wojna nakręca świat, to wojna rozwiązywała nawet najmniejsze spory i to wojna pochłonęła życia moich dwóch braci. Ale to ludzie tacy jak Titan tworzyli wojnę.”

Za dużo tej wojny, i znowu bezsensowne zmiany czasów.

 

„Niemniej gang Coscarelli’ego” – Coscarelliego, bez apostrofu

 

„Nie zaprzeczę, byłam dumna z faktu, że wybrał właśnie mnie, co nie zmienia faktu, że…”

 

cerebrowiator – oczywiście to mój problem, ale za każdym razem, jak widziałam to słowo, czytałam to jako jakąś pochodną wibratora…

 

„We wnętrzach cudzych umysłów czułam się jak ryba w wodzie, ale nie mogę zaprzeczyć, że przed każdym przenikaniem czułam stres…”

 

„ruchem reki wezwałam do siebie kompana” – ręki

 

„…ruchem reki wezwałam do siebie kompana, k[+t]óremu najbardziej ufałam. Na tyle, na ile można ufać bezwględnym mordercom.

– Rawhead, posłuchaj mnie. – wręczyłam mu do ręki końcówkę…”

Wręczanie do ręki to masło maślane, a poza tym „Wręczanie” powinno być wielką literą.

 

„Skok w czarną dziurę spowalniający twoje ciało i przyśpieszający twoją percepcję.”

 

„Bez ciała stałabym się częścią świadomości budowli, wspomnieniem lub ulotną myślą…” – Tu się czepiam, ale z technicznego punktu widzenia „budynek” i „budowla” nie są synonimami ;)

 

„Data, miejsce, zabezpieczenia – wszystko w jednym miejscu, podane mi jak na srebrnej tacy. Wszystkie w mojej głowie, zapamiętane, gotowe do przekazania szefowi.” – Pomijając powtórzenie, dlaczego „wszystko” nagle zmieniło się we „wszystkie”?

 

Ale dopiero po chwili zauważyłam, że w umyśle Titan było coś jeszcze. Albo ktoś jeszcze. Niewyraźny obiekt umieszczony gdzieś we wspomnieniach kobiety, przyczajony gdzieś w ich tle, niewyraźny, ale w miarę widoczny.”

 

„…kiedy jeszcze jako dziecko uczyła się jazdy konno.” – Albo jazdy konnej, albo jeździć konno

 

Patrzył przez okno, gdy którejś nocy nie była w stanie zasnąć i zrezygnowana patrzyła w sufit.”

 

Był częścią tłumu w pewien kwietniowy poranek, kiedy rozlała kawę na swoje zupełnie nowe spodnie. Był w każdym wspomnieniu, nawet najgłębszym, najbardziej ukrytym. Nie byłam w stanie…”

 

„Zanim zdołałam zdjąć ze mnie hełm…”

 

„…zamknięta wewnątrz mojej dawnej czaszki, nie docierały niestety do moich towarzyszy. Uznali pewnie, że milczenie mojego mięsa sygnalizuje pomyślne zakończenie zadania. Nic bardziej mylnego.

Kościany nóż schowany w moim bucie powędrował prosto w oko mojego czarnoskórego wspólnika, zabijając go na miejscu.”

 

„…strzelba przymocowana do klatki piersiowej Rawheada odruchowo wystrzeliła w stronę młodzika.” – To nie był odruch.

 

„…zmasakrowały jego twarz, paraliżując jego ciało…”

 

„W końcu życie wyciekło z moich martwych towarzyszy…” – Ekhm. To bardzo bez sensu. Skoro byli martwi, to życie nie mogło z nich wyciec…

 

„Nie potrafię zatkać uszy…” – uszu

 

„Raczej ofiarą porwania zamkniętą w bagażniku, obserwującą uciekający świat przez dziurkę od klucza.” – Nigdy nie byłam zamknięta w bagażniku, ale nie wydaje mi się, by przez „dziurkę od klucza” w bagażniku dałoby się coś podejrzeć… Zwłaszcza że teraz mało który bagażnik otwiera się kluczem.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Zajrzałam, przeczytałam.

ninedin.home.blog

Czy to na pewno skończone opowiadanie? Bo mam wrażenie, że to tylko opis pewnej akcji, przedstawiony przez mającą o sobie wysokie mniemanie dziewczynę, która jednakowoż nie poradziła sobie z zadaniem, popełniła błąd i została „uwięziona”. Szkoda, że nie wiadomo, co działo się potem.

Zastanawiam się skąd taki osobliwy pomysł, aby budynek zamieniał się w mięso; jakoś nie potrafię sobie tego zwizualizować.

Wykonanie pozostawia nieco do życzenia.

 

prze­cho­dził przez koń­co­we sta­dium trans­mu­ta­cji. –> …prze­cho­dził koń­co­we sta­dium trans­mu­ta­cji.

Przechodzi się stadia, nie przez stadia.

 

Na­tę­że­nie krwi było wy­jąt­ko­wo wy­so­kie… –> Powtórzę za Joseheim: Co to jest natężenie krwi?

 

Kiedy my za­kra­da­li­śmy się od za­ple­cza, nasz cel spał spo­koj­nie –> Brak kropki na końcu zdania.

 

wy­god­ne uchwy­ty, za które Li­got­ti nie­cier­pli­wie chwy­tał. –> Nie brzmi to najlepiej.

 

Był cher­la­wym, mło­dym chło­pa­kiem… –> Masło maślane. Chłopak jest młody z definicji.

 

Był dwu­me­tro­wym, czar­no­skó­rym ex-żoł­nie­rzem… –> Był dwu­me­tro­wym, czar­no­skó­rym eksżoł­nie­rzem

 

w razie wy­kry­cia miał za wszel­ką cenę chro­nić mnie i moją głowę. Szan­se na wy­kry­cie były… –> Czy to celowe powtórzenie?

 

to wojna po­chło­nę­ła życia moich dwóch braci. –> …to wojna po­chło­nę­ła życie moich dwóch braci.

Życie nie ma liczby mnogiej.

 

śledz­two do­pro­wa­dzi­ło by do mnie… –> …śledz­two do­pro­wa­dzi­łoby do mnie

 

ja roz­po­cze­łam przy­go­to­wa­nia. –> Literówka.

 

na ile można ufać bez­wględ­nym mor­der­com. –> Literówka.

 

Or­ga­nizm przy­warł do mojej ogo­lo­nej czasz­ki… –> Or­ga­nizm przy­warł do mojej ogo­lo­nej głowy

Nie wydaje mi się, aby można ogolić czaszkę.

 

Data, miej­sce, za­bez­pie­cze­nia – wszyst­ko w jed­nym miej­scu… –> Powtórzenie.

 

mój zapas po­wie­rza dawno się wy­czer­pał, a moje ciało ob­umar­ło przy moich nie­świa­do­mych… –> Nadmiar zaimków. Literówka.

 

Przez krót­ką chwi­lę zda­wa­ło mi się, że nic się nie wy­da­rzy­ło, że co­kol­wiek chcia­ło do­stać się do mojej głowy prze­gra­ło, i że wszyst­ko wró­ci­ło do normy. Świa­do­mość tego, że cał­ko­wi­cie nie pa­nu­ję nad swoim cia­łem, do­cie­ra­ła do mnie ża­ło­śnie po­wo­li. Moje mięso… –> Nadmiar zaimków.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

joseheim, regulatorzy – dziękuję za budującą krytykę. To pierwsze opowiadanie jakie kiedykolwiek napisałem, do tego trochę na szybko, więc myślę, że wasze uwagi pomogą mi w przyszłości zwracać większą uwagę na wszelkiego rodzaju niedociągnięcia.

Cholerka, znowu coś, co z Retrowizjami ma dosyć luźny związek. No niby jest druga wojna i jest wysoce zaawansowana hm, biologia (?), ale to tylko nic nie znaczące ozdobniki.

Sporo infodumpów, dzieje się niewiele. Tekst ratuje zakończenie, bardzo przyzwoite.

I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie mikrobabolki, o które co i rusz się potykałem (pewnie się będę powtarzał, ale trudno):

– “mięśniom, kościom i napędzającym je organom” – jakie to są “organy napędzające”? serce? zawsze myślałem, że to właśnie mięśnie napędzają organizm;

– “nasz cel spał spokojnie” – brakuje kropeczki;

– “Plusem było to, że (…). Minus jest taki” – często mieszasz czasy – to “było” czy “jest”?;

– “jest w stanie wystrzelić około dwudziestu pocisków bez przeładowania” – a potem, że najwyżej sześć; pojemność magazynka zależy od wyszkolenia? dziwny koncept;

– “To wojna nakręca świat, to wojna rozwiązywała” – niby mogłoby być, ale te niejednorodne czasy wybijają z rytmu czytania;

– “Jej przemysł mnożył konflikt jak komórki rakowe” – a tu znowu mieszasz liczby: pojedynczą (konflikt) i mnogą (komórki);

– “gang Coscarelli’ego” – bez apostrofu;

– “śledztwo doprowadziło by do mnie” – zdaje mi się, że to powinno byc “doprowadziłoby”;

– “ja rozpoczełam przygotowania” – zjedzony ogonek;

– “wieszczą ich klęską” – ich klęskę;

– “ruchem reki” – zjedzony ogonek;

– “Jego drżące ręce nie byłyby w stanie przebić chusteczki” – to miał przebijać skórę ogonem czy rękami?;

– “nałożyłam na głowę hełm” – hm, a na co innego można nałożyć hełm?;

– “w najniższych dziurach” – niska dziura? rozwiń, bo nie wiem o co biega;

– “Nowej świadomość” – literówka.

 

Szału nie ma. Większość tekstu się męczyłem, zakończenie tego nie równoważy.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Melduję, że przeczytałam.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Veni, vidi, punk

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Przeczytałem.

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Przeczytałem.

Niestety, opowiadanie nie bardzo na ten konkurs – w końcu to nie tyle retrowizja, co cyberpunk pożeniony z lekkimi elementami body horroru. Całkiem pomysłowy i przyzwoicie wymyślony jako opowiadanie, co prawda z wykonaniem, które zdecydowanie domaga się dopracowania, ale z szansami na rozwinięcie w coś ciekawego. Niestety, w tym konkursie nie bardzo było na nie miejsce.

ninedin.home.blog

Jak na pierwsze opowiadanie, to jest napisane naprawdę bardzo dobrze. Stylistycznie cacy, fajnie też eksponowałaś bohaterów, choć nieadekwatnie do krótkiej formy (rozwodziłaś się kilka akapitów o postaciach, których rolą było pod koniec po prostu umrzeć). Wyczuwam talent „gawędziarski”.

Jednak taka specyfika opowiadań i konkursów, że trzeba wiedzieć, co chce się opowiedzieć. Podobał mi się świat oparty o materię organiczną, mięso. Nie miałem problemów z wyobrażeniem tego, bo w niektórych książkach z Gwiezdnych Wojen była rasa z podobną technologią. Jednak niezbyt dobrze powiązałaś to z założeniami Retrowizji. Mało tu „retro”. No i ostatecznie trudno wyciągnąć z finału jakieś wnioski – po co to wszystko było? Czyli tekst jest bardziej scenką, fragmentem, niż pełnoprawnym opowiadaniem.

Podsumowując: pod pewnymi względami fajne, ale nie odpowiednie do konkursu. 

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

No nie powiem, definitywnie "punk". Klimat "życia na krawędzi" ten tekst definitywnie ma. Trochę gorzej z założeniami czasowymi konkursu – ni diabła nie jest wytłumaczone, co wprawiło w świat w tak zaawansowany rozwój technologii biologicznej. A by się to przydało, bo średnio kupuje świat, gdzie wszystko wygląda tak, jak u nas, tylko scenografia jest bardziej "mięsna".

Zostawiając ten temat na boku – to klasyczny tekst "cyberpunkowy" w "biopunkowych" szatach. Wszczepy, netrunning, ICE – wszystko na swoim miejscu, jedynie oprawa się zmieniła. Czyta się przyjemnie, ale uczucie wturności pozostaje.

Tekst jest nieśpieszny, sporo tutaj "mówienia", a mało "pokazywania". O kompanach więcej słyszę niż widzę ich w akcji. Podobnie Titan jest zła dlatego, że bohaterka-narratorka tak mówi, nie zaś dlatego, że widziałem w tekście to zło. I choć wynurzenia postaci są jak najbardziej klimatyczne, to jednak koniec końców tekst zaczyna nudzić. Zrobienie z narratora gaduły nie zawsze wychodzi na plus.

Podsumowując: koncert fajerwerków z pomysłem na pochodną cybera, całkiem klimatyczną, jednak przegadaną. Więcej akcji, więcej pokazywania, mniej mówienia narratorki – a obecny klimat tylko na tym zyska :)

Chwytaj też przydatne linki:

Dialogi – mini poradnik Nazgula: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794

Dialogi – klasyczny poradnik Mortycjana: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112

Podstawowe porady portalowe Selene: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

Coś o betowaniu autorstwa PsychoFisha: Betuj bliźniego swego jak siebie samego

Temat, gdzie można pytać się o problemy językowe:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/19850

Temat, gdzie można szukać specjalistów do “riserczu” na wybrany temat:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/17133 

Poradnik łowców komentarzy autorstwa Finkli, czyli co robić, by być komentowanym i przez to zbierać duży większy “feedback”: http://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842676 

Poradnik Issandera, jak dostać się do Biblioteki ;)

https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842782 

Powodzenia!

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Wyraźnie inspirowane „Incepcją”, ale z oryginalnymi dekoracjami. Trochę brakuje wyjaśnienia przyczyn tej organicznej transmutacji budynku. Do założeń „Retrowizji” jednak opowiadanie nie bardzo pasuje, bo poza wzmianką o drugiej wielkiej wojnie naprawdę ciężko tu znaleźć punkty zaczepienia, pozwalające umieścić historię w czasie – to właściwie mogłoby się dziać kiedykolwiek, a najbardziej pasuje do przyszłości.

Technicznie nieźle, choć momentami miałem wrażenie, że masz kłopot z doborem synonimów (krew/osocze, serce/pikawa). Gdzie indziej z kolei trafiały się powtórzenia, których celowości nie byłem pewien, w ogóle chyba często ich używasz w celu uzyskania takiego kpiącego dystansu – taki chwyt jest dobry ale jeden, dwa razy w opowiadaniu Zgrzytnęło „chwytanie za uchwyty”. No i musisz pilnować konsekwencji czasu narracji – kilka razy na potrzeby pojedynczego zdania przeskakujesz na teraźniejszy.

A tak w ogóle – udany debiut :)

 

Dziękuję za udział w konkursie!

Niezła, mroczna wizja. Podobała mi się. Ciekawi mnie, czy bohaterka zostanie drugą Titan.

Fajnie byłoby dowiedzieć się więcej o tej technologii.

Wykonanie mogło być lepsze – powtórzenia, literówki, miejscami zgrzytnie zapis dialogu…

Babska logika rządzi!

Przyjemne :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka