- Opowiadanie: Anonimowy bajkoholik - Gawain

Gawain

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Gawain

– GIŃ W KOŃCU!!! – wydarł się smok, zadając kolejny cios wyposażoną w ogromne pazury łapą.

Gawain odskoczył do tyłu i przeturlał się za ogromny, leżący nieopodal głaz, który natychmiast spowiły płomienie. Lekka zbroja rycerza była już osmalona i zryta kilkoma uderzeniami smoczych szponów a on sam, jak się być może domyślacie, miał już ostatecznie dość tej sytuacji.

Walka z Werusem trwała już dosyć długo, mimo doświadczenia Gawaina w walce ze smokami. Rycerz miał ich na koncie już kilka i nie miał pojęcia, dlaczego akurat z tym szło mu tak ciężko.

– Miałem właśnie powiedzieć to samo – mruknął zirytowanym głosem, kiedy smok przestał już zionąć ogniem.

Po tych słowach Gawain przetoczył się w bok, wychodząc tym samym zza skały, chwycił ostatnią z rozrzuconych uprzednio dookoła kusz i wystrzelił w stronę smoka. Bełt wbił się idealnie pomiędzy łuski na torsie Werusa, który ryknął w niebo i chwiejnie opadł na cztery łapy. Kilka podobnych pocisków tkwiło już w jego ciele.

Gawain rzucił się w stronę smoka i wydobywając miecz, zamierzył się do ostatecznego cięcia. Kiedy rycerz był już o włos od zwycięstwa, Werus niebywale szybko zebrał się w sobie i zbił go z nóg szybkim uderzeniem łapy. Miecz poleciał kilka metrów do boku, a Gawain leżał na ziemi tuż przed wielkim gadem. Werus ryknął tryumfalnie w niebo, unosząc się na tylnych nogach.

– Noo, to to by było na tyle – mruknął cicho i wyszczerzył zęby nad głową rycerza, przygniatając go do ziemi wielką łapą.

 

– Nie gadaj! – Merlin siedział rozparty na krześle i patrzył sceptycznie na Gawaina – I niby jak się z tego wygrzebałeś.

– Nie przerywaj mi, to ci powiem – odparł rycerz – jak to możliwe, że król znosi cię w radzie, skoro ciągle się do wszystkiego wpieprzasz.

– Po prostu wie, że z reguły mam rację. – Czarodziej nic sobie nie robił z niechęci Gawaina i spokojnie zaczął nabijać fajkę.

Siedzieli przy kominku w pracowni Merlina w Camelocie. Rycerze okrągłego stołu raczej nie darzyli czarodzieja pozytywnymi uczuciami, mimo że obiektywnie patrząc, wiele mu zawdzięczali. Kiedy któryś z nich był ranny albo potrzebował rady, udawał się do Merlina, a ten zależnie od nastroju pomagał im, albo odsyłał z niczym.

– Wyleczyłem ci rany, więc się mnie teraz nie czepiaj. – kontynuowała Merlin – A z tego co słyszę, to znalazłeś się wtedy w sytuacji bez wyjścia, a jednak siedzisz sobie teraz u mnie cały i zdrowy. Nie ma więc w tym nic dziwnego, że Ci nie wierzę.

Gawain wywrócił oczami.

– Tyle lat już czasu spędziłeś w tym zamku Merlinie, a wciąż nie wiesz, że nie jesteśmy jak zwykli ludzie? Normalnego to taki smok by zabił od jednego uderzenia, których pięć ja przyjąłem na klatę.

Merlin milczał przez chwilę i gapiąc się w ognisko, pykał fajkę.

– Ech, no dobra mów dalej.

Gawain odchrząknął i kontynuował.

 

Werus nachylił się nad Gawainem.

– Wolisz zostać przegryzionym na pół czy spalonym żywcem. – mówił cicho smok, a jego pysk znajdował się kilka centymetrów od twarzy Gawaina. – kiedyś już zabiłem rycerza Okrągłego Stołu, wiesz? On nie dostał takiego wyboru, ale z tobą poszło mi znacznie trudniej.

– Idź do diabła! – powiedział rycerz, odwracając twarz na bok. Od smoka biła ogromna temperatura, którą Gawain ledwie był w stanie wytrzymać – Po mnie przyjdą następni. W końcu ktoś cię zabije!

– Pewnie tak – odparł w zamyśleniu Werus – na pewno macie w tym swoim bractwie lepszych od Ciebie. W każdym razie, mały z tego pożytek dla twojej osoby prawda? Ej chłopie, po co Ci to było?

– Zabiłeś tych wszystkich ludzi w wiosce!

Smok oddalił nieco głowę od twarzy Gawaina.

– Jakiej wiosce do cholery?

– W Cabry!

– Nieprawda, nigdy nie słyszałem o czymś takim. – smok wydawał się autentycznie zdziwiony twierdzeniem rycerza.

Zapanowało wtedy coś co w innych okolicznościach, mogłoby być uznane za niezręczną ciszę.

– Nie? – wykrztusił z siebie w końcu Gawain.

– Nie. Naloty na wioski są męczące. Jem tylko zwierzęta z lasu.

Werus i Gawain, wciąż przyciśnięty do ziemi smoczymi pazurami, gapili się na siebie z niedowierzaniem. Rycerz odchrząknął.

– Cholera – stwierdził – to trochę zmienia sytuację.

– Co ty powiesz – mruknął smok, zdejmując łapę z klatki piersiowej Gawaina.

Rycerz wstał niepewnie, podniósł miecz i schował go do pochwy. Wbił wzrok w ziemię, uderzając palcami w jelec broni.

– Taak, muszę powiedzieć, że czegoś takiego się nie spodziewałem – stwierdził

– No i co z tym teraz będzie? – spytał smok, patrząc na Gawaina spode łba

– A co ma być? Muszę znaleźć kogoś, kto to zrobił.

– No to powodzenia – wyglądało na to, że smok kompletnie stracił zainteresowanie Gawainem i zaczął wycofywać się w stronę swojej jaskini.

– Ej – powiedział niechętnie rycerz – przepraszam za to wszystko.

– Nie ma problemu – smok położył się w jaskini i zamknął oczy, układając głowę na przednich łapach, zupełnie jakby był małym pieskiem leżącym w budzie.

Gawain patrzył na niego jeszcze chwilę i zauważył, że wbite w ciało Werusa bełty zaczynają wysuwać się spomiędzy jego łusek i spadać na ziemię a rany cięte zasklepiają się tak szybko, że mógł zaobserwować to na własne oczy. Rycerz pokręcił z niedowierzaniem głową i ruszył w drogę powrotną.

 

Merlin gapił się na Gawaina spod uniesionych brwi.

– Serio? – spytał autentycznie zdegustowany – to jest ta twoja wielka historia walki z wielkim smokiem?

– No – odparł Gawain, nie widząc w tym najwyraźniej niczego nadzwyczajnego – chyba nie wątpisz w słowa rycerza magu.

Brwi Merlina uniosły się jeszcze wyżej, a on sam strzepnął tylko jakiś niewidoczny dla nikogo innego pyłek z rękawa szaty.

– Sam rzucałem te czary na okrągły stół żebyście nie mogli kłamać więc nie powinienem mieć wątpliwości, ale jakoś nie chce mi się w to wszystko wierzyć. Dlaczego niby tak ci odpuścił, skoro miał cię na widelcu.

– Nie wiem, może nie chciał mieć potem kłopotów z królem – odpowiedział Gawain, pocierając brodę – Jego wysokość pewnie by się zatroszczył o to, żeby wyrządzono mu w zamian sporą krzywdę.

– A tutaj jak sądzę nie przyszedłeś tylko po to, żebym Ci wyleczył te rany no nie? Chyba nie miałeś tutaj po drodze, a one nie były aż tak ciężkie.

– No jeszcze druga sprawa. – Gawain sięgnął do kieszeni i podał Merlinowi fragment stali. – Weź poczaruj coś i powiedz mi czyje to. To chyba fragment zbroi, który znalazłem w spalonym Cabry.

Czarodziej westchnął ciężko, ale wziął przedmiot, zamknął oczy i schował w dłoniach. Po kilkunastu sekundach rozłożył ręce w taki sposób, że kawałek stali obracając się wokół własnej osi unosił się w powietrzu pomiędzy nimi. Wokół niego połyskiwała kula energii, na powierzchni której szybko zmieniały się różne obrazy.

Po chwili Merlin złożył ręce, niszcząc kulę i podał stal Gawainowi.

– Człowiek nazywa się Allan, lat 24 i jest porucznikiem w gwardii Morholta.

Gawain zmarszczył brwi, wstał i zaczął przechadzać się w tę i z powrotem.

– Na pewno?

– Na pewno – odpowiedział Merlin – czemu to takie dziwne?

– Bo to Morholt mnie poprosił o pomoc w tej sprawie. A ta wioska leży na jego ziemiach. – Gawain przeczesał włosy dłonią. – ktoś w gwardii się zbuntował czy co?

– A jesteś pewien że ten smok mówił prawdę?

– No wiesz, powiedział to kiedy chciał mnie zabić. W takich okolicznościach chyba nie miał po co kłamać.

– To musisz chyba jechać tam jeszcze raz i to z nim wyjaśnić. Król się do tego nie włączy. Z jakiegoś powodu zostawia wszystkim rycerzom wolną rękę w ich ziemiach. – Merlin rozłożył niewinnie ręce – Ja mu to notabene odradzałem.

Gawain po raz kolejny spojrzał na niego krzywo, ale skinął głową.

– Dzięki za wszystko.

– Nie ma problemu. – czarodziej uśmiechnął się wstając z fotela – Jakbym czegoś potrzebował to zwrócę się do ciebie.

 

Zamek Morholta w Rashford w chwili przejęcia go przez rycerza był zwyczajnym i to niezbyt dużym kasztelem, wokół którego swoje gospodarstwa miało najwyżej 50 chłopów. Morholt okazał się jednak znakomitym gospodarzem i pod jego władzą miasteczko rozkwitło, stając się jednym z najbardziej urokliwych w państwie króla Artura.

Gawain nie przybył tu jednak po to, by zachwycać się rozwojem społeczno – gospodarczym Rashford więc nie zatrzymując się, przejechał główną drogą prosto do zamku. Straże przepuściły go bez problemu, kiedy okazał im herb okrągłego stołu – święty graal na tarczy. W obecnej sytuacji politycznej otwierał on każde drzwi.

– Witaj Gawain – siedzący za biurkiem w swoim gabinecie Morholt nie wyglądał na szczególnie szczęśliwego z wizyty kolegi – Co to się stało z tym smokiem? – spytał, marszcząc brwi – dlaczego dalej żyje?

– Też mi miło cię widzieć – powiedział cierpko Gawain, siadając bez pytania na ustawionej pod ścianą ławie – A smok żyje, bo jest niewinny.

– Bez jaj – Morholt wstał gwałtownie od stołu – wieś spalona, ślady są, ciała porozrywane i niekompletne. To chyba jasne, że to ten cały Werus.

– Takie rzeczy można upozorować i wiesz o tym chyba najlepiej.

– Co? – pan na Rashford zacisnął pięści – o czym ty gadasz.

– Wiem. że to twoi ludzie zniszczyli wioskę, a ty chciałeś zwalić winę na smoka.

– Gawain? – spytał cicho Morholt – dobrze się czujesz? Mam tutaj świetnych lekarzy jakby co…

– Daj już spokój – Gawain wstał i podszedł do stołu, który dzielił go teraz od rozmówcy – Zaraz tu wjedzie Galahad z ludźmi, żeby Cię zabrać do Camelotu. Możesz już przestać, ale muszę ci przyznać, że niezdolność do kłamstwa omijałeś bardzo zręcznie.

Morholt opadł na stał przez chwilę z zaciśniętymi wargami, a jego dłoń powędrowała do miecza, który miał przy boku.

– Nie radzę – powiedział Gawain – nawet jak byłeś w formie, rozwalałem cię w każdym turnieju.

Pan na Rashford jakby przyznając mu rację opadł zrezygnowany na krzesło.

– Jak żeś się tego dowiedział? – spytał

Gawain również puścił rękojeść miecza i usiadł na drugim krześle

– W sumie to nie było jakoś szczególnie trudno…

 

Porucznik Allan lat 24, został przywrócony do pełnej świadomości w najbardziej prostacki z możliwych sposobów, to znaczy wiadrem zimnej wody wylanej na głowę. Rozglądnął się wokół nierozumiejącym wzrokiem, widząc że jest przykuty do ściany w jakiejś słabo oświetlonej piwnicy, a nad nim stoi wysoki, ubrany jak rycerz mężczyzna z opróżnionym wiadrem.

– Co do…

– Mam już trochę dosyć jeżdżenia w kółko więc powiedz mi proszę szybko – mężczyzna potarł oczy dwoma palcami – Jak to było z tym Cabry co?

– Co ty … odwal się chłopie, ja nic nie wiem – wrzasnął Allan

– Dobra – mężczyzna sięgnął za siebie – zanim przejdziemy do mniej przyjemnych środków dam ci ostatnią szansę – zza pleców wyciągnął tarczę z wygrawerowanym świętym graalem.

Porucznik westchnął ciężko. Znał ten symbol. Każdy go znał i wiedział co należy robić kiedy się go widzi.

– No więc…

 

– No tak – Morholt pokiwał głową ze zrozumieniem – herb załatwia wszystkie problemy.

– Prawda – odparł Gawain – czemu właściwie to zrobiłeś? Tego czcigodny pan porucznik nie wiedział.

– Miałem układ z Malagantem – Morholt nawet się nie zastanawiał. W sumie nie miał nic do stracenia – Wiesz, że będzie narastał chaos w królestwie, że niby Artur nad niczym nie panuje więc lud nie będzie za niego walczył jak Malagant wróci z większą armią. Ja na tym nie stracę bo wina spadnie na smoka, którego on tutaj nagonił, a ja próbowałem go powstrzymać przez wysłanie rycerza, który niestety zginął w walce.

– Co miałeś dostać?

– Szkocję.

– O – Gawain pokiwał z uznaniem głową – brzmi nie najgorzej, trzeba przyznać.

Morholt nie mówił nic więcej, tylko gapił się ponuro przez okno, gdzie było już widać nadjeżdżającego traktem Galahada w lśniącej białej zbroi, wiodącego za sobą oddział konnych.

 

Gawain ponownie stał naprzeciw groty smoka. Tym razem na szczęście nie musiał kulić się za wielkim głazem. To utrudniałoby rozmowę.

– Aha, tak to wygląda – Werus nie wyglądał na zaskoczonego – dobrze że to załatwiłeś w takim razie. Może w końcu będę miał chwilę spokoju.

Gawain skrzywił się wyraźnie zanim odpowiedział

– Słuchaj, jak już o ty rozmawiamy…

– Czego znowu do cholery – jęknął smok – nikomu nie szkodzę i prawie cały czas siedzę sobie w jaskini. W czym problem?

– Mówiąc wprost, zjadasz za dużo saren. – odparł rycerz – ludziom zaczyna brakować.

– Ech ludzie. Zanim się pojawiliście wszystkim na świecie było lepiej.

To powiedziawszy wyszedł z jaskini i rozwinął skrzydła szykując się do lotu.

– Poczekaj chwilę – zaczął Gawain

– Co chcesz?

– Jego wysokość ma dla ciebie propozycję współpracy. Zapewnione dostarczanie wyżywienie i miejsce zamieszkanie w pobliżu Camelotu. W zamian masz walczyć po jego stronie przeciwko Malagantowi.

– Znowu będzie ta sama wojna?

– Na to wygląda.

– Bez sensu – Werus westchnął – nie byłby lepiej podzielić sobie królestwo i nie wtrącać się do nieswoich spraw?

– Wytłumacz to władcom – mruknął Gawain – powodzenia

– Dobra, mimo wszystko lepszy Artur niż Malagant. To przez niego zresztą tu jestem. Mieszkałem sobie normalnie na klifach w Walii, a ten nasyłał na mnie jakieś kompanie i musiałem się w końcu stamtąd wynieść. W którą stronę ten Camelot?

– 100 mil na południe.

Werus kiwnął głową, po czym bez słowa wzniósł się w powietrze i odleciał w stronę fortecy króla Artura. Galahad patrząc nad odlatującego smoka myślał sobie, że ta sprawa skończyła się dość absurdalnie. W końcu wzruszył ramionami, odwrócił się i ruszył piechotą w stronę miasta.

Koniec

Komentarze

Dziwne, bardzo dziwne, ale co tam, nie takie dziwactwa się czytało ;)

Gawain odskoczył do tyłu i przeturlał się za ogromny, leżący nieopodal głaz, który natychmiast spowiły płomienie.

a głaz zapłoną z wrażenia gimnastycznych wyczynów rycerza :) 

 

Dzięki za podzielenie się i powodzenia w kolejnych tekstach o/ 

Podobało mi się, niekonwencjonalne, świeże, zabawne.

 

Na samozapłon głazu zwrócił już uwagę Skuul, ja się natomiast zastanawiam, czy da się turlać w zbroi, nawet lekkiej.

Mała informacja co do końcowej części. nie wydaje mi się aby takie współczesne stopnie wojskowe istniały już we wczesnym średniowieczu.

No cóż, pomysł był i czytałoby się nawet miło, ale niechlujne wykonanie sprawiło, że lektury nie mogę zaliczyć do satysfakcjonujących. :(

 

Ry­cerz miał ich na kon­cie już kilka i nie miał po­ję­cia… –> Nie brzmi to najlepiej.

 

Miecz po­le­ciał kilka me­trów do boku… –> Czyjego boku?

 

– Nie gadaj! – Mer­lin sie­dział roz­par­ty na krze­śle i pa­trzył scep­tycz­nie na Ga­wa­ina – I niby jak się z tego wy­grze­ba­łeś. –> Brak kropki po didaskaliach.

Nie zawsze poprawnie zapisujesz dialogi. Pewnie przyda się poradnik: https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/zapis-partii-dialogowych;13842.html

 

Nie ma więc w tym nic dziw­ne­go, że Ci nie wie­rzę. –> …że ci nie wie­rzę.

Zaimki piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie. Ten błąd pojawia się jeszcze kilkakrotnie w dalszej części opowiadania.

 

Ga­wa­in wy­wró­cił ocza­mi. –> Co wywrócił?

Pewnie miało być: Ga­wa­in przewrócił ocza­mi.

 

pysk znaj­do­wał się kilka cen­ty­me­trów od twa­rzy Ga­wa­ina. –> Skąd w średniowieczu wiedzieli o centymetrach?

 

wy­krztu­sił z sie­bie w końcu Ga­wa­in. –> …wy­krztu­sił w końcu Ga­wa­in.

 

spy­tał smok, pa­trząc na Ga­wa­ina spode łba –> Brak kropki na końcu zdania.

 

– Czło­wiek na­zy­wa się Allan, lat 24 i jest… –> – Czło­wiek na­zy­wa się Allan, lat dwadzieścia cztery i jest

Liczebniki zapisujemy słownie, zwłaszcza w dialogach.

 

go­spo­dar­stwa miało naj­wy­żej 50 chło­pów. –>…go­spo­dar­stwa miało naj­wy­żej pięćdziesięciu chło­pów.

 

za­chwy­cać się roz­wo­jem spo­łecz­no – go­spo­dar­czym Ra­sh­ford… –> …za­chwy­cać się roz­wo­jem spo­łecz­no-go­spo­dar­czym Ra­sh­ford

W tego typu połączeniach używamy dywizu, nie półpauzy; bez spacji.

 

herb okrą­głe­go stołu – świę­ty graal na tar­czy. –> …herb okrą­głe­go stołu – Świę­ty Graal na tar­czy.

 

– Wiem. że to twoi lu­dzie… –> Zamiast kropki powinien być przecinek.

 

Mor­holt opadł na stał przez chwi­lę z za­ci­śnię­ty­mi war­ga­mi… –> Co zrobił Morholt???

 

i usiadł na dru­gim krze­śle –> Brak kropki na końcu zdania.

 

– Co ty … odwal się chło­pie… –> Zbędna spacja przed wielokropkiem.

 

z wy­gra­we­ro­wa­nym świę­tym gra­alem. –> …z wy­gra­we­ro­wa­nym Świę­tym Gra­alem.

 

– Słu­chaj, jak już o ty roz­ma­wia­my… –> Literówka.

wydarł się smok, zadając kolejny cios wyposażoną w ogromne pazury łapą.

Hmm. Zdanie złożone (i w ogóle taka ilość informacji) spowalnia akcję, ale może taki był zamysł. Zobaczymy.

 za ogromny, leżący nieopodal głaz, który natychmiast spowiły płomienie

Primo – gdyby głaz leżał daleko, toby się chłopak nie doturlał. Więc chyba nie trzeba tego zaznaczać. Secundo – w życiu nie czytałam, żeby płomienie coś "spowiły" – PWN tego nie wyklucza, ale nie wydaje mi się naturalne. I tertio – kamienie się nie palą. No, chyba, że pochodzenia organicznego (węgiel, bursztyn).

 zryta kilkoma uderzeniami

Zwykle "zryte" jest coś, co było ryte długo i namiętnie, a nie tylko kilkoma uderzeniami.

 a on sam, jak się być może domyślacie, miał już ostatecznie dość tej sytuacji.

Przed tym powinien być przecinek. Puszczasz do nas oko – zatem będzie to tekst jajcarski. No, to wiem, na co zwracać uwagę.

 Walka z Werusem

Wypytał smoka o personalia? XD

 akurat z tym szło mu tak ciężko.

Idzie – c.t. Powtarzasz "miał", w ogóle troszkę przegadane te dwa zdania.

 mruknął zirytowanym głosem

W jaki sposób jest to lepsze od "mruknął, zirytowany"?

 Po tych słowach Gawain

Wiemy, że już to powiedział – nie widzę potrzeby zaznaczania tego.

 wychodząc tym samym zza skały,

Przetoczył się – wychodząc? Ekwilibrystyczne, poza tym taka konstrukcja jest ciut angielskawa.

 z rozrzuconych uprzednio dookoła kusz

I nie przeszkadzały mu w czasie walki?

torsie Werusa, który ryknął

Ten tors?

 wydobywając miecz, zamierzył się do ostatecznego cięcia

Hmm. Mam wrażenie sztucznego przedłużania. I trochę "siękasz".

 Werus niebywale szybko zebrał się w sobie

Show, don't tell.

 kilka metrów do boku

W bok, albo na bok.

 leżał na ziemi tuż przed

Leżał na ziemi, tuż przed.

 ryknął tryumfalnie w niebo

Jakieś to dziwne…

 unosząc się na tylnych nogach

Nie dam głowy, ale chyba powinno być: stając, albo wspinając się na.

 mruknął cicho

Dziwny kontrast.

 jak to możliwe, że król znosi cię w radzie

Trochę nienaturalne.

 pozytywnymi uczuciami

Pozytywne uczucia, to uczucia istniejące, a Ty masz chyba na myśli uczucia ciepłe, przyjacielskie itp.

 był ranny albo

Był ranny, albo.

ten zależnie od nastroju pomagał im

Ten, zależnie od nastroju, pomagał mu – bo w tym zdaniu masz jednego rycerza i nie możesz go mnożyć. Do tego niezbędne są damy :P

 Wyleczyłem ci rany

Wyleczyłem cię z ran.

 kontynuowała Merlin

Literówka, ale jakaż rozkoszna :)

 A z tego co słyszę

A z tego, co słyszę.

 u mnie cały i zdrowy

U mnie, cały i zdrowy.

Nie ma więc w tym nic dziwnego, że Ci nie wierzę.

Naturalniej: Nie ma więc nic dziwnego w tym, że ci nie wierzę. Zaimki poza korespondencją – małą literą.

 Tyle lat już czasu

Niezgrabne. Albo: Tyle już lat; albo: Już tyle czasu.

 Normalnego to taki smok by zabił od jednego uderzenia, których pięć ja przyjąłem na klatę.

No, nie wiem. Po mojemu: Normalnego, to taki smok by zabił jednym uderzeniem, jakich ja przyjąłem na klatę pięć.

 gapiąc się w ognisko

Ognisko jest na dworze, oni siedzą przy kominku.

 Ech, no dobra mów

Ech, no dobra, mów. Hmm.

 przegryzionym na pół czy spalonym

Przegryzionym na pół, czy spalonym. I pytajnik na końcu.

 a jego pysk znajdował się kilka centymetrów od twarzy Gawaina

Show, don't tell. Niech mu dmucha w ucho, na przykład.

 biła ogromna temperatura

Biło gorąco. Temperatura ma zastosowanie w nauce, ale nie w literaturze.

 osoby prawda

Osoby, prawda?

 Ej chłopie

Ej, chłopie.

 wiosce do cholery

Wiosce, do cholery.

 Zapanowało wtedy coś co w innych okolicznościach, mogłoby być uznane za niezręczną ciszę.

Zapanowało wtedy coś, co w innych okolicznościach mogłoby być uznane za niezręczną ciszę. Hmm.

 to trochę zmienia sytuację

Dlaczego? Jak już, to smok jest bardziej w prawie go zeżreć, bo został napadnięty.

 uderzając palcami w jelec broni

Hmm.

 No i co

No, i co.

 kogoś, kto to zrobił

Raczej: tego, kto to zrobił.

 No to powodzenia

No, to powodzenia.

 wyglądało na to, że smok (…) zaczął wycofywać się

Ale w rzeczywistości co zrobił?

 zupełnie jakby

Zupełnie, jakby.

 spadać na ziemię a rany

Spadać na ziemię, a rany.

 mógł zaobserwować to na własne oczy

Primo – anglicyzm, secundo – opisz to. Pokaż mi to. Nie zapewniaj.

 spytał autentycznie

Spytał, autentycznie.

 okrągły stół żebyście

Okrągły Stół, żebyście. Okrągły Stół, o ile się nie mylę, piszemy dużymi literami, to nazwa własna artefaktu.

 kłamać więc

Kłamać, więc.

 żeby wyrządzono mu w zamian sporą krzywdę.

Poplątane zdanie. Komu? I jak niby Artur miałby to zrobić, skoro już posyłał rycerzy na smoka i nic z tego?

 A tutaj jak sądzę nie przyszedłeś tylko po to, żebym Ci wyleczył te rany no nie?

Interpunkcja, styl: A tutaj, jak sądzę, nie przyszedłeś tylko po to, żebym cię wyleczył, no nie?

 Chyba nie miałeś tutaj po drodze, a one nie były aż tak ciężkie.

Skróciłabym, zdynamizowała, pokazała charakter czarodzieja.

 No jeszcze druga sprawa

No, jest jeszcze druga sprawa.

 Weź poczaruj coś i powiedz mi czyje to.

Weź, poczaruj coś i powiedz mi, czyje to.

 To chyba fragment zbroi, który znalazłem w spalonym Cabry.

Nie jest pewien, czy to ten znaleziony fragment? Bo konstrukcja zdania nie wskazuje na niepewność co do istoty przedmiotu.

 zamknął oczy i schował w dłoniach

Mam zwyrodniałą wyobraźnię…

 rozłożył ręce w taki sposób, że kawałek stali obracając się wokół własnej osi unosił się w powietrzu pomiędzy nimi

… znaczy się, jak?

 połyskiwała kula energii

Opisz tę kulę. Wyobraź sobie, że ich podglądasz, nie wiedząc, czym ona jest.

 złożył ręce, niszcząc kulę

Hmm.

 nazywa się Allan, lat 24

A ja nazywam się Tarnina, lat (ocenzurowano). Widzisz problem?

 No wiesz, powiedział to kiedy

No, wiesz, powiedział to, kiedy.

 Z jakiegoś powodu zostawia wszystkim rycerzom wolną rękę w ich ziemiach.

Nie będę Ci tłumaczyć, na czym polega system feudalny.

 Ja mu to notabene odradzałem.

Wtrącenie: Ja mu to, notabene, odradzałem.

 Jakbym czegoś potrzebował to

Jakbym czegoś potrzebował, to.

 Zamek Morholta w Rashford…

Infodump. Rozkompresowałabym to, jest mało eleganckie.

 Rashford więc

Rashford, więc.

 święty graal

Jak wyżej – nazwy artefaktów chyba powinny być dużą literą.

 Witaj Gawain

Witaj, Gawainie.

 siedzący za biurkiem w swoim gabinecie

Oj, gdyby to nie była komedia! Jak ja bym Cię teraz zjechała ;D

 szczęśliwego z wizyty kolegi

Zadowolonego. Ostatecznie: uszczęśliwionego wizytą.

 Też mi miło

Mnie też miło. To kwestia brzmienia – wymów swoją wersję, a potem spróbuj z moją. I jak?

 wstał gwałtownie od stołu

Opisz to.

 o czym ty gadasz.

Pytajnik…

 Wiem. że

Wiem, że. I co, już? To cała intryga?

 lekarzy jakby co…

Lekarzy, jakby co…

 podszedł do stołu, który dzielił go teraz od rozmówcy

A przedtem go nie dzielił?

 Morholt opadł na stał przez chwilę

Coś tu się popsuło.

 nawet jak byłeś

Nawet, kiedy byłeś.

 Rashford jakby przyznając mu rację opadł

Wtrącenie: Rashford, jakby przyznając mu rację, opadł.

 również puścił rękojeść miecza

Hmm. No, może i dobrze.

 W sumie to

W sumie, to.

 nierozumiejącym wzrokiem

Do jasnej ciasnej. Wzrok nie jest samodzielnym bytem. Mógł się rozejrzeć wzrokiem tępym, mętnym, szklanym, ale zrozumienie, lub jego brak, wykazywał tylko Allan, lat dwadzieścia cztery, ulubiona potrawa – kaszanka i blamanż. Jasne?

 widząc że

Widząc, że.

 ubrany jak rycerz mężczyzna

Czyli jak ubrany?

 mężczyzna z opróżnionym wiadrem

Dziwnie to brzmi.

 Co do…

Co, do…

 jeżdżenia w kółko więc powiedz mi proszę szybko

Jeżdżenia w kółko, więc powiedz mi, proszę, szybko.

 Jak to było z tym Cabry co?

Jak to było z tym Cabry, co?

 odwal się chłopie

Odwal się, chłopie. Jak się mówi do rycerza?

 środków dam

Środków, dam.

tarczę z wygrawerowanym świętym graalem.

Niestety, ale tu już licencja jajcarska nie sięga. Tarcze były malowane. O, zobacz:

 wiedział co należy robić kiedy się go widzi.

Wiedział, co należy robić, kiedy się go widzi.

 No więc…

No, więc…

 No tak

No, tak.

 Prawda – odparł Gawain – czemu właściwie to zrobiłeś?

Dobrze by było zaznaczyć, że od "czemu" jest nowe zdanie (tj. wielką literą), bo to dziwnie wygląda.

 Artur nad niczym nie panuje więc lud nie będzie za niego walczył jak Malagant wróci

Artur nad niczym nie panuje, więc lud nie będzie za niego walczył, jak Malagant wróci.

 nie stracę bo wina

Nie stracę, bo wina.

 przez okno, gdzie było już widać nadjeżdżającego traktem Galahada

Bardzo skrótowe. Pokaż to.

 stał naprzeciw groty

Raczej przed nią.

 dobrze że

Dobrze, że.

skrzywił się wyraźnie zanim

Skrzywił się wyraźnie, zanim.

już o ty

Literówka.

 Czego znowu do cholery

Czego znowu, do cholery.

 ludziom zaczyna brakować.

Chamstwu się sarniny zachciewa, patrzcie ich ;P

 Ech ludzie. Zanim się pojawiliście wszystkim na świecie było lepiej.

Ech, ludzie. Zanim się pojawiliście, wszystkim…

 To powiedziawszy wyszedł

To powiedziawszy, wyszedł.

 rozwinął skrzydła szykując

Rozwinął skrzydła, szykując.

 Zapewnione dostarczanie wyżywienie i miejsce zamieszkanie

Chyba: zapewnione wyżywienie i mieszkanie?

 nieswoich spraw

Osobno.

 lepszy Artur niż

Lepszy Artur, niż.

 że ta sprawa skończyła się dość absurdalnie

Czy ja wiem. Trochę za łatwo poszło, fakt.

 

Masz pewne trudności z interpunkcją – znikło kilka kropek, a didascalia o czynnościach niezwiązanych z mową powinny być dużą literą. Przed wołaczem i imiesłowem musi być przecinek, liczby piszemy zawsze słownie (nie wypisywałam tych błędów, bo jest ich sporo, a Ty też musisz mieć co robić). Ćwicz opisy – są mało obrazowe, poza tym przesadzonym na początku. Intryga niezbyt mocna, chociaż nie skreślałabym Cię. Wszystko jest logiczne – po prostu szału nie ma. Ale na razie…

Powodowany wrodzonym lenistwem ograniczę się do napisania, że zgadzam się z Reg i Tarniną :-) 

Cóż, faktem jest jednak, że komentarze przedpiśców w zasadzie wyczerpują temat. Pomysł jakiś jest, prosty, ale zgrabny i całkiem logiczny. Parodystycza fantasy co prawda nie grzeszy oryginalnością, ale takie rzeczy czyta się przyjemnie. Po warunkiem, że dobrze wykonane, a z tym nie było najlepiej. I nie mówię tu o stylistycznych zgrzytach czy braku wprawy – ten portal jest między innymi po to, by takie rzeczy szlifować. Chodzi o niepotrzebny pośpiech i wynikające z niego niedbalstwo – literówki, brakujące kropki, pytajniki itp. Powstaje wrażenie, że autor nie przyłożył się, nie postarał się opublikować skończonego dzieła, choćby i nawet kiepskiego, a półprodukt na pół gwizdka – a, wrzucam, może się komuś spodoba, a jak nie to nic, po co tracić cenny czas i energię na sprawdzanie, czy kropki na miejscu. Kogo obchodzą kropki. 

Więc choć widzę całkiem spory potencjał w tej humorystycznej opowiastce, to jednak radziłbym mocno skupić się na dokładności i jakości wykonania. Porządne teksty przyciągają czytelników – miło jest wiedzieć, że autor chce się pokazać z jak najlepszej strony. Wtedy dużo chętniej można pomagać w pracy nad stylem, techniką i tak dalej. 

Pozdrawiam! 

Interesujący pomysł na smoczą intrygę, ale skrzywdzony wykonaniem.

Czemu wskazane dawno temu błędy jeszcze nie są poprawione?

Masz literówki, piszesz liczby cyframi oraz “Ci” dużą literą w dialogach, chociaż robi się to tylko w listach, interpunkcja kuleje…

Tekst ewidentnie w stylu filmu “Obłędny rycerz”, czyli pseudohistoria z językiem stylizowanym na współczesną mowę potoczną (bo chyba nie miał to być żargon młodzieżowy?). Wszystkie postacie (nie ważne: smok, czarodziej, czy rycerz) mówią tak samo, mają niezróżnicowane charaktery.

 

Teraz przyjrzyjmy się strukturze:

 

I. Na wstępie otrzymujemy scenkę walki, w której rycerz przegrywa ze smokiem. (I po co ten wtręt: “jak się być może domyślacie”? Niczego się nie domyślamy, dlaczego mielibyśmy to robić? Chcemy poczytać zabawną historię, a nie domniemywania autora, czego się domyślamy, a czego nie).

 

II. Potem przenosimy się do pracowni Merlina w zamku Camelot: okazuje się, że czytaliśmy relację, którą tytułowy bohater Gawain składa czarodziejowi. Dowiadujemy w ten sposób czegoś o kontekście wyjściowej historii i otrzymujemy istotną informację, że rycerze Okrągłego Stołu nie mogą kłamać.

 

III. Następnie wracamy do rozmowy ze smokiem, z której dowiadujemy się, że to nie smok zabił ludzi w wiosce.

 

I dotąd było całkiem nieźle (pomimo nieporadnego języka i stylizacji na “Obłędnego rycerza”), potem jednak otrzymaliśmy serię skrótowych scenek, które niczego nie wyjaśniają (prawdziwy zabójca w jakiś tajemniczy sposób dostaje się w ręce Gawaina i do wszystkiego się przyznaje dzięki magii tarczy z wizerunkiem Świętego Graala, zleceniodawca zabójstwa – rycerz Morholt – “zręcznie omijał niezdolność do kłamstwa” – ale w jaki sposób?), a tylko wprowadzają zamieszanie i mają pędem zaprowadzić czytelnika do – mało zaskakującego zresztą – zakończenia.

 

Widać, że autorowi nie chciało się popracować ani nad rozwinięciem tych skrótowych scenek, ani nad poprawą języka. Po co w takim razie wrzucił ten szkic opowiadania na Portal? Jak już wspominałem, przez pierwsze trzy-cztery akapity historia rozwijała się całkiem nieźle, autor mógł więc wykazać się większą cierpliwością i jeszcze nad nim posiedzieć, odleżeć parę tygodni, jeszcze raz je przeczytać, poprosić o betowanie, może dobrze zrobiłaby też tekstowi rezygnacja z pseudośredniowiecznego sztafażu i umieszczenie akcji w czymś bardziej przypominającym średniowiecze prawdziwe (rycerze nie siedzieli za biurkami – pierwsze biurko zostało skonstruowane dla króla Francji Henryka IV – ale widzimy je także w cyklu “Zwiadowcy” Johna Flanagana, jakby pseudośredniowiecze było nieważne bez pana na zamku siedzącego za biurkiem :D).

 

No cóż, nieporadność języka zawsze świadczy o nieporadności struktury. Po prostu ktoś, kto zastanowi się nad jednym, zastanowi się też nad drugim. Wynikanie jest tutaj bezwyjątkowe.

nieporadność języka zawsze świadczy o nieporadności struktury

Czy ja wiem. Struktura jest trudniejsza, to na pewno, i wymaga bardziej abstrakcyjnego myślenia.

Sympatyczne :)

Nowa Fantastyka