- Opowiadanie: EGO - Narco Polo

Narco Polo

i jak?

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Narco Polo

 

Epilog.

 

Pusta droga. Berlin nocą, gdzieś w centrum wciąż dudni od basu z klubów techno.

Piszesz krótkie

Przepraszam, jutro zadzwonie i…

I wtedy

POW

Jak to się stało? Mordo, plan był nie najgorszy. Powiem ci prawdę, naprawdę wierzyłem, że ci się uda. Przyznam ci się nawet szczerze, że to nie ja byłem tym kierowcą ciężarówki. Po fakcie zresztą alkomat wykazał swoje. Gdyby wszystko zależało ode mnie to dowiózłbym cię bezpiecznie aż do zachodniej granicy Niemiec. Nawet pomógł ułożyć wszystko powoli od nowa. W końcu całe życie przed było przed tobą.

Ale nie mogę wszystkiego.

I nie byłem tym kierowcą.

 

1.

 

Ty, nie widzę już opcji bym mógł bujać się bez floty,

Było i minęło, teraz fruwam se jak motyl”

 

24 gramy czystego zioła. Czujesz, jak palce się kleją od rozrywania soczystych topów. To jak rytuał. Bierzesz, rozrywasz, ważysz, pakujesz. Czostek mówił, że to nowa odmiana sprowadzona z Czech. Osobiście do czeskiego zioła masz urazę, więc nawet nie próbujesz towaru. Wiesz, że zamuli cię i znowu skończysz przeglądając soundclouda, nie znajdując niczego satysfakcjonującego.

Bierzesz, rozrywasz, ważysz, pakujesz.

Tak w kółko. Już praca na produkcji części do koreańskich samochodów jest bardziej wymagająca. Oczywiście za każdym razem w folie aluminiową zawijasz 0,8 gram towaru. Taką sztukę sprzedajesz po 40 złotych. Cały towar jest warty 480 złotych, więc podwajasz marżę. Wszystko oczywiście bierzesz na zeszyt. Z całości dostawy rozliczasz się dopiero przy następnej.

Jedynie dla Ernesta pakujesz od serca, nie patrząc na wagę. Facet ma trzydzieści parę lat i wpada do ciebie regularnie, w każdy wtorek, po jedną jedyną sztukę. Wiele razy namawiałeś go żeby wziął pakiet ale ten uparcie stoi przy swoich zasadach.

Bierzesz, rozrywasz, ważysz, pakujesz.

Teraz piguły. O ironio, ze sprzedażą MDMA jest łatwiej niż z sprzedażą trawki. Już nawet nie musisz chodzić po klubach. Masz klientów, którzy na wieść o dropsach wydzwaniają i biorą po 20 sztuk. Teraz dostałeś ich sto. Heinekeny; miałeś już je raz czy dwa, więc spekulujesz, że i tym razem zejdą jak świeże bułeczki.

W tle leci włączony telewizor. Jednym okiem zerkasz to na wagę, to w ekran. Nie masz telewizji satelitarnej, leci w nim to co zrzucasz na pendriva. Internetowe piractwo to zresztą najmniejsze oskarżenie jakie by zostało postawione ci w sądzie, więc czym się przejmować?

Na chwilę przerywasz porcjowanie. Leci jedna z twoich ulubionych scen.

– You talkin to me? – lecisz równo z Robertem DeNiro.

Gdy już uda ci się dostać do Stanów Zjednoczonych (bo jakby się miało nie udać?) i jakimś cudem spotkać Martina Scorsese, to jednym z najważniejszych do niego pytań jest to, czy pozwolił aktorowi swobodnie szarżować przy odgrywaniu roli, czy większość pomysłów na kreację postaci było jego.

Piguły zostawiasz w spokoju. Roześlesz później wiadomość, że masz słodycze na stanie i posortujesz je po przyjęciu zleceń.

Kupiłeś je za 2000 złotych. Cena za sztukę to 25 złotych. W przeciwieństwie do zioła nie dajesz żadnych zniżek za pakiety. I tak już bierzesz za to minimalną marżę. Plusem jest to, że towar schodzi znacznie szybciej.

Teraz czysta emka w krysztale. Od długiego czasu nie było do niego żadnego dostępu. Nawet teraz musiałeś wybłagać Czostka, żeby ci odłożył 10 gram na handel. On i jego szajka lubią zostawić trochę tego specyfiku zawsze dla siebie. Poprzez trochę, masz na myśli oczywiście od 20 do nawet 50 gram. Nie bez powodu historie z organizowanych przez nich imprezach są znane na całym Śląsku. Wracając; porcjujesz z chirurgiczną dokładnością. Obstawiasz, że do jutra nic nie zostanie. Przez myśl przechodzi ci pomysł, czy nie skruszyć trochę i wymieszać z piwem.

Skruszyć? Poważnie? Mordo, weź ochłoń. Znowu zamkniesz się w mieszkaniu na parę godzin, skutecznie się dysocjując. Przecież to złe, jakbyś jeszcze był w towarzystwie, przeżywał to z kimś wspólnie. Ale jesteś teraz sam jak palec.

Oddalasz tę myśl. I bardzo dobrze. Gdyby Czostek dowiedział się, że towar, który ci załatwia idzie na twój prywatny użytek, musiałbyś szukać nowego dostawcy. Miałeś już drobny incydent za znikające zapasy amfetaminy. Ludzie, z którymi on się zadaje nie grzeszą życzliwością. Gdyby krwawy Sam wciąż żył, z dziką chęcią nakręciłby o nich wiekopomny film. To ludzie bezwzględni, ale z zasadami, uczciwi. Jedynym warunkiem współpracy jest to, że diler ma pozostać czysty. To zrozumiałe, ćpuni nie są godni zaufania, a przy uzyskiwanych przez nich obrotach zaufanie jest cenniejsze od złota. Zamiast tego przypomina ci się o zapasie trawy schowanej na specjalne okazje.

Wstajesz z kanapy. Całość towaru chowasz do czarnego pudełka po Jordanach. Pudełko chowasz do otwieranej kanapy. Gdyby psy weszły to oczywiście, że jest po tobie. To bardziej zabezpieczenie przed wścibskimi znajomymi, którzy wiedzą czym się zajmujesz, a także przed ciekawskimi prawobojnymi, nieznającymi twojej mało chwalebnej profesji.

Zabierasz z komody małą szkatułkę.

Siadasz z powrotem przed telewizorem i wyciągasz z niej kolejno: Bletki, młynek, samarkę z kilkoma małymi topami.

Bierzesz, kraszujesz, skręcasz.

W końcu odpalasz.

Mocny kief. Przez chwilę delektujesz się skrętem, w końcu wyłączasz film, znasz go na pamięć więc można powiedzieć, że żadna strata. Szybko wchodzi, bardzo szybko. Przez długi czas podejrzewałeś, że to musi w sobie mieć coś z dopa, Czostek jednakże zapewniał cię, że to gówno jest zbyt ryzykowne, żeby je sprzedawać. Ale nawet teraz nie robiąc kompletnie nic, czujesz jak planeta na zmianę nabiera tempa i staje w miejscu, z tobą jako punktem obrotu. Czujesz się jak nurek głębinowy, a twoja sofa to Bajkał, Rów Mariański, jądro Ziemi.

Skup się!

Po trwającej kilka wieczności sekundzie bierzesz pilot. Nachodzi cię paranoja (ta bardziej śmieszna niż straszna), że kolejna czynność zajmuje ci całe millenia. Masz poczucie ogromnej straty czasu, ale jakże przyjemnej. To jak rozlewanie ostatniej butelki wody pitnej po Saharze. Nie masz poczucia żadnej przyszłości, godziny, dnia, tygodnia do przodu czy nawet następnych pięciu minut. To jak świadomość straceńca, który pod koniec życia uśmiecha się jak wariat wiedząc, że wszystkie jego zmartwienia się skończą. Widziałem to wszystko wtedy. Byłem nawet w tym pokoju. Byłem, tą samotną myszą, ostrożnie przebiegając po pokoju, szukając jakieś kryjówki. Byłem tym pająkiem w kącie pokoju. Ośmioma oczyma obserwując każdy twój zamulony ruch.

Wpisałeś. Asap Rocky. Fukk Sleep.

Przechodzą cię dźwięki. Głośniki są podpięte do telewizora, pod półką z sprzętem jest jeszcze wzmacniacz. Żaden z ciebie audiofil. Gdyby ktoś taki wszedł do twojej kawalerki załamałby ręce. Tobie to jednak wystarcza.

Oglądasz klip. Podoba ci się steampunkowa wizja reżysera z raperem, jako bezkarnym hustlerem z przyszłości, chociaż kiedy pierwszy raz przesłuchałeś ten numer miałeś inne pomysły na teledysk. Pamiętam cię wtedy. To było kilka miesięcy temu. Byłeś na mieszkaniu Wojtka. Przechadzaliście się naćpani od jednego kąta mieszkania do drugiego. Cały czas opowiadałeś o swoim pomyśle. O futurystycznej wizji pałacu, gdzie Rocky siedziałby na podwyższeniu z kilkoma tygrysami i wielu innych tego typu wystrzelonych pomysłach. Na wzmiankę twojego kumpla o twerkujących dupach kategorycznie go zbeształeś. Przecież to takie oklepane, mówisz mu wtedy, to takie proste i oczywiste, zaprzeczyłoby całemu przekazowi płyty. Zero w tym artyzmu, a przecież uważasz, że przed kamerą przy takim projekcie tylko to ma znaczenie.

Połowa piosenki, ale już masz dość. Myślisz o skrajności. Przewijasz YouTube'a, szukasz inspiracji.

Jest. Post Malone Congratulations.

Tym razem nie skupiasz się na teledysku. Widzisz w nim nieświadomy kicz i pasożytowanie na amerykańskich fobiach i fascynacjach, ani to oryginalne, ani na dłuższą metę przyjemne. Według ciebie w ogóle nie powinno być tutaj klipu.

Nie masz zbyt wielkiego doświadczenia, ale to które do tego momentu zdobyłeś, w zupełności ci wystarcza dla takich wniosków. Nagrałeś kilka klipów i uważasz, że nawet one, pomimo namacalnie wyczuwalnej amatorki, były lepsze. Do tego dwa krótkie metraże (bez scenariusza, jesteś zdania, że najlepsze tego typu projekty powstają pod wpływem impulsu i improwizacji), nagrane iPhonem wydają ci się bardziej oryginalne. Szkoda, że nic więcej póki co nie nagrałeś. Projekty były ciekawe, nawet jeśli zalatujące kiczem lub brakiem operatorskiego wyczucia. Miały one w sobie sporo wrażliwości i refleksji, której tak brakuje w muzycznych przedsięwzięciach. Przestałeś, bo czekasz na przełom. Tym przełomem jest dla ciebie wyjazd do Stanów Zjednoczonych. Pragniesz tego jak niczego innego. Pragniesz wyprowadzki do Los Angeles. Do Hollywood.

I to jest możliwe. 30 000 złotych. Taki masz postawiony cel. Samolot, wiza, mieszkanie, podstawowe utrzymanie się. Właściwie przez to marzenie zająłeś się dilerką. Bo wiadomo, dilerzy dzielą się na 2 kategorie. Ci, którzy na coś oszczędzają, oraz ci, którzy łudzą się, że da się z tego żyć.

Przynajmniej ty tak uważasz. Usprawiedliwiasz się tym, bo choć jeszcze o tym nie wiesz, to ja to wiem. Urzeka cię pójście pod prąd, lawirowanie na granicy szczęścia i szaleństwa. Przynajmniej jeszcze, cię to urzeka. Prawda jest następująca: NIE MA żadnych kategorii. To profesja psychicznych masochistów, którzy kochają ciepły oddech na karku, romantyczne poczucie niemożności odgadnięcia końca. Tajemnicę. To właśnie pociąga ludzi takich jak ty. Cel? Żaden z ciebie i tobie podobnych Owsiak. Cel to zasłona dymna, kurtyna skrywająca zgniliznę. Dla dilerów liczy się właśnie dążenie. Choćby do niczego i nigdzie, to takie Born to be wild. Zawsze w drodze. Twoje poczucie inności wynika z nieco większych ambicji niż uliczna średnia. Niemniej oczywiście, kibicuję ci. Prawda jest taka, że faktycznie masz potencjał, ale czy wykorzystasz go w odpowiednim czasie? To wszystko zależy od ciebie. Wróćmy jednak może do opowiadania, bo mija właśnie 40 minut playlisty.

Zamulenie trochę mija. Czujesz, że powoli wracasz do rzeczywistości. Muzyka traci na głębi, obrazy na ostrości. Włączasz z powrotem dźwięk w telefonie i przeglądasz powiadomienia. Jedna wiadomość od klienta:

Hej stary, masz może czas wyskoczyć na 5 piw?

Chłopak pyta o pakiet. Inwigilacja zmusza do używania szyfrów i podtekstów. Ten jest dosyć oczywisty, więc jak spotkasz się z nim to wyjaśnisz mu, że ma nie pisać do ciebie więcej w ten sposób. W przeciwnym razie, wiadomo, blokujesz.

Odpisujesz, że nie masz czasu i jutro dasz znać. Sprawdzasz dalej. Wojtek, dwa nieodebrane połączenia. Oddzwaniasz.

Odbiera po jednym sygnale.

– Halko? – słabe połączenie. Pewnie jest w klubie. – Dzwoniłeś, co chciałeś?

– Nooo dzwoniłem, dzwoniłem. Gdzie jesteś?

– W domu. A ty?

– W Inkubatorze! Stary mam tu 3 laski, dropsy i mam przypływ gotówki.

Mówiąc „przypływ gotówki”, Wojtek ma oczywiście na myśli przypadkowo trafioną fuchę, w której utrzymał się na tyle długo, by pochwalić się większym niż 200 złotych zasileniem budżetu. Z reguły skrupulatnie ukrywa swoje zarobki. Głównie po to, żeby ludzie nie zaczęli na niego naciskać w kwestii oddania pieniędzy. Ty nigdy nie byłeś na tyle głupi, żeby pożyczać temu narkomanowi pieniędzy.

Narkomanowi? No tak, wiem jak bardzo nie lubisz tego słowa. To fakt, że czasami lubisz wrzucić piksę do drinka, albo zgrzytanie zębów. Ale wciąż wmawiasz sobie, że to wszystko tylko i wyłącznie rekreacyja. Właściwie jaka jest różnica między uzależnieniem, a zabawą? Podejrzewam, że nawet mniejsza niż ta, między nałogiem a nawykiem. Pewnie tak, choć nikt wokoło się do tego nie przyzna. Ludzie wolą tkwić w swoim chemicznym edenie i próbować utrzymać go jak najdłużej. To jak z nierentowną kopalnią. Choćby, nie przynosiła żadnego zysku, utrzymuje się ją wciąż otwartą. Po co? Ciężko stwierdzić.

Wracając.

– Słuchaj nic nie słyszę! Możesz wyjść na zewnątrz?

– Wyjdę, ale dopiero jak będziesz na miejscu. Do zobaczenia.

Rozłączył się. Masz wrażenie, że za dobrze cię zna. Zabierasz fajki ze stołu i pakujesz do kurtki.

Nie miałeś zamiaru dzisiaj nigdzie wychodzić. Ostatnio zorganizowałeś sobie praktycznie maratony w odwiedzaniu kolejnych barów. Wynikało to z tego, że nie miałeś co robić z zarobionymi pieniędzmi. Nie można ich zainwestować, a samo siedzenie i oszczędzanie doprowadzało cię do depresji. Już lepsze jest patrzenie, jak ludzie z uśmiechem spoglądają na ciebie, po postawieniu im kolejki, niż samotne noce i dnie, spędzane na mieszkaniu. Tak więc już kolejny raz, nie chcąc pozostać samym ze sobą, wybywasz na miasto. Jeszcze dwa miesiące temu zabierałeś ze sobą część towaru, licząc na potencjalnych klientów. Teraz już wiesz, jak bardzo byłeś głupi i zuchwały decydując się na coś takiego.

Rozglądasz się czy nie zostawiłeś czegoś na wierzchu. Chowasz jeszcze swój zestaw palacza do szkatułki i odkładasz na miejsce. No i teraz dopiero czujesz się pewnie i możesz wychodzić.

A może jeszcze zmienisz pościel?

No fakt, trochę już jest w użytku. Zakładasz kurtkę, ale szybko po tym przebierasz pierzynę w świeżo wyprane poszewki. Starą wrzucasz do łazienki na ziemię. To jakieś niepisane prawo, że w mieszkaniu burdel może panować bezkarnie właśnie tylko w łazience.

Zakładasz kurtkę, wychodzisz z mieszkania z myślą o udanym melanżu. W głębi ducha liczysz na znacznie więcej, ale wolisz nie mówić tego na głos. Głupio byłoby zapeszać.

 

 

2.

 

Brudne sekrety, z nikim nie gadam o tym

To co ty nazywasz fachem, to jest sprzedanie dupy”

 

Przechodząc przez Mariacką od pewnego czasu czujesz się trochę dziwnie. Niby znasz to miasto od lat, niby to wciąż ci sami ludzie, jedynie z innymi twarzami, to jednak czujesz się inaczej.

Taki urok pracy dilera.

Jeśli ktoś siedzi zamulony, chociaż wszyscy przy stoliku świetnie się bawią, to jest zjarany.

Jeśli jakiś typ męczy piwo na ogródku, poci się jak świnia i zachowuje paranoicznie, to jest na zjeździe.

Jeśli jakaś typiara nieustannie kłapie mordą, pali szluga za szlugiem i nie potrafi przestać się uśmiechać, to jest na speedzie.

Widzisz to wszystko i wszystkich. Pijani, naćpani, upaleni, znudzeni, niezadowoleni, zmęczeni i ty, aptekarz i farmakolog bez magistra. Dla nich wszystkich jesteś jak nowotwór, gdy zdają sobie sprawę z powagi problemu często jest zbyt późno, by podjąć uczciwą walkę. Jednakże, nie po to tutaj przybyłeś, żeby rozważać nad istotą swojej funkcji w społeczeństwie, to nie „Ślepnąc od świateł”. Zboczenie zawodowe daje ci się mocno we znaki, ale nie po to tu jesteś. Dzisiaj masz urlop. Schodzisz z ulicy Mariackiej, przechodzisz na Dworcową. Jest piątek, godzina 23:30, więc pod klubem młyn.

Inkubator jest miejscem ze zszarganą reputacją. Pijackie afery, częste bójki i puszczające się po kiblach młode dziewczyny skrupulatnie o to zadbały. Aktualnie klub zamienia się w zaawansowaną ćpalnię. To trochę jak giełda substancji nielegalnych. Spora część początkujących handlarzy narkotyków właśnie w tym miejscu stawia swoje pierwsze kroki. Od długiego czasu, właśnie w Inkubatorze, można dostać praktycznie wszystko.

Ale tobie ten stan odpowiada.

Budynek jest mniej zatłoczony niż kiedyś, ekipa za barem się nie zmienia, a zostaliście dobrymi znajomymi, więc po 3:00 możesz zawsze liczyć na darmowego drinka. No i oczywiście jeśli masz ochotę na jednorazowy wyskok z przypadkową dupą, to Inkubator otwiera przed tobą swoje progi. Klub wciąż jest uwielbiany przez amatorki brudnego seksu i twardych narkotyków. Choć „Królestwo” zdecydowanie nadrabia te straty, głównie dzięki vixapolom.

Wysyłasz SMSa do Wojtka.

Jestem na miejscu wychodź

Po wysłaniu nie czekasz nawet minuty. Grupka małolatów wybiegła z klubu. Kwiat polskiej młodzieży, chłopcy z kolorowymi włosami, podniszczonymi katanami i brudnymi vansami. Dziewczyny w potarganych kabaretkach, starych kurtkach z adidas typu vintage. Wszyscy z okularami przeciwsłonecznymi.

Jedna z 2 dziewczyn w tłumie puściła pawia przed wejściem. Wulgarne, chamskie, bezczelne i zniszczone. Czasem nachodzi cię myślenie, że pokolenie to zbyt ogólny sposób kategoryzacji ludzi, bo przecież nie ma między wami dużej przepaści w wieku. Ciebie i grupkę dzieli jakieś 20 metrów. Jeden z ekstrawaganckich chłopaków podszedł przytrzymać dziewczynie włosy. To nawet urocze, gdy ona obrzygała mu fragment butów, a on się z tego zaśmiał.

Ciebie też to rozśmieszyło, ale wtedy facet trzymający włosy wyciągnął komórkę i zaczął gdzieś wydzwaniać.

Poczułeś wibracje telefonu w kieszeni. Z początku modlisz się żeby to nie była prawda. A przecież doskonale wiesz, że jedynie się oszukiwałeś. Nie dziwi mnie, że nie rozpoznałeś Wojtka. Wczorajszego wieczoru był tak pijany, że zgolił głowę, a szczecinę która mi została zafarbował na różowo. Dodatkowo ma przedramieniu, przy zgięciu łokcia, wytatuował sobie okrąg z krzyżem, przypominającym celownik. Wokół tego koła był drukowany napis RIGHT HERE. Niestety, jeszcze nie możesz tego zauważyć, bo Wojtek ma założoną kurtkę. Podaję to raczej jako ciekawostkę, niż istotny fakt.

Odbierasz telefon.

– Tak?

– No siema, gdzie jesteś?

– Obok ciebie.

Wojtek w mgnieniu oka puścił włosy dziewczyny, ona znowu puściła pawia. Z ustami pełnymi wymiocin zawołała za Wojtkiem, ale ta dziewczyna już go nie obchodziła. Odbębnił swoje, pokazał grupie, że jest rozrywkowy, ale także opiekuńczy, a gdy udało mu się znaleźć pretekst żeby ją zostawić, wykorzystał go. Cwaniak, z dorysowanym sercem.

Wysoki facet, wychudzona twarz, szaleństwo i nihilizm w oczach jednocześnie. Wygląda przez nie jak chodząca bomba zegarowa, w której cyferblat dawno przestał działać. Jak niewypał, którego nie warto ruszać. To cały Wojtek. Gdy przyglądasz mu się lepiej zauważasz, że ta łysa głowa nawet bardziej mu pasuje niż ciągle tłuste, stojące we wszystkie możliwe strony, długie włosy. Podchodzi do ciebie szczerząc śnieżnobiałe zęby. Nigdy nie potrafiłeś dojść do tego jakim cudem, przy tylu zażywanych narkotykach, wciąż mają tak świeży kolor.

– Nareszcie! Chodź, przedstawię cię szybko i przejdziemy się do monopolowego.

– Wiesz co, to nie będzie konieczne.

– Coś ty taki spięty. Jest tam taka Natalia, powinna ci się spodobać.

– Jak powiesz mi, że to ta rzygająca…

– Nieee, to Marta. Jej pierwszy melanż w Kato, nie mam pojęcia skąd się urwała. W każdym razie za dużo pomieszała. No chodź szybko.

Wiem, że robisz to wbrew samemu sobie. Gdy zobaczyłeś tą grupkę miałeś automatycznie ochotę zrobić w tył zwrot i wycofać się do domu. Stłumiłeś w sobie to uczucie i podszedłeś do grupki dzieciaków. Na twoje oko mieli po 16, może 17 lat. Nie masz pojęcia jakim cudem Wojtek się z nimi bawił dzisiaj, choć miałeś pewne domysły.

Zostaliście sobie przedstawieni. Nie zapamiętywałeś imion, nie było sensu. Wojtek od razu wyczuł jak napięta zrobiła się sytuacja, więc wziął cię pod ramię, za co byłeś mu dozgonnie wdzięczny, i powiedział, że musi skoczyć po fajki. Szczęście w nieszczęściu było takie, że sklep jest tuż za rogiem, więc mieliście mało czasu żeby pogadać. Przynajmniej tak póki co uważasz, ale o tym już zaraz.

– Powiedz mi kto to jest?

– Te dzieciaki?

– Kurwa nikogo innego z tobą nie widzę, to raczej że oni.

– Stary wyluzuj, nie mam pojęcia kto to, ale są bogaci.

No tak, twój przyjaciel może pochwalić się dwoma talentami, które w takich sytuacjach bywają nieocenione.

Po pierwsze, ma fotograficzną pamięć, pewnie tylko dzięki temu ukończył szkołę z wyróżnieniem. W każdym razie zapamiętanie kilku losowych imion, ksywek, szczegółów historii i opowiastek nie jest dla niego problemem. Kiedyś z nudów dawałeś mu do przeczytania skład jakiegoś produktu z lodówki, żeby on później linijka po linijce, dyktował ci co było tam zapisane.

Po drugie jest bardzo charyzmatyczny. Wojtek jest w stanie całymi tygodniami, jeśli nie miesiącami, chodzić po klubach i dostawać od ludzi drinki, piwo, szlugi, dragi za ładny uśmiech i dar przekonywania. W końcu ktoś cię do tego pierwszego blanta w wieku 12 lat przekonał. Z resztą do teraz krążą po mieście legendy, że pewna nauczycielka musiała uciekać w pośpiechu do Holandii po tym, jak wyszło, że ma romans w uczniem gimnazjum. Wojtek do teraz powtarza, że czasem za nią tęskni.

I tak oto teraz, geniusz z Katowic, śląski as, złote dziecko z wybitnym talentem do nauki przechadza się naćpany po klubach i barach, szukając darmowej rozrywki.

Dotarliście do nocnego. Wojtek wygrzebał trochę pieniędzy i kupił paczkę niebieskich cameli. Zapaliliście jeszcze papierosa na ulicy. Patrzysz na niego i widzisz, że coś go gryzie. Już z doświadczenia wiesz, że gdy ten chłopak chce powiedzieć coś ważnego, to trzeba dać mu na to czas. To jedna z tych osób, które potrafią lać wodę w nieskończoność, wykładać na tematy, o których często nie wiadomo skąd mogą mieć pojęcie, ale gdy dochodzi do sytuacji, w której muszą się zwierzyć, są jak dziecko z lat dziewięćdziesiątych, które wybiło piłką okno sąsiadowi.

W końcu się odzywa.

– Słuchaj, wiem że potrzebujesz forsy, ale uważaj teraz na mieście. Pamiętasz miętusa?

– Kojarzę go, handlował pod Usiem?

– Taa, psy go zgarnęły. Zbierali na niego dowody przez pół roku. Czaisz, kurwa, pół roku żeby zgarnąć jednego dzieciaka za sprzedawanie dopów. Ja pierdolę, na Bogucicach jakiegoś typa znaleziono ostatnio w kontenerze na śmieci. Był podziurawiony jak po akupunkturze, a pały zamiast szukać sprawcy przeglądali rozmowy i czytali wiadomości Miętusa.

Wojtek na chwilę odpłynął myślami. Zauważyłeś, że ostatnio zdarza mu się to coraz częściej. Nie przepadaliście za miętusem, nie potrafisz w sobie wzbudzić współczucia. I co ci po ostrzeżeniach, taka jest ta praca. Nigdy nie wiesz, czy następny dzień zjesz śniadanie w nowo otwartym bistro, czy będziesz głodzić się na dołku.

– Mordo spokojnie, wiesz jaki był Miętus. Bardziej afiszowałby się tylko jakby nosił tisa z napisem DRUG DEALER. Nie martw się, poradzę sobie.

– Nie wątpię. Ale nieważne; mówiłem ci, że jest tam taka Natalia, musiała zostać w kiblu jak wyszli. W każdym razie: małe cycki, duża dupa, blondyna z parciem na przekraczanie granic. Stary, już nic łatwiejszego nie wyłapiesz.

Nie jesteś pewny czy to był policzek w twarz, ale nie przejmujesz się tym. Od czasu rozstania z Basią nie uprawiałeś seksu i skupiłeś się na karierze zawodowej przedstawiciela handlowego. Zawsze po rozstaniu powtarzałeś Wojtkowi, że była ci jak kula u nogi. On zawsze mówił, że to rozumie. Był na tyle przyzwoity, żeby nie wyciągać z twojej podświadomości tęsknoty za nią. Odbijając jednak w przeciwną stronę; masz wrażenie, że opis podany przez Wojtka jest bardzo pobieżny. Nie winisz go, bo gustuje w całkowicie innej kategorii kobiet niż ty. Podczas gdy on woli wysokie i wychudzone modelki, ty preferujesz w niższych dziewczynach, bardziej pewnych siebie niż niewinnych, bardziej szczupłych niż chudych.

Wracasz z krainy rozmyślań.

– Okej, pokaż mi ją jak przyjdziemy. I trzymaj ode mnie z daleka tego typa co sepleni, bo wyjebię mu w mordę jak ją otworzy.

No tak. Obserwuję cię od dawna i to jedna z tych niewielu rzeczy w tobie, która pozostaje dla mnie nieodgadnięta. Dlaczego tak bardzo nienawidzisz sepleniących ludzi. Zrozumiałbym jakbyś był homofobem, rasistą, szowinistą, komunistą lub katolikiem. Ale, żeby nienawidzić osoby sepleniącej, to dość niespotykane.

– No to mamy problem, jego stary to właściciel 4 szpitali, a synalek ma dostęp do konta tatusia.

No to przynajmniej wiesz, kto jest sponsorem tego wieczoru. Jedyne pytanie, to dlaczego Wojtek chwalił się pieniędzmi, skoro najwidoczniej nie musi dzisiaj wydać ani grosza. Może poznał ich przed chwilą. A może po prostu mając instynkt osiedlowego spryciarza skorzystał w okazji.

– Dobra, trzymaj go ode mnie z daleka. Idziemy?

– Czekamy jeszcze na jednego ziomka i lecimy. Muszę dostać wypłatę. Za sekundę powinien być.

Czekaliście w sumie pół godziny. Już zdążyłeś zapomnieć co dla Wojtka oznacza sekunda. Przestałeś się złościć, kiedy w końcu się pojawił. Jest to starszy typ, około pięćdziesiątki. Skórzana kurtka i dzwony na nogach sprawiały wrażenie, jakby umarł w latach siedemdziesiątych i tego wieczoru zmartwychwstał. Nie wyglądał na potężnie zbudowanego, ale widząc jak się porusza, jak wyprostowany jest i jak ciasno opina się na nim kurtka wiesz, że gdyby chciał cię uścisnąć na powitanie, to pewnie wycisnąłby z ciebie wszystkie wnętrzności. Wyglądał jak ten Sławomir od miłości w Zakopanem. Tyle, że poważniej, groźniej. Nie było w nim nic komicznego.

Całość przerażającego wrażenie spotęgował głos, przepity i przepalony tanimi papierosami.

– No proszę, Marcinku. – Wojtek każdej podejrzanej osobie podaje inne imię, w razie gdyby wszyscy ci ludzie, od których pożycza pieniądze i przysługi, jakimś cudem się znali. – Dzięki za pomoc. Trzymaj.

Facet dał mu kopertę. Wojtek szybko przeliczył pieniądze. Doliczyłeś się 900 złotych. Byłbyś pod wrażeniem, gdyby nie jego ostatnie słowa.

– Gdyby nie ty, długo byśmy szukali tego chłopaka. Bawcie się dobrze chłopcy. – mówiąc to puszcza do ciebie oko. Przechodzą cię dreszcze.

Odszedł jakby nigdy nic. Nie wszedł do żadnego klubu, zniknął na najbliższym zakręcie.

Coś cię dręczyło. Kojarzyłeś fakty. Ciężko ci było to z siebie wykrztusić. Ludzie czasem potrafią być latami ogłupiani przez swoje drugie połówki, stawać się publicznie wyśmiewanymi rogaczami i nawet nie zdawać sobie z tego sprawy. Ale czasem jest tak, że słyszysz jedną rzecz, nawet pogłoskę i czujesz, jakbyś mógł ułożyć puzzle z tysiąca elementów, po jednym zerknięciu na wzór. Tak masz teraz. Jakbyś wygrał na najtrudniejszym poziomie tetrisa za pierwszym razem podejściem.

– Stary, czy to nadałeś na Miętusa?

Jestem pod wrażeniem Tafiłeś w sedno za pierwszym razem i to bez mojej pomocy. Przyznaję, że masz talent do obserwacji, ale tym razem rozgryzłeś to zaskakująco szybko. Uczeń w końcu dorósł do pięt mistrza.

Gdy starszy facet zniknął za rogiem Wojtek od razu odpalił następnego szluga. Palił powoli, jakby nie zwracając na ciebie uwagi. W końcu odpowiedział.

– Mam spoko emoty. Znajomy sprowadzał je chyba z Włoch. Nie mam pojęcia jakim cudem przemycił je przez granicę. Podobno potrafią wypierdolić z butów, tylko że mają krótkie działanie. Trzymałem je na specjalną okazję.

– Nie odpowiedziałeś…

– Wiem kurwa. To długa historia.

– Nie ma nas już dość długo i będę w szoku jak jeszcze ktoś tam został. Mamy trochę czasu.

– W szoku są te suki… – Wojtek znowu się zamyślił. Szybko wrócił na ziemię. – Parę tygodni temu poznałem taką Wiktorię. Zaprosiła mnie na mieszkanie do siebie, trochę popiliśmy, pogadaliśmy, potem wzięliśmy parę kresek. Doszła do nas jej kumpela i Wiktorii coś odbiło. Nie wiem, może jej źle siadło. Wiesz jak to jest. Zostawiasz taką osobę, ona ci wciska, że umiera i fatalnie się czuję, a po paru godzinach jej przechodzi.

– No spoko. Co dalej?

– Ta głupia suka, jej kumpela. Nawet nie mam pojęcia jak ta kurwa się nazywa, spanikowała i chciała dzwonić po pogotowie. Powiedziałem jej, że będzie z tego przypał i posłuchała. Kręciłem gibona na łóżku, Wika leżała obok mnie narzekając na zawał serca, a tamta szmata zadzwoniła po kryjomu do jej ojca.

– Co ty pierdolisz? Po co?

Przecież ci idioto wytłumaczył dlaczego. Po co się pytasz jeszcze raz. Wojtek puścił to pytanie mimo uszu.

– Jej stary okazał się prokuratorem. Przyszli tam we dwóch. Nawet nie zdążyłem schować niczego kiedy otworzył drzwi i wszedł do mieszkania. Facet musiał coś takiego widzieć nie raz, bo zadał małej parę pytań i olał ją.

– Fantastyczny ojciec.

– Noo. Powiedział mi, że póki co dycha. Ale jak załatwi zezwolenie na dokładne przeszukanie tego miejsca miejsca to odda lewą rękę za to, żebym dostał ćwiarę za naćpanie jej córeczki. Dobrze, że nie wiedział co robiła parę godzin wcześniej, bo by mi karę śmierci postarał się przywrócić.

Wojtek to zwyrodnialec. Nie chcesz sobie wyobrażać co mógł robić z tą dziewczyną. Ja też wolę o tym nie myśleć.

– Czekaj, czekaj. To był jej ojciec? Ten facet.

– Ten ojciec ma dość znaną mordę więc nie pokazuje się w terenie. To był ktoś inny, kolega tego prokuratora. W każdym razie, właśnie on powiedział że możemy się dogadać. Szukał kogoś kto handluje pod uniwersytetem. Policja potrafi spierdolić każdą robotę, i sprawa poszła wyżej. Osiedlami się nie przejmują aż tak, ale to była placówka państwowa. Nikt nie chciał, żeby poszło w Polskę, że studenci kupują cokolwiek pod samym uniwersytetem. Wiedziałem, że chodzi im o Miętusa.

– Jeśli ktokolwiek na ośce się dowie…

– Kurwa nikt się nie dowie. A Miętus był skurwielem i pedałem. Nikt nie będzie za nim tęsknić. Słyszałem jak kiedyś wyruchał jakiegoś młodego chłopaka z Warszawy i włożył mu do mordy na końcu, żeby się spuścić. Chłopak był tak nieprzytomny, że nie wiedział co się dzieje.

Odpalasz fajka.

Nie możesz nie zgodzić się z Wojtkiem. Miętus zasłużył na wszystko co mu się przytrafiło. Wychowałeś się jednak na osiedlu i wpajano ci od maleńkości, że można zrobić wszystko. Wszystko, tylko nie współpracować z policją. Karma wraca i jesteś ciekawy czy Wojtek poczuje jej smak.

Zmieniasz temat.

– No to… jakie masz te dropsy?

Uśmiechnął się pod nosem. W dość smutny sposób. Niemniej zrozumiał, że to idealna okazja na wymazanie tego z pamięci.

– Chodź.

Weszliście za winkiel.

Wojtek rozejrzał się dookoła i wyciągnął z kieszeni kurtki samarkę, a w niej dwie piguły.

– Bierzemy najpierw na pół, a później dobijamy drugą?

Patrzycie się przez sekundę na siebie. Już znacie odpowiedź.

Wojtek wyciąga obie pigułki z woreczka i daje ci jedną.

Wrzucasz do ust.

Przegryzasz.

Przez krótką chwilę mielisz.

Wojtek wyciąga z wewnętrznej kieszeni bomberki setkę żołądkowej z czarną wiśnią. Bierzecie po głębokim łyku i opróżniacie buteleczkę. Lecicie w melanż.

 

3.

 

Chcesz mieć ją dłużej to ją dobrze pierdolnij,

Nie za dobrze pierdolnij bo jej może coś odbić”

 

45 minut później siedząc w loży z kliką poznaną przez Wojtka czujesz jak wchodzi ci piguła.

Delikatnie rozchodzące się gorąco. Najpierw w klatce piersiowej, aż dochodzi do koniuszków wszystkich palców. Nie możesz powstrzymać swojej głowy od poruszania w rytm muzyki. Uśmiechasz się mimowolnie. Natalia siedzi obok ciebie wstawiona i opowiada wszystkim historię, która wydarzyła się poprzedniego weekendu.

Żeby tylko wiedziała jak masz wyjebane.

Spoglądasz w stronę Wojtka.

Jak na zawołanie on także popatrzył się w twoją stronę z bananem na mordzie.

Gestem pokazujecie sobie, że to czas wyjść na papierosa. Nie proponujecie tego reszcie, chociaż duchota panująca w klubie im także doskwiera. To wasza chwila. To wasz moment. Oni tego nie rozumieją.

Wychodzicie na zewnątrz. Jest ciepła, letnia noc z słabymi podmuchami wiatru. Zastanawia cię, czy tak właśnie bogowie czuli się po zażyciu ambrozji. Nawet ten słaby podmuch doprowadza cię do ekstazy ponad wszelką skalę.

Wojtek kwituje to w doskonały sposób.

– Ale jest pięknie.

Kochasz to. Ten stan. Życie jest nagle jak bajka.

Alicja w krainie haju.

Podniecasz się tym pomysłem. No tak, chcesz kręcić filmy, więc wizja Alicji po MDMA wydaje cię murowanym kandydatem po palmy w Cannes. Ile jeszcze pomysłów wpadnie ci do głowy w ciągu następnych kilku godzin? Czyj duch opęta cię i utworzy z ciebie medium dla swojej twórczości? Kurosawa? Kubrick? Has? Kłębią ci się w głowie obrazy, skrypty, pomysły. Nie masz jak ich w tym momencie uzewnętrznić, a oczywiście nie pomyślisz o tym, by cokolwiek zapisać w telefonie. Więc jedynie myślisz. Z zewnątrz wygląda to tak, jakbyś zamarzł, wpatrzony w neony. Gdyby tylko pojęli, co dzieje się właśnie pod twoją czaszką. A to dopiero początek. Jeśli teraz tak się czujesz…

Nie, nie, nie.

Nie zapeszajmy, po prostu przyglądajmy się.

– Mordo, to była czysta piguła?

– Jak niemowlęca łza.

Wojtek zapatrzył się w neon na ulicy. Nieświadomie również zacząłeś obserwować zmieniające się jak kalejdoskop kolory. Twój mózg w tym momencie kiczowate światełka jednego z klubów zamienił na najwyższych lotów estetykę. Mógłbyś pisać o tym opasły tomik wierszy, oprzeć na tym swoją pracę magisterską. Nakręcić film o tych światełkach.

– Hej, stary, twoja fajka.

Patrzysz w dół.

Nie dość, że nawet jej nie odpaliłeś, to była cała mokra. Poczułeś, że jesteś cały spocony. Twoje dłonie są jak po zanurzeniu w wodzie. Jest ci gorąco. To działa trochę jak kryształ, ale czujesz z tym coś jeszcze. Teraz dopiero przyszło ci do głowy jak czas się wlecze, a przy okazji jak szybko rozmawiacie. No cóż, jednak nie taka czysta.

– Dobra, szybki ogar. – Czujesz jakby Wojtek właśnie przedstawiał ci plan zdobycia Moskwy. Wkręciłeś się jak nigdy. W sensie jak zawsze po pigule. – Muszę się trochę poruszać, bo zaraz mnie rozjebie. Idziemy do baru. Bierzemy po 3 shoty i idziemy na parkiet. Co ty na to?

– Spoko, spoko, ale jeszcze posiedzę. I mam ochotę na drina. Wezmę jaggera z tigerem, wypije i od razu podbijam do ciebie.

Wojtek faktycznie wznosił się i napinał jakby szykował się do bójki, byłeś trochę zdziwiony, bo tak zachowywał się tylko po amfetaminie. No cóż, chłopak zapomniał ci wspomnieć, że gdy był wysikać się w kiblu, to wygrzebał z majtek woreczek z 2 grudami i zaaplikował sobie.

Palicie fajkę. To znaczy ty palisz, a Wojtek bardziej ją pochłania. Pali jak kominy z elektrowni cieplnej.

– Nudzą mnie ci ludzie. Jak Paweł powie jeszcze jedno zdanie to przysięgam, że go zamorduję. – Przechodzący obok pomyśleliby pewnie, że to żart. Z Wojtkiem nigdy jednak nie wiadomo. – Mały, sepleniący skurwiel. Mam dość słuchania czym nie jeździł i ile to nie miał przypałów na psach. Kurwa, nie wierzę w żadne jego słowo. A ty?

– Nie no co ty, to łak.

A do tego sepleni, co?

– Jak widzę, jak Sonia na niego patrzy to aż mnie brzydzi. Daj mi godzinę. Jak do tego czasu jej nie wyrwę to zmieniamy miejscówkę dobra? Ogarnę nowych ludzi.

Nie miałeś na to ochoty. Trochę się zasiedziałeś i było ci z tym wygodnie. Poza tym dupa od Natalii wciąż nie znika ci sprzed oczu. Całkiem nieźle zacząłeś. Kiedy wróciliście pod klub już tam stała. Niska, w czarnych spodniach, z białą koszulką firmy CDG włożoną tylko z przodu do spodni. Makijaż inspirowany Kylie Jenner. Suka.

Przedstawiliście się sobie. Palnąłeś z miejsca jakiś tekst, że niezły tees. Doskonale wiesz, że jeżeli ktoś chodzi w markowych ciuchach to ma fioła na tym punkcie i lubi gdy ludzie zwracają na to uwagę. Później powiedziałeś, że z tyłu ma jakaś plamę chyba.

Szukając jej poobracała się tak, że zdążyłeś zauważyć wszystkie jej atuty. Ona zresztą chyba wiedziała o co ci chodzi, bo na końcu idealnie wypięła przed tobą dupę, dopytując się gdzie jest ta skaza. Chciałeś ją wtedy złapać za pośladek, ale odpuściłeś sobie. Trochę zbyt ryzykownie, a tobie nic jeszcze nie weszło.

– Zobaczymy jeszcze. Dopal i idziemy.

W tym momencie zauważasz, że Wojtek już skończył i stał uśmiechnięty, wpatrzony w jakiś niewidzialny punkt. A może znowu gdzieś odpłynął. Nie wiesz. Zdjął kurtkę i trzymał w dłoni. Dopiero teraz widać jego faktyczny stan fizyczny. Żyły na przedramionach wyglądają jak tatuaże. Ale już się przyzwyczaiłeś. To co cię dziwi, to dopiero teraz zauważona dziara, o której ja już wcześniej wspominałem. Dopalasz papierosa, bierzesz przyjaciela pod ramię i wracacie do loży.

Znowu rozsiadasz się na kanapie.

Wsłuchujesz się w muzykę. Scheck Wes Mo bamba. Trafiłeś na sam początek. Choć piosenka jest dość natrętna i uważasz ją za wybitnie głupią, to wkręca się jak porządny trans.

Wyczekujesz.

Niecierpliwisz się.

Kiedy zaczynasz już burzyć się w końcu wchodzi bass, a ludzie zachowują się nie jak w klubie, a na koncercie.

Rozmawiasz z Natalią. W sumie to nie do końca wiesz o czym. Coś o filmach, coś o muzyce, coś o ubraniach, coś o książkach. Emka potęguje wrażenie rozdarcia. Nie wiesz czy uważasz ją za wyjątkową czy za typową laskę. Jedno jest pewne, ma nieziemską dupę. Sposób, w jaki patrzy na ciebie pociąga cię, ale odpycha jednocześnie. Jest jak spersonifikowana skrajność. Chociaż nie. Bardziej jak równia pochyła, po której czasem nawet wbrew sobie wdrapujesz się z powrotem, chociaż do tego wniosku jeszcze nie doszedłeś.

Dziewczyna jest inteligenta. Obeznana w kulturze i popkulturze. Ma zainteresowania, którymi cię zainteresowała. Ma do tego iskrzące oczy, szeroko uśmiechające się usta. Dzikość. Niepowstrzymywaną, kocią dzikość w każdym swoim geście. Nie potrafisz jeszcze tego nazwać, to jej szyfr, przekazywany ci językiem ciała. Ale z każdym słowem, każdym twoim odpowiednim spojrzeniem od góry na nią pojmujesz, że doskonale rozumiesz ten język.

Wojtek wierci się gdzieś po przeciwnej stronie loży. Udało mu się przykuć uwagę Sonii, ale gdy tylko Paweł wypowie jakiekolwiek słowo, nieważne jak głupie, musi zaczynać od początku. Widzisz jak bardzo ciągnie go na parkiet do poruszania się. Ciebie też już coraz bardziej energia roznosi. Chyba nadszedł czas.

Bierzesz Natalię za rękę. Mówisz tylko do niej, że masz ochotę wyjść na parkiet. Jednym łykiem dopija swojego drinka i idzie z tobą. Wojtek patrzy na ciebie z zazdrością. Próbuje tej samej sztuczki z Sonią, ale ona nie była tak chętna wybiec na parkiet. Za bardzo podoba jej się to, że zabiegają się o nią dwaj faceci.

Nie jesteś wybitnym tancerzem. Fakt, widziałeś kilka razy Dirty Dancing, Step Up i West side story, ale co ci z tego. Nikt jeszcze nie nauczył się gotować, jedynie czytając biografię Magdy Gessler. Na szczęście dziewczyna jest bardziej doświadczona i trochę urzekła ją twoja niewiedza.

Wzięła twoje dłonie i położyła sobie na biodrach, swoimi oplotła twój kark. Leciała trochę wolniejsza piosenka więc mogliście się trochę pokołysać do rytmu. To ci wychodziło doskonale.

Zbliżałeś się do niej.

Nawet nie wiesz czy to wszystko dzieje się tak szybko, czy masz na bieżąco tworzące się dziury w mózgu. A może ta chemia między wami, niewidzialna nić porozumienia jest silniejsza, niż wydawałoby się z początku. Wojtek, tak jak przypuszczałeś, opisał ci ją bardzo pobieżnie. Nie dziwisz się, jest kompletnie nie w jego typie. Gdy tak jesteście blisko siebie i ona na chwilę przechyla głowę do tyłu, po czym zaczyna ci się wpatrywać głęboko w oczy, czujesz że ona wie. Wie o czymś, czego ty nie wiesz. Wojtek w jej towarzystwie musi czuć się osaczony. Ty wręcz odwrotnie. Chcesz zgłębić jej sekrety. Chcesz dotrzeć do samego środka. Ale ona ci nie pozwala. Przynajmniej nie od razu. Chce żebyś po kolei zdzierał warstwy, jak ubrania przed seksem. To jak psychologiczna gra wstępna. To jej gra. To jej gra, w której zdążyłeś już poznać zasady. No… powiedzmy, te podstawowe.

Ocieraliście się o siebie. Perwersyjnie, mocno, czujesz jak mózg ci się gotuje. Chyba ona zaczęła. To nie był pocałunek. Nawet nie buzi. Delikatnie musnęła twoje usta swoimi. To bardziej jak zaczepka niż obietnica, ale podoba ci się.

Wchodzi nowa piosenka. Zremiksowana wersja No church in the wild. Zdejmuje swoje dłonie, ty także instynktownie ją puszczasz. Czujesz się trochę jak małpa przy burleskowej tancerce, jej znowu to nie przeszkadza. Odwraca się tyłem do ciebie, pociera wielkim dupskiem o twojego kutasa.

I czujesz się znowu inaczej.

Druga faza piguły. Wszystko wzmocnione.

Euforia, ekstaza, czysta podnieta i zwierzęce pragnienie.

Odwraca się znowu do ciebie. Łapiesz ją za dupę. Szczęka ci lata z nadmiaru testosteronu.

Masz ochotę zedrzeć z niej spodnie. I koszulkę. I cokolwiek, co jeszcze znajdziesz pod spodem.

Masz ochotę wyruchać ją tu, na parkiecie.

Masz ochotę ją zgwałcić.

Zaczynacie się całować. Ona nie boi się niczego. Znowu oplata cię ramionami tak, że czujesz na klatce piersiowej jej małe cycki. Łapiesz ją mocniej za tyłek, ona wpycha ci język do gardła. To tym razem żadna zaczepka. Ale już już także nie zapowiedź. To bardziej jak podpisywanie się pod cyrografem. Pytanie tylko jaka będzie zapłata. Ty już masz koncepcję. Nie jedną. A wszystkie brudne. Do tego cały czas kołyszecie się w rytm buzującej krew w żyłach muzyki.

A wokoło sala pełna ludzi. Nie rusza was to. W końcu odklejacie się od siebie. Patrzy ci prosto w oczy. Jest tylko pijana, nie wie co siedzi ci w głowie, ale teraz czujesz jakby odgadła wszystkie twoje zamiary. Już wie, że ty wiesz, że dopiero się rozkręcacie.

I nie ma nic przeciwko.

W tym samym momencie, po przeciwnej stronie sali, w jednej nieprzypadkowej loży, młody sepleniący chłopak leżał na stole z ustami pełnymi krwi. Do jednej ze szklanek na stole wpadł jego ząb. Drugi brakujący poleciał gdzieś na salę, siła odrzutu musiała być potężna.

Ażeby to wyjaśnić, cofnijmy się odrobinę w czasie.

Kiedy tobie zaczęła wchodzić druga faza piguły, Wojtek również poczuł napływ dodatkowej energii. Amfetamina zmieszana z Emką zrobiła swoje. Doświadczeni wiedzą swoje, że te dwie substancje faktycznie pasują do siebie, ale tylko i wyłącznie w pewnych dawkach. Wojtek oczywiście, jak to Wojtek, przesadził i jego mózg nagły wybuch ciepła i rozkoszy, zinterpretował jak byk czerwoną płachtę. Pojawiła się nagle energia, której trzeba było pozwolić ulecieć. Paweł tak po prawdzie nie jest niczemu winny. To ja tam wtedy byłem, dosłownie i w przenośni.

To ja delikatnie rękoma Sonii przesunąłem pełnego drinka na kraniec stołu. I to ja wpoiłem do mózgu dziewczyny, żeby zawołała w tym momencie chłopaka.

Ten odwracając się, z pełnym impetem zahaczył łokciem o szklankę, której zawartość rozlała się na spodnie Wojtka. On olał już dziewczynę, więc ta była nim tym bardziej zainteresowana. Czekał na coś, ale nie wiedział na co. Gdy jego spodnie się zmoczyły zatrybił, jak maszyna do której wrzucono monetę. Zarówno Paweł jak i Wojtek wstali szybko. Twój kompan niewiele myśląc, dając się ponieść chwili, przypierdolił w twarz Pawła z największą siłą na jaką się zdobył. Po prawdzie nie zamordował go jak przyrzekał wcześniej, ale siła wystarczyła żeby znokautować syna ordynatora.

Nikt ani w loży, ani na sali nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Wojtek jest chudy i wydaje się niegroźny, ale to jedynie pozory. Pod wpływem narkotyków i alkoholu potrafi być szarmancki, ociekać pewnością siebie i inteligencją, żeby w następnej sekundzie zmienić się w bestialskiego brutala.

Muzyka leciała dalej, impreza jakby nie odczuła tej małej afery. Byłeś wtedy za daleko żeby cokolwiek zauważyć. No i oczywiście zbyt zajęty. Fakt nie umknął jednak uwadze ochrony, która Pawła wzięła za szmaty, a Wojtka zmusiła do opuszczenia klubu. Cała ekipa także musiała opuścić lożę. Kiedy sprzątaczki zabierały się do zabierania szklanek i czyszczenia krwi z tapicerem kanap na chwilę przypadkowo skrzyżowałeś spojrzenie z Wojtkiem.

Ochłonąłeś. Choć wciąż czujesz się dziko wiesz już, że musicie wyjść. Zabrałeś Natalię za rękę. Nie chciałeś jej nic jeszcze mówić, wolisz żeby sama zobaczyła co się dzieje. Może nie wszystko jeszcze stracone.

Na zewnątrz zaczęło padać. Do tego rześki wiatr muskał ci twarz, widziałeś że dziewczyna dostała gęsiej skórki i nie chciałeś by zmokła więc zdjąłeś kurtkę i nałożyłeś jej na ramiona. Myślałeś, że z wdzięczności uśmiechnie się do ciebie, ona jednak nie zareagowała w żaden sposób. Nawet nie założyła kaptura. Tylko niemo patrzyła na z trudem utrzymującego się na nogach Pawła, Wojtka kłócącego się z już nieźle przytomną Martą i resztę swoich znajomych, nie mających odwagi podnieść głosu na twojego przyjaciela.

– Kurwa co ja mam powiedzieć o-o-o-jcu?! Mój brat nie ma dwóch zę-zę-bów!

– Wiesz co? – Wojtek podniósł palec i zrobił pauzę dla uzyskania lepszego efektu – Chuj mnie to obchodzi.

– To ty go u-u-u-derzyłeś!

– Wylał na mnie pierdolonego drinka!

– Przypadkiem!

– No to już wiesz co możesz powiedzieć ojcu. Przypadkiem mu wyjebałem.

Dopiero teraz rzuciło ci się w oczy jak bardzo Marta i Paweł są do siebie podobni. Ten sam kolor włosów, ta sama delikatnie podłużna twarz. On sepleni, ona się jąka. Hit! Gdyby ścięła swoje włosy na krótko wyglądaliby jeszcze bardziej podobnie. Różnica w tym, że ona jest znacznie lepiej wychowana. Nie popisuje się. Nie nałogowo w każdym razie.

Nagle odezwał się Paweł.

– Jeciemy jus? Chcę do domu.

Jego wada wymowy została teraz doprawiona o brakujące zęby i możliwie przetrąconą szczękę. Całość obrażeń spowodowanych przypadkowym wylaniem drinka będzie odczuwalna dopiero jutro rano na kacu. Trochę zacząłeś mu nawet współczuć. No ale przecież sepleni.

Marta najwidoczniej przejmując pałeczkę brata w dowodzeniu ekipą wezwała wszystkich do siebie.

– Chodźcie ko-kochani jedziemy. A ty Adi, – Wskazała na Wojtka w tym momencie – za-za-za-płacisz mi za to. Nie tylko za mojego brata. Ca-ca-cały wieczór płaciliśmy za ciebie. Wiem jak się na-na-nazywasz, znajdę cię.

– Po-po-powodzenia złotko.

Zaśmiałeś się w głębi z riposty Wojtka. Dziewczyna jeszcze nie wie jak bardzo jest trafna. Trwało to chwilę, bo tylko jedna rzecz teraz zajmuje twoją uwagę. Natalia.

– Co z tobą? Jedziesz z nimi?

– Muszę. Nie mam później jak wrócić.

– A gdzie jedziecie?

– Do Zabrza.

– To niedaleko. Dam ci na cierpa jutro rano.

– Rano?

Posunąłeś się za daleko? Przesadziłeś? To nie takie trudne, dawaj, uratuj tą sytuację.

– Albo później po prostu. Mam na mieszkaniu gin, tonic, trochę wina. Wiesz, staram się robić wszystko, – wszystko? – wszystko, żeby nie obudzić się następnego dnia z poczuciem pustki. Żeby nie żałować, że czegoś nie zrobiłem.

No proszę, proszę. Nie widziałem, że z ciebie tak niepoprawny romantyk. Chyba jednak zadziałało. W tym momencie dopiero zauważyłeś jak duże ma oczy. Wojtek pod jednym względem miał rację. Ona lubi przekraczać granice. Widzisz w tych oczach iskierki, jak na parkiecie. Ona nie myśli czy jechać teraz z tobą, tylko jak to powiedzieć swoim znajomym.

– Dobrze, daj mi sekundę pogadam z Martą.

Oddaliła się przekazać wieści koleżance. Ty w tym czasie odnalazłeś wzrokiem palącego kolejnego papierosa Wojtka. W sumie to sam nie wiem, czy w jego krwi jest najwięcej alkoholu, nikotyny czy narkotyków. Jego reakcje i zachowania były tak sprzeczne ze sobą, że już łatwiej trafić szóstkę w lotto, niż znaleźć na to odpowiedź bez laboratoryjnych wyników.

– Stary, co ty zrobiłeś?

– Wylał na mnie drinka. To był odruch.

– I za tego jednego, jebanego drinka, wybiłeś mu dwa zęby?

– Reszta zębów całkiem nieźle się trzymała, więc tylko tyle się udało.

Nie mogłeś się nie uśmiechnąć. Doskonale wiedziałeś, że się tym nie przejmuje. Ale nie po to chciałeś z nim jeszcze porozmawiać, prawda?

– W dupie mam tego typka, mam do ciebie prośbę.

– Wal.

– Masz jeszcze piguły?

 

***

 

Stara złotówa odwiozła was do twojego mieszkania. Czarny Mercedes C klasy, ledwie ciągnąca klima i wypłowiała tapicerka. Na twoją prośbę wyłączył radio. W gruncie rzeczy okazał się całkiem przyzwoitym facetem; nie kombinował z licznikiem, ani ciepłym nawiewem. Nawet pozwolił wam zapalić na tylnych siedzeniach.

Natalia wtuliła się w ciebie. Mocno złapała za ramię.

Po wejściu do mieszkania usadowiła się na kanapie i rozlałeś drinka, dla siebie i dla niej. Gin z toniciem. Nie protestowała. Włączyłeś playlistę na YouTube i znowu zaczęliście rozmawiać. Ty w tym czasie jednocześnie kręcisz gibona.

– Dlaczego ten Adrian pobił się z Pawłem?

Dwie rzeczy. Musisz uważać, żeby nie palnąć jak Wojtek ma naprawdę na imię i pilnować się żeby nie powiedzieć jakiejś niezręcznej głupoty. Nie nazwałbyś tego bijatyką, bo Paweł po jednym ciosie padł jak kłoda. To jest jednak jej znajomy, kolega, może przyjaciel, więc tego typu dyskusje jedynie zaszkodzą.

– Nie mam pojęcia, Adrian był i tak bez humoru dzisiaj. Może Paweł mu coś powiedział.

– Nie o to chodzi. Paweł jest chujem. Należało mu się. Ale Adrian wyglądał na miłego faceta, nie spodziewałabym się tego po nim.

Czyli nie lubiła go, dobra twoja, niemniej nie ryzykuj zbędnie.

Bierzesz, kraszujesz, skręcasz.

Nie dawałeś dużo sortu, to mocna indica i bałeś się, że za bardzo odlecicie. To znaczy, ona za bardzo odleci.

– Powiedz mi gdzie jest łazienka, chciałabym się trochę wysuszyć.

– Drzwi przy wejściu.

– Dzięki.

Wypiła całego drinka jednym długim łykiem, wzięła torebkę i poszła do toalety. Przez krótszą chwilę zastanawiałeś się, czy przy okazji nie zwymiotuje. Jak wróci będziesz musiał jej powiedzieć, żeby przystopowała, bo skończy jak Marta. Nie potrafiłeś stwierdzić, czy zrobiła to żeby się nie stresować. Po tym co powiedziała ci o Pawle i jak przytuliła się do ciebie w taksówce myślałeś, że jest z nią w porządku. Wydaje się, że dziewczyna ma mocną głowę i ciężko ją pokonać kilkoma drinkami. Tak właściwie to czemu tak intensywnie o tym myślisz? Czemu tak wszystko kalkulujesz? Nie prościej byłoby ci po prostu posiedzieć teraz w spokoju na kanapie i zaczekać, aż dziewczyna wróci? Na szczęście ona jest pod tym względem mądrzejsza od ciebie i kiedy wyszła z toalety nie myślałeś już o tym.

Zdjęła spodnie, związała włosy w wygodniejszy kucyk, założyła znalezioną w łazience bluzę z Prosto, która na tobie wyglądała modnie i oversizowo, jej z kolei nadawała dwuznacznej seksowności. Zostawiła do tego wysokie, białe skarpety z Koki. Nie wiedziałeś, czy zdjęła też całą resztę. Przez myśl przelatuje ci kilka możliwych wariantów, ale odrzucasz wszystkie. Chcesz dojść do tego w inny sposób.

– Nie miałeś w łazience suszarki, a miałam mokre ubrania. Rozumiesz, nie chciałabym się przeziębić.

– Nie no spoko, rozumiem.

Zdążyłeś już wytrzeźwieć, więc słowa trochę utknęły ci w gardle. Zauważyła to. Stała oparta o framugę drzwi. Pochyliła głowę na bok i popatrzyła na ciebie, niby nieśmiało, delikatnie uśmiechając się przy tym.

Ale znowu już zaraz odzyskuje swoją odwagę i pewność siebie. Intensywnie przygląda ci się. Tak jak lwica, obserwuję gazelę gdzieś na sawannie.

Tak jak na parkiecie. Czułeś jak kutas zaczyna napierać ci na spodnie. Jesteś teraz jak dziecko. Najszczęśliwsze na świecie.

– A nie przeszkadza ci, że wzięłam twoją bluzę?

Role się poodwracały. Ma nad tobą całkowitą kontrolę.

– W żadnym wypadku.

Zacząłeś trochę odzyskiwać pewność siebie. Wojtek nie dał ci piguł, żadnej nie miał przy sobie. Myślałeś przez dłuższy czas, żeby upić się, zajarać blanta i spróbować sił bez tego. Gdy zobaczyłeś ją, jak wolnym krokiem, powłóczając nogami po ziemi podchodziła do ciebie, przypomniało ci się o składzie narkotyków ukrytym tuż pod tobą. Wpadł ci do głowy pewien pomysł.

– Dawid, kochanie, mam ochotę na jeszcze jednego drinka.

Usiadła przy tym po przeciwnej stronie kanapy. Obie nogi dała na siedzenie i podciągnęła pod siebie. Nie żeby zaznaczyć, że jest zamknięta w sobie, zrobiła to żeby pokazać, że już się zadomowiła. Na chwilę je rozchyliła, jakby szukając wygodniejszej pozycji. Zrobiła to na tyle wolno, że jesteś pewny, że chciała żebyś zobaczył jakie założyła stringi. Tylko ukradkiem oka. Żeby jeszcze bardziej cię onieśmielić. Przynajmniej wiesz, że wciąż ma na sobie coś więcej, niż tylko twoją bluzę.

– Tak, co chcesz?

– Gin z toniciem, ale jeśli chcesz możesz mnie zaskoczyć.

Dopiero teraz zauważyłeś, że poprawiła makijaż. Głównie brwi i usta, ale nałożyła trochę podkładu na miejsce tego zmytego przez deszcz. Wyglądała przez to, jakby dopiero co wyszła z domu.

– Mogłabyś pójść do lodówki? Mam tam Aperol i pomarańcze.

Zmrużyła oczy, ale zgodziła się i poszła. Trzymałeś go na specjalną okazję. Właśnie chyba nastała. Kiedy wstała ty otworzyłeś kanapę i wyciągnąłeś z pudełka po jordanach jedną samarkę z różowymi kryształkami. Musiała wiedzieć co robisz, ale Wojtek miał rację, jak on bardzo miał rację. Ona lubi przekraczać granicę.

Wróciła i na powrót rozsiedliście się wygodnie.

– Co to jest?

A jednak musiało ją ruszyć. Z jej głosu uleciała pewność siebie. Może nigdy nie miała z tym Styczności. Wiedziała jak zachować się w każdej sytuacji, ale nie w tej.

– Ekstaza, wrzuca się parę kryształków do napoju…

– Nigdy nie brałam ekstazy.

– To nic złego, nie będziesz miała po tym żadnego zjazdu, a będzie bardzo przyjemnie.

Starałeś się zabarwić swój głos tak, żeby brzmiał przekonująco. Wiedziałeś od Wojtka jak to robić. Poskutkowało.

Wróciłeś do kuchni, wziąłeś z szafki dwie duże literatki. Pomarańczę pokroiłeś na kilka plastrów. Po dwa wrzuciłeś do szkła. Gdy wróciłeś rzuciło ci się w oczy jak podejrzliwie przyglądała się emce w krysztale. Jeszcze raz zapewniłeś ją, że to nic złego. Może ją to trochę uspokoiło, może nie. W każdym razie nie pokazywała tego po sobie.

Wrzucenie kryształków spowodowało uwolnienie mnóstwa bąbelków.

Poleciłeś jej żeby nie piła tego za szybko. Znalazłeś jeszcze dwie słomki i wymieszałeś wszystko. Poleciało mnóstwo bąbelków.

Zmieniła pozycję. Nogi na ziemi, ale ciebie to nie zmartwiło. Powoli sączyliście drinka i odliczałeś. Mniej więcej czterdzieści minut po wypiciu powinno się zacząć dziać.

W tym czasie udało ci się zbliżyć do niej. Rozluźniła się, widząc że nie ma żadnych podejrzanych efektów, halucynacji i nie chce jej się rzygać, płakać czy umierać. Założyła ci obie nogi na twoje nogi. Żartowaliście luźno, ona za każdym razem głośno się śmiała. Raz przyłapałeś ją jak chrumknęła przez śmiech, ale uznałeś za urocze gdy przerwała i zakryła usta, szeroko otwierając oczy. Miała powiększone źrenice i chodź wiesz, że ona myśli, że to przez alkohol czuje się tak dobrze, to właśnie narkotyk już rozpuszcza się w jej krwi i jest pompowany do mózgu.

Zaczyna się skromnie.

Mówisz jej, że idziesz rozlać jeszcze jednego drinka. Kiedy wstajesz, ona leniwie przeciąga się na kanapie. Wrzucasz znowu po dwie pomarańcze i zalewasz aperolem. Niczego nie dosypujesz. Już nie trzeba. Spoglądasz na nią kątem oka i widzisz, że ona także wstaje. Przechadza się wolno po mieszkaniu i dotyka wszystkiego. Telewizora, każdej okładki książki na półce jaka wpadnie jej w ręce. A wszystko jakby w zwolnionym tempie. Kiedy podchodzisz do niej i dajesz jej literatkę delikatnie wsuwasz jej dłoń pod bluzę od tyłu.

Jest całkowicie rozluźniona.

Odwraca się do ciebie przodem, wolną dłonią łapie cię za włosy przy potylicy i przygryza ci wargę, delikatnie wsuwasz język, ona robi to samo. Łapiesz ją mocniej za dupę, ale to jeszcze zły czas, uderza cię w twarz. Ale nie tak jakby chciała żebyś przerwał. Robi to tak leniwie jakby odganiała muchę.

Odchodzi od ciebie.

– Zawsze jest tak przyjemnie?

– To dopiero początek.

Uśmiechnęła się. Doskonale wyłapała podtekst. Podoba ci się coraz bardziej.

– Nie uważasz, że na tej kanapie jest nam trochę… Zbyt ciasno? Nie chciałabym obudzić się obolała.

– Czyli jednak chcesz zostać?

To było bardziej pytanie retoryczne, ale jeśli już podjęliście grę, to ciągniesz ją do granic możliwości. Chcesz zachować spokój, ale czujesz jak krew na powrót ci wrze. Teraz jeszcze bardziej niż na parkiecie. Łapiesz się na tym, że patrzysz na nią jak psychopata. Ją to pociąga. Narkotyk wszystko potęguje.

– Jeszcze nie powiedziałam, że zostaję u ciebie do rana.

Też to potrafi. Spoglądasz jej w oczy. Jest zadziorna. Jest wymagająca. Chce, żebyś się bardziej postarał. Wie, że jesteś w tym niezły, lecz to dla niej za mało. Woli cię sprawdzić, pozwolić ci wciskać gaz do oporu, nawet jeśli jedziesz w stronę przepaści.

Lubi przekraczać granicę.

Nie musisz dziękować Wojtkowi, zrobisz to jutro.

Znowu podchodzi do ciebie. Tym razem trochę pewniej, choć wciąż powoli. Trzymasz w dłoni drinka i czekasz. Chwila trwa jakby dekadę. Podaje ci swoją szklankę, czujesz że robi to na złość tobie. Wpija ci się w szyję ustami. Mocno zagryza, trwa to może kilkanaście sekund, ale masz wrażenie jakby wyssała z ciebie całą krew, jak wampir. Kiedy skończyła pocałowała cię też w usta.

– To jak? Rozłożymy kanapę?

– A może zapalimy jeszcze przed tym?

– Wolałabym odwrotnie.

Nie możesz jej się oprzeć.

Rozkładasz wygodną sofę, na jeszcze wygodniejsze łóżko. Wyciągasz na materac popielniczkę. Kładziesz się w pozycji półleżącej na jednym skraju, ale ona zamiast na wolnym miejscu, siada na tobie. Zabiera ci jointa i rozpala go jak profesjonalistka.

Zaciąga się głęboko. Nie wypuszcza od razu dymu, nachyla się do ciebie i wpuszcza ci go prosto do płuc. Po studencku.

Później palicie już klasycznie. Kładziesz dłonie na jej udach. Przesuwasz nimi wciąż w górę, czasem w dół, ale głównie w górę. Czujesz jak kutas napiera ci na sztany. Ona też to czuje, ale nie przeszkadza jej to, nawet poprawia się, jakby chciała się o niego otrzeć.

Dłonie coraz wyżej.

Przy końcówce blanta trochę pochyliłeś się, żeby zgasić go w popielniczce. Gdy to zrobiłeś wbiłeś się w jej szyję, żeby odwdzięczyć się za malinkę. Brutalnie odepchnęła cię z powrotem.

– Przykro mi. Ty nie możesz.

Chciałeś zaprotestować. Ale czułeś jak trawa zaczyna działać. Indica oplata cię w mocnym uścisku, ale z drugiej strony kryształ zostawia ci tyle swobody, że koniec końców czujesz się jak kanarek, któremu ktoś zapomniał zamknąć klatkę. Jesteś nastawiony kompletnie pokojowo na wszystko. Jej weszło trochę inaczej. Głośno się śmiała razem z tobą, ale przy okazji położyła ci dłonie na klatce piersiowej. Zaczęła ocierać się o ciebie bardziej intensywnie, podciągnęła ci koszulkę do góry. Przejeżdżała paznokciami i po torsie i po brzuchu. Ty wziąłeś pilot i zmieniałeś muzykę.

Było ci już naprawdę gorąco. Chciałeś wstać, pochodzić, poruszać się trochę.

Ale ona nie miała na to ochoty. Przygryzła wargę. To żaden kicz z 50 twarzy Greya. Ona ma w głowie plan. Ideę, którą chce wdrożyć w życie jak najszybciej, bo jak jej powiedziałeś, może żałować, że czegoś nie zrobiła. A to znacznie gorsze niż żałować, że coś się zrobiło.

Zdjęła bluzę.

Zobaczyłeś ją całą. Nie miała tak małych cycków jak ci się wydawało na początku. Klasyczny, czarny stanik, do tego ciasno opinające wszystko stringi, również w tym kolorze. Tobie też zdjęła koszulkę. Miałeś wrażenie, że zaraz się ugotujesz, było ci bardzo gorąco. Marihuana w niczym jednak nie pomogła. Jedynie wzmocniła wrażenie ciążenia w dół.

Przejechała ci paznokciami po całym ciele. Zostawia na nim czerwony ślad. Przesunęła się nieco w dół, odpięła ci pasek ze spodni i zaczęła szybko ściągać spodnie. Nie było w tym perwersyjności, ociągania. Zrobiła to tak szybko, jakby za chwilę kończył się świat. Jakbyście mieli skonać.

Znowu zaczęła się ocierać.

Jeszcze intensywniej.

Czułeś jaka jest mokra. Oddychała coraz głośniej. Patrzyłeś jej w oczy. Mogłeś w nich utonąć. Kutas uwierał bokserki coraz bardziej. Pochyliła się nad tobą i zaczęła cię całować. Na początek szyja, ssała zostawiając ślady swojej szminki. Później broda, którą zaczęła mocno gryźć. Leżałeś już całkowicie na plecach, ona jest na tyle niska, że możesz ją mocno złapać za dupę.

Przeszła do ust. Z playlisty włączyło się Łąki Łan Infinity, zdejmujesz jej stanik.

Teraz twoja kolej.

Gdy uporałeś się z zapięciem, podnosisz się do pozycji siedzącej i łapczywie wpijasz się w jej sutki. Ssiesz i delikatnie podgryzasz, ona łapie cię za głowę i mocniej dociska. Nie lubi delikatnych mężczyzn. Ona nie chce się kochać. Chce zostać potraktowana jak szmata. Nie będziesz jej dłużny. Łapiesz ją za gardło. Drugą ręką za jedną z piersi. Szczypiesz ją, ona już nie trzyma ręki na twoim torsie. Jedną kładzie na dłoni znajdującej się na cycku, pozostałą wolną dłonią obejmuje drugą pierś. Podduszasz trochę bardziej. Ona w odpowiedzi ściska cię udami mocno. Widzisz jak wybiega oczami w górę.

Piosenka wierci ci dziury w mózgu, czujesz jakbyś nie panował już nad własnym ciałem. Nie pocisz się jeszcze, a jednak czujesz że zaraz eksplodujesz. I nie jest to złe uczucie, nie czujesz się krępująco, ani słabo. Nigdy nie czułeś się tak dobrze.

Ona na chwilę unosi się, jak wniebowzięta. Zaczynacie się całować, prostuje swoje nogi i siedzi teraz w doskonałej pozycji do przewrócenia jej na plecy. Gdybyś był teraz z tyłu wiesz, że zerwałbyś stringi i wszedł tak głęboko, że pewnie byś się zgubił. Ale ona jeszcze jest na tobie.

Puszczasz jej gardło. Sięgasz w stronę cipy i przejeżdżasz palcem po majtkach. Wkładasz palec pod materiał i wsadzasz go gładko do środka. Wsuwasz i wyciągasz, tak kilka razy, po czym zaczynasz przejeżdżać palcem po jej łechtaczce. Z początku delikatnie, jakbyś szukał idealnego miejsca. W końcu mocniej. Naciskasz palcem i przesuwasz, w górę i w dół, ale głównie w prawo i lewo.

Czujesz jak co kilka sekund jej ciało przechodzą dreszcze. Trochę odchyla się do tyłu i opiera rękoma o łóżko, żeby pozostawić ci więcej miejsca do działania. Zamarła tak w półgeście, rozkoszując się w nadciągającym orgazmie.

Cicho jęknęła.

Nie jak kurwa, albo aktorka porno. To bardziej szybkie wypuszczenie powietrza z płuc, w połączeniu z niekontrolowaniem strun głosowych. Zaczęła oddychać jeszcze głośniej. Muzyka w tle potęgowała wrażenie zastoju w czasie. Ona na chwilę wraca, przyciska się do ciebie swoim rozgrzanym ciałem i wgryza się w twój bark, ale wystarczy mocniejsze naciśnięcie palcem, by przestała i wróciła znowu do oczekiwania na dalszy ciąg zdarzeń.

– Mocniej…

Nie powiedziała więcej. Ale zrozumiałeś. Zacząłeś naciskać szybciej, mocniej. W końcu nie wytrzymałeś.

Gwałtownie przewróciłeś ją na plecy. Teraz klęczałeś nad nią. Pocałowałeś ją znowu i zacząłeś schodzić niżej. Na chwilę zatrzymałeś się na cyckach, przy okazji zdejmując jej w końcu majtki. Schodziłeś w dół. Przez brzuch dotarłeś w końcu do celu. Najpierw włożyłeś jeden palec, za nim drugi.

Ona nie chce w łóżku cioty.

Zgiąłeś oba palce i zacząłeś lizać jej cipę. W tym byłeś dobry. Językiem potrafisz czynić cuda. Emka sprawia, że przechodzi ci przez myśl czy nie zmieniać już tej pozycji. Niesamowicie podnieca cię sprawianie jej przyjemności, fascynujesz się wszystkim. Tym jak gładko jest ogolona, tym jak jest ciasna, jak jest mokra, tym jak jest chętna.

Zachowujesz się jakbyś chciał wyrwać jej wnętrzności i wgryźć się do środka.

Jakbyś rozrywał truchło.

Po kilku minutach mocno przyciska udami twoją głowę. Łapie cię rękami za włosy i przyciska jeszcze bardziej.

– Nie przestawaj… kurwa nie przestawaj.

I nie miałeś zamiaru. Wolną ręką ściągnąłeś powoli bokserki. Zeszły bez oporu i w końcu poczułeś swobodę. Ona kilka razy jęknęła głośno. Znowu złapałeś ją za sutka, zacząłeś pod-szczypywać i bawić się, aż staje się zupełnie twardy, to samo zrobiłeś z drugim.

– Kurwa wsadź go w końcu…

Ale urwała w połowie zdania. Jesteś po trochę gentelmanem i nie możesz odmówić damie w potrzebie, ale teraz to nie ma znaczenia. Jedyne co je ma, to co chcesz robić. Z nią. Jej.

– Odwracaj się i klękaj.

Odsunąłeś się trochę, a ona uklęknęła posłusznie. Twarzą do ciebie. Złapała cię za jaja i wzięła fiuta do ust. Ty czujesz, że nie masz na to ochoty. Zbyt długo lawirowałeś wokół jej pizdy, by teraz po prostu ci obciągnęła jak jakaś suka w kiblu na imprezie. Choć jest w tym świetna, i wie doskonale jak sprawić żebyś mógł nawet teraz dojść, to nie to siedzi w twojej głowie.

Łapiesz ją brutalnie za twarz i podciągasz do swojej.

– Nie w tą stronę, kochanie.

Na ostatnie słowo kładziesz szczególny nacisk. Żeby poczuła się gorzej, żeby poczuła się obrażona. Ale jej znowu się to spodobało. Patrzy na ciebie jak na boga. Właśnie kryształ puścił całkowicie jej heble. Jeśli pędziłeś w stronę przepaści, to ona z tobą, zakrywając ci oczy.

Odwróciła się do ciebie tyłem i wypięła dupę. To jest to na co czekałeś, co tak podnieciło cię w klubie. Dajesz jej mocnego klapsa, później od razu drugiego. Mógłbyś spuścić się robiąc tylko to i patrząc jak pośladki jej czerwienieją.

Liżesz dwa palce, choć niepotrzebnie, i przejeżdżasz parę razy po łechtaczce. Jest jak kocica, wypina się, po czym znowu napina grzbiet, to odruchy bezwarunkowe.

– Już… już…

Doprowadziłeś ją na skraj. Wiesz, że teraz zrobi wszystko dla ciebie. Rozchylasz jej bardziej nogi. Ona działa jak na dotyk, cokolwiek byś nie zrobił ona instynktownie reaguje. Bierzesz delikatny zamach i bijesz ją po cipie. Robisz to tak jak ona z twoją twarzą, jakbyś odganiał muchę. Kiedy po trzecim razie wręcz ją wykręca, jeszcze nie robisz tego co chce. Za długo czekałeś, żeby teraz dać jej chwilę triumfu. Musisz jej pokazać, że ty tutaj ustalasz reguły. Ty jesteś panem.

Bierzesz fiuta w ręce i zamiast wejść, ocierasz się o łechtaczkę. Mocno, jakbyś robił palcówkę. Widzisz jak szuka punktu złapania, jak drapie paznokciami po łóżku. Gdybyście byli trzeźwi już dawno byś skończył. Narkotyk sprawia, że każda sekunda się dłuży, każdy drobny gest potęguje, a każda przyjemność zwielokrotnia.

W końcu wchodzisz w nią.

Nie przyszliście tutaj uprawiać seksu.

Przyszliście się pierdolić.

I to właśnie robisz. Wchodzisz mocno i głęboko. Ona jęczy przed tobą, ale to cię tylko napędza jeszcze bardziej. Łapiesz ją za włosy i ciągniesz.

Zauważasz telefon obok. Pokusa jest silniejsza i nie możesz się powstrzymać.

Otwierasz snapa i robisz krótkie nagranie jak rżniesz ją od tyłu.

Oczywiście nie ujmujesz na nagraniu swojego fiuta. To byłoby gejowe. Do tego krótki opis.

ASS LIKE DAT

Odrzucasz telefon. Puszczasz jej włosy i łapiesz ją mocno za dupę. I ruchasz jeszcze mocniej. Nie wiesz nawet czy nic nie czujesz. Czy czujesz wszystko. Alkohol z resztą substancji zrobił swoje. Wiesz jednak, że nie spoczniesz.

Po kilku minutach przestajesz, odwracasz ją brutalnie, tak że jest teraz twarzą do siebie. Oboje głośno dyszycie, jesteś już zlany potem, ona o dziwo nie.

Znowu łapiesz ją za twarz. Pytasz tak czułym głosem jak tylko potrafisz.

– Chcesz jeszcze?

– Tak.

Uderzasz ją w twarz. Zaskoczyło ją to bardziej niż zabolało. Szybko jednak wróciła do siebie.

– Chcę jeszcze raz.

Już chciałeś ją pchnąć do przodu kiedy uprzedziła cię. Upadłeś na plecy, ona znowu znalazła się na tobie. Wzięła twojego kutasa i zaczęła pocierać znowu o pizdę. Najwidoczniej spodobało jej się. Atmosfera przez tą krótką chwilę zdołała trochę ostygnąć, ale gdy włożyła go sobie z powrotem wszystko wróciło.

Skakała po tobie jakby ujeżdżała byka. Nawet nie zauważyłeś kiedy ona przejęła nad tobą kontrolę. Czułeś się jakby wbijała cię gdzieś w głąb rozłożonej sofy. Jak gwoździa. Czujesz jak serce ci wali i masz wrażenie, jakbyście robili to już całą wieczność. Niewiele wiesz o niej poza tym jak ma na imię, ale teraz masz wrażenie, jakbyście się znali latami. Jakbyście doskonale się rozumieli.

Odchyliła się i oparła rękoma od tyłu. Tak jak na początku, choć teraz moment należy do niej. Nie przestała cię traktować jak seks-zabawki. Ale miałeś ochotę na coś innego. Ta pozycja za bardzo cię ograniczała. Musiałeś się poruszać, bo inaczej byś odleciał.

Brutalnie znowu przewracasz ją na plecy. Parę centymetrów dalej i rozbiłaby sobie głowę, ale masz to gdzieś. Leży na plecach i pochylasz się nad nią. Nie bawisz się już w żadne podchody i gry. Kiedy jej wsadzasz, to wiesz że oboje szukaliście tej najwygodniejszej i najprostszej pozycji.

Posuwasz ją bez litości.

Prostujesz się, złączasz jej nogi, żeby mieć za co złapać i posuwasz mocniej. Ona nieruchomieje, nie ma się za co złapać, więc paznokciami dosięga do twoich nóg i gestem przekazuje ci prostą komendę.

Głębiej

Puszczasz jej nogi, one się bezwiednie rozchylają i zwiększasz tempo. Łapiesz ją za gardło, za cycki, bawisz się jej łechtaczką. W końcu czujesz, że dochodzisz. Nie wiesz ile zajęło ci dojście do tego punktu. Z czystej kultury oczywiście informujesz ją o tym.

Ona uderza cię w klatkę piersiową tak, że upadasz znowu na plecy. Siada na tobie odwrócona tyłem i zaczyna znowu ujeżdżać. Tylko tego ci brakowało. Łapiesz ją za dupsko, wymierzasz kilka klapsów, czujesz że mimowolnie zginasz palce u stóp. Wpijasz w nią paznokcie, na końcu bijesz tak mocno, że krzyczy z bólu.

Nie zdążyłeś wyciągnąć.

Spuszczasz się w środku.

 

 

4.

 

Mimo tego jakoś udało się wstać,

Tamte czasy makijażem dziś zakrywa każda blać”

 

Nie znasz jej. Wiesz jak ma na imię. Wiesz, że lubi gin z tonikiem (choć to bardziej twoje podejrzenia). Poznałeś kilku jej znajomych. Wiesz, że lubi ostry seks.

Ale nie znasz jej.

Nie znasz jej zainteresowań, jej marzeń, ulubionego koloru, potrawy, zespołu, filmu.

A jednak gdy rano pijecie razem kawę, mając na sobie piętno poprzedniej nocy, nie czujesz skrępowania. W gruncie rzeczy, uczucie rodzące się w tobie graniczy gdzieś pomiędzy zauroczeniem, a fascynacją poznawania nowej osoby, z naciskiem na to pierwsze.

– … Marta to nic. Pamiętam jak pierwszy raz stwierdziłyśmy z kumpelą, że idziemy na kluby. Wiesz, w Tarnowskich górach dobry klub do jak Boże Narodzenie. Mówię do niej, Stara, odpalamy fajkę przed klubem, ochroniarz pomyśli, że mamy po 18 lat i wejdziemy bez problemu.

– Udało się?

Historia jak każda inna. Ale ta cię nie nudzi. Wkręcasz się w nią, angażujesz i przeżywasz. Nie czułeś czegoś takiego od bardzo dawna.

– Czekaj, daj mi skończyć. Odjebałyśmy się wtedy na sto dziesięć. Pierwszy raz założyłam tak wysokie szpilki. No więc palimy tego papierosa no i ci ochroniarze się nas pytają o dowody. Daria zrobiła głupią minę i powiedziała, że od dwóch lat nie nosi dowodu, bo nikt ją nie pyta. No, nie uwierzyli nam. Jacyś faceci wtedy wyszli z klubu i spytali się co za problem. Bramkarz trochę popatrzył się z pode łba i wpuścił nas.

– Kiedy to było?

– Dwa lata temu, miałam wtedy 15 lat. Ale w każdym razie…

Na chwilę się odciąłeś. Chyba dopiero teraz zdajesz sobie sprawę jak bardzo jest ci obca. Ma 17 lat. Ty 20. Przeszkadza ci to? Powinno trochę, drobna różnica, ale w tym wieku tworzy przepaść. Tobie to jednak nie przeszkadza. Nie wiesz, czy to dlatego, że ty nie jesteś jeszcze dorosły, czy dlatego, że ona nie jest już dzieckiem.

– …Strasznie się najebała. Facetowi udało się wyciągnąć ją do kibla i chciał żeby zrobiła mu loda. Trochę jej się zbierało na rzyganie i jedyne co potrafiła powiedzieć to „Nie.”

– Nie?

– I tak w kółko. Na każde pytanie odpowiedziała „Nie”. W końcu facet stracił do niej cierpliwość i kazał jej wypierdalać z jego klubu.

– Czekaj, czekaj. Z jego klubu?

– No. Okazało się, że jest właścicielem klubu. Jak nie chciała mu obciągnąć to kazał nam się zabierać. Taka tam, historia z życia.

Uśmiechnęła się uroczo kończąc zdanie. Jakby stawiała kropkę na końcu zdania. Nie wiesz czy tak bardzo ci się podoba, czy po prostu jest tak ładna.

– Ale mówiłaś, że musisz wrócić do Zabrza, to czemu mówiłaś o Tarnowskich Górach?

– Od kilku miesięcy mieszkam w Zabrzu. Rodzice się rozstali, a ja wzięłam stronę Matki. Ona stwierdziła, że wyprowadzamy się, bo nie chce mieszkać z Ojcem.

– Współczuję?

– Nie ma czego. Ojciec jest prokuratorem i mało czasu spędzał w domu. Do tego bił mnie i matkę kiedy był pijany. A lubił pić.

Czasami lepiej się nie odzywać, niż dodawać otuchy. Takie historie zawsze tobą wstrząsały. Jesteś typem wrażliwca i nawet jeśli ta historia byłaby wyssaną z palca bzdurą, ruszyłaby tobą doszczędnie. Ona nie okazywała tego nawet najmniejszą cząstką. Powiedziała ci to tak swobodnie, jakby mówiła jak spędzała wczorajszy dzień. A przy tym nie przestawała się uśmiechać, pijąc kawę z spienionym mlekiem.

– Masz jeszcze jakieś pytania kotku?

Kotku? Zrobiło ci się miło.

– Nie będziesz miała przypału, za to że nie wróciłaś?

– Moja Mama jest mega spoko. Na pewno nie będzie miała problemu. A jakby cię kiedyś poznała… to może by się nawet ucieszyła.

– Że zostałaś u mnie na noc?

– Że się mną zaopiekowałeś. Potrafię obracać wszystko na korzystną stronę.

– Wierzę i chętnie bym ją poznał. Tylko musiałbym się z tym pospieszyć.

– Dlaczego?

– Wyjeżdżam do Stanów.

– Kiedy?

– Jak najszybciej.

– Zawsze chciałam zamieszkać w Stanach.

Nie mów tego idioto. Powstrzymaj się. Nie rób jednej wielkiej głupoty.

– Jedź ze mną.

Czy ty chociaż raz posłuchasz głosu rozsądku? Zatrzymasz tą szaloną lawinę debilizmu i fatalnych, dziecinnych decyzji?

Ona potrafiła się zachować znacznie dojrzalej.

– To może ty tutaj zostaniesz.

To właśnie twój czuły punkt. W głębi duszy pragniesz tego. Pragniesz ułożyć sobie tutaj szczęśliwe życie. Nie mówię o zbudowanym domu, gromadce dzieci i żonie siedzącej w domu i wydającą twoje pieniądze na kolejne, do niczego nie potrzebne pierdoły. Wszystko po kolei, najpierw większe mieszkanie, dziewczyna która czasem by cię odwiedziła, praca która pozwala ci spać po nocach, może adoptowałbyś psa ze schroniska.

Ale nie tak sobie to wyobrażasz. No właśnie to jest największy problem. Jesteś świadomy. Świadomy tego jak wygląda życie. Bo w gruncie rzeczy ludzie nie umierają przez zawały, nowotwory, wypadki czy przez starość. Przez te wszystkie rzeczy ludzie po prostu przestają istnieć. Popadają w wieczny niebyt. Życie gaśnie, a wraz z nim wszystko co z nami związane za wyjątkiem wspomnień. Ludzie umierają od myślenia. Od rozważania. Od gdybania i rozdrapywania ran, tak że znowu zaczynają ropieć. Boisz się, że nie wyjeżdżając i rezygnując zamyślisz się na śmierć. Zostaniesz w miejscu wciąż i wciąż myśląc o tym co mogłeś zrobić inaczej, zamiast poddać się instynktowi.

Gardzisz tym i nimi. Ludźmi wokół ciebie. Niemyśleniem. Ich opętał pragmatyzm. Chorobliwa żądza pewności wszystkiego, podświadome pragnienie nijakości i szarości. Chyba właśnie na przekór tym wszystkim ludziom chcesz wskoczyć na głęboką wodę, choćbyś miał utonąć.

Przyszłość tutaj maluje się dla ciebie w niewyraźnych odcieniach. Wszystko przed tobą, mógłbyś osiągnąć bardzo wiele. W Polsce też jest filmówka, jeśli już tak bardzo się na nią uparłeś. Po co brnąć dalej w stronę przepaści, skoro mógłbyś na chwilę przystanąć i zastanowić się nad znacznie lepszymi możliwościami.

Gryzą się w tobie dwie skrajności. Prędzej czy później wykończy cię to. Ale póki masz zdrowie, póki możesz chodzić, oddychać, patrzeć, czuć i myśleć, jesteś pewny… No prawie pewny… Tak na 50 procent, choć z każdą minutą spędzoną z Natalią, nawet ta resztka pewności kruszy się w podstawach. Lecz jeszcze w tej konkretnej sekundzie, wciąż sądzisz, że nawet szaleństwo i rozpacz po niezyskownych decyzjach jest lepsza, niż porządny plan na życie i spełnianie marzeń na trzeźwo.

Ona już znała odpowiedź. Wstała z krzesła, w samej bieliźnie jakby sunąć po podłodze podeszła do sofy i zaczęła się ubierać. Oniemiałeś. Pierwszy raz w życiu zabrakło ci słów. Nie mogłeś spojrzeć jej w oczy ani wytłumaczyć się jej. To twoja cholerna duma sprawia, że palisz wszystkie mosty.

Zabrała wszystkie rzeczy i podeszła do ciebie.

– Zastanów się co dla ciebie najlepsze.

– Chyba… chyba już to wiem.

Trochę posmutniała. Jak widać nie tylko tobie zależy na czymś więcej.

– Ćpanie, dilerka i ucieczka za ocean to twój plan na życie?

To nawet nie był jak nóż w plecy. Czułeś się jak obdzierany ze skóry. Płat po płacie, kawałek po kawałku, zdzierała z ciebie wszystko czym zdołałeś otulić się w ostatnim okresie.

Twoja pewność siebie. Twoja duma z pójścia pod prąd. Z wielkich marzeń kosztem życia w stresie. Tym jednym zdaniem zabrała ci wszystko. Nienawidzisz jej. Kochasz ją. Nie, w tym momencie ją nienawidzisz. Tak bardzo nienawidzisz, bo ma rację.

– Tak się chcesz pożegnać?

– Może nie zabrzmiało to pięknie, ale w sumie to tak. Zadzwoń do mnie jak będziesz gotowy.

– Pa.

Pocałowała cię w policzek i ruszyła korytarzem w stronę windy. Nagle coś ci się przypomniało.

– Miałem ci dać na taksówkę!

Nie zwolniła, tylko obróciła się na pięcie i krzyknęła znikając za rogiem korytarza.

– Nie martw się, poradzę sobie!

Odeszła.

Nawet nie zamknąłeś drzwi, a już zacząłeś tęsknić. Zamykając drzwi poczułeś się jak wrzucony w dół. Znowu sam, ale tym razem nie cieszysz się ze świętego spokoju. W gruncie rzeczy nie chodzi nawet o pustkę w mieszkaniu. Chciałeś coś zmienić. Chciałeś zawalczyć o nią. Pokazać jej, że udało jej się naprostować cię z powrotem na dobrą drogę. Wyjazd do Stanów nagle przestał być celem, do którego bez zastanowienia dążyłeś. A może właśnie sobie uświadamiasz, że było to tylko usprawiedliwienie dla tego co robiłeś? Ludzie cię potrzebowali, zmusiłeś ich by wydzwaniali do ciebie, by zagadywali i sprawiali byś był potrzebny.

Chuj z tym, że wszyscy byli fałszywi. Aż do teraz ci to nie przeszkadzało. Aż do momentu, w którym wyszła jedyna osoba, której potrzebowałeś Ty, a nie wszyscy dookoła.

Najczęściej tylko biernie obserwuję i nie wtrącam się w twoje życie. Wolę zostawić wszystko takie jakie jest, ale to wyjątkowa sytuacja. To nie żadne spekulacje, ani gdybania co by się mogło stać. Burząc kolejne ramy czasowe i spoglądając w przyszłość, łatwo mi dostrzec w niej ciebie. Związałbyś się z Natalią, wasz związek byłby burzliwy, rozstania i kolejne pogodzenia. Pracowałbyś w jakieś korporacji, ale bez zbędnego zaangażowania. Wolne chwile poświęcałbyś przyjaciołom, dziewczynie, w końcu naprawiłbyś relacje z matką. Do tego kręciłbyś teledyski i krótkie metraże, żeby w wieku 40 lat ktoś cię poprosił o zrealizowanie dla niego filmu promującego.

Dalej nic nie widzę, zbyt duży przeskok czasowy, ale gdyby ci się udało może twoja kariera nabrałaby rozpędu. Ciężko powiedzieć, wszystko jest przed tobą.

Problem w tym, że teraz swoi przed tobą decyzja. Nie wiem jaka, tego nikt nie wie, można czasem odczytać przyszłość, ale tylko jedną z wersji, ale warunki konieczne do realizacji tych wizji zawsze są niejasne. Zbyt często zależy to od absolutnych zbiegów okoliczności. Akurat ten przypadek to medal, który ma dwie strony i jedną z nich powyżej przedstawiłem. Druga przebija się w zbyt czarnych barwach, ażeby ją rozwijać. Cieszy mnie twoja chęć zmiany. Może właśnie podejmujesz tą dobrą decyzję na rozstaju i zmierzasz drogą pełną wyboi i zakrętów w stronę światła. Wszystko się okaże.

Wylewasz resztki kawy do zlewu.

Puszczasz muzykę.

Rozsiadasz się na kanapie.

Koniec z tym. Nie masz zamiaru więcej żreć piguł, ani wąchać ścierwo. Czujesz się jakbyś zrzucił zbędny balast. Decyzja o zmianie trybu życia to dopiero początek, ale warto od czegoś zacząć. Z dilerki jeszcze nie rezygnujesz. W głowie kłębią ci się myśli, że USA to jednak nie miejsce dla ciebie, ale postawiłeś sobie dawno temu cel, z którego nie potrafisz jeszcze zrezygnować. 30 tysięcy do uzbierania. To naprawdę było tak dawno temu? Masz wrażenie, że zajmujesz się tym całe życie. Nie pamiętasz. Po prostu nie pamiętasz, a zresztą liczy się tylko jedno. Że nie zostaje ci już wiele do osiągnięcia tej kwoty, mniej niż 8 tysięcy na pewno.

Gorączkowo myślisz. Gotówkę można przecież przeznaczyć na inny cel. Mógłbyś chociażby kupić kamerę i statyw, w końcu zacząć coś tutaj robić. Tak, tak, tak, podoba ci się ten pomysł. Czujesz, jakbyś odzyskał zagubiony skarb rodowy. To jakbyś odkrył złoty środek. Jeśli nie chcesz popaść w rutynę i nudę życia codziennego, to znajdź hobby, które może ją z czasem całkowicie przełamać. Jak w Amatorze Kieślowskiego. Małymi kroczkami do wielkich zmian.

To niesamowite, jak jedno wydarzenie, jedna noc, jedna osoba może zamieszać w czyimś życiu i uświadomić nas, że cały czas chodziliśmy z klapkami na oczach.

Sprzątasz mieszkanie. Zawsze pomagało ci to uspokoić się, nie myśleć o niczym, po prostu ustawiać wszystko na właściwym miejscu i pozbywać się śmieci. Z playlisty leci Reijje Snow, co wpaja w ciebie dodatkową energię. To czas na zmiany.

 

***

 

 

Od kilku tygodni jesteś absolutnie czysty. Przestałeś nawet palić zielsko. Z towaru, który Czostek ci dostarcza rozliczasz się co do grosza. Bez żadnych dziwnych sytuacji i przekrętów. Twój dostawca nawet się z tego cieszy. Nie ma nic lepszego niż rzetelny i uczciwy pracownik, na którego można bez problemu liczyć i powierzać najcięższe zadania. W dodatku od zniknięcia Miętusa powiększyło ci się grono klientów. Kilku z nich dopytywało się czy na pewno nie obracasz mefedronem. Tych zostawiłeś z kwitkiem już na starcie. Przez długi czas uważałeś, że ćpuni od dopów są najgorsi na świecie, bo są w stanie wziąć wszystko. Później jednak dowiedziałeś się o nałogowych użytkownikach opiatów. Wtedy poznałeś dopiero co to zniszczenie. Do czego może doprowadzić uzależnienie i jak bardzo może stoczyć człowieka na dno. Raz młoda dziewczyna, trochę brudna oferowała ci dwa telefony z rozbitą szybką w zamian za działkę hery. Po pierwsze nie sprzedawałeś heleny. Za bardzo się bałeś pokusy. Po drugie byłeś pewny, że ukradła te telefony. W samsungu wciąż była karta sim, a na ekranie nieodebrane połączenia.

Z Natalią nie utrzymywałeś kontaktu. Wysłałeś jej snapa czy dwa, ona ci oczywiście zawsze odpisała, ale nic więcej. To jeszcze nie ten czas. Gdybyś do niej zadzwonił to powiedziałaby ci, że póki co z tego nic nie będzie. Może faktycznie uważasz, że jesteś gotowy, ale wystarczyłoby jedno jej spojrzenie, żebyś wiedział jak bardzo się mylisz. Masz czas. Często przeglądasz jej insta i jej facebooka. Wmawiasz sobie, że musisz przestać, bo zaraz oszalejesz. Ale zawsze gdy leżysz i próbujesz usnąć wracasz do aplikacji mobilnych na telefonie i znowu przeglądasz jej zdjęcia.

Co ciekawe, nie nudzisz się. Z początku Wojtek po usłyszeniu twojej decyzji wyśmiał cię i stwierdził, że najpierw zgnijesz od zasiedzenia się w domu, a potem uschniesz na wiór z bierności. Udało ci się z tym uporać. W wolnych chwilach zacząłeś pisać scenariusz. Swój pierwszy scenariusz. Póki co wszystkie zapisane słowa nie zbliżają się nawet do twojego wymarzonego poziomu, ale praktyka czyni mistrza.

Właśnie teraz znowu siedzisz na mieszkaniu i przypominasz sobie jak dobrze jest być pod wpływem MDMA. Nie miałeś ochoty pisać. Nie miałeś ochoty grać, słuchać czy oglądać netlixa.

Na komodzie kilka razy zawibrował ci telefon.

Podchodzisz i sprawdzasz, jedno powiadomienie z instagrama, dwa z facebooka i wiadomość.

Wojtek pisze,

Mordo co robisz jutro? Odwołaj plany

Zastanawiasz się,. Trochę cię dziwi, że chodzi ci po głowie, że czas wyrzucić śmieci. No cóż, jak już wchodzisz na właściwą drogę, to postanowiłem ci w tym trochę pomóc. Ale obiecuję, że to ostatni raz.

Odpisujesz.

Mam już plany, sory będzie ciezko

Odkładasz telefon i wracasz na kanapę. Myślisz czy nie zrobić czegoś całkowicie nowego i nie wyjść pobiegać. Szybko jednak odganiasz tę myśl gdzieś z powrotem w ciemną strefę podświadomości, z której wypełzła. Zamiast tego zaczynasz sprzątać. Ostatnio robisz to bardzo często. W gruncie rzeczy po to, żeby zająć czymś ręce i umysł. Po odstawieniu większości używek okazało się, że masz nagle mnóstwo wolnego czasu. Chyba w przypływie szaleństwa wyciągasz od wieków nieużywany odkurzacz i doprowadzasz do stanu doskonałej czystości sofę i podłogę. Kiedy kończysz znowu podchodzisz do telefonu i widzisz, że Wojtek odpisał.

Mam kwas

To jedyna rzecz, którą obiecałeś sobie, że musisz kiedyś spróbować. Najbardziej zakazany owoc, narkotyczna esencja. Całe szczęście, że z tym skończyłeś. To mogłoby się skończyć tragedią, od czasu tego postanowienia sporo się nasłuchałeś o osobach, które robiły różne dziwne rzeczy po LSD.

Odpisujesz Wojtkowi.

O której

Kurwa mać, 5 minut zostawiam cię poza kontrolą i już wkładasz palce do kontaktu? A zresztą, rób co chcesz. Mam cię już gdzieś.

 

5.

 

Pod stopami mam dno, a gdy próbuję się odbić

czuję kolanami bagno”

 

Ugadaliście się na godzinę dwudziestą. Ławka przy boisku szkolnym, na którym za czasów uczniowskich często przesiadywaliście całe godziny po zmroku pijąc piwo i przyjemnie spędzając wiosenne i letnie dni. Psy nigdy tutaj nie przyjeżdżają więc czujesz, że lepszego miejsca nie mogliście wybrać.

Wojtek do całej eskapady sprowadził jeszcze dwóch znajomych. Nie miałeś pojęcia kim są, ale podejrzewałeś gdzie Wojtek ich poznał. Takich ludzi spotyka się tylko na melinach i metach. Obaj należeli do typu ludzi, którego nienawidzisz najbardziej ze wszystkich. Ludzi bez żadnego poczucia odpowiedzialności, czy własnej, wolnej myśli. Są tylko i wyłącznie wypadkową trendów. Gdyby byli parę lat starsi, to jesteś pewny że mieliby twarze po skaryfikacji, albo wytatuowane pytajniki na szyi.

– Kurwa ziom, ostatnio jak się nawciągałem kryształu u Mirka i podsumował wszystkie moje długi to musiałem mu telefon oddawać. Kurwa miałem go dopiero 2 tygodnie, starym wkręciłem, że zgubiłem i kupili mi nowy, ale musiałem czekać cały tydzień.

– Tydzień? Pojebało ich?

– Kurwa kupili sobie Audi S7 ale szkoda im było trzy koła wyłożyć na telefon. Pierdoleni hipokryci.

– Kurwa to moi ostatnio świecili mi latarką po oczach. Ja pierdolę, powkręcałem im, że jakieś krople do oczu dawałem i przez chwilę był spokój. Ale później wyciągnęli testy.

– W chuja lecisz.

– Stary, słowo. Powiedziałem, że mają się odpierdolić i jak to o nich świadczy, że mi nie ufają. Stara się poryczała i zaczęła przepraszać, jak wyszła to ojciec złapał mnie za moją supremkę i powiedział, że jak kiedyś jeszcze przyjdę naćpany do domu to mnie z niego wypierdoli.

– Kurwa co za problem, wynajmiesz mieszkanie.

– Nie no kurwa, nie będę musiał. Powiedziałem staremu, że jak mnie nie zostawi w spokoju to powiem matce, że chodzi na kurwy.

– Skąd wiesz, że chodzi na dziwki?

– Ostatnio najebany kazał mi o 2 w nocy jechać gdzieś po siebie i widziałem jak lizał się z jakąś dupą. Wcisnął jej hajs w łapę i wszedł do auta.

– Kurwa no i dobrze, masz na niego haka.

– Noo wiesz, po tej akcji z oczami matka stwierdziła, że odetnie mi dostęp do konta wspólnego, ale jak najechałem na starego to przegadał ją, żebym mógł znowu płacić.

Nie lubisz ich. Są rozpieszczeni, są niewdzięczni i są cwani. Gdyby dzisiaj na mieście ktoś was złapał, to jesteś pewny, że wszystko by zwalili na ciebie i Wojtka. Tacy jak ci dwaj zawsze potrafią się wybronić z najgorszej opresji, najczęściej cudzym kosztem. Jesteś pewny, że gdyby był jakiś przypał to sprzedaliby cię szybciej niż zdążyłbyś mrugnąć. No cóż, przynajmniej nie seplenią.

Zagadujesz dyskretnie do Wojtka.

– Stary, poważnie? Nie mogłeś znaleźć kogokolwiek innego?

Odpowiada ci szeptem.

– Wiem, wiem. Spoko, nie słuchaj ich. Piotrkowi wiszę trochę floty, a jak usłyszał, że mam kartonik to powiedział, że odpuści mi wszystko jak weźmiemy go i Michała.

Oczywiście, nawet na najgłupszym pomyśle, Wojtek potrafi wyjść na zysk.

W końcu wyciąga to. Opakowane najpierw w folię aluminiową, która z kolei schowana została w następną warstwę folii, tym razem po gumie do żucia. Piotrek i Michał podeszli do was i w momencie zamilkliście. Wszyscy byliście dziewicami jeśli chodzi o psychodeliki. Ty lubiłeś zapalić bata i rozkoszować się emkowym pięknem świata. Michał i Piotr to typowi szybcy ludzie, a Wojtek, choć jeszcze o tym nie wiesz, przejawiał coraz większą miłość do wszelkich opiatów. Ale to coś całkowicie innego.

Papierek jest mniejszy niż go sobie wyobrażałeś. Ma może centymetr na półtora, słońce już zachodzi więc niewyraźnie widzisz znajdującą się na nim ilustrację. Może to ta legendarna baba na rowerze, a może piramida illuminati. Nie wiesz.

Wojtek obdziela was jak opłatkiem na mszy. Chyba żeby mieć pewność, że nikt nie stchórzy w ostatnim momencie w tajemnicy przed resztą, osobiście kładzie każdemu kartonik na język. Dokonując rytuału, ty doznajesz tego zaszczytu, by i jego poczęstować.

Chwila niepewności. W sumie… co teraz? Ssiesz papierek jak landrynkę i oczekujesz czegoś, ale kompletnie nie masz pojęcia czego. Może za chwilę prosta ławka bez oparcia zmieni się w wygodny fotel, albo boisko zacznie falować niczym morze… mózg pracuje na 200 procentach i tworzy nierealne scenariusze, a to dopiero pierwsza minuta, jeszcze kompletnie nic się nie dzieje.

Michał sięga po swój plecak i wyciąga z niego 4 piwa. Łomża Radler.

Przez papierek pod językiem mówi wolniej niż zazwyczaj, w obawie przed jego ucieczką.

– Pomyślałem, że możemy się napić czegoś. Czytałem, żeby nie pić nic mocnego do tego więc wziąłem coś takiego. Może być?

Zgodziliście się. W sumie z przyjemnością wziąłeś piwo, ale jeszcze go nie otwierałeś. Bałeś się połknąć nieco za dużo.

Słońce właśnie zachodziło za horyzontem, był środek tygodnia więc nie boisz się, że ktoś niespodziewanie was zaskoczy. Patrzyłeś się na samotnie rosnące stare, powykrzywiane drzewo. Duma szkoły, zasadzona przed pierwszego dyrektora. Gdyby tylko wiedział jak po jego śmierci dzieciaki korzystają z wolnego czasu na jego placówce, przewróciłby się w grobie.

 

***

 

Trochę ciężko było palić papierosa, ale nie poddałeś się do samego końca. Po czterdziestu minutach wyjąłeś kwasa z ust jak pozostali. Wycyckaliście go do zera i w końcu otworzyliście upragnione piwo. Mieliście posmak papieru w ustach i piwo sprawiło, że odetchnęliście z ulgą. Wojtek wyciągnął z kieszeni swojego małego JBLa, puszczaliście sobie muzykę i dyskutowaliście. To znaczy ty z Wojtkiem dyskutowałeś, a Michał z Piotrkiem odpływali w jakieś niestworzone historie.

Zaczęło się po godzinie.

Leciał Travis Scott.

Wojtek zagadał tematycznie.

– I jak?

– Też to czujesz?

Dwaj kompani się dołączyli do dyskusji.

– Dziwnie, co?

– Też wam się chce tak uśmiechać?

To fakt, miałeś ochotę się uśmiechać, ale nie w przypływie klasycznej, narkotycznej euforii. To raczej wymuszony uśmiech, nie potrafisz dojść do genezy tego spięcia twarzy. W dodatku czujesz energię. To nie jest ten skok amfetaminowej siły i pewności, to coś całkowicie innego. A może to wszystko placebo? Nie wiesz.

Dopijaliście piwo, dalej słuchaliście muzyki. Czułeś jak coś ci się przewraca w żołądku, ale tym razem miałeś pewność, że to stres. Popatrzyłeś na Wojtka, ruszał głową w rytm muzyki i zachowywał się całkowicie normalnie, gdyby nie jego oczy. Widziałeś w nich niecierpliwość. Wymieniał parę zdań z Piotrkiem na temat jakiegoś klubu, ale wewnątrz jakby krzyczał: Niech to się kurwa zacznie!

Przejrzałeś szybko telefon szukając piosenki, na którą miałbyś ochotę. Znalazłeś Yung Leana i puściłeś. Po zablokowaniu ekranu dyskretnie popatrzyłeś w źrenice nie wiadomo gdzie spoglądającego Michała. Światło z latarni oświetlającej waszą ławkę pozwoliło ci lepiej przyjrzeć się zmianom ocznym.

W tych oczach mógłbyś utonąć. Były całe czarne. Typowy efekt rozejścia się substancji w krwiobiegu. Do dlaczego wciąż nie potrafisz określić jak się czujesz?

Szybko wytłumaczę. LSD, jak z resztą każdy psychodelik musi nie tylko rozpuścić się we krwi, ale także trafić do mózgu i wydzielić w nim odpowiednie substancje. Z reguły jeden kartonik jest nasączony dawką 100 mikrogramów kwasu. Nasi bohaterowie dostali jednak znaczki nasączone 160 mikrogramami, które kwalifikują się pod mocną dawkę. Licząc na oko, 10 mikrogramów równa się jednej godzinie działania psychodeliku. Oczywiście nie przez cały czas jest intensywnie, swoją największą potęgę kwaśny kolos osiąga pomiędzy 5 a 8 godziną działania. Później działanie stopniowo maleje, by na samym końcu nie pozwolić biorcy spać z natłoku myśli.

Wracając z tej dygresji.

Mija druga godzina.

Michał wyciągnął następne cztery piwa.

Tym razem musisz przyznać, że zaczynasz czuć efekty. Delikatnie przyciszyliście głośnik i w spokoju sączyliście następne piwo. Z zainteresowaniem przyglądałeś się samotnie rosnącemu drzewie. Powyginane w najróżniejsze strony gałęzie nagle, na twoich oczach, prostują się, aż do momentu idealnej linii. Nie potrafisz określić ile to zajmuje czasu. To nie tak, że mrugasz i nagle gałęzie wraz z każdym zamknięciem oczu gałęzie nabierają innego kształtu. One się prostowały dosłownie na twoich oczach.

Zagadujesz Wojtka.

– Mordo, widzisz to?

– Drzewo jest proste.

– A już myślałem, że ze mną źle.

– Eej, chłopaki – Michał wkracza do akcji. – Też widzicie to fioletowe niebo?

Odpowiada mu Piotrek.

– Jak dla mnie to ono jest różowe.

Patrzycie po sobie z Wojtkiem i mimo szczerych chęci nie widzicie nic. Fakt, że gwiazdy układają się w najdziwniejsze konstelacje i masz wrażenie, że ruszają się po niebie, ale sklepienie pozostało takie jakim było od początku. Może ściemniają, a może wchodzi im to znacznie szybciej. W końcu są chudsi od was.

To co oni widzieli wtedy, ty widzisz po 3 godzinach, choć nie tak intensywnie. Patrzysz się w ziemię i faktycznie, trawa zaczyna delikatnie zmieniać kolory, zaczyna falować, czujesz się trochę jak na statku. Masz wrażenie, że niewidzialna siła trzyma cię na miejscu i każe patrzeć się w dół. Nie potrafisz oderwać wzroku od ziemi, ale w końcu ci się udaje.

Wstajesz z ławki.

I otwierasz szeroko oczy.

– Kurwa, musimy stąd iść.

Michał kiedy tylko to usłyszał rozlał resztę piwa, które położył obok stopy. Zauważyłeś jak próbuje podnieść butelkę i jak ciężko mu to przychodzi. Wygląda jakby ktoś mu położył worek mąki na plecach i kazał z tym siedzieć na tej ławce. Piotrek tylko popatrzył się na ciebie z dołu i powiedział.

– Ale gdzie?

– Zaraz wam powiem, ale musimy stąd iść.

Tylko Wojtek, choć niechętnie, posłuchał twojego pomysłu. Gdy wstał, również szeroko otworzył oczy. Ty już musiałeś dreptać, to dwa kroki w tą, to dwa kroki w tamtą.

– O kurwa faktycznie, wstawać reszta, musimy stąd iść.

Michał pyta jeszcze z nadzieją w głosie.

– A nie możemy poczekać? Mam piwo jeszcze.

– Wylej je i wstawaj.

Nie lubiłeś ich, ale nie masz zamiaru droczyć się, ani znęcać nad nimi. Już wiedziałeś, że drugie piwo było błędem, ale Michał może jeszcze ten błąd naprawić. Wojtek zaczął też chodzić w miejscu, doskonale wie o co ci chodzi.

W końcu wstali. Gdy tylko pozbierali się i to zrobili zrozumieli o co chodzi.

– Idziemy. Spędziliśmy tutaj 3 godziny.

– 3 godziny?! Kurwa, zmarnowaliśmy tyle tripa?

Tobie ten trip podoba się coraz mniej. Zaczyna cię to męczyć. Czułeś się, jakby ktoś przygniótł cię na tej ławce i jedynie początek twojego strachu, że jest dziwnie, zmusił cię do wstania. W końcu ruszyliście w stronę bramy. Michał i Piotrek zostali z tyłu, miałeś chwilę czasu na pogadanie z Wojtkiem.

– Mordo no powiem ci szczerze, ciekawe doświadczenie.

– Oczywiście, nie można temu zaprzeczyć.

Przez chwilę poczuliście się jak naukowcy rozważający ważne dla ludzkości kwestie. Dopóki nie zobaczyłeś jak lampa na ulicy zaczyna wyginać się i zwisać coraz smętniej w dół. Spływa ściągana grawitacją, zupełnie jak wosk ze świeczki. Przyspieszyłeś krok i twój przyjaciel szybko wyrównał do ciebie.

– Aczkolwiek muszę stwierdzić, że parę rzeczy nieszczególnie mi się podoba.

– No dawaj.

Też masz swoje obiekcje, ale wolałeś najpierw wysłuchać opinii ćpuna, który o takich wypadach nasłuchał się znacznie więcej od ciebie i może wytłumaczy ci parę kwestii.

– Przede wszystkim, ta pizda jest ciężka. Jeśli wiesz o co mi chodzi.

– Aż za dobrze.

– No, po drugie. Efekty wizualne, no jestem pod wrażeniem.

– Przez chwilę miałem wkrętę, że nad nami jest statek kosmiczny, a później się domyśliłem, że to lampa. – jak sobie o tym przypominasz to zastanawiasz się jakim cudem twój mózg stworzył z prostej lampy ulicznej taką realistyczną wizję.

– Spodek? Nieźle. Ja miałem wrażenie jakbym był na tonącym statku.

– Statek też miałem. Stary powiedz mi, ile to mniej więcej trwa?

– A to z kolei ostatnia moja uwaga. To jest fajne, wszystko pięknie, ale tak 3 godzinki i tyle by wystarczyło. A ogólnie trwa to około 12 godzin.

– Kurwa, ile? – otworzyłeś szeroko oczy. Wojtek cmoknął ustami jakby też niekoniecznie go to cieszyło.

– 12. My spokojnie sobie poradzimy. Nie wiem co z nimi, jak ich rodzice zobaczą w jakim są stanie, a widzę że mają gorzej od nas, to pewnie faktycznie ich wypierdolą z domu.

– No trudno, wiedzieli na co się piszą.

– A ty wiedziałeś?

Stanęliście w miejscu, żeby poczekać na pozostałą dwójkę. Stąd na centrum zostało już niedaleko. Twoim celem jest sklep, zakupienie papierosów i jakiegoś napoju. Z tego miejsca, najbliżej do monopolowego na 3 maja. Czujesz jak twoja głowa znowu zaczyna płatać ci figle. Ruch niesamowicie pomaga, trochę zbija ciężar narkotyku i pozwala myśleć w miarę trzeźwo. Wojtek ma dokładnie to samo. Z początku nie mógł doczekać się efektów, a teraz ucieka od nich jak najdalej. Ty wiesz, że zbliża się coś wielkiego, ale wolisz trzymać to na kagańcu, póki jesteś w stanie.

W końcu was dogonili. Ich oczy wyglądały jak z kosmosu, twoje były bliźniaczo podobne. Szybko ruszyliście w stronę sklepu. Na ulicy 3 Maja było pełno ludzi. Za dużo ludzi.

Dla niewiedzących krótka informacja. Kwas to narkotyk pobudzający wszelkie aspołeczne fobie i konieczne do ich wzmocnienia mechanizmy w mózgu. Jest skryty w sobie i introwertyczny, a przy tym bezwzględny. Mózg jest nadświadomy otaczającej sytuacji. Na bieżąco tworzy podświadomie scenariusze, że ktoś cię rozpozna, ktoś domyśli się co robiliście i to właśnie sprawia, że lepiej po LSD trzymać się z dala od ludzi. Jeśli puste boisko, gdzieś na obrzeżasz miasta przygniotło was swoim ciężarem, to wielkie miasto, pełne świateł i niebezpiecznych doświadczeń zeżre was i wypluje resztki, no chyba że jak najszybciej stąd uciekniecie.

Gdy pojawiliście się na głównej ulicy poczułeś to wszystko. Miałeś wrażenie, że każdy ci się przygląda. Jak tylko ktoś podchodził za blisko miałeś ochotę uciec jak najdalej od niego. Z głową wpatrzoną w dół sunąłeś długą ulicą miasta. Nawet to nie pomagało. Nagle poczułeś jak małe jest to miejsce, a jednocześnie jak przepełnione ludźmi. To był fatalny pomysł. Gdybyście zostali na tamtej ławce, to może nic by się nie stało. Teraz jesteście wystawieni, jak hienom na żer.

Pędziliście przez miasto jak opętani, a jednak wszyscy czujecie się jakby minęły całe godziny. Zbieracie się wszyscy przed sklepem.

– Dobra, wchodzimy i kupujemy tylko coś do picia. Jak chcecie coś jeszcze to szybko i bez zbędnego zastanawiania się. I nie róbcie żadnego przypału, zrozumiano?

Wszyscy potwierdzili. Popatrzyłeś przez witrynę. Miałeś szczęście. W monopolowym była tylko jedna osoba. Wchodzisz. To było najdziwniejsze uczucie jakiego w życiu doznałeś.

Brak ludzi sprawił, że poczułeś się lepiej. Prawie normalnie. Dopóki nie zapatrzyłeś się w wystawkę drogich whisky. Nie potrafiłeś oderwać od tego wzroku. Ciało zamurowało, a mózg krzyczał z całej siły

Rusz się!

Udało się, odwracasz się do tyłu i zauważasz, że wszedłeś tutaj sam. Reszta została na zewnątrz.

Jebać ich.

W końcu udaje ci się oderwać wzrok od wystawki.

Trudno. Odnajdujesz upragnioną lodówkę, kasjerka jest czymś zajęta, ale tobie się wydaje jakby była kameleonem. Jedno oko na kasę, drugie na ciebie. Otwierasz chłodnię i sięgasz.

I sięgasz

I sięgasz

Kurwa kiedy ona się skończy?! Masz wrażenie, że jesteś już gdzieś w Narnii. Patrzysz na rękę i widzisz, że duży lipton stoi tuż obok twojej wyciągniętej ręki. Znowu paranoiczne myśli.

Widziała to?

Podejrzewa coś?

Zadzwoni na psy?

Ona ma to gdzieś. Widuje dziesiątki takich osób dziennie. Wstajesz z klęczek. Dopływająca do mózgu krew zrobiła ci kompletny miraż. Widzisz jak butelki z piwa wyginają się samoistnie. Przez chwilę nawiedziła cię kwaśna fatamorgana, że niby z tabliczki czekolady wychodzą małe rączki i powoli przesuwają się w twoją stronę. Lodówka zaczęła buczeć, ale ty byłeś pewny, że zrobiła się głodna, że jeśli raz sięgniesz do środka ręką, to ją stracisz. Musisz stąd uciekać.

Podchodzisz do kasy.

– Jeszcze marlboro goldy w miękkiej.

Wyciągasz stówę z portfela, ona kasuje i patrzy na ciebie swoim osiedlowym spojrzeniem. Ciumkając gumę do żucia, pyta.

– Drobne jakieś będą?

Dłużej nie wytrzymasz. Czujesz jak nogi ci się uginają, ktoś wchodzi do sklepu i panikujesz.

– Reszty nie trzeba.

Zabierasz zakupy i szybko wychodzisz ze sklepu. Coś ty najlepszego zrobił?

 

***

 

Wróciliście na ławkę. Walka z tym była już beznadziejna. Kiedy poszedłeś wysikać się pod drzewem widziałeś jak trawa układa się w ośmiokąty i rusza pod twoimi stopami. Cały czas powtarzasz sobie.

To wytwór mojej wyobraźni.

To tylko kwas.

Gdy wróciłeś zauważyłeś, że coś się zmieniło. Tak właściwie to nie zauważyłeś, bardziej poczułeś. Tak, jakby ktoś otworzył twoją czaszkę i przeprogramował twój mózg, wyłączając z niego podświadomość. Właściwie to Wojtek z Piotrkiem gdzieś poszli i na ławce został tylko Michał. Dosiadasz się do niego.

– Gdzie oni poszli?

– Stwierdzili, że muszą się przejść.

– No dobra.

Przez chwilę masz wrażenie, że wszystko wróciło do normy. Czujesz się całkowicie normalnie. Dopóki Michał się nie odezwał.

– Piotrek to straszny skurwysyn. – słuchasz go jak Boga. Nie jesteś zdziwiony, chociaż jeszcze parę minut temu wydawali ci się najlepszymi przyjaciółmi. – Jebany złodziej. Ile razy pożyczałem mu flotę na chlanie albo ćpanie i nie widziałem ani grosza z powrotem.

Odczuwasz teraz głęboką nienawiść. Masz ochotę zabić Piotrka, choć nie wiesz dlaczego.

– Więc taki jest Piotrek…

Michał odwraca się gwałtownie do ciebie. Ma szeroko otwarte oczy, ze strachu.

– Jezu stary, ja cię wkręcałem właśnie. Sory, nie chciałem, naprawdę. Piotrek jest moim najlepszym ziomkiem, zawsze na nim polegam.

Teraz obrót o 180 stopni. Nagle, aż masz ochotę pogadać z tym chłopakiem. Zwierzyć mu się. Tak, to najlepszy pomysł na teraz. Zaczekasz tylko, aż wróci z Wojtkiem.

– No, a tak w ogóle czuję się już całkowicie normalnie, mógłbym teraz bez problemu nawet wejść na komisariat po radiowóz i pojechać do domu.

Słuchasz go i wierzysz mu w stu procentach. Bo dlaczego nie? Przecież nie okłamałby cię.

– Stary ja też. Moglibyśmy iść razem.

– Kurwa pojebało cię? – Znowu uświadamiasz sobie jak to fatalnie zły pomysł. Wkręcał cię, ale nie był tego świadomy. – W życiu bym teraz tego nie zrobił. Przecież jesteśmy totalnie naćpani.

Przed chwilą myślałeś już, że wszystko zeszło z ciebie, cały ten trip minął, ale teraz czujesz się jak zwierzę, jakbyś nie miał nad sobą władzy, jakby wyjście do ludzi zakończyłoby się morderstwem. Niee, nie możesz stąd pójść, to bardzo zły pomysł. Michał ci to wytłumaczył, teraz rozumiesz. To jest pierwsza z najgorszych faz. Poczucie powrotu do normy. Jest najbardziej zwodnicze ze wszystkich.

– W sumie to faktycznie, to nie byłby najlepszy pomysł.

Wstajecie obaj z ławki. Trzymasz liptona w ręce, Michał bierze papierosa. Też masz ochotę, otwierasz paczkę i odpalasz szluga.

– Wiesz gdzie oni poszli?

– Powiem ci coś. Oni nie wrócą.

Stoicie parę sekund w ciszy. Słowa Michała uderzyły cię z siłą młota. Nigdy jeszcze nie czułeś się tak niezręcznie. Jesteś święcie przekonany, że wróciłeś do normy. Choć straszą cię od czasu do czasu przebiegające po boisku zwierzęta. Zwłaszcza myszy, całe roje mysz. Byłeś pewny, że tam naprawdę były. Wolałem cię nie uświadamiać. Nic nie przebiegło.

– Też bym w sumie chciał iść do domu.

– Ja tak samo. Wiesz trochę zmęczony jestem. – To działa wszystko na zasadzie potężnego placebo. O czymkolwiek byś nie pomyślał, tak się właśnie w twojej świadomości dzieje. Przynajmniej póki co. Wkrótce rozpocznie się następna faza.

– Kurwa, ale nie wiem co z Piotrkiem. Ja pierdolę, znowu będę musiał zbierać tego ćpuna z jakiegoś pobocza i dowozić do domu.

I znowu poczułeś nienawiść. Myśl o zwierzaniu się Piotrkowi zniknęła bezpowrotnie.

– Czyli z niego taki bachor?

I znowu ta sytuacja. Michał nie wierzy, że to powiedział.

– Nie, nie, nie. Stary znowu cię wkręcałem, nie chciałem. To jest zajebisty ziomek.

Nie wiedziałeś już co było wkręcaniem. A zresztą nie byłeś w stanie się skupić na tym. Miotałeś się tylko w skrajnościach, nie wiedząc co tak naprawdę myśleć o Piotrku. Nienawiść, mieszała się w tobie z zaufaniem. Gdy wrócili, zapomniałeś o całej powstałej sytuacji. Jakby to wszystko w ogóle się nie wydarzyło.

Wszyscy usiedli w kółeczku na zimnej ziemi, twarzami do siebie i nie odzywali się. Przełamujesz impas.

– Wiecie co?

– Co?

– Siedzimy tutaj w czwórkę.

Tylko Wojtek dostrzega do czego zmierzasz. Musiał o tym myśleć.

– Też o tym pomyślałem.

Wasi kompani popatrzyli się na was. Chyba też naszła ich ta myśl.

Odzywa się Piotrek

– W sumie to dziwnie się czuję.

Mija szósta godzina. Właśnie wkraczacie na szczyt. Druga faza. Jeszcze nie dostrzegasz tego, jak fatalnego złapaliście bad tripa.

Niepewnym głosem się odzywasz.

– Naprawdę chłopaki, nie chcę tego robić.

– Nie no stary. To naprawdę zrozumiałe.

Nagle wszystkie konflikty między wami jakby przestały istnieć. Jest tylko wasza czwórka. Siedzicie tak, oddając się narkotycznym uniesieniom. Co jest ciekawe nie macie już halucynacji. Tak wam się przynajmniej wydaje. Nie potrafisz tego wyjaśnić, ale czujesz ogromne skrępowanie i potrzebę samotności. W końcu udaje ci się przełamać i powiedzieć:

– Siedzimy tutaj razem. Cztery naćpane osoby i napędzamy się nawzajem. Może powinnyśmy się rozstać?

Wojtek odpowiada jakby czytał ci w myślach.

– Dokładnie o tym samym pomyślałem, tylko nie wiedziałem jak wam to powiedzieć.

Michał dopowiada swoje.

– Jezu, tak długo wam to chciałem powiedzieć. Nie obraźcie się, nie czuję się źle w waszym towarzystwie, po prostu to jest…

Przerywa mu Piotrek.

– Potężne. To tak jakbyś czytał w moich myślach.

Patrzysz się biernie. Nie masz pojęcia co się wyprawia. Czy oni naprawdę czytają ci w myślach?

– Taak. Ale kwas tak właśnie działa. Wiesz, trochę ci mąci w głowie, masz wrażenie jakby jedna myśl leciała…

Znowu Wojtek. Patrzysz się z przerażeniem. Oni na pewno czytają ci w myślach. To nie dzieje się naprawdę. Michał dopowiada.

– W kółko i w kółko. Jakby był nieskończony Matrix.

To samo chciałeś powiedzieć. Tymi samymi słowami. Piotrek ci odpowiada.

– Jezu, tak długo chciałem wam to powiedzieć. Nie obraźcie się, nie czuję się źle w waszym towarzystwie, po prostu jest…

– Potężnie. To tak, – Michał patrzy ci się przy tym prosto w oczy. – jakbyś czytał w moich myślach.

Znowu Wojtek.

– Taak. Ale kwas tak właśnie działa. Wiesz, trochę ci mąci w głowie, masz wrażenie jakby jedna myśl leciała…

Przerywasz to.

– No tak.

Odpalasz papierosa. Patrzysz się na nich. Łapiesz się na tym, że wyrywasz trawę, jakbyś chciał wyjałowić całą ziemię. Czy ta rozmowa się właśnie odbyła? Czy ktokolwiek się odzywał? Oni naprawdę czytali ci w myślach, nie ma innej możliwości. Albo myśleli dokładnie o tym samym. Niee, to niemożliwe, na pewno nic nie powiedzieliście. To co właściwie się stało? I o czym właściwie chciałeś porozmawiać, przecież na pewno nie o tym, chociaż bez przerwy teraz o tym myślisz. Próbujesz się uspokoić. Sprawdzasz czas na telefonie. Godzina 2:17.

Znowu zaczynasz.

– Ale tak właściwie to wiecie. Cztery naćpane osoby. Napędzamy się nawzajem. Rozumiecie do czego zmierzam? To chyba najwyższy czas, żeby się rozstać.

Wojtek odpowiada jakby czytał ci w myślach.

– Dokładnie o tym samym pomyślałem, tylko nie wiedziałem jak wam to powiedzieć.

Michał dopowiada swoje.

– Jezu, tak długo wam to chciałem powiedzieć. Nie obraźcie się, nie czuję się źle w waszym towarzystwie, po prostu to jest…

Przerywa mu Piotrek.

– Potężne. To tak jakbyś czytał w moich myślach.

Patrzysz się biernie. Nie masz pojęcia co się wyprawia. Czy oni naprawdę czytają ci w myślach?

– Taak. Ale kwas tak właśnie działa. Wiesz, trochę ci mąci w głowie, masz wrażenie jakby jedna myśl leciała…

Znowu Wojtek. Patrzysz się z przerażeniem. Oni na pewno czytają ci w myślach. To nie dzieje się naprawdę. Michał dopowiada.

– W kółko i w kółko. Jakby był nieskończony Matrix.

To samo chciałeś powiedzieć. Znowu. Piotrek ci odpowiada.

– Jezu, tak długo chciałem wam to powiedzieć. Nie obraźcie się, nie czuję się źle w waszym towarzystwie, po prostu jest…

– Potężnie. To tak, – Michał patrzy ci się przy tym prosto w oczy. – jakbyś czytał w moich myślach.

Znowu to samo. Kurwa co się dzieje. Łapiesz się na tym, że zgasł ci papieros. Odpalasz go znowu. Wyrywasz trawę jak opętany. Sprawdzasz czas na smartfonie. Godzina 2:19. To niemożliwe. Jakim cudem minęło tak mało czasu. Czujesz się jakby minęły godziny. Nie potrafisz skupić myśli na dwóch rzeczach naraz. To zbyt duży wysiłek. Znowu ogarnia cię uczucie ciągnięcia do ziemi. Papieros smakuje obrzydliwie, ale nie potrafisz przestać go palisz. Masz wrażenie, że to jedyna rzecz, dzięki której czujesz upływ czasu.

Wstajesz niespodziewanie z ziemi. Wszyscy robią to samo.

– Panowie, naprawdę, nie obraźcie się.

– Też o tym myślałem.

– Tak będzie chyba najlepiej.

– Cieszę się, że spędziłem z wami tą chwilę.

I rozeszliście się w cztery różne strony od ławki. Zrobiliście jakieś trzy kroki i zatrzymaliście się. Stoicie tak parę sekund i wracacie na miejsce.

Zaczyna Wojtek.

– A co, jak nas tu tak naprawdę nie ma?

Odpowiada mu Michał.

– Pomyślałem dokładnie o tym samym. Przecież to głupie.

– Bo w sumie, co świadczy, że tutaj jesteśmy.

Wojtek patrzy ci prosto w oczy.

– Nie ma dowodów, że tutaj doszliśmy. Nie jestem pewny, czy w tym momencie nie siedzimy wciąż na 3 Maja. Kto pamięta ostatnie miejsce, gdzie czuliśmy się jeszcze normalnie?

Oni ci czytają znowu w myślach. Czy wy w ogóle wstaliście? Czy cały czas siedzicie w jednym miejscu? Może tak naprawdę siedzisz wciąż na ławce, ze strużką śliny spływającą z ust, nie robiąc kompletnie nic. Co jak to wszystko tylko chora, narkotyczna fikcja?

Nie, nie, nie. To nie jest możliwe.

Przecież czujesz, ból w nogach, macie butelkę liptona, palisz papierosy, które przecież kupiłeś. To wszystko nie może być tylko wymysłem! Musieliście gdzieś pójść. Ale wtedy nie byliście w epicentrum. Myślisz, myślisz, myślisz. Próbujesz przypomnieć sobie każdy szczegół, z tęsknotą wspominasz jak to jest nie być na kwasie. Jakie to musiało być wspaniałe uczucie. To jak z bólem ucha. Nie doceniasz zdrowia dopóki nie rozchorujesz się. Nigdy nie doceni się trzeźwości, dopóki nie spróbuje się psychodeliku.

A co jeśli tak jest zawsze? I nie wyjdziesz z tego? A kartonik tylko otworzył puszkę pandory? Nie, przecież słyszałeś o ludziach, którzy brali LSD i na następny dzień zachowywali się normalnie. A co jak po prostu nic nie mówili? Jeśli to taka kwaśna tajemnica wszystkich osób, które tego próbowały? Że to nigdy nie mija. A kolejne dawki są brane tylko i wyłącznie po to, żeby wejść jeszcze głębiej w króliczą norę.

Odzywasz się do Wojtka.

– Mordo, ile to tak właściwie trwa.

– Ooo stary… no 12 godzin około.

– Kurwa ziom. Jak ty jutro wstaniesz.

– Stary, a co jak to nigdy nie minie?

W tym momencie zauważasz, że wszystkie oczy są zwrócone na ciebie, chociaż zachowują się jakby ciebie tutaj nie było.

– Też o tym myślałem. Kurwa, a co jak to jakaś puszka pandory. – dopowiada Piotrek.

Masz dość. Kurwa, masz już dość. Oni ci czytają w myślach, czy to tylko znowu wytwór twojej wyobraźni. Znowu? A kto powiedział, że poprzednie były wytworem. Może połączyliście się w jeden mózg.

Odrzucasz tą myśl.

Odrzucasz definitywnie tą myśl.

Chcesz uciekać. Wiesz, że jeżeli spędzisz z nimi choć sekundę więcej to oszalejesz. Ale nie możesz uciec. Co jak nazajutrz znajdziesz się nago na jakimś katowickim przystanku autobusowym. Albo dowiesz się, że zabiłeś człowieka? Nawet nie masz pewności, czy tutaj jesteś. Gorzej, nie masz pewności czy w ogóle istniejesz. Wszystko jest niepewne.

Odrzucasz tą myśl. Z resztą jak wszystkie. To one prowadzą do paranoi, one są trucizną na jasność umysłu.

Palisz papierosa.

Wyrywasz trawę.

Jak pojeb.

Patrzysz w oczy Wojtka.

W jego oczach kryje się czerwień.

Nie taka jak na starych zdjęciach z fleszem.

Taka jakby siedział tam diabeł.

Masz chorą wizję.

Jednym okiem jesteś wciąż na boisku, palisz papierosa.

Drugim jesteś jak na bieżni, tylko zamiast bieżni biegasz po wielkiej, złotej tarczy zegara. Nie ma tutaj wskazówek, ty nimi jesteś, wszystkimi naraz. Biegasz i biegasz. Ktoś się z ciebie śmieje, chociaż wokoło panuje nieprzenikniona cisza.

Co tam Dawidku, wciąż chcesz bawić się w twarde narkotyki?

Sprawdzasz godzinę.

2:25

– Taak. Ale kwas tak właśnie działa. Wiesz, trochę ci mąci w głowie, masz wrażenie jakby jedna myśl leciała…

W pętli.

 

6.

 

Nie wiem jaki to był rok, ale kot wybrał lot

Tu za dobre lądowanie byś nie dostał dobrych not.

 

Ludzie to hipokryci ze skłonnościami do autodestrukcji. Większe lub mniejsze kłamstewka pozwalają im zmagać się z rutyną dnia codziennego. Ile razy słyszałeś różne obietnice zmiany, choć podświadomość śmiała się w głośno, że żadnych zmian nie będzie.

Więcej nie biorę

Koniec z paleniem

Pierdolić hazard

Kochanie, obiecuję, że to ostatni raz

Nikt się nie poprawia. Dopiero upadek na dno otrzeźwia, wybiela, oczyszcza. Wtedy jedynym warunkiem jest chęć odbicia się od tego dna.

LSD nie sprawiło, że przejrzałeś na oczy, przynajmniej nie w dosłownym tego słowa znaczeniu. Nie miałeś uczucia otwarcia zakazanej księgi, ani poznania sekretnych tajemnic. Nie było w tym mistycyzmu i ezoterycznych wzniesień. Jedynie brutalnie podkręcona, psychodeliczna rzeczywistość. Gdy moc narkotyku zmalała miałeś mnóstwo czasu na myślenie.

Około godziny szóstej rozstaliście się. Nie do końca wiedzieliście jak pożegnać się, staliście po prostu naprzeciwko siebie i odeszliście w różne strony. Po takiej nocy słowa zawsze są nie na miejscu. Kiedy w końcu wróciłeś do mieszkania i położyłeś się w łóżku, przez następne trzy godziny szukałeś wygodnej pozycji. Mózg odmówił ciału jakiejkolwiek przyjemności. Może to część pokuty?

Pyotl każe grzesznych

Indianie mieli więcej racji niż sądzili. A może mówili dokładnie o tym?

Wracając z dygresji; próbując spać z otwartymi oczyma (zamknięcie ich powodowało powrót wszystkich, nieprzyjemnych wizji) zastanawiałeś się nad swoim życiem. Spotkanie z Natalią uświadomiło ci, jak bardzo jesteś zagubiony na własnej drodze życiowej. Przestałeś dostrzegać co jest sensem, a co celem. Zjazd na kwasie jedynie pogrążył cię w tej smutnej refleksji, że jesteś dorosły.

Dorosły, czy samotny? W sumie co za różnica.

Dziecięce fantazje o wyjeździe i budowie życia od nowa, stały się śmieszne. Marzenie o karierze zagranicznej tuzy filmowej to nagle mrzonki upośledzonego idioty. Całe życie wyśmiewałeś komercję, a koniec końców dałeś się otumanić eterem i zataczać ze swoim amerykańskim snem.

Teraz z tym koniec. Wiesz, że zioło, feta, koks, kryształ, piguły to nie to samo. A jednak czujesz się źle z tym co robisz. To nie do końca tak, że sprzedajesz śmierć, choć jest w tym trochę prawdy. Jeśli w końcu dostrzegasz, że żadnego celu, żadnego sensu nie ma, to w gruncie rzeczy po co ryzykować życiem?

Dla plików? Pieniądze można zdobyć wszędzie, w każdej innej pracy. Może nie w takich ilościach, ale z pewnością przy mniejszej ilości stresu.

Nie udało ci się zasnąć. Patrzysz na smartfona i widzisz 12:42. Wstajesz z łóżka i zaparzasz herbatę. Zieloną. Widzę, że naprawdę postanawiasz zmienić swoje życie. Dobrze dla ciebie. Nigdy nie jest za późno na zmiany.

Siadasz przed laptopem i wertujesz po kolei strony na przeglądarce. Bez żadnego konkretnego celu, po prostu szukasz zajęcia, żeby zmęczyć mózg. Jesteś padnięty jak po dwudziestu czterech godzinach pracy na budowie, choć co dziwne nie śpiący. Obok ciebie zaczyna wydzwaniać telefon.

Patrzysz, Czostek.

Kurwa, Czostek. Jak mu się wytłumaczyć. Co mu powiedzieć. Pewnie spyta się, czy chcesz domówić jakiś towar. Właśnie zdajesz sobie sprawę jak dużo narkotyków ci jeszcze zostało. Tak bardzo nie chcesz o tym myśleć. Telefon przestaje dzwonić. Później się tym zajmiesz.

Nie możesz skupić się na laptopie. Telefon znowu brzęczy. Kilka razy pod rząd. SMS

Oddzwoń pilne

Później to zrobisz. Może sprzedać wszystko po hurtowej cenie? Ale ile ci to zajmie… Gdybyś do wszystkich rozesłał wiadomość o wyprzedaży garażowej to pewnie w kilka dni, ale nie chcesz już nawet oglądać ich głodnych, zniszczonych twarzy. To dla ciebie za dużo.

Telefon znowu dzwoni.

Wojtek.

Kompletnie zapomniałeś o nim. Mieliście się sobie zameldować, gdybyście do 8 nie potrafili zasnąć. Odbierasz telefon.

– No siema mordo, spałeś coś?

Wojtek ma dziwny, kompletnie nieczuły głos.

– Spaliłem chyba sztukę i usnąłem w końcu na dwie godziny.

Nawet o tym nie pomyślałeś. Wypaliłeś w sumie tyle papierosów, że jeszcze więcej dymu w końcu zaczadziłoby cię.

– Ja nie umiałem. Bez przerwy miałem jakieś pojebane schizy przed oczami.

– Kumam, miałem podobnie. Powiedz mi, masz coś do blety?

Nagle uświadamiasz sobie, jaki dar spadł ci z niebios. Wojtek ma mnóstwo kolegów ćpunów. Wystarczy jedno słowo i możesz pozbyć się całego towaru. Jebać zysk. Grunt to pozbyć się całego ścierwa z mieszkania.

– A chcesz spory pakiet?

– Nie, nie trzeba. – Słyszysz jakieś głosy, nic nie rozumiesz z tego, ale Wojtek szybko się poprawia. – No dobra, ile masz?

Myślisz szybko co leży w twojej kanapie. Zioło, piguły, feta, ilość oszacujesz później.

– Wystarczy żeby powalić Charlie Sheena.

– Poważnie? Słuchaj, eee nie potrzebuje chyba aż tyle.

– Stary odsprzedam to w hurtowej cenie, możesz zarobić na tym jeszcze.

– Mordo, słuchaj. Wystarczyłoby trochę zielonego i jakieś pillsy, nie za dużo.

W tle słyszysz jakieś głosy. Wyłapujesz pojedyncze Wszystko.

– No i jak? – Jego odpowiedź zadecyduje, czy kamień spadnie ci z serca.

– Dobra. Dawaj co masz.

– Gdzie i kiedy?

Znowu szybkie ustalenia. Nie interesuje cię dla kogo Wojtek do wszystko bierze. Jeśli zapłacą tyle, żebyś spłacił Czostka to będziesz szczęśliwy.

– Może być przy przystanku tramwajowym na 3 Maja. Ile to będzie kosztować?

Impuls przechodzi ci gdzieś przez potylicę. Najbardziej obkamerowane miejsce w Katowicach. Do tego bez przerwy jeździ tam policja. Fatalne miejsce na jakikolwiek zrzut. Druga kwestia do cena. Nie jesteś do końca pewny ile masz towaru. Wszystko jest posortowane, ale cena mimo tego i tak nie będzie mała. No trudno, najwyżej uzbierają pieniądze i się skontaktują się znowu z tobą.

– Dwa koła. Stary ale to miejsce jest spalone na starcie. Nie może być tam gdzie zawsze?

– Może być. Dzisiaj, 19:00.

Rozłączył się. To do niego niepodobne, ale ni

Otwierasz kanapę i wyciągasz z niej wszystko co masz. Przez chwilę patrzysz na to z ogromnym sentymentem. Nic dziwnego, dopiero zaczynając handlować tym wszystkim poczułeś się kimś, poczułeś się ważny i że ktoś cię potrzebuje.

Bierzesz do rąk parę samarek i z uśmiechem przyglądasz się soczystym topom. A co tam, jeden pakiet zostawiasz sobie. Czostkowi oddasz z odłożonych pieniędzy. Tak a propos to można powiedzieć, że te pieniądze są już niepotrzebne i trzeba coś z nimi zrobić. To oczywiste, że ich nie wyrzucisz ani nie spalisz. Niemniej na konto też ich nie wpłacisz, skarbówka namierzyła i osądziłaby cię szybciej niż amerykańskie CIA.

Więc pozostaje trzymać to w gotówce. Z tego możesz wynająć ładne, nieumeblowane mieszkanie i urządzić je po swojemu.

Może z Natalią?

Ta myśl opanowuje cię jak wirus. Natalia! Nie sądziłeś, że będziesz mógł się do niej odezwać tak szybko z czystym sumieniem. Ale tak właściwie to co jej chcesz powiedzieć? Że się zmieniłeś? Że to już koniec? Że od teraz możecie być razem? Życie to nie bajka ani film, to bardziej jak ballady i romanse. Czy ty się w ogóle jeszcze nadajesz do normalnego trybu życia? Potrafisz tak jeszcze?

Bierzesz telefon i piszesz jej krótką wiadomość.

Długo się nie odzywasz coś

Tyle wystarczy. Niezobowiązująco, ale z naciskiem na jakikolwiek odzew. Gdy już odpisze będziesz dalej myślał co robić w tym kierunku. Nie wiesz kiedy odpisze, właśnie pewnie siedzi w szkole, może jest pilną uczennicą i nie używa smartfona w szkole, a może właśnie głowi się nad odpowiedzią i próbuje toczyć gierki, które jak zauważyłeś bardzo lubiła ciągnąć.

Zapinasz wypchany towarem plecak. Wypadałoby oddzwonić do Czostka. Boisz się jak może zareagować. Dużo wiesz, on doskonale zdaje sobie sprawę, że nie jesteś konfidentem, ale mafia z którą trzyma, nie lubi żyć w niepewności. Ty również masz już dość tego ciśnienia. Przez kilka pierwszych tygodni może faktycznie, adrenalina, poczucie niebezpieczeństwa i cieszenie się z każdego niepewnego dnia są niezwykle przejmujące. To wszystko jednak szybko się zmienia w bezsenne noce, narkotyczne maratony i paranoiczne myśli, gdziekolwiek się człowiek nie wybierze.

Wybierasz numer. Po dwóch sygnałach przez słuchawkę odzywa się jego specyficzny, przeciągany głos. Brzmi jak Philip Seymour Hoffman w filmie Capote.

– Hej misiu, dwie ważne sprawy…

Nie dajesz mu dokończyć.

– Kończę z tym. Jutro rozliczę się z tobą z kwitu za ostatni zrzut i to wszystko.

Sekunda ciszy na linii, a ty czułeś się jakby mijała godzina. Ta cisza była dla ciebie głośniejsza, niż krzyk w górach. Przecinała cię jak maczeta, ale nie poddajesz się. Cierpliwie czekałeś na jego odpowiedź.

– Na pewno? Mówiłeś, że chciałeś kończyć ale nie sądziłem, że tak szybko.

– Sory, wiem że nie tak to miało wyglądać, ale dłużej nie dam rady.

Dlaczego właściwie mu się zwierzasz? To nie jest twój przyjaciel, jesteście znajomymi ze szkoły podstawowej, ale niczym więcej. Czy to ze strachu? A może to jedyna osoba, przed którą potrafisz przyznać się do czegoś tak intymnego jak strach. Bo przecież boisz się coraz bardziej. Z początku nie przejmowałeś się niczym, myślałeś że obławy i łapanki ciebie nie dotyczą. Ale później było ich coraz więcej. Ludzi, którzy handlowali na twoim rejonie topnieli jak śnieg po zimie. Nie wiesz ilu zrezygnowało na czas, a ilu teraz patrzy na świat przez kratę. Jedyne co trzymało cię z dala od szaleństwa, to świadomość, że masz wyznaczony kres tego wszystkiego.

Czostek odpowiada.

– Dobra, żaden problem. Muszę coś zrobić z następną dostawą, która miała powędrować do ciebie. Wiesz, towar który zalega to niezbyt opłacalna inwestycja. Ustalmy, że wpłacisz mi procent za nią, żebym nie musiał przez jakiś czas martwić się jak to na kogo rozłożyć. Niech to będzie koszt wypowiedzenia umowy okej? Jesteś nam winny 4 kafle.

Nie spodziewałeś się negocjacji. Nienawidzisz, gdy ktoś podaje ci z zaskoczenia takie informacje. Jesteś typem człowieka, który przygotowuje się na takie sytuacje, więc gdy ktoś mierzy do ciebie z lufy, to po prostu unosisz ręce do góry.

– Niech będzie.

– Cudownie. Druga sprawa, to co masz najlepiej spuść w kibel w takim wypadku. Coś się zaczęło kroić na mieście. Jeździ więcej psów niż zazwyczaj. Nie wiem, mam wrażenie, że mamy szczura w ekipie.

– Poważnie? To znaczy nie bój się, mam klienta już i wszystkiego się pozbędę.

Chętnie byś skorzystał z jego rady, ale przedsiębiorcza dusza ci nie pozwala. Jeśli już ustaliłeś umowę, to masz zamiar jej dotrzymać. Trochę cię zdziwiła jego troska. Ale wiesz, że to bardziej dbanie o własne interesy niż obawa o swojego sprzedawcę. On pieniądze za to i tak od ciebie otrzyma, a co zrobisz z sortem, to już twój problem.

– Jak wolisz. W każdym razie będziemy w kontakcie. Może umówimy się na jutro w jakimś barze? Pogadamy przy okazji, już na spokojnie bez interesów. Co ty na to?

Coś ci śmierdzi w tej sytuacji. Za dużo naoglądałeś się Ojca Chrzestnego, Chłopców z ferajny i Kasyna, żeby niczego nie podejrzewać. Odpowiadasz dyplomatycznie.

– Coś ustalimy jeszcze. Będę się odzywać w każdym razie, a teraz sory, ale mam nieprzespaną noc i chciałbym się na chwilę położyć.

– Żaden problem. Do usłyszenia Misiu.

– Hej.

Rozłączył się.

Czujesz się w końcu senny, ale wiesz że jeszcze nie zaśniesz. Bierzesz trochę zielska, dostarczonego przez Czostka. Skręcasz bata i w absolutnej ciszy spalasz go do połowy. Jesteś słaby i dawno nie paliłeś. Wybija godzina 12:50 kiedy stwierdzasz, że może lepiej byłoby się jednak położyć. Nastawiasz budzik na 16:00 i padasz jak martwy na łóżko.

To już naprawdę koniec.

 

***

 

Budzik nie dał rady cię obudzić. Wstajesz dopiero o 17:30. Jesteś trochę zły na siebie, ale cały gniew rozwiał się, gdy zobaczyłeś, że Natalia odpisała.

Nie wiedziałam że to ja mam się starać

Uśmiechnąłeś się pod nosem. Z reguły gdy wstajesz to przeglądasz wiadomości i sprawdzasz, czy ktoś przypadkiem nie złożył zamówienia. Teraz wszystkie te wiadomości zlewasz. Na szczęście nikt z tych ludzi nie wie gdzie mieszkasz. Jeszcze nie dzisiaj, ale postanawiasz jutro zdobyć nową kartę sim. Kolejny krok naprzód.

Stęskniłem się za tobą

Odpisałeś instynktownie. Każda inna mogłaby poczuć się zagrożona, z perspektywy tak krótkiej znajomości faktycznie może być za szybko na takie zarzekanie się, ale czujesz że postępujesz właściwie. Ona szybko odpisuje.

Nie pierdol tylko zaproś mnie gdzieś w końcu

Chyba nie takiej odpowiedzi oczekiwałeś. Zostawiasz na chwilę telefon nie odpisując. Przebierasz się szybko w dresy i bluzę z Lonsdale kupioną w lumpie. Czujesz się trochę jak patus, ale taki wygląd odstrasza gapiów. Na komodzie leży jeszcze twoja ulubiona czapka z daszkiem, ale za prędko, żeby już wychodzić.

Znowu sięgasz po telefon i widzisz, że minutę temu coś dopisała.

Ja też tęsknie

Zrobiło ci się gorąco. To bardzo przyjemne uczucie. Czujesz się jakbyś znowu spróbował browna, tylko bez poczucia ogromnego wstydu. Bez nieprzyjemnego bólu wywołanego iniekcją. To chyba te motylki w brzuchu, o których tyle osób wspominało.

Odpisujesz.

Mogę podjechać po ciebie w piątek i wyskoczymy gdzieś co ty na to?

Dziś jest czwartek, więc tym bardziej cieszy cię myśl o jak najszybszym spotkaniu. Ale nie możesz się teraz tym rozpraszać. Później z nią popiszesz, może pogadasz, teraz masz do wykonania ostatnie lądowanie. Właśnie sobie przypominasz, że jutro obiecałeś spotkać się z Czostkiem. Ale boisz się tego spotkania, chcesz odwlec je w czasie jak najbardziej.

18:30. Czas się zbierać.

Zabierasz plecak z łóżka, klucze do samochodu z komody i wychodzisz. Przed zamknięciem drzwi patrzysz się jeszcze przelotnie do środka jakbyś miał tu już nigdy nie wrócić. W sumie to tak właśnie się czujesz. Nie wiesz ile tu jeszcze pomieszkasz. Od dzisiaj to mieszkanie będzie ci się kojarzyć tylko z działkowaniem towaru, odbieraniem telefonów od ćpunów w potrzebie i z życiem pod znakiem zapytania.

Wsiadasz do volkswagena polo i ruszasz w drogę. Mieszkasz przy centrum i wyjechanie z niego bez znajomości miasta to prawdziwa katorga. Ty jednak dobrze znasz ulice tego miasta. Wszystkie jego zakamarki. Ciemne i jasne strony. Ustawione miejsce to parking przy Patio Parku. Tam najczęściej ustalasz miejsce transakcji. Łatwo tam trafić, znasz rozkład jazdy patrolów w tamtej części miasta i zawsze można coś zjeść, gdyby klienci się spóźniali. Doskonałe miejsce.

Na światłach przy galerii Supersam we wstecznym lusterku zauważasz coś, co cię niepokoi. Bordowy Fiat Bravo po liftingu. Rzuciło ci się w oczy, że od dłuższego czasu jedzie za tobą. Nieustannie, jakby cię śledzili. Ty skręcasz gdzieś w prawo, oni zaraz za tobą. Przyśpieszasz na światłach, żeby zdążyć na żółtym. Oni robią dokładnie to samo.

Zaczynasz popadać w paranoję. Starasz się uspokoić, ale torba pełna narkotyków pod siedzeniem pasażera nie pomaga w zachowaniu spokoju. Robisz ostatnią próbę i zjeżdżasz na stację BP. Oni znowu robią to samo. Stajesz pod dystrybutorem otwierasz bak i lejesz 98. Kątem oka zerkasz na Fiata Bravo, który zaparkował dwa miejsca dalej. Kierowca łapie twój wzrok i unosi w geście toastu puszkę redbulla, uśmiechając się przy tym.

Czy to są ci klienci? Niemożliwe, nie wiedzieliby przecież za jakim samochodem jechać. Takimi samochodami jeździ po Katowicach głównie nieoznakowana policja. Nie, nie. To na pewno przypadek.

Idziesz do sklepu zapłacić za paliwo. Z tajemniczego samochodu wychodzi mężczyzna od strony pasażera. Jeszcze go nie widzisz, choć ja już wiem kto to jest. Pamiętaj mordo, że masz zaprzeczać wszystkiemu. Jeśli nie mają dowodów, to nic nie mają i nic nie mogą zrobić. W każdym razie nie trać zimnej krwi.

Stajesz naprzeciwko młodego, pryszczatego kasjera. Wygląda jakby był świeżo po szkole i z braku większych ambicji poszedł pracować jako sprzedawca. O ironio, gdyby nie handel prochami może i ty byś tutaj wylądował.

Facet z Fiata Bravo podchodzi do kasy obok.

– Dzień dobry, poproszę kawę. Flat White.

– Oczywiście, bez paliwa?

– Bez, bez. Paliwo należy do kolegi obok.

Znasz ten głos. Słyszałeś go tylko raz w życiu, ale jego dźwięk przyprawił cię o dreszcze. Od razu przywodzi na myśl tanie papierosy i gorzała pita w wolnych chwilach.

W tym momencie nie wytrzymujesz i spoglądasz w jego stronę.

Wojtek jest skurwielem.

Wojtek jest chujem.

Wojtek cię sprzedał.

Przy kasie obok pojawił się ten sam mężczyzna, który płacił twojemu… przyjacielowi za wsypanie i pomoc w złapaniu Miętusa. Teraz stoi tam w oczekiwaniu na kawę i z uśmiechem patrzy ci prosto w oczy. Myślisz gorączkowo co zrobić. Póki co płacisz za paliwo.

Policjant odzywa się do ciebie.

– Co tam? Jakieś plany na dziś?

Jest spokojny jak marmurowy posąg, a przy tym bezczelnie uśmiechnięty.

– Przejażdżka. Nocna przejażdżka.

– Taak?

Dostał swoją kawę. Nie poprosił o cukier, dmuchnął parę razy ją z wierzchu, bardzo teatralnie, eksponując i przeciągając do granic możliwości nawet najmniejszy gest. Wziął małego łyka. Zamknął wieczko. Ty zaraz tu eksplodujesz.

– W sumie to nam się trochę nudzi. Myśleliśmy czy by nie jechać do Patio Parku na coś gorącego do picia, ale w sumie na stacjach ostatnio kawa się polepszyła. Po co przepłacać, co?

– Nie wiem.

– No właśnie. – Podchodzi do ciebie bliżej. Ty sztywno stojący przy kasie, choć już zapłaciłeś, i on wyluzowany, rozbawiony jak właśnie drażnił się ze swoim psem. – Tak między nami, to wciąż jest lura. Ale nie mam zamiaru wybrzydzać.

– Ciężko dziś o dobrą kawę.

– Ba! Żebyś wiedział. Byłem kiedyś w Rzymie na konferencji antynarkotykowej, dopiero tam zasmakowałem w dobrej kawie. Do dziś jeżdżę po różnych knajpach, tych przydrożnych i w centrum miasta, i nigdzie nie znalazłem tak dobrej kawy.

– Może to placebo?

– Być może. Z resztą, co ze mnie za koneser? Wychowany na fusiarze glina, wspo-mnieniami wracający do PRLu. Chyba nie mam zbyt dużego prawa do bycia aż tak krytycznym i wybrednym, co?

– Mamy wolność słowa.

Kasjerzy nie wiedzą co się dzieje. Udają, że coś robią, w rzeczywistości uważnie przysłuchując się rozmowie. Czujesz się osaczony. Nie masz żadnego pomysłu. Masz ogromną nadzieję, że to tylko zły sen. Koszmar, z którego nie potrafisz się wybudzić. Chcesz uciec, ale nie masz gdzie. Myślisz. Gorączkowo myślisz. W przypływie braku konstruktywnego pomysłu robisz zakupy.

– Poproszę 0,7 Żołądkowej gorzkiej.

Młody chłopak szybko odrywa się od wycierania kurzu z blatów przed wami i biegnie po butelkę, z pewnością żeby nie ominąć żadnego słowa. Szybko cię skasował, policjant powoli upił trochę kawy.

– Nie chcemy robić awantury chłopcze. Wiesz, tutaj chodzi o statystyki.

Myślisz gorączkowo. Czy tą sytuację da się uratować?

– Mam dwadzieścia pięć tysięcy.

Facet zmarszczył czoło i popatrzył się spode łba na ciebie. Widziałeś w jego oczach ogromne rozbawienie. Przestałeś się pocić. Byłeś teraz spokojny jak nigdy.

– To koniec. Przekaż nam plecak, daj się skuć i przy odrobienie szczęścia postaramy się ułaskawić sędziego.

– Co, nie dostanę ćwiary?

– Za ilość którą masz? Nie ma szans. Myślałem o bardziej wygodnej celi, o ile oczywiście trochę byś nam pomógł.

– Mam tobie, psie, sprzedać kogoś?

Policjant się rozeźlił. Musi bardzo nie lubić tego określenia, nikt nie lubi. Masz to gdzieś. Masz już wszystko gdzieś.

– Kim jest Czostek?

– Jebać cię i twoich kumpli kurwy.

Aż wyskoczyła mu żyłka. Teraz jest już poważnie zdenerwowany. Odwrócił się do ciebie tyłem i zrobił krok do przodu, gestem przywołując drugiego policjanta.

To moment.

Kasjerzy stoją oniemieni, wryci jak w ziemię.

Bierzesz butelkę wódki i rozbijasz na głowie rozproszonego gliny.

Kątem oka widzisz, że jego kumpel staje w miejscu na ułamek sekundy. Bierze rozbieg i biegnie w kierunku drzwi.

Ty biegniesz do toalety. Pod jej drzwiami stoi gaśnica, służąca najpewniej do zastawiania drzwi. Zabierasz ją. Działasz instynktownie.

Wiesz, że mają broń. Ale zaoszczędziłeś kilka cennych sekund nokautując jednego psa. Najpierw będzie musiał się nim zająć.

Wsuwasz się do męskiej toalety, z przyzwyczajenia.

Okno jest małe, ale przeciśniesz się.

Chcesz je otworzyć, ale da się tylko na mały uchył. Kumpel ci kiedyś opowiadał, że kradziono z toalet kaloryfery i już nie da się bardziej otworzyć okiennicy.

Zamykasz z powrotem i rozbijasz gaśnicą szybę.

Wchodzisz na sedes i przeciskasz się przez okno. Kawałki szkła wbijają ci się w ciało.

Krwawisz, ale w końcu znajdujesz się na zewnątrz.

Nie wracasz do samochodu. To byłoby samobójstwo. Cała katowicka policja zna te blachy i samochód.

Dajesz w długą. Biegniesz przed siebie. Tak szybko jak nigdy. Nie odczuwasz bólu. Póki co jesteś bezpieczny.

Póki nie przestaniesz biec.

 

***

 

Głupi

głupi

głupi

głupi

Tak się czujesz, gdy już ledwie truchtając przemierzasz ulice starych Bogucic. Adrenalina przestała buzować w twoich żyłach i czujesz cały ból i zmęczenie. Do tego nie masz dokąd pójść. Bo co dalej? Jesteś gorzej niż martwy. Martwych ludzi opłakują. Tobie został dożywotni lincz, łatka zwierzyny łownej. Atak na policjanta, dilerka, ucieczka z miejsca zdarzenia. Jeśli na twoje mieszkanie jeszcze nie zrobiono nalotu, to po zdarzeniu na stacji benzynowej na pewno je obstawił.

Do tego Wojtek.

Ufałeś mu. Uważałeś go za przyjaciela.

Z drugiej strony gdy jesteś sam, zdajesz sobie sprawę z pewnych nieoczywistości.

On chciał ci pomóc, choć na swój głupi sposób. Pytał się o zioło. Myślałeś, że spadł ci jak manna z nieba, a okazało się, że dla policjantów byłeś jak zakopany pod ziemią skarb. Sam się w to wkopałeś, choć absolutnym przypadkiem.

A jednak Czostek gadał, żebyś się wszystkiego najlepiej pozbył.

Czyżby coś wiedział? A może tylko podejrzewał? Intuicja zawodowa? Wkrótce się przekonasz.

Przed zniszczeniem karty Sim i włączeniem trybu samolotowego udało ci się do niego dodzwonić. Powiedział tylko „Maryjka” i rozłączył się.

Chwilę zajęła ci reflekcja, że chodzi o ulicę Widok. Nareszcie, znowu masz wyznaczony cel. Choćby na następną godzinę. To pomaga ci. Pomaga nie myśleć o wielu sprawach, które wraz z pojawieniem się, wróć, wraz z telefonem od Wojtka, wróć, wraz z poznaniem Czostka, a może wraz z narodzinami? Może już podczas twoich narodzin ciążyło na tobie fatum, które cały czas smacznie spało, by w końcu przebudzić się z tego długiego letargu.

Ile rzeczy w naszym życiu może zmienić jedna decyzja. Im większe ryzyko tym później kryształ, który upada na ziemię, roztrzaskuje się na więcej kawałków. Próba pozbierania ich kończy się jedynie pociętymi palcami. Spieprzyłeś mnóstwo spraw. Związek z Basią, szanse na szczęśliwe życie z Natalią, możliwie wielką karierę, przegrałeś wszystko. Próbujesz szukać winy w innych ludziach, w innych sytuacjach, desperacko starasz się nie dopuścić do myśli, że to wszystko twoja wina. Ale ta myśl jest bardzo natrętna. Myślałeś, że kwas sprowadził cię na dno i jedyne co pozostaje teraz, to odbić się od niego. Problem w tym, że teraz jest znacznie gorzej. To jakbyś wpadł do zamkniętej studni i stracił władzę w kończynach. Powoli topisz się we własnych myślach.

Bo już wiesz, że to twoja wina. Masz ochotę płakać. Masz ochotę wyrywać sobie włosy z głowy, zdzierać na brudnym chodniku paznokcie, ale w gruncie rzeczy nic nie możesz zrobić. Czy to właśnie definicja porażki? Mawiają, że z porażek wyciąga się wnioski i przeobraża je w sukces. Więc czy one od początku nie są jedynie progiem zwalniającym na drodze do szczęścia?

Nie. Prawdziwe porażki cechuje niemoc. Niemożność dokonania odwrotu czy podjęcia próby reanimacji. Porażki, te prawdziwe, są znacznie gorsze od śmierci. W nich musimy trwać. Niektóre są gorsze, jak twoja, inne nie są takie złe. Ilu jest hazardzistów, którzy porobili wielomilionowe długi i do końca życia pracowali jedynie po to, żeby wszystko oddać. Jak bankomaty, egzystują tylko by zapewniać innym wypłatę pieniędzy. Ty jesteś niżej nawet od nich.

Docierasz w wyznaczone miejsce. Czostek siedzi na ławce, ubrany cały na czarno z łysą głową ukrytą pod kapturem i plecakiem pod nogami. Podobno jak był w gimnazjum interesował się subkulturą skinów i to właśnie to, pomogło mu stworzyć pierwsze kontakty. Później wydoroślał z mrzonek o powrocie Hitlera i poświęcił się całym sobą nielegalną działalnością handlową.

Nie wiesz co mu powiedzieć. Siadasz obok niego. Masz wrażenie, że świat stanął w miejscu, jesteście tu tylko ty i on, a wokół opustoszała z żywych istot Ziemia. Czostek wyciąga z kurtki paczkę papierosów i odpala jednego. Częstuje cię również, co przyjmujesz z wdzięcznością, choć masz wrażenie jakbyś miał w ustach Saharę.

– Wytłumacz mi po kolei co tam się stało.

– Już wiesz o…

– Dawid uspokój się. Po prostu opowiadaj.

Z początku wahałeś się. Nie wiedziałeś skąd Czostek wiedział o tym wszystkim, bo okazało się, że całą historię znał. Potrzebował jedynie pewnych szczegółów, brakujących elementów w układance. Gdy skończyłeś mu opowiadać zauważyłeś, że papieros sam się spalił. Czostek dał ci kolejnego.

– Ciężka sprawa. Wojtek jak tylko zostanie zauważony przez kogoś na mieście ma pewną kosę między żebrami. Zorganizuję do tego wszystkich dostępnych ludzi. Znajdziemy go w końcu.

– Wojtek… w sumie to chciał mnie chyba ratować.

– To nie ma znaczenia w tym momencie. On wie więcej niż powinien, w dodatku jesteś już czwartą osobą, którą sprzedał.

– Którą?!

– Ogłuchłeś? – Nigdy nie lubiłeś sarkazmu Czostka. W tym momencie był jeszcze bardziej irytujący niż zwykle. Nie wiesz czy to przez złość na Wojtka czy na ciebie. – Cztery osoby. Ty, Sprawny, Korba i Miętus. Chociaż tym ostatnim bym się nie przejmował. Był pedałem i handlował dopami.

– Ale dlaczego? Przecież Wojtek…

– To zaczęło się rok temu. Dopiero niedawno się o tym dowiedziałem. Na mecie, w której był Wojtek z jakimiś Ukraińcami znaleziono prawie 4 kilogramy heroiny. To nie było przeznaczone na sprzedaż. Przynajmniej nie wszystko.

Okłamał cię. Cała ta historia z prokuratorem i jego córeczką. To wszystko było ściemą, mydłem na twoje oczy, żebyś nie wydał Czostkowi, że Wojtek jest persona non grata. Wiedziałeś, że jest z nim źle, ale nie, że aż tak. Taka ilość jest dla ciebie niewyobrażalna. Nawet on nie był w stanie tyle przećpać. Ale spróbować zawsze mógł i im dłużej o tym myślisz, tym bardziej w to wierzysz.

Czostek przez sekundę myśli.

– Policjant, któremu rozjebałeś głowę…

– Nie miałem innego wyjścia.

Czostek jakby cię nie usłyszał.

– Facet nazywa się Antoni Słomiński. Mówią na niego Słomka. – widzi twój pytający wzrok – Mam znajomego policjanta. Oficjalnie nie może nam pomóc, ale o pewne informacje mogę go bez problemu zapytać. Jest w porządku. To od niego dowiedziałem się od razu o sytuacji na BP. Jak usłyszałem, że ktoś znokautował tam Słomkę flaszką po wódce i szukają teraz tego faceta to wiedziałem, że to będziesz ty. W każdym razie ten cały Słomka jest ogromnym skurwielem, na posterunkach do teraz boją się jak tylko przechodzi. Z policji przeszedł do CBŚ, konkretniej do wydziału antynarkotykowego. To pierdolony sadysta, skończył studia z psychologii z wyróżnieniem. Jednym spojrzeniem rozbroi każdego. Aktualnie leży w szpitalu ze wstrząsem mózgu. To go nie wyeliminuje, ale na jakiś czas będziemy mieć dzięki tobie spokój.

– To pochwała dla mnie?

– Można powiedzieć, że dzięki tobie przetrwamy. Nikt nie miał pojęcia jak dużo wiedzą i jak daleko są ze śledztwem. Kilku chłopaków od moich przełożonych doszło do bardzo ciekawych informacji. Psiarnia jest skorumpowana, łasa na zyski. Ale nic nie powiedzą sami od siebie, dopiero gdy mniej więcej wiesz co się kroi, dopiero wtedy nagle przypomina im się o co chodzi. Nawet wtedy trzeba ich dopytywać o każdy najmniejszy szczegół. – mówiąc to spluwa na ziemię – Gdyby nie dojście do tego, że Wojtek sypie bylibyśmy w martwym punkcie. Teraz będą go szukać po całym mieście. Do tego przy odrobinie szczęścia Słomka odpadnie z rozgrywki, a nie powiem, na tym także nam bardzo zależy w tym momencie.

– I co z nim zrobicie?

Wciąż nie potrafisz pozbyć się sentymentu. Wciąż nie potrafisz wyzbyć się ludzkiego poczucia humanizmu i stwierdzenia, że każdy zasługuje na życie. Choć może dla Wojtka tak byłoby lepiej.

– Wojtek zna głównie ksywki, pojedyncze imiona i parę osób, które mogły ich dalej doprowadzić. Teraz jest spalony. Jeśli my go nie znajdziemy pierwsi, to zawinie go CBŚ. Chyba, że był tajnym agentem. Wtedy nie uniknie kosy. W każdym razie, kiedy im spektakularnie spierdoliłeś to wiadomo, że nikogo nie złapią. Wszyscy zejdą do podziemia i ukryją się na jakiś czas. Zmienią system, kanały przerzutowe. CBŚ żeby utrzymać frekwencję złapie kilka płotek, ale wielkie ryby mogą przez to przerwać.

Gasisz papierosa na ziemi. Głowa cię boli od tego wszystkiego. Komentujesz ironicznie.

– Nie ma za co.

Czostek patrzy ci prosto w oczy. Nagle zdajesz sobie sprawę, że w ogóle nie znasz tego człowieka. Nie wiesz, czy odejdzie i życzy ci powodzenia, czy zastrzeli cię i zgarnie do bagażnika samochodu.

– Masz jakiś kąt na mieście?

Myślisz o Natalii. Nie możesz jej tego zrobić, choć pragniesz spotkać się z nią ponad wszystko. Ale gdyby policja dowiedziała się o tym, to jej życie zmieniłoby się w piekło. Poza tym nie chcesz pozwolić, by takiego cię zapamiętała. No i to stanowczo za daleko.

– Słyszałem, że na Ligocie są puste kawalerki, może włamię się…

– Nie. To zbyt ryzykowne. Dostań się na centrum, na Warszawską. Przy monopolowym jest kamienica. Nie pamiętam, który numer, ale tam musisz poszukać nazwiska Grzybski. – daje ci do rąk plecak – tutaj masz ciuchy na zmianę, żeby cię za szybko nie rozpoznano. Przebierz się od razu zaraz, ciuchy schowaj tutaj i wyrzuć do kosza na śmieci za granicą.

– Co kurwa?

Jesteś w szoku. Nie masz pojęcia co Czostek ma na myśli.

– Szef jest ci wdzięczny. Pokazałeś, że masz jaja i nie masz zamiaru nic powiedzieć. Lojalność się ceni.

Mężczyzna wstaje z ławki i poprawia kaptur. Patrzy się przed siebie w nieokreślony punkt. Siedzisz dalej w miejscu nie potrafiąc ruszyć się z miejsca.

– O siódmej rano możesz wyjść z tego mieszkania. Na parkingu przed hotelem „Monopol” będzie stała stara, niebieska audica 80. Auto będzie otwarte, w bagażniku znajdziesz torbę. W niej będziesz miał dokumenty, telefon i piętnaście tysięcy. To wszystko co mogę zrobić.

– Stary…

– Nie dziękuj. Jedź do Dortmundu. Mam tam kilku znajomych, przygarną cię na jakiś czas. Jak dostaniesz się na miejsce po prostu zadzwoń. Nie zatrzymuj się w Polsce na żadnej stacji. Paliwa ci starczy bez problemu. W schowku masz ładowarkę do telefonu gdyby padł. Przykro mi, że to się tak skończyło.

Poczułeś szczerość w jego głosie. Wiem, że nie chciał takiego zakończenia historii. Kibicował ci, w realizacji twoich planów. Ale ten biznes jest ryzykowny. Nie jesteś pierwszą osobą, której zrujnował życie, choć nie celowo. To nigdy nie jest celowe.

Patrzyłeś jak odchodzi. Nie pożegnaliście się. Tacy ludzie nigdy się nie żegnają, to ponoć przynosi pecha. Pożegnanie oznacza, że jesteście świadomi, że to może być wasze ostatnie spotkanie. Czostek cię polubił, a ty cenisz jego uczciwość i hojność. On ma co do ciebie konkretne plany, tam w Dortmundzie. Ale to nie jest istotne w tym momencie.

W końcu przełamujesz się, żeby wstać z ławki. Chowasz się za posągiem Matki boskiej, z dala od jej wzroku. Nie musi wiedzieć co robisz.

Zrzucasz z siebie zakrwawione ubrania. Masz nadzieję, że w kamienicy, do której masz się dostać, będą mieć bandaże. A więc to jeszcze nie koniec.

 

Prolog.

 

Basia rzuca talerzem o ścianę. Roztrzaskuje się na wszystkie strony małej, skromnej kawalerki. Prezent na osiemnaste urodziny od jej ojca. Jak zwykła mówić, ciasne ale własne.

– Mam cię kurwa serdecznie dosyć.

– Ty mnie kurwa?! Nic kurwa nie robisz, cały dzień siedzisz przed tym pierdolonym laptopem i przeglądasz netlfixa.

– Ja studiuję ty idioto! A ty?! Z której to pracy już cię wyjebali?

To prawda. W ciągu ostatnich czterech miesięcy zwolniono cię już z trzeciej roboty. Wszystko przez Wojtka. Znowu namówił cię na blanta przed pracą.

– Co to ma kurwa do rzeczy? I tak chcę stąd spierdalać.

– Ta, do tych swoich pierdolonych Stanów. A utrzymasz się tam kurwiąc się z tirowcami po kiblach.

– Nie zniżę się do twojego poziomu.

– Pierdol się!

Rzuciła kolejnym talerzem z Ikea. Jeszcze kilka celnych argumentów i pozbędzie się całej zastawy stołowej.

– Jak się nazywał ten z klubu? Michał? Niee, Michał był poprzednio. Teraz Adrian? Chyba tak, pisał coś, że obciągnęłaś mu jak jeszcze nikt.

– Pierdolę się z kim chcę i gdzie chcę. Nic ci kurwa do tego.

Tylko nie z tobą. Przynajmniej od dłuższego czasu.

– Chyba jednak coś mi kurwa do tego skoro jesteśmy razem.

– My już nie jesteśmy razem! To koniec. Masz stąd wypierdalać i nie pokazywać mi się nigdy na oczy.

To cię uderzyło. Od dłuższego czasu było źle, ale cały czas sądziłeś, że to wszystko da się naprawić.

Nawet po Michale.

Nawet po Adrianie.

Nawet po Szymonie.

Zwątpiłeś w to po Danielu.

A jednak uderzyło cię to.

Bez słowa zabierasz kurtkę i wychodzisz z mieszkania.

Przed blokiem widzisz parę swoich koszulek i spodni. Dobrze, że mieszka na drugim piętrze, przynajmniej sąsiedzi nie znajdą jutro części twojej garderoby na swoim parapecie.

Zostałeś bezdomnym. Myślisz, czy nie zadzwonić do Wojtka, żeby cię parę dni przenocował, aż znajdziesz pracę. Chciałbyś teraz zarzucić pigułę i odprężyć się, zapomnieć o całej sytuacji. Zapomnieć o tej suce.

Zamiast tego jednak przypominasz sobie o numerze, który dostałeś w kiblu w kinie. Nie chciałeś go używać, choć kusiła cię myśl o szybkim zarobku. Tylko trochę, żeby stanąć na nogi, później znalazłbyś pracę.

Chociaż im dłużej o tym myślisz, tym konkretniej układa ci się w głowie plan. Czy z tej profesji dałoby radę uzbierać aż tyle pieniędzy? Oglądałeś na BBC dokumenty o zarobkach w tym biznesie. No i oczywiście uwielbiasz Breaking Bad.

Jeszcze nie wiesz, jak to zerwanie bardzo na ciebie wpłynie. Jak bardzo potrzebujesz zajęcia, żeby o tym nie myśleć. Do czego się posuniesz, żeby zapomnieć. Nie zastanawiasz się dłużej. Dzwonisz.

Odbiera po kilku sygnałach. Jego głos, tak łudząco podobny do tego z Capote, przeszywa cię, swoją chłodną tonacją.

– Tak?

– Hej, Dawid Koszycki z tej strony. Gadaliśmy się w kinie, w kiblu, pamiętasz może?

Chwila ciszy na linii. A może to jednak zły pomysł. Co ty sobie wyobrażasz. Przecież nie nadajesz się do tego. Nie masz znajomości ani umiejętności. Żaden z ciebie Heisenberg.

– Noo, pamiętam. Przepraszam, byłem wtedy trochę wstawiony. Jak powiedziałem coś głupiego, to nie zwracaj na to uwagi.

– Nie o to chodzi. – Na chwilę zapiera ci dech w płucach. Przełamujesz się. – Mówiłeś, że mógłbym zarobić pieniądze. Dużo…

– Nie tak. Nie przez telefon. Wpadnij jutro do Ambasady. Znajdź mnie tam po 19:00.

Rozłączył się. Wziąłeś głęboki oddech i zeszło z ciebie ciśnienie. Piszesz Wojtkowi, że wpadniesz do niego. Po drodze zbierasz większość ubrań z ulicy.

W końcu masz cel. I środek do niego.

 

 

Koniec

Komentarze

EGO, zamieściłeś bardzo długie opowiadanie i obawiam się, że niewielu użytkowników skusi się na tę lekturę.

Musisz też wiedzieć, że dyżurni nie mają obowiązku czytać tekstów liczących ponad 80000 znaków.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

EGO, 145k znaków to już mikropowieść. Tu ludzie oczekują głównie opowiadań, więc jeśli chcesz poznać odpowiedź na pytanie “i jak?”, może podeślesz ten tekst na nabór mikropowieściowy Fantazmatów – tam przeczytają i wydadzą werdykt… Tu oczywiście możesz tekst zostawić, ale Reg ma rację – popyt na długie teksty jest niewielki.

 

https://fantazmaty.pl/nabory/

Zakładka “bezkresy”

 

Btw przewijając zauważyłam wulgaryzmy, które dla mnie nie są literackim afrodyzjakiem, więc nie zachęciły, oraz błąd ortograficzny (każe zamiast karze).

http://altronapoleone.home.blog

Hmm. Przeczytałam epilog (dlaczego nie prolog?) i pierwszą część i nie wciągnęło.

Tematyka bardzo nie moja. Ani narkotyki, ani filmy, ani teledyski, ani imprezki w pubach… Nic z tego mnie nie kręci. W gruncie rzeczy jest mi wszystko jedno, jak skończy bohater, ale raczej nie życzę mu dobrze.

Z wykonaniem tak sobie. Niektóre zdania na początku nawet nie kończą się kropką ani czymś podobnym. Przecinkologię można poprawić. IMO, nadużywasz cyfrowego zapisu liczb. Trafiają się błędy ortograficzne.

Berlin nocą, gdzieś w centrum wciąż dudni od bassu z klubów techno.

A bass to nie jest ryba?

Osobiście do Czeskiego zioła masz urazę, więc nawet nie próbujesz towaru.

Dlaczego dużą literą? Przymiotniki od nazw państw piszemy małą.

Cały towar dostałeś za 480 złotych, więc podwajasz marżę.

Co masz na myśli, pisząc o podwojeniu marży?

To jak rozlewanie ostatniej butelki wody pitnej po sacharze.

Chodziło o jakąś pochodną cukru czy o pustynię Saharę?

Ubierasz kurtkę,

Ubrań się nie ubiera.

Babska logika rządzi!

Z trudem przebrnęłam przez dwie części opowiadania i na tym zakończyłam lekturę. Opisane wydarzenia zdały mi się nudne, nie zdołały mnie niczym zaciekawić. Nie doszukałam się też choćby odrobiny fantastyki.

Wykonanie jest dość niechlujne i pozostawia sporo do życzenia. :(

 

Po­wiem ci praw­dę, na­praw­dę wie­rzy­łem… –> Czy to celowe powtórzenie?

 

nie znaj­du­jąc ni­cze­go sa­tys­fak­cjo­nu-ją­ce­go. –> Co tu robi dywiz?

 

za każ­dym razem w folie alu­mi­nio­wą za­wi­jasz 0,8 gram to­wa­ru. –> …za każ­dym razem w folię alu­mi­nio­wą za­wi­jasz 0,8 grama to­wa­ru.

Gram odmienia się. Ten błąd pojawia się także w dalszej części opowiadania.

 

cho­wasz do czar­ne­go pu­deł­ka po Jor­da­nach. –> …cho­wasz do czar­ne­go pu­deł­ka po jor­da­nach.

 

wy­cią­gasz z niej ko­lej­no: Blet­ki, mły­nek… –> Dlaczego wielka litera?

 

To jak roz­le­wa­nie ostat­niej bu­tel­ki wody pit­nej po sa­cha­rze. –> …po Sa­ha­rze.

 

– Halko? – słabe po­łą­cze­nie. Pew­nie jest w klu­bie. – Dzwo­ni­łeś, co chcia­łeś? –> – Halko? – Słabe po­łą­cze­nie. Pew­nie jest w klu­bie. – Dzwo­ni­łeś, co chcia­łeś?

 

Po co? Cięż­ko stwier­dzić. –> Po co? Trudno stwier­dzić.

 

noce i dnie, spę­dza­ne na miesz­ka­niu. –> …noce i dnie spę­dza­ne w miesz­ka­niu.

 

nie chcąc po­zo­stać samym ze sobą… –> …nie chcąc po­zo­stać sam ze sobą

 

po tym prze­bie­rasz pie­rzy­nę w świe­żo wy­pra­ne po­szew­ki. –> …po tym powlekasz pie­rzy­nę w świe­żo wy­pra­ną po­szwę.

 

Starą wrzu­casz do ła­zien­ki na zie­mię. –> Starą wrzu­casz do ła­zien­ki na podłogę.

Chyba że miał w łazience klepisko.

 

Ubie­rasz kurt­kę, wy­cho­dzisz z miesz­ka­nia… –> Wkładasz kurt­kę, wy­cho­dzisz z miesz­ka­nia

 

Jeśli jakiś typ męczy piwo na ogród­ku… –> Jeśli jakiś typ męczy piwo w ogród­ku

 

żeby roz­wa­żać nad isto­tą swo­jej funk­cji w spo­łe­czeń­stwie… –>…żeby roz­wa­żać isto­tę swo­jej funk­cji w spo­łe­czeń­stwie

Rozważać można coś, nie nad czymś. Nad czymś można się zastanawiać.

 

Wy­sy­łasz SMSa do Wojt­ka. –> Wy­sy­łasz SMS-a do Wojt­ka.

 

Do­dat­ko­wo ma przed­ra­mie­niu, przy zgię­ciu łok­cia… –> Literówka.

 

Gdy zo­ba­czy­łeś grup­kę… – Gdy zo­ba­czy­łeś grup­kę

 

Z resz­tą do teraz krążą po mie­ście le­gen­dy… –> Zresz­tą do teraz krążą po mie­ście le­gen­dy

 

Nie prze­pa­da­li­ście za mię­tu­sem… –> Wcześniej pisałeś wielką literą.

 

Nigdy nie wiesz, czy na­stęp­ny dzień zjesz śnia­da­nie… –> Nigdy nie wiesz, czy następnego dnia zjesz śnia­da­nie

 

ty pre­fe­ru­jesz w niż­szych dziew­czy­nach… –> …ty pre­fe­ru­jesz niż­sze dziew­czy­ny

Można preferować coś, ale nie w czymś.

 

Cięż­ko ci było to z sie­bie wy­krztu­sić. –> Trudno ci było to z sie­bie wy­krztu­sić.

 

na do­kład­ne prze­szu­ka­nie tego miej­sca miej­sca to odda… –> Dwa grzybki w barszczyku.

 

Pa­trzy­cie się przez se­kun­dę na sie­bie. –> Pa­trzy­cie przez se­kun­dę na sie­bie.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Długie, a w sumie nie dzieje się zbyt wiele. Ale czytało się całkiem przyjemnie :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka