- Opowiadanie: Łosiot - Biała Flaga

Biała Flaga

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Biała Flaga

Eksplozja była potężna, jednak nikt jej nie usłyszał. Nikt też nie zobaczył milionów okruchów kodu rozsypujących się w obłoku parujących danych. Zarządzająca systemem zabezpieczeń istota centralna została zniszczona.

Napastnicy pokonali czterometrowe ogrodzenie pojedynczymi skokami, przy cichym akompaniamencie stęknięć rażonych prądem polimerowych wspomagaczy. Pierwszy ze skaczących nie mógł się powstrzymać – i tak już całkiem efektowną ewolucję podrasował saltem w najwyższym punkcie lotu, a potem spektakularnym przewrotem przy lądowaniu. Drugi z nich w trakcie skoku cisnął przed siebie garść lśniącego w świetle księżyca pyłu. Niewielki obłoczek maleńkich, ruchliwych klejnocików rozpierzchł się momentalnie na wszystkie strony. Ostatni skoczek przeleciał nad płotem z trudem utrzymując równowagę i ledwo udało mu się wylądować. Intruzi zaczęli przemierzać zewnętrzny pierścień ochronny bazy. Na swej drodze, w cieniach wojskowych budynków, przy dyskretnych błyskach zimnej stali, po cichu zostawiali krwawe ślady.

 

Była chyba środa. Znów wziął za dużo, a może właśnie tyle chciał? I znowu jakoś tak wyszło, że przeleżał dziesięć godzin tripując na kanapie. W ramach dokonań tego raczej mało aktywnego dnia, zrobił na kanapie dwie kałuże – jedną z własnej śliny, a drugą – z moczu. Też własnego – bo większość tego dnia, jak zwykle, spędził sam.

Późnym popołudniem przyszli chłopcy. Rzucili plecaki, poszukali czegoś w kuchni i usiedli na podłodze przed ściennym ekranem, w bezpiecznej odległości od cuchnących wycieków. Włączyli kreskówki.

Barwne animacje były dla niego jak haust świeżego powietrza. Odrętwiały mózg wreszcie otrzymał do wykonania jakieś zadania – rozpoznawanie kolorów, kształtów, a w końcu nawet sensu. Wraz z postępami w rozruchu skatowanego narkotyczną jazdą umysłu, zaczęła się pojawiać euforia. Przypływ miłości do dzieci, radość z ich obecności. Chęć wstania z kanapy i zrobienia im kolacji, pomocy przy lekcjach, przytulenia. Skończyło się tylko na chęciach, bo wpasowane w zafoliowaną kanapę ciało nie było jeszcze w stanie się ruszyć. Wtedy przyszła ona. Zmęczona pracą, obładowana zakupami, problemami, lodowatym gniewem i pogardą.

 

Strażnik bezmyślnie pukał palcem w dotykowy ekranik komunikatora, jednak zabieg ten na niewiele się zdał. Urządzenie kompletnie się zawiesiło. Z głośniczków w hełmie wciąż wydobywał się ten okropny pisk, przez który strażnik musiał go zdjąć. Zakłopotany brakiem łączności, mężczyzna uniósł głowę, żeby się rozejrzeć. Dzięki temu dane mu było poznać bezpośrednią przyczynę swego zgonu:  ostrze katany, które ułamek sekundy później odseparowało mu głowę od szyi. Palec strażnika stuknął jeszcze po raz ostatni w panel komunikatora. Ciało nieszczęśnika runęło na ziemię, rosząc trawę krwią, parującą w chłodnym, nocnym powietrzu. Dzierżąca klingę pośrednia przyczyna zgonu strażnika poświęciła moment na odpowiednią oprawę. Po wyprowadzeniu śmiertelnego cięcia, odziana na czarno postać zastygła na chwilę nieruchomo w pozycji rodem z azjatyckiego kina akcji.

– Pajac! – krzyknęła przebiegająca obok druga z postaci, odziana w bardzo obcisły, podkreślający kobiece kształty strój.

– Nudziara! – odpowiedział właściciel zakrwawionej katany, wywijając nią jednocześnie efektownego młyńca.

– Zamknijcie się, gówniarze! – syknęła, ubrana w zwykły wojskowy strój i zwyczajną kominiarkę trzecia z postaci.

Cała trójka ruszyła dalej, przemykając jak cienie. Jeszcze nikt niczego nie zauważył. Jednak byli pewni, że to kwestia czasu. Przy tej częstotliwości patroli, ktoś w końcu znajdzie zwłoki zaszlachtowanych żołnierzy.

 

*

Nadszedł wieczór, była zupełnie wykończona. Nakarmiła chłopców, zrobiła z nimi lekcje, położyła ich spać, ogarnęła mieszkanie. 

Już dawno zdecydowała, że w takich sytuacjach będzie go traktować jak mebel. I bez słów. Bo jedno słowo mogło być początkiem zdania. A ono rozpoczęłoby kolejne. Już to przerabiała. Te kilka słów, które przeradzały się w rwący strumień gniewu, frustracji i rozpaczy. Strumień, którym nieraz już zalała jego i dzieci.

Lepiej było nie widzieć w nim męża. Ani człowieka. Lepiej było skupiać się na szczegółach i drobnych sukcesach. I tak, po pierwsze, zadowolona była z tego, jak świetnie sprawdził się jej pomysł z oklejeniem kanapy grubą folią. Dzięki niej, zabrudzenia usuwało się dużo łatwiej, a jego otłuszczone ciało można było łatwiej przesuwać po śliskiej powierzchni. Po drugie, jakże świetne były te nowe chusteczki do czyszczenia! Nie dość, że świetnie wchłaniały niepożądane ciecze, to jeszcze zostawiały po sobie miły, odświeżający zapach.

Zerknęła na zegarek i westchnęła. Wzięła mikrodawkę LSD, po czym zasiadła do stacji roboczej i oplotła się zestawem imersyjnym. Przez kilka godzin ryła sieć w poszukiwaniu odpadów danych. Korzystała z niedomkniętych drzwi, szpar w przeglądarkach, pęknięć w zabezpieczeniach i okruchów po zamkniętych w pośpiechu sesjach. Zbierała numery dokumentów, adresy, numery kart, imiona, nazwiska, hasła, loginy, piny, nipy i pesele. Około trzeciej w nocy sprzedała wszystko, co znalazła gdzieś w ciemnym zaułku sieci. Niewiele tego było, ale budżet domowy ledwo się spinał i nawet małe kwoty miały znaczenie.

Kiedy kładła się spać, widziała jego sylwetkę w drzwiach do łazienki. Gdy ją zobaczył, spuścił głowę i zamknął się w środku. Znów zasypiała pełna gniewu.

 

*

– Alarm, alarm, zbiórka przed budynkiem, to nie są, kurwa, ćwiczenia, wstawać, bo osobiście zajebię! – ryczał dowódca ochrony przemierzając korytarz ciężkim kłusem. Po drodze łomotał zbrojną rękawicą we wszystkie mijane drzwi. Za nim, w bezpiecznej odległości, przemykała ciągle rosnąca grupka strażników w pośpiechu poprawiających hełmy, dopinających pancerze i sprawdzających – wciąż nie działające – komunikatory.

Podczas naprędce zwołanej zbiórki na placu, dowódca straży poinformował zaspanych i zdezorientowanych podwładnych o tajemniczej awarii właściwie wszystkiego, oprócz oświetlenia bazy. Gdy jego słowa wsiąkały w jeszcze niezbyt chłonne umysły, stojące dookoła latarnie zgasły, zostawiając dwuszereg zafrasowanych strażników w ciemności.

– Co tak stoicie jak te chuje, włączać noktowizję! – Wydarł się dowódca. W innych okolicznościach, wspomaganie widzenia po ciemku zostałoby włączone automatycznie. Teraz jednak, każdy z nich musiał uruchomić odpowiednie menu i wybrać komendę. Na ciemnym placu słychać było szepty i zadawane półgębkiem pytania o to, gdzie trzeba kliknąć? Nagle gdzieś z mroku dobiegł ich dźwięk ciężkich kroków. Część zebranych na placu dobyła broni. – Szefie, szefie! – Facet z trudem łapał oddech. – Znaleźliśmy kilku naszych! Zabici przy ogrodzeniu, potem kolejni, w głębi bazy, a najgorzej na parkingu. Ktoś ich strasznie  pociął, wartownik przy płocie ma obciętą głowę, to znaczy nie ma głowy, bo mu ktoś uciął!

– Ogłosić alarm trzeciego stopnia! Zostaliśmy zaatakowani, to nie są ćwiczenia! – wykrzyczał do zebranych dowódca. – Na parking i wsiadać do aut, jedziemy na most!

Pierwsze syreny alarmowe zawyły dopiero kilkadziesiąt sekund później. Trzeba było znaleźć sposób ich ręcznego uruchomienia, a z początku nikt nie wpadł na to, że to ten czerwony przycisk na środku głównej konsoli w centrum dowodzenia.

Parking znajdował się niecały kilometr dalej. I to właśnie nad nim, w ciemności nocy, zakwitły wielkie, pomarańczowe kwiaty eksplozji. Dowódca patrzył przez chwilę zafascynowany na kule ognia uciekające w czarne niebo. Wyglądały jak wielkie świecące balony, które zaraz uniosą się wysoko nad bazę i polecą gdzieś hen daleko. Prawie ze smutkiem obserwował, jak po chwili kule płomieni zaczęły się zapadać same w siebie i zniknęły. Nad parkingiem została tylko łuna od ognia płonących aut. Dowódca zaklął siarczyście i odzyskał rezon. – Za mną! – zakomenderował. Grupa żołnierzy ruszyła w luźnym szyku w kierunku mostu.

 

*

Jakiś inny dzień w szarym paśmie depczących sobie po piętach identycznych dni. Nie pamiętała już nawet, co ją tak okropnie wściekło. Na pewno zbliżał się jej okres, a każdy skurcz w jamie brzusznej powodował u niej fale bólu i rozdrażnienia. Ale chyba tak naprawdę, to poszło o uśmiech. Nierób i ćpun uśmiechnął się do niej. Tego dnia był taki zadowolony. Nic nie wziął, posprzątał mieszkanie i odebrał dzieci ze szkoły. Rozpierała go duma, bo przeżył jeden dzień bez narkotyków. Jeden dzień. A to wszystko na pewno nie dlatego, że tak chciał, po prostu zabrakło mu prochów. Ten bezczelny uśmiech, ta duma z samego siebie widoczna w nieprzytomnych zazwyczaj oczach. I chłopcy – jacy szczęśliwi! Do niej nigdy się tak nie kleili, a przecież poświęcała im całą siebie.

Bardzo potrzebowali pieniędzy. Z pensji zostało jej niewiele, a on na pewno już kombinował, jak świsnąć jej parę stów na nowy rzut świństwa, które odklei go od rzeczywistości. Zdusiła w sobie wzbierającą falę złości i usiadła do pracy. Była na granicy furii, więc oplecenie się cieniutkimi kablami zestawu do imersji było nie lada wyzwaniem. Gdyby którykolwiek z kabelków się zaplątał, cały zestaw skończyłby marnie, roztrzaskany o podłogę. Jakby przeczuwając zagrożenie, nitkowate przewody usłużnie oplotły jej głowę nie sprawiając żadnych problemów.

Numery kart najłatwiej było złapać na serwisach z grami i filmami, jednak polowanie na grubszą zwierzynę należało przeprowadzić w świecie porno na żądanie i płatności w czasie rzeczywistym. Tam też jednak zabezpieczenia były najtrudniejsze do obejścia. Z jednym takim, agresywnym firewallem pingującym losowo wszystkie połączenia zewnętrzne, spotkała się tuż po wejściu. Był niezwykle irytujący – kilka razy, kiedy pakiet danych z czyimś numerem karty miała w zasięgu ręki, przeszkodził jej w pobraniu danych. Nie wytrzymała. Diody na jej zestawie imersyjnym błysnęły gniewną czerwienią, a ona wydała z siebie ryk frustracji i niekontrolowanej złości. O, jak dobrze było dać jej upust! Krzyczała i krzyczała, dając z siebie wszystko. Furia, zmieniona w cyfrowy wrzask za pośrednictwem zestawu imersyjnego, rozerwała firewall na strzępy. Nagle, z małego robaka, zmieniła się w najgroźniejszego drapieżnika w okolicy. W pierwszej chwili była bardzo zaskoczona, jednak w końcu ruszyła na łowy. Dwie godziny później położyła się do łóżka i długo nie mogła zasnąć. Gniew zniknął, ale za to na jej koncie pojawiła się spora suma pieniędzy.

 

*

Gdy zawyły syreny alarmowe, dowódca plutonu zajmującego most zaciągnął się papierosem i rzucił go, dopalonego do połowy, na beton.

– Wy, pójdziecie na początek i będziecie pilnować wjazdu na most. To pewnie tylko ćwiczenia, więc na spokojnie, pokażmy, że jesteśmy czujni, pewnie zaraz przyjedzie szef z inspekcją. – Gdy wydawał rozkazy, coś nim szarpnęło. Ostatnie słowo wychrypiał dziwnie zmienionym głosem, po czym spojrzał w dół, na swoją klatkę piersiową. Ta zaczęła bowiem dymić z kilku dziur, których przed chwilą tam nie było. Kolejne pociski z plaśnięciem trafiły go w szyję, a krew chlusnęła na zebranych wokół żołnierzy. Upadł, gasząc tlącego się na betonie papierosa. Strażników zasypały pociski. Ktoś z zewnętrznego kręgu wpakował w nich kilka krótkich, diabelnie celnych serii. Zanim ktokolwiek zdążył zlokalizować dokładnie źródło strzałów, nie mówiąc już o odpowiedzeniu ogniem, kanonada ucichła.

Wtedy dobiegł ich dźwięk wybuchów ładunków wybuchowych podłożonych przez Wróżkę na parkingu. W wyciu syren, wśród krzyków rannych i przekleństw pozostałych, ci co mogli,  schowali się za osłoną podłużnych, bocznych barier mostu. Z ulgą przywitali oślepiające światło reflektorów i warkot silnika wjeżdżającej na most odsieczy.

 

*

Nick przerzucił karabin na plecy i popędził  w kierunku mostu. Był w stałej łączności z Wróżką – wymieniali statusy, odświeżali lokalizacje i raportowali wykonanie kolejnych zadań. Wróżka załadowała właśnie nowy plan, kilkunastosekundową sekwencję tego, co się zaraz stanie. 

Nick wybiega na otwartą przestrzeń między budynkami, z których prowadził ostrzał, a mostem.  Otacza go chmura dronów kontrolowanych przez Wróżkę. Zadaniem maleńkich, lecz licznych maszyn jest chronienie go przed strzelcami. Ona uruchamia silnik uprowadzonego wojskowego samochodu i rusza w kierunku mostu. On, otoczony chmurą wirujących błyskotek, szarżuje na strażników patrolujących teren przed wjazdem na most. Drony zwiadowcze Wróżki wysyłają Nickowi dane. Ten doskonale wie ilu ma przeciwników i zna lokalizację każdego z nich. Strażnicy widzą go i w panice oddają niecelne strzały. Nick rozpoczyna zabijanie. Wróżka wciska w podłogę pedał gazu. Silnik ryczy i pcha go do przodu. Kiedy zostaje jej do pokonania nieco ponad sto metrów, wydaje komendy, zbiera dane z dronów zwiadowczych i wymienia pakiety danych z Nickiem. Podczas gdy pojazd połyka kolejne metry dzielące go od mostu, Nick eliminuje zdezorientowanych strażników. Wróżka zerka zza kierownicy na jego poczynania. Z chmury minidronów ledwo odróżnia jego sylwetkę, całkiem nieźle natomiast widzi błyśnięcia ostrza katany zmieszane z rubinową czerwienią. On dobiega bezpieczny do mostu. Ona macha mu przez szybę wyprzedzając go w momencie, gdy on wyrywa klingę katany z pleców jednego ze strażników. Krew bryzga na szybę samochodu. Wróżka się śmieje. Wjeżdża na most ze sporą prędkością i dociska jeszcze pedał gazu.

– Zobacz, trepy są totalnie bezradni, aleś im dołożyła! – wrzeszczała Wróżka do siedzącej obok pasażerki. – Teraz, kryyyj się! – Obie padły na podłogę. Terkot broni maszynowej gdzieś z przodu i huk roztrzaskiwanej przez pociski szyby potwierdziły, że kobiety zrobiły to w odpowiednim momencie.

 

*

Dopiero teraz, po latach żywienia się okruchami z internetowego stołu, nadała sobie pseudo. Bo po ciemnej stronie sieci stawała się sławna, ludzie zaczynali o niej mówić.

– Ta suka rozpieprza wszystko, co stanie jej na drodze!

– Widziałem ją, suka rozwala serwery i zapory  w pierdolony drobny mak!

W półświatku miała już pewną markę, jednak żeby poczuć się kimś, musiała mieć porządny login. Tak więc, Suka. Bardzo jej to pasowało.

Kiedy kilka miesięcy wcześniej odkryła, co potrafi, była przerażona. Przez kilka dni w ogóle nie zakładała zestawu imersyjnego. Jednak, ciekawość i wizja pustego konta sprawiły, że musiała znów się wpiąć. Szybko zrozumiała, że owszem, w sieci może skopać tyłek każdemu, ale są pewne ograniczenia. Kluczem do siły jej cybernetycznych ataków były emocje. To one sprawiały, że ilość, struktura i niezwykle gwałtowna dynamika danych, które z siebie wyrzucała, były tak niszczycielskie. Już nie dusiła w sobie gniewu. Hodowała go na żyznej glebie pokancerowanej przez duszną codzienność rodziny. Wzbierał w niej i dojrzewał. A gdy była gotowa, wpinała się w sieć i brała sobie to, na co miała ochotę. Czasem, gdy gniew nie chciał rosnąć, musiała mu pomóc, karmiąc go po cichu. W domu zawsze znalazło się coś, lub ktoś, kto mógł doprowadzić ją do szału. Wystarczyło poczekać na czyjś błąd.

 

*

Odeszli nagle. Pewnie, były sygnały, ale ich znaczenie zrozumiała już po fakcie. Widziała na przykład, że często wchodzą na strony poświęcone Odejściu. Nic niezwykłego, przecież wiele osób się tym interesowało. Zauważyła, że właściwie w ogóle z nią nie rozmawiają. No, ale nie było to nic nowego, jako rodzina już dawno ograniczyli komunikację do tematów logistyki dnia codziennego. Z kolei więcej rozmawiali między sobą – on i dzieciaki. Śmiali się, szeptali, opowiadali. Zazdrościła im. I czerpała z tego swą złość.

Wzorem pierwszych Odchodzących w digital, zostawili jej Białą Flagę. W tym żałosnym, pożegnalnym wideo tłumaczyli jej, dlaczego się poddali. On przyznał wprost, że życie było do dupy, nie potrafił już gonić, nie miał siły. I był za słaby na walkę z nałogiem. Chłopcy – że było im za trudno. Po prostu. Za dużo wszystkiego, co złe, za mało tego, co dobre i fajne. We trzech stwierdzili, że trzeba spróbować, może tam będzie lepiej. Oczywiście, zapraszają ją. Ale wiedzą, że ona w to nie wierzy, że chyba ma teraz coś ważnego, że robi coś, co dla niej ma sens, więc zrozumieją, jeśli nie. I że ją kochają. Nawet jednym słówkiem, czy spojrzeniem, nie dali znać po sobie, że to z jej powodu. Że to dlatego, że ich od siebie odepchnęła. Ale ona wiedziała, że Odchodząc, uciekali nie tylko od chujowego życia. Uciekali od niej.

Tego dnia jej wściekłość osiągnęła jakiś nowy poziom, o którym nie wiedziała, że w ogóle istnieje. Była wielka jak góry, czysta i biała jak zalegający na ich szczytach śnieg. Nie wpięła się wtedy w sieć. Bała się.

 

*

Wóz odbijał się od betonowych barier mostu. Wzniecając snopy iskier uderzał je raz lewą, raz prawą burtą i jechał zygzakiem pod gradem kul z broni automatycznej. Strażnicy grzali do niego ze wszystkiego, co mieli, a było tego sporo. Kilku żołnierzy zostało wtartych w pomalowany w żółto-czarne pasy beton. Inni ginęli pod kołami, a niektórzy, uciekając przed pojazdem, skakali przez barierę. Lądowali kilkanaście metrów niżej, gruchocąc się o głazy. Po przejechaniu mniej więcej dwóch trzecich długości mostu, bestia padła, zatrzymując się z jękiem rozdzieranej o beton karoserii. Spod maski poleciał dym, a jeden ocalały reflektor rzucił snop światła na stłoczonych na końcu mostu strażników. W jego blasku, niczym ćmy, lewitowały maleńkie drony Wróżki.

Na kilka sekund zapadła cisza. Zakłócił ją metaliczny dźwięk szyszki granatu upadającego pod stopy strażników. Komenda “Padnij!” zabrzmiała nieco za późno i wybuch granatu solidnie przerzedził szeregi obrońców mostu. Najciężej uzbrojonych uratowały otulające ich pancerze. Wróżka podgrała nowy plan na najbliższe sekundy, rozpoczęli kolejną sekwencję. 

Czający się za pojazdem Nick wskakuje na dach, klęka na jedno kolano i opróżnia magazynek karabinu. Strzela krótkimi seriami przez kłęby dymu ze zniszczonego silnika wozu. Cele i kolejność zajęcia się nimi oznacza mu Wróżka. Po zdjęciu każdego z celów Nick jest informowany o zdobyciu pięciuset punktów doświadczenia i widzi emotikonkę. Rechocze, skacząc z samochodu i zmienia magazynek. Wróżka wraz Suką wychodzą na zewnątrz auta, na beton spadają z nich kostki pokruszonego szkła przedniej szyby. Gdy Nick przeładowuje, Wróżka strzela z pistoletu maszynowego, zasypując ziemię łuskami, a strażników chmurą pocisków. Suka kryje się za opancerzonymi drzwiami i zakrywa głowę rękoma. Teraz Nick jedną serią opróżnia cały magazynek. Łuski dzwonią o beton. Wróżka zbiera dane z minidronów i przekazuje raport Nickowi.

– Zostało jeszcze pięciu w pancerzach, mocny mob, nie spieprz tego, chłopczyku – zaświergotała mu do ucha. Przechodząc obok, musnęła biodrem jego udo.

Suka, wymięka, zobacz. – Dosłała mu tekstowy komunikat. Faktycznie, kobieta wciąż siedziała na ziemi wśród okruchów szkła, oparta o koło pojazdu, z głową schowaną między kolanami.

– Chuj z nią, pogadamy za chwilę! – krzyknął Nick w biegu. Odpalili kolejną sekwencję.

Drony Wróżki dopadają ostatnich strażników. Oblepiają ich wizjery, włażą w szczeliny między płytami pancerza, krępując ich ruchy. Żołnierze próbują się opędzać, machają rękoma i przecierają pancerne szyby hełmów. Nick pokonuje dzielące ich kilkanaście metrów długimi susami, jego katana błyska krwiożerczym uśmiechem. Jeden ze strażników strzela. Kula uderza Nicka w ramię, pancerz chyba wytrzymuje. Wróżka wstrzymuje oddech, gdy widzi, jak trafiony się zatacza. Zaczyna znów oddychać, gdy ten kontynuuje szarżę i przebiega przez grupkę żołnierzy. Błyska stal. Nick zatrzymuje się i zastyga w kolejnej filmowej pozie. Czeka. Z ostrza miecza kapie krew. Strażnicy po kolei osuwają się na beton.

– Teren czysty! – warknęła Wróżka. – Wstawaj, zaraz znowu tu będzie gorąco. Suka podniosła głowę i wbiła we Wróżkę przerażone spojrzenie. Byle się nie rozejrzeć, byle nie patrzeć na zakrwawione mundury, odcięte kończyny, podziurawione klatki piersiowe i kałuże krwi.

– Dlaczego to aż tak… – wychrypiała niepewnie – Tyle tego tutaj… Nie wiedziałam… – Wróżka chwyciła ją za rękę – Wiedziałaś.

Stąpając ostrożnie między trupami i omijając kałuże krwi, podeszli do bramy, do której przyprowadził ich most. Suka znalazła interfejs i wpięła się do niego swoim zestawem imersyjnym.

 

*

Nie mogli tak po prostu odejść i ją zostawić. Słaby, żałosny nierób. Był nikim, ale zamiast to zaakceptować, kupił tę głupią historyjkę. Że ma drugą szansę, że w wirtualu może zostać kimś. Że miał rację, czekając przez całe życie na coś wielkiego. Że to, że wszystko jest do dupy, to nie jego wina. Po prostu ludzi jest za dużo i świat nie daje rady. Że istnieje nowy, lepszy, miliony Odchodzących już tam są, kolejne będą tam już zaraz i wszyscy razem będą żyć w wiecznej szczęśliwości.

– Idiota! – krzyczała niszcząc zapory serwerów. – Marne, głupie, nikomu niepotrzebne gówno! – Wyrzucała z siebie, zdmuchując pomniejsze istoty centralne strzegące informacji, których szukała.

– Dorwę cię, chuju! Rozniosę w pył!

Znajdzie ich. Jemu wymierzy sprawiedliwość. Chłopcom pokaże, że ich kocha i to ją powinni kochać najbardziej. Że jest ich matką. Że jest Suką. 

Wszyscy wiedzieli, na czym polega Odejście. Każdy zainteresowany wiedział jak i gdzie się zgłosić. Nikt jednak nie znał szczegółów przeniesienia na zawsze w wirtualny świat. Rząd pilnie strzegł dokładniejszych informacji. Ale nie był w stanie powstrzymać wściekłej Suki. W cyfrowym pyle wirtualnych bitew wyszarpywała dla siebie fragmentaryczne dane i stopniowo dochodziła do ważnych informacji. Dowiedziała się o odizolowanym od sieci superserwerze w sercu tajnej bazy, poznała jej lokalizację i zabezpieczenia. I zdała sobie sprawę, że aby znaleźć męża i synów, musi się tam wybrać osobiście. Potrzebowała tylko odpowiedniego wsparcia. Na szczęście, z budżetem jakim dysponowała i kontaktami po ciemnej stronie sieci, mogła sobie pozwolić na najlepszych z najlepszych.

 

*

Gdy tylko podłączyła się do interfejsu, zauważyła że nie jest tam sama. Istota strzegąca bramy i tego, co było za nią, była potężna i przygotowana na konfrontację. Najpierw, sztuczna inteligencja próbowała ją zatopić i przeciążyć. Następnie, pod pozorem próby komunikacji, wysłała setki agresywnych pakietów i zapytań wyładowanych po brzegi wirusami. Gdy Suka uderzyła w nią wezbraną falą przesiąkniętego gniewem kodu, istota w ostatniej chwili zdążyła się wycofać.

 

*

Nick i Wróżka rozglądali się dookoła, zaskoczeni. – Co to za gówno? – rzucił Nick.

– Oni są w tym. Wszyscy są w środku – odparła Suka. “Gówno” wypełniało prawie całą przestrzeń centrum bazy. Wznosiło się na wysokość kilku pięter i rozciągało mniej więcej na powierzchni porównywalnej do stadionu piłkarskiego. Kłębowisko niebieskawych, skołtunionych korzeni. Plechopodobna sieć powykręcanych, splecionych w węzły, przenikających się i łączących w nieskończenie wiele kombinacji sznurowatych tworów.  

Wróżka pomogła Suce znaleźć punkt dostępu i wpiąć się w interfejs. Oboje z Nickiem patrzyli, jak kobieta klęka na betonowej posadzce tuż przed ścianą splątanych, błękitnych korzeni. Jak pochyla głowę i zastyga, gdy rozpoczęło się połączenie.

 

*

Suka stała u progu wieloświatowej przestrzeni wypełnionej milionami gwiazd.  Sandboxy, symulacje, plansze, środowiska i ogromne światy tworzyły tu konstelacje, mgławice i gromady. Wszystko to tętniło cyfrowym życiem i pulsowało wirtualną energią.

– Nie masz prawa tu przebywać. – Poinformowała ją potężna  istota centralna tego miejsca.

– Mam prawo być tam, gdzie chcę, nędzny konstrukcie. Znajdź mi moją rodzinę i oddaj, a może cię nie zniszczę.

– Boję się ciebie. Wszystko na twej drodze przestaje istnieć.

– Słusznie. Oddawaj mi rodzinę. Przyszłam tylko po nich. Potem odejdę.

– Nie są twoi.

– Gdzie oni są? Chcę z nimi rozmawiać!

– Boją się ciebie. Jak ja. Odejdź, bo budujemy tu piękne światy pełne dobra. Odejdź i zabierz stąd swój gniew!

Spuściła ze smyczy swą furię. Istota stawiała opór, jednak nie mogła stawić czoła lawinie. Jej kod eksplodował i wypełnił wszystko szumem, który stopniowo przeszedł w nieznośną ciszę. Wieloświat zadrżał w posadach, a jego gwiazdy zaczęły gasnąć.  

Gdy Suka zdała sobie z tego sprawę, przekroczyła próg i skoczyła w ciszę, jaką zostawiła po sobie istota centralna. Poczuła, jakby wskoczyła do lodowatej wody. Raz, setki, tysiące razy, ale w jednej chwili, w tym samym momencie. Raz, setki razy, setki tysięcy razy poczuła, jak rozpada się w agonii. Płynęła lodowatym strumieniem, setką, tysiącami strumieni lodu. A kiedy już była u kresu, gdy poczuła, że kończy się jej istnienie, wynurzyła się w wielu światach jako nowa istota centralna, nowy Bóg tego miejsca.

 

*

Suka zwiotczała nagle, jakby ktoś ją wyłączył. Z klęczek osunęła się na posadzkę i przestała oddychać.

– Fuck, co za gówno – skomentował Nick. 

– Zgodnie z naszym kontraktem, właśnie skończyliśmy zlecenie, Nick – powiedziała Wróżka. Wysłała mu komunikat “Mission accomplished. Level up”. Chłopak zaśmiał się, zbliżył się do dziewczyny, położył dłonie na jej pośladkach i przyciągnął ją do siebie. Przylgnęła do niego na chwilę, po czym gwałtownie odepchnęła. – Tobie macanie w głowie, a drony meldują, że tam przyszły posiłki, obstawiają właśnie most.

– No to mają problem! – Nick załadował do karabinu nowy magazynek.

Koniec

Komentarze

Błędów i niedociągnięć jest od za… ale w sumie przypasiło mi, choć końcówka taka jakaś. No nie wiem, mam pewien niedosyt, być może czegoś nie zajarzyłem. Ogólnie fajny pomysł i przeczytałem do końca z zainteresowaniem, tylko jak wcześniej napisałem rażą błędy i biją po oczach. Nie odważę się wytykać ci pojedynczo niedociągnięć, bo są tu ode mnie lepsi i oni na pewno zrobią to profesjonalnie.

Chociaż lubię cyberpunk, stwierdzam z przykrością, że niewiele zrozumiałem z lektury “Białej Flagi”. Opisałeś długą i raczej nudną młóckę, niewiele ciekawszą relację rodzinną i enigmatyczny cyberświat. 

Masz od groma błędów. 

Czytało się przyjemnie, pomysł interesujący. Zastanawiałem się jak powiążesz dwa wątki, które wydawały się zupełnie różne i zostałem pozytywnie zaskoczony. Nie jestem profesjonalistą, ale wytchnę kilka fragmentów, które wydają się błędne lub trochę nielogiczne:

– Szefie, szefie! – Facet z trudem łapał oddech. – Znaleźliśmy kilku naszych! Zabici przy ogrodzeniu, potem kolejni, w głębi bazy, a najgorzej na parkingu. Ktoś ich strasznie  pociął, wartownik przy płocie ma obciętą głowę, to znaczy nie ma głowy, bo mu ktoś uciął!

Mogę się mylić (jeśli tak to przepraszam), ale skoro znajdujemy się na terenie wojska to ten raport wydaje się zbyt rozbudowany. Czytając nie czułem, że to naprawdę wojsko. Najbardziej razi “strasznie pociął”. 

 Jakiś inny dzień w szarym paśmie depczących sobie po piętach identycznych dni.

Nie wiem czy to umyśle powtórzenie, ale nie brzmi najlepiej. 

Lepiej było nie widzieć z nim męża.

A tutaj chyba miało być “w”. 

 

Generalnie opowiadanie wciągające, ale jeśli wyeliminować błędy byłoby naprawdę bardzo dobre. 

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Hej MaSkrol. Dzięki za te uwagi. Ostatnią wdrażam od razu. 

Przedostatnia – powtórzenie zamierzone, pewnie masz rację, że nie brzmi. Ale zostawię, bo jestem uparty :)

Z tym “naprawdę wojskiem”, też pewnie masz rację. Ale znowu – koncept jest, jaki jest. Bez wsparcia SI żołnierze przyszłości to straszne fafuły :P

Aha, rozumiem w takim razie! Za mało jeszcze wiem o tym świecie :P

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Tomaszu, Łukaszu, dzięki za odwiedziny. Odczekałem parę dni i wczytałem się w opowiadanie. Było co sprzątać. Zapewne dalej się coś znajdzie. Oczywiście “długa i raczej nudna młócka, niewiele ciekawsza relacja rodzinna i enigmatyczny cyberświat” dalej tam są i będą, bo tak wymyślił autor :P 

Pozdrawiam szanownych.

OK, jest jakiś pomysł.

Chociaż uważam, że uczucia są przereklamowane. Gdyby gniew dawał taką władzę i siłę, jak sugerujesz, światem rządziłby trzylatek, który nie dostał lizaka.

Spodobało mi się to, w jaki sposób w końcu splotłeś oba wątki. Odejście też niezłe.

Zapis dialogów do remontu.

Babska logika rządzi!

Finklo, własnie wzbudziłaś we mnie uczucia: radości, wdzięczności i dumy.

Jesteś więc chodzącą (piszącą) reklamą uczuć właśnie!

Robienie błędów w zapisie dialogów jest silniejsze ode mnie. Serio, coś jest ze mną nie tak. 

Do czego to doszło…

No i jakie były światowe skutki Twojej eksplozji uczuć? ;-)

Babska logika rządzi!

Pożyjemy, zobaczymy. Nigdy nie wiadomo, co może spowodować trzepot skrzydełek malutkiego motylka. 

Taaa, i jeśli za tydzień gdzieś będzie huragan, to zwalisz to na mnie? ;-)

Babska logika rządzi!

Finklo, wrociłem i poprawiłem dialogi. Raz jeszcze dzięki za klik. Wg statystyk, mój tekst odwiedziło 23 Użytkowników. Skomentowały, w sumie z Tobą, 4 osoby. Czyli mogę założyć, że tyle osób go przeczytało. Bida. Co robię źle? Kiepski tytuł? Niezbyt wciągający początek? Doradź coś, będę niezmiernie wdzięczny. 

Nie wydaje mi się, że coś robisz źle. Zawsze więcej osób zagląda niż komentuje. Jeszcze możesz liczyć na Reg i NWM, dyżurni też powinni skomentować, może kolejnych kilka osób się objawi.

Babska logika rządzi!

Obawiam się, że Twoje opko jest skazane na wieczną poczekalnię i to z powodów niekoniecznie zależnych od Ciebie. 

Masz na liczniku 23 odwiedziny, ale to oznacza jedynie, że 23 osoby kliknęły Białą Flagę, zerknęły na komentarze innych i poszły dalej. 

Przeczytają dyżurni, Finkla, Reg, kilka osób z przypadku. Żeby podbić sobie popularność musisz komentować opowiadania innych, sprawić, że Twój nick będzie rozpoznawalny. Ludzie najpierw czytają teksty osób, które lubią, tych którzy mają wyrobioną markę, opowiadania konkursowe, a dopiero na końcu opowiadania debiutantów, a i wtedy najpierw zerkają na pierwsze komentarze.

Szybko się połapiesz.

Ale Łosiot już coś komentuje – pod którymś z moich ostatnich tekstów zostawił ślad.

Babska logika rządzi!

Rany, czyli na portalu tworzonym przez ludzi ważne są relacje międzyludzkie i tak dalej… Personal branding, networking, marketing i wiele innych ingów? Mogłem na to wpaść. Finklo, co złego to nie ja. Łukaszu dziś wieczorem zostawię ślad u Ciebie. Dziwnie to brzmi BTW :)

Ależ wcale nie twierdzę, że to coś złego. Wprost przeciwnie – gorzej jest zajrzeć (albo – o zgrozo! – przeczytać) i nic nie zrobić. A potem bidny Autor nie wie, czy się tekst spodobał, czy do chrzanu, czy komentarze zniechęciły, czy czytelnik usnął w połowie. I zastanawia się, kim jest reszta z 23 zaglądających… ;-)

Babska logika rządzi!

Ależ wcale nie twierdzę, że to coś złego. Wprost przeciwnie – gorzej jest zajrzeć (albo – o zgrozo! – przeczytać) i nic nie zrobić. A potem bidny Autor nie wie, czy się tekst spodobał, czy do chrzanu, czy komentarze zniechęciły, czy czytelnik usnął w połowie. I zastanawia się, kim jest reszta z 23 zaglądających… ;-)

Prawda.

 

Jeśli chcesz zajrzeć do moich tekstów, to polecam ten:

 

https://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/20631

 

gdyż został napisany na cyberpunkowy konkurs ;). 

No cóż, Łosiocie, czytałam zaciekawiona każdą kolejną sceną i miałam nadzieję, że wątki ładnie się splotą, a finał wszystko wyjaśni, ale niestety – dotarłam do końca i, wyznaję to ze smutkiem, przestałam rozumieć cokolwiek.

 

jego ciało ru­nę­ło na zie­mię, ro­sząc trawę pa­ru­ją­cą w chłod­nym, noc­nym po­wie­trzu krwią. –> Co to jest nocne powietrze krwią?

Proponuję: …jego ciało ru­nę­ło na zie­mię, ro­sząc trawę krwią, pa­ru­ją­cą w chłod­nym, noc­nym po­wie­trzu.

 

On do­bie­ga bez­piecz­ny do mostu. Ona macha mu przez szybę wy­prze­dza­jąc go w mo­men­cie, gdy on wy­ry­wa klin­gę–> Czy wszystkie zaimki są konieczne?

 

– Teraz, kry­y­yj się! – Obie rzu­ci­ły się w dół, kuląc się na pod­ło­dze. –> Siękoza.

 

Ko­men­da “Pad­nij! za­brzmia­ła nieco za późno… –> Otworzony cudzysłów należałoby zamknąć.

 

pan­cerz chyba wy­trzy­mu­je. Wróż­ka wstrzy­mu­je jed­nak od­dech–> Nie brzmi to najlepiej.

 

po­de­szły do bramy, do któ­rej przy­pro­wa­dził ich most. –> Piszesz o kobietach, więc: …po­de­szły do bramy, do któ­rej przy­pro­wa­dził je most.

 

Nie mogli tak po pro­stu odejść i jej zo­sta­wić. –> Nie mogli tak po pro­stu odejść i  zo­sta­wić.

 

Po pro­stu ludzi jest za dużo i świat nie daje rady. Że ist­nie­je nowy, wspa­nia­ły świat… –> Czy to celowe powtórzenie?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hej Reg, bardzo fajnie że wpadłaś, czekałem na Twoją wizytę jak kania na dżdż :)

 

miałam nadzieję, że wątki ładnie się splotą mam nadzieję, że wątki splotły się dość jasno?

 

…finał wszystko wyjaśni, ale niestety – dotarłam do końca i, wyznaję to ze smutkiem, przestałam rozumieć cokolwiek.

Rozumiem. Miałem obawy, że będzie taki problem. Dołożyłem dwa słowa w scenie finałowej (tej, gdzie kończy się historia Suki), żeby konkretniej nieco wskazać, kim się stała. Jesli to Cię nie nakieruje, to znaczy że spieprzyłem, i tyle. 

 

jego ciało runęło na ziemię, rosząc trawę parującą w chłodnym, nocnym powietrzu krwią. –> Co to jest nocne powietrze krwią?

To jest bardzo dobre pytanie. Czasem bawią mnie moje wygibasy językowe. 

Proponuję: …jego ciało runęło na ziemię, rosząc trawę krwią, parującą w chłodnym, nocnym powietrzu. Biorę, dzięki. 

 

On dobiega bezpieczny do mostu. Ona macha mu przez szybę wyprzedzając go w momencie, gdy on wyrywa klingę… –> Czy wszystkie zaimki są konieczne?

Tutaj pozwolę sobie nic nie zmieniać, to świadomy zabieg stylistyczny. 

 

– Teraz, kryyyj się! – Obie rzuciły się w dół, kuląc się na podłodze. –> Siękoza.

Rany, po Twoim komentarzu przy moim poprzednim opowiadaniu zapamiętałem sobie żeby być czujnym i nie nadużywać “się”. Tu nie wyszło, poprawione. 

 

 

Komenda “Padnij! zabrzmiała nieco za późno… –> Otworzony cudzysłów należałoby zamknąć.

Jasne. 

 

pancerz chyba wytrzymuje. Wróżka wstrzymuje jednak oddech… –> Nie brzmi to najlepiej.

Owszem, poprawiam. 

 

podeszły do bramy, do której przyprowadził ich most. –> Piszesz o kobietach, więc: …podeszły do bramy, do której przyprowadził je most.

Jasne.

 

Nie mogli tak po prostu odejść i jej zostawić. –> Nie mogli tak po prostu odejść i  zostawić.

No jasne :/

 

Po prostu ludzi jest za dużo i świat nie daje rady. Że istnieje nowy, wspaniały świat… –> Czy to celowe powtórzenie?

Nie wiem, czy celowe, ale wyszło brzydko. Poprawiam. 

 

Dziękuję Ci bardzo!

 

Łosiocie, bardzo się cieszę, że uznałeś uwagi za przydatne. ;)

Doceniam Twoje wysiłki zmierzające do rozjaśnienia sprawy, ale obawiam się, że w moim przypadku na nic to się zda, że to syzyfowa praca – za bardzo kojarzy mi się wszystko z jakimiś grami, a o nich nie mam żadnego pojęcia; nigdy w żadną nie grałam. Wiem, że jest coś takiego, jak świat/ światy wirtualne, ale zupełnie nie wiem na czym to wszystko polega i jak działa. :(

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nawet spoko, jest pomysł na historię, ciekawie połączyłeś te dwa fabularne wątki, ale niestety wg mnie sporo rzeczy wymagałoby dopracowania.

Podobnie jak przedpiścy zastanawiałem się, jak połączysz te dwa fabularne wątki. Wg mnie wyszło to dobrze.

Walki było trochę za dużo jak na wymagania fabuły. Nie zrozum mnie źle, lubię strzelaniny i mordobicia, ale można było trochę skrócić i ograniczyć liczbę trupów, żeby nie wyglądało to jak w filmie akcji. :)

Fajnie czytało się o hackowaniu, przedstawiłeś to w przyjemny sposób dla laika. Później niestety , kiedy pojawił się wątek emocji, podobało mi się mniej, ale o tym niżej.

 

Dzierżąca klingę pośrednia przyczyna zgonu strażnika poświęciła moment na odpowiednią oprawę.

IMO określenia tego typu są zawiłe, pretensjonalne i brzmią śmiesznie. Unikałbym.

 

ryczał dowódca ochrony przemierzając korytarz ciężkim kłusem.

Czy “ciężki kłus” to dobre określenie sposobu poruszania się człowieka? Ja tam od razu myślę o koniu. :) Inna sprawa – czy kłus może być ciężki, czy to się nie wyklucza? (tu brak mi wiedzy)

 

Parking znajdował się niecały kilometr dalej. I to właśnie nad nim, w ciemności nocy, zakwitły wielkie, pomarańczowe kwiaty eksplozji.

Tu nie zajarzyłem skąd i po co te eksplozje. Z tekstu wynikałoby, że wywołali je strażnicy, ale nie wiem co chcieli tym osiągnąć.

 

Na parking i wsiadać do aut, jedziemy na most!

Tutaj może ja coś źle zrozumiałem, ale dla mnie z pierwszych scen wynikało, że napastnicy są już w obrębie chronionego obiektu, więc nie wiedziałem, po co strażnicy chcą obstawiać most (most kojarzy się podobnie jak brama, wejście, punkt dostępu do czegoś itp.)

 

Kluczem do siły jej cybernetycznych ataków były emocje.

No i właśnie – dlaczego? Dlaczego bohaterka mogła używać swoich emocji do cybernetycznych ataków? Brakuje mi tutaj wyjaśnienia

– po pierwsze – dlaczego właśnie ona (chyba nie była jedyną sfrustrowaną osobą na świecie ;),

– po drugie – dlaczego akurat w tym momencie (a jeszcze nieco wcześniej nie, rozumiem, że była wściekła na męża, ale przecież ta sytuacja w jej domu trwała od długiego czasu, dlaczego właśnie teraz potrafiła wykorzystać tę złość?)

– po trzecie – w jaki sposób tego dokonywała? Nie chodzi mi o szczegółowe techniczne wyjaśnienie procesu, ale jednak coś by się przydało. Ograniczenie się do stwierdzenia, że emocje wspomagały jej ataki cybernetyczne to zdecydowanie za mało, te dwie dziedziny są od siebie zbyt odległe, żeby pozostawić to domysłowi czytelnika. Potrafię sobie bez problemu wyobrazić jak emocje, (np. złość), mogą wpływać na siłę ciosu toporem, szybkość biegu na jednej nodze, czy nawet na wzbudzanie mocy magicznej czy motywację do nauki jakiejś zabójczej sztuki, ale ni w ząb nie wiem, jak się mają do hackowania. ;) You know what I mean. Niestety wygląda to tak, jakbyś nagle i z niewiadomych powodów obdarzył bohaterkę mocą, która ma zasadniczy wpływ na fabułę. 

 

Poniżej trochę problemów z tymi dialogami, ale o tym już Ci wspominano.

 

– Dlaczego to aż tak… – wychrypiała niepewnie. – Tyle tego tutaj… Nie wiedziałam… – Wróżka chwyciła ją za rękę. – Wiedziałaś.

 

Nick i Wróżka rozglądali się dookoła, zaskoczeni. – Co to za gówno? – Rzucił Nick.

 

wynurzyła się w wielu światach jako nowa istota centralna, nowy Bóg tego miejsca.

Tu nie rozumiem – czemu ona od razu stała się Bogiem? Bo pokonała tego strażnika na wejściu czy chodzi o coś innego?

Paper is dead without words; Ink idle without a poem; All the world dead without stories; /Nightwish/

Hej Lobo, dzięki że znalazłeś czas. Ewidentnie mam problem z przekazem. Rzeczy dla mnie oczywiste, są oczywiste tylko dla mnie. Za dużo zostawiam domysłom czytelników, tak to widzę po Twoim cennym dla mnie komentarzu. 

 

Ponieważ poświęciłeś swój czas, należą Ci się szybkie wyjaśnienia, czyli “jak miało być”. 

Eksplozje – to nasi bohaterowie wysadzili te auta, żeby opóźnić dojazd posiłków na most. Jest grupa żołnierzy w zewnętrznym kręgu i mniejsza pilnująca mostu. To dwie różne ekipy. 

Na pytania “dlaczego ona?” nie mam odpowiedzi. Końcówka – ona zastąpiła SI, głównego strażnika i system operacyjny wieloświatów. Zdigitalizowała się i zajęła pozycję istoty centralnej. 

 

shit ;)

No to tak.

Czytało się naprawdę nieźle (sądząc po komentarzach, sporo poprawiłeś). Historia też niczego sobie, choć jak dla mnie za duż rozwałki, a za mało rodziny (nie kupuję historii z powodem odejścia synów np.).

Najmniej podobało mi się zakończenie – bo co z tego, że Suka stała się bóstwem? Co jej to da? Trochę to zbyt niedopowiedziane.

Uwagi szczegółowe:

– “jechał zygzakiem w gradzie kul” – zdawało mi się, że mówi się “pod gradem”, ale pewny nie jestem;

– “Inni ginęli też pod kołami” – po co tu to “też”?;

– “na powierzchni stadionu piłkarskiego” – raczej “równej powierzchni (czy wielkości) stadionu”.

 

Pomarudziłem trochę, bo czegoś mi tu jednak zabrakło. Dwa wątki się nie domykają (Suki i jej rodziny).

Ale poza tym całkiem porządna robota. Oby tak dalej :).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Dziękuję, Starcze. Twoje uwagi szczegółowe wszystkie wdrożę. Ostatnio trafiłem tu na taką mądrą radę, żeby po skończeniu tekstu odczekać tydzień, poprawić, czynności powtórzyć. Chyba warto. Błędy świetnie się kamuflują.

Cieszę się, że mój komentarz okazał się dla Ciebie przydatny.

 

Rzeczy dla mnie oczywiste, są oczywiste tylko dla mnie. Za dużo zostawiam domysłom czytelników

Miałem to samo. :) (mam nadzieję, że “miałem” to adekwatna forma ;))

 

Dzięki za wyjaśnienia.

Eksplozje – to nasi bohaterowie wysadzili te auta, żeby opóźnić dojazd posiłków na most. Jest grupa żołnierzy w zewnętrznym kręgu i mniejsza pilnująca mostu. To dwie różne ekipy. 

No tej informacji rzeczywiście zabrakło.:)

 

Końcówka – ona zastąpiła SI, głównego strażnika i system operacyjny wieloświatów. Zdigitalizowała się i zajęła pozycję istoty centralnej. 

A tu z kolei jednak zrozumiałem. 

 

Powodzenia w kolejnych tekstach!

Paper is dead without words; Ink idle without a poem; All the world dead without stories; /Nightwish/

Ode mnie krótki komentarz laika.

Krótki, bo cyberpunk to kompletnie nie moja bajka.

Laika, bo mam bardzo proste (i leniwe) podejście do czytania. Jak trzeba coś znaleźć między wierszami, na pewno nie znajdę. Jeśli tekst zawiera jakieś subtelne odniesienia, również nie znajdę. Jeśli opowiadanie wymaga głębszych refleksji… to zależy od dnia. Podkreślam to (zresztą, u Ciebie chyba nawet nie pierwszy raz), bo odbiór opowiadania może być w takim przypadku nieco inny. I inaczej też trzeba patrzeć na moją opinię.

Do rzeczy.

Budujesz opowiadanie wokół dwóch wątków. Wątków, które muszą na końcu się spleść. Kiedy czytałem to opowiadanie, naszła mnie taka refleksja, że ta forma budowy jest nieco ryzykowna. Nie jest to ani wada, ani zaleta tekstu. Co więcej (i co jest bardzo fajne) wniosek ten nie dotyczy tylko Twojego opowiadania. Jest on stosunkowo szeroki i mogę go wykorzystać również przy swojej zabawie w pisanie. Wiem, na co zwrócić uwagę przy takiej formie budowy opowiadania. Formę uważam zaś za ryzykowną, ponieważ niejako skupia uwagę czytelnika za zakończeniu. Bardziej interesuje mnie, jak spleciesz dwa wątki, niż to, jak one się rozwiną. Nie jest to złe, ale czasem takim wątkom prowadzącym głównie do ich splotu trochę ciężej jest “wciągnąć” czytelnika w daną historię. Tak przynajmniej było w moim przypadku.

Dostałem wątki:

– z których jeden obfitował w natłok zdarzeń typu strzelaniny, wybuchy, itp. Ten natłok wydał mi się trochę przesadzony. Przedstawiasz cyberświat (wiem, złe określenie, ale to naprawdę nie moja bajka), który wymaga od ludzi pewnej zręczności, wyczucia, zrozumienia zarówno tego świata jak i pewnych ludzkich postaw i emocji, Opisujesz to bardzo umiejętnie, tak, że nawet nie lubiąc tego świata mógłbym się tymi mechanizmami zaciekawić. I tylko ilość tych strzelanin, wybuchów skutecznie mi to przysłania. Wyobrażam sobie siebie, nurkującego w tym, zupełnie obcym dla mnie środowisku i nagle: BUM! Strzelanina, rozwałka i całe to wyobrażenie gdzieś odlatuje.

– wątek rodzinny był dosyć specyficzny. Dostałem bowiem osoby w pewien sposób ułomne (a zatem zupełnie prawdziwe), ale takie, z którymi w żaden sposób nie mogę się identyfikować, utożsamiać lub choćby którejś z nich kibicować. Ja w pełni rozumiem, że taka rodzina pasuje do tego cyberświata, jest w pewien sposób wiarygodna, ale też dla czytelnika może być ona w pewien sposób obojętna. Słowem, nie bardzo jest na czym oprzeć swoje zainteresowanie w tych wątkach.

Piszę o tym dość sporo, ponieważ wiąże się to z chyba najważniejszym wnioskiem, jaki udało mi się wysnuć. Jeżeli żaden z wątków nie trafia w mój gust, pojawia się taka myśl, że może jednak odpuścić sobie dalszą część opowiadania, ponieważ wiem, że jego resztę będę czytał wyłącznie pod zakończenie. Raz jeszcze podkreślę, że piszę wyłącznie o swoich odczuciach, które biorą się z takiego, a nie innego podejścia do czytania. Wrzucając tutaj teksty zauważyłem, jak wielki materiał poglądowy potrafi dać mi każdy, nawet najbardziej niepozorny komentarz, dlatego piszę o swoich odczuciach, bo też może któraś z tych uwag będzie dla Ciebie przydatna.

Dalej.

Nie pasowały mi trochę wyrazy niecenzuralne w tym tekście. Ja generalnie jestem ich wielkim przeciwnikiem, a tutaj nie wydawały mi się one niezbędne. Słowem, opowiadanie bez nich raczej nie ucierpi, a część czytelników mogą zrazić.

Cholera, miał być krótki komentarz. :)

Dobra. Do wniosków.

To jest Twoje drugie opowiadanie, które miałem okazję przeczytać. Wydaje mi się, że mają one pewne cechy wspólne. Masz naprawdę dobre pomysły. W obu przypadkach dostałem starannie przygotowany świat, zbudowany w oparciu o wiedzę i wyobraźnię. Nie idziesz w sztampę (motyw rozwałki pomijam), opis tych przestrzeni, w które zapraszasz czytelnika, a także obowiązuje w nich zasady i realia, pozwala zagłębić się w nie i poznać coś nowego. Miałem takie wrażenie przy obu opowiadaniach. Być może inni odbierają to inaczej. Ja jednak mam przekonanie, że masz naprawdę świetną bazę do budowy ciekawych opowiadań. I tylko brakuje mi w tym wszystkim większego zrozumienia potrzeb czytelnika. Jego odruchów, nawyków, podejścia do tekstu oraz zachowania w sytuacji, gdy dane opowiadanie wygląda trochę inaczej niż sobie to wyobrażał. To wyczucie jest szalenie trudne. Ja nim nie dysponuję. Uczę się go w oparciu o otrzymywane komentarze. W tym opowiadaniu brakło mi takiego wabika. Czegoś, o co mógłbym się zaczepić, czekając na zakończenie. Rodzina nie mogła mi go zapewnić ze względu na swoją specyficzną relację. No nie było komu tam kibicować, współczuć czy nawet źle życzyć. Drugi wątek też mi tego nie dostarczył. I tak jak ten brak sztampy, o którym tu pisałem, daje podstawę do tworzenia naprawdę fajnych rzeczy, tak trochę brakło mi właśnie takiego prostego, może nawet prymitywnego wabika na czytelnika.

Tyle ode mnie. Opowiadania nie oceniam, bo też, jak już pisałem, cyberpunk znajduje się daleko po za moim gustem, stąd nawet nie jestem w stanie uczciwie tego tekstu ocenić.

Na koniec podkreślę jeszcze raz, że piszę wyłącznie o swoich odczuciach, z których absolutnie nie należy wyciągać zbyt daleko idących wniosków. Co najwyżej traktować jako pewien materiał poglądowy, dotyczący pewnej (dosyć skromnej) grupy czytelników.

Pozdrawiam.

P.S. Nie wiem, czy to wynika z ,komentarza, więc na wszelki wypadek dopiszę. Przeczytałem całe opowiadanie, nie część. :)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Hejo CM, po cichu liczyłem, że wpadniesz z komentarzem, bardzo fajne dajesz perspektywy na teksty. Dzięki bardzo za tę analizę. Znowu trafiasz w punkt. To znaczy nie potrafię jeszcze się bawić w wabiki na czytelników itd, nie ten level. Szczelanie – no wieeem, jest tu tego trochę, ale po prostu chciałem napisać coś takiego, spróbować się w akcji., postrzelać, pomachać mieczem. Jeśli chodzi o splątanie wątków i ryzykowność takiego manewru – masz bardzo ciekawe spojrzenie na tę kwestię. W życiu bym na to nie wpadł, a możesz mieć trochę racji. Dziękuję!

Opowiadanie całkiem fajne, przyjemne, trochę jak oglądanie filmu akcji, po którym nie spodziewamy się żadnego Katharsis, ale trochę wyłączenia mózgu i relaksu. Podobnie czyta się to opowiadanie, w którym, jak sądzę, o nic głębszego nie chodzi. Jest tu ciekawy pomysł na cyber-rzeczywistość i bardzo duuuużo wartkiej akcji ze strzelaniem, dronami i kataną (lol, ta katana mimowolnie mnie troszkę bawiła), a do tego dość stereotypowy wątek patologicznej rodziny… Podobnie jak Finkla nie do końca kupiłam to, że zwykła wściekłość mogła rozwalać wszystko na swojej drodze w cyberprzestrzeni, koniec końców znam niejednego furiata i nie wiem, czy wściekłość Suki byłaby w naszym świecie czymś aż tak imponującym, w końcu wściekać się jest dość łatwo, coś o tym wiem ;) Ale może to jakaś metafora?

Tak czy inaczej, to co mi się tutaj trochę nie podoba, to pewien brak spójności, choć być może to tylko moje wrażenie. Z jednej strony mamy motyw włamywania się do baz danych przy pomocy furii, a z drugiej przenoszenie przemocy wirtualnej w rzeczywistość i mordowanie rzeczywistych ludzi tak, jakby to był element gry komputerowej. Połączenie tych dwóch elementów trochę mi zgrzytało.

Fajnie jednak udało Ci się spleść wątki rodziny i najazdu na serwer, o czym też wspominali inni komentujący.

Dobrze, że poprawiłeś błędy, bo teraz na pewno czyta się lepiej, nie miałam problemów z lekturą. Ogólnie rzecz biorąc, nie jest to literatura wysokich lotów, ale nie każda musi taką być ;)

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Cześć rosebelle, bardzo mi miło, że przeczytałaś.

[szeptem:]

Nie będę Ci tu ściemniał – w tym opowiadaniu chodzi o coś głębszego, niż czysta rozpierducha. Serio, miałem ambicje, żeby to było choć trochę wysokich lotów. To znaczy, taki był plan przynajmniej. Wiadomo, planować można różne rzeczy, nie zawsze wychodzi. Zatrzymaj proszę to powyższe wyznanie tylko dla siebie, niech pozostanie naszą słodką tajemnicą. :P

 

[głośniej już:]

Cieszę się, że dobrze się czytało, chciałem sprawdzić, jak mi się pisze “akcję” i widzę, że efekt nienajgorszy. 

P.S.

Jakkolwiek to by dziwnie nie brzmiało – katana jest w tej historii trochę dla jaj, super, że Cię to rozbawiło.

Łosiocie – sposobem na to, by mieć więcej komentarzy, jest również poczekanie do piątego dnia każdego miesiąca, kiedy to dyżurni starają się na ostatnią chwilę wyrobić “normę” ;) Jak na przykład ja. 

 

Mam mieszane uczucia. Wiedziałam, że dążysz do połączenia wątków i przez chwilkę sądziłam, że elementy “rozpierduchowe” toczą się w jakiejś wirtualnej rzeczywistości. Nie jestem pewna, czy Suka jednak zdecydowałaby się na taką akcję w realu. Sądzę, że raczej wybrałaby bardziej podstępne rozwiązanie ;) Na przykład jakoś pozorowała własne Odejście, by potem od wewnątrz uderzyć z całą mocą. No ale w sumie nie do końca zostało wyjaśnione na czym Odejście polega, co się dzieje fizycznie z ciałami, itd. 

Generalnie części, w których przedstawiałeś akcję, chociaż opisane nieźle, to podobały mi się mniej niż te obyczajowe, ale to może być tylko moje zdanie, bo ja akurat wolę analizować emocje niż ruchy katany ;) Z kolei w tych obyczajowych mogę się przyczepić do motywacji męża oraz dzieci. No dobra, jeszcze mąż to jeszcze, ale dzieci? Jakoś to nie gra. Może gdybyś rozwinął ten wątek, jakoś bardziej wytłumaczył takie zachowanie… Nie wiem, może pokaż, że te bidne dzieciaczki też do wirtuala zaglądały nader często? Bo na tę chwilę jest mało przekonująco. Zresztą chyba by wolały zostać przy matce, niż przy ojcu, którego widziały zaszczanego na kanapie (nawet w jakimś lepszym świecie… w końcu co się zobaczyło, to się nie odzobaczy…:/)? No nic.

 

Swoją drogą opowiadanie dość mocno skojarzyło mi się z CyberJoly Drim, za które Antonina Liedtke otrzymała Zajdla. Jeśli nie czytałeś, to polecam. Jedno z moich ulubionych :)

Iluzjo dzięki za protipa. CeyberJolyDrim znajdę i przeczytam. Odnośnie tego, czy drive Suki I dzieci jest do kupienia. Sam nie wiem. Na tyle mnie teraz było stać. Jeśli choć trochę Cię to powiozlo, czytało się w miarę i zadałas sobie/mi parę pytań, to bardzo fajnie. Bardzo dziękuję że to przeczytałaś w całości i napisałaś komentarz. Do dla mnie ogromna wartość.

Zaglądam, w ramach akcji czytania tekstów tkwiących w piekle (sporo klików, brak Biblioteki). Całkiem udany ten tekst, zwłaszcza że chyba czytałam wersję już po licznych poprawkach. Część wybuchowo-bijatykowa mniej mnie przekonała niż ta obyczajowo-rodzinna. Ale generalnie tekst udany :)

ninedin.home.blog

A, to dopchnę, niech się opko dłużej nie męczy w tym piekle :) Ciekawa perspektywa, Suka od początku pokazana była jako sfrustrowana kobieta – mężem gardziła (choć pewnie wolał ‘odlatywać’, żeby nie musieć się z nią użerać;)), miłości do dzieci zupełnie nie było widać (i to aż do końca, ona nie tęskniła za bliskimi, ona im chciała pokazać, że nie mogą decydować bez niej). Ksywka perfekcyjnie dobrana do osoby :) Wciągnęło, całość za jednym rzutem przeczytałam, chociaż chce mi się pić i myślałam o kolacji, to nie wstałam, dopóki nie skończyłam czytać, pisać komentarza i klikać ;)

Dżizas, nawet nie wiecie jak mi było szkoda tego opowiadanka, wpadło w tę otchłań przebrzydłą, myślałem, że na zawsze…

Super! Co za akcja w ogóle, się przyłącze chyba. 

No ale miło, no!

– Zamknijcie się[+,] gówniarze!

– Zostało jeszcze pięciu w pancerzach, mocny mob, nie spieprz tego[+,] chłopczyku – zaświergotała mu do ucha.

Fajne, podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Anet, i jeszcze Ty tu przynosisz radość?

Serdeczności. 

Mam tego pełen worek, rozdaję garściami ;)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka