- Opowiadanie: Cerleg - Niedźwiedź, czyli o przewidywaniu przyszłości na krótkich dystansach

Niedźwiedź, czyli o przewidywaniu przyszłości na krótkich dystansach

Uwaga, niespodzianka – tekst ma więcej sensu niż zwykle i jest w nim fantastyka. Natomiast trzeba go czytać w skupieniu, bo mogłem trochę przegiąć z komplikacjami.

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Niedźwiedź, czyli o przewidywaniu przyszłości na krótkich dystansach

W mojej branży generalnie nie ma czegoś takiego, jak dobra rada – bo jeśli w ogóle potrzebujesz rady, to znaczy, że już zawaliłeś. Natomiast to, co powiedziała Ann Valette, byłoby chujową radą chyba w każdej innej robocie:

– Weź coś zrób, bo zaraz będzie za późno.

Staliśmy przy barze, ja z piwem, ona z pustym już kieliszkiem po wódce, i nawet przez tłum widzieliśmy oboje, że na drugim końcu sali, przy stole bilardowym, Niedźwiedziowi coś niedobrego zaczęło chodzić po głowie. Poznaliśmy to po zmarszczkach na jego czole i po nieruchomych kącikach ust. Nie trzeba było eksperta, żeby rozpoznać sytuację – Misio się wkurwił.

Gdybym wam próbował opisać kolejne zdarzenia w kolejności chronologicznej, nic byście nie zrozumieli z całej opowieści, także dlatego, że od tego momentu rzeczy zaczęły się dziać po kilka naraz. A chciałbym, żebyście zrozumieli dobrze, bo nic owego wieczora nie wydarzyłoby się bez tych pierwszych kilkunastu sekund.

Ich było trzech i żaden nieprzypadkowy. Ich nieprzypadkowość poznać można było po tym, w jakiej formacji rozpoczęli. Pierwszy – nazwijmy go Pierwszym – ustawił się trochę naprzeciwko Niedźwiedzia, ale od razu lekko w swoje prawo, czyli Niedźwiedzia lewo, podniósł otwarte dłonie na wysokość twarzy, łokcie blisko tułowia, całą postawą na lekko ugiętych nogach chciał zmusić przeciwnika do obrócenia się tak, aby drugi z koleżków – nazwijmy go Drugim – znalazł się za plecami Niedźwiedzia, a trzeci – nazwijmy go Rudym – między Niedźwiedziem a drzwiami. Już same te otwarte dłonie zdradzały profesjonalizm Pierwszego, bo tylko ciężcy frajerzy startują z zaciśniętymi pięściami, zaciśnięta pięść to węższa garda i mniej opcji w ofensywie, zaciśniętą pięścią nawet po dupie się trudniej podrapać. Więc gdyby wszystko poszło chłopakom zgodnie z planem, Pierwszy skoncentrowałby całą uwagę Niedźwiedzia na sobie, Rudy odciąłby mu drogę ucieczki, a Drugi rąbnąłby go kijem bilardowym w potylicę, gdyby trzeba było skończyć szybko, lub pod kolana, gdyby jednak potrzebowali trochę show. Taki był podstawowy scenariusz rozwoju sytuacji, to znaczy podstawowy scenariusz Rudego, bo z całej trójki tylko on potrafił w scenariusze, choć na razie jeszcze bardzo po amatorsku.

I tak, w tym momencie Drugi już trzymał kij bilardowy w rękach. Ann Valette właśnie udzielała mi swojej zajebistej rady, a ja godziłem się z faktem, że będzie jednak inaczej, niż to sobie rano planowałem, podstawowy scenariusz po prostu się nie wydarzy. Podstawowe scenariusze w ogóle rzadko się wydarzają. Wiem to ja, wie to Ann Valette, z całą pewnością wie to Niedźwiedź, a Rudy się niedługo dowie. 

Skoro już wróciliśmy do Niedźwiedzia – on z kolei z rękami spuszczonymi, czyli w postawie zupełnie nieprofesjonalnej, choć teoretycznie bojowej, rzeczywiście skoncentrował swoją uwagę na Pierwszym, ale głównie dlatego, że Rudego planował na deser, a Drugiego już wcześniej ustawił sobie przy stole bilardowym w miejscu takim, że wystarczyło zrobić dwa szybkie kroki, aby zabrać mu możliwość manewrowania nie tylko kijem, ale w ogóle czymkolwiek, łącznie z nogami. Tak, kochani, praca nóg to podstawa, także w sensie dosłownym. Gdy zabraknie podstawy, to już rzadko kiedy rzeczy układają się po naszej myśli, chyba, że mamy dużo szczęścia. Drugi szczęścia nie miał. Zaraz zrozumiecie, że miał tego szczęścia najmniej ze wszystkich zebranych, być może z wyłączeniem mnie.

I tego szczęścia brakowało mu nie w takim sensie, że właśnie w tym dokładnie miejscu, z którego planował wyprowadzić swój bilardowy cios kończący, za chwilę trafi na kałużę rozlanego piwa – tylko w takim, że z kolegami cały wieczór miał ochotę spuścić wpierdol komukolwiek, a trafił akurat na Niedźwiedzia, który niezależnie od innych swoich talentów zawsze planuje kilka ruchów do przodu, w związku z czym piwo sam rozlał w odpowiednim miejscu co najmniej dziesięć minut wcześniej.

Swoją drogą: szacunek dla niego, ten manewr przegapiłem. Od Niedźwiedzia można się dużo nauczyć.

Kluczowy zwrot – dosłownie zwrot – akcji to moment, w którym Rudy odwrócił się na pięcie, żeby opuścić lokal, gdy tyko Pierwszy spłynął na podłogę – zaraz wyjaśnię – ale między nim a drzwiami, tymi drzwiami, od których miał odcinać Niedźwiedzia w pierwotnej konfiguracji, stał już gęsty tłum kibiców. Taki tłum zbiera się zawsze przy barowej awanturce i zawsze odcina drogę odwrotu, o czym zapominają zwykle ci, którzy robią otwarcie z przewagą trzy do jednego, a przypominają sobie, gdy jest już jeden na jeden, czyli w dużym skrócie – zdecydowanie za późno.

Dobra, cofnijmy się w czasie o te kilka sekund. Jeszcze wszyscy na nogach, choć prawdę powiedziawszy ja na trochę miękkich.  Pierwszy w pod każdym względem prawidłowej postawie, Drugi z kijem bilardowym, mądrala Ann Valette mówi, żebym wziął i coś zrobił, Rudy trzy metry od drzwi, a wkurwiony Niedźwiedź na środku sceny ze zmarszczonym czołem. Mówiłem na początku, że w mojej branży nie ma czegoś takiego jak dobra rada, ale nie mówiłem, co to za branża. A to jest kawał skurwysyńsko ciężkiej roboty, tyle wam powiem. Bo ja już wiedziałem, w tej dokładnie stopklatce wiedziałem, to jest właśnie sedno mojej branży – wiedzieć takie rzeczy – że za chwilę Drugi, zaskoczony gwałtownym ruchem Niedźwiedzia, zachwieje się na mokrej podłodze, na tym celowo rozlanym wcześniej piwie znaczy się, rąbnie biodrem o stół bilardowy, a potem zaplącze o własne nogi i wywinie takiego orła, że mógłby zostać narodowym symbolem. Praca nóg, powtarzam zawsze, więc pozwólcie, że powtórzę teraz też. Potem Pierwszy, widząc opuszczone ręce przeciwnika, wyceluje zgodnie ze sztuką w podbródek, ale trafi w powietrze, bo Niedźwiedź nie będzie się bawił w żadne parowania, tylko po prostu zejdzie z linii ciosu, przechwyci rękę Pierwszego w dość skomplikowaną dźwignię i wygnie mu łokieć w tę stronę, w którą łokcie się zwykle nie wyginają – chrupnięcie Ann Valette usłyszy aż przy barze. Pierwszy od razu po takiej kombinacji, tak jak wspomniałem wcześniej, nieprzytomny spłynie na podłogę, a Rudy – szybko kalkulując, nic dziwnego, że tak szybko, w końcu dlatego tam byłem, żeby go z tymi jego kalkulacjami przechwycić – w tym momencie rozpocznie odwrót, więc nie zobaczy, jak Niedźwiedź wbija kij bilardowy w krocze Drugiego, gdy ten będzie próbował się zebrać z ziemi. I dobrze, że nie zobaczy, bo to będzie nieprzyjemny widok. Tak wygląda scenariusz ponadpodstawowy, na tym poziomie przewidywania operują już głównie profesjonaliści, w tym ja i Ann Valette.

Oczywiście mogłem liczyć na to, że po takim ciekawym otwarciu Niedźwiedź odpuści i przejdzie płynnie do dalszej części. Że zostawi Rudego w spokoju, zadowolony z przekonującego zwycięstwa, z nieprzytomnymi Pierwszym i Drugim na podłodze, skonsternowanym tłumem dookoła i wrażeniem, jakie zrobił na trzech studentkach, z którymi jeszcze kwadrans wcześniej na spokojnie rozwijał wieczór w odpowiednim kierunku. Że postawi każdej z nich po kolorowym drinku, a one się ucieszą, bo przecież, co by nie mówić, choć gadkę ma słabą, to jednak wygląda dość przyzwoicie z tymi swoimi kudłami, co przyznaje nawet Ann Valette. No i właśnie przejechał się po frajerach równo i bez mydła, za co zawsze są dodatkowe punkty. Ale mimo wszystko, myślałem sobie w tamtym momencie, bardziej prawdopodobne jest to, że Niedźwiedź podejdzie do przerażonego Rudego, położy mu tę swoją niedźwiedzią łapę na ramieniu, odwróci bez wysiłku i po chwili, na podsumowanie całej sceny, zaserwuje takiego luja, że echo pójdzie na drugą stronę rzeki. I w ten sposób stracimy Rudego na dłużej, co lepiej, żeby się nie wydarzyło. A stracimy go nie dlatego, że jest dla Niedźwiedzia groźny, ani nie dlatego, że jakoś szczególnie mu się naraził, ale dlatego, że Niedźwiedź rzadko rozpoczyna zdanie, którego nie kończy postawieniem kropki.

Więc albo albo – muszę policzyć w głowie prawdopodobieństwa. W mojej branży tak właśnie trzeba, jak przy pokerowym stole zostawić szczęście tym, co nie rozumieją, a samemu polegać na twardych procentach. Już się pewnie zorientowaliście, że moja branża opiera się na przewidywaniu przyszłości. Choćby na kilka sekund w przód, im dalej tym lepiej. Jestem w tym niezły, a jedyny kłopot jest taki, że najlepszy jest Niedźwiedź.

Znowu cofnijmy się o kilkanaście chwil i spójrzmy na scenariusz najbardziej zaawansowany, ja wznoszę się na wyżyny swojego kunsztu, Ann Valette i jej nieoceniona rada powodują, że mimo sceptycyzmu i braku jakiejkolwiek wiary w powodzenie, odstawiam piwo i zaczynam się przesuwać w odpowiednim kierunku – tłok nie tłok, praca nóg! – tak, że w momencie, w którym Rudy odwraca się w stronę drzwi i zamiast drzwi widzi ścianę ludzi, to tą ścianą, a przynajmniej jej centralną częścią, tą najbliżej Rudego, dosłownie pół metra, jestem właśnie ja, dzień dobry, uszanowanie. I biorę Rudego za fraki, wciągam w ten tłum zanim Niedźwiedź zdąży go dopaść. Bo przecież tylko po to tu przyszliśmy z Ann Valette – żeby zabrać Rudego w spokojne miejsce, gdzie będzie można spokojnie i bez świadków porozmawiać i wytłumaczyć to, o czym Rudy jeszcze nie wie, choć może przeczuwa, opowiedzieć mu więcej o naszej branży i o roli, jaką dla niego przewidzieliśmy. Potem Ann Valette przechwytuje delikwenta i zabiera na zewnątrz, więc w zasadzie wszystko kończy się dobrze, choć Pierwszy i Drugi mogą mieć na ten temat inne zdanie.

To znaczy – skończyłoby się dobrze, gdyby nie fakt, że Niedźwiedź w tej układance zawsze był i będzie kilka kroków przede mną, on nie gra w prawdopodbieństwa, on wie. My chcieliśmy przechwycić Rudego razem z całym jego profetycznym potencjałem i był taki moment, w którym zakładaliśmy, że Niedźwiedź też chce, ale nie, wcale nie chciał, on chciał mnie i tylko mnie od samego początku. Trochę mi to pochlebia, ale głównie przeraża. Wróćmy jednak do historii, to już prawie koniec: więc gdy już widzę, jak Rudy wychodzi z baru ciągnięty przez Ann Valette, i gdy oddycham z ulgą zadowolony z dobrze wykonanej roboty, to wtedy właśnie na moim ramieniu ląduje niedźwiedzia łapa, to mnie Niedźwiedź odwraca bez wysiłku i po chwili, na podsumowanie całej sceny, to mnie serwuje takiego luja, że cud, że cokolwiek z tego wszystkiego zapamiętałem, choć pewnie nie po kolei, i teraz mogę wam opowiadać, co się w ogóle wydarzyło.

Koniec

Komentarze

Cześć, Cerlegu!

Mnie tekst przypadł do gustu. Bardzo podobał mi się od strony językowej i narracyjnej – fajnie, żartobliwie, humor do mnie trafiał i mam wrażenie, że uśmiechnąłem się wszędzie tam, gdzie chciałeś, żeby czytelnik się uśmiechnął.

Jestem też pod wrażeniem, że w 10000 znaków zawarłeś tak naprawdę jakąś minutę, może dwie, fabuły. I zrobiłeś to w taki sposób, że tekst nie zanudza. 

Fantastyki jest tu tylko lekkie liźnięcie, mam wrażenie, że równie dobrze mogłoby jej nie być. Ten wątek widzenia na kilka chwil do przodu zasługuje na większe rozbudowanie – planujesz jeszcze stworzyć coś z Niedźwiedziem i narratorem w rolach głównych? :)

Podsumowując – ja się bawiłem bardzo dobrze.

Hej ;)

Masz literówkę w tytule jakby co :)

Chyba w takim tekście nie powinieneś pisać Wam dużą literą, w końcu opowiada a nie pisze list.

 

Taki był podstawowy scenariusz rozwoju sytuacji, to znaczy podstawowy scenariusz Rudego, bo z całej trójki tylko on potrafił w scenariusze, choć na razie jeszcze bardzo po amatorsku. – czy to celowe powtórzenia? No i nie wiem o co chodzi w: tylko on potrafił w scenariusze? Czegoś tu nie brakuje?

 

Tak ogólnie to mi też się podobało, taki niestandardowy tekścik z fajnymi zdaniami i ciekawą narracją. Jednak momentami, mimo, że interesująco napisane, Twoje zdania były strasznie długie. Czytać jedno zdanie na wdechu przez wiele linijek bez kropki sprawiało mi czasami lekki dyskomfort :P No i faktycznie momentami są trochę zagmatwane i trzeba czytać w skupieniu lub czytać po parę razy.

No i też bym tu coś rozbudował, aby prócz całej jatki i humoru dowiedzieć się czegoś więcej o branży narratora i o tym, dlaczego Niedźwiedź chciał właśnie jego, kim był Rudy itp. 

Ogólnie mocne 4+ ode mnie :)

Pozdrawiam

Baraniuszu, dziękuję za miłe słowa. Niedźwiedź i narrator mogą mieć jakąś przyszłość, na razie mają tyle. Pomysł był taki, żeby spróbować narracji w kilku strumieniach czasu jednocześnie, zamiast jednoliniowej i to jest jednak bardzo trudne, gdybym chciał coś większego, to projektowanie takiej narracji i historii byłoby bardzo wyczerpujące, w tej chwili głowę mam gdzie indziej. Ale kusi mnie ta historia bardzo.

Realucu, z “Wam” masz oczywiście rację, czasem mi się coś takiego bezmyślnie włącza. Powtórzenie celowe. Długie zdania to znany wątek w rozmowach pod moimi tekstami, tutaj nie zajmowałem się bardzo rozbijaniem ich na kawałki, pewnie przy głębszej redakcji kilka z nich by się rozpadło. Jeśli chodzi o coś więcej – no to jak wyżej, na razie zostawiam niedopowiedzenia, na szczęście lub nieszczęście czytelników.

Dla podkreślenia wagi moich słów siłacz palnie pięścią w stół

Okazuje się, że można przystępnie, a przy tym zajmująco i niebanalnie opisać bójkę w klubie, a przy okazji opowiedzieć historię pewnego ciosu.

Szalenie satysfakcjonujące opowiadanie. ;D

 

chciał zmu­sić prze­ciw­ni­ka to ob­ró­ce­nia się tak… –> Literówka.

 

Od Niedź­wie­dzia można się dużo na­czyć. –> Literówka.

 

gdy tyko Pierw­szy spły­nął na zie­mię… –> Skoro rzecz dzieje się w lokalu, to chyba: …gdy tyko Pierw­szy spły­nął na podłogę

 

nie­przy­tom­ny spły­nie na zie­mię… –> …nie­przy­tom­ny spły­nie na podłogę

 

po­ło­ży mu swoją niedź­wie­dzią łapę… –> …po­ło­ży mu swoją niedź­wie­dzią łapę

 

to mi ser­wu­je ta­kie­go luja… –> …to mnie ser­wu­je ta­kie­go luja…

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Reg ulubiona moja, wszystkie uwagi przyjmuję, wdrażam i dziękuję.

Dla podkreślenia wagi moich słów siłacz palnie pięścią w stół

Och, dziękuję, drogi Cerlegu. Jestem wzruszona. 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Napisane dobrze. BEZ fantastyki.

O, przyjechała fantastyczna policja.

Dla podkreślenia wagi moich słów siłacz palnie pięścią w stół

​Si tacuisses, philosophus mansisses…​

Nie wiedziałem, że fantastyczna policja ma wydział randomowych sentencji łacińskich.

Dla podkreślenia wagi moich słów siłacz palnie pięścią w stół

Ładnie napisane i dobrze się czyta; też chciałabym mieć takie wprawki z ćwiczeń w rodzajach narracji ;<

I would prefer not to. // https://www.facebook.com/anmariwybraniec/

Zaskakujące, że można opisać knajpianą bójkę w ciekawy sposób. I nawet nie wiem, jak Ty to zrobiłeś.

Babska logika rządzi!

I w ten sposób stracimy Rudego na dłużej, co lepiej, żeby się wydarzyło.

Czy w tym zdaniu nie brak “nie”? Nie upieram się, ale tak mi wynika z kontekstu :P.

 

najbardziej zaawansowny

literówka

 

Też jestem pod wrażeniem warsztatu :). Na samym początku byłem zauroczony humorem, potem przewidywałem, że narracja wymknie ci się z rąk i wszystko się posypie. Słaby byłby ze mnie przewidywacz przyszłości :P.

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Warsztat, styl i umiejętność prowadzenia narracji masz mistrzowskie. Wszyscy o tym wiemy :-) Nie potrzebujesz wprawek i ćwiczeń, a ten tekst w zasadzie niczym innym nie jest. Przypomina wyrwaną z kontekstu, mocno rozciągniętą i niemożebnie ukomplikowaną scenkę walki z któregoś Sherlocka Holmesa Guya Richie. 

Ale czytało się świetnie. 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Wybranietz, i co Cię powstrzymuje? Finklo, to proste, zaczynasz od pierwszego zdania, a potem piszesz dalej. Nevazie, narracja cały czas się wymykała, na końcu trzyma się na gumie i kleju. Między innymi dlatego, mimo pomysłów, nie wydaje mi się, żebym był w stanie pisać dalszy ciąg. Thargone, skojarzenie z Richiem miłe i chyba trafne.

 

Dziękuję Wam wszystkim bardzo!

Dla podkreślenia wagi moich słów siłacz palnie pięścią w stół

Warsztat bardzo dobry, opowieść wbrew ostrzeżeniu możliwa do zrozumienia nawet przy obecności rozproszeń. I też miałem skojarzenia z walką z Sherlocka Holmsa :) Generalnie cały koncert fajerwerków na plus. 

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Dla mnie, przede wszystkim przykład poglądowy, jak stosować myślniki w narracji. Bo ja w myślniki nie umiem, a chciałbym – żeby nie tylko przecinki, średniki i dwukropki. I dlatego sobie przeczytałem kilka razy i czegoś się nauczyłem.

NWM, aż obejrzałem tę scenę (filmu nie znam), widzę już skąd te skojarzenia. Jak sam pisałem o Guyu Richie to miałem na myśli raczej scenę z mlekiem z “Przekrętu”, polecam jak ktoś nie widział. Coboldzie, ja z kolei niezmiennie mam wrażenie, że nadużywam myślników – dobrze to czy źle? Nie dojdziesz, myślę, że tak jak obraz malarza można poznać wyłącznie po tym, jak prowadzony był pędzel, tak pisarza – po interpunkcji.

Dla podkreślenia wagi moich słów siłacz palnie pięścią w stół

Spodobał mi się ten myślnik, najbardziej tutaj:

Bo ja już wiedziałem, w tej dokładnie stopklatce wiedziałem, to jest właśnie sedno mojej branży – wiedzieć takie rzeczy – że za chwilę Drugi, zaskoczony gwałtownym ruchem Niedźwiedzia (…)

choć już samo zdanie potem chyba o jeden element za długie.

 

Zawahałem się natomiast tutaj:

Ich było trzech i żaden nieprzypadkowy.

Opuszczasz tutaj jedno “był” (tym bardziej, że “było” jest też w kolejnym zdaniu), co trochę komplikuje sytuację. Bo “żaden nieprzypadkowy”, przez podwójne zaprzecznie brzmi niezręcznie. Dla mnie albo “każdy nieprzypadkowy”, albo “żaden nie przypadkowy” – osobno, dla zasygnalizowania opuszczonego “był”.

Bardzo to dobre. Uśmiechnęło i nawet zaskoczyło lujem na koniec.

Wszyscy tacy zachwyceni, a biblioteki jak nie było tak nie ma :) Coboldzie, a mi akurat ten myślnik podoba się najmniej i zostawiłem go z lenistwa, byłby pierwszy do zmiany. Z drugą sprawą oczywiście masz rację.

Dla podkreślenia wagi moich słów siłacz palnie pięścią w stół

No.

 

Kto kliknął ostatni (chyba nie mam jak sprawdzić)?

Dla podkreślenia wagi moich słów siłacz palnie pięścią w stół

Nie masz. Co najwyżej możesz liczyć, że ktoś się przyzna. ;-)

Babska logika rządzi!

Fajne :)

Przynoszę radość :)

Nhoo kozacka historia o szachistach. Styl oczywiście, rewelacja. No i jak to w końcu jest z długością zdań? Jakoś ostatnio doszedłem do tego, żeby pisać krótko, prosto, bo się lepiej czyta. Ty tu wrzucasz kobyły po kilka wierszy, czyta się świetnie. A idź Pan :P

Misia skusił tytuł. Przeczytał. 

Nowa Fantastyka