- Opowiadanie: Asylum - Marzenia to motyle latające nad łąką nadziei

Marzenia to motyle latające nad łąką nadziei

Opowiadanie uczestniczyło w konkursie „W głębi snów” i poległo, lecz to nie ma znaczenia, ponieważ w dobrej sprawie  nie szkodzi, gdyż ważne jest kiedy, gdzie i dlaczego stajesz.

Jeśli podoba Ci się ten temat, przekaż darowiznę na fundację Synapsis: http://synapsis.org.pl/ (przycisk „Przekaż darowiznę” na stronie fundacji).

 

Wiele tekstów nie wpada, więc nie nadwyrężę limitów. To opowiadanie ze ścieżki B “W głębi snów”.

Tym razem nieomal linearne. Ciekawi mnie, jak je odbierzecie, czy to ma sens.

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Biblioteka:

Użytkownicy V

Oceny

Marzenia to motyle latające nad łąką nadziei

Na dłoni małej Kingi spoczywał motyl. Ktoś mógłby powiedzieć, że to tylko nalepka. Dla niej cudowna przyszłość.

Kinia właśnie skończyła sześć lat i była weteranem w przedszkolu przy ulicy Maupassanta 6 w Warszawie. Dwukrotnie zaliczyła poziom maluchów, potem były średniaki i teraz wreszcie przeszła do grupy starszaków. Nie było to jej winą, ale o tym jeszcze nie wiedziała. Jeśli pójdzie się do przedszkola w wieku lat trzech, to wyjścia nie ma i trzeba spędzić dwa w grupie maluchów.

 

***

Kinia wpatrywała się z niedowierzaniem w motyla. Piękny. Leżał nieruchomo. Błękitne skrzydła rozpostarł szeroko. Nie bał się wcale a wcale. Czarne koniuszki skrzydeł błyszczały. Ania powiedziała, że to dla niej. Prezent od przyjaciółki. Delikatnie spróbowała podważyć naklejkę. Ojej, nie uda się. Zerknęła na Anię, która przykleiła już swojego motyla na szafce. 

– Czy możesz mi pomóc? Poproszę – dodała, ponieważ zapamiętała, że to magiczne słowa. Mama, babcia, tato i dziadek, wszyscy dorośli przypominali jej o tym codziennie. Jezusku, proszę niech to zadziała.

– Daj, pokażę ci jak zdjąć papierek. Musisz przytrzymać, o tutaj, zobacz, a potem palcem poruszyć krawędź. – Oddzieliła papierek i już trzymała motyla za rożek skrzydełka. – Mój tato zbiera znaczki i często mu pomagam. Ze znaczkami trzeba obchodzić się delikatnie. Mogę przykleić ci na szafce. Która jest twoja?

– Ta z czarnym żukiem, przedostatnia.

 

Ania przykleiła motyla i wygładziła dłonią, aby lepiej się trzymał. I wtedy do szatni wtargnęła pani Hania, dyrektorka przedszkola. Herszt baba, mówił o niej tata Kini i dodawał „Nie podoba mi się sposób, w jaki mówi o dzieciach, tak jakby tresowała zwierzęta w cyrku”.

– Co tak długo marudzicie? Jeszcze się nie rozebrałyście z kurtek! Nawet nie otworzyłyście szafek. Co znowu? Kinga, dlaczego masz dwie nalepki na szafce! Umawialiśmy się, że każdy będzie miał jedną, aby się innym dzieciom nie pomyliło. – Sięgnęła po motyla. Podważyła nalepkę paznokciem i syknęła, ponieważ się złamał. Zdarła nalepkę, zmięła i wyrzuciła do kosza stojącego w kącie za ostatnią szafką. – A ty, Anno, powiedz tacie, że musi ci kupić nowe ubranie, nie możesz przychodzić do przedszkola w chińskiej kurtce. Co tak stoicie jak słupy soli, marsz do sali!

– Nienawidzę cię, nienawidzę. Jesteś głupią kobietą. – Kinia dygotała.

– Ty wstrętny, autystyczny bachorze. – Uderzyła Kinię w twarz. Na policzku pozostał czerwony, palący odcisk. 

– To ty powinnaś pójść do lekarza! Jesteś chora. – Kinia stanęła z zaciśniętymi piąstkami naprzeciw swojego wroga. Jeden metr i dziesięć centymetrów wzrostu, dwadzieścia kilogramów do siedemdziesięciu kilogramów i metra osiemdziesiąt na wysokich obcasach. 

– Do obiadu spędzisz czas w sypialni, abyś mogła przemyśleć swoje zachowanie. Sama! Tak, jak to najbardziej lubisz. Nie mogę narażać innych dzieci na twoją agresję – dodała.

 

Dyrektorka wyciągnęła szpony i zacisnęła na drobnych ramionkach, aby siłą zaprowadzić Kinię do sypialni. Wepchnęła ją do pustej sali z zaciągniętymi zasłonami, przygotowanej na odpoczynek przedszkolaków i przekręciła klucz.

Kinia buntowniczo położyła się na podłodze. Zastanawiała się chwilę, czy nie narobić rabanu, jak ostatnio w sklepie, kiedy tato nie chciał jej kupić Milky Way. Nie, nie uda się. Pewnie ta małpa skłamie, że ona się źle zachowała. Poklepała miejsce obok siebie.

– Aniu, chodź. Tutaj jest fajniej. Nie pobrudzisz się, sprzątają codziennie, jak idziemy do domu. Takim specjalnym odkurzaczem dla dzieci, a-ler-gi-cznym na choroby. Babcia tak mówi. To po to, żeby dzieci nie chorowały – zamilkła na chwilę – Aniu, nie przestraszyłaś się chyba pani Hani.

– No coś ty. Podziwiam ciebie, byłaś taka dzielna. Wcale się nie bałaś. I stanęłaś w obronie motyla.

– Był piękny – westchnęła Kinia.

– Nie martw się. Mam w domu drugiego, takiego samego i nakleimy go na żuka. 

– Czy zostaniesz moją przyjaciółką? – Kinia wstrzymała oddech.

– No pewnie, co się głupio pytasz. Lubię cię najbardziej – roześmiała się Ania.

– Bo wiesz, ja jestem nie-su-bor-dy-no-wa-na – wyszeptała Kinia zdradzając swój sekret. Była zdecydowana niczego nie ukrywać przed przyjaciółką. Serce trzepotało jej w piersiach coraz szybciej. I bolało. Może to zawał. Mama do dziadka tak mówi – "Nie przejmuj się tak, bo dostaniesz zawału".

– A co to znaczy? Zresztą nawet jeśli jesteś niesubor-coś-tam to nie szkodzi. Ciekawa jestem.

– Niegrzeczna – ze wstydem przyznała Kinia.

– E, tam. Też jestem niegrzeczna. To znaczy staram się nie być, ale czasem nie wychodzi. Poza tym to takie nudne. Gdybyś widziała, jak stłukłam w muzeum wazę z dynastii Ming. Nawet tato był na mnie bardzo zły i miał kłopoty.

– A co to jest ta Ming?

– To on, nie ona. To był taki stary chiński cesarz, a właściwie cała rodzina. I te wazy są strasznie zabytkowe i drogie. 

– Aha. – Kinia pokiwała głową ze zrozumieniem. – Ja też zbiłam ulubioną filiżankę do kawy babci, ale ona nie była zła i powiedziała mamie, żeby na mnie nie krzyczała, bo to tylko filiżanka. Ty też masz babcię, bo niektórzy nie mają?

– Nie mam. Mam tatę i starą Mei, która się mną opiekuje, jak tato idzie do pracy. Ale ona z nami nie przyjechała i muszę chodzić do przedszkola. 

– A mama?

– Jest chora. Przyjechaliśmy, bo zachorowała. Kiniu, nie powiesz tego nikomu?

– Nie, no coś ty. Jak Boga kocham. Przysięgam. – Kinia usiadła i położyła dłoń na sercu.

– Nigdy jej nie widziałam – wyjąkała Ania.

– Mamy? Swojej mamy? – zdumiała się Kinia.

– Tak i bardzo, bardzo się boję, że jej się nie spodobam – głos Ani załamał się.

 

Kinia wyciągnęła rękę i splotła z dłonią Ani. Nie wiedziała, co powiedzieć. Przecież nie mogło być tak, aby mama nie kochała Ani. Przecież ona Kinia już ją pokochała. Milczały dłuższą chwilę i w końcu Ania zapytała:

– A jak tu jest, w tym przedszkolu? 

– Spoko. Ja ci wszystko powiem. 

Tym razem zapadło zgodne milczenie. Spokojne. Dziewczynki zawarły przymierze.

 

***

– Kiniu, obudź się kochanie. Jest już późno. Zaspałyśmy obie. – Babcia delikatnie gładziła ją po policzku. 

– Jeszcze chwileczkę. Babciu poproszę. Proszę. – Kinia mocno zaciskała powieki, chcąc przywołać piękny sen o motylu i Ani. Koniecznie musiała jej powiedzieć, że tran podawany do obiadu najlepiej wypluwać do doniczki z palmą. 

– Nie możemy, spóźnisz się na rytmikę. Dzisiaj jest czwartek. Chodź, umyjesz zęby, a zupa mleczna już na ciebie czeka w kuchni. – Babcia odkryła kołdrę. – No chodź słonko. A coś ty taka rozpalona? Leż, zaraz przyniosę termometr. – Wybiegła z sypialni, mrucząc pod nosem – Oby to nie była kolejna angina. Cholera jasna, jeszcze tego brakowało!

 

I wtedy Kinia przypomniała sobie wczorajszy wieczór. Dziadek czytał bajkę o Calineczce, jej ulubioną i prawie już spała, kiedy usłyszała skrzypnięcie drzwi:

– No i co zasnęła już?

– Tak. Słodkich snów maleńka. – Pochylił się i pocałował ją w czoło. – Coś się stało? – zapytał.

– Spotkałam Andrzeja Wielogórskiego, gdy wyrzucałam śmieci. Wrócił z Chin z Anią, zapisał ją do pocztowego przedszkola. Prosił o pomoc. Obiecałam, że jutro rano zaprowadzę dziewczynki do przedszkola i pomogę mu kupić jakieś ubrania.

– Ten syn starego mydlarza? Po co przyjechał? Jak śmiał ciebie o to prosić? A co z Tessą? – zasypał babcię pytaniami. 

– Niestety, znowu w szpitalu. Zajmę się córką Tessy. Jestem jej to winna.

– Cii, jak chcesz. 

 

Ania przyjechała, to ona, przyjaciółka. Wreszcie.

Koniec

Komentarze

Przyjemnie się czytało. Odpowiadając na Twoje pytanie – tak, dla mnie ma to sens, chociaż z dwoma uwagami:

– Pierwszy paragraf to opis rzeczywistości, czy nie powinien być oddzielony gwiazdkami?

– Końcowa część, dla mnie odrobinę zbyt tajemnicza. Nie sugeruję żeby wszystko dopowiedzieć do końca, ale przynajmniej chciałbym wiedzieć, kto to jest Tessa.

Fajny twist z dyrektorką, której postać jest bardzo niewiarygodna. Później, gdy okazuje się że to był sen, nabiera jednak sensu.

Polubiłem zarówno Kinię, jak i Anię.

Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.

Zachęcam do dodania tagu i wstawki :-)

 

Poniżej przeklejam mój komentarz z maila:

 

Sen: jest. Fantastyka: nieoczywista, ale jest.

 

Opowiadanie generalnie jakoś mocniej mnie nie porwało, choć ładnie pokazano tu postać dziecka, które z jednej strony jest dzieckiem, z drugiej ma jakąś część osobowości doroślejsza od siebie. Ładnie tez pokazano typowo autystyczne zapętlenia myśli jako różne fragmenty snu nawiązujące do codzienności.

 

Ciekawa jest końcówka – nie wiem czy dobrze to odczytuję, ale odebrałem to jako sugestię, że dziecko potrafi podświadomie przeanalizować zewnętrzne bodźce tak, że przewiduje coś, co dopiero usłyszy.

 

@fizyku111, dziękuję za komentarz! Cieszę się, że pozytywny. Co by nie mówić, pisać, myśleć to konstruktywne dają siłę, osadzają. Tak, postać Tessy tajemnicza, lecz nie chciałam rozwijać. Za dużo słów, by się z tego “porobiło”.

@wilku-zimowy, jesteś niezawodny i czujny jak prawdziwy wilk>3. Dzięki za wstawkę:), nie będę już tutaj wyjaśniała dlaczego. Natomiast Twój komentarz mnie usatysfakcjonował – rozumiem go, a dla mnie to ważne i chyba najciekawsze – to “złapanie”, “zrozumienie” myśli drugiej osoby. Ugh!

Tag, już wstawiam, jasna cholera, zapomniałam – i widzisz – jak zwykle ego króluje i jak tu Freudowi racji nie przyznać :DDD.

Pozdrowienia:)

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Hmmm. Nie przemówiło.

Chyba głównie dlatego, że nie trawię motywu kończącego z serii “to był tylko sen”. I niespecjalnie pomaga przełamanie tego oklepanego wątku tym, że jednak to nie był zwyczajny sen, bo bohater trzyma w garści zdobyte we śnie przedmioty albo kapie mu krew z rany. Elementy wieszcze też niewiele zmieniają. Gdybyś to jeszcze jakoś rozwinęła… Ale wiadomo – limit. No, reaguję alergicznie na udawanie przez większość tekstu, że sen jest realem. Wykorzystanie w kawałku – jeszcze ujdzie.

– Acha.

Aha.

Babska logika rządzi!

Niespecjalnie czuję potrzebę, żeby coś tu analizować pod kątem superhiperwiarygodności* lub fajności motywów. Powtórzę więc tylko za Fizykiem111: przyjemnie się czytało.

 

*) Przepraszam Fizyka, sceptycyzm względem postaci dyrektorki zrozumiały. Niemniej, kiedy wrócę pamięcią do czasów szkolnych i przypomnę sobie niektóre patologiczne zachowania nauczycieli…

 

Wskażę też jedną usterkę, ponieważ ten szczególny przypadek jest przez tutejsze patrole – wyczulone skądinąd na każde odstępstwo od normy – często podczas łapanek pomijany. Mimo że powinien rzucać się w oczy.

– No pewnie, co się głupio pytasz. Lubię cię najbardziej. – Roześmiała się Ania.

Kłuje.

Powinno być:

– No pewnie, co się głupio pytasz. Lubię cię najbardziej. – Ania się roześmiała.

Ew.: (…) – Ania roześmiała się.

Dopuszczalne:

– No pewnie, co się głupio pytasz. Lubię cię najbardziej – roześmiała się Ania. 

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

Asylum, przeczytam w wolnej chwili, ale skoro to było w konkursie, to zgodnie z sugestią Wilka możesz otagować, żeby wszystkie konkursowe teksty obecne na portalu dały się znaleźć w zakładce “Z głębi snów” :)

http://altronapoleone.home.blog

IMHO "roześmiała się Ania" brzmi lepiej (oczywiscie sprawa kropki pozostaje – kropka do usuniecia).

A co do patologii – co jakiś czas jest głośno o podobnych przypadkach, gdzie przy rodzicach nauczyciele wspaniali, a zakulisowo nie. Zwłaszcza wobec dzieciaków, które nie pasują do schematu. Tu oczywiście przykład skrajny, ale niestety nie taki nierealny.

Kiedy napisałem swój tekst na ten konkurs, po pierwszej lekturze otrzymałem od czytającego komentarz, że mocno rozczarowała go końcówka, sprowadzająca się do puf, to się tylko śniło. Wtedy myślałem, że ogranie tego w trochę mniej oczywisty sposób, pokazanie, że owszem, to był sen, ale też coś więcej, wystarczy, żeby zatrzeć to wrażenie oszukania i rozczarowania.

Po tej lekturze wiem, że nie do końca wystarczy. I dlatego, chociaż opowiadanie samo w sobie jest przyjemne, nieźle (poza przecinkami) napisane i czyta się ze sporą radością, to jednak końcówka pozostawia nieco do życzenia.

Poprawione:), chociaż zawsze mam wątpliwości przy czynnościach nie nazbyt “gębowych”, a do takich  zaliczam “roześmianie się”. Dla mnie to po prostu jest zachowanie, a nie paplanie;).

Jerohu, dzięki za przeczytanie i cieszę się, że czytało się przyjemnie – takie było założenie. 

Barniuszu, fajnie, że zajrzałeś i masz rację z zakończeniem, dobrze, że czytało się z radością.

 

Do “rozkminki” nic nie było, właściwie, poza jednym ukrytym, stosunkowo płytko, elementem.

To mój pierwszy tekst, pod którym nie roi się jak w ulu – słowo “niezrozumiałe”. Wreszcie mam jakiś progres. Teraz pozostaje tylko napisanie wielu opowiadań zrozumiałych, a potem kolejnych wielu-wielu prób wyważania tego parametru, a następnie wielu-wielu-wielu, w których uda mi się utrzymać właściwy balans:D 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Witaj Asylum!

Teksty w klimatach dziecięco-młodzieżowych są mi niezwykle bliskie więc mi się podobało :)

Czytało się przyjemnie. Fajnie, że używasz słów w narracji typowych dla małego dziecka. Choć czasami nie byłem przekonany do niektórych wypowiedzi, czy aby nie były zbyt dojrzałe jak na przedszkolankę. No i mam jedno ALE, jak niektórzy powyżej:

Końcówka. Też nie lubię opowiadań, w których większa część akcji okazuje się snem, ale rozumiem, że taki był konkurs. Wołałbym żeby creepy dyrektorka była rzeczywista. Jednak brakuje mi czegoś na końcu. Jest dla mnie zbyt zagadkowy czy coś.

Ale fajnie się czytało i to najważniejsze! 

:)

Tak, Asylum, jest postęp. :-)

Dwa do przodu, trzy do tyłu i jakoś to idzie.

Babska logika rządzi!

Pytanie tylko właśnie o rolę snu – mimo, iż nie głosowałem na ten tekst, wydaje mi się, interpretacja zasugerowana powyżej, czyni sen “czymś trochę innym”, niż “to był tylko sen”.

 

@Barniuszu – czy dobrze zgaduję, ze Twoim tekstem był “Ochroniarz, parking”? Jeśli tak, to tam największym problemem był brak zakończenia. W tym konkretnym przypadku dobra puenta mogła zmienić bardzo wiele w werdykcie.

Tak, Wilku, dwa w jednym, to był taki “inny sen”.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Czytało się nieźle, ale cóż, szort nie zrobił na mnie szczególnego wrażenia, tak z powodu dziecięcej tematyki, jak i wytłumaczenia zdarzeń snem, choć wiem, że w tym konkursie wątek snu był wymagany.

Nie taję, że zaciekawiło mnie intrygujące zakończenie i żałuję, że nic nie zostało wyjaśnione.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Tu oczywiście przykład skrajny, ale niestety nie taki nierealny.

Otóż to.

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

Asylum!

 

Przeczytałam z przyjemnością :). Postacie Kini i Ani są takie urocze, to zdecydowany plus tego szorcika :)

 

Pozdrawiam!

Używanie poprawnej polszczyzny jest bardzo seksowne

Tak trochę nie wiem co myśleć. Bo szort napisany jest dobrze, jasno i przejrzyście, co ważne, gdy pisze się z perspektywy dziecka. I w ogóle perspektywa owa udana. Ale cała rzecz sprawia dla mnie wrażenie początku ledwie, wstępu do jakiejś ciekawej historii, która mogłaby się zacząć od przyjazdu Wielogórskiego. Ostatnie akapity zresztą wyraźnie sugerują, że kryje się za tym wszystkim jakaś większa sprawa. Więc jeśli zechcesz kiedyś dokończyć ten tekst, to bardzo chętnie przeczytam. Teraz mogę niestety tylko wzruszyć ramionami – no okej, ale nic poza tym. 

Pozdrawiam! 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Pięknie dziękuję za odwiedziny:D

Realucu – miło mi, że przyjemnie się czytało, bo w tym momencie to dla mnie najważniejsze. Dzieci używają różnych słów i wiele razy mnie zaskoczyły. Dyrektorka niestety jest prawdopodobna, są takie postaci, czasami nawet nie chcą żle, nie mają takich intencji, ale rzeczywistość je przerasta (tak to nazwijmy). Z końcówką już wiem :(

Finklo – i Tobie dziękuję, że zaglądnęłaś, można na Ciebie polegać jak na Zawiszy :>3 Szkoda, że nie przemówiło, lecz mówi/pisze się trudno. Spróbuję powalczyć następnym razem o Twoją uwagę, jeśli wena pozwoli. 

Reg – kochana jesteś, że zajrzałaś, chociaż nie musiałaś! Dużym plusem jest dla mnie, że czytało się nieźle. A zakończenie, cóż eh, jakie jest, każdy widzi? A tamten tekst poprawiam.

Sy – dzięki:), przynajmniej to się powiodło, że dziewczynki są urocze. Jedna, bo druga cały czas pozostaje marzeniem we śnie.

Thargone – gdybyś nie napisał, że „nie wiesz, co myśleć” – szalałabym z radości, a tak „plama niezrozumiałości” trochę mi tę radość odbiera, ale, ale… nie całą, bowiem…jeśli uznajesz tekst za przejrzysty, jasno napisany to jest to kierunek, w którym chciałabym podążać. Jednakże droga przede mną długa, może następnym razem wyjdzie lepiej.

 

Dziękuję Wam za poświęcony czas i pozdrawiam!

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Niestety, nie przemówiło do mnie. To, że na końcu okazuje się, że wydarzenia z przedszkola są snem, wydaje mi się takim doklejonym twistem, którego mogłoby nie być. Albo nie zrozumiałam, co chciałaś tym osiągnąć :( Poza spełnieniem konkursowego wymogu, ewentualnie.

Nie kupuję też zachowania dziewczynek, a ściślej – ich sposobu wypowiadania się. Wydaje mi się nienaturalny i mało dziecięcy. Postać dyrektorki – zdecydowanie przerysowana, choć to akurat może wynikać ze specyfiki dziecięcego snu, więc niech będzie, że ujdzie ;)

Jak na moje oko, sporo tu jest jeszcze do poprawy w kwestii interpunkcji.

Werweno, mogło nie przemówić. A zakończenie zdecydowanie nieudane – w zamierzeniu miało podkreślić marzenie, a pozostał z tego tylko sen.

Dziękuję za przeczytanie.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Chciałbym napisać jakiś wyczerpujący komentarz, ale wszystko, co istotne, pojawiło się już w poprzednich.

Ja wtrącę zatem kilka zdań, które pewnie będą się pokrywać z innymi opiniami .

 

– Postać dyrektorki wydała mi się trochę przerysowana. Może nie nierzeczywista. Takie wiedźmy mogą zapewne istnieć. Ale bardzo często w takich sytuacjach świadomość wypiera w pewien sposób to ich istnienie. Nie przyjmujesz do świadomości czegoś, na co się nie godzisz. I przez to taka postać wydaje ci się później karykaturalna. Nieprawdziwa.

– Fajnie przedstawiony dziecięcy świat. Dało się go odczuć i w niego zagłębić.

– Nie wiem, jaki był limit znaków. Odniosłem jednak wrażenie, że to opowiadanie potrzebowało ich więcej. Znacznie więcej. Kończysz w momencie, który dawał (jak sądzę) sporo możliwości i fajne perspektywy rozwinięcia.

 

Bo wiesz, ja jestem nie-su-bor-dy-no-wa-na – wyszeptała Kinia zdradzając swój sekret.

Chciałem marudzić, że to słowo zbyt wyszukane dla dzieci…

 

A co to znaczy?

Ale nie pomarudzę, bo szybko dałaś do zrozumienia, że nie jest ono przez nie powszechnie znane i używane. :)

 

Podsumowując. Bardzo przyjemnie się czytało ze względu na dziecięcy świat, ale jednak na końcu czegoś mi zabrakło. A ponieważ nie jestem wstanie ustalić, czymże właściwie ma owo “coś” być , przyjmijmy, że będzie ono większym limitem słów/znaków, które dawało szanse rozwinięcia tego opowiadania.

Pozdrawiam.

 

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Opowiastka o dziecięcej przyjaźni, której miejscem jest sen. Byłaby niezła, gdyby miała mocniejsze zakończenie: obecne nie prowadzi do żadnego istotnego rozwiązania, ani wyjaśnienia. To raczej wstęp do właściwej opowieści, która powinna być do niego dopisana. Postać dyrektorki – wbrew pozorom – bardzo realistyczna.

Marcinie,

Nie ma takiej możliwości żeby dyrektorka przedszkola zachowywała się w ten sposób.

Ty wstrętny, autystyczny bachorze. – Uderzyła Kinię w twarz.

Wepchnęła ją do pustej sali (…) i przekręciła klucz.

Chyba że to było pierwszy raz. Za uderzenie dziecka, za zamknięcie go samego – wylot natychmiastowy. To tak jak z grzybami – wszystkie są jadalne, ale niektóre tylko raz.

 

Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.

Nie jest to zły tekst, ale nie chwycił. Jak w komentarzu powyżej – koniec końców miałem wrażenie, że to raczej wstęp. Jednak sam pomysł na więź stworzoną przez sen całkiem całkiem. Sama konstrukcja tekstu jak i zdania ładnie podkreślają emocje. 

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Fizyku, bywa jeszcze gorzej. Tutaj przykład jeszcze bardziej skrajny, a nie jedyny, jaki przewijał się przez media w ciągu ostatnich kilku lat: klik.

 

Uff, ciężko… Już wiem, wiem, już, tak, tak. Przysięgam, że JUŻ nigdy nie użyję snu w zakończeniu! No way. Przez chwilę miałam impuls – nieodparty – skasowania, ale zamknęłam oczy, poczułam cugle, skorygowałam i przeszło. Wspaniała lekcja, chociaż trochę bolało. 

A teraz na spokojnie:

@CM, dziękuję, że wpadłeś, przeczytałeś i napisałeś komentarz. :)

Posuwajmy się krok po kroku – mówię to do siebie. Jeśli czytało się przyjemnie to ok, ponieważ o to chodziło.

@Marcinie Robercie, dzięki, że postać dyrektorki uznałeś za realistyczną, ponieważ taką jest – ciągle jeszcze. Co do reszty komentarza – racja! Ciekawe, czy jakieś literackie odniesienia znalazłeś?

@fizyk111, z opiekunami, nauczycielami niestety nie jest tak jak z grzybami; marzyłabym, aby tak było. Dziękuję, że zajrzałeś, to absolutnie tekst – nie dla Ciebie;)

@NWM, OMG, mam, to co chciałam, jeśli zamieściłam ten tekst. Jak to możliwe, że taki tytuł Ciebie zanęcił? Eh, cholipciuś, co mnie podkusiło, aby zamieścić ten tekst ze ścieżki B. Bardzo dziękuję Ci za emocje – o nie chodziło. Nie dziwię się, że nie zaskoczyło.

@wilku-zimowy, dziękuję, Ty trochę wiesz, że: powinno nie oznacza jest, że ustawa, regulacje nie odzwierciedlają (chyba nigdy tego nie robią) rzeczywistości, że w gruncie rzeczy, każdy z nas jest żołnierzem (w pewnym sensie) i to jest dobre, ponieważ człowiek jest zwierzęciem społecznym.

Pozdrawiam wszystkich srd. :)

 

 

 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Co mogę powiedzieć? Mnie niby kulturalnie, niby bez wyzwisk, ale jednak odzwyczajono w przedszkolu od leworęczności. To także coś, co “nie powinno się dziać”, a znam jeszcze kilka innych osób, które również za dzieciaka zostały przestawione na praworęczność.

Hi, hi, też mam pomieszaną lateralizację. Lewooczna, praworęczna i lewonożna. Co do półkul mózgowych – sama nie wiem i chyba nikt.

Moja mama była bardzo silnym mańkutem – tak to kiedyś nazywano. Na szczęście jej nie przestawiano, bo dziadek był przeciwny takim wymysłom i głupstwom. Z legend rodzinnych – mówił, że jeśli wygodniej lewą, to co to komu szkodzi. Mama nauczyła się pisać “prawilno” – szkoła zwyciężyła, lecz w każdej innej czynności, wymagającą manualnej precyzji, preferowała lewą. 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Wbrew pozorom duży odsetek osób praworęcznych jest jednocześnie lewonożnych, ale… to może wynikać nie tylko z preferencji wrodzonych, ale tez z takich drobiazgów, jak chociażby przyzwyczajenia do częstego zakładania tej samej nogi na drugą. Tylko w nogach to głównie kwestia siły, a przestawienie osoby leworęcznej na praworęczność to trochę inna kwestia, bo tam chodzi tez o precyzję.

Przyzwyczajenia to osobna sprawa, a przestawianiu mówię stanowcze NIE. 

Ta moja skrzyżowana lateralizacja wywoływała pewne dziwności z koordynacją – jeździć na rowerze nauczyłam się w wieku dwudziestu sześciu lat. 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Ktoś mógłby powiedzieć, że to tylko nalepka.

Trochę jednak anglicyzm.

 Nie było to jej winą

A… czemu miałoby być? Nie łapię?

 to wyjścia nie ma i trzeba spędzić dwa w grupie maluchów.

Przecinek w "jeżeli…, to". "Lata" są tu ciutkę ekwiwokacyjne, na moje wyczucie.

 Delikatnie spróbowała podważyć naklejkę.

Trochę porwane te zdania – zobaczymy, czy to ma sens.

 Jezusku proszę niech

Jezusku, proszę, niech.

 wtargnęła pani Hania

Czy dzieci używają takich słów?

baba mówił

Baba, mówił – bo trzeba jakoś oddzielić to, co mówił, od czynności mówienia.

 dodawał –

Myślę, że wystarczy cudzysłów, nie trzeba jeszcze myślnika.

 Kinga, dlaczego masz dwie nalepki na szafce.

Znak zapytania uciekł :(

 aby się innym dzieciom nie pomyliło

"Aby"? Dalej masz "ponieważ", też mało pasujące do narracji z punktu widzenia dziecka.

A ty Anno

 A ty, Anno. No, nie wiem. Jakoś mnie nie przekonuje ta facetka.

 nie możesz przychodzić do przedszkola w chińskiej kurtce

? Dlaczego?

 autystyczny bachorze. – Uderzyła Kinię w twarz.

I proces pewny…

 Do obiadu spędzisz czas w sypialni, abyś mogła przemyśleć swoje zachowanie.

Nie wiem, czy mówiłabym tak do dziecka, ale też bym go nie tłukła, więc może…

 wyciągnęła szpony i zacisnęła na drobnych ramionkach

Potknęłam się. Coś tu jest nie tak składniowo.

 buntowniczo położyła się

Jak się położyć "buntowniczo"? Nie miało być "w akcie buntu"? Albo lepiej "na złość babie"?

 Zastanawiała się chwilę, czy nie narobić rabanu

Powtórzony dźwięk. I ten raban, o ile wiem, nie jest owocem przemyśleń, tylko przeciążenia.

 Aniu nie

Aniu, nie. I pytajnik na koniec.

 No coś ty

No, coś ty.

 Podziwiam ciebie

Raczej krótki zaimek, chyba, że chcesz podkreślić, kto jest podziwiany.

 nie-su-bor-dy-no-wa-na

Ktoś tak mówi do dzieci?

 Przecież nie mogło być tak, aby

Hmm. No, czy ja wiem…

 Chodź umyjesz

Chodź, umyjesz.

 No chodź

No, chodź.

 Wybiegła z sypialni mrucząc

Wybiegła z sypialni, mrucząc.

 No i co zasnęła

No i co, zasnęła.

 Słodkich snów maleńka

Słodkich snów, maleńka.

 Jak śmiał ciebie o to prosić?

A co on takiego zrobił właśnie jej? Bo z użycia długiego zaimka wynika, że właśnie szczególnie babci nie powinien prosić.

 Niestety znowu w szpitalu.

Niestety, znowu w szpitalu.

 

Hmm. Przyznaję się do pewnej konfuzji. Dziecko jest odklejone czasoprzestrzennie, widzi przyszłość? Czy to wszystko było snem? Ale owszem, wydarzenia układają się w zrozumiałą historię – próbuj dalej.

 jednak to nie był zwyczajny sen, bo bohater trzyma w garści zdobyte we śnie przedmioty albo kapie mu krew z rany

To akurat chwyt znany co najmniej od czasów Romantyzmu, a chyba dłużej. Lepiej go nie nadużywać.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Toteż napisałam, że to nie pomoże.

Babska logika rządzi!

Ano, Tarnino, poprawione :), dziękuję za czas i proszę o więcej… czasu – tu w znaczeniu „wiele jeszcze wody upłynie, zanim przestanę popełniać błędy” – i dodatkowo mam nadzieję, że czasami będziesz wpadać i szturmem zajmować moje opowiadania.

Ktoś mógłby powiedzieć, że to tylko nalepka. – Trochę jednak anglicyzm.

 Trochę tak.

 

 

Nie było to jej winą – A… czemu miałoby być? Nie łapię?

Kiedy Twoi koledzy i koleżanki idą dalej, a ty zostajesz na drugi rok w tej samej klasie i nie masz na to wpływu (w szkole możesz przynajmniej uczyć się, bądź nie i tym samym masz wpływ). Kinia go nie miała.

to wyjścia nie ma i trzeba spędzić dwa w grupie maluchów. – „Lata" są tu ciutkę ekwiwokacyjne, na moje wyczucie.

Nie wiem. Tak myślisz? To były dwa konkretne lata, z których jeden rok dłużył się niepomiernie. A słówko – piękne.

wtargnęła pani Hania – Czy dzieci używają takich słów?

Dzieci nie, narrator może.

aby się innym dzieciom nie pomyliło – "Aby"? Dalej masz "ponieważ", też mało pasujące do narracji z punktu widzenia dziecka.

Ok, do rozważenia. POV jest miejscami dziecka lecz nie w całym tekście.

A ty, Anno – No, nie wiem. Jakoś mnie nie przekonuje ta facetka

Nie masz pojęcia, jak ja„gotuję się”, kiedy dowiaduję się o takich zdarzeniach, a cóż… procesy są w wielkich sprawach, codzienność zaś chodzi w znoszonych butach.

wyciągnęła szpony i zacisnęła na drobnych ramionkach – Potknęłam się. Coś tu jest nie tak składniowo.

Ha, króluje minimalizm. Wiadomo, że Pani Hania i wiadomo na czyich ramionkach.

buntowniczo położyła się – Jak się położyć "buntowniczo"? Nie miało być "w akcie buntu"? Albo lepiej "na złość babie”?

Nie może, Kinia nie jest dorosła, nie myśli w kategoriach „na złość babie” – jest bezradna, a „akt buntu" byłby zewnętrzny w stosunku do dziewczynki. “Na buncie” można wiele rzeczy robić i to widać i czuć:)

Zastanawiała się chwilę, czy nie narobić rabanu – Powtórzony dźwięk. I ten raban, o ile wiem, nie jest owocem przemyśleń, tylko przeciążenia.

Powtórzony dźwięk – zgoda, do rozważenia. Raban był skutkiem przemyśleń. Nie za dobrze skończyło się w sklepie, kiedy też rzuciła się na podłogę i płakała rozpaczliwie, chcąc zmusić ojca do kupna batonika. Kupujący się za nią ujęli, lecz ojciec nie ustąpił. 

Podziwiam ciebie – Raczej krótki zaimek, chyba, że chcesz podkreślić, kto jest podziwiany.

Tak, długi zaimek:)

nie-su-bor-dy-no-wa-na – Ktoś tak mówi do dzieci?

Oj mówi, mówi, o dzieciach, nie do nich. 

Przecież nie mogło być tak, aby – Hmm. No, czy ja wiem…

Tak w ogóle to mogło być, lecz Kinię zdumiało to, że ktoś mógł nie pokochać jej wspaniałej przyjaciółki, którą obdarzyła uczuciem “od pierwszego wejrzenia”.

Jak śmiał ciebie o to prosić? – A co on takiego zrobił właśnie jej? Bo z użycia długiego zaimka wynika, że właśnie szczególnie babci nie powinien prosić.

Tak, właśnie babci, masz rację! Przed laty doszło do gorszącej sceny pomiędzy nimi. Padły słowa nie do przebaczenia, zachowania, których zapomnieć nie sposób, ale to już inna historia. Babcia była przyjaciółką matki Ani.

 

To był sen, lecz w tym śnie – marzenie. Kinia we śnie nie widziała swojej przyjaciółki, nie było też jej w sypialni, dyrektorka do pokoju wepchnęła tylko Kinię. Dziecko kurczowo trzyma się swojego największego marzenia – masz rację konfabuluje, a scena miała być lekkim nawiązaniem literackim do wielu takich opowieści.

 

Fajnie, że wydarzenia ułożyły się w bardziej zrozumiałą historię:))), zawszeć to jakiś postęp. Co więcej dzięki Reg mam w zeszycie trzy strony o wielokropku, a dzięki Tobie będę uważała na przecinki w zwrotach ludzi do ludzi (no i na inne rzeczy też:>3).

 

Popolemizuję z Tobą trochę na temat wyjaśnienia-zakończenia, że to był „tylko sen”, aczkolwiek już WIEM i nie pojawi się na portalu opowiadanie, w którym popełnię ten błąd. W życiu śnimy, marzymy, a literatura, opowieści są o życiu i dlaczego szukać innych twistów. Czy argument, że ten zabieg jest już ograny jest wystarczający?

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

wiele jeszcze wody upłynie, zanim przestanę popełniać błędy

Słonko, nie ma takich, co nie popełniają błędów :)

 Kiedy Twoi koledzy i koleżanki idą dalej, a ty zostajesz na drugi rok w tej samej klasie

Dobrze, to rozumiem, ale chodziło mi raczej o winę moralną. Co w tym złego (z jej strony)?

 POV jest miejscami dziecka lecz nie w całym tekście.

Aha. To może być trochę mylące, takie zmienianie punktu widzenia bez ostrzeżenia. Zwłaszcza w krótkim tekście.

Wiadomo, że Pani Hania i wiadomo na czyich ramionkach.

Prawda, wiadomo. Może nie tyle składniowo, co surrealistycznie? Te szpony? Teraz, to sama nie wiem.

 "akt buntu" byłby zewnętrzny w stosunku do dziewczynki.

Jejku, dlaczego? W kwestiach "jak myślą dzieci" niewiele mogę powiedzieć – skonsultuj się z Deirdriu.

 mówi, o dzieciach, nie do nich.

Znaczy, podsłuchała?

 Tak w ogóle to mogło być,

Kurczę, specjalnie skróciłam, żeby Cię nie zmylić – a i tak pomyślałaś, że czepiam się treści, kiedy czepiam się formy. To forma wydała mi się mało dziecięca – zmieniasz tu punkt widzenia?

 dyrektorka do pokoju wepchnęła tylko Kinię

Tak, w tym miejscu zaczęłam podejrzewać, że Ania jest wytworem jej wyobraźni.

 Czy argument, że ten zabieg jest już ograny jest wystarczający?

Hmm. W sumie nie. Ale z ogranymi zabiegami trzeba uważać, bo łatwo pójść utartym szlakiem, zamiast swoją własną drogą. A wtedy czytelnik kiwa głową, ziewa i sobie idzie.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Oj, już nie chciałam wywlekać tego swojego tekstu na wierzch, aby nie straszył, jednak nie mogę, bo chcę z Tobą rozmawiać, więc „niech się dzieje wola nieba – przecież – z nią się zawsze zgadzać trzeba;P

 

Koty w kosmosie – Félicitte, naturalnie Francuzi wpadli na ten pomysł, a teraz pomnik chcą koteczce stawiać. Była zgarnięta z paryskiej ulicy, trenowana i poleciała, bo podobno kot Felix uciekł, czując pismo nosem.

Zżymam się na lot nieświadomej Félicitte, a jednak chciałabym zobaczyć naszą błękitną planetkę z góry. 

 

 

 

 

ale chodziło mi raczej o winę moralną. Co w tym złego (z jej strony)?

Tak, nic, właśnie zupełnie nic. Nie było w tym jej winy, jak widzisz piszę wprost, kawa na ławę, a jednak dziecko roiło sobie, że może… Któż tam wie, co Kinia sobie myślała – może autor:)

To może być trochę mylące, takie zmienianie punktu widzenia bez ostrzeżenia. Zwłaszcza w krótkim tekście.

To prawda, może i trzeba cyzelować. Ah, te niektóre Twoje zdania, czekam z niecierpliwością na kolejny tekst.

"akt buntu" byłby zewnętrzny w stosunku do dziewczynki. – Jejku, dlaczego?

Tak czuję, popatrz:

„Kinia w akcie buntu położyła/rzuciła się na…” 

„Kinia buntowniczo położyła się…”

Pierwsze za długie i pojawia się dystans (moim zdaniem), co więcej trzeba byłoby opisać te przejawy buntu

mówi, o dzieciach, nie do nich. – Znaczy, podsłuchała?

A jakże, dzieci są jednymi wielkimi uszami:D

specjalnie skróciłam, żeby Cię nie zmylić – a i tak pomyślałaś, że czepiam się treści, kiedy czepiam się formy. To forma wydała mi się mało dziecięca – zmieniasz tu punkt widzenia?

Nie, zrozumiałam prawie dobrze, lecz na wszelki wypadek wstawiłam na początek to zdanie:). Masz rację, że forma już nie dziecięca, że zmieniłam punkt i że gryzie to przejście, lecz… ponieważ nie zawsze będę się zgadzała, więc tym razem mogę XD

 

Co do czytelników, to cóż(!), chyba w tym momencie ważniejsze jest dla mnie, aby zbytnio nie skupiać na sobie ich uwagi:) i miejsce w kąciku jest dobre. Introwertycy tak mają, czasami:)

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Pierwsze za długie i pojawia się dystans (moim zdaniem), co więcej trzeba byłoby opisać te przejawy buntu

Może faktycznie za długie. Ale położenie się to właśnie będzie przejaw buntu, więc go pokazujesz. Zewnętrzności właśnie tu nie widzę, ale może to skrzywienie zawodowe (akty świadomości itp.).

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

U mnie też padało dzisiaj i zimno, za to trochę błękitnego słońca pojawiło się za szybą.

Śliczny:D

Kiedyś nie lubiłam kotów, teraz przepadam, acz czuję respekt. 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Czytało się dobrze, z tym, że bardziej zainteresował mnie wątek Tessy niż przedszkolaków.

Przynoszę radość :)

Anet, dziękuję Ci za odwiedziny:) i podziwiam wytrwałość, konsekwencję w realizacji zamiaru.

Głupio mi, że ja nie zajrzałam jeszcze do żadnego Twojego opowiadania. niniejszym obiecuję poprawę.

Eh, wszystkich bardziej zaciekawiła Tessa.

Nic to, bardzo dobra jest dla mnie konfrontacja z Waszymi uwagami, komentarzami. Miałam różne fazy (w trakcie czytania komentarzy do swoich tekstów). Oswajam się. Macie rację. Spróbuję i myśleć o swojemu i wziąć do serca Wasze sugestie, odbiór. 

Dziękuję <3 i pzd srd, a

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Asylum, u mnie pójdzie Ci szybko ;))))

Tessa jest interesująca, bo wprowadzasz ją jako tajemnicę. Z dziewczynkami wszystko się wyjaśnia, wiadomo już, że to nie jest tylko wyobraźnia Kingi (taki był mój pierwszy trop – wymyślona przyjaciółka).

A mój plan obejmuje przeczytanie wszystkich opowiadań zamieszczonych na tym portalu ;)

Przynoszę radość :)

Anet, trzymam kciuki. :-)

Babska logika rządzi!

Asylum

 Bardzo spodobał mi się początek. Tak niewinnie, i ta historia z motylkiem wesoła. Ania pomaga przykleić Kini nalepkę. Przecież jej tato zbiera znaczki, ona wie, jak to się powinno robić :)

I tekst: ,, Jezusku, proszę niech to zadziała’’ rozbroił mnie zupełnie – oczywiście na plus.

To, co działo się później, już niekoniecznie było miłe. Pani tyran, która wrzuca dziecko do jakiejś sali i odosabnia , wbija szpony itd. Za takie coś kobieta idzie pewnikiem siedzieć.

Tak, jak powiedziałem, początek bardzo na plus.

Ogólnie ok.

 

Pozdrawiam

Hesket

Piękne dzięki za komentarz, Heskecie. Miło mi, źe  zajrzałeś. I ja lubię Kinię, lat sześć:)

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Chyba dyrektorka trochę przerysowana. Ale znajomej synek wrócił kiedyś z przedszkola z rewelacją

– Widziałem dzisiaj, jak scur wpiepsał kartofla.

– ???

– Bo Pani zamkła mnie w magazynie.

– ?

– Bo byłem niegzecny.

Całość opka podobała się misiowi i bardzo tytuł. :) 

Może i dyrektorka, Koalo, przerysowana, ale niestety prawdziwa. Czas akcji to jakieś lata osiemdziesiąte ubiegłego wieku. Czy dzisiaj to niemożliwe? Mam nadzieję! Chociaż kiedy widzę na placach zabaw rodziców strofujących dwu-trzy latki, to nie wiem. Dorośli wybuchają i słyszę, np.

„No i po co tu stajesz, nie widzisz, że jest mokro/brudno? Słyszysz w ogóle, co się mówi do ciebie? Ogłuchłeś? Myślisz w ogóle? Myślałeś, jak to robiłeś? To następnym razem nie myśl, tylko rób, co mówię".

Lubię ten tekst, choć nie jest pozbawiony błędów i trochę zawieszony w powietrzu, coś nie tak z zakończeniem.

Dzięki, Koalo :-)

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Epizod przytoczony przeze mnie miał miejsce w roku 1984 albo 1985 w Krakowie. :)

Nowa Fantastyka