Mały Michałek spojrzał z zazdrością na nowy komputer starszego brata. Wiedział, że ten używał go tylko tysiąc godzin i zaledwie za dwa lata wspaniała maszyna przejdzie na jego własność podobnie jak wszystkie książki, ćwiczenia i zeszyty Maćka i w końcu będzie mógł się uczyć tych wszystkich rzeczy, które trzeba znać, żeby dostać się do szkoły podstawowej.
Michałek był sprytny i mądry i nigdy, ale to przenigdy nie ruszał magicznego pudełka bez pozwolenia starszych. To była jedyna przepustka do szkoły, a szkoła była jedyną możliwością wyrwania się z getta, w którym żył. Chłopak był zdolny i chciał się uczyć, ale jego rodzina nie miała pieniędzy na nowy sprzęt i ten przed nim musiał być używany zgodnie z zasadami, z których najważniejsza mówiła, że manipulowanie przy telemetrii i instalowanie nieautoryzowanych części jest absolutnie niewybaczalne.
Michałek nigdy nie oburzał się na to, bo wiedział, że system jest idealny i promuje tylko tych, którzy mają szansę na dokonanie czegoś wielkiego.
Chłopiec wiedział również, że jego bliscy kombinowali jak mogli, ale nawet oni nie mogli przeskoczyć tego, że dysków dla kolejnych dzieci nie kupowało się tak po prostu w sklepie.
To była cała długa procedura, zgodnie z którą szło się do Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej, składało szereg wniosków, udowadniało, że urządzenie jest rzeczywiście niezbędne i że wszystkie dyski w rodzinie są używane niezwykle oszczędnie, a następnie czekało na decyzję urzędników.
Nikt w okolicy nie słyszał, żeby zgodzili się na urządzenie magnetyczne. Chodziło podobno o jakieś metale szlachetne, przez które wielu specjalistów uważało je za niebezpieczne dla środowiska i ludzi.
Z kolei SSD to była inna bajka. Bezgłośne, szybkie, ale… mało trwałe.
Kolejne technologie powodowały, że komórki w nich się zmniejszały, a to zmniejszało ilość cykli zapisu.
Ludzkość stanęła w obliczu kryzysu.
Problem z dostępnością certyfikowanych dysków stał się tak wielki, że musiały interweniować rządy. Na mocy ustaw warszawskich nowe urządzenia były kierowane do serwerowni i instytucji rządowych, poczynając oczywiście od tych kluczowych, a jednostki z dużym przebiegiem oddawano osobom prywatnym, które używały ich aż do ich zniszczenia.
Michałek pomyślał, że akurat ta procedura jest bardzo niesprawiedliwa, a potem wrócił do oglądania telewizji, która została doprowadzona do każdego mieszkania zupełnie za darmo.
Chłopiec śledził właśnie bajkę o dwóch takich, co ukradli słońce, gdy usłyszał dźwięk przekręcanego klucza w zamku.
To wróciła mama, która rozebrała się, weszła do dużego pokoju i zapytała się:
– Michałku, kochanie. Byłeś dzisiaj grzeczny?
– Mama, mama, tęskniłem za tobą. – Malec z rozkoszną pyzatą buzią rzucił się z dziecięcą ufnością w jej spracowane ramiona.
Kobieta była zmęczona, ale uśmiechnęła się szeroko i przytuliła swoje ukochane młodsze dziecko.
Jak dotąd urodziła dwóch zdrowych chłopaków, a potem zgodnie z obowiązkiem poddała się operacji implantacji. Nie znosiła oszukiwać i nie szukała fałszywego certyfikatu, poza tym wiedziała, że wychowanie większej ilości potomstwa było właściwie niemożliwe
Była niezwykle dumna ze swoich dzieci, bo mogli wyrosnąć na ludzi. Tyle możliwości przed nimi. Urzędnicy. Pracownicy do pobliskiej fabryki. Kasjerzy do sklepu. Chłopcy byli na tyle zdolni, że mogli bez problemu wykonywać wszystkie zajęcia gwarantujące stały dochód i dające potrzebną stabilizację.
Rozświetlali jej życie, w którym pojawił się ostatnio duży problem. Ich blok był przeznaczony do rozbiórki i jak dotąd nie udało się jej znaleźć nic zastępczego. I nie chodziło już nawet o bloki ze starej dobrej cegły czy wielkiej płyty, ale nawet o coś z pianolityku drukowane w starych przemysłowych drukarkach 3D.
Jak o tym myślała, to robiło się jej przykro. Urzędnicy marnowali przydziały piasku na głupoty, a nie na mieszkania, te bez remontów w końcu się rozpadały i trzeba było je czymś zastąpić.
Pianolityk był dobry, ale tylko na papierze. Cienki, zimny, łatwopalny. Słychać było wszystko co robili sąsiedzi, trzeba było uważać z ogniem i gotowaniem, a nawet z używaniem prądu.
Zmęczona życiem kobieta po dłuższej chwili czułości powiedziała:
– No dobrze, już dobrze, mój ty urwisie, muszę usiąść.
Chłopiec spojrzał się na nią z ufnością, a ona powoli go odsunęła, następnie usiadła i z materiałowej siatki z wielkimi uszami wyjęła dorodne pomarańcze:
– Zobacz co dla ciebie mam.
– Super! Dziękuję mamo.
Dziecko uśmiechnęło się i pocałowało rodzicielkę w policzek, na co ona odpowiedziała:
– Synu, idziemy na spacer
– Super mamo! Już się ubieram!
– Tylko nie zapomnij maski
Michałek pobiegł do przedpokoju, założył kombinezon, uszczelnił maskę i pojawił się przed mama, która jak zawsze sprawdziła uszczelniacze na rękach i nogach, suwak i paski wokół głowy.
– Kochanie, jesteś taki dorosły a ja taka dumna. Idziemy. – Kobieta mówiąc to z wielka czułością pochyliła się i dotknęła czołem jego szybkę i złapała go rękami za głowę.
– No maamoo daj spokój. – Chłopak był autentycznie zawstydzony.
Kobieta nic nie powiedziała odsuwając go powoli od siebie.
– Synku, poczekaj przed domem.
– Dobrze mamo. – Michałek wyszedł, a ona oparła się ciężko o stół, a łzy same napłynęły jej do oczu.
Była silną kobietą, ale odkąd jej mąż został postrzelony przez bandytów, dosłownie nic im się nie układało…
***
Z domu wyszli na skwer. Widać tu było czarne wieże zbudowane na wzór legendarnego budynku AT&T z Thomas Street trzydzieści trzy na Manhattanie, w których przechowywano setki kopii ruchu z całego Internetu. Ich obecność była wymuszona przez artykuły jedenasty i trzynasty Karty i służyła ochronie praw autorskich, a ludzie zgadzali się na to, bo wiedzieli, że kradzież jest gorsza nawet niźli zabójstwo.
Wieże były estetyczne, natomiast całe wrażenie psuły dymiące obok nich wieże kominów elektrowni, które dostarczały prąd wszystkim serwerowniom w okolicy.
Mama przeszła z Michałkiem w wąską uliczkę i weszła na plac, gdzie znajdowała się jedna z wielu siedzib Zrzeszenia Autorów I Komików Scenicznych. Była to pierwsza z kilkunastu organizacji non-profit która skrupulatnie dbała o to, żeby twórcy mieli niczym nieskrępowaną wolność tworzenia. Kobieta formalnie pracowała tam na cały etat tak jak cała dzielnica, teraz jednak była na przymusowym urlopie…
Celem podróży był pobliski targ, gdzie rolnicy sprzedawali bez zezwoleń różne produkty tak potrzebne do normalnego życia. Chociaż korzystanie z nich wiązało się z rezygnacją z bezpłatnej opieki zdrowotnej, to zawsze było tutaj tłoczno, bo ceny były po prostu boskie.
Wracając przeszli obok wielkiego banneru „Cukier krzepi”.
„Czy ktokolwiek się na to jeszcze nabiera?” – pomyślała kobieta wiedząc, że dziesięć procent jej pensji było przyznawane na fabryki wciskające wszystkim obowiązkowe cukierki i inne śmieciowe żarcie.
Ciężko się jej oddychało przez prowizoryczną maskę zrobiona ze starego biustonosza, wciąż jednak wierzyła, że tacy młodzi jak jej syn przerwą ten zaklęty krąg i na powrót uczynią ten kraj mlekiem i miodem płynącym…
***
– Witaj siostro. – Wysoki murzyn chodzący po ulicy z książką w ręku próbował zaczepić matkę Michałka, ale ona obeszła go szerokim i doskonale wytrenowanym łukiem i ciężko podreptała dalej słysząc jego „Bądź pozdrowiona siostro” i nawoływania do kolejnych przechodniów.
– Nawracajcie się! To wina technologii i wielkiego Gie! Wierzcie w Boga! – Słowa niosły się po ulicy, ona zaś weszła do domu, gdzie przy stole z dziećmi siedział przyjaciel rodziny.
– Na rogu znowu stoi ten pomylony technomaniak. – powiedziała. – jak dzieciaki?
– Starszy nie ma problemu z lekcjami, młody nie przeszkadza. Murzynem nie przejmuj się, jest niegroźny. A tak w ogóle zobacz co dał mi tydzień temu.
Mężczyzna sięgnął do swojej teczki stojącej obok stołu i wyciągnął małą kolorową kartkę, która wyglądała na wydrukowaną na taniej drukarce.
„To wina technologii. Prędkość – zabija. Jasne ekrany – wypalają oczy. Słuchawki – psują słuch. Odpowiedź jest w Bogu”
– Wiesz co, nie chce mi się czytać tego gówna. – Oddała mu wymięty świstek papieru.
– Koleś w sumie ma dużo racji. A tak w ogóle przyszedł rachunek. Umowa na telefon się kończy i zaczniecie płacić trzy razy więcej. – Przyjaciel rodziny nie miał zbyt dobrych wieści.
– Jak ją można przedłużyć? – Mama Michałka była jak zawsze konkretna.
– Wystarczy zadzwonić.
– Wykręć mi numer i daj mi ten telefon.
– Jesteś zdenerwowana, to może poczekać.
– No dawaj.
Przyjaciel westchnął i podał kobiecie komórkę, a ta przełączyła ją na głośnik.
– Dzień dobry. To automatyczna linia. Jeżeli jesteś naszym klientem wciśnij jeden. Jeżeli chcesz podpisać nową umowę wciśnij dwa.
Kobieta nacisnęła jedynkę i po chwili usłyszała:
– Dzień dobry. Matumbe Xing. W czym mogę pomóc?
– Dzień dobry. Chciałam się dowiedzieć co mi możecie zaoferować przy przedłużeniu umowy.
– Możemy pani zaoferować nową ofertę, odtąd będzie pani płacić tylko trzydzieści dziewięć.
– Ale ja płaciłam dwadzieścia pięć.
– Przykro mi.
– A czy mogę podpisać umowę jak nowy klient? Oni płacą tylko dwadzieścia dziewięć.
– Nie. Czy mogę pani w czymś jeszcze pomóc?
– Dziękuję. Do widzenia.
Zdesperowana kobieta zaczęła szukać alternatywy i podpisała umowę u konkurencji ciesząc się że odtąd będzie płacić dwadzieścia.
Kłopoty zaczęły się, gdy okazało się, że nowy operator jest o wiele gorszy niż obecny.
– Czy mogę zrezygnować?
– Tak oczywiście, ale to będzie kosztować… już liczę… tysiąc.
– Za co?
– Dwadzieścia cztery miesięczne abonamenty.
– Ale to jest sytuacja specjalna, bo nie mogę korzystać z państwa usług.
– Przykro mi.
– Dobrze, chcę aktywować dokładnie tę umowę z nowym numerem i wycofać przeniesienie numeru.
– Może pani rozwiązać umowę i podpisać nową.
– Ale zapłacę karę.
– No tak, może pani zmienić numer po przeniesieniu.
– Ale ja chcę zostawić stary numer tam, gdzie jest i aktywować te umowę z nowym numerem.
– Przykro mi, system nie pozwala.
Kobieta pomyślała z goryczą, że miliony ludzi codziennie tracą energię na takie niepotrzebne głupoty. Całe życie walczyła, żeby recepty nie musiały mieć wymiarów zgodnych ze wzorcem co do milimetra, żeby w systemach nie blokować rzeczy oczywistych zmuszając ludzi do płacenia za nic.
Nie miała żalu do tych pożal się Boże doradców, bo byli na innym poziomie rozwoju i robili co musieli, niemniej jednak czuła, że właśnie przez takich jak oni kraj wyglądał jak wyglądał.
***
– Z wielką przyjemnością informujemy, że będziemy mogli serwować reklamy jeszcze lepiej dopasowane do gustu odbiorców. – słychać było ze szczekaczki na targu. – Nasze wspaniałe wojska odniosły kolejny sukces!
Niektórzy ludzie podnieśli głowy i spojrzeli z nienawiścią, ale nic nie powiedzieli.
– Muszę sprzedać ten procesor i zamienić na coś tańszego. – Kobieta powiedziała to cichym zmęczonym głosem do handlarza na jednym z setek straganów, które skupowały używaną elektronikę.
– Popatrzmy, Meltdown i Spectre, nie dam pani więcej niż trzydzieści.
– Ale ja to kupiłam za sto. – Kobieta opuściła ze zrezygnowaniem głowę.
– Kolejna wygrana bitwa! Więcej jedzenia dla potrzebujących! – Roznosiło się nad placem w czasie, gdy mężczyzna tłumaczył cierpliwie – Szanowna pani, coraz ciężej na rynku. Ludzie nie wymieniają sprzętu jak kiedyś i korzystają z niego do końca. Ceny idą w dół, bo nikt nie chce tego kupować. Nie wiem jaki to ma przebieg i czy się do czegoś nadaje. Trzydzieści pięć to moje ostatnie słowo.
– A co z zamian?
– Do tego socketu to ten Pentium za dwadzieścia pięć.
– Ale on jest wolniejszy o połowę.
– Przykro mi.
Jej też było przykro, ale wzięła co jej proponowano. Kiedyś zajmowała jedno z wyższych stanowisk w korporacji i nie brakowało jej nowoczesnego sprzętu, teraz jednak musiała się zadowolić ochłapami.
– Powitajcie nową panią prezes. – Telebim na bloku obok targu ogłosił wszem i wobec, że serwerowniami przez rok będzie zarządzać malarka, która już teraz ma wiele pomysłów na ich upiększenie.
„Jest otwarta na wszelkie mniejszości”
„Super!”
„Chcę tęczę!”
Emotikonki i komentarze od rozentuzjazmowanych użytkowników przesuwały się na ekranie z prędkością światła, a mama Michałka podziękowała Bogu, że dane jej było pracować w życiu nad prawdziwą technologią.
„Kiedyś malarz rozpętał wojnę” – Zauważyła mimochodem.
Żałowała, że świat tak się zmienił.
Niegdyś jej firma się rozwijała, w końcu jednak po wizjonerach przyszli księgowi i aktywiści i rozwój zupełnie się zatrzymał, a z budżetu trzeba było utrzymywać rosnącą zgraję menadżerów.
I właśnie dlatego tak źle działo w Microsofcie, Intelu i Google, Yahoo i wielu innych firmach. Zdobywały rynki, kosiły konkurencję, a jak już miały pełnię władzy, to ich produkty stawały się synonimem upadku.
Czystą loterią było ich kupowanie i kolejni użytkownicy dostawali bardzo różną jakość, gdy wydawali te same pieniądze teoretycznie za te same towary.
Ostateczna bariera została złamana wtedy, gdy chińska firma Hygon dostała oficjalnie licencję na wysokowydajne procesory AMD…
***
– Poproszę o kartę. – Strażnik przy wejściu do Świątyni Luksusu uśmiechnął się nieszczerze, gdy mama Michałka podała mu swój zniszczony kawałek plastiku.
Nie miała wyboru i leki dla syna musiała kupować w centrum handlowym. Było ogrodzone od normalnego świata jak każde inne, a zdolność zakupową każdego klienta sprawdzano tam bez żadnego wyjątku.
– Witamy w centrum. – Po sprawdzeniu stanu jej konta strażnik oddał kartę nie ukrywając obrazy i jeszcze mniej szczerego uśmiechu, a ona udała, że tego nie widzi, wzięła ją i skierowała swoje kroki wprost do apteki.
Nie chciała spędzać tu więcej czasu niż to było konieczne i nie miała pretensji do człowieka przy wejściu, który pracował pewnie za dziesięć centów za godzinę i miał te posadę w ramach pomocy bezrobotnym.
Pamiętała jak kiedyś otwierano to centrum i był tu nawet sam Ronald McDonald.
„Kiedyś wszystko było lepsze” – pomyślała z nostalgią.
I rzeczywiście, centrum początkowo było otwarte, dopiero później dodano bramki do sprawdzania kart, a jeszcze później zastąpiono je takimi pracownikami jak ten przed wejściem.
***
– Twój syn dostał skierowanie na komisję. – Przyjaciel rodziny nie miał dobrych wieści, a mama Michałka aż usiadła z wrażenia i ukryła twarz w dłoniach.
– Nie przejmuj się, znam znajomych, a oni znają kolejnych. Przygotujemy chłopca.
– Ile? – Z rezygnacją zapytała się kobieta.
– Nie wiem.
***
– Michałku, to wujek Tomek.
– Dzień dobry, wujku. – Chłopiec podał dłoń budzącemu sympatię mężczyźnie.
– Chłopcze, w życiu każdego przychodzi taki moment, że musi zdecydować co ma dalej. Każdy z nas przez to przechodził, a teraz czeka to również ciebie i teraz będziesz musiał zdecydować, czy chcesz oddać swoje organy czy żyć w zdrowiu długie lata.
– Ale ja chcę pomagać innym. – Odpowiedziało naiwne dziecko.
– I bardzo dobrze, pamiętaj jednak, że można pomagać na różne sposoby. Możesz pomóc raz albo pomagać przez wiele lat. To twój wybór synu, powinieneś wybrać mądrze synu.
– No nie wiem.
– Pamiętasz panią sąsiadkę z trzeciego piętra?
– Tą której naprawiłem kran?
– Tak. A sąsiada, któremu napisałeś pismo?
– Temu co mi dyktował?
– Tak. Możesz mieć dzieci a one mogą również pomagać.
– To co mam wujku zrobić?
– Rób wszystko powoli. Jak się coś zapytają to poczekaj, podnieś głowę i odpowiedz jakimś krótkim wyrazem. Jak oni się zapytają, jak się nazywasz to mów Michałek i patrz się na nich jakbyś nie rozumiał tego co chcą. Musisz dużo kaszleć, potykać się na każdym kroku, nie zaszkodzi też obrać dużo cebuli przed samą komisją.
– Ale wujku, przecież ręce będą mi śmierdzieć.
– Zuch chłopak. Niech mama obiera przy tobie.
– Ale dlaczego wujku mam tak robić?
– Bo oni potrzebują zdrowych dawców.
– Zrobią testy DNA.
– One dużo kosztują.
***
– Pani, dla d-zie-ci zbieram, dla d-zie-ci – Mama Michałka spojrzała się na żebraczkę i zauważyła, że ta miała nowoczesne buty i choć przykryła je szmatami, to nie zamaskowała czubków, które były po prostu zbyt charakterystyczne.
„Gówniara robi to dla jaj”
Ominęła bez słowa dziewczynę i poszła dalej słysząc „Co za zdzira” za plecami.
Kiedyś wnikałaby pewnie w to, czy żebraczka ma buty z lepszych czasów i czy potrzebuje pomocy jak mówi, teraz jednak wiedziała, że ludzie biedni wpierw pozbywali się godności i resztek majątku.
„Za dużo zła na tym świecie”.
Widziała upadek nie raz i nie dwa, w dużej mierze się na niego uodporniła, ale nie do końca i gdy otwierała drzwi do kamienicy, to była tak zamyślona, że nie zauważyła sąsiada stojącego w cieniu przy skrzynkach pocztowych.
– Co pani taka smutna?
– Aaaaaa! – Odskoczyła, złapała się za serce i zapytała cicho. – A, to pan. Dzień dobry. A pan?
– Dzieciaki trzeba nakarmić a większość pensji poszła na mieszkanie.
– Masz pan. – Wręczyła mu połowę pieniędzy ze sprzedaży procesora.
– No co pani?
– Wie pan, jest taka teoria, że po śmierci nie będzie żadnego rozliczania z grzechów tylko życie na tym poziomie, którym mamy tu na końcu. Jak byliśmy tu dobrzy to dostaniemy dobro. A jak źli to tam nas spotka to samo. Bierz pan, bo się rozmyślę.
– Oddam pani sąsiadko, na pewno oddam.
Nie skomentowała i zaczęła mozolnie wspinać się na górę po zniszczonych schodach.
W domu młodszy syn miał drzemkę, a starszego jeszcze nie było. Włączyła telewizor a sama zaczęła przysypiać.
„Naukowcy w Yellowstone dokonali przerażającego odkrycia. Zgodnie z badaniami z zeszłego miesiąca konieczne jest zwiększenie ilości odwiertów. Rząd federalny zmuszony jest podnieść podatek naturalny o dziesięć od każdej rodziny”.
„Z ostatniej chwili. Kapitan zbuntowanego okrętu podwodnego zatopił dwie fregaty chińskie”.
Wiedziała, że kiedyś ludzie potrafili rozmawiać, teraz jednak podobne incydenty były na porządku dziennym. To była wisienka na torcie po problemach z automatami do głosowania, spektakularnej porażce jaką był martwy dekret prezydenta i tym, że kraj nie potrafił wyeliminować obcej technologii z administracji.
Cierpliwi Rosjanie osiągnęli swój cel wygrania kolejnej zimnej wojny tak samo jak zdobyli przewagę w dziedzinie budowania statków kosmicznych. Przez kilkanaście lat w tym wiodły firmy prywatne te jednak uciekły z Ameryki niszczone podatkami, niejasnymi zasadami i koniecznością pomocy wojsku.
Wygrali, podobnie jak Chińczycy, w prasie najważniejszym tematem było jednak to, że deklaracja niepodległości to wypisz wymaluj mowa nienawiści i że niektóre inne kraje są pod raz kolejny winne jakichś odszkodowań…
***
Mama ostatecznie nie kupiła dysku, bo jej nie było stać, a mały Michałek został dużym Michałem. Nie poszedł do wojska, miał ciekawe życie i montował kolejne komputery, miał również dzieci, które kochał nade wszystko.
Z czasem stracił siły i wtedy pewnego dnia zdecydował, że wejdzie do budki uzdrowień. Stały w wielu miejscach, były dobrowolne i w zamian za organ oferowały wydłużenie komuś życia. Michałek podarował swoją krew i wątrobę, co dało dobry start w dorosłość jego potomkowi.
Żyły one w tym samym kraju, który po latach zaczął się zupełnie inaczej nazywać.
Bo imperia powstają i upadają, to już jednak temat na zupełnie inna historię…