- Opowiadanie: Cephiednomiko - Martwy brat Roberta

Martwy brat Roberta

Witam, to moja pierwsza, krótka miniaturka prezentowana tutaj, przeznaczona na pożarcie. Niewiele tu fantastyki, stąd wybrałam kategorię “inne”. 

W kilku słowach o tragicznych skutkach zazdrości i próbach naprawienia błędów zza grobu. 

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Martwy brat Roberta

„Przecież ty nie żyjesz, Dawidzie!” krzyczała moja podświadomość do spółki ze zdrowym rozsądkiem. Ani jedno, ani drugie nie chciało uwierzyć w to, co pokazywały im oczy. A przecież nie było mowy o pomyłce. Stał przy oknie, oparty o parapet, w tych wytartych dżinsach, które zawsze doprowadzały matkę do szału i koszuli, której nigdy nie nauczył się porządnie prasować. Gdyby jednak niechlujny wygląd nie był wystarczającą wskazówką, to ta za młoda jak na jego wiek twarz i oczy wiecznego niewiniątka nie pozostawiały wątpliwości.

 Stał przede mną brat, którego trumnę zakopano pod warstwą ziemi przeszło miesiąc temu.

– Byłem na twoim pogrzebie… – wyszeptałem przez ściśnięte gardło, choć po prawdzie niewiele pamiętałem z tamtego dnia.

Przyszło tak wielu ludzi, rodzina, sąsiedzi, przyjaciele ze studiów i pracy. Tragiczna śmierć młodej osoby zawsze przyciąga tłumy. Wszyscy składali mi kondolencje, ściskali i pocieszali, a ja stałem w bezruchu, ledwo rejestrując przepływającą rzekę żałobników. Beznamiętnie kiwałem głową, mamrocząc jakieś słowa bez sensu. Przytłoczony żalem i palącymi wyrzutami sumienia, nie potrafiłem skupić się na niczym innym prócz głuchego odgłosu ziemi uderzającej w drewniane wieko.

To była moja wina, nawet jeśli nikt otwarcie nie rzucał oskarżeń. Może nie wiedzieli, może nie widzieli tego w ten sposób. Ja jednak nie potrafiłem myśleć inaczej. Gdybym w gniewie, w swej potwornej zazdrości, nie powiedział tylu paskudnych słów, gdybym nie kazał mu się wynosić…

Ale byłem tak wściekły i boleśnie zraniony, że nie chciałem go słuchać. Patrząc w tę gładziutką buźkę, widziałem twarz zdrajcy, który próbował odebrać mi kobietę mojego życia. Zadał cios prosto w plecy, tam gdzie zupełnie się tego nie spodziewałem.

Chciałem, żeby sczezł, życzyłem mu najgorszego z całego serca. Tamtego dnia nienawidziłem go jak najgorszego wroga.

A kiedy kilka godzin później usłyszałem o wypadku, myślałem, że to jakiś nieśmieszny żart.

Nie miałem okazji się pożegnać… przeprosić… wysłuchać. Z mojego brata została krwawa miazga, po tym jak pies wybiegł mu na drogę, a jadący stanowczo zbyt szybko samochód, zawinął się na przydrożnym drzewie. Nie było czego zbierać.

Trumna pozostała zamknięta. Jej zawartość nie nadawała się dla oczu pogrążonego w smutku tłumu. Rzeczywistość była zbyt paskudna.

Ja jednak wiedziałem, co tam leży i tego widoku nie zapomnę do końca życia. Dawid bardzo skutecznie postarał się „sczeznąć”, bardzo… przez kolejne dni rzygałem jak kot, na wspomnienie tego, co pokazano mi w trakcie oględzin.

A teraz stał tutaj, cichy i spokojny, zupełnie nienaruszony. Patrzył na mnie tym swoim cholernym wzrokiem wiecznego dziecka, od którego zawsze miękły serca naszych rodziców. Nie tylko zresztą ich. Czasami naprawdę nienawidziłem tej jego pięknej facjaty. Może nawet zbyt często.

– Robert… – Usłyszałem własne imię, a dźwięk znajomego głosu niemal mnie odurzył.

Chciałem podejść bliżej, ale stopy zupełnie przyrosły do podłogi. Zamarłem jak idiota na środku pokoju i patrzyłem w osłupieniu na mojego martwego brata, który jak gdyby nigdy nic, stał pod oknem. Jakby jego ciało miesiąc temu nie stało się jednością z koszmarem blacharza.

– To niemożliwe…

Musiałem mieć zwidy. Ktoś coś mi podał albo przesadziłem z alkoholem, choć mógłbym przysiąc, że od tygodnia nie miałem w ustach ani kropli.

– Robert… – powtórzył Dawid, a jego wzrok powędrował gdzieś w bok. – Czy dziś mnie wysłuchasz?

Co za pytanie? Jak miałbym nie słuchać, skoro nie mogłem wydusić z siebie jednego sensownego słowa.

Wtedy nie słuchałem. Wtedy…

– Nie spałem z Sandrą – pociągnął niepewnie. Teraz już na mnie nie patrzył, wyraźnie zawstydzony. – Choć próbowałem.

Nie wiedziałem, które zdanie zabolało mnie bardziej. W jednej chwili odpowiedź na pytanie, jak się tu znalazł, wydała się zupełnie nieistotna.

– Dlaczego?

Naraz Dawid podniósł wzrok i dostrzegłem tak znajomą zapalczywość.

– Bo była piękna, inteligentna… bo była twoja! – odparł z desperacją w głosie. – Bo ty zawsze dostawałeś to, co najlepsze.

To było tak głupie, że miałem ochotę roześmiać się histerycznie. Przecież to właśnie on był tym słodkim, młodszym braciszkiem, nad którym wszyscy skakali. Ulubieniec rodziny, jedyna i prawdziwa miłość naszej matki. Czy możliwe by w tajemnicy przed wszystkimi hodował aż taką zazdrość?

Nie zdołałem jednak zadać żadnego pytania, bo pociągnął dalej.

– Pocałowałem ją. Na urodzinach u Artura. Ktoś musiał nas widzieć, szkoda tylko, że nie poczekał, by zobaczyć, jak Sandra dała mi w pysk. Nigdy cię nie zdradziła.

Czułem, jak z każdym jego słowem krew silniej pulsowała mi w żyłach. Wreszcie zdołałem oderwać stopy od podłogi i zacząłem nerwowo krążyć po pokoju.

– Dlaczego nic nie powiedziałeś? Dlaczego… – Co za idiotyczne pytanie. Tamtego dnia żadne jego słowa nie mogły przebić się do mojego wściekłego umysłu. Byłem głuchy na argumenty i ślepy na prawdę. Prawdę? Ale czy to rzeczywiście jest prawda? Skąd mogłem wiedzieć, że Dawid nie kłamał, skoro nawet jego śmierć okazała się fałszem?

– Skąd…

Zatrzymałem się w pół kroku i spojrzałem na brata. Okno było puste. W szybie dostrzegłem jedynie odbicie własnej twarzy.

Przeczesałem włosy drżącą dłonią. Czy miałem omamy? Czyżby zmęczenie odcisnęło się tak silnym piętnem na moim umyśle? Ale przecież wydawał się taki realny, tak prawdziwy. I to co mówił. Czy podświadomie próbowałem go usprawiedliwić? Wymyślić taki obraz rzeczywistości, w której nie zostałem zdradzony przez własnego brata, w którym ta zdrada nie bolała tak bardzo?

Roztrzęsiony usiadłem na krześle i przez długi czas wpatrywałem się w podłogę, próbując zebrać myśli. Z tylnej kieszeni spodni wyciągnąłem komórkę i obracałem ją w dłoni, jakby to miało w czymkolwiek pomóc. A potem otworzyłem listę kontaktów i zatrzymałem wzrok na jednym z wpisów. Od miesiąca nie odbierałem od niej telefonów, nie czytałem SMS-ów, pełen przekonania, że zawierają same kłamstwa. Teraz jednak do mojego zatwardziałego serca zaczynały pukać wątpliwości.

Westchnąłem ciężko i wybrałem numer. Znajomy głos odezwał się po trzech sygnałach.

– Robert?

Ile niepokoju zawierało się w tym jednym słowie. Wcześniej nie dostrzegałem takich rzeczy.

– Czy wtedy, u Artura, uderzyłaś Dawida? – zapytałem wprost.

Chyba chciała coś odpowiedzieć, ale szloch, który wyrwał się z jej ust, zagłuszył słowa.

Siedziałem jak sparaliżowany, słuchając płaczu najdroższej mi kobiety i zastanawiałem się, jak mogłem być tak głupi.

A potem zerwałem się z krzesła i ruszyłem w stronę wyjścia. Może jutro będę się zastanawiać czy był to zwykły omam, czy jednak rzeczywiście nawiedził mnie duch brata. Dziś zamierzałem naprawić to, co tak nierozważnie doprowadziłem do ruiny.

 

 

Koniec

Komentarze

Taka sobie historyjka z udziałem ducha, próbującego naprawić to, co zepsuł za życia. Zastanawiam się tylko, dlaczego duch Dawida zwlekał cały miesiąc, aby wyznać prawdę.

Skoro to debiut, to może być, ale mam nadzieję, że Twoje przyszłe opowiadania będą znacznie ciekawsze i lepiej napisane. :)

 

w tych wy­tar­tych je­an­sach… –> …w tych wy­tar­tych dżinsach

Używamy pisowni spolszczonej.

 

i ko­szu­li, któ­rej nigdy nie na­uczył się po­rząd­nie pra­so­wać. –> Czy inne koszule umiał prasować należycie?

 

Zadał cios, ja­kie­go nikt nie byłby w sta­nie wy­ba­czyć. –> Zadał cios, którego nikt nie byłby w sta­nie wy­ba­czyć.

 

Jakby jego ciało mie­siąc temu nie stało się jed­no­ścią z kosz­ma­rem bla­cha­rza. –> Co jest koszmarem blacharza i jaki to ma związek z ciałem?

 

i ner­wo­wo za­czą­łem krą­żyć po po­ko­ju. –> …i za­czą­łem nerwowo krą­żyć po po­ko­ju.

 

Za­trzy­ma­łem się wpół kroku… –> Za­trzy­ma­łem się w pół kroku

http://portalwiedzy.onet.pl/141563,,,,w_pol_wpol,haslo.html

 

i przez długi mo­ment wpa­try­wa­łem się… –> Moment jest krótki z definicji.

 

nie czy­ta­łem sms’ów… –> …nie czy­ta­łem esemesów/ SMS-ów

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hmmm. Mnie też nie uwiodło. Taka tam historyjka, że nie należy unosić się gniewem i warto wysłuchać argumentów przeciwnika. Nic odkrywczego, niestety.

Ale napisane nie najgorzej.

Babska logika rządzi!

Dziękuję za opinie. Błędy poprawiłam. 

Mam świadomość, że to nie jest specjalnie odkrywcze i traktuję to bardziej jako ćwiczenie warsztatu, bo ogólnie mam problem z pisaniem krótkich tekstów. Zbyt łatwo każde opowiadanie rozrasta mi się bezsensownie i wychodzi z tego czysta grafomania. 

Mam nadzieję, że następne teksty będą coraz lepsze.

Jakby jego ciało miesiąc temu nie stało się jednością z koszmarem blacharza. –> Co jest koszmarem blacharza i jaki to ma związek z ciałem?

Samochód rozbity na drzewie jest koszmarem blacharza ;)

 

Pozdrawiam C.

Cieszę się, Cephiednomiko, że uznałaś uwagi za przydatne.

Dziękuję za wyjaśnienie, ale wyznam że nadal nie rozumiem jedności ciała z koszmarem blacharza.

Zdawało mi się, że skoro blacharz zarabia na klepaniu auta po wypadku, to możliwość naprawiania kolejnego uszkodzonego pojazdu jest dla niego powodem do zadowolenia, a nie koszmarem. No, może za wyjątkiem przypadków, kiedy to z drzewem zderzy się samochód blacharza. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Tekst przyzwoity, ale koniec końców ni ziębił, ni grzał. To bardziej wprawka. Zabrakło mi czegoś wybuchowego na koniec, czegoś zwodzącego mnie, czytelnika, w środku. Bo niestety sporo zaspoilerowało mi przedsłowie – wiedziałem już podświadomie, czego się spodziewać.

Choć tekst jest o emocjach, zabrakło mi też czegoś te emocje pobudzającego. Ale możliwe też, że ze względu na tematykę obyczajową, po prostu przeszło to obok mnie ;)

Tak więc fajerwerki są, ale mnie do końca nie ruszyły.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Dzięki za komentarz. Rzeczywiście ten tekst to bardziej ćwiczenie, niż realne opowiadanie. Postaram się następnym razem wrzucić coś bardziej emocjonującego ;)

Pozdrawiam. 

Cześć. Skoro pisane ćwiczeniowo i w ramach wprawki, to i czepiać się za bardzo nie ma czego. Napisane całkiem poprawnie, bez znacznych potknięć. Jak najbardziej zjadliwe, a całość łatwa do wyobrażenia sobie. Lektura nie bolała. ;)

Ale też nie powaliła. Zdecydowanie nic odkrywczego, emocji też zbytnio nie wzbudziło. 

Dobre jako ćwiczenie na przejrzystą, obrazową narrację, przeciętne jako pełnoprawny tekst. Czekam na więcej ;)

Dobrze wykonane ćwiczenie. Następne będzie wymagało już większego zaangażowania emocjonalnego czytelnika, albo starego i lubianego zaskoczenia. Może coś z dobrym tweestem na końcu?

Pozdrawiam :) 

Blacktom i barniusz, dziękuję za komentarz. Kolejne teksty się piszą, będą niebawem i mam nadzieję, będę już mogła je traktować jako pełnoprawne opowiadania. :)

Skoro przyznajesz się, że to wprawka, to może być. Może jednak lepiej byłoby ćwiczyć na mniej zgranych motywach albo tym zgranym starać się nadać więcej oryginalności? To samo w sobie jest niezłym ćwiczeniem :)

 

„Przecież ty nie żyjesz, Dawidzie!” krzyczała moja podświadomość.

→ „Przecież ty nie żyjesz, Dawidzie!” – krzyczała moja podświadomość.

Półpauzę należy dać także w zapisie myśli i tego rodzaju quasi-wypowiedzi

http://altronapoleone.home.blog

Przyjemne :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka