- Opowiadanie: regulus - 7651

7651

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

7651

7650 dzień podróży

 

„Okręt” już od bardzo dawna znajdował się w podróży. Była to jego pierwsza i ostatnia podróż. Został zbudowany tylko w celu odbycia tej jedynej podróży i tylko w jedną stronę. Przeszedł tak wiele w czasie jej trwania i teraz był w tak kiepskim stanie, że załoga od dawna już zastanawiała się czy wytrzyma aż do jej kresu. Początkowo nikt nie rozmawiał o tym otwarcie, ale w ostatnim czasie kiedy już gołym okiem widać było bardzo zły stan techniczny powoli zaczęły padać głośno pytania: „Czy zdołamy dotrzeć na miejsce?”, „Czy wytrzyma?” Nieustanne przeciążenia działające na „Okręt” bardzo nadwyrężyły jego konstrukcję. Zwłaszcza podczas przechodzenia w pobliżu jakiejś gwiazdy. Te masywniejsze wywoływały tak ogromne przeciążenia, że czasem gołym okiem można było ujrzeć zagięty korytarz na którymś z pokładów lub nierówności w poszyciu kadłuba.

Silniki jednak wciąż pracowały bez zarzutu i załoga pełną parą dokonywała wszelkich możliwych napraw na „Okręcie”, lecz nie była w stanie nadążyć z nimi, poza tym, nie wszystko mogła zrobić sama. Wiele napraw wymagało albo doku w stoczni albo zatrzymania „Okrętu”, a to było niemożliwe.

„Okręt” tak, to dziwne… wszyscy znali przecież nazwę swej jednostki, lecz nikt praktycznie jej nie używał, zawsze nazywano ją „Okrętem”. Była to jakby niepisana umowa, zakaz, którego złamanie w przekonaniu bardzo przesądnej załogi mogło doprowadzić do nieszczęścia. A tutaj, tysiące miliardów kilometrów od domu wszyscy byli przesiąknięci zabobonami, jak marynarze na średniowiecznych okrętach. Mimo, że cała załoga była wysoko wykształcona, w trakcie tak długiej podróży przesądy wyrastają z natury człowieka i nie da się ich zdławić jak pojedynczych złych snów tuż po przebudzeniu. Wielu ludziom zdawało się, że słyszą dziwne dźwięki, odgłosy dochodzące z pustych części „Okrętu”, że widzą postacie swych znajomych, rodzinę, którzy przecież zostali na Ziemi. Nawet mając świadomość, że tamci już dawno nie żyją… właściwie to może dzięki tej świadomości coraz częściej mieli takie wizje.

 

*

Kiedy komandor zwołał wszystkich kapitanów odpowiedzialnych za poszczególne części „Okrętu” w ogromnej jak stadion sali dowodzenia siedemnastu mężczyzn stanęło półkolem wokół dużego stołu. W głębi pracował sztab techników i naukowców.

  • To jest to! – zaczął dobitnie komandor – Panowie jak donosi telemetria, jutro wyłączamy silniki.

Cichy szmer przebiegł przez całą salę. Dla wszystkich ta wiadomość była jak porażenie piorunem. A przecież podziewali się jej od tylu lat. Na początku podróży, choć cel był tak odległy, czekali na nią z utęsknieniem, potem przyzwyczaili się do tego oczekiwania i to stało się dla nich jakby rutyną. W ostatnim czasie zaczęli jej wypatrywać z większą nadzieją widząc starzenie się „Okrętu”. Nie wiedziano bowiem kiedy dokładnie skończy się podróż. To dział telemetrii obliczał dokładnie położenie na podstawie odległości do najbliższych im gwiazd. Teraz kiedy dowiedzieli się, że to koniec podróży nadeszło uczucie strachu. Zbliżali się do celu, do wykonania zadania.

  • Jutro o szesnastej pięć, wyłączymy silniki i znajdziemy się na obrzeżach układu A6RT78, celu naszej dwudziestojednoletniej podróży. Pół godziny później przejdziemy zewnętrzny pierścień i podążymy w stronę czwartej planety układu. Oto szczegóły planu podejścia i lądowania. Za godzinę czekam na raporty o stanie wszystkich sekcji okrętu, włącznie z pustymi sekcjami. – siedemnastu mężczyzn odebrało rozkazy i oddaliło się w kierunku swoich sekcji. We wszystkich kotłowały się setki odczuć: strach, rozpacz, nadzieja.

 

Następny dzień 16.00

 

„Okręt” wciąż poruszał się z prędkością światła. Po dwudziestojednoletniej podróży dział telemetrii obliczył, że w czasie jej trwania przebyli ponad 198 biliardów kilometrów. Teraz, po siedmiu tysiącach sześciuset pięćdziesięciu jeden dniach cała załoga „Okrętu” była w pełnej gotowości. Rozpoczęto przygotowania do wyłączenia silników. Tuż przed wygaszeniem ich stosów telemetria po raz ostatni sprawdziła pozycję „Okrętu”. Po wyłączeniu silników pracujących bez przerwy przez tak długi okres czasu ich ponowne uruchomienie mogło się nie udać. Komandor zlecił więc kilkakrotnie sprawdzenie pozycji. Również dział holografii przestrzennej trzykrotnie potwierdził ich pozycję. „Okręt” był na miejscu.

  • Zaczynamy – powoli rzekł Komandor.

Siedemnastu kapitanów rozpoczęło wydawanie stosownych komend. Okręt kolonizacyjny rozpoczął manewr zwalniania. Najpierw wyłączono dwa wewnętrzne silniki. Prędkość spadła do 0.9 prędkości światła. Skalibrowano zegary. Następnie wyłączono dwa główne silniki. Prędkość spadła do 0.3 prędkości światła. Skalibrowano zegary ponownie. Jako ostanie wyłączono dwa wewnętrzne silniki. Prędkość spadła do 0.05 prędkości światła. Po raz ostatni skalibrowano zegary i porównano je z obrotem galaktyki. Błąd wynosił 0.000001%. „Okręt” bezpiecznie wyszedł z prędkości światła. Wtedy po raz pierwszy od wejścia w prędkość światła, dwadzieścia jeden lat temu, odsłonięto osłony w ogromnej przeszklonej sali dowodzenia i cała załoga przyjrzała się układowi planetarnemu przed nimi. Był to ich nowy dom. Nowa nadzieja dla ludzkości. Nowa planeta i nowe słońce. Siedemnaście tysięcy osób załogi „Okrętu” po raz pierwszy z nadzieją spojrzało przez zasłonięte do tej pory okna. Układ był jeszcze bardzo odległy i przysłonięty przez zewnętrzną chmurę. Były to pozostałości po jego tworzeniu się. Resztki skał, gazów i pyłu przysłaniały szczegóły nowego domu. Lecz już do sali dowodzenia zaczęły napływać setki meldunków i danych ze stanowisk obserwacyjnych.

  • Przechodzimy przez chmurę, – nakazał komandor – odpalić silniki manewrowe.

Czekające na spełnienie swej funkcji przez dwadzieścia jeden lat silniki manewrowe wprowadziły „Okręt” na właściwą trajektorię lotu w kierunku czwartej planety układu. Tylko dwa z nich zawiodły, pozostałe czterdzieści osiem pracowało prawidłowo. Moment przechodzenia przez samą chmurę znów nadwyrężył kadłub okrętu. Znajdowało się w niej dużo kawałków skał o sporych gabarytach. Niektóre rozbijały się o zewnętrzny kadłub, inne tonęły w nim jak wiśnie rzucone na krem, jeszcze inne odbijały się od niego pozostawiając ogromne rysy i wyrwy. Na szczęście ani jeden kawałek nie przebił zewnętrznego kadłuba i nie zrobił wyrwy w „Okręcie”. To utrudniłoby lądowanie na planecie, której atmosfera była dość gęsta

Kiedy „Okręt” przebrnął przez chmurę astro-radiografia zameldowała o odebraniu dziwnego sygnału.

  • Kto to nadał i co to znaczy? – zapytał pół godziny później Komandor wezwany do stanowiska Astro-radiografii.

  • Nie wiemy i nie potrafimy tego na razie rozszyfrować, jest to jednak sygnał nadawany z tego układu. Wszyscy egzolingwiści i transszyfranci już nad tym pracują – tłumaczył technik.

  • To może być bardzo ważne – dodał Komandor – daleko do planety? – zapytał telemetrię.

  • Będziemy na orbicie za dwie godziny… – technik nie zdążył dokończyć kiedy „Okrętem” targnęło potężne szarpnięcie. Wszyscy upadli na podłogę. Po chwili drugie jeszcze poważniejsze uderzenie i rozległy się wszystkie możliwe alarmy.

 

Scytyjska stacja ostrzegawczo-obserwacyjna nr P0GT45

 

Główna jednostka operacyjna scytyjskiej stacji obserwacyjno-ostrzegawczej P0GT45 od pół godziny obserwowała zbliżający się obiekt, nie potrafiła jednak zaklasyfikować go do żadnego znanego jej typu okrętu, nie rozpoznała w nim także meteorytu czy komety. Była to całkowicie automatyczna stacja najnowszego scytyjskiego typu P0. Skomplikowane procesy myślowe zachodzące w głównej jednostce operacyjnej stacji dokonywały teraz wyboru co uczynić z obiektem. Podstawowy priorytet stacji brzmiał: „Nie dopuścić do zbliżenia się do układu jakiegokolwiek obiektu, który mógłby zmienić los układu”. Właśnie druga planeta tego układu została przez Scytyjczyków uznana za: „rokującą duże nadzieje na rozwinięcie się tam życia”. Taki rozkaz wydano stacji osiem tysięcy lat temu. I rzeczywiście na drugiej planecie powoli rozwijały się krzemowe formy życia.

Obiekt nie odpowiadał na standardowe ostrzeżenia stacji więc ostateczny wyrok głównej jednostki operacyjnej stacji brzmiał: likwidacja obiektu. Stacja wysłała więc sygnał radiowy. Była to jej jedyna broń. Sygnał narastał w siłę kaskadowo, miał ogromną amplitudę i modulację, zaś jego siła była tak ogromna, że już trzeci impuls rozerwał na strzępy i tak już mocno nadwyrężoną konstrukcję „Okrętu”.

Stacja po raz ostatni zlustrowała przestrzeń w poszukiwaniu innych obiektów i po upewnieniu się, że nic nie zagraża życiu na drugiej planecie powróciła w stan czuwania leniwie przeszukując przestrzeń wokół układu. Było to piąte w historii działanie obronne scytyjskich stacji ostrzegawczo-obserwacyjnych na rzecz rozwijającego się nowego, młodego gatunku. Poprzednie działanie również było w stu procentach skuteczne. Miało to miejsce jakieś cztery miliardy lat temu. Wówczas to zadziałanie scytyjskiej stacji P6FG89 uratowało nowo powstające życie przed uderzeniem ogromnej komety w planetę Ziemia.

 

 

 

Regulus

Koniec

Komentarze

Fakt, zapis dialogów przedziwaczny. Rozumienie fizyki nie lepsze.

Jeśli statek poruszał się z prędkością światła, to dlaczego podróż trwała tak długo. Znaczy, dla pasażerów? Skąd oni lecieli, że tyle gwiazd po drodze napotkali?

Dlaczego akurat Scytowie? To nie jest pierwsze skojarzenie dla stacji kosmicznych…

Najpierw wyłączono dwa wewnętrzne silniki. Prędkość spadła do 0.9 prędkości światła.

Po pierwsze, w polskim separatorem dziesiętnym jest przecinek. Po drugie – dlaczego prędkość spadła? To nie samochód, że jak się wyłączy silnik, to stanie. Prawa dynamiki Newtona.

Stacja wysłała więc sygnał radiowy. Była to jej jedyna broń.

I tymi falami radiowymi tak uszkodzili statek? Nie chce mi się w to wierzyć.

Babska logika rządzi!

Jakbym czytał jakieś opowiadanie ze zbiorku z lat siedemdziesiątych, osiemdziesiątych… Tyle tylko, ze błędów sporo ;)

Finał z osią tweesta w postaci Ziemi niestety wyszedł płasko. No i ratowanie życia kosztem życia…

„Okręt” już od bardzo dawna znajdował się w podróży. Była to jego pierwsza i ostatnia podróż. Został zbudowany tylko w celu odbycia tej jedynej podróży

Tylko się upewnię… Okręt był w podróży?

 

Ogólnie tekst mnie… Zmęczył, mimo przystępnej długości. Niewiele się w nim działo, mnóstwo technicznych opisów, które niewiele mi mówiły i zero jakiegokolwiek napięcia. Historia w gruncie rzeczy nijaka. To oczywiście moje osobiste zdanie, a nie jestem wielką fanką SF, więc można się nim nie przejmować za bardzo, bo możliwe, że są maniacy, którzy by z przyjemnością schrupali taki kawałek czysto technicznej gadaniny. Ja jednak wolę, kiedy w tekście więcej się dzieje, a tymczasem czuję się, jakbym sama dobiegła wreszcie końca dwudziestojednoletniej podróży… 

Rozwiązanie zapisu dialogów dość zabawne, ale zdecydowanie niepoprawne.

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

„Okręt” wciąż poruszał się z prędkością światła. Po dwudziestojednoletniej podróży dział telemetrii obliczył, że w czasie jej trwania przebyli ponad 198 biliardów kilometrów.

To nieźle. Czemu nie uznali po prostu, że przebyli 21 lat świetlnych? ;)

 

„Okręt” bezpiecznie wyszedł z prędkości światła.

W zasadzie wyszedł z niej już osiągając 0,9 prędkości światła. 

 

Mam wrażenie, że zakazałaś nazwania “Okrętu” prawdziwą nazwą przede wszystkim ze względu na brak dobrego pomysłu na tę nazwę. Jeśli nie i faktycznie załoga miała ku temu mocne (choć niekoniecznie racjonalne) powody, dobrze byłoby je bardziej podkreślić.

Ponadto mam wrażenie, że w dużej mierze pisałaś o rzeczach, na których nie do końca się znasz. Nie zrozum mnie źle – też niewiele wiem o podróżowaniu z prędkością światła, nigdy nie byłem nawet na orbicie! Ale jeśli opisy techniczne i fizyczne zajmowały większą część tekstu, dobrze byłoby przygotować się do nich jak należy. Albo w drugą stronę, odejść od nich na rzecz mocniejszego zarysowana bohaterów, relacji i napięcia. Myślę, że tekst zyskałby najwięcej właśnie na tym drugim rozwiązaniu.

Trudno powiedzieć, żebym dobrze bawił się przy lekturze. Ale pomysł z kosmicznymi obrońcami życia poczętego, że tak to nazwę, jest na plus. ;)

„Okręt” już od bardzo dawna znajdował się w podróży. Była to jego pierwsza i ostatnia podróż. Został zbudowany tylko w celu odbycia tej jedynej podróży i tylko w jedną stronę.

 

Ależ nawałnica powtórzeń już na samym początku.

 

Przeszedł tak wiele w czasie jej trwania i teraz był w tak kiepskim stanie, że załoga od dawna już zastanawiała się czy wytrzyma aż do jej kresu.

 

Kolejne zdanie to istna łamigłówka jeśli chodzi o podmioty. 

Trochę tych błędów się w całym tekście nazbierało.

Zapis dialogów bardzo dziwny. Chyba nie tak wyglądają w książkach.

Sama historia dość prosta, ale plus za wysmarowanie twista w końcówce.

Bardzo dziwnie sformatował Ci się tekst, regulus. Ale to jest do poprawienia na szybko.

 

Zgadzam się, że historia jest dość prosta i nie dzieje się w niej zbyt wiele. Fajnie, że na koniec dałaś jakiegoś twista, ale ja nie poczułam żalu, bo nie poczułam więzi z bohaterami, z tymi ludźmi na “Okręcie”. Może gdybyś wybrała kilka postaci, mocniej je zarysowała, sprawiła, że czytelnik by je polubił, to i końcówka zrobiłaby większe wrażenie.

Nie porwało mnie :(

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka