Adam
– To niemożliwe! Musi być jakiś sposób! Pójdę jeszcze jutro i…
– Byłem tam dzisiaj, wczoraj, jak i w wiele innych dni. Byłem już wszędzie. Nic nie możemy…
– Jak możesz tak mówić!
Alicja usiadła w fotelu, zakryła twarz dłońmi i zaczęła płakać. Adam podszedł do żony i klęknął, rozchylając jej ręce.
– Ja też nie mogę się z tym pogodzić. Oboje dobrze wiemy, jak długo się o nią staraliśmy, ale…
– Nie ma ale, rozumiesz? Nie jestem w stanie żyć z tą myślą. Nic, co powiesz, tego nie zmieni.
– Rozmawiałem z najlepszymi lekarzami. Serce nie da już rady długo funkcjonować, nawet z tym całym żelastwem, które Madzia ma wszczepione. Wszyscy dają jej najwyżej parę miesię…
– Nie, powiedziałam!
– Mamo, dlaczego się kłócicie?
W progu salonu pojawiła się mała dziewczynka. Miała na sobie różową spódniczkę i koszulkę w jednorożce. Dwa piękne, jasne warkocze opadały na plecy. Adam podbiegł do córki a Alicja starała się szybko wytrzeć łzy rękawem swetra.
– Nie kłócimy się, kochanie. Po prostu… mama ma dziś gorszy dzień. Każdy takie miewa.
– Chodzi o mnie? – zapytała dziewczynka, tuląc się do ojca.
Adam nie odpowiedział. Pocałował w czoło Madzię, wstał i rzekł głośno, udając radosnego:
– Słuchajcie! Jest sobota i nikt nie idzie do pracy ani do szkoły. Zróbmy coś fajnego! A zacznijmy od… pysznego obiadu, który ugotuje dzisiaj tata, właśnie tak! Zajmijcie się chwilę sobą, moje drogie panie, a ja wyskoczę do sklepu i kupię coś pysznego. A potem gdzieś pojedziemy. Zgoda?
Alicja i Madzia kiwnęły głowami, choć żadna nie uśmiechała się szczerze. Nie czekając na inną reakcję Adam wyszedł z domu. Ruszył w stronę najbliższego sklepu, choć ostatnią rzeczą, na jaką miał ochotę, było gotowanie.
W zasadzie na nic nie miał ochoty. Bo i jak w takiej sytuacji mógłby cieszyć się z czegokolwiek?
Szedł ze spuszczoną głową, w myślach trwała batalia. Kiedy przechodząc pod piętrową autostradą uniósł wzrok, dostrzegł na ścianie wieżowca nowy świetlny billboard. Nie miał w zwyczaju zwracać uwagi na reklamy, jednak dziesiątki krążących między sobą mózgów rzucały się w oczy bardziej, niż kolejne kiełbaski do domowego wydruku. Adam przystanął i przeczytał, pojawiający się co chwilę, napis:
Promocja na nieśmiertelność!
Tylko teraz wykupując pakiet rodzinny (minimum trzy osoby) zyskujesz 20% rabatu!
Nie zwlekaj! Już dziś zapewnij sobie wieczną przyszłość!
Szczegóły sprawdzisz na stronie Fabryki Jaźni.
Poleca: dr Ostojec
Ostojec
– Wejść – powiedział głośno doktor Ostojec, kiedy rozległo się pukanie do drzwi jego gabinetu.
W progu pojawiła się nieprzeciętnie szczupła, wręcz koścista postać o haczykowatym nosie i rudej czuprynie. Chudzielec usiadł naprzeciwko szefa, gestem odmówił podsuwanej mu szklanki pełnej whisky, i rzekł nieco roztrzęsionym głosem:
– Zakończyliśmy ostatnie badania na świ… to znaczy na obiekcie S8.
– To świetnie – zaczął doktor – tylko przestań pierdolić takim oficjalnym tonem. Jesteś mi jak brat. Nikt nie wie tyle, co ty.
Rudzielec uśmiechnął się uwydatniając piegi. Młodszy od niego szef nachylił się nad biurkiem i dodał podnieconym głosem:
– Mów zatem, na czym stoimy. Musimy w końcu posłać w świat kolejny pseudo dowód, aby podtrzymać te wspaniale rosnące słupki sprzedaży. No i napij się do cholery, Mącki! Dziś otworzyliśmy nową, największą do tej pory fabrykę! Mamy za co wznosić toast!
Mącki opróżnił szklankę jednym przechyleniem i zaczął niepewnie:
– No więc tak… Proces witryfikacji jest doskonały, po zakończeniu kriostazy mózg obiektu S8 był w idealnym stanie. Nie ucierpiała żadna komórka. Jednak dalszy proces jest… chyba niemożliwy.
– O tym wiemy, Mącki. Sęk w tym, aby przekazać, że będzie możliwy. Gramy na czas. Próbowaliście przenieść świadomość do maszyny jaźni, tak?
– Właśnie tak. Odczyty nie są zadowalające. Nawet jak na świnie. A co dopiero, kiedy spróbowalibyśmy na mózgu jednego z naszych klientów.
Doktor Ostojec zapalił papierosa, zaciągnął się głęboko i wypuścił dym z uśmiechem na twarzy.
– Przynajmniej próbowaliśmy – zaśmiał się głośno.
– Co teraz zrobimy? Mamy w fabrykach setki tysięcy mózgów, a w tamtym roku obiecywaliśmy całemu światu, że sfinalizowanie procesu to kwestia paru najbliższych lat.
– Ach, Mącki, za bardzo się przejmujesz. Jestem najbogatszym człowiekiem na świecie, rozumiesz? Kto może mi coś zrobić? Jak cokolwiek udowodnią, skoro nikt nie ma wstępu do naszych fabryk i laboratoriów? Będziemy grać na czas, jak do tej pory. Przełożymy wszystko o kolejne dziesięć lat a ciemnemu ludowi nie zostanie nic, jak czekać i wierzyć.
Doktor zgasił papierosa i napełnił szklankę whisky.
– Ale, jak już mówiłem, trzeba posłać w świat coś wiarygodnego. Zróbcie to samo z obiektem S9, nagrajcie wszystko, zmieńcie parametry odczytu z maszyny jaźni tak, aby wyglądały autentycznie i bum! Na świni się udało, przerzuciliśmy jej świadomość w sferę cyfrową! Następny będzie człowiek, a potem już tylko krok do androida. I mamy kolejną, wspaniałą reklamę!
W biurze nastała cisza. Mącki przemyślał słowa szefa, pokiwał głową i wstał.
– Zrób to dobrze, a czeka cię niemała premia – dodał doktor, kiedy jego najbliższy pracownik przechodził przez próg.
Ostojec został sam. Wstał i chwiejnym krokiem podszedł do lustra. Popatrzył na twarz, która prześladowała go od dziecka. Pełna bruzd i deformacji, szczególnie nosa i uszu. Niegdyś ojciec zostawił jego matkę, bo nie mógł pogodzić się, że urodziła takiego potwora. Potem ów potwór był prześladowany w szkole, na ulicy, wszędzie. I nastał dzień, w którym przyrzekł sobie, że ludzie przestaną drwić, a będą go podziwiać i przed nim klękać.
I stało się. Kiedy jest się najbogatszym człowiekiem na świecie, twarz nie ma znaczenia. Wszyscy śmiali się z niego, teraz on może śmiać się z całego świata, tworząc największy przekręt w historii ludzkości.
Doktor połączył się ze swoją sekretarką i oznajmił błękitnej kobiecie, która pojawiła się na środku pokoju w postaci hologramu:
– Odwołaj wizytę w klinice. Nie będę zmieniał swojej twarzy.
Adam
– Śpisz? – Adam położył dłoń na ramieniu żony i potrząsnął lekko.
– Nie.
Alicja ani drgnęła. Leżała obrócona plecami do męża, patrząc pusto w ścianę oświetloną wlewającym się do pokoju blaskiem księżyca.
– Wiesz, tak sobie myślę… Pamiętasz, jak mówiłem ci o tej firmie, która oferu…
– Zróbmy to – przerwała nagle i obróciła się w stronę Adama.
– Długo nad tym myślałem. Uważam, że…
– Nie ma już innej możliwości. Zostały ostatnie tygodnie. Lepiej mieć choć cień szansy, że kiedyś będziemy razem, niż żyć bez niej.
Adam przysunął się do Alicji, przytulił ja mocno i rzekł szeptem, jakby bał się własnych słów:
– Zróbmy to.
*
Budynek Fabryki Jaźni nie wyróżniał się niczym szczególnym. Gdyby nie logo nad wejściem, które przedstawiało androida trzymającego w dłoniach mózg, mógłby być równie dobrze szkołą lub biblioteką.
Adam postawił nogę na pierwszym stopniu prowadzącym do wejścia i zatrzymał się gwałtownie. Popatrzył na Alicję, a potem na córkę, która trzymana za rączki stała między rodzicami. Klęknął na jedno kolano i powiedział:
– Madziu… wiesz, że bardzo cię z mamą kochamy, prawda?
Dziewczynka pokiwała głową. Adam długo rozmyślał o tym, co powie córce na… koniec. Ale co można powiedzieć dziecku, które zamierza się uśmiercić? Czy jego rodzice popełniają najgorszą decyzję w swoim życiu? Tysiące myśli wirowało w głowie. Ale było już za późno. Postanowili. Trzeba iść dalej…
– Teraz idziemy do takiego specjalnego lekarza. Wszyscy razem. Poddamy się zabiegowi, po którym… zaśniemy na jakiś czas. A kiedy znowu się obudzimy, będziesz już zdrowa.
– I znowu będziecie szczęśliwi, jak kiedyś? – zapytała Madzia, na co Alicja obróciła głowę w stronę ulicy, aby ukryć wzbierające łzy.
– Tak, kochanie. Właśnie tak. Wszyscy znowu będziemy szczęśliwi – odpowiedział drżącym głosem Adam, wstał i wszedł na kolejny stopień.
I na kolejny.
I jeszcze jeden.
Wszedł do środka jako pierwszy, tuż za nim Alicja z Madzią na rękach. Wnętrze jak najbardziej przypominało laboratorium na miarę końca dwudziestego pierwszego wieku. Było biało i sterylnie, mocne światło raziło w oczy. Przywitał ich specjalnie zaprogramowany droid przypominający staroświecki odkurzacz:
– Witajcie państwo w Fabryce Jaźni. W czym mogę pomóc?
Adam poczuł się dziwnie rozmawiając z robotem. Droidy zastępujące ludzi w różnych zawodach to była stosunkowa nowość i nieczęsto się je jeszcze spotykało. Tutaj była ich cała masa. Dostrzegł tylko jednego człowieka, kobietę, która daleko, pod marmurową ścianą, stała za podświetlaną ladą recepcji.
– Eee… my… jesteśmy umówieni na… zabieg. Rezerwacja na nazwisko…
– Już państwa zeskanowałem, znakomicie. Proszę za mną, zabieg przeprowadzi doktor Warzynik.
Droid zaczął się oddalać.
– Hej, zaczekaj! Nie tak się uma…
– Proszę za mną – odparł z oddali droid i uparcie podążał przed siebie, aż w końcu zniknął im z oczu.
– Widocznie nie są doskonale zaprogramowane. Załatwię to – rzekł Adam do żony i poszedł w stronę kobiety stojącej za ladą.
– Mogę w czymś pomóc? – zapytał okropnie chudy, rudy mężczyzna, kiedy Adam wpadł na niego przypadkiem.
– Eee… dzień dobry. Chyba wkradła się jakaś pomyłka. Przyszedłem z rodziną na… zabieg. Ale droid przydzielił nam innego doktora. Korespondowałem z państwem i prosiłem, aby przy całym procesie był sam doktor Ostojec. Dostałem potwierdzenie i…
– Rozumiem, rozumiem. Musiała wkraść się jakaś pomyłka do systemu droidów. Zresztą, chyba osobiście z panem pisałem. Pan Adam?
– Tak.
– Wszystko będzie tak, jak sobie pan życzył. Osobiście udam się po doktora, proszę tutaj zaczekać.
– Dziękuję panu bardzo.
Kościsty człowiek oddalił się, a Adam wrócił do Alicji i Madzi, które stały na środku holu, dygocząc lekko. Rzeczywiście, wewnątrz było chłodno. Podniósł córkę i przytulił mocno kobiety swojego życia. Chłonął tę chwilę jak żadną inną. Być może był to ostatni raz, kiedy czuje ich drżące ciała, bijące serca i oddech na szyi.
– Wszystko będzie dobrze. Zabieg przeprowadzi sam doktor Ostojec – rzekł cicho Adam i zamknął oczy, marząc jedynie o tym, aby ta chwila trwała wiecznie.
Ostojec
– Coś się stało? Mówiłem, żeby nikt mi dziś nie przeszkadzał.
Mącki wszedł do gabinetu Ostojca i wskazał palcem w podłogę.
– Na dole czeka rodzina, która wykupiła ofertę vip.
– A, no tak, zapomniałem. Trudno, klient płaci, wymaga. Idę zatem zapewnić nieśmiertelność kolejnym głupcom.
Doktor Ostojec narzucił na czarną marynarkę biały fartuch i ruszył do wyjścia. Po drodze spojrzał na dziwny wyraz twarzy Mąckiego i zapytał:
– A tobie co?
– Nic takiego. Po prostu… ten facet, kiedy wysłał zgłoszenie, opisał mi całą historię rodziny. Nie wiem po co, ale to zrobił. Ich córka jest nieuleczalnie chora, a wcześniej jej matka cztery razy poroniła.
– Coś tak nagle zaczął się przejmować ludzkimi losami? Sumienie cię ruszyło? W dzisiejszych czasach ten, kto przejmuje się drugim człowiekiem, nic nie osiągnie. Jeszcze coś chcesz dodać?
Mącki pokręcił tylko głową i wyszedł z gabinetu zaraz za doktorem. Obaj zeszli po spiralnych schodach i w milczeniu rozdzielili się w głównym holu. Ostojec spostrzegł trzyosobową rodzinę. Facet tulił do siebie kobietę i małą dziewczynkę. Nie robiło to jednak żadnego wrażenia na doktorze. Widział nie takie sceny przed zabiegami.
– Dzień dobry – powiedział, szczerząc się nienaturalnie.
– Dzień dobry, doktorze – odpowiedział mężczyzna.
– Możemy na słówko? Tak nie przy… dziecku? – Zapytał Ostojec, ostatnie słowo wypowiadając szeptem.
Gdy odeszli we dwóch na bok, doktor zapytał ściszonym głosem:
– Zna pan procedury zabiegu? Wie pan, że mózg musi być, że się tak wyrażę, świeży, a co za tym idzie, poddamy państwa zabiegowi chwilowej śmierci. Chwilowej, bo zaraz potem oczywiście wasze mózgi w idealnym stanie zostaną przechowane do dnia, w którym trafią do nowego, nieśmiertelnego ciała.
– Ta…aak. Znam wszystkie procedury – wybąkał mężczyzna.
– Złożył pan wszelkie wymagane dokumenty?
– Tak.
– Świetnie, no to zaczynajmy. Sala zabiegowa jest na pierwszym piętrze, proszę za mną.
Doktor Ostojec ruszył w stronę schodów, wydając po drodze jakieś polecenia śmigającym pod nogami droidom. Mężczyzna, wraz z żoną i córką, podążyli za nim.
Ku nieśmiertelności.
Przynajmniej taką mieli nadzieję, bo tylko taka im została.
Rok później
SZOK!
Fabryka Jaźni to był jeden wielki przekręt!
Po tym, jak w poniedziałek rano najbliższy współpracownik, a zarazem posiadacz wielu spółek należących do Fabryki, doktor Mącki, opublikował nagrania z podsłuchów, zawrzało na całym świecie!
Mącki nagrał swoje rozmowy z doktorem Ostojcem, z których dowiadujemy się strasznych rzeczy! Mózgi klientów firmy są, co prawda, w świetnym stanie, jednak badania, które miały prowadzić do dalszego etapu obiecanej nieśmiertelności, były ustawiane i przekłamane. Sam Mącki powiedział w wywiadzie, że nie był dłużej w stanie uczestniczyć w tym procederze i podda się wszelkiej, i jak sam określił, zasłużonej karze.
Co najważniejsze, główny sprawca największego przekrętu w dziejach ludzkości zniknął bez śladu. Z jego zapleczem znajomości jak i środkami finansowymi, które zgromadził przez te wszystkie lata, z pewnością nie da się szybko namierzyć. Oskarżona została tylko wąska grupa pracowników, którym udowodniono, że o wszystkim wiedzieli i dobrowolnie w tym uczestniczyli. Najważniejsze pytanie, które zadają teraz wszyscy:
CO Z NASZYMI MÓZGAMI!?
Otóż sprawa jest bardzo trudna. Umowy i dokumenty, które musieli podpisywać klienci Fabryki Jaźni, były bezbłędnie skonstruowane na korzyść Ostojca. Prawnie, mimo przestępstwa, zarówno mózgi jak i fabryki są jego własnością do czasu śmierci. Będziemy informować państwa na bieżąco o rozwoju wydarzeń.
Cyfrowy tygodnik ŚWIT
Czerwiec
Dziesięć lat później
Wiem synku, że w dzisiejszych czasach mało kto wierzy w Boga, jednak jego prawdy będą wiecznie żywe. I zawsze prawdziwe. Pamiętaj, że nie należy odpłacać złem na zło. Jeśli ludzie cię krzywdzą, to pokaż im, jak wartościowym jesteś człowiekiem. Ale nie przez oddanie ciosu, lecz przez wspaniałe serce, które masz. A znam je doskonale, bo jestem twoją matką.
Doktor Ostojec obudził się zlany potem w ciemnym, dusznym pomieszczeniu. Słowa matki z sennego koszmaru jeszcze długo dźwięczały mu w głowie. Po raz pierwszy usłyszał je, gdy miał dziesięć lat, a wspomnienie to wracało przez ostatni czas prawie każdej nocy.
Usiadł na krańcu łóżka, zapalił światło. Przyzwyczaił się do życia w podziemnym schronie, który wybudował na długo przed tymi feralnymi wydarzeniami. Do ciemnych ścian, słabego oświetlenia, braku dostępu do sieci. Do wszystkiego.
Ale nie mógł się przyzwyczaić do tego, co działo się w jego głowie.
Wstał i powiedział sam do siebie:
– Mamo, droga mamo. Zabrakło cię, a ja w pewnym momencie zwyczajnie się pogubiłem. Byłaś jedyną osobą, która mnie akceptowała. Która szczerze mnie kochała. Nie mogę tak dłużej. Dziękuję, że byłaś.
Ostojec podszedł do stolika, spojrzał w lustro, na swoją szkaradną twarz, której nie przysłonił nawet półmrok panujący w pomieszczeniu. Podniósł usmarowany masłem nóż i przystawił do ręki.
Chwilę później rozpłakał się głośno jak małe dziecko, klęknął i cisnął nożem o ścianę.
Zaczął krzyczeć.
Nikt jednak nie miał najmniejszej szansy, aby go usłyszeć.
Trzydzieści lat później
Plac Wyzwolenia Europy jeszcze nigdy nie był tak pełen. W niewiadomym celu zostawiono jedynie pustą przestrzeń na samym środku, ogrodzoną barierami. Ludzie zjechali z całego świata, aby tylko zobaczyć go na żywo. Znienawidzonego doktora, który po tylu latach w końcu się ujawnił. Poprosił władze, nim te postawią go przed sądem, o możliwość publicznego przemówienia. Zgodzono się. Transmisja na wszystkie kraje świata, wielkie ekrany na wieżowcach i setki platform hologramowych, aby każdy w mieście mógł go usłyszeć. Setki tysięcy osób wpatrywało się w wielki taras zabytkowej kamienicy, gdzie miał się zaraz pojawić. Niegdyś ludzie podobnie oczekiwali na papieża. Ten pierwszy jednak dawał jedynie niczym nieudowodnioną nadzieję, ten drugi zaś, choć zakpił z całego świata, dał namacalną szansę na rozwiązanie sprawy śmierci.
Zaczęło się.
W pierwszej kolejności na tarasie pojawiło się dwóch mundurowych, zaraz potem z mroku wyłoniła się trzecia postać. Starzec szedł powoli, podpierając się świetlną laską. Choć miał jedyne siedemdziesiąt lat, to każdy dałby mu co najmniej dwadzieścia więcej. Mimo że jego twarz nigdy nie należała do najurodziwszych, to wiek jeszcze pogorszył sprawę. Skóra na policzkach zwisała, oczy miał zapadnięte, a siwe włosy tak postrzępione i sterczące, jakby trafił go piorun. Doktor Ostojec wszedł na rozdygotanych nogach na podest, przybliżył usta do mikrofonu, odchrząknął. Chropowaty głos zalał całą Warszawę. Przez dłuższą chwilę staruszek wpatrywał się w zapełniony po brzegi plac, odchrząknął raz jeszcze i zaczął mówić:
– Nie będę gadał żadnych wyuczonych formułek. Nie będę też was za nic przepraszał.
Tłum zaczął ryczeć. Policja osłaniająca taras zapobiegawczo utworzyła mur zagradzający drogę pierwszym rzędom. Doktor zignorował setki przekleństw kierowanych w jego osobę i kontynuował:
– Powiem krótko: Nie powinno mnie tu być. Już wiele razy powinienem zdechnąć, leżąc w swojej krwi i gównie. Jednak stoję tu dziś przed wami, po tylu latach, bo jestem wam wszystkim coś winien. Pracowałem nad tym prawie trzydzieści lat i dziś mogę powiedzieć do świata: Dotrzymałem obietnicy i spełniłem swoją umowę. Moje zdrowie jest bardzo marne, więc wkrótce wszystko przekażę w dobre ręce. A, pewnie zapytacie, dlaczego nie poddam się własnemu zabiegowi? Ano dlatego, że mam już się serdecznie dość po tych siedemdziesięciu latach. Nieśmiertelność nie jest dla takich, jak ja. Ale do rzeczy.
Doktor skinął głową do mundurowego po swojej prawej, a ten powiedział coś do zamontowanego przy uchu nadajnika. Wszyscy czekali w napięciu i ciszy. Ciszę tę przerwał dźwięk silnika nadlatującego statku transportowego. Pojazd zatrzymał się w powietrzu nad placem. Po chwili zaczął równo opadać. Wylądował prosto na pustej, ogrodzonej przestrzeni, pośród tysięcy ludzi.
Ostojec przemówił raz jeszcze:
– To jedynie pięćdziesiąt osób, ale wierzę, że z czasem każdy otrzyma to, za co zapłacił. Witajcie w nowej erze. W erze nieśmiertelności.
Po tych słowach właz transportowca otworzył się i opadł na kamienną płytę placu. Wszystkie ekrany i hologramy pokazywały teraz wyjście ze statku. Wyjście, w którym pojawiły się pierwsze sylwetki maszyn. Szły dość sztywno, niepewnie stawiając kolejne kroki. Wszystkie wyglądały identycznie. Jak stalowy człowiek o wzroście nieprzekraczającym stu sześćdziesięciu centymetrów. Szare, bezbarwne roboty. Głowy miały nieco za duże w stosunku do reszty ciała. W miejscach ludzkich oczu świeciły niebieskawe światełka, ust i nosa za to nie było wcale.
Gdy cała pięćdziesiątka maszyn zeszła na plac, wszyscy zgromadzeni najbliżej nich przepychali się jak tylko mogli, aby lepiej widzieć. Roboty rozglądały się, wymieniając spojrzenia między sobą.
– Skąd mamy mieć pewność, że to nie kolejna ściema!? – wykrzyczał ktoś z publiczności, a cały tłum mu zawtórował.
Doktor Ostojec pewnie by coś odpowiedział, gdyby nie fakt, że chwilę przed tym pytaniem dostał wylewu i padł na posadzkę tarasu. Nikt jednak, prócz służb pilnujących starca, tego nie spostrzegł. Wszyscy patrzyli na robota, który trzymając za ręce dwa inne, wyszedł naprzeciw reszty maszyn. Gdy mówił, głos nie brzmiał jak ludzki. Jednak emocje były słyszalne doskonale dla każdego i nikt nie miał wątpliwości, że słowa te wypowiada człowiek:
– Nazywam się Adam, a to moja żona Alicja i córka Madzia. Dawno temu powiedzieliśmy sobie, że będziemy żyć wszyscy, albo wcale. Dziś stoimy tutaj, i choć nie widzimy swych twarzy, to doskonale je pamiętamy.
Po chwili dołączyła do nich reszta maszyn, a raczej ludzi, którzy zaczęli opowiadać swoje historie całemu światu.