- Opowiadanie: Realuc - Promocja na nieśmiertelność

Promocja na nieśmiertelność

Tym razem, zainspirowany vlogiem o pewnym start-upie, postanowiłem spróbować się z science fiction, które nie jest do końca moim gatunkiem.  Ale jak to ja, eksperymentować lubię, więc czemu nie. No i przy okazji spasowało na konkursik.

Dzięki z góry za wszelkie komentarze. 

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Promocja na nieśmiertelność

Adam

 

– To niemożliwe! Musi być jakiś sposób! Pójdę jeszcze jutro i…

– Byłem tam dzisiaj, wczoraj, jak i w wiele innych dni. Byłem już wszędzie. Nic nie możemy…

– Jak możesz tak mówić!

Alicja usiadła w fotelu, zakryła twarz dłońmi i zaczęła płakać. Adam podszedł do żony i klęknął, rozchylając jej ręce.

– Ja też nie mogę się z tym pogodzić. Oboje dobrze wiemy, jak długo się o nią staraliśmy, ale…

– Nie ma ale, rozumiesz? Nie jestem w stanie żyć z tą myślą. Nic, co powiesz, tego nie zmieni.

– Rozmawiałem z najlepszymi lekarzami. Serce nie da już rady długo funkcjonować, nawet z tym całym żelastwem, które Madzia ma wszczepione. Wszyscy dają jej najwyżej parę miesię…

– Nie, powiedziałam!

– Mamo, dlaczego się kłócicie?

W progu salonu pojawiła się mała dziewczynka. Miała na sobie różową spódniczkę i koszulkę w jednorożce. Dwa piękne, jasne warkocze opadały na plecy. Adam podbiegł do córki a Alicja starała się szybko wytrzeć łzy rękawem swetra.

– Nie kłócimy się, kochanie. Po prostu… mama ma dziś gorszy dzień. Każdy takie miewa.

– Chodzi o mnie? – zapytała dziewczynka, tuląc się do ojca.

Adam nie odpowiedział. Pocałował w czoło Madzię, wstał i rzekł głośno, udając radosnego:

– Słuchajcie! Jest sobota i nikt nie idzie do pracy ani do szkoły. Zróbmy coś fajnego! A zacznijmy od… pysznego obiadu, który ugotuje dzisiaj tata, właśnie tak! Zajmijcie się chwilę sobą, moje drogie panie, a ja wyskoczę do sklepu i kupię coś pysznego. A potem gdzieś pojedziemy. Zgoda?

Alicja i Madzia kiwnęły głowami, choć żadna nie uśmiechała się szczerze. Nie czekając na inną reakcję Adam wyszedł z domu. Ruszył w stronę najbliższego sklepu, choć ostatnią rzeczą, na jaką miał ochotę, było gotowanie.

W zasadzie na nic nie miał ochoty. Bo i jak w takiej sytuacji mógłby cieszyć się z czegokolwiek?

Szedł ze spuszczoną głową, w myślach trwała batalia. Kiedy przechodząc pod piętrową autostradą uniósł wzrok, dostrzegł na ścianie wieżowca nowy świetlny billboard. Nie miał w zwyczaju zwracać uwagi na reklamy, jednak dziesiątki krążących między sobą mózgów rzucały się w oczy bardziej, niż kolejne kiełbaski do domowego wydruku. Adam przystanął i przeczytał, pojawiający się co chwilę, napis:

 

Promocja na nieśmiertelność!

Tylko teraz wykupując pakiet rodzinny (minimum trzy osoby) zyskujesz 20% rabatu!

Nie zwlekaj! Już dziś zapewnij sobie wieczną przyszłość!

Szczegóły sprawdzisz na stronie Fabryki Jaźni.

Poleca: dr Ostojec

 

 

Ostojec

 

– Wejść – powiedział głośno doktor Ostojec, kiedy rozległo się pukanie do drzwi jego gabinetu.

W progu pojawiła się nieprzeciętnie szczupła, wręcz koścista postać o haczykowatym nosie i rudej czuprynie. Chudzielec usiadł naprzeciwko szefa, gestem odmówił podsuwanej mu szklanki pełnej whisky, i rzekł nieco roztrzęsionym głosem:

– Zakończyliśmy ostatnie badania na świ… to znaczy na obiekcie S8.

– To świetnie – zaczął doktor – tylko przestań pierdolić takim oficjalnym tonem. Jesteś mi jak brat. Nikt nie wie tyle, co ty.

Rudzielec uśmiechnął się uwydatniając piegi. Młodszy od niego szef nachylił się nad biurkiem i dodał podnieconym głosem:

– Mów zatem, na czym stoimy. Musimy w końcu posłać w świat kolejny pseudo dowód, aby podtrzymać te wspaniale rosnące słupki sprzedaży. No i napij się do cholery, Mącki! Dziś otworzyliśmy nową, największą do tej pory fabrykę! Mamy za co wznosić toast!

Mącki opróżnił szklankę jednym przechyleniem i zaczął niepewnie:

– No więc tak… Proces witryfikacji jest doskonały, po zakończeniu kriostazy mózg obiektu S8 był w idealnym stanie. Nie ucierpiała żadna komórka. Jednak dalszy proces jest… chyba niemożliwy.

– O tym wiemy, Mącki. Sęk w tym, aby przekazać, że będzie możliwy. Gramy na czas. Próbowaliście przenieść świadomość do maszyny jaźni, tak?

– Właśnie tak. Odczyty nie są zadowalające. Nawet jak na świnie. A co dopiero, kiedy spróbowalibyśmy na mózgu jednego z naszych klientów.

Doktor Ostojec zapalił papierosa, zaciągnął się głęboko i wypuścił dym z uśmiechem na twarzy.

– Przynajmniej próbowaliśmy – zaśmiał się głośno.

– Co teraz zrobimy? Mamy w fabrykach setki tysięcy mózgów, a w tamtym roku obiecywaliśmy całemu światu, że sfinalizowanie procesu to kwestia paru najbliższych lat.

– Ach, Mącki, za bardzo się przejmujesz. Jestem najbogatszym człowiekiem na świecie, rozumiesz? Kto może mi coś zrobić? Jak cokolwiek udowodnią, skoro nikt nie ma wstępu do naszych fabryk i laboratoriów? Będziemy grać na czas, jak do tej pory. Przełożymy wszystko o kolejne dziesięć lat a ciemnemu ludowi nie zostanie nic, jak czekać i wierzyć.

Doktor zgasił papierosa i napełnił szklankę whisky.

– Ale, jak już mówiłem, trzeba posłać w świat coś wiarygodnego. Zróbcie to samo z obiektem S9, nagrajcie wszystko, zmieńcie parametry odczytu z maszyny jaźni tak, aby wyglądały autentycznie i bum! Na świni się udało, przerzuciliśmy jej świadomość w sferę cyfrową! Następny będzie człowiek, a potem już tylko krok do androida. I mamy kolejną, wspaniałą reklamę!

W biurze nastała cisza. Mącki przemyślał słowa szefa, pokiwał głową i wstał.

– Zrób to dobrze, a czeka cię niemała premia – dodał doktor, kiedy jego najbliższy pracownik przechodził przez próg.

Ostojec został sam. Wstał i chwiejnym krokiem podszedł do lustra. Popatrzył na twarz, która prześladowała go od dziecka. Pełna bruzd i deformacji, szczególnie nosa i uszu. Niegdyś ojciec zostawił jego matkę, bo nie mógł pogodzić się, że urodziła takiego potwora. Potem ów potwór był prześladowany w szkole, na ulicy, wszędzie. I nastał dzień, w którym przyrzekł sobie, że ludzie przestaną drwić, a będą go podziwiać i przed nim klękać.

I stało się. Kiedy jest się najbogatszym człowiekiem na świecie, twarz nie ma znaczenia. Wszyscy śmiali się z niego, teraz on może śmiać się z całego świata, tworząc największy przekręt w historii ludzkości.

Doktor połączył się ze swoją sekretarką i oznajmił błękitnej kobiecie, która pojawiła się na środku pokoju w postaci hologramu:

– Odwołaj wizytę w klinice. Nie będę zmieniał swojej twarzy.

 

 

Adam

 

 

– Śpisz? – Adam położył dłoń na ramieniu żony i potrząsnął lekko.

– Nie.

Alicja ani drgnęła. Leżała obrócona plecami do męża, patrząc pusto w ścianę oświetloną wlewającym się do pokoju blaskiem księżyca.

– Wiesz, tak sobie myślę… Pamiętasz, jak mówiłem ci o tej firmie, która oferu…

– Zróbmy to – przerwała nagle i obróciła się w stronę Adama.

– Długo nad tym myślałem. Uważam, że…

– Nie ma już innej możliwości. Zostały ostatnie tygodnie. Lepiej mieć choć cień szansy, że kiedyś będziemy razem, niż żyć bez niej.

Adam przysunął się do Alicji, przytulił ja mocno i rzekł szeptem, jakby bał się własnych słów:

– Zróbmy to.

 

 

*

 

 

Budynek Fabryki Jaźni nie wyróżniał się niczym szczególnym. Gdyby nie logo nad wejściem, które przedstawiało androida trzymającego w dłoniach mózg, mógłby być równie dobrze szkołą lub biblioteką.

Adam postawił nogę na pierwszym stopniu prowadzącym do wejścia i zatrzymał się gwałtownie. Popatrzył na Alicję, a potem na córkę, która trzymana za rączki stała między rodzicami. Klęknął na jedno kolano i powiedział:

– Madziu… wiesz, że bardzo cię z mamą kochamy, prawda?

Dziewczynka pokiwała głową. Adam długo rozmyślał o tym, co powie córce na… koniec. Ale co można powiedzieć dziecku, które zamierza się uśmiercić? Czy jego rodzice popełniają najgorszą decyzję w swoim życiu? Tysiące myśli wirowało w głowie. Ale było już za późno. Postanowili. Trzeba iść dalej…

– Teraz idziemy do takiego specjalnego lekarza. Wszyscy razem. Poddamy się zabiegowi, po którym… zaśniemy na jakiś czas. A kiedy znowu się obudzimy, będziesz już zdrowa.

– I znowu będziecie szczęśliwi, jak kiedyś? – zapytała Madzia, na co Alicja obróciła głowę w stronę ulicy, aby ukryć wzbierające łzy.

– Tak, kochanie. Właśnie tak. Wszyscy znowu będziemy szczęśliwi – odpowiedział drżącym głosem Adam, wstał i wszedł na kolejny stopień.

I na kolejny.

I jeszcze jeden.

Wszedł do środka jako pierwszy, tuż za nim Alicja z Madzią na rękach. Wnętrze jak najbardziej przypominało laboratorium na miarę końca dwudziestego pierwszego wieku. Było biało i sterylnie, mocne światło raziło w oczy. Przywitał ich specjalnie zaprogramowany droid przypominający staroświecki odkurzacz:

– Witajcie państwo w Fabryce Jaźni. W czym mogę pomóc?

Adam poczuł się dziwnie rozmawiając z robotem. Droidy zastępujące ludzi w różnych zawodach to była stosunkowa nowość i nieczęsto się je jeszcze spotykało. Tutaj była ich cała masa. Dostrzegł tylko jednego człowieka, kobietę, która daleko, pod marmurową ścianą, stała za podświetlaną ladą recepcji.

– Eee… my… jesteśmy umówieni na… zabieg. Rezerwacja na nazwisko…

– Już państwa zeskanowałem, znakomicie. Proszę za mną, zabieg przeprowadzi doktor Warzynik.

Droid zaczął się oddalać.

– Hej, zaczekaj! Nie tak się uma…

– Proszę za mną – odparł z oddali droid i uparcie podążał przed siebie, aż w końcu zniknął im z oczu.

– Widocznie nie są doskonale zaprogramowane. Załatwię to – rzekł Adam do żony i poszedł w stronę kobiety stojącej za ladą.

– Mogę w czymś pomóc? – zapytał okropnie chudy, rudy mężczyzna, kiedy Adam wpadł na niego przypadkiem.

– Eee… dzień dobry. Chyba wkradła się jakaś pomyłka. Przyszedłem z rodziną na… zabieg. Ale droid przydzielił nam innego doktora. Korespondowałem z państwem i prosiłem, aby przy całym procesie był sam doktor Ostojec. Dostałem potwierdzenie i…

– Rozumiem, rozumiem. Musiała wkraść się jakaś pomyłka do systemu droidów. Zresztą, chyba osobiście z panem pisałem. Pan Adam?

– Tak.

– Wszystko będzie tak, jak sobie pan życzył. Osobiście udam się po doktora, proszę tutaj zaczekać.

– Dziękuję panu bardzo.

Kościsty człowiek oddalił się, a Adam wrócił do Alicji i Madzi, które stały na środku holu, dygocząc lekko. Rzeczywiście, wewnątrz było chłodno. Podniósł córkę i przytulił mocno kobiety swojego życia. Chłonął tę chwilę jak żadną inną. Być może był to ostatni raz, kiedy czuje ich drżące ciała, bijące serca i oddech na szyi.

– Wszystko będzie dobrze. Zabieg przeprowadzi sam doktor Ostojec – rzekł cicho Adam i zamknął oczy, marząc jedynie o tym, aby ta chwila trwała wiecznie.

 

 

Ostojec

 

 

– Coś się stało? Mówiłem, żeby nikt mi dziś nie przeszkadzał.

Mącki wszedł do gabinetu Ostojca i wskazał palcem w podłogę.

– Na dole czeka rodzina, która wykupiła ofertę vip.

– A, no tak, zapomniałem. Trudno, klient płaci, wymaga. Idę zatem zapewnić nieśmiertelność kolejnym głupcom.

Doktor Ostojec narzucił na czarną marynarkę biały fartuch i ruszył do wyjścia. Po drodze spojrzał na dziwny wyraz twarzy Mąckiego i zapytał:

– A tobie co?

– Nic takiego. Po prostu… ten facet, kiedy wysłał zgłoszenie, opisał mi całą historię rodziny. Nie wiem po co, ale to zrobił. Ich córka jest nieuleczalnie chora, a wcześniej jej matka cztery razy poroniła.

– Coś tak nagle zaczął się przejmować ludzkimi losami? Sumienie cię ruszyło? W dzisiejszych czasach ten, kto przejmuje się drugim człowiekiem, nic nie osiągnie. Jeszcze coś chcesz dodać?

Mącki pokręcił tylko głową i wyszedł z gabinetu zaraz za doktorem. Obaj zeszli po spiralnych schodach i w milczeniu rozdzielili się w głównym holu. Ostojec spostrzegł trzyosobową rodzinę. Facet tulił do siebie kobietę i małą dziewczynkę. Nie robiło to jednak żadnego wrażenia na doktorze. Widział nie takie sceny przed zabiegami.

– Dzień dobry – powiedział, szczerząc się nienaturalnie.

– Dzień dobry, doktorze – odpowiedział mężczyzna.

– Możemy na słówko? Tak nie przy… dziecku? – Zapytał Ostojec, ostatnie słowo wypowiadając szeptem.

Gdy odeszli we dwóch na bok, doktor zapytał ściszonym głosem:

– Zna pan procedury zabiegu? Wie pan, że mózg musi być, że się tak wyrażę, świeży, a co za tym idzie, poddamy państwa zabiegowi chwilowej śmierci. Chwilowej, bo zaraz potem oczywiście wasze mózgi w idealnym stanie zostaną przechowane do dnia, w którym trafią do nowego, nieśmiertelnego ciała.

– Ta…aak. Znam wszystkie procedury – wybąkał mężczyzna.

– Złożył pan wszelkie wymagane dokumenty?

– Tak.

– Świetnie, no to zaczynajmy. Sala zabiegowa jest na pierwszym piętrze, proszę za mną.

Doktor Ostojec ruszył w stronę schodów, wydając po drodze jakieś polecenia śmigającym pod nogami droidom. Mężczyzna, wraz z żoną i córką, podążyli za nim.

Ku nieśmiertelności.

Przynajmniej taką mieli nadzieję, bo tylko taka im została.

 

Rok później

 

SZOK!

Fabryka Jaźni to był jeden wielki przekręt!

Po tym, jak w poniedziałek rano najbliższy współpracownik, a zarazem posiadacz wielu spółek należących do Fabryki, doktor Mącki, opublikował nagrania z podsłuchów, zawrzało na całym świecie!

Mącki nagrał swoje rozmowy z doktorem Ostojcem, z których dowiadujemy się strasznych rzeczy! Mózgi klientów firmy są, co prawda, w świetnym stanie, jednak badania, które miały prowadzić do dalszego etapu obiecanej nieśmiertelności, były ustawiane i przekłamane. Sam Mącki powiedział w wywiadzie, że nie był dłużej w stanie uczestniczyć w tym procederze i podda się wszelkiej, i jak sam określił, zasłużonej karze.

Co najważniejsze, główny sprawca największego przekrętu w dziejach ludzkości zniknął bez śladu. Z jego zapleczem znajomości jak i środkami finansowymi, które zgromadził przez te wszystkie lata, z pewnością nie da się szybko namierzyć. Oskarżona została tylko wąska grupa pracowników, którym udowodniono, że o wszystkim wiedzieli i dobrowolnie w tym uczestniczyli. Najważniejsze pytanie, które zadają teraz wszyscy:

 

CO Z NASZYMI MÓZGAMI!?

 

Otóż sprawa jest bardzo trudna. Umowy i dokumenty, które musieli podpisywać klienci Fabryki Jaźni, były bezbłędnie skonstruowane na korzyść Ostojca. Prawnie, mimo przestępstwa, zarówno mózgi jak i fabryki są jego własnością do czasu śmierci. Będziemy informować państwa na bieżąco o rozwoju wydarzeń.

 

Cyfrowy tygodnik ŚWIT

Czerwiec

 

 

Dziesięć lat później

 

Wiem synku, że w dzisiejszych czasach mało kto wierzy w Boga, jednak jego prawdy będą wiecznie żywe. I zawsze prawdziwe. Pamiętaj, że nie należy odpłacać złem na zło. Jeśli ludzie cię krzywdzą, to pokaż im, jak wartościowym jesteś człowiekiem. Ale nie przez oddanie ciosu, lecz przez wspaniałe serce, które masz. A znam je doskonale, bo jestem twoją matką.

Doktor Ostojec obudził się zlany potem w ciemnym, dusznym pomieszczeniu. Słowa matki z sennego koszmaru jeszcze długo dźwięczały mu w głowie. Po raz pierwszy usłyszał je, gdy miał dziesięć lat, a wspomnienie to wracało przez ostatni czas prawie każdej nocy.

Usiadł na krańcu łóżka, zapalił światło. Przyzwyczaił się do życia w podziemnym schronie, który wybudował na długo przed tymi feralnymi wydarzeniami. Do ciemnych ścian, słabego oświetlenia, braku dostępu do sieci. Do wszystkiego.

Ale nie mógł się przyzwyczaić do tego, co działo się w jego głowie.

Wstał i powiedział sam do siebie:

– Mamo, droga mamo. Zabrakło cię, a ja w pewnym momencie zwyczajnie się pogubiłem. Byłaś jedyną osobą, która mnie akceptowała. Która szczerze mnie kochała. Nie mogę tak dłużej. Dziękuję, że byłaś.

Ostojec podszedł do stolika, spojrzał w lustro, na swoją szkaradną twarz, której nie przysłonił nawet półmrok panujący w pomieszczeniu. Podniósł usmarowany masłem nóż i przystawił do ręki.

Chwilę później rozpłakał się głośno jak małe dziecko, klęknął i cisnął nożem o ścianę.

Zaczął krzyczeć.

Nikt jednak nie miał najmniejszej szansy, aby go usłyszeć.

 

 

Trzydzieści lat później

 

Plac Wyzwolenia Europy jeszcze nigdy nie był tak pełen. W niewiadomym celu zostawiono jedynie pustą przestrzeń na samym środku, ogrodzoną barierami. Ludzie zjechali z całego świata, aby tylko zobaczyć go na żywo. Znienawidzonego doktora, który po tylu latach w końcu się ujawnił. Poprosił władze, nim te postawią go przed sądem, o możliwość publicznego przemówienia. Zgodzono się. Transmisja na wszystkie kraje świata, wielkie ekrany na wieżowcach i setki platform hologramowych, aby każdy w mieście mógł go usłyszeć. Setki tysięcy osób wpatrywało się w wielki taras zabytkowej kamienicy, gdzie miał się zaraz pojawić. Niegdyś ludzie podobnie oczekiwali na papieża. Ten pierwszy jednak dawał jedynie niczym nieudowodnioną nadzieję, ten drugi zaś, choć zakpił z całego świata, dał namacalną szansę na rozwiązanie sprawy śmierci.

Zaczęło się.

W pierwszej kolejności na tarasie pojawiło się dwóch mundurowych, zaraz potem z mroku wyłoniła się trzecia postać. Starzec szedł powoli, podpierając się świetlną laską. Choć miał jedyne siedemdziesiąt lat, to każdy dałby mu co najmniej dwadzieścia więcej. Mimo że jego twarz nigdy nie należała do najurodziwszych, to wiek jeszcze pogorszył sprawę. Skóra na policzkach zwisała, oczy miał zapadnięte, a siwe włosy tak postrzępione i sterczące, jakby trafił go piorun. Doktor Ostojec wszedł na rozdygotanych nogach na podest, przybliżył usta do mikrofonu, odchrząknął. Chropowaty głos zalał całą Warszawę. Przez dłuższą chwilę staruszek wpatrywał się w zapełniony po brzegi plac, odchrząknął raz jeszcze i zaczął mówić:

– Nie będę gadał żadnych wyuczonych formułek. Nie będę też was za nic przepraszał.

Tłum zaczął ryczeć. Policja osłaniająca taras zapobiegawczo utworzyła mur zagradzający drogę pierwszym rzędom. Doktor zignorował setki przekleństw kierowanych w jego osobę i kontynuował:

– Powiem krótko: Nie powinno mnie tu być. Już wiele razy powinienem zdechnąć, leżąc w swojej krwi i gównie. Jednak stoję tu dziś przed wami, po tylu latach, bo jestem wam wszystkim coś winien. Pracowałem nad tym prawie trzydzieści lat i dziś mogę powiedzieć do świata: Dotrzymałem obietnicy i spełniłem swoją umowę. Moje zdrowie jest bardzo marne, więc wkrótce wszystko przekażę w dobre ręce. A, pewnie zapytacie, dlaczego nie poddam się własnemu zabiegowi? Ano dlatego, że mam już się serdecznie dość po tych siedemdziesięciu latach. Nieśmiertelność nie jest dla takich, jak ja. Ale do rzeczy.

Doktor skinął głową do mundurowego po swojej prawej, a ten powiedział coś do zamontowanego przy uchu nadajnika. Wszyscy czekali w napięciu i ciszy. Ciszę tę przerwał dźwięk silnika nadlatującego statku transportowego. Pojazd zatrzymał się w powietrzu nad placem. Po chwili zaczął równo opadać. Wylądował prosto na pustej, ogrodzonej przestrzeni, pośród tysięcy ludzi.

Ostojec przemówił raz jeszcze:

– To jedynie pięćdziesiąt osób, ale wierzę, że z czasem każdy otrzyma to, za co zapłacił. Witajcie w nowej erze. W erze nieśmiertelności.

Po tych słowach właz transportowca otworzył się i opadł na kamienną płytę placu. Wszystkie ekrany i hologramy pokazywały teraz wyjście ze statku. Wyjście, w którym pojawiły się pierwsze sylwetki maszyn. Szły dość sztywno, niepewnie stawiając kolejne kroki. Wszystkie wyglądały identycznie. Jak stalowy człowiek o wzroście nieprzekraczającym stu sześćdziesięciu centymetrów. Szare, bezbarwne roboty. Głowy miały nieco za duże w stosunku do reszty ciała. W miejscach ludzkich oczu świeciły niebieskawe światełka, ust i nosa za to nie było wcale.

Gdy cała pięćdziesiątka maszyn zeszła na plac, wszyscy zgromadzeni najbliżej nich przepychali się jak tylko mogli, aby lepiej widzieć. Roboty rozglądały się, wymieniając spojrzenia między sobą.

– Skąd mamy mieć pewność, że to nie kolejna ściema!? – wykrzyczał ktoś z publiczności, a cały tłum mu zawtórował.

Doktor Ostojec pewnie by coś odpowiedział, gdyby nie fakt, że chwilę przed tym pytaniem dostał wylewu i padł na posadzkę tarasu. Nikt jednak, prócz służb pilnujących starca, tego nie spostrzegł. Wszyscy patrzyli na robota, który trzymając za ręce dwa inne, wyszedł naprzeciw reszty maszyn. Gdy mówił, głos nie brzmiał jak ludzki. Jednak emocje były słyszalne doskonale dla każdego i nikt nie miał wątpliwości, że słowa te wypowiada człowiek:

– Nazywam się Adam, a to moja żona Alicja i córka Madzia. Dawno temu powiedzieliśmy sobie, że będziemy żyć wszyscy, albo wcale. Dziś stoimy tutaj, i choć nie widzimy swych twarzy, to doskonale je pamiętamy.

Po chwili dołączyła do nich reszta maszyn, a raczej ludzi, którzy zaczęli opowiadać swoje historie całemu światu.

 

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

Cześć, Realucu!

 

Przeczytałam :). Co mogę powiedzieć? Opowiadanie jest napisane sprawnym językiem, dobrze oddałeś sferę emocjonalną Adama i jego rodziny, za co duży plus! Założenia konkursu zostały spełnione :).

Za to trochę za wcześnie się zdradziłeś z prawdziwymi zamiarami Ostojca, bo już na samym początku. Ja bym jednak dała delikatne wskazówki czytelnikowi, a samą prawdę ujawniła w artykule gazety :). Sama postać Ostojca wyszła trochę schematyczna – “najbogatszy człowiek świata” brzmi trochę sztucznie. On się dorobił wcześniej, a Fabryka Jaźni/Świadomości (używasz dwóch nazw) była jego późniejszym interesem? Czy raczej zarobił swoją fortunę na niej? Trochę brzmi to podejrzanie, bo raczej nie wskazujesz jednoznacznie na czym się tak wzbogacił.

Czy on sam dopracował sposób na nieśmiertelność, przebywając w tym ciemnym bunkrze? To chyba mało możliwe. Rozumiem, że jeśli zakładał fartuch i miał osobiście przeprowadzić zabieg na rodzinie Adama to był naukowcem, a nie samym inwestorem? :D. Świat jednak nie jest w rzeczywistości taki kolorowy i zazwyczaj “najbogatsi ludzie świata” wykładają tylko kasę, a badaniami zajmują się inni :D.

Jak już wspomniałam o zabiegu to dodam, że trochę za szybko poszedł. Adam z rodziną przychodzą i od razu biorą ich na stół w sali zabiegowej? A gdzie jakiś wywiad, kroplówki wyrównujące, czy coś w tym stylu? ;_;

Okej, trochę się poczepiałam, ale ogólnie to lekturę uważam za całkiem udaną :). Zwłaszcza, że jak już wspomniałam czuć dramat, zwłaszcza Alicji i Madzi.

 

Pozdrawiam!

Używanie poprawnej polszczyzny jest bardzo seksowne

sy, dziękuję za komentarz! :) 

 

Co do Ostojca to wzbogacił się właśnie na Fabryce. Masz też trochę racji, że mogłem tak wcześnie tego nie ujawniać, a dopiero w gazecie. No ale tak jakoś wyszło, cóż mam rzec :D

 

Rozumiem, że jeśli zakładał fartuch i miał osobiście przeprowadzić zabieg na rodzinie Adama to był naukowcem, a nie samym inwestorem? :D

Tak, sam też był naukowcem. Nie jest powiedziane, że w schronie pracował sam. Jest powiedziane za to, że miał dużo znajomości więc ktoś zawsze mógł wspomóc :p – tym bardziej, że podczas ostatniej przemowy mówi, że przekaże wszystko w dobre ręce.

 

Jak już wspomniałam o zabiegu to dodam, że trochę za szybko poszedł. Adam z rodziną przychodzą i od razu biorą ich na stół w sali zabiegowej?

Wszystkie formalności ( dokumenty itp. ) był załatwione wcześniej, a sprawy przed operacyjne mogły mieć miejsce przed zabiegiem ;)

 

Na koniec bardzo się cieszę, że uznałaś lekturę za przyjemną :)

Pozdrawiam!

Hm, ja mam niestety mieszane uczucia. Najpierw jest rodzina, potem infodumpy, a potem nawrócenie Ostojca. Jakoś to się słabo łączy. Samego nawrócenia też nie kupuję. Najpierw Ostojec był zły, bo jako dziecko nie kochał go cały świat (co za oklepany motyw), a potem matka mu się przyśniła i hop – nawrócił się? Hmmm…

Sam język też trzeszczy czasem jak nienaoliwiony android:

– w pierwszych kilku zdaniach chyba z 5 razy powtarzasz “jak”; sporo;

– “U progu salonu” – a nie “w progu”?;

– “Miała na sobie (…) dwa piękne, jasne warkocze” – sam widzisz;

– “Zróbcie to samo na obiekcie S9” – a nie “z obiektem”?;

– “oznajmił do błękitnej kobiety” – błękitnej kobiecie;

– “postawił krok na kolejny stopień” – albo “postawił stopę” albo “zrobił krok”;

– “nie często się” – nieczęsto;

– “Nastała pomyłka” – hę?;

– “zawiązał na czarnej marynarce biały fartuch” – w kokardkę? raczej “narzucił na…”;

– “Mózgi klientów firmy mają się co prawda w świetnym stanie” – nie po polsku coś;

– “zasłużonej każe” – tydzień klęczenia na grochu!;

– “na korzyć Ostojca” – literówka;

– “w podziemnym schronie, który stworzył” – schrony się stwarza, a nie buduje?;

– “Zniesławionego doktora” – ale to była prawda, nie? więc nie mógł być zniesławiony, skoro nikt mu bezpodstawnie niczego nie zarzucał; 

– “platform hologramowych” – to co oni mieli oglądać? bo hologram to obrazek, zdjęcie;

– “wpatrywało się na wielki taras” -w wielki…;

– “Pierwsze na tarasie pojawiło się dwóch” – nie po polsku;

– “nie należała to najurodziwszych” – literówka.

 

No nie porwało niestety!

 

PS. Minus 20 punktów do ogólnej oceny za whisky :P. Kurcze, czy inne alkohole już wyszły z użycia i trzeba się posługiwać tymi najgorszymi :/?

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Staruch, dzięki za opinię! Wieczorem Ci odpiszę na spokojnie i naoliwię wszelkie błędy!

Oboje zeszli po spiralnych schodach i w milczeniu rozdzielili się w głównym holu. – wiem, ze gender i te sprawy, ale z ciekawości – który był rodzaju żeńskiego? (przepraszam za ten żart, ale popraw na obaj)

 

Gdy odeszli w dwójkę na bok, doktor zapytał ściszonym głosem: – jak wyżej – we dwóch 

 

Pierwsze na tarasie pojawiło się dwóch mundurowych – nie zgrywa się

 

Mimo,(-,) że jego twarz nigdy nie należała to najurodziwszych, to wiek jeszcze pogorszył sprawę. – zbędny przecinek i literówka 

 

Doktor skinął głową do mundurowego po swojej prawej(+,) a ten powiedział coś do zamontowanego przy uchu mikrofonu. – hm, chciałabym to zobaczyć

 

Słabo pokazana przemiana Ostojca. Limit ledwie napocząłeś, mogłeś to rozwinąć.

Nie wiem w sumie dlaczego, ale przypomniał mi się film Transcendencja, może przez to przenoszenie ludzkiej świadomości do maszyny.

 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Dobra, jestem w końcu!

Staruch, śniąca: dziękuję Wam bardzo za wypisanie błędów, prawie wszystko już poprawiłem!

 

Odpowiem Wam wspólnie, bo w sumie podobne zastrzeżenia:

Co do słabo ukazanej przemiany i nagłego bum, bo ukazała się matka: Nie chciałem tekstu rozciągać gdyż:

1.Mało w nim akcji, skupia się na dialogach i przeżyciach, więc nie chciałem, aby zaczął się dłużyć.

2.Poprzedni tekst liczy 60k+ znaków i mało kto go przeczytał z racji tego faktu, a wiele mu poświęciłem.

No i trzy: to nie jest tak, że nagle mama się pojawia i się stało. Jest napisane, że śnią mu się pewne wspomnienia co noc jak i to, że nie może już wytrzymać. Próbuje się zabić, ale z jakiegoś powodu nie jest w stanie i to jest kluczowy moment, w którym postanawia pójść w drugą stronę. Poza tym mamy duże przeskoki czasowe, więc to nie jest tak, że w środę był złoczyńcą, w czwartek przyśniła się matka a w piątek już był po przemianie.

 

Staruch: Co się konkretnie kupy nie trzyma? To co piszesz jest według mnie sensowną ciągłością fabularną, lepszą czy gorszą, ale sensowną. Choć mogę się mylić :(

No i to każdy pija co lubi, więc tu się proszę nie czepiać :P

Pozdrawiam.

Co się konkretnie kupy nie trzyma?

Nie napisałem, że się kupy nie trzyma.

Ale tak – najpierw sporo scenek z rodzinką. którą potem porzucasz, by załatwić ją paroma zdaniami pod koniec. Jest Mącki, który też pojawia się i znika jak kamień rzucony w wodę. Przemianę Ostojca już wymieniłem wcześniej – rzucasz “minęło trzydzieści lat” i z dra Mengele robi się Mahatma Gandhi. O tym mówiłem – że masz jakby opowieści w opowieści, trochę słabo sfastrygowane. 

Ale zaznaczam – to wyłącznie moja prywatna opinia!

 

PS. A preferencje alkoholowe każdy ma swoje – szanuję ;)!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Część "rodzinna" – nawet nieźle napisana. Poza… kryteriumLema. Po co przszczepiać jaźń do maszyny, jeśli są powszechne i TAŃSZE przeszczepy serca? Część "ostojcowa" – kładzie cały tekst. Chcesz udowodnić, że opłata od 50 osób (niech będzie że w sumie odkilkunadtu tysięcy, bo ile mogłaby obsłużyć JEDNA klinika w tak krótkim czasie?) uczyniła Ostojca najbogatszym człowieiem świata? Znaczy – zapłacili po kilkadzesiąt milionów dolarów od łebka?! (bo tyle trzeba meć, by stać się dziś najbogatszym człowiekiem świata – w sumie kilkaset miliardów USD!) A przy tym dowiedzieli się o klinice z neonów ogłoszeniowych na ulicy, wartych lumpeksu?! I płacąc taką kasę za zabieg, nie zweryfikowali wyników? I nikt nie miał takiej możliwości, nawet rządy czy konkurencyjne korporacje (bo ZAWSZE są jakieś konkurencyjne korporacje!). Sorki, ale to się kupy nie trzyma. I dlatego mi smutno: Bo wykonanie i niemożliwe do naprawy wewnętrzne drastyczne nielogiczności położyły ideę i w sumie niezły pomysł.

 

Rybaku:

Chcesz udowodnić, że opłata od 50 osób (niech będzie że w sumie odkilkunadtu tysięcy, bo ile mogłaby obsłużyć JEDNA klinika w tak krótkim czasie?

 

– Musimy w końcu posłać w świat kolejny pseudo dowód, aby podtrzymać te wspaniale rosnące słupki sprzedaży.

– Co teraz zrobimy? Mamy w fabrykach setki tysięcy mózgów, a w tamtym roku obiecywaliśmy na cały świat, że sfinalizowanie procesu to kwestia paru najbliższych lat.

Widzisz, czytając spokojniej da się dowiedzieć, że klientów było znacznie więcej. 50 osobom zdążył jedynie przenieść jaźń. 

– To jedynie pięćdziesiąt osób, ale wierzę, że z czasem każdy otrzyma to, za co zapłacił.

I nie JEDNA klinika. Nigdzie nie jest napisane, że jest jedna. Jest za to napisane, że świętują otwarcie kolejnej fabryki. Jedna może być w Polsce. A ile na całym świecie, nie wiadomo. Więc o kasie już nie będę pisał, bo z racji takich ilości ludzi logiczne, że nie płacili takich kwot. 

 

I nikt nie miał takiej możliwości, nawet rządy czy konkurencyjne korporacje (bo ZAWSZE są jakieś konkurencyjne korporacje!)

Owszem , są. Ale jak masz pieniądze i pozycje, to mogą ci naskoczyć. Poza tym to nie miało być opowiadanie o politycznych i korporacyjnych sporach. Gość wyrobił sobie pozycję na świecie a jeśli miałbym opisywać logiczną do tego drogę, musiałbym napisać książkę.

Tak czy siak dzięki Rybaku, że znalazłeś jakieś plusy.

Pozdrawiam ;)

Fabryka z głównym bohaterem jest w Polsce.

Bogactwo głównego bohatera – nadal włączone mam kryterium niewiary – z powodów powyżej.

No i co z tym przeszczepem serca dziewczynki? Skoro kwalifikowała się do przeszczepu mózgu(jaźni), to i serca też. A koszty i łatwość zabiegu niewspółmierne… Kolejne kryterium niewiary,m niestety. Brzytwa Ockhama się włączyła na pełną moc ;/

Pozdr.

Zawsze mogła mieć taką wadę wrodzoną, że żadne serce nie byłoby w stanie się przyjąć. Albo inna wersja. Ale nie będę polemizował gdyż cienki jestem w tych tematach :/ Zawsze może być też inne schorzenie, typu nowotwór czy coś, ale jeszcze mimo wszystko zostanę przy sercu.

A co do Twej niewiary, cóż. To jest science fiction. Jesteś w stanie mieć pewność, jak świat będzie wyglądał za 80 lat? Chyba nie. Wiem, że pewne schematy i działania ludzkie są stałe, ale według mnie człowiek wchodzący w lukę, trend, robiący furorę na świecie + dobry marketing itd. jest w stanie zostać miliarderem w dziesięć-piętnaście lat. Nie wiem czy komuś chciałoby się czytać dokładną drogę do jego bogactwa. Może wygrał w lotka, zainwestował, miał pomysł. Może zaczął grzebać w mózgach żaby w garażu w wieku 10 lat i tak wszystko się zaczęło. Wersji jest wiele, a czasem zamiast załączać przycisk niewiary można zwyczajnie użyć wyobraźni. W końcu nie jesteśmy na portalu naukowym, a to jest opowiadanie science fiction.

Oczywiście nie odbieraj tego co piszę, Rybaku, za żaden atak. Zwyczajna dyskusja :)

Tekst raczej bajkowy i ja go w tych kategoriach odczytuję. Inaczej faktycznie konstrukcja postaci czy logika wydarzeń może naruszyć zawieszenie niewiary. Wady w tym nie widzę, raczej pewną korektę założeń przy odczytywaniu tekstu.

Poza tym tekst w miarę przyjemny, nawet jeśli niekiedy na wstępie mocno próbujący iść w tkliwość (też nie wada, raczej kwestia gustu). Doktora kreślisz po bajkowemu i w tej perspektywie spełnia on swoje zadanie. Najpierw jako oszust, potem jako nawrócony. Inne postacie to raczej tło, narzędzia do wykonania swojej roli. Jako takie się sprawdzają.

Napisane przyjemnym językiem, czytało się dobrze.

Podsumowując: taki bajkowy koncert fajerwerków, nawet jeśli tło nie fantasy, a s-f. Dla mnie warte klika.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

NoWhereMan,

dzięki za odwiedziny i za klika ;) jak znajdziesz czas i chęci to zobacz na poprzednie opko. https://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/21588 Wiem, że długie, ale zależy mi na opiniach na temat tego opowiadania a mało osób zdecydowało się przez nie przebrnąć :( 

Pozdrawiam ;)

No cóż, pomysł nie powala oryginalnością, ale czytało się całkiem nieźle i tylko zastanawiam się, kto w tej opowieści odzyskał twarz. Jeśli Ostojec, to, pokazawszy światu pięćdziesiąt maszyn wyposażonych w ludzką świadomość, odzyskał ją pośmiertnie.

Wykonanie mogłoby być lepsze.  

 

Ru­dzie­lec uśmiech­nął się uwy­dat­nia­jąc piegi. –> Na czym polega uwydatnienie piegów?

 

Dok­tor Osto­jec od­pa­lił pa­pie­ro­sa… –> Raczej: Dok­tor Osto­jec za­pa­lił pa­pie­ro­sa

 

w tam­tym roku obie­cy­wa­li­śmy na cały świat… –> …w tam­tym roku obie­cy­wa­li­śmy całemu światu

Można obiecać coś komuś, ale nie można obiecać na coś.

 

na cały świat, że sfi­na­li­zo­wa­nie pro­ce­su to kwe­stia paru naj­bliż­szych lat. –> Niezamierzony rym.

 

– Zrób­my to – prze­rwa­ła nagle… –> Raczej: – Zrób­my to – prze­rwa­ła mu nagle

 

Klek­nął na jedno ko­la­no i po­wie­dział: –> Literówka.

 

Ali­cja ob­ró­ci­ła głowę w stro­nę ulicy, aby za­kryć wzbie­ra­ją­ce się łzy. –> …aby u­kryć wzbie­ra­ją­ce  łzy. Lub: …aby u­kryć zbie­ra­ją­ce się łzy.

 

wstał i zro­bił krok na ko­lej­ny sto­pień. –> …wstał i wszedł/ wkroczył na ko­lej­ny sto­pień.

 

Ko­re­spon­do­wa­łem z Pań­stwem i pro­si­łem… –> Ko­re­spon­do­wa­łem z pań­stwem i pro­si­łem

Formy grzecznościowe piszemy wielką literą, kiedy wracamy się do kogoś listownie.

 

Zresz­tą, chyba oso­bi­ście z panem pi­sa­łem. Pan Adam? –> Dziwne, że upewnia się co do imienia pacjenta, a nie nazwiska.

 

które stały na środ­ku sali wej­ścio­wej… –> Sala wejściowa brzmi osobliwie, a przecież ma swoją nazwę.

Proponuję: …które stały na środ­ku holu

 

Osto­jec wy­pa­trzył trzy­oso­bo­wą ro­dzi­nę. –> Zdaje mi się, że poza rzeczoną rodziną w holu nie było nikogo, więc Ostojec nie musiał ich wypatrywać.

 

Mózgi klien­tów firmy mają się co praw­da w świet­nym sta­nie… –> Mózgi klien­tów firmy mają się, co praw­da, świet­nie… Lub: Mózgi klien­tów firmy , co praw­da, w świet­nym sta­nie

 

w dzi­siej­szych cza­sach mało kto wie­rzy w boga… –> …w dzi­siej­szych cza­sach mało kto wie­rzy w Boga

 

Słowa matki z sen­ne­go kosz­ma­ru jesz­cze długo świ­dro­wa­ły mu w gło­wie. –> …długo brzmiały/ dźwięczały/ rozlegały się mu w gło­wie.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Jeśli Ostojec, to, pokazawszy światu pięćdziesiąt maszyn wyposażonych w ludzką świadomość, odzyskał ją pośmiertnie.

 

Właśnie tak. Wielu ludzi zyskało uznanie/sławę itp. dopiero po śmierci. 

;) 

Podobał mi się wątek rodziny z chorym dzieckiem. Jest ładnie napisany, nie miałam problemu, żeby wczuć się w ich emocje i trudne położenie. Wątek Ostojca wypadł słabiej. Musiałam drugi raz wczytać się w scenę ze słowami matki, żeby zrozumieć, co wywołało w nim przemianę. Trochę za łatwo przeistoczył się w pozytywną postać. Na początku opowieści wydawał się jednoznacznie zły. Jednak ogólnie opowieść jest całkiem interesująca.

Hmmm. Wszystko tu wygląda tak schematycznie, jakby czekało na rozwinięcie i wypełnienie szczegółami. Biedna rodzina z nieuleczalnie chorym dzieckiem. Przemiana doktora, zdrada asystenta, najbogatszy człowiek na świecie, 50 androidów ex machina… Raczej efekciarskie niż efektowne.

Ja z kolei nie uwierzyłam w fabrykę, do której nikt obcy nie ma wstępu. Sanepid, inspekcja BHP, PIP… Nic? Tym bardziej, że ma to związek z życiem i śmiercią ludzi. Takie rzeczy raczej się dokładniej kontroluje. Mam nadzieję.

Co właściwie produkowano w fabryce? Androidy? Bo przecież mózgi na zabieg przychodziły same.

Dlaczego ten najbogatszy osobiście nadzoruje najnowszą fabrykę w niedużym kraju?

Adam dowiaduje się o technologii najbogatszego faceta z billboardu? Kto po raz pierwszy zobaczył komputer na afiszu, ręka do góry! Bardzo teatralnie to wychodzi.

Ale jeśli uzna się, że to bajeczka, to czyta się przyjemnie.

Ze spraw warsztatowych, to przecinkologia Ci kuleje.

– Zrób to dobrze, a czeka cię nie mała premia

Niemała.

Babska logika rządzi!

Finkla:

 

Takie rzeczy raczej się dokładniej kontroluje. Mam nadzieję.

Co właściwie produkowano w fabryce? Androidy? Bo przecież mózgi na zabieg przychodziły same.

Wszelką aparaturę potrzebną do ich przechowania/konserwacji itp. Są pewnego rodzaju przechowalnią, biblioteką mózgów, a w oficjalnej wersji tworzy się w nich androidy.

Myślisz, że wszystko, co dziś jemy/kupujemy/jak się leczymy jest świetnie sprawdzane? Jeśli chodzi o pieniądze to można przekupić każdego. Powstaje jedzenie, które szkodzi, używki, które szkodzą, leki, które gó..o dają, ale są oficjalnie dostępne. Bo kasa.

 

Dlaczego ten najbogatszy osobiście nadzoruje najnowszą fabrykę w niedużym kraju?

Tu może mój błąd, bo nie wyjaśniłem w tekście dokładnie, ale też nie jest powiedziane, że najnowsza fabryka, za którą piją, to ta w której są. Są w jednej z fabryk, która powstała jako pierwsza, a jest ona w Polsce, bo Ostojec jest polakiem. Btw za sto lat różnie może być, może nasze granice będą znacznie większe czy coś :P

 

Adam dowiaduje się o technologii najbogatszego faceta z billboardu? Kto po raz pierwszy zobaczył komputer na afiszu, ręka do góry!

Nie jest powiedziane, że wtedy pierwszy raz się o tym dowiedział. Przykład odnośnie wspomnianych komputerów: Wiem, że jest jakaś marka, która jest bardzo znana, ale nigdy nie brałem jej pod uwagę z różnych względów. W końcu staję pod ścianą, i dla swoich potrzeb nie widzę już innej możliwości. Dodatkowo właśnie wtedy widzę reklamę z tym produktem.

Pozdrawiam ;)

No, zgadza się, że niektóre środki sprzedawane jako lekarstwa nie pomagają na nic (oprócz problemów finansowych dystrybutorów). Ale to jeszcze nie znaczy, że nikt nie może wejść do fabryki.

No, trochę to naciągane, że reklama mu pomogła w skojarzeniu czegoś, na co powinni wpaść już dawno, ale niech Ci będzie.

Babska logika rządzi!

Nectome… Najmniej spodziewałem się optymizmu na końcu, a tu proszę. :-) 

Napisałbym więcej ale że jestem niejako “z branży” to byłoby to dość niereprezentatywne (nie z pozycji randomowego czytelnika).

 

 

Ej, czemu, kk_kk? Każdy jest z jakiejś branży, dzielimy się wiedzą…

Babska logika rządzi!

Właśnie, Nectome :) Widzę, że jesteś w temacie, więc Twoje uwagi jako kogoś z branży chętnie przyjmę ;) Optymizm na końcu wziął się z założeń konkursu :o

Oki. Co do Ostojca w realu to myślę że oprócz kasy i sławy on naprawdę wierzy, choć po części, w to co robi. Jest z okolic MIT, czyli elita, ale ma misję z tyłu głowy. Zwyciężył ostatnio w konkursie zamrażaczy. I zaproponował żeby zamiast ożywiania zamrożonych, zakonserwować mózg trochę lepiej po to żeby potem przerzucać go do symulacji. Z mojej perspektywy brakuje tu czegoś istotnego czyli prądów które są obecne w mózgu za życia i ten problem, w ramach mizernych technologii które mamy, trzeba jakoś obejść. Nectome jak na razie nie ma na to pomysłu ale trzeba kombinować bo sama materia, obawiam się, nie wystarczy.

 

Więc w opowiadaniu dodałbym gdzieś na początku jakąś walkę wewnętrzną. Między pragnieniem kasy a sumieniem. Żeby zhumanizować posać. Co prawda jest potem ta przemiana związana z matką, ale to jakieś za proste, nie ma gruntu na który wołanie z daleka mogłoby paść. (komentatorzy też to poruszali)

 

Skoro optymizm bierze się z założeń konkursu to rozumiem że poza konkursem najlepiej byłoby gościa zdekapitować ku uciesze gawiedzi? ;-)

W sumie ma to sens. Zamrożonych na świecie jest z 500 ludzi. Czyli prawie nikt w to nie wierzy. Normalni ludzie tylko popukają się w głowę. Ale z drugiej strony, właśnie dlatego że jest to niewiarygodne, nie da się na tym zarobić. Lepiej sprzedawać magiczne piguły przedłużające życie.

 

Opowiadanie mi się podoba, jakby poszło pod znanym nazwiskiem to wcale bym nie podejrzewał że to ghost writer napisał. A czy by mnie poruszyło gdybym nie tkwił w temacie to nie wiem. Niech się młodsi wypowiedzą :-)

 

Pozdrawiam

 

Język czytelny i poprawny, ale nie zrobił jakiegoś wielkiego wrażenia. Spełnia oczywiście założenia konkursu, ale zabrakło w nim jakiejś intrygi. Wszystko właściwie było wiadomo od początku. Szkoda że knowań prezesa nie ukryłeś na dłużej, bo wiadomo już było, w jakie bagienko pakuje się rodzina Adama. Zgadzam się, że nagła zmiana w prezesie wydaje się conajmniej mało wiarygodna, a przynajmniej za mało uzasadniona. Ogólnie najlepiej wypadały fragmenty, w których opisywałeś sytuację rodziny, reszcie przydałoby się psychologiczne rozbudowanie. Jednak całokształt nie jest zły, chociaż nie powiem, żeby był to tekst, który zostanie ze mną na dłużej. 

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Dzięki rosebelle za wizytę i komentarz ;) Dlaczego pewne rzeczy są nierozbudowane pisałem już wyżej, zwyczajnie po ostatnim długim tekście chciałem wszystko zmieścić w jak najmniejszej ilości znaków i pewnie też z tego powodu są niektóre niedociągnięcia :( Ale cieszę się, że mimo to nie jest źle ;)

Pozdrówka 

Ciekawa historia. Co prawda sposób, w jaki na początku starasz się wzbudzić emocje w czytelniku, jest dość ograny, ale działa. Potem wszystko dzieje się szybko, ale to lepiej, gdybyś zaczął się rozdrabniać, mogłoby to odstraszyć czytelnika. Zakończenie też ok.

Zygfryd89, dzięki! ;)

Dzień dobry bardzo, sześć, Autorze!

 

Komentuję na bieżąco i edytuję po przeczytaniu kolejnych partii tekstu.

Czepiam się trochę na siłę i to chyba nie błąd, ale kto wie co uznasz?

Gdy po reklamie pojawia się nazwisko Ostojec, tytuł kolejnej części tekstu również brzmi Ostojec, tak samo w pierwszym zdaniu tegoż, kolejnego fragmentu pada słowa – zgadłeś – Ostojec.

Nie wiem, czy to celowe, czy nie, ale pomyślałem, że może się przydać taka uwaga.

Zabawny ten Mącki. Prawie jak Wąski z “Kilera”, ten od Siary ;)

Od razu kojarzy się z wzorowym, archetypowym totumfackim, żeby nie napisać przy*upasem :D

 

Druga tura tekstu. Doczytawszy do końca. Błędów nie znalazłszy.

Fajny, nawet poruszający emocjonalnie, tekst.

Więc chłopisko odzyskało twarz w zasadzie na sekundy przed zgonem albo może tuż po.

Piszę tak na świeżo po czytaniu i zostawiam nominację biblioteczną, a czy jeszcze jakąś – zobaczymy. Do końca miesiąca zostało kilka dni.

Historia trójki ludzi, a potem “ludzi” wydała mi się ciekawa i romantyczna, a nawet wzruszająca. Słowa Adama na końcu są bardzo interesujące. Tylko jedno mnie zastanawia, ale to już chyba nadinterpretacja – udało się im przeżyć, co jest fajne, ale egzystencja w metalowej puszce, życie sardynki, no cóż, nie jest ciekawe.

Kto nie ryzykuje, nie pije ponoć szampana, ale… – zawsze jakieś “ale” – te roboty bez ust są też trochę przerażające, choć jak wiadomo, nie o tym była ta historia i nie samym chlebem żyje człowiek. No tak, im została już tylko i aż miłość, bo jak wiadomo, o to w tym wszystkim chodziło.

Wąski, e, Mącki zresztą też odzyskał twarz.

No, nawet udany debiut SF, chociaż temat przeniesienia świadomości do maszyny jest stary, niczym węgiel, jeśli nawet nie bardziej.

 

Aha, przyznam, że bardzo lubię wstawki jak tu, pogrubioną czcionką i z innym formatowaniem. W jakiś sposób zwykle stanowią miły przerywnik i rozbudzają czytelnika, bo nie ma niczego gorszego od monotonnego, zwartego bloku tekstu.

Fajnie, że stworzyłeś kilka mniejszych fragmentów.

Pierwsza połowa opowiadania podobała mi się jednak bardziej.

W drugiej odczułem jakieś dziwne wypłaszczenie, tak intuicyjnie, świadomie nie umiem tego wyjaśnić. Czegoś mi tu troszkę zabrakło. Ale i tak jest przecież całkiem spoko.

 

Piotrze, dziękuję za tak rozbudowany komentarz i za nominację :)

W zasadzie nie mam wiele do dodania, bo widzę, że odebrałeś tekst dokładnie tak, jak chciałem żeby był odebrany. Co baaardzo mnie cieszy :)

 

Tylko jedno mnie zastanawia, ale to już chyba nadinterpretacja – udało się im przeżyć, co jest fajne, ale egzystencja w metalowej puszce, życie sardynki, no cóż, nie jest ciekawe.

Ani ta rodzina wcześniej, ani my, nie jesteśmy w stanie sobie nawet wyobrazić jak może wyglądać takie życie. Co by się wtedy odczuwało. Więc dokładnie tak jak mówiłeś: tutaj priorytetem była miłość i nikt w takich okolicznościach nie myślałby o tym, jak będzie się dalej żyć w takim ciele. A to już temat na inną historię.

Dzięki raz jeszcze!

 

Proszę bardzo :)

Historia spodobała mi się na tyle – i utkwiła w pamięci – że postanowiłem dać jej jeszcze jedną nominację :)

Och, dzięki! :o ;)

Dobrze się czyta :)

Przynoszę radość :)

:)

 jak i w wiele innych dni

Hmm. Jasne, ale niezbyt ładne. Może: byłem wiele razy? Sama nie wiem.

 podszedł do żony i klęknął, rozchylając jej ręce.

Powtarzasz schemat zdania (xnął i ynął). I te ręce… hmm.

 Oboje dobrze wiemy, jak długo się o nią staraliśmy, ale…

Jakieś to… "as you know". Nienaturalne. Polski film ;)

 Nie ma ale

Nie ma "ale".

 Serce nie da już rady długo funkcjonować

Ja napisałabym: Serce już nie da rady długo funkcjonować.

 W progu salonu

Na progu, albo w drzwiach.

 podbiegł do córki a Alicja

Podbiegł do córki, a Alicja. Możesz wyrzucić "a". Dalsza część zdania troszkę mi zgrzyta, jakby nie była równo doklejona. Ale to może być kwestia słuchu.

 rzekł głośno

"Rzekł" jest ciutkę wysokie jak na to miejsce.

 udając radosnego:

Zbędne – to jasne z kontekstu.

 pysznego obiadu, (…) kupię coś pysznego

Powtórzenie celowe?

 Nie czekając na inną reakcję Adam wyszedł

Zdanie podrzędne: Nie czekając na inną reakcję, Adam wyszedł.

 dziesiątki krążących między sobą mózgów

Hmm. To mogłoby być bardziej obrazowe.

 kolejne kiełbaski do domowego wydruku

Najpierw się potknęłam, potem doceniłam Twoje światotwórstwo.

przeczytał, pojawiający się co chwilę, napis

Bez przecinków – to nie jest wtrącenie, ale grupa nominalna "napisu". Poza tym napis mógłby być migoczący i byłoby prościej.

 wręcz koścista postać

Chyba może być konkretniej – w końcu to człowiek, nie Slenderman.

 gestem odmówił podsuwanej mu szklanki

Odmówił przyjęcia szklanki.

 rzekł nieco roztrzęsionym głosem

Drżącym – to on jest roztrzęsiony, nie jego głos.

 Jesteś mi jak brat

Poetyckie – mocno kontrastuje z poprzednim zdaniem.

 uśmiechnął się uwydatniając piegi

… jak?

 dodał podnieconym głosem

Jak wyżej – głos nie jest podniecony, podniecony jest mówiący.

 Mów zatem

Zdecyduj, jakim tonem pan dochtór ma mówić, bo przeskakujesz.

 No i napij się do cholery

No, i napij się, do cholery.

 opróżnił szklankę jednym przechyleniem

Zwykle mówi się "jednym haustem".

 Jednak dalszy proces jest… chyba niemożliwy.

No, nie wiem.

 A co dopiero, kiedy spróbowalibyśmy na mózgu

Uprościłabym: A co dopiero, gdybyśmy spróbowali z mózgiem.

 sfinalizowanie procesu

No, nie wiem. Może "dopracowanie"? Bo wyraźnie chodzi Ci o uczynienie tego procesu wykonalnym.

 kolejne dziesięć lat a ciemnemu ludowi

Kolejne dziesięć lat, a ciemnemu ludowi.

 nic, jak czekać

Nic, tylko czekać.

 zmieńcie parametry odczytu z maszyny jaźni tak, aby wyglądały autentycznie

Tak w zasadzie, to czy ktoś poza nimi umie to odczytać? Chociaż zawsze trzeba brać pod uwagę przecieki…

 potem już tylko krok do androida

Znaczy świadomość androida mają przerzucać? Bo tak to wygląda.

 dodał doktor

Aliteracja.

 twarz, która prześladowała go od dziecka

Twarz nie powinna być autonomicznym bytem. Wiem, o co chodzi, ale mimo wszystko.

 nie mógł pogodzić się, że urodziła

Nie mógł się pogodzić z tym, że urodziła. Kapkę sztampowa ta historia życia szalonego naukowca.

 Potem ów potwór był prześladowany

Powtórzenie ("prześladować") i aliteracja. "Ów" jest chyba trochę za wysokie.

 tworząc największy przekręt w historii ludzkości

Przekrętu się nie tworzy. Przeformułowałabym to w ogóle.

 oznajmił błękitnej kobiecie, która pojawiła się na środku pokoju w postaci hologramu:

Czyli tak normalnie była błękitna?

 Odwołaj wizytę w klinice. Nie będę zmieniał swojej twarzy.

Hmm. Ale dlaczego miałby? Czegoś tu nie rozumiem.

 patrząc pusto

Puste spojrzenie raczej się widzi z zewnątrz. Trochę to dziwnie wygląda w kontekście.

 mieć choć

Powtórzony dźwięk.

 przytulił ja mocno

Literówka.

 rzekł szeptem

Trochę to dziwne. Czemu nie po prostu "wyszeptał"?

 prowadzącym do wejścia

Możesz to wyciąć, powtarza słowo i nie wnosi nowej informacji.

 Czy jego rodzice popełniają najgorszą decyzję w swoim życiu?

Z tym zdaniem jest coś nie tak. Powiedzieć można, że – ale "czy" raczej zapytać. Popełnia się raczej zbrodnię, choć w tym kontekście to może nawet pasować – ale decyzję się podejmuje.

 Poddamy się zabiegowi

Tak się mówi do dziecka?

 Alicja obróciła głowę w stronę ulicy, aby ukryć wzbierające łzy.

Jakieś to… sterylne. Sama nie wiem. Masz oszczędny, surowy styl, bez ozdobników, ale tutaj coś chyba nie wyszło.

 z Madzią na rękach

Przed chwilą dziecko szło samo?

 Adam poczuł się dziwnie rozmawiając z robotem. Droidy zastępujące ludzi w różnych zawodach to była stosunkowa nowość i nieczęsto się je jeszcze spotykało.

Trochę niezgrabny infodump. "Je jeszcze" – powtarza się dźwięk.

Dostrzegł tylko jednego człowieka, kobietę, która daleko, pod marmurową ścianą, stała za podświetlaną ladą recepcji.

Organizacja opisu – opisuj rzeczy w takiej kolejności, w jakiej narrator je zauważa.

 odparł z oddali

Dziwnie to brzmi, nie tylko ze względu na aliterację, ale przede wszystkim na wysokie słowa.

 uparcie podążał przed siebie

"Podążał" jest wysokie i niekonkretne. Mało obrazowe.

 rzekł Adam do żony

Powtórzony dźwięk.

 chudy, rudy

Rym.

 Musiała wkraść się jakaś pomyłka do systemu droidów.

Składnia i anglicyzmy: Do systemu droidów pewnie wkradła się jakaś pomyłka.

 osobiście z panem pisałem

Kolokwializm. W dialogu może być, zaznaczam dla porządku.

 tak, jak sobie pan życzy

Tak, jak pan sobie życzy.

 Być może był to ostatni raz, kiedy czuje ich drżące ciała

Poplątane czasy. Ja po prostu wycięłabym "był", bo to powtórzenie, ale możesz też przeformułować całość, np.: Może to po raz ostatni czuł…

 nic nie osiągnie

W zasadzie powinno być "niczego", ale w dialogu można to dopuścić. Zaznaczam w razie czego.

 Widział nie takie sceny przed zabiegami.

Raczej: Nie takie sceny widywał przed zabiegami.

 zaraz potem oczywiście wasze mózgi w idealnym stanie zostaną przechowane

Przechowywanie trwa jakiś czas – mózgi zostaną umieszczone w przechowalni.

 posiadacz wielu spółek

Nie lepiej "właściciel"?

 ustawiane i przekłamane

"Ustawiane" jest bardzo kolokwialne – ja dałabym po prostu "fałszywe".

 podda się wszelkiej, i jak sam określił, zasłużonej karze.

"Wszelkiej karze" brzmi dziwnie.

 Z jego zapleczem znajomości jak i środkami finansowymi

Nie wiem, po co Ci to "jak".

 Prawnie, mimo przestępstwa, zarówno mózgi jak i fabryki są jego własnością do czasu śmierci.

Raczej: pozostają jego własnością dożywotnio – tak będzie bardziej elegancko i dziennikarsko. Poza tym – nie znam się na tym, ale mienie uzyskane drogą przestępczą chyba podlega konfiskacie. Skoro wiadomo, że facet był oszustem… ale skonsultuj to z kimś.

 Wiem synku

Przed wołaczem – przecinek.

 jego prawdy

Zaimki odnoszące się do Boga – dużą literą.

I zawsze prawdziwe.

Prawda prawdziwa – to tautologia. Wycięłabym to zdanie.

 odpłacać złem na zło

Odpłacać za.

 wracało przez ostatni czas

Bardzo nienaturalne. Ostatnio. Ostatnimi czasy.

 się przyzwyczaić do tego, co działo się

Gdybyś dał "przywyknąć", toby nie było powtórzonego "się".

 ja w pewnym momencie zwyczajnie się pogubiłem

Serio? Cały tekst budowałeś zimnego drania, a on nagle zaczyna wygłaszać teksty a'la GWP? Nie, to nie jest wiarygodne.

 twarz, której nie przysłonił nawet półmrok panujący w pomieszczeniu

Czy półmrok przysłania? I trochę dużo tych "p".

 Podniósł usmarowany masłem nóż i przystawił do ręki.

Internetu nie ma, ale masło skądś wziął. Reszta fragmentu – melodramatyczna.

 zostawiono jedynie pustą przestrzeń na samym środku

Coś mi tu nie gra, nie jestem pewna, co.

 Zgodzono się.

Hmm. Ale kto? Jasne, wiem, że władze, po prostu wyglądają tutaj strasznie anonimowo.

 oczekiwali na papieża.

Oczekiwali papieża.

 niczym nieudowodnioną nadzieję

Nadzieja może być nieuzasadniona, ale jako niedowodliwa nie ma nic wspólnego z dowodzeniem.

dał namacalną szansę na rozwiązanie sprawy śmierci

"Sprawy"? I nie za bardzo dał tę szansę…

 podpierając się świetlną laską

Przepraszam, ale tu nastąpiło mentalne prychnięcie śmiechu pustego. To brzmi jak parodia.

 miał jedyne siedemdziesiąt lat

Jedynie. "Jedyne" stosuje się przy zapewnieniach, że coś kosztuje tylko dziewięćdziesiąt dziewięć złotych miesięcznie.

 Mimo że jego twarz nigdy nie należała do najurodziwszych, to wiek jeszcze pogorszył

Ale gdyby należała, to by nie pogorszył? Hmm?

 Chropowaty głos zalał

Mieszana metafora. Płyny nie bywają chropowate.

 zapobiegawczo utworzyła mur zagradzający drogę pierwszym rzędom

Owszem, masz oszczędny styl, ale to może być ciut zbyt skrótowe.

 zignorował setki przekleństw kierowanych w jego osobę

Rozumiem, że rzucają mięsem, ale chyba nie tak dosłownie, co? ;)

 Moje zdrowie jest bardzo marne

Anglicyzm. Raczej: Z moim zdrowiem jest marnie.

 dlaczego nie poddam się własnemu zabiegowi

Ja napisałabym: dlaczego sam nie poddam się zabiegowi.

 skinął głową do mundurowego

Albo: na mundurowego, albo: mundurowemu.

 ciszy. Ciszę tę przerwał dźwięk

Czy ja wiem… Możesz od razu przejść do dźwięku, sami zgadniemy, że przerwał ciszę.

 Wylądował prosto

Tylko helikopter albo pionowzlot. Ale nawet w takim przypadku nie zaznaczałabym, że "prosto". Wylądował i już.

 To jedynie pięćdziesiąt osób

Jedynie?

 pierwsze sylwetki maszyn

Może zgrabniej byłoby: sylwetki pierwszych maszyn.

wszyscy zgromadzeni najbliżej nich przepychali się

A reszta nie?

 rozglądały się, wymieniając spojrzenia

Jednocześnie?

 wyszedł naprzeciw reszty maszyn

Wyszedł naprzeciw? A nie wystąpił z szeregu i wyszedł naprzeciw ludziom?

 

Hmm. Ciekawe. Trochę naiwne, jak już powiedziała sy, i nie do końca wiem, do czego zmierzałeś.

 Próbuje się zabić, ale z jakiegoś powodu nie jest w stanie

Bo nóż do masła jest tępy :) ale tak serio – myślę, że problemem są właśnie te przeskoki czasowe. Jakbyś miał silnik i koła, ale bez rozrządu, widać, że początek i koniec mają coś wspólnego, ale nie widać, jak się łączą.

 Tekst raczej bajkowy i ja go w tych kategoriach odczytuję.

To może być najlepsza interpretacja, choć w takim przypadku brakowałoby tu jasnego porządku moralnego. Bo faktycznie, wszystko jest schematyczne, ale niczego konkretnego nie deklarujesz, to znaczy w kategoriach aksjologii.

 W drugiej odczułem jakieś dziwne wypłaszczenie, tak intuicyjnie, świadomie nie umiem tego wyjaśnić.

Tak, ja też. Myślę, że chodzi o przejście od centralnej postaci, której współczujemy (Adama, mimo jego archetypowości – a może właśnie dzięki niej) do takiej, której nauczyliśmy się już nie lubić (doktora). No, i zawsze jest mniej ekspozycji w późniejszych częściach utworu.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Dzięki Tarnina za wizytę ale widząc tę ścianę tekstu nawet się teraz za to nie zabieram bo z czasem krucho :p ogarnę na spokojnie po weekendzie, pozdrówka ;)

Całkiem nieźle. 

Ja również odebrałam tekst jako bardziej taki bajkowy niż zbudowany na jakichś niezburzalnych fizyczno-logiczno-prawdopodobnych fundamentach.

Zgadzam się, że część rodzinna jest zdecydowanie lepiej napisana. Łatwiej jest wczuć się w bohaterów, ich reakcje są wiarygodne, mam wrażenie, że oni jakby “robią” to opko. 

Najsłabiej wypadł element, który chyba w konkursie jest decydujący. Czyli przemiana bohatera, jego “odzyskanie twarzy”. Bo chociaż sama scena końcowa wyszła fajna, taka słodko – gorzka (i tutaj też chodzi mi bardziej o szczęście będące zarazem dramatem dla Adama i rodziny niż o śmierć Ostojca), to jednak zupełnie nie kupuję nagłego nawrócenia w podziemnym schronie. Bardzo, bardzo mało prawdopodobne. Wiem, że izolacja robi swoje, ale… no nie kupuję tego i już.

Podobało mi się, ale bunkrową scenę bym zmieniła. Motywacja powinna odgrywać kluczową rolę w przemianie, a tutaj tego nie ma. Już bym chyba wolała, żeby ktoś z bliskich doktora na coś zachorował i Ostojec musiał jednak dopracować technologię mózgotransferu, żeby tę osobę uratować. Ale to luźny pomysł, opcjo jest na pewno dużo więcej :)

Iluzja, cześć! :)

A więc odpowiem tak: Doskonale zdaję już sobie sprawę, że droga motywacji powinna być bardziej rozbudowana, wiarygodna, uwypuklona itp. Wiedziałem to w zasadzie już przed pierwszymi komentarzami dotyczącymi tego aspektu. Jednak jakoś tak w tym konkretnym opowiadaniu dałem sobie za główny punkt honoru, aby było krótko i zwięźle. No i jakoś taka wyszła całość… 

A co do zmian, to nie wiem jak u innych, ale u mnie to jest trudna sprawa. Jak już coś skończę to niezwykle trudno jest mi zmieniać pojedyncze zdania, fragmenty, a co dopiero ingerować w jakimś większym stopniu w całą treść. Nie potrafię tego wytłumaczyć. Nie chodzi o lenistwo ani nic z tych rzeczy. Zwyczajnie w jakiś sposób wiążę się z pierwowzorem…

No ale fajnie, że się podobało ;)

Pozdrawiam

Jak już coś skończę to niezwykle trudno jest mi zmieniać pojedyncze zdania, fragmenty, a co dopiero ingerować w jakimś większym stopniu w całą treść.

Pójdź w me ramiona. To nie tylko ja tak mam?

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ej, ja też tak mam!

 

Może założymy jakąś grupę wsparcia, czy coś? ;)

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Cześć, nazywam się Tarnina i nie lubię zmieniać swoich tekstów. XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Cześć, Tarnina.

Cześć Tarnina, cześć Iluzja. Mam ten sam problem. Czuję się taki bezradny… zagubiony… jak żyć… jak żyć…

Bardzo fajnie się czytało, przepłynąłem przez tekst na jednym wdechu. Trochę dziwi łatwowierność przedstawionej rodziny i szybkość z jaką podjęli decyzję. Nie wiem, co mieli obiecane w umowie, ale perspektywa odrodzenia, jako toporne roboty nie brzmi zachęcająco ;)

BioHazard, dzięki, że wpadłeś, cieszę się, że wrażenia okazały się fajne ;)

Co do szybkości podjętej decyzji… cóż, mała była chora od dawna, próbowali też wielu innych metod, nie było to decyzja pod wpływem chwili. Jest też coś takiego jak desperacja i bezgraniczna miłość. Dla dziecka możemy posunąć się do wszystkiego. Co do perspektywy to sprawa raczej sporna i indywidualna. Czy gdybyś Ty miał wybór: Twoje małe dziecko umrze w najbliższym czasie lub fundujesz mu życie, jak to nazwałeś, topornego robota, to sprawa wyboru byłaby oczywista? Nie sądzę… Zresztą przecież w przyszłości ów myślący robot sam może zdecydować czy chce tak żyć, czy też nie.

Pozdrówka ;) 

Teks interesujący i cieszę się, że jednak wątek rodziny zakończył się w miarę pozytywnie. O przemianie doktora nie będę się już rozwodzić. Co do umocowania Twojego s-f w realnym świecie, to ja akurat nie zastanawiam się nad takimi szczegółami. Przyjmuję, że to wizja autora, który chce nam przekazać coś innego, niż np. to jak w rzeczywistości powinny działać poszczególne maszyny (i tak tego nie zweryfikuję), czy jak wzbogacił się bohater.

 

Powodzenia:)

Niestety, tekst jest przede wszystkim przewidywalny – na każdym etapie. Wiemy, że ojciec dziewczynki zdecyduje się na skorzystanie z operacji. Wiemy, że operacja to szwindel. Oczywistym jest, ze Mącki ma wątpliwości i zdradzi doktora. A na koniec, szczególnie z uwagi na temat konkursu, przewidujemy, że Ostojec zrobi coś, co ma go zrehabilitować.

Do tego trzy rzeczy są dla mnie zbyt naiwne – to, że taka działalność miała rację bytu i nikt się tym poważnie nie zainteresował. Przedstawiony świat nie wydaje się dystopią. I o ile rozumiem, że nasz świat widział naprawdę śmiałe przekręty, o tyle bardzo nieprawdopodobne wydało mi się nieskrępowane istnienie tych fabryk. Po drugie – aspekt prawny, czyli mózgi własnością doktora. Szczerze mówiąc jest to dla mnie niewyobrażalne w jakimkolwiek normalnym kraju, a my tu mówimy chyba o całym globie. Po trzecie zgoda na publiczne wystąpienie. Tutaj czepiałbym się najmniej, ponieważ rozumiem, że Ostojec musiał oświadczyć władzom, że znalazł sposób na spełnienie swoich obietnic, niemniej nadal z tyłu głowy kołata się myśl, że te władze sprawiły prezent niemałemu zwyrodnialcowi.

Ze względu na powyższe tekst mnie do siebie nie przekonał.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Berylu, miło, że zajrzałeś i przeczytałeś.

Nie będę za bardzo polemizował. Widzisz, jedni czytają historię i nie zastanawiają się nad pewnymi aspektami, inni, tak ja Ty, zwracają uwagę na takie kwestie. Przyjmuję Twoje uwagi na klatę i w ogólnej formie zgadzam się z nimi. 

To, co wypisałeś, wynika z tego, o czym pisałem w przedmowie. To nie są moje klimaty. Nie piszę sf. To był eksperyment, jakich czynię wiele. Jednym bardzo się spodobał, innym nie. Tak to już jest z eksperymentami :) Skupiłem się na innych aspektach w tym opowiadaniu przez co rzeczywiście mogły ucierpieć przewidywalność i wiarygodność.

Dzięki raz jeszcze za poświęcony czas,

Pozdrawiam ;)

Nowa Fantastyka