- Opowiadanie: Staruch - Opowieść o wodzie i ogniu

Opowieść o wodzie i ogniu

Po uzyskaniu tzw. feedbacku, nikomu się wersja skrócona nie podobała (no, prawie). Toteż publikuję wersję pełną mojego opowiadania i rezygnuję z konkursu :(.

Dla tych, którzy czytali wersję konkursową – dodano mikroscenę w porcie (z psem i amforą), dodano jeden rozdział (W drodze powrotnej do Aleksandrii – aUc 784). Nowe jest wszystko od roku 786 aUc.

Przepraszam za zamieszanie!

 

PS. Wszystkich chemików serdecznie przepraszam – bitumin nie może działać tak, jak to opisałem, ale ze względów fabularnych takie działanie było mi potrzebne. Wybaczycie?

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Opowieść o wodzie i ogniu

Aleksandria, rok 782 ab Urbe condita

 

Wszyscy nazywali go Mikros, bo nikt nigdy nie mógł zapamiętać jego imienia. Nie winił ich za to. Doskonale wiedział, że taki właśnie jest: malutki, bezbarwny, cichy, uległy. Nikomu nie rzucał się w oczy, zawsze pierwszy ustępował z drogi żołdakom, przechodził na drugą stronę ulicy, gdy zobaczył barwy któregoś kibicowskiego stronnictwa woźniców kwadryg. Nie pomagała twarz, okolona krótkimi, rzadkimi jak proso na egipskim polu, brązowymi włosami. Twarz, która była jak zwierciadło – jedynie odbijała emocje rozmówcy. Nic więc dziwnego, że znajomi (znajomi, bo przyjaciół nie miał) zwracali się do niego tym obraźliwym przezwiskiem.

Megasa-Herona poznał po raz pierwszy… Kiedy to było? A tak, wtedy gdy bolała go pięta. Poszedł wówczas wyprosić zdrowie do świątyni Apolla. Dlaczego nie do Asklepiosa, opiekuna lekarzy? Mikros zawsze kluczył, krążył, odsuwał od siebie problem. Nie podchodził do kłopotów jak byk z nastawionymi rogami, a raczej jak lis obchodzący wkoło kurnik. Pięta, zraniona jakąś drzazgą na zakurzonych ulicach miasta, puchła i bolała coraz bardziej. Postanowił tedy uprosić Apollina o cud, uzdrowienie bez pomocy lekarzy, niepotrzebnych nikomu pośredników. Toteż pewnej niedzieli, o świtaniu, udał się błagać o boską interwencję.

Świątynia Apollina była jedną z okazalszych w Aleksandrii. Potężne, lśniącobiałe kolumny podtrzymywały masywny gzyms, na którym uwieczniono, zamknięte w tympanonie, sceny z życia Olimpijczyka. Tu Apollo obdziera ze skóry Marsjasza, tam wzdycha do Hyakintosa, ówdzie wydobywa Asklepiosa z łona martwej Koronis. Ot, zwykłe, boże życie. Wstępu do świątyni strzegły olbrzymie, brązowe wrota, które o tej porze były jeszcze zamknięte.

Na przyświątynnym placu zebrało się już jednak sporo ludzi. Jakiś wieśniak w dziurawym chitonie, ze spuchniętym okiem, potrącił Mikrosa przedzierając się do wrót. Ten wpadł na nobliwą matronę, trzymającą się za brzuch i co jakiś czas pojękującą.

– Uważaj, hultaju! – syknęła kobieta. Zaraz jednak umilkła, bo przed świątynią pojawił się kapłan. Trzymał pod pachą sporą wiązkę chrustu, a w ręce dzierżył płonące polano.

Powolnym, dostojnym krokiem podszedł do niewielkiego postumentu, stojącego jakieś dziesięć kroków przed wrotami. Złożył na nim chrust, podpalił polanem i zakrzyknął do tłumu:

– Módlcie się i przygotujcie ofiary dla Apolla, pana piękna, sztuki i uzdrawiania.

Rozległy się stłumione głosy. Matrona dukała coś bezzębnymi ustami, chłop walił się w piersi i huczał „pomóż, pomóż!”. Nagle, z lekkim zgrzytem, bardzo powoli (by nie rzec – dostojnie), drzwi do świątyni poczęły się otwierać. Matrona wrzasnęła „cud!” i niemal stratowała chromą dziewczynkę, która wpadła jej pod nogi. Także wieśniak z otwartą gębą rzucił się do świątyni, jakby rozpoczynał bieg olimpijski.

Mikrosa ogarnęło narastające oszołomienie, ale kiedy już zabierał się do pokuśtykania w kierunku przybytku boga, stanął jak wryty.

Kilka kroków za oczekującymi stał młody człowiek o bujnych, kręconych, jasnych włosach i zaśmiewał się do rozpuku. Nie tylko zaśmiewał, ale tarzał wręcz ze śmiechu w przyświątynnym pyle.

– Wi… Widziałeś tych durni? – wykrztusił w końcu do Mikrosa. – Oni… Oni wierzą, że to cud…

I w nowym paroksyzmie śmiechu zgiął się w pół.

– I co w tym takiego śmiesznego? – odparował, lekko rozdrażniony, Mikros.

– No nie! Nie mów, że ty też… Wyglądasz mi na mądrzejszego! – Powoli uspokajał się wesołek.

– A ty kto? – Nie wytrzymał już właściciel bolącej pięty, zagniewany, że ktoś mu przeszkadza w próbie wykurowania się.

– Heron, do usług! Praprawnuk Ktesibiosa! T e g o Ktesibiosa! – zaakcentował, jakby to tłumaczyło wszystko.

– No i?

– Naprawdę nie rozumiesz? Przecież to ja… Ja to zaprojektowałem. Bo wiesz, ołtarz jest pusty w środku, ale powietrza nie przepuszcza. Kiedy kapłan rozpali ognisko, powietrze wewnątrz rozgrzewa się, wypycha z dolnej części ołtarza wodę rurami – czego oczywiście nie widzimy – a ta wpada do kubła. Kubeł opadając, ciągnie liny przymocowane do dwóch słupów, powodując ich obrót. Słupy poruszają wrota bramy i… Masz swój cud!

Tu spojrzał z dumą na mniejszego chłopaka. Ten, wyraźnie oszołomiony, aż się zakrztusił z przejęcia:

– Ty to zrobiłeś? Kłamiesz, bluźnierco!

 – Ależ skąd! Nie zaperzaj się tak! Chcesz, to pokażę ci jeszcze moje automaty do sprzedaży oliwy do lamp? Zamówili je specjalnie uczeni z Biblioteki Aleksandryjskiej. Albo eolipilę, co? O, eolipila to jest dopiero cudo!

I pociągnął Mikrosa za sobą.

 

Aleksandria, rok 783 ab Urbe condita

 

Po raz drugi Mikros wpadł na Herona na schodach Biblioteki. Z czego może utrzymać się chromy młodzieniec w takim mieście jak Aleksandria? Chromy, bo pięty nie udało się wyleczyć i choroba zdeformowała stopę chłopca. Na szczęście Mikros miał dzięki temu dużo czasu. Inni młodzieńcy w jego wieku wstępowali do armii, najmowali się na statki czy do terminu u kupców, a on… On z nudów przyglądał się pracy wędrownego skryby, który, kiedy już rozłożył swój kram na ryneczku, pisał żołnierzom listy do domów, marynarzom wieści dla żon, a czasami nawet i pozwy do sądów. Przy pomocy patyka i piaszczystych dróg nauczył się pisać własnoręcznie. I teraz udawał się do wielkiej Biblioteki, by żebrać o pracę.

Pokonanie tych kilkunastu stopni zdało mu się wspinaczką na Olimp. „A co, jeśli nie przyjmą? Co, jeśli przegonią?” Od takich rozważań plecy chłopca oblewał zimny pot. Zaaferowany własnymi myślami nie zauważył, że ktoś wybiega z bibliotecznej bramy. Zorientował się dopiero wtedy, gdy jego tyłek boleśnie przywitał się z kilkoma stopniami.

– Jak łazisz, łazęgo? A… To ty! – Rozpromienił się śpieszący dokądś blondyn.

– Witaj, Heronie! – wybełkotał z poziomu stopni Mikros, czerwieniąc się jak rak.

– Co tu robisz? Zresztą, nieważne! Chodź ze mną, szybko! – Tu Heron spojrzał na stopę leżącego i zmitygował się: – To znaczy na tyle szybko, na ile możesz!

– Ale…

– Chodź, chodź, to ciekawe!

 I niemal ciągnąc za sobą Mikrosa, udał się w drogę do aleksandryjskiego portu.

Po drodze Heron paplał niemal bez przerwy:

– Pamiętasz eolipilę?

– Co? – wydyszał kuternoga.

– No, eolipilę. Pokazywałem ci w zeszłym roku. Tę metalową kulę, z której wychodziły dwie przeciwstawnie zagięte rurki. Kula połączona była ze zbiornikiem wody. Kiedy ten zbiornik się podgrzewało, to para, wylatując tymi rurkami, obracała kulę. Wszak już ci to tłumaczyłem, prawda?

– Noooo, tak! Pa…miętam! – Mikros mało sobie nosa nie rozbił, bo potknął się o worek cebuli, który jakiś Nubijczyk na chwilę zdjął z karku i postawił w pyle ulicy.

– Widzisz! Świetnie! Dziś przybył z Tomi, które leży nad Pontus Euxinus, statek…

Na chwilę przerwał tyradę, spojrzał w nic nie rozumiejące oczy kuternogi, zmarszczył nos i ciągnął dalej:

– No, nad tym morzem, w którym woda jest czarna… Nieważne! Ważne za to, że pewien przyjaciel Biblioteki, który mieszka w owym mieście, znalazł na targu coś dziwnego. Czarne kamienie, które się palą. Serio, palne kamienie! Podobno od Sarmatów do Tomi zawędrowały. Ciekawe to jak zagadki Sfinksa! A ten przyjaciel przysłał je naszym uczonym, jako najmędrszym na świecie – tu Heron wyraźnie się napuszył – aby stwierdzili, czy nie można ich jakoś wykorzystać na chwałę Biblioteki i wiecznej Romy.

– A co ty… Co ty masz do tego? – Język Mikrosa niebezpiecznie zbliżał się do brody i nie chciał się dać zamknąć w ustach.

– No jak? Przecież ja pracuję w Bibliotece! A ty od dziś pracujesz wraz ze mną! – Heron mrugnął łobuzersko do swego towarzysza.

Tak krótkiej rozmowy o pracę Mikros nie wymarzyłby sobie w najśmielszych snach.

 

***

 

Port! Tu zawsze działo się coś ciekawego!

Zanim jednak chłopcy dotarli do nabrzeża, musieli przebić się przez agorę portową, chyba najtłumniejsze miejsce w Aleksandrii. Tu miejscowy Hellen targował się z brodatym Żydem o kilkunastu germańskich niewolników, ówdzie cudacznie wymalowani Celtowie nieśli z widocznym wysiłkiem wielkie plastry miedzi, tam Arabowie zachwalali swe pachnidła i kosztowności. Wszystkie narody znanego świata jakby umówiły się, by wysłać swych przedstawicieli na aleksandryjski rynek.

Nie było jednak chwili, by przystanąć i podziwiać te cudowności (choć było to zajęcie, któremu w wolnym czasie Mikros oddawał się z upodobaniem).

Heron zatrzymał się jak wryty. Taki przystanek w tym niemalże biegu drugi z chłopców przyjął z wdzięcznością. Mikros otarł wierzchem dłoni grube krople potu, perlące się na czole. Czemu jednak się zatrzymali? Rozejrzał się uważnie dookoła. Heron z uwagą wpatrywał się w kundla, oszczekującego jakąś samotną amforę, która stanęła na drodze młodzieńców.

– Stało się coś?

– Nie, nic takiego. Ale wiesz, musimy obejść to miejsce.

– Obejść? – Brwi mniejszego z pędzących na spotkanie statku chłopców nie dotarły na czubek głowy chyba tylko dlatego, że oparły się na linii włosów.

– No. Psy widzą duchy, nie wiesz tego? Po co mamy rozzłościć tego, który stoi przy amforze? Chodź!

I ruszyli pomiędzy kramy szukać okrężnej drogi. Szybkim krokiem, mijając rozgadanych, targujących się zaciekle kupców, kierowali się do zachodniego portu, zwanego Eunostos.

– Nie idziemy do Wielkiego Portu? – zdziwił się Mikros.

Wielki Port, port wschodni, był największym kotwicowiskiem w Aleksandrii. Tu zawijała większość kupieckich statków, odwiedzających to egipskie miasto.

– No co ty? Żeby wszyscy widzieli? Myślisz, że tylko my chcielibyśmy zbadać tajemnice czarnych kamieni? Pamiętaj: statki, i nie tylko statki, mają uszy! – odparował Heron. – O, jest i nasza „Vacca”!

 Statek, który przewoził ładunek przeznaczony dla Biblioteki, zacumował już do nabrzeża. Mimo uwag Herona o konieczności utrzymania tajemnicy, ta akurat głęboko zanurzona oneraria zwracała na siebie szczególną uwagę. Okrążyło ją grono gapiów, marynarzy i kupców z sąsiednich statków, z wielkim zaciekawieniem przyglądających się narastającej sprzeczce.

Jednym z uczestników kłótni był flegmatyczny celnik, za którym stało dwóch portowych strażników jakby przydając mu ważności, a drugim otyły Rzymianin, kupiec, wymachujący trzymanymi w ręku zwojami.

– To bezprawie! – pienił się. – Nie możecie mi odebrać tych wierszy! Napisał je największy rzymski poeta, Nazon, i wiozę je do Rzymu, do samego cesarza!

– Zgodnie z aleksandryjskim prawem każdy podróżny, odwiedzający nasze miasto, musi wszystkie dzieła literackie, które przywiezie ze sobą, oddać w depozyt Biblioteki! – wycedził beznamiętnie celnik.

– Tak, a wy mi potem oddacie kopie! Wiem coś o tym! – Twarz właściciela zwojów poczęła przybierać niezdrowy, purpurowy kolor. – A tu… tu są tak cudowne teksty… – Głos mówiącego niespodziewanie się załamał.

– Powtarzam: musisz, panie, oddać mi te zwoje! – Nie ustępował rygorystyczny urzędnik.

– Niedoczekanie wasze! Raczej odpłynę!

– To będzie niemożliwe! Uwierz mi, panie, i przestań nadaremnie spierać się ze mną!

Obaj młodzieńcy z ciekawością, ale i wzbierającym niepokojem, przyglądali się rosnącemu zbiegowisku.

Heron ścisnął rękę Mikrosowi.

– Poczekaj, mam pomysł! – wyszeptał.

Wysunął się przed krąg gapiów, odchrząknął głośno i zadeklamował:

– Gniew Achilla, bogini, głoś, obfity w szkody,

Który ściągnął klęsk tyle na greckie narody,

Mnóstwo dusz mężnych wcześnie wtrącił do Erebu…

Obaj adwersarze zamilkli i spojrzeli ze zdziwieniem na młodego Hellena.

– Poznałeś to oczywiście, panie? – zwrócił się Heron do Rzymianina.

– „Iliada”, czyż nie? – burknął zapytany.

– Chylę czoła przed twą erudycją, panie! A teraz wyobraź sobie, że na twoich zwojach zapisany jest właśnie tekst „Iliady”. Czy poemat tam się właśnie znajduje?

– Nooo… – zawahał się właściciel zwojów.

– Podpowiem, że ja wyrecytowałem jego pierwsze wersy z pamięci. Czy zatem znajduje się w mojej głowie?

– Nooo, nie.

– Właśnie. I w mojej głowie, i na twoim zwoju znajduje się tylko kopia tekstu nieśmiertelnej „Iliady”. A ona sama, jeśli wierzyć Platonowi, istnieje gdzieś jako byt idealny i słyszymy tylko jej liczne echa.

– Ale co to ma do moich zwojów? – rozsierdził się rzymski kupiec.

– A ma, i to sporo. Bo na twoich zwojach też są tylko odbicia prawdziwych wierszy. I nie ma znaczenia, panie, czy Biblioteka odda ci twoje zwoje, czy ich kopie. Wszak wiersze będą takie same, czyż nie? Bo liczy się ich treść, a nie to, która to ich kopia na papirusie.

– Ale, ale…

– Celniku, czyńcie swoją powinność. – Heron mrugnął znacząco do urzędnika. – Wszak już wszystko tu sobie wyjaśniliśmy! A potem zajmijcie się jak najszybszym przetransportowaniem tego cedrowego drewna do Biblioteki! Już chyba sto zwojów czeka na nawinięcie! Są tam jeszcze kamienie do obciążania machin, też je przynieście. Te czarne!

– Oczywiście, panie! – wyraźnie ucieszony celnik wyrwał zwoje z ręki oniemiałego Rzymianina i obrócił się do swoich pomocników, machając ręką:

– Słyszeliście wielmożnego pana, lenie! Do roboty!

Jeden ze zwojów wymknął się z energicznie potrząśniętej dłoni i spadł na nabrzeże. Mikros podniósł go i zdążył tylko przeczytać:

„Czy zgadniesz, jaki nastrój mną owłada,

gdy w dziczy cierpię wśród Sarmatów, Getów? 

Jam niezwyczajny ich wody i nieba,

innej mi ziemi, jak zbawienia, trzeba”.

– Panie, wszak to nie twoja własność! – zjadliwie rzucił celnik, wyrywając zwój z ręki Mikrosa.

– Nie cierpię głupców! – syknął Heron i obaj młodzieńcy całą swą uwagę zwrócili na worki z czarną zawartością, wydobywane właśnie z dna statku.

 

***

 

Mikros stał przy pulpicie. Trzymał w ręku calamus, piórko przed chwilą zanurzone w atramencie, ale zamiast stawiać znaki na pergaminie, pogrążył się w myślach.

Wszystko stało się tak szybko… Spotkanie z Heronem, jego wstawiennictwo u starszych Biblioteki, przyjęcie do terminu. I oto stał teraz nad dialogiem Platona, „Kritiasem”, przepisywanym chyba przez wszystkich aspirujących do zawodowego kopiowania tekstów dla aleksandryjskiej nauki:

„…więc karę im wymierzyć postanowił, aby się opamiętali, nabrali rozumu i zaczęli panować nad sobą…”

A sam Heron… Kiedy pierwszy raz oprowadzał swego młodszego kolegę po Bibliotece, puszył się jak paw:

– Zobacz, zobacz! Ten zegar zbudował mój prapradziad Ktesibios.

Wskazywał na figurkę jakiegoś fauna, który trzymał w ręku pręcik skierowany na walec gęsto pocięty liniami. Nogi fauna niknęły w jakimś pojemniku, do którego, sądząc z ledwie słyszalnego plusku, wpadała płynąca skądś woda.

– Patrz, a tu wzięli nawet moją eolipilę! – chełpił się blondwłosy młodzian, pokazując osmoloną kulę, wciśniętą gdzieś w kąt magazynku. – Ale oczywiście już się znaleźli zawistnicy. Przezwali moje cacuszko banią Herona. Wyobrażasz to sobie? A ja jestem pewien, że eolipila ma w sobie wielki potencjał. Muszę ją tylko trochę udoskonalić. I do tego czarne kamienie będą się idealnie nadawać. Wkrótce rozpoczynam eksperymenty! Będziesz mi niezbędny. Potrzebuję zaufanych pomocników. Pomożesz, prawda?

Przytłoczony tym potokiem słów Mikros zdołał tylko wyjąkać:

– Pewnie.

Heron, jakby go nie słysząc, ciągnął dalej:

– Bo ja… Chcę być najsławniejszym uczonym na świecie. Żeby nawet sam cezar zabiegał o moje względy. Żeby moje wynalazki znane były na całym świecie. I tak będzie, zobaczysz!

A teraz, w głowie zastygłego jak posąg nad papirusem Mikrosa, galopowały myśli. „Najsławniejszy? Daleka droga! Ale jeśli nawet, to po co ja mu jestem potrzebny? Wynalazcą nie jestem, genialnym naukowcem czy mechanikiem też nie. O co tu chodzi?”

Gdzieś daleko z półki spadł zwój, co w ciszy Biblioteki zabrzmiało jak grom. Przyszły kopista wzdrygnął się i dopisał na papirusie:

„…więc zebrał wszystkich bogów do ich prześwietnej siedziby, która się wznosi nad środkiem całego świata, zaczem widzi wszystko, co ma udział w powstawaniu, a zebrawszy powiedział…”

Jeśli upadek papirusu przypominał grom, to huk, który w tej chwili dobiegł do uszu Mikrosa, można by porównać do łoskotu wszystkich burz, jakie nawiedziły w tym roku Aleksandrię. Chłopak wzdrygnął się, bezwiednie włożył papirus za pazuchę, i popędził w stronę źródła hałasu.

Minął kilku zaniepokojonych bibliotekarzy, przebiegł trzy lub cztery pomieszczenia wypełnione zwojami i wpadł do „komnaty prób”, jak nazywał ją Heron. Tu zatrzymał się jak wryty. Eolipila leżała na podłodze w strzępach, płacząc kroplami metalu na posadzkę. Płonące czarne kamienie poleciały na wszystkie strony i już starały się zająć ogniem półki, stojące pod ścianami. Mikros bez zastanowienia ruszył w stronę stągwi z piaskiem i wodą, które dwójkami stały w rogach komnaty. Nabrał szybko wiadro piachu i sypnął na szczątki machiny. Nagle piekący ból przeszył mu lewą połowę twarzy, a głowa odskoczyła do tyłu. Heron, po zadaniu ciosu, wysyczał tylko:

– Nie… niszcz… mojej… machiny!

I zemdlał.

Jego twarz pokryta była drobnymi punkcikami, jakby oprószona czarnym piaskiem. Krew wolno sączyła się z drobnych ran, pokrywających jego ciało. Wkrótce nadbiegli pozostali bibliotekarze i zajęli się rannym oraz dogaszaniem pożaru.

Mikros, nie oglądając się, ścisnął przywłaszczony papirus i wymaszerował z komnaty.

 

***

 

Gdy Heron powoli dochodził do siebie, Mikros często go odwiedzał. Rozmawiali o nieudanym eksperymencie, starannie omijając temat wybuchowego zachowania rannego. Wdzięczność cały czas przepełniała serce przyszłego kopisty, ale wynalazca zasiał już w nim niewielkie ziarno, ziarno niepewności.

– To te czarne kamienie. Palą się zbyt szybko. Do tego dają zbyt wiele ciepła! – gorączkował się wynalazca. – Musimy znaleźć albo innego rodzaju czarne kamienie, albo coś, co sprawi, że będą płonąć dłużej, a ja będę mógł do woli podnosić i obniżać tempo ich spalania. Tylko jak to zrobić?

Nerwowo szarpał bandaże, ściśle spowijające jego ręce. Twarz, według orzeczenia medyka, już zawsze miała być upstrzona drobinkami metalu niby piegami.

– Mikrosie, przynieś mi wszystkie zwoje, jakie zdołasz znaleźć, traktujące o podróżach i opisujące bogactwa, z którymi podróżnicy się zetknęli. Pracować nie mogę, to przynajmniej poczytam. Może coś znajdę?

 

 ***

 

Mikros znosił Heronowi coraz to inne zwoje, pełne relacji ludzi, którzy odwiedzili niemal świat cały. Przynajmniej według swych przechwałek. Jak bardzo były przydatne w poszukiwaniach, świadczył odrapany nos początkującego kopisty, bo Heron zwykł był ciskać w niego bezużytecznymi, w swoim mniemaniu, zwojami. Dlaczego Mikros to znosił? Sam siebie o to zapytywał, kreśląc kolejne litery przepisywanych tekstów. Coś go do cholerycznego wynalazcy przyciągało, jakaś tworząca się aura… Aura czegoś wielkiego.

Aż pewnego dnia – Mikros dobrze go zapamiętał, bo właśnie skończył przepisywać drugą księgę „Poetyki” Arystotelesa, nudząc się przy tym okrutnie – nie czekały go na powitanie w komnacie rekonwalescenta fruwające zwoje, a dziki okrzyk radości.

– No w końcu! Gdzieś to się włóczył, obiboku?

Mikros nieśmiało zaprotestował, ale Heron w ogóle go nie słuchał.

– Pakuj manatki! Jedziemy nad Morze Słone! – I triumfalnie zmierzył wzrokiem swego kompletnie zaskoczonego gościa.

– Gdzie?

– Do Judei. Prosta sprawa: bierzemy statek do Gazy, potem dzień podróży do Jerozolimy, a stamtąd to już spacerek nad Morze Słone.

– Ale… po co?

– A właśnie. Weź, czytaj! – I wskazał palcem otwarty zwój. – To list Herodota do jakiegoś przyjaciela. No, czytaj, czytaj!

Mikros odchrząknął i rozpoczął:

„…gdy już tam dotarliśmy, musieliśmy się, zdrożeni wielce, zatrzymać nad owym wielkim bajorem, które zwą Morzem Cuchnącym, Asfaltowym bądź Słonym. Nie wspominałbym Ci o tym postoju, gdyby nie ciekawy przypadek. Owóż, wyruszając z naszego popasu, a chcąc zagasić ognisko, jak to każdemu podróżnemu czynić wypada, zawaliliśmy je jakowymiś kamieniami, których, jezioro to czy morze, wiele na brzeg wyrzuca. Imaginuj sobie nasze zdziwienie, gdy wracając tą samą drogą w cztery dni później, zastaliśmy nasze ognisko w jak najlepszej kondycji, buzujące pod kamieniami, jakbyśmy je wczoraj rozpalili. Nie mieszkając, wyciągnęliśmy z sakw nasz zapas ryb i…”.

– Dobra, wystarczy! – Rozradowany Heron aż podskakiwał na łożu. Musiało jednak zmitygować go kompletnie zbaraniałe oblicze, podnoszące się znad zwoju z listem.

– Ech wy, zwykli śmiertelnicy! – rzucił z pogardą. – Pamiętasz, czym karmił mnie medyk, abym sił nabrał?

– Jasne. Solą indyjską.

– Cóż to za głupia nazwa. Nazwać coś solą, bo chrupie w zębach, choć słodkie jest jak miód. No dobra, leć po tę sól! – I dodał jeszcze: – A przynieś też okrawki papirusu. Sporo. I lampkę oliwną!

Nie zajęło dużo czasu, gdy Mikros pojawił się ponownie w komnacie, z naręczem żądanych przedmiotów.

– A teraz patrz. To się nazywa doświadczenie.

Heron wziął patyczek, oblizał i obtoczył w kryształkach soli indyjskiej. Tak powstałą kulkę wetknął w płomień. Sól roztopiła się, zbrązowiała i poczęła grubymi kroplami kapać na łóżko chorego.

– Dalej nie rozumiem! – wyrwało się Mikrosowi.

– Nie bądź taki w gorącej wodzie kąpany, to dopiero połowa doświadczenia – warknął Heron.

Teraz najpierw spalił w miseczce okrawki papirusu, aż na jej dnie pojawiła się warstwa popiołu, gruba na palec. Ponownie obtoczył patyk w soli, ale tym razem dodatkowo także w popiele. Kiedy tym razem włożył go w ogień, buchnął spory płomień.

– Ha! Eureka! – cieszył jak dziecko eksperymentator.

– A co to ma do Morza Słonego?

– No nie, czasem rzeczywiście myślę, że jesteś głupszy niż się wydajesz – zadrwił Heron. – Wysil trochę łepetynę. W eksperymencie z solą popiół spowodował gwałtowne spalanie. A co wynika z listu Herodota? Że kamienie z Morza Słonego…

– …spalanie wydłużają! – dokończył Mikros.

– Wreszcie załapałeś! Pakuj się, jedziemy! Precz z tymi szmatami – krzyknął cudownie uleczony rekonwalescent, zdzierając z siebie bandaże. – Sława czeka!

 

Judea, rok 783 ab Urbe condita

 

Mikros splunął z niesmakiem. Nie bardzo mu to wyszło, bo usta miał spieczone, a gardło wyschnięte. „Cóż to za paskudne miejsce, zapomniane przez bogów i ludzi”, pomyślał z niechęcią. Do tego ci Żydzi, równie paskudni. Zadufani w sobie i leniwi. Rozprawiający tylko o Bogu, o tym, jak to życie fatalnie ich traktuje i o tym, jak to się zmieni, gdy nadejdzie ktoś zwany Meszijah.

Hellenowie uważali, że tym obibokom nie pomogliby nawet Jowisz z Hadesem razem wzięci.

Na szczęście już wkrótce mieli opuścić brzegi Morza Cuchnącego. Heron zawyrokował, że jego eksperymenty z asfaltem, o którym pisał Herodot, tymczasowo się zakończyły i zamierza je kontynuować w Aleksandrii. Podobno wyniki były obiecujące, próbki czarnych kamieni, które przywieźli ze sobą, paliły się do tej pory.

Kilku miejscowych robotników pakowało bryły asfaltu do worków, inni zwijali obozowisko. Pozostało jeszcze…

– Panie, w kwestii zapłaty!

No właśnie – pozostało jeszcze rozliczyć się z robotnikami. Młody Saul ha-Tarsi, wynajęty przez Greków przewodnik, szef robotników, specjalista od wszystkiego co żydowskie, patrzył na Mikrosa spode łba. Ten odwzajemnił mu się równie wyzywającym spojrzeniem. Nie cierpiał tego człowieka. Niezależnie od poleceń, przewodnik robił wszystko po swojemu. Gdy było mu to wygodne, udawał, że nie rozumie po grecku, wałkonił się nad miarę, nie krył też swej pogardy dla cudzoziemców. Do tego patrzył na każdego kosym okiem z dołu, bo czego jak czego, ale Bóg Judejczyków poskąpił mu wzrostu. Arogancki, paskudny typ po prostu.

– Panie, jak wiesz, praca tu jest niezmiernie ciężka. Do picia tylko gorąca, wstrętna woda z worów, ciężkie kawały bituminu trza taskać. Umawialiśmy się co prawda na zarobek, który w miesiąc dostaje sprzątacz kloak, ale postanowiliśmy zażądać więcej. – Słowa padały z ust Saula jak paciorki na straganie syryjskiego kupca: szybko, klekocząco i bez końca.

– Ile? – burknął wściekły Mikros.

– Zamiast dwudziestu pięciu denarów dla każdego… – Saul podrapał się po łysiejącej głowie. Jego pociągła twarz wydłużyła się jeszcze bardziej, gdy uważnie taksował wzrokiem Greków, ile srebra może z nich jeszcze wyciągnąć. – Pięćdziesiąt!

– Dwa razy więcej? – Grek postąpił krok do przodu, zmuszając drobnego Żyda do cofnięcia się. – Ty zachłanny…

– Co się dzieje? – Heron wkroczył w samą porę, by zażegnać awanturę. – Czego chce ten… nasz żydowski pomocnik? – Z wyraźną niechęcią spojrzał na Saula.

– Chce nas oszukać! – warknął Mikros.

– Bardzo?

– Chce pięćdziesięciu denarów na człowieka, co przy dziesięciu robotnikach daje…

– Tak, wiem. Prawie sto siedemdziesiąt tetradrachm. Wypłać mu je!

– Ale…

– Tak, tak, wiem, że nas oszukuje. Ale mnie się śpieszy, a dostaliśmy na drogę trzysta monet od intendenta Biblioteki. Zostanie nam jeszcze na wino w domu. W tej karczmie przy porcie, pójdziemy razem?

Mikros uśmiechnął się lekko. Zbrzydła mu jeszcze bardziej ta bura i pozbawiona zieleni Judea, gdy pomyślał gajach i parkach rodzinnego miasta.

– A Saulowi przekaż, że dostaje tyle, ile chciał, ale jego zarobek jest taki sam jak robotnika. Niech się z nimi wykłóca o swoją dolę. – Zatarł ręce z zadowolenia Heron.

Tym razem widać było, że Saul zrozumiał, co potrzeba. Jego twarz mocno się zaczerwieniła, grdyka poczęła skakać w górę i w dół pod krótką brodą. Nic jednak nie powiedział, wyrwał tylko worek ze srebrem z dłoni Mikrosa i podszedł do kupki tunik, które robotnicy rzucili na stos przed rozpoczęciem pracy. Kończący pracę podchodzili do Saula i odziewali się, przekrzykując i gestykulując przy tym. Jednak młody Żyd miał widać wielką siłę przekonywania, bo spory szybko wygasły i sprawnie podzielono srebro między robotników.

„Trudno”, pomyślał wyraźnie rozczarowany takim obrotem sprawy Mikros, „nie można mieć wszystkiego”.

– Optionie – zawołał do dowódcy rzymskiej eskorty, przyznanej wysłannikom Biblioteki przez miejscowego prokuratora. – Ruszamy do Jerozolimy!

 

W drodze powrotnej do Aleksandrii, rok 783 ab Urbe condita

 

 Zagrzmiało potężnie, a z nieba spadło kilka kropel deszczu.

– Na Zeusa, podobno tu nigdy nie pada? – rzucił Mikros na wiatr, ale nikt go nie usłyszał. Każdy kurczowo trzymał się końskiej grzywy. Galopowali, jakby chcieli zajeździć konie. Option szwadronu miejscowej kohorty pomocniczej, który prokurator wyznaczył jako ich eskortę, nie ustawał w ponagleniach:

– Szybciej! Szybciej! Jeśli nie zdążymy dziś przed wieczorem do Jerozolimy, to jutro możemy zapomnieć o wygodnym noclegu i smacznym posiłku. Zostaną nam tylko koszary i żołnierskie żarcie!

– A co, jutro mają zburzyć to miasto? – Próbował zażartować Heron, desperacko ledwie utrzymując się na grzbiecie wierzchowca. Option obrzucił młodzieńca przeciągłym spojrzeniem. Gdyby wzrok miał siłę uderzać, wynalazca już turlałby się w przydrożnych krzakach.

– Nie, ale jak wiesz, panie, ci popieprzeni Żydzi w soboty świętują. I nikt nawet palcem dla nas nie kiwnie, bo bóg im zabrania. Dawaj!

Droga wiła się przed nimi zakosami, podchodząc od północy pod niewielkie wzgórze. Widać było, że kiedyś wyrąbywano tu kamień. Tuż za pagórkiem, według słowa rzymskiego żołnierza, leżała już Jerozolima.

Wtem do uszu Herona i Mikrosa dotarły odgłosy furiackiej sprzeczki. Miejscowy dekurion kłócił się zażarcie z czarnowłosym, przystojnym Żydem. Każdy z nich ciągnął za jeden z końców sporej belki, do której przybito ciało człowieka. W ferworze sporu nie widzieli świata dookoła siebie i wyszli akurat pod kopyta przejeżdżających koni. Cała kawalkada musiała się zatrzymać.

– O co chodzi? – rzucił Heron władczo optionowi.

– Poczekaj panie, zaraz się dowiem.

Option niemal naparł koniem na Żyda, zmuszając go do cofnięcia. Potem wymienił kilka szybkich zdań z dekurionem i wrócił do obu Greków.

– Żyd chce zabrać ciało jednego ze złoczyńców. – Tu option machnął w kierunku trzech pali, stojących przy drodze. Na dwóch z nich widniały jeszcze poprzeczne belki, do których przybici byli skazańcy. – A dekurion twierdzi, że przepisy na to nie pozwalają.

– Nie widzi, że nam się śpieszy? – Zżymał się Heron. – To na ile sykli szacuje znalezienie nowego przepisu, który pozwoli zabrać trupa?

Rzymianie znów wymienili kilka słów.

– Trzydzieści, panie.

Blondwłosy Grek wyjął zza pazuchy woreczek ze srebrem i rzucił w stronę rzymskiego żołdaka.

– Masz i nie tarasuj dłużej drogi.

Już mieli spiąć konie, gdy Żyd rzucił się do nich, gdacząc coś po aramejsku i wyciągając rękę.

– Czego on znowu chce? – Zirytował się Heron.

– Mówi, że bóg ci tego nigdy nie zapomni. I chce ci coś ofiarować.

– Bóg? A co, zna się z nim osobiście? – zakpił wyraźnie rozeźlony młodzieniec.

Znowu szybka wymiana zdań i option drapiąc się w głowę pod hełmem, wyraźnie zdziwiony, oznajmił:

– Ten tu trup to podobno syn boży!

– Co ten Żyd, szaleju się objadł? – Heron zdziwiony spojrzał w twarz nieżywego człowieka. Ta jednak pokryta była skorupą zeschłej krwi, a do tego nosiła na sobie tyle śladów pobicia, że przypominała bardziej sinoczerwony połeć mięsa niż ludzką twarz. – Na Boga to on zdecydowanie nie wygląda! Optionie, bierzemy, co ten człeczyna chce nam dać, i ruszamy!

Option znów wypowiedział kilka słów. Czarnowłosy zbliżył się do Herona i wcisnął mu w dłoń coś okrwawionego i podłużnego.

– Żyd twierdzi, że zwie się Josef ha-Rama. I jak długo będziesz nosił ten gwóźdź, którym przebito nogi tego tu… złoczyńcy, nic ci się panie, nie stanie. A po śmierci otworzy ci on drogę do raju.

– Tfu, żydowskie przesądy! Jedziemy!

Heron spiął konia. Mikros zauważył jednak, że gwóźdź wsunął w juki tak, by ten nie mógł się wyśliznąć.

 

Aleksandria, rok 784 ab Urbe condita

 

Heron prowadził swe eksperymenty, wysyłał listy, ale robił to sam, nie dopuszczając już do swych działań Mikrosa. Ten dziwił się takiemu postępowaniu wynalazcy, ale nie protestował. W końcu miał sporo własnych zajęć. Zauważył co prawda wzmożony ruch w Bibliotece: a to przybył jakiś centurion, a to dwóch zaaferowanych Greków spieszyło do pracowni wynalazcy, gwałtownie gestykulując. Pojawił się nawet jakiś cudacznie odziany barbarzyńca. Stugębna, biblioteczna plotka głosiła, że przybył z samego końca świata, z Brytanii.

Kiedy jednak do Biblioteki przybył jakiś znaczny Rzymianin, dla Mikrosa skończyła się wegetacja na obrzeżu spraw ważnych.

Został wezwany do komnaty Herona.

– Mikrosie, zorganizujesz próbę mego pojazdu! – zażądał wynalazca, nie tracąc czasu na powitania, jakby widział kopistę dopiero co.

– Próbę? – Nie zrozumiał Mikros.

– Ten tu oto dostojny wysłannik cesarza Tyberiusza, szlachetny Serwiusz Tuliusz, wątpi w przydatność dla Rzymu pojazdów napędzanych moją eolipilą. Ośmielił się nawet powiedzieć… – Tu Hellenowi aż tchu zabrakło z oburzenia, a jego oczy ciskały błyskawice w stronę Rzymianina.

– Ośmieliłem się powiedzieć, że niemal każdy, któremu się wydaje, że wynalazł coś użytecznego: róg obfitości, aparat latający, machinę miotającą płomienie czy innego tego typu bzdury, oferuje je cesarzowi, licząc na hojną zapłatę. Ja jestem tu tylko po to, żeby zobaczyć tę grecką zabawkę, i o tym co ujrzałem, zameldować cesarzowi – beznamiętnie stwierdził bogato odziany Rzymianin.

– Ośmieliłeś się… ośmieliłeś się… – tu Heron, prawie fioletowy z gniewu, nieco się jednak zmitygował i dodał: – …panie, wątpić w przydatność mojej machiny. Przekonasz się więc na własne oczy!

Zwrócił się do kopisty, z trwożliwą uwagą obserwującego starcie Greka i Rzymianina:

– Przygotuj wszystko jak trzeba!

 

***

 

Nie wiadomo czemu Heron uparł się, żeby próbę przeprowadzić obok tych irytujących kup kamieni. Bredził coś o tym, że „tysiące lat patrzą na nas z wysokości tych pomników” i inne tego typu niedorzeczności. A tam tylko piach, piach i jeszcze raz piach, do tego oślepiające światło odbijające się od gładkich ścian budowli.

Specjalnie dla potrzeb testu Mikros nakazał zbudowanie specjalnego toru, na którym w koło poruszać się miał pojazd Herona. By sprawdzić, ile będzie w stanie uciągnąć, przymocowano do niego przyczepę, drugi wóz o wysokich bokach, chwilowo pusty. Wynalazca, poduszczony przez Serwiusza Tuliusza, zbudował specjalną rynnę, za pomocą której miano na przyczepę wsypywać piasek. Specjalnie po to podniesiono burty pojazdu.

Widać było, że Heron bardzo przeżywa próbę. Nerwowo obracał w palcach gwóźdź, zawieszony na szyi. Gorączkowo pokrzykiwał na niewolników, po raz ostatni zamiatających tor, osobiście sprawdzał palenisko w swoim pojeździe, wybierał też co najdorodniejsze czarne kamienie, które miały napędzać eolipilę.

Gdy w końcu wszystko było gotowe, Heron podszedł do Rzymianina.

– Zaraz odwołasz swoje kłamliwe słowa… panie! – To ostatnie słowo zabrzmiało tak, jakby Heron chciał wypluć coś o paskudnym smaku.

– Przekonamy się… panie! – Serwiusz nie pozostał dłużny, a na jego ustach cały czas gościł lekki, szyderczy uśmieszek. – Do dzieła zatem!

Heron wydał ostatnie komendy, pojazd zahuczał, zaskrzypiał, ruszył powoli i… mocowanie przyczepy pękło i ta pozostała nieruchoma za toczącym się pojazdem.

– Stać! Stać! – wrzeszczał wściekły Heron. – Który niewolnik odpowiadał za przygotowanie przyczepy? Tych dwóch? Mikrosie, dopilnuj, aby ukrzyżowano obu zaraz dziś wieczorem! A reszta: naprawić mi to zaraz!

 Przerażeni takim obrotem sprawy niewolnicy szybko się uwinęli i druga próba przebiegła nad wyraz sprawnie. Piasek spadał do przyczepy, ta wlokła się powoli za wozem napędzającym. W końcu jednak przyszedł kres ich możliwości – mimo starań obsługi pojazdu, koła już się nie poruszyły. Ciężar był zbyt wielki.

Heron podszedł do przyczepy, spojrzał do środka i aż pokraśniał z zadowolenia.

– I co powiesz teraz, Serwiuszu? Cesarz będzie chyba zadowolony? Takiego ciężaru nie przeniesie chyba i pół centurii!

Oczy Hellena błyszczały tajonym triumfem.

Rzymianin, nie śpiesząc się, podszedł do Herona i również spojrzał do środka.

– Sprawdzimy – mruknął pod nosem. – Chodźcie tutaj! – To akurat krzyknął pełnym głosem, machając w kierunku piramid.

A pod jedną z nich, niemal niezauważeni, stali poganiacze wraz z mułami.

– Teraz zobaczymy… Zaprzęgać!

Na rozkaz Serwiusza podpięto do przyczepy najpierw trzy muły, które nie dały jednak rady ruszyć jej z miejsca. Ani cztery, ani pięć… Dopiero osiem zwierząt wspólnym wysiłkiem pociągnęło załadowany piaskiem wóz.

– Hmm, Heronie. Czyli twój mechaniczny pojazd uciągnie tyle ładunku, co siedem mułów. Taak, cesarz będzie zadowolony. Ale jeszcze bardziej konsulowie.

Skrzywioną uśmieszkiem twarz zwrócił w stronę Herona i poklepał go po plecach.

– Miej pewność, że Sejan dowie się o naszych… sporach i wyczynie tych… siedmiomułów. – Mrugnął lekko, jakby odprężony. – A wtedy Rzym może stanąć przed tobą otworem!

„O profitach dla siebie coś taktownie zmilczał”, pomyślał z przekąsem Mikros, idąc wydać dyspozycje odnośnie przygotowania krzyży na wieczór.

 

Aleksandria, rok 786 ab Urbe condita

 

– Pamiętaj, od ciebie wiele zależy!

Oczy Herona, ukryte w gęstwie punkcików czerniejących na skórze, jarzyły się niezdrowym blaskiem. Wiele czasu minęło od ich wspólnej wyprawy po bitumin. Bitumin, współsprawca… Czego? Mikros zdawał się rozumieć, że taki musiał być naturalny bieg rzeczy.

Bitumin, ulepszenie eolipili, zastosowanie machiny Herona do skonstruowania czegoś, co sam wynalazca nazwał „wozami bez wołów”, a co legioniści nazywali obecnie siedmiomułami. Po sukcesie testu przed Serwiuszem przyszła chwila załamania, gdy i Serwiusz, i jego mecenas Sejan byli zmuszeni pożegnać się ze służbą cesarzowi oraz z życiem. Ale siedmiomuły już spodobały się rzymskim konsulom, co nieuchronnie spowodowało napływ początkowo ciekawskich, a potem coraz znaczniejszych Rzymian, aż w końcu Herona odwiedził Makron, nowy zausznik cesarza. I, niepostrzeżenie właściwie nawet dla samego Herona, stał się on bardziej mieszkańcem Rzymu niż Aleksandrii. „Wozy bez wołów”, siedmiomuły, ochrzczone również przez legionistów „mułami Herona”, pomagały przenosić zaopatrzenie za rzymskimi wojakami. A ci sforsowali Ren i parli w głąb dzikiej Germanii. Z drugiej strony cesarstwo nie chciało wiązać sobie rąk – wciąż panował kruchy pokój z Partami. Wciąż.

A Mikros, jakby niepostrzeżenie, wylądował w Bibliotece jak nurek w Morzu Cuchnącym. Im bardziej chciał zbliżyć się do wynalazcy, tym bardziej polecenia starszych Biblioteki i ludzi z otoczenia samego Herona (otoczenia, bo Mikros wątpił, aby zaaferowany ciągłą pracą Heron troskał się o los kopisty) przywiązywały go do Aleksandrii. Aż w końcu przestał się szarpać i zanurzył w świat starych zwojów.

Toteż niepomiernie zdziwiło go wezwanie do pałacu namiestnika. Za rozkazem stał Heron, to było pewne. Ale czy miało to być spotkanie z przyjacielem, czy ze zwierzchnikiem? Czego Heron mógł od niego chcieć?

Gdy zbliżał się do siedziska zajmowanego przez wynalazcę, usłyszał strzępy jego rozmowy ze szczupłym, wykwintnym Rzymianinem, który siedział obok. „…wszystkie twoje papirusy należy przenieść tutaj…”, „…jabłko…”, „…to się musi stać…”, „…inaczej lud może…”. Rozmowa ucichła, gdy Mikros zbliżył się do rozmówców, a ci całą swą uwagę skupili na nim.

– Mikrosie, jesteś mi potrzebny! – wyrzekł sucho Hellen. Nerwowo bawił się podłużnym kawałkiem metalu, zawieszonym na szyi. Nie spojrzał nawet kopiście w oczy.

I Mikros już wiedział – to będzie polecenie od zwierzchnika. Gdyby usłyszał „jak się masz?” czy „co porabiałeś przez ten czas?” wiedziałby, że wrócił tamten Heron, Heron przyjaciel. A ten tu… Potrzebował odpowiedniego narzędzia. I czegoś jeszcze. Ale czego?

– Zbudowałem nową wersję mego muła. Ta jest wyposażona w gastrafetes, kuszę udoskonaloną według mojego pomysłu. Wyobraź sobie atak tysiąca takich maszyn na kawalerię nieprzyjaciela! Wedrą się między nich jak taran wbijający się w burtę triremy! – gorączkował się wynalazca. – Ale potrzeba mi kogoś zaufanego, kogoś, kto wie, co to eolipila. – Tu, nie wiedzieć czemu, Heron ukradkowo zerknął na Rzymianina siedzącego obok. – Ktoś, kto przetestuje uzbrojonego muła w polu i przekaże mi całą, nieupudrowaną prawdę o jego zachowaniu, wadach i zaletach. Tym kimś będziesz… ty!

– Ja?! – zdziwił się Mikros. – Ale czemu ja?

Teraz odezwał się Rzymianin. Głos miał aksamitny, dźwięczny, ale czaiła się w nim jakaś groźba, jak syk żmii zagłuszony głosem skowronka.

– Drogi Heronie, gdzież twe maniery? Jeśli tylko przedstawisz mnie swemu przyjacielowi, objaśnię mu jego doniosłą rolę w naszym przedsięwzięciu.

„Naszym?” Zimny dreszcz przebiegł Mikrosowi po plecach. Instynktownie poczuł, że im mniej będzie miał wspólnego z tym Rzymianinem, tym gładziej potoczy się jego życie. A na pewno potrwa dłużej.

– A tak, tak… – zmitygował się Heron. – Poznaj Makrona, prawą rękę naszego, oby żył wiecznie, cesarza Tyberiusza.

Rzymianin zmierzył Mikrosa spojrzeniem, jakby dostrzegł go dopiero w tej chwili. Zlustrował go od stóp do głów, a kopista miał wrażenie, że to wąż przesuwa po jego ciele rozdwojonym językiem.

– Mikrosie, wiele dobrego słyszałem o tobie od tego tu wiernego sługi wiecznego Rzymu, który już w pewnych kręgach dorobił się przydomka Megas. – Dziwnie było patrzeć, jak Heros aż kraśnieje od tego topornego pochlebstwa. – Dlatego też, za jego radą… – „akurat”, prychnął w duchu Mikros – …cesarz wyznaczył cię do wykonania tego jakże odpowiedzialnego zadania. Mam nadzieję, że rozumiesz, jaki olbrzymi zaszczyt cię spotkał?

Makron świdrował wzrokiem stojącego przed nim kopistę, a ten, przeczuwając zbliżające się niebezpieczeństwo, zgarbił się i skulił. Jakby nie dostrzegając zdenerwowania człowieka, do którego kierował swą mowę, Rzymianin ciągnął niezrażony:

– Zostaniesz delegatem Biblioteki, a do pomocy dostaniesz optiona Gajusza. Waszym zadaniem będzie wypróbować muły bojowe pod murami Palmiry. Miejmy nadzieję, że ta demonstracja siły ostudzi trochę naszych porywczych sąsiadów, Partów. Do granicy stamtąd co prawda daleko, ale roi się tam od partyjskich szpiegów. A ci na pewno zameldują co trzeba Artaksesowi, swemu królowi. Co ty na to?

Mikros wolał nie odpowiadać.

 

Pod murami Palmiry, rok 786 ab Urbe condita

 

Gdyby nie poczucie oszołomienia (”co ja tutaj robię?”, tłukło się wciąż Mikrosowi po głowie), Palmirą byłby zachwycony.

Miasto, położone nad oazą, pyszniło się pięknymi budowlami, bielejącymi w cieniu kamiennej cytadeli. Urody przydawał mu wianuszek palm, tworzący jakby koronę tego pięknego zakątka imperium. Choć tak różne, przypominało jednak stylem Aleksandrię. „Ech, żeby tak było tu jeszcze morze”, rozmarzył się Mikros.

– Panie, zaczynamy?

Głos Rzymianina przydanego mu do pomocy rozwiał te przyjemne myśli. „Gajusz”, pomyślał z przekąsem kopista. A właściwie już nie kopista, a delegat specjalny Biblioteki, mający pieczę nad wypróbowaniem nowej konstrukcji Herona. Choć tak po prawdzie, całą wyprawą dowodził właśnie Gajusz, który współpracował już wcześniej z helleńskim wynalazcą przy testach siedmiomułów napędzanych eolipilami, i to on tu pociągał za sznurki.

„Co ja tutaj robię?”, pomyślał ponownie Mikros, zagubiony jak nigdy dotąd. „Przecież jestem tu potrzebny jak wół do napędu pojazdów Herona. Co się kryje za tym moim nagłym awansem, równie realnym, jak owe miraże, który widzieliśmy jadąc tu przez pustynię?”.

– Panie! – Zniecierpliwiony ton Rzymianina wyraźnie wskazywał, kto tu rządzi. Poganiany Grek westchnął ciężko i wspiął się na siedmiomuła. Był to wóz na obitych metalem kołach, trochę bardziej pękaty niż zwykłe, z wyższymi burtami, chroniącymi załogę. A ta, oprócz dbania o eolipilę napędzającą pojazd, obsługiwała jeszcze pokaźnych rozmiarów gastrafetesa, napinanego za pomocą bani parowej jakimś skomplikowanym mechanizmem pomysłu Herona. Mikros przekonał się, jak mocarna to broń, bo w pierwszym tygodniu po przyjeździe trenowali strzały z nieruchomego pojazdu. Bełt, wystrzelony z gastrafetesa, z łatwością przebijał deskę grubości czterech palców z odległości pięciuset kroków. Celność, według rzymskich żołnierzy, też była zadowalająca. Dziś nadszedł czas wypróbowania strzelania podczas jazdy.

Mikros przekroczył burtę pojazdu i kucnął w środku. Właściwie do jego zadań należało… nie robienie niczego. Wszystko działo się jakoś samo, bez jego udziału.

Jeden z żołnierzy załogi poruszył lakierowany kołek. Jak już kopista (a właściwie delegat specjalny) zdążył się dowiedzieć, kołki służyły do manewrowania eolipilą, a co za tym idzie kontrolowały ruch wozu. Pojazd zahuczał i powoli potoczył się przed siebie, w stronę tarcz z drewna, ustawionych dnia poprzedniego przez żołnierzy.

Mikros czuł dziwne zaniepokojenie. Nie dlatego, że siedział w jadącym pojeździe. Wszak i statkami, i wozami zaprzężonymi w zwierzęta już podróżował. A że tu za muła robiła bania Herona – nie sprawiało mu różnicy.

Bardziej niepokoił się słowami dziwnego Parta, który wczoraj w gospodzie wpatrywał się w Hellena świdrującym wzrokiem. Robił tak, od kiedy Mikros wszedł do karczmy, kiedy jadł, kiedy zażyczył sobie dodatkowego dzbana wina po posiłku. Aż w końcu wyszedł w ślad za Grekiem z gospody, a mijając go potrącił ramieniem i wyszeptał: – Strzeż się dołów! Strzeż się Rzymian!

O jakich dołach mówił nieznajomy? Kloacznych? Hellen specjalnie omijał tego wieczora i kolejnego ranka publiczne toalety. W końcu doszedł jednak do wniosku, że to był tylko głupi żart.

I kiedy tak uleciał myślami od kloacznych dołów w stronę ojczystej Aleksandrii…

Trzask! Przód pojazdu zanurkował w dziurę. Przed oczami Mikrosa przeleciały cienkie deski, z których osypywała się niegruba warstwa piasku. Zanim przód pojazdu huknął w dno dziury, przez głowę przerażonego Mikrosa jak błyskawica przebiegły myśli: pułapka, „strzeż się Rzymian”, „to się musi stać”, „jabłko… niezgody”?

Wybuchającej eolipili już nie usłyszał.

 

Palmira, rok 786 ab Urbe condita

 

Z następnych dni Mikros zapamiętał ból. Ból i zapachy: smród przypalanych ran, łagodny aromat oliwy, odór niemytych ciał i niesprzątanych nieczystości. Jak przez mgłę pamiętał też wrażenie latania, które lataniem wcale nie było, o czym przekonał się, gdy jego głowa odbiła się nagle od kilku kamieni, leżących gdzieś na ziemi.

Gdy w końcu się ocknął, ujrzał przed sobą brodate oblicze. Mężczyzna, który budził w Mikrosie niejasne wspomnienia, uporczywie wpatrywał się w rannego.

– Jak się czujesz? – odezwał się nieznajomy-znajomy, kiedy tylko dostrzegł, że Hellen wraca do przyjemności.

– Boli… – wycharczał z trudem Mikros.

– A tak, tak. Boli i będzie boleć. Może nawet do końca życia. Mocno cię poharatała ta maszyneria. Sporo się medycy przy tobie namęczyli, żebyś nie wybrał się oglądać…

Tu mówiący na chwilę zamilkł. Przełknął głośno ślinę, grdyka podskoczyła pod brodą.

W nagłym błysku przypomnienia Mikros uzmysłowił sobie, że przecież poznał już tego człowieka.

– Ale… ale ja cię znam! Tyś jest Saul ha-…

– Ćśśś, nie wymawiaj głośno mego imienia. – Mówiący szybko położył palce na wargach rannego. – Niektórzy dużo by dali, by wiedzieć, gdzie jestem. A od teraz znasz mnie jako… jako Paulusa Rzymianina, który przyjechał tu w interesach. Mamy chyba coś wspólnego, prawda? – Uśmiechnął się półgębkiem Żyd, czy też, obecnie, Rzymianin. – Obu nam natura poskąpiła wzrostu, a szydercy nadali to samo miano: Mały. Ale przecież i ogromna pustynia zaczyna się od najmniejszego ziarenka piasku.

Mikros zaniepokoił się, bo z poprzedniego spotkania najlepiej zapamiętał chciwość Saula-Paulusa.

– Ile ode mnie chcesz? – rzucił opryskliwie.

– Myślisz, że uratowałem cię, mając nadzieję na przyszłe zyski? Nawet gdybym cię sprzedał w niewolę, marny byłby to zarobek! – równie nieprzyjemnie odparł Paulus. – Nie, mój drogi, ja mam wobec ciebie znacznie większe plany.

– Plany? Wobec mnie?

– Na razie wykuruj się, ile zdołasz, a do naszej rozmowy wrócimy. Już niebawem. Obiecuję!

Co mówiąc, wyszedł z komnaty, a wyczerpany Mikros zapadł w sen.

 

***

 

Kolejne dni znowu były pełne boleści. Medyk, opiekujący się Mikrosem, nakazał mu wstawać i ćwiczyć członki. Dopiero wtedy Hellen uświadomił sobie ogrom zniszczeń, jakie w jego ciele wyrządził wypadek pojazdu. Jeśli już wcześniej kulał, to teraz ledwo powłóczył chromą nogą, złamaną w dwóch miejscach i krzywo zrośniętą. U prawej ręki brakowało mu trzech palców, zostały tylko kciuk i mały palec. Jak może wyglądać jego twarz, przekonał się, kiedy wybrał się na pierwszy dłuższy spacer. Napotkane dzieci uciekały od niego z krzykiem. Gdy zdołał przejrzeć się w cebrze pełnym wody, sam odskoczył z krzykiem przestrachu. Lewa strona jego twarzy przypominała stopioną maskę aktora – nieruchoma, gładka, odrażająca.

Przerażony, przy kolejnym spotkaniu z medykiem zażądał spotkania z Paulusem. Ten przybył następnego dnia.

– Co to wszystko znaczy? Chcę… chcę się udać do Herona. Przekazać… pokazać… – bełkotał Mikros w zdenerwowaniu.

– Zwariowałeś do reszty? Do Herona? Przed którym staramy cię ukryć? Przecież gdyby tylko Rzymianie dowiedzieli się że żyjesz, za twoje życie nie dałbym złamanego obola – irytował się Paulus.

– Heron… dybie… na moje… życie? – wystękał osłupiały Hellen.

– No, nie sam Heron, ale jego rzymscy przyjaciele. – Słowo „przyjaciele” niewielki Żyd niemal wysyczał. – A kto zastawił pułapkę, w którą wpadliście? Kto wykopał doły na drodze waszego siedmiomuła?

– Rzymianie?! Ale po co?

– A kto wie, jak działa eolipila? Co jest potrzebne do jej właściwego działania? Ja wiem, bo byłem nad Morzem Cuchnącym. Ale wszyscy robotnicy, którzy tam wtedy pracowali, już nie żyją. A ja się ukrywam.

– Ale… ja? Gajusz?

– Ty, bo byłeś przy Heronie na wstępnym etapie jego prac. I dużo wiesz. A jeśli nawet nie wiesz, to możesz wiedzieć. A Gajusz? On towarzyszył Heronowi przy pierwszych testach siedmiomuła. Też za dużo wiedział. A tak: trzy króliki zabite jedną strzałą!

– Trzy? Ja, Gajusz i…?

– A prawda, bo ty nic nie wiesz. Twój znajomy, Makron, ogłosił, że to Partowie sabotowali wasze urządzenie, bo… – tu Paulus nadął się i zagdakał oficjalnym tonem – „nie w smak jest im wielkość Rzymu, a w swej małości i podłości nie dostrzegają tego, co Rzym niesie pięknego i dobrego. Chcą zatem to zbrukać, zohydzić, i przeszkodzić, bla bla bla”. Czyli, mówiąc po ludzku, cesarz potraktował to zdarzenie jako idealny pretekst, by wypowiedzieć wojnę Partii. I rzymskie legiony docierają już do wielkiej rzeki, która zwie się Indus. Idą śladem Aleksandra.

Żyd z sykiem wypuścił powietrze z płuc i spojrzał koso na Mikrosa.

– I co ty na to?

Oszołomiony Hellen powoli przetrawiał zasłyszane informacje.

– Ale… mój przyjaciel… On nigdy nie… Nie jest taki.

– Hm, a kiedy z nim ostatnio rozmawiałeś? Ale tak szczerze?

Hellen zarumienił się, spuścił wzrok i nie wyrzekł ani słowa.

– No właśnie. Myśli Herona zaprząta coś znacznie większego, niż los przyjaciela.

– Czyli?

– Niezmierne bogactwo. To teraz. Chwała. To w przyszłości. A może i… nieśmiertelność? – Paulus drwiąco spojrzał na Mikrosa.

– Ale on nie…?

– A nie, nie, środka na nieśmiertelność nie wymyślił, bogiem też raczej nie zostanie. Za to cesarz już mu obiecał, że świątynie ku jego czci powstaną nie tylko w Rzymie, ale w każdym większym mieście, zdobytym przez legiony. Dalej uważasz, że on nie…? – Paulus zawiesił głos.

 – Wobec tego, czego TY chcesz ode mnie?

– Widzisz, mam wobec Żydów, wobec Rzymian, wobec ludzkości całej wielkie plany. A twój Heron, a raczej potęga Rzymu, którą karmi, którą podsyca… – Mały Żyd zmarszczył brwi i zatopił się we własnych myślach.

– Co Heron? Co Rzym? – Po kilku chwilach nie wytrzymał Mikros.

– A tak. Zamyśliłem się. Bo widzisz, jestem w posiadaniu tajemnicy, która może zmienić życie moje, twoje, każdego Greka, każdego Rzymianina, każdego niewolnika. Ba, nawet życie tych Germanów czy Indów, z którymi ścierają się teraz legiony.

– Tajemnicy? Zmieni życie każdego? Wynalazłeś róg obfitości czy źródło ambrozji?

Paulus bystro spojrzał na Greka.

– Nie jesteś taki daleki od prawdy. Choć mylisz się całkowicie.

Żyd z rozmachem wstał z zydla, na którym spoczął, wbił badawcze spojrzenie w Mikrosa i wyrzekł z naciskiem:

– A na razie kuruj się i nie daj się poznać. Nikomu! Bo jeśli ktoś domyśli się, że kaleka zajmujący ten dom i przyjaciel Herona to jedna i ta sama osoba, nie wróżę ci długiego żywota.

I wyszedł na spieczone ulice Palmiry.

 

Aleksandria, rok 787 ab Urbe condita

 

Niezbyt mocna bryza od morza wichrzyła włosy i chłodziła czoła mężczyzn stojących na molo. Jeden z nich czekał na zaokrętowanie na statek odpływający do Aleksandrii.

Mniejszy mężczyzna gorączkowo tłumaczył coś większemu, gwałtownie przy tym gestykulując.

– Masz szczęście, że żyjesz. Musisz zapomnieć o tym, kim byłeś, i stać się kimś zupełnie innym. Na razie wysyłam cię samego, ale bądź pewien, że jeszcze się spotkamy. A teraz mam dla ciebie zadanie. Zostaniesz posługaczem w Bibliotece.

– Ale ja…

– Mam pewnych… przyjaciół tu i tam. Nie bój się, nic ci nie grozi. A ja muszę mieć tam kogoś. Kogoś, kto wie wiele i o samym Heronie, i o jego papirusach. Bo słyszałeś, że Heronowe wynalazki otacza coraz większa tajemnica. Giną ludzie z nimi związani – tu Paulus spojrzał z ukosa na Hellena – ściąga się wszystkie dokumenty do Biblioteki Aleksandryjskiej, która strzeżona jest niemal równie dobrze jak cesarz. Taaak, musisz tam być, niewidoczny, cichy i pokornego serca.

 

Aleksandria, rok 788 ab Urbe condita

 

Mikros siedział w kącie gospody, sącząc powoli cierpkie wino. Tylko na takie teraz było go stać, pensja posługacza w Bibliotece była bardziej niż skromna.

Czekał. I ciekawie przysłuchiwał się tyradzie, którą jakiś sporej tuszy Hellen, o kasztanowatych, kręconych włosach, wygłaszał do zafascynowanych słuchaczy:

– Rzym nie jest niezwyciężony, o nie! Na razie zachowują się jak Persowie przed Termopilami, wszystko należy do nich, za chwilę zawładną całym światem. Ale… Ale! – tu mówca znacząco wycelował brudnym paluchem w powałę.

– Ale co? Co?! – gorączkowali się słuchacze.

– W gardle mi zaschło! – oświadczył zbolałym głosem mówca.

– Wina, wina mu dajcie.

Spragniony Hellen wybrał największe podsunięte mu naczynie, wysiorbał je aż do dna, i ciągnął dalej:

– Ale… Galia! – oznajmił triumfująco.

– Galia? Galia co?!

– Wiecie, że cała Galia została podbita przez Rzymian… Cała? Nie! Jedna, jedyna osada, zamieszkała przez nieugiętych Galów, wciąż stawia opór najeźdźcom i uprzykrza życie legionom rzymskim stacjonującym w pobliskich obozach. Dysponują pono magicznym napojem…

Na te słowa podniósł się z kąta krępy, umięśniony, czarnowłosy mężczyzna. Z jego stroju można było wywnioskować, że służy w rzymskiej armii. Powoli podszedł do mówcy i bez rozmachu uderzył go pięścią w twarz. Hellen padł jak rażony piorunem, roztrzaskując kilka naczyń, stojących na stole.

– Wszędzie te same głupoty opowiadają – burczał wojak wracając do swej ławy. – W Iberii, w Rzymie, nawet tu!

– Zapamiętajcie sobie – warknął głośno do zamarłych bez słowa słuchaczy. – Byłem w Brytanii, byłem w Germanii, byłem w tej zakichanej Galii. I nigdzie, zakonotujcie to sobie, nigdzie nikt nie zwycięża rzymskiej armii. Tym bardziej jakieś ciemne druidy…

– Siadaj już Macro, daj spokój tym półgłówkom – mitygował kolegę drugi z Rzymian, siedzący dotąd przy ławie i spokojnie popijający wino.

– Nie będę, kurwa, siadał w towarzystwie chłystków obrażających honor rzymskiej armii – oznajmił butnie czarnowłosy. – Jeśli gospodarz będzie się skarżył, niech przyśle rachunek strat do miejskich koszar. Koszty pokryją centurionowie Kwintus Licyniusz Katon i Lucjusz Korneliusz Macro. Tylko niech się pośpieszy, bo ledwo przypłynęliśmy z tymi cholernymi czarnymi kamieniami z Brytanii, zaraz wyruszamy do Judei.

Po tych słowach młodszy Rzymianin dopił spokojnie wino i leniwie podniósł się z ławy. Obaj wymaszerowali spokojnie z gospody.

Ledwo wyszli, do środka wśliznął się niewielki człowieczek. Ten, na którego czekał Mikros.

– Można się przysiąść? – zapytał Hellena, i nie czekając nawet na przyzwalający gest, klapnął na ławę. Przyjrzał się Mikrosowi uważnie, i zagaił:

– Czy chciałbyś żyć wiecznie?

Na takie rozpoczęcie rozmowy Mikros zastygł z uniesionym w ręku kubkiem wina, jakby to jedna z Gorgon zaszczyciła go spojrzeniem.

 

Aleksandria, rok 805 ab Urbe condita

 

„Na mocy Senatu Wielkiej Republiki Rzymskiej oznajmiamy mieszkańcom znamienitego miasta Aleksandrii, że legion dwudziesty Victrix, legion ósmy i legion dwudziesty dziewiąty pobiły barbarzyńskie plemiona i zdobyły na chwałę Rzymu bogate miasto Calisia, leżące na drodze do Morza Germańskiego. Legiony te niepowstrzymanym pochodem prą w głąb Germanii, niosąc rzymskie prawo i sprawiedliwość tym nieokrzesanym barbarzyńcom.

Nadto wiadomym czynimy, że sukcesy legionów dziesiątego i dwudziestego drugiego przewyższyły już osiągnięcia Aleksandra Wielkiego. Nasze wojska doszły do rzeki zwanej Ganges.

Królestwa barbarzyńców padają jedne po drugich, nie mogąc oprzeć się naszym niezwyciężonym legionom.

 Senat chce też wyrazić swe uznanie greckiemu wynalazcy, Heronowi, którego siedmiomuły są dla legionów wielkim wsparciem i pomocą. Dlatego też wyróżniono wymienionego Herona oficjalnym tytułem Megas, czyli Wielki, w uznaniu dla jego zasług dla Rzymu.

Chcemy też ponownie złożyć dzięki boskiemu Oktawianowi Augustowi, bez którego opieki nie stałoby się to, co się stało”. 

– Słyszałeś? – Paulus targnął za ramię Mikrosa, stojącego w tłumie ludzi przysłuchujących się obwoływaczowi.

– Aha. Heron jest już Megasem. – Przełknął nadspodziewanie gorzką ślinę Hellen.

– Co? A to. To jest nieważne.

– Nieważne? To co jest ważne?

– Oktawian August. A właściwie tak ostentacyjne odwoływanie się do jego boskości. Chodź, coś ci pokażę.

Paulus pociągnął Mikrosa w stronę kramów. Ten, powłócząc chromą nogą, zezując jedynym sprawnym okiem, jakoś dowlókł się do straganu.

– Zobacz! – Paulus wskazał na niewielkie gipsowe figurki, stojące rzędami jak żołnierze legionu.

– Co to? – Nie zrozumiał Hellen.

– Posążki Oktawiana Augusta. Do oddawania czci. Podobno cieszą się wielkim wzięciem w podbitych częściach Germanii i Partii.

– Dlaczego? – Zdziwił się Mikros.

– Nie rozumiesz? Człowiek potrzebuje potęgi, bytu wyższego, do którego mógłby się odwołać. A skoro Rzym jest niezwyciężony i niepowstrzymany, to cóż lepiej obrazuje ziemską potęgę, której muszą sprzyjać bogowie? I tak oto ten pierwszy obywatel – tu Paulus wskazał palcem na posążki – stanie się niedługo najpotężniejszym bogiem na świecie.

– A co ja mam do tego?

– Na razie nic. Ale zapamiętaj dobrze te zabawki. – Splunął z pogardą mały Żyd.

 

***

 

Do rozmowy o Oktawianie Auguście Mikros z Paulusem wracali jeszcze nieraz. Hellen poznał tajemnicę Paulusa – głosiciela tajemnej Dobrej Nowiny.

Choć Mikros był człowiekiem kształconym, nie chciało mu się pomieścić w głowie, że jakiś przybłęda z dziury zabitej dechami, jakiś Jeszua Ha-Nocri, ma być nadzieją dla ludzi, ma przynieść im powszechne szczęście, pokój i dobrobyt. A już tezę, że mógłby być Bogiem wcielonym, stanowczo odrzucał. Jednak… Jednak nie zdradzał się ze swymi wątpliwościami, bo Paulus był tak przekonujący, mówił z takim zapałem i żarem, że w jego obecności uwierzenie w każde wypowiedziane słowo przychodziło Mikrosowi z łatwością. Dopiero kiedy obracał sobie przed zaśnięciem słowa małego Żyda w głowie, nie wydawały się już takie oczywiste i proste.

Ale nie były mu niemiłe, to wiedział na pewno.

Od spotkania w gospodzie często rozmawiali, kiedy tylko Paulus przebywał w Aleksandrii. Słowo rozmowa chyba jednak niewłaściwie określało to, co działo się podczas tych spotkań: Paulus perorował, pouczał, wymachiwał rękoma, a Mikros słuchał, od czasu do czasu zadając jakieś pytanie. Rozmowy takie nie odbywały się zbyt często, bo w sprawach swego tajemniczego stowarzyszenia Paulus podróżował po całym świecie: Rzym, Antiochia, Tyr, Cezarea, Efez. Wydawało się, że nie był tylko w Brytanii i Germanii, ale i tam podobno się wybierał. Zostawił za to adresy znajomych, którzy podzielali jego poglądy. Jednak tylko mały Żyd mówił tak przekonująco…

Któż nie chciałby się obudzić ponownie, młody, zdrowy i piękny, wskrzeszony z martwych? Że trafi do Nieba, Mikros nie wątpił. W końcu wykonywał wszystkie polecenia Paulusa, uwierzył w jego tajemny przekaz, nawet w te bajki o Jeszui (no, może nie wszystkie: sztuczka z winem na ślubie wydała mu się tania i ordynarna). Im więcej przebywał w towarzystwie wyznawców kultu Jeszui, na tajnych ucztach w zakazanych miejscach – grobowcach, podziemiach, grotach – tym bardziej wierzył w to, że Bóg poddawał go próbom jak Hioba, by w końcu przeznaczyć do rzeczy wielkich.

Ze słów Paulusa najbardziej podobały mu się te: „Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość – te trzy: z nich zaś największa jest wiara”.

Wierzył więc coraz gorliwiej.

I cierpliwie czekał.

 

Aleksandria, rok 823 ab Urbe condita

 

Płomień lampki, palącej się gdzieś w kącie tego pomieszczenia, bardziej podkreślał ciemność w nim panującą, niż rozpraszał mrok.

Paulus pochylił się do ucha Mikrosa i szeptał z naciskiem:

– Przyszedł wreszcie oczekiwany dzień. Masz szansę, szansę poświęcić się dla wspólnoty, poświęcić się dla Pana i udać się na skróty do Królestwa Bożego. Pamiętaj bowiem: żyć – to Chrystus, a umrzeć – to zysk.

Mikros trząsł się jak w febrze.

– Co… co mam zrobić?

Mały Żyd wyciągnął zza pazuchy starannie zapieczętowany flakonik. Wręczył go teraz byłemu kopiście.

– To mały podarek od przyjaciół z Byzantionu. Wystarczy, że rzucisz go pod regały z papirusami. Nawet woda go nie zagasi, wręcz przeciwnie, podsyci płomienie.

– Ale czemu ja? Ale jeśli…, jeśli komuś coś się stanie?

 Paulus surowo spojrzał na Mikrosa:

– Czyś zapomniał, czego cię tak długo uczyłem? Jeżeli żyjemy, żyjemy dla Pana; jeżeli zaś umieramy, umieramy dla Pana. I w życiu więc, i w śmierci, należymy do Pana. Więc jeśli ktoś przypadkowo, nie z naszej winy, poniesie śmierć w Bibliotece, cóż? Widocznie taka była wola Pana, wcześniej wezwał go na spotkanie ze swoim Majestatem. Wszak, gdyby zechciał go ocalić, nie posyłałby go w ten dzień do Biblioteki.

– Ale tam mogą być niewinni ludzie, kobiety, dzieci…

Paulus zerwał się na równe nogi i niemal krzyknął:

– Człowiecze! Kimże ty jesteś, byś mógł się spierać z Bogiem? Czyż może naczynie gliniane zapytać tego, kto je ulepił: dlaczego mnie takim uczyniłeś? Jesteś naczyniem wybranym przez Pana, by zniszczyć bizantyjskim ogniem ten fałszywy kult, kult Oktawiana, by prawdziwa wiara mogła rozkwitnąć na tych popiołach. A ty, ty chcesz się z Nim spierać?

Zrezygnowany Mikros potrząsnął przecząco głową.

– A co będzie ze mną?

Paulus chwycił go w ramiona, przycisnął do piersi i wyszeptał:

– Proszę cię bracie, przez wiarę w Boga żywego, abyś oddał ciało swoje na ofiarę żywą, świętą, Bogu przyjemną, jako wyraz pokornej służby Bożej. Ach, jakże ci zazdroszczę, Herostratesie.

Mikros zdziwił się, skąd Paulus zna jego prawdziwe, niemal nigdy nie używane, imię.

– A gdyby schwytali mnie żywcem, co mam mówić?

– Wtedy w twoich rękach nie tylko życie moje będzie, ale i wszystkich członków naszej wspólnoty. Jednak nie ty będziesz wtedy mówił, ale Duch Święty przez ciebie. Nie martw się o to.

„Aha,” pomyślał z przekąsem Mikros, „tak się teraz mówi – wymyślisz coś, jakieś głupoty, ale broń naszych dup”. Ale to był tylko przebłysk racjonalności, bo na głos wydusił tylko:

– Zgadzam się!

 

***

 

Ranek tego dnia był piękny, słońce dopiero wynurzało się znad gmachu Biblioteki. Mikros niepewnym, chwiejnym krokiem zmierzał ku olbrzymiemu budynkowi.

Już na schodach kopnął w coś czubkiem sandała. Zadźwięczało. Schylił się, podniósł rozerwany rzemyk, na którym wisiał spory gwóźdź. „Więc i Heron jest tutaj?” pomyślał. „No cóż, skoro taka jest boża wola…”

Zwiesił głowę, w jednej dłoni zacisnął gliniany flakonik, w drugiej znaleziony gwóźdź, i powłócząc nogą wmaszerował do środka.

Koniec

Komentarze

Bez wdawania się w szczegóły, w tej wersji tekst jest zdecydowanie lepszy, bardziej satysfakcjonujący w odbiorze.

No właśnie. Też mi się tak wydawało, ale zafiksowałem się na konkursie :/.

Dzięki, None!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Jest lepsze. Bułhakowem powiało ;) I ładne pogranie z Koryntianami. Ładnie, a i gorzko z prawdziwym imieniem Mikrosa. Nie mówiąc już o grze tegoż z Paulusem, w dodatku w kontekście Megasów – no, miodzio.

Za to nie wiem, o jakim celowym anachronizmie mówisz :/

 

Trochę czepialstwa:

 

“za twoje życie nie dałbym złamanego obola. – Irytował się Paulus.” → za twoje życie nie dałbym złamanego obola – irytował się Paulus.

 

Btw myślę, że w takim świecie możesz mówić Grecy zamiast Hellenowie, bo Rzymianie używali tego określenia, a Twój narrator nie jest bardzo mocno spersonalizowany (edit: i nawet słusznie tak masz potem w ustach Paulusa)

 

“rzymskie legiony docierają już do jakiejś wielkiej rzeki, która zwie się pono Indus” – Indus akurat był znany co najmniej od wyprawy Aleksandra, a Paulus był człowiekiem wykształconym, więc powinien wiedzieć

 

“Ba, nawet życie tych Germanów czy Baktrów, z którymi ścierają się teraz legiony.” – dałabym nawet Indów, skoro doszli tak daleko. Baktria to zaledwie Afganistan/Uzbekistan

 

“która strzeżona jest niemal równie dobrze co cesarz“ → jak cesarz ?

 

“Nie będę, kurwa, siadał w towarzystwie chłystków” – jak zwykle mam problem z używaniem dwudziestowiecznych polskich wulgaryzmów w kontekstach historycznych

 

“Kwintus Licyniusz Katon i Lucjusz Korneliusz Macro” – niekonsekwencja w polonizowaniu. Po łacinie byłby Cato/Macro, po polsku Katon/Makron. Nie nadawałabym też bardzo mocno związanego z konkretnym rodem przydomka przypadkowej postaci. Poza wszystkim Porcjusze Catones byli najbardziej republikańskim rodem w Rzymie, więc w cesarstwie to niekoniecznie dobrze widziane nawiązanie – gdyby zakładać, że to przydomek nadany z jakiegoś konkretnego powodu. I jeszcze jedno: nie każdy Rzymianin musi mieć to trzyczłonowe nazwisko, przydomków nie mieli wszyscy. Byle centurion raczej nie będzie miał przydomka, albo jeszcze nie, bo w końcu może nosić buławę w tornistrze, że nawiążę do easter egga ;)

 

Jeszuy – a nie Jeszui ?

 

“tym bardziej wierzył w to, że Bóg testował go jak Hioba” – to nie jest porównanie oczywiste nawet dla wykształconego Greka. W Bibliotece oczywiście od wieków jest Septuaginta, ale mało kto ją raczej czytał, znajomość była znikoma. Więc albo Paulus go już przekabacił i zapoznał z różnymi swoimi książkami (ale uwaga na kanon biblijny, tu mi się nie chce szperać, ale to się bardzo zmieniało i pytanie, czy Hiob był w tym czasie na liście – tu by ninedin pewnie wiedziała)

 

“podarek od przyjaciół z Bizancjum“ – oni rozmawiają raczej po grecku, więc może z Byzantionu? To w końcu wtedy tylko jedno z miast greckich w Azji Mniejszej

http://altronapoleone.home.blog

To zakończenie jest ciekawsze ;),

Drakaino – większość poprawię wieczorem, bo zgadzam się niemal z wszystkim.

Ale…

Za to nie wiem, o jakim celowym anachronizmie mówisz :/

Głównym bohaterze. Bo on jest z IV wieku p.n.e.

jak zwykle mam problem z używaniem dwudziestowiecznych polskich wulgaryzmów w kontekstach historycznych

Problem w tym, że nie znam przekleństw rzymskich. A do żołnierza mi to pasuje, ponadto – patrz niżej o tych dwóch żołnierzach.

niekonsekwencja w polonizowaniu

A widzisz, bo tu jest kolejne mrugnięcie. Ci panowie nazywają się, jak się nazywają, bo tak nazwał ich niejaki Simon Scarrow w cyklu “Orły Imperium”. I akurat tych panów od niego po prostu ściągnąłem. Oraz przekleństwa.

BTW – a wiesz, o kim mówi pijak w karczmie :P?

to nie jest porównanie oczywiste nawet dla wykształconego Greka

Możliwe. Ale Paulus miał tyle czasu na opowieści, że tę akurat (ze względu na okaleczenie Mikrosa) na pewno mojemu bohaterowi przekazał.

 

Skuul – dzięki :). Takie było od początku, tylko w limit się nie mieściło :-/.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Głównym bohaterze. Bo on jest z IV wieku p.n.e.

Och, a ja założyłam, że to jest tylko nawiązanie, bo dla tamtego częściej używa się formy imienia Herostrates, więc myślałam, że to takie kolejne mrugnięcie okiem. Nie odebrałam tego jako anachronizmu, bo niejednemu psu Burek i przecież Biblioteka też parę razy płonęła, więc właściwie w historii alternatywnej może spłonąć akurat teraz i z innego powodu niż w realu.

 

Co do Hioba – podkreśliłabym, że ta historia jest dla Mikrosa nowa, poznana dopiero teraz.

 

Pijak w karczmie – Asterix?? !! (znaczy mówi o nim, nie jest nim, ofkors)

http://altronapoleone.home.blog

No tak, nawiązanie, ale jednak – pożar, głupek, który go wywołuje…

A w imieniu mam literówkę, kurde blush. Już poprawiam.

Hiob – hm, zastanowię się, jak to wpleść, bo na razie nie mam pomysłu.

Asterix – yes.

To mnie najbardziej przy pisaniu bawiło: wtykanie jakichś nawiązań :). Twojej uwadze polecam “Kritiasza”, bo to dialog słynny z pewnych względów :).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Ba, głupek omamiony wizją tego, że zostanie zapamiętany. A Herostratos może zostać, bo obie formy są poprawne.

 

Kritiasz bo Atlantyda? Filozofia to moja pięta Achillesowa :(

http://altronapoleone.home.blog

Yes – Atlantyda :D.

Jestem tylko zwykłym profanem w świątyni starożytności (o rany, ale patos ;)), ale pewne elementy gdzieś się tam w lekturach przewinęły.

A współcześni mają zagwozdkę, bo do naszych czasów dotarł ten tekst ułomny – kończy się właśnie tam, gdzie skończył przepisywać Mikros. Zauważę, że wziął papirus ze sobą. Może tylko jego egzemplarz przetrwał pożar i doczekał naszych czasów ;)?

 

Co do Mikrosa i pożaru – może nie taki całkiem głupek, tylko głupio się tłumaczył, bo chciał kogoś chronić?

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Skądinąd – planujesz dalszy ciąg? Bo ja bym po prawdzie poczytała dalej. Skoro Mikros nie zginął w wypadku machiny, to może i pożar Biblioteki przeżyje, może go nawet sumienie w końcu dopadnie? W sumie facet o imieniu tak mocno kojarzonym z pożarem mógłby okazać się jakimś pirandrem (bo piroman co innego znaczy…)

http://altronapoleone.home.blog

Hm, nie myślałem o tym…

Ale może? Tylko odpowiedni pomysł musiałby przyjść do głowy, bo Mikros mi się wylewał po prostu spod palców.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Aleksandria za Tyberiusza! Z pewnością tu wrócę :) Zostawiam sondę.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Wisielcze – czekam na odzew. Ale to nie tylko czasy Tyberiusza, bo to dłuższa opowieść :).

 

I przy okazji, Drakaino:

I ładne pogranie z Koryntianami

Ostatnie wypowiedzi Paulusa to nie tylko list do Koryntian, ale i do Filipian, i do Rzymian. Wypowiedzi Paulusa z końca opowiadania to niemal wyłącznie cytaty z jego listów. Jeszcze miałem parę innych przygotowanych ;).

Co do meritum – uważam, że to różni fanatyka od prawdziwie wierzącego: nasz Paweł stawia na miłość, Paulus – na wiarę. I gotów jest dla niej wszystko poświęcić, nawet cudze życia.

Ot, taki haczyk :)!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Cóż, znawczynią listów Pawła nie jestem, więc więcej nie wyłowiłam, no i go nie lubię w wydaniu realnym również ;) Mam, co więcej, wrażenie z lektury tekstów naukowych o tej epoce, że ten Twój jest znacznie bliższy prawdzie niż ten obraz, jaki nam został przekazany, ale nie powinnam utyskiwać na czyjąś autokreację, bo w końcu naukowo zajmuję się właśnie obrazem publicznym i manipulacjami przy nim…

http://altronapoleone.home.blog

Też mi się wydaje, że postać krystaliczna to nie była. Ale trzeba oddzielać nośnik od przekazu :).

BTW– właśnie Scarrow w którymś tomie wspomnianych “Orłów Imperium” opisał Pawła jako paskudnego intryganta. Coś w tym jest.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Muszę przeczytać tego Scarrowa…

http://altronapoleone.home.blog

Nie nastawiaj się na zbyt wiele – ot, przygodówka w realiach rzymskich. Cierpi też na przypadłość długich cyklów – fajne pomysły przeplatane dłużyznami i miałkimi pomysłami. Acz mnie się czyta całkiem dobrze :). 

Syn mi polecił, to muszę brnąć :D!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

No, teraz to opowiadanie ma ręce i nogi, i już nie wygląda, jak jakiś okaleczony kadłubek, członków pozbawiony! Poprzednią wersję czytałam zaciekawiona, ale dopiero teraz wszystko podwiązało się w całość logiczną, satysfakcjonującą i zaskakującą zacnym zakończeniem. ;)

 

kołki słu­ży­ły do ma­new­ro­wa­nia eoli­pi­lą, a co z tym idzie… –> …kołki słu­ży­ły do ma­new­ro­wa­nia eoli­pi­lą, a co za tym idzie

 

smród przy­pa­la­ne­go ciała, ła­god­ny aro­mat oliwy, odór nie­my­tych ciał… –> Powtórzenie.

 

upo­rczy­wie wpa­try­wał się ran­ne­go. –> …upo­rczy­wie wpa­try­wał się w ran­ne­go.

 

ćwi­czyć ciało. Do­pie­ro wtedy Hel­len uświa­do­mił sobie ogrom znisz­czeń, jakie w jego ciele wy­rzą­dził… –> Nie brzmi to najlepiej.

 

znad bu­dyn­ku Bi­blio­te­ki. Mi­kros nie­pew­nym, chwiej­nym kro­kiem, zmie­rzał ku ol­brzy­mie­mu bu­dyn­ko­wi. –> Nie brzmi to najlepiej.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dzięki, Bogini :).

Poprawki wprowadzone.

Co do wersji okaleczonej – tak bardzo chciałem wystartować w konkursie, że… ech.

Przyznasz mam nadzieję, że do limitu niespecjalnie da się ten tekst skrócić?

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Pewnie się da, Staruchu, tylko trzeba nad tym posiedzieć. Tak mi się wydaje.

Niczego do tej pory nie musiałam skracać – no, może poza spódnicami w młodości – więc nie wiem, jak to jest z opowiadaniami. W końcu opowiadanie to nie kijek, który łatwiej pocienkować, niż go potem pogrubasić, jak mówi Wielka Księga Przysłów Polskich. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

E, fajne to.

Dobrze się czytało ;)

I would prefer not to. // https://www.facebook.com/anmariwybraniec/

E, dzięki, Wygrańcze :P!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Ładna kompozycja elementów kojarzonych z klasycyzmem :)

Sama historia pełna, aż jestem ciekaw, co oryginalnie z niej wyciąłeś. Trochę z początku bałem się wrzutki odnośnie chrześcijaństwa, bo pośród opisów eksperymentów wyglądała na słabo powiązaną fabularnie, ale bardzo ładnie wchodzisz z tym motywem później, po wypadku.

Bohater fajny, choć jego końcowa przemiana z lekka za szybka – tutaj spory problem to fakt, że o ile mogłem uwierzyć w spisek, to wiara w olanie przez Herona z lekka nadmierna. Opisywałeś go jako osobę skoncentrowaną na chwale wiecznej, jednak sam znający go Mikros nawet nie spróbował kontaktu. Ale rozumiem – dodatkowe sceny, dodatkowe znaki.

Problem mam też ze światem przedstawionym. Trochę za bardzo pachniał mi korporacyjnymi gierkami oraz polityką raczej XX wieczną (wywiady, tajne projekty). Tu nie jest problem z faktem ich wystąpienia, ale za mało czułem tam podkreślenie elementów, które mogłyby odróżnić np. taki klasyczny eksperyment od współczesnego. Tym niemniej dzięki też obecnemu podejściu łatwiej łykałem historię, bo znajdowałem współczesne odnośniki. Coś za coś.

Podsumowując: ładny koncert fajerwerków, fajnie łączysz motywy, a podróż Mikrosa przedstawiona ciekawie. Wyszła więc z tego dobra retrowizja, choć do “bardzo dobrej” z lekka jej u mnie brakuje.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Miło, że wpadłeś, NoWhereManie :)!

Zacznę od końca.

do “bardzo dobrej” z lekka jej u mnie brakuje

Wiesz, już dawno doszedłem do wniosku, że z moją pisaniną poziomu Cobolda, Wybranietz, Drakainy, Funa (pewnie jeszcze z dziesięć nazwisk mógłbym wymienić) nigdy nie osiągnę. Wyżej dupy nie podskoczysz, jak to mówią.

Dlatego też przestałem wysyłać cokolwiek do wszelakich pism i pisemek, a wrzucam moją pisaninę na forum. Czemu? Bo uwielbiam forumowe dyskusje. Zawsze można się czegoś dowiedzieć, nauczyć. To jest super!

co oryginalnie z niej wyciąłeś

Wpadłem w rozpacz, gdy po napisaniu okazało się, że mam 20 tysięcy znaków za dużo. Wycinania fragmentów historii nie chciałem (nie po to je wszak pisałem, nie?). Toteż usunąłem tylko scenę na Golgocie i zakończyłem na wypadku Mikrosa. Że niby kogoś zaciekawi, co się tam dalej stało. Jednak reakcje czytelnicze uświadomiły mi, że to był fatalny pomysł. Toteż z bólem serca wycofałem wykastrowane opowiadanie z konkursu i opublikowałem pełną wersję.

choć jego końcowa przemiana z lekka za szybka

Jakbyś tak spojrzał na daty, to zobaczyłbyś, że jednak nie tak szybka. Koniec tekstu powstał, kiedy już limit był mocno przekroczony i trochę oszczędzałem znaków. Ale mam zarys pomysłu, żeby Mikrosa wysłać w międzyczasie do Rzymu. Może jeszcze kiedyś dopiszę?

korporacyjnymi gierkami oraz polityką raczej XX wieczną (wywiady, tajne projekty)

Wywiad, myślę, istniał zawsze. Utajnienie badań – to pewnie bardziej dyskusyjny pomysł, ale gdyby znalazł się jakiś paranoiczny Rzymianin, który podbechtałby próżność Herona, to kto wie?

 

W każdym razie – dziękuję za wizytę, klika i miłe słowa :D!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Toteż usunąłem tylko scenę na Golgocie i zakończyłem na wypadku Mikrosa.

Okej, czyli pozbyłeś się tego wątku. Tak szczerze, to mogłeś to pewnie zrobić, kłopot był pewnie z zakończeniu wypadkiem – dla mnie obecnie też byłoby to zbyt urwane. Jednak nakierowanie Mikrosa na prawdziwy powód i zakończenie tak, jak w ostatnim fragmencie mogło się udać. Ale wiadomo – limit.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Utajnienie badań – to pewnie bardziej dyskusyjny pomysł

W poprzedniej wersji o tym nie pisałem, bo były pilniejsze problemy, ale skoro już podniosłeś temat…

Jeżeli te parowe wozy bojowe faktycznie miałyby wywrzeć realny wpływ na przebieg działań wojennych, legiony musiałyby mieć ich dziesiątki, setki, a może i tysiące. Nie ma raczej szansy, żeby wszystkie zbudował osobiście sam Heron, musiałyby powstać jakieś warsztaty czy manufaktury budujące je. A potem trzeba je przecież konserwować i naprawiać w warunkach bojowych, potrzeba więc jakiegoś rodzaju “mechaników”, którzy będą wiedzieli, jak to wszystko działa. Także z tajnością może być ciężko.

Da się to oczywiście obejść. Może ogólna konstrukcja jest znana, ale są jakieś niuanse, o których wie tylko Heron czy coś w ten deseń. 

Przy czym nie jest to nawet zarzut pod adresem tekstu, a raczej drobiazg, który możesz zechcieć przemyśleć, jeżeli planujesz rozwijać uniwersum.

O, dzięki, None :). 

Myślałem o tym, ale jak większość szczegółów technicznych, zostawiłem nieomówionych. Już choćby sam pomysł eolipilowego napędu jest dyskusyjny. Ale myślę, że to przywara wszystkich tekstów “punkowych” – coś cudownie działa, choć właściwie nie powinno.

Co do samych siedmiomułów – mogło być tak, że w Bibliotece produkowało się jakąś duperelę, ale z bituminem w składzie, o której nikt nie wiedział. Jakiś gaźnik, komorę spalania? Nic skomplikowanego, a kluczowego. Stąd to polowanie np. na Saulowych Żydów. Ale to na razie dość luźny pomysł.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Hmmm. Zaczyna się fajnie. Potem, kiedy zaczęły się knucia i kopanie dołków pod kumplem, zrobiło się smutno. Kawał drania z tego Herona. Że też się bogów nie bał…

Ładnie połączyłeś różne znane elementy historii starożytnej. Chociaż zgrzytnęło mi, że bohater podpalił bibliotekę, a nie świątynię.

Chłopak wzdrygnął się, bezwiednie włożył papirus za pazuchę, i popędził w stronę źródła hałasu.

Minął kilku zaniepokojonych bibliotekarzy, przebiegł trzy lub cztery pomieszczenia wypełnione zwojami

To pięta już mu przestała dokuczać, że tak ganiał?

wynalazł coś użytecznego: róg obfitości, latający aparat cięższy od powietrza,

Bo lżejszych od powietrza używali na co dzień? ;-)

Babska logika rządzi!

kiedy zaczęły się knucia i kopanie dołków pod kumplem

Heron sam specjalnie dołków nie kopał, dawał tylko milczące przyzwolenie. Ale wiesz: sałwa i chałwa…

Że też się bogów nie bał…

Bogów się nie bał, wszak sam za nich cuda robił. Był tylko przesądny (pies przy amforze i gwóźdź).

To pięta już mu przestała dokuczać, że tak ganiał?

Protestuję przeciw językowi wykluczenia ;). Że trochę kulawy, to biegać nie może? Paraolimpiadę widziałaś kiedy ;)?

Chociaż zgrzytnęło mi, że bohater podpalił bibliotekę, a nie świątynię.

Czas też niewłaściwy. O jakieś czterysta lat. Ale tak mi akurat spasowało. Może w tej linii czasowej to była Biblioteka? W każdym razie – i tak ktoś ją spalił.

 

Aparat poprawiłem. Balonów chyba wtedy nie mieli? Choć – jest to jakiś pomysł na sequel czy spin-off :).

Dziękuję za klika :D!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Ale wiesz: sałwa i chałwa…

No, nie wiem. Ale! Przyszło mi do głowy, że w tym tekście nie ma bohatera, któremu można kibicować. Jak inteligentny, to podły. Jak poczciwy, to przygłupi i w ogóle bezwolny. Jak religijny, to chciwy i fanatyk. Jeszcze tylko molestowania dzieci brakło. Chociaż w starożytnej Grecji to by pewnie nie wzbudzało oburzenia…

No, jakieś cuda za bogów robił. Ale przecież chyba nie wszystkie? Ech, wychodzi na to, że bogowie nie powinni nadmiernie wysługiwać się śmiertelnikami, bo się potem maluczkim we łbach przewraca…

Paraolimpiadę widziałaś kiedy ;)?

Ja nie pamiętam, kiedy ostatnio normalną olimpiadę widziałam. Chociaż ceremonię otwarcia, bo same zawody nudne strasznie…

Ale jak kulawy zdrowych bibliotekarzy tak wyprzedzał, to mnie zdziwiło.

Czasu nie pamiętałam – ja jestem słaba z dat.

Aha – ładnie pograłeś datowaniem. Niby podajesz ściśle, ale i tak rzadko kto wie, który to rok według naszej rachuby…

Babska logika rządzi!

w tym tekście nie ma bohatera, któremu można kibicować

Tak spojrzałem po swoich tekstach… Pozytywnego bohatera nie ma ani tu, ani w UFO, ani w Legendzie, ani w Twarzy. Ja chyba coś nie lubię ludzi ;).

jakieś cuda za bogów robił. Ale przecież chyba nie wszystkie?

Ja to widziałem tak – robię cuda za boga, toć to jest bluźnierstwo. A skoro za bluźnierstwo kara nie spada, to albo bogów nie ma, albo mają nas w… pięcie. Tak sobie wyobraziłem myślenie Herona. Któremu to myśleniu do spotkania z Paulusem bliski jest Mikros.

Ale jak kulawy zdrowych bibliotekarzy tak wyprzedzał, to mnie zdziwiło.

A napisałem gdzieś, że ich wyprzedzał? Ja to widziałem tak – gdzieś walnęło. Mikros wiedział, że to gdzieś tam, gdzie Heron bawi się swoimi zabawkami. A że kuternoga młody, to wyrywny. I rzucił się do źródła hałasu. Z ciekawości. Natomiast normalny stateczny człowiek (jak ja ;)), poczeka sobie, aż się sytuacja wyjaśni. Toteż wszyscy ci bibliotekarze stoją tylko przy pulpitach, ledwo głowy unieśli, a młodzian rwie z kopyta. Czyli – “minął kilku zaniepokojonych bibliotekarzy”.

ładnie pograłeś datowaniem

Dziwnie byłoby zaczynać “działo się to w 30 lat po narodzinach Chrystusa”, skoro ten jeszcze żyje :P. Trochę tu nagiąłem daty (o 2-3 lata), żeby do fabuły pasowało. Ale w końcu – nikt dokładnie tych dat nie zna, nie :)?

 

O, i takie właśnie dyskusje pod tekstami to jest coś, co najbardziej lubię na forum :D.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Eeee, ten naukowiec w UFO jeszcze nie był zły. Że alkoholik, to trudno. Robi w ten sposób krzywdę sobie (jego wybór), a nie asystentowi.

IMO, zrobienie czegoś dla świątyni na prośbę kapłanów to nie jest bluźnierstwo. Zdaje się, że starożytni czasami ubierali posągi bogów. Ja bym to potraktowała bardziej “na chwałę bożą”. No, ale Twój bohater może kombinować inaczej.

Bibliotekarze. No, jeśli coś huknęło, jakby miejsce pracy się rozwalało, to może jednak warto się zainteresować. Może jutro nie trzeba będzie przychodzić do roboty, a może zaraz dach spadnie na łeb…

Datowanie. To był fajny pomysł, żeby podawać wszystko AUC. :-)

Babska logika rządzi!

zrobienie czegoś dla świątyni na prośbę kapłanów to nie jest bluźnierstwo

To nie, ale udawanie, że jest to cud prokurowany przez boga – już tak.

może jednak warto się zainteresować.

Ech, i to jest właśnie problem z wami, wykształciuchami, którzy nigdy w państwowym przemyśle nie pracowali ;). Doświadczony pracownik nigdy, NIGDY, nie spieszy się na miejsce wypadku (no , chyba że mu na łeb coś spada albo pali koło nogi). Pierwsi zawsze są do czegoś zaganiani – reanimacji, taszczenia rannych, akcji ratunkowej (gaszenia w tym przypadku). A jeśli to nie wypadek? Można tylko zjebki od przełożonego dostać za “samowolne opuszczenie stanowiska pracy” ;).

Zawsze lepiej przed siebie wysłać młodych, niech wybadają teren.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Co do bluźnierstwa – w świecie greckim lepsze byłoby określenie hybris, bo istotnie przypisywanie sobie przez człowieka możliwości czy atrybutów bogów (bez oficjalnej deifikacji, bo królowie hellenistyczni wszystko zdołali ominąć) jest hybris. Bluźnierstwem sensu stricto byłoby raczej np. twierdzenie, że bogowie nie istnieją.

 

A na kursie BHP mówili, że za niepospieszenie na miejsce wypadku grozi coś tam.

http://altronapoleone.home.blog

Hybris? Trza zapamiętać.

 

A na kursie BHP mówili, że za niepospieszenie na miejsce wypadku grozi coś tam.

Taka jesteś posłuszna i akuratna, robisz wszystko, co Ci mówią ;)? Czyli prędkości też nigdy na drodze nie przekraczasz, zawsze najpierw czytasz od deski instrukcję nowego urządzienia?

Myślę, że wątpię ;).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Staruchu, a gdzie ja powiedziałam, że przestrzegam zaleceń tego kursu? Nawet nie zapamiętałam, co za to grozi :D Instrukcji z zasady nie czytam, chyba że całkiem wysiądę bez nich… A o prędkości zmilczę, bo jeżdżę jak kameleon w zależności od kraju :/

http://altronapoleone.home.blog

 Nie winił ich za to.

O, anglicyzm! Czyżbyśmy o czymś nie wiedzieli? :D

 wiedział, że taki właśnie był

Jest – c.t.

 kolory któregoś kibicowskiego

Aliteracja.

znajomi (…), zwracali się

Tu bez przecinka.

 Poszedł wówczas wyprosić zdrowie do świątyni Apolla

Brzmi to tak, jakby kazał zdrowiu się wynosić do świątyni. Naturalniej byłoby: Poszedł wówczas do świątyni Apolla, prosić o zdrowie.

 Dlaczego nie do Asklepiosa, opiekuna lekarzy?

Bo Apollo też miał medyczne zacięcie?

 uprosić Apollina o cud

Hmm. Coś mi to nie brzmi.

 Toteż pewnej niedzieli

29 rok n.e. (policzyłam) – Wikipedia powiada, że Rzymianie mieli tydzień ośmiodniowy. Starożytnicy – potwierdzić! (Lub zaprzeczyć.)

 błagać boga o cud

Powtórzony "cud".

 lśniącobiałe

W zasadzie powinno być rozdzielnie, chociaż PWN mówi, że i tak można. Ale wolę zaznaczyć. 

 Do świątyni wstępu strzegły

Jakieś to dziwnie zorganizowane – nie porządniej byłoby: Wstępu do świątyni strzegły… ?

 olbrzymie, brązowe wrota

Tu można bez przecinka.

 w ręce dzierżył płonące polano

Silny.

 Matrona mamrotała coś bezzębnymi ustami

Ale wcześniej mówiła wyraźnie? I – aliteracja.

 czuł się lekko oszołomiony, ale kiedy już zabierał się

Dwa razy "się", no i to "lekko"…

 wtrzymał już właściciel bolącej pięty

Literówka. "Właściciel pięty" nie kupił jej przecież na agorze :)

 ktoś przeszkadza mu w próbie wykurowania się.

Szyk trochę nienaturalny. Ja napisałabym: ktoś mu przeszkadza.

 na mniejszego chłopaka

Jakiego chłopaka? Przed chwilą to był dorosły facet?

 wyraźnie oszołomiony, aż się zakrztusił z przejęcia:

Pokazuj, nie zapewniaj.

 Po raz drugi na Herona Mikros wpadł na schodach Biblioteki.

Znowu coś Ci się miesza z tym szykiem. Trudno się to czyta.

tyłek boleśnie przywitał się z kilkoma stopniami

Ten dowcip nie wyszedł, niestety.

 Jak łazisz, łazęgo?

A ten – owszem.

zabełkotał z poziomu stopni Mikros

Raczej "wybełkotał" – i bądź konsekwentny z formatem dialogów.

zmitygował się lekko

"Lekko" unikałabym w ogóle, tutaj tak wzmacnia, że aż osłabia.

niemal ciągnąc za sobą Mikrosa

"Niemal"?

 Po drodze Heron paplał niemal bez przerwy:

To się źle wymawia, przeczytaj głośno.

ciągnięty kuternoga.

Wiemy, że ciągnięty, powtórzenie zdaje mi się zbędne.

 Wszak już ci to tłumaczyłem, prawda?

Skąd tu nagle "wszak" skoro dotąd nie stylizowałeś? I dalej chyba też nie.

 nic nie rozumiejące oczy

Oczy nie są samodzielnym bytem.

 morzem, w którym woda jest czarna

Nie jest. Nazwa pochodzi według jednych stąd, że łatwo się tam było rozbić, według innych od dawnych azjatyckich oznaczeń kierunków (czarny tj. północny).

 Czarne kamienie, które się palą.

Po co Ci tu bitumin, skoro stary, dobry węgiel nada się świetnie?

 niebezpiecznie zbliżał się do brody i nie chciał się dać zamknąć w ustach.

Hmm.

do mniejszego towarzysza.

Miał jednego…

 wielkie plastry miedzi

Plastry? Spokojnie mogłyby być sztaby.

 cudowności świata

"Świat" już był przed chwilą.

 Taki przystanek w tym niemalże biegu drugi z chłopców przyjął z wdzięcznością

Coś to nie brzmi.

 mniejszego z pędzących na spotkanie statku chłopców

Primo – nie musisz mi co krok przypominać, że Mikros jest mniejszy, bo jeszcze to pamiętam. Secundo – nadmiar deskrypcji niewygodnie się czyta. I powtarzasz "włosy".

 , chcących coś przywieźć bądź wywieźć z egipskiego miasta.

Co to wnosi?

 odparował krótko

Odparowuje się z definicji krótko.

 „Vacca”

Dziwna nazwa dla statku. Choć na pewno nie kusi losu…

 Mimo uwag Herona o konieczności utrzymania tajemnicy, ta akurat głęboko zanurzona oneraria zwracała na siebie szczególną uwagę.

Coś mi tu nie brzmi.

 narastającej sprzeczce.

Hmm.

 Jedną stroną kłótni był (…), a drugim otyły Rzymianin,

Związek zgody! Poza tym dziwnie to brzmi, te "strony kłótni".

 wymachujący trzymanymi w ręku zwojami.

Weź parę zwojów kalki i pomachaj nimi. Nie do zrobienia, one są duże i nieporęczne.

 przybierać, niezdrowy, purpurowy kolor

Pierwszy przecinek – błędny.

 To będzie niemożliwe! Uwierz mi, panie, i przestań podsycać ten daremny spór!

Dziwnie nienaturalna wypowiedź.

 wzbierającym niepokojem

Kapkę purpurowe.

 A ona sama, jeśli wierzyć Platonowi, istnieje gdzieś jako byt idealny i widzimy tylko jej liczne echa.

Sofista :D a ech nie widzimy, tylko słyszymy.

 zamaszyście machając

Można machać niezamaszyście? Czyli nie machając?

 Jeden ze zwojów wymknął się z energicznie potrząśniętej dłoni

O tym już mówiłam.

 obaj młodzieńcy całą swą uwagę zwrócili

Tak nagle? Dokonałeś tu skrótu, dobrze myślę?

 calamus, piórko

Tak ściśle mówiąc, calamus to trzcinka. Ale jako przyrząd do pisania można ją nazwać piórkiem.

 pręcik skierowany na walec, gęsto pocięty liniami

Pręcik był pocięty? Bo jeśli walec, to przecinek wyrzuć.

 blondwłosy młodzian

Deskrypcja, łee.

łoskotu wszystkich burz

Łoskot nie jest tak głośny, jak huk.

 bezwiednie włożył papirus za pazuchę

Jeszcze mokry? Aliteracja.

 płacząc kroplami metalu na posadzkę

Nie jestem pewna, czy to by się zdążyło stopić – wybuch to spalanie zachodzące gwałtownie, a ciepło potrzebuje czasu, żeby się rozejść. Ale lepiej to z kimś skonsultuj.

 starały się zająć ogniem półki

Coś może się zająć ogniem, ale czy może zająć coś innego?

 piekący ból przeszył mu lewą połowę twarzy

Dziwnie to brzmi.

 Krew wolno sączyła się z ran, które miał na całym ciele.

Mało obrazowe, abstrakcyjne.

 niewielką ziarno

Niewielkie ziarno.

 To te czarne kamienie. Palą się zbyt szybko.

Wiesz, że nie. Bitumin nie wybucha. Jeśli potrzebujesz wybuchu, nie kombinuj – niech wybuchnie zbiornik pod ciśnieniem. Zatkaj rurki, a pV = nRT zrobi swoje. I potem podmuch eksplozji rozrzuci co mniejsze palące się kawałeczki dookoła. Problem rozwiązany. (Komentarz mojego ojca do powyższego – co ty jakimś terrorystom pomagasz?)

a ja będę mógł do woli podnosić i obniżać tempo ich spalania. Tylko jak to zrobić?

Miechy były znane. Układanie ogniska w odpowiedni sposób – też.

 już zawsze miała być upstrzona drobinkami metalu niby piegami

Nie wydłubali tego? Fuu…

 którzy odwiedzili niemal świat cały

Hmm. Dziwnie to brzmi.

swoim mniemaniu

Powtórzenie.

 Sam siebie o to zapytywał, kreśląc kolejne litery

Dziwnie wymyślne słowa.

 skończył przepisywać drugą księgę „Poetyki” Arystotelesa

Wredne żarty Cię nie uratują :P

 nie czekały go na powitanie w komnacie rekonwalescenta fruwające zwoje

Poplątana składnia.

 swego, kompletnie zaskoczonego, gościa

Nie ma co z tego robić wtrącenia.

 Musiało jednak zmitygować go kompletnie zbaraniałe oblicze, podnoszące się znad zwoju z listem.

Znowu – dziwnie to brzmi.

 Nazwać coś solą, bo chrupie w zębach, choć słodkie jest jak miód.

Nie przychodzi mi do głowy żaden taki związek nieorganiczny. Wygląda bardziej jak sacharoza (zwłaszcza z tą katalizą popiołem) – ale rafinowanego cukru wtedy nie znano, a nie wydaje mi się, żeby kiedykolwiek nazywano cukier solą. Ale to nie jest niemożliwe, a Ty zrobiłeś kwerendę.

 Kiedy tym razem włożył go w ogień, buchnął spory płomień.

Wydaje mi się, że mylisz reakcję z utleniaczem (część filmiku przewiń, dużo pustosłowia) i reakcję katalityczną z powietrzem. Tu masz tylko katalizator, to nie powinien być taki duży płomień.

wydaje mi się, że jesteś głupszy niż się wydajesz

Yyy?

 …spalanie wydłużają! – dokończył Mikros.

Albo, że się same palą. Paliwo musi się skądś brać.

 Helleni uważali

Hellenowie. I czy coś się zmieniło… :)

 tymczasowo się zakończyły i zamierza je dokończyć

To skończył, czy jeszcze nie?

 przewodnik wykonywał wszystko po swojemu

"Wykonywał" jest bardzo biurokratyczne, zgrzyta.

 wzrostu. (…) po prostu.

Rym.

 Umawialiśmy się co prawda na zarobek

Oj, pech, żeście na niego natrafili, zanim usłyszał przypowieść o winnicy :)

 podrapał się po swej łysiejącej głowie

A po czyjej?

 taksował wzrokiem Greków, na ile może ich jeszcze naciągnąć

Kolokwialne.

niewielkiego Żyda

Hmm. Może: drobnego?

 tyle ile chciał

Tyle, ile chciał.

 zrozumiał co potrzeba

Zrozumiał, co potrzeba.

 Jego twarz mocno się zaczerwieniła

Anglicyzm.

 grdyka poczęła skakać

Co Wy wszyscy z tym "poczynaniem"?

 wyrwał tylko worek ze srebrem z dłoni Mikrosa

Blisko trzy kilo, według Twoich danych. Do podniesienia, ale nieporęczne.

 Gdyby wzrok miał siłę uderzać

Nie brzmi to za bardzo i nie pasuje z tym "przeciągłym".

 Tuż za pagórkiem, według słowa rzymskiego żołnierza, leżała już Jerozolima.

Tuż – już. Rym.

 Mówi, że Bóg ci tego

Zdecyduj, czy Rzymianie mówią o Bogu dużą, czy małą literą, bo zdarza się tak i tak.

 I jak długo będziesz nosił ten gwóźdź, którym przebito nogi tego tu… złoczyńcy, nic ci się panie, nie stanie.

Nie wiem, czy Żydzi (wtedy) rozumowali w ten sposób i czy Józefowi coś takiego w ogóle przyszłoby na myśl w tej chwili. Ale to Twój tekst.

 Ten dziwił się takiemu stanowi rzeczy

Mało naturalne.

 Stugębna, biblioteczna plotka

Nie dawałabym tu przecinka.

 obrzeżu ważkich wydarzeń

Przeczytaj to głośno. Zgrzyta, nie?

 niemal każdy, któremu się wydaje, że wynalazł coś użytecznego

Jeden podobno wynalazł nietłukące szkło, a cesarz kazał go stracić, żeby przemysłu nie psuł. Ale to dygresja.

 z zaniepokojeniem

"Z niepokojem" nie powtarzałoby dźwięku.

 specjalną rynnę, dzięki której miano na przyczepę wsypywać

A nie "za pomocą której"?

 co najdorodniejsze czarne kamienie

Albo "co dorodniejsze", albo "najdorodniejsze". I czy kamienie mogą być dorodne?

 swoje kłamliwe słowa… panie!

Nie skłamał. Kłamstwo ma na celu oszukanie kogoś.

 za drugim razem wszystko poszło nad wyraz

Powtarza się dźwięk.

 błyszczały tajonym triumfem

Niezbyt tajonym, skoro błyszczały.

 napływ wpierw ciekawskich

"Wpierw" trochę zgrzyta dźwiękowo i jako archaizm.

 wątpił, aby zaaferowany ciągłą pracą

Hmm.

 rozkazem przybycia

Wystarczy: rozkazem, to jasne z kontekstu.

siedziska, zajmowanego

Bez przecinka, to grupa nominalna, nie wtrącenie.

 a ci całą swą uwagę poświęcili jemu.

Nienaturalne.

 wyrzekł sucho

"Wyrzekł"?

 Głos miał miękki, dźwięczny

To się nie łączy, to raz. Dźwięczą rzeczy twarde, stal, dzwon. Poza tym "miękki głos" to anglicyzm – po naszemu głos może być łagodny, niegłośny, ale nie miękki.

 syk żmii zagłuszony głosem skowronka

Homer nie przyznałby się do tego porównania :P

 zameldują co trzeba

Zameldują, co trzeba.

 potrzebny jak wół do napędu pojazdów Herona

Ładne.

 awansem, który jest równie realny, jak owe miraże

Mniej ładne. Skróciłabym: awansem, tak samo realnym, jak te miraże…

 Zniecierpliwiony ton Rzymianina wyraźnie wskazywał

Ten ton jest autonomiczny?

 wspiął się na siedmiomuła

Zaraz, a co z tą jego stopą? Była Ci tak naprawdę do czegoś potrzebna?

 Właściwie do jego zadań należało… nie robienie niczego.

Ja napisałabym: Właściwie do jego zadań należało… nic.

 a co za tym idzie kontrolowały ruch wozu.

A może raczej nim sterowały? I napęd jest na paliwo stałe – potrzeba tu palacza z szuflą.

 osypywała się niegruba warstwa piasku

Dziwnie to brzmi, jakoś z przekąsem. Poza tym nie bardzo wiem, jak ten pojazd wygląda, i czy to ma sens, że facet zobaczył deski, które pod nim pękły.

 przypomnienia Mikros pojął, że przecież poznał

Aliteracja.

szydercy nadali to samo miano: Mały.

O! Ładny element kompozycyjny.

 Ale przecież i ogromna pustynia zaczyna tworzyć się od najmniejszego ziarenka piasku.

Przydałoby się więcej przysłowiowej zwięzłości. Może: Ale przecież ogromna pustynia zaczyna się od maleńkiego ziarenka piasku.

 Co mówiąc wyszedł

Co mówiąc, wyszedł.

 Medyk, opiekujący się Mikrosem

Glaukos, co? :)

 wyrządził wypadek

Aliteracja. Poza tym całe zdanie nienaturalnie wysokie w tonie.

stopioną maskę aktora

Hmm. Czy ja wiem?

 Rzymianie?! Ale po co?

Właśnie…

 A nie nie, środka

A, nie, nie, środka…

 popijając powoli

Aliteracja.

 bardziej niż

Bardziej, niż.

 jaką jakiś

Którą. Wtedy unikniesz także aliteracji.

 perorujący znacząco

Ąc-ąc.

 Wiecie, że cała Galia została podbita przez Rzymian… Cała? Nie!

 Z jego stroju można było wywnioskować, że służy w rzymskiej armii.

Opisz go.

Siadaj już Macro

Jego kolega, jak rozumiem, nazywa się Tesco.

 siedzący dotąd przy ławie

Siedzi się na ławie, a przy stole.

 buńczucznie stwierdził czarnowłosy.

To jasne z kontekstu, że buńczucznie. Ponadto – "stwierdził" nie za dobrze tu gra.

 Po tych słowach młodszy Rzymianin dopił spokojnie wino i leniwie podniósł się z ławy

Tak, ot? I powtarzasz spokojne picie wina – nie wydaje mi się, żeby to było zasadne.

 Na takie rozpoczęcie rozmowy Mikros zastygł z uniesionym w ręku kubkiem wina, jakby to jedna z Gorgon zaszczyciła go spojrzeniem.

Hmm.

 Legiony te niepowstrzymanym pochodem prą w głąb Germanii,

Terefere. Same lasy i pagórki, a paliwo na drzewach nie rośnie. Przewiduję trudności logistyczne.

 stojącego w tłumie ludzi przysłuchujących

Znowu dwa imiesłowy. To nie brzmi.

 pociągnął Mikrosa (…), jakoś dowlókł się do Żyda.

To został pociągnięty, czy sam się dowlókł?

 Słowo rozmawiali chyba jednak niewłaściwie określało to, co działo się podczas tych spotkań

Nienaturalne.

 Że trafi do Nieba, Mikros nie wątpił.

Chyba nie załapał sprawy głównej, ale to nie jest niewiarygodne. Że nie załapał.

 Bóg testował go jak Hioba

Nie czepiałam się wcześniej, bo do maszyn to jeszcze pasuje, ale ludzi można wypróbowywać. "Testowanie" ich jest anglicyzmem.

 Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość – te trzy: z nich zaś największa jest wiara”.

Uu, to tak głęboko sięga Twoja alternatywność? Ale dlaczego? Przecież na Ukrzyżowanie Heron nie miał wpływu, więc trzeba by przyjąć odwrotnie idącą przyczynowość, jeśli w ogóle.

 Wystarczy, że rzucisz go pod regały z papirusami. Nawet woda go nie zagasi, wręcz przeciwnie, podsyci płomienie.

Kto walczy metodami Imperium, staje się częścią Imperium. Uch, czy to tak trudno pojąć? Przyjąć, może, ale zrozumieć?

 Wszak, gdyby zechciał go ocalić, nie posyłałby go w ten dzień do Biblioteki.

Halo, wolność woli! Od Pawła specjalistką nie jestem, ale dzwonek mi się odzywa.

 Kimże ty jesteś, byś mógł się spierać z Bogiem?

Ktoś tu popełnia grzech pychy…

jakże ci zazdroszczę, Herostratesie.

Ten Herostrates od Efezu żył czterysta lat wcześniej. Coś nie wierzę, żeby ktokolwiek potem chciał tak nazwać syna. Ale mówisz, że tak specjalnie – w takim razie… TARDIS?

 Wtedy w twoich rękach nie tylko życie moje będzie

Bardzo nienaturalny szyk.

krokiem, zmierzał

Tu bez przecinka, bo to się łączy.

 

Sporo "się", szyk zdań tu i ówdzie nienaturalny, w ogóle trochę Ci nie poszło melodycznie. Stylizujesz nierówno – tylko tu i ówdzie sobie o tym przypominasz. Trochę przesadzasz z zaimkami (ten i ten, zupełnie niepotrzebnie). Mam wrażenie pośpiechu. Zwłaszcza, że łączysz wątki… średnio do siebie pasujące. Tu Paweł z Tarsu, tam Asterix, posklejane na glutoklej. Z Mikromegasem. I Herostratesem, nie wiedzieć czemu. Tu zawiedziona przyjaźń (sam w sobie dobry temat), tu terroryzm… jakbyś się nie mógł zdecydować, czego chcesz.

Ani do czołgów na parę mnie nie przekonałeś, ani do wojujących chrześcijan. Gwóźdź byłby ładną klamrą, gdyby się nie pojawił tak jakoś znikąd. Podobnie nawrócenie Herona wydaje mi się trochę na siłę.

Nie, mój drogi. Umiesz pisać lepiej i dowiodłeś już tego.

 Problem w tym, że nie znam przekleństw rzymskich.

Poszukaj sobie rzymskiego graffiti, tam jest mniej więcej to, co we współczesnym. Bluzgi też.

 Zauważę, że wziął papirus ze sobą. Może tylko jego egzemplarz przetrwał pożar i doczekał naszych czasów ;)?

Były inne kopie. Były też myszy, które zeżarły więcej mądrości, niż wszystkie pożary razem wzięte.

 Wypowiedzi Paulusa z końca opowiadania to niemal wyłącznie cytaty z jego listów.

Na pamięć ich nie znam, ale o Bibliotece raczej nie pisał :P

 Dziwnie byłoby zaczynać “działo się to w 30 lat po narodzinach Chrystusa”, skoro ten jeszcze żyje :P.

Raczej "skoro nie jest jeszcze znany". Datowanie wg. obowiązującego ówcześnie kalendarza jest zupełnie logiczne.

 Co do bluźnierstwa – w świecie greckim lepsze byłoby określenie hybris, bo istotnie przypisywanie sobie przez człowieka możliwości czy atrybutów bogów (bez oficjalnej deifikacji, bo królowie hellenistyczni wszystko zdołali ominąć) jest hybris.

O, to, to.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Uff, Tarnino, za chwilę prześcigniesz Cienia w długości komentarzy ;).

Jutro trochę poprawię, trochę zostawię, do większości się odniosę.

Na razie tylko dwie rzeczy: “czarne kamienie” to nie bitumin, tylko węgiel. Asfalt jest tylko katalizatorem. Oraz gdzie napisałem, że Heron się nawrócił?

 

EDIT: Trochę zacznę dziś :).

 

 Nie winił ich za to.

O, anglicyzm! Czyżbyśmy o czymś nie wiedzieli? :D

O czym? Poza tym – nawet jeśli anglicyzm, to dość często stosowany. Zobacz TU

 wiedział, że taki właśnie był

Jest – c.t.

Poprawione.

 kolory któregoś kibicowskiego

Aliteracja.

Poprawione.

znajomi (…), zwracali się

Tu bez przecinka.

Poprawione.

 Poszedł wówczas wyprosić zdrowie do świątyni Apolla

Brzmi to tak, jakby kazał zdrowiu się wynosić do świątyni. Naturalniej byłoby: Poszedł wówczas do świątyni Apolla, prosić o zdrowie.

A dlaczego? Zobacz punkt 1 – TU

 Dlaczego nie do Asklepiosa, opiekuna lekarzy?

Bo Apollo też miał medyczne zacięcie?

No widzisz, i tu jest pytanie o granice wiedzy czytelnika. Ja już nie pamiętałem, że Apollo zajmował się również medycyną. I chciałem to podkreślić dla niezorientowanych tak dobrze, jak Ty ;).

 uprosić Apollina o cud

Hmm. Coś mi to nie brzmi.

Może i nie, ale oddaje to, co chciałem powiedzieć.

 Toteż pewnej niedzieli

29 rok n.e. (policzyłam) – Wikipedia powiada, że Rzymianie mieli tydzień ośmiodniowy. Starożytnicy – potwierdzić! (Lub zaprzeczyć.)

O widzisz, tego nie wiedziałem. Jak się wypowie znawca, to ewentualnie zmienię. Ale też nie komplikujmy zbytnio. Już z latami udziwniłem, to jak jeszcze zacznę z dniami, miesiącami, erami, to w ogóle będzie nieczytelne. Ale jak co – poprawię w przyszłości.

 błagać boga o cud

Powtórzony "cud".

Poprawiłem.

 lśniącobiałe

W zasadzie powinno być rozdzielnie, chociaż PWN mówi, że i tak można. Ale wolę zaznaczyć. 

Zdaje się, że sprawdzałem. I forma użyta przeze mnie znacznie bardziej mi się podoba :).

 Do świątyni wstępu strzegły

Jakieś to dziwnie zorganizowane – nie porządniej byłoby: Wstępu do świątyni strzegły… ?

Moje też mi się podobało, ale dla świętego spokoju poprawiłem ;).

 olbrzymie, brązowe wrota

Tu można bez przecinka.

Czy aby na PEWNO?

 w ręce dzierżył płonące polano

Silny.

To było małe polano :).

 Matrona mamrotała coś bezzębnymi ustami

Ale wcześniej mówiła wyraźnie? I – aliteracja.

Po pierwsze – wcześniej mówiła tak, by na pewno być zrozumianą. Później, do siebie, a więc nie tak starannie. Po drugie – dwóch wyrazów zaczynających się tą samą literą, nie uważam za aliterację.

 czuł się lekko oszołomiony, ale kiedy już zabierał się

Dwa razy "się", no i to "lekko"…

Poprawiłem, ale czy jest lepiej?

 wtrzymał już właściciel bolącej pięty

Literówka. "Właściciel pięty" nie kupił jej przecież na agorze :)

A tu mam ćwieka. Skoro nie jestem właścicielem własnych części ciała, to kim jestem względem nich?

 ktoś przeszkadza mu w próbie wykurowania się.

Szyk trochę nienaturalny. Ja napisałabym: ktoś mu przeszkadza.

Poprawione.

 na mniejszego chłopaka

Jakiego chłopaka? Przed chwilą to był dorosły facet?

A gdzie tak jest napisane? O Heronie piszę, że to “młody człowiek”. Naturalne (dla mnie) jest, że starszych pod świątynią by nie zaczepiał. Heron ma wtedy jakieś 18-20 lat, Mikros jest ciut młodszy. Mogę ich więc nazywać “chłopakami”. Przypomnę, że to tekst dla współczesnego czytelnika, który niekoniecznie musi wiedzieć, że wtedy traktowano takich ludzi jak dojrzałych facetów?

 wyraźnie oszołomiony, aż się zakrztusił z przejęcia:

Pokazuj, nie zapewniaj.

Że co – mam ikonkę śliny wstawić do dialogu ;)?

 Po raz drugi na Herona Mikros wpadł na schodach Biblioteki.

Znowu coś Ci się miesza z tym szykiem. Trudno się to czyta.

Poprawione.

tyłek boleśnie przywitał się z kilkoma stopniami

Ten dowcip nie wyszedł, niestety.

Może. Zostawię.

 Jak łazisz, łazęgo?

A ten – owszem.

Może. Zostawię ;).

zabełkotał z poziomu stopni Mikros

Raczej "wybełkotał" – i bądź konsekwentny z formatem dialogów.

Poprawiłem. I o co chodzi z tym formatem, bo nie łapię?

zmitygował się lekko

"Lekko" unikałabym w ogóle, tutaj tak wzmacnia, że aż osłabia.

Poprawione. Będę się wystrzegał :).

niemal ciągnąc za sobą Mikrosa

"Niemal"?

Nie masz dzieci, nie? Czyli – chcesz kogoś pociągnąć, ale przypominasz sobie, że nie możesz. Zwalniasz uchwyt, potem znowu przyspieszasz… etc etc etc :).

 Po drodze Heron paplał niemal bez przerwy:

To się źle wymawia, przeczytaj głośno.

Przeczytałem bez problemu. Nagrać Ci mp3 i wysłać ;)?

ciągnięty kuternoga.

Wiemy, że ciągnięty, powtórzenie zdaje mi się zbędne.

Poprawione.

 Wszak już ci to tłumaczyłem, prawda?

Skąd tu nagle "wszak" skoro dotąd nie stylizowałeś? I dalej chyba też nie.

Czemu “wszak” jest stylizacją?

 nic nie rozumiejące oczy

Oczy nie są samodzielnym bytem.

No niby tak. Ale spotkałem się już na pewno z takim wyrażeniem. Poszukam jeszcze.

 morzem, w którym woda jest czarna

Nie jest. Nazwa pochodzi według jednych stąd, że łatwo się tam było rozbić, według innych od dawnych azjatyckich oznaczeń kierunków (czarny tj. północny).

A widzisz, tego też nie wiedziałem. Ale jak wskazać współczesnemu czytelnikowi, że chodzi o Morze Czarne? Nie będę tłumaczył przez dwa akapity, że kiedyś północ zaznaczało się na czarno, a że morze leżało na północnych rubieżach, to… Takie małe przekłamanie dla lepszej komunikatywności.

EDIT: Tak w ogóle nazwa łacińska znaczy “Morze Gościnne” ;). A Wiki podaje, że jednak woda bywa tam czarna: “Nazwa pochodzi od siarczków (morze jest największym na świecie zbiornikiem wody beztlenowej) barwiących wodę na czarno”.

 Czarne kamienie, które się palą.

Po co Ci tu bitumin, skoro stary, dobry węgiel nada się świetnie?

“Czarne kamienie” to właśnie węgiel.

do mniejszego towarzysza.

Miał jednego…

Poprawione.

 wielkie plastry miedzi

Plastry? Spokojnie mogłyby być sztaby.

No nie wydaje mi się – http://epatmos.pl/na-zachod/item/miedz-albo-nie-miedz-3 

 cudowności świata

"Świat" już był przed chwilą.

Poprawione.

 Taki przystanek w tym niemalże biegu drugi z chłopców przyjął z wdzięcznością

Coś to nie brzmi.

W którym miejscu?

 mniejszego z pędzących na spotkanie statku chłopców

Primo – nie musisz mi co krok przypominać, że Mikros jest mniejszy, bo jeszcze to pamiętam. Secundo – nadmiar deskrypcji niewygodnie się czyta. I powtarzasz "włosy".

Mniejszego już zostawię, włosy nadmiarowe usunąłem.

 , chcących coś przywieźć bądź wywieźć z egipskiego miasta.

Co to wnosi?

Poprawiłem. Czy na lepsze?

 odparował krótko

Odparowuje się z definicji krótko.

Poprawione.

 „Vacca”

Dziwna nazwa dla statku. Choć na pewno nie kusi losu…

Myślę, że wtedy właściciele statków byli nie mniej pomysłowi, niż dziś ;) – https://www.tawernaskipperow.pl/czytelnia/ciekawostki/najdziwniejsze-nazwy-jachtow/5174 

 Mimo uwag Herona o konieczności utrzymania tajemnicy, ta akurat głęboko zanurzona oneraria zwracała na siebie szczególną uwagę.

Coś mi tu nie brzmi.

Gdzie?

 Jedną stroną kłótni był (…), a drugim otyły Rzymianin,

Związek zgody! Poza tym dziwnie to brzmi, te "strony kłótni".

Poprawione.

 wymachujący trzymanymi w ręku zwojami.

Weź parę zwojów kalki i pomachaj nimi. Nie do zrobienia, one są duże i nieporęczne.

Podobno były i tak wielkie zwoje. Ale pamiętaj, one były do czytania i raczej nie mogły być tak nieporęczne. Wiki podaje: “Wysokość zwoju sięgała najczęściej od 15 do 17 cm”. To chyba się da.

 przybierać, niezdrowy, purpurowy kolor

Pierwszy przecinek – błędny.

Poprawione.

 To będzie niemożliwe! Uwierz mi, panie, i przestań podsycać ten daremny spór!

Dziwnie nienaturalna wypowiedź.

Poprawione.

 wzbierającym niepokojem

Kapkę purpurowe.

Jak kapkę, to zostawiam :).

 A ona sama, jeśli wierzyć Platonowi, istnieje gdzieś jako byt idealny i widzimy tylko jej liczne echa.

Sofista :D a ech nie widzimy, tylko słyszymy.

Poprawione.

 zamaszyście machając

Można machać niezamaszyście? Czyli nie machając?

Poprawione.

 Jeden ze zwojów wymknął się z energicznie potrząśniętej dłoni

O tym już mówiłam.

A to zostawię. Można przecież potrząsnąć delikatnie.

 obaj młodzieńcy całą swą uwagę zwrócili

Tak nagle? Dokonałeś tu skrótu, dobrze myślę?

Tzn? Spór zażegnany, gapie się rozchodzą, można się wziąć do roboty.

 calamus, piórko

Tak ściśle mówiąc, calamus to trzcinka. Ale jako przyrząd do pisania można ją nazwać piórkiem.

Może i trzcinka, ale ponieważ w życiu nie widziałem, to polegałem na Wiki.

 pręcik skierowany na walec, gęsto pocięty liniami

Pręcik był pocięty? Bo jeśli walec, to przecinek wyrzuć.

Poprawione.

 blondwłosy młodzian

Deskrypcja, łee.

Się czasem używa ;).

łoskotu wszystkich burz

Łoskot nie jest tak głośny, jak huk.

Jeden nie, ale wszystkich burz?

 bezwiednie włożył papirus za pazuchę

Jeszcze mokry? Aliteracja.

O aliteracji już pisałem. Mokry, piaskiem nie miał czasu posypać ;).

 płacząc kroplami metalu na posadzkę

Nie jestem pewna, czy to by się zdążyło stopić – wybuch to spalanie zachodzące gwałtownie, a ciepło potrzebuje czasu, żeby się rozejść. Ale lepiej to z kimś skonsultuj.

Tyż nie wiem. Jak mnie specjalista skarci, to poprawię. Ale – żeby wybuchło, musiało się już porządnie nagrzać. Czyli myślę, że obleci.

 starały się zająć ogniem półki

Coś może się zająć ogniem, ale czy może zająć coś innego?

Skoro pochodnie zapalają słomiane dachy, to węgiel półek nie może?

 piekący ból przeszył mu lewą połowę twarzy

Dziwnie to brzmi.

Dlaczego?

 Krew wolno sączyła się z ran, które miał na całym ciele.

Mało obrazowe, abstrakcyjne.

Poprawione.

 niewielką ziarno

Niewielkie ziarno.

A bo to drzazga wcześniej była :).

 To te czarne kamienie. Palą się zbyt szybko.

Wiesz, że nie. Bitumin nie wybucha. Jeśli potrzebujesz wybuchu, nie kombinuj – niech wybuchnie zbiornik pod ciśnieniem. Zatkaj rurki, a pV = nRT zrobi swoje. I potem podmuch eksplozji rozrzuci co mniejsze palące się kawałeczki dookoła. Problem rozwiązany. (Komentarz mojego ojca do powyższego – co ty jakimś terrorystom pomagasz?)

Skrót myślowy. Za dużo ciepła w jednostce czasu – para bum.

a ja będę mógł do woli podnosić i obniżać tempo ich spalania. Tylko jak to zrobić?

Miechy były znane. Układanie ogniska w odpowiedni sposób – też.

Owszem. Ale to miało być kompaktowe urządzenie. Czyli nic z miechów i innych takich.

 już zawsze miała być upstrzona drobinkami metalu niby piegami

Nie wydłubali tego? Fuu…

Ludzie nie dbali wtedy tak o swe facjaty :).

 którzy odwiedzili niemal świat cały

Hmm. Dziwnie to brzmi.

Lubię to wyrażenie :).

swoim mniemaniu

Powtórzenie.

Poprawione.

 Sam siebie o to zapytywał, kreśląc kolejne litery

Dziwnie wymyślne słowa.

A jakie są prostsze?

 skończył przepisywać drugą księgę „Poetyki” Arystotelesa

Wredne żarty Cię nie uratują :P

Czemu wredne? Własnie to w tym tekście mi się podobało – miliony nawiązań. Np Asterix. A “Kritiasz” też jest bardzo ważny. Poguglaj :P!

 nie czekały go na powitanie w komnacie rekonwalescenta fruwające zwoje

Poplątana składnia.

Ale wiadomo, co chciałem powiedzieć, nie?

 swego, kompletnie zaskoczonego, gościa

Nie ma co z tego robić wtrącenia.

Poprawione.

 Musiało jednak zmitygować go kompletnie zbaraniałe oblicze, podnoszące się znad zwoju z listem.

Znowu – dziwnie to brzmi.

Ponownie – ale wiesz, o co mi chodzi?

 Nazwać coś solą, bo chrupie w zębach, choć słodkie jest jak miód.

Nie przychodzi mi do głowy żaden taki związek nieorganiczny. Wygląda bardziej jak sacharoza (zwłaszcza z tą katalizą popiołem) – ale rafinowanego cukru wtedy nie znano, a nie wydaje mi się, żeby kiedykolwiek nazywano cukier solą. Ale to nie jest niemożliwe, a Ty zrobiłeś kwerendę.

Ano widzisz. Ja się trochę naguglałem. Poczytaj! Też się zdziwiłem :)!

 Kiedy tym razem włożył go w ogień, buchnął spory płomień.

Wydaje mi się, że mylisz reakcję z utleniaczem (część filmiku przewiń, dużo pustosłowia) i reakcję katalityczną z powietrzem. Tu masz tylko katalizator, to nie powinien być taki duży płomień.

I znowu – to akurat wziąłem z tej strony. Jak dla mnie, to spory płomień.

 

Zmęczyłem się :).

CDN, Tarnino!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Na razie odpowiedzi do odpowiedzi, całość obejrzę ponownie, kiedy skończymy tę rundę poprawek :)

 “czarne kamienie” to nie bitumin, tylko węgiel. Asfalt jest tylko katalizatorem

To czemu przepraszasz za bitumin we wstępie? Pomyślałam, że chodzi o jakieś kawałki piaskowca nasączone ropą, czy coś w tym rodzaju. Asfalt zaś nie jest katalizatorem, tylko paliwem – katalizator to takie cuś, co dodajesz do środowiska reakcji, żeby ona zachodziła w tempie znośnym, a nie geologicznym, i co samo się nie zużywa.

 Oraz gdzie napisałem, że Heron się nawrócił?

Hmm. No, faktycznie, nie napisałeś. Zapędziłam się. :( Mój błąd.

 O czym? Poza tym – nawet jeśli anglicyzm, to dość często stosowany.

A skąd my mamy wiedzieć, o czym nie wiemy? XD I tak, jest ostatnio często stosowany, ale pozostaje anglicyzmem. Nawet, jeśli się wkręci w uzus i stanie poprawny, ciągle będzie zapożyczeniem składniowym.

 A dlaczego? Zobacz punkt 1 – TU

No, właśnie. I Ty masz rację (patrz punkt pierwszy) i ja mam rację – bo składnia naprowadza na określoną interpretację. Ale może tylko mnie? Czy jest na sali profesor Miodek?

 I chciałem to podkreślić dla niezorientowanych tak dobrze, jak Ty ;).

 I forma użyta przeze mnie znacznie bardziej mi się podoba :).

No, i fajnie :P

 Czy aby na PEWNO?

Cytat z Twojego linka: Jeśli natomiast jeden przymiotnik jest określeniem frazy złożonej z rzeczownika i drugiego przymiotnika, przecinka nie stawiamy. Może to moja idiosynkrazja, ale "brązowe wrota" (a lepiej "wrota z brązu") zdają mi się właśnie frazą nominalną. Ale tu też przydałby się specjalista.

 To było małe polano :).

Albo ktoś był w Galii i gwizdnął Panoramiksowi notatki XD

 dwóch wyrazów zaczynających się tą samą literą, nie uważam za aliterację

Ale tu jest ta sama sylaba: MAtrona MAmrotała.

 Skoro nie jestem właścicielem własnych części ciała, to kim jestem względem nich?

Mereologicznie jesteś kolektywem, do którego należą :P ale masz rację, że tak się mówi potocznie. I potem człowiek sprzedaje własne nerki.

 A gdzie tak jest napisane?

No, właśnie. Nigdzie. Ale jakoś odniosłam takie wrażenie – a ponieważ już zobaczyłam w głowie łysawego gostka w średnim wieku, to tu się potknęłam. Nie jestem w tej chwili pewna, skąd ten łysawy gostek mi się wziął, zobaczę później.

mam ikonkę śliny wstawić do dialogu ;)?

Cute XD

I o co chodzi z tym formatem, bo nie łapię?

Raz dużą literą, raz małą. Wiesz, co, po prostu zabawię się w NWMa i podlinkuję poradnik: https://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112

 Zwalniasz uchwyt, potem znowu przyspieszasz… etc etc etc :).

Doobra… W mojej wieży to tylko myszy, więc nikt mnie nie ciąga. Ustępuję przez ekspertem :P

 Przeczytałem bez problemu. Nagrać Ci mp3 i wysłać ;)?

Naślę na Ciebie Harrisona Forda :)

 Czemu “wszak” jest stylizacją?

Bo jest archaizmem. I jeszcze wczoraj mogłam tę informację znaleźć w PWN, argh! A dzisiaj jej nie ma. Kosmici. To na pewno kosmici.

 Ale spotkałem się już na pewno z takim wyrażeniem.

Też się z nim spotykałam, ale to nie zmienia faktu, że jest nielogiczne.

 Wiki podaje, że jednak woda bywa tam czarna

I tak, i nie. Siarczki trzymają się dna (są ciężkie), przy powierzchni woda jest błękitna. Ale Twój problem dostrzegam – nie wiem w tej chwili, jak sama bym go rozwiązała, więc jesteś usprawiedliwiony.

 No nie wydaje mi się

To są sztaby, tylko okrągłe. Plastry się odcina od większego kawałka (punkt 2 tutaj). Rozumiem, że współczesny czytelnik przez "sztabę" rozumie takie coś, jak w Fort Knox… znowu to samo, co z Morzem Czarnym, obawiam się. Może krążki? Ale to znowu za małe…

 Taki przystanek w tym niemalże biegu drugi z chłopców przyjął z wdzięcznością

W którym miejscu nie brzmi? Ten "niemalże bieg" łamie język, ale całe zdanie zdało mi się dziwnie wydłużone. Nie jestem pewna, dlaczego.

 włosy nadmiarowe usunąłem.

XD

 Myślę, że wtedy właściciele statków byli nie mniej pomysłowi, niż dziś ;)

Bomba :D zapisałam sobie sznurek. Ja kiedyś widziałam jacht o nazwie "Wingilot" (nasi tu byli!) ale nie chodziło mi tu o pomysłowość, a o to, że "Krowa" nie kojarzy się ani specjalnie z morzem, ani z niczym, z czym się zwykle kojarzą nazwy statków.

 “Wysokość zwoju sięgała najczęściej od 15 do 17 cm”.

W sensie, szerokość? Ale i tak trudno byłoby machać kilkoma, nawet zeszytów nie zmieścisz w ręku więcej, niż pięć, sześć.

 Spór zażegnany, gapie się rozchodzą, można się wziąć do roboty.

Hmm, no, może i tak.

 Może i trzcinka, ale ponieważ w życiu nie widziałem, to polegałem na Wiki.

Bez nerwów, po prostu musiałam się popisać :)

 Się czasem używa ;).

:P

 Jeden nie, ale wszystkich burz?

No, to wszystkich właśnie huk.

 Skoro pochodnie zapalają słomiane dachy, to węgiel półek nie może?

Chodziło mi o łączliwość czasownika, nie o prawa fizyki. PWN powiada, że ogień może zająć jakiś obszar, ale ogniem coś może zająć się (o, jeny, ale wygibas :D).

 Dlaczego?

Hmm. I piekący, i przeszył? Przeszycie jest nagłe (plask, ał!), a pieczenie chyba nie.

 Ale to miało być kompaktowe urządzenie. Czyli nic z miechów i innych takich.

Silnik do pojazdu mechanicznego – kompaktowy? On od razu chce wynaleźć Smarta?

 Ludzie nie dbali wtedy tak o swe facjaty :).

Mimo wszystko fuu :D

 A jakie są prostsze?

Na przykład: Sam się nad tym zastanawiał, pisząc.

 Czemu wredne?

No, druga księga Poetyki? Toć to Święty Graal! A Ty nim tu tak dyndasz ludziom pod nosem, jak Tantalowi. Wrr!

 A “Kritiasz” też jest bardzo ważny. Poguglaj :P!

:P

 Ale wiadomo, co chciałem powiedzieć, nie?

Jak się człek postara, to wiadomo.

 Ponownie – ale wiesz, o co mi chodzi?

Wiem, ale to ma być literatura piękna.

 Ja się trochę naguglałem. Poczytaj! Też się zdziwiłem :)!

No, widzisz, ale zgadłam, że to cukier. Marudo :P

 Jak dla mnie, to spory płomień.

No, ładnie się hajcuje. I faktycznie, gdybym to-to trzymała nad lampką spirytusową, to rzeczywiście mogłabym uznać, że jest duży. Chociaż tu były kostki cukru, a nie proszek na patyczku (aż tak dużo się go nie przyklei).

 CDN, Tarnino!

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ej, ale to jest nie fair ;). Jeszcze nie zdążyłem odpowiedzieć na pierwsze uwagi, a Ty już walisz uwagi do uwag. W tym tempie to nie odpowiem do Wielkanocy :(.

Dobra, kontynuuję, gdzie przerwałem.

wydaje mi się, że jesteś głupszy niż się wydajesz

Yyy?

Poprawione. 

 …spalanie wydłużają! – dokończył Mikros.

Albo, że się same palą. Paliwo musi się skądś brać.

Skoro Herodotowe zostały w ognisku, to się nie palą. Paliwo musi się skądś brać? Ok, ale, jak we wszystkich punkach, ta nauka jest trochę magiczna. I ten węgiel się pali… i pali… i pali…

 Helleni uważali

Hellenowie. I czy coś się zmieniło… :)

Poprawione częściowo, bo gdybym wpakował “uważają”, to dopiero wyglądałoby kuriozalnie.

 tymczasowo się zakończyły i zamierza je dokończyć

To skończył, czy jeszcze nie?

Poprawione. A nigdy nie przerywałaś obiadu, bo ktoś zadzwonił? Czyli – “tymczasowo zakończyłaś posiłek”.

 przewodnik wykonywał wszystko po swojemu

"Wykonywał" jest bardzo biurokratyczne, zgrzyta.

Poprawione.

 wzrostu. (…) po prostu.

Rym.

Wierszy też nie mogę pisać ;P?

 Umawialiśmy się co prawda na zarobek

Oj, pech, żeście na niego natrafili, zanim usłyszał przypowieść o winnicy :)

Jeszcze usłyszy. A jak już jesteś taka szczególarka, to znasz może Dzieje Apostolskie i historię Szczepana? Co robi Szaweł, gdy go poznajemy ;P?

 podrapał się po swej łysiejącej głowie

A po czyjej?

Mógł po cudzej, ale poprawiłem.

 taksował wzrokiem Greków, na ile może ich jeszcze naciągnąć

Kolokwialne.

Zgodzę się, ale może podpowiesz wyrażenie niekolokwialne?

niewielkiego Żyda

Hmm. Może: drobnego?

Może być.

 tyle ile chciał

Tyle, ile chciał.

Poprawione

 zrozumiał co potrzeba

Zrozumiał, co potrzeba.

Poprawione

 Jego twarz mocno się zaczerwieniła

Anglicyzm.

To jest anglicyzm?? Hm, poguglam póxniej.

 grdyka poczęła skakać

Co Wy wszyscy z tym "poczynaniem"?

Po pierwsze – jacy wszyscy? Po drugie – czasem trzeba użyć innego słowa niż “zaczęła”.

 wyrwał tylko worek ze srebrem z dłoni Mikrosa

Blisko trzy kilo, według Twoich danych. Do podniesienia, ale nieporęczne.

Według moich danych bliższe dwóch, ale do wykonania. Szczególnie, jeśli chodzi o kasę ;).

 Gdyby wzrok miał siłę uderzać

Nie brzmi to za bardzo i nie pasuje z tym "przeciągłym".

Dla mnie – ujdzie.

 Tuż za pagórkiem, według słowa rzymskiego żołnierza, leżała już Jerozolima.

Tuż – już. Rym.

Co Ty z tymi aliteracjami i rymami? Zdarza się czasem. Zostawię.

 Mówi, że Bóg ci tego

Zdecyduj, czy Rzymianie mówią o Bogu dużą, czy małą literą, bo zdarza się tak i tak.

Poprawione. Co prawda zamysł był taki, że Żydzi mówią “Bóg” a Rzymianie “bóg”, ale rzeczywiście – te słowa przekazuje rzymski żołnierz.

 I jak długo będziesz nosił ten gwóźdź, którym przebito nogi tego tu… złoczyńcy, nic ci się panie, nie stanie.

Nie wiem, czy Żydzi (wtedy) rozumowali w ten sposób i czy Józefowi coś takiego w ogóle przyszłoby na myśl w tej chwili. Ale to Twój tekst.

Na pewno nie rozumowali. Ale to było moje prywatne odstępstwo od kanonu. Z drugiej strony – skoro całun czy włócznia są święte, to gwoździe tym bardziej. A ja je tylko uczyniłem magicznymi.

 Ten dziwił się takiemu stanowi rzeczy

Mało naturalne.

Poprawione.

 Stugębna, biblioteczna plotka

Nie dawałabym tu przecinka.

Casus brązowych wrót z początku.

 obrzeżu ważkich wydarzeń

Przeczytaj to głośno. Zgrzyta, nie?

Poprawione.

 z zaniepokojeniem

"Z niepokojem" nie powtarzałoby dźwięku.

Poprawione.

 specjalną rynnę, dzięki której miano na przyczepę wsypywać

A nie "za pomocą której"?

Poprawione.

 co najdorodniejsze czarne kamienie

Albo "co dorodniejsze", albo "najdorodniejsze". I czy kamienie mogą być dorodne?

Nie jest to może najpoprawniejsze wyrażenie, ale w korpusie PWN znalazłem m.in. dorodne cumulusy czy dorodne krople. W każdym razie – każdy wię, o co mi chodzi, nie?

 swoje kłamliwe słowa… panie!

Nie skłamał. Kłamstwo ma na celu oszukanie kogoś.

No. I Heron myśli, że Rzymianin specjalnie deprecjonuje jego wysiłki. Dla niego – są to słowa kłamliwe.

 za drugim razem wszystko poszło nad wyraz

Powtarza się dźwięk.

Poprawione.

 błyszczały tajonym triumfem

Niezbyt tajonym, skoro błyszczały.

Oczywiście, że tajonym. Chciał nie pokazać uczuć, a oczy go zdradziły. Mimowolnie.

 napływ wpierw ciekawskich

"Wpierw" trochę zgrzyta dźwiękowo i jako archaizm.

Poprawione. BTW – zaczynam się czuć jak dinozaur. Ani “wszak”, ani “wpierw” nie są dla mnie archaiczne ;).

 wątpił, aby zaaferowany ciągłą pracą

Hmm.

Hmm co?

 rozkazem przybycia

Wystarczy: rozkazem, to jasne z kontekstu.

Poprawione.

siedziska, zajmowanego

Bez przecinka, to grupa nominalna, nie wtrącenie.

Poprawione.

 a ci całą swą uwagę poświęcili jemu.

Nienaturalne.

Poprawione.

 wyrzekł sucho

"Wyrzekł"?

Yes. Czyli powiedział. Niby też archaizm, ale nie dla mnie :).

 Głos miał miękki, dźwięczny

To się nie łączy, to raz. Dźwięczą rzeczy twarde, stal, dzwon. Poza tym "miękki głos" to anglicyzm – po naszemu głos może być łagodny, niegłośny, ale nie miękki.

Niby poprawiłem, ale czy teraz jest lepiej?

 syk żmii zagłuszony głosem skowronka

Homer nie przyznałby się do tego porównania :P

Na szczęście nie jestem Homerem :D.

 zameldują co trzeba

Zameldują, co trzeba.

No nie wiem. TU są przypadki, że jest tak i tak. A ja z wyczucia uważam, że mam dobrze.

 awansem, który jest równie realny, jak owe miraże

Mniej ładne. Skróciłabym: awansem, tak samo realnym, jak te miraże…

Poprawione.

 Zniecierpliwiony ton Rzymianina wyraźnie wskazywał

Ten ton jest autonomiczny?

Tutaj, podpunkt 2. Tak ja to widzę.

 wspiął się na siedmiomuła

Zaraz, a co z tą jego stopą? Była Ci tak naprawdę do czegoś potrzebna?

Kulał. To znaczy, że na wózku ma jeździć? Rusza się prawie normalnie, tylko wolniej i mniej sprawnie.

 Właściwie do jego zadań należało… nie robienie niczego.

Ja napisałabym: Właściwie do jego zadań należało… nic.

Ale moje jest bardziej opisowe. I wyraźniej wskazuje, że jego funkcja była tylko tytularna.

 a co za tym idzie kontrolowały ruch wozu.

A może raczej nim sterowały? I napęd jest na paliwo stałe – potrzeba tu palacza z szuflą.

A co za różnica? Poza tym – sterowanie kojarzy mi się głównie ze zmianą kierunku, kontrola jest “mocniejsza”. Obejmuje także przyspieszanie i zwalnianie. Palacza trzeba, ale wymieniałem gdzieś szczegółowo załogę siedmiomuła i ich zadania?

 osypywała się niegruba warstwa piasku

Dziwnie to brzmi, jakoś z przekąsem. Poza tym nie bardzo wiem, jak ten pojazd wygląda, i czy to ma sens, że facet zobaczył deski, które pod nim pękły.

Sens to ma taki, że wiadomo, że ktoś przygotował pułapkę.

 przypomnienia Mikros pojął, że przecież poznał

Aliteracja.

Tu OK. Jedno “p” zmieniłem na “u” :P.

 Ale przecież i ogromna pustynia zaczyna tworzyć się od najmniejszego ziarenka piasku.

Przydałoby się więcej przysłowiowej zwięzłości. Może: Ale przecież ogromna pustynia zaczyna się od maleńkiego ziarenka piasku.

Tak ładniej, poprawiłem. BTW – podaj to przysłowie ze zwięzłością, bo jestem ciekaw ;P.

 Co mówiąc wyszedł

Co mówiąc, wyszedł.

Poprawione.

 Medyk, opiekujący się Mikrosem

Glaukos, co? :)

Ale że co? Że Mikros i Midas mają podobne imiona?

 wyrządził wypadek

Aliteracja. Poza tym całe zdanie nienaturalnie wysokie w tonie.

Zgodzę się, ale nie wiem, jak to inaczej napisać.

stopioną maskę aktora

Hmm. Czy ja wiem?

Brr, normalnie kiedyś Cię uduszę, że muszę takie cierpienia oglądać. Mirosław Bastek, tylko bardziej.

 Rzymianie?! Ale po co?

Właśnie…

Żeby zachować monopol? Paranoja wojskowych, wchodzących w posiadanie “cudownej broni”.

 A nie nie, środka

A, nie, nie, środka…

Poprawione, acz jeden przecinek zbędny ;).

 popijając powoli

Aliteracja.

Tu się zgodzę. Poprawione.

 bardziej niż

Bardziej, niż.

Się nie zgodzę – https://www.ekorekta24.pl/przecinek-przed-niz-czy-przed-niz-stawiamy-przecinek/ 

 jaką jakiś

Którą. Wtedy unikniesz także aliteracji.

Poprawione.

 perorujący znacząco

Ąc-ąc.

Poprawione.

 Z jego stroju można było wywnioskować, że służy w rzymskiej armii.

Opisz go.

Tu już goniłem limit, a skoro i tak mam mało opisów, to już zostawię.

Siadaj już Macro

Jego kolega, jak rozumiem, nazywa się Tesco.

Uwagi proszę wysyłać na adres: Simon Scarrow, Norfolk. Bo ci dwaj panowie to bohaterowie cyklu “Orły Imperium” ;P.

 siedzący dotąd przy ławie

Siedzi się na ławie, a przy stole.

Czyżby? Aczkolwiek nie wiem, jak to było w starożytności. Podeślij linka z wyposażeniem rzymskiej karczmy, to poprawię ;).

 buńczucznie stwierdził czarnowłosy.

To jasne z kontekstu, że buńczucznie. Ponadto – "stwierdził" nie za dobrze tu gra.

Poprawione.

 Po tych słowach młodszy Rzymianin dopił spokojnie wino i leniwie podniósł się z ławy

Tak, ot? I powtarzasz spokojne picie wina – nie wydaje mi się, żeby to było zasadne.

No właśnie dlatego powtarzam, że gościa to kompletnie nie przejęło. Ergo – był już przyzwyczajony. Czyli ci panowie to nie byle chłystki. Odsyłam do Scarrowa.

 Na takie rozpoczęcie rozmowy Mikros zastygł z uniesionym w ręku kubkiem wina, jakby to jedna z Gorgon zaszczyciła go spojrzeniem.

Hmm.

Hmm, co? Zamarł wystarczy? Meduza jest fajna :).

 Legiony te niepowstrzymanym pochodem prą w głąb Germanii,

Terefere. Same lasy i pagórki, a paliwo na drzewach nie rośnie. Przewiduję trudności logistyczne.

Parę lat już minęło, ogarnęli, czego potrzeba. A z zaawansowanym transportem – potrzeba zbudować tylko jakie takie drogi dla siedmiomułów z paliwem. Rzymianie nie daliby rady?

 stojącego w tłumie ludzi przysłuchujących

Znowu dwa imiesłowy. To nie brzmi.

Czemu? Jest jasne, jak dla mnie.

 pociągnął Mikrosa (…), jakoś dowlókł się do Żyda.

To został pociągnięty, czy sam się dowlókł?

Poprawione.

 Słowo rozmawiali chyba jednak niewłaściwie określało to, co działo się podczas tych spotkań

Nienaturalne.

Uff, to znaczy – jak to zmienić?

 Że trafi do Nieba, Mikros nie wątpił.

Chyba nie załapał sprawy głównej, ale to nie jest niewiarygodne. Że nie załapał.

Nie załapał. To jednak początki, nie jest tak osłuchany z całkiem nowym podejściem.

 Bóg testował go jak Hioba

Nie czepiałam się wcześniej, bo do maszyn to jeszcze pasuje, ale ludzi można wypróbowywać. "Testowanie" ich jest anglicyzmem.

Poprawione.

 Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość – te trzy: z nich zaś największa jest wiara”.

Uu, to tak głęboko sięga Twoja alternatywność? Ale dlaczego? Przecież na Ukrzyżowanie Heron nie miał wpływu, więc trzeba by przyjąć odwrotnie idącą przyczynowość, jeśli w ogóle.

A to jest właśnie mój koncept na “terroryzm” i alternatywne chrześcijaństwo. Dłuższa dyskusja, jeśli chcesz. A Heron nie ma z tym nic wspólnego.

 Wystarczy, że rzucisz go pod regały z papirusami. Nawet woda go nie zagasi, wręcz przeciwnie, podsyci płomienie.

Kto walczy metodami Imperium, staje się częścią Imperium. Uch, czy to tak trudno pojąć? Przyjąć, może, ale zrozumieć?

Patrz punkt wyżej. To nie jest “nasze” chrześcijaństwo.

 Wszak, gdyby zechciał go ocalić, nie posyłałby go w ten dzień do Biblioteki.

Halo, wolność woli! Od Pawła specjalistką nie jestem, ale dzwonek mi się odzywa.

Patrz punkt wyżej i wyżej.

 Kimże ty jesteś, byś mógł się spierać z Bogiem?

Ktoś tu popełnia grzech pychy…

Patrz punkt wyżej i wyżej i wyżej ;P.

jakże ci zazdroszczę, Herostratesie.

Ten Herostrates od Efezu żył czterysta lat wcześniej. Coś nie wierzę, żeby ktokolwiek potem chciał tak nazwać syna. Ale mówisz, że tak specjalnie – w takim razie… TARDIS?

Tak, ten anachronizm jest zamierzony. Dlaczego Herostrates podpalił świątynię Artemidy? Dlaczego Mikros Bibliotekę? Jak sięobaj tłumaczyli (czy mieli tłumaczyć)? Taki sam człowiek, a inne pobudki… To mi się wydało ciekawe na tyle, że można w alternatywnej linii czasu namieszać.

 Wtedy w twoich rękach nie tylko życie moje będzie

Bardzo nienaturalny szyk.

Taa? To naczytaj się Pawłowych listów. Zda ci się ów szyk jak najbardziej właściwym ;).

krokiem, zmierzał

Tu bez przecinka, bo to się łączy.

Poprawione. 

Sporo "się", szyk zdań tu i ówdzie nienaturalny, w ogóle trochę Ci nie poszło melodycznie. Stylizujesz nierówno – tylko tu i ówdzie sobie o tym przypominasz. Trochę przesadzasz z zaimkami (ten i ten, zupełnie niepotrzebnie).

Taki już mam styl. Lepszy nie będzie. A gdzie niby stylizuję? Za wyjątkiem końcowych wypowiedzi Pawła, bo musiałem dopasować siędo cytatów z listów?

 Zwłaszcza, że łączysz wątki… średnio do siebie pasujące. Tu Paweł z Tarsu, tam Asterix, posklejane na glutoklej. Z Mikromegasem. I Herostratesem, nie wiedzieć czemu. Tu zawiedziona przyjaźń (sam w sobie dobry temat), tu terroryzm… jakbyś się nie mógł zdecydować, czego chcesz.

Ależ taki miałem pomysł – punkowy zdaje mi się. Hodder wrzucał do swojego steampunku podórże w czasie, postacie historyczne, magiczne wynalazki. Czyli – im więcej grzybów w barszczu, tym zupa o ciekawszym aromacie. Świetny mialem ubaw :).

Ani do czołgów na parę mnie nie przekonałeś, ani do wojujących chrześcijan. Gwóźdź byłby ładną klamrą, gdyby się nie pojawił tak jakoś znikąd. Podobnie nawrócenie Herona wydaje mi się trochę na siłę.

Nie, mój drogi. Umiesz pisać lepiej i dowiodłeś już tego.

Może. Ale mnie się podoba – pokazałem to, co chciałem, tak, jak umiałem :P.

 Problem w tym, że nie znam przekleństw rzymskich.

Były inne kopie. Były też myszy, które zeżarły więcej mądrości, niż wszystkie pożary razem wzięte.

Ależ owszem. Ale zakończył właśnie tam, gdzie kończy się znany nam współcześnie papirus. I wcale nie mówię, że przetrwał akurat ten. Ale – może ;)?

 Wypowiedzi Paulusa z końca opowiadania to niemal wyłącznie cytaty z jego listów.

Na pamięć ich nie znam, ale o Bibliotece raczej nie pisał :P

Czego nie rozumiesz w słowie “niemal”? Daj znać :D!

 

No koniec z pierwszymi uwagami.

A teraz, Tarnino, daj żyć ;). Reszta – wieczorem lub jutro!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

To są sztaby, tylko okrągłe. Plastry się odcina od większego kawałka (punkt 2 tutaj). Rozumiem, że współczesny czytelnik przez "sztabę" rozumie takie coś, jak w Fort Knox… znowu to samo, co z Morzem Czarnym, obawiam się. Może krążki? Ale to znowu za małe…

Plaster jest oficjalną nazwą stosowaną w dawnych czasach. Nie znalazłem lepszego źródła, ale zobacz podpis pod ilustracją.

Uff. Dzięki, None :D!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Jezusiczku z Nazaretu! Staruch, zobaczyłam, jak cię tutaj przemaglowali i mam coraz większego cykora przed wrzuceniem własnego tekstu. Ja tam marudzić nie będę. Podobało mi się i tyle. :D

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Irka, tu?

Zerknij sobie do “Czasu milczenia…”, to się dopiero nazywa magiel ;). Widocznie moje teksty budzą w czytelnikach mentorskie, nauczycielskie zapędy ;).

I nie pękaj, wrzucaj. Najwyżej się trochę pomęczysz. Nic tak nie uczy pokory względem własnej pisaniny, jak takie publiczne dyskusje!

Oraz – wielkie dzięki za lekturę :D.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Dobra, to uwagi do uwag do uwag ;). 

 

 “czarne kamienie” to nie bitumin, tylko węgiel. Asfalt jest tylko katalizatorem

To czemu przepraszasz za bitumin we wstępie? Pomyślałam, że chodzi o jakieś kawałki piaskowca nasączone ropą, czy coś w tym rodzaju. Asfalt zaś nie jest katalizatorem, tylko paliwem – katalizator to takie cuś, co dodajesz do środowiska reakcji, żeby ona zachodziła w tempie znośnym, a nie geologicznym, i co samo się nie zużywa.

Przepraszam we wstępie za bitumin, bo on nie działa w tekście tak, jak w rzeczywistości. Węgiel spala się normalnie. A mnie był potrzebny katalizator, położony gdzieś w rejonie Jerozolimy. I padło na bitumin, który u mnie działa “magicznie”.

 O czym? Poza tym – nawet jeśli anglicyzm, to dość często stosowany.

A skąd my mamy wiedzieć, o czym nie wiemy? XD I tak, jest ostatnio często stosowany, ale pozostaje anglicyzmem. Nawet, jeśli się wkręci w uzus i stanie poprawny, ciągle będzie zapożyczeniem składniowym.

No dobra, to teraz już wiem. Ale będę używał. Tak jak i wszelakich popularnych makaronizmów czy anglicyzmów. Wszak (o, archaizm :P) nie będę na siłę spolszczał: międzymordzie, kijek radości itp.

 Czy aby na PEWNO?

Cytat z Twojego linka: Jeśli natomiast jeden przymiotnik jest określeniem frazy złożonej z rzeczownika i drugiego przymiotnika, przecinka nie stawiamy. Może to moja idiosynkrazja, ale "brązowe wrota" (a lepiej "wrota z brązu") zdają mi się właśnie frazą nominalną. Ale tu też przydałby się specjalista.

A mnie się wydaje, że i brązowe, i olbrzymie są równoprawnymi przymiotnikami. Bo określają różne, ale znaczące, cechy wrót.

 dwóch wyrazów zaczynających się tą samą literą, nie uważam za aliterację

Ale tu jest ta sama sylaba: MAtrona MAmrotała.

No dobra, poprawiłem, ale wersja pierwotna mi się bardziej podobała.

I o co chodzi z tym formatem, bo nie łapię?

Raz dużą literą, raz małą. Wiesz, co, po prostu zabawię się w NWMa i podlinkuję poradnik: https://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112

Ale o co chodzi? Niegębowe wielką, gębowe – małą. Gdzie jest coś nie tak?

 Ale spotkałem się już na pewno z takim wyrażeniem.

Też się z nim spotykałam, ale to nie zmienia faktu, że jest nielogiczne.

Ba, język nie zawsze jest logiczny ;). “Ciarki przebiegły po plecach” – czy one mają odnóża?

 Taki przystanek w tym niemalże biegu drugi z chłopców przyjął z wdzięcznością

W którym miejscu nie brzmi? Ten "niemalże bieg" łamie język, ale całe zdanie zdało mi się dziwnie wydłużone. Nie jestem pewna, dlaczego.

Do tego dojdę później, bo to kwestia stylu. 

 Myślę, że wtedy właściciele statków byli nie mniej pomysłowi, niż dziś ;)

Bomba :D zapisałam sobie sznurek. Ja kiedyś widziałam jacht o nazwie "Wingilot" (nasi tu byli!) ale nie chodziło mi tu o pomysłowość, a o to, że "Krowa" nie kojarzy się ani specjalnie z morzem, ani z niczym, z czym się zwykle kojarzą nazwy statków.

Trochę przypadkowo mi się zasugerowało, że to statek do specjalnych poruczeń. Bo to i ładunek tajny, i miejsce dokowania niezwyczajne. A cóż lepiej odwraca uwagę od takiego statku, jak taka nazwa :)?

 “Wysokość zwoju sięgała najczęściej od 15 do 17 cm”.

W sensie, szerokość? Ale i tak trudno byłoby machać kilkoma, nawet zeszytów nie zmieścisz w ręku więcej, niż pięć, sześć.

Niech Ci będzie, że szerokość. Choć Wiki upiera się, że to wysokość. I cały czas mówię o wygodzie. To były starożytne książki. Musiały być w miarę lekkie. A na tych konkretnych zwojach były wiersze, co pozwala je dowolnie skracać. A pięć-sześć to zdecydowanie “kilka” ;). 

 Jeden nie, ale wszystkich burz?

No, to wszystkich właśnie huk.

Ale huk już był. I tak głośnego Mikros jeszcze nie słyszał. Armat wtedy nie znali. Więc burza – ale pomnożona razy sto. Stąd “łoskot wszystkich burz”.

 Skoro pochodnie zapalają słomiane dachy, to węgiel półek nie może?

Chodziło mi o łączliwość czasownika, nie o prawa fizyki. PWN powiada, że ogień może zająć jakiś obszar, ale ogniem coś może zająć się (o, jeny, ale wygibas :D).

No dobra, na sto procent nie wiem, ale tak mi tu pasuje :).

 Dlaczego?

Hmm. I piekący, i przeszył? Przeszycie jest nagłe (plask, ał!), a pieczenie chyba nie.

Dotknęłaś kiedyś gorącego żelazka? Albo rozgrzanego pogrzebacza? Spróbuj :P.

 Ale to miało być kompaktowe urządzenie. Czyli nic z miechów i innych takich.

Silnik do pojazdu mechanicznego – kompaktowy? On od razu chce wynaleźć Smarta?

Eolipila ogólnie była kompaktowa. O, oryginalnie taka:

 A jakie są prostsze?

Na przykład: Sam się nad tym zastanawiał, pisząc.

Ale jemu się okrutnie nudziło. I wcale wtedy nie pisał, tylko z nudów kreślił litery.

 Ale wiadomo, co chciałem powiedzieć, nie?

Jak się człek postara, to wiadomo.

 Ponownie – ale wiesz, o co mi chodzi?

Wiem, ale to ma być literatura piękna.

A teraz się odniosę do uwagi, którą pominąłem i dwóch powyższych. Wirtuozem słowa, jak Wybranietz, Cobold czy Fun – nie jestem. Toteż dla mnie liczy się po pierwsze: konunikatywność. Czyli to ma być literatura, dopiero gdy wyjdzie – to może być piękna. Nie lubię weird, gdzie tekst musi być piękny, choć przekazu nie ma. Wtedy gubi człon “literatura”, jak dla mnie.

Reasumując – napierwe pomysł, potem styl (choć słowotrysków unikam, bo nie umiem :)).

 

I tym sposobem wyszło mi ładne podsumowanie Twoich uwag :D.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

W tym tempie to nie odpowiem do Wielkanocy :(.

Wielkanoc późno w tym roku, wyrobisz się (insert evil laugh here :D).

nauka jest trochę magiczna

Trochę?

gdybym wpakował “uważają”, to dopiero wyglądałoby kuriozalnie

Dobrze, spokojnie, przecież żartowałam. Naprawdę mam takie kosmiczne poczucie humoru?

 A nigdy nie przerywałaś obiadu, bo ktoś zadzwonił?

Nie. Jak kocha, to oddzwoni :P

 Wierszy też nie mogę pisać ;P?

Nie :P

 Co robi Szaweł, gdy go poznajemy ;P?

Nie wiedziałam, że był zawodowym pilnowaczem płaszczy, myślałam, że uczonym w Piśmie (studencka robota?).

podpowiesz wyrażenie niekolokwialne?

Może: Taksował wzrokiem Greków, jakby oceniając, ile pieniędzy zdoła z nich jeszcze wyciągnąć?

 To jest anglicyzm?

Tak, składniowy.

 Po pierwsze – jacy wszyscy?

No, wszyscy. Ciągle to widzę ostatnio.

 Co Ty z tymi aliteracjami i rymami?

C.S.Lewis (list do dziewczynki, która poprosiła o radę, jak pisać): “Always write (and read) with the ear, not the eye. You shd. hear every sentence you write as if it was being read aloud or spoken. If it does not sound nice, try again.” Czyli, w skrócie – czyta się nie tylko okiem, ale i uchem. Poezji (to już mówię ja, choć w publicystyce Lewisa też to znajdziesz, jeśli się nie mylę) słucha się inaczej, niż prozy. Rymy i aliteracja odwracają uwagę od sensu.

 Ale to było moje prywatne odstępstwo od kanonu.

Przyjmuję.

 Casus brązowych wrót z początku.

Tak jest.

 W każdym razie – każdy wię, o co mi chodzi, nie?

No, dobra. Może faktycznie przesadziłam, w końcu mogą być dorodne metaforycznie.

 I Heron myśli, że Rzymianin specjalnie deprecjonuje jego wysiłki.

Hmm… to ma sens. Dla mnie wskazuje bardziej na to, że Heron jest poważnie wzburzony, ale dobra.

 BTW – zaczynam się czuć jak dinozaur. Ani “wszak”, ani “wpierw” nie są dla mnie archaiczne ;).

 Hmm co?

Hmm, sama nie wiem, co mi tu nie pasuje.

Czyli powiedział. Niby też archaizm, ale nie dla mnie :).

Archaizm, i to jeszcze taki a'la kronikarz króla Ćwieczka :P Ale kłonię się przed Twą siwizną :)

 A ja z wyczucia uważam, że mam dobrze.

Każdy ma swoje ucho :)

 Tutaj, podpunkt 2. Tak ja to widzę.

Hmm. I tak, i nie. Ten "ton" to dźwiękowy odpowiednik odcienia. Nie jestem przekonana, że ton czy odcień może być "zniecierpliwiony". Pełen zniecierpliwienia, tak.

 Rusza się prawie normalnie, tylko wolniej i mniej sprawnie.

Ale czy było Ci to do czegoś potrzebne?

 A co za różnica?

"Kontrolować" jest bardziej nowoczesne. A sterowanie obejmuje całokształt.

Palacza trzeba, ale wymieniałem gdzieś szczegółowo załogę siedmiomuła i ich zadania?

Prawda, nie wymieniałeś.

 podaj to przysłowie ze zwięzłością, bo jestem ciekaw ;P.

Argh, niejednoznaczność języka. Miałam na myśli, że przysłowia są zwięzłe.

 Ale że co? Że Mikros i Midas mają podobne imiona?

Skoro już rzucasz aluzjami na prawo, lewo i prosto…

 Brr, normalnie kiedyś Cię uduszę, że muszę takie cierpienia oglądać.

… nie musisz. Ja nie mam odwagi.

 Się nie zgodzę – https://www.ekorekta24.pl/przecinek-przed-niz-czy-przed-niz-stawiamy-przecinek/

Argh, znowu zapomniałam. Consuetudo i tak dalej.

 Tu już goniłem limit

Tak myślałam, ale to jednak strąca niewiarę ze sznurka.

 Uwagi proszę wysyłać na adres: Simon Scarrow, Norfolk.

You got it :D

 Czyżby? Aczkolwiek nie wiem, jak to było w starożytności.

… dziwny jest ten świat.

 No właśnie dlatego powtarzam, że gościa to kompletnie nie przejęło.

Mhm. Dobra. Gdybym ich znała wcześniej, pewnie bym to wyłapała.

 Meduza jest fajna :).

A kto mówi, że nie? Tylko ton Ci skacze.

 Czemu? Jest jasne, jak dla mnie.

Ej, ja nie powiedziałam, że nie jest jasne. Powiedziałam, że nie brzmi. To co innego.

 Uff, to znaczy – jak to zmienić?

Uff. Kruca bomba, nie tak łatwo. Może: “Właściwie trudno byłoby nazwać rozmowami to, co wypełniało te spotkania?” Hmm, nie jestem pewna.

 Patrz punkt wyżej. To nie jest “nasze” chrześcijaństwo.

Trafiłeś po prostu na czułą strunę. Nawet na kilka :)

 Dlaczego Herostrates podpalił świątynię Artemidy?

Dla sławy, nie dla wyższego dobra. Pomijając, że "wyższe dobro" nie zawsze jest takie dobre… no, nic, czuła struna.

 To naczytaj się Pawłowych listów. Zda ci się ów szyk jak najbardziej właściwym ;).

A czy Ty piszesz dokładnie tak, jak mówisz? Hmm?

 A gdzie niby stylizuję?

Zaznaczałam.

 Czyli – im więcej grzybów w barszczu, tym zupa o ciekawszym aromacie.

Nie zawsze.

 Świetny mialem ubaw :).

I bardzo dobrze :D.

 Czego nie rozumiesz w słowie “niemal”? Daj znać :D!

Czego nie rozumiesz w emotce ":P"? Daj znać!

 Plaster jest oficjalną nazwą stosowaną w dawnych czasach.

O tym nie słyszałam. Podpis pod współczesną ilustracją nie świadczy o tym, jak to się nazywało dawniej, najwyżej o tym, jak specjaliści nazywają to teraz.

mam coraz większego cykora przed wrzuceniem własnego tekstu

 Nic tak nie uczy pokory względem własnej pisaniny, jak takie publiczne dyskusje!

Oto przemówiła mądrość :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

O tym nie słyszałam. Podpis pod współczesną ilustracją nie świadczy o tym, jak to się nazywało dawniej, najwyżej o tym, jak specjaliści nazywają to teraz.

Racja. Ale o ile pamiętam z wizyty w Muzeum Archeologicznego w Krakowie, taka nazwa faktycznie funkcjonowała w ówczesnych dokumentach handlowych. Tak czy inaczej, nawet jeżeli to współczesne określenie, to istnieje i można je wykorzystać w opisie.

Dobra, to uwagi do uwag do uwag ;).

Argh, jak Ty piszesz, to ja piszę i się rozmijamy.

 Ale będę używał. Tak jak i wszelakich popularnych makaronizmów czy anglicyzmów.

W porządku, jeśli chodzi o te słowne, ale składniowe już niekoniecznie. Kijek radości rządzi :)

 A mnie się wydaje, że i brązowe, i olbrzymie są równoprawnymi przymiotnikami. Bo określają różne, ale znaczące, cechy wrót.

To ma sens. Chyba potrzebujemy arbitra.

 Gdzie jest coś nie tak?

Kurczę, albo ja mam halucynacje, albo… dziwne.

 Ba, język nie zawsze jest logiczny ;).

Tyż prawda. Ale zważ na zjawisko arbitralności znaku ;)

A cóż lepiej odwraca uwagę od takiego statku, jak taka nazwa :)?

Napisanie na burcie "tu nie ma nic do oglądania"? XD

To były starożytne książki. Musiały być w miarę lekkie.

He, he. Mój egzemplarz "Trylogii kosmicznej" w jednym tomie ma co prawda miękką okładkę, ale w twardej nadawałby się do walki wręcz. Także niekoniecznie.

A pięć-sześć to zdecydowanie “kilka” ;).

Dobra, punkt dla Ciebie.

 Dotknęłaś kiedyś gorącego żelazka?

Dotknęłam :P ale wtedy pieczenie mija szybko, bo normalny człowiek zabiera rękę.

 Eolipila ogólnie była kompaktowa.

Czy taka mała wersja miałaby dość pary, żeby napędzić czołg? Nie znam się na tym.

 Ale jemu się okrutnie nudziło. I wcale wtedy nie pisał, tylko z nudów kreślił litery.

No, to może: Sam się nad tym zastanawiał, stawiając kolejne litery na pergaminie. Albo: skrobiąc trzcinką po pergaminie.

 Nie lubię weird, gdzie tekst musi być piękny, choć przekazu nie ma.

A tu żeśmy się nie zrozumieli. Wyjaśniam zatem.

Masz całkowitą rację, stawiając wysoko zrozumiałość przekazu. Ja też nie lubię bełkotu. Ale czy bełkot w ogóle może być piękny? Oj, chyba nie. Ponadto – jasność przekazu polega między innymi na tym, że jak czytam zdanie w swoim tempie po raz pierwszy, to widzę, o co chodzi. Nie muszę go rozplątywać. A tu nie zawsze tak było.

No, i poza tym – styl zależy od pomysłu. Sama mam pomysł, który pasowałby do noir, cyberpunka i gaslamp (albo może steampunka, chociaż gaslamp bardziej) – ale w klasycznej space operze albo dark fantasy nie sprawdziłby się jako centrum, przynajmniej nie w takim kształcie, jaki ja chcę. To jest trochę jak paleta malarska – nie namalujesz zachodu słońca kolorami ziemi.

 Ale o ile pamiętam z wizyty w Muzeum Archeologicznego w Krakowie, taka nazwa faktycznie funkcjonowała w ówczesnych dokumentach handlowych.

No, i to jest dobre źródło. Myślę, że masz rację, z tym zastrzeżeniem, że to może być niezrozumiałe dla laika.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

No, i to jest dobre źródło. Myślę, że masz rację, z tym zastrzeżeniem, że to może być niezrozumiałe dla laika.

Jeszcze słowem doprecyzowania – żeby potem ktoś bardziej obeznany w temacie nie krzyczał za bardzo – ekspozycja mówiła o handlu miedzią w średniowiecznej Europie, nie o starożytnej Aleksandrii.

Dobra, to na razie tylko o miedzi.

Na pewno spotkałem się z nazwą “plaster”, odnoszącą się do wytopu metali w starożytności.

Juz raz linkowałem – http://epatmos.pl/na-zachod/item/miedz-albo-nie-miedz-3 , ale to nie jest źródło naukowe.

Tu widać ćwiartkę takiego plastra, ale ze średniowiecza – 

https://www.facebook.com/Podziemia.Rynku.w.Krakowie/photos/a.139029296120055/1400167773339528/?type=1&theater

Tarnino, na pewno nie mogły to być sztaby miedzi, bo – https://sjp.pwn.pl/sjp/sztaba;2577223.html .

 

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

At, ciekawe. A te chińskie sztaby brązu w kształcie imitującym skóry zwierząt (chyba)?

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

To do tego słownika PWN? Też się natknąłem guglając na sztaby innych metali niż szlachetne. Ot, słownik nie nadąża za rzeczywistością zdaje się:).

No w każdym razie – prostokątnych podstaw się nie odlewało, bo nie było takiej potrzeby. To by było nieekonomiczne i nieefektywne. Stąd kształt zwany “plastrem”.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Uwagi do uwag do uwag do uwag (dobrze myślę?) czas zacząć.

nauka jest trochę magiczna

Trochę?

Ale o co chodzi? Że ogólnie nauka jest “magiczna”, czy że u mnie?

 Co robi Szaweł, gdy go poznajemy ;P?

Nie wiedziałam, że był zawodowym pilnowaczem płaszczy, myślałam, że uczonym w Piśmie (studencka robota?).

No, ogólnie to był apostołem. Ale płaszczy (tunik?) też mu się zdarzało pilnować.

podpowiesz wyrażenie niekolokwialne?

Może: Taksował wzrokiem Greków, jakby oceniając, ile pieniędzy zdoła z nich jeszcze wyciągnąć?

No dobra, przekonałaś mnie :).

 Co Ty z tymi aliteracjami i rymami?

C.S.Lewis (list do dziewczynki, która poprosiła o radę, jak pisać): “Always write (and read) with the ear, not the eye. You shd. hear every sentence you write as if it was being read aloud or spoken. If it does not sound nice, try again.” Czyli, w skrócie – czyta się nie tylko okiem, ale i uchem. Poezji (to już mówię ja, choć w publicystyce Lewisa też to znajdziesz, jeśli się nie mylę) słucha się inaczej, niż prozy. Rymy i aliteracja odwracają uwagę od sensu.

Się z lekka nie zgodzę. Tobie przeszkadzają, bo ich szukasz (może podświadomie). Ja ich nie szukam, nie zwracam uwagi, i mnie nie przeszkadzają, jeśli zdarzają się sporadycznie. Mam nadzieję, że u mnie tak jest.

 Tutaj, podpunkt 2. Tak ja to widzę.

Hmm. I tak, i nie. Ten "ton" to dźwiękowy odpowiednik odcienia. Nie jestem przekonana, że ton czy odcień może być "zniecierpliwiony". Pełen zniecierpliwienia, tak.

Mnie pasuje :P.

 Rusza się prawie normalnie, tylko wolniej i mniej sprawnie.

Ale czy było Ci to do czegoś potrzebne?

Owszem. Do wizyty w świątyni. A nie chciałem z niego robić fanatyka starych bogów, który ze świątyni nie wychodzi. A tu – gość łapie się brzytwy.

 A co za różnica?

"Kontrolować" jest bardziej nowoczesne. A sterowanie obejmuje całokształt.

Jakoś mi ta “kontrola” bardziej pasuje.

 Ale że co? Że Mikros i Midas mają podobne imiona?

Skoro już rzucasz aluzjami na prawo, lewo i prosto…

Że niby pani Mielcarz? Bo filmu nie oglądałem.

 Tu już goniłem limit

Tak myślałam, ale to jednak strąca niewiarę ze sznurka.

Że nie piszę, że mają na sobie mundury? Eee…

 Meduza jest fajna :).

A kto mówi, że nie? Tylko ton Ci skacze.

No i raz spróbuj słowotryskowo, to też kręcenie nosem. Ech, i dogódź tu wymagającej czytelniczce :/.

 Czemu? Jest jasne, jak dla mnie.

Ej, ja nie powiedziałam, że nie jest jasne. Powiedziałam, że nie brzmi. To co innego.

Przeczulone masz to ucho :).

 Uff, to znaczy – jak to zmienić?

Uff. Kruca bomba, nie tak łatwo. Może: “Właściwie trudno byłoby nazwać rozmowami to, co wypełniało te spotkania?” Hmm, nie jestem pewna.

No dobra, zmieniłem jedno słowo. Może teraz?

 To naczytaj się Pawłowych listów. Zda ci się ów szyk jak najbardziej właściwym ;).

A czy Ty piszesz dokładnie tak, jak mówisz? Hmm?

Ja nie, ale on był zawodowym mówcą czy kaznodzieją. Wątpię, że normalnie mówił jakoś kompletnie inaczej. A do Mikrosa właściwie wygłasza właśnie kazanie.

 A gdzie niby stylizuję?

Zaznaczałam.

Jakoś nie zauważyłem. No, Pawła i archaizmy, które dla mnie nimi nie są :).

 Czyli – im więcej grzybów w barszczu, tym zupa o ciekawszym aromacie.

Nie zawsze.

A tak, nie zawsze. Ale jak tak rzadko “kucharzę”, że chciałem wszystkie grzyby wykorzystać :).

 Nic tak nie uczy pokory względem własnej pisaniny, jak takie publiczne dyskusje!

Oto przemówiła mądrość :)

Uff, choć na koniec coś miłego ;).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Uwagi do uwag do uwag do uwag part druga (jak już anglicyzmami jadę :P).

 Dotknęłaś kiedyś gorącego żelazka?

Dotknęłam :P ale wtedy pieczenie mija szybko, bo normalny człowiek zabiera rękę.

Ale on twarzy cofnąć nie mógł :).

Eolipila ogólnie była kompaktowa.

Czy taka mała wersja miałaby dość pary, żeby napędzić czołg? Nie znam się na tym.

Na pewno nie, ale tu działa właśnie punkowa nauka-jak-magia. Hodderowe fotele latają, Sterlingowa maszyna udaje komputer – a nie powinny.

Masz całkowitą rację, stawiając wysoko zrozumiałość przekazu. Ja też nie lubię bełkotu. Ale czy bełkot w ogóle może być piękny? Oj, chyba nie. Ponadto – jasność przekazu polega między innymi na tym, że jak czytam zdanie w swoim tempie po raz pierwszy, to widzę, o co chodzi. Nie muszę go rozplątywać. A tu nie zawsze tak było.

Być może. Już o tym mówiłem. Jubilerem słów to ja nie jestem, raczej obłupywaczem. Z drugiej strony – nikt jakoś takich uwag nie zgłaszał. Może jesteś po prostu ciut zbyt wymagająca ;)?

No, i poza tym – styl zależy od pomysłu.

Dlatego ja mam proste pomysły, bo i styl mam prosty. I nie cierpię udziwnień. Ma być jasno, prosto i do przodu.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

No w każdym razie – prostokątnych podstaw się nie odlewało, bo nie było takiej potrzeby.

Pewnie, że nie. Ale naprawdę nigdy dotąd nie słyszałam, żeby coś takiego nazywać plastrem.

 Że ogólnie nauka jest “magiczna”, czy że u mnie?

Że u Ciebie.

 No, ogólnie to był apostołem.

No, nie od razu przecież. Od czegoś trzeba zacząć życie zawodowe.

 Tobie przeszkadzają, bo ich szukasz (może podświadomie).

Nie szukam, same mi wyskakują.

 Do wizyty w świątyni. A nie chciałem z niego robić fanatyka starych bogów, który ze świątyni nie wychodzi.

Nie musiałeś. Religia grecka (i rzymska) miała przede wszystkim wymiar społeczny, scalający naród (o ile można tego słowa użyć w starożytnym kontekście). Ateizm ścigano nie przez wzgląd na bogów, ale jako podkładkę do działalności terrorystycznej – bo skoro gość nie chce świętować z nami, to się od nas odcina. Nie czuje się częścią naszej wspólnoty, a to znaczy, że może się postawić w opozycji do niej.

 Że niby pani Mielcarz? Bo filmu nie oglądałem.

Nie mogłam znaleźć fotosu z Glaukiem lekarzem…

 Że nie piszę, że mają na sobie mundury?

Piszesz, tylko abstrakcyjnie. Podajesz wniosek, nie obserwację. To miałam na myśli.

 No i raz spróbuj słowotryskowo, to też kręcenie nosem.

Zapraszam Cię na ogórki w Nutelli :P

 Wątpię, że normalnie mówił jakoś kompletnie inaczej.

Moi dziadkowie znali księdza, który na co dzień porozumiewał się wyrazami na k…, ch… i p… Coś wątpię, żeby tak mówił w kazaniach.

Ale jak tak rzadko “kucharzę”, że chciałem wszystkie grzyby wykorzystać :).

"Tak rzadko się widujemy, że chcieliśmy widzieć cię podwójnie" :D

 Może jesteś po prostu ciut zbyt wymagająca ;)?

Może jestem.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Runda ostatnia czy przedostatnia ;)?

 

No w każdym razie – prostokątnych podstaw się nie odlewało, bo nie było takiej potrzeby.

Pewnie, że nie. Ale naprawdę nigdy dotąd nie słyszałam, żeby coś takiego nazywać plastrem.

Uwierz mi – wiele jest rzeczy na niebie i ziemi, o których Tarnina ani Staruch nie słyszeli ;). Plastry miedzi istniały. Co prawda, w moich poszukiwaniach odkryłem, że często używa się słowa “sztaby”, ale jest to (moim zdaniem) nazwa niewłaściwa (zgodnie z tym).

Jeśli w średniowieczu plastry jeszcze były formą handlową (patrz TU), to logicznym jest, że wcześniej również. Ich kształt wynikał po prostu ze sposobu wytopu. Takie były wówczas piece. I wszelakie formowanie ich w sztaby było po prostu nieekonomiczne. Chyba, że formowano je specjalnie dla ułatwienia transportu (podobno to był cel kształtowania miedzi w bryły w kształcie skóry wołowej).

 Że ogólnie nauka jest “magiczna”, czy że u mnie?

Że u Ciebie.

Tu mogę powołać się na Hoddera właśnie, bo “moja” nauka miała właśnie tak działać. No to ze “Sprawy Skaczącego Jacka”: ”Dwadzieścia mil pokonywał mniej więcej w godzinę, zużywając bryłkę węgla nie większą od pięści”. Uznany pisarz może, to ja chyba też?

 No, ogólnie to był apostołem.

No, nie od razu przecież. Od czegoś trzeba zacząć życie zawodowe.

Tu źródeł jest tak mało, że mogłem właściwie wymyślić coś kompletnie dowolnego. Prawdopodobnie jego rodzina zajmowała się produkcją i handlem namiotami, prawdopodobnie uczył się w dobrych szkołach w Jrozolimie. Praca przy bituminie to była fucha w przerwie międzysemestralnej ;)? 

W miarę “udokumentowany” Paweł zaczyna się dopiero po nawróceniu. 

Z tym że, jak pamiętasz, jest to historia alternatywna – hulaj dusza… ;).

 Tobie przeszkadzają, bo ich szukasz (może podświadomie).

Nie szukam, same mi wyskakują.

Tak jak mnie literówki na papierze. Takie małe psychiczne skrzywienie :P.

 Do wizyty w świątyni. A nie chciałem z niego robić fanatyka starych bogów, który ze świątyni nie wychodzi.

Nie musiałeś. Religia grecka (i rzymska) miała przede wszystkim wymiar społeczny, scalający naród (o ile można tego słowa użyć w starożytnym kontekście). Ateizm ścigano nie przez wzgląd na bogów, ale jako podkładkę do działalności terrorystycznej – bo skoro gość nie chce świętować z nami, to się od nas odcina. Nie czuje się częścią naszej wspólnoty, a to znaczy, że może się postawić w opozycji do niej.

Ale ja tu nie chciałem zagłębiać podstaw religii. Tylko fakt, że Mikros zbyt częstym gościem w świątyniach nie bywał. A nie bywał (czy też bywał “z musu”), bo w głębi duszy niedowiarkował. A niewyleczenie pięty, “cuda” Herona zmieniły ten stan w “pełne” niedowiarstwo. Dlatego tak łatwo przekonał go Paulus.

 Że nie piszę, że mają na sobie mundury?

Piszesz, tylko abstrakcyjnie. Podajesz wniosek, nie obserwację. To miałam na myśli.

No rany, ale zawsze piszesz “Schellnberg przybył ubrany w czarne spodnie, czarną kurtkę z insygniami w kształcie błyskawic na kołnierzu, a jego czarna czapka była ozdobiona trupią czaszką” czy czasem jednak używasz “Schellenberg przybył w mundurze oficera SS”?

 No i raz spróbuj słowotryskowo, to też kręcenie nosem.

Zapraszam Cię na ogórki w Nutelli :P

E, znałem gościa który jadł śledzie z dżemem. Ok, wiem co chcesz powiedzieć – nie wyszło. No cóż, powtórzę – Homerem, Coboldem ani Wybranietz nie jestem.

 Wątpię, że normalnie mówił jakoś kompletnie inaczej.

Moi dziadkowie znali księdza, który na co dzień porozumiewał się wyrazami na k…, ch… i p… Coś wątpię, żeby tak mówił w kazaniach.

Z tym, że jednak Paweł wierzył (zdaje się) w to, co mówił :P.

Ale jak tak rzadko “kucharzę”, że chciałem wszystkie grzyby wykorzystać :).

"Tak rzadko się widujemy, że chcieliśmy widzieć cię podwójnie" :D

No coś w tym stylu :P.

 

Ok, to czekam na rundę ostatnią :D.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Uwierz mi – wiele jest rzeczy na niebie i ziemi, o których Tarnina nie słyszała ;).

Zdaję sobie z tego sprawę :D Ale skąd mam wiedzieć, jeśli nie zapytam?

 Uznany pisarz może, to ja chyba też?

Dobra, to wyjaśnione.

 Praca przy bituminie to była fucha w przerwie międzysemestralnej ;)?

I właśnie to powiedziałam :D

 No rany, ale zawsze piszesz “Schellnberg…

Jeśli nie chcę pisać, jak był ubrany, to nie piszę. Albo po prostu wieszam w piwnicy tortur tylko jedną żarówkę, żeby nie było za dobrze widać :)

 czy czasem jednak używasz “Schellenberg przybył w mundurze oficera SS”?

Mnie to się wydaje jednak lenistwem.

 Z ty że jednak Paweł wierzył (zdaje się) w to, co mówił :P.

Ten ksiądz też wierzył. Mam nadzieję…

 Ok, to czekam na rundę ostatnią :D.

Jutro, jutro. Niestety dziś już nie zdążę :(

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ok, dopisałem wcześniej jeszcze o tych plastrach. Zerknij.

 No rany, ale zawsze piszesz “Schellnberg…

Jeśli nie chcę pisać, jak był ubrany, to nie piszę. Albo po prostu wieszam w piwnicy tortur tylko jedną żarówkę, żeby nie było za dobrze widać :)

No dobrze, ale to były dość znane postaci (z innych książek). Jak więc zasugerować, że byli żołnierzami? “Byli ubrani po wojskowemu” czy “mieli mundury” i już. Nie chciałem streszczać książek Scarrowa.

 czy czasem jednak używasz “Schellenberg przybył w mundurze oficera SS”?

Mnie to się wydaje jednak lenistwem.

Lenistwem? Czyli jakbym napisał: “każdy z nich miał na sobie sagum, na nogach podkute caligae, a obok siebie – galea, scutum i gladius” (sorry, ale nie chciało mi się już szukać odpowiednich odmian), to by Ci więcej powiedziało? Właśnie po to są pewne skróty, żeby nie wdawać się w pewne niepotrzebne dygresje czy przypisy. 

Przykład z Schellenbergiem o tyle nietrafny, że Ty wiesz jak wyglądał mundur SS. A czy wiesz, jak wyglądał mundur legionisty? Jak wyglądały np. rzymskie odznaczenia? Czy gdybym napisał “phalerae”, to od razu wiedziałabyś, co to i kogo oznacza?

Czepiasz się czasem chyba dla samego czepiania ;).

Jutro, jutro. Niestety dziś już nie zdążę :(

No to czekam :).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Najpierw jeszcze o lenistwie: nie chodzi o to, żeby przepisywać podręcznik, ale o to, żeby nie mówić czytelnikowi wprost "masz myśleć to i to", bo stanie okoniem ("a niby dlaczego?") i będzie miał rację. Zwykle wystarczy jeden ładny szczegół (choćby błysk światła na tej czaszce przy czapce), a resztę czytelnik doda sobie sam. Trochę jak z tym ptakiem Feynmana – w jego wspomnieniach masz anegdotkę o tym, jak był mały i ojciec pokazywał mu różne zwierzątka w lesie, a wszystkie matki na kempingu kazały swoim mężom robić to samo. I tamci faceci mówili dzieciom, jak się które zwierzątko nazywa, a Feynman senior uczył syna obserwacji tego, co zwierzątka robią. Czymże jest nazwa? I jeszcze na dowód masz tu dialog z laboratorium (zmyśliłam na poczekaniu):

– Ziutek, widziałeś kaczorek? Nigdzie nie mogę znaleźć…

– A w szkle szukałeś?

– Szukałem, szukałem, nigdzie nie ma. To pewnie Elwira zabrała. W zeszłym tygodniu gwizdnęła mi erlenmajerkę!

– A może jest z oliwkami? W tej szufladzie pod wyciągiem?

– I ciągle kładzie tryskawkę na szafie!

I co, dowiedziałeś się czegoś? Poza tym, że Elwira jest bałaganiarą?

Ad rem.

 śpieszący gdzieś blondyn

Śpieszący dokądś :P

 Podobno od Sarmatów do Tomi zawędrowały.

Od wielkiego wodza Łukasiewicza :D

 Nie było jednak czasu (…) w wolnym czasie Mikros

Powtórka.

 polecenia (…) przywiązywało

Związek zgody.

 bo ledwo przypłynęliśmy z tymi cholernymi czarnymi kamieniami z Brytanii

Sweet. Budyka będzie musiała temperować związki zawodowe :D

Dobra, czego się miałam czepić, tego się czepiłam. Ładniej jest tu, ówdzie nie, ale to Twój tekst i Ty odpowiadasz za jego ostateczny kształt.

Powiem jeszcze ciutkę nie na temat (bo Ty właśnie tego nie robisz, i chwała Ci za to): uprzejmie proszę mnie nie okadzać. Wybić sobie w ogóle z głowy pachnidła. Jeśli sprawiam wrażenie, że mówię ex cathedra – zwrócić uwagę. Bo nie jestem żadną wyrocznią ani innym prorokiem, dobra? Homo sum, et hominis est errare. Ja jestem człowiekiem i ze mną się wchodzi w dialog, nie okadza.

O. Jak ten w zielonym.

Normalnie zabrzmiałam jak Kołaczkowska :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Najpierw jeszcze o lenistwie: nie chodzi o to, żeby przepisywać podręcznik, ale o to, żeby nie mówić czytelnikowi wprost "masz myśleć to i to"

I tu powiem – a to zależy. Czasem, dla zwięzłości wypowiedzi, można. Czy wolisz “jego włosy, marchewkowe, jak świeży korzeń wyciągnięty z tłustej ziemi, jak promień zachodzącego słońca odbijający się od miedzianego dachu etc etc”, czy też “jego włosy były rude”?

Uważam, że przesadzasz w tym akurat miejscu.

Ze słownictwa laboratoryjnego nie znam tylko kaczorka i oliwek. I dowiedziałem się, że szykuje się jakieś doświadczenie bądź badanie jakiejś substancji :).

 śpieszący gdzieś blondyn

Śpieszący dokądś :P

A niekoniecznie :P – https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/gdzies-czy-dokads;2722.html . Ale poprawię dla świętego spokoju.

 Podobno od Sarmatów do Tomi zawędrowały.

Od wielkiego wodza Łukasiewicza :D

Łukasiewicz to był od ropy. Myślałem bardziej o złożach na Ukrainie, ale nie wiem czy tam były wychodnie węgla. Ostatecznie – mógł dotrzeć okrężnie ode mnie, bo w moich stronach węgiel wychodził na powierzchnię sam ;).

 Nie było jednak czasu (…) w wolnym czasie Mikros

Powtórka.

Poprawione.

 polecenia (…) przywiązywało

Związek zgody.

Poprawione.

 bo ledwo przypłynęliśmy z tymi cholernymi czarnymi kamieniami z Brytanii

Sweet. Budyka będzie musiała temperować związki zawodowe :D

Dopóki Rzymianie nie pobiją Germanów całkowicie i nie dojdą na Śląsk i Ukrainę (co prawda nie wiem, jak to jest ze złożami niemieckimi), Brytania musi wystarczyć. Gdzieś wyczytałem, że brytyjskie złoża długo były jedynymi eksploatowanymi w Europie i realizowały w zupełności zapotrzebowanie na węgiel.

Powiem jeszcze ciutkę nie na temat (bo Ty właśnie tego nie robisz, i chwała Ci za to): uprzejmie proszę mnie nie okadzać.

To ja powiem co innego – w wielu (zbyt wielu :P) wypadkach masz rację. Ale czasem jej nie masz. Natomiast podajesz swoje uwagi jak bezdyskusyjną prawdę. Wrzuć czasem na początku tej wyliczanki uwag coś w stylu maleńkiego: “moim zdaniem” i wszyscy będą szczęśliwi :D.

 

W każdym razie – lepiej z mądrym zgubić, niż z głupim znaleźć. Lepiej walnąć się we własną klatę, niż brnąć w zaparte. Choć czasem trzeba.

Mam nadzieję, że z grubsza rozróżniam, kiedy trzeba, a kiedy nie :).

 

Aha, szykuj się – chyba w weekend wrzucę drugie opowiadane ze “świata Mikrosa”. I potrzeba mi równie troskliwego spojrzenia. Choć nowe opko będzie całkiem inne w stylu, tonie wypowiedzi i cztery razy krótsze :P. Już zapraszam (rany, co za masochista się we mnie odezwał…).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Czy wolisz “jego włosy, marchewkowe, jak świeży korzeń wyciągnięty z tłustej ziemi, jak promień zachodzącego słońca odbijający się od miedzianego dachu etc etc”, czy też “jego włosy były rude”?

"Rude" to jest obserwacja. Coś, co byś wprost zobaczył. Więc analogia nie zachodzi. Chociaż czasami właśnie powinny być rude w bardziej wymyślny sposób (a czasami nie).

 A niekoniecznie :P – https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/gdzies-czy-dokads;2722.html . Ale poprawię dla świętego spokoju.

Noo… przy takim potocznym stylu… pff.

 Łukasiewicz to był od ropy.

Ale jak Ty sobie jajca robisz, to jest dobrze :P

 Wrzuć czasem na początku tej wyliczanki uwag coś w stylu maleńkiego: “moim zdaniem” i wszyscy będą szczęśliwi :D.

Primo – limit znaków. Który parę razy już przekroczyłam, a strona nie mówi, ile zostało, więc wrzucam post, stwierdzam, że go obcięło i metodą prób i błędów skracam, bo czasami ta skrócona wersja jest jeszcze obcinana. Dlaczego? To przekracza moje możliwości pojmowania. (Komputery, wrr.)

Secundo – jeśli coś jest moim zdaniem, to zaznaczam. (Naprawdę tak trudno wpaść na to, że “coś tu nie brzmi“ jest subiektywne?) ALE nieskromnie uważając się za jako-tako kompetentną użytkowniczkę języka mam (niekoniecznie explicite) pewne sądy o tym, jak się go powinno używać. (Uwaga, założenie – jest jakieś "powinno".) Te sądy bywają, owszem, mylne, i bardzo dobrze, że je prostujecie – tylko weźcie, drogie człowieki, pod uwagę, że gdybym wiedziała, czy choćby podejrzewała, że się mylę, to bym to sprawdziła (i tak robię, tylko nie widzicie tego, co sama wycinam – bo to wycięłam). Nie jestem bowiem trollem i przestrzegam zasady współpracy. Weźcie, sprawdźcie sami, jeśli nie wierzycie milicji :P

Lepiej walnąć się we własną klatę, niż brnąć w zaparte. Choć czasem trzeba. Mam nadzieję, że z grubsza rozróżniam, kiedy trzeba, a kiedy nie :).

Amen.

 Już zapraszam (rany, co za masochista się we mnie odezwał…).

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

"Rude" to jest obserwacja. Coś, co byś wprost zobaczył.

Zaraz, bo się pogubiłem. A to, że nosili wojskowe stroje to nie jest obserwacja? Z punktu widzenia obserwatora/narratora “rude” i “mundur” są tożsame. A że współczesny czytelnik raczej nie wie, jak wyglądał “rzymski mundur”, trzeba mu to (delikatnie) podsunąc.

 

No dobra, ja wiem, że intencje masz czyste jak woda polodowcowa na Islandii ;). Ale nie wszyscy tak mają i wzbudzasz czasem popłoch u świeżaków (no, u mnie też, jak widzę koment dłuższy niż opowiadanie ;)). I wtedy taki stempelek “subiektywności” pomaga.

 

No to czekam dyskusji za tydzień (choć i tu pewnie o mundurach coś dodasz ;)).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

To jeszcze wytłumaczę, o co mi chodzi z obserwacjami, wykorzystując jako przykład wklejony wcześniej gif.

Zaobserwować możesz na nim: dziecko w zielonych spodniach i koszulce z krótkim rękawem, plus kremowa tunika przepasana szerokim paskiem, opaski na rękach i kostkach. Włosy ma ciemne, z długą grzywką i opaskę z pomponikami. Oczy bladoszare. Uśmiech asymetryczny, oczy się mrużą w tym uśmiechu. Dziecko podnosi rękę do góry zamaszystym gestem.

Wywnioskować możesz:

na podstawie wiedzy ogólnej – że dzieciak triumfuje, zapewne skopawszy komuś tyłek.

Na podstawie wiedzy o świecie przedstawionym kreskówki, z której scenka pochodzi: że dzieciak posługuje się magią (takie jest oficjalne tłumaczenie? Nie pamiętam) ziemi. Że jest dziewczynką (nie widać tego, ale gdybyś oglądał, tobyś wiedział) – i to konkretną dziewczynką (jedną z głównych bohaterów). Że jest niewidoma (tego, to w ogóle nie widać). I tak dalej.

 współczesny czytelnik raczje nie wie, jak wyglądał “rzymski mundur”

Myślisz? Bo było parę filmów o Rzymianach, już o Asteriksie nie wspominając.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

W Asteriksie to Rzymianie szybciutko robią żółwia i tyle ich widać. ;-)

Babska logika rządzi!

Macie robota i dajcie spokój :P

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tarnino, możemy się tak przekomarzać do przyszłego stulecia :P. Ale ok.

Napisałem:

Z jego stroju można było wywnioskować, że służy w rzymskiej armii.

I potem:

współczesny czytelnik raczej nie wie, jak wyglądał “rzymski mundur”

Na co Ty odpowiadasz :

było parę filmów o Rzymianach, już o Asteriksie nie wspominając.

To teraz dłuższy wywód. Było parę filmów. Ale ci goście siedzą w knajpie. Czy wyobrażasz sobie, że siedzą tam w zbrojach, hełmach, z tarczami w dłoniach i mieczami przy boku?

No to teraz napiszę, jak mogłoby to wyglądać:

Starszy z mężczyzn odłożył na stół swoją vitis (pałkę z drewna winorośli – przyp. mój) i z wolna podniósł się z siedziska. Młodszy spoglądał na niego bacznie znad kubka z winem. Na jego szyi pysznił się torkwat, a przy tunice dostrzec było można kilka faler. O jego randze świadczył kawałek białego lnu, zwisający z ramienia [spolszczenia moje].

I czego dowiedziałabyś się o tych mężczyznach, gdybym Ci nie powiedział, że to żołnierze :P?

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Ech, no, możemy. Ale powtarzam raz jeszcze, nie chodzi o popisywanie się swoją znajomością słownictwa specjalistycznego, tylko o to, żeby to nie były gadające głowy z przyklejoną etykietką “Rzymscy żołnierze, dwa złote za kilo”. I tyle.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

A ja powtarzam raz jeszcze: łatwiej i komunikatywniej jest napisać ”żołnierze za dwa kilo”, niż gimnastykować się na 1000 znaków i bezradnie wymachiwać łapkami i krzyczeć: “o, to są żołnierze, nie widzicie tego?”.

:D

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

O, jak ja Cię złapałam na niekonsekwencji! O, jak się teraz będę napawać! XD

Tutaj piszesz:

Bo dla młodych, w przeciństwie do “leśnych dziadków”, muzyka nie jest już ważna.

A jednocześnie sam twierdzisz, że słowa nie są ważne. Na forum literackim, żeby nie było.

Pewnie, że mogłabym napisać, ot, choćby: UFO przyleciało, bo miało dosyć hałasów z Ziemi. Zrobiło EMP, żeby się ludzie zamknęli i poleciało.

Krótko, węzłowato, jasno. Może nawet daje do myślenia. Ale to nie jest literatura.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Słowa nie są ważne, bo liczy się przekaz :).

A ja wolę ten jasny i zwięzły :).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

To pisz na murach :P

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

No przecież książek nie wydaję, tylko wrzucam w sieć, nie ;)?

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Aha! To Ty jesteś Banksy! XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Mówisz? To za ile chcesz wylicytować prawa do dziewiczej lektury mojego najnowszego dzieła :D?

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Fajne :)

Przynoszę radość :)

Dzięki, Anet :). 

Heron pojawia się ponownie (w tle co prawda).

O, TU :)!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Mam odrobinę mieszane uczucia do tego tekstu, choć trudno mi jednoznacznie powiedzieć dlaczego. Z jednej strony było wiele elementów, które mi się podobały, przede wszystkim ogólne przedstawienie starożytnych realiów, ładne, nieszablonowe wmieszanie wątków wczesnego chrześcijaństwa, Asterix ;), a także wątek z samą biblioteką (jakoś od początku wiedziałam, że skończy się na jej pożarze). 

Z drugiej strony nie potrafiłam jakoś “polubić” się z postaciami. Mikros wydawał mi się przez całe opowiadanie tak bierny, że w sumie jakby go nie było, to niewiele by się zmieniło. A Heron ze swoją nieco wariacką genialnością, bardziej mnie drażnił niż fascynował. 

Z tego powodu jakoś do samego końca nie potrafiłam się emocjonalnie zaangażować w losy tych bohaterów. 

Nie uważam oczywiście, żeby to opowiadanie było złe, po prostu chyba nie do końca trafiło w moje gusta.

 

Pozdrawiam C. 

Jakoś mi tacy bohaterowie wychodzą :(.

Dzięki za lekturę i komentarz, Cephiednomiko!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Kurczę, kawał dobrej roboty. Jak miałem ..naście lat, zaczytywałem się w powieściach Miki Waltariego (np. Egipcjanin Sinuhe, nie wiem, czy to znane jest komukolwiek). Ten Twój tekst trochę mi je przypomina, a to były świetne lektury. Jedyne co, to gdy czytałem, mój detektor emocji oscylował blisko zera. Dzięki, fajnie sie czytało jednakowoż!

“Egipcjanin Sinuhe” był mega!

Co do emocji – mam nadzieję, że się wciąż rozwijam. I mam nadzieję, że w opku na Mitologie już jakieś emocje będą :).

Dzięki za lekturę i komentarz!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Łosiocie, znane:D

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

A jeszcze lepszy od Egipcjanina był Mikael. 

Staruchu – chyba trochę źle się wyraziłem z tym “zero emocji”. Tak samo, ciut za ostro, objechałem kiedyś Finklę, za jej Patronkę miasta Mazargues i było mi potem zdeczko głupio. To jest trochę tak, że czyta się coś naprawdę na poziomie, język, scenografie, wszystko super. Ale potem się zastanawiasz – no kurczę, czegoś zabrakło. Dobry/świetny warsztat eksponuje czasem nawet nie słabości tekstu, a jego nie wiem – niedociągnięcia, nieznaczne braki. Wiedz, że to nie oznacza ogólnie złej oceny. 

Z pewnością się rozwijasz, z takiej bazy jaką już masz, każdy kroczek w górę oznacza bardzo wysoki poziom. Pozdro. Macham Ci gdzieś tam z dołu tej drabiny :P

Wiesz, ja zdaję sobie sprawę ze swoich niedostatków i trochę je próbuję obchodzić (z mniejszym czy większym skutkiem). I każda taka merytoryczna uwaga jest bardzo pomocna :)!

Mnóstwo się już tu nauczyłem na portalu i mam nadzieję uczyć się dalej.

Z niedociągnięć, z których zdaję sobie sprawę, a których jak dotąd nikt mi nie wytknął (z litości? bo chyba wszyscy zauważyli?): zwróciłeś uwagę, że nie ma w “Opowieści…” żadnej postaci kobiecej! Wstyd po prostu…

A co do “dołu drabiny” to przesadzasz. Co prawda wszystkich twoich tekstów nie czytałem, ale “Martwa Kropka” czy “Biała Flaga” bardzo przyzwoite (czemu zresztą dałem wyraz w swoich komentarzach). Ale sporo się jeszcze nauczysz, publikując na portalu :D!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Z niedociągnięć, z których zdaję sobie sprawę, a których jak dotąd nikt mi nie wytknął (…) nie ma w “Opowieści…” żadnej postaci kobiecej?

Jest mamusia kochana w tle. Ale tak serio, co to za niedociągnięcie? Napisz scenariusz na Paula McGanna, Christophera Ecclestona, Matta Smitha, Benedicta Cumberbatcha i Toma Hiddlestona, a zobaczysz, jak się dziewuchy ucieszą XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tarnino, ale jednak społeczeństwo ludzkie składa się też z osób płci żeń… znaczy, zgodnie z nowoczesnymi standardami, płci innych niż męska. I o ile to w “Czasie…” nie kłuło w oczy, bo bohaterów było dwóch, to tu mnie kłuje. Bardzo!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Oj, tam. Świat jest w ogóle bardzo rozmaity, nie możesz wymagać, żeby opowiadanie było o wszystkim.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nie popadajmy w zbytnią wrażliwość na seksizm. Nie chcę tu robić marketingu swoich tekstów (zresztą, Staruchu robisz to lepiej za mnie :)) ale powiem tylko, że w ostatnim potraktowałem postać kobiecą głownie jako biust i nikt mi tego nie wytknął. Ale może dlatego, że przeczytało to nie wiem, z 5 osób. Swoją drogą, ciekawy wątek podjąłeś. 

Łosiocie, jak znajdę czas, to zajrzę. Na razie Retrowizje mocno mnie wymęczyły ;).

A co do ciekawego wątku – bo to jest najlepsze w publikowaniu na forum. Zerknij sobie na te wielopiętrowe offtopy pod moimi tekstami – no cudo! Poezja!! Rewelacja!!!

Dlatego warto tu publikować, bo zawsze ktoś coś mądrego dopowie :).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Nie przejmuj się, Staruchu. W “Ostrydze” masz postacie kobiece. Hmmm. To może nie był najlepszy przykład. ;-)

Babska logika rządzi!

To może nie był najlepszy przykład. ;-)

No zdecydowanie :/ ;P.

Ale w “Dziewczynie u płota” będą!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Nowa Fantastyka