- Opowiadanie: maciekzolnowski - Tajemnice ruczaju

Tajemnice ruczaju

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Tajemnice ruczaju

Kiedy razu pewnego płynąłem niby ta Calineczka z bajki w łupinie orzecha, mogłem oglądać świat w skali mikro. A oglądając go, nie potrafiłem wyzbyć się wszechogarniającego mnie uczucia podziwu.

– Jak to jest możliwe – głowiłem się – że potok jest jednym i tym samym bytem na całej swej długości, i to nawet na tych swoich odcinkach, których nie znam albo w danej chwili nie widzę?

Uświadomiłem sobie wtedy, czym on właściwie jest i jak wiele sensów i aspektów kryje. No bo przecież taki potok to nic innego jak: głębokość, źródło, woda albo lód. Potok to ciecz o jednakowym smaku i w przybliżeniu takiej samej wszędzie temperaturze, potok to oczyszczanie się wody i jej nagrzewanie, to stały spadek wysokości, to dno wraz z przeszkodami, tarasami, kaskadami, wysepkami, potok to jedna z gałęzi wraz z dopływami, która sama też jest dopływem, potok to prędkość, to lepkość i gęstość, to dźwięk, szum, szmer, chlupot, plusk, potok to brzeg, potok to dolina, to krzywa, to rzutowanie realnego obiektu fizycznego na mapę, potok to błękit i błysk, tafla, która lśni i się marszczy, potok to chłód oraz świeżość, to oczyszczenie, chrzest i obmycie się, potok to zapach, wilgoć i mgła, która go spowija, to rośliny: mchy, glony, szuwary, sitowia, potok to zwierzęta w matecznikach przyrody skryte, to widelnice, jętki, chruściki, meszkowate oraz ślimaki, potok to zachody słońca nad strumykiem, to zadumy natchnionego poety, uniesienia zakochanych radosne, potok to wieczny szloch, to płacz nieba, hydrosfera, odwieczna cyrkulacja, opad i parowanie cząsteczek wody, to żywioł, który niszczy i tworzy, potok to powódź lub susza, początek albo koniec, to kres, życie i śmierć, młodość i starość, potok to dzieciństwo i powrót do źródeł, potok to rytm i ruch… i muzyka, potok to mój dobry sąsiad, to nazwa, imię, jakie otrzymuje od ludzi, to miejsca i historie, to sen, który mi się ostatnio przyśnił o tym, jak żeglowałem w dół strumyka, o tym, jak wszystko mogłem podziwiać z żabiej, a więc w pewnym sensie cudownie boskiej perspektywy.

Ale to nie był sen, o nie. Nagły zryw wichru mi to podpowiedział. Nagły plusk uświadomił mnie i otrzeźwił, ocucił. I poczułem, że płynę niczym ta Calineczka na liliach wodnych oraz w orzechowych łupinach. I rozmyślam, choć czasu na myślenie doprawdy nie ma. I podziwiam, choć czasu na podziwianie nie ma, bo oto walczę i walcząc tonę, choć wnet powstaję i nadal płynę.

Niemałe wrażenie wywarła na mnie przeprawa pod mostem góreckim, położonym nieopodal podstawówki, gdzie nurt stał się dziki i nieokiełznany, słowem: zgubny. Mogłem przepaść, ale na szczęście zaraz połączyłem się z głównym biegiem Brennicy i nieco uspokoiłem, stałem się kroplą, cząstką wody, wodną błogą impresją. Ale nie przepadłem jednak wcale. Wzorem chemicznym H2O się stałem.

Tego dnia umarłem. Skremowali mnie, a prochy rozsypali. Narodziłem się i przemieniłem, przeistoczyłem się. Zacząłem żyć, choć „żyć” to jednak niedobre słowo jest, niepełne takie. A znany mi skądinąd strumyk przy ulicy Szpotawickiej w Górkach Wielkich stał się nagle dziwnym, prastarym, beskidzkim ruczajem, pełnym tajemnic i barwnych detali, wartych sfotografowania, opisania, zapamiętania. Choć cały się w kupie nie ostałem, to jednak trochę się ostałem, trochę jakby przeżyłem. Chrzest swój przeżyłem. Swoje własne z rzeką i morzem zaślubiny. I teraz jest dobrze, świetnie bardzo. I tak być powinno, że wszystko płynie. A niechaj płynie! Panta rhei!

Koniec

Komentarze

Hmmm. Fantastyka szczątkowa. W odróżnieniu od definicji potoku – ta jest… wyczerpująca.

Strumień świadomości to nie jest coś, za czym przepadam. Wolałabym więcej fabuły.

Babska logika rządzi!

“Fantastyka szczątkowa”. Rozkręcam się, Finkla, rozkręcam się. No, bywa, że powoli. Tak mam i już. A dawno mnie już nie było tutaj na forum, więc daję sobie czas na rozruch. Dzięki za komentarzyk i odwiedziny. Pozdrawiam w duchu Świąt Wielkanocnych 2019! MZ ;)

Maćku drogi, jakoś tak bardzo lubię tę twoją pisaninę i ten szorcik też mi się podobał. Może tylko litania do potoka trochę za długa była. ;)

 

I, w duchu Beskidów, życzym błogosławiónych Świónt, mokrego śmiergusta i mocka miłości i radości ze świyntowanio pospołu s familijóm!

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Dziękuję bardzo! Odwzajemniam życzenia serdeczne! No, nareszcie napisał ktoś, kto zna śląski i nieobca mu jest mowa górecka (Górali, Gorali oraz Ślązaków brennickich), a i pewnie “tyż” proza samego Walentego Krząszcza, notabene bardzo ciekawa, jeśli ktoś np. lubi folk-horror, grozę na ludowo i tak zwaną literaturę etniczną. :)

Gdzieś tam już podkreślałem, że niezmiernie podoba mi się Twoje pisanie. Lubię ten styl, rozpasany i dygresyjnie frywolny, ale nie przytłaczający nadmiarem, lekki w swej złożoności, jak ważka polująca na komary pomiędzy trzcinami stawu. Również, niezależnie czy piszesz o strumyku, drodze na stację, czy rodzinie, którą można określić jaki patologiczną, jest więc w owym pisaniu mnóstwo letniego słońca, takiej (jeśli to nie oksymoron) pogodnej melancholii. I przede wszystkim jest to styl charakterystyczny, właściwy Tobie i za miejsca rozpoznawalny. 

Dlatego też trochę się dziwię. Mając wszelkie niezbędne narzędzia do stworzenia dużej, solidnej, pełnowymiarowej fabularnie opowieści (i nie chodzi mi tylko o opowiadanie do zamieszczenia tu, na portalu, ale może i nawet powieść – a coś tak czuję, że taka "Twoja" powieść mogłaby zostać doceniona i zdobyć nieliche grono czytelników) skupiasz się na pojedynczych scenkach jeno, zarysach historyjek, fragmentach, obrazkach zaledwie. 

Trochę to rozumiem i nawet szanuję. Jest w takim pisaniu coś ze słonecznej beztroski Twojego stylu – tworzenie z porywu serca, na luzie, bez zobowiązań i bez oczekiwań, żadnego dążenia do zaszczytów, aspiracji, czy to piórkowych, czy to później wydawniczych… Piszę, bo tak czuję, a nie po to, by wychodzić naprzeciw czyimś oczekiwaniom. 

Ale z drugiej strony żałuję, że nie jest mi dane przeczytać solidne, fabularnie dopracowane i zamknięte opowiadanie, a może nawet i nowelkę maciekzolnowską. Nie wiem, może piszesz i publikujesz gdzie indziej, a tutaj wrzucasz tylko odpryski (nie odpady, broń Boże), efekty zabawy, kaprysu. Jednak wygląda to tak, jakbyś dreptał w miejscu, nie widać rozwoju, postępu. Nic nowego sie nie dzieje. I znowu – to jest okej, jeśli tak sobie chcesz. Twoja rzecz. Jednak z punktu widzenia czytelnika, mojego punktu widzenia, to pewna strata. Szkoda. 

P. S. 

Świąt również życzę pysznych i radosnych, choć gwarowo-regionalnie nie zarzucę, bom z Wrocławia i co najwyżej kresowo zaciągnąć potrafię, ale to trudno zapisać. 

Po irlandzku też kiepsko – irlandzki jest dla przedstawiciela cywilizowanego świata równie czytelny, co dalekowschodnie krzaczki :-) 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Thargone! Tak na gorąco: bardzo Ci dziękuję i za miłe słowa, i za życzenia (Święta Wielkanocne nadal trwają). Zrobiło mi się tak przyjemnie, że aż nie wiem, co powiedzieć mi wypada, ale jak już będę wiedział, to nie omieszkam się tutaj pojawić. I słów parę sklecić. Jedno wiem: nie znalazłem jeszcze swojej pisarskiej drogi i nie powiedziałem słowa finalnego. Duże formy mnie przerażają, a ja czuję się wciąż niedouczony. :)

Maćku, ładnie opowiedziałeś o potoku i teraz już dokładnie wiem, czym on jest. Nie brakło też nawiązania do baśni i wzmianki o życiu pozagrobowym. A choć czytało się naprawdę dobrze, to chyba wolałabym historię z potokiem w tle, zamiast potoku w roli głównej. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dzięki, Reg. Następnym razem postaram się, aby potok szumiał jedynie w tle opowieści niczym muzak w windzie biurowca. ;)

 

Pozwól tylko, że przedstawię własną interpretację tego, jakby nie patrzeć, onirycznego króciaka. A więc po kolei, najpierw o faktach z życia, a potem o symbolach.  

Faktografia: Jak wiesz, wyprowadziłem się z gór i zamieszkałem w Anglii (oby nie na zawsze). 

Symbolika: Potok – żywiołowe i aktywne w górach mych obcowanie. Rzeka i morze (w podanej kolejności) – wyjazd do zamorskiej krainy, np. właśnie Anglii. Prochy – to z jednej strony śmierć, gdyż dla gór niewątpliwie już umarłem, a z drugiej – symbol dyfuzyjnego rozproszenia się i pozostawienia cząstki siebie gdzieś tam, het daleko, być może wszędzie i nigdzie.

 

I tak to widzę. Raz jeszcze dziękuję! MZ

Dziękuję, Maćku, za otworzenie mi oczu i ukazanie całej prawdy o potoku. Teraz, kiedy Tajemnice ruczaju odarłeś z tajemnic, widzę znacznie więcej. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

He, he, no jasne, teraz stałaś się znaczniewięcejwidząca. Czar prysł i po poezji, bo to była proza poetycka, jakby się ktoś pytał! Cieszę się, że otwarcie i bez tajemnic udało nam się przebrnąć przez temat potoczysty. ;) 

Cóż mogę teraz powiedzieć…

Cieszę się, że choć czar prysł, zmysły ocalały. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

:)

Strumień świadomości. Z czasem niezłymi zwrotami i też niczym, co by mi zapadło w pamięć. Raczej więc nie zostanie ze mną na dłużej.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Dzięki za komentarz i odwiedziny, NWM, z których się zresztą bardzo cieszę. No nic, może następnym razem uda się napisać coś wartościowego, co zapadnie w pamięć. Pozdrawiam! MZ

Nowa Fantastyka