- Opowiadanie: maciekzolnowski - Na początku było, a później już nie (piwny dramacik w jednym akcie)

Na początku było, a później już nie (piwny dramacik w jednym akcie)

W odpowiedzi na “Szarą materię” Kinga, niniejszym wypuszczamy się na bezkresny ugór... prr, nie na ugór, lecz na pole poezji, albowiem dostrzegliśmy tam potencjał urodzaju wielki. Nie idziemy na łatwiznę (nie stawiamy na pentametry, trymetry jambiczne ani żadne tam strofy safickie) – stawiamy na metra w poezji nietypowe i dziwne. Pragniemy przy tym zauważyć, iż nasza praktyka w chórku parafialnym w Szamotułach nie poszła w sherwoodzki ani żaden inny las, gdyż obcowanie z rymami częstochowskimi wielce nam się spodobało, czego wyraz dajemy w tej oto sztuce (magice). Jam jest Wasz Orfeusz, Wy zaś – Menady moje. Rozszarpcie, proszę!  

 

https://niedobreliterki.wordpress.com/2019/03/04/na-poczatku-bylo-piwo-by-maciej-zolnowski/

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Na początku było, a później już nie (piwny dramacik w jednym akcie)

Dedykacja:

Dla pana Leszka Cipki, postaci fikcyjnej (aczkolwiek nie do końca)

 

 

 

Motto:

„To, co widziałem przez sekundę lub dwie, wystarczy mi do końca życia. To we mnie zostało. Potworna, olbrzymia fala szarej galarety, galarety, która formowała się w kształt człowieka i zostawiała za sobą pasmo śluzu” (Stephen King „Szara materia”).

 

 

 

Osoby:

GŁOS GAJOSA, narrator celebryta

ZENEK, ćwierćbóg pośród stałych bywalców pubu „U Mariana”

KUMPLE ZENKA, młodzież gimnazjalna do lat osiemnastu

KNIEJA, przedstawicielka flory, bezimienne drzewostany

MAŁA ŻABKA SABKA, przedstawicielka świata fauny

BOCIEK, po prostu wiejski maciek

DNO, po prostu dno (tylko dla wtajemniczonych, bo reszta i tak nie zrozumie)

PAN LESZEK CIPKA, postać fikcyjna, niestrudzony cenzor, wybitny znawca literatury starożytnych (kosmitów) oraz poezji Gumisiów (w wersji dla słyszących inaczej)

 

 

Akt I

 

 

Scena I

 

Kurtyna idzie w górę.

 

GŁOS GAJOSA

Na początku było piwo. Wszystko przez nie się stało, a bez niego nic się nie stało, co się stało. To było piwo jasne (jasne, że zimne). W nim było życie. Każdy moczymorda o tym wie. Dlatego od rana aż do wieczora moczy usta swe. Ale jeden wie lepiej, czuje i pragnie mocniej i bardziej. I to on właśnie wlewa w siebie te tak zwane piwne hektolitry, i to tak wielkie, że pewnego razu sam się nimi staje, niczym słowo, co się zmaterializowało i zamieszkało między nami. Oto wielka tajemnica Zenka: istota, istnienie i przeistoczenie. Od tej chwili wypełnia go napój alkoholowo-chmielowy od stóp aż po otwory nosowe i uszy, którymi się ów trunek wylewa, przelewa. Zenek śmierdzi piwskiem i piwskiem jest cały od dolnych swych partii aż po same – można by powiedzieć – pieniste brzegi. Można by, gdyby też ciało Zenkowe miało brzegi, a on sam – jakieś limity. Ów człek nie ma w sobie krwi (osocza, krwinek) ani żadnych narządów wewnętrznych. Jak w takim razie żyje? Jak funkcjonuje? Nie wiadomo. Mówimy tutaj o fenomenie, w którym wszystko zostało zastąpione przez ciecz kuflowo-barową w kolorze moczu oraz piwnych oczu.

Podobno parę tygodni temu Zenka zaatakowali kosmici, ale: ci, ci, ci! Ło, ło! To by wiele wyjaśniało. Ten, którego imienia nie będę w tej chwili wypowiadał nadaremno (dla uniknięcia zbędnych powtórzeń, tak przez purystów językowych nielubianych) mógł sam stać się kosmitą w ludzkiej skórze. Nie łżę, prawdę mówię! A następnie przybrać postać chodzącego browca dla – jak to mówią – fachowca. Innego wyjaśnienia tego cudownego przeistoczenia nie ma! Nie wyobrażam sobie natomiast, ażeby człek (choćby i tym człekiem był nasz Zenek) mógł stać się nagle mobilnym kuflem z pieniącą się radośnie zawartością. Oj, nie, nie, nie! Oj, nie, nie nie! Powiedzmy sobie szczerze, że bez kosmicznej, higienicznej obcych interwencji ani, ani! Ani rusz!

 

 

Scena II

 

GŁOS GAJOSA

Pewnej niedzieli homo browarnikus umawia się z kumplami na piweczko. Słoneczko świeci, deszcz nie pada, a dzień zapowiada się radosny. Będzie z nimi hasał po lasach, przednio się przy tym bawiąc. Będą tańce i swawole i muzyka w kole (a przynajmniej tak długo, jak długo będzie alkohol).

Lecz oto, w pewnym momencie, zrywa się srogi wicher, co zwiastuje nieszczęść moc. I grom z jasnego nieba gwałci dziewiczą ciszę, a knieja rzecze: „nie ma”.

 

ZENEK

Jak to nie ma?

 

KUMPLE ZENKA

A tak to. Skończyło się. Wszystko wypite.

 

KNIEJA (chóralnie)

W tobie, Zenku, jedyna nadzieja, bo „Żabki” w pobliżu, oświetlonego blaskiem słonecznym, ruczaju nie ma.

 

MAŁA ŻABKA SABKA

Kum, kum, kum! Chlap, chlap, chlap! Kum, kum, kum! Chlip, chlip, chlip!

Bociek, maciek nadlatuje.

Kle, kle, kle! O kurwa! 

 

GAJOS-GŁOS

Chwyta się Zenek za swój łebek, wykręca go i odrywa, tak, jak odrywa się zawleczkę w puszeczce. Teraz z gwinta się wypija piweczko z trzewi Zeneczka za zdrowie tych, co przeżyli i nadal pląsają niczym kica zając, żywot bohatera tego szorciaka za nic mając.

Bo na początku było piwo, a na końcu jest zawsze dno oraz ów brzydki rym do gówno.

 

DNO (chóralnie z KNIEJĄ albo solo – w zależności od budżetu spektaklu)

Być albo nie być dnem? Oto jest pytanie.

 

PAN LESZEK CIPKA

Nie, nie, nie, panie. Ta niesmaczna sztuka psuje mi moje śniadanie oraz piórem nadobne z rana ruchanie. Patrzajcie mi prosto w oczy, za miliony katusze cierpiąc, a jak nie, to Arcywysoki Cenzor, z arcywysokości swej immanentnej, okrakiem i z wycelowaną celnie dupą na was jak grom z jasnego nieba wyskoczy. Bu, ha, ha, ha!

 

Kurtyna opada. Reżyser i aktorzy czekają na owacje na stojąco oraz kwiaty (mogą być nawet sztuczne goździki). 

Koniec

Komentarze

Zastanawiam się, Maćku, czy szorcik powstał z powodu niedoboru napoju, czy z jego nadmiaru… ;)

No i żal mi małej żabki.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dzięki za Twój komentarz, Reg. Zaprawdę powiadam Ci: różne rzeczy z siebie wypluwam i wolałbym, ażebyś nie na wszystkie te rzeczy natrafiała. Tak to już jest, że czasem się coś skrobnie ku uciesze własnej, z czego specjalnie dumnym być nie można. Innymi słowy: są “opki” bardziej i mniej udane, bardziej i mniej lekkostrawne, ale (cóż) nie do mnie należy ocena. Ja tylko piszę, a krytykę pozostawiam krytykom. No i rzeczywiście: żabki małej szkoda! Tak wdzięcznie nam zakumkała (po raz ostatni zresztą). :)  

Maćku, jeśli coś z siebie wypluwasz, wystukujesz, a efekt tego trafia na tę stronę, to możesz sobie woleć, co tam wolisz najbardziej, albo i nie woleć wcale, jednakowoż wcześniej lub później, pewnie i tak to przeczytam. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Woleć albo nie woleć? Oto jest pytanie pozbawione znaczenia, bo na Tobie, Reg, zawsze można polegać, z czego się cieszę. Pozdrawiam tym razem już z obczyzny dalekiej, mglistej i zamorskiej! :) 

Dziękuję,Maćku i życzę aby tam, na obczyźnie, jak najczęściej towarzyszyła Ci Dobra Pani Wena. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

:D

Przeczytałam. Ładnie napisane. :)

Dzięki, Ocha! Może trochę obrazoburcze i zaangażowane religijnie, ale to nic. Oczywiście ja jestem zawsze po stronie religii, a że szort może być odebrany jako drażliwy, no… trudno się mówi. Pozdrawiam serdecznie! M 

Przeczytałem. Ani ziębi, ani grzeje – ot, krótka scenka. Bywa.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

No trudno, bywa! Pozdrawiam, NWM! Dzięki! 

Początek rzeczywiście obrazoburczy, dobrze, że tekst ratuje się refleksyjną końcówką.

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Kojarzę Cię z opowiadanie o Morskim Oku. Teraz widzę ileś tekstów naprodukował :D Fajnie piszesz, z humorem, podobało mi się.

Dzięki Wszystkim za komentarze! :)

 

Blacken, please, tylko nie kojarz mnie wyłącznie z tekstami piwnymi, he, he. Jak dobrze poszperasz, to znajdziesz kilka nieco bardziej ambitnych szortów mojego autorstwa, np. “Arabeski nad hebanowymi schodami”. ;)

 

Pozdrawiam serdecznie!

MZ

Hmmm. Fajny pomysł, ale za mało dramatu w dramacie, IMO.

Znaczy – tu nie ma dialogów. Każdy wygłasza swoją kwestię jakby w izolacji od innych. OK, są wyjątki, ale mało. A że dramat dialogami stoi, to i utworkowi trudno się przebić. Ale wprowadzający monolog Gajosa fajny.

Gdyby to rozbudować, dorzucić fabułę… Niech każdy ma rolę do odegrania, a nie tylko statystuje.

Babska logika rządzi!

Pomyślę, dzięki. Na razie to mi wygląda na zwykłą walkę z kroczącym powolutku Alzheimerem: trzeba grać na instrumentach muzycznych, dużo czytać i pisać jeszcze więcej, ćwiczyć pamięć. Jedni rozwiązują krzyżówki, a drudzy tworzą szorty. Tak jest i być musi. :)

Sympatyczne scenki :) Pierwsza trochę przegadana, zgadzam się też, że mogłoby być więcej akcji, ale generalnie mi się podobało :) 

 

 

Pssst. Jeśli chciałeś to zapisać w formie scenariusza filmowego to może warto przy “Scena I” i “Scena II” dopisać jedno – dwa zdania o tym gdzie i kiedy dzieje się akcja? ;) 

Dzięki, Ospały. Cały czas wpadam i coś zmieniam, dopisuję albo poprawiam. Jak tak dalej pójdzie, to za chwilę cały II akt powstanie. Pozdrówka! 

Nowa Fantastyka