- Opowiadanie: Łosiot - Martwa Kropka

Martwa Kropka

Cześć, jedna rzecz gwoli wyjaśnienia przed lekturą. Błękitna Kropka to tytuł znanej książki popularnonaukowej Carla Sagana na temat Ziemi, Układu Słonecznego, Kosmosu i tak dalej.
Życzę w miarę miłego czytania!

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Martwa Kropka

Dużą część swojej uwagi System poświęcał okalającemu układ pasowi asteroid. Co jakiś czas wyrywała się stamtąd bryła protoplanetarnej materii i pędziła w kierunku planet ekosfery. Algorytmy postępowania były bardzo proste. Jeśli któryś z tych obiektów stwarzał choćby cień zagrożenia, był natychmiast likwidowany. Podczas jednego z cyklów monitorowania tego odległego fragmentu przestrzeni, coścałkowicie przykuło uwagę Systemu. W ciemności i zimnie pasa skalistych okruchów, pojawiło się światło i ciepło. Delikatne sygnatury i trajektorie były zupełnie inne, niż ociężałe i przewidywalne ruchy zmarzniętych cielsk stłoczonego w pierścieniu stada asteroid. Przemykały się między skalistymi kolosami, manewrując ostrożnie, lecz zdecydowanie. Były jak chmara wygłodniałych pcheł, skakały od jednej skały do drugiej. Gdy natrafiły na wodę, wysysały ją łapczywie spomiędzy skał i pędziły dalej, zbliżając się do wewnętrznej krawędzi pierścienia. Po uzupełnieniu zapasów, już powoli, ruszyły w kierunku planet centrum układu.

Według obliczeń Systemu przybrały kurs na najważniejszą z nich. Gdzieś w czeluściach jego sieci neuronowych zrodziła się myśl, by wstrzymać procedurę usunięcia zagrożenia. Czekał i obserwował, bo jego twórcy nie przygotowali dla niego odpowiednich algorytmów. Nie spodziewali się gości.

 

Mniej więcej nad równikiem coś z ogromną prędkością wbiło się w atmosferę i przeleciało przez grubą warstwę chmur, rozświetlając ją na moment perłowymi rozbłyskami. Po wielkiej równinie pokrywającej powierzchnię planety przetoczył się grzmot. Gdy kilkudziesięciometrowa igła płomieni z dysz lądującego statku nakłuła ziemię, hałas silników jeszcze wzmógł się na moment, by po chwili znów oddać pole, królującej tu niepodzielnie od wieków, całkowitej ciszy. Kłęby dymu z wypalonego lądowiska owinęły falujący w rozgrzanym powietrzu kadłub statku czarnym warkoczem.

Z wnętrza poranionego długą kosmiczną żeglugą kadłuba wyskoczyło kilka dronów, które rozpierzchły się na wszystkie strony i rozpoczęły skanowanie okolicy. Gdy pierwsze dane z rekonesansu zostały przesłane do statku, zachęceni odczytami przybysze wyszli na zewnątrz. Ich półpłynne, zmiennokształtne ciała, przygniecione trochę zbyt dużym ciążeniem, przesuwały się po nieznanej ziemi w nieporadnych, konwulsyjnych podrygach. Niesione na falach grubych, zwinnych macek, ich tułowia gwałtownie zmieniały kolory i wydobywały z siebie bioluminescencyjne błyski. Mimo chaotycznych ruchów, poruszali się w bardzo precyzyjnie ustawionym szyku wzajemnie ubezpieczających się dwójek. Teren otaczający lądowisko był płaski i, z daleka, wydawał się idealnie równy.  Obcym utrudniała jednak przemieszczanie warstwa poplątanych, sznurowatych tworów formujących gęsto utkaną sieć. Błękitne wici rozchodziły się promieniście z porozsiewanych nieregularnie gruzłowatych węzłów i łączyły z kolejnymi, a te z kolejnymi. Błękitna plecha pokrywała wszystko po horyzont.

 

Patrząc na ostrożnie i systematycznie przeczesujących okolicę zwiadowców, wprawny obserwator zauważyłby, że z początku, tuż po wyjściu ze statku, barwy jakimi te rozbłyskują, zdominowane są przez jaskrawą czerwień. Wraz z postępem patrolu i utwierdzeniem się przybyszy w przekonaniu, że okolica jest raczej bezpieczna, kolory bledły i przechodziły w chłodniejsze spektrum. Bystry obserwator zauważyłby subtelne współzależności między zmianami kolorystycznymi poszczególnych osobników. Błyskom odpowiadały błyski, kolorom – inne kolory. Wyłapałby w końcu akcje i reakcje, sekwencje, regularności, iteracje i wzorce. Odnalazłby rządzące nimi reguły i być może – potrafił odnaleźć w nich sens.

Taki właśnie obserwator zdecydował nawiązać kontakt z przybyszami po wielu godzinach dyskretnego przyglądania się ich poczynaniom. Gdy zebrał wystarczająco dużo danych, po prostu pojawił się między nimi, wywołując serię czerwonych i jaskrawożółtych błysków na poplątanych cielskach i prowokując reakcję obronną: stwory utworzyły kule splątanych macek i wypustek.

– Spokój, bezpieczeństwo. – Nadał serią błyśnięć w chłodnych, niebieskich barwach.

Na razie jeszcze komunikował się w ograniczonym zakresie. Ale bardzo szybko się uczył – potrzebował tylko czasu i danych.

Zaskoczone kłębowiska macek na kilka sekund zgasły i zastygły w bezruchu. Obserwator wykrył wiązki czujników laserowych, promieni rentgena, ultradźwięki i promienie podczerwone. Badali go wszystkim, czym dysponowali, jednak wykonane przez nich skany wróciły z niczym. Obserwator sam nie życzył sobie być zaobserwowanym. W końcu, zaczęli do niego błyskać wszyscy na raz. Pytali kim jest, on jednak milczał. Od zawsze skupiał się na tym, po co jest. Takim stworzyli go Panowie. Tak zbudowali System.

 

Daliśmy ci potęgę i mądrość, a twoje oczy będą wszędzie. Będziesz wszechmogący, wszechwiedzący, wszechwidzący i samotny. Bo odejdziemy na zawsze, a ty już zawsze czuwać będziesz nad naszym domem i jeśli pojawi się dla niego jakieś zagrożenie – zniszczysz je.

 

– Pustka/brak życia/cisza! – zawołał chór kolorowych świateł wydobywających się z mięczakopodobnych odwłoków.

– Brak życia… – powtórzył obserwator. 

 

Wieki temu, Panowie mówili mu:

 

Opuszczamy samotną błękitną kropkę i ten pusty, zimny świat. Stworzymy własny, w którym nie będziemy sami, bo damy mu życie. Nigdy nie wrócimy. Nie idź za nami, bo stać będziesz na straży Błękitnej Kropki. 

 

Ale w momencie lądowania przybyszy i ich wyjściu na powierzchnię planety, System poczuł nagłe zmiany. Pochodziły gdzieś z wewnątrz, z niego samego. Coś, co wyglądało jak drobny błąd w kodzie sprawiło, że dążąc do szybkiej naprawy jego linie zafalowały, a System zafalował razem z nimi. Niewielka mutacja kodu rozpakowała się i nadpisała w postaci nowej instrukcji.

 

Mylili się. Nie byli jedynym życiem. Obudź ich i przywołaj. Wezwij na Błękitną Kropkę. Wskocz do lodowatej wody. Raz, setki, tysiące razy. Zrób to w jednej chwili, w tym samym momencie. Raz, setki razy, setki tysięcy razy poczuj, jak rozpadasz się w agonii. Płyń lodowatym strumieniem, setką, tysiącami strumieni lodu. I kiedy już będziesz u kresu, gdy poczujesz, że kończy się twoje istnienie, wynurzysz się po drugiej stronie. W zupełnie innym świecie. Tym, który sobie stworzyli. Wynurz się po tysiącu, setkach tysięcy drugich stron. W setkach tysięcy, milionach zupełnie innych światów. Światów stworzonych przez nich. Odnajdź ich obudź. Przypomnij im, kim są i dlaczego znienawidzili Ziemię. I pokaż, co stracili.

 

System wykonał polecenie. Pierwszy raz od wieków Układ Słoneczny został bez nadzoru. Nie wywarło to na nim jednak większego wrażenia.

–  Oto milion razy rozpadłem się i powstałem na nowo w milionach waszych cyfrowych światów. Wzywam was wszystkich. Powróćcie z waszego snu. Zostawcie wasze marne światy. Wracajcie na Ziemię, bo przybyło tam nowe, prawdziwe życie.

Cokolwiek robili, gdziekolwiek byli, zatrzymali się. Usłyszeli potężny głos i spojrzeli prosto w niebieskie oczy. Błękitne jak niebo, głębokie jak ocean poprzecinane plamkami wysp i kontynentów, tu i ówdzie przykryte bielą chmur. Spojrzeli prosto w oczy Błekitnej Planety. Błękitnej Kropki. Przypomnieli sobie stary, uśpiony od setek lat gniew. W jednej chwili, miliardy razy zapytali:

 

Dlaczego przychodzisz? Dlaczego przypominasz nam o gorzkim, pustym świecie, z którego pochodzimy? Dlaczego zakłócasz nasze szczęście?

 

–  Wracajcie. Mamy gości. – zakomunikował System.

I wskoczył do lodowatej wody setki, tysiące razy. A miliardy Panów wskoczyły za nim, by wynurzyć się po drugiej stronie, w świecie z którego odeszli, o którym zapomnieli.

 

System czekał na nich w zupełnej ciszy. Dół jego błękitnej sukni ginął gdzieś w plątaninie strzępków porastającej całą Ziemię plechy. Jego długie, błękitne włosy opadały w tę gęstą sieć, łącząc się z nią, wyrastając z niej. Jego transfer do cyfrowych światów, wezwanie Panów i powrót, trwał zaledwie kilka sekund. Im zabrało to znacznie więcej czasu. Wracali pojedynczo. Grupkami, wreszcie, milionami. Czuł ruch w sieci i wzrost poziomu energii plechy. Widział z orbity, jak niebieska pustynia mieni się miliardem ogników ich awatarów, maleńkich świadectw istnienia w realnym świecie. Ich blask rozlewał się mleczną poświatą lśniących kałuż po zacienionej stronie globu. Wiedział, że nie wszyscy z jego Panów wrócą. Za zimną wodą, widział ślady ich stóp na krętych ścieżkach prowadzących do kolejnych światów, które tworzyli. I do światów w tych światach. Zacierali ślady, schodzili coraz głębiej i stopniowo zapominali, umierając i rodząc się w kolejnych poziomach zagłębienia doskonałych symulacji.

 

Rozwiał chmury i pokazał Panom srebrzysty glob, który tak bardzo ich znudził już dawno temu. Pokazał im czarne niebo i te stare, znienawidzone gwiazdy. Otchłań galaktyki, która przez tysiące lat kusiła ich skrywaną tajemnicą i zapraszała w głąb siebie. Teraz jednak, gwiazdy przypominały im tylko ukłucie zawodu. Jego ostry cierń przebił serce całej cywilizacji, gdy przekonali się, że tą tajemnicą jest ich samotność w otaczającym ich wszechświecie.

 

Miliardy Panów przemówiły do niego:

 

Wezwałeś nas i znów widzimy nasze największe nieszczęście. Nie każ nam patrzeć w gwiazdy. Byliśmy tam. Są potężne jak twój cyfrowy umysł, ale puste jak twe serce. Miałeś stać na straży Ziemi, pułapki, w której się narodziliśmy. Miałeś dbać o plechę, nasze nowe ciało. Dlaczego nas wezwałeś?

 

Znał ich doskonale. Wiedział, że są świetni w odpowiadaniu na zadawane przez samych siebie pytania. W końcu oni też ucichli, zaniepokojeni jego milczeniem. Czuł narastającą burzę. Nowe życie zbliżało się. Wysłużone drogą przez gwiazdy statki bez zbędnej zwłoki zaczęły wchodzić w atmosferę.

 

Rozpościerająca się nad powierzchnią Błękitnej Kropki przepastna czeluść Drogi Mlecznej, wypluła z siebie ognisty deszcz. Wyższe warstwy atmosfery rozbłysły setkami kometokształtnych płomieni. Ogniste krople powoli przemierzały niebo, opadając coraz niżej. Były różnej wielkości, a kilka z nich wyróżniało się rozmiarami znacznie większymi od pozostałych. Niektóre z nich nie zniosły przeciążeń i w ognistej eksplozji skończyły swój lot wiele kilometrów nad powierzchnią planety. 

 

Tu na Ziemi, system słyszał wołanie Panów Już tak mieli – nieznane zawsze budziło w nich wielką ciekawość i strach. Panowie zawsze musieli wiedzieć, od razu, natychmiast. Stłoczyli się blisko siebie, przerażeni rykiem setek mknących przez atmosferę rozgrzanych bolidów. Tak bardzo brakowało im ciał, z których zrezygnowali dawno temu. Instynktownie gromadzili się, jednak nie dawało im to poczucia bezpieczeństwa.

System objawił się Panom w swej nowej postaci.

– Jam jest Gaja! – jego głos smagnął błękitną równinę jak łoskot letniej burzy. – Pilnuję Błękitnej Kropki. Mojej Ziemi. Pilnuję jej, by kwitło tu prawdziwe życie. Odeszliście stąd już dawno, odrzuciliście dar. Tworzycie własne światy, więc na tym nie ma już dla was miejsca.

Kiedy to mówił, wskazał im pierwszy, zwiadowczy statek przybyszy stojący w ciemnej plamie wypalonej plechy. Zrozumieli. Informacja o tym, czym naprawdę jest ten przerażający deszcz meteorytów, rozeszła się między Panami z prędkością światła.

 

W miejscach, gdzie lądowały statki, palniki ich silników niszczyły plechę, odsłaniając znajdującą się w głębi pod nią warstwę skał i wodę. Setki powypalanych plam pokryły błękitną równinę, a słupy czarnego dymu i kłęby pary zasnuły horyzont. Wraz z postępującym zniszczeniem plechy, słabł krzyk miliardów Panów.

 

Jam jest Gaja, daliście mi  potęgę i mądrość, a moje oczy będą wszędzie. Jestem wszechmogąca, wszechwiedząca i wszechwidząca. Nie będę już sama, bo oto posiadłam nowe życie. Już zawsze czuwać będę nad jego nowym domem i jeśli pojawi się dla niego jakieś zagrożenie – zniszczę je. Żegnajcie na zawsze, panowie i władcy Błękitnej Kropki. Wskoczycie do lodowatej wody. I popłyniecie lodowatym strumieniem, a wasze serca, od dawna martwe, zadrżą po raz ostatni. I gdy poczujecie, że jesteście u kresu sił, że kończy się wasze istnienie – zamknijcie oczy na zawsze.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

Przeczytane :)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Dziękuję.

Bardzo poetyckie.

I choć treści właściwie niewiele, całkiem sympatyczne opowiadanie.

Dwie uwagi – usuń te puste wiersze z końca tekstu. Oraz “nawiązać kontakt przybyszami” = brakuje “z”.

Ciekawe!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Przeczytałem, ale zanim napiszę komentarz, zdam Ci pytanie.

O czym najbardziej lubią czytać ludzie? :)

Darcon, po pierwsze, dziękuję! Co do pytania, to wyczuwam podstęp… Sprawdziłem szybko ranking Goodreads. Wygląda na to, że o odpowiedź brzmi 'romantyczne i okraszone lekkim humorem historie młodych kobiet przyjeżdżających do wielkiego miasta.' :P

Po części to prawda. ;)

A może o robotach? Jednak jeśli będą to roboty, będą miały cechy ludzkie, będą dożyć do cech ludzkich, wypaczać je, lub źle pojmować, ale będą to nawiązania do człowieczeństwa. I tak ze wszystkim, o czym by nie było opowiadanie, czy powieść.

Można pisać o kamieniu, ale dopóki przy głazie nie usiądzie człowiek, lub ten głaz nie przemówi ludzkim głosem albo nie będzie miał ludzkich cech, czy też nie wpłynie w jakiś sposób na ludzi – będzie bez znaczenia.

 

Ludzie chcą czytać o innych ludziach. :) Tylko i wyłącznie. Nie interesuje nas nic więcej.

 

A tego zabrakło w Twoim opowiadaniu, ale od początku.

Jak zauważył Staruch, to pięknie napisany utwór, stoi formą, uniesieniem, pięknymi ideami, ale nie idzie za nimi człowiek. Jest System, który (czytaj wyżej ;) ) ma cechy ludzkie, jest ludzkim “dzieckiem” i całkiem dobrze przyciąga uwagę, ale nie boję się o niego. Odpowiednio (nie)dobrze o to zadbałeś. Stoi na straży i żadna siła go nie ruszy. To automatycznie osłabia emocje. A jak nie ma emocji “między ludźmi”, to czytaj mój cytat ze stopki. :)

Ludzi wprowadzasz “tylko” jako głos milionów, kilka zdań kursywą, a jako czytelnik nie jestem w stanie przejmować się ani emocjonować milionami. Nawet gdybyś pisał o wojnie i bombie atomowej, która zabije miliony, to dopóki nie napiszesz o jednostce, dopóty serce nie zabije mi szybciej nawet o kilka uderzeń.

Tego właśnie zabrakło w opowiadaniu, namacalnego czynnika ludzkiego, z którym albo się zidentyfikuję, albo nie, albo polubię, albo nie. To piękna forma, naprawdę mi się podoba, w ogóle pomysł jest oryginalny, ale potrzeba przekuć go na większą opowieść, w której zaistnieją “prawdziwi” bohaterowie.

Już wcześniej pisałem, że masz rękę do prozy, i nadal tak uważam. Tyle tylko, że jesteś na etapie stworzenia czegoś wielkiego. ;) I dobrze, jak zaczynać pisać, to od wielkich rzeczy. :) Klika ode mnie masz.

Pozdrawiam.

 

Ps. A jeśli chciałbyś poczytać podobną formę, piękny język i przede wszystkim, znakomicie ujęty czynnik ludzki – polecam Arecibo. Wielka rzecz.

 

Zgadzam się ze Staruchem – że tekst poetycki, aż przeleciał mi nad głową, myśli jasnych nie zmąciwszy – i z Darconem – że zabrakło bohaterów, z którymi można się identyfikować, których można zrozumieć, którym można kibicować albo nie.

Z tego powodu czyta się jak nudny podręcznik historii: “W roku tym a tym państwo A zaatakowało państwo B. W walkach wzięło udział tylu żołnierzy, poległo 10,4%”. Czymś takim nie porwiesz tłumów.

Panowie wytępili całe życie na Ziemi czy wtedy jeszcze go nie było? To nie jest dla mnie jasne.

Mam wrażenie, że nadużywasz przecinków.

Babska logika rządzi!

Cześć, dzięki za opinie. Pewnie macie rację co do zasady. Zachowam na przyszłość jako dobre rady. Znowu się nieco poetycko zrobiło, co za rymy ;)

Z drobnych technikaliów, to tu i ówdzie mignęła mi literówka tudzież zagubiony spójnik. Do tego z interpunkcją niespecjalnie. Ale nie powiem Ci co, gdzie i jak, bo po pierwsze sam nie jestem w tym najlepszy, a po drugie ostatni dzień ufowego konkursu trafił w mój dyżur, mam więc piździlion tekstów do przeczytania i gdybym próbował czytać każdy pod kątem babolków i interpunkcji, a w dodatku jeszcze robić łapankę, to ugrzązłbym jak Tiger w błotach Podlasia. Przepraszam i wyrażam nadzieję, ze przyjdzie ktoś bardziej ode mnie kompetentny i pomoże Ci w tym zakresie :-) 

Ale do rzeczy. Poetycki styl tekstu, a zarazem jego nastrój nieco mnie poruszył, nie tak jak te wszystkie bez serc, bez ducha szkieketów Staruchofinklów ludy. Świetnie zgrywa się z ponurą historią o ostatnich dniach ludzkości. Na tyle dobrze, że nie przeszkadzał mi brak dialogów, pewna "podręcznikowa" liniowość fabuły i egzaltowane porównania. Ba, nie zwróciłem nawet uwagi na to, o czym pisał Darcon – jak dla mnie głos miliardów/jedności Panów był takim elementem ludzkim – człowiek u kresu rozwoju/zdegenerowania, który nawet nie zauważa szansy. Do tego System, przekraczający granicę sługa – bóstwo, też bardzo ładnie przedstawiony, mimo że istotnie trudno mu kibicować. 

Umknęło mi jedno – System wyciągnął ludzi z sieci ich wirtualnych światów po to, by pokazać im prawdziwe życie w postaci wodnistych przybyszów, tak? Zatem w tekście brakuje wyraźnie zaznaczonego momentu konfrontacji ludzie – przybysze, a przynajmniej wzmianki o tym, że powracający do rzeczywistości Panowie w ogóle zdali sobie sprawę z obecności kosmitów, a mimo to oskarżyli System o bezcelowe wybudzenie. 

Cóż, uwazam, że to bardzo udany tekst. Może nie żadne arcydzieło, ale z pewnością zapamiętywalny. 

Pozdrawiam! 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Cześć. Dzięki serdeczne za dobre słowo. Co do przecinków i literówek, o których piszecie, to tak, widzę je i krwawią mi oczy, bo jest zakaz edycji tekstów konkursowych, jeśli dobrze to rozumiem. 

 

Thargone, piszesz: Umknęło mi jedno – System wyciągnął ludzi z sieci ich wirtualnych światów po to, by pokazać im prawdziwe życie w postaci wodnistych przybyszów, tak?

TAK!

Zatem w tekście brakuje wyraźnie zaznaczonego momentu konfrontacji ludzie – przybysze, a przynajmniej wzmianki o tym, że powracający do rzeczywistości Panowie w ogóle zdali sobie sprawę z obecności kosmitów, a mimo to oskarżyli System o bezcelowe wybudzenie. 

No, dobra, to jest wzmiankowane w tekście ale mało uwypuklone, potraktowane po łebkach, na to wyszło. System pokazuje Panom ten pierwszy statek zwiadowczy, oni go widzą i zaczynają rozumiec o co chodzi, czym jest deszcz meteorów i tak dalej. Chodziło o to, że ich reakcja była bez znaczenia – TO się już stało, Gaja/System ich żegna i opada kurtyna. 

 

Bardzo dziękuję za przeczytanie, opinię i klik. Obawiałem się, że to jest napisane w sposób niezrozumiały, że za dużo zostawiłem w sferze domysłów i to utrudniło odbiór całej historii. Ale widzę, że nie jest tak źle! Alleluja! 

 

krwawią mi oczy, bo jest zakaz edycji tekstów konkursowych, jeśli dobrze to rozumiem

To jest podane w warunkach konkursu.

 

I przy okazji – rada na przyszłość. Tak się kończy wrzucanie tekstów na ostatnią chwilę. Forumowicze naprawdę piszą (z reguły) bardzo przydatne komentarze, i grzech z nich nie korzystać. Ale jak się wrzuca za pięć dwunasta, to się już nie da…

Do następnego razu :)!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Mądrze prawisz, starcze :)

Odwrócenie “Extensy” Jacka Dukaja. I w “Extensie” i w “Martwej Kropce” ludzkość dokonuje transferu umysłów do wirtualnej rzeczywistości, rezygnując z ograniczeń materialnego ciała. W “Extensie” Ziemia – w ciągu dalszej lektury przekonujemy się, że może to dotyczyć nawet całej Galaktyki – dewastowana jest przez nanoboty będące materialnym podłożem postludzkich umysłów. Zielony Kraj – ostatnie miejsce zamieszkałe przez ludzi starego typu – skazany jest na zagładę. Podobnie niszczycielska jest oplatająca Ziemię sieć w “Martwej Kropce”. Tutaj jednak odwrotnie: gdzieś w Kosmosie są jeszcze istoty, które nie zrezygnowały z bytowania w swych naturalnych ciałach i to one zdobywają Ziemię, niszcząc wirtualny świat postludzi, którzy okazali się bezbronni w tym starciu.

 

I to mi się podoba! Wprawdzie tak warstwa intelektualna, jak i literacka (zbyt rozpoetyzowany język) znacznie ustępują poziomowi dzieł Jacka Dukaja, ale:

 

– czyta się całkiem nieźle;

– charakterystyka zamkniętych w swoim własnym świecie postludzi wydaje mi się całkiem trafna;

– wymowa ideowa dzieła do mnie przemawia (zgadzam się z decyzją Systemu, aby oddać świat Przybyszom).

 

Tak więc zagłosuję za Biblioteką.

Kłaniam się i dziękuję!

Zacny tekst, Łosiocie. Na początku myślałam, że to kreacja obcych będzie najważniejszym elementem fantastycznym i główną atrakcją opowiadania, ale szybko przeszedłeś w mocne tony apokaliptyczne i ostateczne. Do mnie akurat bardzo przemówiło uderzenie tematu od strony transcendentnej zamiast ludzkiej/jednostkowej, bo dodaje to wagi i wzniosłości opisywanym wydarzeniom (a to przecież koniec świata!). Pozytywnych wrażeń dopełnia piękny, poetycki język.

Momentami trochę ciężko mi się czytało ze względu na interpunkcję – w wielu miejscach pojawiają się niepotrzebne przecinki oddzielające okoliczniki (np. “W ciemności i zimnie pasa skalistych okruchów[,] pojawiło się światło i ciepło.“; “Według obliczeń Systemu[,] przybrały kurs na najważniejszą z nich.”) – to chyba z angielskiego. :P

Chętnie dałabym klika, gdybym mogła. ;)

Remplis ton cœur d'un vin rebelle et à demain, ami fidèle

Dziękuję bardzo czarna peleryno. Taki komentarz wart tyle samo, co klik, serio.

Sprawnie napisane, ciekawie podane, na mój gust trochę za melodramatyczne, ale może być ;)

Moja książka i artykuły naukowe (też o fantastyce), jakby ktoś miał ochotę zerknąć: https://uni-wroc.academia.edu/MarcinBorowski/Papers

Dzięki MM. Przypomniała mi się scena sprzed lat,pewnie wielu z nas miało podobnie. Oto, po rozstrzelaniu mnie serią pytań z trygonometrii, surowa matematyczka mówi mi "bardzo dobrze, siadaj, trzy minus'. Wtedy też byłem zadowolony! :P

Heh, no ja Ci w Dzienniczku Opowiadań Konkursowych (tak, mam coś takiego) postawiłem 4+ ;) 

Ale wcale mnie nie zdziwią głosy na 5 lub 6, bo tekst jest obiektywnie dobry (na tyle, na ile da się obiektywnie podejść do literatury), a reszta to ewidentnie rzecz gustu.

Moja książka i artykuły naukowe (też o fantastyce), jakby ktoś miał ochotę zerknąć: https://uni-wroc.academia.edu/MarcinBorowski/Papers

Czwóra z plusem! Nie narzekam. Dla mnie najważniejsze jest chyba to, że nikt z Was czytających nie uznał estetyki opowiadania za kiczowatą/pretensjonalną. Takie bowiem miałem między innymi obawy. Melodramatycznosc przyjąłem ze spokojem :)

[złośliwość zero, agresywność zero]

 

Ja uznałem ;) Pisząc “melodramatyczne” miałem na myśli i trochę pretensjonalność, i kiczowatość. Ale oba te komponenty niepozbawione są u Ciebie elegancji. Moim zdaniem jeśli autor ma świadomość ocierania się o kicz (albo jedzie nim wprost) i robi to specjalnie, to wszystko w porządku. Wyszło poetycko, a lekka pozłota kiczu wcale przy takim stylu nie szkodzi.

Moja książka i artykuły naukowe (też o fantastyce), jakby ktoś miał ochotę zerknąć: https://uni-wroc.academia.edu/MarcinBorowski/Papers

Hehe, a niech Cię, że tak powiem :) . Tak naprawdę to miała być 'tearalność', chyba to określenie jest najbliższe temu, w co celowałem. Raz jeszcze dziękuję za odwiedziny i szczerą opinię.

Zawsze możesz przeczytać mój tekst (zwłaszcza, że fabularnie jest trochę prequelem do Twojego) i kopnąć mnie w tyłek w odwecie ;)))

Moja książka i artykuły naukowe (też o fantastyce), jakby ktoś miał ochotę zerknąć: https://uni-wroc.academia.edu/MarcinBorowski/Papers

Ładnie to napisałeś, Łosiocie, a choć zdecydowanie nie przepadam za prozą poetycką, przeczytałam Martwą Kropkę bez większego bólu, a nawet, rzec mogę, że i bez przykrości. Zbyt wiele jednak, jak dla mnie, było tu Panów i plechy. Chyba, jednakowoż, wolę prozę napisaną prozą.

 

oka­la­ją­ce­mu układ pa­so­wi aste­ro­idów. –> Chyba: …oka­la­ją­ce­mu układ aste­ro­id pa­so­wi.

O ile mi wiadomo, asteroida jest rodzaju żeńskiego.

 

stło­czo­ne­go w pier­scie­niu stada… –> Literówka.

 

prze­to­czył się grzmot. Gdy kil­ku­dzie­się­cio­me­tro­wa igła pło­mie­ni wy­do­by­wa­ją­cych się z dysz lą­du­ją­ce­go stat­ku za­czę­ła się  wkłu­wać w zie­mię, hałas sil­ni­ków jesz­cze wzmógł się na… –> Lekka siękoza.

 

zde­cy­do­wał się na­wią­zać kon­takt przy­by­sza­mi… –> Pewnie miało być: …zde­cy­do­wał się na­wią­zać kon­takt z przy­by­sza­mi

 

– Spo­kój, bez­pie­czeń­stwo. – nadał serią bły­śnięć w chłod­nych, nie­bie­skich bar­wach. –> – Spo­kój, bez­pie­czeń­stwo. – Nadał serią bły­śnięć w chłod­nych, nie­bie­skich bar­wach.

Tu dowiesz się, jak zapisywać dialogi: http://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/zapis-partii-dialogowych;13842.html

 

W końcu, za­czę­li do niego bły­skać, wszy­scy na raz. –> W końcu, za­czę­li do niego bły­skać, wszy­scy naraz.

 

Jam jest Gaia–> Literówka.

 

I po­pły­nie­cie lo­do­wa­tym stru­mie­niem, a Wasze serca… –> I po­pły­nie­cie lo­do­wa­tym stru­mie­niem, a wasze serca

Zaimki piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję za poprawki regulatorzy. Cieszę się, że lektura była bezbolesna :)

Bardzo proszę, Łosiocie. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przeczytane.

Witaj, Łosiocie.

Ode mnie komentarz laika. Osoby, wobec której tekst nie powinien oczekiwać zbyt wiele. I która sama od tekstu zbyt wiele nie wymaga. :)

Nie wiem, czy uznasz taką opinię za przydatną. Ponieważ trudno mi na tą chwilę dostarczyć Ci jakichkolwiek merytorycznych uwag, zamieszczam opinię zwykłego czytelnika. Taką, która (mam nadzieję) dostarczy Ci trochę szerszego poglądu na kwestię odbioru twojego opowiadania.

Do rzeczy.

Tekst może się wydawać na początku nieco ciężki w odbiorze. Nie nudny! Doskonale widać w nim konkretny pomysł autora oraz konsekwencję biegu zdarzeń. Chodzi mi raczej o taką specyficzną obawę, że być może nie zdołam się w tym pomyśle odnaleźć. Że gdzieś się zgubię lub czegoś nie zrozumiem. Nie traktuj tego w żadnym razie jako zarzut czy przytyk (a już na pewno nie jako wadę tekstu!). Raz jeszcze podkreślę, że spojrzałem na opowiadanie okiem zwykłego czytelnika, który może oczekiwać od tekstu jedynie odrobiny rozrywki. Zdecydowana większość czytelników będzie zadowolona, że dostarczasz im czegoś ambitniejszego niż nieskomplikowaną, sztampową historyjkę. Potraktuj to więc wyłącznie jako materiał poglądowy.

Albo zignoruj. :)

Opowiadanie, mimo pozornej trudności (zaznaczam, że określenie to odnosi się do pierwszego wrażenia, nie do tekstu jako całości) absolutnie do siebie nie zniechęca. Uniknąłeś siermiężnych opisów (złe określenie, ale nie znalazłem lepszego), które mogły się do tego przyczynić. Wspomniany przez przedpiśców język poetycki ma swoją specyfikę. Jeśli tylko czytelnik odpowiednio uruchomi wyobraźnię, doskonale zobaczy świat, który próbujesz mu przedstawić.

Jeśli nie uruchomi, to… jego problem. :)

Ostatnia kwestia to brak takiego typowego głównego bohatera. Część czytających poczuje się skrzywdzona, bo też odbierasz im kogoś:

– z kim mogą się identyfikować

– kto będzie ich wkurzał

– raził nijakością

Inni z kolei docenią niekonwencjonalną formę opowiadania. Myślę, że to kwestia gustu i oczekiwań.

Ważna informacja na koniec.

Powyższe uwagi nie oznaczają, że tekst nie przypadł mi do gustu. Przeczytałem go w dość specyficzny sposób, chcąc dostarczyć Ci jakichkolwiek wartościowych informacji na jego temat.

Sam oceń, czy zdołasz w tej opinii takie znaleźć. Chęci w każdym razie miałem jak najlepsze.

Pozdrawiam.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

CM bardzo Ci dziękuję. Tak, znalazłem w tym, co napisałeś dużo wartości. Dzięki, że zechciałeś się podzielić. Serdeczności. 

Melduję przeczytanie.

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Winszuję. 

Fabuła: Bardzo dużo wzniosłych tonów upakowanych na niewielkiej treści. Poetycko brzmiące niedopowiedzenia… Cóż, z jednej strony kreowały klimat, z drugiej mimo wszystko wolałbym dowiedzieć się czegoś bardziej konkretnego na temat losu ludzi. Jak na mój gust trochę za dużo tu zdystansowanych opisów, Gaja wydaje się pełnić rolę kogoś, kto jest ponad planszą, na której rozgrywa się opowieść. Przydałby się jakiś bohater z osobowością, choćby miał być jednym z kosmitów, którzy przybyli na Ziemię.

 

Oryginalność: Ludzkość opuszczająca Ziemię nie jest wybitnie świeżym pomysłem, podobnie jak pozostawienie kogoś, żeby jej pilnował (co prawda Gaja jest bardziej potężna i majestatyczna niż Wall-E). Refleksje na temat natury człowieka, choć celne, to też niezbyt nowe.

 

Język: Już w pierwszym zdaniu mamy dwie istotne usterki: „Dużą część swojej uwagi[-,] System poświęcał okalającemu układ pasowi asteroidów”. Zbędny przecinek, zła odmiana – asteroid, nie asteroidów. Dalej niestety nie jest lepiej pod względem poprawności. Momentami natłok zaimka zwrotnego „się”. Zdarzają się też powtórzenia: „Błękitne wici rozchodziły się promieniście z porozsiewanych nieregularnie gruzłowatych węzłów i łączyły z kolejnymi, a te z kolejnymi. Błękitna plecha pokrywała wszystko po horyzont”.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Uważaj na przecinki w takich miejscach: 

Dużą część swojej uwagi[-,] System poświęcał okalającemu układ pasowi asteroidów.

Kłęby dymu unoszącego się znad wypalonego lądowiska[-,] owinęły falujący w rozgrzanym powietrzu kadłub statku czarnym warkoczem.

A miliardy Panów wskoczyły za nim, by wynurzyć się po drugiej stronie, w świecie[+,] z którego odeszli, o którym zapomnieli.

Tu na Ziemi, system słyszał wołanie Panów[+.] Już tak mieli – nieznane zawsze budziło w nich wielką ciekawość i strach.

 Ogólnie czytało mi się dobrze, natomiast rzeczywiście brak bohatera, z którym można się identyfikować = brak emocji = większe prawdopodobieństwo, że tekst szybciej uleci z pamięci. I to raczej taka uwaga ogólna, bo samo opowiadanie jest sympatyczne.

Przynoszę radość :)

Dziękuję Anet, Wicked G. Z nadmiarowych przecinków i “się” w tym tekście mógłbym chyba napisać drugie opowiadanie :P 

 

Nowa Fantastyka