- Opowiadanie: AnnaR - PLANTACJA

PLANTACJA

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

PLANTACJA

Berenika po raz ostatni widziała swojego ojca w dniu jej siódmych urodzin. Obudził ją o brzasku i oświadczył, ze oto czas na przygodę życia. I tak właśnie się stało. Tata zabrał ją w tyle niesamowitych miejsc, że późnym wieczorem, kiedy wrócili do domu, świeżo upieczona siedmiolatka smacznie już spała.

Dziewczynka zapomniała wtedy na chwilę o gorzkich słowach ojca, które padły w rozmowie z mamą kilka dni wcześniej. Wtedy to Berenika usłyszała, jak jej ukochany tatuś wykrzyczał, że żałuje, że nie ma syna, który mógłby być jego godnym następcą w poszukiwaniu prawdy. Berenika nie miała pojęcia, o jaką prawdę chodzi, ale sprawiło jej to niewypowiedzianą przykrość. Czyżby ojciec jej nie kochał, bo była dziewczynką? Pragnęła go o to zapytać wprost, ale wtedy wyszłoby na jaw, że podsłuchiwała, a tego w domu Cichockich pod żadnym pozorem nie można było robić.

Kiedy kilka dni później, dzień po jej urodzinach, Jerzy Cichocki zniknął, marzyła tylko o tym, aby wrócił do domu. Obiecała sobie, że za wszelką cenę udowodni mu, że jest go godna. Z upływem czasu obraz ojca we wspomnieniach córki stawał się coraz bledszy, a dawną determinację zastępowała wściekłość i wrogość. Jak on mógł zostawić je same?!

Wszystko wróciło, gdy jako szesnastolatka zafascynowana działaniami ekologów, w tajemnicy przed mamą i jej nowym facetem zabrała się za zasadzenie w ogrodzie kilku drzewek, na które wydała całe swoje kieszonkowe. Natknęła się wtedy na tajemniczą skrzynię z, jak się później okazało, przerażającą, ale jednocześnie fascynującą zawartością. Po zapoznaniu się z ukrytymi tam artykułami i notatkami ojca, Berenika przysięgła sobie, że bez względu na wszystko dokończy jego dzieło i ludzie poznają prawdę. A on, gdziekolwiek wtedy będzie, będzie z niej dumny.

 

18 kwietnia 2018

 

– Jesteś absolutnie pewna, że to dobra decyzja? – Oliwka wyraźnie martwiła się o swoją najlepszą przyjaciółkę.

– To jedyna słuszna decyzja. Przecież wiesz, że muszę to zrobić, w przeciwnym razie już zawsze będę żyła z poczuciem winy, że mi się nie udało. Ba! Że nawet nie spróbowałam.

– Nie obraź się, ale nawet nie masz pewności, że twój ojciec żyje.

– Wiem, ale teraz nie robię już tego tylko dla niego, ale też i dla siebie.

– Twój wybór, ale uważam, że mimo wszystko powinnaś powiedzieć pani Beacie o swoich planach.

– Pewnie masz rację, ale nie chcę jej zranić.

Pokój, w którym dyskutowały dziewczyny wypełnił się głośnym śmiechem Oliwii.

– Wiesz, że cię kocham i wspieram, chociaż kompletnie tego nie rozumiem, ale nie pieprz mi tu głupot o zranieniu matki, bo mnie się wydaję, że jej nie zranisz, a dobijesz, kiedy zorientuje się, że po kryjomu dałaś nogę, zupełnie jak twój stary.

– Może po prostu jestem takim samym tchórzem, jak on? – Berenika wyraźnie posmutniała. – Czemu to spotkało akurat mnie?

 

Kilka godzin później

 

– Nie mogę w to uwierzyć! Po prostu nie mogę! Jak możesz mi to robić?! – Beata była wstrząśnięta tym, czego przed chwilą dowiedziała się od córki.

– Mamo, proszę, nie płacz. – Berenika próbowała uspokoić matkę.

– A pomyślałaś, że możesz nie wrócić? Co wtedy będzie?

– Masz Wiktora i młodego. Poradzicie sobie beze mnie.

– Wiesz, co w tym wszystkim jest najgorsze? – Beata zbliżyła się do córki. – Że nie mam prawa ci tego zabronić.

– Dzięki mamuś. – Berenika mocno przytuliła swoją matkę.

– Kiedy wylatujesz?

– W następny piątek. Wszystko już mamy załatwione.

 W pokoju zapanowała niezręczna cisza.

– My? – Beata była zaskoczona.

– Tomasz leci ze mną. Uznał, że tak będzie bezpieczniej.

– Jeden rozsądny. – Prychnęła starsza Cichocka.

– Mamo, ja… czuję, że muszę to zrobić. Doskonale wiem, że masz mnie za wariatkę, zresztą całkiem słusznie, ale wiem, że jestem już blisko i nie mogę się wycofać.

– Córeczko…

– Nie przerywaj mi. – Berenika nie dała matce dojść do głosu. – Zrozum. Wtedy, zanim tata nas zostawił, słyszałam waszą rozmowę. To, jak mówił, że wolałby mieć syna również. Kiedy zniknął, każdego dnia modliłam się prosząc Boga, żeby wrócił. Chciałam udowodnić mu, że jestem go godna. Że nie musi się mnie wstydzić. Potem z każdym dniem byłam na niego coraz bardziej wściekła. A potem na ciebie, bo ułożyłaś sobie życie z Wiktorem i urodziłaś Tymka. Kiedy odkryłam to wszystko zrozumiałam, że tata zostawił to po coś. Nie pomyślałaś, że może ktoś go zmusił do wyjazdu? Może nie miał innego wyboru, bo chciał nas chronić?

– Kochanie, wiem, że tak samo jak twój ojciec wierzysz w te wszystkie teorie spiskowe, ale…

– Mamo, jakie teorie? To jest fakt! Naprawdę uważasz, że jesteśmy tutaj sami?

– Nie. – Stanowczość matki zaskoczyła Berenikę. – Wcale tak nie uważam. Wręcz przeciwnie. To jedyna kwestia, w której się z tobą zgadzam. Też uważam, że gdzieś tam jest jakieś życie. Nie wiem, czy faktycznie są bardziej rozwinięci od nas, czy może boją się nas równie mocno, jak my ich. Ale to nie jest powód, dla którego masz narażać własne życie.

– Ale ja to muszę zrobić, nie rozumiesz? Inaczej oszaleję.

– A co potem? – Beacie puściły nerwy. – Obwieścisz światu, że kosmici istnieją? Że żyją wśród nas i nas inwigilują? A może, że jesteśmy tylko nic nieznaczącą plantacją niczego nieświadomych niewolników?

– Ale… skąd ty to wszystko wiesz?

– Przeglądałam te wasze notatki. Twoje i ojca. Nie uważasz, że zbyt wiele w nich rozbieżności?

– Dlatego właśnie chcę tam polecieć i rozwiać wreszcie wszystkie wątpliwości.

– I wywołać chaos? Zdajesz sobie sprawę z tego, co by się stało, gdyby ludzie poznali prawdę, jakakolwiek ona jest? Po kolei upadałyby wszystkie państwa i religię. Ludzie wpadliby w niewyobrażalną panikę. Nastąpiłby koniec świata!

– Mamo, a nie uważasz, że może mielibyśmy szansę zyskać trochę czasu, aby się przygotować?

– Na co? Na co, do cholery?! Na wojnę?

– Nie wiem. Ale wierzę, że nastąpi jakiś przełom i wreszcie mi się uda odkryć coś znaczącego.

– Gówno odkryjesz! Ubzdurałaś sobie tak samo jak twój popierdolony ojciec, że jesteśmy oszukiwani przez władze. Że kosmici istnieją i pewnego dnia wrócą po swoją własność. Że macie czas, aby wszystkich ostrzec. I co potem? Schowacie się do schronów? Jeżeli nawet jest tak, jak uważacie, chuj wam da ostrzeżenie ludzi. Jeżeli obca cywilizacja jest na tyle rozwinięta, to pozabijają nas nim zdążymy się obejrzeć. – Berenika była zszokowana wybuchem matki. – Rób, co chcesz, ale nie licz na moje zrozumienie. Nie potrafię spokojnie patrzeć, jak moja córka sama skazuje się na pewną śmierć.

Po tych słowach Beata opuściła pokój córki. Wiedziała, że bez względu na to, co powie, i tak jest na straconej pozycji.

 

27 kwietnia 2018

 

Zaraz po przebudzeniu Beata dostrzegła wiadomość pozostawioną przez córkę na samoprzylepnej karteczce – PRZEPRASZAM. Cichocka zdała sobie sprawę, że właśnie straciła ukochaną córkę.

 

Mimo wczesnej pory, dzień był wyjątkowo ciepły. Po dotarciu na lotnisko Berenika i Tomasz już byli zmęczeni, a czekała ich jeszcze odprawa i wielogodzinny lot za ocean. Dodatkowo dziewczyna w nocy nie zmrużyła oka, przez co była w wyjątkowo podłym nastroju. Dobrze, że miała u boku opanowanego chłopaka.

Berenika poznała Tomasza trzy lata wcześniej, kiedy to dzięki staremu znajomemu ojca trafiła do tajnego stowarzyszenia osób zafascynowanych pozaziemską cywilizacją. Jako nowa miała tak wiele pytań, że szybko znalazła się w centrum uwagi. Po kilku tygodniach zrozumiała, że wśród tych wszystkich dziwaków wreszcie mogła być w 100% sobą. Nareszcie nikt nie patrzył na nią jak na wariatkę. Wręcz przeciwnie, każdy słuchał jej z uwagą, tłumaczył, dyskutował, wymieniał się poglądami. Normalni ludzie spieszyli się po pracy do domów, na różne spotkania. Do mężów, żon, rodzin, czy znajomych. Berenika spieszyła się do przyjaciół.

Na początku nie zwróciła szczególnej uwagi na Tomasza, który bardzo rzadko zabierał głos. Był raczej cichym, aczkolwiek bardzo uważnym obserwatorem. Dziewczyna wiedziała o nim tylko tyle, że wychowywała go matka, która trafiła do zakładu zamkniętego po tym, jak rzekomo została uprowadzona przez obcych. Tomasz twierdził, że po prostu zwariowała po śmierci jego ojca, ale chłopak zafascynowany tematem obcych postanowił pogłębić swoją wiedzę. Tak trafił do stowarzyszenia.

Kiedy po kilku tygodniach Berenika poszukiwała towarzysza do wyprawy śladami osób, które twierdziły, że przeżyły spotkanie z kosmitami, znalazła kompana właśnie w Tomaszu, który okazał się nie tylko wspaniałym towarzyszem, ale też i intrygującym mężczyzną. Wyprawa zakończyła się porażką, bo albo wspomniane przez ojca w notatkach osoby już nie żyły, albo tam nie mieszkały, albo nie chciały z nimi rozmawiać. Mimo to Berenika czuła się szczęśliwa, bo znalazła wreszcie mężczyznę, który ją rozumiał. Co więcej, podzielał jej dziwne hobby. Razem tworzyli duet idealny.

Nie była więc zaskoczeniem decyzja Tomasza o jego wylocie razem z Bereniką. Wiedział doskonale, że nie puści swojej dziewczyny samej. Cokolwiek tam na nich czekało, przejdą przez to razem.

 

20 czerwca 2018

 

Wreszcie im się udało. Odnaleźli kompleks wojskowy na granicy stanów Waszyngton i Oregon. Na początku byli przekonani, że to tak zwany Pacific Northwest, o którym czytali w necie, ale to miejsce było usytuowane bardziej na północ. Według satelity nic szczególnego tam nie było.

Od przylotu do Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej minęły już dwa miesiące. W tym czasie Berenika i Tomasz podróżowali po całym kraju odwiedzając osoby, które na własnej skórze przekonały się, do czego zdolni są kosmici. Jedne rozmowy były bardziej owocne, inne okazywały się kompletnie bezużyteczne. Berenika cieszyła się, że ma u boku mężczyznę, przy którym może czuć się bezpiecznie, bowiem niektóre spotkania były naprawdę niebezpieczne. Nieraz z Tomkiem zastanawiali się, czy wariactwo napotkanych na ich drodze osób wynika z traumatycznych doświadczeń jakich doznali w trakcie spotkań z przedstawicielami obcej cywilizacji, czy raczej z wrodzonych zaburzeń psychicznych, a rzekome porwania przez niezidentyfikowane obiekty latające były tylko wytworem ich chorej wyobraźni.

Mimo tego z każdym dniem nadzieje na powodzenie "misji" malały, bo wyprawy w rejon, o którym pisał Jerzy Cichocki, za każdym razem kończyły się fiaskiem. Przemierzali niezliczone kilometry pustkowi, bez żadnego efektu. Młodzi martwili się, że będą musieli odłożyć swoje "śledztwo" w czasie, bowiem zapas gotówki powoli się kończył, a oni przecież musieli za coś żyć.

A teraz, po dwóch miesiącach pełnych wyrzeczeń wreszcie znaleźli to, czego szukali. Tajemniczy kompleks wojskowy był na wyciągnięcie ręki. Teraz potrzebowali już tylko konkretnego planu. Być może, gdyby wiedzieli, że w bazie już na nich czekają, w porę by się wycofali. Jednak niczego nieświadomi, Berenika i Tomasz sami pchali się w paszczę bezlitosnego potwora.

 

3 lipca 2018

 

Berenika i Tomasz po raz setny tego dnia analizowali mapę, którą w ciągu kilku ostatnich dni opracowali na podstawie własnych obserwacji. W głowach mieli dziesiątki różnych planów dostania się do bazy, jednak po wielu burzliwych dyskusjach doszli wreszcie do porozumienia, że najlepszym rozwiązaniem będzie po prostu dać się złapać. Pomysł był ryzykowny, aczkolwiek prawdopodobnie skuteczny. Obawiali się, że próbując wtargnąć na siłę na pilnie strzeżony przez uzbrojonych po zęby żołnierzy teren, mogą zostać zastrzeleni. Udawanie zagubionych i zdezorientowanych turystów wydawało im się przysłowiowym strzałem w dziesiątkę. Najwyższej zostaną przegnani.

Następnego dnia o świcie wyruszyli w drogę. Po dwóch godzinach byli już na miejscu. Zdziwił ich fakt, że tym razem obiekt nie jest chroniony tak pilnie, jak zwykle. Zauważyli tylko dwóch żołnierzy przy bramie wjazdowej i kilku uzbrojonych mężczyzn koło, według ich ustaleń, głównego garażu. Jeden mężczyzna stał też na wieży obserwacyjnej, ale schowani za drzewami, byli dla niego niewidoczni.

Po ponad godzinnej obserwacji byli pewni, że nikt nie wjeżdżał do kompleksu, ani też go nie opuszczał. Cóż, byli w błędzie.

– Powinniśmy już iść. – Tomasz chwycił Berenikę za rękę.

– Jasne. Kurde, strasznie się boję.

– Ja też, ale odwrót nie wchodzi już w drogę. Zrobimy to teraz, albo nigdy.

– Wiem. Po prostu martwię się, że coś pójdzie nie tak i już więcej cię nie zobaczę. – Dziewczyna położyła głowę na ramieniu chłopaka.

– Spokojnie. Bez względu na wszystko, jesteś dla mnie najważniejsza. Nigdy o tym nie zapominaj. I o naszym nocnym pożegnaniu też pamiętaj. – Tomasz uśmiechnął się do Bereniki. – A teraz ruszajmy. Nie traćmy czasu.

Berenika pokiwała głową, pocałowała Tomasza, po czym zaczęła zbierać się do drogi, gdy nagle usłyszała huk uderzenia i ujrzała Tomasza upadającego bezwładnie na ziemię. Nim i ona została ogłuszona, zdążyła odwrócić głowę i spojrzeć w oczy stojącemu przed nią mężczyźnie. Potem usłyszała jeszcze tylko "witaj, córeczko" i wszędzie zapadła ciemność.

 

Kilka dni później

 

Berenika z trudem uniosła ciężkie powieki i rozejrzała się po sali, która do złudzenia przypominała szpitalną. Światło jarzeniówek raziło ją w oczy, a głowę rozsadzał nieznośny ból. Z całych sił próbowała się podnieść, ale z przerażeniem odkryła, że zarówno jej ręce, jak i nogi są przywiązane do łóżka grubymi, skórzanymi pasami. Ze strachu zaczęło brakować jej powietrza.

Po chwili usłyszała ciche skrzypnięcie otwieranych drzwi. Do pokoju weszła kobieta. Ubrana była w lekarski kitel. Berenika chciała coś powiedzieć, ale z jej gardła nie wydobyły się żadne dźwięki. Kobieta spojrzała na dziewczynę, pomogła zwilżyć jej usta i po kilku sekundach opuściła salę.

Po kilku minutach dziewczyna znów usłyszała dźwięk otwieranych drzwi. Tym razem jednak do pokoju wszedł mężczyzna łudząco podobny do jej ojca, ale zdecydowanie wyższy i o wiele potężniejszy, niż go zapamiętała. Gość wziął krzesło stojące pod ścianą i usiadł na nim blisko łóżka. Popatrzył na Berenikę niezwykle orzechowymi oczami. Jej oczami. Teraz już dziewczyna nie miała wątpliwości, że siedzi przed nią Jerzy Cichocki. Jej ojciec.

– No, no, no. – Odezwał się po chwili. – Muszę przyznać, że cię nie doceniałem. Do ostatniej chwili byłem przekonany, że się wycofacie. 

Berenika chciała krzyczeć, ale potworny ucisk, który czuła w klatce piersiowej, skutecznie jej to uniemożliwiał. Mężczyzna kontynuował.

– Nie martw się, już wkrótce odzyskasz głos. A teraz jeszcze sobie smacznie pośpij.

Mężczyzna wstał, wziął ze stołu strzykawkę, po czym zaaplikował jej zawartość w rękę Bereniki. Po chwili dziewczyna odpłynęła.

To, co działo się w ciągu kilku następnych dni, było dla dziewczyny prawdziwym koszmarem. Berenika przez większość czasu nie wiedziała, co jest prawdą, a co wytworem jej wyobraźni. W chwilach gdy działanie substancji stale wtłaczanych do jej organizmu malało, powracało wspomnienie Tomasza. Gdzie on teraz był? Co mu robili? Czy w ogóle jeszcze żył? Cichocka była zrozpaczona; wiedziała, że ktoś próbuje manipulować jej umysłem, ale nie miała siły się temu przeciwstawić.

A potem ktoś podawał jej kolejną porcję leków i przychodzili ONI – wszyscy ci, o których pisał jej ojciec. Anunnaki, Szarzy, Reptilianie. Ciągle i ciągle. Przyglądali się jej, dotykali, torturowali, mimo że po przebudzeniu nie miała żadnych widocznych śladów.

Najbardziej jednak przerażały ją odwiedzające ją czarnookie dzieci, które według niektórych były hybrydowymi dziećmi obcych mającymi zdolności hipnotyczne. Zawsze przychodziły do niej pojedynczo, ubrane w czarne bluzy, z kapturami założonymi na głowy. Mogły mieć dzisięć, góra dwanaście lat. Siadały bezgłośnie na krześle i zastygały w bezruchu. A potem nagle spoglądały na nią tymi swoimi demonicznymi oczami. Berenika sparaliżowana strachem za każdym razem zaczynała się dusić. Łzy grubymi kroplami spływały po jej policzkach. W środku czuła ogień, który palił każdy centymetr jej ciała. W głowie rodziły się przerażające wizje końca świata. A potem nagle dzieci wstawały i szybko opuszczały pokój.

Dziewczyna miała wrażenie, że stacza się w otchłań szaleństwa.

 

Sierpień 2018

 

– Halo, Berenika, słyszysz mnie? Otwórz oczy.

Berenika uniosła powoli powieki i ujrzała tę samą kobietę, która była u niej już wcześniej.

– Jak się czujesz? Chce ci się pić?

Dziewczyna lekko kiwnęła głową. Kobieta pomogła jej ugasić pragnienie.

– Jestem Meghan. Będę się tobą opiekować w najbliższym czasie. Teraz podam ci środek przeciwbólowy, a potem pomogę ci usiąść. Jutro przyjdzie tu twój ojciec, dobrze byłoby gdybyś była w jak najlepszej formie.

Berenice było tak naprawdę wszystko jedno, co się z nią stanie. Mogłaby nawet umrzeć. Nie musiałaby wtedy przez to wszystko przechodzić. Robiła jednak wszystko, jak na automacie, o co prosiła ją jej opiekunka.

Po godzinie wszedł do pokoju mężczyzna trzymający w dłoniach tacę pełną jedzenia. Na ten widok Berenika odruchowo zwymiotowała.

– Spokojnie, nic się nie stało. – Meghan podeszła do dziewczyny. – Zobaczysz, z każdym dniem będzie tylko lepiej. Już wkrótce wróci ci apetyt.

Kobieta jeszcze przez chwilę krzątała się po pokoju. Potem znów wstrzyknęła coś Berenice i wyszła z pokoju. Dziewczyna szybko zapadła w niespokojny sen. Śniła o Tomaszu. Nie były to dobre sny.

 

Następnego dnia z zapowiedzianą wizytą przyszedł do niej Jerzy. Od razu kazał jej wstać i iść za nim. Dziewczyna nie bez trudu podniosła się z łóżka. Idąc za ojcem wyszła na korytarz. Na jednej ze ścian wisiało ogromne lustro. Przeraziło ją to, co w nim ujrzała. Posklejane włosy, podkrążone oczy, trupioblada cera i zapadnięte policzki. Berenika była cieniem samej siebie.

– Rusz się, nie mamy całego dnia. – Cichocki był wyraźnie zirytowany jej ślamazarstwem. – Słabeusze. – Dodał pod nosem. Potem odchrząknął kontynuował. – Spędzisz tu resztę życia, więc wypadałoby ustalić pewne sprawy. Przede wszystkim niedługo zostanie ci przydzielony normalny pokój. Dojdziesz tam szybciej do sobie. Potem się zobaczy, co będziesz robić. Sprawiasz wrażenie bystrej, więc szybko się wszystkiego nauczysz. Pamiętaj, wszystko będzie dobrze, o ile nie wywiniesz jakiegoś numeru. Wtedy zrobi się bardzo nieprzyjemnie.

Berenika podążała za ojcem w milczeniu, z każdą chwilą coraz bardziej przerażona jego słowami.

– Pewnie zastanawiasz się, co robię w tym miejscu, prawda? Nie mamy czasu, żeby zagłębiać się w szczegóły. W każdym razie w odpowiednim czasie zostałem zauważony przez odpowiednich ludzi, i oto jestem i wszystkim tu nadzoruję. – Jerzy wykonał gest, jakby chciał objąć całą przestrzeń rękami.

– Co Wy tu konkretnie robicie? – Berenikę zainteresowała opowieść ojca.

– Wszystko, aby uchronić ludzkość przed zagładą. Badamy wraki statków, które udaje nam się przechwycić. Będziesz zdumiona, ile ich jest. Zdradzę ci, te bestie są wyjątkowo sprytne i teraz w większości są to statki bezzałogowe. Myślą, że dzięki temu coś zyskają, ale my będziemy gotowi.

– Na co?

– Na wojnę, głupia! Na podstawie śladów DNA, które pobraliśmy z wnętrza statków oraz z kilku egzemplarzy, które posiadamy wiemy, że oni w ogóle nie są odporni na nasze bakterie i wirusy. Uważamy, że to powstrzymuje ich przed inwazją. To też utwierdza nas w przekonaniu, co jest przyczyną tych wszystkich uprowadzeń. Gnidy nas badają, bo chcą wynaleźć skuteczne antidotum. Ale my im na to nie pozwolimy.

– Tato, przecież to czyste szaleństwo!

Uderzenie w twarz zwaliło dziewczynę z nóg. Berenika uderzyła głową o twardą posadzkę.

– Nie jestem szalony! Jestem wybawicielem! – Jerzy siłą podniósł córkę z ziemi i powlókł do sąsiedniego pomieszczenia. – Zobacz, to jest nasza broń! –

O, Boże! – Berenika zakryła dłonią usta.

Córka Jerzego nie mogła uwierzyć w to, co właśnie zobaczyła. Przed nią rozpościerał się makabryczny widok. Hala, do której dotarli, była podzielona na boksy, w których za szkłem pancernym uwięzione były, tu Berenika nie miała najmniejszych wątpliwości, owoce eksperymentów medycznych.

– Robi wrażenie, prawda? – Cichockiego rozpierała duma.

– Ale… – Berenikę autentycznie zatkało.

To, co ujrzała było nie do opisania słowami. Człowiek z dwiema głowami, dziecko z czterema rękami, stworzenie przypominające yeti przywiązane do łóżka. I ten pies z ludzkimi oczami. Im podążali dalej, tym było coraz gorzej. Na końcu znajdowali się ludzie, cali w ranach. Ich ciała ulegały rozkładowi. Smród był nie do wytrzymania. Na ten widok Berenice zrobiło się niedobrze.

– Podoba ci się? – Cichocki był rozbawiony. – Nimi nie musisz się przejmować. Już i tak więcej ich nie zobaczysz. Za dużo tu zarazy. Mogłabyś coś złapać, a tego przecież nie chcemy. Zresztą, najchętniej bym ich się w ogóle pozbył, ale są chwilowo naszą jedyną nadzieją. Na nich na pewno uda nam się wyhodować zabójczą bakterię, przed którą nasi kosmiczni przybysze się nie ochronią. Poza tym na części z nich testujemy bardzo interesujące serum, które uczyni nas niepokonanymi.

– Jesteś potworem! – Berenika nie wytrzymała. – Jesteś cholernym potworem! Brzydzę się tobą!

Jerzy w oka mgnieniu dopadł do córki i rzucił nią o ścianę. Potem złapał ją za szyję i podniósł do góry.

– Idiotko, zobacz jaki już jestem silny. – Palce na krtani dziewczyny zaciskały się coraz mocniej. – Za kilka lat wszyscy możemy tacy być.

– Błagam, puść mnie. – Berenice zaczynało brakować powietrza.

Uścisk wreszcie zelżał.

– Posłuchaj mnie teraz uważnie. – Na dziewczynę patrzyły teraz oczy pełne nienawiści. – Kiedyś wszyscy nam za to podziękują. Wszyscy, słyszysz?! Czasami warto poświęcić miliony istnień, aby ocalić miliardy.

Berenika nie chciała nawet wyobrażać sobie, ilu ludzi, i ile zwierząt musiało tu już stracić życie. Jej matka miała rację. Nie byliśmy niewolnikami obcych, jak uważał ojciec. Byliśmy pieprzonymi hodowcami. Gdy myślała, że już nic gorszego nie może jej tego dnia spotkać, ojciec wsadził ją do windy i zabrał do ukrytego wiele metrów pod ziemią bunkra.

Kiedy zmierzali w stronę kolejnych drzwi, Berenika odważyła się wreszcie zapytać o Tomasza.

– Może kiedyś go zobaczysz. Chwilowo muszę jeszcze sobie wyjaśnić kilka spraw z zięciem. A teraz chodź, to zrobi na tobie piorunujące wrażenie, chociaż ostrzegam, że najlepsze zostawiłem na koniec.

Weszli do ogromnego hangaru, który wypełniony był… statkami kosmicznymi. Kilka z nich faktycznie miało kształt spadków, ale większość z nich niczym szczególnym nie różniła się od wojskowych myśliwców. Były tylko trochę większe i zapewne bardziej nowoczesne. Dziewczynie przeszło przez myśl, że to jakaś mistyfikacja. Czyżby oni sami je konstruowali, aby wywołać przerażenie w ludziach?

– Halo, ziemia do Bereniki. – Jerzy pomachał jej dłonią przed oczami. – Piękne, prawda? Wspaniała technologia, mówię ci. W tej dziedzinie nasi kosmiczni przyjaciele nie mają sobie równych. Prawdziwy majstersztyk. A teraz chodź, poznasz naszego nowego przyjaciela.

W Berenice narastał niepokój. Wiedziała, że za kolejnym przejściem nie czeka na nią nic dobrego. Intuicja jej nie zawiodła. Na widok przybysza z obcej planety zemdlała. Ocuciło ją uderzenie w twarz.

– Wstawaj i nie zachowuj się jak mięczak. Przynosisz mi wstyd. – Wysyczał Jerzy przez zęby.

– Tato, błagam cię, zabierz mnie stąd. – Rozpacz i łzy córki nie zrobiły na Cichockim żadnego wrażenia.

– Przyjrzyj się mu. On i jemu podobni chcą nas zabić i przejąć naszą planetę!

– Czemu mu to robicie? Przecież on cierpi.

– I o to chodzi. Dzięki temu dowiemy się, czy potrafią porozumiewać się ze sobą telepatycznie.

– Czy ty naprawdę nie masz serca? – Berenika była na skraju wytrzymałości. Bezduszność ojca i wszystkich ludzi pracujących w tym miejscu była przerażająca.

– Oj, córeczko, wkrótce przekonasz się, że emocje nie są dobrym doradcą. Musimy być ponad to. Pamiętaj, liczy się tylko cel. I jego realizacja. Wspomnisz jeszcze moje słowa. Na dziś już wystarczy. Nie mogę spóźnić się na spotkanie z dowództwem.

– Henry! – Jerzy zwrócił się do mężczyzny, który towarzyszył im przez całą drogę. – Zaprowadź moją córkę do sali i każ Meghan się nią zająć. – Po tych słowach Cichocki oddalił się w niewiadomym kierunku.

– Zapraszam. – Henry wskazał Berenice wyjście.

Dziewczyna tego dnia nie odezwała się już ani słowem. Milczała też przez kilka kolejnych. Ciągle miała przed oczami obraz Obcego. Od razu zauważyła, że nie różnił się on tak bardzo, wbrew powszechnej opinii, od człowieka. Fakt, był zdecydowanie wyższy od przeciętnego mieszkańca Ziemi, miał też o wiele większą głowę. Był też kompletnie pozbawiony owłosienia.

Poza tym, tak samo jak ludzie, miał dwie ręce i dwie nogi. Żadnych rogów, ani ogonów. Żadnych płetw, ani łusek. Żadnych antenek, jak to ukazywały niektóre filmy i kreskówki. Berenika zauważyła, że był strasznie wychudzony i niesłychanie blady. Dziewczyna nie miała pojęcia, czy to przypadkiem nie jest efekt bestialskiego traktowania. Berenika nie mogła zrozumieć, jakim trzeba być potworem, żeby przywiązać to bezbronne stworzenie do czegoś na wzór krzyża i pozbawić go skóry z całej klatki piersiowej i brzucha. Dodatkowo na pewnym odcinku jego ciało było rozcięte i rozchylone na boki specjalnymi haczykami. Cichocka widziała, jak pracuje jego serce i płuca, co znaczyło, że tlen mu nie szkodzi. Widziała też niemal szmaragdową krew pulsującą w jego żyłach. Kobieta była pewna, że brak długich palców u ręki i ucięta noga na wysokości kolana były efektem celowego działania. Nikt, ani nic nie zasłużyło na takie traktowanie.

Chociaż Jerzy wyraźnie zaznaczył, aby jego córce nie podawać już żadnych leków, Meghan nie mogąc patrzeć na cierpienie dziewczyny, zaaplikowała jej środek nasenny. Odpoczynek dobrze jej zrobił.

 

Wrzesień 2018

 

Berenika wiedziała już, że jawny opór nie ma tu sensu. Nie miała też żadnych szans na ucieczkę. W bazie były setki osób, które natychmiast wybiłyby jej ten pomysł z głowy. Postanowiła zatem udawać, że dostosowała się do sytuacji, co nie było proste. Dzięki temu dostała już swój pokój i mogła w miarę swobodnie poruszać się po bazie, oczywiście pod czujnym okiem Henry'ego. Wreszcie poprosiła o spotkanie z ojcem.

– Widzę, że moja dziewczynka wreszcie zmądrzała. Bardzo mnie to cieszy. Prawie tak samo jak fakt, że nareszcie dogaduję się z zięciem.

– Gdzie on jest?

– Możesz być spokojna. Jeżeli wszystko pójdzie dobrze z planem, zobaczysz się z nim za kilka dni. Jest, powiedzmy… na malutkim, aczkolwiek intensywnym szkoleniu. Muszę przyznać, że to całkiem inteligentny gość. Zdecydowanie bardziej podatny na sugestie niż ty.

– Coś ty mu zrobił?!

– Cóż, w kwestii potomstwa poniosłem porażkę, bo zamiast odważnego syna, wyszła mi płacząca córka. Trudno. Ale zięć, to prawie jak syn, prawda? Jeszcze będą z niego ludzie.

– Jeżeli zrobisz mu krzywdę, to…

– Ha, ha, ha. Grozisz mi? A co ty mnie możesz zrobić? – Jerzy zbliżył się do córki. Dzieliły ich teraz tylko centymetry. – Nie musisz się martwić. Twój kochaś jest dla nas zbyt cenny. Biorąc pod uwagę waszą aktualną sytuację, będzie jadł mi z ręki.

– O czym ty do cholery mówisz?

– Przecież za kilka miesięcy zostanie ojcem, tak? O, ludzie, ale masz głupią minę. – Jerzy bawił się w najlepsze. – Czyli nic nie wiedziałaś.

To prawda, Berenika ostatnio gorzej się czuła, ale tylko szaleniec dobrze czułby się w tym miejscu.

– Zrobiliśmy ci wszystkie badania. A teraz wróć już do sobie, dobrze? I bądź grzeczna, a nic wam się nie stanie.

 

Wreszcie nadszedł tak długo wyczekiwany dzień spotkania z Tomaszem. Biorąc pod uwagę okoliczności, jej długie przygotowania wydawały się irracjonalne, ale dziewczyna chciała zrobić na nim dobre wrażenie.

Tomek przyszedł do niej około osiemnastej. Od razu zapowiedział, że ma tylko godzinę. Berenika pragnęła rzucić mu się na szyję i całować do utraty tchu, ale wiedziała, że zostanie odtrącona. Zmienił się. Ślady na rękach i twarzy świadczyły o tym, że przeszedł piekło. Mimo tego jego chłodne zachowanie zraniło dziewczynę. Co prawda starał się być miły; pytał Berenikę o dziecko o samopoczucie, ale ona wiedziała, że robi to z przymusu.

Przed wyjściem obiecał dziewczynie, że spróbuje załatwić jej pozwolenie na wychodzenie na zewnątrz. Uznał, że brak słońca źle jej robi.

– Muszę już iść. Zaraz mam ćwiczenia. Przyjdę do ciebie w przyszłym tygodniu. Przyniosę ci coś do czytania, żebyś się nie nudziła. 

Tomasz zbliżał się już do drzwi, kiedy niespodziewanie zawrócił, podszedł do Bereniki, wziął jej dłoń w swoje ręce i pocałował w policzek. Przy okazji wyszeptał : wyciągnę nas stąd, obiecuję.

Nadzieja wróciła.

 

Listopad 2018

 

Mimo obaw Bereniki związanych z początkiem pobytu w bazie, dziecko rozwijało się prawidłowo. Przyszła matka zaczęła się lepiej odżywiać, mogła też w asyście Henry'ego wychodzić na zewnątrz.

Najwięcej radości sprawiały jej jednak odwiedziny Tomasza, który przychodził do niej regularnie, raz, dwa razy w tygodniu. Przez większość czasu co prawda siedzieli w milczeniu, ale przed wyjściem chłopak zawsze mówił jej coś miłego.

Dziewczyna coraz częściej brała też udział w przeróżnych szkoleniach. Okazało się, że przebywa z nią więcej dziewczyn, niż można było przypuszczać. Były to głównie krewne pracujących tam żołnierzy oraz kobiety rzekomo brutalnie wykorzystane przez obcych. Te, według Bereniki, były najbardziej zawzięte. Nie miały żadnych oporów przed odwiedzaniem zakazanej strefy. Sama Berenika nie musiała narazie tam chodzić, ale wiedziała, że po porodzie się to zmieni.

Z każdym dniem dziewczyna utwierdzała się też w przekonaniu, że gdyby nie była córką Cichockiego, już by nie żyła. Od kilku tygodni Berenika mogła jadać w ogólnodostępnej stołówce. Raz posłuchała, jak dwie pracownice kuchni rozmawiały o zastrzelonym Francuzie, który próbował sforsować główną bramę i dostać się do środka. Przy pierwszej nadążającej się okazji zapytała o to ojca, ale ten kategorycznie zaprzeczył. Musiało być jednak coś na rzeczy, bo jeszcze tego samego dnia kucharki zniknęły i nikt więcej już ich nie widział.

Berenika zrozumiała, że cokolwiek usłyszy, będzie to musiała zachować w tajemnicy. Już zawsze…

 

Kilka lat później

 

Berenika przywykła do życia w nowym miejscu. Zajmowanie się Błażejem sprawiało jej wiele radości. Był takim jej promyczkiem w tej szarej rzeczywistości. Chłopczyk potrafił już całkiem ładnie czytać i pisać. Wszędzie było go pełno.

Berenice zostało też przydzielone miejsce pracy. Zajmowała się analizowaniem wszelkich nowych teorii na temat pozaziemskich cywilizacji. Miała pewne podejrzenia, że ojciec stworzył to stanowisko specjalnie dla niej, aby mieć ją stale na oku, ale kompletnie jej to nie przeszkadzało.

Jeżeli chodzi o Tomasza, ten awansował i zdarzało się, że wyjeżdżał poza teren bazy w poszukiwaniu rozbitych wraków. Mężczyzna upatrywał w tym szansę na ucieczkę, ale Berenika bała się ryzykować. Gdyby chodziło tylko o nich, nie wahałaby się nawet przez sekundę. Wszystko było lepsze od przebywania w tym miejscu, nawet śmierć, ale był jeszcze Błażejek, a jego Berenika nie zamierzała narażać. Naiwnie wierzyła, że znajdą w przyszłości inne, bezpieczniejsze rozwiązanie.

Całe szczęście Jerzy pozwolił całej trójce zamieszkać razem. Co prawda nie mogli pozwolić sobie na swobodne rozmowy; wiedzieli dobrze, że są podsłuchiwani, ale przebywanie razem dawało im namiastkę normalności.

Z upływem lat obecność obcych stała się faktem.

Młodych przerażał fakt, że nie było miesiąca, aby nie były zgłaszane kolejne incydenty. Wieści napływały z całego świata : Meksyk, Brazylia, Japonia, Rosja, Sydney. Pracownicy bazy byli postawieni w stan najwyższej gotowości. Rządy państw też, bowiem Berenika widywała ich coraz częściej na czymś w rodzaju kontroli. Wszyscy ważni ludzie tego świata wiedzieli, co się dzieje w bazie. Nikt nie reagował. Ile jeszcze takich miejsc jest na świecie?

Eksperymenty przybierały na sile. Zarówno te na kosmitach, jak i na ludziach. Teraz ci, którzy dostawali wyroki śmierci i nie mieli rodziny, byli przewożeni do bazy i stawali się królikami doświadczalnymi. Nikt za nimi nie płakał, a władze najwidoczniej uznały, że to adekwatna do ich czynów kara. A że umierali powoli i w męczarniach? Takie życie – jak to mawiał Cichocki. Nieraz Berenikę budziły w nocy przeraźliwe krzyki. A może to krzyczało jej sumienie?

Obcy przebywający w bunkrze, a było ich już siedmiu, do tej pory nie przemówili.

Ten, którego Berenika zobaczyła jako pierwszego, został teraz przeniesiony do specjalnego pomieszczenia. Kobieta miała wrażenie, że znajduje się on w jakimś stanie hibernacji, bowiem przez cały czas siedział w jednym miejscu tak, jak go posadzili. Nawet nie drgnął. To było strasznie dziwne. Berenika przestała się go już bać. Wiedziała, że gdyby chciał ją skrzywdzić, już dawno by to zrobił. Czasami do niego mówiła. "Czemu was nie szukają?" było najczęściej zadawanym przez nią pytaniem. W takich chwilach Berenika nie przypuszczała nawet, że jest w ogromnym błędzie.

Nie wiedziała przecież, że dostęp do mediów z każdym dniem staje się coraz trudniejszy, przez co coraz częściej dochodziło do paraliżów telekomunikacyjnych. Nie miała pojęcia, że ludzie raz po raz zgłaszali, że widzieli na niebie niezidentyfikowane obiekty latające, ale rząd do znudzenia wmawiał im, że to wojsko testuje najnowsze technologie. Nikt nie wiedział, że na ludzkość został wydany wyrok śmierci.

Beata miała rację mówiąc kiedyś córce, że czasami lepiej jest po prostu nie wiedzieć. Wtedy można spędzić szczęśliwe dni w błogiej nieświadomości. Ile takich dni będzie jeszcze dane Berenice i reszcie ludzkości? Wystarczająco, aby zrozumieć, że życie jest najcenniejszym darem jakim otrzymaliśmy od wszechświata. A potem nadejdzie koniec. 

Ale nikt tego już nie opisze…

Koniec

Komentarze

Hmmm. Nie masz entera na klawiaturze?

Berenika po raz ostatni widziała swojego ojca w dniu jej 7 urodzin. Obudził ją o brzasku i oświadczył, ze oto czas na przygodę życia.

Liczby w beletrystyce raczej pisze się słownie. Literówka w drugim zdaniu tekstu nie robi dobrego wrażenia.

Ale przede wszystkim, podziel opowiadanie na akapity, bo takiego bloku nie da się czytać.

Babska logika rządzi!

AnnoR, ja chyba trochę przesadzam z dzieleniem własnych tekstów, ale całkowicie popieram Finklę. Przy ponad trzydziestu tysiącach znaków, ja bym podzieliła tekst przynajmniej na trzy rozdziały i hm… kilkanaście, albo więcej akapitów :)

Więcej, więcej. Tam i dialogi są.

Babska logika rządzi!

To pewnie kilkadziesiąt… Nie wiem, bo nigdy nie liczę, ale chyba lepiej przesadzić z nadmiarem niż w drugą stronę… Tak czy inaczej jestem za dzieleniem :)

Chyba większość edytorów podaje liczbę akapitów. Jak jesteś taka ciekawa, to możesz sprawdzić, ile znaków przypada Ci na akapit.

Babska logika rządzi!

Finkla, mmm… Znalazłam, dzięki :) W tekście, który obecnie piszę na około trzydzieści trzy tysiące znaków przypada dwieście trzynaście akapitów… ale ja lubię dzielić :)

 

Ps. Ciągle mi zmienia Finkla na Finka ;)

Wprawdzie nie jestem z Finlandii, ale możesz pisać Finka, jeśli Ci tak sprzęt narzuca. ;-)

Babska logika rządzi!

Nie, nie… nie dam się komputerom i tak nam za bardzo mieszają w głowach i tekstach :( Dodam mojej maszynce “Finkla” do słownika i będzie po sprawie :) O, już rozpoznaje :) Miłej nocy :)

Moi Drodzy, właśnie próbuję to ogarnąć. Przed kopiowaniem tekstu wszystko wygląda ok. Niestety po wklejeniu go tutaj, wychodzi takie "coś". Mam nadzieję, że uda mi się to szybko naprawić, bo uwierzcie mi, że wyprowadza mnie to z równowagi.

Próbowałaś ręcznie dodawać entery już tutaj, w ramach edytowania tekstu?

Babska logika rządzi!

Tak, ale po zapisaniu nic się nie zmienia.

Anno, ja też mam czasem problem z wklejaniem tekstu na stronę… i też czasem tracę nerwy. Może spróbuj w innej przeglądarce.

No to paskudnie. Jeśli masz ochotę, opisz dokładnie, co robisz. Może popełniasz jakiś błąd prosty do naprawienia… A jeśli nie, to może zadaj pytanie na shoutboksie, pewnie znajdzie się ktoś lepiej zorientowany w technikaliach niż ja. Pewnie nie o tej porze, ale jutro też możesz poprawiać.

Babska logika rządzi!

Ja zwykle, gdy mam problem z akapitami w Edge’u to przełączam się na Chrome’a…

Ja używam tylko Firefoksa i nigdy nie miałam takich problemów. Raz się wykrzaczyło, ale wtedy miałam tekst z przenoszonymi wyrazami i one się edytorowi bardzo nie podobały…

Babska logika rządzi!

U mnie zależy z czego wklejam, bo zwykle piszę nie w edytorze, tylko niby jako wiadomość mailową (takie małe oszustwo w pracy), ale czasem mi wyskakuje na przykład jakaś dziwna pusta linijka (dodatkowy “enter”) nad obrazkiem i wtedy pomaga zmiana przeglądarki. Tak czy inaczej nie jestem w tych sprawach ekspertem, ale myślę, że sobie poradzisz :)

Dzięki, będę wytrwale działać :)

Komunikat specjalny : na tę chwilę się poddaję. Będę działać jutro rano. Dlatego też mam prośbę, oczywiście do osób, które najpierw zaglądają do komentarzy, abyście chwilowo wstrzymali się z czytaniem tekstu. Z racji tego, jak on się prezentuje na chwilę obecną nie będzie to trudne. Mam nadzieję, że jutro, maksymalnie do południa wszystko będzie już ok :) Póki co, życzę wszystkim spokojnej nocy :)

Gotowe! Tekst poprawiony, mam nadzieję, że teraz już prezentuje się przyzwoicie :) Problem z jego wyglądem prawdopodobnie wynikał z faktu, że dodałam go z telefonu, bo niestety chwilowo mam ograniczony dostęp do komputera. Jest to już ostateczna wersja opowiadania. Wiem, że nie jest ona doskonała, głównie z oczywistych błędów, ale niestety nie mam już możliwości ponownej edycji na komputerze, a nie chcę ryzykować na telefonie, bo najzwyczajniej w świecie obawiam się, że może ona znowu ulec zmianie i wrócić do pierwotnego stanu, a tego psychicznie bym nie wytrzymała :) Życzę Wam zatem przyjemnej lektury. Wiem, że tylko winny się tłumaczy, ale jest to moje pierwsze opowiadanie, więc po cichu liczę na Waszą wyrozumiałość :)

Przeczytane :)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

OK, tym razem przeczytałam.

Idee dość wyeksploatowane, teorii spiskowych nigdy nie brakowało.

Bardzo dużo okropieństw, ale jakoś nie wywierają wrażenia. Może przedawkowałaś, może za mało opisów.

Ojciec Bereniki wydał mi się psychopatą. OK, może to częściowo skutek zmian, jakim został poddany. Ale nikt się nie kapnął, nikomu to nie przeszkadza?

Dużo miejsca poświęcasz zwykłym, obyczajowym elementom, a po tych najciekawszych się ślizgasz. Awantura z matką słowo w słowo, a dotarcie do tajnej bazy wielkim skrótem – było ciężko, ale w końcu im się udało.

Interpunkcja kuleje. Czasami coś zgrzytnie w zapisie dialogów.

wreszcie mogła być w 100% sobą.

W beletrystyce raczej nie stosujemy zapisu cyframi ani takich symboli jak %.

– Co Wy tu konkretnie robicie?

W dialogach ty, twój, pan itp. piszemy małą. W listach dużą.

Na podstawie śladów DNA, które pobraliśmy z wnętrza statków

Czyli biologia obcych też opiera się na DNA? Odważna teza.

Babska logika rządzi!

Dziękuję za wszelkie uwagi. Człowiek uczy się na błędach :) W przyszłości na pewno wyciągnę odpowiednie wnioski. Co do odważnej tezy w kwestii DNA, pozwolę sobie na kilka słów wyjaśnienia. Z definicji wiemy, że DNA jest nośnikiem informacji genetycznej. W opowiadaniu wyraźnie zaznaczyłam, że obcy nie różnili się aż tak bardzo od ludzi. Wiem, że o tym nie napisałam (mój błąd, że go nie dopracowałam), ale przecież musieli się jakoś rozmnażać, prawda? Skoro nie poprzez DNA, co przez co mieli przekazywać swoje cechy z pokolenia na pokolenie? Przyznaję, że nie jestem ekspertem w tej dziedzinie, ale przed napisaniem PLANTACJI sięgnęłam troszkę do źródeł i poznałam wiele różnych teorii. Natrafiłam też na artykuł, w którym informowano, że odnaleziono trzy mumie obcych, które poddano badaniom DNA, aby wykluczyć oszustwo. Zatem jeżeli kosmici faktycznie istnieją, też muszą mieć w sobie jakiś nośnik informacji, prawda? Przynajmniej mnie się tak wydaję, ale to oczywiście tylko moje zdanie i absolutnie nie musisz się z nim zgadzać :)

Co do ojca despoty – nie tylko on był w bazie tyranem, ale ten wątek w ogóle nie został rozwinięty, bo obawiałam się, że nie wyrobię się w wyznaczonym limicie znaków.

Jak mogłaś zauważyć, baza była dość specyficznym miejscem :)

DNA to nie tylko nośnik informacji, to również konkretna substancja – kwas deoksyrybonukleinowy. Jeśli gdzieś istnieje inne życie, to zapewne potrzebuje czegoś podobnego. Ale wydaje mi się mało wiarygodne, że padnie na identyczny związek. Chyba że ma jakąś wyraźną przewagę nad innymi. Wydaje mi się, że taki RNA też mógłby się nieźle sprawdzić. A kto powiedział, że obca chemia musi w ogóle być oparta na węglu? OK, węgiel się świetnie nadaje do tworzenia związków organicznych. Ale może nie tylko on.

Nie pisałam o despocie, tylko o psychopacie. Jak mu się coś nie podoba, to wali córkę po gębie. Jego cel uświęca każde środki… No, normalnie świr.

Babska logika rządzi!

Nie będę tutaj czarować, że znam się na tych wszystkich kwestiach biologicznych, bo od kłamstw urósłby mi nos :) Po prostu napisałam to, co uznałam za słuszne :) Jak jest w rzeczywistości, to już inna sprawa. Wrócę jeszcze na chwilę do postaci ojca Bereniki. W pierwszym zamyśle w ogóle miał nie występować w opowiadaniu. W trakcie pisania jednak pomysł uległ zmianie. Nie chciałam, żeby było zbyt "cukierkowo".

“Archiwum X”? Z tym, że zakończenie dosyć makabryczne.

Doceniam pomysł, ale nie wiadomo czemu nie wciagnąłem się, choć właściwie lubię takie klimaty. Może uczuć za wiele? Ojciec, chłopak, syn… A reszta dosyć po łebkach. Skrzyżowanie Auschwitz z więzieniem. Nawet doktor Mengele (Cichocki) jest. No nie wiem…

W temacie DNA – może autorka jest zwolenniczką teorii panspermii? Czy też “zasiewania” życia przez galaktycznych przodków? Jakżeby inaczej Obcy mieliby się bać naszych zarazków czy wirusów, gdyby nie byli z nami blisko spokrewnieni?

Czasem coś zazgrzytało:

– “mnie się wydaję” – literówka;

– “państwa i religię” – literówka;

– “albo tam nie mieszkały” – “tam” czyli gdzie?;

– “odwrót nie wchodzi już w drogę” – nie pomyliły ci się wyrażenia? Nie miało być “nie wchodzi w grę”?:

– “wszędzie zapadła ciemność” – to “wszędzie” jest tu niepotrzebne;

– “pomogła zwilżyć jej usta” – żeby komuś pomóc, osoba ta musi być “aktywna”; a Berenika jest związana jak baranek; raczej “zwilżyła jej usta”;

– “Robiła jednak wszystko, jak na automacie” – brr, “jak na automacie”? jakiś paskudny potworek ci wyszedł;

– “zirytowany jej ślamazarstwem” – “ślamazarstwo” – nie ma takiego słowa; jest “ślamazarność”;

– “i wszystkim tu nadzoruj” – tu też coś nie gra: albo “wszystko tu nadzoruj” albo “wszystkim tu kieruj”;

– “Co Wy tu konkretnie robicie?” – o “Wy” pisała już Finkla;

– “serum, które uczyni nas niepokonanymi” – skąd to wiedzą? walczyli już z Obcymi?;

– “Meksyk, Brazylia, Japonia, Rosja, Sydney” – to jest nielogiczne – wymieniasz kraje, a na końcu miasto; powinno być “Australia”.

 

Moim zdaniem: pomysł jest, wykonanie nienajgorsze, a jednak coś nie zażarło. Bywa!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Nie wiem ile napisanych tekstów masz za sobą, droga Autorko, ale w tym czuje się jeszcze pewien brak doświadczenia. Nie chodzi o błędy, nie chodzi o złą gramatykę, bo takich w zasadzie nie ma. Mało literówek, widać, że tekst jest porządny i solidnie się przy nim napracowałaś. Po prostu nie do końca wszystko gra, zdania nie są płynne, troszkę zgrzytają, dialogom brakuje naturalności. 

Nie zrozum mnie źle, to nie są rzeczy, które można konkretnie wskazać, poprawić. Raczej coś jak młoda kapela, która brzmi całkiem nieźle, nie ma potknięć technicznych, ale czujesz, że to jeszcze nie to, że jeszcze trochę pracy przed nimi, by byli naprawdę fajni. 

Tobie też niewiele brakuje, może jeszcze kilka, kilkanaście opowiadań, trochę więcej opisania, doświadczenia właśnie, i będzie naprawdę dobrze. 

Do fabuły nam nieco więcej zastrzeżeń – nie chodzi w zasadzie o to, że opiera się na znanych i zgranych motywach, na końcu robi się wszak dość nieprzewidywalnie i zgrabnie odwracasz schematy. Raczej chodzi o skróty, które powodują, że rzecz miejscami robi się nierealna i naiwna. Ot choćby – dwójka nastolatków leci sobie do Stanów ot tak, buja się po całym kraju (dwa miesiące chyba, tak?) i dopiero wtedy zaczyna brakować im pieniędzy, znajdują supertajny kompleks, bez przygotowania, bez zaplecza, w dodatku wszystko to opisane bardzo pobieżnie. 

Czyli – opowiadanie nie jest złe, ale nosi niemal wszystkie znamiona tekstu początkującego. Mimo to czytało się całkiem fajnie, a to dobrze rokuje na przyszłość. Tak jak pisałem – jeszcze kilka tekstów i będzie naprawdę ciekawie :-) 

Pozdrawiam! 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Thargone, Twoje sprawne oko dobrze wychwyciło brak doświadczenia. To moje pierwsze opowiadanie. Jeśli mam być szczera, to kiedy je pisałam wydawało mi się lepsze. Po dodaniu tekstu i zapoznaniu się z pracami innych osób dotarło do mnie jak wiele pracy jeszcze przede mną. Tym bardziej dziękuję za poświęcony czas i wyrażenie opinii. Wszelkie uwagi przyjmuję z pokorą i na pewno w przyszłości, jeżeli tylko nadarzy się ku temu okazja, wyciągnę wnioski.

Staruch, bardzo dziękuję za wszelkie rady. Faktycznie, błędów trochę popełniłam i nie mam zamiaru się ich wypierać. Z tymi państwami to w ogóle pojechałam, bo w pewnym momencie to już miałam napisane “Mek­syk, Bra­zy­lia, Ja­po­nia, Rosja, Sydney, Australia "– i to by dopiero była kompletna kompromitacja. Cóż, wiele jeszcze pracy przede mną, ale nawet najdłuższa wędrówka zaczyna się od pierwszego kroku, prawda? A ja jestem z siebie dumna, że wreszcie odważyłam się go postawić :)

AnnaR – i to jest właściwa postawa :).

Co do błędów – spójrz w dowolne opowiadanie (moje np.). W każdym znajdziesz błędy. W KAŻDYM!

 Wszyscy kiedyś zaczynali, a Ty zaczęłaś zdecydowanie dobrze!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

No, jak na pierwsze opowiadanie, to rzeczywiście poszło całkiem nieźle. Nie ma jakichś rażących błędów, choć usterki się zdarzają – skorzystaj z opcji edytowania tekstu i popraw te wskazane przez Starucha, żeby kolejni czytelnicy Ci na nie nie marudzili ;) Jest też jakiś pomysł, jest zakończenie, które podkreśla przyświecającą Ci przy pisaniu myśl – fajnie. To, nad czym można by moim zdaniem popracować to fabuła i kompozycja, postaci, a także sposób snucia narracji.

Pod względem budowania fabuły siadła trochę wiarygodność i rozłożenie akcentów, o czym pisali już przedmówcy, choć według mnie większe znaczenie ma to, że od połowy opowiadania zrobiłaś z głównych bohaterów zupełnie bierne postaci – opisujesz po prostu to, co im się przytrafiało. Owszem, umieściłaś ich w takiej sytuacji, że rzeczywiście trudno jest cokolwiek zrobić, ale to właśnie tutaj historia mogłaby zrobić się naprawdę ciekawa. Masz bardzo fajny wątek relacji ojciec-córka, masz interesujący potencjał na konflikt wewnętrzny bohaterki (nawet kilka – chronić dziecko czy uciekać, pomagać torturowanym obcym czy lojalnie pracować na rzecz ochrony Ziemian… ), masz ciekawe, moralnie niejednoznaczne tło… ale ucinasz opowieść. Szkoda, szkoda.

Myślę sobie, że gdybyś dała Berenice i Tomaszowi więcej podziałać, to zyskałabyś pole do rozwinięcia ich osobowości. Teraz wypadają, niestety, dość płasko. Piszesz o ich motywacji, i to jest fajne, ale poza tym niewiele więcej można o nich powiedzieć. Brakuje jakiegoś wyrazistego rysu, czegoś co sprawiłoby, żeby czytelnik zechce za nimi podążyć, zidentyfikować się. Z kolei ojca przedstawiłaś w sposób bardzo jaskrawy, przerysowany, przez co też mało wiarygodny. To ciągłe uderzanie córki i potrząsanie nią wydało mi się w pewnym momencie absolutnie groteskowe, a nie sądzę, aby o taki efekt Ci chodziło ;)

I tego właśnie było jak dla mnie za dużo w Twojej narracji – takich jaskrawych efektów. Oczywiście bazuję tutaj na jakichś moich osobistych preferencjach, ale podpowiadałabym Ci, abyś spróbowała pograć trochę takimi środkami, które zbudują więcej nastroju, klimatu, pozwolą więcej zasugerować na poziomie zmysłów i emocji, zamiast rysować takim grubym konturem. Skupić się czasem na przykuwającym uwagę szczególe, na opisie, może dialogach – czasem można wydobyć z tego znacznie większą siłę, niż ze zdania o uderzeniu kogoś w twarz ;)

Wiem, że skupiłam się w tym komentarzu bardziej na dawaniu rad niż pisaniu o moim odbiorze i opinii (choć na nich bazowałam oczywiście) i jeśli zechcesz, to masz pełne prawo uznać to za niekoniecznie słuszne mądrzenie się ;) Ale mam nadzieję, że coś tam z tego przyda Ci się przy pisaniu kolejnych tekstów. Powodzenia! :)

 

Jakiś pomysł był, ale nie mogę powiedzieć, że przypadł mi do gustu. I to nie z powodu drastycznych scen, a raczej za sprawą pewnej naiwności i miałkości opisanych zdarzeń. Z jednej strony zdaję sobie sprawę, że nie mam pojęcia, jakie tajemnice skrywają „rządowe bazy”, z drugiej to, co opisałaś w Plantacji, wydaje mi się szalenie niewiarygodne.

Wykonanie, niestety, nie należy do najlepszych.

 

za­bra­ła się za za­sa­dze­nie w ogro­dzie kilku drze­wek… –> …za­bra­ła się do zasadzenia w ogro­dzie kilku drze­wek

http://portalwiedzy.onet.pl/140056,,,,brac_sie_wziac_sie_do_czegos_brac_sie_wziac_sie_za_cos,haslo.html

 

– Jeden roz­sąd­ny.Prych­nę­ła star­sza Ci­choc­ka. –> – Jeden roz­sąd­ny – prych­nę­ła star­sza Ci­choc­ka.

Nie zawsze poprawnie zapisujesz dialogi. Pewnie przyda się poradnik: http://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/zapis-partii-dialogowych;13842.html

 

może czuć się bez­piecz­nie, bo­wiem nie­któ­re spo­tka­nia były na­praw­dę nie­bez­piecz­ne. –> Nie brzmi to najlepiej.

 

Naj­bar­dziej jed­nak prze­ra­ża­ły od­wie­dza­ją­ce czar­no­okie dzie­ci… –> Czy oba zaimki są konieczne?

 

Mogły mieć dzi­sięć, góra dwa­na­ście lat. –> Literówka.

 

przez to wszyst­ko prze­cho­dzić. Ro­bi­ła jed­nak wszyst­ko… –> Powtórzenie.

 

krzą­ta­ła się po po­ko­ju. Potem znów wstrzyk­nę­ła coś Be­re­ni­ce i wy­szła z po­ko­ju. –> Powtórzenie.

 

Od razu kazał jej wstać i iść za nim. –> Od razu kazał jej wstać i iść za sobą.

 

Nie mamy czasu, żeby za­głę­biać się w szcze­gó­ły. W każ­dym razie w od­po­wied­nim cza­sie zo­sta­łem za­uwa­żo­ny przez od­po­wied­nich ludzi… –> Czy to celowe powtórzenia?

 

i oto je­stem i wszyst­kim tu nad­zo­ru­ję. –> …i oto je­stem, i wszyst­ko tu nad­zo­ru­ję.

Nadzoruje się coś, nie czymś.

 

Ude­rze­nie w twarz zwa­li­ło dziew­czy­nę z nóg. Be­re­ni­ka ude­rzy­ła głową twar­dą po­sadz­kę. –> Powtórzenie.

Czy bywają też miękkie posadzki?

 

Jerzy siłą pod­niósł córkę z ziemi… –> Skoro dziewczyna upadła na posadzkę, to: Jerzy siłą pod­niósł córkę z podłogi

 

boksy, w któ­rych za szkłem pan­cer­nym uwię­zio­ne były… –> Skąd Berenika wiedziała, że szkło jest pancerne?

 

– Bła­gam, puść mnie. – Be­re­ni­ce za­czy­na­ło bra­ko­wać po­wie­trza. –> Obawiam się, że skoro ręce ojca za­ci­ska­ły się coraz moc­niej na krtani dziewczyny i brakowało jej powietrza, nie wyrzekłaby ona żadnego błagania.

 

Kilka z nich fak­tycz­nie miało kształt spad­ków… –> Literówka.

 

Je­że­li wszyst­ko pój­dzie do­brze z pla­nem… –> Pewnie miało być: Je­że­li wszyst­ko pój­dzie zgodnie z pla­nem

 

A teraz wróć już do sobie, do­brze? –> A teraz wróć już do siebie, do­brze?

 

Przy oka­zji wy­szep­tał : wy­cią­gnę… –> Przy oka­zji wy­szep­tał: Wy­cią­gnę

 

Oka­za­ło się, że prze­by­wa z nią wię­cej dziew­czyn… –> Raczej: Oka­za­ło się, że prze­by­wa tu wię­cej dziew­czyn

 

Sama Be­re­ni­ka nie mu­sia­ła na­ra­zie tam cho­dzić… –> Sama Be­re­ni­ka nie mu­sia­ła na ­ra­zie tam cho­dzić

 

Całe szczę­ście Jerzy po­zwo­lił całej trój­ce za­miesz­kać razem. –> Chyba miało być: Całe szczę­ście, że Jerzy po­zwo­lił całej trój­ce za­miesz­kać razem.

 

Jerzy po­zwo­lił całej trój­ce za­miesz­kać razem. Co praw­da nie mogli po­zwo­lić sobie… –> powtórzenie.

 

Rządy państw też, bo­wiem Be­re­ni­ka wi­dy­wa­ła ich coraz czę­ściej na czymś w ro­dza­ju kon­tro­li. –> Czy dobrze rozumiem, że rządy przybywały na kontrolę?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Werwena – dziękuję za wszelkie rady i sugestie. Czasami jest tak, że dopóki ktoś nie wytknie nam błędu, po prostu go nie widzimy. Tak jest właśnie w moim przypadku. Publikując tutaj "Plantację" myślałam, że moje opowiadanie jest poprawne. Nie dobre, czy idealne, ale poprawne. Dopiero z każdym kolejnym komentarzem docierało do mnie, jak wiele błędów popełniłam. Mam nadzieję, że uda mi się uniknąć ich w przyszłości :)

Id, doczytałem;) Szło mi ciężko, ale poszło;) Opowiadanie w ogóle mnie nie wciągnęło. Niby wartka akcja, ale równocześnie bardzo wyeksploatowane schematy. Odpychają mnie dialogi (nienaturalne, np przekleństwa matki bardzo mi nie pasowały, choć normalnie wulgaryzmy mnie nie rażą). Z rzeczy dobrych: to nie jest zły tekst i widać w nim potencjał. Na pewno nie grafomania. Trochę więcej naturalności w piórze lub ironii (jeśli opowiadanie dotyczy spraw opisywanych wielokrotnie, to jego wartością może być ironiczny dystans do świata przedstawionego) i będzie ok.

Moja książka i artykuły naukowe (też o fantastyce), jakby ktoś miał ochotę zerknąć: https://uni-wroc.academia.edu/MarcinBorowski/Papers

PS Na telefonie nie widzę możliwości edycji komentarza, nie wiem co to za "Id" mi się zrobiło na początku. Proszę zignorować ;) (niezamierzone id… Freud się kłania;))

Moja książka i artykuły naukowe (też o fantastyce), jakby ktoś miał ochotę zerknąć: https://uni-wroc.academia.edu/MarcinBorowski/Papers

Marcin_Maksymilian mam nadzieję, że z czasem opanuję sztukę naturalności w dialogach i w ogóle w całym tekście. Dziękuję, że mimo tego, iż opowiadanie nie przypadło Ci do gustu dotrwałeś do końca :)

Przeczytane.

Berenika po raz ostatni widziała swojego ojca w dniu jej siódmych urodzin. Obudził ją o brzasku i oświadczył, ze oto czas na przygodę życia. I tak właśnie się stało. Tata zabrał ją w tyle niesamowitych miejsc, że późnym wieczorem, kiedy wrócili do domu, świeżo upieczona siedmiolatka smacznie już spała.

Wiadomo, że swojego ojca.

Literówka.

Po co dwa razy powtarzać, że Berenika ma siedem lat? Zrozumiałam to za pierwszym razem.

– Dzięki[+,] mamuś.

Kiedy odkryłam to wszystko[+,] zrozumiałam, że tata zostawił to po coś.

Zaraz po przebudzeniu Beata dostrzegła wiadomość pozostawioną przez córkę na samoprzylepnej karteczce – PRZEPRASZAM. Cichocka zdała sobie sprawę, że właśnie straciła ukochaną córkę.

Berenika cieszyła się, że ma u boku mężczyznę, przy którym może czuć się bezpiecznie, bowiem niektóre spotkania były naprawdę niebezpieczne.

– Co Wy tu konkretnie robicie?

To nie jest list.

– Nie jestem szalony! Jestem wybawicielem! – Jerzy siłą podniósł córkę z ziemi i powlókł do sąsiedniego pomieszczenia. – Zobacz, to jest nasza broń! –

O, Boże! – Berenika zakryła dłonią usta.

Zapis.

 

Przynoszę radość :)

Początek naprawdę mi się podobał. Mimo, że ten wyjazd ojca i później poszukiwania córki są dosyć oczywiste, biorąc pod uwagę udział opowiadania w konkursie UFO, to i tak brzmią nad wyraz wiarygodnie. I zdziwiłem się brakiem punktów do biblioteki.

Niestety, gdy para dociera do bazy robi się znacznie słabiej i już tak się nie dziwiłem. Postać ojca zupełnie Ci nie wyszła, przepraszam, ale jest wręcz słaba, karykaturalna i mało wiarygodna. On nie brzmi nawet jak szaleniec, bo taką rolę byłbym w stanie zaakceptować, ale zwyczajnie dziwnie. Jego strona psychologiczna jest niespójna. Nie targają nim żadne dylematy. Eksperymenty, które przeprowadza, nie mają jakiegoś złożonego sensu.

Traktuję to jako próbę zszokowania czytelnika, ale bardziej nieudaną, niż zaskakującą. Szkoda, bo początek zapowiadał się nieźle, ale zbyt jednotorowo potraktowałaś wszystko, co się dzieje w bazie.

Tekst jest dobrze napisany, czytałem płynnie i z pełnym zrozumieniem, a to ważne. Bo pomysły można dopracować znacznie szybciej, niż kulawy warsztat.

Pozdrawiam.

Melduję przeczytanie.

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Fabuła: Wykazywała pewien potencjał, ale brakuje jej spójności. Dlaczego matka nie wyjawiła córce tajemnicy wcześniej? Dlaczego notatki o tak istotnej tajemnicy wszechświata, jaką jest istnienie kosmitów, zostały zakopane w ogródku Podobnych pytań rodzi się w głowie jeszcze wiele podczas lektury.

 

Oryginalność: Postaci są schematyczne, ojciec zostawiający rodzinę, który później okazuje się być orędownikiem ciemnych sprawek, idealistyczna nastolatka i jej chłopak… Kosmici to zbiór powielonych pomysłów z różnych opowiastek, w tle przejawiają się słowa-klucze: serum, badania, technologia, jednak czegoś mi zabrakło, żeby wykreować ciekawy obraz obcych.

 

Język: Spore pole do poprawy. Niezręcznie skonstruowane zdania; „Popatrzył na Berenikę niezwykle orzechowymi oczami”, „Ubrana była w lekarski kitel”. Powtórzenia. Jeden fragment nawet zaprzeczał sam sobie: „To, co ujrzała było nie do opisania słowami. Człowiek z dwiema głowami, dziecko z czterema rękami, stworzenie przypominające yeti przywiązane do łóżka. I ten pies z ludzkimi oczami.”

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Nowa Fantastyka