- Opowiadanie: DorianNF - UFO-k na Manhattanie

UFO-k na Manhattanie

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Biblioteka:

Finkla

Oceny

UFO-k na Manhattanie

 

 

And I don’t wanna sit here wasting time

I just wanna a place inside your mind

I wish that I could turn the clock’s right back

It’s easy to forget just what you’ve got

 

Feeder – Turn

 

 

 

Daniel Wierzbowski miał trzydzieści trzy lata, emanował spokojem i nie personifikował Boga. Kiedy pojawił się w gabinecie doktor Adams, na czwartym piętrze kamienicy w Greenwich Village na Manhattanie, okazało się, że jest także wysoki oraz szczupły, z twarzą okoloną gęstymi, jasnymi włosami. Zachowywał się przyjaźnie, ciepło i wniósł ze sobą odczucie zdecydowania, a zarazem wydawał się nieprzystępny i odległy. Jego błyszczące, niebieskie oczy ciekawie otaksowały wnętrze, zanim zatrzymały się na doktor Adams. Terapeutka miała wrażenie, że klient patrzył raczej w nią niż na nią.

Wcześniej Daniel kilkakrotnie do niej telefonował o umówionych porach i w długich, blisko godzinnych relacjach opisywał swój przypadek. Przez większość życia zmagał się z problemami zdrowotnymi. Odkąd tylko pamiętał, zawsze doskwierały mu bóle pleców i cierpiał na zaburzenia systemu odpornościowego. Unikał tłumów i hałasu, ponieważ za bardzo go obciążały i przyprawiały o fizyczne dolegliwości, a w wieku osiemnastu lat zdiagnozowano u niego: syndrom chronicznego wyczerpania.

Na studiach zainteresował się terapią konwencjonalną i holistyczną, dzięki czemu po latach stan jego zdrowia znacznie się ustabilizował, ale wciąż doświadczał uporczywej i osłabiającej bezsenności, na którą nie działały żadne zabiegi. Obecnie pracował jako bibliotekarz w niewielkiej miejscowości, co pokrywało się z preferowaną przez niego potrzebą względnej izolacji.

Na koniec Daniel wyznał, że wszystkie jego dotychczasowe związki rozpadły się, ponieważ nie potrafił podtrzymać z żadną kobietą trwałych więzów z powodu swojej, jak to nazwał: „Odmienności”.

Doktor Adams była specjalistką z zakresu regresji hipnotycznej i badań w dziedzinie hipnoterapii, pracowała w zawodzie od dwudziestu czterech lat, przyjmując klientów i wygłaszając wykłady na całym świecie. Daniel był na jednym z nich w Gdańsku i wkrótce potem nawiązał kontakt z jej biurem w Nowym Jorku. Po zapoznaniu się z jego przypadkiem, doktor Adams zaproponowała, że przekieruje go na sesje do jednego ze swoich młodszych kolegów w Niemczech, gdzie czas oczekiwania na wizytę będzie znacznie krótszy, na co Daniel odpowiedział, że poczeka na nią tyle ile będzie trzeba: „…pewnie słyszała pani to już nie raz doktor Adams, ale mój przypadek jest dużo bardziej złożony. Tu nie chodzi tylko o bezsenność i nieudane związki. Ja nie potrzebuję zwykłego hipnoterapeuty. Mi jest potrzebny duchowy detektyw”. To intrygujące wyznanie, a zarazem komplement ostatecznie ją przekonały i Daniel, po blisko roku oczekiwania, dwa dni temu wsiadł do samolotu na Międzynarodowym Porcie Lotniczym Katowice w Pyrzowicach, przeleciał ponad sześć tysięcy osiemset czterdzieści kilometrów i wczorajszego ranka wylądował na lotnisku JFK.

Usiedli naprzeciw siebie w skórzanych fotelach i doktor Adams przeszła z klientem do rozmowy wstępnej.

– Jak ci się podoba Ameryka?

Daniel spojrzał w stronę okna, wychodzącego na rzekę Hudson.

– Jest dokładnie tak duża, jak sobie wyobrażałem.

Doktor Adams uśmiechnęła się, kiwając głową.

– Opowiedz mi jeszcze raz o Bogu.

Rozmowa wstępna stanowiła nieodzowny, a niekiedy wręcz kluczowy moment spotkania z klientem. Duchowy regreser musiał być przygotowany na wizytę osób, które pomimo iż się na nią zdecydowały, to jednak wciąż biły się z myślami ukierunkowanymi własnymi przekonaniami. Pierwsze wrażenie i reakcja terapeuty na problemy klienta często decydowała o tym, czy sesja hipnotyczna w ogóle się odbędzie.

Większość osób, odwiedzających hipnoterapeutę nie miała co prawda problemów z własnymi przekonaniami, ale niekiedy przychodził taki klient, który będąc w rozterce, decydował ostatecznie, że wiara w jakiej został wychowany nie pozwala mu poddać się hipnozie, umożliwiającej mentalną podróż do świata dusz. Rygorystyczny system religijny mógł być nie tylko przyczyną uprzedzeń co do metafizycznej filozofii, ale często odpowiadał również za sprzeczność, w której dana osoba stała z samą sobą. Pod tym wewnętrznym konfliktem ukrywał się ludzki dramat, opiewający w brak poczucia spełnienia w wypracowanym do tej pory sposobie postrzegania świata i własnego życia. Należało wtedy postarać się taką osobę uspokoić i wyjaśnić, że pomimo ideologicznych zastrzeżeń udało jej się dotrzeć aż do gabinetu hipnoterapeuty, a to oznacza, że jest gotowa szukać innowacyjnych rozwiązań. Prowadziło to nie raz do otwartych dyskusji filozoficznych. Kluczowym aspektem duchowej regresji jest otwarty umysł. To doświadczenie nie jest zastrzeżone wyłącznie dla tych, którzy opuszczają już ten świat i gdyby Bóg wzbraniał ludziom dostępu do niego za życia, to żaden hipnoterapeuta nie byłby w stanie pokonać amnezji towarzyszącej nam od chwili narodzin. Z logicznego punktu widzenia podobnie rzecz się miała z lataniem. Gdyby Bóg chciał żebyśmy unosili się w przestworzach, to dałby nam skrzydła.

Jeśli to nie skutkowało, doktor Adams okazywała szacunek i zrozumienie. Proponowała odległy termin następnego spotkania, kiedy klient już będzie gotowy, a także zwracała honorarium.

– Rozumiem, że ludziom łatwiej jest wierzyć, jeśli upodabniają Stwórcę do siebie. Jak choćby Michał Anioł, umieszczając starca na sklepieniu kaplicy sykstyńskiej. Dla odmiany diabeł, odgrywający rolę czarnego charakteru jest postrzegany jako wąż. Gad pozbawiony kończyn, jakże odmienny od człowieka. Osobiście postrzegam Boga jako Źródło, wszechobecny byt niczym woda na Ziemi.

Na szczęście Daniel potwierdził to, co mówił o sobie przez telefon. Nazywał siebie: umiarkowanym katolikiem. Codzienną modlitwę łączył z medytacją. Nosił na szyi łańcuszek z krzyżem, a także miał zawieszony na ścianie sypialni krucyfiks, pomagający mu się skoncentrować, ale kwestionował istnienie gniewnych bogów lub niepożądanych regionów astralnych po śmierci, takich jak czyściec, czy piekło. We wszystkich systemach religijnych są osoby o różnorodnych światopoglądach, które poszukują wewnętrznie spójnej i mającej dla nich sens wartości duchowej.

Dla doktor Adams najważniejszym był fakt, że Daniel nie uważał swojej obecności w jej gabinecie za grzech. Dzięki temu oboje zaoszczędzili sobie czasu i mogli przejść do następnego etapu.

Każdy hipnoterapeuta ma swój sposób działania. W rozmowach telefonicznych, doktor Adams chciała jak najlepiej poznać przeszłość swojego klienta i uzgodnić cele, które mu przyświecają. Otworzyła notes żeby zweryfikować otrzymane informacje.

– Wróćmy do twojego snu.

– Miewam go od dzieciństwa. Myślę, że stanowił kanwę moich zainteresowań astronomią. Co pani lubiła najbardziej, kiedy była dzieckiem, doktor Adams?

– Dinozaury – odparła po chwili namysłu.

– Ja potrafiłem całymi godzinami patrzeć w okno dachu mojego pokoju, obserwując gwiazdy – Daniel odchylił się w fotelu – a kiedy wreszcie udało mi się na parę godzin zasnąć widziałem to: wyłania się z chmur w świetle księżyca, ma kształt dysku, jest purpurowy, ale rdzeń emanuje błękitną poświatą. Porusza się bezszelestnie, ale ja czuję jego wibrację.

Większość ludzi miewa sny o lataniu. Z doświadczenia doktor Adams wynikało, że ich podłoże stanowiły zazwyczaj wspomnienia unoszenia się w przestrzeni, jako bezcielesnych dusz.

– A jak się czujesz zaraz po przebudzeniu?

– Kiedyś byłem zdezorientowany, jakbym powrócił z dalekiej podróży. Z czasem przeszedłem nad tym do porządku dziennego, choć zdaję sobie sprawę, że to nienaturalne miewać powtarzający się sen. – Daniel poruszył się w fotelu, zmieniając wygodną pozycję na bardziej akademicką. – Niedawno pojawił się nowy element. Ten dysk spadł. Żarzył się jak smagnięta pochodnia, a potem runął na ziemię.

Doktor Adams zapisała w notesie informację i podniosła wzrok na klienta.

– Co wtedy czułeś?

Daniel rozejrzał się po gabinecie nieobecnym wzrokiem, szukając odpowiedniego określenia.

– Strach.

Klient chciał poddać się hipnozie regresyjnej żeby poukładać sprawy zdrowotne i zrozumieć naturę swojej „odmienności”, ale przede wszystkim zależało mu na odkryciu znaczenia powracającego snu. Wiązały się z tym pewne przeszkody. Daniel co prawda nie miał zahamowań wobec hipnozy, ale też nigdy wcześniej się jej nie poddał. Swój przypadek uważał za o tyle wyjątkowy, iż pomimo wielu prób nie udało mu się osiągnąć sukcesu w medytacji z powodu braku koncentracji. Żył w przekonaniu, że – owszem – wyjątkowe rzeczy przytrafiają się, ale innym.

Doktor Adams uważała, że te obawy wcale nie są bezpodstawne. Jej klient mógł należeć do wąskiego marginesu osób niezdolnych osiągnąć stan transu.

Dla ułatwienia wspólnej pracy, która czekała hipnoterapeutę i potencjalnego regresera, doktor Adams miała zwyczaj przybliżać swoim klientom istotę hipnozy. W prostych słowach pozbawionych klinicznych szczegółów wyjaśniła, że wbrew powszechnie panującej opinii nie jest to głęboki sen, tylko zmieniony stan świadomości w transie, składający się z kilku naturalnych etapów. Te same etapy każdy człowiek przechodzi, kiedy kładzie się spać, a potem w drugą stronę, kiedy się budzi. Postarała się usunąć wszelkie obawy, które wciąż mogły trapić klienta, nawet jeśli o tym nie mówił. Wyjaśniła Danielowi, że wiele osób wcześniej przeszło przez taką sesję i zapewne doświadczy wysoce uczuciowych przeżyć związanych z odkrywaniem prawdy o sobie samym, ale w szerszym kontekście pozwoli mu to dokonać rozwoju oraz duchowego wzmocnienia.

Kiedy klient był gotowy, terapeutka poprosiła go żeby stopniowo rozluźniał mięśnie, zaczynając od stóp a kończąc na głowie. Przez pierwszą godzinę doktor Adams wprowadzała Daniela w stan relaksu za pomocą jego wyobraźni. Poprowadziła go długą plażą o białych piaskach, stopniowo wprowadzając coraz więcej szczegółów jak chłodne fale obmywające stopy albo mewy przelatujące na tle rozgrzanego słońca. Klient osunął się w fotelu do pozycji półleżącej, a jego oddech stał się płytki.

Daniel znalazł się w głęboko zrelaksowanym stanie umysłu, do którego sam nigdy wcześniej nie umiał dotrzeć – transie hipnotycznym.

Doktor Adams sprowadziła klienta spiralnymi schodami o 33 stopniach, przedstawiających 33 lata jego życia. Na dwudziestym i dziesiątym poprosiła Daniela, aby się zatrzymał i opowiedział jej co widzi. Klient oznajmił, że nie dostrzega żadnych obrazów. Doktor Adams spróbowała je pobudzić zadając pytania o dzieciństwo Daniela, ale to też nie przyniosło oczekiwanego rezultatu.

Jego logiczny umysł uniemożliwiający dotarcie do zapisanych w podświadomości wspomnień usunął się w cień, ale wciąż stał na straży.

Dotarli na dół schodów, oznaczających narodziny klienta.

Twarz Daniela wyraźnie się rozluźniła.

– Tu jest… tyle miłości… – wyszeptał.

Doktor Adams poprosiła żeby podążał za tym odczuciem. Daniel powiedział, że jego matka się niecierpliwi. Czeka na niego. Doktor Adams pozwoliła klientowi nacieszyć się poczuciem miłości i spokoju, który na niego spłynął, zanim podjęła decyzję aby przeniósł się do swojego poprzedniego życia. Daniel zszedł ze schodów i dotarł do drzwi. To był pierwszy obraz jaki udało mu się zobaczyć.

– Otwórz je, kiedy będziesz gotowy – zasugerowała doktor Adams.

Dłoń Daniela drgnęła. Po chwili podniósł rękę z podłokietnika i wyciągnął przed siebie. Pchnął drzwi i natychmiast zalało go białe światło.

– Co widzisz? – spytała miękkim głosem doktor Adams. – Jest dzień, czy noc?

– Noc, ale widzę mnóstwo świateł.

– Jesteś w środku pomieszczenia, czy na zewnątrz?

– W środku.

– Spójrz w dół na swoje stopy. Opisz mi, czy nosisz jakieś obuwie.

– Nie, są bose.

– Dobrze. Podnieś wzrok wyżej i powiedz mi co masz na sobie.

– Nic. – Po chwili wahania. – Cały jestem nagi, ale w tych okolicznościach nie wydaje mi się to w żaden sposób nienaturalne.

– Zaufaj tej myśli i podążaj za nią. Powiedz mi teraz, ile masz lat?

– Nie potrafię tego porachować… – Daniel wzruszył ramionami. – Myślę, że to nie ma znaczenia.

Klient udzielał spójnych odpowiedzi i był zaangażowany. Pomimo wcześniejszych obaw doktor Adams, z powodowanych jego brakiem doświadczeń z hipnozą, okazało się że Daniel nie miał problemu z mentalnym połączeniem się ze swoim poprzednim ciałem fizycznym.

– Policzę do trzech, a ty mi powiesz, który mamy rok. Wycisz swój logiczny i osądzający umysł, pozwalając dojść do głosu spontanicznym wrażeniom. Raz, dwa, trzy. Który mamy rok?

– 1985 według czasu ziemskiego.

Doktor Adams lekko się uśmiechnęła.

– Dlaczego odpowiadasz w ten sposób?

– Bo to najpopularniejsza data na Ziemi. Pojawia się w wielu ludzkich umysłach – wyjaśnił Daniel.

– Czy mógłbyś rozejrzeć się dookoła i opisać mi pomieszczenie, w którym się znajdujesz?

– Jestem na statku.

– Płyniesz do portu?

– Nie, poruszam się w przestworzach nad miastem.

Doktor Adams ściągnęła brwi.

– Kto kieruje twoim statkiem?

– Ja nim dowodzę – odparł z dumą.

Podróż do poprzedniego wcielenia przypominała wycieczkę po lesie. Terapeuta wyznaczał szlak, którym podążał regreser, zadając pytania, ale pomimo największych nawet starań nie zawsze wiedział, co widzi oraz odczuwa jego klient i od czasu do czasu mógł zabłądzić. Jedną z takich zwodniczych dróg były zakłócenia wspomnień z poprzedniego życia o wdzięcznej nazwie: „Syndrom sławnej osobistości”. W trakcie hipnozy ludzie nie zawsze opowiadają wszystko czego doświadczają, nie kłamią, ale też nie zawsze mówią prawdę. Większość hipnoterapeutów zajmujących się regresją w poprzednie wcielenia ma odsetek klientów, twierdzących z pełnym przekonaniem, że w przeszłości byli sławnymi osobami. Każdy profesjonalny terapeuta powinien okazywać zaangażowanie oraz zainteresowanie takiemu obrotowi spraw, ale też wykazać się pewną dozą sceptycyzmu i powściągnąć swoje własne ego, podpowiadające mu, że oto być może odnalazł nową inkarnację Napoleona Bonaparte, Krzysztofa Kolumba albo królowej Kleopatry.

Osoby znajdujące się pod wpływem „Syndromu sławnej osobistości” nie kłamały umyślnie. Zwyczajnie prawda o nich samych była przykryta fantazjami, pragnieniami, silnymi przekonaniami religijnymi, wypartymi obawami albo też niezadowoleniem z obecnego życia, które klienci uznali za nieatrakcyjne. Zdecydowanie częściej od dworskich książąt, wodzów plemiennych lub wielkich podróżników, badane osoby okazywały się w swoich poprzednich wcieleniach prostymi farmerami, gospodyniami domowymi, robotnikami, żołnierzami albo niewolnikami.

Kiedy tylko pojawiały się podobne rewelacje należało je poddać wnikliwej analizie. Doktor Adams zadawała proste i bezpośrednie pytania, pomagając klientowi zagłębić się w szczegóły swoich wizualizacji, a następnie weryfikowała otrzymane informacje. Badała spójność przekazu, delikatnie kwestionowała i odnajdywała luki świadczące o fałszywych wyobrażeniach.

Innym przykładem zwodniczej drogi była kryptomnezja. Dawne wspomnienia z obecnego życia, do których świadomość już nie miała dostępu, są magazynowane w podświadomości. Osoby poddane hipnozie powracają do nich, na przykład szczegółowo przedstawiając fabułę niegdyś przeczytanej książki, podając się za jednego z jej bohaterów. Jeśli powieść posiadała dodatkowo tło historyczne, wówczas taka relacja mogła być pomylona ze wspomnieniami z poprzedniego wcielenia.

W swojej praktyce doktor Adams miała dwa przypadki kryptomnezji i trzy „Syndromu sławnej osobistości”. Jednym z nich był młody człowiek, podający się w trakcie transu hipnotycznego za kolejne wcielenie aktora Johna Garfielda, żyjącego w pierwszej połowie XX-wieku, dwukrotnie nominowanego do Oscara, przedstawiciela klasy robotniczej, znanego głównie z ról buntowników i outsiderów.

Doktor Adams poprosiła wtedy młodego człowieka żeby przesunął się do sceny, gdy wokół niego/aktora znajdzie się wiele osób i zidentyfikował każdą z nich oraz siebie. Klient dokonał wizualizacji planu filmowego w Norwalk w Kalifornii i wymienił reżysera Tay’a Garnetta oraz większość obsady, w tym grających główne role Lanę Turner i właśnie Johna Garfielda, siebie wskazując na końcu, poza obiektywem kamery. Po dokładnym zbadaniu wizualizacji okazało się, że klient w poprzednim życiu jedynie znał Johna Garfielda, gdyż pracował na planie jednego z jego filmów: „Listonosz zawsze dzwoni dwa razy”, jako goniec zatrudniony przez wytwórnię filmową.

Jego fałszywe wspomnienia motywowały ciężkie doświadczenia z obecnego życia. Młody człowiek był wychowany przez bardzo wymagającego i surowego ojca, ponad wszystko cenił sobie wolność oraz swobodę, nie uznawał autorytetów, a także odnosił się z dużą niechęcią do wszelkich instytucji reprezentujących władzę. Trauma z dzieciństwa i strach przed utratą kontroli nad własnym życiem zakorzeniły się w jego podświadomości tak głęboko, że dotarły do duchowej pamięci, identyfikując się ze sławną osobą, którą poznał w poprzednim wcieleniu. John Garfield ekranowy buntownik, reprezentant klasy robotniczej i ofiara prześladowań Komisji ds. Działalności Antyamerykańskiej Izby Reprezentantów prowadzonej przez senatora Josepha McCarthy’ego, idealnie pasował do jego wyobrażonej wizualizacji.

Ludzie nieustannie przesłaniają otaczającą ich rzeczywistość fantazjami. Tak samo postępują w przypadku podświadomych wspomnień. Uzyskanie właściwego i dokładnego obrazu ich poprzedniego życia wymagało doświadczenia ze strony hipnoterapeuty.

Daniel Wierzbowski miał rację: rzeczywiście potrzebował duchowego detektywa.

– Opisz mi dokładnie wnętrze statku, w którym się znajdujesz?

– O, jest bardzo wygodny i przestronny. Mam przed sobą konsolę z układem kierowniczym opartym na sterowaniu magnetycznym. Statek jest napędzany za pomocą atomu.

– Ktoś jest tam z tobą?

– Cała grupa!

– Ilu liczy członków?

– Sześcioro.

– To twoi przyjaciele?

– Jeden jest moim przyjacielem. Reszta to współpracownicy, ale wszyscy się szanujemy i jesteśmy sobie potrzebni.

W świetle zachodzącego nad miastem słońca, wpadającego przez wysokie okno gabinetu, doktor Adams odniosła wrażenie, że sylwetka Daniela nieznacznie się skurczyła w fotelu, usta się zwęziły jakby składał je w ciup, a dłonie luźno zwisały z kolan.

– Jak masz na imię?

Otworzył usta, a potem je zamknął. Znowu. Podjął jeszcze jedną nieudaną próbę.

– Nie potrafię go odtworzyć ludzkim głosem. – Westchnął z rezygnacją. – Brzmi jak szum wody spływającej górskim potokiem.

Doktor Adams w zamyśleniu pokiwała głową. Jednym z najciekawszych aspektów pracy terapeuty, zajmującego się regresją hipnotyczną, było istnienie „dusz hybrydowych”. Tym terminem nazywano rzadkie przypadki klientów, których pochodzenie inkarnacyjne było mieszane. Ich dusze niegdyś zamieszkiwały ciała genetycznie różniące się od ludzkich i zachowały pamięć o swoich poprzednich wcieleniach w innych, obcych światach.

Hybrydy to były zazwyczaj stare, łagodne i wrażliwe dusze, a posiadające je osoby wyróżniały się bystrością umysłu i niekiedy również zdolnościami parapsychologicznymi, ponieważ inkarnowały na planetach zamieszkiwanych przez cywilizacje znacznie bardziej rozwinięte technologicznie od ziemskiej. Ich przedstawiciele stanowili starszą od ludzkiej rasę.

Niestety to wyjątkowe zjawisko posiadało także swoją mroczną stronę. „Dusze hybrydowe” napotykały wiele trudności z zaadaptowaniem się na Ziemi. Małe doświadczenie z ciałami ludzkimi oraz wiele obcych znamion wyniesionych z poprzednich inkarnacji, sprawiały, że w swoich nowych wcieleniach cierpiały na rozmaite choroby i dolegliwości, a także były skłonne do autodestrukcji. Ziemia uchodziła za atrakcyjny, ale i wyczerpujący świat fizyczny. Pobyt na nim umożliwiał duchowy rozwój, jednak był jeden trudny warunek: Trzeba było wytrzymać.

Doktor Adams spotkała się tylko z jednym przypadkiem „duszy hybrydowej”. Była nim kobieta w średnim wieku, stateczna żona i matka, posiadająca zdolność telepatii, którą uważała bardziej za kłopotliwy zbytek łaski niż dar. Podczas wnikliwej analizy wizualizacji okazało się, że

klientka w poprzednim wcieleniu żyła na pozbawionej lądów morskiej planecie, jako wodna istota przypominająca delfina. Porozumiewała się ze swoimi pobratymcami telepatycznie tworząc wielotysięczne stada i przemierzając harmonijny, pozbawiony naturalnych wrogów świat.

W trakcie jednego z seminariów, na którym specjaliści od regresji hipnotycznej omawiali najciekawsze przypadki, doktor Adams usłyszała od starszego kolegi o zjawisku zwanym: „Syndrom Atlantydzki”. Prawie każdy klient odczuwał pociąg do jakiegoś okresu historycznego, regionu świata, a także jego tradycji kulturowych. Podczas seansów hipnotycznych wracały wspomnienia z czasów starożytnego Egiptu, Cesarstwa Rzymskiego albo wiktoriańskiej Anglii.

Zdarzały się też takie osoby, które opowiadały o swoim poprzednim życiu na Atlantydzie. Okazywało się, że ci ostatni jedynie podświadomie fantazjowali, pragnąc stać się częścią tego fascynującego, mitycznego kontynentu. Niekiedy wspominały o nim także „dusze hybrydowe”, myląc zasłyszaną w obecnym wcieleniu legendę o Atlantydzie z odległym światem, na którym niegdyś inkarnowały.

Doktor Adams z racji swoich doświadczeń nie kwestionowała istoty życia pozaziemskiego, ale też nie pozwalała jej na to logika. Ziemia znajdowała się na rubieżach Drogi Mlecznej, gdzie było tylko osiem gwiazd, oddalonych od słońca o dziesięć lat świetlnych. Cała galaktyka miała ich ponad dwieście miliardów i znajdowała się we wszechświecie szacowanym na ponad sto miliardów galaktyk. Ze wszystkich znanych ludzkości gwiazd jedynie cztery procent przypominało Słońce, zakładając, że istnieją wokół nich planety nadające się do zamieszkania przez inteligentne istoty, to ich liczba i tak wynosiłaby miliony.

Daniel Wierzbowski miał cechy charakterystyczne dla „duszy hybrydowej”, ale to jeszcze nie oznaczało, że ją posiadał.

– Dlaczego przylecieliście na Ziemię? – spytała łagodnie doktor Adams, czekając na choćby najmniejszy punkt zaczepienia, którego mogłaby się uchwycić i spróbować zakwestionować relacje swojego klienta. Mogliby wtedy wspólnie odsłonić kurtynę fantazji i zobaczyć, co się za nią kryło. Osoby o „duszach hybrydowych” zazwyczaj posiadały tylko znikome wspomnienia o swoim życiu na innych planetach. Niewiele z nich potrafiło przedstawić specyficzne szczegóły z tamtego świata. Nie pozwalała na to blokada pamięci, chroniąca ich obecne umysły przed komplikacjami związanymi z przebłyskami wspomnień dotyczących przebywania w pozaziemskich ciałach.

Fakt, że miała na fotelu klienta o „duszy hybrydowej” z nie stłumioną pamięcią stanowił niewątpliwy ewenement w hipnoterapii regresyjnej.

– To nasza praca – odparł Daniel.

– Na czym polega?

– Jesteśmy infiltratorami nowych światów. Badamy ich walory i oceniamy możliwość adaptacji.

– To znaczy, że chcielibyście zamieszkać na Ziemi?

– Czemu nie? Ziemia to bardzo przestronna i dobrze oświetlona planeta.

– Ziemia jest jednym ze światów, który zamierzacie podbić?

– Och, to takie ludzkie… nie chcemy nim zawładnąć, tylko współistnieć na nim.

– Na czym by się miało opierać, to wzajemne współistnienie?

– W zamian za gościnę moglibyśmy zaoferować mieszkańcom Ziemi wiele rozwiązań bieżących problemów, które sprawdziły się na naszej planecie, ale decyzja jeszcze nie została podjęta.

– Dlaczego?

– Ziemianie nie są jeszcze na to gotowi.

– Jaki może być tego powód?

– Ci, którzy o nas wiedzą… władze, obawiają się reakcji społeczności na wieść, że ludzie nie są jedynymi we wszechświecie – zniżył głos do konspiracyjnego szeptu. – Toby nieodwracalnie zmieniło ich świat, wprowadziło niepokój, a nawet zamęt.

– A więc macie dobre zamiary?

– Jesteśmy uczciwi.

– Jaki jest twój stosunek do Ziemian?

– Mieszany – oznajmił ze smutkiem, dodając: – Ziemianie to twórcze i szybko rozwijające się istoty, a zarazem porywcze, nieodpowiedzialne i stojące w sprzeczności nawet z samymi sobą. Najlepszym przykładem jest ich skłonność do walki o przestrzeń, a jednocześnie nieumiarkowanie w rozmnażaniu. Kiedyś zostaną zmuszeni do opuszczenia swojej planety, zanim jeszcze nauczą się jak to robić.

– A ile znasz światów, oprócz ziemskiego?

– 884. Cywilizacja Ziemi jest jedną z najmłodszych w tym wymiarze.

Doktor Adams zapisała uzyskane informacje w notesie i podniosła wzrok na Daniela, przechodząc do analizy jego wspomnień z życia istoty pozaziemskiej.

– Gdzie jest twój świat?

– Daleko stąd.

– Należy do naszego Wszechświata? Jest częścią Drogi Mlecznej?

– Nie, jest częścią innego wymiaru.

– Mógłbyś go opisać?

– Nie ma tam aż tylu gwiazd. Światło dają cykliczne rozbłyski barw… są bardzo gorące, gwałtowne i jaskrawe. Czasami muszą wystarczyć nam na bardzo długo.

– Jesteś w stanie określić, czy ten świat jest większy lub mniejszy od Ziemi? – doktor Adams wykreślała z notesu kolejne pytania.

– Mniejszy i nie tak gęsto zamieszkały. W porze światła pokrywa go bujna roślinność, natomiast w czasie cienia są tu tylko skały i lodowce.

– Skoro na tej planecie istnieje życie organiczne, jaka jest najinteligentniejsza forma?

– My nią jesteśmy. Wszyscy mamy małe, wątłe ciała o bulwiastych głowach i szarej barwie. Porozumiewamy się ze sobą za pomocą wymiany myśli i dźwięków o określonej tonacji, a w zależności od nastroju i stanu skupienia potrafimy zmieniać barwy upodabniając się do otoczenia. Jesteśmy bardzo aktywni umysłowo, co sprawia, że musimy dużo czasu poświęcać na letarg. Nie ma między nami konfliktów typowych dla Ziemian, ponieważ wszyscy stoimy mniej więcej na tym samym poziomie intelektualnym, nie istnieje własność prywatna i jesteśmy hermafrodytami – odparł Daniel z nostalgią w głosie.

Zamiast luk świadczących o nieświadomych fantazjach swojego klienta, doktor Adams odkrywała kolejne fakty, które pokrywały się z jej wiedzą. „Dusze hybrydowe” inkarnowały w odległych światach i formach życia różniących się od siebie genetycznie, ale zawsze były to istoty naczelne na swoich planetach oraz intelektualnie zbliżone do możliwości ludzkiego mózgu. Nie mogły zamieszkiwać ciał stojących niżej na drabinie ewolucji, gdyż uniemożliwiałoby to ich duchowy rozwój.

– Czym się różnią technologie tamtego świata od ziemskich?

– Potrafimy podróżować między wymiarami. – Uśmiechnął się Daniel.

Doktor Adams podkreśliła w notesie informację: Obcy wymiar?

– Jak się to odbywa?

– To sztuka załamywania czasoprzestrzeni. – Daniel zmarszczył czoło zastanawiając się nad czymś, co tkwiło głęboko w jego umyśle. – To jest bardzo złożony proces… nie ma tu umownych granic. Sąsiadujące wymiary są ze sobą splecione jak ogniwa łańcucha. Różnice stanowi zmieniające się spektrum światła i tonacja dźwięków. Każdy wymiar ma swoją melodię. Jedne są bardzo rozbudowane i zaawansowane, a inne proste, znajdujące się dopiero na etapie formowania.

– Czy w swoim obecnym życiu znasz kogoś, kto był z tobą na tamtej planecie? – analizowała doktor Adams.

Daniel pokręcił głową.

– Nie, nikt inny się nie odważył, a i ja długo się wahałem. Ziemia to intrygujący, ale i bardzo niebezpieczny świat. Jeden z najpiękniejszych, a zarazem najtrudniejszych jakie widziałem.

– Znowu policzę do trzech, a ty przesuniesz się dalej do ostatniego etapu tamtego życia. Raz, dwa, trzy. Co się dzieje?

Daniel gwałtownie poderwał się z fotela.

– Zostaliśmy zaatakowani!

– Spokojnie, to już się wydarzyło. – Doktor Adams podniosła się, podeszła do klienta i położyła mu dłoń na czole. – Patrz na to, jakbyś oglądał film. Powiedz mi gdzie jesteś?

Daniel powoli osunął się na fotel.

– Lecimy nad jakimś wyżynno-górzystym terenem… uciekamy.

– Mógłbyś mi podać nazwę kraju albo opisać położenie geograficzne? – doktor Adams mówiła spokojnie próbując uspokoić klienta, a zarazem wzmocnić dotykiem jego wizualizację.

– Nie wiem, co to za miejsce. Straciłem orientację. Jest ciemno… spadamy.

– Co się stało?

– Zostaliśmy trafieni…

– Czy to Ziemianie was zaatakowali?

– Nie, oni nie mogliby tego zrobić.

– Jesteś tego pewien?

– Ich prymitywna broń stanowi zagrożenie tylko dla nich samych. Nie jest w stanie przebić naszego pola siłowego.

– Skoro Ziemianie nie mogą wam zagrozić, to kto przypuścił atak?

Daniel wziął głęboki oddech i wydyszał krótką odpowiedź. Gdyby doktor Adams nie stała dostatecznie blisko mogłaby nie usłyszeć jak powiedział:

– Oni.

– Kim są ci: Oni?

– Nazywamy ich: Kolonizatorami – odparł z rozdrażnieniem.

– Chcesz powiedzieć, że więcej niż jedna rasa istot pozaziemskich odwiedza Ziemię? – spytała po chwili.

– Oczywiście – stwierdził buńczucznie.

– Kim zatem są Kolonizatorzy?

– To stara rasa humanoidalnych istot.

Doktor Adams wróciła na fotel, wzięła notes oraz pióro i zastanowiła się nad kierunkiem jaki obrała sesja.

– Jesteście w stanie wojny?

– Wojna to typowo ludzkie pojęcie.

– Na czym, więc polega wasz konflikt?

– Kolonizatorzy byli tu na długo przed nami. Mają swoje roszczenia względem Ziemi. Próbują nas odstraszyć.

– Czy może to wywołać konflikt międzyplanetarny? – spytała ostrożnie doktor Adams.

– Nie wiem… nie sądzę. – Daniel westchnął, zmęczenie seansem zaczynało dawać o sobie znać. – To był incydent.

– Ale przecież zostaliście zaatakowani?

– Owszem, ich dowódca za daleko się posunął.

– Czy Kolonizatorzy mają wrogie zamiary wobec Ziemian?

– Oni są częścią tej społeczności.

Podczas swojej trwającej blisko ćwierć wieku praktyki, doktor Adams słyszała już niejedno:

relację kalekiego rzeźbiarza żyjącego w starożytnych Chinach i opowiadającego o tajemniczym zjawisku astronomicznym, historię afrykańskiej szamanki praktykującej magiczne obrzędy, ale kreatywność oraz dokładność wizualizacji Daniela były nadzwyczajne. Terapeutka pożałowała, że nie zasugerowała klientowi nagrania sesji.

– Chcesz powiedzieć, że Ziemię zamieszkuje prastara rasa istot pozaziemskich? Mógłbyś to wyjaśnić?

– Kolonizatorzy pochodzą z wymarłego świata, gdzie słońce już przeszło w postać gwiazdy nowej. Kiedy ich planeta nie mogła już dłużej utrzymywać życia, zostali zmuszeni do emigracji. Są gatunkiem ekspansywnym, podobnie jak Ziemianie. Podporządkowali sobie i zasiedlili już wiele światów. Teraz przyszedł czas na Ziemię.

– W jaki sposób mieliby to zrobić?

Daniel przechylił głowę, pomimo ściągniętych ust w ciup nie miał problemu z wymową, ale jego twarz wydawała się przez to nienaturalnie pociągła i przybrała niezdrową szarą barwę.

– Och, są bardzo inteligentni. Potrafią upodabniać się do ludzi, jak my do otoczenia na naszej planecie. Manipulują ich DNA, kojarząc ze swoim. W odróżnieniu od nas kompromis nie leży w ich naturze. Kolonizatorów interesuje tylko pełna dominacja.

Doktor Adams zadała jeszcze kilka szczegółowych pytań, ale klient nie był w stanie udzielić na nie odpowiedzi. Terapeutka spojrzała na antyczny zegar wiszący na ścianie. Minęła trzecia godzina seansu.

– Można temu zapobiec?

– Nie wiem.

– Kontynuuj, co się z tobą dzieje?

– Spadamy! – Daniel zadrżał na całym ciele, jakby przeszedł go prąd. – Nie mogę zapanować nad statkiem… zaraz uderzymy w ziemię.

– To już się stało – przypomniała doktor Adams. – Czy ktoś ocalał?

– Tylko ja… i mój przyjaciel. – Oddychał ciężko na przemian podnosząc i zniżając głos, jakby nie mógł zapanować nad jego tonacją. – Wyciągam go ze statku… tu jest tak jasno i gorąco, jak w porze rozbłysków na mojej planecie. O nie… on umiera na moich rękach. To moja wina.

– Nie ponosisz żadnej odpowiedzialności. – Doktor Adams mówiła łagodnym, ale stanowczym głosem. – To Kolonizatorzy was zestrzelili.

– Nie prawda – prychnął Daniel. – Jestem doświadczonym dowódcą, powinienem był ich dostrzec wcześniej. To przeze mnie zginęła cała załoga.

– Jak długo jeszcze żyłeś? – zapytała delikatnie doktor Adams. Do kwestii śmierci poprzedzonej przemocą zawsze należało podchodzić spokojnie, ponieważ podświadomy umysł zazwyczaj wyraźnie zachowywał w pamięci ciężkie doświadczenia.

– Nie długo… aż do przybycia Ziemian.

– A co zrobili Ziemianie?

– Otoczyli mnie. Najpierw bali się podejść… a potem zabrali mnie i ciała moich towarzyszy do jakiegoś jasnego, sterylnego miejsca pod ziemią.

– Czy próbowali ci pomóc?

– Och, bardzo chętnie przedłużyliby mi życie. Są ciekawi. Ten w kombinezonie i masce, który się nade mną pochyla widywał już moich pobratymców… a ja widzę jego myśli. Wiem, że nie może nic zrobić. Moje rany są zbyt rozległe i głębokie. – Daniel głęboko odetchnął, a jego twarz się rozjaśniła. – Znów widzę rozbłyski.

Doktor Adams dała mu czas na odnalezienie się w nowej sytuacji. Dusza opuszczała ciało na jeden z trzech sposobów: przez nogi, jeśli nie wykonała życiowego planu i dodatkowo obciążyła się węzłem karmicznym. Przez klatkę piersiową, gdy pomimo starań wykonała go tylko częściowo. Albo przez głowę, wkraczając na wyższy szczebel duchowego rozwoju.

Jeśli klient w pełni identyfikował się ze swoim martwym ciałem, to zachowywał je również w duchowej postaci – bez ciężaru kości, mięśni i wrażliwości układu nerwowego. Jeśli natomiast się z nim nie utożsamiał, wówczas mógł przybrać kształt eterycznego obłoku. Po śmierci świadomość błyskawicznie się poszerzała wprawiając duchowy byt w stan zależny od jego rozwoju. Młode dusze nie przyzwyczajone jeszcze do cyklu życia i śmierci często były zagubione, niechętnie opuszczały ciało, a nawet złe, kiedy zgon następował w zbyt młodym wieku i dodatkowo w tragicznych okolicznościach. Starsze dusze znacznie łatwiej się z tym godziły i krócej pozostawały wśród żywych, ponieważ wiedziały, że znowu ich spotkają na planie astralnym, a prawdopodobnie również w następnych wcieleniach.

– Umarłeś, a twoja dusza opuściła ciało. Opisz mi, co się teraz dzieje?

– Unoszę się nad stołem, na którym spoczywa moje ciało. Ziemianie zaczynają je kroić. – Pokręcił głową z niesmakiem. – Nic tu po mnie.

Daniel opisał jasne światło, które go otoczyło, kiedy tylko stracił zainteresowanie swoim ciałem fizycznym, i subtelnymi miarowymi pociągnięciami, jak dziecko trzymające rodzica za rękę, zwróciło na siebie jego uwagę, prosząc żeby za nim poszedł.

Doktor Adams powoli wyprowadziła klienta z transu. Po czterech godzinach przebywania w zmienionym stanie świadomości Daniel czuł się ociężały i odrętwiały na całym ciele. Klienci różnie reagują po wyjściu z hipnozy na powrót do swojego obecnego ciała. Jedni płaczą czując ciężar przytłaczającego ich ziemskiego środowiska, podczas gdy inni śmieją się, zdając sobie sprawę, że ich obecność tutaj nie jest przypadkowa, ponieważ są częścią większego, boskiego planu.

Daniel nie chciał niczego interpretować ani wyjaśniać, jakby był wciąż pod wpływem wewnętrznego połączenia z własną duszą, które miało i tak z nim pozostać aż do zakończenia jego kolejnego życia. Doktor Adams postawiła na stoliku szklankę wody, ale on nawet tego nie zauważył. Przez kilka minut siedział nieruchomo w fotelu zapatrzony w przestrzeń, zanim się podniósł i podszedł do okna.

– Zawsze myślałem doktor Adams, że hipnoza jest jak odkrywanie nowych lądów – mówił, patrząc na upstrzoną mnóstwem świateł nocną panoramę miasta z widokiem na New Jersey po drugiej stronie rzeki Hudson. – Ale to jest jak powrót do domu.

– Jak myślisz, dlaczego przestałeś inkarnować, jako przedstawiciel tamtej rasy i pojawiłeś się na Ziemi? – spytała terapeutka.

Daniel nie odpowiedział od razu, podniósł ręce nad głowę i oparł się o szybę.

– Bo też jestem ciekawy. – Spojrzał w niebo usiane miliardami gwiazd. – Ziemia jest wypełniona urazami wielu ludzi, a także wzajemnym antagonizmem ich przywódców. Jedni żyją kosztem drugich uważając to za swój przywilej, ale pomimo całej tej niesprawiedliwości i okrucieństwa jest tu także pasja i odwaga.

 

Koniec

Komentarze

Przeczytane.

Podobało mi się, poza zakończeniem. W stosunku do całości jakieś takie byle jakie. Spodziewałem się mocniejszego.

Z serii drobnego czepialstwa:

„a w wieku osiemnastu lat zdiagnozowano u niego: syndrom chronicznego wyczerpania” – jakoś niezręcznie, może „gdy miał osiemnaście lat…”

 

„To doświadczenie nie jest zastrzeżone wyłącznie dla tych, którzy opuszczają już ten świat i gdyby Bóg wzbraniał ludziom dostępu do niego za życia, to żaden hipnoterapeuta nie byłby w stanie pokonać amnezji towarzyszącej nam od chwili narodzin. Z logicznego punktu widzenia podobnie rzecz się miała z lataniem. Gdyby Bóg chciał żebyśmy unosili się w przestworzach, to dałby nam skrzydła” – cały fragment mi się nie podoba. I gramatycznie („To”, „tych”, „ten”), i logicznie.

 

„Jeśli to nie skutkowało, doktor Adams okazywała szacunek i zrozumienie” – „to” czyli co? Można się domyślać, ale bezpośrednio z tego zdania nic nie wynika.

 

„z powodowanych jego brakiem doświadczeń” – spowodowanych

Moja książka i artykuły naukowe (też o fantastyce), jakby ktoś miał ochotę zerknąć: https://uni-wroc.academia.edu/MarcinBorowski/Papers

A do mnie nie przemówiło, nawet mnie znudziło. Strasznie dużo infodumpowatych kawałków – świat lepiej pokazywać przez działania bohaterów albo choćby ich impresje, a nie długie odnarratorskie wyjaśnienia. Cokolwiek, co przypomina fabułę, trzeba tu wyłuskiwać spośród tych bloków informacji. Oraz rozmów – może lepsze byłyby normalne retrospekcje, a nie tylko relacja bohatera? W dodatku to, co wyłuskałam, jak dla mnie nie było szczególnie intrygujące.

No i kojarzyło mi się z filmem “K-Pax”, a delikatnie mówiąc, nie jestem jego fanką, co działa na niekorzyść tekstu.

 

Językowo i technicznie nie ma tragedii, nie ma też rewelacji. Pierwszy akapit irytująco miesza perspektywy.

http://altronapoleone.home.blog

Przeczytane :)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Według mnie to raczej referat-pean na cześć hipnozy, a nie opowiadanie.

Za mało fabuły, za dużo wyjaśnień odautorskich. Pomysł też nienowy: Ziemia polem bitwy Obcych.

Technicznie: niepotrzebnie stawiasz wielkie litery po dwukropkach, gdzieś w środku masz zabłąkany niepotrzebny enter.

A w szczegółach:

– “kaplicy sykstyńskiej” – Kaplicy Sykstyńskiej;

– “z powodowanych jego brakiem” – spowodowanych;

– “napędzany za pomocą atomu” – to brzmi jak wyjęte z SF z lat czterdziestych;

– “oddalonych od słońca” – Słońca;

– “Nie prawda” – nieprawda;

– “Nie długo” – niedługo;

– kilka razy masz też “nie raz”, co wprawdzie błędem nie jest, ale wydaje mi się, że chciałeś tam zastosować raczej “nieraz”.

 

Reasumując – sporo się dowiedziałem o hipnozie, ale na pewno tego opowiadania nie zapamiętam.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Spodobał mi się pomysł na konkursowe UFO. Dobry jest, żeby tak przez hipnozę…

Zgadzam się z przedpiścami, że trochę tu dużo infodumpów. Cięłabym na przykład opisy przeżyć tego faceta, który uważał, że był znanym aktorem. Nic nie wnoszą do opowieści, problem wyjaśniłeś już wcześniej.

Mam wrażenie, że nadużywasz dwukropka.

opiewający w brak poczucia spełnienia

Hę?

Babska logika rządzi!

No cóż, UFO-k na Manhattanie, niestety, nie przypadł mi do gustu. Spodziewałam się opowiadania, a stałam się świadkiem hipnoterapii Daniela, co okazało się dla mnie doświadczeniem mało zajmującym, wręcz nużącym. Do zwierzeń pacjenta będącego w transie podchodzę z pewną dozą nieufności, więc jego opowieść nie zdołała mnie zbytnio zainteresować.

Wykonanie pozostawia sporo do życzenia.

 

Kiedy po­ja­wił się w ga­bi­ne­cie dok­tor Adams, na czwar­tym pię­trze ka­mie­ni­cy w Gre­en­wich Vil­la­ge na Man­hat­ta­nie, oka­za­ło się, że jest także wy­so­ki oraz szczu­pły, z twa­rzą oko­lo­ną gę­sty­mi, ja­sny­mi wło­sa­mi. –> Czy wcześniej,  przed wizytą u doktor Adams, nie było wiadomo jak wygląda Da­niel Wierz­bow­ski?

 

Te­ra­peut­ka miała wra­że­nie, że klient pa­trzył ra­czej w nią niż na nią. –> Do terapeutów zgłaszają się chyba pacjenci, nie klienci.

Za SJP PWN: klient  1. «osoba kupująca coś w sklepie, korzystająca z usług banku, adwokata itp. lub załatwiająca sprawę w jakiejś instytucji»

 

zdia­gno­zo­wa­no u niego: syn­drom chro­nicz­ne­go wy­czer­pa­nia. –> Co tu robi dwukropek? Ten błąd pojawia się w opowiadaniu kilkakrotnie.

 

z po­wo­du swo­jej, jak to na­zwał: „Od­mien­no­ści”. –> Dlaczego wielka litera?

 

Mi jest po­trzeb­ny du­cho­wy de­tek­tyw”. –> Mnie jest po­trzeb­ny du­cho­wy de­tek­tyw”.

 

i dok­tor Adams prze­szła z klien­tem do roz­mo­wy wstęp­nej. –> Raczej: …i dok­tor Adams prze­szła do roz­mo­wy wstęp­nej z pacjentem.

 

Pro­wa­dzi­ło to nie raz do otwar­tych dys­ku­sji fi­lo­zo­ficz­nych. –> Pro­wa­dzi­ło to nieraz do otwar­tych dys­ku­sji fi­lo­zo­ficz­nych.

 

Dla dok­tor Adams naj­waż­niej­szym był fakt… –> Dla dok­tor Adams naj­waż­niej­szy był fakt

 

– Ja po­tra­fi­łem ca­ły­mi go­dzi­na­mi pa­trzeć w okno dachu mo­je­go po­ko­ju, ob­ser­wu­jąc gwiaz­dy – Da­niel od­chy­lił się w fo­te­lu – a kiedy wresz­cie… – > – Ja po­tra­fi­łem ca­ły­mi go­dzi­na­mi pa­trzeć w okno dachu mo­je­go po­ko­ju, ob­ser­wu­jąc gwiaz­dy. – Da­niel od­chy­lił się w fo­te­lu.A kiedy wresz­cie

Nie zawsze poprawnie zapisujesz dialogi. Może przyda się poradnik: http://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/zapis-partii-dialogowych;13842.html

 

Da­niel po­ru­szył się w fo­te­lu, zmie­nia­jąc wy­god­ną po­zy­cję na bar­dziej aka­de­mic­ką. –> Pozycja bardziej akademicka – jaka to?

 

Ża­rzył się jak sma­gnię­ta po­chod­nia… –> Na czym polega smagniecie pochodni?

 

scho­da­mi o 33 stop­niach, przed­sta­wia­ją­cych 33 lata jego życia. –> …scho­da­mi o trzydziestu trzech stop­niach, przed­sta­wia­ją­cych/ symbolizujących trzydzieści trzy lata jego życia.

Liczebniki zapisujemy słownie.

 

– 1985 we­dług czasu ziem­skie­go. –> Tysiąc dziewięćset osiemdziesiąty piąty we­dług czasu ziem­skie­go.

Liczebniki zapisujemy słownie, zwłaszcza w dialogach.

 

Zde­cy­do­wa­nie czę­ściej od dwor­skich ksią­żąt… –> Kto jest dworskim księciem?

 

wy­mie­nił re­ży­se­ra Tay’a Gar­net­ta… –> …wy­mie­nił re­ży­se­ra Taya Gar­net­ta

 

Jego fał­szy­we wspo­mnie­nia mo­ty­wo­wa­ły cięż­kie do­świad­cze­nia z obec­ne­go życia. –> Wspomnienia mogą motywować kogoś do jakichś działań, ale w jaki sposób wspomnienia mogą motywować czyjeś doświadczenia?

 

ofia­ra prze­śla­do­wań Ko­mi­sji ds. Dzia­łal­no­ści An­ty­ame­ry­kań­skiej Izby Re­pre­zen­tan­tów… –> Nie używamy skrótów.

 

Pod­czas wni­kli­wej ana­li­zy wi­zu­ali­za­cji oka­za­ło się, że

klient­ka w po­przed­nim wcie­le­niu… –> Zbędny enter.

 

zni­żył głos do kon­spi­ra­cyj­ne­go szep­tu. –> Raczej: …ściszył głos do kon­spi­ra­cyj­ne­go szep­tu.

Można zniżyć głos i wtedy będzie brzmiał on grubiej, ale niekoniecznie ciszej.

 

884. Cy­wi­li­za­cja Ziemi… –> – Osiemset osiemdziesiąt cztery. Cy­wi­li­za­cja Ziemi

 

dok­tor Adams mó­wi­ła spo­koj­nie pró­bu­jąc uspo­ko­ić klien­ta… –> Nie brzmi to najlepiej.

Może: …dok­tor Adams mó­wi­ła kojąco, pró­bu­jąc uspo­ko­ić klien­ta

 

dok­tor Adams sły­sza­ła już nie­jed­no:

re­la­cję ka­le­kie­go rzeź­bia­rza ży­ją­ce­go w sta­ro­żyt­nych Chi­nach… –> Zbędny enter.

 

Nie praw­da – prych­nął Da­niel. –> Niepraw­da – prych­nął Da­niel.

 

Nie długo… aż do przy­by­cia Zie­mian. –> Niedługo… aż do przy­by­cia Zie­mian.

 

Moje rany są zbyt rozległe i głębokie. – Daniel głęboko odetchnął… –> Powtórzenie.

 

Młode dusze nie przy­zwy­cza­jo­ne jesz­cze do cyklu… –> Młode dusze, nieprzy­zwy­cza­jo­ne jesz­cze do cyklu

 

Spoj­rzał w niebo usia­ne mi­liar­da­mi gwiazd. –> Wcześniej napisałeś: …mówił, patrząc na upstrzoną mnóstwem świateł nocną panoramę miasta… –> Obawiam się, że skoro Nowy Jork był upstrzony mnóstwem świateł, to Daniel, spoglądając w niebo, chyba nie mógł widzieć miliardów gwiazd.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Pomysł z potencjałem, ale opowiadanie czytało się ciężko. Za dużo wyjaśniania i objaśniania, dość statyczna fabuła. Choć były momenty, które zaciekawiły bardziej (kiedy pojawiały się jakieś konkrety w sprawie kosmitów).

Przeczytane.

Wolałabym przeczytać opowiadanie o przygodach kosmitów niż o hipnozie, w której ktoś sobie coś przypomina.

Przynoszę radość :)

Melduję przeczytanie.

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Fabuła: Tutaj właściwie nie dostrzegam jej za wiele. To nie opowiadanie, tylko fabularyzowany zapis terapii hipnotycznej. Za dużo dialogów, za dużo ekspozycji, tekst zaczyna się od szczegółowego opisu bohaterów, co już samo w sobie nie wygląda najlepiej.

 

Oryginalność: Sam motyw hipnozy jest OK, ale poza tym dużo powielonych pomysłów podanych w mało strawny sposób.

 

Język: Utwór cierpi przez natłok dwóch rzeczy: fachowych określeń oraz błędów. Zdarzają się nawet zdania w połowie przeniesione do nowego akapitu.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Nowa Fantastyka