- Opowiadanie: yiazma - Błękitne Niebo

Błękitne Niebo

Jest to moje pierwsze opowiadanie fantastyczne, jest trochę pogmatwane, ale im dziwniejsze tym lepsze, czyż nie? Świetnie się przy nim bawiłam. Mam nadzieję, że równie świetne będzie czytanie tego opowiadania. Pozdrawiam. 

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Błękitne Niebo

 

W 2418 roku nie widać już promyków słońca. Noc trwa ponad 20 lat, choć chodzą pogłoski, że w niektórych miejscach nadal można ujrzeć błękit nieba. Drogę rozświetlają gwiazdy i uliczne lampy, wbrew pozorom nie jest zimno. Naukowcy próbują znaleźć na to wytłumaczenie, jak na razie – bez skutku.

Podchodzę do cyfrowego lustra i wybieram ubranie, klikając na odpowiednie przyciski mieniące się różnymi neonowymi kolorami. Lustra te są dość nowym i niedrogim wynalazkiem. Wcześniej popularne były holograficzne szafy, ale miały mały zasób kolorów i krojów. Poza tym często się zacinały. Ludzie zmuszeni byli wtedy do pożyczania ubrań od rodziców, które wcale nie były takie okropne, ale jak wiadomo było to obciachowe. W końcu szafy wycofano z produkcji. Na szczęście cyfrowe lustra są sprawne i mają praktycznie wszystko, czego zapragnie ludzka dusza. Nie jestem wymagająca, więc zakładam proste, ciemnozielone spodnie z funkcją ogrzewania i czarno-czerwoną bluzę. Zapinam także naszyjnik z lawendową zawieszką, pasująca do moich włosów. Do plecaka pakuję wszystkie potrzebne rzeczy, jak: jedzenie, picie i kulkę ochronno-pogodową. Wkładam jeszcze słuchawki w uszy i wsłuchując się w pierwsze nuty Last Dance od BIGBANG, wychodzę z domu.

 Muzykę przerywa mi dźwięk połączenia z komunikatora 1601. Odbieram i od razu ukazuje mi się holograficzna postać mojej przyjaciółki Pear.

– Hej! Idziesz na dzisiejszy festiwal? Słyszałam, że ma się zjawić GD, nie możesz tego przegapić! – wykrzykuje Pear.

– Byłam na koncercie GD już kilka razy. Myślę, że tym razem mogę sobie odpuścić – odpowiadam znudzonym głosem.

– Jak tam sobie chcesz – wywraca oczami – Nie chcę potem słyszeć, że żałujesz.

– O mnie się nie martw Pear. Baw się dobrze! Pa! – uśmiecham się i nie czekając  na odpowiedź, rozłączam się.

Nie dałam się namówić, Pear będzie musiała się z tym pogodzić. Miałam inne plany. Dziś jest 1 września, a przynajmniej tak podają strony internetowe. Odkąd zapadła ciemność, ludzie przestali zwracać uwagę na to, jaki jest miesiąc czy dzień. W każdym razie pierwszego września przypadają moje urodziny, które postanowiłam spędzić trochę inaczej niż zazwyczaj. Mianowicie chcę wybrać się na wycieczkę do małego miasteczka zwanego Kyoto, oddalonego o 1600km. Fast Expressem dotrę tam w około 30 minut, jeśli nie napotkam żadnych przeszkód. To trochę długo, ale niestety nie stać mnie na szybszy transport

Tak, jak przewidywałam, 30 minut później znajduję się na miejscu. Po wyjściu z Expressu, od razu rzuca mi się w oczy bogata roślinność, jakiej od dawna nie dane było mi zobaczyć. Drzewa pną się aż do chmur, właśnie, chmur w kolorach ciemnoróżowych i pomarańczowych. Jest to widok, który zapiera mi dech w piersi. Przystaję w miejscu, patrząc w górę, nie potrafię się oderwać. Gdzieś z daleka słyszę odgłosy latających samolotów i dudniącą muzykę, której towarzyszą czerwone światła. Z czasem wszystko ucicha i pozostaję tylko ja, wpatrzona w błękitne niebo, którego przez tyle lat niedane było mi ujrzeć, a za którym zdążyłam bardzo zatęsknić. Żaden obraz czy poemat nie odda w pełni tego widoku. Żaden też wynalazek nie zdoła go zastąpić. Kładę się na trawie i postanawiam spędzić tam całą wieczność. Ze snu, w który zapadłam nie zdając sobie z tego sprawy wyrywa mnie nieznajomy głos

 – Witaj!

– Uh… Kim jesteś? – Pytam otwierając oczy i natychmiastowo podskakując.

 Przede mną stoi dziwna postać. Jej skóra jest różowa, fioletowe oczy radośnie lśnią. Błyszczące gwiazdki ozdabiają jej policzki, a niebieskie włosy spływają po ramionach. Długa suknia w tym samym kolorze powiewa lekko tańcząc z otaczającymi ją światłami. Wiedziałam, że coś było nie tak z tym miejscem, ale tego się nie spodziewałam. Wstaje z ziemi i tym, co zaskakuje mnie jeszcze bardziej są różowe liście drzew, które jeszcze niedawno były zielone, trawa stała się czerwona, statki kosmiczne zastąpiły latające samochody, a niebo, choć nadal fioletowe tym razem z gwiazdami jak na policzkach szalonej – bo tak nazwałam dziwną postać w mojej głowie.

– Jesteś jedną z wyjątkowych osób, które przedostały się się do innego wymiaru. Gratulacje – zapiszczała.

– Nie jestem pewna czy chciałam sie tu dostać – mruczę sama do siebie.

– A ja myślę ze to przeznaczenie! Jestem Mecne

– Violentia

– Wiem 

Nie dopytywałam się skąd zna moje imię, bo czy było to coś bardziej nadzwyczajnego niż pojawienie się w innym wymiarze. Zaczynam szczypać się w ramię upewniając czy to na pewno nie jest bardzo realistyczny sen. Niestety po kilku uszczypnięciach nadal tkwię w tym samym miejscu, stojąc naprzeciwko Mecne, wpatrującą się we mnie ze zwątpieniem, choć to nie ja tu jestem jakimś dziwnym gatunkiem elfów.

– Wszystko w porządku?

Przytakuję głową na znak potwierdzenia, że wszystko ze mną dobrze, co nie do końca jest prawdą, bo nadal nie mogę wyjść z osłupienia. Nagle Mecne łapie mój nadgarstek i ciągnie w tylko sobie znanym kierunku. 

– Nie ma czasu na przemyślenia Violentio. Moja planeta jest w zagrożeniu – mówi szybko Mecne.

– Co ja mam z tym wspólnego!?

– Więcej niż myślisz – uśmiecha się w moja stronę i puszcza oczko.

– Możesz przestać mówić zagadkami, proszę

– Nie.

Nagle wszystko zaczyna się kręcić i chwilę później znajdujemy się w zupełnie innym miejscu. Z każdej strony otaczają nas postacie, te podobne do Mecny i te zupełnie różne. W pewnym momencie nad głową przelatuje mi Yelly – jak to wyjaśniła mi Mecne. Tutejszy listonosz chłopak cały żółty z wielkimi także żółtymi skrzydłami. Podobno rzadko się ich tu jeszcze spotyka, zagrożony gatunek. Idziemy zieloną dróżką wprost do czarnych drzwi – chyba– pałacu. Dochodzimy do nich szybko, Mecne od razu zaczyna wpisywać szyfr. Drzwi otwierają się ukazując nam wielką szmaragdowo zieloną sale. Podchodzimy do stojącego na środku szarego stolika, który nie okazuje się być zwykłym stolikiem. Oczywiście. Mecne ponownie wciska jakieś przyciski.

– Teraz musimy poczekać – przerywa ciszę

– Czekać, na co?

– Powinnaś już wiedzieć, że odpowiem „dowiesz się”.

– Gdzie my tak właściwie jesteśmy?

– Znasz taką planetę jak Pluton? Może powinnam powiedzieć byłą planetę, bo wasz gatunek dawno ją wykluczył.

– Przenieśliśmy się z Ziemi na Pluton!? – Jestem pewna ze moje oczy powiększyły się znacząco.

Mecne ucisza mnie ruchem dłoni, dając mi tym do zrozumienia ze przyszła nasza kolej na nie wiem jeszcze, co. Ze schodów, które magicznie się tu pojawiły schodzi ubrany na czarno mężczyzna, wygląda całkiem normalnie, jedynie niebiesko-siwe włosy nie pasują do jego poważnego ubrania.

– Czy to nasza zbawicielka – mówi dźwięcznym glosę, o którym nigdy nie powiedziałabym że jest jego.

– Owszem Pchitap

Pchitap, co za dziwne imię.

– Im dziwniejsze tym lepsze nie sądzisz?

Czy powiedziałam to na głos?

– Nie, po prostu umiem czytać w myślach

Ach no tak po prostu umie czytać w myślach. Przecież to całkiem normalne, kto nie potrafi czytać w myślach.

– Możesz gadać do siebie dalej, ale lepiej sie zbierajcie, bo nie zdążycie

– Nie zdążymy, z czym?

– Spokojnie wszystko wytłumaczyłem Mecne

– Przecież nic nie powiedziałeś – ten elf nie mógł być jeszcze bardziej dziwny

– Nie jestem elfem, jestem bluptonista. 

– Przepraszam, że przerwę tą ciekawą wymianę zdań, ale naprawdę musimy się już zbierać – wcina się Mecne

Wychodzimy z pałacu i kierujemy się na wschód, tak myślę, nigdy nie miałam dobrej orientacji w terenie. Ścieżka jest biała, nie mam pojęcia czy te kolory coś znaczą czy bluptonistanie po prostu chcieli by było kolorowo. Tak naprawdę nie wiem nic, nawet gdzie idę czy po co tam idę.

Kątem oka spoglądam na wesoło skaczącą dziewczynę i zastanawiam się czy z jej twarzy kiedykolwiek schodzi uśmiech.

– Droga wcale nie jest taka długa, ale myślę, że zdążę ci, co nieco wyjaśnić.

I Mecne opowiada historię ludów Plutona bardzo dokładnie. Król Yong żył w zgodzie z królem Dong, połączeni kryształami razem rządzili i razem podejmowali decyzje, do czasu, gdy poczuli, że dzielenie się im nie wystarcza, że potrzebują być potężniejsi. Skończyło się jak każda taka historia. Jeden z nich zginął, a raczej zaginął. Podobno został wysłany na inną planetę i już z niej nie powrócił. Zanim jednak to się stało stworzył wynalazek mający za zadanie wysadzić planetę Pluto w 1500 urodziny swego ocalałego syna. Jedynym rozwiązaniem było ponowne połączenie dwóch królestw. Szmaragdu i szafiru. Typowe. To właśnie było moje zadanie. Tak, więc, zostałam wysłana na pewną śmierć. Nucenie Mecne zapełnia ciszę, która towarzyszyła nam od końca opowieści. Podróż nie dłuży się nam i zanim się spostrzegamy już jesteśmy przed ogromną bramą do królestwa szafiru. Spodziewałam się jakiejś większej akcji, w książkach przecież droga zawsze była zawiła i niebezpieczna.

Jakby czytając mi w myślach, co jest bardzo prawdopodobne przed nami pojawia się czarny płomień, z którego wyjawia się postać wyglądająca dokładnie tak jak w starych filmach wyglądali kosmici.

– O mój ty! Co to jest? – słyszę  Mecne.

Ta dziewczyna praktycznie sama jest kosmitką, a przestraszyła się kogoś podobnego, nic już bardziej mnie nie zadziwi.

– Przepraszam, panie, kosmito czy może pan nas wpuścić chcemy pogadać z księciem – mówię ze sztucznym uśmiechem.

Kosmita coś burczy pod nosem i nagle wydaje ogłuszający dźwięk, który sprawia że od razu zatykam uszy, potem widzę tylko ciemność. Budzę się siedząc na zimnej niebieskiej podłodze, nade mną stoi mężczyzna w różowych włosach z grzywką opadająca na czoło i srebrnymi piegami na twarzy. Wygląda jak prawdziwy książę. 

– Kim jesteś? – pytam przestraszona.

– To chyba ja powinienem zadać to pytanie, w końcu to ty wtargnęłaś na mój teren.

Po tych słowach w głowie zaczęły pojawiać mi się najczarniejsze scenariusze, zupełnie tak czarne jak oczy mężczyzny przede mną. Czuję że nie wyjdę stąd żywa.

– Spokojnie, jeśli uzyskam odpowiedzi nic ci się nie stanie

Zawsze tak mówią, a potem naciskają na spust. Jednak myślę, że to, dlaczego tu jestem nie jest jakąś wielką tajemnicą, więc postanawiam to wyjawić.

– Przysłał mnie Pchitap, chce ponownie połączyć królestwa

Mężczyzna nie wygląda jakby był zaskoczony moimi słowami, raczej się tego spodziewał 

– Nic tu po tobie

– Przecież, jeśli ta planeta wybuchnie wszystko, co masz także zostanie stracone

– Co więc będę miał w zamian za kryształ?  

– Wdzięczność – odpowiadam ze łzami w oczach.

Wyciąga kamień z kieszeni i podaje mi go. Myślałam, że coś tak wartościowego będzie lepiej strzeżone, najwidoczniej myliłam się.

– Droczę się tylko, tyle lat czekałem aż w końcu ktoś przyjdzie i wystawi rękę. Powiedz Pchitapowi ze liczę na jego wizytę.

Niedowierzając patrzę na władcę, zastanawiając się czy to jakiś żart.

Nie zastanawiam się jednak długo i wybiegam przed pałac momentalnie wpadając w ramiona Mecne.

– Udało mi się! To było za proste!

– Serio?

– Tak czy ktoś kiedykolwiek próbował z nim porozmawiać? Poza tym nie wierzyłaś, że mi się uda? Mówiłaś, że jestem do tego przeznaczona!

– Kłamałam

Mimowolnie zaczynam się śmiać. Przypadki naprawdę chodzą po ludziach. Jednak lepszego przypadku nie mogłam sobie wymarzyć, a jeśli chcielibyście wiedzieć, co się stało z Winwinem – kolejne niedorzeczne imię do kolekcji i Pchitaponem, cóż żyli długo i szczęśliwie. Ja miałam tylko nadzieję, że Pear nie zadzwoniła jeszcze na policję.

Koniec

Komentarze

Przeczytałem :)

Z mojego punktu widzenia mało zaskakujące i trochę naiwne. Takie z gatunku “nastolatki nastolatkom”. Ale ja stary ramol jestem, więc się nie przejmuj.

Nie dajesz interpunkcji w wielu zakończeniach kwestii dialogowych – trzeba to dopracować.

Podoba mi się pomysł na kulkę ochronno-pogodową, cokolwiek to jest ;)

Moja książka i artykuły naukowe (też o fantastyce), jakby ktoś miał ochotę zerknąć: https://uni-wroc.academia.edu/MarcinBorowski/Papers

Kompletnie nie wiem, autorko, o czym chciałaś w tym tekście opowiedzieć.

 

“Odkąd zapadła ciemność, ludzie przestali zwracać uwagę na to, jaki jest miesiąc czy dzień.“ – a to zaciemnienie jakoś wpłynęło na pory roku oraz rachubę godzin??? A z drugiej strony nie ma wpływu na klimat i psychikę? Nie kupuję tego.

 

Dialogi całkowicie do remontu – wypowiedzi pozbawione didaskaliów należy kończyć jakimś znakiem przestankowym.

 

 

http://altronapoleone.home.blog

Sporo byczków, interpunkcja leży, logika fruwa…

A mimo to ma w sobie jakiś taki niewinny urok :).

Nie, żeby to była dobra literatura, a nawet w ogóle literatura, ale pierwszy kroczek zrobiłaś Autorko.

Co dalej – zależy od Ciebie!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Hmmm. Historia tak szalona, że mogłaby się przyśnić – zdarzenia nie wynikają z siebie, prawa fizyki są umowne, można przebywać na obcej planecie bez skafandra… Bohaterce nikt nic nie wyjaśnia, bo i wcale nie musi nic wiedzieć… Bardzo nie w moim stylu.

Skoro przez 20 lat było ciemno, to czym się wszyscy żywili, włączając zwierzęta? Biosfery szlag nie trafił?

Z wykonaniem też tak sobie – interpunkcja leży i kwiczy (coś na zakończenie zdania to jednak podstawa), trochę literówek, różne inne usterki.

Mianowicie chcę wybrać się na wycieczkę do małego miasteczka zwanego Kyoto, oddalonego o 1600km.

W beletrystyce liczby raczej piszemy słownie i nie używamy skrótów takich jak km. Trzymaj się poglądu, że na ogół tekst ma tak wyglądać, jakby narrator go czytał. Chociaż są wyjątki.

Długa suknia w tym samym kolorze powiewa lekko tańcząc z otaczającymi ją światłami.

W konstrukcjach tego typu przecinek jest obowiązkowy, a powyższy przykład doskonale to ilustruje. Czy suknia lekko powiewa, czy lekko tańczy?

Drzwi otwierają się ukazując nam wielką szmaragdowo zieloną sale.

Albo szmaragdowo-zieloną, albo szmaragdowozieloną. Zależy, ile tam jest kolorów.

Tak naprawdę nie wiem nic, nawet gdzie idę czy po co tam idę.

Dokąd idę. A przed nim przecinek.

– Przepraszam Panie kosmito

W dialogach ty, twój, pan itp. małą literą. W listach dużą.

Babska logika rządzi!

Przykro mi Cię rozczarować, Yiazmo, ale czytanie Błękitnego nieba nie było, niestety, niczym przyjemnym. W dodatku nie mam najmniejszego pojęcia, co miałaś nadzieję opowiedzieć. :(

Rozumiem, że to Twoje pierwsze opowiadanie i ma ono prawo nie być doskonałe, ale powinno być przynajmniej logiczne i poprawnie napisane. A tu tego nie ma – Twoja historia jest nie wiadomo o czym, w dodatku napisana została bardzo źle i wyjątkowo niechlujnie. Cieszę się, że tworząc ją świetnie się bawiłaś, ale wolałabym, abyś raczej pomęczyła się trochę przy pisaniu i zamieściła tekst, którego lektura sprawiłaby przyjemność czytelnikom.

 

Wkła­dam jesz­cze słu­chaw­ki w uszy i wsłu­chu­jąc się… –> Nie brzmi to najlepiej.

 

Sły­sza­łam, że ma się zja­wić GD, nie mo­żesz tego prze­ga­pić – wy­krzy­ku­je Pear. –> Skoro wykrzykuje, to powinien być wykrzyknik?

 

– Jak tam sobie chcesz – wy­wra­ca ocza­mi – Nie chcę potem sły­szeć, że ża­łu­jesz –> Brak kropki po wypowiedzi. Brak kropki po didaskaliach. Brak kropki po drugiej wypowiedzi.

Winno być: – Jak tam sobie chcesz. – Prze­wra­ca ocza­mi. – Nie chcę potem sły­szeć, że ża­łu­jesz.

Źle zapisujesz dialogi. Pewnie przyda się poradnik: http://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/zapis-partii-dialogowych;13842.html

 

– O mnie się nie martw Pear. Baw się dobrze! Pa! – uśmiecham się i nie oczekując na odpowiedź, rozłączam się. –> …i nie czekając na odpowiedź… Siękoza.

 

To tro­chę długo, ale nie­ste­ty nie stać mnie na szyb­szy trans­port –> Brak kropki na końcu zdania. Ten błąd pojawia się w tekście wielokrotnie.

 

ro­ślin­ność, ja­kiej od dawna nie­da­ne było mi zo­ba­czyć. –> …ro­ślin­ność, ja­kiej od dawna nie­ da­ne było mi zo­ba­czyć. Lub: …ro­ślin­ność, ja­kiej od dawna nie było mi dane zo­ba­czyć.

 

Przy­sta­ję w miej­scu, pa­trząc w górę, nie po­tra­fię się ode­rwać. – > Masło maślane. Czy można przystanąć inaczej, nie w miejscu?

Od czego, stojąc i patrząc w górę, bohaterka nie może się oderwać?

 

przez tyle lat nie­da­ne było mi uj­rzeć… –> …przez tyle lat nie­ da­ne było mi uj­rzeć

 

Kładę się na tra­wie i po­sta­na­wiam spę­dzić tam całą wiecz­ność. –> Tam to znaczy gdzie?

 

Pytam otwie­ra­jąc oczy i na­tych­mia­sto­wo pod­ska­ku­jąc. –> Pytam, otwie­ra­jąc oczy i na­tych­mia­st pod­ska­ku­jąc.

 

Jej skóra jest ró­żo­wa, fio­le­to­we oczy ra­do­śnie lśnią. Błysz­czą­ce gwiazd­ki ozda­bia­ją jej po­licz­ki, a nie­bie­skie włosy spły­wa­ją po ra­mio­nach. Długa suk­nia w tym samym ko­lo­rze po­wie­wa… –> Ten sam – jaki to kolor?

 

prze­do­sta­ły się się do in­ne­go wy­mia­ru. –> Dwa grzybki w barszczyku.

 

Nie je­stem pewna czy chcia­łam sie tu do­stać… –> Literówka.

 

na­prze­ciw­ko Mecne, wpa­tru­ją­ca się we mnie… –> …na­prze­ciw­ko Mecne, wpa­tru­ją­cej się we mnie

 

i cią­gnie w tylko sobie znany kie­ru­nek –> …i cią­gnie w tylko sobie znanym kie­ru­nku.

 

uśmie­cha się w moja stro­nę i pusz­cza oczko. –> Można uśmiechać się do kogoś, ale nie w czyjąś stronę.

 

– Po­win­naś już wie­dzieć, że od­po­wiem „ do­wiesz się” –> Zbędna spacja po otwarciu cudzysłowu. Brak kropki na końcu wypowiedzi.

 

Może po­win­nam po­wie­dzieć była pla­ne­tę… –> Literówka.

 

– Prze­nie­śli­śmy się z Ziemi na Plu­ton!? –> – Prze­nie­śli­śmy się z Ziemi na Plu­tona!?

 

Je­stem pewna ze moje oczy po­więk­szy­ły sie zna­czą­co. –> Literówki.

 

Mecne uci­sza mnie ru­chem dłoni, dając mi tym do zro­zu­mie­nia ze przy­szła… –> Czy oba zaimki są konieczne? Literówka.

 

mówi dźwięcz­nym glosę… –> Czym mówi???

 

le­piej sie zbie­raj­cie… –> Literówka.

 

po pro­stu chcie­li­by było ko­lo­ro­wo. –> …po pro­stu chcie­li ­by było ko­lo­ro­wo.

 

wy­sa­dzić pla­ne­tę Pluto… –> Literówka.

 

Nu­ce­nie Mecne za­peł­nia ciszę… –> Czy ciszę można zapełnić?

 

spra­wia ze od razu za­ty­kam uszy… –> Literówka.

 

stoi męż­czy­zna w ró­żo­wych wło­sach… –> Czy to znaczy, że mężczyzna był ubrany w różowe włosy, czy był w nich schowany?

A może miało być: …stoi męż­czy­zna o ró­żo­wych wło­sach

 

w gło­wie za­czę­ły po­ja­wiać się mi się naj­czar­niej­sze… –> Dwa grzybki w barszczyku.

 

ra­czej się tego spo­dzie­wał się… –> Jak wyżej.

 

Przy­pad­ki na praw­dę cho­dzą po lu­dziach. –> Przy­pad­ki napraw­dę cho­dzą po lu­dziach.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Sądząc po konstrukcji fabuły, jesteś jeszcze bardzo młodą osobą, yiazmo. Jak to ktoś ładnie określił – opowiadanie ma w sobie pewną dozę niewinności, jakiegoś takiego naiwnego uroku. Podobało mi się, że postarałaś się stworzyć kolorowy, nieco bajkowy świat, widać, że masz bujną wyobraźnię. Potrafisz też pobudzić wyobraźnię czytelnika (przynajmniej moją :P). 

Generalnie jednak sporo pracy przed Tobą. Jak na krótkie opowiadanie – to zbyt wiele tutaj się dzieje. Mam wrażenie, że pierwsza część (ta z “normalnym” światem bohaterki”) jest nieco bardziej dopracowana i lepiej napisana niż część druga. Potem zaczęłaś pędzić na łeb, na szyję, mam też wrażenie, że jakieś partie tekstu zostały usunięte, bo jakby brakowało fragmentów… Na przykład tutaj:

– Nic tu po tobie

– Przecież, jeśli ta planeta wybuchnie wszystko, co masz także zostanie stracone

– Co więc będę miał w zamian za kryształ?  

– Wdzięczność – odpowiadam ze łzami w oczach.

Wcześniej nie było mowy o żadnym krysztale, bohaterka gdzieś szła z Mecne, w sumie to nie wiadomo, po co…

Lub tutaj:

Mimowolnie zaczynam się śmiać. Przypadki naprawdę chodzą po ludziach. Jednak lepszego przypadku nie mogłam sobie wymarzyć, a jeśli chcielibyście wiedzieć, co się stało z Winwinem – kolejne niedorzeczne imię do kolekcji i Pchitaponem,

Skąd wiedziała, jak książę ma na imię?

 

 

Według mnie powinnaś trochę lepiej wyjaśnić kto, z kim, po co i dlaczego, bo chociaż czasami “dziwnie=fajnie”, to jednak tutaj mamy zbyt dużą porcję chaosu. Pamiętaj, że czytelnik nie wie tego, co Ty ;)

 

Na portalu jest bardzo fajne miejsce – betalista – można zamieścić tam opowiadanie i poprosić kilka osób, żeby przeczytało i doradziło, zanim wszyscy na portalu je zobaczą. Warto w przyszłości skorzystać z tej opcji :)

Podejrzewam debiut. Opowiadanie, powiedzmy szczerze, nie zachwyca. Prościutka fabuła z rozwiązaniem, które nie ma prawa zadowolić czytelnika. Sporo niedoskonałości językowych. 

Ale pisz dalej, z każdym tekstem powinno być lepiej.

 

Przeczytane.

Przeszkadzała mi interpunkcja, literówki, brak logiki i jakaś taka naiwność tego opowiadania. Stąd wnioskuję, że jesteś młodym człowiekiem. Natomiast same zdania nie były złe. Dużo czytaj, ucz się i będzie dobrze :)

Przynoszę radość :)

Melduję przeczytanie.

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Fabuła: Osobiście nie widzę w niej wiele sensu, wymaga ogromnego zawieszenia niewiary. Początek zaczyna się od nużącej ekspozycji, później większość wydarzeń dzieje się na zasadzie Deus ex machina. Ogromne przeskoki pomiędzy motywami, zakończenie pozostawia sporo do życzenia.

 

Oryginalność: Kilka powielonych pomysłów znanych ze sci-fi, w dodatku połączonych w dość dziwny sposób. Raczej nie ma tutaj wyszukanych rozwiązań światotwórczych czy fabularnych.

 

Język: Warsztat do poprawy, sporo błędów, zwłaszcza interpunkcyjnych, niewłaściwy zapis dialogów.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Nowa Fantastyka