- Opowiadanie: Gożjaśkiś - Owoce ezoteryczne

Owoce ezoteryczne

To jest tekst, w którym po raz pierwszy pojawiła się Ali Baba Jaga, znana z opowiadania “Morfeokinematografia”.

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Biblioteka:

Finkla, Użytkownicy III, katia72

Oceny

Owoce ezoteryczne

Ludzie powiadają, że pieniądz nie śmierdzi. I zasadniczo się przy tym nie mylą. Nie znaczy to jednak, że pieniądz nie posiada woni. Pieniądz krąży, przechodzi z rąk do rąk i nasiąka wonią kolejnych miejsc oraz kolejnych właścicieli. Na zapach pieniądza składa się specyficzna mieszanka: dominują w niej ciężkie, drażniące nozdrza wonie portfeli, sakiewek, kieszeni i skarpet, do których w przypadku zbyt długo zalegających w skarbcu monet i banknotów dołącza także zapach kurzu i wilgoci. Jednak odpowiednio sprawny nos jest w stanie wyniuchać znacznie więcej: zapach potu, krwi, perfum, moczu; fetor plugawej karczmy i woń wykwintnego obiadu; aromaty odległych krain; zapach ziemi, wody, pola i lasu. I każda z tych woni opowiada inną historię – o ciężkiej pracy na chleb, żebractwie, machlojkach finansowych lub pospolitym rozboju…

Ali Baba Jaga bardzo lubiła zapach pieniądza. A w tej chwili, patrząc na własnoręcznie wykonany i zamontowany szyld u wrót najnowszego biznesu – w tej właśnie chwili wyczuwała zapach całej góry pieniędzy, która już wkrótce będzie należeć do niej. Tablica nawiązywała stylem do krain dawnych i epok minionych, a widniejące na niej zamaszyste, ozdobne litery barwy złota układały się w napis OWOCE EZOTERYCZNE.

Tak, nie ma stosu, nie ma bata – ten biznes musi wypalić.

* * *

Już od kołyski, a w każdym razie od maleńkości Ali Baba Jaga była bardzo przedsiębiorczą czarownicą. Swój pierwszy majątek, opiewający na kwotę niemal dwustu dinarów, zdobyła jeszcze jako zupełna nowicjuszka w magicznym fachu, gdy szkoląc się u swojej babki Ajsze, dorabiała sobie na boku, radośnie i ochoczo sprzedając kobietom ze wsi eliksiry miłosne. Niestety biznes ten został przerwany brutalną interwencją babki, która, dowiedziawszy się o poczynaniach wnuczki, zabroniła jej dalszego roztrwaniania magii na, jak to określiła, „gałganiarstwa, miłostkowe szachrajstwa i insze banialuki”, a przy tym wygłosiła długą i płomienną mowę na temat „wiedźmiej etyki zawodowej i misji społecznej, spoczywającej swym ciężarem na barkach adeptów szlachetnych sztuk magicznych”, która to misja sprowadzała się do pomagania ludziom w poważnej potrzebie oraz do poszukiwania odpowiedzi na odwieczne pytania o naturę świata i magii. „Zawód wiedźmy, moja droga Alijo (bo właśnie takie imię nosiła wtedy nasza bohaterka), to nie komercja, lecz ciężka służba i powołanie”, tłumaczyła. Zarobek oczywiście skonfiskowała, by „oddać go w jałmużnie ubogim”. Tydzień później, zupełnie przypadkiem i absolutnie bez związku z dokonaną wcześniej konfiskatą, na ścianie nad babkowym łóżkiem zawisł nowy, piękny dywan z wzorem przedstawiającym tygrysa, lwa i feniksa.

Pierwszym mężem Alii został Kurusz Bajagha, perski kupiec. I nie, do zawarcia tego związku nie przyczynił się eliksir miłosny. No, może kilka kropelek na samym początku znajomości, ale potem już nie. Zresztą to jest opowieść o biznesie, a nie o matrymoniach. A biznes kwitł. W tamtym okresie Alija opatentowała pomysł wynajmowania pustynnych dżinnów do ochrony karawan, dzięki czemu śmigały one między wydmami jak jaszczurki, wolne od zakusów rozbójniczych band. Stosowała też drobne zaklęcia, którymi okładała towar, aby podnieść jego wartość w oczach potencjalnych nabywców. I wszystko było dobrze, dopóki dżinny nie założyły związku zawodowego i nie zaczęły domagać się, by obok oleju do lampy część zapłaty wydawać im także w złocie.

Przez kilka lat pracowała Alija w branży aerodywannictwa, to znaczy tkała latające dywany. Niestety interes nie szedł zbyt dobrze, gdyż rynek nie był jeszcze gotowy na jej innowacyjne ulepszenia – kierownice, GPS, pasy bezpieczeństwa, zderzaki, hamulce i poduszki powietrzne. Na nic zdały się zapewnienia o większym bezpieczeństwie, wyższym komforcie lotu i łatwiejszym sterowaniu – dywanów z hamulcami nikt nie chciał kupować. Jak to ujął pewien szejk: „dywan to dywan, ma latać i basta! Niczego ponad to od niego nie wymagam”. Również projekt eksportu nowoczesnych mioteł na rynki europejskie spalił na panewce.

„Kobieto, wyluzuj, my wiemy, że innowacyjność i te sprawy, ale jest osiemnasty wiek, po co komu GPS w dywanie, skoro na orbicie nie ma żadnych satelitów, jeśli nie liczyć Księżyca?” – mówiły jej zapatrzone w kryształowe kule koleżanki.

Ale Alija nie potrafiła wyluzować. Imała się różnych zajęć z różnym skutkiem, lepszym bądź gorszym: sprzedawała kije-samobije i wańki-wstańki, maści na niewidzialność i kremy na reumatyzm, magiczne zwierciadła i całkiem zwykłe lustra, prowadziła ekskluzywne restauracje i kantyny wojskowe, z Persji przeniosła się do Grecji, z Grecji do Włoch, a z Włoch do Francji, w międzyczasie doskonaląc swój warsztat magiczny i pobierając nauki u wielkich mistrzów świata magii. A jej majątek rósł i rósł, aż urósł na tyle, że musiała sprawić sobie skarbiec, który pieszczotliwie nazwała Sezamem. Ale Sezam Ali Baby Jagi to już materiał na inną historię.

W roku 1948 porzuciła ciepłe kraje na dobre i osiedliła się w Polsce, by zacząć studia na nowo powstałym Śląskim Uniwersytecie Magicznym, pierwszej w historii wyższej szkole magii z prawdziwego zdarzenia. I tu właśnie jej obcobrzmiące i trudne do wymówienia nazwisko, Alija Bajagha, przekręcono na znacznie milsze dla lokalnego ucha Ali Baba Jaga.

Ukończywszy z wyróżnieniem dwa kierunki – homeopatię i zaklęcioznawstwo kognitywne – Ali Baba Jaga znów wzięła się do biznesu. I choć patent z masową produkcją kamieni filozoficznych się nie sprawdził (w komunistycznej rzeczywistości nie było zapotrzebowania na zamianę ołowiu w złoto, jeśli już, to raczej w kiełbasę), to sklep ze snami w proszku okazał się strzałem w dziesiątkę. „Najlepsze sny u Ali Baby Jagi” – głosił szyld, a przed drzwiami ustawiała się długa kolejka chętnych, by kupić proszek, po zażyciu którego będą im się śnić największe klasyczne szlagiery oraz najnowsze superprodukcje morfeokinematografii – realistyczne sny o lotach w kosmos, o sielankowym dzieciństwie, o wytwornych balach i o czym kto tylko zamarzy (na amatorów mocniejszych wrażeń czekały specjalne czerwone proszki, które można było kupić jedynie spod lady). I wszystko w kolorze, same pełnometrażowe, fabularne produkcje. Niestety także i ten biznes w końcu upadł – podkopały go multipleksy, zepchnęły do defensywy filmy 3D, a ostatni gwóźdź do trumny przybiły darmowe filmiki dostępne w internecie.

Ali Baba Jaga postanowiła spróbować jeszcze raz. Ale tym razem powzięła zamiar postawić na taki interes, który na bank, na giełdę nie zawiedzie. Przeczytała trzynaście podręczników do ekonomii, odbyła pieszą pielgrzymkę na grób Johna Rockefellera, osobiście uścisnęła dłoń niewidzialnej ręce rynku i kilka razy niechcący nadepnęła bankom na pięty stóp procentowych. Myślała nad projektem, myślała długo, aż wreszcie obmyśliła: będzie sprzedawać owoce. Owoce ezoteryczne.

* * *

Rozkręcenie tego interesu wymagało sporo energii i znacznych inwestycji, ale na szczęście Ali Babie Jadze zostało jeszcze trochę majątku ze sprzedaży snów.

Najpierw zorganizowała kilka ekspedycji: po jabłka do sadu Hesperyd i do Koryntu, gdzie w świątyni Afrodyty spodziewała się odnaleźć ogryzek Jabłka Niezgody; do ziemi Kalewy po borówki leczące bezpłodność ze skutkiem natychmiastowym; do Indii po owoc spełniającego życzenia drzewa Kalpawrysza; do leżącego na przedmieściach Acapulco domu spokojnej starości dla azteckich bóstw po śliwkę boga Xocotla; do biblijnego Edenu celem zdobycia owoców z Drzewa Życia i Drzewa Poznania Dobra i Zła (tę wyprawę Ali Baba Jaga poprowadziła osobiście, gdyż zawsze chciała zwiedzić raj, a jakoś nigdy nie miała czasu); a także w wiele miejsc znanych z legend i mitologii całego świata, a nawet takich, o których nikt nigdy nie słyszał, względnie takich, które w ogóle nie istnieją, a w każdym razie nie istniały, nim wysłannicy Ali Baby Jagi do nich nie dotarli.

Porównując zdobycze z różnych wypraw Ali Baba Jaga dokonała też ważnego odkrycia z zakresu kryptobotaniki: otóż okazało się, że wszystkie drzewa życia – niezależnie od rodzimej mitologii, kręgu kulturowego, wieku, otoczenia czy opiekujących się nimi bóstw – rodzą jednakowe owoce. Jednakowo smakował owoc zerwany z Drzewa Życia rosnącego w Edenie i ten zerwany ze skandynawskiego Yggdrasila, i nawet najlepszy smakosz nie odróżniłby ich od płodów zrodzonych z węgierskiego Életfa czy tureckiej Ağaç Ana, Drzewiastej Matki. Wszystkie one były tak samo czarne i matowe, równie bezkształtne, jednakowo cierpkie, twarde i niesmaczne: gorzkie goryczą porażek, słone od wylanych w niedoli łez, piekące żalem, mdławe codziennością, choć miejscami zaskakująco smaczne i pełne słodyczy. Jednym słowem smakowały tak, jak smakuje życie. Kosztując ich, należało bardzo uważać, by zostawić przynajmniej ociupinkę, choć fragment skórki, ogryzek czy przynajmniej pestkę, byleby tylko nie spałaszować ich w całości, gdyż ostatni kęs zawsze zawierał śmiertelną dawkę jadu, tak samo jak w ostatnią chwilę życia zawsze i nieodłącznie wpisana jest śmierć.

Zwieńczeniem kolekcji stał się zaś owoc paproci, do którego wyhodowania konieczne było znalezienie aż dwóch kwiatów paproci i zapylenie ich z pomocą pszczół boga Inmara. A gdy już wszystkie owoce były w komplecie, pozostało jeszcze je wysiać i zebrać plony.

* * *

A teraz wszystko było gotowe, wyszlifowane i zapięte na ostatni guzik, a do wielkiego otwarcia pozostał jeszcze kwadrans. Nad drzwiami wisiał złoty szyld, wystawę zdobiła misterna kompozycja ułożona z dorodnych, czerwonych Śliwek Wiecznej Młodości i małych, żółtych Fig Zgrabnej Figury (owoce te pochodziły z dawno zapomnianej mitologii tego samego starożytnego ludu, który stworzył Wenus z Willendorfu, tak że zgrabność figury uzyskiwana w następstwie ich zjedzenia nieco odbiegała od współczesnych standardów), a w środku rozłożona w przeźroczystych gablotach czekała cała reszta owocowej menażerii: owoce duże i małe; grube i cienkie; okrągłe, podłużne i stożkowate; pstrokate i monochromatyczne; mięsiste, soczyste i pełne pestek; ze skórką i z łupiną; krwiożercze, mordercze i zupełnie niegroźne; materialne, przenośne i hipotetyczne; a wszystkie drogie lub jeszcze droższe. O mały włos zabrakłoby Jabłek Niezgody, gdyż między sadownikami spod Grójca, którym powierzona została opieka nad sadem, wybuchł straszliwy spór o to, kto jest najlepszym plantatorem na świecie. Ostatecznie jednak jabłka zostały dowiezione wczoraj wieczorem i spoczęły w małej gablotce na lewo od Kokosów Nadludzkiej Siły.

Ali Baba Jaga wyciągnęła klucz i lekko drżącą ręką włożyła go do dziurki. Przekręciła i weszła. Nareszcie.

* * *

Przez cały dzień nie było ani jednego klienta.

* * *

Nazajutrz też nie.

Ludzie podchodzili do drzwi, patrzyli na szyld i odchodzili chichocząc.

* * *

Trzeciego dnia ktoś zostawił na drzwiach kartkę: „pisze się EGZOTYCZNE, nie EZOTERYCZNE”.

* * *

Piątego dnia Ali Baba Jaga zamknęła biznes.

Czterysta lat to dobry wiek dla czarownicy, żeby przejść na emeryturę – uznała.

* * *

Dwa tygodnie później pod Grójcem wybuchła III wojna światowa. Nikt nie ocalał.

Koniec

Komentarze

Misie.

Wprawdzie fabuły niewiele, ale za to dużo pomysłów na temat biografii Ali Baby Jagi i jej ostatniego biznesu. Szkoda, że na morfeokinematografii się nie dorobiła. Lista owocków imponująca. Szczególnie zdobywanie paproci przemówiło mi do wyobraźni. :-)

Sympatyczna opowiastka. A i finał zaskoczył.

Babska logika rządzi!

Dzień dobry!

Zgadzam się z przedmówczynią. Niniejszy tekst jest całkiem zabawnym ananasem, owocem z tego, fantastycznego drzewa. Gratuluję warsztatu i ciekawych pomysłów, choć standardowych, to jednak zgrabnie skleconych w całość.

Trochę szkoda, że jednak bohaterce nie powiódł się byznes, gdyż niepiśmienni czy też małej wiary mieszkańcy nie potrafili rozpoznać prawdziwej magii. W sposób zabawny ukazałeś więc świat czarów i – Mugoli? Dobrze je skontrastowałeś, co jednak może być jedynie alegorią, ukrytym szyldem ludzkiej głupoty, metaforycznie rzecz ujmując. Ale tak naprawdę nie mogę zgodzić się z Tobą autorze, że ludzie nie weszliby do sklepu z powodu błędu w szyldzie. ONI tego błędu nie zauważyliby w ogóle, no, chyba, że wśród klientów byłaby na przykład lotna Finkla :-}

Acha, no i znalazłem jeden poślizg.

“zgrabność figury uzyskiwana w następstwie ich zjedzenie”

ostatnie słowo powyższego ciągu powinno brzmieć “zjedzenia”.

Łzy śmiechu nie przeszkadzają mi jednak w odnalezieniu odpowiedniego wątku, abym mógł zgłosić opowiadanie do biblioteki.

Życzę dalszych, udanych zmagań z paprocią, eeee… z piórem!

Hm. Morfeokinematografia 2.0

Z jednej strony tekst przyjemny i dobrze napisany, tak samo jak poprzedni. Z drugiej – w trzech stronach tekstu jakoś nie zdążył mnie zmęczyć brak fabuły, ale teraz masz już łącznie dziewięć i spodziewałem się czegoś więcej. Nie podobała mi się życiorysowatość i fakt, że tytułowe owoce ezoteryczne pojawiły się dopiero w dwóch trzecich tekstu.

Jako autor możesz być zadowolony, bo tekst nie odbiega jakością od tamtego, ale dla mnie jako czytelnika to trochę za mało :) Tym razem bez klika.

 

Nie znaczy to jednak bynajmniej,

Jedno albo drugie. Nie ma sensu wstawiać dwóch słów o tym samym (w tym przypadku) znaczeniu.

 

przechodzi z rąk do rąk i nasiąka wonią kolejnych miejsc i kolejnych właścicieli.

Sugeruję zamienić jedno “i” na “oraz”.

 

Na zapach pieniądza składa się specyficzna mieszanka: dominują w niej ciężkie, drażniące nozdrza wonie portfeli, sakiewek, kieszeni i skarpet, do których w przypadku tych monet i banknotów, które za długo przeleżały w czyimś skarbcu, dołącza także zapach kurzu i wilgoci.

Druga część zdania brzydka, może by to jakoś rozbić albo przemeblować?

 

każda z tych woni opowiada inną historię – o ciężkiej pracy na chleb, żebractwie, machlojkach finansowych i pospolitym rozboju…

Skoro każda opowiada inną, to czy bardziej na miejscu nie byłoby “lub”?

 

A w tej chwili, patrząc na własnoręcznie wykonany i zamontowany szyld u wrót swojego najnowszego biznesu

Niepotrzebne, no chyba że Ali Baba Jaga wykonuje i montuje szyldy nad wrotami innych najnowszych biznesów.

 

A w tej chwili, patrząc na własnoręcznie wykonany i zamontowany szyld u wrót swojego najnowszego biznesu – w tej właśnie chwili wyczuwała zapach całej góry pieniędzy, która już wkrótce będzie należeć do niej.

Albo pomyłka, albo brzydko skonstruowane zdanie.

 

Swój pierwszy majątek(+,) opiewający na kwotę niemal dwustu dinarów(+,) zdobyła jeszcze jako zupełna nowicjuszka w magicznym fachu, gdy(+,) szkoląc się u swojej babki Ajsze(+,) dorabiała sobie na boku(+,) radośnie i ochoczo sprzedając kobietom ze wsi eliksiry miłosne.

Pierwsze dwa przecinki są niezbędne, bo bez nich wychodzi na to, że Ali Baba Jaga zdobyła więcej majątków opiewających na kwotę niemal dwustu dinarów – a nie, że zdobyła więcej majątków, a ten konkretny był właśnie tej wielkości. Reszta to imiesłowowe równoważniki zdań – rozwinięte, więc nawet według dawnych zasad nie ma wątpliwości co do stawiania przecinków.

 

Niestety biznes ten został przerwany brutalną interwencją babki, która(+,) dowiedziawszy się o poczynaniach wnuczki(+,) zabroniła jej dalszego roztrwaniania magii

J.w.

 

„Zawód wiedźmy, moja droga Alijo (bo właśnie takie imię nosiła wtedy nasza bohaterka), to nie komercja, lecz ciężka służba i powołanie”, tłumaczyła.

Informacja podana w nawiasie jest oczywista.

 

Tydzień później, zupełnie przypadkiem i absolutnie bez związku z dokonaną wcześniej konfiskatą, na ścianie nad babkowym łóżkiem zawisł nowy, piękny dywan z wzorem przedstawiającym tygrysa, lwa i feniksa.

Ponownie, zaznaczony przeze mnie fragment jest oczywisty. Czytelnicy raczej nie lubią, kiedy wszystko im się tłumaczy jak dzieciom, i średni sarkazm tego nie wynagradza :)

 

I nie, do zawarcia tego związku nie przyczynił się eliksir miłosny. No, może kilka kropelek na samym początku, ale potem już nie.

Najpierw piszesz, że do zawarcia związku nie przyczynił się eliksir miłosny. Potem, że kilka kropelek na początku… Na początku, czyli właśnie do zawarcia. To, że potem eliksir nie był potrzebny, nie ma wpływu na zawarcie związku, czyli samiuśki począteczek.

Oprócz tego frazeologia – wiadomo, o co chodzi, ale nie można zawrzeć związku. Zawiera się umowy. Jedną z takich umów jest związek małżeński, stąd pewnie tu jest, jak jest.

 

W tamtym okresie Alija opatentowała pomysł wynajmowania pustynnych dżinnów do ochrony karawan, dzięki czemu śmigały one między wydmami jak jaszczurki, wolne od zakusów rozbójniczych band. Stosowała też drobne zaklęcia, którymi okładała towar, aby podnieść jego wartość w oczach potencjalnych nabywców. I wszystko było dobrze, dopóki dżinny nie założyły związku zawodowego i nie zaczęły domagać się, by obok oleju do lampy część zapłaty wydawać im także w złocie.

Sugeruję wywalić zaznaczone przeze mnie zdanie. Po pierwsze, nie odnosi się bezpośrednio ani do zdania przed, ani zdania po, natomiast te dwa zdania są swoją naturalną kontynuacją. Po drugie, ta informacja jest trochę bez sensu: jest to magiczny równoważnik oszustwa marketingowego. Coś takiego albo byłoby zakazane, albo robiliby to wszyscy.

 

Imała się różnych zajęć z różnym skutkiem, lepszym bądź gorszym:

Powtórzenie. I znowu, jedno albo drugie. Podkreślone przeze mnie fragmenty mają to samo znaczenie, sugeruję jeden z nich wywalić.

 

że musiała sprawić sobie skarbiec, który pieszczotliwie nazwała „Sezamem”. Ale „Sezam” Ali Baby Jagi to już materiał na inną historię.

Usuń cudzysłowy. Tutaj niczego nie cytujesz. Porównaj: Na Sezamie wisiał napis “Sezam”.

 

osiedliła się w Polsce, by zacząć studia na nowo powstałym Śląskim Uniwersytecie Magicznym, pierwszej w historii wyższej szkole magii z prawdziwego zdarzenia.

Naprawdę pierwszej w historii? Fajnie, że Polska w czymś tam przoduje :) A nie powinno być czasem “pierwszej w historii kraju”?

 

po zażyciu którego będą im się śnić największe, klasyczne szlagiery

Niepotrzebny przecinek.

 

taki interes, który na bank-na giełdę nie zawiedzie.

Takie wyrażenie nie istnieje, a jeśli potraktować je jako wyrażeniotwórstwo, to bardzo nie podoba mi się ten łącznik. Czy potrafisz wskazać jakieś inne wyrażenie, gdzie w ten sposób łączy się łącznikiem jedną wielowyrazową frazę z inną? Sugeruję zamienić go na przecinek.

 

odbyła pieszą pielgrzymkę na grób Johna Rockefellera

Nie da się z Polski odbyć pieszej pielgrzymki na grób Rockefellera, bo znajduje się ona w Ameryce, czyli za oceanem. No i zajęłoby to ogrom czasu. Sugeruję coś w stylu:

założyła Siedmiomilowe Buty, chwyciła relikwię świętego Piotra i odbyła pieszą pielgrzymkę na grób Johna Rockefellera

Usuwa wątpliwości i wpisuje się w klimat magiczno-synkretyczny. 

 

Rozkręcenie tego interesu wymagało sporo energii i sporych inwestycji

Kosztując ich(+,) należało bardzo uważać

A gdy już wszystkie owoce były w komplecie, pozostało jeszcze je wysiać i zebrać plony.

Sieje się nasiona.

 

między sadownikami spod Grójca, którym powierzona została opieka nad sadem, wybuchł straszliwy spór o to, kto jest najlepszym sadownikiem na świecie.

Ali Baba Jaga wyciągnęła klucz i lekką drżącą ręką włożyła go do dziurki.

Nie miało być czasem “lekko drżącą ręką”?

 

Dwa tygodnie później pod Grójcem wybuchła III Wojna Światowa. Nikt nie ocalał.

IMHO puenta byłaby mocniejsza i bardziej w klimacie tekstu bez drugiego zdania.

ironiczny podpis

Fajny pomysł, fajne opowiadanie i fajnie się czytało. A tak na poważnie, to Twój pierwszy tekst, z którym miałam styczność i jest pod wrażeniem zarówno warsztatu jak i kreatywności. Ode mnie biblioteczny kliczek :)

Dość osobliwe opowiadanie – z jednej strony skrzą się niezłe pomysły, a z drugiej nuży wyliczanie przedsięwzięć, których kolejno imała się Ali Baba Jaga. Kiedy w końcu przychodzi do zaprezentowania tytułowych owoców, opowiadanie niespodziewanie kończy się III wojną światową…

Rozumiem, że to koniec historii z udziałem Ali Baby Jagi.

 

Zresz­tą to jest opo­wieść o biz­ne­sie, a nie o ma­try­mo­na­liach. –> Zresz­tą to jest opo­wieść o biz­ne­sie, a nie o ma­try­mo­niach.

 

Jak to ujął pe­wien szejk: „dywan to dywan, ma latać i już!; ni­cze­go ponad to od niego nie wy­ma­gam”. –> Jak to ujął pe­wien szejk: „dywan to dywan, ma latać i już! Ni­cze­go ponad to od 

niego nie wy­ma­gam”.

Po wykrzykniku nie stawia się średnika.

 

Ali Baba Jaga znów wzię­ła się za biz­nes. –> …Ali Baba Jaga znów wzię­ła się/ zabrała się do biz­nesu.

http://portalwiedzy.onet.pl/140056,,,,brac_sie_wziac_sie_do_czegos_brac_sie_wziac_sie_za_cos,haslo.html

 

Ale tym razem po­wzię­ła za­miar po­sta­wić na taki in­te­res, który na bank, na gieł­dę nie za­wie­dzie. –> Dlaczego Ali Baba Jaga nie chciała, aby jej biznes trafił na giełdę?

 

A gdy już wszyst­kie owoce były w kom­ple­cie, po­zo­sta­ło jesz­cze je wy­siać i ze­brać plony. –> Na czym polega wysiewanie owoców?

 

A teraz wszyst­ko było go­to­we, wy­szli­fo­wa­ne i za­pię­te na ostat­ni guzik… –> A teraz wszyst­ko było go­to­we, doszlifowane i za­pię­te na ostat­ni guzik

 

owoce te po­cho­dzi­ły z dawno za­po­mnia­nej mi­to­lo­gii tego sa­me­go sta­ro­żyt­ne­go ludu, który stwo­rzył Wenus z Wil­len­dor­fu, także zgrab­ność fi­gu­ry… –> …Wenus z Wil­len­dor­fu, tak że zgrab­ność fi­gu­ry…

 

Dwa ty­go­dnie póź­niej pod Grój­cem wy­bu­chła III Wojna Świa­to­wa. –> Dwa ty­go­dnie póź­niej pod Grój­cem wy­bu­chła III wojna świa­to­wa.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Mnie się podobało. Pomimo tego, iż rzeczywiście w opowiadaniu jest zawartych mnóstwo drobnych potknięć, to całość jest spójna oraz… Inteligentnie złożona. 

Pozdrawiam!

Przede wszystkim – dziękuję za komentarze :)

 

Trochę szkoda, że jednak bohaterce nie powiódł się byznes, gdyż niepiśmienni czy też małej wiary mieszkańcy nie potrafili rozpoznać prawdziwej magii. W sposób zabawny ukazałeś więc świat czarów i – Mugoli? Dobrze je skontrastowałeś, co jednak może być jedynie alegorią, ukrytym szyldem ludzkiej głupoty, metaforycznie rzecz ujmując.

 

Podoba mi się ta interpretacja z Mugolami :) Celowałem przede wszystkim w śmieszność i ironię.

 

Oprócz tego frazeologia – wiadomo, o co chodzi, ale nie można zawrzeć związku. Zawiera się umowy. Jedną z takich umów jest związek małżeński, stąd pewnie tu jest, jak jest.

Elipsa. Ja to widzę tak:

I nie, do zawarcia tego związku [małżeńskiego – wiadomo, że jak zawierać związek, to małżeński, zwłaszcza że zdanie wcześniej pada “mąż”] nie przyczynił się eliksir miłosny. No, może kilka kropelek na samym początku [ich znajomości – wiadomo, że nie na początku ceremonii ślubnej], ale potem już nie.

Dodałem słowo “znajomości”, powinno być czytelniejsze.

 

Naprawdę pierwszej w historii? Fajnie, że Polska w czymś tam przoduje :) A nie powinno być czasem “pierwszej w historii kraju”?

Nie, Hogwart jest tylko szkołą średnią ;)

 

Przy okazji: cały wątek nauczającego homeopatii uniwersytetu założonego w 1948 na Śląsku można odczytać jako przytyk pod adresem pewnej polskiej uczelni. 

 

Dlaczego Ali Baba Jaga nie chciała, aby jej biznes trafił na giełdę?

 

Zwykli ludzie mówią “na bank”, fanatycy biznesu “na bank, na giełdę” – ot, taki autorski autorski żart na bazie istniejącego wyrażenia, bo zysk na giełdzie wcale tak pewny jak w banku nie jest. 

 

Rozumiem, że to koniec historii z udziałem Ali Baby Jagi.

Tak, koniec definitywny. Alija zawsze miała być jednorazową bohaterką i gdyby nie informacja o konkursie, do którego pasował jeden z pobocznych wątków z jej życiorysu, to tak właśnie by skończyła (a mnie nie byłoby teraz tutaj).

Miejmy nadzieję, że nie żałujesz. :-)

Babska logika rządzi!

pieniądz nie posiada woni.

Ooj, no wiesz, co.

 szyld u wrót

Szyld to raczej nad wrotami.

 barwy złota

Może jednak złotej barwy. Ale tu się czepiam.

 majątek, opiewający na kwotę

Coś to skonfliktowane z uzusem.

 Niestety biznes

Niestety, biznes.

 roztrwaniania

Trwonienia.

 to nie komercja

Trochę kolokwialne na tle babcinej przemowy. Chociaż w komedii… I to takiej komedii, jaką lubię… Nic nie mówiłam.

 dywan z wzorem

Ze wzorem – to kwestia brzmienia.

 którymi okładała towar

Nie nakładała ich na towar?

 po co komu GPS w dywanie, skoro na orbicie nie ma żadnych satelitów

 Niestety także

Niestety, także.

 ostatni gwóźdź do trumny przybiły

Wbiły. Idiom.

 uścisnęła dłoń niewidzialnej ręce rynku

<3 (To lody. Malinowe, prosto z Misia.)

owoce były w komplecie, pozostało jeszcze je wysiać

Wysiać nasiona.

 

You are bloody brilliant. Tak, fabuły tu niewiele. Ale jest co czytać.

 Ponownie, zaznaczony przeze mnie fragment jest oczywisty. Czytelnicy raczej nie lubią, kiedy wszystko im się tłumaczy jak dzieciom, i średni sarkazm tego nie wynagradza :)

A widzisz, mnie ten żart rozbawił. Kwestia gustu.

 Najpierw piszesz, że do zawarcia związku nie przyczynił się eliksir miłosny. Potem, że kilka kropelek na początku…

Tzw. narrator-kłamczuszek :)

Imała się różnych zajęć z różnym skutkiem

Powtórzenie.

Budujące rytm, więc zasadne.

 Usuń cudzysłowy. Tutaj niczego nie cytujesz. Porównaj: Na Sezamie wisiał napis “Sezam”.

A tu akurat Issander ma rację.

 Nie da się z Polski odbyć pieszej pielgrzymki na grób Rockefellera, bo znajduje się ona w Ameryce, czyli za oceanem.

Kajakiem? :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Właściwie mogę mieć te same uwagi, co przy poprzednim tekście. Sympatyczna narracja oraz pomysły Ali na biznes, jednak mniej więcej w połowie zaczyna się to już nużyć. Jest to jednak na tyle śmieszne, że dla samych idei chciałem doczytać do końca.

Ładny więc to koncert fajerwerków, jednak skrócenie mogłoby mu wyjść na dobre.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka