- Opowiadanie: DJ Raptor - Lodowa wyspa

Lodowa wyspa

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Lodowa wyspa

 

Kessel obserwował dobrze ufortyfikowany zamek, szczelnie otoczony obozem jego armii. Przygotowania do oblężenia szły pełną parą, aż miło było posłuchać odgłosu pracujących pił, upadających drzew i wesołych, acz często wulgarnych okrzyków.

Obserwacje przerwał porucznik Prothar; jeden z piątki magów bitewnych przydzielonych pod jego rozkazy.

– Hetmanie, delegacja barona Ranwy przybyła.

– Dajmy tym karnym psom poczekać, zwiadowcy wrócili?

– Tak, odkryli w okolicy obozy bestioludzi, lecz jak na Dzikie Ziemie nic nadzwyczajnego. Nie ma sił, które przeszkodziłyby w oblężeniu. Dwa dni na wschód, jest tylko spory kaganat, ale za garść złota możemy kupić spokój, a nawet pomoc w szturmie.

– Nie potrzebujemy pomocy dzikusów, zbadałeś zabezpieczenia zamku?

– Standardowe pieczęcie, niedawno wzmocnione. Wygląda na robotę druidów.

– Szpiedzy mówili o aktywności tych brudasów, już wiemy co tu robili. Jakieś wieści o Alvie?

– Nie, zniknęła bez śladu. Obawiam się, że padła ofiarą skrytobójców.

– Pomścimy ją, dzielnie służyła błękitnemu sztandarowi. Musimy…

Kessel zamarł, między namiotami zobaczył ubraną na czarno znajomą postać. Przetarł oczy, ale szybko znikła.

– Mistrzu, wszystko w porządku? – Prothar spojrzał na niego badawczo.

– Ekhem, tak oczywiście. Trzy noce nie śpię i wzmaga się we mnie zmęczenie. Idź przywitaj naszych gości, zaraz do was dołączę.

– Oczywiście.

Gdy jego podwładny odszedł, drżącą dłonią wysypał wąską linię żaru na sztylet i wciągnął ją nosem. Od razu poczuł przypływ energii i euforii. Serce biło mu jak oszalałe, a całe ciało rozsadzała adrenalina. Na klindze zostało trochę narkotyku, więc przejechał po nim palcem i wtarł go w dziąsła.

– Dobrze! – szepnął, ciężko dysząc. – To rozproszy halucynacje, mam tu wojnę do wygrania! Nikt nie pokona błękitnych sztandarów Eskaronu!

 

++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++

 

Kessel wszedł do namiotu i obrzucił gości badawczym wzrokiem. Przy stole siedział baron Ranwa, w towarzystwie dwóch oficerów ubranych w zacne zbroje, ale bez mieczów przy pasie. Naprzeciwko nich siedział porucznik Prothar i kapitan Yanxa – dowódca kompani najemniczej „Złoty Gar”, która na zewnątrz gotowała się do szturmu.

– Witam mości panów! –zawołał trochę głośniej niż chciał i siadł na krześle. – Baronie Ranwa, przykro mi, że przyszło nam się poznać w takich okolicznościach.

– Mi jest przykro, że w ogóle przyszło nam się poznać.

Kessel obrzucił go wzrokiem. Wyglądał na okolice trzydziestu lat, miał krótko przycięte włosy i dumne oblicze. Z raportów wynikało, że był weteranem wielu bitew z bestioludźmi, a w młodości marzył o dołączeniu do zakonu paladynów. Śmierć ojca i starszego brata w ataku olbrzymów pokrzyżowała te plany. W raportach było więcej szczegółów, ale nie mógł sobie ich przypomnieć. Przez narkotyk serce waliło mu jak oszalałe.

– Widzę, że czekają mnie… interesujące, ale krótkie negocjacje. Działając z bezpośrednich rozkazów protektora Lwa z Labaru, żądam bezwarunkowej kapitulacji. Ziemie twego rodu zostaną anektowane przez Eskaron, a ty przysięgniesz przed waszymi śmiesznymi bogami lojalność błękitnemu sztandarowi. W zamian zachowasz swój tytuł i uzyskasz protekcje, lecz będziesz płacić dziesięcinę…

– Nigdy! – Ranwa wstał i walnął pięścią w stół. – Nie macie praw do tych ziem! Od dnia Sferostyku to my przelewaliśmy krew by zbudować tu cywilizacje, nigdy nie otrzymaliśmy pomocy od czarodziejów! A teraz wy… bezbożni bandyci, przybywacie tu i chcecie groźbami zmusić nas do współpracy?! I kogo wysyłają do negocjacji, Kessela „Kata z Ugarytu”. Tak, słyszałem o twych zbrodniach, wolałbym spocząć w grobie niż zhańbić mój ród ściskając twą okrwawioną dłoń. Nie przyjmę jarzma Eskaronu i pluje na wasz błękitny sztandar!

Kessel z szoku aż zamarł, po chwili skoczył na równe nogi.

– Ty psie, pożałujesz tych głupich słów! Brutalna masakra jaką dokonam na twej dziedzinie będzie wiadomością dla innych barbarzyńców z tej krainy. Będziesz błagał o litość, gdy rozbije bramy zamku i będę zakładał ci pętle na szyi! Nie dam ci szlachetnej śmierci, zginiesz jak oprych!

– Jak niby chcesz tego dokonać? – Ranwa prychnął rozbawiony, patrząc po swych towarzyszach, którzy zgodnie kiwali głowami. – Widziałem twój obóz, masz ledwie trzy setki wojowników.

Kessel dysząc ciężko, z trudem się uspokoił i rzucił blefem.

– Posiłki są w drodze, przybędą akurat, gdy sprzęt oblężniczy będzie gotowy – zobaczył błysk w oku przeciwnika. Nie potrafił sobie odmówić przyjemności ze zgaszenia go. – Pewnie myślisz, że do tego czasu twój krewniak z Sabaczego Rogu, przyjdzie z odsieczą na czele pięciu setek tarczowników. Mam dla ciebie złą wiadomość, Sabaczy Róg jest oblegany przez drugą część mojej armii.

– Mury mamy wysokie, a serca pełne nienawiści do Eskaronu, nigdy się nie poddamy!

– I dobrze! – Działanie narkotyku osiągnęło maksimum. Kessel czuł się niepokonany i rozsadzała go euforia. – Zrobię z twojego zamku krwawy przykład! Ziemie Niczyje będę drżeć przed mym imieniem! Sprowadzę na was deszcz ognia i siarki! Powietrze będzie wręcz eksplodować od stężenia magii! Zwerbuje koczowników z kaganatów, a zapłacę im waszymi żonami i dziećmi zakutymi w niewolnicze kajdany. Zwłoki mężczyzn rozwieszę na krzyżach przy gościńcu, stąd aż po Weregaden. Nikogo nie oszczędzę! Potem wejdę do grobowca i wyrzucę kości twych praojców do gnoju! Poświęcę resztę życia by ścigać twoich krewniaków i zetrę twój ród z powierzchni Vianty! Taka jest cena, gdy stajesz na mojej drodze, na drodze magii i Eskaronu!

Oficerowie Rawy popatrzyli po sobie niepewnie, a baron lekko pobladł, wyglądał jakby bił się z myślami.

– Ja… muszę rozważyć tę sytuację…

– Nie! Czas i moja cierpliwość się skończyła! Wybieraj baronie; śmierć czy służba błękitnemu sztandarowi? Pamiętaj, że z Eskaronem nikt nigdy nie wygrał, nigdy!

Ranwa westchnął ciężko.

– Znam twoją reputację, nie rzucasz słów na wiatr. Mam dwójkę dzieci… nie skaże ich na śmierć – rzekł gorzko. – Przeklinam cię! Jeśli nie będzie mi dane się zemścić, niechaj bogowie wymierzą ci sprawiedliwość za twą arogancję!

Zaczęły się negocjacje i uzgodniono szczegóły kapitulacji. W końcu baron podpisał odpowiednie dokumenty i wyszedł z namiotu bez słowa.

– Prothar wejdź do zamku i deaktywuj pieczęcie antymagiczne. Yanxa zostaw tu setkę wojowników, weź połowę obrońców i ruszajcie do Sabaczego Rogu. Czeka nas kolejne oblężenie, te nie będzie takie łatwe.

– Tak się stanie panie.

– Przeteleportuje się do drugiego obozu i przyśpieszę przygotowania do oblężenia. Nie każcie mi długo czekać!

Kessel stworzył magiczny portal i przeszedł przez niego, lecz coś było nie tak. Uderzyła go fala zimna, a ciało ogarnęły dreszcze.

– Co się dzieje… – rzekł zszokowany, uświadamiając sobie, że leży na zimnej podłodze.

– Jagor, Wodybicz, dzikusie! Mamy kolejnego! – usłyszał chrapliwy głos, ale mimo że miał otwarte oczy nic nie widział.

– Ma zapasy?! Ma jedzenie!? – głos był pełen desperacji.

– Chyba nie, ale miałem racje, to siódmy mag siódmego dnia! Cykl się zakończył!

Wzrok Kessela przyzwyczaił się do półmroku. Był w komorze o kamiennych ścianach, oświetloną mdłym światłem run iluminacyjnych wyrytych na ścianach. Było niesamowicie zimno. Dookoła stało kilku mężczyzn ubranych w prymitywne kaftany zrobione z topornie pozszywanych skór. W rękach trzymali włócznie i noże, a z ich ust wychodziła para.

– Co tu się dzieje?! – zapytał wstając na równe nogi. – Brudasy zawszone, odpowiadajcie albo pokaram was bez litości! Jestem oficerem Eskarońskiego korpusu ekspedycyjnego! Stawać na mojej drodze, to jak stawać na drodze śmierci! Mówcie albo spale was magią.

– Spróbuj głupcze – towarzystwo prychnęło rozbawione.

Tego było za wiele, Kessel z furią zgromadził magię i z jego ręki miał wystrzelić ognisty podmuch, lecz nie stało się nic.

– Macie tu pieczęcie? Ale nie czuje oporu… – Kessel był kompletnie skonfundowany. – Co tu się dzieje?

– Jagor, to twój kolega po fachu, wytłumacz mu.

Obszarpańcy usiedli pod ścianą, bacznie go obserwując.

– Dlaczego moja magia nie działa?! – krzyknął cały czas próbując rzucić czar.

– Jestem Jagor Poszukiwacz, też jestem czarodziejem z Eskaronu…

– Dlaczego moja magia nie działa!?

– Bo znajdujemy się w piramidzie Pierwszych, która wysysa energię magiczną…

– To niemożliwe… nienormalne! Musze stąd wyjść, natychmiast!

– Nie jest to dobry pomysł…

– Jagor pozwól mu, tak będzie najlepiej. Przybyszu wyjście jest po tych schodach.

Kessel rzucił się do biegu i po chwili był na wyższym piętrze. Kolejna kamienna komnata, ale było też wyjście, z którego biło oślepiające światło. Wybiegł przez nie i uderzyło go lodowaty podmuch. Gdy oczy przyzwyczaiły się do ostrego światła, zobaczył, że w każdym kierunku rozciąga się lodowa pustynia. Niekończąca się biel, gdzieś w oddali chyba były góry pokryte śniegiem, ale widoczność była ograniczona nisko wiszącymi chmurami.

– To sen, halucynacja… nie może być inaczej – było mu niesamowicie zimno, drżącą ręką wysypał na sztylet linię żaru. Gdy go wciągnął, znów zrobiło mu się gorąco. – Te dranie lepiej niech mają dla mnie odpowiedzi! Zadarli z niewłaściwym magiem!

Ruszył po schodach krzycząc wściekle.

– Natychmiast przenieście mnie z powrotem! Mam wojnę do wygrania, na co czekacie?!

– Jesteśmy tutaj tak samo uwięzieni jak ty, nie ma stąd ucieczki – rzekł ten którego zwali Jagor. Reszta siedziała przy ścianach obserwując go z mieszanką zaciekawienia i zrezygnowania. – Od wielu dni próbujemy coś wymyślić, bezskutecznie.

– Chcesz mi powiedzieć, że jesteśmy uwięzieni w piramidzie, w której nie działa magia…

– W całej okolicy nie działa magia, wędrowaliśmy daleko, lecz to nic nie dało.

– Dlaczego się tu w ogóle znalazłem?

– Przyczyna jest prosta; użyłeś czaru teleportacji, który najwidoczniej skrzyżował się z antycznymi kanałami logistycznymi pozostawionymi przez antyczną rasę Pierwszych. To działa cyklicznie, jesteś siódmym, który tu trafił w przeciągu siedmiu dni.

– Siódmym? Ale was jest tylko czterech!

– Ekhem, cztery dni temu biały niedźwiedź pożarł Ulgara, szamana z Nowego Kaganatu Pogańskiego, a wczoraj czarodziejka Alva popełniła samobójstwo.

– Alva?! Alva też tu trafiła? To nie może być prawda… zaraz szamana? – Kessel obrzucił towarzyszy podejrzliwym wzrokiem. – Kim wy jesteście?

– Już mówiłem, jestem Jagor Poszukiwacz, mag z Eskaronu i zapalony kolekcjoner artefaktów Pierwszych. Tamci panowie to Wodybicz i Hagmyr, druidzi, a także Tar-Taruk, szaman z kaganatu Ugaryckiego. Jakie jest twoje miano?

– Jestem Kessel Antar…

– Kat z Ugarytu! – druid Wodybicz wstał na równe nogi. – Pieprzony zbrodniarz! Mam nadzieję, że zdechniesz przede mną, to naszczam na twoje zamarznięte zwłoki!

Mężczyzna zszedł szybkim krokiem na niższy poziom.

– No, no, szczęście to spotkać takiego mocarnego chana – Tar-Taruk podszedł do niego i skłonił się głęboko. Był średniego wzrostu i miał lekko skośne oczy. – Jeśli z woli wielkich bogów się stąd wydostaniemy, to zawsze znajdziesz miejsce w moim kagancie. Dam ci wiele kobiet i setkę najlepszych koni. Szanujemy takich krwiożerczych „jasugorów”.

– Odejdź dzikusie, gdy stąd wyjdę to ogniem i magią wyplenię twój rodzaj z całej Vianty. Mam w tym polu niemałe doświadczenie.

– Radziłbym okiełznać emocje – rzekł Hagmyr rzucając mu gruby kaftan. – Ubierz to, bo zaraz zamarzniesz. Musimy współpracować, aby przeżyć i…

– Nie potrzebuje twojej pomocy druidzie, muszę się stąd wydostać!

– Zacznijmy od przetrwania, dobrze? Jesteśmy uwiezieni, brakuje nam jedzenia i opału. Jedyny sposób by je zdobyć to wyjść na zewnątrz. Godzinę marszu na wschód, jest plaża, gdzie próbujemy polować na foki albo zbieramy drewno i zamarznięte ryby wyrzucone na brzeg.

Kessel założył gruby kaftan, mimo że śmierdział, dawał ochronę przed zimnem.

– Widzę, że polowanie dobrze wam idzie, wszyscy macie kaftany z fok, a jesteście tu tylko parę dni, tak?

– Nie bardzo, ściągnęliśmy je z zamarzniętych trupów – wyjaśnił smutno Jagor. – Piramida działa cyklicznie, uruchamia się raz na siedem lat i ściąga siedmiu władających magią. Znaleźliśmy wiele śladów po poprzednich grupach, wygląda na to, że wszyscy zginęli.

– Mamy rok czterdziesty piąty, a cykle są co siedem lat, tak? – Kessel ciężko usiadł pod ścianą. – To znaczy, że od dnia Sferostyku jesteśmy szóstą grupą. Gdyby komuś udało się opuścić tę piramidę to słyszałbym niejedną opowieść o tym jakby nie patrzeć fascynującym i unikalnym miejscu. Zaraz, gdzie my w ogóle jesteśmy, podejrzewam, że daleko na północy, tak?

Wszyscy spochmurnieli.

– Ekhem, w nocy widać specyficzną mgławicę, którą zidentyfikowałem jako „Oko Bazyliszka” – rzekł Jagor unikając jego wzroku. – Pewnie o niej nie słyszałeś, występuję w raportach kapitanów pływających na dalekie południe do legendarnej Kryngi, a to oznacza…

– O cholera… to oznacza, że jesteśmy blisko bieguna południowego! – Kessel ukrył twarz w dłoniach i zaczął mamrotać do siebie. – Nawet jeśli jakoś wyłączę tę przeklętą piramidę, to zanim dotrę do cywilizacji czeka mnie kilka lat podróży przez nieznane ziemie. Nikt nie wie co jest na południe od Kryngi, nawet wielki podróżnik Ceyro nie był na tyle szalony by to zbadać. Jestem zgubiony…

 

+++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++

 

Muszę zapisać me myśli, bo z każdą chwilą w tym przeklętym miejscu tracę rozum i siły do życia.

Pierwszego dnia próbowałem oddalić się od piramidy. Wędrowałem na północ, w kierunku widocznych w oddali szczytów. Dotarłem bardzo daleko, lecz nie byłem w stanie wskrzesać nawet magicznej iskry. Wróciłem do tej cholernej piramidy po zmroku, będąc na krawędzi śmierci z wyziębienia i zmęczenia. Dojście do siebie zajęło mi dwa dni. Nie mam sił, by spróbować tego ponownie, zresztą, jaki jest sens? Dzień jest zbyt krótki, a noc na tej lodowej pustyni to pewna śmierć.

Dni mijają podobnym rytmem, gdy świta ruszamy do plaży zbierać opał i zamarznięte ryby. Musimy się śpieszyć, gdyż dzień w tej lodowej krainie trwa zaledwie kilka godzin. Raz udało nam się upolować fokę. Gdy zatargaliśmy ją z powrotem była kompletnie zamarznięta i twarda jak kamień.

Jeśli chodzi o piramidę, to mamy dwa poziomy do dyspozycji. Pierwszy to jedna wielka komora i wyjście na zewnątrz, na drugim jest szereg małych komnat, w których rezydujemy. Trzeci poziom jest do pasa zakryty lodem, ale da się po nim chodzić, bo strop jest wysoko. Są tam rzeczy… ciężkie do opisania. Przy ścianach stoją akwaria pełne egzotycznych stworzeń morskich; kolorowe ryby, wielkie żółwie, kałamarnice, dziwne (wręcz koszmarne) kreatury, a nawet rekiny! Wszystko zamarznięte i ukryte za grubym szkłem odpornym na nasze prymitywne narzędzia (liczne zarysowania pokazują, że magowie z poprzednich cykli też próbowali się do nich dobrać, to przecież tyle mięsa!). W innych widziałem przeróżne humanoidalne istoty. Między innymi prymitywnie ubranych ludzi, koło nich leżały narzędzia wykonane z krzemienia i kamieni. Skąd oni ich wzięli… i kiedy? Pożera mnie ciekawość co jest na niższych piętrach, ale tego się nigdy nie dowiem. Co do tych zamarzniętych istot, mam jeden wniosek: zmiana klimatu do której tu doszło musiała być błyskawiczna, gdyby trwała latami lub dekadami, stworzenia w akwariach zmarłyby z głodu i nawet kości by z nich nie zostały. Fascynujące…

Piramida nie jest jedynym śladem cywilizacji. Widziałem kolumny wystające ze śniegu i obeliski gęsto zapisane tajemniczymi hieroglifami. Gdy zbieraliśmy opał na plaży, daleko w morzu zobaczyłem ruiny wieży, wydaje mi się, że mogła to być latarnia morska, stojąca przy niegdysiejszym brzegu.

Cały czas jestem głodny, zmęczony i zmarznięty na kość. Raz dziennie rozpalamy ogień, by się ogrzać i przygotować strawę. Najczęściej musimy podzielić się jedną albo dwoma rybami na pięć osób. Jedyne czego nam nie brakuje to woda, jakiś nieszczęśnik z poprzednich cykli miał garnek, w którym topimy śnieg.

Nie ma ucieczki przed zimnem. Nawet pisząc te słowa, drżę z chłodu. Kilka razy, gdy wyruszaliśmy na polowanie, śnieg padał tak mocno, że na wyciągniecie ręki nie było nic widać. Często wieje ekstremalnie zimny wiatr, kilka razy widzieliśmy też w oddali białe niedźwiedzie. Na północy jest teraz lato, więc tu jest zima, daje to nadzieję, że wkrótce zrobi się cieplej, ale obserwując faunę tego miejsca, wiem, że to kraina wiecznej zimy. NIENAWIDZĘ TEGO MIEJSCA!

Czy obłęd może rozprzestrzeniać się jak choroba? Jeśli tak, to boje się, że wkrótce wszyscy na nią zapadniemy. Zacznie się u jednego z tych głupców (o ile już się nie zaczęło) i przejdzie na mnie, lecz jestem silny, łatwo się nie poddam. Jak długo zdrowy człowiek pozostanie normalny otoczony przez szaleńców?

Co do moich towarzyszy, zastanawia mnie kto umrze pierwszy. Wszyscy są tak samo wycieńczeni jak ja. Codziennie kłócimy się przy ognisku, a potem unikamy kontaktu.

Tar-Taruk chyba już zwariował, wczoraj wymamrotał, że tak naprawdę umarliśmy, a to miejsce jest karą za nasze grzechy. Szaman zdaję się mieć dobry humor, a gdy dyskutujemy nad tym jak się stąd wydostać, on cicho chichocze. Był pierwszym który tu trafi, więc wygląda na to, że jest pierwszym który stracił rozum. Nie ufam mu.

Zabawna sprawa; dwójka druidów nienawidzi się nawzajem bardziej niż rude gobliny, gdyż stoją po przeciwnych stronach wojny domowej toczącej się w ich szeregach. Wodybicz walczy dla młodego Fulmara, zaś Hagmyr to tradycjonalista wspierający mistrza Sunkara. Próbują maskować swoje emocję, ale widać, że nie mogą zdzierżyć swojego towarzystwa.

Wodybicz otwarcie mną gardzi. Nie rozmawia ze mną, tylko czasami rzuci wulgaryzmy. Myślę, że będzie próbował mnie zabić. To będzie ostatnia satysfakcja przed nieuniknioną śmiercią. Na jego miejscu zrobiłbym to samo.

Hagmyr jest pełen determinacji by się stąd wydostać. Przy ognisku sformułowaliśmy kilka teorii, które mogłyby nam umożliwić ucieczkę, ale wszystkie okazały się ślepymi zaułkami. Twierdzi, że skoro raz na siedem lat kanały transportowe się aktywują, moglibyśmy się do nich podpiąć i użyć do ucieczki. Trafilibyśmy do innej piramidy… może i byłoby to wykonalne, ale jak mamy przetrwać tu siedem lat?! Zresztą, jestem pewien, że on coś ukrywa, tylko głupiec ufałby druidowi.

Jagor, mój kolega mag, ciągle mnie obserwuje. Zdaje się przyjazny, ale myślę, że to tylko maska. Nie ufam mu. Zwłaszcza, gdy dowiedziałem się, że jest pacyfistycznym zwolennikiem izolacyjności Eskaronu. W najlepszym wypadku jest głupcem, a w najgorszym parszywym zdrajcą. Magowie nie są głupcami, więc wniosek jest jeden.

Kończy mi się żar, więc wkrótce zaczną się efekty uboczne odstawienia, a w nocy koszmary nie dadzą mi spać. Nie ma dnia bym nie myślał o przeszłości…

Minęły kolejne dni, nawet nie wiem jak długo już tu tkwię. Jest ze mną coraz gorzej.

Mocno schudłem, mam niechlujny zarost i czuje się jak dzikus. Oddałbym wszystko, byleby przestało być tak cholernie zimno! Mam kłopoty ze snem, koszmary wróciły. Często dostaje ataków paniki, duszę się i nie mogę oddychać. Miałem niegdyś takie trudne okresy, ale przeżywałem je dzięki alkoholowi, drogim narkotykom i płatnej miłości. Teraz nie mam nic.

Z każdym dniem dopada mnie beznadziejność i frustracja. Jestem hetmanem z doświadczeniem wyniesionym z wielu bojów, a bezsilnie tkwię w tym bagnie! Biegam z dzidą za fokami (te cholerne bestie są zaskakujące szybkie) i kulę się w łachmanach do małego ogniska. Jeszcze niedawno byłem dostojnikiem, przyjmowanym niczym król na północnych dworach, pijałem najdroższe wina i jadłem najlepsze posiłki w całej Viancie, a wczoraj biłem się o nadgryzioną głowę ryby. Jakże nisko upadłem.

Wydaję mi się, że jestem ostatnim, któremu to miejsce nie odebrało rozumu. Moi towarzysze próbują ukryć szaleństwo niczym pijak nietrzeźwość, ale ja ich rozszyfrowałem. Z dnia na dzień widzę, jak coraz głębiej nurkują w głębie obłędu. Ciągle mnie obserwują i szpiegują, nie mam wątpliwości, że chcą mojej zguby. W nocy słyszę, jak spiskują, chcą moich sekretów, chcą zguby Eskaronu! Póki co będę udawał, że o niczym nie wiem, ale gdy zaatakują będę gotowy!

 

++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++

 

Zbliżał się świt i polowanie, więc Kessel ostrzył włócznie w bladym świetle run iluminacyjnych. Miał nadzieję, że tym razem uda się zdobyć jedzenie, bo od dwóch dni nie jedli.

– Niech to szlag! – przeklął, gdyż rozciął sobie dłoń. Wściekle rzucił włócznie w kąt. – Nienawidzę tego miejsca!

– Nie przesadzaj, nie jest tu tak źle – rzekł Tar-Taruk, siedząc pod ścianą.

Kessel był tak pochłonięty naprawą włóczni, że nawet nie zauważył, kiedy szaman wszedł do jego komnaty.

– Co tu robisz dzikusie? Czego chcesz?

– Przyszedłem w gościnę, jak to mówią „samotny umysł, łatwo popada w obłęd”, a ciężko o większą samotność niż nasza izolacja.

– Taki umysł jest cechą słabych ludzi – Kessel prychnął, próbując szmatą zatamować krwawienie. – Magowie z Eskaronu należą do najsilniejszych w całym świecie, szkolono nas do przetrwania gorszych rzeczy.

– W moim kaganacie mówi się, że „nie ma wstydu w wyniesieniu ran z ciężkiej bitwy”. Nie oszukujmy się, toczymy tu niełatwą walkę – szaman, wstał i kucnął przy nim. Przejechał dłonią po kałuży krwi i posmarował nią twarz. – Jeśli widmo nieuniknionej i pełnej cierpienia śmierci na lodowym pustkowiu nie sprawi, że oszalejesz, to co sprawi?

– Szukasz wymówek dla swych słabości szamanie, a to oznacza, że już się poddałeś. Ja będę walczył do końca.

– Dlaczego?

– Nie mogę przynieść hańby błękitnemu sztandarowi Eskaronu. Muszę się stąd wydostać i poinformować radę protektorów o tym miejscu. To moja misja, zrobię wszystko by ją wykonać.

– Ha, ha, ha! Kogo obchodzi to zapomniane przez bogów miejsce? – Tar-Taruk wstał i zaczął mazać krwią po ścianie. – Łapiesz się resztek przeszłości, wymyślasz sobie rozkazy, bo to ostatnia, mała rzecz, która trzyma cię przy życiu!

– Zamilcz! Nie oceniaj mnie według swoich prymitywnych standardów – Kessel splunął z pogardą. – Brudny dzikus wywodzący się z kultury żyjącej z grabieży i mordu, wierzącej w kretyńskie zabobony, będzie analizował mój stan umysłu. Niedorzeczność.

– Co sprawia, że ludzie gubią rozum? – szaman przestał mazać po ścianie i spojrzał na niego badawczo. – Jakie potworne wydarzenia muszą to spowodować? Żołnierz ocierający się o śmierć na długiej wojnie. Matka tracąca dziecko i wolę do życia. Król żyjący w ciągłym strachu przed atakiem skrytobójcy i trucizną w jedzeniu. Albo… pewien czarodziej doprowadzony do obłędu przez poczucie winy! Brzmi znajomo kacie z Ugarytu?

– Za zasługi w trakcie tej misji dostałem dwa medale i najwyższe pochwały głupcze! Dwa! – zawołał z furią Kessel. – Jeśli protektorowie wydaliby rozkaz, to ruszyłbym na taką samą misję jeszcze raz, nie zawahałbym się nawet chwili. Mój umysł nie doznał uszczerbku w trakcie operacji Ugaryckiej, więc te miejsce tym bardziej mnie nie złamie…

– Mokra żaba nie zmoknie na deszczu, prawda?

– Co?

– Najemnik nie umrze od ukąszenia żmii, jeśli włócznia już przebiła mu serce – szaman uśmiechnął się zagadkowo.

– Daruj sobie te żałosne porównania, wiem co chcesz powiedzieć, ale ja nigdy nie oszaleję! Od lat toczę wojnę z obłędem i nie przegrałem żadnej bitwy, nigdy!

– Po co z tym walczysz? Obłęd nie od dziś puka do twych drzwi, a twoja rodzina ma szaleństwo we krwi! – Szaman podszedł do niego bardzo blisko, jego pokryta krwią twarz w bladym świetle wyglądała upiornie. – Przypomnij sobie co się stało z twoim młodszym bratem. Teraz nadszedł czas na ciebie.

– Skąd… skąd ty o nim wiesz?

Czarodziej schował twarz w dłoniach, głowa mocno go rozbolała. Przez umysł przeleciało mu tysiące myśli, czuł się bardzo dziwnie. Dłonie mu się trzęsły, a serce biło jak oszalałe, znów miał problem z oddychaniem.

– Kessel. Kessel!

W drzwiach stał Tar-Taruk, odsłaniając kotarę z brudnych szmat.

– Co? – spytał czarodziej, będąc bardzo zmieszanym. Działo się z nim coś złego.

– Zaraz wychodzimy na polowanie. Z kim gadałeś?

– Co? Z tobą…

– W sensie nie teraz magu, przed chwilą słyszałem, że coś gadałeś. Dobrze się czujesz? Czemu masz krew na twarzy?

Kessel z przerażeniem zauważył, że oblicze szamana było czyste.

– „Z kim ja rozmawiałem? Halucynacja… obłęd znowu się zaczyna!” – pomyślał przerażony i spojrzał na ścianę, na której, krwią wypisane były trzy linijki:

„Kat z Ugarytu

Kat z Ugarytu

Kat z Ugarytu”

– Mokra żaba nie zmoknie na deszczu – złapał włócznie drżącą dłonią i minął skonfundowanego szamana.

 

++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++

 

Po polowaniu ogrzewali dłonie, skuleni nad małym ogniskiem. Atmosfera była ciężka, znaleźli tylko dwie zamarznięte ryby.

– To miejsce jest nienaturalne, powinno zostać zniszczone, starte na proch! – sapnął gniewnie Hagmyr.

– Powinno być dogłębnie zbadane – odrzekł Jagor prychając. – Nie możemy zostawić takiej wielkiej tajemnicy niezbadanej. Wystarczy, że wciąż nie wiemy, dlaczego wszyscy druidzi są tacy tępi i zabobonni.

– Typowa arogancja Eskarońskich psów!

– Nie obrażaj błękitnego sztandaru! – syknął Kessel.

– Błękitnego? – Wodybicz spojrzał na niego z nienawiścią. – Raczej szkarłatnego, ociekającego krwią niewinnych, zgładzonych pod butami chorych katów takich jak ty Kessel.

– Nic nie wiesz głupcze! – czarodziej wstał wściekle od ognia. – Zabiłem zdrajców zagrażających misji o najwyższym priorytecie. Miałem dowody ich winy i świadków, uwierz mi zasłużyli na to co ich spotkało! Po tej misji zostałem nagrodzony dwoma orderami i pochwałą od całej rady protektorów! To druidzi rozdmuchali i przekłamali tę historie, podwajając ilość zabitych i fałszując dowody. Zrobiliście ze mnie potwora, bo nie potrafiliście stawić mi czoła w uczciwej walce, a próbowaliście nie raz, ale z Eskaronem nikt nie wygra!

– Kłamiesz, prędzej uwierzę rudemu goblinowi niż magowi. Wiesz, że mamy wyznaczoną wysoką nagrodę za twoją parszywą głowę?

– Wiem, sto złotych koron. Niejeden skrytobójca, morderca i druid próbował ją zdobyć, każdy ginął z mojej ręki. Co się stało, może też chcesz spróbować? Hm? Tkwię tutaj z dwoma takimi śmieciami, może… może wy też rozpowszechnialiście te kłamstwa, co? To był wasz pomysł?! Wy to zrobiliście?!

– Oszalałeś magu. Wątpię, by ta historia była „rozdmuchana”, wręcz przeciwnie – wzrok Wodybicza bił czystą nienawiścią. – Słyszałem, że wasze oddziały specjalne likwidowały świadków i niszczyły dowody twych zbrodni. Twoi koledzy, prawda? Bo ty też jesteś częścią oddziałów specjalnych, które lata temu dokonały zbrodni, przy których twoja występki bledną. To oczywiste, że Eskaron stoi za wojną domową w naszych szeregach. Jestem tego pewien! Oddziały specjalne zaogniły konflikt, grzebiąc szansę na pokój w trakcie incydentu w Agengradzie. A kto inny miałby zasiać ziarno niezgody, jeśli nie chory kat z Ugarytu! To musiałeś być ty, to twoja wina!

– Więc wojna domowa między druidami to moja sprawka?! I kto tu oszalał?!

– Kessel ma racje, to nie była wina magów – niespodziewanie poparł go Hagmyr. – Fulmar jest młodym głupcem chciwym władzy. Jego śmieszna rebelia zostanie wkrótce stłumiona, a on powieszony jak pies.

– Nie mów źle o Fulmarze! – krzyknął Wodybicz. – To prawdziwy przywódca, który poprowadzi nas do złotego wieku. Przez czterdzieści lat krąg Sunkara nie dokonał niczego. Nadal jesteśmy rozproszeni i słabi! Stary świat umarł, a arcydruidzi żyją jakby nic się nie zmieniło. Fulmar rozumie, że albo zmienimy tradycje i się dostosujemy, albo zginiemy! Pfff… Sunkar „największy mędrzec nowego świata” jest zbyt głupi by to zrozumieć!

Hagmyr zacisnął wściekle pieści, wyglądał jakby chciał się rzucić na Wodybicza.

– Wątpię by Eskaron maczał palce w rozłamie w waszych szeregach – odezwał się Jagor rzucając dookoła nerwowym wzrokiem. – Wasza wojna nie jest na rękę lordom protektorom. Stracili potwora z szafy, którym straszyli cały kraj i wytrząsali góry złota na wydatki militarne.

– O czym ty bredzisz? – spytał zdziwiony Kessel.

– Ja znam prawdę o tobie kacie z Ugarytu! Wiem, że jesteś częścią kompleksu militarno–magicznego! Ja wszystko wiem! – Jagor wyglądał na rozgorączkowanego, ręce mu drżały, a oczy biegały po reszcie towarzystwa. – Mamy w Eskaronie najmniejszą armię świata i jednocześnie największy budżet militarny. Władza wpadła w ręce osobników, czerpiących wielkie korzyści z wojny. Arcymagowie, handlarze bronią, właściciele kompani najemnych i wysocy rangą urzędnicy, wszyscy zarabiają olbrzymie pieniądze! Agresywna i niepotrzebna ekspansja pożera olbrzymie fundusze, a kto wie, ile kosztuje utrzymanie oddziałów specjalnych. Od dnia Sferostyku nie było nawet jednego spokojnego dnia na granicy! To się skończy jak w teorii domina, rozpętamy jedną wojnę za dużo i reszta świata rzuci się na nas jak głodne psy!

– Ha, wiem o co tu chodzi! – Kessel spojrzał na maga z niechęcią. – Jagorze ile rotacji spędziłeś służąc w oddziałach magów bitewnych?

– Nie byłem w armii…

– Wiedziałem! Pieprzony defetysta i tchórz! Nigdy nie ryzykowałeś życia za Eskaron, ale nie przeszkadza ci to żyć w luksusach i bezpieczeństwie zbudowanym na krwi prawdziwych patriotów. Brzydzę się tobą, jesteś jak robak, żyjącym w trupie jelenia, narzekającym na brutalne wilki które go zabiły. Tobie podobni tylko umniejszają wszystkim dobrym żołnierzom, którzy oddali życie za błękitny sztandar!

– Jesteś idiotą! Oni nie oddali życia za Eskaron, ale za interesy kliki czerpiącej korzyści z wojny, ale… ty to wiesz! Jestem pewien, że wiesz, bo jesteś częścią kompleksu, nie zgrywaj idioty! Nie wiem jaka jest twoja ranga, ale to, że po masakrze w Ugarycie zamiast lochu dostałeś awans jest dla mnie wystarczającym dowodem! Opowiadasz nam tu o honorze i poświęceniu, a niczym świnia przy korycie czerpiesz dobra zagrabione innym nacjom i szerzysz totalitarny ucisk!

Jagor wstał od ognia i zaczął chodzić po komnacie mamrocząc do siebie.

– Były trzy etapy, pierwszy trwał dekadę po Sferostyku. Eskaron zaczął jako republika, lecz władza została przejęta przez sześciu potężnych arcymagów. Potem przez dwadzieścia lat oczyściliśmy centralne ziemie z dzikusów, potworów i bestioludzi, a oni ugruntowali swoją władze. Potem rozpoczęli trzeci etap: ekspansje. Po co stworzyliśmy Eskaron? By magowie w końcu byli wolni od władzy imperatora i wrogiego motłochu. Młodych adeptów uczy się, że jesteśmy otoczeni przez wrogów, szpiegów i zdrajców. To poniekąd prawda, ale czy sąsiednie kraje są nam wrogie? Nie! To bzdura, oni się nas bardziej boją niż my ich!

– Mylisz się, głupi ignorancie! – Kessel też wstał. – Od dnia Sferostyku jesteśmy otoczeni wrogami! Zagłada wisi nad nami każdego dnia! Ile krajów musi zniknąć z mapy, żebyś otworzył oczy? Mogavir został zniszczony przez hordę gnolli, Kergard przez orki, Turfa zalana przez rzecznych piratów, a niegdyś piękne i wspaniałe dekapolis zamieniło się w martwe miasta! A przyszłość nie rysuje się lepiej! W lasach i górach roi się od bestioludzi, bandytów i potworów. Musimy być silni albo w najgorszym razie wyrżną nas bestioludzie, a w najlepszym podbije nas Pięciogród, albo Hegemoren! Nie mówiąc już nawet o pieprzonych dzikusach z kaganatów, takich jak Tar-Taruk, którzy łapią ludzi do niewoli, wycinają im serca i składają je w ofierze mrocznym bogom!

– Nie tylko serca. Czterej jeźdźcy przyjmą ofiarę z czaszek, a Piramider akceptuje nerki, szuka w nich sekretów – wyjaśnił grzecznie Tar-Taruk. – Ale faktycznie serca są najcenniejsze i tylko one zagwarantują wam silne dzieci i bogate łupy. Kiedyś wyrwałem bijące serce olbrzymowi, ale nie oddałem go bogom, zachowałem je dla siebie. Dlatego tu jestem… to kara…

– Przestań bełkotać dzikusie, nikogo to nie obchodzi – Kessel podszedł do Jagora i stanął tuż przed nim. – Musisz być szalony, żeby nie widzieć prawdy. Trząsłeś się ze strachu jak pies na myśl o ryzykowaniu życia jako mag bitewny i dlatego chronisz się tą wydumaną filozofią, używając jej jak tarczy. Gdyby wszyscy magowie byli tacy jak ty, Eskaron już dawno by spłonął.

– A gdyby wszyscy byli takimi bezmyślnymi owcami jak ty, to cała Vianta spłonęłaby jak stary świat!

Jagor pchnął go gniewnie. Był osłabiony i głodny, więc efekt był mizerny.

– Nie dotykaj mnie tymi tchórzliwymi łapami, jestem oficerem! Atak na mnie, to jak atak na Eskaron!

– Uspokójcie się magowie! – Hagmyr wstał i ruszył ku nim.

– Po co?! I tak wszyscy zginiemy! – Kessel splunął z pogardą. – Każdy z nas to wie, zostało nam kilka dni, może tygodni. Spójrzcie po sobie, byliśmy elitą Vianty, a teraz wyglądamy jak wygłodzeni żebracy! Każdego dnia jest mi coraz zimnej i trudniej wrócić z polowania. Już wkrótce zaczniemy umierać jeden po drugim. Może oszalałem, ale wolę zginąć w walce! Jedyne nad czym się waham to to czy bardziej nienawidzę parszywych druidów, czy… zdrajców!

Kessel uderzył Jagora w twarz, a ten upadł na ziemie. Hagmyr skoczył go powstrzymać, ale Wodybicz złapał go za nogę.

– Krwią zapłacisz za zniewagę Fulmara!

– Puść mnie baranie!

– Kompleks militarno–magiczny, protektor Archeon o nim ostrzegał zanim zniknął! – Jagor wstał i zaczął szarpać się z Kesselem. – Sekretne projekty, tajne operacje oddziałów specjalnych, wojny w których nie powinniśmy brać udziału, to sięga zbyt głęboko… ała!

– Dostaniesz za swoje kacie z Ugarytu!

– Nienawidzę was druidzkie psy! Z Eskaronem nikt nigdy nie wygrał!

– Ten kto kontroluje pieniądze narodu, kontroluje cały naród!

– Fulmar to syn dziwki, każdy to wie! Nie ma prawa rządzić psią budą, a co dopiero druidami! Nasi przodkowie przewracają się w grobach! Bez starych tradycji zginiemy!

– Do grobu z Sunkarem i waszymi tradycjami!

– Zapłacicie za wasze plugawe kłamstwa, śmierć druidom!

– Oddaliśmy władzę w ręce tyranów! Skoncentrowana władza zawsze prowadzi do nadużyć i korupcji! Zawsze!

– Jestem oficerem Eskaronu i zginę jak oficer! Za błękitny sztandar!

Druidzi i magowie szamotali się po podłodze, krzyczeli wulgaryzmy i wymieniali ciosy.

– Hmm i kto tu jest dzikusem? – szepnął siedzący przy ogniu Tar-Taruk. – Dziwi mnie, że nie słyszą tych dziwnych dźwięków. To musi być odgłos kopyt czterech jeźdźców, jadą po mnie. To dobrze…

Szaman bełkotał dalej, a walka w kącie sali trwała jeszcze przez długi czas.

 

++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++

 

Minęły kolejne dni… a może tygodnie? Chłód i wyczerpanie wkrótce wpędzą nas do grobu. Obłęd mych towarzyszy eskaluje, rzadko kiedy rozmawiamy, nie mamy sił, ale widać po nich, że są na krawędzi. Wszyscy kompletnie oszaleli, nie mam co do tego wątpliwości.

Jagor jest przekonany o spisku pierwszych, którzy stworzyli Codexus – tajną organizację rządzącą Viantą z ukrycia. To oni stoją za uwięzieniem go w piramidzie. Zdaje się niegroźny, o ile nie odkryję, że jestem częścią spisku. Nie może się o tym dowiedzieć! Pierwsi obiecali mi, że jeśli im pomogę to mnie stąd wypuszczą!

[Trzy powyższe zdania zostały przekreślone]

Nie, jednak po chwili zastanowienia przypomniałem sobie, że i owszem jestem częścią spisku, ale nie związanego z tym głupcem. Nie mogę tu więcej napisać.

Hagmyr ma wahania nastojów. Czasem jest pełen euforii i wiary, że przeżyjemy siedem lat. Obiecuje nam, że zabierze nas do swojego zamku i obdaruje złotem. Parę chwil później płacze w kącie i przeklina bogów. Jest niestabilny i niebezpieczny, muszę uważać.

Wodybicz nie odzywał się przez trzy ostatnie dni. Nie powiedział ani jednego słowa. Raz spojrzał na mnie i ruszył ustami, wydaje mi się, że chciał powiedzieć „Kat z Ugarytu”. To brzmi znajomo, wydaje mi się, że kiedyś słyszałem te słowa, lecz nie mogę sobie przypomnieć, gdzie. Ostatnio mam wrażenie jakbym zapominał o rzeczach. To musi być wina zmęczenia i odstawienia narkotyku. Co do Wodybicza, widzę w jego oczach głęboki obłęd. Muszę uważać.

Tar-Taruk zdaje się wierzyć każdego dnia w coś innego. Parę dni temu twierdził, że świat się skończył i jesteśmy ostatnimi ocalałymi. Później próbował mnie przekonać, że piramida jest areną i powinniśmy się pozabijać, by mroczni bogowie nas wypuścili. Potem mamrotał coś o czterech jeźdźcach, zakazanych krainach i innych barbarzyńskich wymysłach. Słyszy dziwne dźwięki i podobno widział tajemnicze światła na nocnym niebie. Czy tylko ja nie oszalałem w tym miejscu?

Kessel… tak, ja jako jedyny pozostałem przy zdrowych zmysłach. Jestem silny, ufny w błękitny sztandar, pełen nienawiści do wrogów Eskaronu i tego miejsca… bo to wróg Eskaronu. Powstrzymuje mnie przed pokorną służbą mej ojczyźnie, dlatego wczoraj sporządziłem oficjalne ultimatum dla piramidy. Ma mnie natychmiast wypuścić i zapłacić reperacje wojenne w wysokości dwustu koron płatnych w złocie bądź w bydle po obecnych cenach w Turi. Lepiej, żeby piramida skapitulowała, bo Z ESKARONEM NIKT NIGDY NIE WYGRAŁ! A ja już ostrzę moja włócznie. Jestem gotowy na wszystko i mam wiele planów dotyczących podboju zachodniej Vianty. To zdaje mi się wystarczający dowód na moje zdrowie psychiczne.

Wczoraj słyszałem, jak ktoś płacze i krzyczy. Bałem się wyjść (ostatnie trzy słowa przekreślone). Sporządziłem taktyczną obronę w mej komnacie, barykadując wejście i trzymając włócznie gotową do ataku. Żywcem mnie nie wezmą.

Okazało się, że ktoś zabił Hagmyra. Został dwadzieścia trzy razy dźgnięty sztyletem, krwawa masakra. Kto to zrobił? Wiem, że nie ja, więc zostaje Tar-Taruk, Jagor i Wodybicz. Chore dranie, szalone chore dranie. Co jeśli zrobili to razem, co jeśli będę następny?!

Zaraz… czy jestem pewien, że to nie ja go zabiłem? Już od wielu nocy śni mi się, że kogoś zabijam. Sny nie od dziś mieszają się z rzeczywistością.

Dlaczego tak łatwo mi przyszło zaakceptowanie, że to ja to zrobiłem. Nie potrafię skupić myśli, czuję się niesamowicie zagubiony. Jest mi zimno.

Niczego nie jestem pewien, oprócz jednej rzeczy. Ktoś wkrótce zginie.

Nie wiem, ile czasu już minęło, zdaje mi się, że miesiące, ale nie jestem pewien. Mam coraz większe problemy ze skupieniem, ciągle myślę… NIENAWIDZĘ TEGO MIEJSCA!

Odkryłem coś ważnego, coś bardzo ważnego! Wszyscy chcą mojej śmierci, to idzie wysoko w górę. Dlaczego tu trafiłem? To wina rady protektorów, zdrada! ZDRADA! Służyłem całe życie błękitnemu sztandarowi, a oni mnie zdradzają! Nie dość, że na misjach czyhały na mnie potwory, bestioludzie, bandyci, heretycy, dzikusy, szpiedzy, to tak naprawdę największym wrogiem byli moi dowódcy, bo to oni mnie wysyłali na niebezpieczne misje. Narażali mnie na śmierć każdego dnia! MAM DOŚĆ! NIENAWIDZĘ TEGO MIEJSCA, NIENAWIDZĘ WSZYSTKICH PROTEKTORÓW! NIENAWIDZĘ ESKA…

 

++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++

 

Kessel leżał przykryty foczymi skórami ze wzrokiem wbitym w sufit. Całe jego ciało drżało, lecz nie z powodu wszechobecnego zimna, ale dlatego, że nie spał od kilku dni. Minął dzień od śmierci Hagmyra, atmosfera stała się upiorna. Nadal musieli chodzić na polowanie i ogrzewać się wspólnie przy ogniu. Rozmowy były krótkie i nerwowe. Napięcie było przytłaczające, nie dość, że groziła im śmierć z wyczerpania i wychłodzenia to jeszcze musieli się przejmować mordercą. Kogo zabije następnym razem?

Towarzysze Kessela zachowywali się niepokojąco. Mamrotali sami do siebie, widzieli lub słyszeli dziwne rzeczy, mieli wahania nastrojów i napady agresji. On czasami też, ale był przekonany, że robi to podświadomie by wtopić się w otoczenie. Zawsze miał wytłumaczenie na swoje dziwne zachowanie, zrzucając winę na zmęczenie i efekt odstawienia narkotyków.

– Kessel, śpisz?

Czarodziej skoczył na równe nogi i złapał za włócznie. W progu stał Jagor.

– Czemu się tu zakradasz? Chcesz mnie zabić, tak?!

– Nie, przyjacielu! Uspokój się i odłóż broń, przyszedłem porozmawiać.

Kessel obrzucił gościa podejrzliwym wzrokiem.

– Hmm, dobrze, ale usiądź w przeciwnym kącie i trzymaj ręce tak bym je widział.

– Jest strasznie zimno, mogę je schować do kieszeni?

– Dobra, czego chcesz?

– Przyjacielu pomóż! My magowie musimy się trzymać razem, prawda? Nie chcę umierać! – Jagor wyglądał jakby był na skraju załamania nerwowego. – Przysięgam, jak się stąd wydostaniemy to podpiszę kontrakt na pięć rotacji w magach bitewnych! Będę walczył jak lew i umrę za Eskaron!

– O co ci chodzi?

– Wodybicz jest na trzecim poziomie i kuje lód. Robi to za naszymi plecami już od kilku dni, kiedy śpimy! Co jeszcze robi, gdy śpimy? ZABIJA! Hagmyr musiał to odkryć, a teraz ja niechcąco to zobaczyłem! Będę kolejny, boje się!

Jagor podszedł do niego na kolanach i szarpnął nim panicznie.

– Po co kopie w lodzie, wiesz? – rzekł pełnym trwogi głosem. – Chce tam zrobić grób i ukryć ciała! Zbrodnia idealna… nie ma ciała nie ma zbrodni! Ja nie chcę do lodu, ja nie mogę być pochowany w lodzie! To jeden wielki spisek, by zamknąć mnie w lodzie! ROZUMIESZ?!

– Wiedziałem, zaczęło się! – Kessel zaczął chodzić po pokoju. – Druidzkie ścierwo! Chce mnie zabić, oni wszyscy na mnie czyhają! Jestem w końcu najlepszym magiem bitewnym w całym Eskaronie, chcą się mnie pozbyć i zniszczyć mój kraj! Tylko ja stoję im na drodze! Nie mogę umrzeć, muszę służyć błękitnemu sztandarowi, beze mnie wszystko się posypie…

– Nie możemy iść sami, trzeci poziom to jego teren. Pewnie ma pułapki albo wytresowane wilki! Drań! Szaman musi iść z nami! Lecz musimy uważać, on może być częścią spisku!

– Spisku? Którego?

– To ty nie wiesz? – zdziwiony Jagor rozejrzał się konspiracyjnie i dłonią pokazał, by Kessel się przybliżył. – Myślałem, że to rozgryzłeś. Już ci mówiłem, że to miejsce jest więzieniem zbudowanym tysiące lat temu po to, żeby mnie teraz uwięzić. Pierwsi wiedzieli, że to JA rozgryzę ich tajemnice. Jestem największym specjalistą w dziedzinie ich kultury, napisałem setki rozpraw i dwie książki w tym temacie. Moja wiedza jest większa od takich ekspertów jak protektor Archeon i arcymag Verenger. Ten pierwszy zaginął, a drugiego zabili w masakrze w Ovralid. Przypadek? Nie sądzę!

– Brzmi sensownie – Kessel kiwał twierdząco głową.

– Tak więc co zrobili? Wynajęli skrytobójcę, który zakopie mnie w lodzie! To on, Wodybicz! Nie rozumiesz? Jego imię: „Wodybicz” wody… bicz, co jest biczem na wodę? Lód, lód, lód!

– O cholera! Masz rację! To wszystko ma sens!

– Wiem, mamy mało czasu – Jagor sięgnął po włócznie i podał mu ją drżącymi dłońmi. – Musisz iść przekonać szamana, żeby nam pomógł. Ja będę pilnował wyjścia, żeby druid nas nie zaszedł od tyłu!

– Dobrze!

Kessel wyszedł z komnaty, a przez głowę przeszło mu tysiące myśli.

– „Czy Jagor ma rację, a jeśli nie to czy to ważne? Dlaczego miałby karmić moją paranoję? Cholera, ale tu jest zimno!”

Wszystko zdawało się odrealnione, od natłoku myśli kręciło mu się w głowie, a ciało drżało od adrenaliny.

– „Czy jeśli zabije Wodybicza, agenta pierwszych, to zostanę uwolniony? Chyba tak… na pewno tak! To musi zadziałać! Wspaniale, ale… czy ja o czymś nie zapomniałem? Cholera, chyba coś ważnego mi umknęło, nieważne! Muszę uratować Eskaron!”

Mag wręcz wpadł do komnaty Tar-Taruka, który siedział w kucki i patrzył na ścianę. Nawet nie spojrzał w jego kierunku.

– Szamanie! Mamy druida do zabicia!

– Hm, znowu?

– Co? Nieważne, Wodybicz jest na trzecim poziomie i kuje lód!

– Ludzie są taką łatwą zwierzyną…

Kessel zauważył, że szaman nie oderwał wzroku od ściany i cały czas powoli kiwał głową.

– Mamy mało czasu, on kuje lód, żeby… żeby… zburzyć fundamenty Eskaronu? – dokończył niepewnie, nie potrafił sobie przypomnieć co się dzieje.

– Wkrótce wszyscy cofniemy się do prymitywnej natury, cała Vianta zdziczeje, a cywilizacja upadnie, lecz niestety nie zobaczę tego. Zguba jest pewna. Te miejsce, wiesz czym jest?

– Pułapką…?

– Nie, to ołtarz. Muszę złożyć dobrą ofiarę, by czterej jeźdźcy zechcieli mnie zabrać. Stanę się bogiem lodu i deszczu. Taniec ze śmiercią już się zaczął…

– Zaraz… czy to ty zabiłeś Hagmyra? – mag odsunął się podejrzliwie.

– Kessel, nie. Ty go zabiłeś.

– Dlaczego? – mag poczuł mocny ból głowy, a serce biło mu jak oszalałe.

– Mówiłeś, że dostałeś rozkazy od rady protektorów, że to misja o największym priorytecie i że z Eskaronem nikt nie wygra. Ja myślę, że zrobiłeś to, bo on znał sekret.

– Jaki sekret? O czym ty… – Kessel musiał usiąść na łóżku, kręciło mu się w głowie. Czuł się bardzo zagubiony.

– Mówiłem ci to zanim zabiłeś Hagmyra. Jeden z nas trafił tu nie bez przypadek, chciał tu trafić i ciężko nad tym pracował.

– Kto?

– Na pewno nie ja, trafiłem tu za karę.

– Bo ukradłeś serce olbrzyma? – rzekł niepewnie, miał wrażenie, że śni.

– Nie, zatrułem dwunastu chanów ubiegających się o rękę pięknej Ahinary. Dranie nie chcieli zdechnąć, więc poderżnąłem im gardła. Ich świtę wymordowałem, gdy pijani po uczcie spali w namiotach, ale na nic to było. Ta suka Ahinara uciekła i po drodze zabiły ją dzikie ogry. Jestem tu, bo bogowie mnie przeklęli. Mogłem zostać wielkim chanem, a pozwoliłem tępej dziwce pokrzyżować me plany. Bogowie nie patrzą przychylnie na głupców.

– Co prawda, to prawda.

– Więc wiemy, dlaczego ja tu jestem – szaman wciąż nie oderwał wzroku od ściany. – O twoich zbrodniach wiedzą wszyscy, ale co zrobili nasi towarzysze, że się tu znaleźli? Zastanawiałeś się nad tym?

– Nie jesteśmy tu za kare, ale dlatego że korytarze teleportacyjne pierwszych były na drodze naszej magii… prawda?

Szaman zdawał się go ignorować.

– Wiem co Hagmyr miał na sumieniu – Tar-Taruk uśmiechnął się złowrogo i sięgnął pod stos skór, wyciągając zwitek papieru. – Znalazłem to w jego komnacie, poczytaj jasugorze.

Kessel obrzucił papier wzrokiem.

 

To musiała być wola bogów, że to ja dostałem rozkazy wzmocnienia pieczęci w zamku barona Ranwy, do którego maszerowała Eskarońska armia, dowodzona przez Kessela. Udało mi się wydedukować, że w przeciągu siedmiu dni wszyscy byliśmy w niedużej odległości od siebie. Czyżby to był klucz, dlaczego tu jesteśmy?

Tar-Taruk trafił tu pierwszy i z jego bełkotu wywnioskowałem, że dowodził kaganatem, będącym dwa dni drogi konno od zamku Ranwy. Uciekał przed czymś, możliwe, że przed zemstą szamana Ulgara, który podobno zginął rozszarpany przez niedźwiedzia. Podejrzewał, że Tar-Taruk go zabił.

Gdy opuszczałem zamek, zostałem przeniesiony tutaj, a kolejnego dnia dołączył do mnie Wodybicz. Przy ognisku powiedział, że był w północnej Traki, myślę, że kłamał. Gdy wzmacniałem pieczęcie, oddział leśnych partyzantów nękał moje siły, a dowodził nimi nieznany z imienia druid Fulmara. Myślę, że Wodybicz sabotował moje działania albo polował na Kessela by zdobyć nagrodę.

Alva i Kessel prowadzili oblężenie zamku barona Ranwy, więc nic dziwnego, że się tu znaleźli.

Jagor jest dla mnie zagadką, zaprzeczył, że był w tej okolicy, lecz jest ekspertem w dziedzinie pierwszych, więc może chciał zbadać podziemia zamku? Został on zbudowany na antycznych ruinach, a pod ziemią są niekończące się korytarze pełne sekretów. Żałuję, że nie baron nie dał mi pozwolenia by je zbadać. Wierzę, że wzgórze, na którym stoi twierdza to w rzeczywistości przykryta grubą warstwą ziemi taka sama piramida, jak ta w której jesteśmy teraz. Czy magowie z poprzednich cykli też byli w pobliżu tej twierdzy, czy może rezydowali w pobliżu innych ruin pierwszych?

Kessel jest nieświadomy roli jaką odegrałem w zdobyciu przez niego przydomku Kata, gdyby wiedział, zabiłby mnie, a ja… ja bym się nawet nie bronił.

Gdy dwa lata temu zwiadowcy wykryli obecność jego armii, myślałem, że planował zdobycie naszej twierdzy w Orlej Przełęczy (już wtedy słynął z szybkich oblężeń). Dopiero gdy po wszystkim przesłuchałem jeńca, odkryłem, że w rzeczywistości polował na szalenie niebezpiecznego renegata, mającego wiele zbrodni na sumieniu. Gdybym o tym wiedział, zignorowałbym jego obecność.

Ale nie mogłem wiedzieć, Eskarońscy renegaci są wyjątkowo niewygodnym tematem, a ci którzy na dodatek parają się nekromancją… o nich wszelkie wzmianki i ślady są bezzwłocznie zacierane. Zadanie Kessela miało najwyższy stopień tajności, nawet jego podwładni nie wiedzieli kogo ścigają. Czy on wiedział? Bogowie… jeśli on wiedział… to by wyjaśniało jego fanatyczne dążenie do wykonania tej misji za wszelką cenę.

Kessel miał pięciu magów bitewnych i kompanie najemną „Złote Sępy” liczącą dwustu wojowników. Eskaron musiał im sporo zapłacić, skoro weszli w głąb Ugarytu – „Wielkiego Lasu”, rojnego od bestioludzi i potworów. Tylko klucznicy są na tyle szaleni, że się do niego zapuszczają, ale robią to w kilkuosobowych grupach, nie zwracając na siebie uwagi.

Myślałem, że wejście do puszczy było zmyłką, przejdą na wschód w osłonie lasu i wyłonią się przy zamku w Orlej Przełęczy. Zebrałem kilku młodych druidów, zwołałem pospolite ruszenie w Gravenhaffen i zebrałem garść najemników. To miała być krótka kampania, przewaga liczebna była po mojej stronie i działałem na rodzimym terenie…, lecz wszystko poszło nie tak.

Kessel nie poszedł na wschód, ale prosto na południe. Myślałem, że to sprytny wybieg, by zniechęcić mnie do pościgu, ale później dowiedziałem się, że nawet o mnie nie wiedział, wykonywał misję, nieświadomy, że za nim podążam.

Szliśmy za ich wyraźnym tropem, oznaczonym zabitymi dzikusami i martwymi najemnikami. Szli na południe, ciągle na południe. Mijały kolejne dni, ciągle odpieraliśmy ataki bestioludzi i koszmarnych potworów. Straciłem wielu wojowników, a medykamenty szybko się wyczerpały. Noce były najgorsze, na bogów… noce w Ugarycie były nawet gorsze niż ta przeklęta piramida. Wiele wspomnień wyparłem, ale do dziś pamiętam czysty strach w oczach moich wojowników. Korony drzew były tak gęste, że nie było widać gwiazd ani księżyców, a z otaczającej nas totalnej czerni dochodziły koszmarne wycia, a po nich ataki potworów.

Zacząłem rozważać odwrót, ale wtedy dotarliśmy do spalonej osady.

Nie wiem, jak się nazywała, ale jej mieszkańcy musieli być twardzi, skoro tak długo przetrwali w Ugarycie. Widziałem wiele bestialstw i zbrodni w trakcie mej służby na pograniczu, lecz to wszystko bladło w obliczu tego co wtedy zobaczyłem.

Niewyobrażalne wręcz precyzyjne okrucieństwo. Wszystkie zwłoki były porąbane, z większości wyrwano kości, a inne były pocięte na małe kawałki. Koszmarne sterty posiekanych trupów. Nie oszczędzili kobiet i dzieci, zabili wszystkich.

Byliśmy wstrząśnięci tą masakrą, Kessel musiał zapłacić. Nie pasowało mi, że zgliszcza były zimne, a jego oddział był zaledwie kilka godzin przed nami, ale byłem rozgorączkowany wizją zemsty. Chciałem dobrze…, ale to żadne usprawiedliwienie, prawda?

Kolejnego dnia nawiązaliśmy kontakt wzrokowy z oddziałem Kessela, rozkazałem natychmiastowy atak. Bitwa była długa i krwawa, lecz nie przyniosła rozstrzygnięcia. Obaj straciliśmy połowę wojowników, reszta była w większości ranna i skrajnie wyczerpana. Kessel się wycofał, a ja po krótkim odpoczynku wznowiłem pościg.

Minęły kolejne tygodnie, tygodnie! Polowaliśmy na nich, a oni na nas. Nie mogło dojść do otwartej bitwy, mieliśmy zbyt wyrównane siły, więc kąsaliśmy się w nocnych rajdach, pułapkach i sabotażach. W pościgu ruszyliśmy jeszcze głębiej do Wielkiego Lasu, myślałem, że porzucił plan ataku na zamek i ucieka. Chciałem go dopaść i wrócić z jego głową na włóczni. Dumny Eskaroński hetman ucieka przede mną jak pies! Ależ byłem głupi.

Dopiero później dowiedziałem się, że Kessel nie tylko zmagał się z atakami nekromanty, bestioludzi i mojej armii, ale jeszcze ze zdrajcami. Po drodze napotkaliśmy kilku powieszonych najemników, nekromanta musiał mieć przyjaciół w wysokich kręgach i ktoś sabotował tę misję. Jakim cudem Kessel przetrwał otoczony przez wrogów i dotarł tak daleko? Co go gnało do zakończenia tej misji?

Moi żołnierze byli skrajnie wykończeni, ledwo spaliśmy po nocach i ciągle maszerowaliśmy bądź walczyliśmy. Wyglądaliśmy jak chodzące zwłoki. Obiecywałem im krótką wyprawę i łatwe zwycięstwo, a dostali podróż do serca ciemności.

Każdego dnia las wyglądał tak samo, miałem wrażenie, że jesteśmy ciągle zagubieni. Każdy dzień zdawał się coraz ciemniejszy, a noce zimniejsze. Mogliśmy się wycofać, lecz mówiłem ludziom, że nie możemy wybaczyć takich zbrodni. Prawda była taka, że pchała mną chciwość wymieszana ze strachem. Pragnąłem zabić Kessela, aby wrócić do cywilizacji jako bohater, na którego spłyną zaszczyty, pieniądze i władza. Im głębiej wchodziłem w las, tym bardziej chciwość zostawała zastąpiona strachem z porażki; miałem wrócić z niczym prócz śmiercią mych podwładnych? Miałbym powiedzieć ich rodzinom, że zginęli na marne? To byłby mój koniec, musiałem wygrać za wszelką cenę.

Straciłem rozum w tym przeklętym lesie, czułem, że gdy tylko postawiłem w nim stopę, zostawiłem całe człowieczeństwo i moralność za sobą. Wydałem całe złoto, by wynająć plemię ogrów, które zaatakowało Kessela, ale on zwyciężył. Zapłaciłem pancerzami zdartymi z trupów plemieniu goblinów, by w nocy zatruły jego zapasy. Kolejnego dnia spotkaliśmy przy trakcie wiele napuchniętych zwłok, ale on kontynuował marsz. Używałem różnych brudnych sztuczek by go osłabić i spowolnić, ale on wciąż maszerował.

Jego wytrwałość była niesamowita, nienawidziłem go i podziwiałem. Wyrżnęliśmy nawzajem swoje siły, a na dodatek ciągle atakowały nas dzikusy. Byliśmy strzępami, Ugaryt wziął nas w swoje szpony, przeżuł i wypluł, a my leżąc półżywi jeszcze się kopaliśmy.

Z czterech setek wojowników zostało mi stu, wszyscy ranni i na skraju śmierci z wyczerpania. Byłem wtedy już pogodzony ze śmiercią, marzyłem tylko, by zdążyć najpierw zabić Kessela.

Raz trafiliśmy na grupę orków, grabiących zwłoki. Gdy nas zobaczyli rzucili się do ucieczki, krzykami błagając „armie trupów” o litość. Spojrzałem wtedy na swych żołnierzy, większość była tak wykończona, że nawet nie zauważyli tego wydarzenia.

Obłęd dobiegł końca kolejnego dnia. Odkryliśmy tajemnicze pole bitwy ze spalonymi zwłokami. Napotkaliśmy wojownika Kessela, który zaginął w trakcie walki. Wyjawił mi sporo informacji; okazało się, że renegat został pokonany, ale nie odszedł bez walki. Przez cały pościg prowadził partyzancką walkę i sabotował oddział Kessela, który myślał, że działam w zmowie z nekromantą.

Wtedy zrozumiałem, że Kessel nie uciekał przede mną, nie zamierzał atakować zamku w Orlej Dolinie i nie zabił cywili w spalonej osadzie. Ścigał ekstremalnie niebezpiecznego zbrodniarza, a ja mu w tym przeszkadzałem. To ja byłem tym złym w tej historii. Moja głupota i rządza sławy skazała na śmierć wielu moich i jego ludzi, a do tego niemal pozwoliła uciec zbrodniczemu renegatowi. Miałem… mam dużo krwi na rękach.

Ruszyłem za nim na północ, ale nie atakowałem. Chciałem jak najszybciej wyjść z tego przeklętego lasu. Byliśmy ledwie dzień od skraju puszczy, gdy zwiadowcy odkryli grupę koczowników, którzy gotowali się do ataku na Kessela. Nie myślałem długo i wydałem rozkaz zaatakowania ich z zaskoczenia. Wygrałem z dużymi stratami, sam zostałem ranny i po bitwie zemdlałem ze zmęczenia. Uratowałem Kessela, lecz nie dało mi to ulgi ani wybawienia.

Gdy wróciliśmy do cywilizacji, zostałem bohaterem za uratowanie zamku w Orlej Przełęczy. Moi przełożeni doszli do wniosku, że oczernienie Kessela będzie politycznie korzystniejsze, niż wyjawienie prawdy. Zaprotestowałem, nikt mnie nie słuchał. Kessel stał się krwawym katem, uciekający przez Ugaryt przed sprawiedliwością wymierzoną przez druidów; strażników ładu i bezpieczeństwa. Do tego rozpuszczono plotki, że brutalnie mordował podwładnych, którzy sprzeciwiali się jego zbrodniczym rozkazom. Wydano górę złota, by tę historie słyszano w każdym zakątku Vianty.

Od dnia, gdy wróciłem, koszmary nie dają mi spać. Ta misja w Ugarycie zmieniła mnie. Niegdyś byłem duszą towarzystwa, teraz boję się większych grup. Nic nie daje mi radości, a posiłki czy wino… wszystko smakuje jak kurz. Wolałbym wskoczyć do jamy cieniostwora niż wejść do jakiegokolwiek lasu. Mam koszmary i bywało, że przez kilka dni nie spałem. Czuję, że zamiast kości i krwi, jestem zbudowany ze strachu i bólu. Widzę, że Kessel ma podobnie, ale jego lekarstwem jest fanatyczne oddanie Eskaronowi, ja nie mam takiego luksusu.

Nie dawało mi spokoju kim był ten nekromanta, że Kessel tak zażarcie go ścigał. Wydałem dużą część mojej fortuny na szpiegów i informatorów. Dopiero niedawno udało im się wykraść tajne raporty z archiwów eskarońskich. Okazało się, że Kessel znał tego renegata… to był jego młodszy brat.

Cały ten koszmarny pościg przez najdziksze rejony Vianty, aby zabić brata, który para się obrzydliwą nekromancją. To on wymordował mieszkańców spalonej osady i bogowie wiedzą kogo jeszcze wcześniej. To musiało wywrzeć na niego jeszcze większy wpływ niż na mnie. Przez tę misję jestem strzępem, cieniem tego kim byłem niegdyś. Kessel… jakim cudem on to przetrwał? Nekromancja, czy mogło być coś gorszego? Protektorowie musieli utajnić te informację, gdyby to wyszło na jaw, Kessel stałby się wyrzutkiem we własnym kraju. Może w ten sposób zdobyli jego lojalność?

Piszę to, bo wiem, że śmierć wkrótce złapie mnie w swe lodowe szpony, a chciałbym, żeby on o tym wiedział. Dlaczego? Bo… nie mogę trzymać tego sekretu w sercu ani chwili dłużej. Czuje jak mnie pożera i deprawuje od środka. Muszę to zakończyć, póki jeszcze jestem chociaż cieniem dawnego siebie, czuję, że nie zostało mi wiele czasu nim się poddam. Kessel też jest na krawędzi. Napiszę mu list od rady protektorów z rozkazami, według których ma mnie zabić i kompletnie wymazać te wydarzenie z pamięci.

W końcu będę wolny.

 

Kessela zalały wspomnienia z upiornej wyprawy do Ugarytu. Ściganie nekromanty było ostatnim etapem misji. Najpierw musiał go wyśledzić, badając poszlaki w postaci niedokończonych eksperymentów. Mimo że był przemarznięty na kość, przeszły go dreszcze na myśl o pozszywanych ciałach, odorze gnijących zwłok i innych potwornościach, które znajdował w laboratoriach.

Rada otrzymała raporty o aktywności renegata, a po ustaleniu jego tożsamości jako protegowany protektora Lwa z Labaru dostał od niego możliwość podjęcia się misji eksterminacyjnej. Nie wierzył, że jego brat stał się nekromantą, aż do samego końca, gdy stawił mu czoła na końcu pościgu w Ugarycie.

Kalker był blady ze zmęczenia, wychudzony i jak zawsze ubrany na czarno, mówił, że to podoba się dziewczynom. Niegdyś zawsze był wesoły, pełen energii i buntował się przeciw wszystkiemu. Nie chciał jeść owsianki, uczyć się matematyki, słuchać nauczycieli, a jak był dorosły podważał politykę Eskaronu. Rodzice nazywali go „partyzantem” i chyba był ich ulubieńcem.

Wszystko się zmieniło po śmierci ojca w ataku Wielkiego Kaganatu Pogańskiego na zamek Czarnymur. Nikt nie przeżył masowego ataku tysięcy dzikusów, ale walczyli do ostatniej kropli krwi. Pole pod zamkiem było gęste od trupów najeźdźców.

Kessel był dumny z bohaterskiej śmierci ojca, a Kalker szalał z wściekłości. Według niego Eskaron nie powinien mieć twierdz wysuniętych tak daleko na zachód i doszukiwał się spisku w śmierci ojca. Oblężenie trwało siedem dni, lecz nie dotarła do niego żadna odsiecz. Siły w zamku były znacznie słabsze, niż nakazywały to przepisy, a najazd dzikusów podobno został sprowokowany atakiem oddziałów specjalnych na ich ziemie. Nie miał żadnych dowodów i po pogrzebie zniknął bez wieści na kilka lat.

Zobaczyli się ponownie na końcu pościgu w Ugarycie. Kessel rozbił jego nieumarłe siły i otoczył go kordonem wojowników. Kalker, gdy zobaczył, że to on prowadzi atak, zaniechał walki i po prostu stał patrząc na niego smutnym wzrokiem.

Kessel wyobrażał sobie, że jego brat zmieni się nie do poznania. Będzie biła od niego aura zła, będzie miał krwisto czerwone oczy, lub podobne głupoty, ale to był ten sam Kalker, z którym jeszcze niedawno podrywał dziewczyny w karczmie. Nie potrafił rozkazać łucznikom, by go zabili.

Zacisnął mocno zęby, ale to nie pomogło i łzy spłynęły mu po policzku. Ktoś to zauważył i krzyknął „nekromanta rzuca klątwę na hetmana!”. Kilka strzał przebiło ciało jego brata, Kessel kucnął koło niego i usłyszał ostatnie słowa:

– Uratuj matkę… uratuj matkę… uratuj matkę…

Kalker umarł, plując krwią i powtarzając te dwa słowa. Kessel otarł łzy i rozkazał spalić ciało brata. Jeden koszmar się skończył, a zaczął kolejny.

W drodze powrotnej do Eskaronu, otrzymał wieści, że jego matka popełniła samobójstwo. Podejrzewał, że tożsamość jego celu wyszła na jaw i nie mogła znieść śmierci Kalkera, lecz gdy wrócił do domu okazało się, że sekret jego misji pozostał nienaruszony. Skąd mogła wiedzieć? Czy w ogóle wiedziała? Czy to… w ogóle było samobójstwo?

Czy wszyscy skrytobójcy, których ostatnio zabił, byli wysłani przez druidów, czy może przez kogoś z Eskaronu? Kto sabotował jego misje w Ugarycie? Czy Eskaron go zdradził?

Kessel złapał się za głowę drżącymi dłońmi, czuł, jak coraz mocniej uderzają go wspomnienia i wątpliwości, tak długo tłumione przez narkotyki i siłę woli. Miał kłopoty z oddychaniem, dusił się i nie potrafił złapać tchu.

– „Nie! Nie teraz, muszę być silny, jeszcze tylko trochę!”

Zagryzł zęby, dławiąc myśli o odległej przeszłości… i zabiciu Hagmyra. Przypomniał sobie euforię, gdy dostał list od rady protektorów z rozkazami. Musiał go zabić, zapomnieć o tym i zrobić wszystko by pogodzić się z przeszłością. Zaczął dusić te myśli, wypierając je w odległe zakątki umysłu i recytując hymny pochwalne dla błękitnych sztandarów.

– Nikt nigdy nie pokonał Eskaronu. Nikt nigdy nie pokonał Eskaronu… – mamrotał pod nosem.

Po chwili jego umysł był wolny od wspomnień. Myśli o przeszłości uderzały niczym fale o skały, lecz za każdym razem instynktownie wykrzywiał się w grymasie bądź chował twarz za dłonią. To pomagało.

Spojrzał na Tar-Taruka, który przeniósł intensywny wzrok ze ściany na niego.

– Hagmyr uratował ci życie, a ty zadźgałeś go jak psa! Genialne! – szaman podszedł do niego z maniakalną radością. Klaskał i śmiał się. – I jeszcze, że niby ścigałeś nekromantę, obaj wiemy, że to nieprawda, nie było żadnego nekromanty! Spaliłeś zwłoki jakiegoś wojownika i zrzuciłeś swoje winy na niego, też tak robiłem! Jesteś wielkim Jasugorem! W porównaniu do ciebie, moje „osiągnięcia” są śmieszne! Raduj się, bo czterej jeźdźcy zabiorą cię jak chana! Zazdroszczę!

– Ja… nie mam pojęcia o czym bredzisz dzikusie. Mówiłeś, że jeden z nas trafił tu nie przez przypadek…

– Tak jasugorze, ktoś bardzo chce tu być i ciężko nad tym pracował.

– Skąd o tym wiesz?

Szaman uśmiechnął się tajemniczo.

– Jesteśmy szóstym cyklem, to znaczy, że przed nami było tu trzydziestu pięciu uzdolnionych intelektualistów jak my. I nigdy nikt nie rozgryzł jak się stąd wydostać? Dziwne!

– Bo stąd nie ma ucieczki!

– To dlaczego znalazłem sześć ciał z poprzedniego cyklu, co się stało z siódmym magiem?

– Wszystko się mogło stać! Może spalili jego zwłoki, pożarł go niedźwiedź albo poszedł się utopić do morza!

– Nie, nie, nie! Znalazłem notatki z ostatniego cyklu, wszystko znalazłem! – szaman gorączkowo poszperał po kieszeniach i zamachał mu przed oczami papierami. – Są napisane nienajlepszym stylem i widziałem ciekawsze fabuły, ale dokładnie opisują ostatnie dni poprzedniego cyklu. Zostało tylko trzech magów, resztę zjedli, a kości pochowali koło piramidy. Znalazłem je pod śniegiem, nie kłamali. Gdy stracili resztki nadziei postanowili popełnić samobójstwo, lecz gdy tu przybyłem, znalazłem tylko dwa ciała!

– Może ten trzeci stchórzył… i ruszył na północ…

– Dlaczego nie zjadł pozostałej dwójki?

– Powiedzmy, że faktycznie uciekł, po co miałby tu wracać?

– Kessel, przecież to miejsce skrywa potęgę! Absorbcja energii magicznej to tylko szczyt góry lodowej! Cóż może być na niższych poziomach? Sekret do wiecznego życia, regeneracja kończyn, zamiana ołowiu w złoto… to wszystko było możliwe dla pierwszych! I jest to ukryte tutaj! A skoro ten gość zdołał raz, to teraz też ucieknie! I wiem, że jeden z was był tu siedem lat temu!

– Kolejna teoria?

– Nie teoria, a logika. Te miejsce skrywa niesamowite sekrety, nie ma drugiego takiego w całej Viancie. czy gdybyś był w stanie stąd uciec, nie powróciłbyś? Ja bym wrócił, okiełznałbym te miejsce i zostałbym wielkim chanem, a Vianta leżałaby u mych stóp jak zbity pies! Ty pewnie wykorzystałbyś tę potęgę by zostać jednym z protektorów i błękitne sztandary wisiałyby od Dziwnej Pustyni po Góry Smoczego Ogona!

–Czyli… jest nadzieja, możemy przeżyć! Mądry z ciebie dzikus!

– Musimy odkryć tajemnice pierwszych, są ukryte na niższych poziomach skutych…

– Lodem! Wodybicz tam jest i go kuje, chce zdobyć sekrety dla siebie!

– Musimy go powstrzymać! Ta potęga będzie moja!

Tar-Taruk złapał za włócznie i wybiegł z komnaty, Kessel był tuż za nim. Po drodze minęli kulącego się ze strachu Jagora, który ostrożnie zaglądał na trzeci poziom. Tak jak się spodziewali zastali Wodybicza w głębokiej dziurze, kruszącego lód miarowymi uderzeniami sztyletu.

– Stój, co robisz? – zawołał Tar-Taruk.

– Siekam cebulkę, a co nie widać?

Druid prychnął i kontynuował swoją pracę.

– Wiemy o wszystkim, twoje knowania kończą się tutaj – zawołał gniewnie Kessel, a Wodybicz w końcu się odwrócił.

Wyglądał gorzej niż zwykle; oczy miał przekrwione, włosy sklejone potem, a jego twarz była pełna wściekłości.

– Ooo, widzę, że kat z Ugarytu mnie odwiedził, to się nie skończy dobrze. Czego chcesz eskaroński śmieciu?

– Przejrzałem cię druidzie! Wiem, że… że… ty…

Kessel trochę zmachał się zbiegając z góry i myśli mu się pomieszały. Przez chwile nawet nie potrafił sobie przypomnieć, gdzie jest i jak się nazywa. Był przerażony, ale te uczucie szybko zostało zastąpione falą nienawiści.

– … ty… to wszystko twoja wina! Chcesz nas wszystkich zgubić!

– O czym ty bredzisz?

– Jasugorze powiedz tylko słowo – rzekł Tar-Taruk ściskając mocniej włócznie.

– Zrób to!

Szaman rzucił włócznią, lecz nie trafił i broń uderzyła w lód. Tar-Taruk wyciągnął sztylet i rzucił się na przeciwnika. Kessel stał nad dziurą z włócznią, lecz nie mógł atakować, gdyż druid i szaman szamotali się złączeni w uścisku.

– Argh!

Mag zobaczył, że na dnie jamy pojawiła się czerwona kałuża. Jeden mężczyzna leżał i drgał z poderżniętym gardłem, a drugi powoli wstawał.

– Tar-Taruk?

– Nie, kacie!

Wodybicz wyskoczył z dziury i przewrócił go na ziemie. Nim mag zdążył zareagować, szaman spuścił włócznie, która wbiła się w jego prawy bok. Zawył z bólu, a druid wyrwał okrwawioną broń i podniósł ją do ataku. Kessel wyciągnął przed siebie ręce w rozpaczliwej obronie i zamknął oczy. Atak nie nadszedł i coś uderzyło w lód koło niego. Otworzył oczy i zobaczył Wodybicza, leżał z szeroko otwartymi oczami, a z jego pleców wystawał nóż.

– Dlaczego? – wyszeptał druid. – Dlaczego… tu jest… tak zimno?

– Kessel, dostałeś? – spytał Jagor, patrząc na niego badawczo.

– Tak, krwawię! Pomóż! Gdzie idziesz?

Czarodziej schylił się po włócznie i mamrocząc coś pod nosem, podszedł do rzężącego Wodybicza. Stanął nad nim i zaczął go raz po raz przebijać. Krew prysnęła w twarz leżącego obok Kessela.

– Zdychaj! – zawołał zmęczony Jagor. – Wszystko muszę robić sam, niech to szlag!

Mag przeszedł parę kroków i ciężko dysząc opadł pod ścianą.

– Głupcze, pomóż mi! – zawołał Kessel drżącą dłonią próbując tamować krew.

– Jest z tobą źle?

– Bardzo! Nie widzisz, że umieram?!

– Hm, no to przynajmniej ostatni problem sam się rozwiąże.

– Przestań bredzić i przynieś jakieś szmaty, muszę zatrzymać krwawienie. Patrz, leżę w pieprzonej kałuży!

– Kessel, nie pomogę ci. Jest mi na rękę żebyś zdechł.

– Co?!

– Myślałeś, że nie wiem?! – Jagor wściekle uderzył pięścią w lód. – Wszyscy jesteście częścią Codexusa; tajnej organizacji działającej w spółce z pierwszymi, chcecie mnie zabić! Przejrzałem wasz spisek, lecz zamiast przeszkodzić, pomogliście mi przeżyć, dopóki nie znajdę bezpiecznych destynacji dla piramidy. Wygrałem!

– O czym ty bredzisz? Posłuchaj mnie, oszalałeś masz omamy i twój umysł jest trochę zagubiony. To normalne, od tygodni jesteśmy na skraju śmierci. Przynieś mi szmaty na bandaże, to ci pomogę, jesteśmy przyjaciółmi, pamiętasz? Obaj jesteśmy magami, więźniami tego miejsca…

– Ha! Pudło głupcze – Jagor wyglądał na zrelaksowanego i szczęśliwego. – Nie jestem więźniem, przybyłem tu z własnej woli i mogę opuścić te miejsce w każdej chwili!

– Tar-Taruk miał racje – wyszeptał Kessel. – Cierpiałeś z nami tylko po to by w sekrecie zgłębić tajemnice tego miejsca.

– Zgadza się.

– Byłeś tu wcześniej, z poprzednim cyklem…

– Brawo! Jak na psa wojny, jesteś niegłupi.

– Jak się stąd wydostałeś?

– W mojej komnacie jest coś w rodzaju urządzenia kontrolnego. Z jego pomocą po tygodniach prób i błędów stworzyłem stabilny portal prowadzący do innej piramidy ulokowanej w Pięciogrodzie, podróż w jedną stronę niestety. Wiedziałem, że mam siedem lat, by się przygotować do kolejnej wizyty w tym cudownym miejscu. Zebrałem ogrom wiedzy i stałem się największym ekspertem w kwestii pierwszych. To była moja obsesja! Trzy lata temu udało mi się znaleźć wzmianki o tym miejscu w świątyni ulokowanej na Zatopionych Wyspach. Odkryłem prawdziwą funkcję tej piramidy i jej możliwości! Te miejsce… oni używali go jak statku wędrującego między światami. Teleportowali całą budowlę z okolicą, może nie teleportowali, ale zamieniali miejscami. Lecz aby tego dokonać, musieli nazbierać energię, dlatego to miejsce wysysa magię z całej okolicy.

– Dlaczego… dlaczego nie zabiłeś nas od razu?

– Potrzebowałem czasu by wprowadzić bezpieczne koordynaty. Znalazłem je w świątyni, o której mówiłem, lecz były niekompletne. Musiałem je porównać z informacjami tutaj, nie chciałem trafić do jednego z „zakazanych” światów, cholera wie co tam jest. Te okazy pochodzą z ich wędrówek – wskazał ręką po uwiezionych w lodzie istotach. – Gdy przybyłem tu pierwszy raz, nie mogłem oderwać wzroku od tych dziwacznych stworów. Siedziałem tu godzinami…

– Więc zamierzasz ruszyć w wędrówkę po światach?

– Tak, ale wiesz do czego jeszcze zdolne jest to miejsce? Mogę połączyć tunele z innymi piramidami, aktywować je i stworzyć antymagiczną sieć w całej Viancie.

– Ale… to byłby koniec Eskaronu!

– I dobrze! Niech Eskaron umrze, a z nim tyraniczny kompleks militarno-magiczny. Koniec Codexusa i spisków, koniec! Aktywuje piramidy i ruszę w kilkumiesięczną podróż po innych światach. Gdy wrócę magowie, druidzi i szamani, wszyscy zostaną wybici! Tylko ja będę w stanie zrozumieć te miejsce, tylko ja będę potrafił uratować mieszkańców Vianty i zabrać ich do lepszego świata! Będę, arcymagiem, imperatorem, bogiem!

– Nie, nie czyń tego! Oszczędź Eskaron!

– Nie oszczędzę nikogo. Pora na mnie, muszę wprowadzić ostatnie koordynaty i opuszczę te lodowe pustkowie. Kto wie, może jeśli nie wykrwawisz się zbyt szybko, to zobaczysz jak to miejsce budzi się do życia. Żegnam!

– Aaaaa! Przeklinam cię Jagor!

Czarodziej nic nie odpowiedział tylko powoli opuścił komnatę. Kessel, wściekle walnął pięścią w lód, co spowodowało falę bólu z rany.

– Nie poddam się! Za błękitny sztandar! Muszę… zrobić to mądrzę…

Powoli ściągnął kaftan i zbadał ranę. Wyglądała na głęboką i mocno krwawiła, ale grube ubranie z foczej skóry zamortyzowało uderzenie.

– W Ugarycie przeżyłem gorsze rzeczy. Dasz radę Kessel, zrób to dla Eskaronu! – rzekł używając ostrza włóczni do pocięcia brudnej szaty Wodybicza i robienia z nich bandaży.

Krwawienie zostało spowolnione, lecz nie zatrzymane. Mag użył włóczni by się podeprzeć i wstał z trudem. Wtem piramida zaczęła drżeć, a runy dotychczas świecące bladym światłem rozbłysły mocniej.

– Muszę go powstrzymać!

Ruszył po schodach, każdy krok skutkował eksplozją bólu. Zacisnął mocno zęby i wręcz charczał pokonując kolejne stopnie. Gdy w końcu dotarł do korytarza, skierował kroki do komnaty Jagora. Stanął przy ścianie i zebrał resztki sił. Był zmęczony, przemarznięty, głodny i ciężko ranny. Nawet teraz krew kapała na kamienną podłogę.

– Ostatni wysiłek… dla Eskaronu… – wyszeptał.

Złapał mocniej za drzewiec włóczni, odsłonił kotarę i wskoczył do środka. Jagor podniósł wzrok znad dziwnej konsoli i spojrzał na niego kompletnie zaskoczony. Kessel rzucił się na niego, lecz rana go spowolniła i mag odskoczył.

– Twardy z ciebie gnój! – Jagor cofnął się w kierunku kopy skór.

– Nie pozwolę zniszczyć Eskaronu!

Kessel z bólu musiał oprzeć się na konsoli, a Jagor wykorzystał ten moment. Odrzucił kilka foczych skór i szybko odwrócił się z nożem w dłoni.

– Wygląda na to, że mamy patową sytuację – rzekł machając ostrzem. – Mam krótszą broń, ale nie wykrwawiam się na śmierć.

– Mam przewagę liczebną, stoją za mną… niezliczone błękitne sztandary – Kessel trzymał włócznie prawą ręką, a lewą zaczął chaotycznie przesuwać dźwignie i naciskać przycisku na panelu.

– Głupcze nie! Zmieniłeś destynację na zakazane światy!

– I dobrze! Lepsza śmierć nasza niż Eskaronu!

– Nie pozwolę…

Runy eksplodowały jasnym światłem, a Kessel upadł na podłogę i poczuł jak jego wnętrzności podskakują. Uderzyła go fala gorąca i potężny ból głowy. Z nosa ciekła mu krew i całe ciało drgało, nie miał nad nim kontroli.

Przed sobą zobaczył trzęsącego się w drgawkach Jagora. Miał maniakalny wyraz twarzy.

– Jesteśmy zgubieni… ustawiłeś pięć szybkich skoków… promieniowanie ugotuje nam mózgi… oszalejemy…

– Mokra żaba nie zmoknie! – wybełkotał Kessel powoli wstając na kolana. Z ust ciekła mu ślina, a z nosa kapała krew.

Rozejrzał się po komnacie, włócznia upadła za daleko, nie miał wystarczająco sił by się do niej dostać, lecz niedaleko leżał duży kamień. Złapał go i zaczął czołgać się do Jagora, który próbował wstać, ale upadł.

– Zostaw mnie szalony barbarzyńco! – zawołał ze strachem.

Kessel w końcu się do niego doczołgał, wstał na kolana i podniósł w górę kamień.

– Nie…

Szybkie uderzenie roztrzaskało czaszkę, a gorąca krew pryskała mu po twarzy. Zakręciło mu się w głowie i upadł na podłogę, tracąc przytomność.

Gdy się przebudził czuł się fatalnie, ale o niebo lepiej niż w trakcie skoku. Zauważył, że przy ścianie stało lustro, które pokazywało niesamowitą panoramę.

– „To musi być coś w rodzaju okna na zewnątrz” – pomyślał z trudem, miał niesamowity problem z koncentracją.

W lustrze zobaczył krainę o czerwonej ziemi porośniętą dziwaczną roślinnością. Obraz wyostrzył się na odległym szczególe, czterech jeźdźców stojących na wzgórzu. Nie byli to ludzie, ale dziwne szaroskóre olbrzymy ujeżdżające koniopodobne istoty. Wyglądali na bardzo podekscytowanych i pokazywali w kierunku piramidy. Po chwili ruszyli w jej kierunku szybkim cwałem.

– Czy to czterej jeźdźcy? Bogowie dzikusów? Ha, ha, ha, jedzie po mnie śmierć! Ojej, a ja taki nieuczesany…

Nim zdążyli do niego dotrzeć, piramida zaczęła drżeć, runy błyszczeć, a głowa Kessela eksplodowała potężnym bólem. Miał wrażenie, że czaszka mu się zapada i miażdży mózg. Stracił wzrok, a po chwili przytomność.

– Czemu tu jest tak zimno? Gdzie ja jestem? – szepnął ze strachem.

Nie czuł rąk ani nóg, mógł tylko patrzeć w lustro. Zobaczył górską panoramę o pięknych szczytach oświetlonych dwoma… nie, trzema słońcami.

– Muszę stąd uciec – szepnął, gdy niedawne wydarzenia nagle mu się przypomniały. – Piramida spali mi mózg…

Pulsujący ból głowy, był nawet większy niż ten płynący z rany na brzuchu. Spróbował wstać, ale za bardzo kręciło mu się w głowie. Na czworakach ruszył do wyjścia. Umysł zdawał się zgubiony w labiryncie bez wyjścia. Nie potrafił sobie przypomnieć, gdzie jest i jak tu trafił, wiedział tylko, że musi uciekać. Dotarł do schodów i zaczął pokracznie po nich wchodzić, gdy w końcu dotarł na wyższy poziom i zobaczył wyjście, uderzyła go fala ciepła. Wydało mu się to bardzo dziwne, nie rozumiał, dlaczego.

Gdy dotarł do progu, poczuł, że piramida drży. Instynktownie skulił się i przygotował na falę bólu. Teraz było jeszcze gorzej, czuł jakby ktoś nożem odcinał mu kawałki mózgu. Zaczął bić głową w podłogę, krzyczał i wił się po zimnej posadce, lecz nic nie dawało ukojenia. Dopiero po dłuższej chwili doszedł do siebie i z trudem doczołgał się do wyjścia z piramidy. Ciężko usiadł na skutych lodem stopniach i obrzucił wzrokiem okolice.

Za strefą lodu otaczającą piramidę zobaczył morze ruin. Musiały być antyczne, gdyż większość budowli zamieniła się w pył. Z trudem rozpoznał zarysy wież, murów i zapewne niegdyś pięknych pałaców. Co dziwne nie widział żadnych roślin ani zwierząt, całe miasto zdawało się kompletnie martwe.

Wtem jego wzrok pobiegł ku pobliskiemu wzgórzu, na jego szczycie stała nietknięta czasem świątynia. Była to najwspanialsza rzecz jaką w życiu widział. Bił od niej blask i piękno.

Miała kształt kwadratu, otoczona była alabastrowo białymi kolumnami, które ozdobiono złotem i drogocennymi kamieniami. Patrzenie na nią zdawało się świętokradztwem, ale nie potrafił przestać. Niemal czuł pulsujące od niej ciepło i spokój.

Podziwiając jej piękno zaczął płakać, wszystko inne zdawało się tak mało ważne. Przeniknęło go ukojenie, ale jednocześnie smutek i tęsknota, nie miał pojęcia za czym. Pragnął rozpaść się na tysiące kawałków i opaść na tę majestatyczną budowlę. Oczami wyobraźni zobaczył tysiące wiernych ubranych w nieskazitelnie białe szaty, zanoszących wspaniałe dary i śpiewających wzniosłe hymny.

Jedyna brama została zamurowana i zapieczętowana, ale ktoś wykuł w niej wejście. Podskórnie wiedział, że nie ma gorszego czynu niż naruszenie świętości tego miejsca. Płakał dalej, a jego serce przepełniła rozpacz, że ktoś splugawił świątynie.

Nagle poczuł drżenie piramidy.

– Nie! Pozwólcie mi tu zostać! Nie chcę odchodzić, muszę…

Kolejne uderzenie bólu, tym razem nie było tak źle, gdyż całe jego ciało zostało sparaliżowane i stoczył się kilka stopni w dół. Był niesamowicie zagubiony, nie pamiętał niczego, nawet jak ma na imię.

Uderzył go zapach trawy, więc gdy po dłuższej chwili odzyskał kontrole nad ciałem, podniósł oczy i zobaczył morze traw ciągnących się po horyzont. Ruch w oddali przyciągnął jego wzrok.

Przez prerię sunął w kierunku piramidy gigantyczny wąż. Był tal wielki, że byłby w stanie pożreć stodołę. Właśnie dotarł do obszaru pokrytego śniegiem, zatrzymał się na chwilę zdziwiony, po czym ruszył dalej.

– Wężyk sobie sunie, zaraz domek nam odfrunie – wybełkotał Kessel.

Wąż zaczął wspinać się po piramidzie, owijając się wokół niej. Gdy zaciekawiony gadzi pysk był na wysokości czarodzieja, ten wybełkotał:

– Dzień dobry panie wężu. Co tam w trawie piszczy? He, he, he…

Kessel zamilkł, gdyż poczuł, że podłoże znów się trzęsie. Skulił się, przygotowując na ból.

 

++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++

 

Do piramidy weszła kobieta uzbrojona we włócznię, miała pióra we włosach, a ubrana była w lekką zbroje skórzaną. W centrum komory zobaczyła mężczyznę leżącego na boku. Był wychudzony, miał długi niechlujny zarost, ubrany był w prymitywnie pozszywany kaftan.

– Kim jesteś? Co to za miejsce? – spytała dziewczyna, trzymając broń w pogotowiu.

– Żabka jednak zmokła, ale przynajmniej nie trafiła do kotła. Gdzie się podziały moje sandały? Zimno, zawsze zimno…

– O czym ty bredzisz?

– To nie tak miało być, gdyby kózka nie skakała, to byłoby dobrze. Zabawne, roślinka sobie urosła, a nasionko takie dziwne było. Co było ostatnim zakazanym światem? VIANTA… ha, ha, ha! Kto na mnie krzyczy?! Nie wolno krzyczeć na Eskaron, nikt nie krzyczy na Eskaron! Tak jest dobrze, ale zimno… zawsze zimno…

– Ty oszalałeś prawda? – rzekła dziewczyna opuszczając włócznie. – Krwawisz? Opatrzę twoją ranę, w plecaku mam bandaże i mikstury które pomogą.

Kessel nie zarejestrował nawet gdy dziewczyna wymieniła mu bandaże i przemyła ranę. Nie słyszał co do niego mówiła i nie zauważył, że znikła, by zbadać wnętrze piramidy.

– Co tu się wydarzyło? – spytała zdziwiona. – Chyba nie dasz żadnej odpowiedzi, prawda?

– Szare są dni, a ryby smakują najlepiej na słono…

– Tak myślałam. Szkoda, to na pewno byłaby ciekawa opowieść. Jesteśmy głęboko na bagnach tazarskich. Tak daleko na wschód, jak się tylko dało…

– Jedna piramida sprawi, że urośniesz, inna, że zmalejesz…, ale zawsze będzie zimno.

– Pewnie jesteś ciekawy co robię tak głęboko w dziczy? Handluję z jaszczuroludźmi… nie… chyba nie ma sensu kłamać. W pewnym sensie uratowałeś mi życie.

– Łódka sobie popływała, ale teraz w porcie zadokowała. Zimno, zawsze zimno…

– Dziękuje, że przybyłeś. Wiesz, ja chciałam… zakończyć dziś swoje życie. Wybrałam miejsce; śliczną małą wysepkę pełną bagiennych kwiatów i już miałam to zrobić, gdy rozległo się uderzenie piorunu, a w oddali zobaczyłam piramidę pokrytą śniegiem. Uratowałeś mi życie, chyba muszę odwdzięczyć się tym samym, prawda?

– … biegać można tam i siam, ale to niezdrowe…

– Jestem Leifa, twojego imienia pewnie nie poznam, więc nazwę cię Kudrek. Tak nazywała się osada jaszczuroludzi, która niedawno była w miejscu tej piramidy. Chodź, zabiorę cię do Oligaktis, a stamtąd pójdziesz z pielgrzymką do Pięciogrodu. Tam lepiej traktują wariatów.

Dziewczyna pomogła mu wstać i razem ruszyli do wyjścia. Schodzili po zlodowaciałych stopniach, które powoli zaczęły topnieć. Kessel na odchodnym odwrócił się do piramidy, czuł, że zostawił w niej coś cennego, ale nie potrafił sobie przypomnieć co to było.

Koniec

Komentarze

Hello :)

Na tak długą treść nie mam obecnie czasu ( przekroczenie 80tys. znaków chyba nie jest tutaj zbyt dobre ), ale przeczytałem sobie pierwszy fragmencik i IMO:

Po pierwsze:

Choć sam nie jestem w tym najlepszy, to mam wrażenie, że często źle stawiasz przecinki, co utrudniało mi czytanie. Przykłady:

Dajmy tym karnym psom poczekać, zwiadowcy wrócili? 

Nie potrzebujemy pomocy dzikusów, zbadałeś zabezpieczenia zamku?

W obu zdaniach jest mowa o dwóch oddzielnych kwestiach, dlatego ja zamiast przecinka dałbym kropkę. Chyba lepiej by się czytało, ale może to tylko moja subiektywna uwaga.

Dwa dni na wschód, jest tylko spory kaganat,…

Tutaj z kolei przecinek chyba zbędny, jak w innych miejscach również.

 

A tak już z innej beczki:

W pierwszych zdaniach poznajemy wiele imion, nazwy krain, ludów je zamieszkujące (bestioludzie), oraz to, że jakaś panna padła ofiarą skrytobójstwa. Mnie taki początek jakoś nie porywa. Choćby ze względu, że na dzień dobry muszę notować w głowie nazwy i wydarzenia wymyślonej krainy. Ok, może i owa kraina okaże się warta uwagi, ale na wszystko przychodzi czas. Choć i tak dobrze, że zaczynasz od oblężenia, a nie od faktycznej bitwy, bo to chyba najgorsza sprawa.

Podsumowując: nie lubię na dzień dobry zbyt dużej ilości nazw i wydarzeń. Ale może to tylko moja opinia, więc poczekaj na innych.

Pozdrawiam!

DJ-u Raptorze, opowiadania liczące powyżej 80000 znaków nie wchodzą do grafiku dyżurnych, więc nie muszą być przez nich czytane, nie mogą też być nominowane do piórek.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

@Regulatorzy wiem o tym, ale nie zależy mi żeby czytały to osoby “z obowiązku”, a na piórka nawet nie liczę :)

No cóż, DJ-u Raptorze, szkoda, ale skoro tak wybrałeś. :(

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Niezła fabuła (spodobał mi się pomysł pseudolosowego uwięzienia magów), ale skrzywdzona wykonaniem.

Zima w okolicy bieguna oznacza noc polarną, a ty wspominasz, że są dni, tylko krótkie. No i niedźwiedzie polarne nie powinny się włóczyć przy południowym. Wprawdzie to nie Ziemia, ale skoro foki się zgadzają, to dlaczego miśki z innej bajki?

List zmarłego maga stanowczo za długi, IMO. Zbyt wiele szczegółów, taki infodump źle się czyta. Na czym oni właściwie pisali? I czemu tym nie palili, skoro tak cienko stali z opałem?

Fajnie opisane szaleństwo i rosnąca paranoja.

Zapis dialogów do remontu, masz mnóstwo literówek e/ę. Szczególnie na końcu czasowników (wręcz jest ich za dużo jak na zbieg okoliczności, gdybyś rzucał monetą, powinno wypaść lepiej), ale i rzeczownikom się dostaje. Interpunkcja kuleje na obie nogi. I jeszcze parę innych rzeczy, z ortografem włącznie.

Czeka nas kolejne oblężenie, te nie będzie takie łatwe.

To. “Te” to liczba mnoga.

Ubierz to, bo zaraz zamarzniesz.

Ubrań się nie ubiera.

Bałem się wyjść (ostatnie trzy słowa przekreślone).

Edytor daje możliwość skreślania tekstu. O, tak.

Moja głupota i rządza sławy skazała na śmierć wielu moich i jego ludzi,

Ojjj, paskudny ortograf.

Złapał mocniej za drzewiec włóczni,

Drzewce.

Babska logika rządzi!

Kessel obserwował dobrze ufortyfikowany zamek, szczelnie otoczony obozem jego armii.

Hmm. Niby jasne i wiadomo, o co idzie, ale… to nie jest dobry obraz. Niespecjalnie lubię militaria, więc chyba nie zdołam pomóc.

 odgłosu pracujących pił, upadających drzew i wesołych, acz często wulgarnych okrzyków

To był jeden odgłos?

 przerwał porucznik Prothar

Aliteracja.

 przydzielonych pod jego rozkazy.

Chyba jednak pod jego komendę.

 karnym psom

Karny pies to taki, który słucha rozkazów. O to chodziło?

 Dwa dni na wschód, jest

Bez przecinka. Co do dialogu – większość pozostałych przecinków zamieniłabym na kropki. Krótsze zdania.

 wiemy co tu robili

Wiemy, co.

 zobaczył ubraną na czarno znajomą postać

Unikaj "postaci" – kogo zobaczył? Konkrety!

 wzmaga się we mnie zmęczenie

Wyżej stylizacja była słabsza.

jego podwładny

Zaimek jasny z kontekstu – zbędny.

 przypływ energii i euforii

Co to jest euforia?

 ciało rozsadzała adrenalina

W fantasy?

 przejechał po nim palcem i wtarł go w dziąsła

Palec?

 szepnął, ciężko dysząc. – To rozproszy halucynacje

Skoro mówi do siebie…

 obrzucił gości badawczym wzrokiem

Spojrzeniem.

 zacne zbroje

Nie.

 mości panów

A teraz przeczytaj to na głos. No?

 zawołał trochę głośniej niż chciał

Wtrącenie: zawołał, trochę głośniej, niż chciał.

 Mi jest przykro

Mnie.

 obrzucił go wzrokiem

Znowu? Może trochę to urozmaicisz?

 na okolice trzydziestu lat

Na jakieś trzydzieści, albo około trzydziestu.

 krótko przycięte włosy i dumne oblicze

Jak to się łączy? Co powiesz na: krótko ostrzyżone włosy podkreślały arystokratyczne rysy?

 Śmierć ojca i starszego brata w ataku olbrzymów

Śmierć w ataku? Czemu nie w walce, potyczce, ostatecznie zasadzce?

 Przez narkotyk serce waliło mu jak oszalałe.

https://www.youtube.com/watch?v=3FtNm9CgA6U

 Działając z bezpośrednich rozkazów

Chyba powinno być "z rozkazu". Powtarzasz dźwięk (negocjacje – kapitulacji).

 przysięgniesz przed waszymi śmiesznymi bogami

Przysięga na bogów, w których odbierający przysięgę nie wierzy – nie jestem przekonana.

 uzyskasz protekcje, lecz będziesz płacić

Protekcję. I nie ma nic za darmo.

 Ranwa wstał i walnął pięścią w stół.

Mało dynamiczne.

 przelewaliśmy krew by

Przelewaliśmy krew, by.

 cywilizacje

To ile ich było?

 nigdy nie otrzymaliśmy pomocy od czarodziejów

Uładzone i okrągłe, nie pasuje do jego stanu emocjonalnego.

 Tak, słyszałem…

Jak wyżej.

 Kessel z szoku aż zamarł

Łopatologia. I ja bym się nawet nie zdziwiła.

 Brutalna masakra jaką dokonam na twej dziedzinie

Masakra, jakiej dokonam na twoich (wstaw dowolne obelżywe określenie). Cała wypowiedź purpurowa. Nie jesteś Szekspirem.

 masz ledwie trzy setki wojowników

Wystarczy, żeby zabić jednego posła.

 Kessel dysząc ciężko, z trudem się uspokoił i rzucił blefem.

"Rzucił blefem" jest niespójne – kolokwialne, a przed chwilą była mocna stylizacja. Zdanie robi wrażenie zbitego pospiesznie z kilku.

 przyjemności ze zgaszenia

Przyjemności zgaszenia.

 krewniak z Sabaczego Rogu, przyjdzie

Bez przecinka między podmiotem, a orzeczeniem.

 Działanie narkotyku osiągnęło maksimum.

Nie nazwałabym tego tak.

 będę

Będą. Monolog cokolwiek przegadany – less is more.

 wyglądał jakby bił się z myślami.

Już to pokazałeś. Less is more.

 Ja… muszę rozważyć tę sytuację…

Nie, żebym się czepiała, ale sam zaczął. Wypowiedź jest bez sensu w kontekście. Cała ta rozmowa wydaje mi się melodramatyczna i bez wpływu na rzeczywistą sytuację.

 negocjacje i uzgodniono szczegóły kapitulacji

Powtórzony dźwięk.

 Prothar wejdź (…) Yanxa zostaw

Protharze, wejdź. Yanxo, zostaw.

 oblężenie, te

To oblężenie.

 Tak się stanie panie.

Tak się stanie, panie.

 Przeteleportuje (…) przyśpieszę przygotowania

Powtórzone dźwięki.

 przeszedł przez niego, lecz coś było nie tak

Coś tu jest nie tak. Nie czuję tego opisu (zwł. następnego zdania).

 rzekł zszokowany

"Rzekł" zwykle oznacza wypowiedź pełną godności i formalną. Nie pasuje w tej sytuacji.

 uświadamiając sobie, że leży na zimnej podłodze.

Skróć i pokaż mi to.

 Wzrok Kessela (…) Był w komorze

Really.

 oświetloną

Komorze oświetlonej.

topornie pozszywanych skór

https://sjp.pwn.pl/szukaj/toporny.html

 z ich ust wychodziła para.

No, bo było zimno. Dałabym to wcześniej.

 zapytał wstając

Zapytał, wstając. I tu dałabym kropkę.

 pokaram was

Pokarzę was. Strasznie się facet ciska.

 Eskarońskiego korpusu

Przymiotniki małą literą.

 Kessel z furią zgromadził magię i z jego ręki miał wystrzelić ognisty podmuch

Spróbuj to skrócić, zdynamizować i zaznaczyć, że ten podmuch wywołuje siłą woli.

 towarzystwo prychnęło

Jednym głosem?

 kompletnie skonfundowany

Powtórzony dźwięk. Pokaż to.

 krzyknął cały czas próbując

Krzyknął, cały czas próbując.

 Jestem Jagor Poszukiwacz, też jestem czarodziejem

Powtórzenie.

 Wybiegł przez nie i uderzyło

Przez światło? Podmuch uderzył.

 widoczność była ograniczona nisko wiszącymi chmurami.

Zbędne "było": widoczność ograniczały nisko wiszące chmury.

 ten którego

Ten, którego.

 z mieszanką zaciekawienia i zrezygnowania

Mieszanką? Nie widzę tego.

 użyłeś czaru teleportacji, który najwidoczniej skrzyżował się z antycznymi kanałami logistycznymi pozostawionymi przez antyczną rasę

Technogadka nudnawa. Powtórzenie ("antyczny").

 To działa cyklicznie

To znaczy?

 wczoraj czarodziejka Alva popełniła samobójstwo

Co zrobiliście z ciałem?

 zaraz szamana

Zaraz, szamana?

 Jakie jest twoje miano?

Nagle stylizacja.

 gdy stąd wyjdę to ogniem i magią wyplenię

Gdy stąd wyjdę, (to) ogniem i magią wyplenię.

 Mam w tym polu

Na tym polu.

 Ubierz to,

Włóż, albo ubierz się w to.

 sposób by je zdobyć to

Sposób, by je zdobyć, to.

 zbieramy drewno i zamarznięte ryby wyrzucone na brzeg.

Ryby morskie raczej nie zamarzają – są przystosowane do chłodu, zresztą morze nie schodzi poniżej, jeśli dobrze pamiętam, 4 stopni Celsjusza.

 Kessel założył gruby kaftan, mimo że śmierdział, dawał ochronę przed zimnem.

Strumień świadomości. Podzieliłabym.

 piramidę to słyszałbym niejedną opowieść o tym jakby nie patrzeć fascynującym i unikalnym miejscu

Przecinki w konstrukcji "gdyby…, to…" i wokół wtrącenia ("jakby nie patrzeć").

 gdzie my w ogóle jesteśmy, podejrzewam, że

Rozdzieliłabym.

 widać specyficzną mgławicę

"Charakterystyczną" brzmiałoby lepiej i bardziej po polsku.

 O cholera

O, cholera. Te monologi Kessela są strasznie infodumpowe.

 zanim dotrę do cywilizacji czeka

Zanim dotrę do cywilizacji, czeka.

 me myśli

Źle to brzmi.

 Dotarłem bardzo daleko

Czyli?

 wskrzesać

Wykrzesać iskry.

 będąc na krawędzi śmierci

"Będąc" zbędne (anglicyzm). Na skraju śmierci (idiom).

 Dni mijają podobnym rytmem

Podobnym do czego?

 gdy świta

Raczej: o świcie.

mamy dwa poziomy do dyspozycji

A kto im je oddał?

 do pasa zakryty lodem

Zakryty? I przez lód widać, że do pasa?

 szkłem odpornym na nasze prymitywne narzędzia

Anglicyzm. Szkłem, którego nasze narzędzia nie mogą przebić.

 Pożera mnie ciekawość co jest

Idiom: zżera mnie ciekawość, co jest.

 zmiana klimatu do której tu doszło musiała

Zmiana klimatu, do której tu doszło, musiała. Klimatu? Skąd wniosek, że one tu żyły?

 stworzenia w akwariach zmarłyby

Zwierzęta zdychają.

 Jedyne czego nam nie brakuje to woda

Jedyne, czego nam nie brakuje, to woda. Śnieg jest mało wydajny.

 Nawet pisząc te słowa, drżę z chłodu.

Ja też, ale nie mówię tego tak purpurowo.

 śnieg padał tak mocno

Tak gęsto. Tylko idiota wychodzi w takiej zadymce – łatwo się zgubić i zamarznąć.

 ekstremalnie zimny wiatr

Brzydkie, telewizyjne sformułowanie. Lodowaty, albo mroźny.

 obserwując faunę tego miejsca

Powtarzasz "tego miejsca".

 Zacznie się u jednego

Zacznie się od.

 zastanawia mnie kto

Zastanawia mnie, kto.

unikamy kontaktu

Nie gra ze stylizacją.

 Był pierwszym który tu trafi (…) jest pierwszym który stracił rozum

Trafił. Anglicyzm, lepiej: Trafił tu jako pierwszy (…) jako pierwszy straci rozum.

 Zabawna sprawa;

Anglicyzm.

 dwójka druidów

Powtórzony dźwięk.

 gdyż stoją po przeciwnych stronach wojny domowej toczącej się w ich szeregach

Uprościłabym: bo stoją po przeciwnych stronach wojny domowej.

 maskować swoje emocję

Ukrywać emocje.

 jest pełen determinacji by

Trochę anglicyzm.

 Przy ognisku sformułowaliśmy kilka teorii

Dziwna zbitka.

teorii, które mogłyby nam umożliwić ucieczkę

Tu trzeba praktyki…

 podpiąć

Nie użyłabym tego słowa.

 Nie ufam mu.

A komu ufasz?

 zwolennikiem izolacyjności

Izolacjonizmu.

 Magowie nie są głupcami

Nie bywają.

efekty uboczne odstawienia

To się nazywa objawy odstawienne. Efekty uboczne to co innego.

 Nie ma dnia bym

Nie ma dnia, bym.

 nie wiem jak długo

Nie wiem, jak długo.

 bezsilnie tkwię w tym bagnie

Źle to brzmi.

 kulę się w łachmanach do małego ogniska

Kulę się przy ognisku.

jadłem

Jadałem (skoro pijałem).

 gdy zaatakują będę gotowy!

Gdy zaatakują, będę gotowy!

 przeklął, gdyż rozciął sobie dłoń

Zdynamizuj. Pokaż to skaleczenie.

 Wściekle rzucił

Może: Wściekły, rzucił? Albo lepiej: cisnął?

 rzekł Tar-Taruk, siedząc

Raczej: siedzący.

 szaman wszedł do jego komnaty.

Gdyby spali w kupie, byłoby im cieplej.

 samotny umysł, łatwo popada

Bez przecinka między podmiotem, a orzeczeniem.

 należą do najsilniejszych w całym świecie

Non sequitur – ale facetowi odbija i może myśleć nielogicznie.

 nie ma wstydu w wyniesieniu ran z ciężkiej bitwy

Bardziej po polsku: to nie wstyd wyjść rannym z ciężkiej bitwy.

 szaman, wstał

Bez przecinka.

 posmarował nią twarz

Kałużą? I całą twarz?

 ostatnia, mała rzecz

Mała?

 wolę do życia

Wolę życia. Ten monolog akurat niezły, lepszy od wypowiedzi Kessela.

 Jeśli protektorowie wydaliby

Raczej: Gdyby protektorowie wydali.

 ruszyłbym na taką samą misję

W misję.

 te miejsce

To miejsce.

 wiem co chcesz

Wiem, co chcesz.

 drzwi, (…) krwi

Rym.

 Przypomnij sobie co

Przypomnij sobie, co.

 czuł się bardzo dziwnie

Doprawdy.

 będąc bardzo zmieszanym

Anglicyzm. Bardzo zmieszany.

 W sensie nie teraz

Kolokwializm, nie gra ze stylizacją.

 oblicze szamana było czyste

Jest czyste (następstwo czasów).

 Atmosfera była ciężka

Telewizyjne.

 To miejsce jest nienaturalne,

Anglicyzm. Po polsku miejsce odnosi się do przestrzeni, nie jej zawartości.

 tajemnicy niezbadanej

Powtórzenie.

 spojrzał na niego z nienawiścią

Pokaż to.

 wstał wściekle

Powtórzony dźwięk. Zawsze lepszy szczegółowy czasownik, niż ogólny z przysłówkiem.

 uwierz mi

Wtrącenie – po nim przecinek.

nie raz

Łącznie.

 wzrok Wodybicza bił czystą nienawiścią

Tak purpurowe, że aż śmieszne. Dalej powtarzasz "zbrodnie", wypowiedź jest mało naturalna, prawie jak z prasy.

 zbyt głupi by

Zbyt głupi, by.

 zacisnął wściekle pieści

Przysłówek tylko rozmywa zdanie. Skończyłabym je na przecinku.

 Wątpię by

Wątpię, by.

 w rozłamie w waszych

Za dużo tych "w".

 rzucając dookoła nerwowym wzrokiem

Jak już: nerwowe spojrzenia, ale może się po prostu rozglądać.

 nie jest na rękę

Raczej: jest nie na rękę.

 wydatki militarne

Niepolskie sformułowanie.

 Ja znam prawdę o tobie kacie

Znam prawdę o tobie, kacie.

 częścią kompleksu militarno–magicznego

Kompleks militarny to baza wojskowa…

 wyglądał na rozgorączkowanego

Opisz to.

 oczy biegały po reszcie

Wyskoczyły z orbit i biegały.

 największy budżet militarny

Statystyka w fantasy?

 osobników, czerpiących

Bez przecinka. Wypowiedź mocno okrągła i przegadana.

 

Tu przerywam – to bardzo, ale to bardzo nie moje klimaty. Uwagi ogólne do tego, co przeczytałam:

Dużo niedociśniętych altów ("e" tam, gdzie kontekst wskazuje raczej "ę" – albo odwrotnie). Literówki. Stylizacja trochę nierówna. Powtarzasz dźwięki (wyszczególniłam kilka przypadków, ale starałam się zmieścić w ograniczeniu długości posta). Brakuje przecinków przed wołaczami (i po) i imiesłowami (jw.) Styl na razie taki sobie, mało ewokatywny. Wypowiedzi bohatera nienaturalne – ale może to skutek karmienia go propagandą.

Nie bardzo widzę fantastykę – magia jest tylko środkiem odcięcia bohaterów od cywilizacji, to jest historia z cyklu "rozbiliśmy się w Andach". Przebłyskuje światotwórstwo, ale trudno zainteresować czytelnika polityką świata, którego nie zna. Mam wrażenie, że uprawiasz tu tzw. "author filibuster” – ale błędem jest pakowanie go w dialogi, zamiast pokazać w akcji. Na pewno nie brak Ci wytrwałości, choć mógłbyś pisać staranniej.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Wymiękłem. Dotarłem do niebieskich sztandarów Eskaronu, jeszcze raz spojrzałem na licznik znaków, czy aby się nie przewidziałem, ale dalej raziło w oczy coś ponad 80 000 znaków i stwierdziłem, że to ponad moje wątłe siły…

Ale żeby nie było, próbowałem dalej, aż natknąłem się na “zacne zbroje”, “Złoty Gar gotujący się do szturmu” , których wyobrażenie zeżarło całą pozostałą ambicję dyżurnego.

Spokojnie, spokojnie, tutejsi fani na pewno docenią opko i wskażą właściwą drogę :)

Pozdrawiam Czwartkowy Dyżurny – Ten Który Nie Trawi Fantasy ;)

Nie porwało mnie :(

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka