- Opowiadanie: PoProstuKrystian - PrimeIgnis "Czarny misar"

PrimeIgnis "Czarny misar"

Cześć, chciałbym wam przedstawić poniższy tekst. Jest to drugie podejście. Nie jestem dobry w pisaniu, więc sam tekst nie jest wybitny, ale chcę poznać waszą opinie na jego temat oraz pokazanie mi gdzie zrobiłem błędy.

Oceny

PrimeIgnis "Czarny misar"

Kiedy jeszcze kilka lat temu ktoś by mi powiedział, że będę światkiem wydarzeń, które mogłyby odmienić losy świata, uznałbym go za heretyka, lecz teraz byłby on jasnowidzem.

Opowiem wam historię pewnego człowieka i zarazem mojego najlepszego przyjaciela, o którym jak teraz myślę to serce mi się kraje. Poznałem Jarena i Gaję, jego siostrę, mając pięć lat. Przygarną ich zakon Anzela, wielkiego jasnego pana. Ich rodzina żyła na odludziu utrzymująca się jedynie z uprawy ziemi, lecz mimo ich biednego stanu, bandyci pokusili się na kilka szylingów, zgwałcenie matki oraz zabicie obu rodziców. Po tym znalazł ich Marion, jeden z rycerzy Anzela, wracający z polowania.

Zakon Maronah był usytuowany w górach białych, potężnego pasma, które oddzielało państwa Vergonu i imperium Werminskie od dzikich krain Nimeronu, gdzie od wieków nie było władcy, a lokalni watażkowie sprawowali zazwyczaj okrutną władzę. Twierdza broniła również jedynej z przełęczy, przejście znajdowało się w samym sercu domu rycerzy, oczywiście można było się przeprawić przez góry i zazwyczaj tak było, grupa dajmy na to, trzydziestu osób przedzierała się przez wyżyny, jednak na drugą stronę dochodziło tylko pięć, lecz to wystarczyło, żeby zaczęli plądrować, takich szaleńców w historii było zaledwie czterech, Aron złowrogi, Gran łapczywy, Naron piękny i Jarlond potężny.Ostatni na swój przydomek zapracował, gdyż z garstką ludzi zajął jeden z bastionów sodalicji, wynegocjował ułaskawienie swoich ludzi w zamian za odstąpienie i wypuszczenie jeńców, wielki mistrz nie miał wyboru jak się zgodzić i tak się stało. Powiadają również, że Jarlond miał piątkę dzieci, ale historia o nich nic nie mówi.

Marion przybył z dziećmi do Maronah, jednak one nie zdawały sobie sprawy gdzie są i co się stało, ich puste spojrzenia pomogły uświadomić mi, że przeżyły tragedię, gdy ściągną je z konia i posadził na ławce, dziewczynka powiedziała do Mariona "chcę do mamy" w takiej sytuacji nic co się powie nie jest dobre, można jedynie skłamać. Marion kazał jednemu strażnikowi pilnować dzieci, sam poszedł do pałacu. Po piętnastu minutach wrócił,kazał je nakarmić i wydzielić im pokoje, od tego momentu Marion stał się dla nich ojcem, a on sam pokochał je jak własne.

Po piętnastu latach z dzieci drobnych i płochliwych jak kurczak, stały się dorosłymi osobami pełnymi ambicji i wigoru. Właśnie tu zaczyna się nasza historia, a dokładnie czwartego dnia wiosny tysiąc trzydziestego czwartego roku drugiej ery, kiedy to Jaren i Gaja otrzymują propozycję na pozór dobrą, lecz z biegiem czasu katastrofalną w skutkach.

***

Dzień właśnie wstawał, a promienie światła wpadały przez okno rozświetlając pokój, w którym spał chłopak o popielatych włosach, niebieskich oczach i z lekką brodą, miał na imię Jaren. W kominku już prawie wygasło, więc w pokoju panował straszny ziąb, lecz Jarenowi to nie przeszkadzało, w twierdzy zawsze było zimno, nawet latem woda w beczkach potrafiła zamarznąć, już dawno przyzwyczaił się do tego klimatu, zresztą jak wszyscy, którzy tu żyli. Pomieszczenie było skromne, duża szafa w prawym rogu, a na przeciwko mały stolik z wypitym do połowy winem w dzbanie. Wstał z łóżka, włożył spodnie leżące zaraz obok niego i zajrzał przez okno, zobaczył lekko ośnieżone dachy, a to oznaczało, że zima przemija, w końcu przyjdą roztopy i otworzą się szlaki.

Jaren podszedł do szafy, wyjął z niej luźną bawełnianą koszulę, gruby czarny płaszcz i włożył na siebie, po czym wyszedł z pokoju. Powietrze na zewnątrz było orzeźwiające. Podszedł do beczki z wodą i chlusną sobie w twarz by całkowicie się obudzić, po tym poszedł w stronę dziedzińca, musiał bardzo uważać, żeby nikogo nie potrącić, ruch w całej twierdzy był tak ogromny, nie wpaść na kogoś graniczyło z cudem, w końcu nastała wiosna, a porządki same się nie zrobią, to był czas gdzie Jaren ucieka na bok i unika prac, lecz teraz musiał iść na główny plac bo tak kazał mu ojciec.

Po dotarciu na dziedziniec usłyszał wrzawę na samym środku, pewnie jak zawsze kłócą się o to kto wykona tą pracę, a kto tamtą, jednak po pewnej chwili zauważył dziewczynę o popielatych włosach jak on, to była jego siostra Gaja, podszedł bliżej i usłyszał "jesteś mi winna trzy skóry wilcze", przedarł się przez tłum i zobaczył niskiego mężczyznę o owalnej twarzy.

– Co tu się dzieje? – Popatrzył na siostrę. – Możesz mi to wyjaśnić?

– Nic takiego – odpowiedziała. – Już wszystko sobie wyjaśniliśmy.

– Chce je widzieć do końca roztopów – odparł mężczyzna.

– Jak ty w ogóle masz na imię? – zapytał Jaren.

– Miro – powiedział. – Dla przyjaciół brzydal.

Powiedział to z taką pewnością siebie jakby się tym chwalił. Jaren popatrzył na Mira powstrzymując się od śmiechu, rzeczywiście nie był za piękny.

– Dobra – zaczął mówić Jaren. – Jutro wyruszamy na polowanie do Aren'hor, a tam wilków pod dostatkiem, dostaniesz skóry.

Miro popatrzył na niego, a potem na Gaje, po czym przytakną na znak porozumienia. Jaren zrobił to samo i chciał już odejść z siostrą, lecz gdy zrobił kilka kroków usłyszał za swoimi plecami głos Mira "głupia cipa".

Jaren nie wytrzymał, odwrócił się do brzydala i zaczął iść szybkim krokiem w jego stronę, po zbliżeniu uderzył go w twarz tak mocno, że się przewrócił i już nie wstał. Do walki wkroczyło trzech kompanów Mira, osaczając chłopaka, jeden zamachnął się od przodu chcąc go uderzyć, lecz w ostatniej chwili Jaren zablokował pięść i zadał kilka ciosów w brzuch oponenta, jednak w tej samej chwili, drugi uderzył nogą w jego łydkę obalając go, trzeci złapał za jego twarz i zaczął okładać pięścią. Nagle wbiegła Gaja, odbijając od pleców brata i z wyskoku zdzieliła najbliższego wroga tak mocno, że upadł i leżał obok Mira, w tym samym czasie Jaren zdążył się pozbierać, Gaja stała za jego plecami i oboje byli skierowani w kierunku napastników, gdy już chcieli ruszyć do ataku, ktoś krzyknął z tłumu.

– Dość! – krzyknął ktoś z tłumu. – Co to ma być.

Wyłonił się Marion w obstawie dwóch rycerzy, którzy zaczęli rozganiać gapiów.

– Co wam strzeliło do łba! – krzyknął.

– Musiałem – zaczął się tłumaczyć Jaren.

– Nic nie musiałeś – odparł. – Ty po prostu chciałeś, Jazda do lecznicy niech cie obmyją, zaraz macie mieć audycję u mistrza.

Jaren i Gaja popatrzyli na siebie, Dziewczyna jeszcze coś chciała dodać, lecz spojrzenie ich ojca było tak złowrogie, że postanowiła się nie odzywać.

Jaren opuścił dziedziniec kierując się ku lecznicy. Opatrywano tu zazwyczaj urazy odniesione w bójkach czy wypadkach przy różnych pracach, od czasu do czasu zdarzało się, że ktoś doznał ran na polowaniu zaatakowany przez dzikie zwierzę, ale zazwyczaj było tu pusto, nie licząc kobiet zajmującymi się przybytkiem.

– Znowu wdałeś się w bójkę – odezwała się kobieta, którą nazywano Starą Karen ze względu, że wyglądała staro jak na swój wiek. – Zaraz zawołam Arianne, żeby cię opatrzyła.

Arianna lub Ari, bo tak ją nazywają, jest piękną złocisto-włosom dziewczyną o gładkich rysach twarzy i średnim wzroście. Zawsze gdy widzi Jarena zaczyna się uśmiechać i wbija wzrok w ziemie, a jej policzki stają się czerwone, co dodaje jej urody.

Gdy weszła i zobaczyła Jarena nagle się zatrzymała, obróciła się i wyszła. Jaren przez chwilę siedział osłupiały i zastanawiał się czy, aż tak źle wygląda. Jednak po chwili wróciła z misą wody i szmatką.

– Cześć Jaren – odezwała się cichym głosem z promiennym i nieśmiałym uśmiechem na ustach.

– Cześć Ari – odparł.

Dziewczyna uklęknęła przed nim, wzięła szmatkę i powoli zaczęła obmywać mu rany. Siedzieli tak trochę nic nie mówiąc, gdy nagle.

– Słuchaj – powiedzieli jednocześnie.

Zaczęli się śmiać.

– Ty pierwsza – powiedział Jaren z uśmiechem na ustach.

– No dobrze. – Ari wzięła głęboki wdech. – Podobno niedługo jedziecie na polowanie do lasu.

– Tak – odpowiedział. – Jak co roku, gdy przychodzą roztopy i nadciąga wiosna.

– Czy… – Ari przez chwilę się zawahał. – Czy mogę jechać z wami.

– Z nami? – zapytał, jakby nie usłyszał pytania.

– To głupie. – Arianna zarumieniła się jeszcze bardziej, niż wcześniej. – Przepraszam, że pytałam.

– Nie – odpowiedział. – Skoro chcesz możesz jechać, ale musisz popytać innych czy też się zgadzają.

Ari uśmiechnęła się i wróciła do obmywania ran. Przy myciu rozmawiali jeszcze jak wdał się w bójkę. Gdy skończyła, Jaren wstał chcąc jej podziękować, popatrzył jej w oczy, a ona jemu, ich usta zbliżyły się ku sobie, gdy nagle drzwi lecznicy się otworzyły, a do środka weszli rycerze z brzydalem na noszach.

– Opatrz go – powiedział rycerz żołnierskim głosem zwracając się do Ari, a potem popatrzył na Jarena. – Masz iść do pałacu, rozkaz twego ojca.

Jaren nic nie powiedział jedynie popatrzył na Arianne, po czym wyszedł z pomieszczenia kierując się od razu do pałacu.

Gdy tam dotarł przed drzwiami wielkie sali stał już ojciec i Gaja, Marion popatrzył na Jarena.

– Akurat dziś musieliście się widać w bójkę – odparł.

– A co jest dziś? – zapytał Jaren.

– Zaraz się dowiesz – powiedział. – Oboje się przekonacie.

Po krótkiej chwili dwaj strażnicy otworzyli drzwi, ich oczom ukazała się sala o dziesięciu metrach wysokości, z potężnymi filarami po bokach, na końcu pomieszczenia był umieszczony masywny tron na którym siedział wielki mistrz Mari'don. Wysoki i smukły mężczyzna, w średnim wieku z zabójczym spojrzeniem, ubrany w czarny elegancki płaszcz, nad nim wisiał przybity do ściany miecz mistrzów zakonu Maronah o nazwie Hormok, ostrze mogące przeciąć nawet skórę smoka. Obok Mari'dona stała ubrana w szaty z kapturem na głowie kobieta, była to kapłanka Anzela, a po białym kolorze ubrania można było uświadomić sobie, że to arcykapłanka.

– Witam was dzieci – przemówił Mari’don. – Razem z arcykapłanką Oreną postanowiliśmy, że już czas.

– Na co, mistrzu? – zapytał Jaren.

– Na wasze zaprzysiężenie. – Mistrz wstał z tronu. – Naradziliśmy się i oto nasze postanowienie. Jutro będziecie rycerzem i kapłanką zakonu Anzela. Przeżyliście długą drogę, ale już czas, dostąpicie najwyższego zaszczytu. Widzę po waszych twarzach wielkie zdziwienie – mistrz popatrzył na twarz Jarena. – Widzę też wole walki. Czy wasz ojciec nie przedstawił wam tej nowiny?

– Wolałem, żeby to było zaskoczenie. – Marion podszedł bliżej.

– Też bym tak postąpił – powiedział mistrz. –Za kilka dni Gaja zanurzy się w wodach pana, a Jaren dotknie kamienia przysięgi, lecz nim to nastąpi możecie się bawić, na pewno wasi znajomi ucieszą się z nowiny. A teraz Idźcie, nich wasz Anzel chroni.

Rodzeństwo nic nie powiedziało, jedynie ukłoniło się w pierwszej kolejności kapłance, bo tak nakazywał zwyczaj, a później mistrzowi, po czym zrobili obrót i wyszli z sali.

Rodzeństwo wyszło z sali, a za nim Marion.

– Jestem z was dumny. – Marion ucałował w czoło dzieci i z uśmiechem na ustach poszedł w swoją stronę.

Gdy szli korytarzem, dalej nie mogli uwierzyć co się stało.

– Co się właśnie stało? – zapytał Jaren.

– Chyba wybrano nas na rycerza i kapłankę – odpowiedziała Gaja.

– Trzeba to opić. – Jaren nagle stał się żywszy. – Idę po kompanię, a ty znajdź nam miejsce w karczmie.

Gaja nie protestowała, uśmiechnęła się i poszła wprost do karczmy, Jaren po kompanie.

Po piętnastu minutach cała kompania siedziała już w karczmie. Jaren i Ari siedzieli na przeciwko siebie, Gaja obok Ari, a Gain i Orek z obu stron Jarena. Był w niej niezły ruch, jak to wieczorem bywa zazwyczaj, oberżysta latał między stolikami nalewając piwo i podając jadło gościom. Minęła chwila, a gospodarz przyniósł każdemu po ciemnym piwnie.

– Niech to szlak – odezwał się Gain. – Ja z taką nowiną to chyba bym umarł na zawał, słowo daje.

– Prawie tak było – odpowiedział żartobliwie Jaren.

– Ale będziemy się spotykać, tak? – zapytał Orek. – Nie będziecie żyć w odosobnieniu czy coś.

– Nie, idioto – odpowiedziała Gaja. – Widziałeś przecież kapłanki i rycerzy, którzy normalnie chodzą po twierdzy.

– A no tak. – Orek pociągnął łyk piwa.

– A ty Ari – Gaja zwróciła się do niej. – Jak tam przed jutrzejszym dniem.

– Już nie mogę się doczekać – odpowiedziała. – Na co będziemy polować?

– Cóż – zaczęła Gaja. – na pewno musimy upolować trzy wilki, potrzebuję ich skór, a poza tym to co nam się trafi.

– Ja chciałbym upolować niedźwiedzia, którego widziałem rok temu – przemówił Gain. – A było to tak, żem szedł sobie prostą drogą i nagle usłyszałem coś w oddali, a że ja ciekawski jegomość podszedłem cichaczem i zauważyłem go, wielki, ważył jak nic pół tony, nie miałem wtedy ani łuku i kuszy, a z mieczem zasadzać się na niego to głupota, wiec poszedłem po sprzęt, lecz gdy wróciłem jego już nie było.

– No to teraz będziesz miał szanse – odparł Jaren.

Dalsza popijawa trwała kilka godzin, a rozmowy były różne, aż o północy kompania się rozeszła.

***

Następnego dnia Jaren obudził się bez bólu głowy, co się przy jego kompani zdarza się dość rzadko. Po wyjściu na rześkie i całkiem ciepłe jak na poranek powietrze, Jaren zaczął się kierować ku stajniom, gdzie mieli się wszyscy spotkać. Gdy dotarł na miejsce Gaja i Gain byli już przyszykowani i zakładali wszystko na konie.

– No nareszcie – krzyknęła Gaja, gdy zauważyła brata.

– Gdzie Ari i Orek? – zapytał Jaren.

– Ari poszła zebrać wodę na podróż – odpowiedziała. – Orek pewnie przyjdzie na ostatnią chwilę.

Jaren wszedł do stajni po swoją klacz talię, założył na nią siodło i poklepał po grzbiecie, popatrzył i zauważył, że koń jest bielszy nisz przedtem

– Orek może jest przygłupi – pomyślał Jaren. – ale na koniach zna się jak mało kto.

Po krótkiej chwili przyszła Arianna z dwoma bukłakami wody, a trochę później zawitał Orek.

– Nareszcie jesteś – powiedziała Gaja. – No to skoro wszyscy przybyli, możemy wyruszać?

Wszyscy po kolej przytaknęli głową na znak zgody. Minęło pięć minut, a każdy był na koniach. Przekroczyli bramę i wjechali na główny trakt, droga była prosta, ubita pod naporem ludzkich stóp, kół wozów i końskich kopyt, była często używana głównie przez mieszkańców twierdzy. Obok płynął strumień niezbyt duży, ale też nie za mała, a w sam raz, żeby zaspokoić pragnienie całego zakonu. Po piętnastu minutach jazdy do Jarena przyłączyła się Ari.

– Co powinnam wiedzieć o lesie? – zapytała.

-Aren'hor – zaczął. – Nikt tak naprawdę nie wie kiedy powstał, ani kto go stworzył, lecz legenda głosi, że to sam Rafan syn Anzela, który chciał stworzyć swoje pierwsze dzieło, jedno jest pewne to bardzo stary las, zapewne pamiętający pierwszych ludzi na tym świecie. Będziemy polować na południu, gdzie drzewa rosną rzadziej i jest dość jasno, Im dalej w las tym drzewa stają się gęstsze, a światło rzadko tam pada, żyją tam istoty plugawe i nikczemne, które nienawidzą światła dziennego, a pięknem gardzą.

– Bracie – odezwała się Gaja jadąca z tyłu. – Nie strasz naszej nowej kompanki. Prawda to, że w głębi tego lasu są istoty, które chętnie zniszczyły by każde dobro na ziemi, ale tam gdzie polujemy nie ma nic oprócz jeleni, niedźwiedzi oraz wilków.

Dalsza droga była bez rozmów, nie licząc Gaina, który zaczął śpiewać coś w nieznany im języku.

– Co to za język? – zapytała Gaja.

– Mój ojczysty – odpowiedział. – Vergoński, to piosenka"Ker vorion iste ker vorion", co oznacza w wolnym tłumaczeniu "co zrobisz, oj co zrobisz." Piosenka nawiązuje do czerwonego pana, który przychodził do człowieka i patrzył na jego serce czy jest czyste bądź skalane, jeśli było nieczyste pan skazywał człowieka na wyrok śmierci.

Gain zaczął śpiewać o czerwonym panie, w niezrozumiałych dla reszty języku, Jednakże miłe były słowa do słuchania, a głos jego piękny.

Gdy dotarli pod skraj lasu, kompania zboczyła z traktu i wjechała na trawiastą polanę, skąpaną jeszcze w porannej rosie, światło słoneczne padało na kroplę i rozświetlał je, dzięki czemu cały obszar wyglądał jakby wypełniały go tysiące drobnych diamentów.

– Tu rozbijemy obóz – powiedział Jaren. – A w las pójdziemy już pieszo.

Po pół godzinie obóz już stał. Na środku przygotowano ognisko z kamieniami po okręgu, co by się przypadkiem nie rozniosło, gdzie nie gdzie leżały stare skóry zwierząt z innych polowań, które rozścielono, żeby usiąść, a nie na mokrej trawie, przywiązano również konie do drzew. Gdy wszystkie prace zostały skończone Jaren przemówił.

– Zrobimy tak – powiedział. – Gain oraz Orek pójdą tropem tego niedźwiedzia, a ja i Gaja upolujemy wilki, ty Ari trzymaj się blisko mnie, wszyscy są za?

Każdy odpowiedział twierdząco lub przytakną głową.

Jaren szedł przez las z wyciągniętą kuszą, nie starał się zachowywać zbytniej ostrożności, Ari deptała każdą gałąź leżącą na ziemi, trochę dalej poruszała się Gaja, ledwo widoczna w zaroślach i w ogóle nie słyszalna.

– Czy polowanie na wilki jest niebezpieczne – odparła Ari idąc najbliżej Jarena jak się da.

– Bardziej niebezpiecznie jest polować na niedźwiedzia – odpowiedział. – Jednak wilk nie zaatakuje jeśli go się nie sprowokujesz.

– A co my właśnie robimy? – zapytała. – Prowokujemy je.

– Racja. – Jaren się uśmiechną. – Dlatego trzeba zadać szybki i śmiertelny cios.

Nagle z dala usłyszeli wycie wilków. Gaja już stała obok nich, Ari zastanawiała się jak tak szybko można się poruszać nie wydając żadnego dźwięku.

– Mile stąd – odpowiedziała Gaja. – Dwa osobniki, nie czekaj, trzy, jeden młody lub chory, słabo wyje.

Zaczęli iść w stronę wycia. Gdy dotarli Jaren kazał Ari wejść na drzewo, bez protestu się posłuchała. Jaren i Gaja podeszli bez szelestnie bliżej, zaczajeni w zaroślach nie zobaczyli wilków, lecz ich ciała, rodzeństwo wstało, a Ari zeszła z drzewa, podeszli bliżej. Truchła były zmasakrowane, a krew widniała na każdym drzewie.

– Co mogło ich tak urządzić? – zapytała Ari.

– Nie wiem – odpowiedział Jaren.

Gaja pochyliła się nad jednym z ciał.

– Ślady zębów na ciele – odparła. – Rozstaw szczęk po ugryzieniu sugeruje, że agresor miał większą paszcze niż cały wilk. Ten drugi ma chyba pogruchotane wszystkie kości, kawałek wilczej sierści na drzewie oraz krew, ten osobnik został rzucony z ogromną siłą. Brakuje dwóch ciał, obok nich są ogromne plamy juchy, ale nie widać trupów.

– Co to mogło być. – Ari wydawała się przerażona.

 Z zarośli wybiegł Gain, zasapany jak by coś go goniło.

– Musicie to zobaczyć.– Gain ledwo mógł złapać oddech.

Gain zaprowadził ich do kolejnego ciała wilka, zaraz Gaja wyjaśniła mu, że znaleźli dwa inne, Jaren nachyli się nad ciałem i zauważył, że zwierze ma coś w paszczy, był to kawałek czarnej sierści, Jaren wyjął ją i powąchał, zrobił taką minę jak by chciał wymiotować.

– Tego się obawiałem – odparł.

Czyja to sierść? – zapytał Gain.

– Misar – odpowiedział. – W dodatku czarny.

– Czarny misar? – Gaja powtórzyła z niedowierzaniem. – W tych lasach.

Towarzysze popatrzyli na siebie.

– Co to misar? – zapytała Ari.

– Niby zwierzę, lecz wielu nazywa go demonem – zaczął Gain.– To potężna istota wysokości dwóch rosłych mężczyzn. Czarne ubarwienie jego, potężne pazury oraz zęby, mogące przebić każdą zbroje. Lubi raczej przebywać w jaskiniach lub w ciemnych lasach, gdyż nie znosi widoku światła, dlatego zastanawiam się jak to możliwe, że jest tutaj.

– Gdzie Orek? – zapytała Gaja.

– Poszedł do obozu, pilnuje koni – odpowiedział Gain.

Jaren i Gaja popatrzyli na siebie, po czym ruszyli biegiem do obozu. Na szczęście gdy tam dotarli Orek razem z końmi byli cali.

– Co się stało? – zapytał Orek.

– Misar – powiedział Jaren podchodząc do juków konia i wyciągając swój miecz oraz włócznie Gai. – W dodatku czarny.

– Na Anzela – powiedział przerażony. – Trzeba stąd uciekać, zawiadomimy rycerzy, oni nim się zajmą.

– Mamy przegapić polowanie na misara? – zapytała Gaja nie czekając na odpowiedź. – Pomyśl, gdybyśmy przywieźli do domu Jego truchło.

– Bylibyśmy sławni – dodał Gain. – Bogaci.

– Podejdźcie – przemówił Jaren. – Jak brzmi motto kompani?

– Jesteśmy braćmi i siostrami – powiedzieli prawie jednocześnie. – Razem żyjemy i razem umieramy.

– Możemy powiedzieć w domu o misatrz – zaczął Jaren. – Lecz czy udźwignęlibyście ciężar, posyłania kogoś na śmierć. Większość rycerz nie wie nic o tropieniu, jak poruszać się bezszelestnie i czujnie, co zrobić gdy już dojdzie do konfrontacji. Nasza to powinność zgładzić tego stwora, razem jesteśmy niepowstrzymani, Gain mistrz sztyletów, Gaja włóczni, Orek koni, ja miecza i Ari… jeszcze ci znajdziemy przydomek. Razem żyjemy i razem umieramy.

Po tych słowach wszyscy nabrali otuchy, minęło kilka minut, a wszyscy byli gotowi oprócz Ari, której razem z końmi kazano wracać do twierdzy. Kompania wróciła na miejsce gdzie Gain wskazał martwego wilka. lecz ku zdziwieniu jego już tam nie było. Nie było wątpliwości co się stało z ciałem.

– Tam – powiedział po cichu Gain. – Ślady krwi. Świeże.

Rzeczywiście na ziemi widniała ścieżka z krwi. Kompania podążała zostawionym śladem, aż dotarli do samego ciała.

– Tak po prostu je zostawił – odezwała się Gaja. – Coś tu nie gra.

Nagle ku im oczom wyłonił się z zarośli czarny potężny stwór o czerwonych oczach i zębach tak wielkich, jak dłoń człowieka. Gdy otworzył paszczę i wydał z siebie potężny ryk, wszyscy oprócz Jarena zdawali się przerażeni, ten jednak stał nieruchomo z kamienną twarzą, po czym powiedział.

– Orek, Gainie – odparł. – stańcie na daleko z kuszą. Ja i Gaja będziemy odwracać jego uwagę, kiedy będziecie strzelać.

Bezzwłocznie się posłuchali. Jaren zaczął krzyczeć do stwora, żeby skupić na niego całkowitą uwagę, Gaja stała za zwierzęciem z włócznią i pozą gotową do ataku, w między czasie chłopaki przygotowali się do strzału. Jaren nie odwracał wzroku od Misara, był gotów zaatakować, nagle Jaren krzyknął "teraz".

Misar zaczął biec w stronę Jarena, ten jednak odskoczył, w między czasie stwór dostał dwa bełty w głowę, lecz nie wydawał się tym przejęty, odwrócił się do kuszników z zamiarem szarży, jednak w tej samej chwili Gaja ugodziła stwora w brzuch. Włócznia się złamała, a jej trzon został w ciele, Gaja odeszła parę kroków wyrzucając z ręki rękojeść. Jaren z rozbiegu wbiegł na grzbiet, skierował miecz ku głowie misara i potężnym pchnięciem wbił mu w głowę. Misar przez chwilę stał chwiejąc się po czym się obalił razem z Jarenem. Jaren wylądował metr od ciała, po chwili wstał, podszedł do ciała i kopną go w głowę, teraz był pewny, że stwór nie żyje, po chwili dołączyli do niego kompani.

– Nie żyje? – zapytał Orek jakby nie wierzył własnym oczą.

– Tak – odpowiedział Jaren.

– Jesteśmy bogaci? – zapytał kolejny raz Orek.

– Tak – odpowiedział jeszcze raz Jaren.

– Sławni również – dodał Gain. – Tylko jak ruszymy to cielsko.

– Ktoś musi pójść do domu po konie. – Gaja popatrzyła na Oreka.

– Oczywiście, że ja – powiedział Orek jak by wiedział, że i tak na niego padnie.

Gdy Orek poszedł po konie, kompania ruszyła w dalsze polowanie, lecz po chwili do Gai przybiegł Gain.

– Chodź – zawołał. – znalazłem coś ciekawego.

Gain zaprowadził ją przed jaskinię.

– Czujesz? – zapytał.

– Pachnie śmiercią – odparła. – To jego jaskinia.

Gaja weszła do jaskini, a Gain za nią, grota prawie nie różniła się niczym od innych, lecz to co było na jej końcu przeraziło ich. Dotarli do okrągłego pomieszczenia, przez dziurę w sklepieniu wpadało światło rozświetlając obszar. Zobaczyli pełno ciał, jedne na pół zjedzone i w składzie rozkładu drugie świeżę i nietknięte, z boku leżało truchło niedźwiedzia, a nieopodal kilka wilków w nienaruszonym stanie.

Wygląda na to, że nas wyręczył. – powiedział Gain.

Nagle usłyszeli pisk, jakby skomlenie szczeniaka, Gaja odwróciła się i w samym rogu zobaczyła małą istotę o czarnej sierści przypominającą wilka.

– Wilk – powiedział. – Jakim cudem się tu znalazł.

– To nie jest wilk – odpowiedziała. – Tylko Warg, ich matki nie mają w zwyczaju porzucać potomstwa, To prawdopodobnie była ofiara, pewnie w zamian za zostawianie innych z jego watahy w spokoju.

– One tak potrafią? – zapytał z niedowierzaniem.

– Wargi są niezwykle inteligentne – odparła.

Gaja wzięła szczeniaka do torby.

– Chyba nie muszę ci mówić, że to głupi pomysł. – Gain pokiwał głową.

– Nie musisz – odparła. – chodźmy do obozu.

Po godzinie Orek wrócił z trzema końmi i wielkim powozem. Kompania siedziała w obozie przy ognisku.

– Mówiłeś im coś? – zapytała Gaja.

– Nic – odparł. – Będą mieli miny kiedy wrócimy.

– Dalej – powiedział Jaren. – Chcę wrócić przed zmrokiem.

Orek popatrzył na szczeniaka, który leżał przy ognisku.

– Sprawka Gai – odparł Jaren. – Potem ci wyjaśnię.

Dzień miał się ku końcowi, a towarzysze skończyli ładować misara na wóz, zmieściło się również ciało niedźwiedzia, wilki oskórowano a ich skóry wrzucono do juków, kiedy Orek krzyknął do koni "wio" na początku wydawało się, że nie dadzą rady, lecz po chwili z wielkim trudem ruszyli prosto do domu.

Koniec

Komentarze

Autorze, po pierwsze tekst sprawia wrażenie części większej całości – akcja urywa się nagle – więc chyba powinien być oznaczony jako fragment.

 

Po drugie “pokazanie mi gdzie zrobiłem błędy“ jest bardzo trudne, ponieważ błędy są w praktycznie każdym zdaniu. Narracja też jest nieporadna, a fabuła szczątkowa i nie wiadomo, do czego właściwie prowadząca. Przed Tobą długa droga, jeśli chcesz pisać, a póki co powinieneś zapoznać się z podstawami polskiej interpunkcji, gramatyki, składni, zapisu dialogów (dobre poradniki na ten temat znajdziesz na tym forum). Oraz korzystać z betalisty, zanim opublikujesz tekst.

 

Oto kilka przykładów błędów z samego początku tekstu.

 

Weźmy pierwsze zdanie. Są w nim co najmniej trzy błędy różnego autoramentu.

“Kiedy jeszcze kilka lat temu ktoś by mi powiedział, że będę światkiem wydarzeń, które mogłyby odmienić losy świata, uznałbym go za heretyka, lecz teraz byłby on jasnowidzem.“

1) Na początku zdania warunkowego nie “kiedy”, ale najlepiej “gdyby”, ewentualnie “jeśli/jeżeli”. Kiedy ktoś powiedział, a nie powiedziałby

2) Sprawdź różnicę między światkiem a świadkiem. Jeżeli jesteś dyslektykiem, poproś kogoś o przejrzenie tekstu pod kątem takich błędów.

3) Heretyk to odstępca religijny, więc tu nie pasuje. Metaforycznie też nie.

 

Zmorą Twojego pisania są też sążniste zdania, w których kolejne człony niekoniecznie się z sobą sensownie łączą, i które należałoby pociąć na zdania krótsze. Inaczej wychodzi nieskładny bełkot, a nie piszesz pijackiego strumienia świadomości, o ile się zorientowałam.

 

Przykłady:

“Twierdza broniła również jedynej z przełęczy, przejście znajdowało się w samym sercu domu rycerzy, oczywiście można było się przeprawić przez góry i zazwyczaj tak było, grupa dajmy na to, trzydziestu osób przedzierała się przez wyżyny, jednak na drugą stronę dochodziło tylko pięć, lecz to wystarczyło, żeby zaczęli plądrować, takich szaleńców w historii było zaledwie czterech, Aron złowrogi, Gran łapczywy, Naron piękny i Jarlond potężny.”

“Podszedł do beczki z wodą i chlusną sobie w twarz by całkowicie się obudzić, po tym poszedł w stronę dziedzińca, musiał bardzo uważać, żeby nikogo nie potrącić, ruch w całej twierdzy był tak ogromny, nie wpaść na kogoś graniczyło z cudem, w końcu nastała wiosna, a porządki same się nie zrobią, to był czas gdzie Jaren ucieka na bok i unika prac, lecz teraz musiał iść na główny plac bo tak kazał mu ojciec.“

http://altronapoleone.home.blog

Mogę się podpisać pod zarzutami Drakainy.

Dużo rzeczy w wykonaniu się sypie. Niżej kilka przykładów z początku:

Przygarną ich zakon Anzela,

Jest różnica między “przygarną" a “przygarnął”.

Ich rodzina żyła na odludziu utrzymująca się jedynie z uprawy ziemi, lecz mimo ich biednego stanu, bandyci pokusili się na kilka szylingów, zgwałcenie matki oraz zabicie obu rodziców.

Rodzina żyła utrzymująca się? Nie jestem pewna, czy stan może być biedny. “Obu” rodziców sugeruje, że byli mężczyznami. Obojga.

Zakon Maronah był usytuowany w górach białych, potężnego pasma,

Czy góry białe to nazwa własna? Jeśli tak, należy im się duża litera. Nie powinno być “potężnym pasmie”?

Aron złowrogi, Gran łapczywy, Naron piękny i Jarlond potężny.

IMO, takie przydomki piszemy dużymi literami, to prawie nazwiska. W końcu Bolesław Chrobry ma dużą, prawda?

Po piętnastu latach z dzieci drobnych i płochliwych jak kurczak,

Jak jeden kurczak?

Babska logika rządzi!

Zgadzam się z przedmówczyniami.

Dziękuję za komentarze, pierwsza przedmówczyni miała rację, jestem dyslektykiem, więc ciężko mi czasem pisac, lecz myślę, że im będę więcej pisał tym wada będzie ustępować

Pamiętaj, że dla pisarza najważniejsze są jego pomysły, nie poprawność językowa – od tego są redaktorzy. WC czyli Wojciech Cejrowski sam mówi o sobie, że ma ogromne problemy z gramatyką, a i tak udało mu się wydać co najmniej kilka książek, w czym, moim skromnym zdaniem, jedną bardzo dobą – Gringo wśród dzikich plemion.

 

Zapraszam Cię drogi nowicjuszu do rzucenia swym świeżym okiem na mój “pierwszy” tekst, tutaj. Już kiedyś tu publikowałem, ale teraz już tekstów usuwać nie planuję, więc Twój komentarz zostanie na dole na wieki wieków. Amen :D

Krystianie, literówki to mały problem. Musisz przede wszystkim coś zrobić z gramatyką i składnią. A na to najlepsze jest niestety nie pisanie przed siebie, bo ono wiele nie daje, ale dużo czytania dobrych tekstów. A więc weź się choćby za klasykę fantastyki, za głośne nowsze powieści, ale też za biblioteczne i piórkowe opowiadania na tym portalu – to akurat da Ci wyobrażenie również o krytyce, o poprawianiu tekstów, o pracy nad nimi. Bo nawet te najlepsze przechodziły czasem długą drogę do swej ostatecznej formy.

http://altronapoleone.home.blog

Krystianie, jaką mogę mieć pewność, że czas poświęcony na lekturę tego opowiadania nie będzie dla mnie czasem straconym? Że Primelgnis „Czarny misar” nie zniknie, tak jak zniknęły Twoje dwa poprzednie teksty?  

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dwa poprzednie teksty nie nadawały się do czytania, w każdym zdaniu było po kilka błędów, ten tekst jest bardziej dopracowany od poprzednich i więcej czasu na niego poświęciłem, więc nie zamierzam usuwać.

No to szkoda, że tamtych opowiadań nie poprawiłeś i wyrzuciłeś je. Poprawiając błędy też się uczysz.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ogólnie to poprzednie teksty są w mniejszym lub większym stopniu wplątane w tą opowieść

Ano, Krystianie, poczytamy, zobaczymy. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Tekst w warstwie prezentacji jest fatalny. Mnóstwo błędów oraz kiepski styl. Koleżanki już podały ci przykłady, a ja niestety nie mam teraz swojego komputera i niewygodnie mi się tu kopiuje i wkleja, więc nie zrobię ci nawet częściowej łapanki, ale uwierz mi, że jeśli do pierwszych dwóch-trzech akapitów w tekście miałbym ilość uwag, która idzie w dziesiątki, to tekst nie przechodzi nawet najłagodniejszej selekcji.

Mam wrażenie, że traktujesz dysleksję jako przyzwolenie na robienie błędów, a ona po prostu oznacza, że niestety musisz przyłożyć się bardziej, by osiągnąć ten sam efekt, co inni. Spójrz na to, jak dyslektycy są traktowani choćby na maturze: mają dodatkowy czas, żeby mogli włożyć więcej pracy, ale oceniani są tak samo, jak inni. Z jednej strony nie możesz liczyć na ulgowe traktowanie, ale z drugiej nie musisz się wcale śpieszyć z wrzucaniem tekstu. Przyłóż się bardziej.

Jeśli idzie o to, jak to zrobić, to uważam, że bardzo dużo dobrego dałaby ci beta. Spróbuj znaleźć kogoś z rodziny bądź znajomych, kto przejrzałby twój tekst, a jeśli nie znajdą się chętni, ten portal oferuje betalistę, gdzie możesz poszukać pomocy.

Oprócz tego oczywiście praca własna. Zamiast ją odpuszczać ze względu na dysleksję, pogódź się z niestety z tym, że będziesz jej potrzebował więcej. Polecam następujące poradniki:

https://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842782

https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/56843912

https://www.fantastyka.pl/loza/17

 

Z komentarzy widzę, że zignorowałeś łapankę od reg w poprzednich tekstach. To nie jest dobry pomysł – nie tylko dlatego, że reg włożyła swoją pracę w to, żeby twój tekst mógł być lepszy, ale przede wszystkim z tego powodu, że taka łapanka to doskonała okazja, żeby się czegoś nauczyć. Spróbuj się zastanowić nad każdą uwagą, czy wiesz, jaką zasadę poprawnej pisowni złamałeś – jeśli nie, spróbuj ją odnaleźć i nauczyć się jej na pamięć.

Zawsze też możesz poprosić o dalsze wyjaśnienia. Usunięcie tekstu pozbawia cię tej możliwości i nauki, jaka płynie z pracy nad opowiadaniem.

 

Struktura i treść wypadają już nieco lepiej. Szału nie ma, zwłaszcza że ten tekst wydają się być początkiem czegoś większego, ale myślę, że – znowu – umieszczenie tego tekstu na betaliście i dalsza nad nim praca byłaby najlepszym rozwiązaniem.

ironiczny podpis

Nowa Fantastyka