– Pożrę cię.
Plątanina korytarzy tonęła w cieniu. Czarne ściany szyderczo śmiały się setką kusząco uchylonych drzwi. Chłopiec nie próbował już szukać tam ratunku – wiedział, że drzwi zatrzasną mu się przed nosem, kiedy tylko dotknie klamki.
Uciekał. Czarno-biała szachownica lśniącej posadzki wirowała przed oczami. Skakał tylko po białych kaflach; w jakiś sposób rozumiał, że te czarne uplecione są z cienia i zapadnie się w nicość, kiedy tylko na nie nastąpi.
Mięśnie pękały z wysiłku, w płucach kłuło, jakby zakrztusił się odłamkami szkła, ale biegł dalej. Wiedział, po prostu wiedział, że nie wolno mu było zwolnić. Potwór nadchodził.
Blisko. Coraz bliżej.
– Chodź tutaj…! – zasyczała śpiewnie zębata paszcza. Chłopiec czuł jej odór – ciężki, słodkawy smród zgnilizny, taki sam jak wtedy, gdy mama wyjechała na kilka dni, a tata zapomniał wynieść śmieci.
Mama po powrocie strasznie krzyczała.
Chłopiec teraz też krzyczał.
Nagle wpadł w ostry zakręt i poślizgnął się na stercie rozsypanych drażetek. Były białe, śliskie i kanciaste; ostrymi krawędziami boleśnie wbijały się w kolana. Szloch ugrzązł mu w gardle. To nie były cukierki, tylko zęby.
Ludzkie.
Oślizgła macka owinęła się wokół jego kostki i szarpnęła. Potwór rozwarł pysk i warknął:
– Pożrę cię…
– Nie! – krzyknął Antoś, z całej siły kopiąc w najeżoną kłami
kołdrę.
Zerwał się do siadu, rozkopując pościel. Mokra od potu piżama kleiła mu się do pleców. Rozgorączkowanym spojrzeniem usiłował ogarnąć swój pokój: czarny masyw piętrzącej się pod ścianą szafy, strzelisty regał na książki, biurko, nocny stolik. Na ścianie wisiał ten sam, znajomy plakat bohaterów Marvela – w ostrzegawczym świetle Latarni Bezpieczeństwa kostium Spider-Mana był czerwony jak krew.
Od podłogi bił nieznośny żar. Antoś pisnął cicho, słysząc, jak nogi jego łóżka przepalają się z cichym sykiem. Wykładzinę w samochodziki pokrywała gorąca, bulgocząca złowrogo masa.
Pan Miś ze stanowiska na szafce nadawał komunikaty alarmowe:
– Kod czerwony: wykryto obecność Potworów Spod Łóżka. Kod czerwony: wykryto obecność Potworów Spod Łóżka…
– Pożrę cię…. – powtórzyła bestia, spinając się do skoku. Szarozielone macki rozłożyły się z obrzydliwym, lepkim mlaśnięciem. Antoś wstrzymał oddech.
W ostatniej chwili skrzypnęły otwierane drzwi.
– Kochanie, coś się stało? – spytała Mama. Miała na sobie przydużą nocną koszulę w kwiatki i rozdeptane kapcie. Jasne włosy opadały jej na twarz w nieładzie. Chłopiec zagryzł wargę, walcząc ze łzami. Mama nigdy jeszcze nie wydawała mu się taka ładna. – Miałeś zły sen?
– Tak – szepnął. – Potwory. Są pod łóżkiem.
Mama zdecydowanym krokiem wparowała do środka. Antoś aż podskoczył na łóżku.
– Uważaj! – wrzasnął. – Podłoga jest…!
…lawą.
Bulgocząca maź umykała spod jej stóp niczym stadko przerażonych gołębi. Tam, gdzie przeszła Mama, na powrót widniała wytarta, tania wykładzina w kolorowe samochodziki.
Potwory Czające się w Szafie aż prychnęły cicho, głębiej zagrzebując się w stos świeżo wyprasowanych koszulek. Stwór z Rogu Pokoju, ten kłąb najeżonej ostrymi szponami ciemności w miejscu, do którego nigdy nie dociera blask Latarni, z westchnieniem przylgnął do ściany. Podsufitnik o sześciu pajęczych nogach, za dnia sprytnie udający żyrandol, aż jęknął z bólu.
Nawet Trzy Dziki, które zawsze groziły chłopcu skokiem z regału, po wejściu Mamy na powrót zaczęły przypominać poskładane niedbale podróżne torby.
– To niedobrze – powiedziała ze śmiertelną powagą, przysiadłszy na brzegu materaca. – Nie powinno ich tam być, skoro ich nie zapraszaliśmy. To bardzo nieuprzejme. Mam zajrzeć pod łóżko i je wygonić?
Chłopiec poczuł, jak żołądek kurczy mu się ze strachu. Niepewnie skinął głową, a wtedy Mama, tłumiąc westchnienie, opadła na kolana i zajrzała pod łóżko.
– Potwory, a kysz! – powiedziała groźnie.
Blask Latarni Bezpieczeństwa zamigotał. Agresywna czerwień ustąpiła miejsca odcieniowi przydymionego pomarańczu.
– Protokoły bojowe aktywowano – poinformował sennie Pan Miś. Antoś odetchnął z ulgą.
Mama podniosła się z podłogi.
– Chcesz dzisiaj spać z nami?
– Nie, mamo – odparł, siląc się na spokój. Jak to mawiał dziadek Staszek: na miłość boską, miał już sześć lat! Nie mógł wiecznie siusiać w majtki i bać się własnej sypialni. – Teraz będzie już dobrze. Poszły sobie.
Mama przyglądała mu się przez chwilę z namysłem. W końcu schyliła się, by pocałować go w czoło i potargać włosy na czubku głowy, po czym życzyła mu dobrej nocy i cicho jak duch wyszła na korytarz. Antoś wiedział, że będzie stała tam jeszcze przez jakiś czas, z niepokojem nasłuchując. W końcu drewniane schody zaskrzypiały pod jej krokami.
Chłopiec został sam.
Sodowa latarnia na ulicy świeciła słabym oranżem; kolor przywodził mu na myśl słoik dżemu brzoskwiniowego. Antoś upewnił się, że jest dokładnie przykryty, nim odwrócił się plecami do ściany i naciągnął poduszkę na głowę.
Kątem oka zauważył, że lawa zniknęła. Nogi łóżka były nienaruszone, a podłogę znów kryła stara wykładzina.
Pan Miś na szafce bezustannie powtarzał komunikat:
– Kod pomarańczowy: możliwa obecność Potworów Spod Łóżka. Upewnij się, że stopy nie wystają spod kołdry. Kod pomarańczowy: możliwa obecność Potworów Spod Łóżka. Upewnij się, że stopy nie wystają spod kołdry…