- Opowiadanie: RheiDaoVan - Pandora

Pandora

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Pandora

Tramwaj wtoczył się na przystanek i zatrzymał z mocnym szarpnięciem. Drzwi otworzyły się z głośnym, charakterystycznym szumem , wpuszczając do środka powiew ciepłego powietrza.

 

Monika wysiadła rozglądając się niepewnie. Przejście pod torami kolejowymi na Moście Gdańskim było cokolwiek dziwnym miejscem na spotkanie.

 

Idiotka, pomyślała po raz kolejny. Skończona idiotka. Skoro już zgłupiała do tego stopnia, by spotykać się z wróżką, mogła wziąć gazetę albo poszukać w Internecie. Tam można było przynajmniej znaleźć profesjonalnych parapsychologów z dyplomami wszelkiej maści. Wiadomo, że oszustwo, ale przynajmniej ładnie opakowane. Klimatyczny wystrój, poważni ludzie, a nie, brudny most i Wisła pod nogami.

 

Mimo to ruszyła w stronę kolejowej części mostu. Zagryzając dolną wargę przelazła przez ogrodzenie blokujące wejście na przejście pod torami. Brudno, poskarżyła się w myślach, z obrzydzeniem patrząc na pordzewiałe barierki. Szła powoli starając się niczego więcej nie dotykać.

 

Po raz kolejny przeklinając swoja głupotę, podeszła do dziewczyny, która siedziała na rozłożonej gazecie. Była młoda, młodsza niż Monika myślała – jakieś dwadzieścia dwa, trzy lata. Miała krótkie, zaczesane do tyłu kobaltowe włosy, bladą cerę i umiejętnie zrobiony niebieski makijaż. Do tego czarny top, szare wąskie spodnie i czerwone trampki. Żadnych ozdób.

 

Co z niej za wróżka?, pomyślała z roztargnieniem.

 

– Siadaj – powiedziała cicho dziewczyna. Do Moniki dopiero po chwili dotarło, że była to propozycja a nie polecenie.

 

– Dziękuję, postoję – odparła szybko, czując się coraz bardziej nie na miejscu.– Jestem…

 

– Monika, wiem – przerwała jej. Para ciemnych oczu spojrzała na nią uważnie. – Mów mi Pandora.

 

– Pandora? – powtórzyła. A dobra, niech jej będzie. – Przyjaciółka powiedziała mi, że… Właściwie to chciałam się tylko dowiedzieć… – Nie wiedziała jak zacząć.

 

– Jasne– mruknęła dziewczyna wracając spojrzeniem do wody.

 

Przez chwilę Monice wydawało się, że zrobiło się chłodniej. Kolory poszarzały, a szum samochodów jakby przygasł. Wydaje ci się, pomyślała potrząsając głową. Wszystko wróciło do normy.

 

– Boisz się, że on cię zdradza. Twój mąż – głos Pandory brzmiał jakby mówiła o pogodzie, a nie czyimś dramacie życiowym. – Wyjechał w delegację na tydzień, tak powiedział. Wrócił z pracy, spakował się i pojechał. Kupił nawet kwiaty, żeby ci nie było przykro. Białe róże.

 

Monika gorączkowo próbowała sobie przypomnieć, co powiedziała swojej przyjaciółce. O białych różach chyba nie. A na pewno nie precyzowała koloru.

 

– Wróci – kontynuowała dziewczyna. Pewność w jej głosie dziwnie uspokoiła Monikę. – Tamta ma rodzinę. Męża i dwójkę dzieci. Czemu z nią wyjechał? Żeby poczuć dreszcz emocji. Dla obojga to rodzaj zabawy, nic zobowiązującego. To wszystko. Twoja sprawa, co zrobisz z tymi informacjami.

 

Monika nie wiedziała, czemu ufała Pandorze. Bez żadnych dowodów była skłonna uwierzyć w jej słowa.

 

– Myślałam, że wróżki przepowiadają przyszłość – rzuciła głupio.

 

– Bzdura – odparła spokojnie Pandora. – Nie da się przewidzieć przyszłości. Można jedynie sprawdzić linie prawdopodobieństwa, w niektórych kwestiach wybrać te, które, w pewnym sensie, wręcz muszą się wydarzyć. – Wzruszyła ramionami. – Na przykład teraz. Albo zdecydujesz się milczeć i spokojnie dalej żyć razem z mężem, albo zrobisz mu awanturę i również postanowisz z nim zostać, albo go zostawisz. W zależności od decyzji, pojawiają się nowe linie prawdopodobieństwa kolejnych wydarzeń.

 

Monika kiwnęła tylko głową. Brzmiało rozsądnie. O ile rozmowa o przepowiadaniu przyszłości może być rozsądna.

 

– W zamian za to, że nie zadajesz głupich pytań, jak to się czasami zdarza, powiem ci jedno – odezwała się Pandora. – Jeśli nie powiesz mu, że wiesz, on znowu cię zdradzi. Przygodnie, w ramach wyjazdu służbowego. Jeśli go zostawisz, długo będziesz sama. Nie jestem w stanie powiedzieć, czy na zawsze, ale trzy lata na pewno. Faceci, których spotkasz, nie będą chcieli wiązać się na stałe z kobietą z małym dzieckiem. Takie zaprzeczenie komedii romantycznych.

 

– Ale… ja nie mam dziecka – zaprzeczyła słabo Monika.

 

– Jeszcze nie – przyznała Pandora. – Ale za niecałe dziewięć miesięcy już tak. Gratuluję, dziewczynka.

 

Monika skinęła sztywno głową. Niemal mechanicznym ruchem wyjęła z torebki białą kopertę. Podała ją dziewczynie. Pandora przeliczyła pieniądze, skinęła głową.

 

– To wszystko, możesz już iść.

 

Kobieta odwróciła się i nieco otępiała ruszyła w drogę powrotną. Dotknęła niepewnie swojego brzucha. Będzie miała córeczkę.

 

***

– Chcę być waszym bogiem. Nie, nie chcę… Ja już nim jestem! Czcijcie mnie, śmiertelnicy, drżyjcie przed mą mocą! Złóżcie mi ofiary z najlepszych straw, trunków, to jest miodowego piwa, i dziewek przepięknych, niekoniecznie dziewic. – Wysoki, barczysty facet przemawiał w tym tonie od dobrej godziny. Od czasu do czasu ktoś wrzucił do leżącej przed nim czarnej czapeczki jakieś drobne. Mężczyzna wodził po przechodniach zaciekawionym, błękitnym spojrzeniem. Uśmiechnął się na widok niebieskowłosej dziewczyny, pomachał jej.

 

– Któż to zawitał, w me skromne progi – wyszczerzył w uśmiechu mocne zęby. – Czyżby niewiasta w potrzebie była?

 

– Cześć Seriel. – Pandora uśmiechnęła się do niego. – Możesz skończyć ten cyrk? Mam sprawę.

 

– Jasne – rzucił kłaniając się małemu chłopcu, który patrzył na niego z powagą charakterystyczną dla małych dzieci.

 

Wyjął z czapeczki pieniądze, przeliczył szybko.

 

– Co powiesz na herbatę? Mają tu taką fajną kawiarenkę, Same Fusy się nazywa.

 

– Ty i herbata? Odkąd się znamy, czyli jakieś czternaście lat, nie widziałam cię pijącego nic innego niż miodowe piwo czy mocna kawa.

 

– Kawa jest dobra na kaca, a piwa nie pijam przed trzynastą – wyjaśnił z uśmiechem. – O suchym pysku nie lubię rozmawiać, a widzę, że nie jest to problem z chłopakiem, czy inna duperela.

 

Pandora skinęła głową.

 

Na Starym Mieście było tłoczno. Kolorowy tłum mieszał się ze sobą, ludzie wpadali na siebie, potrącali, przepraszali lub klęli. Tak już jest w miejscach, które są obowiązkowymi punktami wycieczek. Seriel szedł pewnie przed siebie, z lekkim uśmiechem przyklejonym do twarzy. Ludzie schodzili mu z drogi jak przed powoli toczącym się pociągiem. Pandora trzymała się za nim korzystając z wolnej przestrzeni. Tłumy tolerowała jedynie na koncertach.

 

Herbaciarnia wyglądała na przyzwoitą, weszli do środka. Zeszli po kamiennych schodkach do piwnicy, usiedli w rogu.

 

– Poważna sprawa? – spytał Seriel przeglądając spis ciast.

 

Nim Pandora zdążyła odpowiedzieć przy ich stoliku wyrósł kelner z podręcznikowym uśmiechem na twarzy.

 

– Rooibos kalahari i ciasto marchewkowe dla mnie, a dla pani herbata pigwowa i ciasto czekoladowe – złożył zamówienie Seriel.

 

Chłopak skinął głową i zniknął w ciemnościach piwnicy.

 

– Na czym my… a tak, co to za sprawa?

 

– Patrzyłam na swoje linie prawdopodobieństwa – powiedziała. – W niemal każdej dostrzegam rudowłosego chłopaka o nieprzyjaznym uśmiechu. To nefilim. Nic więcej, żadnych dodatkowych informacji. Widzę jedynie ciemność. To nie jest normalne.

 

– Tak, masz rację – zgodził się, popijając herbatę. – Nie podoba mi się to. Uważaj na siebie. – W jego głosie pobrzmiewała troska. – Rudy nefilim to Salamandra, układa się z grającymi Szepczącymi. Rozumiesz, pomaga im, kiedy mu to na rękę albo kiedy dobrze mu zapłacą. Chce się z tobą spotkać? Tobą jako wróżką?

 

Skinęła głową.

 

– Powiedziałbym: nie idź, ale wiem, że i tak pójdziesz. Pamiętaj jednak, że ciekawość zabiła kota.

 

– Dobrze, że nie jestem kotem – odparła Pandora z uśmiechem. – Co może mi grozić w centrum miasta? Porwie mnie? Zgwałci?

 

Pokręcił głową.

 

– Jesteś naiwna, dziewczyno. Czemu ty odziedziczyłaś wszystkie umiejętności, a twój brat cały rozsądek?

 

– Zasiedziałam się w sklepie z zabawkami, kiedy rozdawali rozumy – zaśmiała się.

 

Seriel pokręcił głową. Dokończyli ciasta w milczeniu.

 

– Odezwij się po spotkaniu, dobra? Może to głupie tak przywiązywać się do ludzi, ale jesteś jedną z moich najzdolniejszych uczennic. I mówię tu o przestrzeni wieków, które przeżyłem.

 

– Właśnie, nigdy cię o to nie pytałam. Jak długo żyjecie?

 

Mężczyzna zastanowił się.

 

– Nie wiem. Nikt z nas nie umarł jeszcze śmiercią naturalną.

 

***

Deszcz bębnił w zakurzone szyby od ponad godziny. Kropla za kroplą, sekunda za sekundą. Szaruga zawitała do miasta na dobre. I chyba planowała zostać na kolejne dwa dni. Tak przynajmniej zapowiadała uśmiechnięta pogodynka w obcisłej kiecce, kręcąca się na ekranie telewizora. Igor wodził za nią nieobecnym wzrokiem, myślami będąc zupełnie gdzie indziej. Na ślepo nacisnął klawisz pilota. Piątka nastolatków biegła przez las, co raz oglądając się za siebie, ze strachem w oczach. Horror, zapewne jakiś krwawy. Może być.

 

Dzwonek do drzwi zlał się z przerażonym wrzaskiem cycatej blondynki. Igor niechętnie zwlókł się z kanapy i poczłapał do drzwi.

 

– Armagedon, Ragnarök i inne cholerstwa – wymamrotał otwierając drzwi. Przed nim stał przemoczony, wysoki, dobiegający trzydziestki mężczyzna. Z długich, czarnych włosów skapywała woda. Ponure spojrzenie ciemnych oczu zniechęcało do zadawania jakichkolwiek pytań. Igor odsunął się grzecznie wpuszczając mężczyznę do środka. Kruk zawsze wzbudzał w nim nieuzasadniony lęk. No, może jednak trochę uzasadniony.

 

– Jest Pandora? – spytał długowłosy niskim, przechodzącym w nieprzyjemną chrypkę głosem.

 

Igor pokręcił głową i nim zdążył odpowiedzieć, że dziewczyna powinna być późnym wieczorem, Kruk wyszedł z mieszkania. Chłopak wrócił na kanapę. Nie potrafił zrozumieć czemu jego młodsza siostra zadaje się z takimi typami. Właściwie to takim typem, bo nikogo innego pokroju ponurego mruka nie widział. Nekromanta, psia jego mać. Po cholerę nachodzi Pandorę? Bo na pewno nie po to, żeby mu powróżyła.

 

Uspokoił oddech. Żałował, że nie odziedziczył po matce żadnych umiejętności. Jedyne co umiał, to odróżniać Innych, takich jak na przykład Pandora oraz widzieć Szepczących. Twarz wykrzywił mu niewesoły uśmiech. Pokrętne istoty. Legendy i wierzenia o aniołach, demonach i innych duchach powstały właśnie dzięki nim, tak samo jak historie o głosach w głowie – dziwnej sile każącej coś zrobić. Nieźle nim wstrząsnęło kiedy się dowiedział o tym, że taka Joanna d'Arc nie słyszała archanioła Michała a Szepczącego Mikaela. Sukinsyny potrafiły nieźle ukryć swoją obecność w wierzeniach i mitach. A jego siostra? Wróżka. Byli też szamani, medium, nekromanci, a nawet nefilim – dzieci Szepczących i ludzkich kobiet. Ludzie – Inni – potrafiący dostrzec Szepczących. I tacy jak on. Człowiek widzący Szepczących, ale bez umiejętności Innego. Rzadki przypadek, ale się zdarzał.

 

Zaśmiał się ponuro. Igor, ale ci się na narzekanie wzięło. Nigdy nie zazdrościłeś Pandorze umiejętności, więc skąd te myśli? Złe przeczucia? Brednie.

 

Zaraz, nie brednie. Może jednak odziedziczył po matce coś więcej, niż umiejętność widzenia Szepczących? Zimny dreszcz przebiegł wzdłuż kręgosłupa. Ty kretynie! Jesteś niepełnym Innym, ale jednak coś tam w sobie masz!

 

Kruk! Musiał dogonić tego pieprzonego nekromantę.

 

Zerwał się z kanapy, pośpiesznie założył buty, złapał w locie kurtkę i trzasną drzwiami. Na ekranie telewizora, w agonii, żegnała się z życiem rudowłosa dziewczyna.

 

***

Nie podobał jej się. Ani trochę jej się nie podobał. I nie chodziło wcale o wygląd, bo ten był niczego sobie. Wysoki, wysportowany chłopak, z ostrymi rysami bladej twarzy i opadającymi na policzki rudymi włosami. Na oko jakieś dwadzieścia pięć lat. A mimo to było w nim coś, co budziło cichy głosik w umyśle ostrzegający: Zostaw. Odwróć się i odejdź. Nie rozmawiaj z nim. To było coś nieuchwytnego. Kpiące uniesienie kącików ust w niby pogodnym uśmiechu, szyderstwo ukryte za rozbawieniem w orzechowych oczach. Niedbała, wręcz arogancka poza.

 

Westchnęła cicho. Drażniło ją, że chłopak wzbudzał w niej niepokój. Zazwyczaj potrafiła rozpoznać kiedy groziło jej niebezpieczeństwo. Dzięki temu unikała pijanych kierowców, niebezpiecznych typów w zaułkach i innych nieprzyjemności. Ale teraz nie widziała nic. Pięć razy sprawdzała linie prawdopodobieństwa. Czysto. Więc czemu chłód kłuł w żebra, a w głowie piszczał cichy głosik? Zarówno Seriel, jak i Igor kazaliby się wycofać. Jej starszy brat i tak kręcił nieco nosem na jej wróżkowe (jest w ogóle takie słowo?) praktyki.

 

Podeszła do niego, usiadła obok. Czuła na sobie jego uważne, a jednocześnie aroganckie spojrzenie. On chyba urodził się z tego swojego rodzaju dwulicowością. Niby uśmiech uprzejmy i przyjazny, a w oczach nadal mieszkała złośliwość.

 

– Mów mi Pandora – powiedziała cicho patrząc przed siebie, na gołębie walczące o okruszki.

 

– A mi Salamandra – odparł chłopak. Jego słowa były tak samo dwubrzmiące jak jego postawa. Niby ciepłe, a ociekały jadem. – Więc, co mnie czeka w przyszłości?

 

– O co tak naprawdę ci chodzi? – odpowiedziała pytaniem.

 

Chłopak uśmiechnął się nieprzyjemnie.

 

– Zajrzyj w przyszłość. Swoją przyszłość.

 

Zrobiło się chłodniej. Kolory poszarzały, a szum miasta przygasł.

 

Otworzyła szerzej oczy, gdy wszystko wróciło do normy. Zerwała się z miejsca. Salamandra chwycił ją mocno za nadgarstki. Przed sobą zobaczyła bladą twarz wykrzywioną w szyderczym uśmiechu.

 

– Za późno, Pandoro – szepnął.

 

Dziewczyna osunęła się w ciemność.

 

***

Przebudzenia po nagłych utratach przytomności zazwyczaj nie należą do przyjemnych. To również takie nie było. Pandora z trudem otworzyła oczy. Przed nią wirowały kolorowe wielokąty, a w tle wybuchały konstelacje jasnych punktów. Spróbowała się poruszyć i odkryła, że siedzi na całkiem wygodnym fotelu, ze skrępowanymi rękoma i nogami. Przed nią stał mały, drewniany, pomalowany na czarno stolik. Rozejrzała się uważnie, klnąc na swoja głupotę. Mówi się, że ciekawość zabiła kota, nie wróżkę!, pomyślała ze złością.

 

Pokój był duży, utrzymany w kolorze krwawego szkarłatu, z biało-czarnymi akcentami w postaci przeróżnych bibelotów. Na ścianie wisiały obrazy ludzkich sylwetek w lubieżnych pozach. Podłoga usłana była płatkami róż. Pandora musiała przyznać, że w dziwniejszym miejscu jeszcze nie była.

 

– Nareszcie się obudziłaś. – Kobiecy głos odezwał się gdzieś zza lewego ramienia. Pandora obróciła się powoli. Wysoka kobieta siedziała w sąsiednim fotelu. Miała gładką, złocistą karnację, migdałowe, duże zielone oczy, pełne czerwone usta. Miedziane loki spływały na smukła ramiona i obfite, jędrne piersi. Powiedzieć, że grzeszyła urodą było za mało. Sama w sobie była wielkim grzechem piękna i pożądania. Białe ząbki błysnęły w uśmiechu.

 

– Wybacz pewne niedogodności – powiedziała aksamitnym głosem, od którego każdemu facetowi oszalałoby libido. – Wiesz kim jestem?

 

– Tak, ale nie wiem, jak wolisz by cię nazywać. Lilitu, Lilith? Czy może Krwawa Dziwka?

 

Perlisty śmiech wypełnił pomieszczenie.

 

– Masz cięty język, maleńka. – Przeciągnęła się. Każdy jej ruch ociekał seksapilem. – Przynajmniej nie dukasz i nie wrzeszczysz z przerażenia, a to już coś. – Brzmiało prawie jak pochwała.

 

Pandora prychnęła tylko.

 

– Nie rozumiem czego Królowa Rozpusty może chcieć ode mnie. Chcesz poznać swoją przyszłość? – spytała z krzywym uśmiechem.

 

– Tak.. ostrzegano mnie, że jesteś cholernie konkretna i od razu przechodzisz do rzeczy. – Zielone oczy błysnęły z rozbawieniem. – Słyszałam o twoich umiejętnościach. Jedna z najlepszych wróżek na świecie. Przy twoim młodym wieku to naprawdę coś. Powinnaś czuć się zaszczycona, że zwróciłam na ciebie uwagę.

 

– Ależ dziękuję niezmiernie – głos Pandory ociekał jadem. – Ten rudy nefilim, Salamandra, to twój sługus? Jak zablokował moje umiejętności?

 

– Nie wiem. – Machnęła niedbale ręką. – Dla mnie nie jest istotne jak. Ważne, że to zrobił i cię tu sprowadził, maleńka. A teraz słuchaj. Do tej pory żyłaś sobie wygodnie, wykorzystując umiejętności Innego. Całkiem nieźle się ustawiłaś, sam Seriel był twoim nauczycielem. Mogłabym powiedzieć, że teraz przyszedł czas na spłatę długu, ale za bystra na to jesteś, więc powiem wprost. Pomożesz mi, maleńka. Pomożesz skopać komuś tyłek. Afowi konkretnie. Powiedz mi, co widzisz. Jakie linie prawdopodobieństwa. Dla mnie, dla niego. Co mam zrobić, by ten sukinsyn błagał mnie o litość.

 

– Odbiło ci albo nie masz pojęcia o naszych umiejętnościach – powiedziała Pandora poważnie. – Tak jak wy nie możecie wpłynąć na naszą wolę, tak my nie możemy użyć naszych umiejętności w stosunku do was. Jedynym wyjątkiem są niektóre rytuały nekromańskie.

 

Twarz Lilith, do tej pory nieskażoną żadnym grymasem, wykrzywił złośliwy uśmiech godny właścicielki.

 

– Przyszłość, odwieczna tajemnica. Kto mógłby ją poznać, miałby władzę nad światem – powiedziała słodkim głosem, w którym kryła się śmiertelna trucizna.

 

Pandora przełknęła ślinę. W coś ty się, dziewczyno, wpakowała. Mało ci było wróżenia zwykłym ludziom, musiałaś się, kretynko, wychylić?

 

– Albo trząsłby portkami ze strachu, że zaraz umrze. Zależy, jak na to patrzeć – odpowiedziała po chwili. – Nie ma jednej, konkretnej przyszłości. Jest tylko stająca się teraźniejszość i przyszłe możliwości.

 

– Już mówiłaś. – Lilitu wstała i kołysząc biodrami podeszła do jednej z półek. Sięgnęła po czarny przedmiot. Małe, drewniane pudełko. Otworzyła je, wyjęła zawartość. Obróciła się w stronę Pandory. – Wiesz, co to jest?

 

– Talia kart? – odpowiedziała dziewczyna unosząc brwi. Pokazywała jej talię kart? I co jeszcze? Szklana kula? Może fusy?

 

Królowa Rozkoszy Cielesnych podeszła bliżej, by dziewczyna mogła się lepiej przyjrzeć małym kartonikom.

 

To nie mogą być… Niemożliwe. Skąd ona mogłaby je mieć? Jakim cudem? Jakim prawem?!To muszą być podróbki!

 

– Poznajesz? – spytała Szepcząca cichym, słodkim i lepkim jak miód głosem.

 

Jasne, że poznaję, pomyślała Pandora. Byłabym skończoną idiotką, gdybym nie kojarzyła tego arcydzieła. Z karty, która była na wierzchu, patrzył na nią skrzydlaty mężczyzna z uniesionym do ciosu mieczem. Czerwone oczy pałały żądzą niszczenia. Blada twarz była okrutna i poważna. Ostrze broni lśniło złowrogo, gotowe rozkruszyć wszystko na swojej drodze. Muskularne, nagie ramiona miały za chwilę opaść wykonując dzieło zniszczenia. Czarne lotki piór lśniły krwawą purpurą. Wokół postaci wiła się misterna, czarna plecionka przypominająca drut kolczasty ozdobiony ostrokrzewem. Szkarłatne plamki były malutkimi, po mistrzowsku wykonanymi światami, niekiedy całymi galaktykami. A na dole napis w starym, niemal zapomnianym języku Henocha. Abaddon.

 

Pandora przełknęła ślinę. Karty Razjela, Pana Magów. Skąd, do cholery, miała je Lilith?! Może to podróbki..? Nie, nie podróbki. I dobrze o tym wiesz.

 

Podniosła spojrzenie i natrafiła na triumf w zielonych, kocich oczach. Nie jest dobrze, pomyślała. Mało powiedziane. Była w dupie. Czarnej, zasranej dupie.

 

– Czego chcesz? – spytała po raz kolejny, siląc się by głos jej nie zadrżał.

 

– Mówiłam ci już, powróżysz mi. Używając tego. – Położyła karty na stoliku. Zza paska wyciągnęła mały, srebrny sztylet i przecięła więzy krępujące ręce dziewczyny. – Dobrze wiesz, że tylko mag Szepczących lub ludzka wróżka, silna, cholernie uzdolniona wróżka, jak ty, mogą ich używać. Bierz się do roboty. Rozpocznij rozdanie.

 

– A jeśli odmówię?

 

Zielone oczy błysnęły nieprzyjemnie.

 

– Maleńka, czy ty wiesz, z kim rozmawiasz? Wiesz. Więc nie zadawaj głupich pytań. Nie bez powodu złośliwi nazywają mnie Krwawą. Nie ważne Suką, czy Dziwką. Ale daję ci słowo, Słowo Szepczącego, że po wróżbie odstawie cię w bezpieczne miejsce, całą, nietkniętą. A wierz mi, że Salamandrze się oczy na twój widok świeciły. Dam ci również słowo, że ten rudy nefilim nigdy więcej nawet cię palcem nie dotknie. Twojemu bratu też zapewnię nietykalność.

 

Pandora spojrzała na nią uważniej. Wysoka zapłata. Bardzo wysoka jak za jedną wróżbę. Nawet jeśli w ruch miały pójść Zakazane Karty. Widać bardzo pragnęła zemsty.

 

– No dobrze – powiedziała cicho Pandora. Właściwie co jej zależało. Jeden Szepczący będzie zadowolony, inny będzie zgrzytał zębami. W sumie nic nowego.

 

Wzięła karty do ręki. W życiu nie myślała, że kiedyś będzie je trzymać, dotykać palcami misternych obrazków. Powoli rozłożyła kartoniki na stoliku. Kolory wokół poszarzały, słychać było jedynie oddechu dwóch kobiet.

 

To ci się nie spodoba, pomyślała Pandora patrząc uważnie na karty. Wściekniesz się, jak nic. Ale to twoja wina, że nie doceniasz ludzi, że masz nas za robactwo. A ja mam przyjaciół. Silnych przyjaciół. Ale będziesz miała swoją zemstę. W nieco innej scenerii, niż oczekujesz, ale będziesz ją miała. Skupiła się, napięła niektóre linie prawdopodobieństwa, inne osłabiła, niektóre wręcz zniszczyła. Coś takiego możliwe było tylko przy użyciu dzieł Razjela.

 

– Krwawa łaźnia – powiedziała po długim milczeniu Pandora. – Krwawa łaźnia.

 

– To znaczy? – spytała Lilitu z napięciem.

 

Dziewczyna uśmiechnęła się lekko, spojrzała prosto w zielone oczy, w których pojawił się lęk. Bo człowiek nie powinien się tak uśmiechać do Szepczącego. Nie, kiedy nie jest ostatnim skurwielem . Ale Pandora po prostu nie mogła powstrzymać bezczelnego, wrednego uśmiechu, który pojawił się na bladej twarzy.

 

Tak, czasem nie warto usilnie poznawać przyszłość. Nie, kiedy osoba, która ją dla ciebie sprawdza, niezbyt cię lubi. Bo można wtedy otworzyć coś, czego nigdy otwierać się nie powinno.

 

***

Krew. Zapach krwi i łez. I odór śmierci. Okrutnej, bolesnej, nieuchronnej.

 

Upiorny chichot cieni, które pojawiają się na samej granicy postrzegania. Kalekie istoty, których śmiech odbija się echem. Jezioro krwi, jeszcze ciepłej, ale już lepkiej. Cienie wychodzą z niego nieskończoną armią. Tworzą korowód potępieńców. Upiornych, martwych a jednocześnie żywych, potępieńców zanoszących się histerycznym śmiechem.

 

Śmiej się z nami, mówią ich puste oczy, w których tli się szyderstwo. Jedyne co im pozostało w tej namiastce życia. Śmiej, chichocz i chodź z nami. Tańcz. Oto bal. Dance Macabre.

 

Rude loki są brudne i ciężkie od krwi. Podobnie smukłe ramiona, długie nogi, piersi i brzuch. Cała jest w lepkiej krwi, której zapach wdziera się do jej nozdrzy, zawraca w głowie, nie pozwala myśleć. Poszarzałą twarz o zapadniętych policzkach wykrzywia strach. Pierwotny, niemal zwierzęcy lęk. Zielone oczy patrzą wokół nieprzytomnie. A w głowie wciąż rozlega się upiorny chichot. Ledwo udaje jej się odczołgać od jeziora. Cienie muskają ją delikatnie. Każdy dotyk sprawia ból. Lodowate pocałunki śmierci. Wstaje chwiejnie. Nogi są miękkie, uginają się pod nią, nie chcą nieść. Rozgląda się niepewnie, nie wiedząc gdzie jest, jak się tu znalazła i dlaczego. Była w swoim domu, fortecy i rozmawiała z tym ludzkim śmieciem, tą niebieskowłosą dziwką. Jak więc znalazła się tu, w tym odrażającym, przerażającym miejscu?

 

Dostrzega karle, poskręcane czarne drzewko o łysych konarach. Chwiejnym krokiem rusza w stronę upiornej rośliny. Na jednej z gałęzi siedzi wielki czarny ptak. Patrzy na nią ciemnymi, ponurymi oczami. To nie jest spojrzenie zwierzęcia, choćby inteligentnego. To ludzka manifestacja w tej upiornej krainie cieni. Krainie, do której tylko niektórzy Szepczący i nekromanci mają klucz. Lodowaty dreszcz przebiega wzdłuż jej kręgosłupa. Na czole pojawiają się kropelki potu.

 

– Boisz się – stwierdza kruk ludzkim, niskim głosem przechodzącym w nieprzyjemną chrypkę. – Dobrze. Powinnaś się bać. Złamałaś niepisaną umowę. Niepisaną, ale ważną.

 

– Niebieska suka – syczy Lilitu wściekle. Szarpie smukłymi pacami rude loki, zakrzepnięte w krwi. – To jej sprawka!

 

– Nie porywa się tych, którzy mogą się zemścić – mówi ptak spokojnie, ale chłód kryjący się w jego słowach mógłby zamrozić piekło. – Nie porywa sie tych, którzy zaglądają w przyszłość i wiedzą, jak kierować liniami prawdopodobieństwa. I nie daje im się tak silnych narzędzi jak Karty Razjela. Nie tak uzdolnionym. Sama jesteś sobie winna. Pokuta za niedocenienie ludzkiego pomiotu, jak nas nazywasz. Ale dostaniesz swoją zemstę. Pandora się o to postarała. Umowa jest umową. – Ptak wydaje z siebie dźwięk, który przypomina śmiech. Szyderczy, ponury śmiech kogoś, komu wcale nie jest wesoło. – Chcesz zobaczyć?

 

Nim Lilitu zdąży odpowiedzieć w jej głowie wybucha konstelacja jaskrawych punkcików, a przed oczami pojawia się krwawy obraz.

 

#
Stoi w znajomym białym pokoju zdobionym czerwonymi i czarnymi kwiatami. Wysoki, smukły mężczyzna o seledynowych włosach wisi na środku, trzydzieści centymetrów nad ziemią. Stalowe linki, zakotwiczone w suficie, wpijają się boleśnie w nadgarstki. Z pustych oczodołów wystają misternie zdobione, srebrne noże do rzucania. To za ich pomocą powstały dwie blizny, biegnące od kącików ust do uszu , tworząc wrażenie upiornego, wiecznego uśmiechu na brudnej, poszarzałej z bólu twarzy. Poharatane dłonie pozbawione są palców. Krew swobodnie skapuje na podłogę. Palce przyszyto do szyi, tworząc tym samym paradną, odrażającą obrożę. Każdy paznokieć pomalowany został na inny kolor. Radosna tęcza. Tors poznaczony jest w wielu miejscach świeżymi ranami, z których sączy się krew.

 

Kap, kap, kap. Śpiewają szkarłatne krople.

 

Mężczyzna jest jeszcze przytomny, ale z każdą mijającą sekundą coraz bardziej wygląda łaskawej ciemności. W której nie ma bólu, upokorzenia ani tej znienawidzonej, słodkiej twarzy, dla której kiedyś dałby się zabić.

 

#

Obraz rozmazuje się, pozostawiając po sobie słodką obietnicę. Obietnicę zemsty.

 

– Oto twoja przyszłość, którą zawdzięczasz Pandorze – oznajmia czarny ptak. – Pamiętaj o danym słowie. Pamiętaj, co cię właśnie spotkało.

 

I zrywa się do lotu nim upokorzona Królowa Rozpusty zdąży otworzyć usta.

 

***

Pandora otworzyła oczy. Nad sobą ujrzała szarawy błękit nieba, poszarpane obłoki i gałęzie drzew. Leżała na krótkiej, przystrzyżonej trawie, przyjemnej i miękkiej.

 

Czuła się nieco słaba, zmęczona i oszołomiona, ale nic ją nie bolało, a przed oczami nie wybuchła jej supernowa, więc nie było źle. Przez chwilę leżała w bezruchu nie myśląc, odpoczywając. Wreszcie dźwignęła się na łokciach i rozejrzała. Zobaczyła rozległe trawniki, żwirowe alejki, stare drzewa i masę ludzi. Spokojnie przechadzających się dorosłych, skaczące i biegające wkoło dzieci.

 

Jestem w parku, uświadomiła sobie siadając. Coś wypadło z jej dłoni. Karta. Dwójka kier z talii, jaką można było kupić w każdym kiosku. A nie niej, starannym, zawiłym pismem napisane: "Dotrzymałam słowa. "

 

Pandora uśmiechnęła się pod nosem.

 

– Ja też – mruknęła chowając kartę do kieszeni.

 

 

Koniec

Komentarze

Bardzo mi się podobało i wciągnęło od samego początku, co mi się ostatnio dosć rzadko zdarza.
W kilku miejscach, moim zdaniem, przydałyby się dłuższe i spokojniejsze opisy, bo przejścia między scenami są odrobinę zbyt ostre. Brakuje też kilku przecinków, ale język jest na wysokim poziomie i widać przemyślany świat tych nadnaturalych istot. Zazgrzytał mi chyba tylko odrobinę zbyt szczegółowy opis Pandory na samym początku, bo szczegółowe przedstawianie stroju nieprzyjemnie kojarzy mi się z tzw. "opowiadaniami blogaskowymi". Ale to może tylko moje skojarzenie.
Chętnie przeczytałabym  jeszcze coś umieszczonego w tym świecie i dowiedziała się więcej o pochodzeniu i hierarchii.
Taki drobiazg - dlaczego Inni i Szepczący są z dużej litery, a nefilim już z małej? Przecież to ten sam zestaw nazw.

Opis Pandory jest dokładniejszy (ubiór), by podkreślić, że wcale nie wyglada jak stereotypowa wróżka (no, przynajmniej dla mnie).
Coś innego, powiadasz? Polecam "Szepczących", moje wcześniejsze opowiadanie. Inne równierz będą.
Przyznam, że nie mogłam zdecydować się, czy nefilim powinen być z małej czy z wielkiej litery. Jednak uznałam, że nefilim to Inni, tak jak szamani, nekromanci i reszta towarzystwa. Wiem, że jako "mieszańcy" stanowią oddzielny rodzaj, ale tak naprawdę są ludźmi, z umiejętnościami Szepczących.

(...) mógłby zamrozić przysłowiowe piekło.  Wyrzuć to "przysłowiowe"! Klasyczne piekło jest gorące, ogniste, płoniące, i każdy o tym wie. Skąd złapałaś tego przysłowiowego bakcyla przysłowiowości?


AdamKB, nie wiem. Serio. Już wywaliłam.

Opowiadanie bardzo mi się podobało. Szczególnie opisy.
Ogólnie to dobrze spędzone kilka minut życia :). 

Wciąga i trzyma w napięciu aż do końca. Dobre. Tylko wątek pościgu Igora dla mnie urwany, brak mu zakończenia.
Jeszcze drobiazg?: "- Jasne - rzucił kłaniając się małemu chłopcowi" -  chłopcu...

"przelazła przez ogrodzenie blokujące wejście na przejście" - tu chyba za dużo rymów...? Poza tym jakoś mi ten początek nie pasuje, albo nie zrozumiałam. Ponieważ jest tak opisane, jakby to Monika była glówna bohaterką...albo jest już późno...przepraszam. Ogólnie ciekawy pomysł i przyjemnie się czyta. pozdrawiam

A mnie właśnie te przejścia, cięcia, pasują do opowiadania.
Bardzo mi się podobało i postawiłam piątkę.
Ale kimże byłabym, gdybym się nie przyczepiła?
Po pierwsze - co wy, pisarze, macie z tym "Krukiem"? Problem jakiś? Kompleks? Kruk i Kruk, byle chłop był, a najlepiej nekromanta, chociaż niekoniecznie, a od razu zowie się Krukiem, bo przecież to jedyne możliwe imię... Ech.
A po drugie... Prawie pod koniec... Taki babol: "Czuła się nieco słaba, zmęczona i oszołomiona, ale nic ją nie bolało". Ech2.

Bo Kruk brzmi fajnie. Mógł być jeszcze Gawron, ale nie brzmi tak mrocznie i nekromancko ;) A tak serio, to było to robocze imię i jakoś przylgnęło. Moja wewnętrzna nastolatka piszczy z zachytu nad tym imieniem.
I teraz następuje analiza, czemu to babol. To "ech2".

Czuła się nieco i tak dalej, więc jeśli ona, to jej.
To nie jedyne farfocelki w drugim i trzecim akapicie zakończenia...
Ale i tak, po drobnym namyśle, daję pięć.

A.. o to chodziło. No dobrze. Mój błąd. Dziecko wciąż się uczy.
Dziękuję.

No dobrze, to ja wybaczam tego Kruka :P

Nowa Fantastyka