Majka pogłaskała Pawełka po jasnych włoskach, pocałowała delikatnie w czoło i poprawiła mu poduszkę. Widok śpiącego syna zawsze wywoływał u niej wzruszenie i sprawiał, że na sercu robiło się jakoś cieplej. Choć miała ochotę zostać przy dziecku, to mimowolnie poszła do sypialni, położyła się na skraju łóżka i szczelnie otuliła kołdrą, starając znaleźć się jak najdalej od pochrapującego obok mężczyzny. Bijący od niego odór trawionego alkoholu potęgował uczucie wszechogarniającego bólu i strachu.
Zamknęła oczy i delikatnie przesunęła dłonią po napuchniętych pręgach na ramieniu, a następnie zbadała rozmiar guza na potylicy. Kuba zawsze dobrze celował, bez względu na to, czym akurat rzucał i niezależnie od tego, czy był pijany, czy nie. Celem zawsze była Maja, a tym razem pod rękę nawinął mu się czajnik.
Kobieta wsunęła rękę pod materac i jej serce mocniej zabiło, kiedy palce natrafiły na gładki i chłodny w dotyku przedmiot. Klucz.
Majka dostała ten stary klucz od swojej matki. Leżąc na łożu śmierci, po długiej walce z chorobą, kobieta dała córce talizman przekazywany z pokolenia na pokolenie i powiedziała, że klucz otwiera drzwi do świata sennych marzeń kreowanego zgodnie z pragnieniami tego, kto go posiada. Dzięki niemu sama przez lata tworzyła świat, w którym funkcjonowała jako zdrowa osoba.
Majka zacisnęła klucz w dłoni. Jak zawsze poczuła przyjemne wibracje i wszechogarniające uczucie szczęścia i spełnienia, a następnie ogarnęła ją kojąca senność.
Zawiły labirynt korytarzy, prowadzący do niepozornych drzwi zdążyła poznać już wiele lat temu. Teraz pozostawało jedynie przekręcić klucz w zamku i wejść do środka.
– Mama! – krzyknął Pawełek z entuzjazmem stęsknionego sześciolatka i rzucił się Majce w objęcia. – Fajnie, że jesteś! Popatrz, jaki zbudowałem zamek z klocków! – Wskazał pulchnym paluszkiem na imponujących rozmiarów kolorową budowlę. – Chodź, zobacz!
– Piękny. Naprawdę robi wrażenie – zachwyciła się szczerze Majka. – I ty sam go zbudowałeś?
– Sam! – Chłopiec wypiął dumnie pierś. – No… tylko trochę tata mi pomógł.
Dopiero teraz Majka dostrzegła Kubę przyglądającego się całej scenie z promiennym uśmiechem na twarzy.
– Cześć, kochanie… – mruknął mężczyzna, obejmując Majkę i całując czule w skroń. – Dobrze, że już jesteś.
– Ja też się cieszę, że wróciłam. Tęskniłam za wami. Kocham was…
***
Majka kończyła przygotowywanie obiadu. Kątem oka zerkała zaniepokojona na Pawełka, który po raz kolejny, włączał mikrofalówkę i odliczał wraz z urządzeniem.
– Trzy… dwa… jeden… piii… piii… piii… – powtarzał, po czym naciskał przycisk start i zaczynał jeszcze raz: – pięćdziesiąt dziewięć, pięćdziesiąt osiem…
– Skończyłam – rzuciła Majka pół godziny później, wycierając ręce. – Chodź, pobawimy się w coś.
– Trzydzieści dwa, trzydzieści jeden…
– Pawełku, zostaw to już. – Podeszła do dziecka, chcąc przerwać zabawę.
– Dwadzieścia sześć, dwadzieścia pięć, dwadzieścia cztery…
– Paweł, proszę… – Przyklękła obok syna i odwróciła go w swoją stronę. – Popatrz na mnie.
Wzrok chłopca obojętnie prześlizgnął się po twarzy matki i powędrował w stronę okna, a później sufitu.
– Pawełku… Tu jestem… – Majka zaniosła się spazmatycznym płaczem i zamknęła syna w mocnym uścisku. – Przytul się do mnie… – powtarzała, czując, jakby trzymała w ramionach nie dziecko, a szmacianą lalkę. Pozbawioną empatii, bezwolną kukłę. – Paweeeł…
Żadnej reakcji, tylko:
– Pięćdziesiąt dziewięć, pięćdziesiąt osiem…
***
– Kuba, jutro będziesz miał obiad przygotowany. Wystarczy, że sobie podgrzejesz…
– A ty co, kurwa?! – warknął mężczyzna – Wybierasz się gdzieś?!
– Idę z Pawełkiem do lekarza – odparła Majka, starając się opanować drżenie głosu.
– A co mu niby jest? Nie wygląda na chorego.
– Wiesz, że powinien go zbadać psycholog…
– Psycholog? Co ty pierdolisz?! – wrzasnął Kuba – Sama powinnaś się leczyć!
– Kuba… nie bij…
Cios padł znienacka. Majka powinna być przygotowana, a jednak zawsze dawała się zaskoczyć. Na idealnie lśniących, białych kafelkach wykwitło kilka czerwonych kropel krwi.
– Ty głupia suko! Chcesz z mojego syna zrobić wariata?!
Tym razem uderzenie było wymierzone w brzuch. Majka zgięła się wpół i upadła na podłogę. Poczuła jeszcze kopnięcie w plecy i usłyszała oddalający się głos:
– Ale mnie wkurwiłaś! Wychodzę!
A potem drzwi zatrzasnęły się z hukiem.
Majka leżała na podłodze i marzyła tylko o tym, żeby w tej chwili zacisnąć w dłoni klucz. Doczołgała się do sypialni i wsunęła rękę pod materac. Wystarczyło, że dotknęła najcenniejszego skarbu, a natychmiast poczuła przyjemne wibracje i pogrążyła się we śnie.
***
Roztrzęsiona długo błądziła po korytarzach, myliła drogę, kluczyła, natrafiała na ślepe zaułki. Chyba nigdy wcześniej nie próbowała tu wejść w takim stanie, bo zawsze po awanturze z Kubą nieco się uspokajała, czekając aż on zaśnie. Dopiero wtedy przenosiła się do swojego sennego świata.
Kiedy wydawało się jej, że wędrówka nie będzie mieć końca, dostrzegła majaczące w oddali znajome drzwi. Dobiegła do nich ostatkiem sił, przekręciła klucz w zamku i wpadła do środka.
Na widok Majki Pawełek rzucił przeglądaną książeczkę, poderwał się z dywanu i błyskawicznie znalazł się w objęciach mamy.
– Mamo, dobrze, że już jesteś! – zawołał radośnie i złożył na policzku Majki soczystego buziaka. – Pobawimy się?
– Pewnie! – Na twarzy kobiety pojawił się wreszcie uśmiech.
– W chowanego! – zarządził malec. – Ty się chowasz, ja będę liczył.
– Tylko nie podglądaj. – Majka, niby poważnie, pogroziła palcem.
– No co ty? – Oburzył się Pawełek, tym razem całkiem poważnie. – Zaczynam!
Majka wcisnęła się pod niewielki stolik i zasłoniła zwisającą z niego serwetą, co dawało jej poczucie niewidzialności. Siedziała skupiona i zastanawiała się, gdzie jest Kuba. Możliwe, że po całej tej aferze tak mocno pragnęła się od niego uwolnić, że nawet w swoim wyimaginowanym świecie nie była w stanie go idealizować.
Pawełek stał w kącie pokoju i z przyciśniętymi do zamkniętych oczu piąstkami kończył odliczanie.
– Osiemnaście, dziewiętnaście, dwadzieścia…
W tym samym czasie z korytarza dobiegł odgłos zbliżających się kroków. Coraz głośniejszy dźwięk, idealnie zsynchronizowany z kolejnymi, wypowiadanymi przez Pawełka liczbami ucichł w momencie, kiedy chłopiec zawołał:
– Szukam!
Zaniepokojona Majka, niepewnie spojrzała w stronę drzwi, które gwałtownie się otworzyły.
W drzwiach stał Kuba w wymiętej koszulce i ze złowieszczym błyskiem w oku. Nigdy wcześniej tak nie wyglądał. Nie tak widziała go Majka w swoim idealnym świecie. Iluzja bezpieczeństwa prysnęła niczym bańka mydlana.
– Honey, I’m home! – Zawołał Kuba z paskudnym grymasem na twarzy, nadającym mu demoniczny wygląd.
Wpadające do pokoju promienie słońca, połyskiwały na powierzchni metalowego przedmiotu, który Kuba trzymał w dłoni. Dopiero teraz Majka zobaczyła, że był to klucz.
– Pięćdziesiąt dziewięć, pięćdziesiąt osiem…