- Opowiadanie: ronja - Wrzosowisko

Wrzosowisko

Czekałam kiedyś po zajęciach, lekko sfrustrowana, na autobus i zastanawiałam, dlaczego za każdym razem musi przyjechać mocno spóźniony. Dużo później napisałam poniższe opowiadanie.

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Biblioteka:

Finkla

Oceny

Wrzosowisko

Hipermnezja, czyli pamięć absolutna, to zdolność do nieograniczonego odtwarzania utrwalonych śladów psychicznych. Mówiąc inaczej – możliwość przypomnienia sobie wszystkiego.

Wydaje się być nie najgorszą przypadłością. Ludzie wyobrażają sobie, jak dobrze byłoby, gdyby pamiętali dobre chwile z całą ich wyrazistością, nie musieli zapisywać w kalendarzu dat przypominających o ważnej rocznicy ani zastanawiać się przez całą podróż, skąd znają twarz człowieka siedzącego po drugiej stronie autobusu. Na pierwszy rzut oka pamięć absolutna jest cudowna.

Kiedy mi to mówią, opowiadam, co jadłem na obiad wczoraj i przedwczoraj, i jeszcze dzień wcześniej i przez cały miesiąc. Opowiadam ze szczegółami jak byli ubrani przy naszym spotkaniu rok temu albo co robiłem cały dzień cztery lata wcześniej. Chciałbym wyrzucić te wszystkie męcząco zbędne fakty z głowy, ale nie potrafię. Właśnie dlatego im to mówię – wtedy zwykle rozumieją.

Nigdy nie wspominam im o zdarzeniu, któremu moja pamięć była winna, czymś dużo gorszym od faktu pamiętania listy posiłków sprzed pół roku.

Miałem wtedy osiem lat i chodziłem już do szkoły samodzielnie, bez opieki rodziców. Szkoła znajdowała się dwa kilometry od naszego domu, co nie było odległością ani bardzo długą, ani bardzo krótką. Zawsze szedł ze mną mój przyjaciel, Tomek, z którym nigdy się nie nudziłem. Po drodze mijaliśmy staw z kaczkami, wartki strumień i niewielką stadninę. Czasem przystawialiśmy przy padoku, próbując pogłaskać konie i wyobrażaliśmy sobie, że jesteśmy kowbojami, którzy patrzą na dzikie mustangi. Wszystko to było dla ośmioletnich chłopców dużo ciekawsze od szkoły, więc droga nigdy się nie dłużyła.

To jeden z powodów, dla których nie korzystaliśmy z autobusu, zatrzymującego się pod szkołą. Drugim powodem, znacznie ważniejszym dla naszych rodziców, były jego notoryczne spóźnienia. Czasem spóźniał się pięć minut, czasem godzinę. Do tego kursował tylko kilka razy na dobę. Mimo to ten mały, prywatny busik zwykle miał pasażerów.

Pewnego dnia Tomek się rozchorował i został w domu. Trwał listopad, na dworze było zimno, wiatr nieprzyjemnie wślizgiwał się pod szalik. Kiedy zobaczyłem nadjeżdżający autobus, nie zastanawiałem się długo, po prostu do niego wsiadłem. Poczułem ukłucie żalu, tracąc część kieszonkowego, by zapłacić za bilet, ale chwilę później zająłem wygodne miejsce przy oknie i mogłem oglądać nieprzyjazny świat z ciepłego wnętrza. Autobus ruszył, rzężąc cicho. Cieszyłem się tą podróżą, chociaż miała zająć zaledwie trzy przystanki. Nie zdążyliśmy dotrzeć nawet do pierwszego, gdy busikiem zatrzęsło na jakimś wykrocie, pisnęły hamulce, po czym autobus szarpnął i przyspieszył. Coś się zmieniło. Zauważyłem, że zza okien zniknęły drzewa i domy, widziałem tylko rozległe pola porośnięte wrzosem, wielką fioletową plamę na tle szarego porannego nieba. W okolicy mojego domu nie było wrzosowisk, wiedziałem to na pewno. Dreszcz przeszedł mi po plecach. Autobus stanął, a ja obróciłem się do tyłu, do siedzącej za mną staruszki. Patrzyła przez okno bez śladu niepokoju na twarzy. Po lewej stronie siedział mężczyzna czytający poranną gazetę. Postanowiłem go zapytać, dokąd jedzie ten autobus, chociaż to była jedyna linia kursująca w mojej okolicy. Nie wiedziałem, jak mogłoby dojść do pomyłki. Zwróciłem się więc grzecznie do mężczyzny, ale ten tylko burknął coś w odpowiedzi, nie odrywając oczu od druku. Pozostało mi tylko porozmawiać z kierowcą. Poszedłem na przód pojazdu i odkryłem, że jego fotel jest pusty, a drzwi otwarte. Przyszło mi do głowy, że może to jakaś awaria i kierowca poszedł obejrzeć silnik. Nadal nie wiedziałem, gdzie jestem, no i nigdy nie widziałem silnika autobusu (pamiętajcie, że miałem osiem lat), więc wysiadłem. Na progu obejrzałem się.

W środku poza mną było jeszcze sześć osób – czytających, słuchających muzyki, śpiących. Nikt nie wyglądał na przejętego sytuacją.

Zeskoczyłem ze stopnia wprost na gałązki wrzosu. Nie staliśmy na drodze, lecz na środku pola! Pamiętam, jak zdziwiony podniosłem powoli głowę i rozejrzałem się – aż po horyzont nie widać było jezdni. Pobiegłem na tył autobusu, gdzie miałem nadzieję zobaczyć kierowcę, ale nie było go tam. Zdawało mi się, że zobaczyłem ruch kątem oka, lecz gdy odwróciłem głowę, nie spostrzegłem żywej duszy.  Obszedłem autobus z drugiej strony i wtedy go zobaczyłem – ciemną sylwetkę, sunącą powoli przez fale wrzosu. Pobiegłem w jego kierunku, nie zastanawiając się, dlaczego właściwie o robię.

Jedynym, co słyszałem, był rytmiczny chrzęst deptanych roślin, własny przyspieszony oddech i bijące coraz prędzej serce. 

Sylwetka kierowcy była coraz większa, wkrótce widziałem już wyraźnie gładką łysinę i krzywo wygięty kołnierz polarowej kurtki. I dwuręczny miecz, który trzymał.

Chciałem krzyknąć, ale nagle zaschło mi w gardle. Zatrzymałem się raptownie, musiał jednak usłyszeć, jak biegnę, bo się odwrócił . Spojrzał na mnie szeroko otwartymi oczyma.

– Co ty tu robisz? – zapytał po kilku sekundach milczenia. – Dlaczego nie jesteś w autobusie?

– Nie wiem, gdzie jesteśmy – odpowiedziałem niepewnie. Chciałem coś dodać, ale przerwał mi nowy dźwięk – łopot, dobiegający gdzieś z oddali. Łopot przy nieruchomym powietrzu.

Kierowca rozejrzał się szybko.

– Musisz wrócić do autobusu. – Coś w tonie jego głosu uległo zmianie, nie było już słychać zaskoczenia, tylko czujność, napięcie. – Odprowadzę cię, dobrze? Pójdziemy razem.

Skinąłem głową. Znów rozległ się ten dziwny łopot, ale znacznie głośniej i dużo, dużo wyraźniej. Mężczyzna schował miecz do pochwy i wyciągnął do mnie rękę.

– Myślę – powiedział cicho – że powinniśmy pobiec.

Pobiegliśmy. Łopotanie przybierało na sile, słychać je było już cały czas. Nagle coś przeleciało tuż za nami, jak ogromna płachta materiału, uderzając w nas falą powietrza. Wystraszony, potknąłem się o kępkę tego nieszczęsnego wrzosu. Dłoń wyślizgnęła się z ręki mężczyzny, upadłem twarzą do ziemi. Usłyszałem gdzieś w górze jego krzyk, a potem coś zimnego i szorstkiego owinęło mi się wokół łydki. Szarpnąłem rozpaczliwie nogą, a potem cały świat rozpłynął się w ciemności.

Miałem znów cztery latka. Patrzyłem na truskawkowo-czekoladowego loda, którego właśnie kupiła mi ciocia. Był ogromny i przepyszny i właśnie rozpływał się w brzydką różowo-brązową kałużę u moich stóp. Ledwo ją widziałem, bo obraz zamazywały mi łzy napływające do oczu i…

 

ŁUP

 

stałem z pochyloną głową, zaciskając mocno powieki i niemal kuląc się w sobie, słuchając surowego, bardzo zdenerwowanego głosu taty, który wrócił z pracy pół godziny temu i od razu został powitany przez sąsiada, któremu moja piłka zbiła szybę w oknie, a potem…

 

ŁUP

 

był ten okropny dzień w przedszkolu, kiedy na karnawałowy bal przebierańców przyszedłem w wykonanym z pomocą mamy stroju nosorożca. Byłem z niego bardzo dumny, dopóki nie odkryłem, że reszta dzieci ma wypożyczone, perfekcyjnie uszyte stroje księżniczek i superbohaterów. Śmiały się z mojego nosorożca i musiałem czekać trzy koszmarnie długie godziny do przyjścia rodziców, więc z palącymi policzkami usiadłem w kącie i wtedy…

 

w twarz drapał mnie wrzos. Ktoś szarpnął mnie za ramię, postawił na nogi. Zobaczyłem czerwoną od wysiłku twarz kierowcy.

– Biegnij! Już!

U moich stóp leżało to, co owinęło moją łydkę, pocięte na kawałki. Odwróciłem natychmiast wzrok i pobiegłem. Gnałem jak nigdy dotąd nie zatrzymując się, aż do wskoczenia do środka busa. Tam przyparłem do szyby, ignorowany przez resztę pasażerów, i patrzyłem.

Daleko na wrzosowisku poruszała się zwinnie niewysoka postać, tnąca ciężkim, dwuręcznym mieczem z zaskakującą precyzją. Pod jej ciosami rozpadały się na kawałki i ginęły… one. Wlepiałem w nie oczy zza autobusowej szyby i pamiętam każdy szczegół ich wyglądu. Nigdy nikomu nie opiszę tego, co wówczas widziałem.

W końcu padło ostatnie; łopot zamilkł. Niepokojąca wcześniej cisza teraz stała się kojąca. Na wrzosowisku został tylko kierowca, dziwnie zgarbiony, z opuszczonym mieczem. Nagle wydał mi się bardzo stary.

Stał tak chwilę, po czym odwrócił się i spokojnie wrócił do autobusu. Kulał lekko. Potem wsiadł do środka i rozmawialiśmy.

Gdy zapytałem, dlaczego reszta ludzi nie reagowała, powiedział:

– Oni nie pamiętają, że kiedyś jechali do pracy. To miejsce wydaje im się światem, w którym przebywają od zawsze. Gdy wrócimy, nie będą pamiętać wrzosowiska. Ty też nie powinieneś.

Dowiedziałem się wtedy, że wszystko zaczęło się trzydzieści lat temu, gdy kupił ten autobus i pierwszy raz ruszył na trasę. Od tego czasu każdego ranka w tym samym miejscu autobus jedzie na wrzosowisko, a kierowca wyciąga miecz.

Nie chciał mi powiedzieć, skąd go ma.

Nigdy więcej nie wsiadłem do tego autobusu. Cały następny rok chodziłem piechotą, a gdy pewnego dnia zimą panowała zawieja śnieżna, uparłem się, że zostanę w domu. Potem przeprowadziliśmy się do miasta kilkaset kilometrów dalej i nie wracałem tam wiele lat.

Długo po tym wydarzeniu wracałem do niego myślami, zastanawiając się, czy autobus wciąż kursuje, a jego kierowca broni małej wsi przed potworami próbującymi przejść na drugą stronę. Czekam na dzień, w którym przyjdzie mi spłacić dług, który u niego zaciągnąłem. Dzień, w którym pierwszy raz chwycę za miecz na wrzosowisku.

Koniec

Komentarze

I pomyśleć, że tyle osób narzeka na spóźniające się autobusy. Bardzo ładne rzeczy mogą się z nich urodzić, jak widać.

Spodobała mi się lekko oniryczna wizja zwykłego polskiego autobusu, na którego trasie zaciera się granica pomiędzy światami, a w którym porządku i bezpieczeństwa strzeże samotny kierowca. Temat ma potencjał i wart jest głębszej eksploatacji, ale sądzę, że parę kwestii uchwyciłaś dość pobieżnie. Mamy tutaj opowieść bohatera, który pamięcią wraca do przeszłości, a ściślej mówiąc – kluczowej dla niego chwili. O ile sama “spowiedź” w formie sprawozdawczej zdaje się być usprawiedliwiona, o tyle samą scenę “autobusową” można byłoby uczynić bardziej dynamiczną (np. przytoczyć faktyczne dialogi i stworzyć nimi bohaterów, zamiast tylko pisać z perspektywy bohatera, że taka rozmowa miała kiedyś miejsce).

Największym zgrzytem jest tu hipermnezja chłopca. Nadałaś bohaterowi bardzo specyficzną i trudną w przedstawieniu cechę, którą posiada skrajnie niewielu ludzi i która bardzo utrudnia im funkcjonowanie. Z opisu wynika, że bohater ją ma, ale w praktyce… jakoś nam się nią nie popisał. Kreujesz jego sposób postrzegania jako w gruncie rzeczy normalny. Jedyne, o czym wspomniałaś, to zapamiętywanie posiłków. To on jest tu narratorem, zabrakło mi więc szczególnego sposobu patrzenia na świat: jaskrawości zapamiętanych szczegółów, atmosfery przeładowania bodźcami, psychicznych konsekwencji przeciążenia pamięci, tak nietypowych dla ośmiolatka. Ten element w moim odczuciu bardzo kuleje, a byłby bardzo mocną częścią opowiadania, gdybyś je rozwinęła i bardziej dopracowała.

Powodzenia! Pozdrawiam. :)

Wiktor, dziękuję bardzo za celne uwagi. Dialogi to dla mnie chyba największa trudność w trakcie pisania, czasem zdarza mi się ich odruchowo unikać, jak w powyższym przykładzie, co postaram się poprawić w najbliższej wolnej chwili. 

Niedopracowanie bohatera też mnie teraz kłuje w oczy, rzeczywiście słabo to wyszło… Zdecydowanie słuszna krytyka, dziękuję i również pozdrawiam :)

Pomysł jest całkiem fajny, spodobał mi się, ale sposób opowiedzenia historii jakoś mnie nie zadowolił. Jest na tyle beznamiętny, że wcale nie mam pewności, czy chłopiec rzeczywiście przeżył dziwne chwile na wrzosowisku, czy może tylko przysnął w drodze do szkoły.

Wykonanie pozostawia sporo do życzenia. Wypisałam kilka błędów i potknięć, ale chyba niepotrzebnie – w poprzednim opowiadaniu nie poprawiłaś żadnej usterki, mimo że zostały Ci one wskazane palcem.

 

Hi­per­mne­zja, czyli pa­mięć ab­so­lut­na, to zdol­ność pa­mię­ci do… –> Czy to celowe powtórzenie?

 

Opo­wia­dam, jak do­kład­nie byli ubra­ni przy na­szym spo­tka­niu rok temu… –> Obawiam się, że raczej trudno stwierdzić, czy ktoś był ubrany dokładnie, czy może czegoś w ubraniu brakowało, np. bielizny.

 

Nigdy nie wspo­mi­nam im zda­rze­nia… –> Czy można wspominać coś komuś?

A może miało być: Nigdy nie wspo­mi­nam im o zdarzeniu

 

pa­mięć była winna, a które było dużo gor­sze od pa­mię­ta­nia listy po­sił­ków sprzed pół roku.[…] Szko­ła była od­da­lo­na od na­sze­go domu o dwa ki­lo­me­try, co nie było trasą ani bar­dzo długą, ani bar­dzo krót­ką. Za­wsze szedł ze mną mój przy­ja­ciel, Tomek, z któ­rym nigdy nie było nudno. –> Byłoza.

 

były no­to­rycz­ne spóź­nie­nia, któ­rym ule­gał. –> Czy autobus na pewno ulegał spóźnieniom, czy może zwyczajnie się spóźniał?

 

z dru­giej stro­ny i wtedy go zo­ba­czy­łem – ciem­ną syl­wet­kę, su­ną­cą po­wo­li przez fale wrzo­su. Po­bie­głem w jego stro­nę… –> Powtórzenie.

 

Po za tym pa­no­wa­ła kom­plet­na cisza. –> Poza tym pa­no­wa­ła kom­plet­na cisza.

 

– Co ty tu ro­bisz? – po­wie­dział po kilku se­kun­dach mil­cze­nia – Dla­cze­go nie je­steś w au­to­bu­sie? –> Skoro jest pytajnik, to: – Co ty tu ro­bisz? – zapytał po kilku se­kun­dach mil­cze­nia. – Dla­cze­go nie je­steś w au­to­bu­sie?

 

U moich stop le­ża­ło to… –> Literówka.

 

Nigdy ni­ko­mu nie opi­sze tego, co wów­czas wi­dzia­łem. –> Literówka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

W poprzednim nie poprawiłam, mea culpa, ale w tym już zmieniam, dziękuję.

Ciekawa historia. Fajnie jest, jeśli nieprzyjemne sytuacje zamieniają się w literaturę. :-)

Też miałam wrażenie, że najpierw zbyt usilnie reklamujesz pamięć chłopca, a potem niewiele z niej wynika. No, wysiadł z busika. A gdyby wysiadł na siku, czy to by coś zmieniło?

Warto byłoby również podkręcić dramatyzm. Czy wrzos budził złe wspomnienia czy to przypadek? Robił coś jeszcze? No, może chociaż szkielet królika pod trzecim krzaczkiem?

Babska logika rządzi!

dużo gorszym od pamiętania

Coś tu się gramatycznie rozjeżdża.

 co nie było trasą ani bardzo długą, ani bardzo krótką

Znajdowanie się nie jest trasą, zresztą trochę to kolokwialne.

więc droga nigdy się nie dłużyła.

Dublujesz informację, ale to niewielki problem.

 nie korzystaliśmy z autobusu

Dwa kilometry – autobusem? Aż sprawdziłam – tyle mam, mniej więcej, do pracy, i droga piechotą trwa ok. pół godziny. Kupowanie biletu ani trochę się nie opyla.

były notoryczne spóźnienia

Lepiej zaznacz, że autobusu, bo się potknęłam.

 część kieszonkowego oddałem za bilet

Nienaturalne.

 że jego fotel był pusty

Kalka składniowa z angielskiego. Jest pusty.

 Wychodząc, obejrzałem się.

Może lepiej: Na progu, obejrzałem się? Albo w drzwiach?

 Poza tym panowała kompletna cisza.

Nie zaznaczałabym tego, czego nie ma – wystarczy to, co jest.

 odwrócił się

Się odwrócił.

 uderzając w nas falą wiatru

Hmm.

 poruszała się zwinnie niewysoka postać, tnąca

Można by to lepiej opisać.

 Niepokojąca wcześniej cisza teraz stała się kojąca.

To też trochę nie ryksztosuje.

 panowała zawieja

Całą zimę?

 uparłem się zostać w domu

Uparłem się, że zostanę.

 

Ładne i nastrojowe (Neil Gaiman napisał coś podobnego, o kocie, który broni domu przed potworami), ale cokolwiek bez sensu. Czym niby narrator zawinił? Jaki zaciągnął dług? Zajrzał, owszem, za kulisy rzeczywistości, ale to wszystko. Nie skreślałabym Cię, ale nie możesz tak obiecywać (że on coś zrobi), a potem się nie wywiązywać. Nic absolutnie nie wynika z dobrej pamięci chłopca poza tym, że jest teraz świadomy – a to duże coś, tylko, że nie samo w sobie. Język – w porządku.

Pisz dalej. Powodzenia.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nie wiem czy naprawdę była potrzebna ta hipermnezja – nic nie wnosi do postaci głównego bohatera i jeszcze nie ma żadnego znaczenia przy najważniejszym wydarzeniu. Myślę, że takie przeżycie zapamiętałby doskonale bez względu na pojemność pamięci. 

Umiałaś zaintrygować tą krótką historyjką, więc czekam na kolejne próby :)

Planowo miało być tak, że dzięki swojej pamięci chłopiec zauważył zmianę, która nastąpiła – reszta pasażerów nie pamiętała tego, że chwilę wcześniej byli w innej rzeczywistości. Takie było założenie, ale rzeczywiście bardzo to wszystko niedopracowane, wiem przynajmniej na co kłaść większą uwagę na przyszłość.

Tarnina – dług polegał na odwdzięczeniu się za uratowanie przed istotami na wrzosowisku, a bohater wiedział, że jest niemal jedyną osobą świadomą sytuacji i stąd w nim poczucie odpowiedzialności.

Chyba trochę przekombinowałam, ale dobrze to wiedzieć, dzięki wszystkim za uwagi.

dług polegał na odwdzięczeniu się za uratowanie przed istotami na wrzosowisku, a bohater wiedział, że jest niemal jedyną osobą świadomą sytuacji i stąd w nim poczucie odpowiedzialności.

W sumie uratowani zostali wszyscy – jak powiedziałam wyżej, to, że bohater jest świadomy, to ważna sprawa, ale potrzebuje jakiegoś zamknięcia.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Jest tu nawet ciekawy pomysł, choć niestety nie kupiła mnie forma. Cierpi ona bowiem na ten sam problem, jaki ma wiele narracji, będących czyjąś opowieścią wewnątrz tekstu – brakiem napięcia. No bo skoro bohater to opowiada, to znaczy, że przeżył. Oczywiście to nie musi być jedyne źródło napięcia, ale nie było też innych spraw, na których zależałoby czytelnikowi (czyli mnie): postaci (choćby Tomka), wydarzeń itp. Wszystko więc przeczytałem, ale jakoś trwałego śladu nie zostawiło.

Wykonanie chropowate. Bohater wydaje się nijaki – pomimo narracji pierwszoosobowej jakoś nie potrafiłem go dokładnie określić. Słowem – jeszcze trochę pracy przed Tobą. Tym niemniej ten koncert fajerwerków jakiś potencjał ma.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Nigdy nie wspominam im o zdarzeniu, któremu moja pamięć była winna, czymś dużo gorszym od faktu pamiętania listy posiłków sprzed pół roku.

Winna czemuś, a nie czymś.

 

A mi się podobało. :) Wykonanie pozostawia trochę do życzenia, no ale również daje znać, że jest potencjał i jest z czym pracować. Nie przekreślam i będę śledził, bo spodobała mi się ta romantyczna wizja. Ma w sobie coś unikatowego. Lubię dostrzeganie niesamowitości w codziennych zdarzeniach. Bardzo nastrojowy pomysł, choć zabrakło warsztatu. Ale tego można się nauczyć.

Poczytaj o konstruowaniu fabuły, budowaniu napięcia, momentach kulminacyjnych, itp. Ta wiedza jest dostępna w internecie. Na pewno nie zaszkodzi. :)

Znalazłem też parę ładnych zdań, które się wyróżniały. Podam może dla przykładu:

wiatr nieprzyjemnie wślizgiwał się pod szalik

Właśnie taki sposób przedstawiania świata lubię.

Fajne :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka