- Opowiadanie: Mytrix - [Miejsce na Twoją reklamę!]

[Miejsce na Twoją reklamę!]

[Zablokowano reklamę]

[Usunięto spam]

Chroni Ogniomur™ ver. 2.03

(Twoja subskrypcja wygasa za 13 dni, przedłuż już dzisiaj, a otrzymasz 5% rabatu)

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

[Miejsce na Twoją reklamę!]

#pierworodny

 

Plamienie.

Wizyta w szpitalu, USG, badania. "Te gwałtowne ruchy płodu to oznaki bólu", słowa lekarza rezonowały w mojej głowie.

I nagle wszystko ustało. Siedemnasty tydzień.

Proponowali nam inne wyjścia, ale zdecydowaliśmy, że Ann urodzi ciało syna siłami natury.

Dostała łóżko na kardiologii, bo na położniczym nie mieli miejsca. Bezradnie patrzyłem, jak moja ukochana zaciskała ręce na pościeli. Godziny dłużyły się niemiłosiernie, wywoływanie porodu trwało wtedy już ponad dobę. Nawet nie mam pojęcia, jak Ann musiała się czuć. Świadomość, że ma w sobie martwe dziecko, które lada moment opuści jej ciało, zabijała ją od środka.

Pielęgniarki zaglądały od czasu do czasu, a ich wizyty tylko podsycały moją bezsilność. Słyszałem, jak z pogardą szeptały między sobą za naszymi plecami: "Popatrz na tych naturalsów. Tak kończą dzieci ludzi zacofanych".

Po raz pierwszy syna ujrzałem w toalecie przylegającej do pokoju. To tam, siedząc na sedesie, Ann wydała go na świat, nie będąc chyba do końca świadomą, że to już. W ostatnim momencie podstawiła dłoń, na którą wypadł mały człowiek.

Dotknąłem go tylko raz.

Cały jak galaretka.

– Wiktor – wyszeptała Ann, a ja tylko bezgłośnie poruszyłem ustami.

Z początku ciepły i różowy, stygł i przybierał siną barwę.

 

W chwili, gdy mój syn urodził się martwy dla świata, świat umarł dla mnie.

W papierach lekarz wpisał “poronienie w siedemnastym tygodniu ciąży”.

 

#log

 

Po raz ostatni wypuściłem strumień śmieciowych plików, uwalniając umysł od natłoku treści obejrzanych i zasłyszanych reklam. Odczepiłem e-papierosa od złącza transferowego i przez chwilę lustrowałem podłużne urządzenie. Żar czerwonej diody słabł powoli, gdy kasowanie danych dobiegało końca. Schowałem przyrząd do wewnętrznej kieszeni skórzanej kurtki.

Biedna okolica świeciła pustkami. Jakiś pijak kopał kubeł na śmieci. Jego kompan od butelki, niebezpiecznie chwiejąc się na boki, oddawał mocz wprost na twarz młodego człowieka w cybergoglach, uśmiechającego się z e-plakatu na murze.

Gdzieniegdzie z okien wieżowców sączyło się blade światło. Szyby niższych budynków były w większości powybijane. Pustostany stanowiły pomnik minionej epoki industrialnej. W tej dzielnicy trudno uświadczyć sprawne bilbordy czy holoprojektory, a te, które się ostały, za sprawą mieszkańców były w opłakanym stanie. Terytorium Synów Natury. Głęboki oddech. Spokój.

Dron powrócił ze zwiadu, szumiąc cicho, i zadokował z tyłu motocykla.

Przydepnąłem walającą się po ziemi interaktywną ulotkę cybernetycznej nakładki na rzeczywistość i sięgnąłem do interkomu na ramieniu.

– Viki do zero-zero.

– Słucham, Viki?

– Podaj jeszcze raz lokalizację wezwania.

– Strefa czwarta, stare osiedle robotnicze, zjazd numer jedenaście.

– Nic tu nie ma, odwołaj jednostkę powietrzną. – Zerknąłem w granatowo-szare niebo. – Dron nic nie znalazł. Cokolwiek to było, odleciało, albo, co bardziej prawdopodobne, miejscowi się z tym rozprawili.

– Przyjęłam. Zamykam sprawę. Przydzielam kolejne wezwanie. Bez odbioru.

Usiadłem na jednośladzie, wygodnie opierając plecy. Wyciągnąłem nogi i odpaliłem silnik. Rdzawoczerwona maszyna poderwała się lekko. Dodałem gazu i powietrze przeszył dźwięk przywodzący na myśl połączenie V8 i startującego odrzutowca.

Pomacałem kark. Podpięcie wtyczki od kasku zdawało się w porządku. Założyłem rękawiczki i opuściłem przyłbicę, na której na zielono zajaśniał interfejs.

Nawigacja do: lokalizacja zgłoszenia – przetransferowałem polecenie.

Żużel sypnął spod tylnej opony, gdy maszyna wyrwała z pobocza na jezdnię.

Skręciłem w zjazd numer jedenaście na śródmiejską trójkę i minąłem na wpół działający cyfrowy bilbord, kuszący obietnicą doskonałej zabawy w przestrzeni wirtualnej. Na jego środku czerwonym sprayem ktoś krzywo wymalował symbol anarchii.

Jednoślad w trzy sekundy rozbujał się do stu dwudziestu, w kolejne cztery do dwustu kilometrów na godzinę.

Jedyne towarzystwo w trakcie jazdy stanowiły równomiernie rozstawione latarnie i wskazówki nawigacji. Kombinacja wiecznej nocy i pustej autostrady zawieszonej w połowie wysokości wieżowców dawała poczucie wolności.

– Za tysiąc pięćset metrów zjedź w prawo.

Prześlizgujące się po przyłbicy refleksy żółtych świateł zwolniły tempa, gdy motocykl wytracał prędkość. Wyhamowałem wcześniej niż musiałem, by nacieszyć się drogową strefą bezreklamową o kilka sekund dłużej.

Wjazd do centrum boleśnie zakłuł w oczy cholernymi neonami, bilbordami, blueprintami, hologramami, transparentami. Wszystkie elektroniczne, podświetlane, mieniące się feerią barw, w rażący sposób przykuwające uwagę. Jedne fizyczne, inne widoczne tylko z wirtualną nakładką na rzeczywistość. Oferty pracy, promocje mydeł, najlepsze oleje do silników, anonse towarzyskie i wszystko, czego tylko można szczerze nienawidzić.

Adblok w kasku załączył się automatycznie, co dało nieco ukojenia przekrwionym oczom.

Ulice tętniły nocnym życiem. Trzeba było przepychać się z jednośladem pomiędzy innymi pojazdami a ludźmi poubieranymi w szare szmaty. Nie używałem policyjnego koguta, bo odniosłoby to odwrotny efekt. Zgłoszenie dotyczyło sieci kłusowniczych, czyli nic pilnego. Po chwili znalazłem nieuczęszczaną alejkę pomiędzy dwoma wieżowcami.

Zaparkowałem maszynę i uwolniłem policyjny dron.

Pilnuj motocykla – przetransferowałem polecenie i zerknąłem w górę na plątaninę kładek łączących oba stalowoszare budynki. Idealne miejsce do odłowienia kilku dronów. Regularnie odwiedzałem tę okolicę, ale kłusownicy i tak nie dawali za wygraną. Trudno im się dziwić, sam też tu kiedyś kłusowałem. Wciąż i wciąż rozpinali nielegalne sieci, a ja z uporem maniaka je zrywałem.

Wystarczył jeden wypadek, żebym zmienił strony barykady. Jak to w życiu bywa, najpierw sprzedajesz kradzione drony na części, a później płacą ci, żebyś ścigał złodziei.

W ogóle bym tych sieci nie usuwał, gdyby łapały się tylko reklamówki. – Rozmyślałem, wyciągając z bocznego bagażnika nożyce do metalu. – Im mniej tego robotycznego szajsu rozsiewającego spam, tym lepiej żyje się nam wszystkim.

– No, to teraz tylko wdrapać się na górę – wypowiedziane w chłodną przestrzeń zdanie dodało mi motywacji.

 

Zerknąłem w dół. Cholernie wysoko.

Na kładce pode mną drobna zakapturzona postać mocowała się z uwolnieniem drona z sieci.

Wyjąłem pistolet i krzyknąłem:

– Stać, policja! – Błąd, upomniałem się w myślach, gdy kłusownik rzucił się do ucieczki.

Dałem susa przez barierkę i wylądowałem na tym samym poziomie, co podejrzany. Wszczepy zapewniły mi kondycyjną przewagę i już prawie drania dopadłem, gdy zdecydował się na skok na równoległą kładkę.

Zatrzymałem się.

Kiedyś byłem na miejscu tamtego, tylko że skok się nie udał.

Ocalenie przed kosą żniwiarza przyniósł skalpel chirurga, a technologia, której nienawidziłem, wzięła w posiadanie moje ciało, zainfekowała umysł, skaziła duszę.

 

– Viki do zero-zero.

– Słucham, Viki?

– Przyślijcie do mnie kogoś z ID, żeby odzyskali trzy reklamówki, dwa śmieciowe i jednego paczkowego. Melduję zniszczenie czterech transmiterów kłusowniczej sieci magnetycznej. – Wypowiadając ostatnie zdanie, wciąż męczyłem się z upchnięciem nietkniętych transmiterów do bagażnika. O pościgu za podejrzanym też nie wspomniałem.

– Przyjęłam: wysłać na lokalizację pracowników InfoDumpu po odbiór trzech dronów reklamowych, dwóch śmieciodronów i jednego drona pocztowego. Przyjęłam: zniszczenie nielegalnego sprzętu kłusowniczego na miejscu przestępstwa. Potwierdź.

– Potwierdzam. Kolejne zadania?

– Brak. Rozpocząć rutynę patrolową. Bez odbioru.

 

Zostawiłem dron, by pilnował swoich pobratymców aż do przybycia gości z ID. Korzystając z chwilowego luzu, sam udałem się do knajpy przy placu Smoka, trzy przecznice dalej. Odstawiwszy motocykl naprzeciwko lokalu, pozbyłem się kasku i przeszedłem przez ulicę, gdzie po drodze wręczono mi kilka ulotek. Wylądowały obok przepełnionego kosza przed wejściem.

Przeciskanie się pomiędzy Azjatami palącymi śmierdzący tytoń nie należało do najprzyjemniejszych doświadczeń. Pchnąłem drzwi i powitało mnie dobrze znane, kiczowate czerwono-złote wnętrze. Od progu zawołałem:

– Hej, Chang, podwójną czarną, trzy łyżeczki cukru.

– Mój ognisty przyjacielu, może coś zjesz? – Właściciel lokalu przeczesał długą, ale rzadką siwą brodę i wskazał na holograficzne menu.

Lepiej było nie ryzykować. O ile Chang kawę parzył w dechę, o tyle jedzenie napchane biologicznymi składnikami przyprawiało o rozstrój żołądka. Szczególnie osoby takie jak ja, przymusowo przestawione na syntetyki. Chyba tylko moja żona wiedziała, jak szczerze nienawidzę tego sztucznego szajsu.

Chińczyk drżącą ręką zaserwował czarny napój w kubeczku z dekielkiem i cmoknął znacząco, po czym dodał:

– Dla ognistego przyjaciela ciasteczko z wróżbą gratis.

– Chang, wszyscy dostają to ciasteczko w gratisie.

– Skonsumuj ciasteczko, wróżbę wyrzuć.

Zrobiłem odwrotnie.

Napis ze złożonego na czworo skrawka papieru odczytałem na głos:

– Kto nie widzi, miłości nie znajdzie. Okulary kluczem do znalezienia tej. – Westchnąłem, zgniotłem karteczkę w dłoni i wsadziłem w kieszeń. – Zmień translator.

– Nasz klient, nasz pan, ognisty przyjacielu.

– I przestań mnie tak nazywać.

– Dobrze, ogni… – urwał, spiorunowany chłodnym spojrzeniem.

Zanim zdążyłem dwa razy mrugnąć, właściciel lokalu rozpłynął się gdzieś na zapleczu, zadziwiająco żwawo jak na wiekowego staruszka.

 

Dmuchnąłem w parujący otworek w dekielku i zacząłem siorbać czarny napój, gdy zatrzeszczał interkom.

– Zero-zero do Vikiego, odbiór.

Zaskoczony, oparzyłem się.

– By to cholera jasna…

– Tu zero-zero, powtórz?

Ugryzłem się w język, by nie puścić wiązki soczystych przekleństw.

– Viki, słucham.

– Mam zgłoszenie podobne do tego z dzielnicy robotniczej, jesteś najbliżej.

– Gdzie dokładnie?

– Centrum, nad placem Smoka.

– O, kurde! Bez odbioru! – Odstawiłem kubek na ladę i wyskoczyłem przez drzwi knajpy jak poparzony. W gruncie rzeczy to byłem poparzony.

 

Nad placem, tuż obok parkingu piętrowego, unosił się jakiś obiekt. Nie potrafiłem stwierdzić dokładnie, co to, bo widoczność mocno ograniczała mgiełka, którą wokół siebie roztaczał. Ludzie pokazywali palcami w różne strony. Rozejrzałem się.

Wszystkie powierzchnie reklamowe miały problemy techniczne. Zerknąłem na gigantyczną planszę na najbliższym wieżowcu przedstawiającą wiodący napój gazowany. Obraz butelki z czerwoną etykietą zafalował i zgasł.

Tym razem mi nie uciekniesz – pomyślałem.

Przedarłem się przez gapiów do motocykla i wyjąłem ze schowka nadajnik. Sięgnąłem do wnętrza maszyny po kask i podpiąłem się do interfejsu. Z kabury wydobyłem przydziałowe, modyfikowane magnum, załadowałem nadajnik i oddałem strzał w kierunku niezidentyfikowanego obiektu.

– Cholera – zakląłem, nie mogąc znaleźć sygnału urządzenia.

Ponów skanowanie – przetransferowałem.

Nic.

Głośne westchnienie przeszło falą przez zbiorowisko na placu.

Podniosłem przyłbicę, by interfejs nie zasłaniał widoku.

Ta sama twarz, na którą wcześniej pijak oddawał mocz, patrzyła teraz uśmiechając się z gigantycznej reklamy. Pospiesznie przeskanowałem otoczenie, ale wszędzie było podobnie. Otaczały mnie zdjęcia cybergogli, mieszanej rzeczywistości i uśmiechniętych chłopców.

Załadowałem drugi nadajnik i wycelowałem w górę, ale nie było już do czego strzelać.

– Viki do zero-zero, odbiór!

– Tu zero-zero, mów.

– Gdzie jednostka powietrzna?

– Będą na miejscu za dziewięćdziesiąt sekund.

– Niech przeszukają perymetr. Obiekt zniknął z pola widzenia. Zdaje się, że uszkodził powierzchnie reklamowe.

– Przyjęłam.

– Prośba o zabezpieczenie terenu do przyjazdu naszych techników.

Interkom szumiał, a odpowiedź nie nadchodziła.

– Zero-zero?

– Prośba odrzucona. Pozwól działać ekipom naprawczym. Nowe zadanie: natychmiast wróć na komisariat i staw się u komendanta. Bez odbioru.

U komendanta? Szlag – pomyślałem, wiedząc, że wezwanie na dywanik niczego dobrego nie wróżyło.

 

Wróciłem do knajpy Changa po porzuconą kawę i usiadłem na krawężniku przed wejściem. Popijając czarny, słodki płyn, obserwowałem plac, gdzie jak grzyby po deszczu wyrastały ekipy techniczne biur reklamowych, usuwające coś, co określali jako usterki techniczne.

Dron powrócił do stacji dokującej z tyłu motocykla, więc goście z ID musieli już odebrać swoje zabawki. 

Upewniłem się, że ulotki, które uprzednio wyrzuciłem koło śmietnika, wciąż przedstawiają reklamę cybergogli. Zabrałem je ze sobą i odjechałem wraz z kłębiącymi się w głowie pytaniami. Nie miałem najmniejszej ochoty na wizytę u starego.

 

Ogromny gabinet, a w nim biurko i dwa krzesła. Metalowe szafy pospychane pod same ściany, a na nich spora warstwa kurzu. Nieco zdarty parkiet i uschnięta roślinka w doniczce koło okna. Komendant cenił sobie prywatność i nie wpuszczał nawet sprzątaczek.

Surowy wystrój pomieszczenia licował z surowym wyrazem twarzy.

– Przejdź dwa kroki w lewo – wydał polecenie, po czym sięgnął tuż obok mojej głowy po coś widocznego tylko dla niego. – Na biurku są gogle dla ciebie, spójrz. No, nie stój tak, nie mamy całego wieczoru – ponaglił.

Po aktywowaniu wirtualnej nakładki pokój okazał się zagracony jak jasna cholera. Wszędzie dryfowały ikony plików, folderów, aplikacji i czort jeden wie, czego jeszcze. Z mojej perspektywy wszystko podświetlone było na czerwono – brak dostępu.

Komendant ruchem ręki wysłał wszystkie ikony pod ściany, a na środku pomieszczenia upuścił plik Obiekt.STL, po który wcześniej sięgał.

– Ta kanciasta bryła to najlepsze odwzorowanie Obiektu, jakim dysponujemy. – Przez chwilę obracał trójwymiarowy model. – Viki, masz szansę spłacić dług zaufania, którym obdarzyła cię policja. Wiesz pewnie, że nieczęsto rekrutujemy członków gangów.

Tylko gdy dysponują przydatnymi umiejętnościami – wtrąciłem w myślach.

– Zajmiesz się tym urządzeniem i je zneutralizujesz.

– Mam poprowadzić śledztwo? – spytałem.

Obrazek zniknął, gogle się wyłączyły. Komendant zdjął swoje i spojrzał mi w oczy.

– Nie będzie śledztwa. Zrobisz to na własną rękę.

– Bez wsparcia policji?

Przełożony lekko uniósł brew.

– Viki, do kurwy nędzy, czy ja naprawdę muszę ci tłumaczyć, jak działa świat?

Skinąłem głową.

– Burmistrz naciska, by pozbyć się tego czegoś, a na burmistrza naciskają agencje reklamowe. Oni wszyscy siedzą sobie w kieszeniach.

A ty u nich.

– A ja – kontynuował – muszę dbać o dobre imię policji. Te zdarzenia mają na razie charakter miejscowy i nieregularny. Ktoś bawi się urządzeniem, testuje je. Nie obchodzi mnie kto, bo pewnie sra pieniędzmi i w dupie ma wymiar sprawiedliwości. Jedyne, o co cię proszę, to o pozbycie się Obiektu. Jesteś pieprzonym kłusownikiem. Wytrop to ustrojstwo i rozpierdol w drobny mak. Zrób to, co musisz, i to zanim ten ktoś użyje tego cholerstwa na większą skalę, kurwa jego mać!

 

***

 

Powrót z pierwszej strefy centrum do strefy czwartej starego osiedla robotniczego dało się odczuć nie tylko w zmianie scenerii, przypominającej krajobraz po bitwie, ale, przede wszystkim, w jakości powietrza – to w strefie czwartej pozostawiało metaliczny posmak w ustach.

Zajechałem pod Czerwoną Lolitę. Ustawione na podjeździe jednoślady wskazywały, że gospodarze byli w domu. Wydobyłem z bagażnika jeden z transmiterów i ruszyłem w stronę dwóch prospektów pilnujących maszyn.

Przerwali grę, wyraźnie niezadowoleni. Rzucili karty i chwycili narzędzia, które mieli pod ręką.

Zatrzymałem się w pół drogi.

– Psy nie są tu mile widziane! – krzyknął pierwszy.

– To impreza zamknięta. Tylko z zaproszeniem! – dodał drugi, ważąc w ręce młotek.

Uśmiechnąłem się i uniosłem transmiter do poziomu oczu.

– Oto moje zaproszenie. A teraz wołajcie Dionizosa, ale już!

 

Bóg wina, jak na niego przystało, wytoczył się ze speluny pijackim krokiem. Obrzucił mnie nieostrym spojrzeniem, ale widok transmitera zadziałał na niego jak sole cucące. Przybliżył się żwawo i zlustrował urządzenie. Grymas na czerwonej mordzie zamienił się w uśmiech.

– Viki, dawnośmy się nie widzieli – zaczął.

– To należy do was.

– Owszem, należy, zatem oddaj.

Oddałem.

– To cześć – rzuciłem i odwróciłem się na pięcie.

– Hola, hola, braciszku. – Złapał mnie za ramię. – A reszta?

– Reszta? – Udałem zdziwienie, zwracając się w jego stronę. Cuchnął tanim winem.

– Nie pierdol, dobijemy targu.

– Zamieniam się w słuch.

– Wiesz, gadałem z Zeusem, słyszeliśmy o problemach twoich i Ann. I o narodzinach córki. I wszyscy współczują ci utraty syna…

– Do rzeczy, Dionizosie. – Zaczynałem się niecierpliwić.

– Synowie są gotowi przyjąć was z powrotem na swoje łono. Oczywiście, są pewne warunki, ale powinieneś to rozważyć. Czyż ta dzielnica wolna od reklamowego szajsu nie jest tym, o co walczyłeś? Przymkniemy oko na te modyfikacje ciała…

– Zaraz, zaraz, jakie przyjąć z powrotem?

– Potrzebujemy dobrego kłusownika, to chyba oczywiste. – Przywołał ręką kogoś sprzed baru.

Dopiero teraz zauważyłem, że skryta w cieniu stała dziewczyna.

– To Lola, nasz nowy nabytek. To jej sieci zerwałeś. Mógłbyś ją wyszkolić.

Rozpoznałem drobną sylwetkę kłusowniczki.

– A więc to byłaś ty – zwróciłem się do Loli. Nie mogła mieć więcej niż osiemnaście wiosen na karku.

Splunęła na ziemię i odwróciła wzrok.

– Zadziorna jest – podjął Dionizos.

– I skoczna jak młoda kózka.

– Słucham? – Bóg wina szczerze się zdziwił.

– To taki nasz mały sekret, mój i Loli.

Dziewczyna fuknęła jak urażona kotka i chciała odejść, ale Dionizos złapał ją za rękę:

– Dokąd to? Pozwoliłem?

– Puść, niech idzie – interweniowałem.

Puścił.

– Chcesz resztę transmiterów? – spytałem. – Czterysta kredytów i informacja.

– Trzysta i zobaczymy.

– Trzysta pięćdziesiąt.

– Trzysta i dostaniesz tę cholerną informację, ale będziesz szkolić Lolę.

– Okej, ale nauka nie jest za friko.

Wyjąłem z kieszeni ulotkę i podałem Dionizosowi. Obrzucił ją okiem fachowca i oddał.

– I co ja mam ci o tym powiedzieć? Ktoś podmienił jedną reklamę na inną.

– Tyle sam widzę. Co wiesz o maszynie, która dokonała tej cudownej przemiany? Podobno ją tu dzisiaj widziano. A i w centrum miałem okazję się z nią spotkać.

– Dwieście i informacja.

– Stoi.

Złapał mnie i odciągnął na stronę.

– Zeus wplątał nas w ochronę projektu jakichś aktywistów. Tworzyli urządzenie do zakłócania reklam. Zbuntowane dzieciaki bogaczy, płacili gotówką. Wszystko było dobrze, aż polała się krew, młodziki stchórzyły.

– Ktoś przejął urządzenie?

– To już ty powiedziałeś.

– Ale gdzie go szukać?

– Spójrz. – Wyrwał mi z rąk ulotkę, wydobył z kurtki kieszonkowy skaner do sprawdzania autentyczności płytek z kredytami i prześwietlił cybergogle z obrazka. – Tu widać kawałek nie do końca usuniętego logo.

Rzeczywiście, coś tam było.

– Okej, dawaj transmitery i spieprzaj. Kiedy zaczniesz uczyć młodą fachu?

– Zostawię jej wiadomość u Changa.

 

***

 

– Kochanie, wróciłem! – zawołałem, rzucając kurtkę na staromodny fotel w kratę. Kurz wżarł się w tkaninę na tyle, że była prawie szara, za to całkowicie wytarte podłokietniki dawały nieprzyzwoicie wygodne oparcie.

– Cicho! Dopiero co małą położyłam. – Ann wychodząc z pokoju Melki odgarnęła niesforny loczek z twarzy i zaczesała go za ucho.

– Jak tam Malunio?

– Dzisiaj lepiej, byłyśmy w klinice biotechnologii i…

Chciałem przytulić małżonkę, ale zamarłem w połowie drogi.

– Gdzie?

– W klinice.

– Znowu tam?!

Półmrok dużego pokoju rozświetliła reklama pieluch wiodącego producenta. Zamrugałem, zaskoczony zmianą oświetlenia. Spojrzałem na źródło projekcji. Za oknem dryfował dron reklamowy.

– Nie włączyłaś ogniomuru? – spytałem poirytowany, powracając do przerwanej rozmowy. – Te cholerstwa zaraz ją obudzą!

– Subskrypcja wygasła.

– To wykup.

– Nie stać nas… – Ann uciekała wzrokiem.

– To ile żeś w klinice tym razem wydała?! I na co?

Odpowiedź na co sama zawołała.

– Mama! Chcę spać! – krzyk przeszedł w płacz.

Stanąłem jak wryty.

– Kochanie, dlaczego nasza półroczna córka mówi? – Położyłem akcent na półroczna.

Teraz Ann przybrała bojową pozę, jak tygrysica gotowa do skoku, by bronić swojego potomstwa.

– To dla jej bezpieczeństwa. Żebyśmy jej nie stracili, żeby mogła nas informować o swoich potrzebach i…

Nie, to nie mogła być prawda.

– Nie, nie, skończ! Jeszcze trochę i to przestanie być moja córka! – Ann skuliła się w sobie. – Nie chcę, żeby była taka jak ja. Spójrz na to ciało, pełne wszczepów i modyfikacji. Może teraz jestem fizycznie sprawniejszy od zwykłego człowieka, ale to zatruwa umysł! Ja nie miałem wyjścia, ale ona nie musi taka być…

Przerwałem i jedną komendą odłączyłem całe wspomaganie. Zachwiałem się na nogach. Pociemniało mi przed oczami, serce zwalniało, ledwo pompując krew bez rozrusznika.

– Przestań! – Ann podeszła do mnie i szarpnęła za ramiona. – Od czasu tego cholernego wypadku strasznie się zmieniłeś.

Przywróciłem modyfikacje.

Nie miała racji. Nie od wypadku. Nawet nie przez te pieprzone wszczepy, choć to też dołożyło swoją cegiełkę. Zmieniłem się wcześniej, wraz ze śmiercią synka. Ann zresztą też.

– Mała płacze, idź do niej – wyszeptałem, a chwilę później uwaliłem się w fotelu.

Miałem wspomnieć o propozycji Synów Natury, ale żona tylko by się wściekła. Chciałem jeszcze trochę porozmyślać, lecz zmęczenie wzięło górę. Co najgorsze, chyba już przywykłem do samotnego sypiania na kraciastej, zszarzałej tkaninie mojego ulubionego mebla.

 

***

 

W sobotni poranek udałem się do Changa, zostawić wiadomość dla Loli:

“Dobijemy targu, poniedziałek 18:00 bądź tam, gdzie kózki skaczą.

– V”

 

W sieci pojawiło się nagranie 3D z incydentu na placu Smoka. Oczywiście najpierw miały je media społecznościowe, następnie telewizja, a na końcu policja. Gdyby był nakaz, pozbieralibyśmy filmy i zdjęcia ze wszystkich źródeł i moglibyśmy na spokojnie odtworzyć wydarzenie w trzech wymiarach jako pierwsi. Ale policja musiałaby się przyznać, że coś było na rzeczy, i to coś, nad czym nie miała żadnej kontroli.

Cały weekend spędziłem na komendzie w sali do projekcji 3D.

Błądziłem w tłumie, przyglądałem się gapiom, Obiektowi, wreszcie samemu sobie. I nic.

Musiał przecież istnieć jakiś trop.

W domu też nie było poprawy, a moja ciągła nieobecność nie pomagała. Tylko że ja nie potrafiłem spędzać czasu ze swoimi dziewczynami.

 

***

 

Mierzyliśmy się z Lolą wzrokiem. Ja na jednej kładce, ona na drugiej. A pomiędzy nami przepaść – dosłownie i w przenośni. Zderzenie dwóch różnych światów. A kiedyś byłem taki jak ona…

– Chciałabyś kłusować w centrum? – spytałem z rozbawieniem w głosie.

– Każdy by chciał!

– Ale ja potrafię.

Przygryzła wargę, nie chcąc przyznać mi racji.

Albo kiedyś potrafiłem.

– Nauczę cię, ale chcę czegoś w zamian!

– Czego?

– Dionizos nie powiedział mi wszystkiego. Dowiedz się więcej o Obiekcie.

Chwilę milczała.

– Okej.

Wątpiłem, by naprawdę zdobyła cenne informacje, ale widziałem w Loli dawnego siebie. Śledztwo dawało pretekst by jej pomóc, a przy okazji Dionizos za to płacił.

– Lekcja pierwsza. Gotowa?

– Tak!

– Nie skacz.

– Co?

– Następnym razem nie skacz, za duże ryzyko. Nic ci nie udowodnią, poza tym, że próbowałaś ukraść dron. Nie ma dowodu na to, że sieci są twoje. Lepiej dać się zamknąć na dobę na dołku i wyjść za kaucją – przerwałem. Patrzyłem jak Lola kalkuluje otrzymane informacje. – Wszystko na dziś. Jutro pokażę ci jak wybierać miejsce na sieci.

– Ale że co, że już? – spytała, zdezorientowana. Cieszyłem się, że dzieliło nas kilka metrów odstępu.

– Do jutra! – Odwróciłem się na pięcie i odszedłem.

– Wracaj tu, pajacu!

Zerknąłem za siebie. Wygrażała pięścią.

Poprawiła mi humor.

 

Na kilku kolejnych spotkaniach pokazałem jej, co i jak. Młoda szybko się uczyła.

Udało jej się też zdobyć trochę informacji. Między innymi o tym, że Obiekt jest zdalnie sterowany, ale można się też do niego bezpośrednio podpiąć. Ale żadnych konkretów, jak go znaleźć, nie umiała, lub nie chciała podać.

– A opowiadałem ci już o mojej córce? – spytałem, sam owym pytaniem zaskoczony.

 

***

 

Na obdrapanej klatce schodowej minąłem kilkunastoletnią dziewczynę w bluzie z obrazkiem wielkich nagich piersi rodem z mangi hentai. Kilka kolczyków w nosie, kocie uszy na głowie. Nie dało się tej smarkuli pomylić z nikim innym – nasza opiekunka do dziecka.

– Lepiej by wam było beze mnie – oznajmiłem Ann po powrocie z pracy. Zdjąłem kurtkę i obrzuciłem nienawistnym spojrzeniem reklamówkę wiszącą za oknem. Miałem dość bycia kulą u nogi.

Widziałem przygryzione usta, w pośpiechu niedokładnie wytarte z niebieskiej szminki. Ann nie odzywała się i bynajmniej nie był to efekt mojego powitania. Zaciśnięte ręce, oczy nieobecne.

Przecież wiedziałem, przecież nie musiałem pytać, ale spytałem.

– Gdzieś była?

Milczenie.

– Mogłaś chociaż wrócić wcześniej i się ogarnąć.

– Rachunki musimy jakoś zapłacić.

Miałem ochotę wszystko rozpierdolić, ale zachowałem spokój.

– Striptiz? Tylko na tyle cię stać? Ale w sumie to moja wina. Ciągle spłacamy raty za wszczepy, trzymające to ciało przy życiu. Naprawdę myślę, że lepiej by wam było, gdybym umarł. Z ubezpieczenia jeszcze by zostało. I mogłabyś robić cyborga z naszej córki do woli! – Nie wytrzymałem, zabrałem kurtkę, kluczyki do motocykla i trzasnąłem drzwiami, z których odpadł kolejny płat zielonej farby olejnej.

 

Wpadłem do Changa na kawę, by trochę pobudzić umysł i ciało. Staruch jak zwykle dał mi ciasteczko z wróżbą. Rzuciłem w niego tym pieprzonym ciasteczkiem.

Spokojnie je podniósł, rozkruszył i odczytał z karteczki:

– Śruba, przykręcona we śnie, nie zmieni sytuacji, jaka panuje na jawie. – Po czym cmoknął wymownie, jak gdyby właśnie podzielił się ze mną jakąś tajemnicą wszechświata, i jakby oczekiwał oddania mu czci i honoru.

– Pieprz się, Chang.

– Nasz klient, nasz pan, ognisty przyjacielu.

Wyszedłem z knajpy na plac Smoka, chyba tylko po to, by doznać déjà vu. Powierzchnie reklamowe falowały i gasły, ludzi było tym razem o połowę mniej niż poprzednio, ale Obiekt wisiał na swoim miejscu.

Usiadłem na chodniku, niezdolny do podjęcia jakiejkolwiek akcji.

Piłem kawę i podziwiałem spektakl.

Gdybym tylko dostał się na dach parkingu, mógłbym dosięgnąć Obiektu. Tylko że miałbym na to niecałą minutę, zanim ten nie rozpłynąłby się w kłębach dymu. Skoro zjawił się dwa razy, pojawi i trzeci. Żebym tylko wiedział, kiedy…

Gdy show dobiegł końca, z ciekawości wyszukałem w sieci to, co przeczytał mi Chang. Autorem zdania okazał się Stanisław Lem. Szczwany lis z tego Chińczyka – pomyślałem – przerzucił się z translatora na cytaty.

Nadszedł czas, by oderwać się trochę od rzeczywistości.

 

Jak do klubu, to najlepiej na obrzeżach centrum. Ulica była tak przepełniona, że kilkaset metrów pokonywałem pieszo kilkanaście minut. I wszystko poszłoby na marne, gdybym nie znał bramkarza. Studwudziestokilogramowy, dwumetrowy Sasza przepuścił mnie, uśmiechając się szeroko. Przez kolejkę przebiegł szmer niezadowolenia, każdy szukający mocnych wrażeń chciał dostać się do The RussianMindState.

Wejście stanowiły podwójne chromowane wrota.

Dalej było tylko ciekawiej.

Striptizerki z białym futerkiem na nadgarstkach i kostkach, skąpo ubrane kelnereczki w kolczastych obrożach… A to tylko wierzchołek góry lodowej, ale nie po to przyszedłem.

Z tłumu ludzi tańczących jak zombie, do dziwnie brzmiącej muzyki elektronicznej, łamiącej wszelkie przepisy dotyczące dopuszczalnego natężenia hałasu, wyłowiłem znudzonego osobnika niepasującego do otoczenia.

Podszedłem i szturchnąłem go w ramię.

– Masz HighPing?

– Co?!

– Masz LAGA?! – próbowałem przekrzyczeć cholerną muzykę.

– Aaaa… – Diler załapał. – Latencja Mózgu! Sto pięćdziesiąt!

Tej nazwy nie znałem. Drogo, ale przy takim ruchu taniej nie uświadczysz.

Kupiłem dwie porcje.

Zamówiłem przy barze drinka i zapiłem alkoholem jedną z różowiutkich pastylkek z nanobotami. Druga wylądowała w portfelu.

Dołączyłem do zombie-tłumu na parkiecie. Gdy tylko dźwiękochłonna powłoka tabletki rozpuściła się, nanoboty aktywowane drganiami pognały do układu nerwowego. Sekret tkwił w odpowiedniej częstotliwości fal, w muzyce granej w The RussianMindState.

Pierwsze uderzenie to zmiana percepcji, zwolnienie tempa akcji. Wszystko wokół prawie zamarło. Piosenka z głośników nabrała melodii.

Drugie uderzenie to…

Z rozpikselowanych chmur pod sufitem, których wcześniej nie zauważyłem, spadł śnieg. Powolnie wypełniał parkiet, zamieniając się w kisiel. Poczułem przyjemne ciepło rozchodzące się od mózgu, przez rdzeń kręgowy do wszystkich nerwów. Usłyszałem płacz nowonarodzonego dziecka. Kisiel stężał i zamienił się w galaretkę. Było jej coraz więcej, z trudem utrzymywałem się na powierzchni, walcząc o każdy oddech i wtedy…

…pod warstwami galarety ujrzałem sylwetkę małego dziecka.

– Wiktor! – chciałem krzyknąć, ale z ust nie wydobył się dźwięk.

Zanurkowałem…

 

Spędziłem cztery godziny w półwirtualnych doznaniach na parkiecie. W realu wskazówki zegara przesunęły się o godzinę.

 

***

 

Z różowych ścian patrzyły na mnie tęczowe jednorożce.

Mógłbym przysiąc, że w pokoju Melki zamiast oliwką dla dzieci pachniało jakimś olejem, czy może nawet gorzej, smarem. Spojrzałem na śpiącą córkę. Oczy poruszały się pod zamkniętymi powiekami. Oddech miała spokojny, równomierny. Mała klatka piersiowa unosiła się i opadała z zegarmistrzowską precyzją.

Melka – nasze tęczowe dziecko – jak to pouczała mnie Ann. Podobno tak mówiło się na potomstwo urodzone po stracie poprzedniego. Przez chwilę zastanawiałem się, czy w ogóle zdecydowalibyśmy się na drugie dziecko, gdyby Wiktor przeżył.

Szybko odgoniłem tę myśl i opuściłem pokoik.

– W ogóle cię już nie interesujemy! – zaatakowała żona, gdy tylko zamknąłem za sobą drzwi.

– Ktoś musi dbać o to, byś mogła bezpiecznie wyjść na ulicę. Nawet nie masz pojęcia, co tam się dzieje. – Prawdę mówiąc, ja też nie miałem, a echo używek jeszcze szumiało mi w głowie.

– Zawieź nas do optyka!

A ona tylko o jednym.

– Po co do optyka?

– Wyrabiam Melce cybergogle.

– Na miłość boską, po co półrocznemu dziecku nakładka na rzeczywistość?!

– Będzie miała bezpieczne, wirtualne zabawki. Nie zrobi sobie krzywdy, niczego nie połknie…

– Wystarczy! – przerwałem, wytrącony z równowagi. – Temu dziecku już wystarczy! To nie cyborg.

– Nic nie rozumiesz!

Myliła się, rozumiałem jej troskę o fizyczne bezpieczeństwo naszego dziecka.

– Chodzi o jej umysł, duszę, psyche! Nazywaj to, jak chcesz! Coś ci powiem – przerwałem, by zebrać myśli. – Wczoraj przyprowadzili nam na dołek recydywistę, ale takiego po programie resocjalizacji. Tym razem jakieś drobne przewinienia, kradzież w sklepie, zniszczenie mienia, do tego był podpity. Patrzę w jego oczy i myślę: zwyczajny człowiek! Takie głęboko zielone, niewinne. – Stopniowo podnosiłem głos. – Patrzę w kartotekę: gwałciciel! Ale wiesz co? Wiesz? – Oskarżycielskim palcem wskazałem pierś Ann. – Po programie resocjalizacji on o tym nie pamiętał. Usunęli mu wspomnienia i voilà! Gotowe! Wszystko dzięki tej twojej technice!

– To… to… – Ann próbowała coś powiedzieć, ale nie dałem jej dokończyć.

– Dupa, nie resocjalizacja! Oni usunęli jego wyrzuty sumienia, rozumiesz? Sumienie powinno gryźć skurczysyna do końca jego dni, a oni je wyczyścili.

Po policzkach Ann ciekły łzy.

– MASZ TĘ SWOJĄ TECHNOLOGIĘ!

Zerknąłem na stół ze stertą rachunków do zapłacenia. Na wierzchu leżał najnowszy od wspomnianego wcześniej optyka. Moją uwagę przykuło logo, podobne do tego, które pokazał mi na ulotce Dionizos.

– Gdzie ten optyk? – spytałem, zmieniwszy zdanie. – Zawiozę was.

 

***

 

Nazajutrz po raz ostatni spotkałem się z Lolą.

– Finalna lekcja – powiedziałem, po czym zakułem ją w kajdanki magnetyczne.

Dziewczyna próbowała się wyrwać, obrzucając mnie obelgami.

– Zobaczysz, jak to jest na dołku, oswoisz się – przekonywałem, wyjmując różową pastylkę z portfela i umieszczając w torebce na dowody. – Jesteś zatrzymana za posiadanie neurotyków.

Lola wyniosła z tego lekcję, żeby nikomu nie ufać. A ja nie ryzykowałem, że wypapla się przed Dionizosem.

 

Po odstawieniu dziewczyny do celi wpadłem na chwilę do wydziału policji kryminalnej.

– Cześć, Stefi, któryś incognito jest dostępny?

– Czekaj, sprawdzę. – Młoda kobieta z różowym irokezem zatopiła dłonie w holoprojekcji interfejsu. – Ruppert jest dostępny, ale nigdzie nie widzę twojego podania?

Spuściłem głowę jak smutny mops.

– Bo to świeża sprawa jest, dostałem cynk i wiesz… To tylko mała obserwacja podejrzanego, nic pewnego.

– A papiery?

– Dostaniesz, jak tylko wrócę. Jeszcze dzisiaj, no, nie daj się prosić!

– Dobra, ale wisisz mi lunch.

– Yes! – Posłałem policjantce szeroki uśmiech.

– Co mu wpisać w życiorys?

– Zrób z niego menadżera firmy produkującej oprogramowanie do wirtualnej rzeczywistości.

– Okej… – odparła bez przekonania. – To na pewno tylko mała obserwacja?

– Dzięki! – zawołałem i popędziłem do magazynu.

Stefi tylko przewróciła oczami.

 

***

 

Pod maską z e-skóry wszystko mnie swędziało. Czym oni to dezynfekowali, że tak gryzło?

Poczekalnia korporacji Cyberopticals świeciła pustkami, podobnie jak krzesło za biurkiem w recepcji. Spokój oczekiwania mąciło nieregularne brzęczenie dogorywającego owada. Wielka, ohydnie połyskująca na zielono mucha odstawiała przedśmiertny taniec, leżąc na grzbiecie, trzepocząc skrzydełkami i kręcąc bączki na podłodze. Danse macabre. Chciałem okazać litość, wstać i ją rozdeptać, ale wtedy…

Wtedy pomyślałem o Wiktorku. Czy on był świadomy tego, że umiera? Czy słowa "te gwałtowne ruchy płodu to oznaki bólu", znaczyły tyle, że mój malutki też zatańczył swoje danse macabre przed śmiercią?

Ja bym nie chciał tak skończyć. Wolałbym wiedzieć, że nadchodzi mój kres, świadomie wybrać moment jego zapoczątkowania, a potem… bum i koniec.

Z gonitwy depresyjnych myśli wyrwał mnie słodki głos asystentki:

– Zapraszam do sali konferencyjnej, dyrektor zaraz pana przyjmie.

 

Siedziałem przy długim stole i przyglądałem się pozostałościom po poprzedniej konferencji. Małe niedopite buteleczki z wodą mineralną i plakat na tablicy na przeciwległej ścianie pokoju. Zerkała z niego uśmiechnięta dziewczyna w goglach, łudząco podobnych do tych, które pojawiały się na reklamach przejętych przez Obiekt.

Dyrektor wszedł w towarzystwie asystentki.

Wstałem i uścisnąłem mu dłoń. Wymieniliśmy się grzecznościami i usiedliśmy.

– Co to za model? – Wskazałem na plakat.

– Ten jest… – mój rozmówca zawahał się – …nowy, niedługo trafi na rynek. Droga Marlene – zwrócił się do asystentki. – Prosiłem, aby uprzątnąć salę. Niech pani zabierze te materiały.

Kobieta wyszła, a dyrektor kontynuował:

– Mam nadzieję, że pańska oferta jest tak dobra, jak napisał pan w mejlu. Musiałem przestawić kilka innych spotkań, by pana wcisnąć.

Położyłem na stole już nieco wymiętą ulotkę.

– To pańska reklama – bardziej stwierdziłem, niż zapytałem. – Konkurencja depcze panu po piętach? – Zrobiłem krótką pauzę, w trakcie której lustrowałem dyrektora. Choć starał się zachować kamienną twarz, na czole pulsowała mu żyłka. – Jeśli nie o to chodzi, to po co uciekać się do tak agresywnej taktyki? Przejmowanie innych powierzchni reklamowych?

– To jakiś absurd, o czym pan mówi?

– O maszynie, którą pan testuje. O skradzionym projekcie pewnych aktywistów.

Do żyłki dołączyło drganie powieki. Tyle mi wystarczyło.

– Bzdury!

– Ach, tak? W takim razie przepraszam, musiała zajść jakaś pomyłka. – Sięgnąłem po ulotkę, ale mój rozmówca przyklepał ją dłonią i przeciągnął po blacie w swoją stronę.

– Żegnam pana – wycedził przez zęby.

Teraz, gdy byłem już pewny, komu muszę nadepnąć na odcisk, plan działania wyklarował mi się w głowie.

 

***

 

Kupiłem Ann kwiaty. Zaszedłem do domu i zastałem opiekunkę tańczącą do dubstepu z Melką na rękach. Maluniowi najwyraźniej się to podobało.

Położyłem bukiet na stole i ściszyłem muzykę.

– Podaj mi ją.

Zajrzałem córce w oczy. Nie w jakieś niewinne, niebieskie oczy, ale w ślepia świadomego, dorosłego człowieka. Pocałowałem ją w czoło i oddałem opiekunce.

– Przekaż mojej żonie, że… – zawiesiłem się na moment. – Albo nic.

Czułem, że kwiaty to za mało, ale nie mogłem polegać na tej smarkuli. Skreśliłem na szybko krótki liścik: "Ann, kocham Was. Przepraszam, to wszystko moja wina. To przez to, że czuję się niespójny, ale niedługo będzie Wam lepiej".

 

***

 

Wjechałem na sam środek placu Smoka i ustawiłem się na wprost piętrowego parkingu. Posłałem policyjny dron, wyposażony uprzednio w radar krótkiego zasięgu, w górę, by poinformował mnie o przybyciu Obiektu.

Za pięć dwunasta.

Na wszystkich powierzchniach reklamowych wokół placu wyświetliło się logo Państwowej Inspekcji Technicznej, logo Cyberopticals i zdjęcie nowego modelu ich gogli wraz z podpisem:

“Ważny komunikat!

Najnowszy model cybergogli z nakładką wirtualną na rzeczywistość firmy Cyberopticals nie przeszedł testów jakości i bezpieczeństwa oraz nie otrzymał pozytywnej opinii od Państwowej Inspekcji Technicznej. Przedsprzedaż została wstrzymana, a pieniądze zostaną zwrócone".

Aby wykupić cały plac Smoka na siedem minut, musiałem wydać wszystko co dostałem od Dionizosa i zlikwidować konto oszczędnościowe Melki, ale nie martwiłem się o finanse dziewczyn. Ubezpieczenie miało je urządzić.

Te kilka chwil czasu reklamowego musiało wystarczyć do zwrócenia na siebie uwagi.

I wystarczyło. Po trzech minutach dron ostrzegł o szybko zbliżającym się niezidentyfikowanym obiekcie latającym. Sprawdziłem trajektorię, walił prosto na parking. Nadszedł czas na mój ruch.

Załączyłem sygnały i koguta. Ruszyłem z piskiem opon, slalomem wymijając ludzi i pojazdy. Przewróciłem jakiegoś segwayowca. Nie było czasu do stracenia. Staranowałem szlaban i szturmowałem piętro za piętrem, zygzakiem w górę.

Obroty szalały, silnik wył, wyciskałem z maszyny, co się dało. Ogłuszający ryk niósł się po kondygnacjach parkingu.

Przy ostatnim podjeździe przeszarżowałem i na dach wyskoczyłem jak z rampy.

Jeszcze w powietrzu wypatrzyłem Obiekt.

A potem spaprałem lądowanie i musiałem ratować się przewrotem maszyny na bok. Na szczycie parkingu trwały jakieś prace remontowe i nie było cholernych barierek. Puściłem jednoślad i próbowałem wyhamować całą powierzchnią ciała, by nie wypaść poza krawędź… Najpierw spadł motocykl…

 

#log_end

 

Przemawia naczelnik policji:

– Kochający mąż i ojciec, wzorowy policjant, wreszcie, nasz kolega i przyjaciel. Oddał życie dla sprawy i poświęcając swój prywatny czas dla dobra ogółu, skutecznie doprowadził tajne dochodzenie policji do końca. Zapłacił przy tym najwyższą cenę. Cześć i chwała bohaterowi! – Robi krótką pauzę, w tle podniosła melodia odgrywana na trąbce. Naczelnik odwraca się do kompanii:

– Na ramię broń!

– Do nogi broń!

– Salwa honorowa, kompania…

Żona Vikiego nie słucha, myślami jest daleko.

– Do salwy honorowej…

Ann stoi, trzymając za rękę malutką córeczkę. Melka metalową protezą dłoni mocno ściska misia za metalową łapkę.

– Ładuj. Salwą… Pal!

 

– Salwą, pal!

 

 

– Salwą, pal!

 

 

 

#log_2

 

Najpierw spadł motocykl… Następnie się zatrzymałem. Serce waliło mi jak młotem, ciało protestowało pulsującym bólem, a czas uciekał.

Podniosłem się na jedno kolano i zerknąłem ponad krawędzią. Reklamowe przynęty falowały i gasły jedna po drugiej.

Spojrzałem na Obiekt wiszący jakiś metr dalej. Wystarczyło sięgnąć. Przypominał wielką blaszaną kulę pospawaną w przypadkowy sposób, może choinkową bombkę, tyle że wyjątkowo paskudną.

Na boku, patrząc z mojej perspektywy, dostrzegłem coś na kształt transmitera-odbiornika, podpiętego do złącza jak w kasku motocyklowym. A więc to tak dyrektor Cyberopticals sterował tym ustrojstwem. Lola miała rację.

Zdjąłem hełm, odpiąłem kabel, wyrwałem odbiornik i podpiąłem siebie.

No to jazda – pomyślałem.

Zostałem poproszony o hasło.

Wybrałem pytanie pomocnicze, a maszyna zwróciła: "Śruba, przykręcona we śnie, nie zmieni sytuacji, jaka panuje na jawie".

Chang, stary pierniku! Skośnooki staruchu!

Wpisałem "Lem".

Interfejs okazał się prostszy, niż myślałem.

Zwiększyłem zasięg i moc na maksimum, ustawiłem cel na wszystko, co tylko możliwe i podałem komendę: "Terminuj".

Maszyna zwróciła ostrzegawcze alerty i błędy, ale tym się już nie przejmowałem.

Zerwałem połączenie.

Wychyliłem się poza krawędź, by ujrzeć gasnące Centrum. Bez świateł reklam zapanował półmrok.

Zapoczątkowałem swój kres, wydając polecenie odłączenia wszystkich systemów wspomagania.

Oto jestem, taki jak mnie natura stworzyła.

Zakręciło mi się w głowie. Zaczęło brakować tchu. Pomyślałem o Ann i Melce. Zamknąłem oczy, dałem się pochłonąć ciemności.

Spadałem.

– Synku, tatuś idzie do ciebie.

 

#log_2_end

 

– Dzień dobry, byłyśmy umówione, jestem pani nową opiekunką do dziecka.

– Dzień dobry. Tak, tak, kojarzę. Wszystko tak jak ustalałyśmy, zapłata po pracy.

Mała dziewczynka stoi, uczepiona maminej nogi. Opiekunka schyla się do niej i szepcze:

– Ciocia Lola się tobą zaopiekuje.

 

 

 

*W tekście wykorzystano cytat z “Dzienników Gwiazdowych” z podróży siódmej, Stanisława Lema

Koniec

Komentarze

Pomysł na świat bardzo na czasie. Również UFO ciekawe, niestandardowe, ale dobrze wkomponowane w treść. Udoskonalanie niemowlaków – kolejny świetny pomysł. No, jednym słowem podobało mi się.

Bella, dzięki za szybki, ciepły komentarz! (W godzinę i 59minut po dodaniu opka!)

Tak szczerze mówiąc to nie wiem co jest na czasie, ale jak jest na czasie to się cieszę. Niby to UFO niestandardowe ale lata i jest niezidentyfikowane!

A sam bym chyba dodał swoim dzieciom trochę udogodnień, to chyba stąd to ulepszanie niemowlaków ;)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Dobre. Bardzo. Biblioteka!

Dzięki, Rybaku, bardzo!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Pierwszy rozdział świetny. Podziwiać… Niestety, potem tekst nieco się ciągnie. Małe skróty opisów, potrzebnych, bo pokazują ten świat, ale nieco przydługich, pewnie by się przydały.Ale tekst bez wątpienia bibliteczny.

Prowadzenie fabuły więcej niż dobre. 

Pozdrówka.

Dzięki Roger, miło słyszeć, że się podobało.

Czy przez pierwszy rozdział, rozumiesz fragment #pierworodny? – to dla mnie istotne.

Z tymi opisami, to trochę tak, że w pierwszej wersji opowiadania zbyt chaotycznie skakałem po fragmentach, wszystko było za szybko,  czytelnik pozbawiony opisów się gubił. Nie mówię, że nie przesadziłem w drugą stronę, ale w poprzednim moim opku miałem zarzucony brak opisów. Ciężko znaleźć złoty środek.

Prowadzenie fabuły więcej niż dobre. 

O, na tym autorowi mocno zależy ;-)

 

Również pozdrawiam!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Tak, #pierworodny.

Popatrz może na ten skrócony fragment.

 

Po raz ostatni wypuściłem strumień śmieciowych plików, uwalniając umysł od natłoku treści obejrzanych i zasłyszanych reklam. Odczepiłem e-papierosa od złącza transferowego i przez chwilę lustrowałem podłużne urządzenie. Żar czerwonej diody słabł powoli, gdy kasowanie danych dobiegało końca. Schowałem przyrząd do wewnętrznej kieszeni skórzanej kurtki.

Biedna okolica świeciła pustkami. Nieco dalej jakiś pijak kopał kubeł na śmieci. Jego kompan od butelki, niebezpiecznie chwiejąc się na boki, oddawał mocz wprost na twarz młodego człowieka w cybergoglach, uśmiechającego się z e-plakatu na murze.

Gdzieniegdzie z okien wieżowców sączyło się blade światło. Szyby niższych budynków były w większości powybijane. Pustostany stanowiły pomnik minionej epoki industrialnej. W tej dzielnicy ciężko uświadczyć sprawne bilbordy czy projektory holograficzne, a te, które się ostały, za sprawą mieszkańców były w opłakanym stanie. Terytorium Synów Natury.

 

Tu wyraz, tam dwa wyrazy… I tekst staje się bardziej dynamiczny. Opisy są klimatyczne, i skróty, według mnie, byłyby niewielkie.

Z #pierworodnym były począkowo zgrzyty na becie, i długo go szlifowałem, żeby zachować kształt sceny, a jednocześnie dopasować ją do realiów świata przedstawionego.

 

Rzeczywiście można by ciąć i tekst nie traci. Może i poskracam trochę. Dzięki za przykład.

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

W tym fragmencie jeszcze można, na przykład, usunąć wyraz “wprost”. Usuwanie wcale nie jest takie łatwe, łatwiej się dopisuje, a dla każdego autora tekst jest ukochanym dzieckiem, ale warto. 

Dynamika opowieści ma bardzo duże znaczenie przy odbiorze tekstu. Tak myślę.

Miło było.

Niezłe opko, takie w klimacie “Blade runnera”, co tylko dodaje mu głębi. Połączenie problemów prywatnych z pracą – jak w życiu. Nieźle oddałeś depresję bohatera, a scena początkowa z porodem, od razu rzuca czytelnika na głęboką wodę. Modyfikacjom niemowlaków mówię zdecydowane nie, jak najbardziej optując za postawą Vikiego. No tak, “Łowca androidów” jak najbardziej, ale zcyborgizowany glina to przecież “Robocop” ;))) Ale te nawiązania sprawiają że Twój świat staje się bardziej znajomy, przyjazny dla czytacza, bardziej swojski – czyli na plus (coś o tym Mamoń zdaje się w “Rejsie “ mówił, ale to taka dygresja bez związku;).

Jakieś drobne literówki się trafiały, ale nie wpływały znacząco na śledzenie historii.

Podsumowując, jak dla mnie, biblioteka się należy ;)

Roger, dynamika, czy jak to mówią flow, to coś co mi często wychodzi aż nadto. Tutaj chciałem trochę wyhamować, proporcjonalnie do wagi opowiadania. Pomyślę nad tymi cięciami.

 

enderku, pierwsza scena stanowi haczyk na nic niespodziewającego się czytelnika ;-) Bladerunnerami, czy Robocopami to mi schlebiasz. No o taki klimat mi chodziło. Właściwie, to jestem bardzo z tego opowiadania zadowolony, choć wiem, że idealne nie jest. Poza tym ma ważne dla mnie elementy, z pobudek osobistych, toteż cieszy mnie jak się podoba.

Literówki, jeśli masz ochotę, punktuj, z chęcią poprawię, by umilić lekturę kolejnym czytelnikom!

A z tą biblioteką, to nie będę się kłócić, że nie!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Bardzo fajne! Przedpiścy już porównywali do “Blade Runnera”, echa Gibsona też wyczuwalne. Ale nie żeby to było jakoś narzucające się . Ot, inspiracja :)! Nby długie, a połyka się jednym tchem. 

Ale żeby nie było tak różowo, mam parę uwag:

– “Biedna okolica świeciła pustkami. Nieco dalej jakiś pijak kopał kubeł na śmieci” – nieco dalej od okolicy? jakoś to nie gra;

– “zadokował na tyłach motoru” – to powtarzasz parę razy; moim zdaniem tyły to może mieć kamienica, a motor – jeno tył;

– “przed brzytwą kostuchy” – śmierć kosi brzytwą? pewnie chciałeś uniknąć “kosy kostuchy” ale ta brzytwa coś tu nie brzmi;

– “Zostawiłem dron” – drona;

– “gdy zatrzeszczał interkom” – tu się doczepię może zbyt mocno, ale czy nie trzeszczą tylko sprzęty analogowe? cyfrowe mogą mieć zaniki, ale trzeszczenie?;

– “Wróciłem się do knajpy” – niepotrzebne “się”;

– “nie mamy całego wieczoru – ponaglał” – tu raczej “ponaglił”;

– “rekrutujemy członków gangu” – jeden gang tylko mieli w mieście? nie lepiej – “członków gangów”?;

– “krajobraz postapokaliptyczny” – to mnie wybiło z rytmu – “krajobraz po apokalipsie”, “krajobraz po bitwie” może?;

– “Co wiesz o maszynie, która dokonała tej cudownej przemiany” – to jest pytanie, to chyba pytajnik na końcu?;

– “wygolony pasek na brwi” – tego to kompletnie nie rozumiem: gdzie ten pasek wygolony? brwi wymienne czy co?;

– “Szczwany lis z tego chińczyka” – Chińczyka;

– “Zatelekomunikował” – to też mnie z rytmu wybiło – jak dron, to wiadomo, że gołębia nie słał ;); nie wystarczyłoby “poinformował” czy “ostrzegł”?;

– “Oddał się dla sprawy” – albo “oddał życie dla…” albo “poświęcił się dla…”.

Aha, i na początku ze dwa-trzy razy używasz strasznie długich słów opisowych, typu “projektor holograficzny”. Wybacz, ale ludzie są tak leniwi, że od razu opracowaliby skrótowca :).

 

W każdym razie – czyta się! Kolejny świetny tekst na UFO (no, poza moim, zjechanym niemiłosiernie ;)).

 

PS. Wisienka na torcie – JA się pojawiam ;P.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Ode mnie e-motka, bo opinię znasz yes

Aha, kłÓcić :P

 

Staruchu – zostawić kogo/co a nie kogo/czego –-> dron :-)

It's ok not to.

Te cholerne bierniki blush.

 

EDIT: Nie dawało mi to spokoju i poguglałem. Jednak nie myliłem się aż tak bardzo, ufff

https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/dron-czy-drona;12666.html . Odmiana na Wiki też podaje dwie formy “dron/drona” w bierniku.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Dokładnie ;D

 

Edytka. O, widzisz. Dobrze wiedzieć, że można i tak, i tak :-)

It's ok not to.

Fajne podejście do UFO. Cyberpunk raczej rzadko się pojawia w tym konkursie.

Napisane fajnie, ale lektura trochę mi się dłużyła. To chyba przez ten cyberpunkowy syf – odpychał mnie. Pomysł na modyfikowanie niemowlaków z jednej strony fajny, z drugiej obrzydliwy. A ta reklama pieluch, która nie daje dzieciom spać – paskudne, ale prawdziwe. Ciekawe, którzy rodzice dadzą się przekonać do takiej agresywnej firmy…

Dobrze zbudowany bohater.

W sumie nie bardzo rozumiem, dlaczego wpuścił Lolę w taki kanał. Co ona tam mogła nakablować…

Babska logika rządzi!

A tak mnie dogs poprawiała Staruchu, żeby było dron, a nie drona :D

 

Staruchu, dzięki za te parę cuekawych uwag, będę grzebać jak jaka kawa i przerwa w pracy nastanie, narazie cisnę się jak ta sardynka w komunikacji miejskiej.

Główną inspiracją do tekstu był motocykl Shôtarô Kanedy z Akiry. I echa sameh Akiry, którą kiedyś oglądałem. Pamiętam, że gdzieś kiedyś czytałem czy oglądałem, że motocykl Kandey w filmie miał dźwięk nałożonych na siebie dźwięku odrzutowca i czegoś tam jeszcze ^^

Cieszę się, że uważasz, że to świetny tekst i że łatwo dał się połknąć.

Z tym skrótowcem, to coś w stylu "holoprojektor"?

 

PS. A wiesz, że przy którymś czytaniu, gdy dojechałem do słowa staruch to skojarzyłeś mi się TY. :D

 

Finklo, bo nie chciałem takiego pospolitego Ufo! Skoro się dłużyło, to opisy za długie, tak jak Roger zauważył i jak Wiktor na becie sugerował. Czyli będę ciąć :-)

Cieszy mnie, że bohater się podoba.

A z Lolą, chyba nie chciał zamieszania ze strony Dionizosa. Kto wie w czym tak naprawdę siedzieli Synowie Natury :-) No i wynikła z tego dla Loli nauka ;-)

 

EditStaruchu, z tą brzytwą to chodziło o podobieństwo brzytwy do skalpela ;-) zmienilem na kosę żniwiarza \m/ inne poprawki też wprowadzam ;-)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Staruchu, dzięki za te parę ciekawych uwag

No i pięknie :)

Z tym skrótowcem, to coś w stylu "holoprojektor"?

Tak jest. Przecież nie mówisz “odbiornik telewizyjny” czy “auotmat samopiorący”. Walnij jakiś krótsze nazwy, będzie się płynniej czytać.

motocykl Shôtarô Kanedy z Akiry

Kurde, jak zaczynacie gadać o tej japońszczyźnie, to czuję się jeszcze starszy niż jestem :(. Ta część popkultury kompletnie mnie ominęła. A kiedy córka przyniosła ostatnio jakiś “Wolf’s Rain” to przeżyłem szok – od tyłu trzeba czytać?! Zgroza!

A wiesz, że przy którymś czytaniu, gdy dojechałem do słowa staruch to skojarzyłeś mi się TY. :D

Prawidłowe skojarzenie :D! Tak trzymać!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Staruchu, ale Akira to pozycja obowiązkowa. Ja też dopiero kilka lat temu obejrzałem. Jest śliczna wersja remastered, z cudowną ścieżką dźwiękową. Naprawdę klimatyczna ścieżka dźwiękowa! Akira to taki stary klasyk, że powinieneś nadrobić, nawet jeśli nie lubisz anime. Zresztą mi się bohaterowie i kreska kojarzyła nieco z amerykańską.

 

Okej, bo my tu gadu-gadu, przerwa krótka, a opisy trzeba dociąć. Wskazany przez Rogera fragment już dociąłem, będzie płynniej i dynamiczniej!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Dron powrócił ze zwiadu, szumiąc cicho, i zadokował na tyłach motoru.

Motor i motocykl to nie to samo. W dialogu byłoby ok, tu mi nie gra.

zdanie dodało mi motywacji.

Nie brzmi to dobrze. Coś może dodać odwagi, ale motywacji?

– Skonsumuj ciasteczko, wróżbę wyrzuć.

Zrobiłem odwrotnie.

Skonsumował wróżbę?

na tyłach motoru

Powtarzasz to określenie, a na tyłach odnosi się chyba bardziej do miejsc niż pojazdów. Można być na tyłach samochodu?

Odpowiedź na co sama zawołała.

Oj, ciężkie zdanie. Chwilę się zastanawiałem co autor miał na myśli.

 

Na razie muszę kończyć. Dokończę później.

 

Ja p… Mytrix. Przeczytałem początek tylko, pierwszy rozdział, i muszę ochłonąć… Mam nadzieję, że wrócę. 

ac, nawet według słownika można używać słowa motor, ale poczytałem przed chwilą i okazuje się, że w świecie motocyklistów, jest to słowo którego nie lubią, o czym nie wiedziałem. Pozmieniałem wszystkie motory na motocykle/jednoślady/maszyny.

Przerobiłem też tyły motoru na tył.

 

A czemu może dodać odwagi a motywacji nie?

 

– Skonsumuj ciasteczko, wróżbę wyrzuć.

Zrobiłem odwrotnie.

^to celowy żart :-)

 

Blackburn, dalej już nie ma takich hardcorów. Z tym początkiem to jest tak, że bardzo zależało mi, by wyglądał właśnie tak. Też mam nadzieję, że wrócisz!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

zareklamuj pisz-o-dzieja Traniny ;>

 

Trzeba było przepychać się z motorem pomiędzy innymi pojazdami a ludźmi poubieranymi w szare szmaty. Nie używałem policyjnego koguta, bo odniosłoby to odwrotny efekt.

odwrotny do czego?

 

Ciężko im się dziwić, sam też tu kiedyś kłusowałem. 

trudno

 

– Przejdź dwa kroki w lewo – wydał polecenie, po czym sięgnął tuż obok mojej głowy po coś widocznego tylko dla niego. (teraz to nic nie wyjaśnia a tylko wprowadza zamieszanie – potem masz: po to, po co sięgał)

 

W domu też nie było poprawy, a moja ciągła nieobecność nie pomagała. Tylko że ja nie potrafiłem spędzać czasu ze swoimi dziewczynami.

w sensie dalej kłócił się żoną, a ona dalej cyborgizowała dziecko? szkoda, że ten wątek nie został pociągnięty, bo ciekawy.

Lola też po łebkach.

 

wygolony pasek na brwi,

że co?

 

Striptiz? Tylko na tyle cię stać? Ale w sumie to moja wina. Ciągle spłacamy raty za wszczepy, trzymające to ciało przy życiu.

Tak marudzi jakby te wszczepy wstawiono wbrew jego woli.

 

– Dupa, nie resocjalizacja! Oni usunęli jego wyrzuty sumienia, rozumiesz? Sumienie powinno gryźć skurczysyna do końca jego dni, a oni je wyczyścili.

nie rozumiem, jak miałby działać taki system resocjalizacji.

 

Przy ostatnim podjeździe przeszarżowałem i na dach wyskoczyłem jak z rampy.

co tu się stało?

Wybrałem pytanie pomocnicze, a maszyna zwróciła: "Śruba, przykręcona we śnie, nie zmieni sytuacji, jaka panuje na jawie."

Chang, stary pierniku! Skośnooki staruchu!

Wpisałem "Lem".

ojejku. statek matka zbiegów okoliczności.

 

 

Jak się zapatrujesz na kwestię przejawiania się poglądów/doświadczeń autorów w ich tekstach? Przewinęło się to gdzieś w wątku o krytyce.

I would prefer not to. // https://www.facebook.com/anmariwybraniec/

No co wy nie wiecie, co to jest wygolony pasek na brwi? Czy ja coś źle zapisałem? ;> Usunąłem tę wzmiankę o brwiach, i tak nie była potrzebna ;-)

 

wybranietz, dziękuję ślicznie za uwagi, oj te trudno zamaist ciężko to mi AdamKB tępił w Silmarisowym opku ^^

Eee te wszczepy to wbrew jego woli w sumie, żeby podtrzymać go przy życiu po wypadku. Z konieczności a nie z chęci ich posiadania.

Z systemem resocjalizacji o to chodzi, że nie działał, a było to pójście na łatwiznę.

Ale że o co chodzi z tym, że co się stało przy wyskoku na dach ;)?

No albo zbieg okoliczności, albo Chińczyk trochę jak wyrocznia z Martixa ;) pierwsza wróżba z ciasteczka też była podpowiedzią.

 

Jak się zapatrujesz na kwestię przejawiania się poglądów/doświadczeń autorów w ich tekstach? Przewinęło się to gdzieś w wątku o krytyce.

Jeżeli autor uważa, że wie co robi, robi to jego dziełu na dobre i stanowi to dla niego inspirację, oraz nie boi się krytyki i nie zrani go ona, to jestem na TAK. Pisarz musi być dobrym obserwatotem życia, a życie pisze niesamowite, przy czym niekoniecznie pozytywne, historie. A dlaczego o to pytasz? ;>

 

PS doklikałaś bibliotekę? :>

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

to brzmi jakby trzeba było sobie wygolić pasek, żeby mieć brwi.

 

Eee te wszczepy to wbrew jego woli w sumie, żeby podtrzymać go przy życiu po wypadku. Z konieczności a nie z chęci ich posiadania.

 

To co – każdego kto ma wypadek ratują i potem musi za to płacić? Czy to policja tak go wrobiła?

[edyta – tu się chyba czepiam wyjątkowo niepotrzebnie – w końcu na SORach też nikt nie pyta o ubezpieczenie]

 

Z systemem resocjalizacji o to chodzi, że nie działał, a było to pójście na łatwiznę.

??? jak nie działa to po co to robią? szczególnie, że najwyraźniej mają możliwości zadziałania skuteczniej. Trochę to wygląda jakbyś chciał udowodnić swoją tezę.

 

Ale że o co chodzi z tym, że co się stało przy wyskoku na dach ;)?

W sensie, że on wskoczył na dach?

 

A dlaczego o to pytasz?

Bo od motywu zagrożonej ciąży wychodziłeś też w szyszkach – dwa teksty zaczynasz prawie tak samo, nie pamiętam jak w Heniu, ale w Krzemie też można by coś znaleźć.

 

Ta, doklikałam.

 

Tak merytorycznie bełkocząc, to brakło mi motywacji dla ulepszania dzieciaka. mogę się domyślać, że to strach po poronieniu pierwszego, ale ślizgasz się po bardzo ciekawym wątku.

no i to chyba mało praktyczne – dziecko rośnie, więc trzeba będzie zmieniać protezy, nie? może uzasadniałaby to kwestia nie odstawania od rówieśników, ale rówieśników do porównania nie ma.

na ile powszechna jest cyborgizacja? przez punkt widzenia bohatera odniosłam wrażenie, że to coś dla obywateli drugiej kategorii, ale tak chyba nie jest, prawda?

dlaczego żona para się striptizem? to też wzięło i wyskoczyło znienacka. skąd wiedział? wyśledził ją? to przez niebieską szminkę?

(przy czym ta metalowa rączka dziecka ładnie charakteryzuje żonę na końcu)

 

samo ufo jest bardzo fajne – aż ciekawa jestem ile takich klasycznych ufoków się pojawi, bo jak na razie są w zdecydowanej mniejszości.

tylko czy użycie takiej maszyny do nielegalnego hakowania billboardów nie jest trochę naiwne? przecież od razu wiadomo kogo należy szukać.

I siłą rzeczy, przypomina mi się odcinek Black Mirror – Fifteen Million Merits gdzie reklamy są równie bezlitosne – jak nie bardziej, bo wyświetlają się na ścianach pokojów i nie można zamknąć oczu ;)

 

Jak dla mnie, to lepiej by było gdybyś ograniczył watek Loli i skupił się bardziej na postaci żony.

I would prefer not to. // https://www.facebook.com/anmariwybraniec/

Ciężki, ale dobry tekst.

 

Nie rozumiem do końca po co był wątek Loli , myślę, że opowiadanie mogłoby się bez niej obejść. Chyba, że mogłaby być jednym wielkim plot twistem: główny bohater podczas swojego "ataku" na zagłuszacz reklam przy okazji skopiował swój umysł do jej ciała, tak jak oni podmieniali reklamy. I na końcu zostaje opiekunką do swojego dziecka w nowym, sprawnym ciele i z “czystą” kartą. Trochę to by się kłóciło z jego osobowością, bo byłoby uśmierceniem niewinnej osoby i on jakoś chęcią do życia nie pałał. Ale cóż, byłby twist :D

 

Bardzo mi się też spodobało przedstawienie żałoby ojca po stracie dziecka: jego emocji, bezsilności i cierpienia. Często poronienia opisuje się z perspektywy matki, zapominając, że jest jeszcze tata, który nie mniej cierpi, a najczęściej jest zmuszony do odgrywania roli tego silnego i wspierającego.

To jest naprawdę dobry tekst. Nie mogłem się oderwać. Dawno nie czytałem twoich opowiadań, ale widzę, że zrobiłeś ogromny postęp. Siłą tego opowiadania są mocny klimat, bardzo dobre dialogi, ciekawa fabuła, wiarygodny bohater. Jakże podobały mi się drobne smaczki społeczne tego uniwersum – przykładowo ten, że rodzina ledwo wiąże koniec z końcem, bo musi spłacać kredyty… za modyfikacje ciała Vikiego, żeby mógł żyć; albo to, jak Ann przekracza granice opiekuńczości, bo… wiadomo. Implikacje tego wszystkiego.

No no, Mytrixie, to jest dobre. Coś tam ze dwa razy lekko nie zagrało, ale pal to licho. Podobało mi się bardzo. 

 

Edek: a, rozumiem zabawę z tytułem, ale akurat to mi się nie podoba. Jak dla mnie, wolałbym chwytliwy tytuł, który będę mógł zapamiętać. 

 

Nie przeczytam komentarzy. Nie, jeszcze nie teraz, ponieważ nie chcę zasugerować się opiniami innych. Dam Ci komentarz po moim pierwszym przeczytaniu, no po półtora, ponieważ pewnie będę sięgać do opowiadania, nie żebym miała już Alzheimera, lecz może potrzebne będą „jakieś konkrety” z tekstu.

Moim zdaniem jest bardzo dobrze. To czwarte opowiadanie z portalu, które mnie obudziło i kibicuję postaci (Czas milczenia, kobieta z opowieści o Inkmanach, Vidocq). 

 

Nie podoba mi się początek, ani scena przed kończącymi logami, a chociaż historia miejscami nie jest gładka, takim ślizgiem wydawniczym, to zawiera kilka naprawdę „odjazdowych” fragmentów (opis i spójnie rozwijany pomysł).

Bohater jest typem buntownika i mężczyzny, który akceptuje swój los, przy czym nie chodzi mi tu o ostatnią decyzję, a raczej o to, że dokonuje wyborów. Ożywiłeś zwyczajniaka z wszczepami. Kto wie, czy to tak nieodległa przyszłość? Przerażają mnie ludzie poprawiający swoją wydolność, wcale liczna grupa już teraz (słuchałam audycji o nich). Dobra scena powrotu do domu i gniew/rozpacz z powodu usprawniania córki, naturalnie dla jej dobra i bezpieczeństwa. Druga to jazda przez miasto, trzecia wirujące pliki w gabinecie komendanta, kolejne to: ostatnia lekcja Loli, powtórzenie motywu galaretki, galarety, kisielu (męczy mnie ta metafora, chyba spróbowałabym dopracować, no nie wiem – do przemyślenia, to trzeba byłoby sobie wyobrazić, sam motyw ok, moim zdaniem), no i kończące logi, zwłaszcza #log2_end. Sporo dobrego tekstu. Gratuluję.

Początek, w moim odczuciu do przeredagowania. Zaczęłabym najmocniejszym zdaniem z prologu. Zatrzymały mnie słowa: plamienie, kardiologia, sedes, ponadto dla mnie opis za bardzo współczesny. 

Z kolei, scena ataku przed #logami – jak miał go dorwać (?), przecież obiekt wisiał na placem Smoka. Miał szczęście, że tym razem zacumował o metr od rampy parkingu. Udało się lecz zdaje się, że bohater powinien mieć lepszy plan, nawet jeśli realizował równocześnie też drugi.

 

Jeszcze na plus – czuje się rzeczywistość,  przez te wrażenia z motocykla i słowa, zapach, dźwięk. Łatwo to sobie wyobrazić.

Ano właśnie, bardzo jestem ciekawa łapanki redakcyjnej – mamy tu POV bohatera i podmianki słów mogą go skillerować, ponownie. 

Na minus, niekiedy niepotrzebne wyliczanki i szybkie przejścia. Chwilami doznawałam oczopląsu, mozaika – krótkie sceny, nić się rwie. Co zaczęłam się rozsmakowywać to następowało cięcie. Może można byłoby tkać dłuższe kawałki, ale nie wiem – może tylko w książkach tak się robi, a w opowiadaniach nie?

 

A, tytuł – świetny.

 

Edit:  Zmieniłeś tytuł. Dlaczego?

Edit2: A, już wiem :-).

 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

wybranietz, ale czepiaj się do woli, po to mamy portal. Można interpretować, że najpierw go uratowali a później kazali płacić (w końcu był w gangu i to raczej nieprzychylnym technologii – więc nie musiał być dobrze ubezpieczony); lub że go policja wrobiła – komendant mówi o jego długu wobec policji itd.

resocjalozacja – w ogóle to opowiadanie z punktu widzenia bohatera, a więc nie wszystko co mówi/ w co wierzy musi być logiczne. I choć osadziłem go głęboko w świecie, nie wszystko wyjaśniam. On w momencie tego wywodu o resocjalizacji, jest dość świeżo po neurotykach. Sam wspomina, że mu szumią w głowie. Nie brałbym tego w 100% na poważnie. Chce żonie dowalić mocnym argumentem, to dowala. A czy jest w 100% jak mówi?

żona i Lola – wątki "po łebkach" – szczególnie Lola to ożywienie świata, dodatkowa postać, głębsze zakotwiczanie bohatera, pokazanie, że Viki ma też dobrą stronę, nie jest tylko toksycznie nastawionym facetem. W 40k znaków, z główną osią fabularną UFO, ciężko rozpisać się na każdym temat. Może i materialu starczyloby na mikropowieśc albo i powieść. Ale chcialem stworzyć żywy świat, bohaterów itd. zmieścić się w 40k i skupić na UFO. Wiem, że są niedopowiedzenia, niedociągnięte wątki. Ale każdy coś wnosi, zostawia smaczek, może niedosyt. Zrobiłem to celowo ;-) Czy słusznie – to się okaże. Czy temat rozwinę – możliwe – bo myślę o kolejnym tekście/tekstach w tym universum, być może z wykorzystaniem niektórych postaci dalej. Lola to taka piękna furtka do cdn. Jednakowoż "[Miejsce na Twoją reklamę!]" to w założeniu tekst samodzielny.

No tak tam chodzi o to, że wyskoczył na dach. Czyli, że niezrozumiałe, czyli że do poprawy?

 

Co do wykorzystania własnych doświadczeń przy pisaniu opowiadań:

Bo od motywu zagrożonej ciąży wychodziłeś też w szyszkach – dwa teksty zaczynasz prawie tak samo, nie pamiętam jak w Heniu, ale w Krzemie też można by coś znaleźć.

Tak ;-) Wiktor i Zjazd Muzykantów – główny bohater też ma na imię Wiktor. itd. Bo z mojej czwórki dzieci to Wiktor ma pomnik ;) No i ta pierwsza scena o której pisali Blackburn, Roger, Ty, Asylum i inni, i jednym się podoba, innym nie i reakcje są różne. #pierworodny – nazwa rozdziału/wstępu to fantastyka, bo Wiktor nie był pierwszy a trzeci. W samej treści tego rozdziału fantastyki jest bardzo mało – ale to utwór fantastyczny więc nie zmusza czytelnika do brania tego na klatę jako realnych wydarzeń, jeśli jest zbyt mocne, może stwierdzić, że to taka wizja autora. Może się wydawać, że to fragment zbyt współczesny, bo właściwie fikcją jest tylko to, co mówią pielęgniarki. Reszta to relacja autobiograficzna. Ale chciałem zarzucić mocnego haka na czytelnika. I było to i jest inspiracją do większości mojego pisania.

Im dalej w las, w kolejne rozdziały, tym mniej jest moich doświadczeń, a więcej fantastyki, ale czerpałem ile mogłem, żeby oddać cierpienie ojca po stracie i uwiarygodnić bohatera.

 

 

Dalej,

Tak merytorycznie bełkocząc, to brakło mi motywacji dla ulepszania dzieciaka. mogę się domyślać, że to strach po poronieniu pierwszego, ale ślizgasz się po bardzo ciekawym wątku.

motywacja do ulepszania dzieciaka to właśnie ten strach po stracie.

To ulepszanie/cyborgizacja to właśnie coś dla obywateli pierwszej klasy, mieszkańców centrum. Ci co wolą żyć w zgodzie z naturą są zepchnięci do gorszych stref, do gangu Synów Natury. "Zacofani naturalsi".

striptiz – żona bohatera w ten sposób dorabia. Tak wzięło się nagle, skojarzyl po szmince i zachowaniu – więc musiała tak robić wcześniej, to nie bylo dla Vikiego nic nowego, stąd się domyślił. Nie dopowiadałem tego w tekście, bo wydawało.mi się oczywiste ;P

No klasycznych Ufoków rzeczywiście mało :D

Czy użycie takiej maszyny naiwne jest? No Vikiemu trochę zajęło, a dyrektorowi prawie się udało, byl w przeddzień wprowadzenia nowego produktu, chciał go wypromować, może szykował jakąś grubszą akcję z reklamami a później porzuciłby Obiekt.

Co do BlackMirror obejrzałem pół pierwszego odcinka, stwierdziłem że to badziew i wylączyłem. Nie podeszło jakoś. Więc odcinka nie kojarzę ;-(

 

Co do wąku Loli i Żony odpowiedziałem już wcześniej ;P

 

AntateMary dzięki za opinię ;-) Wątek Loli, wbrew pozorom ma kilka funkcji. Może pobocznych, ale jednak są. Viki ma skąd brać informacje. Szkolenie Loli pokazuje go też z nieco innej strony. Lola daje okazję opowiedzieć o wypadku Vikiego i dlaczego Viki jest cenny dla policji i dla Synów Natury. poza tym Lola.to też furtka do kontynuacji, chociaż jak pisałem w odpowiedzi do wybranietz, ten tekst to samodzielne opko. No i Lola jest jednym z wątków pomagających osadzić Vikiego głębiej w świecie, i tworzy tło tego świata. Bo ja chciałem, żeby pomimo 40k limitu znaków, świat żył, był złożony i miał niedopowiedzenia ;-)

Żałoba ojca po stracie to jest ciekawy temat. Jeszcze ciekawsze jest to, że z jednej strony mówi się, że mąż powinien być ten silny itd. ale z drugiej strony żona potrzebuje widzieć, że mąż też ma uczucia, że też płacze, że też pamięta. Mógłbym esej napisać na ten temat, ale ojciec po stracie ma zadanie bardzo złożone, dwubiegunowe. Raz potrzeba być silnym, raz miękkim, a wychodzi różnie.

 

Blackburn, cieszę się, że wróciłeś i doczytałeś i że tak chwalisz. Może i zrobilem postęp, ale nie zaglądaj do opka Krzem, bo się zawiedziesz, tam wypadłem kiepsko!

Kurde no, lejesz miód na uszy. Choć często niezgadzam się z Twoim gustem :-)

Jakże podobały mi się drobne smaczki społeczne tego uniwersum – przykładowo ten, że rodzina ledwo wiąże koniec z końcem, bo musi spłacać kredyty… za modyfikacje ciała Viki, żeby mógł żyć; albo to, jak Ann przekracza granice opiekuńczości, bo… wiadomo. Implikacje tego wszystkiego.

W punkt trafiłeś w to, co chciałem pokazać. Jestem kontent, że opowiadanie odebrałeś w ten sposób. Dlatego właśnie otagowałem jako socjo SF.

Jak byś miał ochotę, to punktuj co nie zagrało. Będę szlifować. Pomału wprowadzam szlify po feedbacku od czytelników. Pomalu – bo chwilowo nie mam czasu przysiąść na dłużej i na zpokojnie podłubać.

Co do Edka, a tytuł [Miejsce na Twoją reklamę!] to zły tytuł? (zabawa to tylko zabawa, ale to jest pełnoprawny tytuł i odnosi sie też do tego jak Viki wykorzystał reklamy) :)

 

Asylum, Dzięki za wizytę!

Bardzo się cieszę, że udało się sprawić, byś kibicowała postaci ;-)

O początku, dlaczego jest taki a nie inny, więcej napisałem w odpowiedzi do Wybranietz, streszcając: jest taki ze względu na wykorzystanie osobistych przeżyć w opowiadaniu fantastycznym (będących jednocześnie inspiracją do twórczości).

Ano bohater miał być żywy na ile się dało! O ludziach ulepszających sie i o takim trwndzie teraz głośno, ale pierwsi mówiliśmy o tym my – fantaści. Podobnie jak o czołgach, o Internecie, o telefonach komórkowych (i smartfonach). Fajny jest wszczep magnesu do małego palca – można wtedy odczuwac fale elektromagnetyczne – np. te piszczące bramki w sklepach.

Cieszę się, że tyle scen przypadło ci do gustu!

Codo przeredagowania sceny1 -> moją motywację dlaczego chcę ją zostawic jak jest, już znasz ;-) Ma prawo Ci się niepodobać. Na becie też zgrzytała ta pierwsza scena i długo ją szlifowałem, ale uparłem się na taki, a nie inny jej wygląd.

Scena z tym, jak bohater miał dorwać Obiekt – Obiekt za każdym razem wisiał w tym samym miejscu, koło budynku parkingu. Informacja, że wisi nad placem Smoka jest ogólna i pada od dyspozytorki.

1 raz:

– Gdzie dokładnie?

– Centrum, nad placem Smoka.

– O, kurde! Bez odbioru! – Odstawiłem kubek na ladę i wyskoczyłem przez drzwi knajpy jak poparzony. W gruncie rzeczy to byłem poparzony.

 

Nad placem, tuż obok parkingu piętrowego, unosił się jakiś obiekt.

2 raz:

Wyszedłem z knajpy na plac Smoka, chyba tylko po to, by doznać déjà vu. Powierzchnie reklamowe falowały i gasły, ludzi było tym razem o połowę mniej niż poprzednio, ale Obiekt wisiał na swoim miejscu.

Usiadłem na chodniku, niezdolny do podjęcia jakiejkolwiek akcji.

Piłem kawę i podziwiałem spektakl.

Gdybym tylko dostał się na dach parkingu, mógłbym dosięgnąć Obiektu. Tylko że miałbym na to niecałą minutę, zanim ten nie rozpłynąłby się w kłębach dymu. Skoro zjawił się dwa razy, pojawi i trzeci. Żebym tylko wiedział, kiedy… 

No i 3 raz też był tam gdzie trzeba.

 

Cieszę się, że udało się poczuć rzeczywistość, zależało mi na tym, bo w poprzednim opowoadaniu miałem mocny niedobór opisów.

POV bohatera to dobra rzecz i przy łapance redakcyjnej jestem gotów się spierać z redaktorem/ką jeśli będzi potrzeba i jeśli do takiej łapanki kiedykolwiek dojdzie. Jak dotąd nie miałem problemów przy pracy z redaktorami ;-)

Wyliczanki mi się podobały, mogą sie nie podobać – daj znać które?

Szybkie przejścia – ja na becie i tak zwolniłem, a np. Roger pisał później o tym by dodać dynamiki. Ciężko zadowolić każdego, a jeszcze ciężej, gdy chce się tyle (dużo) opowiedzieć w 40k znaków.

 

Super, że Tobie tytuł się podoba (a jego krótkotrwałe zmiany [krótkotrwałe bo czas reklamowy drogi] to tylko zabawa) ;-)

 

Pozdrawiam wszystkich!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Mytrixie, pierwszy odcinek pierwszego sezonu BlackMirror faktycznie nie porywa. Ale obejrzyj odcinek “San Junipero” :D

O tak! “San Junipero” rządzi! Świetny odcinek!

Poleciłbym jeszcze “Białego misia” i “Nosedive” (trochę oklepane, ale daje do myślenia).

Jak już obejrzysz parę odcinków, to i ten pierwszy ci się spodoba. 

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Bella, Staruchu, no nie wiem :D Może zrobimy z żoną podejście numer dwa :-)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Jakieś zawirowania z tytułem? Aktualny i dawny, czyli ten sam, co obecnie, jest bardzo dobry.

Pozdróweczka.

Potem pomyślę nad odpowiedziami, teraz proszę o reklamę:

 Sowy i Skowronki – deadline wydłużony do 17.12, godz. 2:29!

 

;D

I would prefer not to. // https://www.facebook.com/anmariwybraniec/

Roger, tytuł się nie zmienia jest, był i będzie [Miejsce na Twoją reklamę!], tylko skoro taki tytuł, to zamieszczam w nim reklamy, na prośbę innych użytkowników – taka zabawa.

 

wybranietz, Okej, pomyśl :-) Reklamę już wrzucam.

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Jakieś tam drobnostki tylko. Co sobie przypominam: 

 

Jedyne towarzystwo w trakcie jazdy stanowiły równomiernie rozstawione latarnie i wskazówki nawigacji. 

 

Pustostany stanowiły pomnik minionej epoki industrialnej.

 

Być może to subiektywna kwestia odbioru, ale zastosowanie tego słowa wybija z rytmu i wydaje się, że nie pasuje do tego tekstu. Dodatkowo występuje w niewielkiej odległości. 

 

Jeszcze nazywa „Ogniomur”. Hmm… tak trochę dziecinna się wydaje i nie pasuje do tego dorosłego klimatu. Ale to też możliwe, że sprawa subiektywna.

 

Przeskoki też odrobinę wybijały z rytmu: wychodzi z baru, a w kolejnej scenie jest już na placu.

 

Generalnie drobnostki. 

 

Z plusów jeszcze chcę dodać, że bardzo też podoba mi się pomysł, że policja zajmuje się przestępstwami przejmowania powierzchni reklamowych. Odjechany pomysł, który pokazuje uwikłanie policji w interesy korporacyjne. 

 

 

 

Jestem za “ogniomurem”. Pasuje do, idiotycznego czasem, spolszczania różnych nazw.

(że się to “międzymordzie” nie przyjęło; czy “manipulator”) 

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Ok, czyli taka ciekawostka spolszczenia nazw. Nie patrzyłem na to w ten sposób. 

Chyba jednak lepszy byłby klasyczny firewall, bo dla bohaterów to jest świat realny, w którym żyją, i też podchodzą do niego poważnie. Muszą. Takie mam wrażenie, że to jest niepotrzebny grzybek w barszcz, ale to na pewno kwestia gustu.

Pozdrówka.

No właśnie, ogniomur brzmi śmiesznie, dlatego nie pasuje do poważnego tonu opowiadania. Gdyby ton był żartobliwy, wtedy inna sprawa. No to tak na moje zielone oko. ;)

To ja się odezwę jeszcze raz – tym razem krótko. 

 

Moje uwagi, zrzędzenia i marudzenia już znasz. ;) “Scena porodowa” moim zdaniem nadal mogła potoczyć się nieco lepiej, ale szanuję Twoją chęć pozostania przy tej opcji. 

W końcowej formie opowiadanie zyskało wiele na płynności. Stworzyłeś ciekawe, warte dalszego eksploatowania uniwersum przyszłości, w której cyborgizacja i wszechobecne reklamy są zjawiskiem równoległym do postępującej degeneracji wewnętrznej człowieka. Podkreślę raz jeszcze: za najmocniejszy punkt tego opowiadania uważam relację bohatera z jego córką, która, choć nakreślona dość skąpo, zdołała zdumiewająco sporo przekazać: ucieczkę od odpowiedzialności, niemożność oderwania się od żałoby po utraconym dziecku kosztem ignorowania prawdziwych potrzeb tego żywego przeplecione mimo wszystko ojcowską miłością. Bardzo cieszę się, że w trakcie poprawek ten wątek nie ucierpiał nic a nic, dzięki temu tekst nie jest jedynie fajnym czytadłem, a materiałem do zastanowienia się. 

No i subiektywnie pojmowany walor imienny – Wiktor! Jakże tu się nie wzruszyć? 

 

Czekam na dalsze Twoje teksty i z przyjemnością przy nich kiedyś jeszcze pomarudzę, gdybyś potrzebował. :)

 

Blackburn, dzięki, zobaczę czy z tym “stanowieniem” coś uradzę. może “mialem” w pierwszym fragmencie.

 

Za towarzystwo w trakcie jazdy miałem wskazówki nawigacji i równomiernie rozstawione latarnie.

 

ale to też nie brzmi dobrze :(

 

Z tym przeskokiem bar-plac, to ten bar jest przy tym placu :D

 

Dzięki za dodatkowego plusa! No policja musi być w coś uwikłana :)

edit: Dzięki za nominację :)

 

Ogniomur – ogniomur zostanie. Generalnie starałem się używać polskich nazw, a ta wydaje mi się raz, jak zauważa staruch ironicznym żartem, ale dwa, takie spolszczenie nazwy i włączenie jej do obiegu uważam za prawdopodobne, różne absurdy się dzieją.

Wiem, że opowiadanie ma ciężki klimat, ale dajcie czasem puścić oko do czytelnika. W końcu to pisałem Ja :)

 

Wiktorze, dziękuję pięknie za ponowną opinię, z oferowanej pomocy pewnie skorzystam! Cieszy mnie, że to te socjowątki trafiają do czytelników.

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Cóż powiem, nie podeszło. 

 

Na wstępie czep słowny

Najpierw spadł motocykl… Następnie się zatrzymałem.

Nie dość, że zagrywka tania, to jeszcze brzmi nieciekawie, bo sugeruje związek jednego wydarzenia z drugim.

 

W kroku kolejnym, pozytywy. 

Tekst jest solidny od strony językowej, i ma bardzo dobrze wykreowany, przygnębiający nastroju. Świetnie operujesz warstwą emocjonalna opisów.

 

No i niestety wady. Największą jest w moim odczuci to, że wszystkiego jest tu za dużo. Skutkiem jest chaos. 

W tekście tej objętości wolałbym widzieć jeden-dwa konkretne, ostro zarysowane wątki niż pół tuzina luźno posplatanych nitek (plus koloryt w postaci Chińczyka, gangu, nano-narkotyków i czego tam jeszcze). W obecnej formie po lekturze mam wrażenie, że żadna z linii fabularnych nie doczekała się satysfakcjonującego domknięcia. Trudno tez powiedzieć, która miała stanowić główną oś tekstu, żadna nie wydaje się na to dostatecznie kompletna.

Czy miało to być śledztwo? Jeżeli tak, to czemu bohater przez większość czasu je ignoruje, a rozwiązaniu brak jakiegokolwiek twistu? Winny dosłownie wyświetlający swoje logo na miejscu zbrodni nie wymaga od śledczego zbytniej przenikliwości, by rozwikłać zagadkę.

A może centralną rolę miała odgrywać niechęć bohatera do reklam? Na to wskazuje finał, to końcowe wielkie wyłączenie. Problem w tym, że nic wcześniej na to nie wskazuje. Mamy dwie trzy wzmianki zaraz na początku, jedną linijkę w dialogu z żoną… I tyle. Jasne, można zrozumieć, że reklamy są uciążliwe… Ale brak tu jakiegokolwiek związku osobistego, wyraźniej odczuwalnej niechęci bohatera do nich, chęci pozbycia się ich, zaznania chwili ciszy w hałaśliwym świecie, czegoś w tym stylu. 

To może bardziej ogólnie – niechęć bohatera do techniki? Odłącza się przecież od wszczepów. Tu mamy oczywiście związek emocjonalny i osobisty – problem w tym, że ten “wątek” składałby się w takim wypadku z dwóch awantur z żoną. Jeżeli miałoby to być jądro tekstu, to doczekało się marnej ekspozycji.

Formalnie nadawałby się wątek poronienia i poczucia straty. Nadaje on bohaterowi napęd, otwiera tekst, jest wielokrotnie przywoływany. Problem w tym, że słabo łączy się z pozostałymi wydarzeniami, stanowi raczej kontekst niż sensowne centrum. Gdyby zastąpić utratę dziecka na utratę partnera lub dawny nałóg lub chorobę psychiczna lub dowolną inną traumę, nic by się w tekście nie zmieniło. Podobnie z drugim dzieckiem i żoną – stanowią kontekst, ale w zasadzie niewiele dzieli je od kolorytu.

 

Podobnie jest od strony emocjonalnej – skacząc z wątku na wątek, nie zdążyłem wczuć się w żaden, bo już przychodził czas na zmianę. Moment samobójstwa, który powinien być albo tragedią, albo katharsis, pozostawił mnie obojętnym. Do tej pory nie jestem pewien, czemu bohater zdecydował się na ten krok – z tęsknoty za synem, z powodu konfliktu z żoną, niechęci do siebie, niechęci do reklam? Zapewne wszystkiego po trochu. Ale wypadło to płasko. 

 

Jest tego dużo, a przez to ciężko się czyta. Finał nie przynosi satysfakcji, bo nie wiadomo w zasadzie, który wątek wieńczy. Brak tu poczucia kierunku, celowości. Widać, że chciałeś pokazać czytelnikowi dużo, jak najwięcej, tego wykreowanego przez siebie żyjącego świata. Że bohater miał być wielowymiarowy, mieć i życie prywatne i pracę i poglądy. Że miało być duszno i cyberpunkowo. Ale to wszystko zadusiło pod swoim ciężarem samą historię. 

Podsumowując – miałeś sporo naprawdę ciekawych pomysłów na tekst. Ale wolałbym, żebyś zdecydował się na jeden.

 

EDIT

Po namyśle muszę przyznać rację Wiktorowi Orłowskiemu, wątek córki zasługuje na pochwałę. Emocjonalnie gra, brakuje mu jedynie ciut przytupu w finale.

 

Tekst dobry. Ale zgadzam się z głównym zarzutem None’a – chwytasz za wiele srok za ogon. Masz śledztwo, motyw ojcostwa i trudnych relacji rodzinnych oraz uczenie młodej. Na szczęście masz tak wyrobiony język do pierwszoosobowego cyberpunka, że zniwelował on dla mnie lekki chaos związany z przeskokami między elementami.

Bohater wychodzi emocjonalny wewnątrz, dobrze oddaje ciężar motywu osobistego (dla mnie to najlepsza część opowiadania). Jego relacja z uczennicą, choć standardowa, wyszła także fajnie.

Jedynie śledztwo ciągnie się z tyłu – ten wątek jest, a jakby go nie było. Zapewne przez powiązania emocjonalne postaci. Dopiero pod koniec, kiedy bohater wykonuje swój skok, nabiera on mocniejszych barw.

Podsumowując: pełen emocji, cyberpunkowy koncert fajerwerków. Trochę jednak szkoda, że tak mocno rozstrzelony pomiędzy kilka tematów.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Mnie się od początku wydaje spójny tag z przedstawioną historią. To jest socjo sf z lekkim wątkiem kryminalnym.

None, Dzięki za obszerny komentarz z krytyką. Ta wielowarstwowość itd. wynika z mojego zamiaru napisania opowiadania socjo SF, gdzie postanowiłem pokazać świat z punktu widzenia bohatera, sytuację społeczną, nakreślić jego stan psychiczny, a także poprowadzić motyw UFO. Tak to są wszystko nitki splatające się w całość i nie ma wyraźnie dominującej linii fabularnej.

Taki był pomysł. Mam już opowiadania skupiające się wokół jednego pomysłu, jednego fabularnego sznurka. Teraz chciałem spróbować kreacji żywego świata i wiarygodnego bohatera w 40k znaków. Limit na szaleństwa niby nie pozwala, a ja zaszalałem. Ale jestem z efektu końcowego zadowolony. Choć można by oczywiście całkowicie wyciąć niektóre rzeczy, np. Lolę, a podkręcić inne wątki.

Ale postawiłem na narrację pierwszoosobową i punkt widzenia bohatera i chciałem pokazać jak to wyglądało z jego strony. Można luźno stwierdzić że #logi to są fragmenty wspomnień wyrwane z jego umysłu i oglądane przez nas.

Rozumiem zarzuty co do każdej nitki, właściwie takie same, brak centralnej osi. Rozumiem, że to nie musi się podobać i zgadzam się z tym zarzutem. Tak chciałem, by to wszystko się ze sobą splatało. Może błąd, może trzeba było postawić na jeden/dwa konkretne wątki.

Cyberpunk miał być tłem, socjo SF wieść prym, wątek UFO przenikać wszystkie warstwy.

Chaos w narracji (i tak z tym walczyłem :)) biorę na klatę. Dużo elementów – mały limit.

 

NWM

Na szczęście masz tak wyrobiony język do pierwszoosobowego cyberpunka, że zniwelował on dla mnie lekki chaos związany z przeskokami między elementami.

Dzięki za komplement. Początkowo pisałem to opko w standardowej narracji trzecioosbowej, ale po kilku tysiącach znaków porzuciłem ten pomysł i przerzuciłem się na, moim zdaniem, łatwiejszą pierwszoosobową.

Z tymi wieloma srokami za ogon – zdaję sobie z tego sprawę. Wiktor w trakcie bety sugerował, że tego starczy na mikropowieść. A ja nie, uparłem się na 40k znaków i upchałem to wszystko. Czytelnicy mnie ocenią. Nie musi się podobać, choć tak jak pisałem do None nieco wyżej:

Tak chciałem, by to wszystko się ze sobą splatało. Może błąd, może trzeba było postawić na jeden/dwa konkretne wątki.

Cyberpunk miał być tłem, socjo SF wieść prym, wątek UFO przenikać wszystkie warstwy.

Dzięki za wizytę!

 

Blackburn, dzięki za obronę, taki właśnie był zamiar → socjo sf + motyw UFO.

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Tak to są wszystko nitki splatające się w całość i nie ma wyraźnie dominującej linii fabularnej.

Cóż, i tu jest pies pogrzebany. Zupełnie nie moja bajka. Ale to rzecz gustu.

Rozumiem zarzuty co do każdej nitki, właściwie takie same, brak centralnej osi. Rozumiem, że to nie musi się podobać i zgadzam się z tym zarzutem. Tak chciałem, by to wszystko się ze sobą splatało. Może błąd, może trzeba było postawić na jeden/dwa konkretne wątki.

Patrząc na to z tej perspektywy, osiągnąłeś swój cel i masz prawo być zadowolonym. Skoro odejście od klasycznej struktury było celowym zabiegiem, to muszę wycofać swoje pierwotne zarzuty.

 

Mam jednak pewną poradę, jeżeli zachcesz ją przyjąć.

Każdy tekst potrzebuje jakiejś centralnej osi. Inaczej zakrada się do niego chaos, co niestety trochę czuć u ciebie.

W większości wypadków jest to oś fabularna, bo taką najprościej stworzyć. Takie rozwiązanie zwykle nieźle się sprawdza. Ty świadomie z niego zrezygnowałeś. To nie grzech, eksperyment, jak widać, spodobał się wielu osobom. Ale przydałoby się w miejsce osi fabularnej wstawić jakąś inną. 

 W tekście, moim zdaniem, może dominować fabuła, postacie lub świat. Wiemy już, że u ciebie nie rządzi opowieść. Ale czy chciałeś skupić się raczej na bohaterze czy na otaczającym go mieście? Kto tak naprawdę miał być tu gwiazdą? Ja nie potrafię odpowiedzieć. 

Mamy tu dużo lokalnego kolorytu, ozdobników, wątek wszędobylskich reklam, to wszystko wskazywałoby na świat.

Ale mamy też relacje rodzinne, samobójstwo, niechęć to techniki – to dla odmiany wątki skupione na bohaterze.

Dodatkowo, mimo wszystko, mamy tu śledztwo, wątek skupiony na fabule.

 

Tu nie chodzi tylko o ilość srok. Chodzi też o ich rodzaje. Gdyby to troszkę ujednolicić, pójść w jedną lub drugą stronę, zdecydować się albo na opowiadanie o zepsutym mieście przyszłości, albo o targanym traumą bohaterze, tekst byłby klarowniejszy. Jasne, można wymieszać oba. Ale utrudnia to odbiór. 

Nie chodzi przy tym o całkowite powycinanie “niepasujących” wątków. Wątki “światowe” łatwo przerobić na “bohaterskie”, dodając im warstwę emocjonalną – opisując miejsca, osoby i zjawiska przez pryzmat odczuć postaci wobec nich. Z kolei w drugą stronę działamy odwrotnie – skupiamy się na tym, co jest i jak to zmienia świat, jak wpływa na ludzi, ekonomię, prawo, demografię itd., ale ograniczamy ilość informacji o odczuciach postaci. 

Na chwilę bieżącą? Mamy tu zarysowane kilka zjawisk, ale każde zostało ledwie skrobnięte po powierzchni. Mamy też bohatera, którego charakterystyka jest niekompletna, a motywacja niejasna. 

 

Raz jeszcze podkreślę – to nie jest złe opowiadanie, choć mi się nie spodobało. Ma liczne zalety. Uważam po prostu, że mogłoby być lepsze po pewnych przeróbkach.

 

 

None, ok, przyjmuję za i przeciw, nie będę przerabiać tego tekstu, bo w moim odczuciu jest taki, jak miał być. Uwagi przy następnym opowiadaniu dokładnie rozważę, bo rozumiem Twój punkt widzenia i do czego zmierzasz. Generalnie zgadzam się poczęści lub większości. Ciekaw jestem czy tego chaosu i decentralizacji przy tej ilości wątków udałoby mi się uniknąć przy dłuższym metrażu.

Ciekawie opisałeś sprowadzenie wątków do "światowych" lub "bohaterskich", nie zastanawiałem się nad tym w ten sposób.

Będę miał okazję to przetestować w podobnym settingu, bo mam pomysł na coś z tego samego świata.

Ja tak po krótce teraz odpowiedziałem, ale dokładnie przeanalizuje sobie to jeszcze raz później ;-)

Dzięki za rozbudowaną krytykę!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Ja znowu z prywatą, jak nikt inny nie chce się reklamować ;P

Jakbyś mógł ;)

 

Sowy i skowronki: wydłużamy czas na poprawki do wtorku 18.12, do północy!

 

I would prefer not to. // https://www.facebook.com/anmariwybraniec/

Czy to opowiadanie teraz zawsze będzie w tytule miało świeże doniesienia prasowe z forum? XD

Wybranietz, mówisz, masz :)

 

Wiktorze, przypuszczam, że jak spadnie poza pierwszą stronę, to nikt nie będzie się kłopotać umieszczaniem reklamy na tak nieatrakcyjnej powierzchni reklamowej :-)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Och, ależ nie bądź dla siebie taki krytyczny. :D

Mytriksowi chodziło o pierwszą stronę w bibliotecznych. ;-)

Babska logika rządzi!

Wiem, wiem, ale sam określił się “nieatrakcyjną powierzchnią reklamową”, gdyby taka okoliczność nastąpiła. ;) Dla mnie tam jest całkiem atrakcyjny. 

 

EDIT: Literacko. Atrakcyjny literacko!

Finkla ma rację.

Wiktorze, ja mam nadzieję, że literacko…

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

No i wzgardził, ech. :< 

No dobrze, bo Mytrix tu ogniomurów nastawiał i uzewnętrznił nam się z ideologicznej niechęci do reklam i spamu, a ja tu spam uskuteczniam! Mytriksie, powodzenia w konkursie.

Komentarze na liczniku nabijasz :-)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

None, ok, przyjmuję za i przeciw, nie będę przerabiać tego tekstu, bo w moim odczuciu jest taki, jak miał być.

Nawet bym tego nie sugerował, to raczej tak przyszłościowo.

Ciekaw jestem czy tego chaosu i decentralizacji przy tej ilości wątków udałoby mi się uniknąć przy dłuższym metrażu.

Prawdopodobnie. Chyba, że utrzymałbyś takie jak tutaj tempo mnożenia się wątków przez cały tekst. ;) 

Czy to opowiadanie teraz zawsze będzie w tytule miało świeże doniesienia prasowe z forum? XD

nie no, kiedyś skończę z tym konkursem xD

I would prefer not to. // https://www.facebook.com/anmariwybraniec/

A zwycięzców to gdzie ogłosisz? W tytule opowiadania Mytrixa przecież :P

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

None, ciężko by było tak w nieskończoność mnożyć wątki, sam bym się w końcu pogubił ;-)

 

wyb star, tytuł całkiem sporo znaków przyjmuje to i zwycięzców przyjmie ;-)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Późno, bo późno, ale wracam:

Obiekt jest zdalnie sterowany, ale można się też do niego bezpośrednio podpiąć. Ale żadnych konkretów, jak go znaleźć

– Yes! – Posłałem policjantce szeroki uśmiech.

Zupełnie niepotrzebne zapożyczenie.

Opiekuna schyla się do niej

Literówka.

 

Muszę się zgodzić z większością komentujących przede mną: brak jednej osi (sam wyobrażam sobie raczej fabularną) utrudniał nieco czytanie. Dobrze za to wyszły relacje między Vikim a resztą bohaterów. O dosłownie każdej postaci mogę powiedzieć jaki typ relacji łączyć je z głównym bohaterem. Są różnorodne i są fajne, to mi zagrało. Świat raczej standardowy jak na cyberpunk. Nie widzę tu ani minusów, ani wodotrysków, ale jest spójny i dobrze opisany.

Trochę dziwiło mnie, że Viki tak kocha rodzinę, a żyjąc w nędzy sięga po dragi i kluby. Nie zauważyłem wcześniej w nim takich patologicznych zachowań. Zabrakło mi jakiegoś zdania, które by mnie na to przygotowało. Chyba, że gdzieś je pominąłem.

Fajny pomysł z dronami, sieciami i kłusownikami.

Wątek Loli, wbrew pozorom ma kilka funkcji.

Hmm… no racja trochę pochopnie oceniłam rolę Loli jako niepotrzebną. Po Twoim opisie widać, że to dobrze przemyślana i potrzebna postać. Myślę, że moje uprzedzenie do takich bohaterek mnie zwiodło. Wynika ono z "tych-wszystkich-filmów", w których damski side-kick głównego bohatera jest tylko po to by go uwielbiać i ostatecznie wylądować w jego łóżku.

 

że mąż powinien być ten silny itd. ale z drugiej strony żona potrzebuje widzieć, że mąż też ma uczucia, że też płacze, że też pamięta.

^^^^ THIS.

Mógłbym esej napisać na ten temat, ale ojciec po stracie ma zadanie bardzo złożone, dwubiegunowe.

Z chęcią przeczytałam taki esej. Jak wspomniałam brakuje takiej literatury a jest ona bardzo, ale to bardzo potrzebna. Dla mężczyzn, żeby wiedzieli że nie są sami i to co czują, jest ważne, ale też dla kobiet by mogły zrozumieć i też wspierać partnerów. 

ac, dzięki za komentarz :) Utrudnienia w odbiorze, spowodowane brakiem wyraźnej osi fabularnej, biorę na klatę. Cieszy mnie, że inne elementy zagrały. Co do cyberpunkowego świata, to nie zależy mi, by klasyfikować go ściśle jako cyberpunk, możliwe też, że nic nowego nie wymyślam. Prawdę mówiąc, to nie przeczytałem (chyba) ani jednej książki osadzonej w cyberpunku, więc klasyka tego gatunku jest mi obca :D

Co do tych patologicznych zachowań, można by to tłumaczyć gangsterską przeszłością i pracą w policji. Obcując z takim środowiskiem na codzień, łatwo się na coś pokusić. Poza tym sprzyjały warunki kłótnia z żoną / stan depresyjny / złość, by impulsywnie zrobić coś głupiego. ALE masz rację, wcześniej takich zachowań nie sugerowałem. Chociaż kradzież transmiterów i odsprzedawanie ich spowrotem gangsterom do najszlachetniejszych nie należy :)

Z tymi dronami, to pomyslałem, że skoro jest ich tyle, to czemu by ich nie kraść, przecież to pieniądze latające w powietrzu, w dodatku tych reklamowych raczej nikt nie lubi :)

 

AntareMary, THX, Z Lolą masz przecież prawo do własnych odczuć, a tekst powinien bronić się sam. Po prawdzie to wątek Loli początkowo ograniczał się do jednej sceny. I miałem wybór wyciąć – bo po co wprowadzać nic nieznaczącą bohaterkę – lub zostawić, ale rozbudować – i na to się zdecydowałem :)

Eseju niestety nie mam w planach, nie mam też pewności, czy sam dobrze sprawdzam się jako ojciec po stracie, żeby się dowiedzieć, musiałbym przeniknąć umysł żony i wyłuskać co ona o tym sądzi :)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Mytrix – kawał dobrej roboty! To najlepszy, jak dotąd, Twój tekst. Widać, że nie marnowałeś czasu i dużo czytałeś.

To nic nowego, że dobrze się czujesz w cyberpunku, ale tym razem udało Ci się dobrać formę do treści. Jest poważnie, bez błazenady, choć pozwalasz sobie na mrugnięcia okiem przy scenach z Chińczykiem. Przede wszystkim jednak trafiłeś z rozmiarami opowiadania – narracja jest pełna i płynna, a wcześniej zdarzała Ci się taka rwana, pospieszna, skrótowa, momentami przez to nieczytelna.

Z błędów technicznych zwróciłem uwagę na kilkakrotnie pomylony czas narracji w pierwszych scenach i “pewnego pięknego razu”. A poza tym całkiem, całkiem. Surowo, ale to pasuje do cyberpunku.

Fajne kilka planów, z których najoryginalniejszy wydaje mi się ten dotyczący nadopiekuńczej matki cybergizującej córkę – mocny i przekonywujący koncept. Naprawdę mi się podobało.

coboldzie, dzięki!

To najlepszy, jak dotąd, Twój tekst.

No to teraz nie wypada nic słabszego napisać :-)

Okołocyberpunkowy setting do mnie przylgnął i nie jest mi z tym jakoś źle. Tematy trafiły się poważne, więc odpuściłem z humorem, bo humorystyczne pisanie jest fajne i zazwyczaj tylko fajne. Masy się niby cieszą, ale ciężko uzyskać coś więcej. No ale nie byłbym sobą, gdybym do czytelnika choć nie mrugnął.

Pod kątem czasów narracji przejrzę i postaram się poprawić. "Pewnego pięknego razu" miało mieć swój wydźwięk, ale tylko wytrąca czytelnika, więc się tego zwrotu pozbyłem.

Z tą nadopiekuńczą matką coś jest na rzeczy, bo to całkiem prawdopodobne zachowanie, tyle że przeniesione w cyber setting.

Czekałem na Twój komentarz, z lekkim niepokojem, ale widzę, że opowiadanie wypadło dobrze, uff. Spodziewałem się kilkakrotnie pojawiającego się zarzutu o brak centralnej osi/wątku fabularnego. Choć postawiłem na to, że wszystkie plany się przenikają. Nie każdemu to jednak pasuje.

Dzięki raz jeszcze!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Spodziewałem się kilkakrotnie pojawiającego się zarzutu o brak centralnej osi/wątku fabularnego.

W ogóle nie widzę takiego problemu. Masz kilka wątków, sprawnie posplatanych. Przykładowo: ten osobisty jest słabiej ilościowo reprezentowany, ale pojawia się jako pierwszy, przykuwa uwagę i czytelnik “szuka” go w dalszym tekście, co powoduje, że staje się on “cięższy”. W efekcie masz opowieść zrównoważoną, choć niesymetryczną. To dobry zabieg.

Dzięki, coboldzie, teraz będę umiał nazwać to co zrobiłem :-)

W takim razie, to, czy tekst napisany w taki sposób sprawia trudności, czy nie, będzie zależeć od preferencji czytelnika. Tak jak jest teraz, lekko nie jest, ale i tekst nie miał być lekki.

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Mytriksie, komentujący poruszyli już chyba wszystkie sprawy warte poruszenia, więc trudno dodać coś ponad to, że opowiadanie czytało się doskonale i zgadzam się, że jego klimat jest dość przytłaczający. Miejsce na Twoją reklamę odebrałam jako historię bohatera z poplątanym i w miarę wyprostowanym życiorysem, wciąż borykającego się z przeżytą tragedią straty synka, a jednocześnie starającego się należycie wywiązywać z obowiązków tak policjanta, jak i ojca rodziny, choć to ostatnie, w jego mniemaniu, wychodzi mu raczej średnio. Dokonywane przezeń wybory sprawiają, że napięcie utrzymuje się na bardzo dobrym poziomie, a miejscami byłam wręcz zaskoczona zwrotami akcji.

Ukazanie tego wszystkiego na tle wszechobecnych reklam i świata, w którym już niemowlęta poddaje się osobliwym zabiegom, uważam za nader zajmujące, choć nic nie wiem o Twoich inspiracjach, jako że nie mam żadnego pojęcia, czym jest motocykl Shôtarô Kanedy z Akiry.

To opowiadanie uważam za Twoje najlepsze z dotychczas tutaj opublikowanych i jestem przekonana, że w przyszłości może być już tylko lepiej. ;)

 

W tej dziel­ni­cy cięż­ko uświad­czyć spraw­ne bil­bor­dy… –> W tej dziel­ni­cy trudno uświad­czyć spraw­ne bil­bor­dy

 

Cięż­ko im się dzi­wić… –> Trudno im się dzi­wić

 

Rzu­ci­li karty i chwy­ci­li za na­rzę­dzia, które mieli pod ręką. –> Raczej: Rzu­ci­li karty i chwy­ci­li na­rzę­dzia, które mieli pod ręką.

 

w cie­niu stała młoda dziew­czy­na. –> Masło maślane. Dziewczyna jest młoda z definicji.

 

Co wiesz o ma­szy­nie, która do­ko­na­ła tej cu­dow­nej prze­mia­ny?Po­dob­no… –> Brak spacji po pytajniku.

 

– Że­gnam pana.Wy­ce­dził przez zęby. –> – Że­gnam pana – wy­ce­dził przez zęby.

Cedzenie przez zęby jest odgłosem paszczowym.

 

"Ann, ko­cham Was. Prze­pra­szam, to wszyst­ko moja wina. To przez to, że czuję się nie­spój­ny, ale nie­dłu­go bę­dzie Wam le­piej." –> Kropkę stawiamy po zamknięciu cudzysłowu.

 

Przed­sprze­daż zo­sta­ła wstrzy­ma­na, a pie­nią­dze zo­sta­ną zwró­co­ne.” –> Kropkę stawiamy po zamknięciu cudzysłowu.

 

pod­pię­te­go do złą­cza jak w kasku od mo­to­cy­klu. –> Czy motocykle mają kaski? Jeśli tak, to …pod­pię­te­go do złą­cza jak w kasku od mo­to­cy­kla. Lub: …pod­pię­te­go do złą­cza jak w kasku mo­to­cy­klowym.

 

"Śruba, przy­krę­co­na we śnie, nie zmie­ni sy­tu­acji, jaka pa­nu­je na jawie." –> Kropkę stawiamy po zamknięciu cudzysłowu.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dzięki, Reg, odpiszę później (lub jutro), natomiast poprawiłem usterki poza tym dronem, podobno obie formy są poprawne.

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Miałam tego drona usunąć, ale widać przeoczyłam, więc teraz wysyłam go w niebyt. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Reg, to teraz nieco dłużej – dziękuję pięknie za komentarz. Budujące są Twoje słowa regulatorko, że udało mi się napisać najlepsze z dotychczasowych opowiadań, wszak każdy pragnie swój warsztat doskonalić.

Takoż rad jestem, iż historia okazała się zajmująca, świat ciekawy i co najważniejsze, udało mi się ukazać aspekty socjologiczne i stworzyć bohatera o bogatym życiorysie. Klimat miał przytłaczać, a modyfikacje niemowląt niepokoić.

I nie wdając się w szczegóły, cieszę się, że udało się stworzyć tekst, którym osiągnąłem to co założyłem i jednocześnie spodobał się czytelniczcce.

Inspiracja wspomnianym motorem, aż taka istotna nie jest, bardziej zainspirowały mnie obserwacje życia.

Dziękuję za łapankę, jak zwykle bardzo użyteczną. Niestety po becie i wskazaniu usterek przez innych całkiem sporo się tego złego ostało. Również nie udało mi się uniknąć kilku błędów, które popełniam notorycznie (patrz. ciężko-trudno), postaram się zwrócić na to większą uwgę!

Pozdrawiam!

 

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Cieszę się, Mytriksie, że mogłam pomóc i jestem zbudowana Twoim postanowieniem. Wszyscy wiemy, że nie od razu Kraków zbudowano, ale czujność i wzmożona uwaga zawsze się przydadzą. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Trochę za ciężkie dla mnie, jak do śniadania, obiadu i w ogóle… Może jeszcze wrócę, do konkurencji konkursowej – tak, tak :P 

Póki co idę poszukać u Ciebie czegoś lżejszego, Drogi Autorze.

Rzeczywiście to Twój najbardziej przemyślany i dopracowany tekst, Mytrixie. Opowieść policjanta nieco w duchu chandlerowskiego detektywa, śledztwo, które staje się sprawą osobistą, w tle problemy prywatne – taka mieszanka to klasyka i gwarancja dobrego czytadła. Pod warunkiem, że wykonanie nie zawiedzie.

Nie zawiodło.

Nie ma tu wielkich literackich fajerwerków (cytując klasyka), ale i tak wpakowałeś w ten tekst sporo metafor, porównań, odpowiednio sarkastycznych i cynicznych przemyśleń i odzywek, co ogólnie daje nam solidną rozrywkę z bonusem w formie przesłania (przestrogi?) przed ponurą przyszłością z reklamami wyskakującymi z puszki sardynek.

Nie jest to może cyberpunk w czystym wydaniu, ale jako fantastyka bliskiego zasięgu podlana cyberpunkowym sosem, Twoja wizja jutra sprawdza się bardzo dobrze. Jest wiarygodna i obrazowa. Także dlatego, że wsadziłeś w opowiadanie całkiem sporo własnych i do tego dobrych pomysłów oraz gadżetów fantastycznych, które świadczą o Twojej wyobraźni (tuningowane niemowlaki, sieci kłusownicze itd.)

Język właściwie nigdzie nie zazgrzytał, warsztatowo przez niemal cały tekst trzymasz dobry, wyrównany poziom. Styl dopasowany do fabuły. Kilka fajnych odniesień, świat lekko zalatuje Blade Runnerem, co mi bardzo odpowiada. Opowiadanie jest zresztą "filmowe" na kilku płaszczyznach. Filmowy jest bohater, fabuła, wykreowany świat, filmowy jest finał historii. 

Nie byłbym sobą, gdybym nie ponarzekał. Moja satysfakcja z lektury nieco siadła pod koniec, gdy opisywałeś sięganie z dachu do obiektu – ciut nieporadnie opisane, a może nieco groteskowe się wydało. Chwytu z logiem też nie do końca kupuję. Nieco zbyt mały jak na całą aferę wydał mi się także główny Zły. A jeśli mam się jeszcze czegoś czepiać, to drastycznego i dramatycznego wstępu do historii. Nie jestem pewny czy był potrzebny i trochę odstaje klimatem od reszty opowieści. No i rzeczywiście podpowiedź Chińczyka to zdecydowanie zbyt wielki zbieg okoliczności (a może nie zrozumiałem tego właściwie i to nie był zbieg okoliczności?).

Wszystkie te elementy nie zmąciły jednak mojego obrazu całości i rozmiar plusów zdecydowanie przysłonił te małe minusy, zresztą bardzo subiektywne.

Na koniec dodam, że to dobrze zaplanowana i skonstruowana historia, w której akcenty i sceny są dobrze wyważone i rozpisane. Lektura wciągająca i satysfakcjonująca.

To zaraz wracam do Krzemu.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Piotrze, początek rzeczywiście jest mocny, ale później juz takich hardcorów nie ma :-)

 

Marasie, dzięki za obszerny komentarz, przeczytałem już dawno, ale ostatnio jakoś czasu nie ma by przysiąść i odpisać.

Teraz też mam tylko moment, z odpowiedzią jeszcze wrócę!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Kurka wodna, jakiś znajomy ten tekst… ;) Jako że fanem cyberpunku jestem to bardzo doceniam klimat tutaj wytworzony :) Pozdrawiam Czwartkowy Dyżurny

Blacktomie, skądś cię kojarzę :-), dzięki za wpis!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Brawo, Mytrixie! Na to u Ciebie czekałem. Satysfakcja 100%, i chcę takie gogle. :)

Ściągnął mnie tu wpis Blackburna w Hyde Parku, inaczej mogłem nie trafić, wiesz, koniec roku i te sprawy. Masz ode mnie nominację i już ja się postaram, żebyś w ogóle miał.

Teraz kilka słów uzasadnienia. Cyberpunk to nie jest mój ulubiony gatunek, na ogół za dużo się pisze o gadżetach, wszczepach i transmisjach, a zapomina o ludziach i akcji. U Ciebie wszystko jest na miejscu, walisz mocno w łeb na początku, ale trzymasz to w ryzach, jest ciężko, ale nie obrazoburczo. Dalej jest równie dobrze, fajny bohater, ciekawy wątek obyczajowy, który połączyłeś z płynną akcją. I to jaką, nie ma chwili przerwy, tak się właśnie pisze fabułę trzymającą w napięciu. Niby wszystko jasne, ale zaskakujesz na koniec, i jak ładnie rozpisałeś końcówkę, fajny smaczek (pst, w ostatnim zdaniu nie powinno być “ciocia Lola”?). I motór też pierwsza klasa, rasowe opowiadanie, nie ma co. Niby bohater typowy, przegrany, ale nie zblazowany, i jest w nim takie dobro, które przyciąga. W ogóle bohaterowie wiarygodni, zarówno główni, jak i drugoplanowi. Bardzo mi się podobało. 

Brawo, brawo!

Pozdrawiam.

Ale wysyp dobrych opowiadań w tym miesiącu!

 

Dzięki, Darconie, za bardzo ciepłe słowa. Odpiszę składniej, jak znajdę chwilę ;-) No i za nominację dzięki! A ciocia Loli jest specjalnie ;-)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Przybyłem zachęcony przez Darcona i nie żałuję.

Tekst ma właściwe tempo, nie pędzisz na dialogach jak w przypadku tego opowiadania o robocórce, opisy pozwalają czytelnikowi nacieszyć się obrazem miasta, poczuć jego nastrój. Świat fajnie cyberpunkowy (albo advertpunkowy), nic szczególnie zaskakującego i oryginalnego, ale porządny, trzymający się kupy, całkiem bogaty i przede wszystkim wywierający odpowiednie wrażenie – cybernetyczny syf, bałagan, odczłowieczenie, chciwość. Tak jak być powinno :-) 

Masz tam kilka bardzo dobrych, mocnych scen – początek, scena w ruskim klubie, momenty z coraz bardziej zcyborgizowaną córeczką, fragment o "zresocjalizowanym" gwałcicielu (gdzieś to już widziałem, ale nie wiem gdzie, więc nie czepiam się o wtórność), opis zdychającej muchy – to wszystko nadaje tekstowi intensywno-ponury, emocjonalny rys.

Są też momenty słabsze – fragmenty rozmów z żoną, przede wszystkim pierwszy - 

– Nie, nie, skończ! Jeszcze trochę i to przestanie być moja córka! – Ann skuliła się w sobie. – Nie chcę, żeby była taka jak ja. Spójrz na to ciało, pełne wszczepów i modyfikacji. Może teraz jestem fizycznie sprawniejszy od zwykłego człowieka, ale to zatruwa umysł! Ja nie miałem wyjścia, ale ona nie musi taka być…

To brzmi sztucznie i teatralnie. 

– Striptiz? Tylko na tyle cię stać? Ale w sumie to moja wina. Ciągle spłacamy raty za wszczepy, trzymające to ciało przy życiu. Naprawdę myślę, że lepiej by wam było, gdybym umarł. Z ubezpieczenia jeszcze by zostało. I mogłabyś robić cyborga z naszej córki do woli! – Nie wytrzymałem, zabrałem kurtkę, kluczyki do motocykla i trzasnąłem drzwiami, z których odpadł kolejny płat zielonej farby olejnej.

Też teatralnie i jak poprzednim razem, infodumpowo. W dodatku lekko sztampa z tym striptizem. 

Co do głównej intrygi… 

 

Uwaga spoiler, ale jeśli ktoś czyta siedemdziesiąt komentarzy przed lekturą opowiadania, to sam sobie winien. 

 

Nie jestem pewien czy wszystko wyłapałem jak należy, bo czytałem raz, w dodatku z "Wapiriną" w telewizji i czterolatkiem obok, który głośno i z fascynacją rozkminiał fakt, że nos łączy się w gardle z buzią. Jednak rzecz rozbija się o to, że ktoś wykorzystuje skradzione aktywistom ustrojstwo, żeby przechwytywać urządzenia wyświetlające reklamy i puszczać na nich reklamy wypasionych (ale nie przebadanych) cybergogli, a tym tajemniczym kimś był szef firmy produkującej owe gogle? 

Cenię sobie nieprzekombinowanie, ale wolałbym jednak coś mniej oczywistego. Ewentualnie nieco bardziej rozgarniętego przestępcy :-) 

Ale ogólnie – bardzo satysfakcjonująca lektura. Świetnie stworzony świat, pełen barw i smaczków (Chińczyk, ruski klub, polowania na drony), ciekawe, naturalne postacie o czytelnych motywacjach, porządny, solidny styl, nie przesłaniający fajerwerkami treści i fabuły – kawał porządnej fantastyki. Nie wymyślasz niczego nowego, ale – jak niedawno napisała mi Wybranietz – czy to obowiązkowe w gatunku, który ma rozrywkowy charakter? Nie. Absolutnie nieobowiązkowe. 

Nie jest to tekst idealny, ale przede wszystkim – Twój najlepszy, a progres jako autor masz wyraźny, a poza tym, po prostu bardzo fajne, fantastyczne opowiadanie. 

Nie wiem jeszcze, czy zgłoszę do piórka, mam kilka dni do namysłu, ale skłaniam się ku temu, że na piórko zasłużyłeś. Zobaczymy. 

Aha:

Dodałem gazu i powietrze przeszył dźwięk przywodzący na myśl połączenie V8 i startującego odrzutowca.

Już wiem co chcę na urodziny! 

Choć muszę przyznać, że przez chwilkę miałem przed oczami Sędziego Dredda. Na szczęście tylko przez chwilkę. 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Śledztwo dawało pretekst (+,) by jej pomóc, a przy okazji Dionizos za to płacił.

Udało jej się też zdobyć trochę informacji. Między innymi o tym, że Obiekt jest zdalnie sterowany, ale można się też do niego bezpośrednio podpiąć. Ale żadnych konkretów, jak go znaleźć, nie umiała, lub nie chciała podać.

– A opowiadałem ci już o mojej córce? – spytałem, sam owym pytaniem zaskoczony.

Cały ten akapit pozostawia wiele do życzenia. Sugeruję go wypolerować.

Pierwsze zdanie banalne, potem powtórzenie “ale”. Początek zdania od “Ale” również trzeszczy. Dalej świrują przecinki. owym → tym

Autorem zdania okazał się Stanisław Lem. 

Pomysł dobry, ale wykonanie zbyt obcesowe.

Z tłumu ludzi tańczących jak zombie (-,) do dziwnie brzmiącej muzyki elektronicznej, łamiącej wszelkie przepisy dotyczące dopuszczalnego natężenia hałasu, wyłowiłem znudzonego osobnika niepasującego do otoczenia.

To zdanie również do wypolerowania.

Ruppert jest dostępny, ale nigdzie nie widzę twojego podania?

Wywal pytajnik.

 

To tyle, jeżeli chodzi o czepianie się szczegółów. Co do kwestii ogólnych:

 

Negatywy:

Prolog. Zbyt dramatyczny. Bardzo przypomina prolog z Uroniłem szyszkę, gdzie była scena w klinice aborcyjnej.

Druga kwestia to z tym cytatem z Lema i rozpoznaniem hasła. No naiwnie to troszkę wyszło. Chyba że stary Chińczyk znał to hasło i był w to jakoś wmieszany, ale jeżeli tak, to zupełnie nie zrozumiałem co i dlaczego.

Problem tęsknoty ojca za utraconym dzieckiem nie przekonał mnie.

Zazgrzytało #log_end i #log_2_end, całość opowiadania pisana w pierwszej osobie, zinterpretowałem jako zapis pamięci głównego bohatera. Skąd więc późniejsze zapisy logów, kiedy bohater już nie żyje?

 

Pozytywy:

Świetnie oddany cyberpunkowy klimat. W pewnym momencie jest opis, jak główny bohater jedzie przez miasto, i widziałem to miasto jego oczami jakbym tam był.

Świetne dialogi – krótkie, dynamiczne, z polotem.

Bardzo interesująco przedstawiony problem nadopiekuńczości matki względem jedynego dziecka. Czy to aby nie jakieś osobiste doświadczenia? ;)

Opowiadanie bardzo mi się podobało. Udało mi się wsiąknąć w ten świat i żyć w nim razem z Twoim bohaterem. 

Tytuł, choć z początku trochę mnie mierził, to później doceniłem jego interaktywność w pierwszych dniach po dodaniu opowiadania. 

 

Choć tych negatywów trochę wyliczyłem, to zdecydowanie pozytywy wywarły na mnie większe wrażenie.

Cieszę się, że w końcu zdecydowałeś się na betę, bo widać, że tekst jest wymuskany.

 

Dodaję głos do nominacji. Niechaj Loża się nad Tobą znęca.

Moja ocena: 5.2/6

 

ps. Czuję, że w końcu dostaniesz to pióro. Obstawiam, że będzie ciasno 5/4 ;)

"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.

Reg. – Dziękuję za nominację :-)

 

Darconie – wystawiłeś mi laurkę, nic tylko w ramkę i na ścianę. Dzięki, że znalazłeś czas, aby wpaść, przeczytac i nominować. Ja sam mam zaległości w czytaniu i przez święta nie było czasu i przed Nowym Rokiem już chyba nic nie przeczytam, ale czasu jest do 5 stycznia na nominacje, więc będę gonić na początku stycznia.

Cieszę się, że wszystko ładnie ci się poskladało w całość i spodobało. Choć np. ta rozbita końcówka jest różnie odbierana, też jako tani chwyt. :D

Zgodzę się, z wysypem dobrych tekstów, widać to po mnogości nominacji!

 

thargone – Cieszę się, że przybyłeś (jeszcze raz dzięki Darconie za nominację).

W tym grudniowo mocno zapchanym czasie, szacun za długi komentarz pod opowiadaniem!

Advertpunk – fajne określenie :D Jeżeli napiszę książkę w takim świecie, to tak będę ją promować jako advertpunk!

Ze zresocjalizowanym gwałcicielem nie inspirowałem się niczym szczególnym (chyba, że podświadomie). 

Z tym, kto jest tym złym, może i wyszło trochę za prosto, ale chciałem by było logicznie, nie chciałem za to przekombinować. Musiałem wstawić kogoś, kogo łatwo będzie do sprawy dopasować, by zmieścić się w limicie znaków :D A podstawienie innej persony rodziła konieczność dłuższych wyjaśnień motywacji, by utrzymać logiczną spójność.

Te fragmenty z żoną, infodumpowość biorę na klatę, ale sztuczność i teatralność – to bym bronił tym, że to nie były całkiem spontaniczne wybuchy Vikiego, tylko nagromadzone przemyślenia, które pod wplywem bodźców z siebie wypluwał.

Najbardziej cieszę się, że uważasz tekst za solidną fantastykę, że się podobało i że uważasz go (podobnie jak inni np. Reg. i cobold) za mój najlepszy – a co z tego wynika jest progres.

No nie, to nie sędzia Dredd, ale replikę motocykla z Akiry, jakiś Chińczyk czy Japończyk sobie zbudował, i nawet twórca tego Filmu anime uznał go za oficjalną replikę motocyku. Ale raczej takiego dźwięku nie wydaje :-(

Co do nominowania i piórkowania, to nie naciskam, czyń jak czujesz ;-)

 

chrościasko – odp. na kom. w budowie :-)

 

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

chroscisko – Poprawki uwzględnię ;-)

Prolog – zbiera skrajne opinie, więc ciężko mi się odnieść do tego, czy jest dobry, czy zły. To chyba kwestia indywidualna. Możliwe, że nieco odstaje od reszty tekstu, bo to jednak realna sytuacja przeniesiona w realia futurystyczne. Tzn. później pytasz, czy nadopiekuńczość matki po stracie to osobiste przeżycia – tu akurat nie. Prolog – tak, nadopiekuńczość nie :-) A i to co cie nie przekonało -> problem tęsknoty ojca po stracie, to akurat odbicie osobistych doświadczeń w fantastyce.

Z tytułem to taka zabawa ;-)

Kurde musze kończyć!

dzięki za nominacje!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Co so nominowania i piórkowania, to nie naciskam, czyń jak czujesz ;-)

Nominację juz masz, ale pół dyżurnego taka zawsze może Ci się przydać :-) 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

A i to co cie nie przekonało -> problem tęsknoty ojca po stracie, to akurat odbicie osobistych doświadczeń w fantastyce.

To pozostaje mi pogratulować Ci odwagi, że się potrafiłeś z tematem zmierzyć i podzielić.

"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.

Mytriksie, że cyberpunkowo, klimatycznie i plastycznie, to już wiesz.

Zdecydowanie bardzo mocny początek, zrobiłeś to strasznie, ale dobrze. Rozumiem, że chodziło tu o zaznaczenie wydarzenia, które bardzo mocno wpłynęło na oboje rodziców, jednak… Wydaje mi się, że w obliczu utraty pierwszego dziecka narodziny drugiego powinny być dla bohatera czymś szczególnym, prawda? Dziwię się, że w ogóle, nawet odrobinę, nie jest związany z córeczką. Trudno mi też tak w 100% ocenić matkę, bo pokazujesz jej bardzo mało, ledwie przelotem. Dlatego wydaje mi się nieco przejaskrawione to dążenie do scyborgizowania dziecka za wszelką cenę. Znaczy ogólnie bardzo rozumiem chęć ochrony dziecka, ale absolutnie nie rozumiem skali zjawiska – co innego ulepszenia wpływające na bezpieczeństwo, a co innego moduł mowy i widzenia rzeczywistości wirtualnej… Takie trochę nietrafione mi się to wydało. Tym bardziej, że oni stracili dziecko przed jego narodzinami, a nie w wyniku nieszczęśliwego wypadku (np. gdyby udławiło się drobnym przedmiotem, rozumiałabym lepiej późniejsze ruchy matki). Oczywiście nie próbuję tu oceniać, bo sama nie mam podobnych doświadczeń. Przekazuję tylko moje wrażenia po lekturze.

Żeby nie było, że tylko narzekam, powiem, że wiele innych rzeczy rozumiem dobrze – ucieczkę bohatera w pracę i jego oddalenie się od małżonki. Fajnie też przedstawiłeś samą rzeczywistość przyszłości i ten dysonans między “naturalsami” a wyznawcami technologii. No i czytało mi się dobrze, a to przecież najważniejsze ;)

Jeszcze jedno, a w zasadzie dwa – o co chodzi z tym cytatem z Lema? Stary Chińczyk był w to zamieszany? Jeśli tak, absolutnie nie rozumiem, jak i dlaczego. I dlaczego Lola została opiekunką do dziecka? Z wdzięczności?

 

„W ogóle bym tych sieci nie usuwał, gdyby łapały się tylko reklamówki[-.] – Rrozmyślałem, wyciągając z bocznego bagażnika nożyce do metalu.”

 

„– No, to teraz tylko wdrapać się na górę[+. Lub …]wWypowiedziane w chłodną przestrzeń zdanie dodało mi motywacji.”

 

„Błąd, upomniałem się w myślach” – skoro wcześniej przy kwestiach myślowych dawałeś półpauzę, to teraz też powinna być półpauza zamiast przecinka.

 

„Od progu zawołałem:

– Hej, Chang, podwójną czarną, trzy łyżeczki cukru[-.+!]

 

„– Dobrze, ogni… – uUrwał, spiorunowany chłodnym spojrzeniem.”

 

„Jedyne, o co cię proszę, to o pozbycie się Obiektu. Jesteś pieprzonym kłusownikiem. Wytrop to ustrojstwo i rozpierdol w drobny mak. Zrób to, co musisz, i to zanim ten ktoś użyje tego cholerstwa na większą skalę…”

 

„– Ale ja potrafię.

Przygryzła wargę, nie chcąc przyznać mi racji.

Albo kiedyś potrafiłem.

– Nauczę cię, ale chcę czegoś w zamian!

– Czego?

– Dionizos nie powiedział mi wszystkiego. Dowiedz się więcej o Obiekcie.

Chwilę milczała.

– Okej.

Wątpiłem, by naprawdę zdobyła cenne informacje, ale widziałem w Loli dawnego siebie.”

 

„Śledztwo dawało pretekst[+,] by jej pomóc, a przy okazji Dionizos za to płacił.”

 

„Obiekt jest zdalnie sterowany, ale można się też do niego bezpośrednio podpiąć. Ale żadnych konkretów…”

 

„– Aaaa… – Diler załapał. Latencja Mózgu! Sto pięćdziesiąt!” – brak półpauzy w kwestii dialogowej

 

„– Chodzi o jej umysł, duszę, psyche! Nazywaj to, jak chcesz! Coś ci powiem[+…]pPrzerwałem, by zebrać myśli.”

 

„– Przekaż mojej żonie, że… – zZawiesiłem się na moment.”

 

„– Kochający mąż i ojciec, wzorowy policjant, wreszcie[-,] nasz kolega i przyjaciel.”

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Jose – Rozumiem wątpliwości i jak mam to argumentować? Ano tak, że ludzie reagują różnie, trochę styczności gdzieś tam ze środowiskiem rodziców po stracie miałem i jestem sobie w stanie wyobrazić takie przegięcie matki. Choć pewnie masz rację, że gdyby to była śmierć np. dwulatka, to było by w to łatwiej uwierzyć ;-)

Stary Chińczyk to taki mysteryman. Niczego nie przegapiłaś. Albo facet wie za dużo, albo szczęśliwy traf. Wiemy tylko, że w jakiś sposób jest kontaktem z naturalsami, bo Viki podaje przez niego wiadomość do Loli.

Dzięki za łapankę, dziś nie poprawię bo za moment ładuję auto i jadę do Niemiec. Ale poprawki wprowadzę na pewno!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Tym razem będę nieco oszczędniejszy w zachwytach, Mytrixie.

 

Opowiadanie uważam, generalnie, za całkiem niezłe, ale rozwodnione w treści. Już Ci o tym pisali i przychylam się do opinii, że główna oś fabularna jest potraktowana trochę po macoszemu. Właściwie niewiele mnie obchodziła przez całe to opowiadanie, a później jedna ulotka sprawiła, że wszystko sprawnie dobrnęło do końca.

Znacznie fajniejsza jest sfera obyczajowa. Szczególnie motywacje matki i chęć ulepszania córki wypadły wiarygodnie. Scena otwierająca przykuwa uwagę. Tak trzymać.

Podejście ojca do Wiktora nieco dziwne, ale skądinąd wiem, że nie fantazjowałeś zanadto w tym zakresie. Po prostu nigdy nie straciłem dziecka w ten sposób i inaczej wyobrażam sobie reakcję.

Natomiast sama interakcja z rodziną znacznie lepsza, tę kupuję.

Wątek uczennicy – sprawia wrażenie, jakbyś wcisnął go na siłę. Nie jestem przekonany, czy nie lepiej byłoby to wyeradykować…

Świat zarysowałeś sprawnie i konsekwentnie, kojarzył mi się z Morganem – taki soft cyberpunk. Tempo też, tym razem, odpowiednie. Wreszcie Twoje umiejętności doganiają fantazję, której to nigdy Ci nie brakowało ;)

Konstrukcyjnie mam dwa zażalenia:

Adblok w kasku załączył się automatycznie, co dało nieco ukojenia przekrwionym oczom.

Załączyłem sygnały i koguta.

Doprawdy, dlaczego NIKT tego nie poprawia?! Czy ja o czymś nie wiem?

Bo jest to jeden z najbardziej wkurzających mnie błędów w języku polskim. “Załączać” można dokumenty, plik w mailu, a wszelakie adbloki, światełka, dzwonki i telewizory się “włącza”.

“Załącza się”, z tego co widzę w Internetach, tylko w slangu środowiskowym…

 

A żeby nie kończyć takim ponurym elementem:

Westchnąłem, zgniotłem karteczkę w dłoni i wsadziłem w kieszeń.

Spójrz na to zdanie oraz to, co wcześniej powiedział narrator i odpowiedz mi – dlaczego jej nie zjadł? XD

 

Trzymaj się ciepło!

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

– Aaaa… – Diler załapał. Latencja Mózgu! Sto pięćdziesiąt!

Tej nazwy nie znałem. Drogo, ale przy takim ruchu taniej nie uświadczysz.

Nie zna nazwy “Aaaaa”? W kwestii dialogowej brakuje kreski. :p

 

Heh, mam wrażenie, że ilekroć zaglądam do któregoś Twojego tekstu, Mytrixie, w pierwszych akapitach wita mnie ciąża, najczęściej zagrożona. :p

Co do moich wrażeń tutaj: chaos. Nie zrozum mnie źle. Me serduszko raduje się, widząc, jak z każdym kolejnym tekstem się rozwijasz tak w pomysłach jak i w warsztacie. Ale swym ideom dałeś tutaj za bardzo pofolgować i zamiast bezkresnego zachwytu dostałem kilka zgrzytów tu i ówdzie. Idąc od początku, wrzucasz czytelnika w bardzo soczysty, niewymuszony świat cyberpunku, co jest bardzo fajne. Odebrałem ekspozycję jako bardzo naturalną. Tylko że ona trwa i trwa i trwa, ten gość jeździ motorem, dzwoni do jakiejś centrali, gada nie wiadomo o czym… Jak dla mnie za dużo miejsca poświęcasz realiom, de facto scenografii, czyli kwestiom które owszem, robią klimat, ale to puste znaki, które nie niosą treści dla historii. Powiesz, że nie ma tego aż tyle, bo w pierwszym logu znalazła się też pierwsza scena z Lolą, dla mnie jednak jej postać jest absolutnie zbędna. Lub może inaczej – w takiej formie opowiadania uważam ją za zbędną. Bo poświęcasz jej mnóstwo miejsca, najpierw wprowadzając postać dynamiczną sceną, później pojawia się w rozmowie z Dionizosem, a później jest jeszcze cały trening. Tylko że cały wątek trafia szlag, gdy bohater wygodnie pozbywa się Loli i tu jej rola właściwie się urywa. Nie wiem, po co wprowadziłeś tę postać. Jeśli dla pokazania raptem kilku cech charakteru Vikiego, to znowu zmarnowałeś mnóstwo znaków, zamiast opowiedzieć o konkretach.

Konkretem okazuje się być gadżet wpływający na reklamy, ale prawdę mówiąc, nie zauważyłem go jako czegoś istotnego, dopóki szef policji nie zwrócił na to uwagi. Po prostu wziąłem to za element rozbudowanej ekspozycji i siłą rozpędu przyjąłem do wiadomości fakt, że w tym świecie być może tak bywa.

Wątek obyczajowy wypada akceptowalnie, jeśli chodzi o relację małżonków. Wypadli autentycznie. Nie jestem przekonany co do motywacji żony, która chciała przerobić córkę na cyborga. Była głucha na argumenty męża, który był przecież żywym dowodem własnych słów. Jeśli miała chory umysł, to zabrakło mi takiej sugestii.

Zdezorientowało mnie momentami prowadzenie narracji. Viki idzie do jakiejś Stefi i szuka kogoś incognito. No dobra. Wcześniej powiedział, że zabierze żonę do optyka. U optyka nagle spotyka się nie z ekspedientką, ale z samym prezesem firmy. Cóż tu się wydarzyło? Czy Stefi załatwiła jakąś przepustkę? Jest to dla mnie kompletnie nieczytelne.

To, czym opowiadanie błyszczy, to niektóre składowe, które pobudzają wyobraźnie i są naprawdę odjechane. Koncept bohatera-cyborga z ludzkimi odruchami, lecz uzależnionego od technologii – duży plus. Moja ulubiona scena, to ta w ruskiej dyskotece, gdy Viki wciąga narkotyki i opis jego przeżyć jest wymowny, soczysty, koherentny z wizją świata. Nie wiem tylko, po co on tam poszedł. Gdzieś w tekście miga, że aby na chwilę zapomnieć o problemach. No dobra, można to zaznaczyć, ale po co przeznaczać na to tyle miejsca? Przecież oprócz fajnej, światotwórczej wstawki, ten fragment niczego nie wnosi do historii.

Podsumowując, widzę tu plusy, widzę minusy. Twój cyberpunk okazał się być dla mnie bardzo przystępny, nawet jeśli ten gatunek nudzi mnie tylko odrobinę mniej niż postapo. Pozostaje mi czekać, co wymyślisz następnym razem. ;)

Bo to jest Socjo SF!

Wrócę z odpowiedziami później! Jeszcze nie spałem!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Kupiłeś mnie przede wszystkim wątkiem rodzinnym. Widać tematykę, do której ciągle wracasz – tym razem dojrzalej, odważniej, ale niekoniecznie pełniej. Może za kilka opowiadań jeszcze się rozkręcisz i zniknie ta staromodna sensacyjność. Ale to Twoja droga, pisz to, w czym Ci dobrze. 

O co chodzi z tą staromodną sensacyjnością? Nie wiem dlaczego, ale Twoje opowiadania przywodzą mi na myśl sci-fi z ubiegłego wieku. Na pewno Dicka, Harrisona. Ale nie Gibsona – u niego więcej jest wirtualnego świata, więcej punkowego brudu. Miksujesz część tego oldskulu z nowoczesnymi gadżetami. I tak mamy policjanta, który jako policjant wypada nieco sztampowo (a może klasycznie?). Obok tego drony, e-papierosy, atakujące zewsząd reklamy. Ma to swój urok, a Ty konsekwentnie to rozwijasz. Jednak policjantów w literaturze i w ogóle w fabułach było już mnóstwo. Tutaj “śledztwo” jest potraktowane trochę po macoszemu. 

No właśnie – UFO jest jednym z kilku wątków. I tu mam mieszane odczucia, bo z jednej strony upiekłeś kilka pieczeni na jednym ogniu i wszystkie wyszły smaczne, ale z drugiej mogłeś zaserwować jedną – za to wybitną. Czy wszystkie wątki potrzebne? Moim zdaniem ten Loli niepotrzebny. Czy wszystkie są równie dobre? Z motywu reklam dałoby się wydobyć więcej, ale nie było miejsca, bo poświęciłeś je na inne rzeczy. Tak samo z motywem nadgorliwej matki. 

Widzę jednak, że powściągnąłeś kombinowanie pod względem formy, dzięki czemu całość wypada czytelniej. No i mniej jest Mytrixowego śmieszkowania, a więcej powagi. W końcu pokazałeś, że tak też potrafisz! 

Przyznaję, że miałem duże problemy z decyzją (bo trochę rozwodniłeś to, co najlepsze), ale całość trzyma bardzo dobry poziom, wszystko się trzyma kupy, no i jest ten – jakże pożądany w kontekście piórka – zachwycający element: półroczne mówiące dziecko z cybergoglami. Wizja przerażająca, zapadająca w pamięć. Nie tylko fantastyczna koncepcja, ale koszmar, który może się (niekoniecznie w taki sam sposób) spełnić.

Będę na TAK. 

Dobra robota. Oby tak dalej, Mytriksie.

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Tak, jak już to parokrotnie powtarzałem. klimat mnie ujął. Twierdzisz, że to tylko socjo s-f ? Niczym innym nie jest cyberpunk, który jest kwintesencją socjo s-f. Tą najlepszą :) Ale to tylko sztuczne ramy, więc skupmy się na tym, co najważniejsze – czym jest to opowiadanie… dla mnie.

A jest, oj jest. Jest bogatym obrazem z mnogością scen i wizji. Im bardziej się przyglądasz, tym więcej szczegółów dostrzegasz, tym dłużej chcesz na niego patrzeć. A gdy masz już kontekst, kiwasz głową ze zrozumieniem i podziwem.

 

No i ten niby klasyczny protoplasta, obarczony ciężarem jakże niepasującym do wizji przyszłości, gdzie ludzkie ciało przestało być barierą – przedwczesną śmiercią dziecka. Można doczepić się do tego paradoksu, gdyby nie było wartością dla opowiadania. Bohater jest wyrazisty. Jest tragiczny – cyberpunkowy. Żyje, bo technika dała mu coś, czego nie mogła dać jego dziecku. Jest świadectwem prawdy, że technika nie daje szczęścia. W moim guście, bardzo w moim guście.

 

No i popisałeś się tutaj bardzo ważną umiejętnością. Można pisać o pięknych rzeczach i zanudzić czytelnika po dwóch zdaniach, a można wszystko zrównoważyć. I tobie się to udało, to znaczy tak, jak lubię, jak sam staram się pisać ;)

 

Daję moją ½ taka :)

 

Edit:

No i kwestia konkursu… Wole nie myśleć, że to taka tam próba sił w konkursie UFO ;)

Hrabio, jak już się wziąłem za odpisywanie to mi komentarz zjadło. Co do załączania się, to zdarza mi się wtrącać do języka postaci swoją, często niepoprawną nawijkę. Powinienem bardziej się tego wystrzegać. :D

Wątek uczennicy pojawił się, bo była Lola, ale miała aż jeden epizod, i to krótki, w trakcie którego splunęła. Może i trzeba było ją wyciąć, ale jak zauważyłeś poszedłem w rozwodnienie i przenikanie się płaszczyzn.

To rozwodnienie, to nie rozwodnienie, tylko, zacytuję cobolda odnośnie wielowątkowości:

W efekcie masz opowieść zrównoważoną, choć niesymetryczną.

A tutaj hrabio to trzeba być ostrożnym:

Wreszcie Twoje umiejętności doganiają fantazję, której to nigdy Ci nie brakowało ;)

bo ten mój warsztat, moze i się poprawia, ale bez betujących i łapanek, ciągle to jeszcze bardzo surowe wszystko i upstrzone błędami.

 

A z tą kartką, to sam sobie spróbuj kartkę zjeść! Pewnie byłoby śmiesznie, gdyby bohater ostentacyjie wpałaszował skrawek papieru z wróżbą, ale muszę powściągać śmieszkowanie – taki los mój marny…

 

No i trzymać się ciepło powinienem, bo ciągle mam coś z gardłem. Dziękuję za hrabiowską wizytację.

 

Jasnostrony, co poradzić z tą ciążą? Taki już jest cykl narodzin, życia i umierania :) To jak z tekstem, początek – narodziny, środek – życie, zakończenie – umieranie. A ciąża zagrożona to te pomysły, których w głowie pełno, ale nie wszystkie doczekają się spisania. Poronienie, to jak te epickie historie, które nie miały szansy zostać opowiedziane…

Chaos, mówisz? Również odsyłam do wypowiedzi cobolda :D A tak na poważnie, to tu miało być przede wszystkim socjo sf, wątki miały się przenikać, i nie miało być klasycznie i symetrycznie. Jednym sie spodobało, dla innych zbyt chaotyczne, czy rozwodnione. I cóż Ci na to poradzę, Brightsidzie? Może przy następnym opowiadaniu utrzymam się w ryzach i zachowam bardziej klasyczną formę. Nie obiecuję :)

Z tym optykiem i incognito – Viki załatwił sobie tożsamość handlowca i spotyka się z właścicielem optyka wcelach niby biznesowych.

Żona nie miała chorego umysłu – raczej depresja + emocje po stracie nienarodzonego dziecka → przerodziły się w stan lękowy. A najbardziej lękała się utraty dziecka które później przyszło na świat.

Cieszę się, że opowiadanie jednak czymś błyszczy, a cyberpunk w mojej odsłonie jest przyswajalny. :)

Po co scena z ruskim klubem? Wstawka światotwórcza? Tak. Co jeszcze? Dowiadujemy się skąd Viki wziął dragi, które podrzuca Loli. Dodatkowo starałem się tworzyć i umacniać wizerunek złego stanu psychicznego Vikiego. No i Viki musiał gdzieś odreagować!

Dzięki za komcia!

 

Ciąg dalszy odpowiedzi na komentarze nastąpi :-)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

A ciąża zagrożona to te pomysły, których w głowie pełno, ale nie wszystkie doczekają się spisania.

Bez przesady. Pomysły w głowie to plemniki. ;-)

Babska logika rządzi!

Pomysły w głowie to plemniki. ;-)

Matko :-O! Co wy macie w głowach? Wypisuję się z tego towarzystwa :P!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Coś, co w połączeniu z dużą ilością energii i jeszcze paru drobiazgów może doprowadzić do stworzenia i przyjścia na świat czegoś wspaniałego. :-)

Babska logika rządzi!

Skoro pomysły w głowie to plemniki, to natchnienie, czyli proces pomysłotwórczy to spermatogeneza? ;>

Staruchu, pisarz amator nie może sobie pozwolić na to, by ludzkie sprawy mogły tak łatwo wykluczyć go z towarzystwa!

 

fun, dzięki za komentarz i za deklarację TAKa :-)

TAK do TAKa i będziesz miał ptaka! No, albo chociaż piórko do skrzydełka.

Ładnie wszystko podsumowałeś, podzieliłeś się wnioskami i nie bardzo wiem, co ci odpisać? Cieszę się, że się podobało. Zwracasz mi uwagę na te same momenty, które wskazali inni. Wiem teraz, co się podoba ogólowi bardziej, a co mniej. No i zdaje się, że większość przepada za głównym wiodącym wątkiem i ograniczeniem (ale nie wykluczeniem) tych pobocznych, celem możliwie treściwego ich rozwinięcia.

Fajnie, że pomysły się podobają (zachwycają :D), na szczęście tych mam pod dostatkiem, albo i za dużo. Pozostaje dalej szlifować warsztat.

Dzięki za wizytę!

 

Blacktomie, bo się zarumienię! Nie no, cieszy zadowolony czytelnik. Dzięki, że postawiłeś swoją połówkę!

Jak będę potrzebował gdzieś się zareklamować, to przekleję większość Twojego komentarza i ta-da! Gotowe! Do tego kilka zdań wyrwanych z kontekstu, z komentarzy pozostałych użyszkodników portalowych mogę sobie pogratulować bestsellera – choć jakoś sczególnie za selerem nie przepadam!

Dzięki ci za komentarz z własnymi, czytelniczymi odczuciami :-)

 

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Przeczytane :)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Dzięki, Wickedyes

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Interesujące opowiadanie, wciągnęło mnie. Czytałam z przyjemnością. Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Dzięki, Anet, :-)

Czyżbym dostał o kilka słów więcej niż zwykle :D

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

;)

Przynoszę radość :)

Wracam z komentarzem piórkowym.

Jest mocny klimat – tym lepszy, że obserwowany z perspektywy bohatera-narratora, przez jego problemy i rozwiązania. Poruszasz to, co w cyberu najlepsze w stosunku do relacji międzyludzkich.

Jednak wiele srok za ogon jest tu ciągniętych w fabule i to czuć. Wątek z UFO to największy zgrzyt – niby jest, a jakby go nie było, wchodzi w grę dopiero przy końcówce (skądinąd bardzo fajnej, ale jakby z innego opowiadania). Pewnie to kwestia limitu.

Tak więc to kolejny tekstu, przy którym piórko było blisko. Ale jeszcze NIE teraz.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

NWM, dzięki za piórkowy komentarz :-)

Chciałem mieć łapacz snów, to musiałem sporo srok oskubać!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Przeczytane.

Przepraszam, że tak późno nadrabiam komentarz, ale tak ostatnio mam – nadmiar rzeczy do zrobienia i niedobór czasu na to wszystko. Tekst czytałam już jakiś czas temu, w drodze do pracy i przyznaję, że wciąż tkwi mi w pamięci, a to już pierwszy plus. 

Sprawność pióra, to drugi, ale chyba raczej oczywisty w Twoim przypadku.

Pomysł i poprowadzenie fabuły, a także bohaterowie i ich czytelne motywacje – kolejne cegiełki na tak. Może i ociupinkę niektóre cechy przerysowane, ale nie na tyle, żeby mi przeszkadzały i zaburzały lekturę. 

Tym jednak, czym tekst u mnie wygrywa jest klimat. 

 

– Ciocia Loli się tobą zaopiekuje. – czy tu przypadkiem nie powinno być Lola? A jeśli faktycznie nie (jak sugerowałeś gdzieś chyba w jakimś komentarzu), to robi mi się z tego coś, czego nie rozumiem, co mi umknęło. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Dość rzadkie połączenie cyberpunku i UFO. Zawsze potrafię docenić oryginalność. :-)

Nawrzucałeś tu dużo wątków. To z jednej strony sprawia wrażenie chaosu i utrudnia ich podomykanie w ramach konkursowego limitu, ale z drugiej – stwarza wrażenie bogactwa uniwersum.

Największe wrażenie wywarł na mnie motyw cyborgizowania niemowlęcia. To jest tak chore, że aż nie do pomyślenia. A dzięki temu – fajne literacko.

Najtrudniej mi się odnieść do wątku poronienia. To zbyt osobiste dla Ciebie, żebym ośmieliła się pakować z buciorami (nie aż 47, ale zawsze trochę błota się na nich zmieści) w ten temat.

Narracja pierwszoosobowa, więc siedzimy we łbie protagonisty i dostajemy jego odczucia z pierwszej ręki. Pozostali bohaterowie zarysowanie znacznie słabiej, ale w ich głowach nie siedzimy.

Dziwny ten profetyczny Chińczyk.

Mam wrażenie, że limit Cię gniótł – niektóre sceny można było pokazać lepiej, w jednym momencie pod koniec się trochę zgubiłam.

Ale ogólnie jestem na TAK.

Babska logika rządzi!

Dzięki, śniąca, za komentarz :) Przeprosiny, czy tłumaczenia nie są potrzebne, to ja dziękuję za chęć spędzenia czasu z moim tekstem :-)

Bardzo miły komentarz!

→ Z tą ciocią Loli, to ona tak zdrobniła Lola, dlaczego? No może niekoniecznie chciała ujawnić swoją tożsamość, w razie gdyby żona Vikiego kojarzyła Lolę z jakichś jego opowieści.

 

Finklo, dzięki za taka, pomimo większych czy mniejszych zgrzytów!

Wydaje się, że na cyborgizowaniu niemowlaka wyszedłem najlepiej, bo dużo osób zwraca na to uwagę. Czyli czasem opłaca się pójść w coś odjechanego (niekoniecznie pozytywnie).

Najtrudniej mi się odnieść do wątku poronienia.

Do tego możesz odnosić się bez przeszkód. Warstwa osobista jest moja, ale to warstwę literacką oceniamy. Rzeczy, które nawet czasami wydarzyły się naprawdę, w tekście literackim wydają się nieraz zbyt nieprawdopodobne dla czytelnika, by mógł bez przeszkód odebrać tekst.

Limit, no tak, trochę. Dopchałem Lolę i tak wyszło…

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

→ Z tą ciocią Loli, to ona tak zdrobniła Lola, dlaczego? No może niekoniecznie chciała ujawnić swoją tożsamość, w razie gdyby żona Vikiego kojarzyła Lolę z jakichś jego opowieści.

Tylko zdajesz sobie sprawę, jak to się czyta? Nie, że Lola (w jakimkolwiek zdrobnieniu), ale jej ciocia. Gdyby imię było inne, pewnie byłoby to też czytelniejsze. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Aaaa, a o tym nie pomyślałem. W tym zdaniu Lola sama siebie nazywa ciocią. Wyszło zamieszanie bo niefortunnie zdrobnienie z i na końcu wymyśliłem :-(

Edit: zmieniłem Loli na Lola*

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Gratuluję piórka! To świetne opowiadanie. :)

Dzięki Darconie ;)

Mogę klikać bibliotekę!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

I bardzo dobrze Mytrixie, klikaj, bo możesz czuć również inne teksty, poprawnie napisane lecz odmienne.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Podobają mi się Twoje odjechane pomysły, jak ten kanar w legendarnym konkursie czy tutaj kłusownicy polujący na drony. I tak w ogóle dobry tekst, nieźle wplotłeś wątek rodzinno-osobisty w tę historię, żeby można było bardziej przejąć się losem bohatera. Choć mocno mu się przyfarciło z tym Lemem na końcu. :) No bo jednak, kto weźmie sobie na pytanie pomocnicze przy resecie hasła coś, co można wygooglać?

Z tymi modyfikacjami córki, skojarzyło mi się z podobnym motywem chyba w drugich Strażnikach Galaktyki.

No i gratuluję piórka. :)

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Przeczytane :)

Niestety nie mam teraz czasu na zapoznanie się z komentarzami, może więc nie powiem nic odkrywczego. Mocne skojarzenia z RoboCopem . Może nawet trochę za mocne (ratowanie życia bohaterowi przez implanty/zmechanizowanie, praca w policji, wystąpienie przeciwko komercyjnemu światu, konieczność odłączenia własnego wspomagania, smutny wątek rodzinny), lecz mam sentyment do tej postaci. Podobało mi się (przez te wirtualne drobiazgi można odnieść wrażenie, że nasze konkursowe opowiadania znajdują się w tym samym albo pokrewnym uniwersum;)),

Moja książka i artykuły naukowe (też o fantastyce), jakby ktoś miał ochotę zerknąć: https://uni-wroc.academia.edu/MarcinBorowski/Papers

Tekst ze sporym potencjałem – szczególnie świat przedstawiony – ale, niestety, opowiedziana przez Ciebie historia zabija ten potencjał zwykłą trywialnością, spłyceniami i bezsensem. Przy czym nie mam tu na myśli rodzinnych problemów bohatera, bo z tymi, z kolei przesadziłeś i przegrałeś w moich oczach samego Vikiego (to imię – Viki – kojarzy mi się bardzo kobieco, więc tutaj ni wuja ni ciotki nie pasuje rym do zwrotki. Zresztą dziwnie tak i chyba trochę bez sensu, kiedy centrala wywołuje policjanta z patrolu po imieniu), bo raz, że porzucił rodzinę (nieważne dlaczego – dziadostwo i tyle), a dwa, że zostawił córkę w rękach ewidentnie niezrównoważonej matki, której zresztą nie potrafił – ba! nawet nie za bardzo próbował – powstrzymać przed krzywdzeniem (czy po prostu niszczeniem) małej. Generalnie nie licuje mi takie postępowanie V. z jego ogólną postawą i – zdawałoby się – priorytetami życiowymi.

Co do części traktującej o jego “dochodzeniu”, tutaj również przeżyłem głębokie rozczarowanie i całą kupę maindfucków, bo zapowiadało się, że może wyniknąć z tego coś naprawdę ciekawego i nietuzinkowego, a wyszła taka zabawa na poziomie przedszkolaków udających policjantów i złodziei.

W normalnym, rozsądnym świecie każdy sensowny gliniarz zacząłby dochodzenie właśnie od sprawdzenia najbardziej oczywistego źródła, czyli producenta produktu z pirackiej reklamy. A tego, mimo jakichś tam kombinacji z ukrywaniem logo, przecież nie mogło być trudno znaleźć, i to nawet bez zaganiania do roboty speców od IT, skoro produkt był na rynku. Nie mam więc pojęcia, dlaczego Viki tego nie zrobił, dlaczego nie zrobiła tego policja jako taka (niechby i tajnie), dlaczego cała akcja miała zostać zatuszowana (i jakim cudem – cała ta pogadanka komendanta ni jak do mnie nie trafia; nie w chwili, gdy mleko już się rozlało), ani, wreszcie, czego spodziewał się prezes tego Opticośtam. Że nikt nie powiąże jego i jego firmy ze spamo-terroryzmem, którego głównym skutkiem jest pojawienie się na tysiącach bilbordów ich produktu?

A mimo wszystko V. doszedł do odkrycia prawdy jakimiś pokrętnymi drogami i, co najgorsze, zwykłym fuksem. Wybacz dosadność, ale nawet policja z polsatowskich paradokumentów rozwiązałyby tą sprawę przed pierwszą z dziesięciu reklam.

Kolejną niezrozumiałą dla mnie akcją było pójście do samego prezesa i zamanifestowanie mu, że “my już wiemy”, przy czym cała ta scena, prawdę mówiąc, była zupełnie bez polotu, a przy tym dosyć naiwna: ani sensownej, subtelnej gry wstępnej, ani ostrego… no. Było krótko, byle jak i niesatysfakcjonująco.

Co więcej, zamiast od razu kazać zgarnąć albo chociaż pilnować prezesa, żeby czasem nie uciekł w cholerę (w końcu w grę wchodzi kradzież, niszczenie mienia, sabotaż i morderstwo – ja bym spieprzał), V. zostawił go zasadniczo w spokoju i zajął się przygotowywaniem dywersji, której też jakby nie rozumiem. To znaczy rozumiem co i po co Viki zrobił, ale nie kupuję tego, że potraktowano go jak bohatera, kiedy to było oczywiste samobójstwo, o czym świadczyć może raz, że zostawiony list (choć tego Ann dla własnego dobra mogła nie ujawniać), a dwa, że przecież jego ingerencja w maszynę i wydane polecenia musiały zostawić banalne do odkrycia ślady, które jednoznacznie wskazywały, że gość specjalnie zabił siebie i zniszczył pół miasta.

Osobną kwestią jest to, że jego misja była tajna na czyjeś wyraźne życzenie, a pogrzeb z wszelkimi honorami i przypisywanie V. bohaterskiej śmierci w akcji wyraźnie z tym życzeniem nie licuje, więc ta scena, chociaż ładna, też nie ma zbyt wiele sensu.

Podobnie zresztą motyw z przyuczaniem następczyni. Poszczególne lekcje, osobliwie ostatnia, same w sobie naprawdę fajne, ale cały ten motyw nie wniósł do opowiadania zupełnie nic, więc jest, moim zdaniem, sztucznym, a przy tym niepotrzebnym namnażaniem bytów.

No i ten nieszczęsny Lem, takie parszywe deus Ex, które też mnie na swój sposób skrzywdziło.

Ergo – pod względem fabularnym opowiadanie mi się zwyczajnie nie podobało, choć miało kilka mocniejszych, naprawdę dobrych momentów, jak choćby fragment pogrzebu z perspektywy córeczki ViN, czy, w ogólnym rozumieniu, ukazanie ich rodzinnego konfliktu.

 

Natomiast jeśli chodzi o stronę stricte literacką, to zdecydowanie piszesz coraz lepiej. A zasadniczo, to już po prostu dobrze, ciekawie i z coraz większym polotem, a to zawsze cieszy. Jeśli miałbym się tu jednak czegoś czepiać, to głównie tego, że opowiadanie – szczególnie początek – w zdecydowanie zbyt dużej mierze skupia się na upychaniu czytelnikowi pod czachą informacji o niezbyt przecież oryginalnym świecie przedstawionym, za mało skupiając się natomiast na akcji jako takiej, przez co trochę się jednak męczyłem i nudziłem; gdyby chociaż te opisy miały większą wartość literacką – wiesz, stały na takim poziomie, że czytanie każdego kolejnego zdania samo w sobie było już czystą radością i wspaniałą przygodą – też wyglądałoby to inaczej. Tymczasem jest po prostu fajnie i coraz fajniej, ale to wciąż nie ten poziom, by taka dysproporcja działała na Twoją korzyść.

Co mi się jeszcze podobało, to klimat opowieści; taki w sumie lekki, przygodowy z elementami dobrej komedii, a jednocześnie z ciężkim – naprawdę ciężkim – dramatem w tle. Pod tym względem opowiadanie wyszło Ci świetnie. Podobnie większość dialogów i sam Viki; może niekoniecznie jako bohater, ale jako człowiek – na pewno.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Hmm… to fakt, że Twój bohater, Mytrixie, zachowuje się nielogicznie do sytuacji, w której się znalazł. Ogólnie, jak można nurkować w podłodze w dyskotece, przeca rasowy policyjny pies tego by nie zrobił.

Eeee… tak sobie żartuję… 

Graty za piórko! :-) 

Bo to mieszaniec, a nie żaden rasowy…

Babska logika rządzi!

.

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Odbijam się tu od formy. Bo język jest poprawny, ale strasznie sztywny, suchy. W opisach bywa, że ma konstrukcję telegramu: krótkie, suche zdania w ciągu. W dialogach zaś potrafi położyć scenę, bo brzmi skrajnie nienaturalnie: “– Nie, nie, skończ! Jeszcze trochę i to przestanie być moja córka! – Ann skuliła się w sobie. – Nie chcę, żeby była taka jak ja. Spójrz na to ciało, pełne wszczepów i modyfikacji. Może teraz jestem fizycznie sprawniejszy od zwykłego człowieka, ale to zatruwa umysł! Ja nie miałem wyjścia, ale ona nie musi taka być…”

 

Cierpi na tym cała reszta, bo choć świat ciekawie wymyślony i oparcie na reklamach interesujące, to klimatu nie ma za grosz, a opisy takie, jak to, nie pomagają nam wczuć się w scenografię, bo brzmią jak dyktowane przez maszynę: “Po raz ostatni wypuściłem strumień śmieciowych plików, uwalniając umysł od natłoku treści obejrzanych i zasłyszanych reklam. Odczepiłem e-papierosa od złącza transferowego i przez chwilę lustrowałem podłużne urządzenie. Żar czerwonej diody słabł powoli, gdy kasowanie danych dobiegało końca. Schowałem przyrząd do wewnętrznej kieszeni skórzanej kurtki.” (Swoją drogą, ten konstrukcji z “gdy” nadużywasz.)

 

Widzę też pewne problemy konstrukcyjne. Na przykład nie wydaje mi się, by otwieranie sceną poronienia było dobrym pomysłem, bo choć emocjonalne, to buduje zupełnie inny nastrój, niż resztą tekstu – lepiej tę tragedię schować niczym asa do rękawa i wyciągnąc go w lepszej chwili. Sam tekst raczej potrzebowałby sceny akcji na otwarcie, czegoś jak w nowych Bondach, gdzie zanim przejdziemy do treści JB musi kogoś gdzieś pogonić to ładnie buduje tempo, a dobrze porozrzucane informacje o scenografii, skromne, pomogłyby ciekawie wprowadzić ten świat.

 

Rady: duzo czytać i słuchać, bo czepiać się moge przede wszystkim braku “ucha” do rytmu tekstu. Każdy dobry tekst ma odpowiedni rytm, płynie. Mistrzem jest w tym Gaiman, świetny też choćby Peter B. Brett. Polecam może posłuchac audiobooków, bo to uczy bardzo rytmu – ale nie słuchowisk, tylko czytanych przez jednego lektora.

Chyba nie meldowałam przeczytania, a już to jakiś czas temu czytałam, więc – melduję ;)

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Trochu człowieka nie było a tu długaśne komentarze ;-)

Przez weekend nadrobię odpowiedzi (o ile ktoś tu jeszcze zagląda) :-)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Solidny kawał porządnego cyberpunku. Dużym atutem opowiadania jest na pewno szczegółowo przedstawione uniwersum, które tworzy przekonujące i bogate tło dla fabuły. Z drugiej strony tych poszczególnych części składowych jest może zbyt wiele i pewnie lepiej sprawdziłyby się przy większym formacie. Zwłaszcza scena w The RussianMindState trochę za bardzo spowalnia akcję. Kreacja bohatera bazuje co prawda na znajomym typie cynicznego policjanta po przejściach, ale dzięki temu na plus wyróżnia się pogłębienie relacji rodzinnych. Mocny, przejmujący wątek. Podobała mi się też postać Changa i jego nieoczywista rola w historii.

Tekst sprawny warsztatowo, styl narracji dobrze oddaje stan głównego bohatera. Oryginalny, przyciągający tytuł.

Uśmiechnęłam się przy “pracownikach InfoDumpu”. :P

Remplis ton cœur d'un vin rebelle et à demain, ami fidèle

 Fabuła: Co tu dużo pisać – klasyczna „cyberpunkówa” z wyrazistym bohaterem, momentami napakowanymi akcją i stopniowym odkrywaniem kart w opowiadanej historii. Nie było to może szczególnie poruszające dzieło (zwłaszcza zakończenie z finalnym poświęceniem dla sprawy wyszło dość stereotypowo), ale czytało się bardzo fajnie.

 

Oryginalność: Z neuromancerowsko-bladerunnerowskiego pejzażu miasta, masy, maszyny, cyborgów, narkotyków i innych znanych tropów wyłoniły się dwa ciekawe motywy, jakimi były walki o drony i modyfikacje niemowląt, wskazujące na problem tego, jak daleko jest w stanie posunąć się człowiek, żeby zapewnić potomstwu bezpieczeństwo. Z punktu widzenia światotwórstwa trochę gryzie mi się ta leseferystyczna wizja boju o przestrzeń reklamową, wydawała się odrobinę przerysowana; przyjmuję jednak, że miała ona nieco symboliczny wymiar.

 

Język: Błędów większych nie wyłapałem, podobnie jak zdań chwytających za serce; porządnie, ale bez szału.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Może ktoś jeszcze odkopie, to wrzucam swoje odpowiedzi na komentarze:

 

Szyszkowy, dzięki!

Drugich Strażników Galaktyki chyba nie poznałem :) Cieszę się, że się podobało. Tak to jest, z pomysłami nie mam problemów, a z całą resztą bywa różnie.

 

Marcinie, dzięki!

Pisząc ten tekst akurat o RoboCopie nie myślałem, ale też mam sentyment do tej postaci. Za dzieciaka się oglądało i przeżywało przygody legendarnego robo-policjanta. Twojego opka nie miałem przyjemności poznać, takie uniwersa to teraz chyba na czasie.

 

Cieniu, dzięki!

Jak to u Ciebie bywa, komentarz spłodziłeś długi i sensowny. Spoglądając na to opowiadanie po czasie, widzę, że wszystko można było zrobić inaczej. Co do Vikiego, mi się imię podoba, wiadomo, sam takie dałem, nie? No, on to taki jest złożony raczej niż prosty, i często zdarza nam się działać wbrew sobie, czy nietożsamie z własnymi słowami. W jego relacjach z żoną też raczej widać bezsilność. Nie mówię, że miałeś go polubić, lub że zachowywał się tak jak powinien. Dziwne by to było, skoro raczej sobie w życiu najlepiej nie radzi.

Co do wątku kryminalnego i dochodzenia. Masz rację, do dupy jak tak patrzę z perspektywy czasu.

Ale Vikiego nie potraktowano jak bohatera, tylko zrobiono z niego bohatera dla dobrego wizerunku policji.

Generalnie rozumiem wszystkie zarzuty, i to, że próbowałem za dużo upchnąć w limicie (przyuczanie następczyni) i to, że mało to śledztwo logiczne.

Skoro mówisz, że literacko jest lepoej, to raduje się moje serduszko. Dużo sprzecznych opinii pojawiło się o tym opku i z jednej strony wiem, warto nad wieloma rzeczami popracować, z drugiej, wszystkim nie dogodzisz!

Piórko wpadło, wstyd teraz wyskoczyć z czymś słabym.

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

malakh, przede wszystkim dziękuję za poświęcony czas i uwagi. Przeanalizowałem i staram się wyciągnąć wnioski. A szczególnie dzięki za rady, czytać staram się regularnie, ale przy dzieciach różnie to bywa, rozpocząłem za to przygodę z audiobookami :-)

 

black_cape, dziękuję za opinię! takie info jest przydatne i miło coś miłego, ale i konstruktywnego przeczytać. Podejrzewam że zakłady utylizujące informatyczne śmieci będą kiedyś równie, a później bardziej popularne, co zakłady komunalne wywożące te tradycyjne odpady.

 

Wicked G, Dzięki za opinię. Po tylu komentarzach, czego bym snie napsiał, to będę się powtarzać. Przyjmuję, że było porządnie ale bez szału i na chwilę obecną, taka ocena mnie satysfakcjonuje. Nic tylko dalej się rozwijać!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Uwielbiam cyberpunk, więc moja ocena może być nieco zawyżona. Bardzo podobał mi się pomysł na to, czym zajmuje się główny bohater. Ogólnie opowiadanie kupiło mnie swoim klimatem. Natomiast zakończenie zawiodło – jak dla mnie Viki wcale nie pomógł swojej córce, tylko opuścił ją, zostawiając z chorą psychicznie żoną.

Niemniej, moja dzika karta poszła właśnie dla tego tekstu. Mam nadzieję, że w efekcie znajdzie miejsce w antologii :)

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Tenszo, dziękuję za przychylną opinię i dziką kartę! Nawet jak tekst do antologii nie trafi, to on już swoje ugrał (piórko), pomimo wielu niedociągnięć.

Z perspektywy czasu, pewnie poprowadziłbym to wszystko inaczej, ale też sporo się przy okazji tego opka nauczyłem*.

 

Pozdrawiam!

 

*chyba :D

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Fajne opowiadanie! Miło się czytało. Nie potrafię wskazać jakichś fragmentów które mi się bardzo spodobały ale tak jak piszę czytało się miło. Jest na czym oko zawiesić.

 

Pozdrawiam.

Jestem niepełnosprawny...

Dzięki za pozostawienie śladu, dawidiq150, nie bardzo mam jak się odnieść bo wszystko ująłeś dość ogólnie i uniwersalnie. Cieszę się, że miło.

 

Pozdrawiam!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Sama koncepcja na bohatera i na problem faktycznie nie jest bardzo oryginalna, ale nie wpłynęło to na odbiór opowiadania w moim przypadku. Historia jest mocna, klimatyczna i znakomicie napisana. Naprawdę dobra lektura.

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Hej, Verus, dzięki za odwiedziny :D

 

Miło, że wciąż zdarza się, że ktoś zajrzy do tekstu i zostawi komentarz.

Cieszę się, że pomimo ogranych koncepcji, reszta walorów przechyliła szalę na plus. Z tym że znakomicie napisana to osobiście wstrzymałbym konie, jest tu też sporo zasług innych osób, które przyłożyły rękę do wygładzenia tekstu, czy poddały różne rzeczy w wątpliowści. Niemniej zadowolony czytelnik, jest zadowolony, a o to przecież chodzi!

 

Pozdrawiam!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Przeczytałem z zaciekawieniem . Lubię pomysły sf mogące się zrealizować w przyszłości i teksty nie ociekające wiadrami krwi. 

Witaj, Koala!

 

Dzięki za pozostawienie śladu :)

A z tą przyszłością to zobaczymy, chociaż coraz trudniej wymyślić coś, po co już byśmy nie sięgali.

 

Pozdrawiam!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Nowa Fantastyka