- Opowiadanie: TheDude - Awatary

Awatary

TheDude wraca z mocnym materiałem, ponownie naostrzył pióro... Tfu, pióra się nie ostrzy... I już potknął się po raz pierwszy;)

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Biblioteka:

Finkla, NoWhereMan, Użytkownicy II

Oceny

Awatary

Sędzia stał przy oknie. Patrzył na miasto. A jego oczy – pokryte mikro cienkim światłem hologramu – jakby z coraz większym trudem chłonęły pastelowe barwy tego świata. Kolorowe, nienaturalnie duże tęczówki otaczały ledwie widoczne źrenice. Ktoś urodzony na początku wieku mógłby stwierdzić, że oczy te wyglądały jak jakieś magiczne zwierciadła. Ale żadnej magii w tym nie było. Rozpoczynał się po prostu kolejny dzień. A budzące się powoli do życia miasto jakby uśmiechało się zza czystej szyby do swego obrońcy. Nad wieżowcami o kolorowych awatarach czuwało błękitne niebo. Ulice niczym rzeczne doliny były wysycone soczystą zielenią. A przez poranne, intensywne słońce wszystko zdawało się być urzekająco gładkie, śliskie, jakby wręcz skute lodem, choć przecież był środek lata.

– Jak się czujesz? – zapytała żona.

– Dobrze – odpowiedział sędzia, nie odrywając spojrzenia od okna.

– Nie denerwujesz się?

Sędzia pokręcił głową i odparł bez zawahania:

– Nie.

– Wiesz, że dziś mija dokładnie rok? – zapytała żona.

– Od czego?

– Nie pamiętasz? Rok temu ostatni raz się pokłóciliśmy. Naprawdę myślałam, że masz kochankę…

– Coś sobie chyba przypominam,

– Rok temu TO zrobiliśmy…

Sędzia zaśmiał się i odparł:

– Kejt, robiliśmy to wiele razy. Nie tylko wtedy.

– Dziewięć miesięcy później urodził się Brajan.

Żona uśmiechnęła się szeroko. A sędzia zażartował:

– Nigdy nie byłem dobry z arytmetyki.

Zapadła cisza, ale po chwili Kejt przypomniała sobie coś jeszcze.

– Mogę cię o coś zapytać?

– Oczywiście.

– Czemu poprosiłeś bym wyłączyła wtedy hologram?

– A poprosiłem?

– Tak. Dobrze pamiętam…

– To nie wiem.

– Poprosiłeś o to ten jeden jedyny raz…

– Nie wiem. Może po prostu… chciałem zaszaleć.

Sędzia uśmiechnął się niczym mały urwisek.

Wyświetlał już na ciele śnieżnobiałą togę. Był gotowy do wyjścia z domu. Ale żona, choć właśnie przeczytała, że wozy transmisyjne stacji telewizyjnych czekają już przed gmachem sądu, wcale nie zamierzała go pośpieszać. Lubiła kiedy podchodził tak do okna, a potem patrzył na to wszystko z góry, czuwał troskliwym spojrzeniem nad całym miastem. Podeszła, objęła męża od tyłu i oparła głowę o jego plecy, zanurzając delikatnie policzek w cienkiej, ciepłej powłoce hologramu.

– Co jesteś taki zamyślony? – zapytała.

– Zamyślony? Nie. Układam to sobie po prostu wszystko w głowie.

– Powroty zawsze są trudne.

– Nie musisz się martwić. Dam sobie radę.

Znów zapadła cisza. A potem Kejt zapytała:

– I o czym teraz myślisz?

– O czym…? O tym, że w przeszłości uważano tęczę za symbol przymierza  człowieka z Bogiem. To były… takie kolorowe schody do nieba.

– Tak?

Sędzia skinął spokojnie głową, a potem oznajmił:

– Chyba nie wszyscy rozumieją jaki świat udało nam się stworzyć.

– Chyba nie…

Stali tak dłuższą chwilę połączeni wzajemnym zrozumieniem, aż w końcu ciszę przerwał płacz dziecka. Sędzia uśmiechnął i powiedział:

– Brzmi jak alarm przeciwpożarowy.

– Muszę z nim wyjść na spacer… – Żona ucałowała męża w policzek. – Może zejdziesz z nami?

– Wiesz, że nie mam czasu.

– I tak zaraz wychodzisz…

– Muszę jeszcze coś sprawdzić.

– No dobrze. Tylko się nie spóźnij. Podobno już czekają…

Sędzia skinął głową. Nawet się nie odwrócił. Wciąż spoglądał na skąpane w słońcu ulice. Wszechobecne hologramy zanurzały miasto w kolorach tęczy. Tworzyły obraz jak z bajki – bajki, której piękna najwyraźniej niektórzy nie potrafili jednak docenić. Gdzie był ten smutny smog z początku wieku, którym prababcia tak lubił straszyć wnuki? Mały Brajan jeszcze tego nie wiedział, ale tata właśnie dlatego na całe dni znikał z domu – ktoś musiał bronić tych kolorów.

Przed wyjściem z domu sędzia musiał zrobić coś jeszcze. Zaraz potem jak został sam, sięgnął do pasa przybiodrowego – jedynego nie świetlnego elementu ubioru – i wyjął z kieszonki małą, niebieską pastylkę. Trzynaście miligramów środka uspokajającego szybko pozwoliło się rozluźnić. Ale mimo to nasz bohater już w windzie ponownie zapragnął sprawdzić poziom naładowania baterii osobistego projektora.

 

*

Piwnica wyglądała jak stary, przeżarty pleśnią bunkier, w którym jednak ktoś wciąż musiał ukrywać się przed światem. Oprócz dużego fotela można było w niej znaleźć choćby kuchenkę mikrofalową, a za jej brudną szybką nawet kubełek popcornu. Fan nielegalnych filmów dla dorosłych jeszcze raz upewnił się, że przekręcił klucz w zamku. Teraz wystarczyło tylko włączyć telewizor i wsunąć w paszczę magnetowidu kasetę VHS. Po chwili wyjął ją ze skrytki w podłodze. Była śmiesznie duża, mechanizm jej działania był przecież dziecinnie prosty, wręcz w niczym nie przypominała współczesnych mikro-nośników, a jednak… obiecywała tak wiele.

Nie robił tego pierwszy raz. Ale podniecenie było jakby coraz większe. Odkąd władza zlikwidowała większość podziemnych magazynów, odkąd odkryła jak nielegalni artyści omijają policyjne programy antywirusowe, coraz trudniej było zdobyć premierę.

Pogładził kciukiem chropowaty plastik obudowy kasety, popatrzył na niepozorną, czarną taśmę, a potem… A potem w końcu odważył się sprawdzić jaką tym razem historię miał do opowiedzenia światu wyklęty reżyser.

 

*

 

Sędzia skłamał żonie. Nie czuł się tego dnia dobrze. Choć przerwa od pracy trwała tylko dwa tygodnie, denerwował się przed rozpoczęciem procesu bardziej niż zwykle. Wypadało się jednak uśmiechać… Jakie wytłumaczenie dla nienajlepszego nastroju znalazłyby bowiem na tej drodze? Ciszę przerywały jedynie okrzyki rozbawionych dzieci, w powietrzu unosił się zapach ,,kwitnącej wiosny” i w ogóle nie było słychać już pracy potężnych klimatyzatorów, które wtłaczały go do atmosfery. Do tego z reklamowych billboardów do przechodniów uśmiechały się śliczne aktorki o porcelanowych uśmiechach… Co więc można byłoby wpisać w ankiecie, o której wypełnienie niezadowolonych obywateli prosiły latające wokół duszki –  czuwające nad jakością usług w przestrzeni publicznej drony? I patrząc na te potężne, kilkumetrowe kwiaty o kolorowych płatkach, które wyświetlały się u podnóża lśniących wieżowców, sędzia poczuł się okropnie niewdzięczny za te wszystkie cudowne obrazy. Wspomniał bowiem dzień kiedy to oskarżony, w którego sprawie za kilka godzin miał zapaść wyrok, przeobraził ten cudowny świat w szkaradne monstrum, przed którym nie było nawet gdzie się skryć.

Sędzia uśmiechnął się jeszcze szerzej. Ale ten widok naprawdę go rozbawił. Zielona, dwunożna ,,bestia” o ostrych kolcach na zielonym grzbiecie wysiadła z samochodu rodziców i pobiegła do szkoły. Za kilka lat na takie pomysły będzie przecież pewnie wpadał mały Brajanek… I nasz bohater, najwyraźniej przez głupie skojarzenie, śmieszną grę słów, znów wspomniał słowa prababki – opowieść o okropnym smogu, który nie miał prawa już nigdy straszyć niewinnych dzieci.

 

*

 

Obraz był czarnobiały, a magnetowid trzeszczał głośno. Jakby nawet stary sprzęt dławił się zaproponowaną treścią. Ekran ponownie przecięły białe paski. Fan jeszcze raz sprawdził więc połączenie magnetowidu z telewizorem. Obraz migotał przy każdym poruszeniu grubego, czarnego kabla, ale po kilku próbach w końcu się ustabilizował. Na ekranie pojawiły się duże, białe litery na czarnym tle… Ciało – tak brzmiał tytuł nowego filmu Von Kiera. Fan sięgnął prawą ręką po kubek z popcornem, lewą po pilota, ale spojrzenia nie odrywał już od ekranu.

Zaczęło się jednak jak zwykle. Spokojnie. Kamera objęła swym okiem miasto. Okrążyła szerokim łukiem drapacze chmur w centrum, a potem obniżyła lot i wleciała w jedną z zatłoczonych ulic. Fan miał poczucie, że oto jak wygłodniały sęp przeleciał tuż nad głowami niewinnych, niczego nieświadomych ludzi – pluszowych maskotek, bo właśnie tak z góry wyglądali oni wszyscy w swych przebraniach. Karnawał trwał w najlepsze, zdawał się nie mieć końca, ale kto znał twórczość Larsa Von Kiera, ten musiał wiedzieć czego zapowiedzią są te beztroskie uśmiechy.

 

*

 

Na ławce siedziały dwa urocze, całujące się króliczki. Zapewne licealiści – pomyślał sędzia, przechodząc obok zespołu szkół. Pełnoletni obywatele używali przecież hologramów już w dojrzały sposób. Chwilę później nasz bohater znalazł swoje odbicie w szybie sklepu. Śnieżnobiała toga – taka, w której do uczniów mógł przemawiać sam Sokrates – powiewała delikatnie jakby naprawdę muskał ją ten lekki wiaterek.

Podobno wszystko zaczęło się od zwykłych fotografii wzbogacanych przez smartfonowe aplikacje. To one stały się pierwszymi produktami Rzeczywistości Rozszerzonej. Ludzie zaczęli dorabiać do twarzy na zdjęciach między innymi królicze uszka, diabelskie rogi, a nawet różowe korony. Z początku była to tylko zabawa, ale retusz fotografii stawał się coraz popularniejszy. Kto nie chce być piękny i młody? – pytali zwolennicy nowej mody. Kobiety malowały się przecież od wieków. Trudno było więc zaprzeczyć stwierdzeniu, że ludzie od samego początku swych dziejów starali się walczyć z brzydotą i wreszcie znaleźli odpowiednią broń.

Podobno twórców pierwszych hologramów zainspirował film – sequel Łowcy Androidów. Ale pierwsze hologramy były tylko zabawkami, które dorabiały nad głowami roześmianych dzieci trójwymiarowe królicze uszka. Dopiero po jakimś czasie pojawiły się świetlne makijaże, a administratorzy niektórych budynków zrezygnowali ze stosowania tradycyjnej farby. Potem z hologramów zaczęli korzystać również architekci – wyświetlanie bogato zdobionych fasad, trójwymiarowych awatarów, okazało się o wiele prostsze niż kucie dłutem ścian. W końcu folie grzewcze pozwoliły mikroprojektorom wyświetlającym – wbudowanym w pas przybiodrowy – wejść do świata mody i zastąpić tradycyjne stroje.

Sędzia znów wspomniał słowa prababki. Wiesz ile zwierząt w ten sposób uratowaliśmy? Tak, była dumna ze świata, który współtworzyła. W sto lat rzeczywistość zmieniła się przecież tak, że oto ona – urodzona na początku dwudziestego pierwszego wieku, w świecie szarym od wszechobecnego smogu – była przekonana, że umiera jako bohaterka filmu animowanego.

 

*

 

Kamera podążała za tłumem, a tłum podążał za gwiazdą. Celebryta – główny bohater filmu – uśmiechał się do swoich wielbicieli, a jego białe, porcelanowe zęby połyskiwały w blasku fleszy.

 Ale czarnobiały obraz odtwarzany przez nieznośnie trzeszczący magnetowid od blisko półtor godziny wciągał widza w świat odmalowany jedynie różnymi odcieniami szarości.

Aż w końcu fan przełknął nerwowo ślinę. Nagle zachwyt tłumu, podążającego za gwiazdą, przeistoczył się w wybuch paniki. Z głośników telewizora wydobyły się piski przerażonych osób. Niektórzy zaczęli uciekać, inni znieruchomieli i patrzyli jak zahipnotyzowani. Hologram przestał działać, a gwiazda okazała się zupełnie bezradna wobec spojrzenia otoczenia. Fan nigdy nie widział czegoś takiego. Nie chodziło jednak tylko o szokująco sflaczałe ciało wiecznie młodego amanta, ale również, a może nawet przede wszystkim o reakcję ofiary, która próbowała jeszcze rozpaczliwymi ruchami, tymi obrzydliwie owłosionymi rękoma, skryć swą brzydotę przed światem.

 

*

 

Sędzia doskonale pamiętał dzień, w którym hakerzy przeprowadzili udany atak na oprogramowanie sterujące hologramami wieżowców w Dzielnicy Centralnej. Nagle światła zgasły. Serce miasta przestało bić. Na oczach milionów szczęśliwych obywateli kolorowe, różnokształtne wieżowce przeistoczyły się w identyczne, szare prostopadłościany. Przez kilkadziesiąt minut zewsząd straszyły popękane, odarte z tynku ściany, ulice i parki bez drzew, a nawet billboardy bez reklam… Nietrudno było wykazać co zainspirowało terrorystów do ataku. Wystarczyło posłuchać zeznań zatrzymanych. ,,Wnętrzności” były pierwszym filmem Von Kiera, który trafił do Indeksu Publikacji Zakazanych.  

 

*

 

Fan jeszcze długi czas po zakończeniu filmu wpatrywał się w śnieżący obraz. Dopiero zgrzytanie klucza w zamku, poderwało go i to w oka mgnieniu z fotela. Serce zabiło jak uderzone młotem. Strach z wściekłością ścisnął żołądek. Jedną ręką chwycił klamkę, a drugą za pomocą pilota wyłączył telewizor.

– Kto tam? – zapytał stanowczo, wciąż ciągnąc klamkę do góry.

– To ja. Kejt.

– Kejt!? – zdziwił się.

– Tak! Otwórz. Co tu robisz?! – Żona miała zdenerwowany głos.

Fan rozejrzał się nerwowo.

– Zaraz. Muszę się ubrać – skłamał.

– Ubrać? – zdziwiła się żona, po czym jeszcze mocniej nacisnęła na klamkę.

Fan rzucił pilota w kąt, a wolną ręką sięgnął po koc, który następnie zarzucił na telewizor i magnetowid. W końcu odpowiedział:

– Poczekaj… Zaraz otworzę.

I po chwili, kiedy upewnił się, że koc nie ześlizgnie się ze sprzętu, puścił klamkę.

– Co tu robisz? – zapytał zdziwiony, wręcz z wyrzutem patrząc na żonę.

– To ty mi powiedz, do cholery, co tu robisz?! Powiedziałeś, że idziesz do sądu…

Kejt przepchnęła męża i weszła do środka. Rozejrzała się podejrzliwie.

– Czego szukasz? – zapytał fan.

– Gdzie ona jest?

– Kto?

– Powiedziałeś, że masz dziś rozprawę, a jesteś tutaj… I to do tego… nieubrany…

– Kupiłem dziś nowe nakładki. Przełączyłem hologram w tryb nocny, żeby sprawdzić czy… – uśmiechnął się do żony – czy mam cię dziś czym zaskoczyć… To miał być prezent. Niespodzianka.

– Prezent? Dla mnie?

Mężczyzna wyświetlił na twarzy jeszcze szerszy uśmiech, a potem zapytał:

– Chyba nie myślisz, że mam kochankę?

Czuł jednak jak pod powłoką ze sztucznego światła drga mu delikatnie powieka. I to chyba wtedy, ten pierwszy raz pomyślał, co by się stało, kiedy i jego pozbawiono by tej magicznej, świetlnej zbroi.

 

*

 

Dziedziniec sądu otaczały wysokie arkady. Sędzia stał na balkonie, na pierwszym piętrze i spoglądał w dół, na boginię sprawiedliwości. Postać kobiety w todze, z wagą w dłoni, była wyświetlana na środku dziedzińca. Przez moment nasz bohater odniósł dziwne wrażenie, że bogini skierowała na niego swe surowe spojrzenie. Ale przecież była tylko świetlną powłoką, formą pozbawioną treści, zwykłym dziełem sztuki. Sędzia uśmiechnął się pod nosem. To musiało być tylko złudzenie. Po chwili zdjął spojrzenie z hologramu i popatrzył na znajdujących się na dziedzińcu kolegów. Twórcy prawa – ubrani w starożytne togi – stali na czarnych i białych kwadratach kamiennej posadzki i wyglądali z góry jak… pionki ustawione na szachownicy. Sędzia zmarszczył podejrzliwie brwi. Nie spodobało mu się to skojarzenie. Jego koledzy dyskutowali przecież tak zawzięcie zapewne o mającym zapaść wkrótce wyroku. A ich rozmowom przysłuchiwali się najwybitniejsi mężowie stanu, uwiecznieni na pozawieszanych wokół dziedzińca portretach – popiersia jakby czuwały nad równowagą szalek wagi, którą bogini trzymała w dłoni. I nagle sędzia pomyślał… Czy aby zawsze o tym nie marzył…? Czy właśnie nie znalazł się w miejscu, w którym oczami wyobraźni widział siebie przecież już od wczesnej młodości? Pamiętał to uczucie kiedy pierwszy raz ujrzał Szkołę Ateńską – obraz Rafaela. Pamiętał mędrców w kolorowych togach zawzięcie dyskutujących pod łukiem triumfalnym, których wybitny artysta postanowił przekazać swym pędzlem pod opiekę wiecznej chwały. I czy nie marzył… aby kiedyś w końcu stanąć pomiędzy nimi?

I nim sędzia znalazł odpowiedź, znajomy głos wytrącił go z zadumy.

– Wróciliście. – Usłyszał za plecami.

Prokurator Luca wyświetlał na głowie perukę z białymi lokami, a na torsie czarną togę. Zapewne chciał w ten sposób wyrazić przywiązanie do anglosaskiej tradycji sądowniczej.

– Tak – odparł sędzia.

– I to od razu na taką sprawę…

– Nie miałem wyboru. – Sędzia wyświetlił na twarzy szeroki uśmiech, którym chciał pokreślić pewność swego spojrzenia.

– Nalegali? – zapytał podejrzliwie prokurator.

– Tak bym tego nie nazwał.

A wówczas prokurator klepnął sędziego po przyjacielsku w ramię. Zaśmiał się życzliwie, co jednak w ocenie sędziego nie było do końca szczere. 

– Mówcie lepiej, jak minął urlop – powiedział.

– Świetnie – odpowiedział spokojnie sędzia.

Miał jednak wrażenie, że prokurator chce go wyprowadzić z równowagi.

– Widziałem zdjęcia w sieci – oznajmił Luca. – Tylko pozazdrościć.

– Nie przesadzajcie. I mogę was zapewnić, że, broń boże, nie chodziło o to by ktokolwiek zazdrościł. – Sędzia uśmiechnął się wdzięcznie. – Ale widziałem, że polubiliście album. To niewątpliwie miłe.

– Nie mieliśmy wyboru. – Prokurator dziwnie mrugnął okiem, a potem spojrzał na zegarek i oznajmił. – Jeśli mnie dobrze poinformowano, za chwilę powinniśmy rozpoczynać.

Sędzia również popatrzył na zegarek i odparł:

– Mamy jeszcze kilka minut.

– Widzieliście go już?

– Kogo?

– Von Kiera.

– Nie.

– Nie? Ale słyszeliście, że pojawił się nagi?

– Nagi? – zdziwił się sędzia. – W jakim sensie nagi?

– Nie słyszeliście jakie zamieszanie wywołał przed gmachem? Nagrania krążą już po sieci… Obejrzyjcie sobie… Ciekawy widok.

– Ale jak to nagi?

– No, do rosołu. Nie wiecie co to znaczy?

– Wiem, co to znaczy. Ale… kto mu, do cholery, na to pozwolił?!

– Mnie się pytacie? – Sędzia westchnął głęboko. A wówczas prokurator dodał. – Ale mam nadzieję, że weźmiecie to wszystko pod uwagę.

– Jeśli to się rzeczywiście potwierdzi… Obraza sądu niewątpliwie nie pozostanie bez wpływu na wyrok.

– Mam nadzieję. Kto jak nie my ma w końcu bronić reputacji Sądu Najwyższego, prawda?

 Chwilę później sędzia został sam. Znów popatrzył na boginię sprawiedliwości. Pytanie wypowiedziane przez prokuratora wciąż pobrzmiewało w jego głowie. Chyba nie można było tego lepiej ująć. Tak, musiał dbać o reputację. I dlatego nikt nie mógł zauważyć tych dyskretnych spojrzeń na tarczę zegarka, skąd co chwilę odczytywał procent naładowania baterii osobistego projektora. Nikt nie mógł dowiedzieć się o obsesji, na którą Von Kier skazał swym ostatnim dziełem jednego z najwierniejszych fanów. Nikt nie mógł się też dowiedzieć o przygotowywanej przez ofiarę zemście.  Sędzia usłyszał przecież od pani psycholog, że tego rodzaju zaburzenia lękowe, tak powszechne we współczesnym świecie, są najczęściej efektem wszczepionych do podświadomości obrazów. Westchnął głęboko, jakby nabierając sił przed decydującym pojedynkiem. Ostatni raz spojrzał na tarczę zegarka, a potem… wyświetlił maskę Ostatniego Sprawiedliwego i wszedł dostojnym krokiem na salę rozpraw.

 

*

 

– Jak to wyglądało? – zapytała żona.

Sędzia siedział przy stole i pił herbatę.

– Krótko. Wiesz, że nie lubię przeciągać rozpraw – odparł.

– Piszą, że przesadziłeś.

– Na szczęście to nie dziennikarze wydają wyrok.

– Podobno się bronił.

– Jak każdy oskarżony.

Sędzia spoglądał na syna, który bawił się na rozłożonym na podłodze kocyku.

– To prawda co piszą? – zapytała Kejt.

– A co takiego piszą?

– Miał ci zarzucić, że nie wiesz już jak wygląda ludzkie ciało.

Sędzia uśmiechnął się pobłażliwie, a potem odparł:

– Przyszedł do sądu nagi. Zaczął opowiadać jakieś bzdury. To prowokator.

– Naprawdę był nagi?

Sędzia prychnął pogardliwie i oznajmił:

– Nie wiem.

– Nie wiesz?

– Twierdził, że to też tylko awatar.

– Nie sprawdziliście? – zdziwiła się żona.

Sędzia dopiero teraz na nią popatrzył i odpowiedział, nie kryjąc zaskoczenia takim pytaniem.

– Mieliśmy sprawdzić? Wyłączyć mu hologram na sali rozpraw? Przy świadkach? Spełnić te jego chore fantazje?

– Nie wiem.

– Nie myślisz, że właśnie tego chciał? To prowokator. Chciał zrobić z sądu cyrk. A ja mu na to nie pozwoliłem. – Sędzia zadarł nos. A żona ujrzała dumę na jego twarzy. – Zapewne myślał, że i tym razem uda mu się wykpić. Nie udało się.

Kejt pokiwała głową ze zrozumieniem. Na dłuższą chwilę zapadła cisza, ale potem przypomniała sobie czego była jeszcze ciekawa.

– Jak się pracowało po przerwie? – zapytała.

– W porządku.

– Widzisz? Mówiłam, że szybko wrócisz do formy.

Sędzia pokiwał głową, ale potem oznajmił:

– Spotkałem Lukę…

– I?

– I trochę dziwnie się zachowywał.

– To znaczy?

– Pytał o nasz urlop. Miałem wrażenie, że coś wie.

– Chodzi ci o twoje leczenie?

– Mówisz wszystkim, że byliśmy na urlopie, tak?

– Tak. Tak jak chciałeś wrzuciłam nawet zdjęcia do sieci.

– Na pewno dobrze je zedytowałaś?

– Jeśli mamy aktualną wersję programu, to tak. – Mąż pokiwał głową i spojrzał na okno. A wówczas żona dodała. – Nie bój się. Nikt się nie dowie…

– Przecież się nie boję. Tylko pytam.

Nie zamierzał jej tego wszystkiego tłumaczyć. Przecież nawet Kejt nie mógł zdradzić prawdziwego uzasadnienia wyroku. Ale… może kiedyś mały Brajanek go zrozumie – popatrzył na syna z nadzieją. A wówczas chłopiec jakby zaczarowany spojrzeniem ojca wypuścił z rączki zabawkę i zawył jak… opuszczone dziecko.

– Ja go wezmę – oznajmił sędzia, po czym zatrzymał sandałem, toczącą się kulkę.

– A gu… A gu… – Brajan pokazał zabawkę palcem, a potem zapłakał jeszcze głośniej.

Sędzia podniósł kulkę z podłogi i przyjrzał się jej uważnie. Była cała szara, brudna i porysowana – nie pokrywał jej ani jeden obrazek. Wyglądała jak Gwiazda Śmierci z Gwiezdnych Wojen.

– Spokojnie – oznajmił sędzia. – Nic się nie popsuło. – Przyklęknął koło synka, który wciąż płakał i rozpaczliwie chwytał rączkami powietrze. – Wystarczy tylko włączyć. – Sędzia wcisnął przycisk, a wówczas mały, mieszczący się w dziecięcej dłoni świat ponownie rozświetlił twarz chłopca szerokim uśmiechem. – Widzisz?

A więc tak wyglądał ten kolorowy świat – pomyślał sędzia, jakiś czas potem podchodząc do okna. Światła miasta ponownie stawiały dzielny opór ciemności, którą noc pragnęła spowić szczęśliwe, bezpieczne ulice. I to ten dziwny kontrast mroku i świateł pozwolił sędziemu dostrzec na szybie odbicie swojego uśmiechu. I jakby sprowokowany tym obrazem uśmiechnął się jeszcze szerzej. Tak, to wszystko wydawało mu się po prostu dziwne. Tak dziwne, że po chwili musiał aż sprawdzić, czy aby i ta czysta szyba nie jest tylko złudzeniem. Sięgnął dłonią niepewnie w kierunku okna i… całe szczęście… poczuł na koniuszkach palców rozgrzeszający chłód wieczoru.

Koniec

Komentarze

Im dalej w tekst tym lepiej, TheDudzie ;)

Dość refleksyjnie, chociaż nie jakoś mega odkrywczo.

Dialogi jednak, szczególnie z początku, do przepracowania:

“– Jak się czujesz? – zapytała żona.

– Dobrze – odpowiedział sędzia, nie odrywając spojrzenia od okna.

– Nie denerwujesz się?

Sędzia pokręcił głową i odparł bez zawahania:

– Nie.

– Wiesz, że dziś mija dokładnie rok? – zapytała żona.

Ja kumam, naturalizm, ale od pisarza wymaga się jednak troszkę podkolorowania rzeczywistości i narracji na wyższym poziomie; mniej oczywistej, mniej zdawkowej.

Osobiście lubię, kiedy początek, pierwsze zdania, złapią za źrenice, a tutaj tego mi zabrakło:

“Sędzia stał przy oknie. Patrzył na miasto. A jego oczy…”

Sporo odwołań (Von Trier czy Łowca androidów) biorę na plus, ale chciałbym, jako czytelnik, dostać więcej od Twojej wyobraźni. Niech te inspiracje przejdą na drugi plan.

Lektura na plus; czytało się dobrze, w miarę płynnie, chociaż łapankę Ci pewnie ktoś zaserwuje ;)

 

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Hej, dzięki za przeczytanie i komentarz! Uwagi biorę sobie do serca:) 

 

Mógłbyś rozwinąć co nie tak w dialogach?:) Za ,,suche”? Za krótkie wypowiedzi? Z tego co zrozumiałem wypowiedzi są zbyt proste i nie za skutecznie wprowadzają w klimat…;) Dobrze zrozumiałem?:)

 

Pzdr! 

,,Czasem Ty zjadasz niedźwiedzia, a czasem... niedźwiedź zjada Ciebie"

Koncentrujesz się na opisie świata, który nie jest jakoś wyjątkowo nowy. Mnie trochę zabrakło fabuły z prawdziwego zdarzenia, akcji, a nie tylko opisów nieistniejących ubrań. Nawet nie wiem, jaki w końcu zapadł wyrok. Tylko tyle, że sędzia bezstronny raczej nie był.

Wykonanie. Jest nieźle, ale zdarzają się usterki – literówki, zjedzone przecinki, problemy z pisownią łączną/ rozdzielną…

Postać kobiety w todze, która trzyma w dłoni wagę,

Tak to brzmi, jakby toga trzymała wagę.

A ich rozmową przysłuchiwali się najwybitniejsi mężowie stanu,

Jest różnica między “rozmowom” a “rozmową”.

– Mówcie lepiej, jak minął urlop? – zapytał. 

Tak właściwie, to wcale nie jest pytanie.

Babska logika rządzi!

Chyba nie do końca wiem, o co tu chodzi…

Rozumiem świat – stary, szary i ledwo trzymający się kupy, ale cudny, bo przykryty hologramami, a w tym świecie podobni mu ludzie – zwyczajni, z ułomnościami i wcale nie tacy doskonali, jakby można sądzić, ale widzący się z najlepszej strony. I w tym wszystkim sędzia, mający wydać wyrok na reżysera, którego zakazane filmy ogląda z lubością.

Przeczytałam i mam wrażenie, TheDude, że chyba nie napisałeś wszystkiego.

Wykonanie mogłoby być lepsze.

 

Roz­po­czy­nał się po pro­stu ko­lej­ny dzień. A bu­dzą­ce się po­wo­li do życia mia­sto jakby uśmie­cha­ło się zza czy­stej szyby do swego obroń­cy. –> Lekka siękoza.

 

pa­trzył na to wszyst­ko z góry, obej­mo­wał tro­skli­wym spoj­rze­niem całe mia­sto. Po­de­szła, ob­ję­ła męża od tyłu… –> Czy to celowe powtórzenie?

 

któ­rym pra­bab­cia tak lubił stra­szyć wnuki? –> Literówka.

 

kil­ku­me­tro­we kwia­ty o ko­lo­ro­wych bu­kie­tach… –> Kwiaty mają bukiety? A może miało być: …kilkumetrowe kwiaty o kolorowych płatkach

 

po­zwo­li­ły mikro pro­jek­to­rom wy­świe­tla­ją­cym… –> …po­zwo­li­ły mikropro­jek­to­rom wy­świe­tla­ją­cym

 

od bli­sko pół­to­ra go­dzi­ny wcią­gał widza–> Godzina jest rodzaju żeńskiego, więc: …od bli­sko pół­to­rej go­dzi­ny wcią­gał widza

 

Nie trud­no było wy­ka­zać co za­in­spi­ro­wa­ło ter­ro­ry­stów do ataku. –> Nietrud­no było wy­ka­zać, co za­in­spi­ro­wa­ło ter­ro­ry­stów do ataku.

 

– Kejt!? – Zdziwił się. –> – Kejt!? – zdziwił się.

 

– Zaraz. Muszę się ubrać. – Skłamał. –> – Zaraz. Muszę się ubrać – skłamał.

 

– Ubrać? – Zdziwiła się żona, po czym jeszcze mocniej nacisnęła na klamkę. –> – Ubrać? – zdziwiła się żona, po czym jeszcze mocniej nacisnęła na klamkę.

 

– Nagi? – Zdziwił się sędzia. –> Nagi? – zdziwił się sędzia.

 

– Nie sprawdziliście? – Zdziwiła się żona. –> – Nie sprawdziliście? – zdziwiła się żona.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nie jest Twój tekst odkrywczy, ale kurczę, sposób w jaki wszystko opisałeś spodobał mi się. Słowami stworzyłeś duszną atmosferę, że aż trudno się czytało – hologram czy prawdziwy człowiek? Co było prawdziwe? I praktycznie od razu oczyma wyobraźni widziałam szary świat za tymi hologramami, więc ostatnia scena z piłeczką mnie trochę zmiażdżyła. Odniesienia do filmów – za bardzo łopatologiczne i one mocno nadszarpnęły atmosferę. Nie wydają mi się konieczne w tekście.

Hej,

Miejscami brakuje dialogom finezji, tak jak w zacytowanym fragmencie. Zapytał, odpowiedziała itp. 

Ale miejscami, bo masz momenty, gdzie one płyną :)

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Hej,

 

przepraszam, że odpisuję dopiero teraz, ale porwało mnie ,,prawdziwe” życie, no i… wiecie jak to jest:)

 

Dzięki za przeczytanie i wszystkie uwagi. Jak zwykle są bezcenne i jak zwykle… postaram się je przekuć w… w swoją broń:)

 

@Finkla – tekst rzeczywiście ,,stoi”, takie były założenie, nauczka na przyszłość aby od czasu do czasu obudzić czytelnika jakimś kuksańcem;) 

 

@Regulatorzy – ,,Chyba nie do końca wiem, o co tu chodzi…” – to mnie tak ciut zmartwiło;) Mam nadzieję, że zrozumiałaś, że ludzie tez mieli na sobie hologramy, przez co miała się zacierać granica pomiędzy tym co ,,jest” i ,,niby jest”… Jeśli nie, to traktuję to jako swoją dużą porażkę, oczywiście jako narratora:) To miał być główny temat w tekście: życie pośród awatarów, masek, hologramów… życie, które musi być ,,bajką”, bo inaczej jest niestrawne… Życie, które decyduje się wybrać sędzia, choć tak naprawde wie w czym uczestniczy… W każdym razie opinia czytelnika to dla mnie rzecz/nierzecz ,,święta”:)

 

Co do błędów – zaraz poprawie, jeszcze raz dzięki, bo w sumie nic tak nie kształci jak te pogrubienia;)

 

@Deidriu – rozszyfrowałaś moje zamiary i to w perspektywie wcześniejszego komentarza mnie z kolei ciut pocieszyło:)

 

,,Odniesienia do filmów – za bardzo łopatologiczne i one mocno nadszarpnęły atmosferę. Nie wydają mi się konieczne w tekście.” – chodzi o cały wątek napisany kursywą? Czy bardziej o nazwisko reżysera, Łowców Androidów itp?

 

@Koik80 – kumam o co chodzi i się zgadzam. Ostatnio staram się podpatrywać autorów ile dorzucają do dialogu, ale czasami wciąż to kuleje.

Cieszę się natomiast, że czasami płyną, bo to daje mi nadzieję i zachęca aby nadal do tej rzeki wchodzić;)

 

Pzdr!

 

,,Czasem Ty zjadasz niedźwiedzia, a czasem... niedźwiedź zjada Ciebie"

TheDude, nie martw się, zrozumiałam i miasto, i ludzi, tylko nie bardzo wiem, co miał na celu proces reżysera, którego filmy tak chętnie oglądał sędzia. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Bardzo ciekawy tekst, który skojarzył mi się z końcówką “Rok 1984” i nowym, “uzdrowionym” Winstonem. Podoba mi się ukazanie bohatera od jednej strony oraz pokazanie retrospekcji tego, co zrobił. Końcówka szczególnie mi się spodobała, gdy pokazujesz całą paranoję tego świata i ukrywanie fakty, że było się “leczonym”.

Sama wizja nie jest jakoś szczególnie oryginalna, ale nadrabiasz to klimatem paranoi u sędziego. Generalnie główna postać to najlepsza część tego koncertu fajerwerków.

Tak więc ode mnie klik :)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

No to popracuj głównie nad dialogami, a całość skoczy o trzy poziomy wyżej :)

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

@regulatorzy – obraziłem się i nie będę tłumaczył co miał na celu proces… Oczywiście żartuję;) Dla mnie to wskazówka, że nie uwypukliłem tego co chciałem tak jak… powinienem:)

 

@NoWhereMan – dzięki za przeczytanie i komentarz! Oczywiście pozytywna opinia cieszy aż… ,,za bardzo”;)

 

Pzdr!

,,Czasem Ty zjadasz niedźwiedzia, a czasem... niedźwiedź zjada Ciebie"

Przyjrzałabym się przecinkom w tym tekście.

Całkiem przyjemne opowiadanie. Podoba mi się pomysł na świat (sam świat mi się nie podoba, wiadomo), to przykrywanie brzydkiej rzeczywistości ładnymi opakowaniami – w sumie mam wrażenie, że wokół mnie to się dzieje.

Ładne, dobrze mi się czytało :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka