- Opowiadanie: Tellurski - Star Crunch

Star Crunch

Opo­wia­da­nie hu­mo­ry­stycz­ne w kli­ma­cie la­ic­kie­go sc-fi, ko­smicz­nych wo­ja­ży i kor­po­ra­cyj­ne­go życia. Z za­ło­że­nia miał to być tekst przy­jem­ny, taki w sam raz do zi­mo­we­go wie­czor­ku przed ko­min­kiem. Fa­bu­ła może za­wie­rać śla­do­we ilo­ści od­kryw­czych myśli oraz dru­gie­go dna. 

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Biblioteka:

regulatorzy, Finkla

Oceny

Star Crunch

Oto on.

Sre­brzy­sto­bia­łe po­szy­cie z ty­ta­nu lśni na tle smo­li­ście czar­nej ga­lak­ty­ki i zawstydza gwiazdy. Per­fek­cyj­ne po­łą­cze­nie ele­gan­cji, naj­now­szy­ch cudów tech­ni­ki i za­bój­czej skuteczności. Mię­dzy­pla­ne­tar­ny krą­żow­nik kom­plek­so­wy Lider – perła w koronie kor­po­ra­cji Mi&Das i do­słow­ny lider bran­ży zbro­je­nio­wej. Tra­dy­cyj­ny krą­żow­nik je­dy­nie nisz­czy swój cel. Tym­cza­sem ostrzał z krą­żow­ni­ka kom­plek­so­wego da­le­ko prze­kra­cza tę ba­nal­ną gra­ni­cę. Nie mówimy tu o uni­ce­stwie­niu obiek­tu ataku, a wręcz wymazaniu wszelkiego śladu po jego istnieniu. Jednakże na razie Lider jest pro­to­ty­pem, lecz już wkrót­ce stanie się zalążkiem zu­peł­nie nowej ge­ne­ra­cji okrę­tów wo­jen­nych.  Generacji która wyniesie cały prze­mysł ko­smo­zbro­je­nio­wy na niewyobrażalny wcześniej poziom i zagwarantuje ludzkości monopol na władzę nad najdalszymi zakątkami wszechświata.

 

Lampy alar­mo­we pul­so­wa­ły tak in­ten­syw­nie, że ich obu­do­wy za­czy­na­ła po­kry­wać sia­tecz­ka drob­nych pęk­nięć. Iry­tu­ją­co jed­no­staj­ny ja­zgot syren po­kła­do­wych coraz moc­niej wwier­cał się do wnę­trza czło­wie­ka przez każdy por w skó­rze. Jed­nak Genni Ki­nof­fa nie po­świę­cał temu dużo uwagi. Ak­tu­al­nie skupiał się na biegu ile sił w no­gach dała mu matka na­tu­ra i teraz miał do niej lekki żal, że nie był to dar zbyt hojny. Ze swoją lekko przy­sa­dzi­stą bu­do­wą ciała, Genni dobrze wiedział, że z da­le­ka wy­glą­da jak kacz­ka ma­ra­toń­czyk. Spra­wy nie uła­twiał też bisz­kop­to­wy szcze­niak, wier­cą­cy się pod pachą. Nie­mniej wbrew gor­szej po­zy­cji w wy­ści­gu genów Ki­nof­fa po­ko­ny­wał ko­lej­ne metry po­kła­du Li­de­ra w tem­pie, który życzliwi mu lu­dzie na­zwa­liby “sza­leń­czym”.

Ko­lej­ny za­kręt za­li­czo­ny w kre­sków­ko­wym stylu “wy­ha­muj pod­ska­ku­jąc na jed­nej nodze”, krót­sza kład­ka, dwa schod­ki w dół, obrót na po­rę­czy o sto osiemdzisiąt stop­ni,  korytarzyk, dra­bin­ka do góry, au­to­ma­tycz­na śluza z czyt­ni­kiem iden­ty­fi­ka­to­ra, dłuż­sza kład­ka i ko­lej­na śluza z czyt­nikiem. Na­stęp­nie wło­żyć do ust kciuk przy­cię­ty przez ścią­gacz od cho­ler­ne­go iden­ty­fi­ka­to­ra, a potem pu­ścić się sprin­tem wzdłuż krótszego korytarza.

Ostat­ni metr po­sadz­ki i nieco swoich ob­ca­sów Genni prze­zna­czył na ostre ha­mo­wa­nie, tak aby nie wpaść z im­pe­tem na mo­stek – Ge­ne­ral Di­rec­tor Hum­ph­ry Davy bar­dzo tego nie lubił. We­dług niego nerwy źle wpły­wa­ją na mo­ra­le. Przecież żaden roz­kaz nie mógł być po­ważnie potraktowany przez kogoś roz­trze­pa­ne­go jak bęben w zajechanej pral­ce. Niczym gorliwy ojciec Davy wciąż wpa­jał swoim lu­dziom, by za­cho­wy­wa­li zimną krew. Nawet teraz, gdy wro­gie tor­pe­dy krio­ter­micz­ne roz­ry­wa­ją wią­za­nia mie­dzy ato­ma­mi nie­ca­łe sto me­trów od cie­bie. Nie wy­ry­waj sobie wło­sów z głowy, kiedy od­kry­jesz, że jed­no­cze­śnie twój su­per­no­wo­cze­sny sta­tek to jedna, wielka trumna ze złomu. Za­cho­waj ka­mien­ną twarz, rów­nież wtedy gdy wszy­scy myślą, że to wszystko twoja wina. Mo­żesz na­to­miast czuć lekki dys­kom­fort, kiedy wiesz, że po­nie­kąd mają rację.

– Udało się tim li­de­rze Ki­nof­fa? – Dy­rek­tor Davy za­py­tał Gen­nie­go, kiedy ten po­wo­li wma­sze­ro­wał na mo­stek.

Hum­ph­rey nie od­er­wał wzro­ku od ba­jecz­nie ko­lo­ro­wych i śmier­tel­nych fa­jer­wer­ków po dru­giej stro­nie fron­to­we­go okna. Na most­ku było też zde­cy­do­wa­nie ci­szej niż w resz­cie stat­ku. Zadbali o to pokładowi technicy, zmotywowani wyraźnym rozkazem dyrektora.

Kon­so­la do­wo­dze­nia znaj­do­wa­ła się na nie­wiel­kim pod­wyż­sze­niu nie­da­le­ko wej­ścia. Po­zo­sta­łe sta­no­wi­ska za­in­sta­lo­wa­no wokół niej, tak aby dy­rek­tor mógł cały czas wi­dzieć ekra­ny wszyst­kich na most­ku. Jed­nak większość uwagi Davy’ego i tak za­wsze po­chła­nia­ło ogrom­ne, fron­to­we okno otwar­te na ko­smicz­ną pust­kę. Oczy­wi­ście w świe­cie ska­ne­rów, la­se­rów mier­ni­czych i mo­ni­to­rów okno nie miało żad­ne­go za­sto­so­wa­nia, a nawet sta­no­wi­ło naj­słab­szy ele­ment kon­struk­cyj­ny Li­de­ra. Ale zdaniem pro­jek­tan­tów kor­po­ra­cji Mi&Das ma­szy­na słu­żą­ca do­słow­nej ani­hi­la­cji prze­ciw­ni­ka, mu­siała również prezentowac odpowiedni styl.

– Tak jest sir. Zna­la­złem kap­suł­kę. Teraz tylko po­zo­sta­je kejs jej od­zy­ska­nia. – Ha­czyk na końcu zda­nia pociągnął za nutę zainteresowania wszyst­kich ze­bra­nych na most­ku. Wścib­skie uszy za­ssa­ły przy­tłu­mio­ną uwer­tu­rę wy­bu­chów i syren, po­wo­du­jąc efek­tow­ną próżnię dźwięku.

– Od­no­szę wra­że­nie, że po­mi­mo ogło­sze­nia suk­ce­su in­for­mu­je mnie pan o jego braku – od­parł dy­rek­tor, pre­zen­tu­jąc Gen­ni­mu swój niewzruszony pro­fil.

Oczy­wi­ście Gen­ni znał odwieczną re­gu­łę wy­pra­co­wa­ną przez ko­lej­ne po­ko­le­nia niewolników, sług, parobków i sta­ży­stów. Otóż po­ziom to­le­ran­cji na złe wia­do­mo­ści spada wprost pro­por­cjo­nal­nie do wzro­stu rangi ich ad­re­sa­ta. Dlatego w założeniu jed­nym z celów awan­su jest po­sia­da­nie coraz więk­szej ilo­ści ludzi do roz­wią­zy­wa­nia try­wial­nych pro­ble­mów. Jednak praktyka życiowa pokazuje coś zupełnie odwrotnego.

– Sir, kap­suł­ka była do­kład­nie tam, gdzie pan wska­zał. – Genni dziar­sko połaskotał dyrektorskie ego, po czym zszedł na bar­dziej ostroż­ny ton. – Choć tro­chę się spóź­ni­łem. Wiem za to, że kod jest cały i bez­piecz­ny. Co praw­da zdo­by­cie go może wy­wo­łać mały fakap, ale nie cze­ka­jąc na pań­ski epró­wal, po­zwo­li­łem sobie pod­jąć pewne kroki. Może to zająć dłuż­szą chwi­lę, lecz z pew­no­ścią, po wpi­sa­niu kodu, sys­tem od­zy­ska pełną spraw­ność, a my ful kon­trol nad stat­kiem.

Genni skie­ro­wał oczy na ko­smos i wy­bu­chy za oknem. Sta­rał się nie pa­trzeć na kon­so­lę do­wo­dze­nia, przez którą to kwa­drans temu Davy nie­chcą­cy spa­ra­li­żo­wał cały sta­tek. Pro­to­kół bez­pie­czeń­stwa Li­de­ra za­kła­dał, że aby zmniej­szyć ry­zy­ko upro­wa­dze­nia jednostki, funk­cje bo­jo­we krą­żow­ni­ka mogło od­blo­ko­wać je­dy­nie spe­cjal­ne hasło z au­to­ry­za­cją Ge­ne­ral Di­rec­tora. Trzy­krot­ne błęd­ne wpi­sa­ne go unie­ru­cha­mia­ło cały okręt do czasu wpro­wa­dze­nia kodu za­pa­so­we­go, za­mknię­te­go w spe­cjal­nej kap­suł­ce – tylko że jej po­ło­że­nie także znał wy­łącz­nie Davy. Nie­ste­ty po­my­sło­daw­ca tej ge­nial­ne­j formy pre­wen­cji nie prze­wi­dział, że naj­słab­szym ogni­wem sche­ma­tu może oka­zać się sam dy­rek­tor. Nie­mniej Davy w ogóle nie czuł się winny, więc zamiast niego to Genni za­drę­czał się, że znając dyrektora pozwolił mu na swobodę.

Davy potrzebował momentu na zastanowienie, a Genni cały czas stał na bacz­ność, na­pię­ty ni­czym zbyt krót­ka stru­na w za dużej gi­ta­rze. Nie­ste­ty efekt pro­fe­sjo­na­li­zmu psuł wy­ry­wa­ją­cy się, bisz­kop­to­wy la­bra­dorek, któ­re­go Team Le­ader wciąż twar­do trzy­mał pod pachą.

– Zdo­by­cie? W sen­sie…czy Ciapa zo­stał w to za­mie­sza­ny? – za­py­tał Davy po chwili.

– Sir, mam ab­so­lut­ną pew­ność, że wsku­tek okoliczności nie­moż­li­wych do prze­wi­dze­nia przez ni­ko­go pań­ski szcze­niak, po­przez prze­łyk, stał się tym­cza­so­wym schow­kiem na kap­suł­kę z na­szym kodem re­star­tu­ją­cym. – za­mel­do­wał Genni i przy­po­mniał sobie o protokole. – Bar­dzo uro­czym schow­kiem, po­zwo­lę sobie stwier­dzić.

 Dy­rek­tor od­wró­cił się w od­po­wied­nio wy­mie­rzo­nym tem­pie i pod­szedł do Gen­nie­go. Wziął psia­ka na ręce, obej­rzał z każ­dej stro­ny, po czym wbił wzrok w czar­ne śle­pia, jakby chciał prze­świe­tlić go do sa­me­go ogona. W psich oczach Davy nie do­strzegł nic poza swoim od­bi­ciem i bez­gra­nicz­ną mi­ło­ścią.

– A swoją teo­rię opie­ra pan na…? – za­py­tał Davy wciąż ana­li­zu­jąc Ciapę.

– Strzę­pach pu­deł­ka po her­bat­ni­kach, tego w któ­rym scho­wał pan kap­suł­kę, oraz gu­mo­wym kur­cza­ku.

– Kur­cza­ku?

– Takim z pisz­czał­ką w środ­ku sir. Jego głowa le­ża­ła po­mię­dzy ka­wał­ka­mi tek­tu­ry.

– IMO mejn ta­skiem li­de­ra Ki­nof­fy jest dba­nie o bez­pie­czeń­stwo służ­bo­we­go sprzę­tu, w tym dy­rek­tor­skie­go pie­ska – wtrą­cił Ru­pert Spi­vak, jak za­wsze nie­py­ta­ny przez ni­ko­go. Jego głos był lepki jak lep na muchy, a cha­rak­ter prze­bie­gły niczym ła­si­ca kan­dy­du­ją­ca w wy­bo­rach do le­śne­go se­na­tu.

Ju­nior Na­vi­ga­tion Ma­na­ger Ru­pert „Płaz” Spi­vak nie był lu­bia­ny przez ni­ko­go, ale nawet mu to odpowiadało. Wy­zna­wał za­sa­dę, że wspi­nacz­ka po szcze­blach ka­rie­ry trwa za wolno, bo dużo le­piej użyć windy za­si­la­nej tru­pa­mi swo­ich kon­ku­ren­tów. W pew­nym mo­men­cie służ­by kor­po­ra­cyj­nej przy­lgnął do niego przy­do­mek „Płaz”, bo też Ru­pert płasz­czył się przed każ­dym z odro­bi­ną wła­dzy. Kom­ple­men­ta­mi sma­ro­wał przy każ­dej oka­zji, a jed­no­cze­śnie sta­wał się ośli­zgły i ja­do­wi­ty, kiedy tylko od­wra­ca­no głowy.

– Jako pań­ski oso­bi­sty asy­stent, tim lider Ki­nof­fa po­wi­nien być szcze­gól­nie ostroż­ny. – Spivak powtórzył dla pewności.

– Dzię­ku­ję za po­dzie­le­nie się swoją opi­nią młod­szy me­na­dże­rze Spi­vak. – Davy nie tyle za­ak­cen­to­wał słowo „młod­szy”, co po­ło­żył na nie ko­wa­dło. – Jed­nak FYI obec­nie jest to spra­wa dru­go­rzęd­na, jeśli nawet nie trze­cio. Nie­mniej warto zro­bić brif o kwe­stii za­bez­pie­cze­nia wraż­li­wych da­nych przy oka­zji ko­lej­ne­go mi­tin­gu rady nad­zor­czej.

 – Na­tu­ral­nie sir. Cho­dzi­ło mi tylko o dobro naszego pu­pi­la. – Płaz po­spiesz­nie się wy­co­fał, za­cie­ra­jąc po sobie ślady gło­sem peł­nym cukru i wę­żo­wej po­ko­ry.

Prze­ci­wień­stwem  Spi­va­ka i jego na­tu­ral­nym wro­giem był Genni – całkiem uprzej­my gość po­zba­wio­ny wszel­kiej potrzeby ry­wa­li­za­cji. To wy­star­czy­ło, by zy­skać bez­gra­nicz­ne za­ufa­nie resz­ty za­ło­gi Li­de­ra. Cho­ciaż­by teraz Team Le­ader Ki­nof­fa miał ze sobą iden­ty­fi­ka­tor jed­ne­go ze sprzą­ta­czy, po­nie­waż swój po­ży­czył komuś trzy dni temu. Poza tym Genni za­sły­nął jako „ten gość co wszyst­ko za­ła­twi”. Jed­nak cza­sa­mi Genni miał po pro­stu wra­że­nie, że inni wolą wi­dzieć same pro­ble­my, tam gdzie on moż­li­we roz­wią­za­nia. Jak na przy­kład wtedy, gdy udało mu się prze­my­cić Ciapę na po­kład Li­de­ra, a wy­star­czy­ło za­re­je­stro­wać szcze­nia­ka jako część za­opa­trze­nia. Dy­rek­tor chciał je­dy­nie mieć przy sobie ko­cha­ne­go pu­pi­la, więc już nie do­cie­kał dla­cze­go do wy­ka­zu za­pa­sów ku­chen­nych ktoś długopisem do­pi­sał „spe­cjał azja­tyc­ki”.

 – Oczy­wi­ście. Nigdy nie po­są­dził­bym pana o ego­istycz­ne in­ten­cje. AFAIK jest pan pod­ręcz­ni­ko­wym przy­kła­dem al­tru­izmu – po­wie­dział Davy bez cie­nia zło­śli­wo­ści.

– Zga­dza się sir. Za­wsze ża­ło­wa­łem, że je­stem je­dy­na­kiem i nie mo­głem opie­ko­wać się młod­szym ro­dzeń­stwem – od­po­wie­dział Płaz z lekko ner­wo­wym uśmiesz­kiem. Co jak co, ale żarty prze­ło­żo­ne­go są śmiesz­ne wręcz re­gu­la­mi­no­wo.

– To ide­al­nie, bo mam dla pana spe­cjal­ny task – odparł dy­rek­tor, a Ru­pert wystrzelił na bacz­ność. Błysk w oczach na­wi­ga­to­ra za­sy­gna­li­zo­wał o wy­świe­tle­niu przed nimi wizji szyb­kie­go awan­su. – Ciapa wy­ma­ga cią­głej opie­ki. Uważnego tra­ko­wa­nia momentu po­ja­wie­nia się kap­suł­ki z kodem. Ro­zu­mie pan co mam na myśli?

– Spe­cjal­ny task? Tylko dla mnie?

– Do­kład­nie. Zga­du­ję, że mam pań­ski ak­cept, więc ju­nior na­wi­gejszon­ me­na­dże­rze Spi­vak mia­nu­ję pana men…– Dy­rek­tor wy­ha­mo­wał. Da­wa­nie Pła­zo­wi zbyt dużej wła­dzy prze­ro­dzi­ło­by go z nie­szko­dli­we­go nad­gor­liw­ca w nie­bez­piecz­nego sza­leń­ca. – Ju­nior me­na­dże­rem ds. pro­ce­sów wyj­ścio­wych…mhm tak. Rzecz jasna z do­dat­ko­wy­mi obo­wiąz­ka­mi nie wiąże się pod­wyż­ka żołdu ani be­ne­fi­ty.

– Tak jest panie dy­rek­to­rze! – Spi­vak z sza­cun­kiem prze­jął Ciapę od dy­rek­to­ra, za­sa­lu­to­wał i kurczowo chwy­cił się po­bli­skie­go pul­pi­tu, gdy ko­lej­ny wy­buch wstrzą­snął całym stat­kiem.

 Resz­ta za­ło­gi na most­ku nie była pochłonięta rozmową i interesowały ją inne rzeczy, jak np. trzy­ma­nie Li­de­ra w jed­nym ka­wał­ku. Przy kon­so­li ko­mu­ni­ka­cyj­nej kilka zgar­bio­nych i cia­sno zbi­tych ple­ców żywo wy­mie­nia­ło się in­for­ma­cja­mi, lecz na tyle cicho, by nie­ofi­cjal­ne roz­ka­zy nie do­bie­gły do dy­rek­tor­skich uszu. Jako że chwi­lo­wo stał się nie­po­trzeb­ny Genni wes­tchnął cięż­ko i pod­szedł do ze­bra­nych. Po­mi­mo ostat­nich wy­da­rzeń za­ło­ga w dal­szym ciągu nie zwąt­pi­ła w jego nad­na­tu­ral­ne umie­jęt­no­ści or­ga­ni­za­cyj­ne. Zgo­dzi­li­by się na wszyst­ko, co Genni za­proponuje, choć sam Genni na to się nie zga­dzał.

– …nie­spo­dzie­wa­nie wy­le­ciał z nad­świetl­nej zaraz obok na­szej jed­nost­ki. Próż­nia­rze pierw­si otwo­rzy­li ogień. Kod au­to­ry­za­cyj­ny zo­stał trzy­krot­nie źle wpro­wa­dzo­ny, przez co cały sta­tek uległ blo­ka­dzie…– re­fe­ro­wał do mi­kro­fo­nu jeden z ope­ra­to­rów.

Genni już miał ­pro­sić o krót­ki opis sy­tu­acji, ale sto­ją­cy obok ku­charz Pan Ka­nap­ka wy­szedł z od­po­wie­dzią. Chwi­lę przed ata­kiem przy­niósł na mo­stek nową do­sta­wę bułek z szyn­ką, a że było tu cie­ka­wiej niż w kuch­ni, to po­sta­no­wił zo­stać.

– Ro­bi­my trze­ci kol do sa­por­tu. Za każ­dym razem fid­bek mówi, że brif sy­tu­acji jest za mało do­kład­ny. Wci­snę­li­śmy też kit, że ten za­pa­so­wy kod się zgu­bił.

– …nie je­ste­śmy w sta­nie uru­cho­mić na­pę­du, ani broni po­kła­do­wej. Dzia­ła­ją je­dy­nie tar­cze i la­se­ry dez­orien­tu­ją­ce, ale i tak już ledwo ciągną. Ekra­ny wciąż wy­świe­tla­ją ko­mu­ni­kat “Do­stęp za­blo­ko­wa­ny. Skon­tak­tuj się z ad­mi­ni­stra­to­rem sieci”…

– Może do­daj­cie jesz­cze fej­wor o to, by w ko­dzie nie było żad­nych zer, bo znów dyr…ktoś po­my­li je z dużą li­te­rą “O”. – Genni odro­bi­nę ulżył sobie cy­ni­zmem.

– …pro­si­my rów­nież o brak zer w ko­dzie, by nie do­szło do fa­ka­pu – prze­ka­zał spi­ker bez cie­nia wa­ha­nia. Szyb­ko prze­wer­to­wał listę kodów, za­trzy­mał się w sek­cji alar­mo­wej i do­kład­nie prze­li­te­ro­wał ten za­pi­sa­ny naj­grub­szy­mi, naj­czer­wień­szy­mi li­te­ra­mi. – A.S.A.P.

Przerażony Genni odnotował w głowie, żeby na przyszłość informować ludzi kiedy zaczyna żartować.

 

At­mos­fe­ra na most­ku gęst­nia­ła szyb­ciej niż rosół w lo­dów­ce i sta­wa­ła się rów­nie nie­ciekawa. Dy­rek­tor dalej stał nie­ru­cho­mo przy swo­jej kon­so­li, ale resz­ta za­ło­gi coraz bar­dziej pod­da­wa­ła się ner­wom. Wszyst­ko wska­zy­wa­ło na to, że próż­nia­rze po­sta­no­wi­li urzą­dzić sobie wie­trze­nie skła­du amu­ni­cji. Nie tra­cąc czasu na kon­cen­tro­wa­nie ostrza­łu i prze­bi­cie osłon, pi­ra­ci po­kry­wa­li cały ka­dłub Li­de­ra chmu­rą róż­no­ko­lo­ro­wych eks­plo­zji. Wy­czyn tym bar­dziej godny od­no­to­wa­nia, że pod­sta­rza­ła krypa pi­ra­tów była co naj­mniej kil­ka­set razy mniej­sza od lśnią­ce­go krą­żow­ni­ka kor­po­ra­cji Mi&Das. Próż­nia­rze ro­bi­li pętle, kor­ko­cią­gi, ob­la­ty­wa­li Li­de­ra z każ­dej stro­ny, ani na chwi­lę nie prze­ry­wa­jąc ognia. Zu­peł­nie jakby bar­dzo zmal­tre­to­wa­ny przez życie giez postanowił wyładować swoją frustrację na sparaliżowanym ru­ma­ku czy­stej krwi. Ta­ką opo­wie­ścią szanujący się pi­rat czym prę­dzej po­chwa­lił­by się w każdej napotkanej kan­ty­nie, gar­kuch­ni czy skle­pie z pa­miąt­ka­mi. Skoro jed­nak w obec­nej chwi­li wi­dow­nia była dość ogra­ni­czo­na…

Wy­bu­chy usta­ły, a ciszę roz­dzie­ra­ło je­dy­nie mia­ro­we bu­cze­nie alar­mu po­kła­do­we­go. W pewnej chwili z su­fi­tu przed fron­to­wym oknem zsu­nął się wiel­ki ekran z wyświetlonym ko­mu­ni­ka­tem:

“Po­łą­cze­nie przy­cho­dzą­ce od – 370HSSV 0773H. Przy­jąć? [Y/N]? “

Trzy­dzie­ści par oczu skie­ro­wa­ło się na dy­rek­to­ra Davy’ego. Hum­ph­rey dum­nie wy­piął pierś i lekko uniósł pod­bró­dek, przyj­mu­jąc od­po­wied­nią dla trud­nych roz­mów wer­sję po­sta­wy bok­ser­skiej. Lekkim ski­nie­niem głowy dał znak łącz­ni­ko­wi i zmru­żył oczy, pod­no­sząc nie­wi­dzial­ną gardę. Na ekra­nie po­ja­wi­ły się wy­szcze­rzo­ne, po­dziu­ra­wio­ne zęby, by po chwi­li ustą­pić miej­sca resz­cie głowy wła­ści­cie­la, kiedy ten od­su­nął się od ka­me­ry. Łysa, nie­do­my­ta z sadzy twarz do­sko­na­le pa­so­wa­ła do resz­ty stat­ku pi­ra­ta. Opar­cie fo­te­la do­wód­cy próż­nia­rzy było poszarpane i miej­sca­mi wy­cho­dzi­ła z niego gąbka. Więk­szość most­ka skry­wał mrok, ale i tak dało się zo­ba­czyć, że rdza miała tam nie­złą ucztę. Gen­nie­mu wy­da­wa­ło się, że sły­szy sy­k ucie­ka­ją­cej pary. Próż­niarz za­czął szyb­ko pisać na kla­wia­tu­rze, nie prze­ry­wa­jąc pa­skud­ne­go uśmie­chu.

„Siema ziem­nia­ki!!1! Ladna lajba XD ” prze­mó­wi­ły zie­lo­ne na­pi­sy wy­świe­tlo­ne pod pi­ra­tem, po czym próż­niarz od­chy­lił się do tyłu i bez­gło­śnie ryk­nął ze śmie­chu.

W ko­smo­sie tlen jest luk­su­sem, dlatego próżniarze od ma­łe­go uczą się zu­ży­wać go jak naj­mniej. W imię oszczęd­no­ści zre­zy­gno­wa­li z mowy werbalnej na rzecz ko­mu­ni­ko­wa­nia się pi­sa­ny­mi wia­do­mo­ścia­mi oraz ge­sta­mi. Podobno takie rozwiązanie ma sporo zalet. Jest ci­szej, lu­dzie po­ro­zu­mie­wa­ją się bar­dziej prze­my­śla­nie, a butla z tlenem jest doskonałym prezentem na każdą okazję. Nie­ste­ty jed­no­cze­śnie swój re­ne­sans prze­ży­wa­ją mi­mo­wie.

– Raczy pan wy­ba­czyć, ale słabo znam wasz len­głydż – po­wie­dział dy­rek­tor Davy. – Do tej pory mo­głem was spo­tkać je­dy­nie jako ko­or­dy­na­ty ar­ty­le­ryj­skie. AFAIK wspo­mnia­ne “ziem­nia­ki” to pew­nie pospolite okre­śle­nie nas, Zie­mian. Po­zwo­lę zatem od­po­wied­nio się przed­sta­wić. Je­stem ge­ne­ral di­rektor Hum­ph­ry Davy z kor­po­ra­cji Mi&Das. A tę wąt­pli­wą przy­jem­ność mam z…?

Dy­rek­to­ro­wi od­po­wie­dział ko­lej­ny bez­gło­śny śmiech, a zaraz potem szyb­kie stu­ka­nie na kla­wia­tu­rze. Próż­niarz był młody. Genni do­pie­ro teraz za­uwa­żył bia­łe łeb­ki pryszczy prze­bi­ja­ją­ce się spo­mię­dzy plam sadzy.

„Je­stem Sweg a to moje Dzie­ci No­we­go Mil­le­nium at your se­rvi­ce 3:) ”. – Za­ko­mu­ni­ko­wał ko­lej­ny napis. Uśmie­szek na twa­rzy Swega nieco stę­żał, gdy próż­niarz wy­ko­nał te­atral­ny ukłon. Dy­rek­tor ski­nął głową.

„Any last words zanim was zmie­cie­my”

„???” – za­py­ta­ły dwie na­stęp­ne wia­do­mo­ści.

– W obec­nym kej­sie może wam się wy­da­wać, że macie prze­wa­gę. FYI je­ste­ście w błę­dzie. Mi&Das jest świa­to­wym li­de­rem w do­star­cza­niu roz­wią­zań bo­jo­wych, mi­li­tar­nych i woj­sko­wych. Two­rzy­my po­stęp, za­pew­nia­my ewo­lu­cję na­szym klien­tom. Naszą misją jest nisz­cze­nie wszel­kich form ze­psu­cia i de­pra­wa­cji. – Davy wy­re­cy­to­wał pierw­sze zda­nia ulotki dla no­wych pra­cow­ni­ków kor­po­ra­cji, a kątem oka Genni wi­dział, jak Płaz bezgłośnie po­wta­rzał za dy­rek­to­rem każde słowo. – Skoro jed­nak na razie obyło się bez ofiar, daję wam szan­sę na pod­da­nie się. De­dlajn na wasz ak­cept mija za trzy­dzie­ści se­kund.

„Dafuq? (@_@) To wy macie sie pod­dac lol. #epic­fa­il”. – Za­błysł napis i zdziwienie na twarzy Swega.

– Cóż, nasz bekap zaraz tu się zjawi, a wtedy nie bę­dzie czasu na ko­lej­ny mi­ting. Są rap­tem parę kli­ków od na­sze­go kwa­dra­tu. Ostat­ni raz pro­po­nu­ję wam bez­wa­run­ko­wą ka­pi­tu­la­cję zanim sy­tu­acja się skom­pli­ku­je.

Żaden mięsień na dyrektorskiej twarzy nawet nie drgnął – Genni ob­ser­wo­wał uważ­nie. Sku­ba­ny za­cho­wu­je ka­mien­ną twarz po­mi­mo tego, że sy­tu­acja już się skom­pli­ko­wa­ła. Nie­moż­li­we żeby ktoś miał w sobie tyle opty­mi­zmu.

„Albo śle­pej głu­po­ty” za­pisz­czał głos z ja­kie­goś ciem­ne­go, nie­zna­ne­go wcze­śniej miej­sca w pod­świa­do­mo­ści Gen­nie­go.

Zwąt­pie­nie za­czę­ło stop­nio­wo zaj­mo­wać ko­lej­ne kawałki prysz­czy i sadzy na twa­rzy Swega. Był pi­ra­tem od uro­dze­nia, a ma­ga­zy­nek od pi­sto­le­tu słu­żył za mu pierw­szą grze­chot­kę. Potem dwa­na­ście lat la­ta­nia pod cu­dzy­mi ban­de­ra­mi, by ko­lej­ne pięć lan­so­wać swoją wła­sną markę. Dużo wi­dział i sły­szał dru­gie tyle, ale jesz­cze nigdy ofia­ra bli­ska śmier­ci nie oka­zy­wa­ła mu łaski. Co jak co, ale to za­wsze był przy­wi­lej stro­ny do­mi­nu­ją­cej.

„8D”

„ROTFL LMAO”

„wy prze­gra­li­scie wiec to my mo­ze­my sie nad wami zli­to­wac. Just sayin’ ”. – Po­ja­wi­ły się ko­lej­ne wia­do­mo­ści jedna pod drugą.

Dy­rek­tor oka­zał naj­szczer­sze zdu­mie­nie.

– Oba­wiam się, że jest zu­peł­nie od­wrot­nie. Wszyst­kie kej­pia­je wska­zu­ją, że w dal­szej per­spek­ty­wie nasz chwi­lo­wy brak ak­tyw­no­ści ofen­syw­nej nie prze­ło­ży się na ko­rzyst­ny dla was ba­lans pro­fit-end-loses. To my oka­zu­je­my wam teraz li­tość.

„#fa­ce­palm” – na­pi­sał Sweg, po czym gło­śno pla­snął się otwar­tą dło­nią w czoło. – „Nasza wy­gra­na! Pwned noobs! My da­je­my wam laske. Won! Jazda ztad!!1”.

Genni osłupiał, będąc pod wra­że­niem umie­jęt­no­ści ne­go­cja­cyj­nych dy­rek­to­ra Davy`iego. Jed­nak se­kun­dę później cichy gło­sik trzep­nął Ki­nof­fę w tył głowy, że prze­cież Hum­ph­rey nie ma żad­nych umie­jęt­no­ści ne­go­cja­cyj­nych, więc prze­bieg roz­mo­wy po­dyk­to­wał przy­pa­dek. Genni szyb­ko rzu­cił okiem na kon­so­lę ko­mu­ni­ka­cji, ale ziem­ski sup­port wciąż mil­czał.

– Sir, mogę pana pro­sić na słów­ko? – Ki­nof­fa na­chy­lił się do dy­rek­to­ra zanim ten zdą­żył ode­zwać się do pi­ra­ta. – Nie chce się wtrą­cać w mi­ting, ale czy nie sądzi pan, że może warto by chwi­lę dłu­żej roz­wa­żyć ich pro­po­zy­cję?

Od stóp do głowy Genni zo­stał zmie­rzo­ny wzro­kiem peł­nym naj­głęb­sze­go nie­do­wie­rza­nia. Stru­chlał i sam siebie skarcił, ale prze­cież znów robił to co na­le­ży.

– Non­sens tim li­de­rze Kinoffa. Jesz­cze chwi­la, a te pry­mi­ty­wy się pod­da­dzą. Jaki mają inny czojs? Za­wsze po­wta­rzam, że jest pan moim naj­więk­szym od­kry­ciem, lecz teraz pro­szę po­zo­sta­wić to mnie.

– Oczy­wi­ście sir i dzię­ku­ję. Chciał­bym jed­nak za­su­ge­ro­wać, że nawet uda­jąc in­te­rest mo­że­my łatwo zy­skać tro­chę czasu, na tyle aby fid­bek z za­pa­so­wym kodem zdą­żył do nas do­trzeć. Póki co i tak nie mo­że­my nawet od­pa­lić sil­ni­ków.

– Czy wy wła­śnie mó­wi­cie dy­rek­to­ro­wi, co po­wi­nien robić tim li­de­rze Ki­nof­fa? – Spi­vak od dłuż­sze­go czasu cze­kał na mo­ment kiedy mógł­by kogoś zdenerwować. – Nie ufa­cie jego oce­nie sy­tu­acji?

– Nawet bym nie śmiał. Mam cał­ko­wi­te za­ufa­nie do pań­skiej in­tu­icji dy­rek­to­rze Davy. – “Szcze­gól­nie jeśli ktoś po­pchnie ją w do­brym kie­run­ku” Genni do­po­wie­dział już w my­ślach. – Czy kejs Ciapy jest bli­ski fi­na­li­za­cji, młod­szy me­na­dże­rze Spi­vak?

– Wy­zna­czo­ny tar­get jest bli­żej niż dalej, tim li­de­rze Ki­nof­fa – od­parł dum­nie Spi­vak i po­pa­trzył na ba­wią­ce­go się szcze­nia­ka z czu­ło­ścią lisa, który ze skra­ju lasu ob­ser­wu­je kar­mie­nie kur.

– W takim razie po­szu­kam dok­to­ra Si­mo­ny­ana, by przy­spie­szył kejs od­po­wied­nim me­dy­ka­men­tem. Po dro­dze za­bio­rę dla pana rów­nież mopa i ręcz­ni­ki. – Genni nie mógł się powstrzymać.

– Do­sko­na­le li­de­rze Ki­nof­fa. Za­wsze na­le­ży sza­no­wać ludzi bez­in­te­re­sow­nych oraz wy­ka­zu­ją­cych ini­cja­ty­wę. – Dy­rek­tor jed­no­cze­śnie po­chwa­lił i po­uczył. Nawet, w per­spek­ty­wie ry­chłej ka­ta­stro­fy oj­cow­ska część na­tu­ry Davy’ego nie da­wa­ła za wy­gra­ną. – Pro­szę się po­spie­szyć. Po­mi­mo opty­mi­stycz­nych za­pew­nień ze stro­ny młod­sze­go me­na­dże­ra Spi­va­ka, myślę że kon­dy­cja Ciapy wy­ma­ga szyb­kiej we­ry­fi­ka­cji. Poza tym ten kripi próż­niarz za­czy­na robić się nie­prze­wi­dy­wal­ny.

Po­dob­no  pies czę­sto dzie­li cha­rak­ter po swoim wła­ści­cie­lu. Pew­nie gdyby Ciapa spę­dził z dy­rek­to­rem wię­cej czasu, to jego szcze­ka­nie sta­ło­by się po­waż­ne i prze­my­śla­ne, a ga­nia­nie za wła­snym ogo­nem nie wcho­dzi­ło­by w ra­chu­bę. Jed­nak mając nie­ca­ły rok szcze­niak, zdą­żył na razie na­uczyć się od Davy’ego je­dy­nie opty­mi­zmu. Po­śród wszystkich obec­nych na most­ku, tylko ta dwój­ka nie stra­ci­ła głowy, gdy Swe­go­wi skoń­czy­ła się cier­pli­wość i wy­bu­chy roz­brzmia­ły na nowo. Dy­rek­tor chłod­nym wzro­kiem analizował morze bły­ska­ją­cych kon­tro­lek na kon­so­li do­wo­dze­nia, a Ciapa ra­do­śnie pod­gry­zał pięty resz­ty za­ło­gi.

Tym­cza­sem duża dawka stresu spa­li­ła u Gen­nie­go tro­chę ka­lo­rii. Dla­te­go po­pra­wił pas i szyb­kim kro­kiem ru­szył w kie­run­ku drzwi, by być go­to­wym do sprin­tu już na ko­ry­ta­rzu. Jed­nak plany Gen­nie­go zo­sta­ły gwał­tow­nie za­trzy­ma­ne na barku Ester Östlund, Se­nior Ar­til­le­ry Spe­cia­list, która aku­rat wcho­dzi­ła na mo­stek. Ki­nof­fa odbił się od niej jak kau­czu­ko­wa piłka od żel­be­to­no­wej ścia­ny i po kilku chwiej­nych kro­kach wy­lą­do­wał na ple­cach. Warto wspo­mnieć, że Ester była mniej­sza od Gen­nie­go o głowę, a więk­szość udzia­łów w bu­do­wie jej ciała na­le­ża­ła do ścię­gien i kości. Nie­mniej słab­szą tę­ży­znę fi­zycz­ną nad­ra­bia­ła stalową de­ter­mi­na­cją.

Ester wma­sze­ro­wa­ła na mo­stek tak raź­nie, że Genni ledwo zdą­żył po­zbie­rać się z podłogi, by nie zo­stać roz­dep­ta­nym przez ofi­cer­ki, roz­mia­r trzy­dzie­ści cztery.

– Po­gię­ło cię Ki­nof­fa?! – Głów­na ar­ty­le­rzy­stka miała ra­czej bez­po­śred­ni charakter. – Patrz gdzie le­ziesz. Dy­rek­to­rze! Przy­ła­pa­łam tego cioł­ka na dol­nym po­kła­dzie, gdy pró­bo­wał wleźć do ła­dow­ni­cy jed­ne­go z dział.

Resz­ta za­ło­gi zdo­ła­ła ode­rwać wzrok od drob­nej, ośle­pia­ją­cej pew­no­ścią sie­bie blon­dyn­ki i za­uwa­ży­ła osił­ka, któ­re­go Ester cią­gnę­ła za koł­nierz le­kar­skie­go far­tu­cha. HR Do­ctor Baba Si­mo­ny­an na­le­żał do osób, które nie­za­leż­nie od oko­licz­no­ści za­wsze będą gó­rować wzro­stem i sze­ro­ko­ścią.

– Przy­pil­no­wa­łam też, by wszyst­kie lufy były roz­grza­ne i go­to­we do zmie­ce­nia tych za­wszo­nych kun­dli z po­wie…prze­strz…pola wi­dze­nia, jak tylko da pan znać sir.

Jako osoba prostolinijna Ester miała w życiu jedno ma­rze­nie – w prawdziwej bitwie móc po­strze­lać z naj­więk­sze­go dzia­ła jakie zbudowano. Co praw­da Ester pa­so­wa­ła do kor­po­ra­cyj­ne­go życia jak pięść do nosa, ale że na chwi­lę obec­ną takie działo znaj­do­wa­ło się na po­kła­dzie Li­de­ra, to czego człowiek nie zrobi dla ma­rzeń. Nie­ste­ty, teraz Mi&Das nie pro­wa­dził żad­nej otwar­tej wojny, więc po­mi­mo bły­ska­wicz­nych awan­sów i za­rwa­nych nocy naj­młod­sza Se­nior Ar­til­le­ry Spe­cia­list w hi­sto­rii Aka­de­mii miała marne szan­se na zre­ali­zo­wa­nie długo wy­cze­ki­wa­ne­go pra­gnie­nia. Kiedy jed­nak w końcu czystym przypadkiem tra­fi­ła się oka­zja, jakiś wyżej po­sta­wio­ny kre­tyn za­blo­ko­wał cały sys­tem. Było oczy­wi­ste, że za chwilę ktoś do­sta­nie w zęby.

– Do­sko­na­ła wia­do­mość ar­ty­le­rzyst­ko Östlund – od­parł dy­rek­tor Davy, nie za­uwa­ża­jąc, jak Ester bez­gło­śnie do­po­wia­da­ „star­sza” – Ostrzał bę­dzie moż­li­wy, kiedy tylko sa­port upora się z drob­ną uster­ką. Pro­szę o cier­pli­wość. Co do kejsu nie­do­szłe­go czło­wie­ka-tor­pe­dy, tuszę że nie po­zba­wi­ła go pani przy­tom­no­ści? Nie­za­leż­nie od jego po­sta­wy, jest to jed­nak nasz je­dy­ny medyk na po­kła­dzie i jego obec­na pomoc by­ła­by nie­oce­nio­na.

– Nawet go nie dra­snę­łam. Łach­my­ta za bar­dzo się znie­czu­lił i nie było sensu mar­no­wać na niego ręki.

– Oba­wiam się, że nie ro­zu­miem i po­trze­bu­ję do­kład­niej­szy brif.

– Baba się skuł. Uro­bił? Ulu­lał? – wes­tchnę­ła Ester. Twarz dy­rek­to­ra dalej nie wy­ka­zy­wa­ła śladu zro­zu­mie­nia. – Doktor Si­mo­ny­an zużył na sobie resztki swoich za­pa­sów rumu. Tego któ­re­go uży­wał pod­czas spo­tkań te­ra­peu­tycz­nych z za­ło­gą.

– Ale prze­cież al­ko­hol na po­kła­dzie jest za­bro­nio­ny i HR dok­tor Si­mo­ny­an, do­sko­na­le o tym wie.

– Cóż, trzy­ma­nie zwie­rząt także – wy­pa­li­ła Ester. – Ale w końcu nic tak nie roz­wią­zu­je czło­wie­ko­wi ję­zy­ka, jak kilka pro­cen­tów, nie mam racji kom­pa­nia?

Wśród za­ło­gi po­ja­wi­ły się po­je­dyn­cze przy­tak­nię­cia, ale nie na tyle wy­raź­ne, by dy­rek­tor mógł zi­den­ty­fi­ko­wać ich nadaw­ców. Nie­mniej do ga­bi­ne­tu Baby, jako je­dy­ne­go źró­dła al­ko­ho­lu w pro­mie­niu kilku ty­się­cy lat świetl­nych, i tak cho­dził pra­wie każdy na Li­de­rze. Nie­ofi­cjal­nie pa­no­wa­ła epi­de­mia „ogól­ne­go zmę­cze­nia” i „braku mo­ty­wa­cji do służ­by”.

Naj­wy­raź­niej umysł Baby wciąż wy­ka­zy­wał względ­ną ak­tyw­ność. Sły­sząc, że o nim mowa dok­tor HR chwiej­nie wstał z po­mo­cą naj­bliż­sze­go pul­pi­tu. Na­stęp­nie po­ło­żył rękę na sercu i zaczął ki­wa­ć głową. Nie wia­do­mo, czy to ostat­nie było zamierzone, czy spo­wo­do­wa­ne wstrzą­sa­mi od ko­lej­nych eks­plo­zji.

– Prze­pra­szam wszyst­kich i każ­de­go z osob­na. Na­tu­ral­nie brzy­dzę się al­ko­ho­lem, ale to tam…– Baba mach­nął ręką, i przy oka­zji całym sobą, w kie­run­ku fron­to­we­go okna oraz wy­bu­chów. Ki­wa­nie głową nie zo­sta­ło prze­rwa­ne. – Weźmy uznaj­my to za oko­licz­no­ści ła­go­dzą­ce.

– Dok­to­rze Si­mo­ny­an. Pań­skie za­cho­wa­nie jest da­le­ko po­ni­żej ocze­ki­wa­nej normy. Radzę jak naj­szyb­ciej do­pro­wa­dzić się do żoł­nier­skich kej­piaj – po­wie­dział spo­koj­nie dy­rek­tor Davy, choć każde słowo sma­ga­ło ni­czym bicz. – Może pan ura­to­wać reszt­ki swo­jej re­pu­ta­cji po­ma­ga­jąc nam z pew­nym isiu. Pro­szę mi po­wie­dzieć, w jakim stop­niu pań­ski dok­to­rat z za­kre­su scho­rzeń ko­smo­po­chod­nych obej­mo­wał fi­cze­ry we­te­ry­na­rii, w tym eks­trak­cję obiek­tów po­łknię­tych?

Davy ski­nął na Płaza, który od dłuższej chwi­li wy­pa­lał Ester po­gar­dli­wym wzro­kiem. Spi­vak ode­rwał psa od swo­je­go buta, pod­szedł i z ostroż­no­ścią godną naj­więk­szych dzieł sztu­ki nie­chęt­nie podał Ciapę dok­to­ro­wi. Si­mo­ny­ana także miał głę­bo­ko w po­wa­ża­niu, po­nie­waż le­karz ciągle zwra­cał uwagę Pła­zo­wi, że mob­bing wobec osób niż­szych szar­żą jest za­bro­nio­ny. Nie­ste­ty za każ­dym razem dys­ku­sja roz­bi­ja­ła się o „To niby jak ina­czej mają pamiętać, że są niżsi rangą, hę?”.

Dok­tor HR wziął psia­ka. Po­ło­żył go na grzbie­cie na jed­nej ręce, a drugą za­czął ener­gicz­nie dra­pać Ciapę po brzu­chu, głup­ko­wa­to się przy tym śmie­jąc. Chwilę póź­niej Baba spo­waż­niał, prze­ana­li­zo­wał ten ko­niec psa, który nie szcze­kał ra­do­śnie, oddał szcze­nia­ka Pła­zo­wi, po czym spoj­rzał dy­rek­to­ro­wi głę­bo­ko w czu­bek nosa.

– Etyka le­kar­ska wy­ma­ga, abym był z panem szcze­ry. – Baba wes­tchnął. – Zro­bi­łem wszyst­ko co w mojej mocy. Po­zo­sta­je mieć na­dzie­ję.

Po­mi­mo coraz gło­śniej­szych wy­bu­chów Genni usły­szał, jak po­wie­trze z le­ciut­kim sy­kiem ula­tu­je z dy­rek­to­ra Davy’ego. Od mo­men­tu ataku próż­niow­ców we­wnętrz­na sa­mo­dy­scy­pli­na Hum­ph­rey’a wy­trzy­my­wa­ła bez za­rzu­tu, ale teraz jedna po­wie­ka za­czy­na­ła niebezpiecznie drgać.

– Taaak, dzię­ku­ję dok­to­rze Si­mo­ny­an. – Dy­rek­tor po­dzię­ko­wał głosem zimnym jak kosmiczna próżnia.

– Oczy­wi­ście jest jesz­cze jeden spo­sób, ale z uwagi na nie­bez­pie­czeń­stwo fa­ka­pu, ak­cept nie może na­le­żeć do mnie.

– Jakie li­de­rze Si­mo­ny­an? – Davy za­py­tał ostrze­gaw­czo, ale Baba był zbyt znie­czu­lo­ny na ja­kie­kol­wiek su­ge­stie.

– Na za­ję­ciach am­bu­la­to­ryj­nych mie­li­śmy ćwi­cze­nia z sek­cji mysz…

– Dzię­ku­ję młod­szy asy­sten­cie Si­mo­ny­an.

– Tutaj nawet bę­dzie ła­twiej, bo pie­sek jest prze­cież więk­szy…

Po­łą­cze­ni nie­wi­dzial­ną nicią porozumienia Genni i Ester równocześnie do­sko­czy­li i od­cią­gnę­li Babę od dy­rek­to­ra. Wi­docz­nie pomimo hardości charakteru Ester bardziej za­le­ża­ło na upo­mnie­niu Baby niż na wy­ro­ku.

Na Li­de­rze słu­ży­ło pra­wie trzy­stu ludzi, a dzię­ki sys­te­mo­wi wy­mia­ny drob­nych przy­sług Genni po­znał pra­wie każ­de­go. Jed­nak to wła­śnie Ester wy­da­wa­ła mu się dużo cie­kaw­sza od resz­ty. Wy­zna­wa­ła po­dob­ną do niego fi­lo­zo­fię „robię swoje i nie mówię ci, jak ty masz robić swoje”, a jej nieskomplikowane po­dej­ście do życia unie­moż­li­wia­ło pro­wa­dze­nie większych kłót­ni, co szcze­gól­nie po­do­ba­ło się Gen­nie­mu. Oczy­wi­ście nigdy jej tego nie po­wie­dział. Wszy­scy sły­sze­li, że pierw­sze mi­nu­ty jako do­wód­ca ze­spo­łu ar­ty­le­rzy­stów, skła­da­ją­ce­go się w ca­ło­ści męż­czyzn, Ester prze­zna­czy­ła na pokaz swo­je­go pra­we­go sier­po­we­go na nie­ja­kim Ko­gu­ci­ku, póź­niej na­zy­wa­nym Szczer­ba­kiem.

Ma­syw­ny Baba po­zwo­lił Ester i Gen­nie­mu do­cią­gnąć się do wyj­ścia. Już Genni otwie­rał śluzę znie­na­wi­dzo­nym iden­ty­fi­ka­to­rem, gdy oczy wy­peł­ni­ła ośle­pia­ją­ca biel, a uszy stłam­sił huk od­czu­wal­ny echem aż w żo­łąd­ku. Przez mo­ment Ki­nof­fa za­sta­na­wiał się, czy nie umarł, lecz ścią­gacz od iden­ty­fi­ka­to­ra ko­lej­ny raz przy­ciął mu palce i zweryfikował ten pogląd. Po chwi­li biel przed ocza­mi za­czę­ła na­bie­rać ko­lo­rów oraz kształ­tów, a tu­mult ustą­pił miej­sca wi­bru­ją­ce­mu ry­ko­wi sy­re­ny. Po­cząt­ko­wo twa­rze wszyst­kich na most­ku miały wyraz po­dob­ne­go zdez­o­rien­to­wa­nia. Lecz szyb­ko ustą­pi­ło ono miej­sca prze­ra­że­niu, gdy ko­lej­ni wska­zywali na kil­ku­cen­ty­me­tro­we pęk­nię­cie na środ­ku fron­to­we­go okna. Dwuto­no­wy po­cisk krioter­micz­ny wreszcie przedarł się przez obro­nę i rąb­nął bez­po­śred­nio w sta­tek.

– Do sza­lup! – za­krzyk­nę­ło trzy­dzie­ści gar­deł, ale tylko to trzy­dzie­ste pierw­sze miało tu de­cy­du­ją­cy głos.

Davy stał zwró­co­ny ple­ca­mi do Gen­nie­go, jed­nak ten znał dy­rek­to­ra na tyle długo, by wie­dzieć, że jego twarz dalej wy­ra­ża­ła sto­ic­ki spo­kój. Za­miast mio­tać go­rącz­ko­wy­mi roz­ka­za­mi Davy do­kład­nie zmie­rzył wzro­kiem pęk­nię­cie, ewi­dent­nie wy­li­czając wy­trzy­ma­łość stat­ku po­mno­żo­ną przez czas po­trzeb­ny na przy­by­cie po­sił­ków w sto­sun­ku do szans na na­stęp­ne tra­fie­nie.

– Zo­stać na miej­scach. – Davy od­parł bez emo­cji po kilku se­kun­dach.  – Jak wy­glą­da kejs z su­por­tem?

– Chwi­lę temu do­sta­li­śmy fid­bek, że zgło­sze­nie zo­sta­ło przy­ję­te, lecz póki co nie otrzy­ma­li­śmy nic kon­kret­niej­sze­go. – od­po­wie­dział jeden ze spe­cja­li­stów łącz­ni­ko­wych po chwi­lo­wym szoku, po czym zre­flek­to­wał się i dodał. – Panie dy­rek­to­rze sir.

– To aku­rat cał­kiem kon­kret­na in­for­ma­cja żoł­nie­rzu. Wiemy, że CSO już pra­cu­je nad na­szym fa­ka­pem, a to od­po­wied­ni lu­dzie na od­po­wied­nim miej­scu.

„To zu­peł­nie jak klaun w cyrku” po­my­ślał Genni, który uznał że nie ma już sensu wy­no­sić Baby z most­ka, skoro dy­rek­tor prze­stał się nim in­te­re­so­wać. Roz­sąd­ek podpowiadał zo­stanie tutaj.

– Je­stem też pewny, że bekap przy­bę­dzie lada mo­ment, a pi­ra­ci umkną na sam widok na­szej ar­ma­dy – dodał Davy, choć pew­ność w jego gło­sie nie roz­wia­ła ni­czy­ich wąt­pli­wo­ści. No może poza na­wi­ga­to­rem Spi­va­kiem, który trzy­mał Ciapę tak kur­czo­wo, jakby to była je­dy­na pewna rzecz w jego życiu. W końcu pies zdo­łał wy­krę­cić głowę na tyle, by ugryźć Płaza w nad­gar­stek. Nie­mniej Spivak, prze­ję­ty sło­wa­mi dy­rek­to­ra, nawet nie za­uwa­żył, jak szcze­niak wy­śli­znął się i po­mknął raźno ku swojemu panu.

W tym samym mo­men­cie Ester kom­plet­nie stra­ci­ła cier­pli­wość. Po­pa­trzy­ła na Gen­nie­go, zna­czą­co skinęła głową  i oboje jednocześnie upu­ści­li Babę. Ponad stu­ki­lo­gra­mo­wy dok­tor HR gruch­nął o me­ta­lo­wą po­sadz­kę, ale nie prze­jął się tym zbyt­nio, bo aku­rat uciął sobie drzem­kę. Ester ru­szy­ła w kie­run­ku dy­rek­to­ra, ale zdo­ła­ła przejść kilka kro­ków zanim Ki­nof­fa zła­pał ją za rękę.

– No co ty. Prze­cież on prę­dzej sam nas wszyst­kich wy­sa­dzi za­miast po­zwo­lić na uciecz­kę – po­wie­dział.

Star­sza ar­ty­le­rzyst­ka naj­pierw po­pa­trzy­ła na jego uścisk, potem na Gen­nie­go, na­stęp­nie na wolne już przed­ra­mię, ale nic nie od­po­wie­dzia­ła. Jako czło­wiek uło­żo­ny Genni nie mógł w żaden spo­sób przej­rzeć nie­obli­czal­nych myśli wściekłej Ester. Dla­te­go nic dziw­ne­go, że gdy ar­ty­le­rzyst­ka zo­ba­czy­ła bie­gną­ce­go Ciapę i sko­czy­ła na niego jak pan­te­ra, przy­gważ­dża­jąc go do pod­ło­gi, Ki­nof­fa razem z in­ny­mi stał i za­sta­na­wiał się, czy oczy go nie okłamują. Ko­rzy­sta­jąc z za­sko­cze­nia Ester przy­ci­snę­ła szcze­nia­ka do pier­si i rzu­ci­ła się w kie­run­ku drzwi.

Jako za­wsze trzeź­wo my­ślą­cy pierw­szy za­re­ago­wał dy­rek­tor i od­krzyk­nął coś do Gen­nie­go, gdy Ester prze­mknę­ła obok niego w po­zy­cji roz­pę­dzo­ne­go za­wod­ni­ka rugby. Jed­nak sko­ło­wa­ny Team Le­ader nie ruszył się z miej­sca, więc Davy sam pognał za ucie­ki­nier­ką. Po­mi­mo po­de­szłe­go wieku kon­dy­cją nie ustę­po­wał mło­dziut­kiej Ester. Wy­pa­dli na ko­ry­tarz i popędzili jedno za dru­gim, a drzwi powoli za­mknę­ły się z ele­ganc­kim sy­kiem.

W ogól­nym mil­cze­niu i bez­ru­chu wszy­scy zdali sobie spra­wę, że bez dy­rek­to­ra i chwi­lo­wo nie­czyn­nego dok­to­ra HR, to Genni zo­stał naj­star­szym stop­niem na most­ku do­wo­dze­nia. Tylko że rów­no­cze­śnie z młod­szym me­na­dże­rem Spi­va­kiem.

– Sły­sze­li­ście dy­rek­to­ra! Zo­stać na miej­scu! I niech żaden nawet nie myśli o ucie­ka­niu! – za­skrze­czał Płaz, a sza­lo­ne ogni­ki ambicji zabłysły w jego oczach.

To nie wydawało się ­moż­li­we, ale sy­tu­acja dała radę stać się jesz­cze gor­sza niż przed­tem. Raz po raz rzu­ca­no Gen­nie­mu bła­gal­ne spoj­rze­nia. Wie­dział, że ze Spi­va­kiem u steru wszy­scy będą tru­pa­mi nawet bez udzia­łu próż­niarzy. Jed­nak z dru­giej stro­ny wro­dzo­ny brak pew­no­ści sie­bie i uprzej­mość wy­wo­ły­wa­ły u Gen­nie­go wstręt do wszel­kich form roz­sta­wia­nia ludzi po ką­tach.

Dy­le­mat Team Le­ade­ra nie­ocze­ki­wa­nie roz­wią­zał za niego dok­tor Si­mo­ny­an. Ol­brzym wstał cał­kiem pio­no­wo i chy­bo­tli­wie ru­szył do Spi­va­ka. Mimo to młod­szy me­na­dżer, ośle­pio­ny wizją swo­jej bły­ska­wicz­nej ka­rie­ry nawet nie zauważył sunącej ku niemu pieści lekarza pokładowego. Płaz za­krę­cił się w nieco ba­le­to­wym stylu, po czym upadł na wy­cia­gnię­te ra­mio­na Baby. Dok­tor za­rzu­cił go sobie na ramię i spoj­rzał męt­nym wzro­kiem na Gen­nie­go, po czym wy­ma­sze­ro­wał z most­ka. Za­pa­no­wa­ła wy­cze­ku­ją­ca pauza. Wy­po­wie­dze­nie od­po­wied­nich słów było tylko for­mal­no­ścią.

– Eeee…ucie­ka­my? – Genni za­su­ge­ro­wał swój pierw­szy roz­kaz w życiu.

Go­to­wa na to za­ło­ga sko­czy­ła z miejsc, a Pana Ka­nap­ka po­cią­gnął za dźwignię sygnalizacyjną. Wnę­trze most­ka wy­peł­ni­ła czer­wo­na łuna świa­teł ewa­ku­acyj­nych, pod­czas gdy me­ga­fo­ny i oso­bi­ste ko­mu­ni­ka­to­ry po­nęt­nym, ko­bie­cym gło­sem poprosiły o spokojne udanie się do szalup.

Po­dob­no ka­pi­tan po­wi­nien ostatni zejść z po­kła­du. Jed­nak, jako że do­wód­cą zo­stał nie­py­ta­ny, Genni po­czuł się w pełni upra­wio­ny do szyb­kiej uciecz­ki. Póź­niej pod­czas śledz­twa opi­sał drogę po­mię­dzy most­kiem, a sza­lu­pą, jako zle­pek ryku syren, szyb­kie­go tu­po­tu nóg i dużej ilo­ści czer­wie­ni. Do­pie­ro gdy w zeznaniu do­tarł do dzia­łu E, gdzie mie­ści­ły się kap­su­ły ra­tun­ko­we, mógł podać wię­cej szcze­gó­łów.

Prze­ci­ska­jąc się przez tłum, Genni zo­ba­czył, jak w jed­nej z sza­lup rosły dok­tor Si­mo­ny­an ostroż­nie po­pra­wiał pasy bez­pie­czeń­stwa ma­łe­mu, wciąż pół­przy­tom­ne­mu Spi­va­ko­wi. Młod­szy me­na­dżer sie­dział z dur­nym uśmie­szkiem, za­mknię­ty w swo­jej fan­ta­zji. Gdyby Płaz nie był plu­skwą w ludz­kiej skó­rze, to może nawet Gen­nie­mu by­ło­by go żal. Z nie­wy­obra­żal­ną ulgą Ki­nof­fa opadł wresz­cie na wolny fotel w na­stęp­nej kap­su­le, za­piął uprząż i mocno wy­pu­ścił po­wie­trze z płuc. Dwie se­kun­dy póź­niej za­trza­śnię­to śluzę, a po­tęż­ne szarp­nię­cie i tur­bu­len­cje za­sy­gna­li­zo­wa­ły udaną uciecz­kę.

Kątem oka Genni do­strzegł ja­snoblond wło­sy o jeden fotel na lewo od sie­bie. Po­mię­dzy nim, a Ester sie­dział Hum­ph­rey. Na ko­la­nach trzy­mał bisz­kop­to­we­go la­bra­do­ra. Gła­skał go czule i spo­koj­nie pa­trzył przez okien­ko, jak seria bia­łych eks­plo­zji za­mie­nia krą­żow­nik kom­plek­so­wy Li­de­r, dumę kor­po­ra­cji Mi&Das, w chmurę dro­gie­go złomu.

– Dy­rek­to­rze? – za­py­tał ostroż­nie Genni, sta­ra­jąc się po­dzie­lić wzrok po­mię­dzy Davy’ego i pięk­ne zglisz­cza na ze­wnątrz.  

– Hmm…mia­łem rację, że był pan moim naj­więk­szym od­kry­ciem – od­parł Davy po chwi­li. Ku swo­je­mu zdu­mie­niu, Ki­nof­fa zo­ba­czył na jego twa­rzy lekki uśmiech.

– Czyli nie ma pan żalu o sta­tek?

– Oczy­wi­ście, że mam. To re­gu­lar­na służ­ba kor­po­ra­cyj­na i każda nie­sub­or­dy­na­cja to zwy­czaj­ny bunt. Za taki grozi sąd dys­cy­pli­nar­ny – od­rzekł Davy sta­now­czym, zwy­czaj­nym sobie tonem. Jed­nak malutki błysk ra­do­ści w jego oczach su­ge­ro­wa­ł, że w dy­rek­to­rze za­szła jakaś zmia­na. – Z dru­giej jed­nak stro­ny, pan i ar­ty­le­rzyst­ka Östlund, ura­to­wa­li­ście życie kilkuset ludzi, pod­czas gdy ja źle oce­ni­łem sy­tu­ację. Wi­dzi­cie, dobry spe­cja­li­sta musi pa­mię­tać o czte­rech rze­czach: o swo­ich lu­dziach, o roz­ka­zach i o tym kto osta­tecz­nie podpisze ofi­cjal­ny ra­port.

– A czwar­ta rzecz panie dy­rek­to­rze?

Davy na­chy­lił się do Gen­nie­go, uśmiech­nął kon­spi­ra­cyj­nie i zni­żył głos.

– Że pa­pier przyj­mie wszyst­ko.

Koniec

Komentarze

Podoba mi się pomysł – prosty, ale nieźle przekształcony w zabawne i odprężające opowiadanie. Irytował mnie żargon, bo niewiele z niego pojęłam, ale rozumiem, że został tu wprowadzony celowo.

Byłaby to całkiem satysfakcjonująca lektura, może nawet godna Biblioteki, ale cóż, wykonanie pozostawia bardzo wiele do życzenia.  

 

obrót na po­rę­czy o 180 stop­ni… –> …obrót na po­rę­czy o sto osiemdziesiąt stop­ni

Liczebniki zapisujemy słownie.

 

na koń­co­wych dwu­dzie­stu me­trach.

Ostat­ni metr po­sadz­ki i dwa mi­li­me­try ob­ca­sów… –> Nie brzmi to najlepiej.

 

ma­szy­na słu­żą­ca do­słow­nej ani­hi­la­cji prze­ciw­ni­ka, mu­siała rów­nież re­pre­zen­to­wać odro­bi­nę “de­si­gnu”. –> Obawiam się, że maszyna nie mogła niczego reprezentować.

 

po­mi­mo ogło­sze­niu suk­ce­su in­for­mu­je mnie Pan o jego braku… –> …po­mi­mo ogło­sze­nia suk­ce­su, in­for­mu­je mnie pan o jego braku

Formy grzecznościowe piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie. Ten błąd pojawia się w opowiadaniu kilkadziesiąt razy.

 

funk­cję bo­jo­we krą­żow­ni­ka… –> Literówka.

 

– Sir, mam ab­so­lut­ną pew­ność, że w sku­tek oko­licz­no­ści… –> – Sir, mam ab­so­lut­ną pew­ność, że wsku­tek oko­licz­no­ści

 

– A swoją teo­rię opie­ra Pan na… ? –> – A swoją teo­rię opie­ra pan na…?

Zbędna wielka litera i zbędna spacja przed pytajnikiem.

 

…. nie­spo­dzie­wa­nie wy­le­ciał z nad­świetl­nej zaraz obok na­szej jed­nost­ki. –> Zbędna jedna kropka w wielokropku – wielokropek ma zawsze trzy kropki!

Zbędne spacja po wielokropku – ten błąd pojawia się kilkakrotnie.

 

Drob­nym ski­nie­niem głowy dał znak… –> Raczej: Nieznacznym ski­nie­niem głowy dał znak

 

A wąt­pli­wą przy­jem­ność mam z? –> A wąt­pli­wą przy­jem­ność mam z/ z kim?

 

część na­tu­ry Davy’iego nie da­wa­ła za wy­gra­ną. – Literówka.

 

to jego szcze­ka­nie sta­ło­by po­waż­ne i prze­my­śla­ne… –> …to jego szcze­ka­nie sta­ło­by się po­waż­ne i prze­my­śla­ne

 

Genni ledwo zdą­żył po­zbie­rać się z ziemi… –> …Genni ledwo zdą­żył po­zbie­rać się z podłogi

 

przez ofi­cer­ki roz­mia­ru trzy­dzie­ści-cztery. –> …przez ofi­cer­ki, roz­mia­r trzy­dzie­ści cztery.

 

Głów­na ar­ty­le­rzy­sta miała ra­czej bez­po­śred­ni cha­rak­ter… –> Literówka.

 

Na­stęp­nie po­ło­żył rękę na sercu i ki­wa­ć głową. –> Chyba miało być: Na­stęp­nie po­ło­żył rękę na sercu i zaczął/ jął ki­wa­ć głową.

 

który do dłuż­szej chwi­li wy­pa­lał Ester po­gar­dli­wym wzro­kiem. –> Literówka.

 

po­wie­trze z le­ciut­kim sy­kiem ula­tu­je z dy­rek­to­ra Davy’iego. –> Literówka.

 

Po­cząt­ko­wo twa­rze wszyst­kich na most­ku wy­ra­ża­ły wyraz po­dob­ne­go zdez­o­rien­to­wa­nia. –> Brzmi to fatalnie.

Proponuję: Po­cząt­ko­wo twa­rze wszyst­kich na most­ku miały wyraz po­dob­ne­go zdez­o­rien­to­wa­nia.

 

ko­lej­ni wska­zywali na kil­ku­ cen­ty­me­tro­we pęk­nię­cie… –> …ko­lej­ni wska­zywali na kil­ku­cen­ty­me­tro­we pęk­nię­cie

 

zna­czą­co ski­nę­ła głową  i na raz upu­ści­li Babę. –> Raczej: …zna­czą­co ski­nę­ła głową 

jednocześnie upu­ści­li Babę.

 

po czym upadł na wy­cia­gnię­cie ra­mio­na Baby. –> Chyba miało być: …po czym upadł na wy­cią­gnię­te ra­mio­na Baby.

 

po­wi­nien zejść z po­kła­du jako ostat­ni. Jed­nak, jako że do­wód­cą… –> Powtórzenie.

 

to może nawet Gen­nie­mu by­ło­by mu go żal. –> Dwa grzybki w barszczyku.

Wystarczy: …to może nawet Gen­nie­mu by­ło­by go żal.

 

po­tęż­ne szarp­nię­cie i tur­bu­len­cje za­sy­gna­li­zo­wa­ły o uda­nej uciecz­ce. –> …po­tęż­ne szarp­nię­cie i tur­bu­len­cje za­sy­gna­li­zo­wa­ły uda­ną uciecz­kę.

 

Genni do­strzegł ja­sne, blond wło­sy… –> Masło maślane. Włosy blond są jasne z definicji. Proponuję: …Genni do­strzegł ja­snoblond wło­sy

 

Gła­skał do czule i spo­koj­nie… –> Literówka.

 

Z dru­giej jed­nak stro­ny Pan i ar­ty­le­rzyst­ka Östlund ura­to­wa­li­ście kil­ka­set żyć… –> Życie nie ma liczby mnogiej.

Proponuję: Z dru­giej jed­nak stro­ny, pan i ar­ty­le­rzyst­ka Östlund, ura­to­wa­li­ście życie kil­ku­set ludzi

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

No nie powiem, ciekawy pomysł i całkiem zabawne. Fajnie się czytało tą space operę… eee… space korpo?

Dzięki wielkie @regulatorzy za solidną korektę i wytknięcie baboli – zapisano je na karteluszku i przypieto do korkowej tablicy.

 

@StraferB25 Space korpo drama :D Dzięks!

 

I wielki ukłon w stronę was wszystkich, którzy poświęcili swój czas na czytaniu mojego opowiadania.

Uważajcie z opalanie i pamiętaqjcie, aby pić dużo wody!

"The way is lit. The path is clear. We require only the strength to follow it. " - Darkest Dungeon

Bardzo się cieszę, Tellurski, że uznałeś uwagi za przydatne. A ponieważ wprowadziłeś poprawki, mogę już kliknąć Bibliotekę. ;D

Zgodnie z Twoim zaleceniem – słońca unikam, za to wody sobie nie żałuję. ;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Sympatycznie. Udany mariaż kultury korpo ze space operą. Dobrze opisani bohaterowie, stylizacja fajna. :-)

Babska logika rządzi!

Ogólnie sympatyczne, ale interpunkcja kuleje :/

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka