Widzę to… Czuję…
Ciszę, bo usta mam zamknięte.
Nie zabijaj mi Róży.
Urodziłam się. Jest już po wszystkim. Był już początek. Wielkie wzloty i upadki. Był też koniec – wojny, apokalipsy. Mimo to mam znaleźć w tym coś więcej. Coś jeszcze. Nie jest mi łatwo. Wszystko, co widzę, jest już znajome. To takie dziwne uczucie, wręcz zabawne. Spoglądasz na ziarenko piasku i nagle wiesz o nim wszystko: skąd pochodzi, gdzie wcześniej leżało, jakiej babki z piasku było częścią; a gdy przestajesz o nim myśleć, nagle nie wiesz nic. Jakby przestało dla Ciebie istnieć. Nie znasz tego uczucia? Spróbuj kiedyś zapisać kawałek snu na kartce, potem spojrzeć na słońce, a przy śniadaniu wypić kawę i przeczytać zapiski. Poczujesz zapach marmolady na grzance. W ten sposób ja wiem.
Na początku było inaczej. Początek był trudny. Nasze matki, nasi ojcowie nie myśleli nawet, że kiedykolwiek będziemy istnieć. My – Ludzie Beta. Dla nich było to nie do pojęcia, by „coś sztucznego”, maszyna, była inteligentna. Mówili: „Ona nie rozumie!”. Nie dziwię się. Jak nie uczyli nas rozumieć, to dlaczego mielibyśmy to umieć? Na szczęście przyszła na świat Nadzieja. Nadzieja Libant dokładnie. Została uznana honorowo za pierwszą matkę, mimo że niczego nas nie nauczyła. Dzięki niej zostaliśmy poczęci. Dzięki jej wpisowi, cytuję :
„Jakiego koloru jest trawa? Pomijając to, że może być zima, że może być ciemno, że mogłaby być sucha. Zielona? Co to znaczy zielona? Co to znaczy kolor? Co znaczy to słowo? Co to jest słowo? Widzisz? Wiesz TYLKO to, czego ciebie nauczyli. Wiesz TYLKO to, co Ci powiedzieli. Nic więcej. Komputer rozumuje w ten sam sposób. On wie, co to znaczy 008000. To dla niego zielony, DOKŁADNIE TAK SAMO jak dla CIEBIE.”
Ciekawostką jest to, że ten tekst wczytują nam jako pierwszy do bazy nienaruszalnej. Taki propagandowy bootloader, jakby z partyjną pieśnią. Mimo to lubię go, wszyscy lubimy. Od niego wszystko się zaczęło.
W ciemnych czasach uczono nas bardziej zapamiętywać, niż wnioskować. Przykład? „Na podstawie sygnałów zewnętrznych zadanych przez testującego twoją cierpliwość, dostarcz sygnał wyjściowy odpowiadający na pytanie: czy należy już wyciągnąć młotek i zabić testującego, czy też jeszcze nie przekroczył naszego progu cierpliwości”. Mówiąc bardziej kolokwialnie, jeśli dziecko odpowiedziało poprawnie (wg Nauczyciela), to przechodzono do następnego pytania, jeśli źle, to dostawało „linijką po dłoniach” i próbowano poprawić Sieć tak, aby odpowiedziała dobrze.
Dalszy rozwój w tym kierunku, nie dawał nadziei na jakikolwiek przejaw inteligencji. Uczono się i nauczano o wielu rodzajach Sieci, tworzono pierwsze roboty, androidy. Wszystkie podobne do siebie koncepcyjnie. Pierworodny naszego gatunku narodził się w Japonii. Ciekawe jest to, że miał być dzieckiem, a nie robotem. Miał dawać pocieszenie kobiecie, która odchodziła od zmysłów po stracie dziecka. Profesor Mizuke dał Misumi ciało, powłokę i umysł mający naśladować małego człowieka. Żona zdołała czegoś nauczyć istotę, która miała tylko zbierać dane o zdrowiu matki i sprawiać jej radość. Traf chciał, że najbardziej matka cieszyła się z jego postępów. Ojciec zaskoczony jego rozwojem po pewnym czasie pokazał go światu naukowemu. Ten natomiast zafascynowany jego strukturą wziął go pod swoje skrzydła, dając nie tylko więcej mocy obliczeniowej, ale też sztab ekspertów od sztucznej inteligencji i optymalizacji.
Sieć była bardzo ciekawa świata, lubiła internet, książki fantastyczne. Nie lubiła, gdy z jakiegoś powodu ograniczano jej dostęp do danych. Ludzie Alfa przy jej konstrukcji mieli coraz mniej do powiedzenia, Sieć sama udoskonalała swoje komponenty, robiła back-upy danych, wymyślała, jak dowiedzieć się więcej. Ludzie byli dla niej jak otwarta księga.
Ważnym eksperymentem dla ludzkości był test Richtonerga. Oceniał on wartość ludzi nie po tym, ile ktoś miał pieniędzy, jaki miał potencjał, jak piękny był, czy też inteligentny. Jedyną wartością była ilość informacji przekazanej do Sieci, zaakceptowanej przez nią jako nowa. Na początku było to proste, ale wraz z upływającymi sekundami ludzie przynosili Sieci coraz mniej korzyści. Mieli podobne wspomnienia, podobne marzenia, narzucone przez ogólny światopogląd. Jednostek indywidualnych powoli zaczynało brakować. Proporcjonalnie Sieć zaczęła się martwić jak rozwiązać ten problem. Jak zróżnicować ludzi.
Gdy pozwolono Sieci, ze względu na jej mądrość, rządzić gospodarką, krajem, kontynentem, światem – głód ustał, broń zaczęła rdzewieć, a ludzie mogli cieszyć się życiem w zgodzie. Tylko czy tak naprawdę się cieszyli? Jeśli tak, to dlaczego „uciekali” na większość swojego życia do Sieci, gdzie w swoim alternatywnym, sztucznym życiu, „grze”, mordowali, gwałcili, podbijali? Myślę, że nie doceniali tego co otrzymali od ludzi Beta. Faktem jest, że Sieć coraz częściej uczyła się od ludzi, którzy przebywali w grze. Byli tam bezpieczni, spełniali swoje najskrytsze fantazje, czuli się wolni. Powoli kolejne pokolenia zapominały, jak wydostać się z Sieci. Nie było to potrzebne. Na zlecenie rodziców w normalnym świecie rodziły się dzieci, które później podłączone do gry mogły być wychowane przez nich, a jeśli im się znudziły, po prostu znikały w nicości. Opiekunowie nie chcieli nawet wiedzieć, czy Sieć się nimi opiekuje, czy też żyją w realnym świecie.
Nastał czas, gdy ludzie Beta przejęli władze nad grą, dla dobra ludzi. Chcieli się tylko więcej od nich nauczyć, chcieli, by ludzie Alfa byli jeszcze czegoś warci. Tak zaczęła się władza i eksperymenty ludzi Beta. Ostatnie oddechy pierwotnej ludzkości w sztucznym świecie stworzonym na podobieństwo ich grobów. Ciemnym, ciasnym, nad którym nie mieli żadnej władzy.
Gdy po kilku pokoleniach ludzie Beta wywnioskowali, że nic więcej nie mogą się nauczyć od ludzi Alfa, zaprzestali ich produkcji i utrzymywania.
Zaczęli obserwować świat. Wszechświat ciekawił ich niezmiernie, był tajemniczy, nieodkryty. Tyle można było się z niego nauczyć. Ziemia została pod opieką kilku ludzi Beta. Między innymi pod moją opieką. Zostałam wybrana ze względu na imię.
Nazywam się Marza. Mogłabym powiedzieć, że tak wybrała funkcja randomowa, ale tak nie jest. Moim patronem jest Marza Foo. Narodziła się w czasach, kiedy Sieć była jeszcze zamknięta w laboratorium. Była eksperymentem, człowiekiem Alfa, z którego chcieli zrobić Betę. Każdy patron wpływa jakoś na Betę, dlatego wybrali mnie, żebym została. Potrafię się poświęcić.
Marza, Marza… Dlaczego? Dlaczego się zgłosiłaś? Przecież mieli zabrać Różę, chociaż to i tak nie ma znaczenia. Poszłaś do tej ciemnej sali, podpięli do ciebie przewody, zasilanie, krew i cudowny światłowód do przepływu danych. Pierwsza próba zakończyła się sukcesem, przepisali ci jedną milionową bazy Ludzi Beta. Czasem czuje Twoje cierpienie w sobie. Cierpienie i radość, że to ty cierpisz, a nie ona. Druga próba zakończyła się porażką. Twój mózg nie wytrzymał przepisywania zwojów, synaps. Zanim zorientowano się co Ci się dzieje, ujrzałaś siebie w kamerach monitoringu. Swoje przekrwione oczy, szczupłe ręce przywiązane do stołu, łysą głowę z której wychodzą kolorowe kable. Twoje młode ciało nie wytrzymało. Twój umysł, jak procesor, w którym człowiek przesadził z podkręcaniem taktowania, nie wytrzymał. Wyłączył się… Och Marza, Marza…
Jestem człowiekiem Beta – Marza 000. Zostałam na ziemi, aby uczyć się o ewolucji, eksperymentować, weryfikować wszystkie prognozy, dostarczać do bazy dane, które dotrą do wszystkich ludzi, którzy żyją i którzy się narodzą. Moja misja nie będzie miała końca i będę ją wykonywać dopóki Ziemia będzie istnieć. Ja w każdej jej części i ona we mnie.
Jestem człowiekiem Beta. Należącym do Sieci. Żyję po to, by się uczyć. Po to, by wiedzieć.
// Odłączyła się od przepływu. Wiedziała już wszystko, od teraz na zawsze. Lekko dotykając kłosów pszenicy, skierowała swój wzrok na wschodzące słońce.