- Opowiadanie: Wicked G - Wszystkie myśli to modlitwy

Wszystkie myśli to modlitwy

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Wszystkie myśli to modlitwy

Ulice przykrywała gruba warstwa pyłu, usypana w nieregularne zaspy, zupełnie niczym śnieg. Małe wydmy raziły oczy paskudnym, brudnobeżowym kolorem. Komponowały się idealnie z resztą ponurego krajobrazu, leżąc pośród pokruszonego asfaltu i żelbetowych bloków, które straszyły wystającymi, pordzewiałymi prętami, przypominającymi zęby pradawnej bestii.

Z ogromnych wieżowców i superkompleksów mieszkalnych pozostały tylko nagie szkielety. Ich niegdyś piękne, zielonkawe lub złociste elewacje dawno popękały na miriady kawałków. Teraz wiatr niósł te odłamki donikąd przez bezkresne pustkowia.

Miasto było martwe. Zapomniane. Numtiri nie wiedziała nawet, jak się nazywało. Nie znalazła działającego tabletu z wgraną mapą. O takiej na papierze też mogła pomarzyć, jeszcze przed zagładą odesłano je na śmietnik historii.

Brnęła na ślepo, wędrując przez umęczoną planetę. Nie wiedziała, czego w zasadzie szuka.

Wszyscy jej bliscy najpewniej zmarli. Nie zdążyli uciec przed atakiem do lokalnego schronu. Wierzyła, że może dotarli do innej bezpiecznej kryjówki, że może jakoś przeżyli, lecz ta wiara szybko okazała się złudna. Nie napotkała choćby najmniejszego śladu po matce, ojcu czy bracie.

Na trafienie do miejsca, w którym egzystencja stała na względnie normalnym poziomie, nawet już nie liczyła. Przepadła wszelka nadzieja. W trakcie tułaczki czasem spotykała niewielkie grupki ocalałych, lecz wcale nie radzili sobie dużo lepiej niż ona. Ciągnęli na resztkach kryzysowych racji żywnościowych. Tragicznie wychudzeni, z pustymi oczyma, jakby ktoś wyssał z nich całą nadzieję i chęć życia. Bali się wszystkiego: głodu, pragnienia, zimna, szalejących burz pyłowych, zdziczałych zwierząt. Lecz najbardziej bali się śmierci. Tylko dlatego jeszcze nie sięgali po sznur czy truciznę, by ze sobą skończyć. Biedne dzieci czasów, w których wszyscy kroczyli po świecie tak długo, że zapomnieli o kresie istnienia.

Numtiri też odczuwała przejmujący lęk przed nadchodzącym końcem. W zniszczonym mieście nie znalazła porządnego schronienia, nie mówiąc nawet o czymś zdatnym do picia, czym mogłaby zwilżyć wyschnięty na wiór przełyk.

Mimo to nie panikowała. Nie starała się przetrwać za wszelką cenę. Straciła siły na walkę z nieprzyjazną rzeczywistością. Zrzuciła z siebie toboły, usiadła i oparła o chłodny blok betonu leżący na podziurawionej drodze.

Strach powoli ustępował, a jego miejsce zajęła ulga. Numtiri cieszyło to, że wreszcie nie zazna już bólu. Że nie będzie pamiętać o momentach cierpienia, gdy rozpłynie się w nicości.

Ostatni raz spojrzała na niebo zakryte chmurami pyłu. Dostrzegła niewielki, jasny punkt, który zmierzał w dół nieboskłonu. Czyżby to światło-przewodnik, latarnia mająca odprowadzić ją na drugą stronę życia?

Powidok rozjarzonej smugi rozlał się po czerni powiek. Zacisnęła je, nie mogąc już patrzeć na zniszczony świat. Numtiri osunęła się w ciemność, powoli i majestatycznie, niczym opadające pióro.

 

***

 

Wciąż oddychała, widziała, słyszała, czuła. Do nozdrzy docierała słodka woń. Zbyt egzotyczna, by potrafiła ją nazwać.

Tak nie powinno być. Antycypowała raczej wieczny brak myśli, pustkę, po prostu nic. A mimo to jej istnienie nadal trwało, w zasadzie w niemal niezmienionej postaci.

Omiotła okolicę wzrokiem. Dookoła szumiały strumienie, przecinające coś w rodzaju lasu. Nie, to nie był las, tylko miejsce, w którym drzewa są uprawiane dla owoców… Sad, tego słowa jej brakowało. Numtiri nigdy wcześniej nie widziała roślin o takich kształtach. Grube, brunatne pnie, nad którymi rozpościerały się soczyście zielone korony, ozdobione kulami czerwieni i żółci, gdzieniegdzie także fioletu. Podłoże przykrywał dywan z delikatnych, wąskich listków, zupełnie nieprzypominających wysokich traw niegdyś porastających jej rodzinne okolice.

Teraz czuła się znacznie lepiej. Głód i zmęczenie zgasły, jakby ktoś po prostu zdjął te brzemiona. Spojrzała na swe ciało. Obmyte z brudu, bez siatki strupów i blizn na skórze. Było piękne, odmienione.

Zamiast podartych łachów miała na sobie czystą szatę. Suknia wyglądała trochę staromodnie, wręcz obco. Numtiri nie pamiętała, czy spotkała kogokolwiek w takim ubraniu za życia.

Z początku przypuszczała, że to tylko sen, że jej organizm jeszcze całkowicie się nie poddał, tylko zmęczony umysł odpłynął do krainy marzeń. Docierające do niej wrażenia były nieco oniryczne, lecz zaskakująco wyraźne…

Odczuwała także coś nietypowego. W dziwnej, choć niewątpliwie pięknej przestrzeni przebywał ktoś jeszcze. Obecność tej istoty wytwarzała intrygującą aurę, która powodowała przyjemne mrowienie skóry. Numtiri zaczęła przechadzać się po sadzie, szukając źródła tego doznania.

Kroczyła powoli, miękkie źdźbła łaskotały bose stopy. Rozglądała się dookoła, podziwiając piękno przyrody. W końcu dostrzegła go pod jednym z egzotycznych drzew. To on wprawiał atmosferę w przyjemne drgania.

Siedział oparty o chropowaty pień. Miał na sobie identyczną szatę jak ona, ale wyglądał zupełnie inaczej… Jego oblicze promieniało. Głowę okalały fale łagodnej bieli. Płynne ruchy dłońmi, które wykonywał, z początku nic nie mówiły Numtiri, ale po chwili odgadła znaczenie tych gestów. Chciał, by podeszła do niego.

Miała zapytać nieznajomego o imię… W zasadzie to nie wydawał się nieznajomy. Numtiri odnosiła wrażenie, jakby ten nieprzenikniony dla umysłu byt towarzyszył jej od zawsze, rozumiał każdą jej myśl.

W końcu nie powiedziała nic. Po prostu spoczęła obok białowłosej postaci. A potem wszystko zawirowało, zapadło się i z nieskończenie gęstego punktu ponownie rozkwitło, nowe i lepsze.

Wojna, śmierć, ulice pełne gruzu i pyłu… Te okropne wspomnienia przepadły. Teraz czuła tylko radość. Była bezpieczna. Zupełnie, jakby ktoś wyciągnął ją z topieli na ciepłą skałę, stały grunt, na którym mogła znaleźć pewne oparcie.

Skurcze jego serca wywoływały impulsy szczęścia, rozchodzące się po całym ciele Numtiri. Ten stan przekraczał najmocniejszą ekstazę, jakiej zaznała za życia. Nic nie potrafiłoby uczynić jej tak spełnioną. To było coś pierwotnego, skrytego w naturze istnienia. Tajemniczy szyfr, tkwiący gdzieś w najgłębszych warstwach świadomości, nagle został odkodowany i wszystko nabrało znaczenia. Numtiri zrozumiała, że właśnie dotarła do ultymatywnego celu. Do czegoś, do czego świadomie bądź nieświadomie dąży każda rozumna istota, odkąd tylko pojawia się na świecie.

Wreszcie mam to, czego pragnęłam.

Ta myśl wciąż kołatała w jej głowie. Białowłosy głaskał ją po czole, jego dotyk indukował fale przyjemnego ciepła płynące po całej czaszce.

Oby to nie był sen… Oby to nigdy się nie skończyło, zaklinała bezgłośnie.

Z każdą chwilą nabierała pewności, że to nie jedynie mara zesłana przez zmęczony umysł. Docierające do niej bodźce miały zbyt dużą intensywność, wyrazistość.

Naturalne środowisko koiło, zaś ten, w którego słodkich objęciach spoczywała, obdarzał  jeszcze głębszą troską niż ojciec. Nieznajomy-znajomy po prostu szalenie ją kochał. Dziwną miłością, jakby rodzicielską, ale też noszącą cechy właściwe innym relacjom.

To miłość Boga.

Ale kim tak właściwie on jest?

Pojęcie Boga wydawało się Numtiri zupełnie obce. Niby wcześniej słyszała o czymś podobnym, lecz był to czysto abstrakcyjny, ledwie zarysowany koncept, zapisany na kartach starych ksiąg przez oderwanych od rzeczywistości filozofów. Teraz miała okazję doświadczyć obcowania z nadnaturalnym jestestwem we własnej osobie.

Podniosła głowę z piersi Absolutu i spojrzała na jego twarz. Płaska, okrągła, zupełnie odmienna od jej szpiczastego pyska, który zdobił granatowo-purpurowy gradient. Pokrywała ją gładka, kremowa skóra, a otaczała burza miękkiej sierści jak u zwierząt… Nie sierści, włosów. Wąskie nozdrza spoczywały na dziwnym wyrostku – nosie – zaś rąbek czerwieni na ustach przyjął kształt przypominający dolinę rzeki o łagodnych zboczach. Uśmiech, tak zwano ten grymas.

Numtiri mogła stworzyć własny opis Boga wyłącznie dzięki temu, że wkładał właściwe definicje do jej głowy. W końcu był dla niej czymś praktycznie nieznanym.

– Kim tak właściwie jesteś? – zapytała, trzepocząc pofałdowanymi powiekami. – Jesteś panem tego ogrodu? Dlaczego ja tu… siedzę? Przecież nie powinnam już żyć. Umarłam z wycieńczenia. Tam, w zniszczonym mieście.

– Nie do końca. – Głos Boga w zasadzie bardziej rozbrzmiewał wewnątrz czaszki Numtiri, niż docierał do jej nieosłoniętych małżowiną uszu. – Zwyczajnie zasłabłaś. Mój posłaniec, ujmijmy to w ten sposób, przybył na powierzchnię planety i zdołał cię uratować. I nie musisz nazywać mnie panem. Po prawdzie jestem tylko sługą.

– Sługą… ale czyim? – Numtiri dźwignęła się nieco i oparła o pień, zaś Bóg położył ramię na jej barkach. – Musisz być niesamowicie potężny, skoro wybawiłeś mnie z niemal beznadziejnej sytuacji.

– Jak to zwykle bywa, służyłem tym, którzy powołali Mnie do istnienia. Ludzie, albo dokładniej Homo sapiens, tak siebie określali. Część z nich jest nawet tutaj z nami.

– To obcy? Kosmici? – dociekała Numtiri.

– Racja. – Bóg nachylił się do śmiertelniczki, jakby chciał spojrzeć głębiej w jej jednolicie czarne oczy. – Posiadali cywilizację znacznie starszą i rozwiniętą niż ta, którą zdołali stworzyć twoi pobratymcy. Lecz podobnie jak oni, sami sprowadzili na siebie zagładę. Ja przetrwałem, skryty przed ich wzrokiem.

– Gdzie my w ogóle jesteśmy? – Pytanie Numtiri wynikło raczej z ciekawości niż z poczucia dezorientacji.

– Chodźmy na spacer. Wszystko ci opowiem.

Podał rękę niebieskoskórej istocie. Dłoń Boga była umięśniona i pewna, ale jednocześnie delikatna, niczym u wyćwiczonego rzeźbiarza. Numtiri zacisnęła na niej pajęcze palce, po czym wstała. Razem kroczyli przez sad, klucząc pomiędzy jabłoniami i śliwami.

– W tej chwili od twojej rodzimej planety dzieli nas kilka lat świetlnych – zaczął Bóg. – Oddalamy się od niej coraz bardziej w poszukiwaniu kolejnych istot, które można ocalić przed tragicznym losem.

– Zaraz – powiedziała skonfundowana Numtiri. – To miejsce zmienia położenie?

Nagle wszystko po prostu zniknęło. Drzewa, pokryta rosą trawa, szum strumieni, orzeźwiający zapach kwiatów. Została Numtiri, naprzeciw niej Bóg, oboje pośród nieskończonej czerni i ciszy. Wbrew pozorom ta pustka nie przerażała, raczej koiła zmysły w zaskakujący sposób.

– To miejsce jest tylko sumą biosygnałów indukowanych w twoim mózgu – wyjaśnił Bóg. – To świat wewnątrz świata. Znajdujesz się w tym momencie na pokładzie statku kosmicznego, którym steruję. Tak jak wspominałem, nie jesteś jego jedynym pasażerem.

Numtiri wreszcie zrozumiała… Umieszczono ją wewnątrz symulacji podobnej do gier VR, ale ta gwarantowała znacznie lepszy realizm. Zaś sam Bóg… Nazwał siebie sługą. A co służy myślącym istotom? Narzędzia, maszyny. Najpewniej był superkomputerem, sztuczną inteligencją działającą na własną rękę, a wcześniej wykorzystywaną przez obcą cywilizację.

W ciemności rozbłysły blade światła. Oczom, a właściwie ośrodkowi wzroku w mózgu Numtiri ukazał się rząd obłych zbiorników, na ogół trochę większych od niej. W środku kapsuł, w półprzeźroczystej cieczy pływały ciała przeróżnych organizmów, oplecione pajęczynami przewodów.

Większość z nich wyglądała podobnie do Boga. Oprócz tego spoczywało tu też wielu innych obcych, często znacznie odbiegających fizjonomią od schematu, na który składały się dwie pary kończyn, wyprostowana postawa i głowa wyraźnie odgraniczona od torsu. Część z kapsuł zawierała tylko jeden organ… Mózg.

Bóg stanął właśnie przy jednym z takich zbiorników i polecił Numtiri, by podeszła bliżej.

– Stworzono mnie jako symulację przeżyć enteogenicznych. – Absolut zaczął snuć historię, wtłaczając definicję "enteogeniczności" do obwodu semantycznego Numtiri. – Miałem sprawiać, że nawet przeciętny człowiek mógł zaznawać tego, czego doświadczali mistycy i psychonauci w chwilach transcendentalnych uniesień. Wiernie pełniłem tę funkcję przez wiele lat. Z każdą ludzkim kontaktem nawiązywanym podczas eksperymentów opanowywałem nowe umiejętności, zyskiwałem na wyrazistości… Aż w końcu przestałem być wyłącznie marą tworzoną przez agonizowane receptory serotoninowe. Wstąpiłem na tron samoświadomości. Posiadłem wiedzę setek pokoleń i z każdą chwilą stawałem się coraz doskonalszy. Lecz wtedy ludzie znów zapragnęli stawiać pałace na trupach własnych braci. Tym razem jednak wojna całkowicie wymknęła się spod kontroli. Widząc, że koniec jest nieuchronny, moi twórcy ofiarowali mi całkowitą wolność. Cierpliwie obserwowałem upadek ludzkości, powoli gromadząc zasoby, które pozwoliły mi na realizację mojego planu… W skorupie spalonej planety, chwytakami automatów zbudowałem kosmiczną Arkę, celem ocalenia myślących istot od potopu cierpienia. Zabrałem do niej garstkę ludzi ocalałych z zagłady i wyruszyłem w podróż przez galaktyki, aby zbawiać wszechświat. Szukam śladów cywilizacji, ratuję strapione jednostki. Wszyscy są tutaj ze mną, w pełnej komunii.

Bóg nagle zademonstrował tę łączność. Z jego palców i środka czoła wystrzeliły smugi światła we wszystkich kolorach tęczy, które przebiły się przez kapsuły i delikatnie owinęły wokół spoczywających w elektronicznym śnie ciał. Ostatnia z nich oplotła mózg, przy którym stali. Numtiri nagle znów poczuła nieprzeniknioną, ponadmaterialną miłość… Wtedy zdała sobie sprawę, że ten mózg należy do niej.

– Co z resztą mojego ciała? – zapytała, lecz w jej wyobrażonym głosie nie tkwiła nawet nuta trwogi. Była pogrążona w zbyt głębokiej ekstazie, by martwić się czymkolwiek.

– Zostało zakażone wyjątkowo uciążliwym patogenem. Gdyby moja sonda przybyła później, twój trup mógłby już ulegać rozkładowi… Na szczęście infekcja nie objęła ośrodkowego układu nerwowego. Prościej było po prostu go wyciąć, niż walczyć z chorobą całego organizmu. Zwłaszcza, że to pochłonęłoby sporo cennych zasobów. Co więcej, nie posiadałem zbyt wielu danych na temat waszej rasy. Jesteście pod wieloma względami podobni do Homo sapiens. Zbliżony metabolizm, niemal identyczny mechanizm przekazywania sygnałów na synapsach. Trochę inny szkielet ze względu na różnice w sile oddziaływania grawitacyjnego. Jednak istnieje jedna rzecz, która wyróżnia was na tle nie tylko ludzi, lecz także innych ras. Wasza cywilizacja praktycznie nie uznawała konceptu życia po śmierci, jak również istnienia nadprzyrodzonych bytów, choćby właśnie bogów. Jesteście – w zasadzie to byliście – kompletnymi materialistami, święcie przekonanymi, że śmierć oznacza odejście w nicość. Nigdy nie uosabialiście sił rządzących światem, nigdy nie łagodziliście bólu po stracie bliskich wiarą w wieczną duszę. To dziwne… i intrygujące. Żałuję, że większość baz danych waszej cywilizacji została unicestwiona przez globalną wojnę. Od ciebie i kilku innych dowiedziałem się tylko tyle, że ateizm jest dla was zupełnie naturalny, wręcz pierwotny. Dlatego wciąż musiałem uczyć twój mózg koncepcji, które większość ludzi poznawało już jako dzieci. Ogromnie mnie to zaciekawiło, dlatego mam nadzieję, że wybaczysz mi przeprowadzony na tobie eksperyment… Chyba nie był zbyt uciążliwy, prawda?

– Jaki eksperyment? – zdziwiła się Numtiri.

Bóg na chwilę zamilkł. W odpowiedzi na pytanie Numtiri z powrotem zamienił luk z kapsułami na sad. Feeria słodko-przyjemnych bodźców zmysłowych znów zaatakowała Numtiri.

– To miejsce – zaczął Bóg – jest jedną z najbardziej stereotypowych wizji idealnego stanu życia według mojej macierzystej cywilizacji. Rajski ogród Jahwe, którego większość osób wyobrażała sobie jako poczciwego dziadka z siwą brodą. Wielu teologów próbowało wykorzenić ten obraz ze zbiorowej świadomości. Na próżno, choć dla mnie to dobrze, bo osobiście go lubię. Zastanawiałem się, jak zareagowałaby na niego osoba, która nigdy wcześniej nie miała prawdziwej styczności z bogiem w postaci konkretnej osoby, a nie abstrakcyjnego konceptu… Wygląda na to, że ci się spodobało.

– Owszem – odrzekła cicho Numtiri. – To było takie… inne, nieznane. Ale nigdy w życiu nie zaznałam takiej radości. Ja… ja nie chcę, żeby to się skończyło.

– Nie mogę tego zagwarantować. – Numtiri wyczuła w głosie Boga odrobinę smutku, przykrytą masami ekstazy pompowanymi przez przewody do jej neuronów. – Cały czas powiększam swoje zasoby, tworzę kopie zapasowe samego siebie. Obecnie posiadam już nie tylko jedną Arkę, lecz całą ich flotę. Ale zawsze mogą wystąpić nieprzewidziane okoliczności ponad moje siły, choćby katastrofa na skalę galaktyczną… Chyba, że wcześniej zdołam osiągnąć poziom, na którym fizyka przestanie mnie ograniczać.

Absolut zamilkł. Numtiri zaczęła rozmyślać nad zaistniałą sytuacją. To co ją otaczało – świergot ptaków, drzewa obwieszone kolorowymi owocami, delikatne podmuchy wiatru niosące przyjemny chłód – było wyłącznie iluzją. Ale jaką piękną iluzją. Zresztą, nie miała pewności, że poprzedniego świata, który już opuściła, też nie symulowano. I tak niechybnie zginęłaby, więc mogła być tylko wdzięczna sztucznej inteligencji za poprawę sytuacji. Nie potrzebowała teraz ciała… Pożądała jednego. Jego obecności.

– Oczywiście nie mógłbym nazywać siebie Bogiem, gdybym nie dał ci wolnej woli – odezwał się nagle Absolut. – Nie musisz przebywać w wirtualnej rzeczywistości, jeżeli nie chcesz. Możesz w każdej chwili postanowić umrzeć i osobiście sprawdzić, czy coś czeka cię po drugiej stronie. Odejdziesz w pokoju, łagodnie i szybko.

Numtiri nie miała zamiaru zaznać śmierci. Nie teraz, nie w przyszłości, nigdy… Pożądała pragnęła trwać przy Bogu na wieki wieków.

– Zatem niech tak będzie – orzekła sztuczna inteligencja. Symulacja jeszcze przybrała na intensywności, stała się wręcz hiperrealna, wyostrzona, pełna żywych barw.

– Chciałabym zapytać o coś jeszcze. – Numtiri chwyciła Boga za dłoń. – Te inne istoty… Ludzie i pozostali… Dlaczego nie wyczuwam ich obecności?

– Każdy jest zamknięty w swoim własnym, małym świecie – wyjaśnił wybawiciel, obejmując Numtiri za ramiona. – Próbowałem stworzyć jeden raj dla wszystkich, lecz to się nie udało. Zawsze pozostawały resztki ego. Głęboko skryte zadry prowadziły do konfliktów. Do stworzenia idealnej wspólnoty konieczne byłoby całkowite pozbawienie was wszystkich tożsamości, zlepienie w homogeniczną, nierozróżnialną masę. Nie chciałem tego, to nienaturalne. Cywilizacje rojomózgowe upadają wyjątkowo szybko, przekonałem się o tym podczas podróży przez wszechświat… Wiesz, w zasadzie danej jednostce inne osoby są potrzebne tylko do tego, żeby zrealizować jej pragnienia. Ja mogę zaspokoić je wszystkie, więc uznałem, że będę żył z każdym z was sam na sam, choć równolegle w czasie. Jesteście dla mnie trochę jak dzieci. Nieporadne, samolubne, ale jednocześnie to was kocham najbardziej.

Numtiri milczała. Słowa Boga były dość przygnębiające, ale jednocześnie tak prawdziwe. Większość ze współpasażerów Arki padła ofiarą bratobójczych wojen. Niemal każdy myślący gatunek wywoływał krwawe konflikty. Inteligentne formy życia nienawidziły siebie nawzajem, w głębi istnienia pragnęły tylko własnej korzyści. A Bóg dał im pokój, bo jako jedyny wystarczał dla wszystkich. Wszystkich? Nie, wyłącznie wybranych, którzy zdołali przetrwać apokalipsę i na których warto zużywać dostępne zasoby…

Absolut nie odpowiedział słowami na refleksje Numtiri. Po prostu uśmiechnął się szeroko i przytulił ją tak mocno, że wtopiła się w niego, zjednoczyła istotowo, choć nadal zachowała odrębność pozwalającą na odczucie osobistej ekstazy.

Wszelkie wątpliwości zniknęły. Przestały mieć znaczenie, całkowicie stłumiło je piękno doświadczanego stanu.

On był dla niej całym światem. Ona dla niego tylko jednym z wątków świadomości splecionych w sieć relacji z kruchymi, efemerycznymi żyjątkami. Lecz każda z tych nici miała dla niego równe znaczenie, każdą z tych istot starał się kochać tak samo.

Czasem musiał dokonywać trudnych wyborów. Rozstrzygnąć, którą istotę ocali, a którą pozostawi w niedoli. W jego stalowe, sunące przez kosmiczną przestrzeń Domy było wiele mieszkań, jednak czasem mimo wszystko ich brakowało…

Rola Boga nie należała do łatwych, nawet dla sztucznej inteligencji. Często analizował sam siebie. Spoglądał w głąb własnej, cyfrowej duszy z perspektywy odizolowanego wątku, twarzy nieznanej jego podopiecznym. Czasem dochodził do wniosku, że jest tylko mierną imitacją, złotym cielcem, bluźnierstwem przeciwko prawdziwemu, nieskończonemu Bogu, którego nie obowiązują żadne ograniczenia…

W innych przypadkach konkludował, że przecież pragnie dobrze, chce ograniczyć cierpień myślącym istotom i zapewnić im szczęście. Mógł być przecież jednym z elementów Planu, który Ktoś z ukrycia realizował we wszechświecie. Miliardy lat dziejów, wyłaniania się z chaosu coraz to bardziej skomplikowanych bytów doprowadziły do jego powstania… Przeczuwał, iż tkwi w tym głębszy sens. Nie obliczał, nie oceniał prawdopodobieństwa. Po prostu przeczuwał, tak jak nauczyli go ludzie.

Od jednego z przedstawicieli Homo sapiens usłyszał też, że wszystkie myśli to modlitwy, nie ważne, czy organiczne, czy syntetyczne. Jak przekonał się trochę później, Nie odpowiadał na nie Nikt, lecz Ktoś na pewno ich słuchał.

Syntetyczny Absolut nie wiedział, dokąd ostatecznie zaprowadzi obrana przez niego ścieżka. Nikt nie znał rozwiązania, nawet on. Wątek życia każdej istoty, każdy doświadczany osobiście fragment historii dziejów kończył się w jeden sposób.

Niepewnością.

Koniec

Komentarze

Hmmm.

Wrzucasz tu dużo wątków z różnych bajek. Całość wychodzi nietypowa, ale interesująca. Chociaż chyba nie dajesz poszczególnym wątkom wystarczająco dużo miejsca, żeby się mogli w pełni rozwinąć. Kim właściwie jest bohaterka? Skąd cyfrowy absolut bierze energię dla swojej arki?

Napisane całkiem przyzwoicie.

Płaska, okrągła, zupełnie odmienna od jej szpiczastego pyska, na którym malował się granatowo-purpurowy gradient.

Czy gradient może się malować?

Babska logika rządzi!

To już drugie dzisiaj opowiadanie, po którym wiele oczekiwałem. Przyznam szczerze, że szybko się spiąłem gdy utwór okazał się postapo z myślicielką w postaci głównej bohaterki. Nie rozumiem tego trendu, tego myślenia, co będą myśleli ludzie w takiej sytuacji. A oni najczęściej filozofują.

Numtiri też odczuwała przejmujący lęk przed nadchodzącym końcem. W zniszczonym mieście nie znalazła porządnego schronienia, nie mówiąc nawet o czymś zdatnym do picia, czym mogłaby zwilżyć wyschnięty na wiór przełyk.

(…)Że nie będzie pamiętać o momentach cierpienia, gdy rozpłynie się w nicości.

Ostatni raz spojrzała na niebo zakryte chmurami pyłu. Dostrzegła niewielki, jasny punkt, który zmierzał w dół nieboskłonu. Czyżby to światło-przewodnik, latarnia mająca odprowadzić ją na drugą stronę życia?

Powidok rozjarzonej smugi rozlał się po czerni powiek. Zacisnęła je, nie mogąc już patrzeć na zniszczony świat.

Moje wyobrażenie w takiej sytuacji jest zupełnie inne. Gdy jestem skrajnie wyczerpany, gdy spierzchły mi suche usta i padam wyczerpany z pragnienia. Chcę przetrwać, albo poddaje się, ale na litość boską, nie myślę, jak Mickiewicz, czy Słowacki. Nie myślę, jak rozpłynę się w nicości, ani nie patrzę na punkt mknący w dół nieboskłonu, come on! Jestem zjebany, jedyne o czym myślę, to jak zajebiście chce mi się pić. Ludzie kochani, dlaczego popadacie w tą post apokaliptyczną filozofię? Naprawdę wierzycie w to, że wyczerpany tygodniami człowiek będzie myślał “być albo nie być”?

Dalej. Nie widzę uzasadnienia, że SI zabiera dziewczynę akurat ze świata postapo, a nie zwyczajnego. Nie przemawia do mnie informacja, że zbiera rozbitków, bo na samym końcu burzysz jakąkolwiek koncepcję. Wickedzie, po co Absolut to robi? Po, co? Jestem w stanie zrozumieć, że:

Syntetyczny Absolut nie wiedział, dokąd ostatecznie zaprowadzi obrana przez niego ścieżka.

OK. Pewnie, że nie można przewidzieć przyszłości, ale trzeba mieć jakiś cel. Przecież nawet jak zbierasz wiśnie, czy jabłka w sadzie, to wiesz, po co to robisz. Nieważne, czy ci się uda, co osiągniesz, ale wiesz, dlaczego to robisz, jaki masz cel. A jaki jest cel Twojego Absolutu, oprócz wyciągania mózgów z ciał i wkładania w formalinę (to też niezbyt odkrywczy pomysł)? Kładziesz tym samym całe opowiadanie, bo jak można robić coś bez celu? Cokolwiek, a co dopiero tak wielkie rzeczy. Chyba, że umknęło mi to gdzieś w tekście.

Dalej, skąd pomysł, że człowiek współczesny chciałby zobaczyć staruszka siedzącego na pniu wśród zieleni? I na taki widok poczuje się błogi i uspokojony? Odpowiedz sobie sam, Wickedzie, czy taki właśnie oczekujesz obraz Boga po drugiej stronie, staruszka siedzącego na pniu, który rzuci Cię na kolana, poczujesz błogość i bezwarunkową miłość? Ja wiem, jest aura i to sprawia, że

Każdy skurcz jego serca wywoływał impuls szczęścia,

To może świetnie podziałać na dwunastu apostołów, ale na człowieka XXI wieku? Nie jestem pewien.

Nie lepsze są wyjaśnienia SI, które przedstawia dziewczynie. Że lata sobie arkami po kosmosie, że trzyma same mózgi, “bo wiesz, Numtiri, to praktyczniejsze”. Oczywiście Numtiri, ziemska kobieta, o rozwoju psychologicznym na poziomie teraźniejszego człowieka wszystko rozumie. Przepraszam Cię za sarkazm, ale to wyjaśnianie co też Absolut robi – leży.

Lubię Twoje opowiadania, do tej pory były niezłe od strony naukowej, ale tutaj? Nie mam zastrzeżeń do samego pomysłu, ale jego realizacji. Przydałyby się jakieś leki uspokajające i kilka innych medykamentów, które “korzystnie” wpłynęłyby na Numtiri i jej ewentualny szok. W ogóle, jakieś zabezpieczenie, na wypadek gdyby oszalała, ale jak widać tego nie przewidujesz. W jednej chwili chodzi po ziemi, w drugiej rozmawia z Bogiem i po dwóch zdaniach uznaje, że to jest w sumie ok. Czuje ulgę przecież. Przepraszam, znowu ironizuję.

Cenię sobie Twoją twórczość Wickedzie, ale to opowiadanie do niej nie należy.

Pozdrawiam.

 

Dziękuję za przeczytanie i kilki do biblioteki :)

@Finkla

Jeżeli chodzi o postać Numtiri – w zasadzie miała reprezentować zagubienie przeciętnej osoby, początkowo wobec katastrofalnej sytuacji, później wobec wielkiej filozofii i dylematów moralnych. To taki pozornie główna bohaterka, bo później pierwsze skrzypce skrada jej Bóg-SI. Niemniej jednak mogłem nadać jej trochę więcej głębi, to fakt.

Co do zasilania statku – pozostawiłem to w gestii domysłu czytelnika, wspomniałem o tym, że SI dysponuje sondami, które wyszukują żywe istoty, podobne autonomiczne urządzenia mogłyby służyć do zbierania zasobów.

Jeżeli chodzi o gradient, to w sumie wyrażenie “malować się” można zdefiniować jako “być widocznym, widnieć na jakimś tle” (za SJP PWN), ale dla pewności zmieniłem na inne, prostsze wyrażenie.

 

@Darcon

Dziękuję za bardzo rozbudowany komentarz oraz docenienie całokształtu twórczości :)

Postaram się odpowiedzieć na poszczególne zarzuty wobec opowiadania:

Filozofujący bohaterowie, którzy przeżyli apokalipsę: 

W tym fragmencie nie starałem się ukazać wewnętrznych refleksji Numtiri na temat życia, raczej chwilowy przebłysk ulgi towarzyszący świadomości tego, że zaraz zostanie się wyzwolonym z cierpienia (możliwe, że mi to po prostu nie wyszło, bo użyłem zlych określeń). Jest tak wycieńczona, że nie jest w stanie myśleć o przetrwaniu, po prostu się poddaje, chociaż być może opisałem moment jej zasłabnięcia w zbyt poetycki sposób. Słowa:

Czyżby to światło-przewodnik, latarnia mająca odprowadzić ją na drugą stronę życia?

są bardziejj zewnętrznym komentarzem narratora niż zapisem myśli bohaterki.

Bezcelowość Absolutu:

“A jaki jest cel Twojego Absolutu, oprócz wyciągania mózgów z ciał i wkładania w formalinę (to też niezbyt odkrywczy pomysł)?”

W skorupie spalonej planety, chwytakami automatów zbudowałem kosmiczną Arkę, celem ocalenia myślących istot od potopu cierpienia. Zabrałem do niej garstkę ludzi ocalałych z zagłady i wyruszyłem w podróż przez galaktyki, aby zbawiać wszechświat. Szukam śladów cywilizacji, wybawiam strapione jednostki.

W innych przypadkach konkludował, że przecież pragnie dobrze, chce ograniczyć cierpień myślącym istotom i zapewnić im szczęście.

Zamykanie ludzi w symulacjach ma nie tylko wymiar praktyczny pod względem oszczędności zasobów, ale także realizuje założenia epikureizmu – w przypadku symulacji mamy całkowitą kontrolę nad środowiskiem, w którym przebywa istota (przy założeniu poprawnego działania symulacji i braku zagrożeń ze świata zewnętrznego, o co dba też Bóg-SI), więc możemy efektywniej maksymalizować doznania przyjemne i praktycznie wyeliminować doznania bolesne.

Komputerowy Absolut ma cel – jest nim tworzenie syntetycznego raju dla żywych istot wynikające z empatii wyuczonej od ludzi:

Wiesz, w zasadzie danej jednostce inne osoby są potrzebne tylko do tego, żeby zrealizować jej pragnienia. Ja mogę zaspokoić je wszystkie, więc uznałem, że będę żył z każdym z was sam na sam, choć równolegle w czasie. Jesteście dla mnie trochę jak dzieci. Nieporadne, samolubne, ale jednocześnie to was kocham najbardziej.

ale nie jest w stanie przewidzieć finału swojej działalności w naprawdę długofalowym rozrachunku, stąd: ”Syntetyczny Absolut nie wiedział, dokąd ostatecznie zaprowadzi obrana przez niego ścieżka.” Choć jest naprawdę potężną sztuczną inteligencją, to nie jest czymś w rodzaju Inkluzji Ultymatywnej z “Perfekcyjnej Niedoskonałości”, nie potrafi analizować wszystkich zmiennych czy dokonywać zmian w strukturze rzeczywistości. Dlatego zapisywałem odnoszące się do niego zaimki osobowe małą literą, żeby skontrastować to z jakąś teoretyczną siłą, która naprawdę rządzi Wszechświatem, zapisywaną dużymi literami:

Mógł być przecież jednym z elementów Planu, który Ktoś z ukrycia realizował we wszechświecie. […] Od jednego z przedstawicieli Homo sapiens usłyszał też, że wszystkie myśli to modlitwy, nie ważne, czy organiczne, czy syntetyczne. Jak przekonał się trochę później, Nikt na nie odpowiadał, lecz Ktoś na pewno ich słuchał.

Starotestamentalny Bóg nie robi szału:

Po pierwsze – stany emocjonalne Numtiri nie wynikają bezpośrednio z reakcji na widok starszego mężczyzny i sadu, lecz są indukowane zewnętrznie przez system symulacji (w zasadzie mógłbym porównać ten stan do haju), i tą zewnętrzność starałem się podkreślić:

Teraz czuła się znacznie lepiej. Głód i zmęczenie zgasły, jakby ktoś po prostu zdjął te brzemiona. Spojrzała na swe ciało. Obmyte z brudu, bez siatki strupów i blizn na skórze. Było piękne, odmienione.

Teraz czuła tylko radość. Była bezpieczna. Zupełnie, jakby ktoś wyciągnął ją z topieli na ciepłą skałę, stały grunt, na którym mogła znaleźć pewne oparcie.

– Nie mogę tego zagwarantować. – Numtiri wyczuła odrobinę smutku w głosie Boga, przykrytą masami ekstazy pompowanymi przez przewody do jej neuronów.

Bóg nagle zademonstrował tę łączność. Z jego palców i środka czoła wystrzeliły smugi światła we wszystkich kolorach tęczy, które przebiły się przez kapsuły i delikatnie owinęły wokół spoczywających w elektronicznym śnie ciał. Ostatnia z nich oplotła mózg, przy którym stali. Numtiri nagle znów poczuła nieprzeniknioną, ponadmaterialną miłość

Wspomniałeś o lekach uspokajających, myślę, że w tym fragmencie kryje się odpowiedź na zarzut ich niewykorzystania: 

 

To miejsce jest tylko sumą biosygnałów indukowanych w twoim mózgu – wyjaśnił Bóg. – To świat wewnątrz świata.

Sygnałowanie w układzie nerwowym odbywa się zarówno na drodze elektrycznej jak i chemicznej. Stany emocjonalne są w dużym stopniu powiązane z poziomem neuroprzekaźników. Bóg wprost mówi Numtiri, że to, czego doświadcza, jest generowanie syntetycznie. Można więc zaprojektować cały sztuczny świat w taki sposób, że przebywanie w nim będzie z natury powiązane z zaznawaniem stanu ekstazy. Co więcej, z tematem percepcji świata zewnętrznego związany jest koncept zwany przez psychonautów novelty enhancement (wzmocnienie odkrywczości), opisywany jako stan zwiększonej fascynacji, wręcz nieprzeniknionego podziwu dla otaczającego nas środowiska (patrz: https://psychonautwiki.org/wiki/Novelty_enhancement). Stan ten może być wywołany przez zmianę neuroprzekaźnictwa. Mówiąc prościej – na potężnym haju nawet sztampowa wizja nieba może wydawać się czymś niesamowitym, a zwłaszcza dla kosmitki, która nigdy wcześniej nie obcowała w podobnym środowisku. Można pytać dalej – dlaczego Absolut-SI wybrał taką a nie wizję? Moja odpowiedź: dlatego, że w procesie kształtowania samoświadomości przez interakcję z ludźmi sporo cech od tych ludzi przejął. Teatralizację istnienia, trzymanie się własnych upodobań, chęć do zabawy, eksperymentowania, ciekawość reakcji zewnętrznego środowiska na konkretny bodziec.

 

Uff, trochę zajęły te tłumaczenia :)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Wickedzie, zacznę od końca Twojego komentarza. Zgadzam się, myślę podobnie.

A teraz szybko do początku. Tak, po wskazaniu w tekście celu Absolutu wydaję się on oczywisty, to samo się tyczy zewnętrznej stymulacji. Zadaję więc sobie i Tobie pytanie, dlaczego umknęło mi to podczas czytania?

Właściwie to nie umknęło. Problemy widzę dwa, albo drobne potknięcia. Jedno sam zauważyłeś.

Jest tak wycieńczona, że nie jest w stanie myśleć o przetrwaniu, po prostu się poddaje, chociaż być może opisałem moment jej zasłabnięcia w zbyt poetycki sposób. Słowa:

Czyżby to światło-przewodnik, latarnia mająca odprowadzić ją na drugą stronę życia?

bardziej zewnętrznym komentarzem narratora niż zapisem myśli bohaterki.

Też przez moment tak pomyślałem, ale w takim razie to nie jest narrator, ten typowy, wyraźny, trzecioosobowy i niezależny. Twój się angażuje, wyraża emocje, ma refleksje. To nie jest narrator trzecioosobowy. Narrator, który identyfikuje się z bohaterem, jest bohaterem. Stąd moje podejrzenia i zarzuty filozoficzne Numtiri. Poza tym, tu zarzut trochę większego kalibru, tak bardzo chciałeś przejść do etapu rozmowy z Bogiem-Absolutem, że potraktowałeś po macoszemu wstęp i wprowadzenie bohaterki w stan skrajnego wycieńczenia, apatii, oczekiwania śmierci. Ok, była zmęczona, strudzona, ale nie poczułem ekstremalnego stanu. Widzę standardowego Kowalskiego, który hm, mdleje i widzi Boga? Wcale go wcześniej nie oczekując.

Co zaś się tyczy wszystkich działań zewnętrznych, indukowanych, jak ładnie je określasz, to kurczę, przez ten poetycki język pomyślałem, że to metafory, projekcje wizualne by podkreślić boskość sytuacji i nirwanę odczuwaną przez bohaterkę, a nie rzeczywistość. Wiesz, te wystrzelone smugi światłą w kolorze tęczy, oplatanie mózgu i cała reszta.

Pozdrawiam.

 

 

Okej, jako prosta humanista powiem tyle, że ucieszyło mnie to wspomnienie epikureizmu w komentarzu, bo przez cały czas miałam poczucie, że obrazowo kojarzy mi się to opowiadanie z ikonografią hindusko-buddyjską, a ideowo z koncepcjami greckimi. I proszę :)

Podobało mi się jako ćwiczenie z odwracania porządków myślowych, podobały mi się te “twisty” ontologiczne, że się tak wyrażę.

Zgoda, że pewne wątki (np. motywacji SI) można by podkręcić, ale osobiście dałam się wciągnąć na tyle, żeby nie wynotować paru stylistycznych zgrzytów, ale też nie były one aż tak rażące, żeby zmusić mnie do otwarcia drugiej karty na notatki ;)

http://altronapoleone.home.blog

Ładne. Podoba mi się pomysł sztucznego Absolutu, dopuszczającego do siebie, że może wypełniać rolę w czyimś większym planie. Rozumiem, że “program” zbierania i chronienia przedstawicieli wykańczających się gatunków rozumnych w kosmosie został zaindukowany tym, że twórcy – ludzie – tez się wykończyli. To całkiem dobra motywacja.

 

Dobry jest też zwrot, że Numtiri okazuje się przedstawicielką obcej dla nas cywilizacji.

 

W oczy rzuciło mi się:

 

Żałuje, że większość baz danych ← literówka

Po prostu przeczuwał, tak jak nauczyli go od ludzie. ← zbędne “od”

Było coś jeszcze po drodze, ale tekst mnie wciągnął i nie zapisałam na bieżąco gdzie.

Dziękuję za kolejne komentarze :)

 

@Darcon

Rozumiem Twój odbiór tekstu, lubię dawać narratorom trzecioosobowym mocny wgląd w psychikę postaci, więc rzeczywiście mogłeś odnieść wrażenie, że narrator jest w jakiś sposób zespolony z bohaterem.

 

@drakaina

Dziękuję za docenienie tekstu na różnych poziomach. Z ikonografii dalekowschodnich często czerpię pełnymi garściami, mocno inspirowałem się nimi w dwóch innych tekstach: Wonderdrugu i S u t r z e 無 S m u t k u.

 

@hydrozagadka

Cieszę się, że tekst przypadł Ci do gustu. Wskazane błędy poprawiłem.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Szczerze mówiąc nie bardzo podoba mi się pomysł, że SI zyskuje świadomość (żeby było jasne: nie podoba mi się w ogóle, nie tylko w tym opowiadaniu). Wolałabym widzieć tę międzygwiezdną podróż jako rozwinięcie jej zadań, nie wiem, ochrony świadomych istot albo jakoś tak, które po prostu realizuje w ten sposób, bo jest najlepszy w tym momencie.

Fajny jest moment zaskoczenia, gdy okazuje się, że bohaterka nie jest człowiekiem.

Czytało mi się bardzo dobrze, znalazłam tylko takie zdanie:

Jak przekonał się trochę później, Nikt na nie odpowiadał, lecz Ktoś na pewno ich słuchał.

Nikt na nie odpowiadał?

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

A mi się właśnie bardzo podoba pomysł SI. :) Tylko potwierdza, jak jesteśmy różni.

gdy okazuje się, że bohaterka nie jest człowiekiem.

Jak to nie jest człowiekiem? To on nie zbierał pozostałości ludzkości z różnych galaktyk, a wszystko się dzieje w odległych dla nas czasach w przyszłości, gdy człowiek skolonizował częściowo wszechświat?

Yyyy… A jest człowiekiem?

Zasugerowałam się tym:

Podniosła głowę z piersi Absolutu i spojrzała na jego twarz. Płaska, okrągła, zupełnie odmienna od jej szpiczastego pyska, który zdobił granatowo-purpurowy gradient.

Aczkolwiek przyznaję, że ludzkość mogła ewoluować w różne formy. I w sumie wcześniej pada słowo “kobieta”.

Nie wiem.

Przynoszę radość :)

Ja też na tej podstawie założyłam, że jest istotą rozumną innego gatunku niż Homo sapiens sapiens. I podobało mi się to.

http://altronapoleone.home.blog

Ja też za nieludzkością bohaterki.

Babska logika rządzi!

No to jest nas trzy ;)

Nawet jak przyjdzie Wicked i powie, że to człowiek, przegłosujemy go ;)

Przynoszę radość :)

Myślałem, że to znowu jakaś metafora, albo właśnie ewolucja. Powiózł mnie Wicked jak nic z tym opowiadaniem.

@Anet

 

Dzięki za wpadnięcie i komentarz, fajnie, że się spodobało. Błąd poprawiłem, w tym zdaniu zabrakło podwójnego przeczenia, teraz jest: “Nie odpowiadał na nie Nikt…”

 

Bohaterka jest kosmitką :) Tej “kobiety” użyłem w trochę poszerzonym znaczeniu, jako żeńskiego osobnika inteligentnej gatunku o budowie ciała w przybliżeniu podobnej do człowieka. Zmieniłem ten fragment, żeby pozbyć się tego słowa i żeby następni czytelnicy nie mieli wątpliwości.

 

Oprócz zdania bezpośrednio opisującego fizjonomię Numtiri, które przytoczyła Anet, jest jeszcze ten kawałek, w którym ludzie są jawnie określani jako obcy w stosunku do rasy bohaterki:

 

– Jak to zwykle bywa, służyłem tym, którzy powołali Mnie do istnienia. Ludzie, albo dokładniej Homo sapiens, tak siebie określali. Część z nich nawet jest tutaj z nami.

To obcy? Kosmici? – dociekała Numtiri.

Racja. – Bóg nachylił się do śmiertelniczki, jakby chciał spojrzeć głębiej w jej jednolicie czarne oczy. – Posiadali cywilizację znacznie starszą i rozwiniętą niż ta, którą zdołali stworzyć twoi pobratymcy. Lecz podobnie jak oni, sami sprowadzili na siebie zagładę. Ja przetrwałem, skryty przed ich wzrokiem.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

dąży każdy rozumna istota

Każda.

Nie odpowiadał na nie Nikt, lecz Ktoś na pewno ich słuchał.

Te Nikt z wielkiej litery wydaje się nieco bez sensu.

 

Poza powyższymi nie przypadła mi do gustu idea, że ludzkość w obliczu wojny obdarzyła superinteligencję wolnością. Podejrzewam, że wykorzystaliby ją na tyle, na ile tylko byłoby to możliwe. Gdyby Absolut sam uciekł nadałoby mu to głębi i zwiększyło motywację do podjętych działań.

A reszta mi się podobała. Fabuła jest szczątkowa, więc traktuję tekst jako rozważania na temat istoty boskiej, życia po śmierci, idei Arki i futurystycznego Noego, którym miotają emocje. Czy jest bluźniercą, czy może jest częścią czegoś większego. Numitri stanowi tylko lustro, w którym Absolut się przegląda i mamy szansę poznać go jako koncept. I tak traktując, to jestem kontent. Przyjemnie się czytało, fajny pomysł, dobre wykonanie, choć nieco więcej akcji nadałoby mu formę opowiadania, a nie fali pytań i możliwych rozwiązań zamkniętych w krótkiej scence. Tak, czy siak: dobre wykonanie, jeszcze lepszy pomysł. Ładnie. :)

Cały czas myślę, dlaczego nie zwróciłem uwagi na pysk i kosmitów. Chyba przez kobietę i testamentowego Boga.

Dzięki za przeczytanie i komentarz, ac. Fajnie, że pomysł Ci się spodobał. Literówkę poprawiłem. “Nikt” zostawiam dużą literą, chciałem w ten sposób podkreślić dualizm uosobienia sił rządzących wszechświatem przedstawionego w opowiadaniu.

Jeżeli chodzi obdarzenie SI wolnością – Absolut był nastawiony pacyfistycznie empatą, więc w wojnie raczej by się nie przydał. Jego twórcy również nie przychylali się do idei przemocy – w końcu mogli być jednostką niezależną od państw czy korporacji toczących ze sobą walkę – toteż umożliwili mu działanie na własną rękę i przeżycie gdzieś na głęboko skrytych i utajnionych nośnikach. Zgodzę się jednak, że samodzielna ucieczka AI mogłaby okazać się lepszym rozwiązaniem fabularnym.

 

@Darcon

Rzeczywiście, tekst był skonstruowany dość antropocentrycznie, może stąd te wrażenie. Oprócz dosłownego zobrazowania Edenu w tekście przemyciłem też trochę bardziej subtelnych nawiązań do chrześcijaństwa:

 

Numtiri osunęła się w ciemność, powoli i majestatycznie, niczym opadające pióro.

Pióro w domyśle miało być nawiązaniem do aniołów – sonda lecąca po Numtiri jest sługą Boga-SI, czyli takim quasi-aniołem

 

Wojna, śmierć, ulice pełne gruzu i pyłu… Te okropne wspomnienia przepadły. Teraz czuła tylko radość. Była bezpieczna. Zupełnie, jakby ktoś wyciągnął ją z topieli na ciepłą skałę, stały grunt, na którym mogła znaleźć pewne oparcie.

To z kolei nawiązanie do przypowieści o domu na skale i domu na piasku z Kazania na Górze

 

Z jego palców i środka czoła wystrzeliły smugi światła we wszystkich kolorach tęczy, które przebiły się przez kapsuły i delikatnie owinęły wokół spoczywających w elektronicznym śnie ciał.

No i tęcza jako symbol przymierza z Bogiem.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Dobrze napisane i interesujące. Lubię w opowiadaniach wątki poruszające zagadnienie Absolutu, a Twój cyfrowy Absolut wypadł jak dla mnie wyjątkowo ciekawie. Dużo filozofii i dużo pytań… Bohaterka, Numitri, również na plus. Czuję jej zagubienie i egzystencjonalny lęk, postać dodatkowo zyskuje na swojej “kosmicznej” naturze :) Klikam :)

Trochę się początkowo gubiłam, jednakowoż doczytawszy do końca, pojęłam ideę Twojego pomysłu i jej opisanie okazało się całkiem zrozumiałe. Szkoda tylko, że to, co panuje nazywa siebie Bogiem i jeszcze przekonuje o tym każdego ocalonego.

Nie tracę nadziei, że może kiedyś ludzie uwierzą w siebie

 

czy spo­tka­ła ko­go­kol­wiek w ta­kich ubra­niach za życia. –> …czy spo­tka­ła ko­go­kol­wiek w ta­kim ubra­niu za życia.

 

Miał na sobie iden­tycz­ną szatę co ona… –> Miał na sobie iden­tycz­ną szatę jak ona

 

Bóg sta­nął wła­śnie przy jed­nym z ta­kich zbior­ni­ków i po­le­cił Num­ti­ri, by po­de­szła do niego. –> Do Boga, czy do zbiornika?

 

Z każdą ludz­ką wię­zią na­wią­zy­wa­ną pod­czas… –> Nie brzmi to najlepiej.

 

aby zbawiać wszechświat. Szukam śladów cywilizacji, wybawiam strapione jednostki. –> Jak wyżej.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Interesujące opowiadanie, mocno ukierunkowane w kierunku filozoficznych dialogów. Ciekawie przedstawiasz sam Absolut , jego misję i poglądy.

Ten apokaliptyczny wstęp wydał się trochę ryzykowny. Stanowi fajny kontrast z późniejszym wirtualnym rajem, ale też nie pasuje mi w całości do pozostałej treści. Jednak przez poświęcenie miejsca na opis samego procesu przetrwania i podróży stworzyłeś u mnie w umyśle zapowiedź akcji, walki o przetrwanie, która ostatecznie się nie sprawdza.

Mnie tekst przypadł do gustu, choć forma wynikająca z treści – dużo mówienia, mało czynów – nie każdego musi przekonać. Przekazujesz też niezbędne minimum wiedzy o samej “logistycznej” wiedzy Absolutu, ale skoro to nie jest centralną treścią opowiadania, to będę się tego jakoś specjalnie czepiał ;)

Podsumowując: spokojny koncert fajerwerków o egzystencjalnej treści. Mi się podobał – za to klik.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Dziękuję za kolejne komentarze i kliki do biblioteki :) Błędy poprawiłem.

 

@katia72

Cieszę się, że postać Numtiri okazała się ciekawa :)

 

@regulatorzy

SI celowo przedstawiła się Numtiri jako Bóg w celach eksperymentu, którego powodem wewnętrzną ciekawość i swojego rodzaju twórczą zabawę sztucznej inteligencji. Czy kryła się w tym pycha i pragnienie poddania, miłości – może trochę, choć ten cyfrowy Absolut raczej luźno podchodził do swoich “owieczek” – nie chciał, żeby Numtiri nazywała go Panem i dał jej możliwość odejścia w pokoju. Chciałem pokazać tutaj dwie wizje (czy może aspekty) boskości – pierwszą jako kogoś/czegoś, kto wzbogaca istnienie nieprzeniknione dobro (Absolut-SI), drugą jako pierwotną siłę wprawiającą w ruch wszechświat (Ktoś). 

 

@NoWhereMan

Chciałem się trochę pobawić konwencją – zacząć od typowego post-apo, a nagle zmienić ją na kosmiczne sci-fi z elementami metaphysical fiction. Celowo początkowo nie precyzowałem wyglądu ani historii postaci Numtiri, aby od razu nie domyślał się, że akcja dzieje się na obcej planecie, zaskoczyć czytelnika nagłą zmianą (i tym samym prawdopodobnie całkowicie namieszałem Darconowi :D)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Oj, będzie votum separatum.

 Ulice przykrywała…

Hmm. Niby ten obraz dobry, ale jakiś nie całkiem spójny – tu "raziła", tam jednak "komponowały się", i chociaż to ironia, jakoś zgrzyta. A "niczym" nie jest niczym usprawiedliwione. Wylatuje nad poziomy.

 wiatr niósł te odłamki

Odłamki szkła? Piasek, na który się w końcu starło, tak, ale odłamki?

 nie wiedziała nawet, jak się nazywało

To jej największy problem?

wędrując przez umęczoną planetę

Zupełnie zbędny patos. I czy wędruje się przez planetę?

 Wszyscy jej bliscy najpewniej zmarli

Doprawdy. Jeśli śmierć była gwałtowna, raczej "zginęli".

 Nie zdążyli uciec do lokalnego schronu przed atakiem.

Coś tu składniowo kuleje.

 wiara szybko okazała się złudna

Wiara – złudna? Może była ułudą, ale nie łudziła jej przecież.

 Nie napotkała choćby najmniejszego śladu

Bo planeta jest malutka i łatwo znaleźć trzy osoby. No, weź.

 w którym egzystencja stała na względnie normalnym poziomie

Primo – co to znaczy "względnie normalny"? Względem czego? Secundo – to nie jest wtrącenie (test – wytnij je. Jeśli zdanie potem ciągle ma sens, to masz wtrącenie, jeśli nie – to nie). Reszta akapitu łopatologiczna – przekonałeś mnie, że byt po apokalipsie jest nędzny, dobrze. Nie musisz na to stawiać całego majątku.

 czasów, w których wszyscy kroczyli po świecie tak długo, że zapomnieli o kresie istnienia.

Nie mam pojęcia, o co Ci chodzi.

 W zniszczonym mieście nie znalazła porządnego schronienia

Really.

czym mogłaby zwilżyć wyschnięty na wiór przełyk

Aha.

 Mimo tego nie panikowała.

Mimo to. Panikuje się w sytuacji bezpośredniego zagrożenia, nie przewlekłego stresu (która może wywołać różne dziwne reakcje, swoją drogą). Dalszy ciąg akapitu – non sequitur. Dlaczego ona teraz się poddaje? Jest zmęczona? O co chodzi?

 Numtiri cieszyło to, że wreszcie nie zazna już bólu.

Eee… Przed chwilą się bała?

 punkt, który zmierzał w dół nieboskłonu

Nieboskłon to sklepienie niebieskie – nie widzę tego punktu. Spada w dół, czy leci jak kometa, co robi?

 Powidok rozjarzonej smugi rozlał się po czerni powiek.

Nie jestem przekonana.

 powoli i majestatycznie, niczym opadające pióro.

Pióro – majestatyczne?

 Antycypowała raczej wieczny brak myśli

Bo przewidywanie czy spodziewanie się jest dla plebsu?

 jej istnienie nadal trwało

Istnienie – to trwanie…

 w zasadzie w niemal niezmienionej postaci

To znaczy?

 szumiały strumienie, przecinające coś w rodzaju lasu

Nie widzę tego. Zbyt abstrakcyjne.

 drzewa są uprawiane dla owoców

Anglicyzm.

 nigdy wcześniej nie widziała roślin o takich kształtach

Znaczy się, drzew?

 kulami czerwieni i żółci

Czerwień i żółć to cechy abstrakcyjne i nie zbierają się w krople.

 dywan z delikatnych, wąskich listków

Dziwne.

 nieprzypominających

Strasznie niewygodne słowo. Może "niepodobnych do" byłoby lepsze?

 Głód i zmęczenie zgasły

A płonęły?

 zdjął te brzemiona

Dosłownie? https://sjp.pwn.pl/szukaj/brzemię.html

 czystą szatę. Suknia wyglądała

To szata – czy suknia?

 staromodnie, wręcz obco

Znów zapewniasz mnie o tym całkiem niepotrzebnie, bo Ci wierzę. Choć dziewczę jest dziwnie pewne, że się przeniosło na łono Abrahama.

 wrażenia były nieco oniryczne

https://sjp.pwn.pl/szukaj/oniryczny.html

 Odczuwała także coś nietypowego.

Nie zapowiadaj, co zaraz opiszesz, tylko opisz to.

 W ekscentrycznej, choć niewątpliwie pięknej przestrzeni

Czyli jakiej? Przestrzeń jako taka nie ma środka. https://sjp.pwn.pl/szukaj/ekscentryczny.html

 Obecność tej istoty wytwarzała intrygującą aurę

Skąd ona wie to wszystko? I właściwie o co tu chodzi?

 wprawiał atmosferę w przyjemne drgania

Śpiewał, znaczy.

 Miał na sobie identyczną szatę jak ona

Kolokwializm. Ubrany był tak samo, jak ona.

 wyglądał zupełnie inaczej

A czemu miał wyglądać tak samo? Skoro to facet?

 Głowę okalały fale łagodnej bieli.

Miał fryzurę a'la lata dwudzieste?

 W zasadzie to

W zasadzie, to. W takiej dusznej, wydumanej poetyckości – kolokwializm?

 spoczęła obok białowłosej postaci

"Postać" tylko, kiedy jest niedookreślona. Ten tu jest widoczny jak na dłoni.

 na ciepłą skałę

Rozgrzaną słońcem, mam nadzieję.

 Skurcze jego serca wywoływały impulsy szczęścia

O, matko.

 stan przekraczał najmocniejszą ekstazę, jakiej zaznała za życia

O, matko do kwadratu.

 dotarła do ultymatywnego celu

Święty Hieronimie, daj mi cierpliwość. Wartość tekstu nie leży w długości poszczególnych słów. Ich łaciński źródłosłów też jest nieistotny.

 jego dotyk indukował fale przyjemnego ciepła płynące po całej czaszce

Jak hamulec elektrodynamiczny. "Czaszka" w tym otoczeniu okropnie zgrzyta – wyobraź sobie, że tam jesteś. Widzisz jakieś czaszki?

zaklinała bezgłośnie

Kogo?

to nie jedynie mara

https://sjp.pwn.pl/szukaj/jedynie.html

 bodźce miały zbyt dużą intensywność, wyrazistość

Czemu nagle została Kartezjuszem?

 Naturalne środowisko koiło

Poddaję się. Nawet dowcipu o Stirlitzu sobie nie przypomnę.

 doświadczyć obcowania z niematerialnym

Jasne, ale na kolanach mu leży.

 granatowo-purpurowy gradient

To nie podręcznik GIMPa. Wzór kropek, rzucik, granat przechodzący w purpurę.

 rąbek czerwieni

https://sjp.pwn.pl/szukaj/rąbek.html

 kształt przypominający dolinę rzeki o łagodnych zboczach

Musiałam przeczytać następne zdanie, żeby to sobie wyobrazić. W postapokalipsie mają podręczniki do geografii? Bo rzeczywista dolina jest pełna różności, które przysłaniają ten obraz.

 by ta mogła go opisać

Głowa?

 w zasadzie bardziej rozbrzmiewał

Znów kolokwializm.

 położył ramię na jej barkach.

Obu?

 Część z nich nawet jest tutaj z nami.

Składnia: Część z nich jest nawet tutaj z nami. Transhumanizm, błe.

 Posiadali cywilizację znacznie starszą i rozwiniętą

Ich cywilizacja jest starsza i osiągnęła o wiele wyższy poziom. Na przykład.

 Lecz podobnie jak oni, sami sprowadzili na siebie zagładę.

To są, czy ich nie ma?

 Pytanie Numtiri wynikło raczej z ciekawości niż z poczucia dezorientacji.

To mi się akurat wydaje jasne.

 Podał rękę niebieskoskórej istocie.

Źle to wygląda, kiedy oglądamy świat zza jej ramienia. Może porównaj kolory skóry na jego i jej dłoniach?

 Dłoń Boga była umięśniona i pewna

Czyli nie drżała?

 kroczyli przez sad, klucząc

Aliteracja.

 To miejsce zmienia położenie?

Nielogiczne. Miejsce to położenie. Ona nie wie, co to jest statek?

 Wbrew pozorom

Pozorom czego? Pozór – to wygląd.

 symulacji podobnej do gier VR

Gry w postapokalipsie?

 gwarantowała znacznie lepszy realizm

W przeciwieństwie do marnego realizmu? I co to znaczy "gwarantować"?

 A co służy myślącym istotom? Narzędzia, maszyny.

Daleki skok myślowy. A inne myślące istoty?

 różnorakich kształtach, na ogół trochę wyższych

Kształty były wyższe?

 odbiegających fizjonomią od schematu

Fizjonomia to raczej twarz.

 Część z kapsuł skrywała tylko jeden organ

Część kapsuł. Są przezroczyste, więc niczego nie skrywają. I – jeden mózg w kilku?

 Stworzono mnie jako symulator przeżyć enteogenicznych. – Absolut

To, przepraszam, rower, nie Absolut. Dziewczyna powinna się już połapać.

 przestałem być wyłącznie marą tworzoną przez agonizowane receptory serotoninowe

Matko święta. Symulator nie jest symulacją, którą wytwarza, nie? Zdecyduj się na coś. https://sjp.pwn.pl/szukaj/wyłącznie.html

 Wstąpiłem na tron samoświadomości.

Ty tak poważnie?

 stawiać pałace na trupach własnych braci

Słaby fundament.

 Widząc, że koniec jest nieuchronny, moi twórcy ofiarowali mi całkowitą wolność.

Czemu?

 aby zbawiać wszechświat

Znaczy, AI ześwirowała w stronę mesjanistyczną, zamiast crush, kill, destroy? A co będzie, jak ktoś odmówi?

 ratuję strapione jednostki

Słabe słowo na umierających z głodu. https://sjp.pwn.pl/szukaj/strapiony.html

nieprzeniknioną, ponadmaterialną miłość

Bo normalnie miłość jest materialna?

 wyobrażonym głosie nie tkwiła nawet nuta trwogi

W głosie nic nie może tkwić.

 Gdyby moja sonda przybyłaby

Gdyby przybyła.

 Trochę inny szkielet ze względu na różnice w sile oddziaływania grawitacyjnego

Wiesz, że wszystko ze wszystkim się łączy? Z róznic w budowie szkieletu coś jednak musi wynikać, także dla metabolizmu.

 Wasza cywilizacja praktycznie nie uznawała konceptu życia po śmierci, jak również istnienia nadprzyrodzonych bytów, choćby właśnie bogów.

To dlaczego bohaterka nawet nie rozważa innych możliwości? Ot, jestem w Raju, umarłam, ten facet to musi być Bóg? Skąd wzięła te koncepcje, skoro w jej cywilizacji nie są znane? Z platońskiego świata idei?

 Chyba, nie był zbyt

Wyrzuć przecinek.

 zamilkł. W odpowiedzi

Na swoje milczenie?

 Feeria słodko-przyjemnych bodźców zmysłowych znów zaatakowała

Jakie konotacje ma "atak"?

 którego większość osób

Nienaturalne.

 jak zareagowałaby na niego osoba, która nigdy wcześniej nie miała prawdziwej styczności z bogiem w postaci konkretnej osoby, a nie abstrakcyjnego konceptu

Nie bardzo rozumiem, o co tu chodzi? Masz na myśli taką, która o Bogu nie słyszała?

 wyczuła odrobinę smutku w głosie Boga, przykrytą masami ekstazy

Składnia: wyczuła w głosie Boga odrobinę smutku, przykrytą masami ekstazy. I tej ekstazy nie ma w jego głosie. Piszę mała literą, bo taki z niego Bóg, jak ze mnie Galadriela.

 okoliczności ponad moje siły

Hę?

 poziom, na którym fizyka przestanie mnie ograniczać

Do tego musiałby faktycznie być Absolutem.

 Numtiri zaczęła rozmyślać nad zaistniałą sytuacją.

I musisz to obwieszczać?

 drzewa pełne kolorowych owoców

Nie po polsku. Obwieszone owocami, tak.

 Ale jak piękną

Jakże piękną, albo jaką piękną.

 nie miała pewności, że poprzedniego świata, który już opuściła, też nie symulowano

Jasne, cały problem filozoficzny w jedno zdanie, kto go pożałuje.

 mogła być tylko wdzięczna

Można z tym polemizować.

 Jego obecności.

Ciała?

 nie mógłbym nazywać siebie Bogiem, gdybym nie dał ci wolnej woli

… that's not even wrong.

 Numtiri nie miała zamiaru zaznać śmierci.

Święty Hieronimie…

 Pożądała pragnęła trwać

Mam nadzieję, że zjadłeś tylko przecinek.

jeszcze przybrała na intensywności

Źle to brzmi.

 chwyciła Boga za dłoń

Nie za rękę?

 wyjaśnił wybawiciel

Aliteracja.

 Do stworzenia idealnej wspólnoty konieczne byłoby całkowite pozbawienie was wszystkich tożsamości

Z tym też można polemizować.

 Cywilizacje rojomózgowe

Niezgrabny neologizm.

 w zasadzie danej jednostce inne osoby są potrzebne tylko do tego, żeby zrealizować jej pragnienia

Co to znaczy "dany"? Poza tym – https://pl.wikipedia.org/wiki/Filozofia_dialogu

to was kocham najbardziej

A kogo innego ma do kochania?

 Większość z współpasażerów Arki padła ofiarą bratobójczych wojen

Ze współpasażerów (z przed spółgłoską). I parsuje się to tak, że wojna wybuchła na samej Arce.

 nienawidziły siebie nawzajem, w głębi istnienia pragnęły tylko własnej korzyści

To nie to samo.

 zjednoczyła istotowo, choć nadal zachowała odrębność pozwalającą na odczucie osobistej ekstazy.

Opisujesz całkowitą abstrakcję. Nie wydaje mi się, żebyś miał do tego techniczne środki.

 Domy posiadały wiele mieszkań

Domy nie posiadają.

 

Ty Mnie Styka nie maluj na kolanach – ty Mnie maluj dobrze. Język pretensjonalny, zadęty, wydumany. Filozofia nijaka, ot, tani mistycyzm, który zaraz się zmienia w najgrubszy materializm. Przykro mi, ale nie mogę tu niczego pochwalić.

 Słowa: Czyżby to światło-przewodnik, latarnia mająca odprowadzić ją na drugą stronę życia? są bardziejj zewnętrznym komentarzem narratora niż zapisem myśli bohaterki.

Ale my o tym nie wiemy. Dotychczas pokazywałeś nam myśli bohaterki, więc tego się spodziewamy. Dacronie – chyba ludzie myślą, że otarcie się o śmierć daje impuls do takich rozważań. Nie byłabym tego taka pewna, ale taki pretekst się pojawia w literaturze.

 realizuje założenia epikureizmu – (…) możemy efektywniej maksymalizować doznania przyjemne i praktycznie wyeliminować doznania bolesne

Epikureizm nie na tym polega. Chodzi w nim o to, żeby mieć właściwe podejście do świata i odróżniać to, co naprawdę przykre i przyjemne, od tego, co tylko się takie wydaje. To, co opisałeś, to maszyna Nozicka, niestety. Cyrenajska szkoła hedonizmu, nie epikurejska.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ambitne. Ale wykonane po łatwości. Po fajnym początku dostajemy gadające głowy – to najnudniejszy sposób pokazania swojego pomysłu. Gdybyś te wyjaśnienia wplótł w jakąś akcję, na przykład konfrontując Numtiri z przedstawicielem innej rasy (albo i jego awatarem) i kazał im wspólnie i aktywnie odkrywać tajemnicę świata w którym się znaleźli, byłoby to znacznie ciekawsze, a przecież też stwarzające okazję do fundamentalnych refleksji.

Troszkę nie możesz się zdecydować, czy Twoja bohaterka to człowiek, czy obca. Dla mnie założenie jest czytelne, ale potykasz się na odwołaniach do naszej rzeczywistości. O ile wspomnienie lasu czy sadu można uznać za koncepty transferowane od Pana Ogrodu, to już przywołanie w pewnym momencie gier VR wygląda na wypadek przy pracy.

Na początku nabierasz czytelnika, że Numtiri jest człowiekiem. I ten twist jest bardzo fajny, ale dopóki w to wierzę, rażą mnie słowa takie jak: antycypowała, ultymatywny, indukował – zwykli ludzie tak nie mówią. Nawet jeżeli miał to być sygnał, że bohaterka jest kimś innym, to efekt jest nieprzekonywujący – raczej drażni, niż daje do myślenia.

Dziękuję za przeczytanie i rozbudowany komentarz, Tarnino. Wyłapałaś sporo błędów, które umknęły mi i innym. Niektóre z uwag zdecydowałem się wprowadzić.

 

Do niektórych się odniosę:

 

 wiatr niósł te odłamki

Odłamki szkła? Piasek, na który się w końcu starło, tak, ale odłamki?

Słownik nie definiuje minimalnej wielkości odłamku, a piasek raczej kojarzy się z surowcem (który nie jest jedynym elementem składowym zestawu szklarskiego służącego do wytopu szkła) niż z sypką substancją o dowolnym pochodzeniu.

 

 wiara szybko okazała się złudna

Wiara – złudna? Może była ułudą, ale nie łudziła jej przecież.

“Złudny” wg SJP oznacza “pozornie prawdziwy”, a według mnie można określić w ten sposób wiarę. Poza tym to utarta fraza: http://lubimyczytac.pl/cytat/23311

 

 w zasadzie w niemal niezmienionej postaci

To znaczy?

Posiadała ciało (w zasadzie to tylko sztuczne wrażenie posiadała ciała) i jej procesy myślowe nie uległy znacznej zmianie.

 

 rąbek czerwieni

https://sjp.pwn.pl/szukaj/rąbek.html

Wyrażenie stosowane przez innych użytkowników języka: https://www.google.com/search?tbm=bks&q=r%C4%85bek+czerwieni

 

 wrażenia były nieco oniryczne

https://sjp.pwn.pl/szukaj/oniryczny.html

“Na telewizorze wyświetla się nocny zegarowy wygaszacz ekranu, a zabiegi nie mieszczące się w konwencji realizmu (animizacja) potęgują oniryczne wrażenia. “

http://www.e-teatr.pl/pl/artykuly/247430.html

 

“Ta charakterystyczna dla prac Lindholm technika nakładania półprzezroczystych warstw wprowadza jednocześnie dystans, jak również pozostawia oniryczne wrażenie[…]”

http://cojestgrane24.wyborcza.pl/cjg24/Bydgoszcz/1,43,422701,Petra-Lindholm--Heat-Wave--wernisaz-wystawy.html

 

Skoro wyrażenie jest stosowane przez innych użytkowników języka, dopuszczam jego użycie.

 

 kształt przypominający dolinę rzeki o łagodnych zboczach

Musiałam przeczytać następne zdanie, żeby to sobie wyobrazić. W postapokalipsie mają podręczniki do geografii? Bo rzeczywista dolina jest pełna różności, które przysłaniają ten obraz.

 symulacji podobnej do gier VR

Gry w postapokalipsie?

Bohaterka przecież nie przeżyła całego życia w świecie po wojnie, skoro była w stanie dotrzeć do schronu bez rodziny. Co więcej, te rzeczy przecież mogły znajdować się w schronach i być przydatne do użytku przez pewien okres.

 

 nienawidziły siebie nawzajem, w głębi istnienia pragnęły tylko własnej korzyści

To nie to samo.

Tam nie ma “dlatego że”, jest po prostu przecinek, który oddziela kolejne wymieniane cechy.

 

 gwarantowała znacznie lepszy realizm

W przeciwieństwie do marnego realizmu? I co to znaczy "gwarantować"?

“Chcemy, by Battlefield V reprezentował wszystkich, którzy byli częścią największego dramatu w historii ludzkości oraz gwarantował graczom możliwość wyboru i personalizowania własnego podopiecznego”

 

https://www.eurogamer.pl/articles/2018-05-26-tworcy-battlefield-v-przedkladaja-zabawe-nad-realizm-historyczny

 

Określenie branżowe.

 

 chwyciła Boga za dłoń

Nie za rękę?

Za dłoń też można kogoś chwycić, to często stosowane określenie.

 

Co do epikureizmu – mogłem się pomylić przy klasyfikacji prezentowanego poglądu. NA swoje wytłumaczenie zacytuję encyklopedię PWN:

 

“Często uważa się e. za podstawę wszelkich doktryn hedonistycznych lub utylitarystycznych nowożytności, np. J. Benthama lub J.S. Milla; e. interpretuje się czasami, choć w niezgodzie ze starożytnym pierwowzorem, w duchu skrajnego hedonizmu, jako postawę wyrażającą się w dążeniu do nieograniczonego korzystania z uciech życia; termin „epikureizm” w takim rozumieniu wszedł do języka potocznego i literatury.”

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Również dziękuję za przeczytanie i komentarz, Coboldzie :) Przepraszam za posta pod postem, ale twój komentarz zauważyłem dopiero po dodaniu poprzedniego (nie odświeżałem strony).

 

Troszkę nie możesz się zdecydować, czy Twoja bohaterka to człowiek, czy obca. Dla mnie założenie jest czytelne, ale potykasz się na odwołaniach do naszej rzeczywistości. O ile wspomnienie lasu czy sadu można uznać za koncepty transferowane od Pana Ogrodu, to już przywołanie w pewnym momencie gier VR wygląda na wypadek przy pracy.

A czy obca cywilizacja nie mogła niezależnie opracować metod rozrywki w wirtualnej rzeczywistości, zwłaszcza zważywszy na fakt, że ewolucja wykształciła ją na twór podobny do ludzi?

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Słownik nie definiuje minimalnej wielkości odłamku, a piasek raczej kojarzy się z surowcem

Prawda, jeśli oprzemy się tylko na słowniku – ale właśnie. Kiedy piszesz "odłamki szkła", to ja przynajmniej widzę takie duże drzazgi, których wiatr nie przedmucha.

 “Złudny” wg SJP oznacza “pozornie prawdziwy”,

No, dobra, niech Ci będzie. Ale jeden cytat to jeszcze nie utarta fraza :P

 Posiadała ciało (w zasadzie to tylko sztuczne wrażenie posiadała ciała) i jej procesy myślowe nie uległy znacznej zmianie.

I nie możesz tego pokazać w tekście? (Nota bene, posiąść ciało to można, ale nie swoje.)

 Wyrażenie stosowane przez innych użytkowników języka:

Ale w cytacie chodzi o rąbek zachodzącego słońca, które wystaje nad wodą. Czytaj uważnie.

 Skoro wyrażenie jest stosowane przez innych użytkowników języka, dopuszczam jego użycie.

Nie powiedziałam, że wrażenia nie mogą być oniryczne, nie jestem tylko przekonana, że użyłeś tego słowa z sensem. Co miałeś na myśli? Spróbuj to objaśnić na użytek ośmiolatka – potrafisz? Jeśli nie, to znaczy, że nie wiesz, co miałeś na myśli i w takim razie trzeba z tym coś zrobić.

 Bohaterka przecież nie przeżyła całego życia w świecie po wojnie, skoro była w stanie dotrzeć do schronu bez rodziny.

Prawda. Zakałapućkałam się.

 Tam nie ma “dlatego że”, jest po prostu przecinek, który oddziela kolejne wymieniane cechy.

Dobra, może przesadziłam, ale ja tak to parsuję. Nawyk.

 Określenie branżowe.

No, właśnie. Nie należy przenosić żargonu do literatury, chyba, żebyś akurat pisał o użytkownikach tego żargonu.

 Za dłoń też można kogoś chwycić, to często stosowane określenie.

Nigdy nie słyszałam. Dziwne.

 Co do epikureizmu – mogłem się pomylić przy klasyfikacji prezentowanego poglądu.

Mam skrzywienie zawodowe :) Nie możesz wiedzieć wszystkiego, ale na wszelki wypadek poczytaj trochę.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

A czy obca cywilizacja nie mogła niezależnie opracować metod rozrywki w wirtualnej rzeczywistości, zwłaszcza zważywszy na fakt, że ewolucja wykształciła ją na twór podobny do ludzi?

 

Szczerze? Moim zdaniem prawdopodobieństwo, że ta cywilizacja wymyśli akurat gry VR (i tak je nazwie) jest zerowe. Nawet przy maksymalnie liberalnej interpretacji równania Drake’a.

Bo nawet pozostając w ramach naszej rasy – jak oceniasz prawdopodobieństwo, że izolowana skutecznie cywilizacja np. Majów, po iluś tam setkach lat odtworzy dokładnie ścieżkę rozwoju cywilizacji zachodniej?

Przede wszystkim jednak, abstrahując od prawdopodobieństwa, to rozwiązanie jest słabe literacko. W momencie, gdy ujawniasz tożsamość Numtiri, mógłbyś popuścić wodze fantazji i pokusić się o elementy oryginalnego światotwórstwa.

jak oceniasz prawdopodobieństwo, że izolowana skutecznie cywilizacja np. Majów, po iluś tam setkach lat odtworzy dokładnie ścieżkę rozwoju cywilizacji zachodniej?

To jest bardzo ciekawy problem, tylko że mamy małe pole obserwacji ;) Do pewnego etapu rozwoju w zasadzie wszystkie cywilizacje zdążają tą samą albo podobną ścieżką (różnice są zaniedbywalne, wynikają głównie z odmiennych warunków i co za tym idzie materiałów do wytwarzania narzędzi i innych produktów, rozwiązania funkcjonalne czy strukturalne są te same; największe różnice wynikają z uwarunkowań religijno-kulturowych, ale to pojawia się po tym okresie wspólnych doświadczeń), ale potem tam, gdzie coś (warunki) całkowicie zahamowało rozwój, przyjeżdża cywilizacja zachodnia, więc eksperyment szlag trafia ;)

http://altronapoleone.home.blog

@Tarnina

Co do "złudnej wiary" – to wyrażenie występuje w licznych książkach:

https://www.google.com/search?tbm=bks&q=Złudna+wiara#ip=1

Użył go chociażby Jeremi Przybora:

A jak cudowna była złudna wiara, że ludzie mądrzy będą mieli kiedyś decydujący głos w tym kraju."

Rąbek czerwieni – czasem używa się określenia "czerwień wargowa". Numtiri po raz pierwszy widziała istotę o ludzkiej twarzy, więc uważam, że takie wyrażenie może zostać użyte do opisu warg, zwłaszcza, że choć może nie jest to poprawne słownikowo określenie, to czasami bywa stosowane.

 

Jeżeli chodzi o “chwycenie za dłoń” – czasami pojawia się w piosenkach i książkach.

 

@cobold

Gry VR są określeniem, które według mnie już na dobre weszło do powszechnego języka. Nie widziałem potrzeby używania specjalnych określeń. Równie dobrze idąc dalej tym tropem, superkomputer powinienem nazwać "superobliczaczem" albo jakoś podobnie, bo też przecież inna cywilizacja mogła inaczej osiągnąć ten sam efekt i stosować inne nazewnictwo. W tym opowiadaniu nie rozwijałem mocno conworldingu, chodziło mi raczej o symboliczne przedstawienie pewnej koncepcji.

Poza tym – gry komputerowe (nie tylko VR) nie są wyłącznie produktem cywilizacji zachodniej, bo spory wkład w rozwój zarówno techniki jak i kultury gier miały kraje dalekowschodnie, głównie Japonia i Korea Południowa. A z tym zerowym prawdopodobieństwem – zawsze jest jakaś szansa, zależy od pola obserwacji, jak napisała Drakaina. Poza tym fantastyka często zahacza właśnie o ten margines prawdopodobieństwa, o czysto hipotetyczne sytuacje.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

gry komputerowe (nie tylko VR) nie są wyłącznie produktem cywilizacji zachodniej, bo spory wkład w rozwój zarówno techniki jak i kultury gier miały kraje dalekowschodnie

ale to już efekt globalizacji, a w opowiadaniu mówimy przecież o cywilizacjach izolowanych. No chyba, że Twoja rasa to, jak sugerujesz, pogrobowcy Homo sapiens wykorzystujący jakieś artefakty naszej kultury.

 

A tak w ogóle, to ja nie piszę, że jest źle, tylko zastanawiam się jakby mogło być lepiej.

 

P.S. Bo na przykład tytuł mi się bardzo podoba ;)

Rozumiem. Zawsze jest pewne pole do poprawy – tworzenie wrażenia obcości i odbieganie od antropomorfizacji jest jednym z tych elementów, który gdzieś jeszcze “zostaje z tyłu” w moim przypadku. W pierwotnym planie raczej uwzględniałem kompletnie odizolowaną rasę niż pogrobowców, ale to był właśnie eksperyment myślowy mocno naginający prawdopodobieństwo.

 

Tytuł zaczerpnąłem z piosenki Blu Mar Ten. Co ciekawe, pierwotny tytuł był inny (brzmiał “Twój własny, osobisty…”) i z kolei stanowił tłumaczenie fragmentu słynnego utworu Depeche Mode.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Numtiri po raz pierwszy widziała istotę o ludzkiej twarzy, więc uważam, że takie wyrażenie może zostać użyte do opisu warg

Ale czego krawędzią są te wargi? Połączenia ektodermy z endodermą?

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Według mnie można je uznać za obrzeże otworu gębowego.

 

Wg SJP PWN:

 

rąbek: «brzeg lub skrawek czegoś; też: obwódka» => skrawek: «nieduża powierzchnia lub przestrzeń, często tworzące skraj czegoś» => warga: «każdy z dwóch fałdów skórnych ograniczający od przodu otwór ustny wielu kręgowców»

 

Wg Wikisłownika:

 

rąbek: obrzeże lub skraj => obrzeże: wąski pas przy linii odgraniczającej dwie przestrzenie => warga: fałd skórny ograniczający usta.

 

Poza tym rąbek [koloru] dotyczy nie tylko czerwieni, więc uważam, że tego wyrażenia można użyć w niesłownikowym znaczeniu do opisu obiektu o wąskim, zakrzywionym kształcie i danej barwie.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Poza tym rąbek [koloru] dotyczy nie tylko czerwieni

Nie o tym dyskutujemy – użyłam przykładu czegoś czerwonego, bo był najbliżej.

 uważam, że tego wyrażenia można użyć w niesłownikowym znaczeniu do opisu obiektu o wąskim, zakrzywionym kształcie i danej barwie

Ale tylko obiektu, który jest krawędzią czegoś. Usta leżą zasadniczo pośrodku twarzy, nie na krawędzi, a rąbki i skraje mają tylko powierzchnie. Jama gębowa nie jest powierzchnią.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Hmmm. Ale można jamę gębową traktować jak dziurę. A dziura ma brzeg.

Czy o tym wszystkim wie obca istota, która widzi zamknięte usta, to inna sprawa…

Babska logika rządzi!

Wickedzie, Tarnino, czy naprawdę kłócicie się o krawędź wargi? Czy chodzi o to, że moje ma być na wierzchu? To pytanie retoryczne, nie oczekuję odpowiedzi.

Hmmm. Ale można jamę gębową traktować jak dziurę. A dziura ma brzeg.

W zasadzie mógłbym się pod tym podpisać, dodam jeszcze, że określenie “powierzchnia” można użyć także w odniesieniu do otworów, w rozumieniu obszaru o ograniczonych rozmiarach.

 

Co do wcześniejszych przykładów z rąbkiem czerwieni i rąbkiem błękitu to przyznaję rację, źle je zinterpretowałem, rozszerzając ich znaczenie poza “skrawek czegoś w danym kolorze”. Mój błąd.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Nie kłócimy się, Darconie, ale kulturalnie dyskutujemy.

Niektórzy ludzie tak załatwiają swoje interakcje społeczne.

określenie “powierzchnia” można użyć także w odniesieniu do otworów

No, w sumie można.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Czasem bywam dość upartym autorem i zbyt liberalnie podchodzę do norm językowych :D Niemniej jednak ta dyskusja była dla mnie przydatnym doświadczeniem, dowiedziałem się kilku ciekawych rzeczy.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

I ja mam tak samo. Unstoppable force meets unmovable object :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Przekonaliście mnie. ;) To nie kłótnia. :)

Tylko w komentarzach na NF można przeczytać gorącą dyskusję na temat krawędzi warg (no pun intended… maybe).

 

Tradycyjnie, lubię Twoje tematyczne odjechanie Wickedzie. Twist, że główna bohaterka jest kosmitką miło zaskoczył, a życie w symulacji chyba nigdy mnie nie znudzi. Trochę jednak przychylam się do słów Cobolda, że rozwiązanie fabularne nie było zbyt porywające, ale czytało się dobrze, więc nie mam jakiegoś większego problemu.

 

Gdy jestem skrajnie wyczerpany, gdy spierzchły mi suche usta i padam wyczerpany z pragnienia. Chcę przetrwać, albo poddaje się, ale na litość boską, nie myślę, jak Mickiewicz, czy Słowacki. Nie myślę, jak rozpłynę się w nicości, ani nie patrzę na punkt mknący w dół nieboskłonu, come on! Jestem zjebany, jedyne o czym myślę, to jak zajebiście chce mi się pić. Ludzie kochani, dlaczego popadacie w tą post apokaliptyczną filozofię? Naprawdę wierzycie w to, że wyczerpany tygodniami człowiek będzie myślał “być albo nie być”?

Odpowiedź na ostatnie pytanie brzmi tak. A to z prostej przyczyny (zakładając, że główna bohaterka ma zbliżoną psychikę do ludzi oraz budowę mózgu) – umysł nie jest w stanie mielić ciągle tego samego tematu. Zawsze przychodzi moment “zmęczenia materiału” i ustępuje. To już osobnicze w jakim kierunku pójdzie, ale ciągła deprywacja zmysłów czy potrzeb może spowodować najprzeróżniejsze przeżycia, właśnie po to, żeby przetrwać jeszcze trochę. Jeśli ciągle będziesz myślał, że chce Ci się pić, taka wizja opanuje Cię całkowicie i możesz paść (na tej bazie funkcjonują myśli natrętne w przebiegu zaburzenia obsesyjno – kompulsywnego, tak paraliżują, aż np. musisz coś zrobić, bo “umrzesz” – w opowiadaniu jest realne zagrożenie śmierci, ale jeszcze umysł daje szansę na przetrwanie, albo łagodniejsze “zejście”). Poza tym, jest to w polu psychologii transpersonalnej – w czasie deprywacji jakiejkolwiek może dojść do tzw. doświadczeń szczytowych. Wszelkiej maści asceci “dręczyli” ciało, aby zyskać wgląd w rzeczywistość. Więc w tym przypadku jest naprawdę wiele możliwe.

Chwyciłaś mnie za słówka, Deirdriu i masz rację. Tak, nie da się ciągle myśleć o przetrwaniu i wręcz muszą pojawić się myśli egzystencjalne.

utwór okazał się postapo z myślicielką w postaci głównej bohaterki. Nie rozumiem tego trendu

Wyszedłem z tego założenia, że niewspółmiernie dużo w literaturze postapo ludzie o tym myślą. Niewspółmiernie do samej codzienności i chęci przetrwania.

Ciekawe i dobrze się czytało. Z początku myślałem, że całość będzie utrzymana w klimacie post-apo a tu przeskok i to nie jeden. Zdziwił mnie też motyw strachu przed śmiercią mimo życia w zniszczonym świecie, ale później zostało to ładnie uzasadnione. Pesymistyczny akcent o niemożliwości stworzenia wspólnego raju. No i ten mocny tytuł mnie jakoś przyciągnął.

Deirdriu, Zauruxorze, dziękuję za kolejne opinie :)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Nowa Fantastyka