- Opowiadanie: erp.karon - Zdrajca

Zdrajca

Kolejny tekst, osadzony w świecie, w którym nie ma ludzi, tyle że jeszcze w czasach, w których byli i nawet mieli tłumaczy : )

Dzięki niemu udało mi się zająć drugie miejsce w tegorocznym Nadszańcu Fantastyki, acz widzę, że nieco jest jeszcze do poprawy.

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Biblioteka:

Finkla, Nevaz, NoWhereMan

Oceny

Zdrajca

Podczas gdy dwóch strażników odciągało na bok zwłoki poprzedniego tłumacza, spojrzenia wszystkich obecnych skupiły się na niezbyt wysokim, niepozornym mężczyźnie w średnim wieku, który stanął u boku króla Mariusza. Towarzyszył mu odziany w akademicką szatę praktykant.

– To on? – W szepcie jednego z niższych urzędników dało się słyszeć rozczarowanie. – Jakoś inaczej go sobie wyobrażałem…

– Nie ty jeden – odszepnął jego nieco wyżej postawiony i bardziej doświadczony sąsiad. – Bywało, że brano go za sługę lub jakiegoś pośledniego skrybę. Dopiero gdy się odzywał, wszyscy robili wielkie oczy.

– Nadal nie bardzo rozumiem – pierwszy urzędnik przeciągnął się dyskretnie, prostując zmęczone długotrwałym siedzeniem w twardej ławie plecy – dlaczego Jego Królewska Mość zlecił tę robotę jakiemuś nowicjuszowi zamiast, jak czynił to jego ojciec, od razu wezwać najlepszego tłumacza w królestwie.

– To proste – odparł drugi z mężczyzn z pewną wyniosłością w głosie. – Chodzi o pieniądze. Powiedzieć, że mistrz Korneliusz się ceni, to jak stwierdzić, że wężoludzie są nieco obleśni. Krążą legendy o sumach, jakich żądał od swych zleceniodawców, ze świętej pamięci królem Klaudiuszem na czele. Mimo to Jego Królewska Mość regularnie korzystał z jego usług. No ale cóż, wojna – westchnął znacząco.

– Ano wojna – odpowiedział westchnięciem rozmówca. – W skarbcu pustki, pogrzeb króla Klaudiusza pochłonął lwią część oszczędności, nic dziwnego, że Jego Królewska Mość Mariusz liczy się z każdym groszem.

– Tym razem jednak się przeliczył. – Pokiwał smutno głową bardziej doświadczony z mężczyzn, odprowadzając wzrokiem wynoszone z sali zwłoki młodego adepta sztuki przekładu. – I oby śmierć tego nieszczęśnika okazała się jedyną konsekwencją tej dramatycznej pomyłki.

– Mistrzu Korneliuszu – rzekł głośno król. Na sali zapadła cisza. – Dzięki ci, że zjawiłeś się tak szybko, by wspomóc nas swą wiedzą. Jak sądzę, przedstawiono ci już pokrótce, jak wygląda sytuacja?

– Do usług, Wasza Królewska Mość. – Korneliusz skłonił się lekko. Jego głos wydawał się tak niepozorny jak on sam, jednak dało się w nim wyczuć coś, co sprawiało, że chciało się go słuchać. – W istocie, orientuję się już, na jakim etapie negocjacji pokojowych jesteśmy. – To rzekłszy, zwrócił się ku zasiadającej po lewej stronie sali delegacji wężoludzi, po czym wydał z siebie serię syków, chrząknięć i charknięć.

Otoczony przez pobratymców wódz wężoklanów odpowiedział podobnym ciągiem, żywo gestykulując szponiastymi łapami. Jego zielona, pokryta łuskami twarz wykrzywiła się w pełnym poirytowania grymasie.

– Wódz ludu Krsthn żywi nadzieję, iż negocjacje pójdą teraz sprawniej – przełożył mistrz Korneliusz. – Zaleca również jak najszybsze przejście do istotniejszych kwestii.

– Dobra, dobra! – warknął król Mariusz, nie kryjąc obrzydzenia. – Powiedz tym wężoludziom…

– Ostrożnie – przerwał mu uprzejmie, acz stanowczo Korneliusz. – To słowo akurat rozumieją… i obawiam się, iż niespecjalnie za nim przepadają. – Zerknął na wodza, powstrzymywanego przed wybuchem gniewu przez towarzyszących mu podwładnych.

– To jak mam na nich mówić!?

– Synowie Krsthnu, Jadowita Horda, Lud Najdłuższego Ogona… – wyliczył Korneliusz. – A najlepiej po prostu „nasi goście ze wschodu”, a ja już w przekładzie dobiorę odpowiedni zwrot.

– Dobra, wszystko jedno. – Król Mariusz coraz bardziej tracił cierpliwość. – W takim razie rozumiem, że tych tam… – Skinął głową w kierunku trzyosobowej delegacji Lathian. – też mam nie nazywać „bladymi” ani „dryblasami”, tylko „gośćmi z południa”?

– W istocie – przytaknął mistrz Korneliusz. – Przy czym każdą wypowiedź radziłbym poprzedzić takim oto gestem. – Uniósłszy prawą dłoń, delikatnie dotknął nią czoła. – To tradycyjne pozdrowienie ptakojeźdźców, jego brak zaś może obrazić rozmówcę.

– Nie będę z siebie robił idioty! – wrzasnął władca, waląc pięścią w poręcz tronu. – Będziemy rozmawiać jak ludzie, albo nie będzie żadnych negocjacji!

– Jak Wasza Królewska Mość sobie życzy. – Korneliusz ponownie się skłonił. – Czy mam to przełożyć na oba języki?

– Nie, zaczekaj. – Uspokoił się nieco król. – Powiedz im, że… No, że kontynuujemy rozmowy. Czy jakoś tak, po ichniemu, żeby chcieli dalej gadać.

– Rozkaz, wasza miłość. – Tłumacz uśmiechnął się lekko, po czym wydał z siebie serię charknięć i syków, po której płynnie przeszedł na śpiewną i melodyjną mowę ptakojeźdźców. Wódz wężoludzi skwitował to niechętnym skinieniem, a wysoki i blady przywódca Lathian skłonił się lekko i wyrzekł kilka słów.

– Co on powiedział? – chciał wiedzieć król. – Znaczy, że się zgadza?

– To bardzo trudna do przełożenia fraza – odparł Korneliusz. – W wolnym przekładzie oznacza „niechaj będzie tak, jak niosą cię skrzydła”. Czyli tak, zgadza się.

– Dobra, no to tak. – Monarcha poprawił się na tronie. – Plan był taki, żeby ustalić przebieg granic wzdłuż rzek Briany i Ardy i co do tego generalnie wszyscy się zgadzamy… chyba. – Na jego twarzy znów zagościło obrzydzenie. – Po tym, co odstawił ten niepojmujący ironii partacz, twój poprzednik, nie jestem już niczego pewien.

– Zgaduję, że nie tyle nie pojmował ironii… – skorygował Korneliusz. – …co nie wiedział, iż to Lathianie jej nie pojmują. Jest to dla nich koncept zupełnie obcy, wszelkie próby przełożenia ironicznych wypowiedzi na lathiański skazane są na niepowodzenie, a podczas tak ważnych rozmów jak ta mogą bardzo źle się skończyć… bywa, że i dla tłumacza.

– Tak czy inaczej. – Chrząknął król. – Prawdopodobnie zgadzamy się co do rzek i granic, diabeł natomiast tkwi w szczegółach. Wężo… – przerwał, zerkając nerwowo na wodza Krsthn, który zdążył już obnażyć kły w grymasie poirytowania. – Znaczy, nasi goście ze wschodu upierają się, żebyśmy odstąpili im leżące przy ujściu Ardy jezioro, bo niby jest dla nich święte czy tam coś. Natomiast, eem, goście z południa koniecznie chcą kontrolować źródło Briany, ale nie wiem czemu, bo tu już pan tłumacz nieco się pogubił.

– Cóż, dziwnym nie jest – rzekł spokojnie Korneliusz. – Nie każdy wie, iż w rzeczonych źródłach znaleźć można wodorosty, ceniony przysmak kuchni lathiańskiej.

– Że co!? – nie zdzierżył Mariusz. – Więc chodzi o jedzenie!?

– Lathianie przywiązują ogromną wagę do kulinariów – wyjaśnił Korneliusz. – To niezwykle istotny element ich kultury.

– W takim razie powiedz im… – zaczął król przez zaciśnięte zęby.

– Gest, Wasza Królewska Mość – przypomniał tłumacz.

Król, łypnąwszy wściekle na mistrza, niechętnie przyłożył dłoń do czoła. Członkowie lathiańskiej delegacji spojrzeli po sobie z wyraźnym zaskoczeniem, po czym pokiwali z uznaniem głowami.

– Powiedz im – kontynuował Mariusz – że nie ma mowy o oddaniu źródeł i kropka!

Mistrz Korneliusz zwrócił się ku Lathianom i wypowiedział kilka śpiewnych fraz. Gdy skończył, wódz Lathian ponownie skinął głową, po czym rozpoczął dość długą przemowę. Korneliusz słuchał uważnie.

– Co tak długo? – warknął półszeptem król. – Może byś powiedział, o czym mówi?

– Nie mogę – odparł szeptem tłumacz. – Orzeczenie w lathiańskim znajduje się na końcu zdania, a to oznacza, że by pojąć sens całej wypowiedzi, należy wysłuchać jej do końca.

– Dobra, cokolwiek – mruknął zniechęcony król. Chwilę później przywódca Lathian skwitował koniec wywodu ukłonem.

– Lathianie zgadzają się z argumentacją Waszej Królewskiej Mości – przetłumaczył Korneliusz. – Są wdzięczni za okazaną troskę i rezygnują z dalszych roszczeń do źródeł Briany.

– I co, to już? – zdziwił się monarcha. – Tak długo mówił i tylko tyle powiedział?

– Grzeczność w lathiańskim jest bardzo rozbudowana – wyjaśnił Korneliusz. – A dzięki pełnemu szacunku gestowi Waszej Królewskiej Mości nasi szacowni goście poczuli się zobowiązani do użycia bardzo honoryfikatywnej odmiany języka, w ten sposób ów szacunek odwzajemniając.

– Doskonale. – Król zatarł dłonie. – Czyli jedna sprawa załatwiona. A co z tym całym jeziorem?

– Lud Krsthn wierzy, iż w jeziorze Marien mieszka duch Wężycy, niezwykle ważnego dla nich bóstwa – objaśnił tłumacz. – Obawiam się, że w tym przypadku tak łatwo nie pójdzie. To dla nich miejsce kultu.

– To co niby mam zrobić? – zirytował się ponownie król Mariusz. – Tak po prostu przystać na ich warunki!?

– Bynajmniej. Proszę chwilę zaczekać. – Korneliusz zwrócił się ku wężoludziom, by kilkukrotnie wymienić z nimi serię syknięć i charknięć.

– Wódz Krsthn proponuje – rzekł, ponownie zwracając się ku monarsze. – Że w zamian za jezioro oddadzą nam leżący po ich stronie port morski w Krathien.

– O – zainteresował się król. – To byłoby całkiem niegłupie… Jezioro w zasadzie nam po nic, natomiast port… Port by się nawet przydał.

– Czy mam powiedzieć, że Wasza Królewska Mość przystaje na tę propozycję? – zapytał uprzejmie tłumacz.

– Powiedz – zadecydował błyskawicznie władca. – Zanim się rozmyślą.

Korneliusz ponownie schylił głowę w ukłonie, po czym wdał się w krótką rozmowę z wodzem, zakończoną pełnymi satysfakcji chrząknięciami i posykiwaniami. Tymczasem służba, na polecenie króla Mariusza, wniosła na salę trunki do toastu. Negocjacje zakończyły się powodzeniem.

– Dobra robota, mistrzu Korneliuszu – rzekł łaskawym tonem władca, popijając wino. – Świetnie wszystko przetłumaczyłeś.

***

– Mistrzu… – odezwał się nieśmiało praktykant, drepcząc za idącym pałacowym korytarzem Korneliuszem. – Czy mogę o coś zapytać?

– Możesz – odparł Korneliusz.

– Ja… znam trochę i lathiański, i krsthnski… Orientuję się też nieco w zwyczajach i kulturach tych nacji…

– To godne pochwały – zauważył z nieprzeniknionym wyrazem twarzy mistrz.

– No więc… – praktykant nie potrafił ukryć nerwowości. – Chciałem zapytać, czy to normalne, że tłumacz tłumaczy pewne wypowiedzi tak… tak…

– Tak kreatywnie? – dokończył za niego Korneliusz. – Cóż, gratuluję spostrzegawczości.

– Kreatywnie – ciągnął praktykant, wyraźnie nieco ośmielony spokojem mistrza – by nie rzec… zupełnie twórczo. Jako żywo, nie przypominam sobie, by Jego Królewska Mość wspominał o znacznym zanieczyszczeniu źródeł Briany… To również nie on, wbrew temu, co myśli wódz Krsthn, zaproponował wymianę portu na jezioro… A jeśli chodzi o poddańczy gest, który tak poruszył Lathian…

– Cóż – przerwał mu Korneliusz z zagadkowym uśmiechem. – Jak to mawiają, „każdy tłumacz to zdrajca”.

Koniec

Komentarze

…acz widzę, że nieco jest jeszcze do poprawy.

Wybacz, Erp.karonie, że się powtarzam i zadaję to samo pytanie: A może należało najpierw dokonać poprawek i zaprezentować tekst bez usterek?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nieco już poprawiłem, to, co zostało i co widzę, to ewentualne poprawki, powiedzmy, fabularne. Szczerze mówiąc, wolałbym najpierw poznać zdanie komentatorów, może wskazałoby mi to kierunek, w którym mógłbym pójść. Przyznaję, jestem początkujący w tej dziedzinie, więc każda wskazówka będzie na wagę złota.

OK, rozumiem. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Jak to mówią było się uczyć języków, a nie jak cudzoziemiec na Poczcie Polskiej ;)

Fajne , krótkie i z pomysłem. Nie wiem czy jest sens rozwodzić się w temacie, ale wszystko co jest potrzebne dobremu opowiadaniu, u Ciebie jest. Zawiązanie intrygi, zręczne przedstawienie postaci (poselstw) z szybkim omówieniem najważniejszych cech ich znamionujących. No i zgrabna puenta. Błędy być może jakieś są ale nie rzuciły mi się w oczy. Co do interpunkcji nie będę się wypowiadał bo sam mam z tym problem. Nie dziwi mnie że już było to opowiadanie wysoko ocenione. Pozdrawiam.

Całkiem ciekawy tekst. Fabuła, tej w sumie sceny, jest stworzona sensownie, co przekłada się na odbiór naszego bohatera. Odbiór raczej pozytywny dodam (nie ma jak spryciarz otoczony ludźmi niedouczonymi). Ogólnie opowiadanie mi się podobało.

No cóż, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że przeczytałam nie opowiadanie, a długi dowcip, który, niestety, nie zdołał mnie rozbawić.  

 

Krążą le­gen­dy o su­mach, ja­kich żądał od swych zle­ce­nio­daw­ców, ze świę­tej pa­mię­ci kró­lem Klau­diu­szem na czele. –> Czy na pewno świętej pamięci kró­lem Klau­diu­szem? Czy to znaczy, król Klaudiusz był chrześcijaninem?

 

Jego zie­lo­na, po­kry­ta łu­ska­mi twarz wy­krzy­wi­ła się w po­iry­to­wa­nym gry­ma­sie. –> Obawiam się, że poirytowany był wódz wężoklanów, a nie grymas.

 

-Ski­nął głową w kie­run­ku trzy­oso­bo­wej de­le­ga­cji La­thian. –> Brak spacji po dywizie, zamiast którego powinna być półpauza.

 

– W isto­cie – Przy­tak­nął mistrz Kor­ne­liusz. –> – W isto­cie – przy­tak­nął mistrz Kor­ne­liusz.

 

–Unió­sł­szy prawą dłoń, de­li­kat­nie do­tknął nią czoła. –> Brak spacji po półpauzie.

 

który zdą­żył już ob­na­żyć kły w po­iry­to­wa­nym gry­ma­sie. –> …który zdą­żył już ob­na­żyć kły w gry­ma­sie poirytowania.

 

za­czął król przez za­ci­śnię­te zeby. –> Literówka.

 

– Po­wiedz im… – kon­ty­nu­ował Ma­riusz. – …że nie ma mowy o od­da­niu źró­deł i krop­ka! –> Zbędna kropka po didaskaliach.

 

Gdy skoń­czył, wódz la­thian po­now­nie ski­nął głową… –> Czy nie powinna być wielka litera?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Pomysł dość zabawny jest, choć jak dla mnie raczej na o połowę krótszego szorta.

 

Wykonanie pozostawia trochę do życzenia, zwłaszcza zapis dialogów. Oraz nie bardzo wyobrażam sobie węże czy wężoludzi, którzy mają w swoim języku “r”, nawet jeśli pełni ono funkcję półsamogłoski.

 

– To on? – w szepcie jednego z niższych urzędników dało się słyszeć rozczarowanie. –

→ W szepcie

 

– Do usług, wasza wysokość. – Skłonił się lekko Korneliusz.

Przestudiuj na sjp pwn lub na tym forum zapis dialogów. Czasownik idzie na pierwszym miejscu tylko w didaskaliach opisującym czynność wydawania odgłosu paszczą ;) → Korneliusz skłonił się lekko. Poza tym do króla zazwyczaj mówi się Wasza Królewska Mość, a Wasza Wysokość (raczej wielkimi literami) to do osób z rodziny królewskiej

 

http://altronapoleone.home.blog

Zakończenie przewidywalne, ale napisane sprawnie i dobrze się czytało. Całkiem całkiem.

Sympatyczny tekst. Ale bywa i tak, że tłumacz ratuje sytuację. :-)

Nie ma to jak kreatywność.

Jest trochę obcych ras i ich zwyczajów, puenta na koniec, dla mnie wystarczy.

Babska logika rządzi!

Całkowicie zgadzam się z Finklą.

Może mam braki w znajomości “kanonu”, ale wątek międzygatunkowych tłumaczeń kojarzy mi się bardziej z science-fiction niż z fantasy. Powyższy tekst pokazuje, że tak być wcale nie musi… Aż się przypomina Geralt tłumaczący mowę syren : ).

 

Swoją drogą, Regulatorzy słusznie zwróciła uwagę na fragment przedmowy – zachęca do czytania jak plama z musztardy na pierwszej stronie ;).

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Znacznie lepszy treściowo od poprzedniego tekst. Sympatyczna scena, no i pokazanie, jak wiele potrafi uratować odpowiedni tłumacz. Czytało się też nieźle.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Dzięki wielkie za wszystkie komentarze i poprawki, będę pracował nad tym tekstem oraz nad kolejnymi (w których planuję między innymi nieco rozwinąć postać Korneliusza).

Co do “r” u wężoludzi – zamysł był taki, że jest to dźwięk trochę bardziej gardłowy od naszego drżącego, ale trochę nie miałem jak tego sprawdzić w praktyce : ) Niemniej dzięki i za tę uwagę.

Edit: poprawione według wskazówek regulatorzy i drakaina. Jeszcze raz dzięki.

– Nadal nie bardzo rozumiem. – Pierwszy urzędnik przeciągnął się dyskretnie, prostując zmęczone długotrwałym siedzeniem w twardej ławie plecy. – dlaczego Jego Królewska Mość zlecił tę robotę jakiemuś nowicjuszowi zamiast, jak czynił to jego ojciec, od razu wezwać najlepszego tłumacza w królestwie.

Przyjrzyj się zapisowi dialogów. Skoro masz kropkę, nowe zdanie powinno się zaczynać dużą literą. Na końcu masz pytanie bez znaku zapytania. Chyba że to jedno (długie) zdanie: Nadal nie bardzo rozumiem – urzędnik przeciągnął się (…) – dlaczego (…).

Korneliusz skłonił się lekko .

Niepotrzebna spacja. Pojawia się jeszcze później.

Nieco przewidywalne zakończenie, ale przyjemne opowiadanie :)

 

 

Przynoszę radość :)

Krótko i zwięźle, ale jak dla mnie za mało. Liczę na coś więcej. Nawet trudno pisać więcej, bo pozostał niedosyt. Na plus, że mamy do czynienia z zamkniętą całością, a minus, że nadal nie wiem za dużo o Twoim uniwersum. Bliżej mi do opinii Regs.

– Nie ty jeden – odszepnął jego nieco wyżej postawiony i bardziej doświadczony sąsiad.

Troszkę za dużo słów w tym zdaniu.

– Bywało, że brano go za sługę lub jakiegoś pośledniego skrybę. Dopiero gdy się odzywał, wszyscy robili wielkie oczy.

Potrzebne to “jakiegoś”? Takie słowo wytrych używane nagminnie w języku mówionym. Za to, jak się je usunie, to często okazuje się, że wale nie było potrzebne.

– Pierwszy urzędnik przeciągnął się dyskretnie, prostując zmęczone długotrwałym siedzeniem w twardej ławie plecy. – dlaczego Jego Królewska Mość zlecił tę robotę jakiemuś nowicjuszowi zamiast, jak czynił to jego ojciec, od razu wezwać najlepszego tłumacza w królestwie.

Strasznie długi tasiemiec.

Dlaczego powinno być wielką literą, bo po kropce.

No ale cóż, wojnawestchnął znacząco.

– Ano wojna – odpowiedział westchnięciem rozmówca.

To sobie powzdychali (powtórzenie)

– Mistrzu Korneliuszu – rzekł głośno król Mariusz. Na sali zapadła cisza.

Już wiemy jak król miał na imię. Chyba że było tych królów więcej?

– Dzięki ci, że zjawiłeś się tu tak szybko, by wspomóc nas swą wiedzą. Jak sądzę, przedstawiono ci już pokrótce, jak wygląda sytuacjaę?

jak – powtórzenie. Czy wszystkie słowa w tym zdaniu są potrzebne?

– Do usług, Wasza Królewska Mość. – Korneliusz skłonił się lekko .

Usuń spację przed kropką.

Jego głos wydawał się (+być) tak niepozorny jak on sam, jednak dało się w nim wyczuć coś, co sprawiało, że chciało się go słuchać.

To rzekłszy, zwrócił się ku zasiadającej po lewej stronie sali delegacji wężoludzi, po czym wydał z siebie serię syków, chrząknięć i charknięć.

Siedzący w centrum delegacji

– Zaleca również jak najszybsze przejście do istotniejszych kwestii.

Czy to zdanie cokolwiek wnosi? Lepiej by było już konkret tu dać. np. “Wężoludzię chcą pomówić o tym i tym.”

–że tych tam… – Skinął głową w kierunku trzyosobowej delegacji Lathian. – też mam nie nazywać „bladymi” ani „dryblasami”, tylko „gośćmi z południa”?

Też wielką literą, bo po kropce.

– To tradycyjne pozdrowienie ptakojeźdźców, zaś jego brak może obrazić rozmówcę.

Szyk → “zaś” nie może być na początku. (jego brak zaś może obrazić rozmówcę) …kilka razy to się powtarza w zdaniach poniżej.

– Rozkaz, wasza miłość. – Tłumacz Uśmiechnął się lekko ,

Usuń spację.

CHYBA.

Tak nie rób.

– Tak czy inaczej. – Chrząknął król.

Król chrząknął. – szyk 

 

Kwestie dialogowe są gdzieniegdzie jeszcze do poprawki. Nie będę ich indywidualnie wypisywał, bo trochę tego by było.

NIECO

JEDZENIE

j.w.

wódz lathian

Z wielkie litery

wężycy

Nazwy własne wielką literą.

 

Król przerysowany. Nazywanie go przez narratora “Mariusz” nie brzmi najlepiej.

Lahtianie wychodzą na strasznych naiwniaków. Rozpoczynają negocjacje, po czym zadowalają się niczym. Powinni wiedziec o zanieczyszczeniu skoro mają stamtąd jedzenie. Poddańczy gest i już zero roszczeń? Chyba zacznę się kłaniać ludziom.

 

Jakby wywalić niepotrzebne frazy, których tu nieco jest, mógłby wyjść z tego szort.

 

Końcówka mi się spodobała. Miłe zaskoczenie.

 

Dopracuj wielkie litery, format dialogów, powtórzenia. Wtedy będzie szansa na bibliotekę. 

"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.

Dzięki wszystkim za poprawki, część nałożyłem, pilnie uczę się zapisywania dialogów.

Poddańczy gest i już zero roszczeń? Chyba zacznę się kłaniać ludziom.

To nieco (ale tylko nieco) uproszczony przykład z życia wzięty. Jak w sumie sporo fragmentów z tej scenki : )

Nowa Fantastyka