- Opowiadanie: Afgan - Narkotyka Matematyka cz.I.

Narkotyka Matematyka cz.I.

Część pierwsza zbyt rozpędzonego świata, przyzwolenia na ucieczkę i zobojętnienia.

Uwagi miło widziane i oczekiwane – liczę na Was! :)

 

Niezwykłe podziękowania dla @regulatorzy za  wskazane błędy.

Oceny

Narkotyka Matematyka cz.I.

Pierwszy wymiar: krok od 0 do 1 zajął chwilę – tyle co skupienie myśli. Tik-tak, zadanie dalej trwa. Drugi wymiar: krok od 0-0 do 1-1 jest już większy – około 1,42, choć nie ma to w tej chwili żadnego znaczenia. Istotna teraz jest jedynie praca, przejście kolejnego odcinka. Wymiar przestrzeni rośnie, tik-tak, zegar beznamiętnie wybija tempo. Krew przyćmiewa jasność umysłu, ale to nie on ma biec – a może on? Skupienie ciała – DOŚĆ – potrzebuję oddechu – PADAM – wymiar ciągle rośnie. Tik-tak. Nieskończoność powoli zalewa płuca w tej marnej próbie ucieczki od niej.

 

Walka czy ucieczka?

Wróć.

Jaka walka? Pokój wygląda tak jak zawsze – niecałe piętnaście metrów kwadratowych, dwie Elektro-Ściany, nieduży Synapso-Blat z przedrewolucyjną kwantową maszyną do pisania (swoiste hobby, chyba że istnieje lepsza nazwa na kolekcjonowanie słodko-trywialnych maszyn w celu zaspokojenia prymitywnej idei posiadania). Rozbita butelka w kącie przypominała, że wczorajszy wieczór nie różnił się zbyt wiele od innych.

Szczerze powiedziawszy, trochę mnie to cieszy.

Elektro-Ściana wyczuła moją myśl i wyświetliła 3:32 – dawno nie udało mi się przespać połowy nocy opierając się tylko na (w miarę) naturalnych środkach. Sięgnąwszy w prawo ręką pochwyciłem podany przez ścianę Incommodumus. Myśl, że budynek mógłby być równie dobrze wzniesiony ze sto lat temu i ciągle zrozumieć czego potrzebuję, doskonale współgrała z delikatnym mrowieniem rozchodzącym się od czubka głowy po całym ciele. Najpopularniejszy lek psychotropowy zaczynał działać. Uśmiechając się patrzyłem jak przepocona niedawnym koszmarem klatka piersiowa uspokaja się. Umysł robił to samo, a ja wyczekiwałem momentu kiedy nie będę musiał o nim myśleć.

> Czy też ogólnie, myśleć. <

Wyczekiwałem momentu, kiedy te uciekające do nieskończoności wiecznie retrospektywne wycofanie odpuści, a każda błaha myśl nie będzie wymagała tytanicznego wysiłku.

Tumaniejąc spojrzałem na Nią. Emilka. Emily. Ona. Kręcone czarne włosy, prosty nos, kształtne ciało. Pełne piersi w rytm oddechu podnosiły się i opadały. Nawet w stroju montera Nowo-Nieboskłonu wyglądałaby atrakcyjnie, a w tej niewiele zakrywającej nocnej koszulce była marzeniem każdego – niekoniecznie mężczyzny.

Brzydziła mnie.

Jej niezmącony strachem oddech był całkowitym zaprzeczeniem tego dla czego się z nią związałem. No dobra, była śliczna. Ale to tylko mięso, mogłem sobie taką kupić na pół godziny za dzień-dwa pracy. Ale na studiach czułem że jest drugą mną – kiedy ja dusiłem się moją ucieczką od nieskończoności ona próbowała rozerwać więżące jej oddech do posłania wiązania van der Waalsa. Miesiące bez Incommodumusa, nawet bez dającej zasnąć wódy. Kochałem ją. Pojebane lata.

 

***

Rak trzustki. Złośliwy.

Kurwa, znowu… A nie można…

Nie, nie można. Przyszły czwartek, przyjdzie o 13:40. Zna Pan „Ustawę o zdrowiu psychicznym i przeciwdziałaniu zubożania intelektualnego” więc proszę powstrzymać się od komentarza.

Przepraszam. – No, przynajmniej to słowo wywołało uniesienie brwi przez konsultantkę Med-Ministerstwa. Raczej nikt starał się nie marnować słów – a na pewno w takim celu.

 

***

Zasrana, gówniana trzustka. Premię roczną trafia właśnie szlag, a matka Emily będzie znowu męczyć że jej córka wybrała za Wiecznego Konkubenta człowieka który nie potrafi chociaż raz na kilka lat zabrać rodziny poza miasto. Łatwo powiedzieć osobie która najlepsze lata swego życia przeżywała przed wprowadzeniem w życie koncepcji walki z głodem zza Granicy. Było trochę więcej zielonej przestrzeni, było taniej.

 

***

Budynek Pol-Matu był ostatnią rzeczą na którą miałem w tej chwili patrzeć, niemniej fakt że znowu nie uda mi się spełnić najdrobniejszego marzenia niespecjalnie chciał dyskutować z faktem, że coś trzeba jednak żreć.

 

Vincent stał przy moim biurku i patrzył z udawanym zaciekawieniem, co mam mu do powiedzenia. Teoria zarządzania miała o wiele większe znaczenie w czasach kiedy pracownikowi wydawało się że przełożony ma w sobie większą indywidualność niż tylko operowanie na kilkunastu wyuczonych strategiach rozmowy i pozycjach negocjacyjnych. Od stu czterdziestu lat nie ma to żadnego sensu, ale no szkoda żeby zarządzający stali całe dni pod budką z upośledzaczami.

Podobno rezygnujesz z premii rocznej. – Uprzejmie zaczął rozmowę.

Ustawa. Wiesz że inaczej bym dociągnął do grudnia.

– Ale nie dociągniesz. – założę się że w umyśle właśnie odtwarzał kieszonkowe wydanie „Riposty na każdą okazję. Tom I, uproszczony.”

Muszę się urwać na jedno popołudnie. Trzustka, tak jak pięć lat temu.

– Wracaj do pracy. Może kiedyś ci się uda.

 

Oho, dobre. Głupi, złośliwy bydlak. Zostało mi czterdzieści lat do Granicy Życia. Naprawdę chciałbym mieć większe marzenie niż to że uda mi się bez choroby wymagającej urwania się z pracy przetrwać następne parę lat żeby dostać ustawową premię i awans. Żebym miał cokolwiek, nie wiem, wielką miłość, karierę. Cokolwiek. A nie – Emily i Analiza Funkcjonalna. Średnio wykształcona małpa byłaby w stanie badać *-zbieżność szeregów funkcyjnych za minimalną pensję.

 

12 lat studiów po to żeby teraz móc zajmować się jednym zagadnieniem i być urzędnikiem niskiego szczebla. Gdyby nie to że ostatnio jakoś wtedy potrafiłem pokochać to byłaby to strata czegokolwiek, a na pewno czasu.

Ponoć pradziadek ze strony ojca miał inaczej – udało mu się przekwalifikować w wieku 40 lat. I to w czasach kiedy ludzie żyli raptem kilka lat ponad połowę wieku Granicy Życia.

Śmieszne.

Mi w wieku dwudziestu dwóch lat zabroniono zmiany specjalizacji, a ten z własnej woli (i to będąc dwa razy starszym) porzucił cały znany sobie świat i ruszył przed siebie. Ale by mu dzisiaj Urząd dokopał za marnotrawstwo wiedzy.

 

***

 

Ruszysz tam, za Granicę?

– Wiesz że nie mogę. A zresztą, po co?

– Kochałeś ją.

Przy trzeciej butelce w końcu przeszliśmy na poziom wyżej niż pytania o to „jak się czuje Konkubina”. Leonowi bliżej było do ludzi sprzed czasów Rewolucji Intelektualnej, co wiązało się z głównie dwoma rzeczami – można było złapać z nim kontakt na pewnej abstrakcyjnej stopie (lecz niekoniecznie związanej z zawodem), ale musiał bronić przestrzeni swojego umysłu. Niemniej, tylko mu opowiedziałem o tej jednej Wyprawie. A dwie czy trzy butelki doskonałego słodkiego wina potrafiły.

Kochałem, nie kochałem. Byłem dla niej nikim. Słowo jak ‘miłość’ ma w ogóle sens?

– Dla Ciebie najwyraźniej ma.

– Była Dzika, wiesz o tym.

Kieliszki musiały znowu zostać uzupełnione. Wbrew jednemu z głównych postulatów Rewolucji nikt nigdy nie próbował zakazać alkoholu. Ten postulat prawdopodobnie wynikał z tego że Rewolucję tworzyły olbrzymie masy miernych, ukierunkowanych intelektualistów którym wydawało się że zabicie Umysłu to najgorsza zbrodnia. Odmowa wcielenia tego hasła w życie jest natomiast zasługą deputowanych Rady, którzy rozumieli że bezgraniczne poszukiwanie wiedzy zabierze jedne z ostatnich płaszczyzn kontaktu międzyludzkiego. Albo przynajmniej tak mówili budując puby.

– Ale była prawdziwa. Czy nie tego szukałeś?

– No i co jej zaproponuje? Twierdzenie Banacha-Steinhausa? – W tym momencie uwaga ludzi przy sąsiednich stolikach odpłynęła od nas tak daleko jak to możliwe. Rozmowa o kilkusetletnich twierdzeniach jest ciekawa w ten sam sposób jak dyskutowanie o filozofach sprzed tysięcy lat – niewielu ludzi wracać będzie tydzień po tygodniu do obrony Sokratesa.

Możesz uczynić ją Obywatelką.

– Mogę. Na pewno polubią się z Emily. Na pewno odnajdzie się w tym świecie. Człowieku, ona nie ma nawet doktoratu! Ani studiów! Co będzie robić? Konkurować z automatycznymi stojakami do rowerów? A ja konkurować niby mam z ich mężczyznami? Tak długo jak nie można konkurować na znajomość twierdzeń raczej nie wzbudzę u niej szacunku. Nie przypominam sobie, abym umiał walczyć na noże albo zbijać meble.

Nikt nic nie odpowiedział.

Pomieszczenie jest cichsze niż być powinien pijany bar. Zabójczo cichsze. Delikatnie drżące szklanki nie były jednak w tej chwili tym co martwiło.

Tik-tak. Tik-tak.

Światło w falujących szybach załamywało się i tworzyło poczucie paniki. DOŚĆ.

Wzrok wyostrzał się, prześcieradło lepiło się do pleców. Płuca podnosiły się i opadały jak miechy, a ekrany Elektro-Ścian przestały falować.

Tik-tak.

 

CDN

Koniec

Komentarze

Szanowny autorze, skoro to pierwsza część większej całości, to zmień, proszę, oznaczenie na “fragment”. Warto jednak wiedzieć, że zamknięte całości (opowiadania, szorty…) mają większą poczytność oraz wchodzą do grafiku dyżurnych. Jeżeli Twój tekst w całości nie jest bardzo długi, to może lepiej wrzucić cały, a nie kawałek na pograniczu szorta?

http://altronapoleone.home.blog

Przykro mi to mówić, Afganie, ale przeczytałam fatalnie napisany tekst, który nie pozwolił mi zorientować się, co miałeś nadzieję opowiedzieć. W tej sytuacji nie jestem zainteresowana dalszym ciągiem tej opowieści.

 

Pokój wy­glą­da tak jak za­wsze – nie­ca­łe 15m2… –> Pokój wy­glą­da tak jak za­wsze – nie­ca­łe piętnaście metrów kwadratowych

Liczebniki zapisujemy słownie. Ten błąd pojawia się  tekście wielokrotnie.

Nie używamy skrótów i sybmoli.

 

dwie Elek­tro­Ścia­ny, nie­du­ży Sy­nap­so­Blat… –> Czym są ElektroŚcianySynapsoBlat?

Dlaczego wielkie litery? Czy tam nie powinien być dywiz?

 

ko­lek­cjo­no­wa­nie słod­ko try­wial­nych ma­szyn… –> …ko­lek­cjo­no­wa­nie słod­ko-try­wial­nych ma­szyn

 

Elek­tro­Ścia­na wy­czu­ła moją myśl i wy­świe­tli­ła 3:32… –> Dobrze byłoby dookreślić, co rzeczona ściana wyświetliła – bo może to czas przebiegu robala, który po niej był pełznął.

 

Się­gnąw­szy w prawo ręką po­chwy­ci­łem po­da­ny przez ścia­nę In­com­mo­du­mus. –> Co podała ściana?

 

Myśl, że bu­dy­nek mógł­by być rów­nie do­brze zbu­do­wa­ny ze sto lat temu… –> Brzmi to nie najlepiej.

Proponuję: Myśl, że bu­dy­nek mógł­by być rów­nie do­brze wzniesiony ze sto lat temu

 

cia­gle zro­zu­mieć czego po­trze­bu­ję… –> Literówka.

 

do­sko­na­le współ­za­gra­ła z de­li­kat­nym mro­wie­niem… –> Obawiam się, że coś może współgrać, ale raczej nie współzagra.

 

Umysł robił to samo, a ja wy­cze­ki­wa­łem mo­men­tu kiedy nie będę mu­siał o nim my­śleć. –> O umyśle?

 

Wy­cze­ki­wa­łem mo­men­tu, kiedy te ucie­ka­ją­ce do nie­skoń­czo­no­ści wiecz­nie re­tro­spek­tyw­ne wy­co­fa­nie… –> Wy­cze­ki­wa­łem mo­men­tu, kiedy to ucie­ka­ją­ce do nie­skoń­czo­no­ści, wiecz­nie re­tro­spek­tyw­ne wy­co­fa­nie

 

Nawet w stro­ju mon­te­ra No­wo­Nie­bo­sło­nu… –> Nie wiem, co to jest No­wo­Nie­bo­sło­n, ale wydaje mi się, że chyba powinno być: No­wo­Nie­bo­skło­nu

 

Rak trzust­ki. Zło­śli­wy.

Kurwa, znowu… A nie można…

Nie, nie można. Przy­szły czwar­tek, przyj­dzie o 13:40. Zna Pan „Usta­wę o zdro­wiu psy­chicz­nym i prze­ciw­dzia­ła­niu zu­bo­ża­nia in­te­lek­tu­al­ne­go” więc pro­szę po­wstrzy­mać się od ko­men­ta­rza.

Prze­pra­szam. – No, przy­naj­mniej to słowo wy­wo­ła­ło unie­sie­nie brwi przez kon­sul­tant­kę Med­Mi­ni­ster­stwa. Ra­czej nikt sta­rał się nie mar­no­wać słów – a na pewno w takim celu. –> Dlaczego dialogi są zapisane kursywą?

 

Nie, nie można. Przy­szły czwar­tek, przyj­dzie o 13:40. Zna Pan… –> Nie, nie można. Przy­szły czwar­tek, przyj­dzie o trzynastej czterdzieści. Zna pan

Liczebniki zapisujemy słownie, zwłaszcza w dialogach.

Zaimki piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.

 

„Usta­wę o zdro­wiu psy­chicz­nym i prze­ciw­dzia­ła­niu zu­bo­ża­nia in­te­lek­tu­al­ne­go”… –> „Usta­wę o zdro­wiu psy­chicz­nym i prze­ciw­dzia­ła­niu zu­bo­ża­niu in­te­lek­tu­al­ne­mu

 

fakt że znowu nie uda mi się speł­nić naj­drob­niej­sze­go ma­rze­nia nie­spe­cjal­nie chciał dys­ku­to­wać z fak­tem… –> Czy fakty dyskutują ze sobą?

 

– Ale nie do­cią­gniesz. – (za­ło­żę się że w umy­śle wła­śnie od­twa­rzał kie­szon­ko­we wy­da­nie „Ri­po­sty na każdą oka­zję. Tom I, uprosz­czo­ny.”) –> Dlaczego didaskalia są ujęte w nawias?

Kropkę stawiamy po zamknięciu cydzysłowu.

 

– Wra­caj do pracy. Może kie­dyś Ci się uda. –> – Wra­caj do pracy. Może kie­dyś ci się uda.

Zaimki piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.

 

Śred­nio wy­kształ­co­na małpa by­ła­by w sta­nie badać *-zbież­ność sze­re­gów funk­cyj­nych za mi­ni­mal­ną pen­sję. –> Co w tym zdaniu robią gwiazdka i dywiz?

 

Mi w wieku 22 lat… –> Mnie w wieku dwudziestu dwóch lat

 

A dwie czy trzy bu­tel­ki do­sko­na­łe­go słod­kie­go wina po­tra­fi­ły –> Brak kropki na końcu zdania.

 

– No i co jej za­pro­po­nu­je? Twier­dze­nie Ba­na­cha-Ste­in­hau­sa? - W tym… –> Po drugim pytajniku, zamiast dywizu powinna być półpauza.

 

W tym mo­men­cie uwaga są­sied­nich sto­li­ków od­pły­nę­ła od nas tak da­le­ko jak to moż­li­we. –> To były myślące stoliki?

 

Nie przy­po­mi­nam sobie umiał wal­czyć na noże albo zbi­jać meble. –> Chyba miało być: Nie przy­po­mi­nam sobie, abym umiał wal­czyć na noże, albo zbi­jać meble.

 

Świa­tło w fa­lu­ją­cych szy­bach za­ła­my­wa­ło się… –> Jak falują szyby?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Fragment ciekawy, zaintrygował mnie. Podoba mi się science fiction połączone z wątkiem psychologicznym. Jest trochę niejasności, mimo to chciałabym przeczytać ciąg dalszy :)

Zaciekawił mnie tytuł (dobrze zgaduję, że nawiązuje do Hardy’ego?). Natomiast fragment jak to fragment, urywa się zanim cokolwiek zdąży się wyjaśnić. Zdecydowanie lepiej wrzucać całe teksty – choćby ze względu na większy odzew. “CDN” sprawdza się raczej w serialach. ;)

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

To zdecydowanie fragment, a nie zamknięta opowieść, i tak powinien zostać oznaczony.

Trudno powiedzieć cokolwiek o fabule, bo jej jeszcze nie ma – przedstawiasz kilku bohaterów, pokazujesz odrobinę świata i tyle. Wizja świata może być ciekawa i czymś różnić się od setek futurystycznych wizji, ale nie musi. Wykorzystanie matematyki wydaje się być krokiem w interesującą stronę. Ale dopiero pierwszym.

Wykonanie tak sobie. Edytuj tekst i poprawiaj wskazane błędy.

Drugi wymiar: krok od 0,0 do 1,1 jest już większy – około 1.42,

W języku polskim separatorem dziesiętnym jest przecinek. Z tego powodu chyba warto współrzędne oddzielić czymś innym.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka