- Opowiadanie: Kuba Pawełek - Śląska bera #3

Śląska bera #3

Cześć. Przedstawiam wam Śląską berę #3. To mój kolejny szort z serii, którą chciałbym poświęcić Śląskowi oraz legendom i postaciom związanym z regionem. Świadomy, że nie każdy pochodzi ze Śląski i zna jego podania, Śląska bera #3 opowiada o Skarbniku, patronie górników.

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Śląska bera #3

Rozkaszlał się nie na żarty. Drobinki pyłu wdarły się pod maskę, którą ochraniał twarz przed szkodliwym kurzem. Rury, które miały filtrować powietrze, ledwie wyrabiały. Kombajn na przodku pracował pełną parą. Stalowe zęby wgryzały się w ścianę, krusząc wielkie bryły na mniejsze złomki. Urobek spadał na czarną taśmę i jechał dalej. Temperatura była nie do zniesienia, grudki, które nie trafiły na taśmociąg sypały mu się na buty. Robert miał dość, a do końca szychty wciąż pozostawała połowa dniówki.

Hurgot maszynerii był nie do zniesienia, kompania węglowa wciąż przędła jako tako, na ochronniki słuchu nie mieli szans. Maski pyłowe były najlepszym na co mogli liczyć. Czesiek, starszy górnik, który od pierwszego dnia mentorował Robertowi, pilnował taśmociągu, po którym urobek jechał dalej w głąb chodnika.

Licznik stężenia metanu czerwienił się graniczną wartością. Ten kolor zawsze powodował Roberta szybsze bicie serca. Niby wszystko było jasne, dwa procent ani promila więcej. Rzeczywistość wyglądała jednak zupełnie inaczej, zdarzało im się już pracować przy dwóch i pół.

– Robert! – Odwrócił się do Cześka, który machał do niego, ubrany we flanelową koszulę i żółte rękawice.

– Ja, co tam? – zapytał Robert unosząc nieco kask.

– Ciś na ostatnio przerwa. Jeszcze godzina i fajrant, napij się co, potem jo puda.

– Ja, dobre. – Robert uśmiechnął się pod nosem, zasymulował salut do krawędzi kasku.

Odetchnął z ulgą. Przynajmniej przez kilka minut, nie będzie musiał patrzyć na ten przeklęty miernik metanu. Nie cierpiał pracy na przodku, gdzieś z tyłu głowy nieustannie kołatała mu się myśl, że igra ze śmiercią. To nie była spokojna praca na powierzchni, gdzie wypadek mógł spowodować tylko skrajny idiota. Tutaj, kilkaset metrów niżej, wystarczyła chwila nieuwagi, lub naginanie przepisów.

Robert rzucił jeszcze okiem na swoje stanowisko pracy. Ukontentowany ruszył ku spokojniejszej części wyrobiska. Taśmociąg buczał i trzeszczał jak zaprzęgnięta do niewolniczej pracy bestia.

Minął kilku górników, z którymi wymienił pozdrowienia. Hurgot taśmiociągu towarzyszył mu przy każdym kroku, nie było nawet kiedy zsunąć maski, pył drażnił oczy. Wyrobisko było wzmocnione łukowatymi podporami, Robert znalazł swoją torbę narzędziową i wyjął zawiniętą w folię kanapkę. Szczur, który od jakiegoś czasu towarzyszył mu krok w krok, przysiadł na zadku i czekał cierpliwie. Przykucnął oparłszy się plecami o chropowatą ścianę wyrobiska.

– Robert, pozwól na moment. – Rozległo się gdzieś obok.

Górnik podniósł głowę, głos był ledwie słyszalny, jakby ktoś szeptał do ucha. Musiał unieść ponownie kask, by pomóc sobie w lokalizacji źródła dźwięku.

– Robert! – Usłyszał ponownie, tym razem głośniej.

Dostrzegł go, stał na granicy światła, gdzieś pod ścianą wyrobiska. Robert zmrużył oczy, miał ledwie minus jeden, ale nie poznawał człowieka, widział go po raz pierwszy w życiu.

– Nosz kurwa, co zaś… – Stanął na równe nogi, leniwym krokiem ruszył ku nieznajomemu.

Wydawało mu się, że Czesiek jest stary, ale ten górnik na oko miał z siedemdziesiąt lat. Był całkiem wysoki i chuderlawy. Ubrany w niebieski kombinezon i kask z wyłączoną lampą górniczą, wciąż wołał go po imieniu oraz wzywał gestem kościstej dłoni. Długa i bujna siwa broda zasłaniała mu prawie całą szyję.

– Szczynść Boże, my się chyba nie znomy. – Robert skinął na powitanie, gdy zbliżył się na kilka kroków.

– Chodź, pokażę ci coś. – Stary górnik odwrócił się i pewnym krokiem wszedł do wnęki chodnika.

– Dyć tam nic nima. – Robert wzruszył ramionami, ale mimo to poszedł w ślad za starcem.

Załom był płytki i ciasny, dało się w niego wejść na ledwie dwa, może trzy kroki.

– A teraz się nie odwracaj – powiedział stary górnik.

Eksplodujący metan nie przypominał akustyką detonacji bomby lub granatu. Brzmiał jak wizg nadjeżdżającego pociągu, był wysoki, wdzierający się w trzewia, nieubłagany. Robert nie zdążył nawet otworzyć ust, poczuł na plecach piekielny żar. Słup ognia wypełnił przodek, wyrobisko aż w końcu pochłonął halę. Jazgot ogłuszał, Robert upadł na ziemię, nie wiedział kiedy stracił przytomność.

Najpierw uszu doszły go oddalone krzyki, jakby nawoływania. Wciąż widział przed sobą ciemność, czuł jednak na skórze krople zimnego deszczu. Głosy stawały się coraz bliższe, w końcu do gardłowych wrzasków dołączył łomot ciężkich butów.

– Tu jest, momy go! – Rozległo się tuż obok niego.

– Tukej? Dyć mioł być jeszcze na dole, patrz, poparzony… – Ktoś zdumiał się widząc leżącego na betonie, tuż obok szybu Roberta.

– Chryste Panie, jako on wyloz? – zapytał ten pierwszy.

Wzrok wracał bardzo powoli, jakby powieki zalepiał mu gorący jeszcze wosk. Jasne plamy mieszały się ze ambulatoryjnymi kogutami. Ktoś podniósł go, ból szarpał ciałem, przełożyli go na nosze, czuło opinające tors pasy. Dźwięki kolejnych karetek zlewały się z syrenami alarmowymi i coraz większą liczbą podniesionych głosów.

Próbował mrugać, mgła rozrzedzała się, ciemne sylwetki mieszały się z czerwienią medycznych uniformów i kolorami górniczych kombinezonów. Ktoś wsunął go razem z noszami do wnętrza ambulansu.

– Żyjesz, bydzie dobrze! – Sanitariusz klepnął go w ramię. – Słyszysz mie? Możesz godać?

Robert odpowiedział nerwowym skinieniem. Jeszcze nim skrzydła karetki zamknęły się, odcinając go od chaosu, dostrzegł spokojną postać. Robert poczuł jak ciałem wstrząsnęły dreszcze. Kombinezon starca nie był nawet poplamiony. Jego długa broda wciąż pozostawała biała jak śnieg. Zatrzymał się, gdy Robert złowił jego pełne ukojenia spojrzenie. Uśmiechnął się serdecznie, po ojcowsku, jakby dotykał wzrokiem samej duszy. Robert poczuł jak do oczu napłynęły łzy. Słyszał już wycie karetki i przebijający się przez jazgot głos sanitariusza.

– Wszystko bydzie dobrze, żyjesz. Wszystko bydzie dobrze. 

Koniec

Komentarze

Mój drogi Kubo, z reguły bardzo podobają mi się Twoje śląskie bery. Na przykład ta o beboku – świetna.

Ale mam pytanie – byłeś kiedyś na dole? Znasz kogoś, kto bywa często? Daj mu do przeczytania, popytaj o to i owo. Bo niestety, Twoja wizja pracy na dole nijak się ma do rzeczywistości.

Bo tak: 

– „kryształkami węgla” – węgiel kamienny nie ma postaci krystalicznej;

– „końca szychty wciąż pozostawała cała godzina” – wtedy na pewno nikogo w przodku by nie było; należy jeszcze – dojść pod szyb, wyjechać i wykąpać się, to zajmuje z reguły znacznie więcej niż godzinę; 

– „czerwienił się graniczną wartością” – jeśli coś się ”czerwieni”, czyli osiąga wartości graniczne, należy natychmiast przerwać pracę; skoro widzi to czujnik, stężenie w przodku jest na pewno większe; raczej samobójców wśród górników nie ma;

– „mentorował Robertowi pilnował zegarów kilka metrów w tył przodka” – coś konstrukcja zdania nie bardzo; i w przodku nie ma żadnych zegarów do pilnowania;

– „kilka tysięcy metrów niżej” – to nie kopalnia złota w RPA ;); najgłębsze polskie poziomy wydobywcze to 1200m (kilka lat temu); nie wiem jak dziś, ale na pewno nie kilka kilometrów;

– „przecisnął się między chropowatą ścianą wyrobiska, a taśmociągiem” – zdecydowanie nie; sporo wypadków to właśnie „wciągnięcie” w elementy taśmociągu; chodzi się właśnie stroną „nietaśmociągową”;

– „tunel rozszerzał się” – na kopalni nie ma tuneli; a chodnik najszerszy jest właśnie w samym przodku, którego gabaryt zmniejsza się przez wstawienie obudowy i wykładki;

– „do pierwszej hali” – hę? na kopalni nie ma hal; ewentualnie mogą być komory, a i to raczej pod szybem;

– „hurgot taśmociągu nieco zmalał” – też raczej nie – z reguły trasy dojścia i trasy transportu się pokrywają i idziesz cały czas obok hałasującej taśmy;

– „plecak z kanapkami” – nie znałem nikogo, kto by na dół brał plecak; nie da się wejść do wagonika, nie da się przeciskać obok maszyn; z reguły kanapki chowa się do pokrowców na lampy albo do toreb z narzędziami czy częściami, noszonymi przez górników; albo po prostu – do kieszeni;

– „Usiadł na wystającej bryle” – żadnych brył być nie może; jest ciemno i stwarzałoby to olbrzymie możliwości wypadku;

– „w załom tunelu” – nie tunelu i nie załomu – raczej do „chodnikowej wnęki”;

– „krwisto czerwone” – to razem „krwistoczerwone”;

– „zaczął przebijać się syk” – wybuch metanu w ciasnej przestrzeni chodnika to olbrzymie zmiany ciśnienia; szansa, że bębenki się zachowają, jest praktycznie zerowa;

– „niemal całe powietrze” – zależy co masz na myśli, mówiąc powietrze; ale tlenu po takim wybuchu nie zostaje (przynajmniej blisko epicentrum) na tyle, by człowiek mógł oddychać – mowy nie ma! Skarbnik mógł ewentualnie doradzić założenie aparatu ucieczkowego z dostawą tlenu (każdy górnik ma taki).

Sorry, że tyle Ci wypunktowałem. Ale te realia, niestety, znam!

 

W każdym razie – pisz dalej! Czekam na następną berę :)!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Podczas lektury pojawiły mi się wątpliwości czy oby na pewno wszystko zgadza się z rzeczywistością, a kryształki węgla też mnie zaskoczyły. Nie znam się totalnie na górnictwie, ale da się “na logikę” wywnioskować, że coś nie pasi. Temat, który obrałeś sprawia wrażenie ogranego – cudowny ratunek. Gdybyś dopracował treść to chociażbym ucieszyła, że przeczytałam kawałek rzeczywistości, który jest mi kompletnie obcy.

Nie zmienia to faktu, że chętnie przeczytam kolejne bery :)

Co tu dużo mówić, ja też się nie znam na górnictwie, ale wszystko, co wypunktował Staruch trzyma się kupy. Tekst nie jest może szczególnie oryginalny, ale nawet mi się podobał. Nie był za długi, co mogłoby go wykończyć, a poznawanie legend z różnych regionów Polski zawsze jest przyjemne. Powodzenia w dalszej twórczości!

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

@Staruch, no fakt, ojciec mojej żony jest górnikiem, zapytałem go tylko o ogólniki przy pisaniu bery. Może faktycznie należało bardziej skupić się na detalach pracy na dole. Sam tam nigdy nie byłem, co trochę mnie smuci, bo co roku jest taka możliwość.

Naniosę niezbędne poprawki, co mam nadzieję zwiększy realizm :)

@Deirdriu, nieszczęsne kryształki miały być synonimem pyłu, czegoś takiego, ale już Staruch to wypunktował. Będzie poprawiane.

Kuba Pawełek

A na “Guido” w Zabrzu byłeś? Sam co prawda nie byłem (tzn nie w części turystycznej), ale podobno daje niezłe przybliżenie. Już sam zjazd szybem to całkiem coś innego niż zwykła winda :).

 

EDIT: A cały pomysł ze Skarbnikiem do przerobienia. Bo jedyna szansa przeżycia wybuchu metanu na dole, to… nie być w jego pobliżu.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Dzięki za dotychczasowe komentarze. Naniosłem poprawki, zmieniłem nieco kulejące fragmenty fabuły. Zostawiłem tylko wzmiankę o zawyżonych wartościach stężenia metanu. Po potwierdzeniu z wyżej wspomnianym górnikiem, wiem, że zdarzają się prace na granicy bezpieczeństwa… a informacja była istotna dla historii.

Mam nadzieję, że po tych poprawkach, tekst czyta się lepiej, a fabuła nabrała więcej “realizmu” tam, gdzie powinna go nabrać :)

Kuba Pawełek

O, i teraz znacznie lepiej :D. Ale, jeśli nie będziesz mi miał za złe, jeszcze się trochę podoczepiam. Gdzieś tam pogubiłes przecinki, choć tego nie notowałem. Natomiast wytknę Ci takie rzeczy:

– „drobinki pyłu wdarły się pod maskę, którą ochraniał twarz przed unoszącym się pyłem. Rury, które miały zasysać pył” – tu to sam widzisz, o co chodzi; jeszcze zdaje się „hurgot” często się pojawia;

– „kilka tysięcy metrów niżej” – o tym już Ci mówiłem; napiszesz „kilkaset” i nawet ja się nie będę czepiał;

– „było tutaj wzmocnione łukowatymi podporami” – owszem, w zwięzłych skałach zdarzają się wyrobiska bez obudowy, czy z mało widoczną obudową kotwiową; ale na Górnym Śląsku wszystkie (wg mojej wiedzy) aktualnie drążone wyrobiska są wzmacniane obudową łukową; czyli nie „tutaj” ale „wszędzie”;

– „Dobry, my się chyba nie znomy” – spytaj teścia! na dole „dzień dobry” mówią tylko migranci ekonomiczni zza Brynicy :P ; prawdziwy górnik wita się – „Szczęść Boże”.

 

W każdym razie – ta wersja zdecydowanie lepsza!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

@Staruch, fakt, powtórzenia już wyeliminowane. Podobnie jak te kilometry w dół, zapomniałem o tym szczególe. Rzeczywiście, znacznie lepiej pasuje te kilkaset.

Nooo, Szczęść Boże, wiadomo. Również zostało poprawione, teraz powinno już być cycuś glancuś :D

Dzięki!

Kuba Pawełek

 I gites!

Za jakiś czas znowu przeczytam, tym razem dla treści, a nie dla czepiania się szczegółów. 

 

I przy okazji – ponieważ masz blisko ;), zainteresuj się TYM wątkiem i czuj się zaproszony!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

OK, jest jakiś pomysł. Ale przedmowa zbyt wiele zdradza, IMO. Razem z informacją o tym metanie na granicy bezpieczeństwa robi się przewidywalnie. Bardzo miło, że Skarbnik tyle zrobił dla bohatera, ale czego innego się spodziewać w tej sytuacji?

Babska logika rządzi!

Zdecydowanie bardziej podobała mi się historyjka o beboku. Tutaj z jednej strony wiadomo dość szybko, o czym będzie, z drugiej – jak się przeczytało uwagi Starucha, to trudno w realia uwierzyć ;) Lubię postać Skarbka czy Skarbnika (nie wiem, jakim regionalizmem jest Skarbek, ale tak go znałam z domu), ale mam wrażenie, że nie dałeś mu rozwinąć skrzydeł ;) W sensie, że należałaby mu się ciekawsza historyjka.

No i nie bardzo wiem, co to są “skrzydła karetki”. Tzn. domyślam się, że chodzi o drzwi ;)

http://altronapoleone.home.blog

Hmmm, przeczytałem, jest tu pomysł, ale jakoś nie ruszyło. Zgodzę się z Finklą, że także przewidywalnie. Jednak plus za stylizację śląską (niechaj rodowici Ślązacy ocenią, jak celnie – mnie kupuje).

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Dość prosta opowieść, ale chyba nieźle przybliżająca kopalnię i pracę górników, że o roli skarbnika nie wspomnę.

I jeszcze pozwolę sobie zapytać, jak to jest ze skarbnikiem – czy każda kopalnia ma swojego, czy jest jeden skarbnik i opiekuje się wszystkimi kopalniami?

 

Ten kolor za­wsze po­wo­do­wał Ro­ber­ta szyb­sze bicie serca. –> Chyba miało być: Ten kolor za­wsze po­wo­do­wał u Ro­ber­ta szyb­sze bicie serca.

 

Hur­got ta­śmio­cią­gu to­wa­rzy­szył mu… –> Literówka.

 

Szczur, który od ja­kie­goś czasu to­wa­rzy­szył mu krok w krok, przy­siadł na zadku i cze­kał cier­pli­wie. Przy­kuc­nął oparł­szy się ple­ca­mi o chro­po­wa­tą ścia­nę wy­ro­bi­ska. –> Czy dobrze rozumiem, że szczur, siedzący najpierw na zadku, przykucnął i oparł się plecami o ścianę? ;)

 

Naj­pierw uszu do­szły go od­da­lo­ne krzy­ki… –> Naj­pierw uszu do­szły od­da­lo­ne krzy­ki… Lub: Naj­pierw do­szły go od­da­lo­ne krzy­ki

 

Jasne plamy mie­sza­ły się ze am­bu­la­to­ryj­ny­mi ko­gu­ta­mi. –> Jasne plamy mie­sza­ły się z am­bu­la­to­ryj­ny­mi ko­gu­ta­mi.

 

prze­ło­ży­li go na nosze, czuło opi­na­ją­ce tors pasy. –> Literówka.

 

Jesz­cze nim skrzy­dła ka­ret­ki za­mknę­ły się, od­ci­na­jąc go od cha­osu… –> Czy chodzi o drzwi karetki, czy może na Śląsku karetki są uskrzydlone, jak ptaki? ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

zy każda kopalnia ma swojego, czy jest jeden skarbnik i opiekuje się wszystkimi kopalniami?

Regulatorzy, ciekawe pytanie. Zdaje się, ze jest jeden, który nawiedza różne kopalnie w zależności od potrzeb.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Staruchu, to znaczy, że skarbnik bywa w kopalniach węgla, ale zagląda też do kopalni soli. A co z kopalniami spoza Śląska? Z taką odkrywkową, jak np. w Bełchatowie?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

To chyba jednak regionalna legenda. No i wątpię, że szanujący się Skarbek zagląda do kopalni odkrywkowych… ;-)

Babska logika rządzi!

Tak jak mówi Finkla – on zagląda do kopalni tylko przy okazji, bo tak właściwie pilnuje podziemnych złóż. A odkrywka to już powierzchnia!

 

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Całe szczęście, że pracującym w odkrywkach wolno obchodzić Dzień Górnika. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

A czy Skarbkowi aby nie szkodzi świeże powietrze albo i światło słoneczne? ;-)

Babska logika rządzi!

Czy skarbnik ma jakieś cechy wampirze, że szkodzi mu światło słoneczne?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Niekoniecznie. Ale na dole jest: ciepło, wilgotno i z reguły cicho. Niezła miejscówka. Po co się wynurzać w smog i hałas?

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

A ten smog to czy aby nie ze spalania węgla się bierze?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

A bo to kto go przebadał? ;-)

Babska logika rządzi!

Smog – raczej z palenia śmieci. Oraz tego, co na miano węgla nie zasługuje. A także ze spalin i innego róznorakiego badziewia. Dobry węgiel smog powoduje jedynie w ilościach niewielkich.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Jeśli dobrze pamiętam z wizyty w kopelni w Wieliczce, jest tam figura skarbika. Pozwolę sobie więc wysnuć wniosek, że to raczej opiekun kopalni wszelkiego typu :)

Natomiast czy ma on jakieś konotacje wampirze… To raczej przyjazny “bożek”, więc nie jestem pewien jak z jego odżywianiem przy takim usposobieniu :)

Kuba Pawełek

Dziękuję za wszystkie wiadomości o skarbniku i o węglu. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Całkiem przyjemna historyjka. Ja akurat na górnictwie się zupełnie nie znam, ale też czytałam tekst już po poprawkach, które zasugerował Staruch. Napisane sprawnie, gdzieniegdzie są powtórzenia, gdzieś nadmierne/brakujące przecinki, ale generalnie ok. No i śląska gwara yes

Fajnie wyważyłeś proporcje – gdyby opowiadanie było dłuższe, mogłoby znużyć, a tak to jest w sam raz. Prosta fabuła, dobre zakończenie – lubię tak :)

Całkiem przyjemna lektura. Dobrze, że przeczytałem po poprawkach Starucha, bo choć na dole byłem tylko raz (no dobra, drugi raz na miedzi), to tłoczyli mi rożne rzeczy do głowy kilka semestrów i pewnie też bym się do czegoś przyczepił :)

No i przybyłem, z drugą berą się zapoznać. Temat mało oryginalny, być może, niemniej mimo to szort całkiem się przyjemnie czytało. Klimat śląskiej kopalni jak najbardziej mi się udzielił, a zakładam, że o to w opowiadaniu głównie chodziło. Na plus.

"Nie wierz we wszystko, co myślisz."

Nowa Fantastyka