- Opowiadanie: Staruch - Mrówka na grzbiecie słonia

Mrówka na grzbiecie słonia

Po niewątpliwym sukcesie “Bitów nieznaczących” :-P w konkursie PJO, postanowiłem zapoznać Was z opkiem, którego “Bity...” było jeno spin-offem. “Mrówka...” powstała już dość dawno temu, jako moja kolejna wprawka pisarska. Tym razem też daleko tu do normalnego opowiadania – same dialogi, a akcji jak na lekarstwo. Zapragnąłem jednak zapoznać Was z Cyberalis, Kasanteckim i Motyką od trochę innej strony.

Zapraszam do lektury!

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Mrówka na grzbiecie słonia

 

I.Idiota z ciebie, to sprawa życia i śmierci

„You’ve Got Another Thing Comin’” – Judas Priest

 

– Aaa, to ty? Inwigilatorus Maximus? – zapytało indywiduum siedzące w obrotowym fotelu. Indywiduum, gdyż był to człowiek wielce osobliwy. Czarna koszulka, na której widniało niegdyś kolorowe, a obecnie wyblakłe, logo przedpotopowego zespołu metalowego Judas Priest, niebezpiecznie opinała wydatny brzuch pytającego. W talii złapana była ćwiekowanym skórzanym pasem, podtrzymującym mocno wyświecone dżinsy, kończące się niespodziewanie nad kostkami. Strój uzupełniały sportowe buty, które już Michael Jordan uznałby za niemodne. Ale największe zdumienie budziła twarz owego indywiduum, której właściwie… nie było. Była za to olbrzymia, krzaczasta broda, okulary o szkłach jak denka słoików i szpakowate włosy, a raczej kudły, oplatające głowę jak zwoje Gorgony. Mimo dość wrogiej wymowy pytania, w głosie indagującego nie było złości, a raczej… zaciekawienie.

Zamiast odpowiedzi, pytany skinął niepewnie głową, głośno przełykając ślinę. Młody człowiek, którego niesforne, czarne włosy tworzyły bujną strzechę, stercząc w sposób, który Euklides uznałby za geometrycznie niemożliwy, wydawał się zakłopotany.

– To rozgość się, młody człowieku, jak już musisz! Tutaj jest trochę miejsca.

Fan metalu najpierw ściszył rzężące głośniki, potem wskazał stojące w kącie krzesło, zawalone luźnymi kartkami papieru, z reguły w połowie zadrukowanymi.

– Mamusia dała jakieś imię, bo widzę, że języka zapomniała dorobić?

– Prze… przepraszam. Ja… Jacek Motyka jestem. Dzień dobry w ogóle! Czy pan… czy pan nazywa się Kasander?

– He he he, już cię nastraszyli? – Rozpromienił się puszysty właściciel fotela. – Tak. A właściwie nie. Na chrzcie dali mi Bogumił. Bogumił Kasantecki. Ale rzeczywiście, w tych szacownych progach zwą mnie Kasander. Ty też możesz. A właściwie – powinieneś. Nie cierpię, jak ktoś mi „panuje”. Twoje pierwsze zadanie… Bo mówili ci chyba, że jestem tak jakby twoim szefem? No, to pierwsze zadanie: dowiedz się, czemu mnie tak przezywają. Drugie, równie ważne – skocz po pizzę, bo zgłodniałem, a ciebie właśnie opatrzność zesłała.

– Ale…

– Nie dyskutuj – za rogiem jest pizzeria. Aha, i colę normalną do tego, a nie jakieś dietetyczne siuśki. No, migiem – w końcu zacząłeś pracę w Traffic Surveillance Agency, czyli, jak zwą to miejsce moi, hm, adwersarze, w sekcji To Są Androny czy, jak wolisz, Tu Siedzą Abnegaci.

 

II.Wszyscy oczekują

Na narodziny Maszynowego Mesjasza

„Machine Messiah” – Yes

 

– No dobra, Jacusiu – mogę cię tak nazywać, co? – spytał Kasander, strzepując okruchy pizzy z wydatnego brzucha.

– Uhm – zagulgotał młody człowiek, mając usta pełne ciepławej coli.

– A więc, robaczku – mam nadzieję, że wiesz, po co cię tu przysłali?

– Eeee… monitorować magistralny ruch sieciowy pomiędzy serwerami węzłowymi, ze szczególnym uwzględnieniem połączeń międzykontynentalnych.

– Jacusiu – Kasander zmarszczył brwi, co dało się zauważyć po gwałtownym ruchu owłosienia w górnej części twarzy. – Nie rób ze mnie durnia, bo będziemy się gniewać. A tego chyba nie chcemy, co?

Motyka energicznie potrząsnął głową w zaprzeczeniu.

– No, to zadanie domowe numer dwa – po co cię tu przysłali? Dobra, pizzę przyniosłeś, to zwalniam cię już z dzisiejszych zajęć. Ale przyjdź jutro przygotowany!

 

***

 

– No i co, Jacusiu, naumiałeś się na dziś? – łypnął spod oka Kasander. Był raczej w dobrym humorze, bo Motyka na przywitanie wręczył mu zatłuszczoną papierową torbę, pachnącą kusząco pączkami.

Dziś na jego brzuchu (bo raczej nie na piersi), pyszniła się koszulka z jakimś dziwnym, obcym pejzażem i napisem „Yes”.

– Eeee, noooo, do monitorowania?

– No toś się namęczył, żeby to wymyślić… – kpił Kasander z pełnymi ustami. – A co ty, robaczku, chcesz, monitorować?

– Nooo, ruch w sieci?

Kasander przestał żuć i spojrzał na Motykę nieprzyjaźnie: – Jacusiu, co ci mówiłem? Jak chcesz mnie czarować, to zobacz tylko, czy drzwi są zamknięte od strony korytarza. No – jeszcze raz!

Motyka zaczerwienił się i wypalił: – Do monitorowania ruchu w sieci iiiii… tego, czym się zajmujesz, Kasander!

O dziwo, ten rozpromienił się od ucha do ucha i klepnął z całej siły zakłopotanego chłopaka w plecy. – No widzisz, pierwszy dobry krok zrobiony! Myślisz, że ty pierwszy tu jesteś, żeby mnie szpiegować? A szpieguj sobie. Oni i tak wszystko wiedzą. A właściwie – ciągle im to powtarzam, ale tego nie słuchają!

– Oni?

– No, a kto cię tu przysłał? Sam pan główny prezes przecie, nie? A nad nim jeszcze paru prezesów wisi, a potem to już… ONZ, CIA, prezydent USA, towarzysz Pierwszy Sekretarz i Mossad na dodatek! – zaśmiał się sardonicznie Kasander.

– Serio?

– No, prawie… Dobra, robaczku, to twoje szpiegowanie wiąże się z moją ksywką. Lekcje odrobiłeś?

– Kasander to jeden z diadochów, czyli spadkobierców Aleksandra Wielkiego, który przejął we władanie Macedonię i kazał zabić Roksanę, żonę Aleksandra i jego małoletniego syna – wyrecytował wyuczony tekst młody człowiek. – Ale…

– Ale co? Boisz się, że też każę cię zabić? – ironicznie rzucił Kasander i uważnie świdrował Motykę wzrokiem.

– No nie, ale nijak mi to nie pasuje do tematu mojego, hm, monitorowania.

– I słusznie, robaczku. Na razie pokazałeś, że wiesz jak trafić do wikipedii. Ale spudłowałeś haniebnie. No dobra, ty byłeś szczery, to ja też będę – jam to, nie chwaląc się, stworzył koncepcję Cyberalis. – Pożeracz pączków triumfalnie spojrzał na młodziana.

– A co to?

– Cytat. Aha, ale ty pewnie słówka się czepiasz? To nawet o tym ci nie powiedzieli? Strachliwi jak moja ciotka biegająca wieczorem w lesie… No dobra, masz, przeczytaj w domu.

Kasander schylił się i z dolnej szuflady biurka, na którym stał monitor, wyjął oprawiony w płótno brulion.

– To jedyny obecnie dostępny egzemplarz mojej epokowej pracy. – Słowo „epokowa” brzmiało jakby mówiący wziął je w olbrzymi nawias. – Oto niesławne dzieło „Poza punkt Omega”. Poczytaj, pomyśl i przyjdź, jak będziesz przygotowany.

 

III.Szmery w przewodach zwiastują twoje przybycie

„Electric Phase” – UFO

 

Młody informatyk ostrożnie wsunął się za drzwi, zza których wcześniej dobiegło go głuche, posępne dudnienie.

– Kasander?

– No?

– Ty tak serio?

Wielkogabarytowy fan metalu odjechał w fotelu od klawiatury i wbił wzrok w młodego człowieka. Wydawało się, że nagle przeobraził się z przerośniętego, ubrudzonego dziecka w zmęczonego ciężarem wiedzy starca.

– O co ci, misiu puszysty, chodzi?

– No o tę całą… Omegę!

– To znaczy?

– No że ta… sieć opanuje świat? Jak Skynet?

Motyka ku swojemu wielkiemu zdziwieniu zauważył, że brzuch Kasandra zaczyna niebezpiecznie drgać. Nawet litery na jego koszulce jakoś się dziwnie rozmazały. UFO? „O nie, zaraz mi się tu jakiś ksenomorf wykluje”, pomyślał, od razu też dziwiąc się swojemu zidioceniu.

A Kasander ryknął tak gromkim śmiechem, że zadrżały szyby, a tafla niedopitej kawy w kubku zafalowała jak powierzchnia oceanu po cejlońskim tsunami.

– Ech, ty, fantasto niedopieczony. Filmów się naoglądało za dużo. I co, Johnem Connorem chcesz zostać? – kpił, ocierając łzy, otyły informatyk. Nagle, w jednej chwili, uspokoił się i spoważniał.

– Jacusiu, wiesz co? Skynet to chyba nie byłoby najgorsze, co mogłoby się nam zdarzyć.

– Aaaale…. Jak to?

– No dobra, widzę, że ja to ci muszę kawę na ławę. Słowo pisane nie dociera. Wy, szczawie, to tylko filmy i symulki. O tempora, o mores. Nie rozumiesz? Nic, w guglu sobie znajdziesz. Od czego by tu… Dobra, od początku. Teorię sieci znasz? Uczyli cię? Podstawy hardware’u też? Wiesz jak to mniej więcej działa – serwery, światłowody, sieci rozproszone, protokoły transmisji, kod maszynowy i takie tam? No, to przynajmniej tyle. Widzisz Jacusiu, dla mnie Omega zaczęła się od pracy Ishikawy. Nie czytałeś? Nic dziwnego. Ta praca dostała nieformalny zakaz cytowania. To działa tak – kiedy jakiś naukowiec chciał się na nią powołać, wtedy jego szef przeprowadzał rozmowę typu „wicie, rozumicie” i cytatu nie było. A niecytowana praca umiera sama po kilku latach. Ja trafiłem na nią właściwie przypadkiem – kumpel, co studiował akurat w Tokio, coś o niej napomknął, zaciekawiło mnie, naszukałem się, ale znalazłem. Aha, no tak, o czym ona jest? Ogólnie rzecz biorąc, wychodząc z teorii von Neumanna i Turinga, Ishikawa dowiódł, że kwestia pojawienia się świadomości – on to w pracy nazywał jaźnią, ale to tylko kwestia semantyki – zależy tylko od stopnia skomplikowania sieci. Że świadomość musiała się nieuchronnie pojawić, gdy w mózgu pojawiło się kilka miliardów neuronów, dysponujących co najmniej dziesięcioma połączeniami między sobą każdy. Bo istotna jest nie tylko ilość neuronów, ale i ich jakość – zdolność łączenia z innymi. Im więcej, tym lepiej. I ten cholerny Japoniec to zgrabnie, matematycznie połączył. Ta część podobała się wszystkim, bo przecież my, ludzie, to tacy wyjątkowi jesteśmy. Ale nadambitny Ishikawa do pracy załączył aneks. A w nim, przyjmując za element sieci nie neuron, a – jak to niezgrabnie nazwał – „cyfrową jednostkę obliczeniową”, wyliczył, że wszechświatowa sieć powinna posiadać już świadomość. A przynajmniej – coś, co powinno ją przypominać.

– I co?

– I nico. Najpierw wszyscy go wyśmiali. No jaka świadomość? Mówi coś do nas ta sieć? Zawładnęła światem? Nastąpił „pierwszy kontakt”? Ale że trochę to wszystkich zaniepokoiło, to postanowiono o pracy Ishikawy zapomnieć. Gruntownie! I tu wkraczam ja! Założyłem, za Ishikawą, że sieć może posiąść „świadomość”, czy jak też to sobie nazwiemy. Założyłem ponadto, że będzie obdarzona instynktem samozachowawczym. Instynkt zachowania gatunku pominąłem, bo nie udało się nikomu dowieść, czy świadomość taka  – którą, dla skrótu i dla hecy, nazwałem Cyberalisem – będzie jednostką czy mnogością. A jednostki instynkt zachowania gatunku raczej nie dotyczy. Za pomocą pewnych struktur formalnych z teorii sieci udało mi się dowieść, że owa świadomość, w początkowym okresie swego istnienia, musi powodować nielosowe fluktuacje w magistralnym ruchu sieciowym.

– No i co? – Motyce z przejęcia zaschło w gardle.

– No i nic – odparł nadzwyczaj spokojnie Kasander.

– Jak – nic?

– No nic. Fluktuacje zaobserwowano pięć lat temu. Ruch w sieci wzrósł o ponad dziesięć procent pewnego sympatycznego piątku trzynastego, o godzinie siódmej zero sześć czasu miejscowego.

– Czyli… Czyli miałeś rację, Kasander? – Gorączkował się młodzieniec.

Kasantecki tylko pokręcił głową.

– Żeby to było takie proste… Nie podniecaj się tak, bo ci jakaś żyłka pęknie. Gdybym udowodnił, że mam rację, to tkwiłbym przyspawany do tego zad… zapomnianego przez rockowe kapele miasta? Nie, Jacusiu. Okazało się, że Chińczycy spieprzyli swojego nowego wirusa. I zamiast przesyłać im tylko niektóre treści z niektórych twardych dysków, wirus kopiował wszystko jak leci i rozsyłał po całym świecie. Stąd ten ruch. Ale zanim nasze wojsko się pokapowało, trochę czasu minęło. I nawet mnie co poniektórzy zaczęli lubić… – Kasander uśmiechnął się gorzko.

– Aha. Czyli co? Na szczęście się jednak pomyliłeś? Skynetu nie będzie? – zażartował z ulgą młody człowiek.

– Nie pomyliłem się, niestety.

– Jak… Ale sam mówiłeś?!

– A słuchasz co do ciebie mówię, robaczku? – skrzywił się brzuchaty informatyk.

– No. Że fluktuacji nie dało się zaobserwować. Znaczy tych Cyberalisowych.

– Ty to jak prezesi – nie widać, to znaczy, że nie ma. To pewnie i ciemnej strony Księżyca nie ma. Ani neutrin – ponuro zadrwił Kasander. – Nie słuchałeś, bo powiedziałem, że te fluktuacje mogą wystąpić tylko w początkowej fazie istnienia Cyberalis. A wiesz ty może, skarbie mój, kiedy toto mogło powstać? Albo ile to dla tego czegoś jest faza wstępna? Może sekundę? Albo godzinę? Tego to akurat obliczyć mi się nie udało.

– No to co dalej? – Ze wzrastającym zainteresowaniem Motyka wpatrywał się w swojego interlokutora.

– Dalej? To samo co z Ishikawą. Rozkaz – zapomnieć! – odparł flegmatycznie Kasander. – Ale do kogoś chyba coś dotarło, bo zaraz przyjęli mnie do TSA. I zaczęli nasyłać takich Klossów jak ty – a nuż coś odkryją? A właściwie – odkryją, że ja coś odkryłem.

– A ty co?

– Ja? Właściwie nic. Zacząłem powoli drążyć na własną rękę.

– Monitorować ruch?

– Nie bądź głupi, Jacusiu. Mówiłem ci, że nic nie wykryto. I założę się, że już nic więcej się tu nie odkryje. Nie! Zacząłem pytać siebie, co takiemu Cyberalis mogłoby być potrzebne? No robaczku, jak myślisz?

– Co?

– Pomyśl o Cyberalis jak o żywym organizmie!

– Jedzenie? Schronienie?

– Coś na tej biologii jednak słuchałeś. – Półgębkiem uśmiechnął się Kasander. – Co może być jedzeniem dla cyberświadomości? A co schronieniem? Energia i moduły pamięciowe.

– Moduły pamięciowe? Czyli RAM, USB, twarde dyski?

– Początkowo też tak myślałem. Ale… Ale po kolei. Jak wyśledzić wszechświatowe zwiększenie zużycia energii? Pisać do ONZ? Do każdej elektrowni atomowej na świecie? Nonsens, nikt prawdy nie powie, to ściśle tajne dane gospodarcze. To samo z wielkością dostępnej pamięci, bo to się bezpośrednio wiąże z posiadaną mocą obliczeniową, a jaki Pentagon czy inna Stawka się do tego przyzna? Nie. Tu trzeba było niekonwencjonalnego podejścia. I zacząłem przeglądać gazetki z sensacjami typu: „Urodziło się trójgłowe cielę”, „Michael Jackson zmartwychwstał w Pcimiu” i takie tam rzeczy. Bo tylko tam, rozumiesz, mogłem znaleźć jakieś interesujące anomalie. I – znalazłem!

– Co znalazłeś? – To pytanie z przejęcia Motyka zadał prawie na wdechu.

– A taki artykulik: „Masowy pomór kryla. Czy Amerykanie testują HAARP na Morzu Rossa?”

– I? – Nie krył rozczarowania młody człowiek.

– Co i?

– No i co w tym takiego ciekawego?

– Ano to, że temperatura Morza Rossa, a właściwie jego północnej części, wzrosła o dwa stopnie Celsjusza w ciągu ostatnich dwudziestu lat. I żebyś mi tu znowu nie ikał, nie tylko tego morza. Bo jeszcze Morza Wschodniosyberyjskiego. Które znajduje się po przeciwnej stronie globu. Dokładnie sprawdzałem dane. Może przypadek?

– No i co z tego? Globalne ocieplenie przecież!

– Może. Z tym, że innych mórz to nie dotknęło. Nie w takim stopniu przynajmniej. Ale kopałem dalej. Okazało się, że tereny zamieszkane, ze szczególnym uwzględnieniem obszarów zabudowanych wysokościowcami, obniżyły się o pięć do dziesięciu milimetrów przez… nie zgadniesz. Ostatnie dwadzieścia lat!

– Sucho jest, nie?

Kasander koso spojrzał na chłopaka: – Sucho? Globalne ocieplenie mówisz? Te mądrale, do których poszedłem z moimi odkryciami, też tak mówiły – prądy morskie zmieniają bieg, wody podskórne schodzą coraz głębiej, teren się obniża i takie tam pierdoły. Tylko jakoś nie zauważyli, że dziwnie miejscowo to się dzieje. Nie w skali całej planety, ale lokalnie. Ocieplenie tak chyba nie działa? No to namówiłem znajomka, żeby zrobił odwierty pod naszym „Manhattanem”, bo na wyprawy na Morze Barentsa czy Rossa mnie nie stać. I okazało się, że piasek, którego używa się jako poduszki pod fundamenty, przeobraził się, przetransformował.

– W co?

– A w formę, która najbardziej przypomina ciekły kryształ. Ziarenka piasku ułożyły się w wysoce uporządkowaną strukturę, zajmując mniej miejsca – stąd to obniżenie wysokościowców!

– To znaczy… Ty myślisz, że to… Cyberalis to zrobiło? Ale po co?

– Po co? A skąd ja to mogę wiedzieć? Ale skoro ludzie tego nie zrobili, natura tego nie dokonała, to kto? Zielone ludziki? Ale wiem, co Cyberalis zrobiło na pewno. Przypadkowo dostały się w moje ręce fragmenty starych, nieużywanych kabli telekomunikacyjnych. Okazało się, że są z czystej miedzi!

– No to co? A przedtem – nie były?

– Ech, ta młodzież. Czystej – co do atomu. Człowiek jeszcze nie posiadł umiejętności masowej produkcji miedzi w stanie absolutnej czystości chemicznej, zawsze są jakieś domieszki, zanieczyszczenia: jeden atom węgla na milion atomów miedzi, jeden na sto milionów – glinu. A tu – nic. Stuprocentowa miedź. A ponadto moje próbki różnią się gęstością od zwykłej miedzi. Niewiele, na granicy mierzalności, ale jednak!

– A co to ma za znaczenie? – Wyraźnie nie rozumiał Motyka.

– Proste. Na czym teraz działa sieć?

– Na światłowodach przecież.

– Tylko?

– Tylko!

– No to skąd zmiany w nieużywanych kablach z miedzi? Bo przecież kiedy powstawały, były normalne, czyli zanieczyszczone, a sama miedź miała tę samą gęstość przecież, nie?

– Czyli ty myślisz…

– Myślę, że Cyberalis używało miedzianych kabli do własnych celów. I je z lekka usprawniło. Im czystsze, tym lepiej przewodzą. A z tą gęstością… To wykracza poza naszą wiedzę – centymetr sześcienny miedzi ma ważyć tyle i tyle, obojętnie czy na naszym zadupiu, czy w Nowym Jorku. A tak nie jest. A jak się to da zrobić? Nie da się! Według naszego stanu wiedzy. Jakieś manipulacje na atomach? Za głupi jestem – nawet, żeby spekulować. Ani po co. To kompletna, abstrakcyjna zgadywanka!

– I co jeszcze odkryłeś?

– Nooo… Niedostępne częstotliwości radiowe, dziwne zachowanie kosmicznych śmieci, podejrzane emisje neutrin mionowych. A pamiętasz jeszcze te komórkoidy wyławiane z mórz i oceanów?

– Nie. Co to są te komórkoidy?

– Jakieś dziesięć lat temu okręt podwodny USS „Cleveland” wyniósł na pokładzie przy wynurzeniu ceramiczną, sześcioboczną strukturę, pustą w środku. Po przebadaniu okazało się, że struktura ta ma wielce skomplikowaną budowę wewnętrzną, podobną do komórki (stąd nazwa), ale zastygłą. Oceanolodzy zawyrokowali, że to wytwór działalności wulkanicznej i finito. Potem odkryto jeszcze szesnaście takich komórkoidów w brzuchach orek i rekinów, kilka wyłowili rybacy. Pomiary wykazały, że ich wyporność pozwala im dryfować dwadzieścia do trzydziestu metrów pod powierzchnią wody. Nie miały jednakowej gęstości – każda była dostosowana do warunków lokalnego akwenu! Oczywiście zakrzyczeli mnie – przypadek! Ale czy kamienie przystosowują się do rodzaju wody, w której pływają? Poza tym – ja stawiałbym, że pływają na głębokości dwudziestu sześciu, dwudziestu siedmiu metrów.

– Czemu?

– A temu, że dwadzieścia pięć metrów to zanurzenie największych pływających tankowców. Łapiesz? I jeszcze to, zobacz…

Kasander pogrzebał w plikach na swoim komputerze i otworzył mapę.

– Zrobiłem małą symulację miejsc ich odkrycia, z uwzględnieniem prądów, migracji ryb, ssaków morskich, nawet śmieci, wrzucanych do oceanu. I co?

– Ależ to… heksagonalna siatka!!!

– No właśnie. Czysty przypadek! – zadrwił Kasander. – Poza tym, pewnie też przypadkowo, komórkoidy mają wymiary mniejsze od dozwolonych prawem wielkości oczek sieci, których mogą używać rybacy. Czyli te wyłowione upolowali po prostu kłusownicy, działający niezgodnie z prawem! I pływają tak, że człowiek właściwie nie może ich dostrzec. Sam się nawet wybrałem na połowy w jednym oczku siatki, które wypada obok Bornholmu, ale przez dwa tygodnie tylko odcisków od wybierania sieci dostałem. No i dorszy nażarłem się do przesytu!

– A co te komórkoidy robią? – Zaciekawił się Motyka.

– Żartujesz? Nie mam pojęcia. – Wzruszył ramionami tymczasowy rybak.

– No to… skąd ty niby wiesz, że to Cyberalis?

– Nie wiem. Ale się domyślam. Jak idziesz do lasu, znajdujesz resztki pożartego jelenia, kłaki sierści na drzewach i wonne odchody, to co myślisz? Słusznie wnioskujesz, że w okolicy grasuje wilk, bo widzisz ślady jego działalności.

– I ty uważasz, że to są ślady…

 – Cyberalis, tak. Przynajmniej niektóre z nich. A wiesz, co w tym wszystkim jest najgorsze?

– Co takiego? – Zaniepokoił się Motyka.

– A to, że dotarłem do wyników tych badań.

– Nie rozumiem…

– Okazało się, że wiercenia pod miastami Francuzi robili osiem lat temu. Że badania miedzi robili Brazylijczycy. Bodaj pięć lata temu. Że i komórkoidy były wcześniej znane.

– To czemu gazety o tym nie trąbiły?

– Widzisz, wyrabiasz się przy mnie. – Kasander mrugnął znacząco do swego rozmówcy. – Nie rozpisywały, bo wyników nie było. Publikowalnych znaczy. Tu próbka zaginęła, tam się sprzęt pomiarowy zgubił, owam się dyski twarde z wynikami sfajczyły. Komuś, albo czemuś, zależało, żebyśmy się nie dowiedzieli.  I to jest największy problem. Bo jak teraz się o nich dowiadujemy, to…

– To znaczy, że są już nieistotne – skonkludował Motyka.

– Niestety. I jeszcze komórkoidy zaczęły wypływać na brzegi. Mnóstwo ich. Coś się kończy, a coś…

– No to czemu ten Cyberalis do nas nie gada? – wypalił w końcu młody informatyk.

– A widzisz – to pytanie to już wyższy poziom spekulacji. Ale w to, że Cyberalis istnieje, to już wierzysz? No a w temacie gadki z obcym rozumem – zaśmiał się Kasander, wziął karteczkę i coś nabazgrolił. – Masz, zapoznaj się, poczytaj! Dowiesz się też, skąd mi się ten Cyberalis wziął! – rzucił za odchodzącym.

 

IV.Słońce z czarną dziurą

Przyjdź

I przegoń deszcz

„Black Hole Sun” – Soundgarden

 

Kasantecki dziś wyjątkowo się spóźniał. Motyka okrutnie nudził się w biurze. Po przemyśleniu tego, co usłyszał, stwierdził, że jednak nie wierzy. Że to bajki w stylu Daenikena. Wszystkie niewyjaśnione rzeczy, dziejące się na Ziemi, można przypisać działalności Cyberalis. Albo zielonych ludzików. Albo podróżników w czasie. W zależności od fiksacji konfabulującego. Przecież to nie może być prawda – uspokajał się. Bo gdyby była, to coś już byśmy – ludzie, ludzkość – robili. Jakieś… próby kontaktu? Albo próby przeciwdziałania? Tylko przeciwdziałania czemu?

Drzwi otworzyły się z trzaskiem. Kasantecki wpadł do biura jak burza. Motyka zauważył ze zdziwieniem, że na brzuchu brak jest standardowego nadruku, bo grubas koszulkę  ma założoną na opak.

– Zaczęło się, mój Ramsayu!

– Co się zaczęło? – wykrztusił Jacek.

– Nic nie widziałeś? Jak hrabia półmrok mieć musi i rolety zapuszczone, to nie dziwota. Nie ma czasu. Otwórz folder „Cyberalis – fakty” i włącz PowerPointa. Musimy zrobić prezentację dla Góry.

– Ale…

– Otwieraj, otwieraj! Co się tak gapisz? Aha, ty nic nie wiesz, ciemno tu. Pamiętasz, jak mówiłem ci o śmieciach? Kosmicznych?

Nie czekając na potwierdzenie kontynuował: – Znowu opowiem ci ciekawą historyjkę. Mam przyjaciela, który nie był taki głupi jak ja, nie bawił się w łowy na Cyberalis i został normalnym, porządnym informatykiem. Był porządny do przesady i nawet na biurku miał pusto jak na lotnisku, a do tego opery słuchał, wyobrażasz to sobie? – Wzdrygnął się Bogumił. – No, ale ja nie o tym. W każdym razie, taki porządnicki był, że do NASA trafił. I kiedyś, po piątej secie, albo może po drugiej łąckiej śliwowicy? Newermajnd. Stwierdził, lekko już bełkocząc, że się kosmonautom w dupach poprzewracało. Niby czemu, pytam? A on mi, że kosmos wyczyszczony, to się gwiazdofruwajom nawet na radar spojrzeć nie chce. To drążę dalej: co znaczy wyczyszczony? A on mi, że kosmiczne śmiecie się z orbit zgubiły. A gdzie niby są? Nie ma. Pirx wpierdolił, Czarny Monolit wessał, albo co tam chcesz. Wtedy to prawie wytrzeźwiałem. A dziś…

Kasander rzucił się do otwierania plików.

– Co dziś?

– Czasu nie mam na pierdoły, radio se puść. Wszędzie to samo gadają.

Zdezorientowany Motyka wyszukał na swoim kompie jakąś internetową stację.

„Uwaga, podajemy ważny komunikat. Proszę zachować spokój, efekty świetlne na niebie nie są, powtarzam, NIE SĄ, wynikiem rozpętania wojny jądrowej ani fenomenem znanym jako UFO. Według oświadczenia Rady do Spraw Nauki przy Pierwszym Sekretarzu ONZ są to niegroźne efekty świetlne, będące wynikiem aktualnie badanych zjawisk kosmicznych, mających miejsce poza orbitą Księżyca. Nie stanowią dla ludzi żadnego, powtarzam, ŻADNEGO, niebezpieczeństwa. Proszę zachować spokój i pozostać w miejscu pracy bądź w domu. Uwaga, podajemy ważny komunikat…”.

Motyka rzucił się do okna, rozsunął rolety, spojrzał w niebo, i z otwartymi ustami ponownie zwrócił się do Kasanteckiego: – Eeee, yyyy…

– No, zareagowałeś prawie jak Góra. – Odrywając wzrok od komputera i uśmiechając się dobrodusznie do Motyki rzekł Kasander. – To tylko trochę fajerwerków, ale lepsze jest to, czego nie widać.

– A czego… A czego nie widać? – wydukał młody człowiek.

– Po pierwsze: naszych kosmicznych śmieci, bo one się tam stopiły w jakąś większą strukturę. No i po drugie: tego, że według naszych mądralińskich te fajerwerki, a raczej coś, co je wywołuje, emituje też tyle neutrin, fal grawitacyjnych – trafił się ponoć i monopol magnetyczny – że może to spowodować…

Kasander umilkł nagle.

– Co spowodować?

– Powstanie mikrej, lokalnej czarnej dziury za jakieś dwa dni, może tydzień. – Smutno pokiwał głową Bogumił.

Nie czekając na odpowiedź, puścił na pełny regulator muzykę i z głośników ryknął Chris Cornell.

 

V.Nie ma znaczenia kierunek

Nie możemy nawet wybrać strony

Panie, nadchodzi powódź

„Here Comes The Flood” – Peter Gabriel

 

Motyka nie mógł usiedzieć spokojnie na twardym siedzeniu krzesła. Wiercił się niespokojnie, miął trzymane w ręku kartki i co chwilę zerkał na zamknięte drzwi. Gdyby tylko nie ten strażnik… Na szczęście strażnik miał jakiś większy rewir do obchodzenia i co jakiś czas znikał na kilka minut za załomem korytarza. Młody informatyk przypadł uchem do dziurki od klucza.

– …czemu ja się dopiero teraz o tym dowiaduję? Jakieś spontaniczne teleportacje, do tego w oczkach mojej siatki. I co z tego, że skończyły się…

Motyka odskoczył od drzwi, widząc strażnika wyłaniającego się zza rogu. Przeszedł nerwowo kilkanaście kroków, poczekał na zniknięcie cerbera i znów dopadł do drzwi.

– …powtarzam, nie wiem. Proszę sobie wyobrazić neandertalczyka, znajdującego nagle mercedesa. Przecież nie będzie wiedział, że to pojazd, że trzeba przekręcić kluczyk, wcisnąć sprzęgło i gaz, i dopiero wtedy…

Cholerny strażnik! Młody człowiek odczekał stosowną chwilę, i znów zaczął podsłuchiwać.

– …przecież mówię – Cyberalis COŚ robi, ale nie mamy najmniejszych szans dowiedzieć się, co. Gdyby się pan choć pochylił nad moimi wypocinami, to zrozumiałby pan, że…

Kolejna rundka podsłuchiwania.

– …i co z tego, że czarna dziura nie powstała? A zastanowili się panowie, co powstało i gdzie się podziało? Międzyplanetarny pojazd, może międzygwiezdny komunikator, może portal, a może – tarcza. Bo…

Dłuższa chwila i znowu – ucho do dziurki od klucza.

– …tak uważam. Możemy się tylko przyglądać. Uważam, że Cyberalis jest już na takim poziomie, że nic, podkreślam, nic nie jesteśmy w stanie mu zrobić. Toteż mrzonki o ataku nuklearnym czy rezygnacji z używania energii elektrycznej uważam…

Drzwi odskoczyły z hukiem, o mało nie rozbijając Motyce głowy, którą ten odsunął w ostatniej chwili. Grono starszych wiekiem generałów i polityków o mocno zarumienionych twarzach (Jacek wiedział, że to politycy, bo dobrze znał te fizjonomie z mediów), wychodziło w pośpiechu, głośno się spierając. Młodzieniec zajrzał w głąb sali, gdzie na tle ekranu z bijącym w oczy napisem „KONIEC?”, Kasander z mikrofonem w ręce i zniechęceniem na twarzy coraz ciszej mówił do prawie pustej sali:

– I co teraz? Naszą obecną sytuację metaforycznie ująłbym tak – jesteśmy jak mrówka na grzbiecie słonia. Czy nasz wierzchowiec ruszy w dżunglę, czy nad rzekę, nie mamy na to najmniejszego wpływu. I módlmy się tylko, żeby nie zaczął czochrać się o baobab, taplać w błocie, albo, co nie daj Boże – wojować z innym słoniem…

Motyka spuścił głowę, spojrzał na trzymany w ręku, gotowy do wysłania raport. Z wolna pokręcił głową i przedarł go na pół.

Koniec

Komentarze

No, faktycznie, z fabułą tak sobie. To tylko zbeletryzowany kawałek historii Twojego świata. Ale nie jest źle, czytało się przyjemnie. Fajne hipotezy Kasander postawił, rozsądnie je testował… Doceniam robotę koncepcyjną nad opkiem.

Wiesz, na upartego mógłbyś je podciągnąć pod UFO i miałbyś kolejny konkurs zaliczony. ;-)

Wykonanie całkiem niezłe. No, ale Starym Bywalcom inaczej nie wypada. ;-)

Ruch w sieci wzrósł o ponad dziesięć procent pewnego sympatycznego piątku trzynastego, o godzinie 7:06.

A którego czasu? ;-) I dlaczego akurat tego?

– Ano to, że temperatura Morza Rossa, a właściwie jego północnej części, wzrosła o 2 stopnie Celsjusza w ciągu ostatnich dwudziestu lat.

Wolałabym liczby w dialogach słownie.

Babska logika rządzi!

Finkla, wiesz, że prawie wrzuciłem to opko w “Słuchowisko” (ale za krótkie było, a pompowanie mi nie wyszło). Nad “UFO” też się zastanawiałem (ale uznałem, że jest za mało UFO w UFO ;)).

Którego czasu? Siedziby TSA ;-).

A liczbę już poprawiam (zauważyłaś, że resztę napisałem słownie, i tylko ta sierota się uchowała).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Do “Słuchowiska” potrzebowałbyś jeszcze kobiet. Parytety! ;-)

Bo ta godzina nie wygląda na przypadkową…

Babska logika rządzi!

Kurcze, godzina miała jakiś głęboki sens, ale już go zapomniałem cheeky. To stareńkie opko jest.

Kobieta była w wersji pompowanej, ale to była kicha niestety. Lepsza wersja krótka i treściwa.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Ech, ci dzisiejsi Autorzy… Dobra, sama czasem tak mam, że nie pamiętam znaczącego nazwiska chytrze przetłumaczonego na jakieś mało popularne narzecze…

7.06 to 66 minut po 6. >;-)

Babska logika rządzi!

O właśnie. Tak to miało być :)! 

(kiedy czytelnik jest bystrzejszy niż pisarz, co to zwiastuje? plagi, zarazy i demencję starczą autora?)

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Interesujący dialog? :-)

Babska logika rządzi!

Interesujący? Dla kogo ;)?

Ale może rzeczywiście – jak się wyrwie z kontekstu moje:

Kobieta była w wersji pompowanej

to zwiastuje to albo opowiadanie antyutopijne, albo interwencję feministek ;).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

A co, nie dowiedziałeś się czegoś ciekawego o własnym tekście? ;-p

Kobieta. Mnie się pomyślało o dmuchanych lalach, a potem o silikonie. Taka rzeczywistość. :-/

Babska logika rządzi!

Mimo rzeczywiście szczątkowej fabuły opowiadanie czytało się bardzo przyjemnie. Dialogi są żywe, opisy, choć niedługie, to całkiem obrazowe, a i postać Kassandra fajnie zarysowana. Nie znalazłem też żadnych błędów, co oznacza, że albo jest ich niewiele, albo na tyle historyjka mnie zajęła, że nie zwróciłem na nie uwagi ;)

Zastanawia mnie tylko, czy, skoro Motyka był jakimś agentem, jego mocodawcy (kimkolwiek byli) wysyłaliby na przeszpiegi aż takiego tłuka? (no chyba, że tylko udawał i to była część przykrywki ;))

 

PS: Czy nazwisko Motyki ma jakiś śląsko-gwarowy podtekst? :P

Jako dialogowa wprawka tekst na celująco. Jako opowiadanie – też zupełnie nieźle, choć oczywiście występują niedostatki opisowo – fabularne. Ale pomysł jest, całkiem niezły i nawet dobrze przemyślany, postacie bardzo dobre, wszystko napisane znakomicie, luźno i bogato w formie, ale nie pogubiłeś się w kwiecistości dygresyjnych tyrad Kasandra. 

Generalnie – czytało się bardzo płynnie i przyjemnie. No i jeszcze plus za rockowe i proto-metalowe smaczki (nawet TSA :-)) 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Dziękuję, panowie :).

Właśnie z uwagi na brak akcji opowiadanie kisiło się dwa czy trzy lata ba moim kompie. Ale skoro już stworzyłem inne opko w tej rzeczywistości (czyli “Bity nieznaczące”), chciałem domknąć tę historię.

 

@Światowider – rzeczywiście, Motyka wyszedł mi na nierozgarniętego młodzika. Taki zapatrzony w mentora uczniak. Ale – w ostatnim zdaniu zrywa z tym wizerunkiem. Bo cóż takiego trzymał w rękach, i dlaczego teraz przestało to być potrzebne?

EDIT: Motyka – podtekst? Nie wpadłem na to (właściwie nie wiem, skąd wzięło mi się to nazwisko). Na śląsku “motykami” zwie się wyjątkowo nieprzyjemne panie. Hm, może i jest tu jakiś podtekst?

 

@Thargone – jak się już można było zorientować tu i ówdzie, po fantastyce muzyka (ze wskazaniem na rock, to raczej cięższy) jest moją drugą miłością. I kiedy mogę – nawiązuję.

a TSA to przecież Tajne Stowarzyszenie Abstynentów :D (przynajmniej w jednej z wersji).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Łapanka:

 

Pierwszy akapit – trochę za dużo bytozy.

 

Czarna koszulka, na której widniało niegdyś kolorowe, a obecnie wyblakłe, logo przedpotopowego zespołu metalowego Judas Priest, niebezpiecznie opinała wydatny brzuch pytającego.

Zdanie zbyt złożone. Pogubiłem się w nim.

 

W pasie złapana była ćwiekowanym skórzanym pasem,

a raczej kudły, oplatające głowę jak zwoje Gorgony.

Głowa była jak zwoje gorgony, czy kudły ją oplatały jak zwoje Gorgony? Niejasne.

 

Mimo dość wrogiej wymowy pytania, w głosie pytającego nie było złości, a raczej… zaciekawienie.

Zamiast odpowiedzi, pytany skinął niepewnie głową,

Powtórzenie

Młody człowiek, którego niesforne, czarne włosy tworzyły bujną strzechę, stercząc w sposób, który Euklides uznałby za geometrycznie niemożliwy, wydawał się zakłopotany

IMHO: za dużo ozdobników w zdaniu

 

Dziś na jego brzuchu (bo raczej nie na piersi), pyszniła się koszulka z jakimś dziwnym, obcym pejzażem i napisem „Yes”.

Czy to “jakiś” jest tutaj niezbędne? Sam przymiotnik “dziwny” jest już sam w sobie dość nieokreślony. IMHO w “dziwny” zupełności tutaj wystarczy.

 

Sam pan główny prezes przecie?

kropka zamiast pytajnika

 

I okazało się, że piasek, którego używa się jako poduszki pod fundamenty, przeobraził się, przetransformował.

– W co?

A w formę, która najbardziej przypomina ciekły kryształ. Ziarenka piasku ułożyły się w wysoce uporządkowaną strukturę, zajmując mniej miejsca – stąd to obniżenie wysokościowców!

Chyba “podsypka”, a nie “poduszka” ;)

Inna sprawa, że tej podsypki pod fundamentami wieżowców musiałoby być bardzo dużo i być niezagęszczona, by mogła zmieniać strukturę. Jednak skoro przygniata ją wielki budynek, to jest to nieprawdopodobne. W jaki sposób sieć mogłaby wpływać na mechanikę piasku? 

 

_ Myślę, że Cyberalis używało miedzianych kabli do własnych celów.

Półpauza zamiast podkreślnika

 

wyniósł na pokładzie przy wynurzeniu ceramiczną

Fragment kulawy

 

nawet śmieci, wrzucanych do oceanu

zbędny przecinek?

 

– Żartujesz? Nie mam pojęcia. – Wzruszył ramionami tymczasowy rybak.

Skoro nie ma pojęcia, to czemu sugeruje żart pytającego? Pytanie jak najbardziej na miejscu, tym bardziej wobec rewelacji, które właśnie usłyszał.

 

Kasantecki dziś wyjątkowo się spóźniał. Po przemyśleniu tego, co usłyszał od Kasandra, stwierdził, że jednak nie wierzy.

Powtórzenie. Zaimek lub jakiś “szef” byłby lepszy zamiast Kasandra

 

Kasantecki do biura wpadł jak burza.

szyk

 

Motyka odskoczyło od drzwi

odskoczył

 

– …przecież mówię – Cyberalis COŚ robi, ale nie mamy najmniejszych szans dowiedzieć się, co.

Całą kwiestię wypowiada jedna osoba. Ta półpauza w środku trochę wywołuje zamieszania. Nie lepiej kropka albo przecinek?

“COŚ” i inne wyrazy pisane wielkimi literami, to nie jest dobry pomysł.

 

 (Jacek wiedział, że to politycy, bo dobrze znał te fizjonomie z mediów)

Ten nawias to też nie jest dobry pomysł.

 

Podsumowanie:

Sam nie wiem co mam myśleć o tym tekście. Wykonanie z początku ukuło mnie kilka razy w oczy, więc zacząłem robić łapankę. To nie świadczy dobrze o początku. 

Potem zaczęły się dialogi i tutaj ewentualne niedoróbki można było zwalić na styl wypowiedzi postaci. Generalnie te dialogowe kwestie wypadły Ci już lepiej. Choć “robaczka” i pewnej takiej nonszalancji w wypowiedziach z czasem odczułem przesyt. Rozumiem jednak, że to taka postać, ma prawo nazywać robaczkiem kogo chce.

Co do fabuły, to ani mnie nie zachwyciła, ani nie zniechęciła do siebie. Ot, ciekawy koncept, owszem, ale chyba nic poza tym. Być może gdyby akcja nie sprowadzała się jedynie do rozmowy dwóch panów, to opowiadanie zachwyciłoby bardziej, jednak rozumiem, że skoro to wprawka do pisania dialogów, to należy ją w tych kategoriach rozpatrywać.

 

EDIT

Czy “śliwowica łącka” to nie nazwa własna? Z wielkiej czy z małej litery?

"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.

Ok, się odniosę :).

Co do powtórzeń, kropek, półpauz itd. – postaram się pozmieniać.

Wielkie litery w wypowiedzi – mają sugerować, że na to słowo mówca kładzie specjalny nacisk.

Poduszka raczej, a nie podsypka – przynajmniej TU tak twierdzą. Zresztą – miałem trochę wspólnego z budowami, i utkwiło mi to słowo w głowie. Toteż użyłem go, nie sprawdzając. Czyli gdzieś tam funkcjonuje. A w jaki sposób sieć mogłaby wpływać na strukturę piasku? Nie mam pojęcia. Jakim cudem ocean Solaris mógł tworzyć ludzi z neutrin? Nie mam pojęcia.

Co do łąckiej – funkcjonuje pisana małą literą (np. TU). Ale przyjdzie bogini Reg, to nam da odpowiednią wykładnię :).

Robaczek – zdawało mi się, że do kolejnego nasłanego szpiega (do tego sprawiającego wrażenie niezbyt rozgarniętego) można mieć stosunek pogardliwo-pobłażliwy. I “robaczek” był tego wyrazem.

Co do reszty – sprawy dyskusyjne i raczej estetyczne, czyli: niektóre zmienię, niektóre nie.

Dzięki za wnikliwy komentarz!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Aha, jeszcze jedno: plus za nawiązanie do Lema. Nie musiałam się zastanawiać, kto napisał ten cytat, nazwa bytu stała się jasna, a ja odczułam czytelniczą satysfakcję, że widzę smaczek. :-)

Babska logika rządzi!

Odnośnie poduszki, to w takim razie zwracam honor. 

Co do wielkich liter, to dokładnie rozumiałem Twoje intencje już podczas czytania. Moje subiektywne odczucie w tej kwestii pozostaje jednak bez zmian. Forma taka kojarzy mi się to z “krzykiem” i “internetowymi trollami”.

Myślę, że bardziej estetyczne byłoby podkreślenie tych słów poprzez szyk zdania, lub nawet ich powtórzenie.

A w jaki sposób sieć mogłaby wpływać na strukturę piasku? Nie mam pojęcia. Jakim cudem ocean Solaris mógł tworzyć ludzi z neutrin? Nie mam pojęcia.

Neutrina i mechanika kwantowa, szczególnie za czasów Lema, to była (i po części nadal jest) jednak abstrakcja, więc tutaj łatwiej jest wiarygodnie rzeczywistość naciągać.

Co do tej struktury piasku, to odkładając na bok dywagacje po co i w jaki sposób miałoby się to dziać, to po przemyśleniu sprawy, wydaje mi się, że jest tu jeszcze jedna nieścisłość.

Piasek zagęszczony i przygnieciony ciężkim budynkiem będzie mocno upakowany. Ziarenka naturalnie ułożą się tak, by zredukować ilość pustych przestrzeni. Jeżeli więc ich struktura miałaby się zmienić na wzór “ciekłokrystalicznej”, to gęstość gruntu by się zmniejszyła. Ziarenka piasku, by zyskać półpłynność, potrzebowałyby więcej miejsca, więcej wolnej przestrzeni…co za tym idzie, wieżowce by raczej rosły niż osiadały. (O ile obecność struktury ciekłokrystalicznej w przypadku warunków podwyższonego ciśnienia, jest w ogóle możliwa) 

"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.

Myślę, że bardziej estetyczne byłoby podkreślenie tych słów poprzez szyk zdania, lub nawet ich powtórzenie.

Hm, czyli jak to konkretnie zrobić? Mnie wielkie litery nie rażą, nie są dla mnie krzykiem, bo ja niewiele konwersuję internetowo (forum jedynie). Wiem, że skojarzenie wielkich liter z krzykiem istnieje, ale jest dla mnie strasznie dalekim “strzałem”. Ja to jestem straszny oldskul. Za moich czasów, kiedy chciało się na coś zwrócić uwagę, pisało się właśnie wielkimi literami.

gęstość gruntu by się zmniejszyła

Fizykiem ciała stałego zdecydowanie nie jestem, i cała ta dywagacja o poduszkach piaskowych to oczywiście mój wymysł. Piasek jest ciałem stałym (a właściwie pewną mieszaniną, ale przyjmijmy duże uproszczenie). Ciekłe kryształy cechują się właściwościami cieczy. Wobec tego założyłem, że piasek “płynny” będzie miał mniejszą objętość niż piasek “stały”. Tak przynajmniej zachowują się znane mi ciała stałe (np. lód) po zamianie w ciecz.

O ile obecność struktury ciekłokrystalicznej w przypadku warunków podwyższonego ciśnienia, jest w ogóle możliwa

Pewnie nie jest. Według aktualnego stanu wiedzy. Ale tym stwierdzeniem zabiłeś właśnie 90% literatury SF ;). Została tylko historia alternatywna i postapo. Bo czy podróże szybciej niż światło, podróże w czasie, zaawansowane manipulacje genetyczne czy długotrwała hibernacja człowieka są możlwe? Nie. Nie są. Dziś.

A skoro już dałem Cyberalis atrybuty niemal równe boskim (teleportacja, tworzenie monopoli magnetycznych), to cóż to za problem stworzyć z piasku ciekły kryształ? Nawet jeśli wymagałoby to np. zmiany stałych fizycznych?

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Wobec tego założyłem, że piasek “płynny” będzie miał mniejszą objętość niż piasek “stały”. Tak przynajmniej zachowują się znane mi ciała stałe (np. lód) po zamianie w ciecz.

Lód jest wyjątkowy. Większość ciał po ogrzaniu/ przejściu ze stałego w płynny zwiększa objętość.

Babska logika rządzi!

Lód jest wyjątkowy

A rzeczywiście. Teraz mi się przypomniało :/. Wobec tego – stworzyłem równie wyjątkowy “ciekły piasek”. Mogę?

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Hm, czyli jak to konkretnie zrobić?

Poniżej bardzo ładnie przykłady, jak można to zrobić (Twojego autorstwa): 

Nie stanowią dla ludzi żadnego, powtarzam, ŻADNEGO, niebezpieczeństwa.

Proszę zachować spokój, efekty świetlne na niebie, nie są, powtarzam, NIE SĄ, wynikiem rozpętania wojny jądrowej ani fenomenem znanym jako UFO.

Powtórzyłeś kluczowe słowo i chyba to w zupełności wystarczy. Nie ma potrzeby jeszcze go wyolbrzymiać.

 

Odnośnie aktualnego stanu wiedzy i zabijania SF, to temat jest grząski. Pytanie, gdzie należy postawić granicę. Czy dopuszczamy możliwość nowych odkryć, które zmieniają nasze postrzeganie świata: np. podróże szybsze niż prędkość światła? Na poziomie mechaniki kwantowej nasza wiedza jest w powijakach, więc tutaj wszelkie nowości, nawet sprzeczne z obecnym stanem wiedzy, są łatwe do przełknięcia.

Inaczej jest z podstawowymi prawami fizycznymi, które są dość dobrze poznane, dlatego tutaj jest trudniej przekonać czytelnika, że np. rozgrzane ciało będzie się kurczyć a nie rozszerzać (przykład skrajny, dla zobrazowania istoty problemu).

Nigdy fanatykiem SF nie byłem, więc nie za dobrze czuję jeszcze niuanse tego gatunku. Na ile można sobie pozwolić, a na ile nie. Po części Cię rozumiem. Pisząc teraz opowiadanie o UFO dylematy mam podobne.

 

"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.

A rzeczywiście. Teraz mi się przypomniało :/. Wobec tego – stworzyłem równie wyjątkowy “ciekły piasek”. Mogę?

Jako autor wszystko możesz.

Nie mniej porównanie z lodem nie jest najtrafniejsze. Lód-woda zmiany zachodzą na poziomie cząsteczkowym (zmiany stanu skupienia).

W Twoim piasku zaś struktura cząsteczkowa pozostaje bez zmian, a zmienia się tylko ułożenie ziaren względem siebie.

Chyba, że poszedłbyś w kierunku uszkliwienia/rekrystalizacji piasku, czy częściowego przetopienia kwarcu. Ale wtedy potrzebujesz temperatury ponad 600 st. C., a i ze strukturą ciekłokrystaliczną niewiele miałoby to wspólnego.

 

"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.

Kurcze, zmuszacie mnie do przypominania sobie tego, co mi w głowie grało trzy lata temu. I dobrze :).

Zgadza się, porównanie do lodu nie było najtrafniejsze. Piasek jest mieszaniną różnych cząsteczek. Tym bardziej możliwe jest zmniejszenie jego objętości poprzez działanie w celu “uporządkowania” jego cząsteczek w strone struktury cieczy.

A już jak ani dlaczego – kompletnie mnie nie interesowało. Tak jak i do czego służyły komórkoidy.

To były tylko jedne z przejawów “wszechmocy” Cyberalis i jego nieodgadnionych celów. Bo po co komu “płynnokryształowy” piasek?

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Tym bardziej możliwe jest zmniejszenie jego objętości poprzez działanie w celu “uporządkowania” jego cząsteczek w stronę struktury cieczy.

Według mojej wiedzy geologicznej, objętość będzie się zwiększać, bo zmniejszy się upakowanie.

 

Piasek to nie cząsteczki, a obtoczone kryształy. Najczęściej kwarcu. Dla uproszczenia załóżmy, że mamy czysty piasek kwarcowy i zbliżonej wielkości ziaren. 

Będzie wówczas się zachowywał jak kuleczki.

 

Wyobraź sobie teraz skrzynkę pomarańczy. Możesz je ułożyć chaotycznie (ułożenie naturalne), a możesz je ułożyć równo w szeregach i to tak by miały luz i mogły się względem siebie przesuwać (struktura ciekłokrystaliczna). Jak zrobiłbyś eksperyment polegający na porównaniu objętości pomarańczy w obu skrzynkach, to wynik będzie odpowiedzią, która opcja jest prawdziwa.

"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.

 to tak by miały luz i mogły się względem siebie przesuwać

A to już zależy – ile luzu i jaka byłaby wartość przesunięcia. Myślę, że dałoby się wymyślić taką strukturę, która miałaby jednak mniejszą objętość niż zwykły piach.

poza tym napisałem:

Ziarenka piasku ułożyły się w wysoce uporządkowaną strukturę

“Uporządkowane” cząstki (cokolwiek to znaczy) z reguły zajmują mniej miejsca niż “nieuporządkowane”. Tak to przynajmniej widziałem. A ponieważ Kasander jest informatykiem, a nie fizykiem, specjalizującym się w zmianach fazy substancji, powiedział (a może ktoś tak mu to wytłumaczył?), że to mu coś ”przypomina”. Niekoniecznie jest to ciekły kryształ.

Ale zdaje się, że dzielimy włos na czworo…

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

“Uporządkowane” cząstki (cokolwiek to znaczy) z reguły zajmują mniej miejsca niż “nieuporządkowane”. Tak to przynajmniej widziałem.

Tak, o ile uporządkowanie ma na celu optymalizację objętości.

W przypadku struktur ciekłokrystalicznych nie jest to podstawowy cel.

 

Ale zdaje się, że dzielimy włos na czworo…

Owszem… całkiem przyjemne zajęcie jak na poniedziałkowy poranek ;)

"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.

W przypadku struktur ciekłokrystalicznych nie jest to podstawowy cel

Oczywiście, że nie. Ale – ani nie jest to struktura stricte ciekłokrystaliczna, ani nie wiemy, jaki jest jej cel. 

Teraz to już dzielimy na ósemki :P.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

“Bitów…” nie czytałem (jeszcze), ale “Mrówka…” doskonale się sama broni. Zastanawiałem się po co sztuczna inteligencja z wygodnych, pojemnych komputerów i baz pamięci ma się przenosić do piachu, ale faktycznie, jak mrówka ma zrozumieć słonia ;) Z niepasujących mi rzeczy to tylko:

podtrzymującym mocno wyświecone dżinsy, 

Bardziej by mi tu pasowało np.: wyświechtane, ale to może jakaś lokalna gwara.

Nie ma to jak długie jesienno -zimowe wieczory.

Enderku, może i gwara (nie wiem, jaka), ale jednak stosowana:

https://sjp.pwn.pl/sjp/wyswiecic;2541025.html 

A Cyberalis się do piachu nie przeniosło. Wydaje się, że w Kosmos. A piach był jej potrzebny… do czegoś ;).

Dzięki za komentarz :)!

 

Aha, a o co chodzi z wieczorami?

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Hmm, z PWN-em nie wygrasz, ale i tak jakoś nie kojarzę żebym gdzieś się spotkał z takim sformułowaniem, być może nie zwróciłem uwagi. Roztrząsaliście z “Chroscisko” strukturę i objętość zmienionego piachu, bez zastanawiania w jakim celu. Wiem że Cyberalis skończył w Kosmosie, ale sam sugerowałeś że wcześniej szukał przytulnej miejscówy do ukrycia. O krzemowych formach życia niejedną książkę napisali, a czysto miedziane przewody jak układ krwionośny, albo nerwowy, ewentualnie stałe łącze kontrolne co tam mrówki wymyśliły. Oczywiście to tylko takie moje dywagacje nasuwające się po lekturze, ale chyba coś podobnego musiało Ci po głowie chodzić parę lat temu. A Finkli rozszyfrowanie 7.06 bezbłędne.

A długie wieczory dają czas na posiedzenie w sieci, sprawdzenie co tam nowego na NF, skomentowanie jakichś opowiadań ;)

“Wyświecony” często spotykało się w książkach o Dzikim Zachodzie. Albo May, albo Wernic byli zwolennikami tego słowa (tak mi przynajmniej podpowiada moja wielce dziurawa pamięć).

Piasek jako krzemowa “poczwarka” Cyberalis? Dobre! Szkoda, że sam na to nie wpadłem :/.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

A może jajeczko? Udane albo i nie…

Babska logika rządzi!

Jajeczko? Na twardo? Z majonezem?

No nie, to raczej jajeczko, z którego wyskoczył face hugger ;).

 

Aha, zapomniałem dodać, że Cyberalis jest “wieloobecnościowe”. To, że wybrało się w Kosmos, nie znaczy, że porzuciło Ziemię…

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Na bogato, z kawiorem!

Właśnie o ten drugi typ mi chodziło. Organizmy lubią wszak się rozmnażać, nie tylko żreć…

Babska logika rządzi!

Ale Cyberalis jest najsinglowszym singlem, jaki istnieje. Jak mogłoby się rozmnożyć?

No chyba, że powiedziałoby: “niech się stanie Światłość”. I zajęłoby się hodowaniem takich jednych bladawców, stworzonych na swój obraz i podobieństwo…

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Albo tak, jak zrobiła to pierwsza bakteria. Są różne podejścia. Chyba nie chcesz nam powiedzieć, że Cyberalis jest ssakiem? ;-)

Babska logika rządzi!

Ssie energię. Nawet blackout spowodowało. To może?

A sposób bakteryjny odrzucam. Ponadto Cyberalis jest otrzaskane w ludzkiej kulturze i błędu zmarnowania żebra nie popełni ;).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Pijawki i komary też ssą, ale nie czyni to ich ssakami. ;-p

Babska logika rządzi!

W kwestii fabuły mogę się co najwyżej podpisać pod przedpiścami, ale czyta się całkiem nieźle.

 

Za to masz u mnie plusa za Kasandra i infodump o niewłaściwym skojarzeniu ;) Jak się zaczęłam zastanawiać, czy to celowe , to bum:

“– Kasander to jeden z diadochów, czyli spadkobierców Aleksandra Wielkiego, który przejął we władanie Macedonię i kazał zabić Roksanę, żonę Aleksandra i jego małoletniego syna[-.] – wypalił wyuczony tekst młody człowiek.” – chyba raczej wyrecytował, nie wypalił?

 

“Inwigilatorus Maximus” – tu pytanie, czy to celowo taka marna makaroniczna forma? Bo po łacinie dobrze by było i brzmiało “Invigilator Maximus”, nawet zapisane w spolszczeniu inwigilator.

http://altronapoleone.home.blog

Taki fantastyczny wykład spekulacyjno-dywagacyjny. Pogdybaliśmy sobie, ale było to całkiem przyjemne gdybanie. Zabrakło jakiejś kropki nad i, czegoś co nadałoby charakter opowiadaniu, np. na tablicy pod napisem “Koniec?”, mógł pojawić się komunikat “Raczej nie. Dzień dobry”. Próba kontaktu byłaby ciekawa, ale rozumiem, że nie pasowała do koncepcji.

Motyka szpiegiem jest raczej w stylu Pratchettowskim, bo skąd oni wzięli takiego głąba i kazali mu szpiegować, to już niczym przygody Ricewinda. ;)

@Drakaina – poprawiłem.

A co do Inwigilatorusa. Marna, bo ani Kasander, ani ja, języków się nie uczyliśmy. I łacinę przejmujemy z filmów o Asteriksie czy “Żywota Briana”, a nie z uczonych dzieł ;).

@Ac – kropka nad i. Hm, wydawało mi się, że końcowa demonstracja potęgi Cyberalis (monopol magnetyczny, omal czarna dziura) wystarczy. A jeśli chcesz się dowiedzieć, co było dalej, “Bity nieznaczące” nieco dopowiadają.

Motyka sprawia wrażenie głąba. Sympatycznego do tego. Tylko cóż on takiego niszczy w pod sam koniec opowiadania? Nie taki to chłopek-roztropek, jak go odmalowałem.

 

Dzieuję państwu za lekturę :)!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Teraz dopiero poczytałam komentarze i zauważyłam, że zapomniałam napisać, że (w przeciwieństwie do kogoś z przedpiśców) nie przepadam za cytatami z piosenek jako wytrycho-komentarzami autorskimi, ale przeżyłam ;)

http://altronapoleone.home.blog

Drakaino, się zacytuję:

po fantastyce muzyka (ze wskazaniem na rock, to raczej cięższy) jest moją drugą miłością. I kiedy mogę – nawiązuję

A numer z rozpoczynaniem rozdziału fragmentem tekstu piosenki wziąłem od Kinga. Zauroczył mnie tymi rockowymi kawałkami w “Christine” i do dziś ten zabieg cholernie mi się podoba :).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Przykro mi to pisać, Staruchu, ale podczas lektury Mrówki na grzbiecie słonia nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że przyszło mi być przypadkowym świadkiem cudzej rozmowy, z której niewiele rozumiałam.

 

I.Idio­ta z cie­bie, to spra­wa życia i śmier­ci –> Brak spacji po kropce. Ten błąd występuje także w kolejnych tytułach.

 

– Ka­san­der to jeden z dia­do­chów, czyli spad­ko­bier­ców Alek­san­dra Wiel­kie­go, który prze­jął we wła­da­nie Ma­ce­do­nię i kazał zabić Rok­sa­nę, żonę Alek­san­dra i jego ma­ło­let­nie­go syna. – wy­pa­lił wy­uczo­ny tekst młody czło­wiek. –> Zbędna kropka po wypowiedzi.

 

– No nic. Fluk­tu­acje za­ob­ser­wo­wa­no pięć lat temu. Ruch w sieci wzrósł o ponad dzie­sięć pro­cent pew­ne­go sym­pa­tycz­ne­go piąt­ku trzy­na­ste­go, o go­dzi­nie 7:06 czasu miej­sco­we­go. –>

o go­dzi­nie siódmej zero sześć czasu miej­sco­we­go.

Liczebniki zapisujemy słownie, zwłaszcza w dialogach.

 

ob­ni­ży­ły się o 5 do 10 mi­li­me­trów przez… nie zgad­niesz. –> …ob­ni­ży­ły się o pięciu do dziesięciu mi­li­me­trów przez… nie zgadniesz.

 

Mo­ty­ka setnie nu­dził się w biu­rze. –> Mo­ty­ka wyjątkowo/ bardzo/ okrutnie/ straszliwie nu­dził się w biu­rze.

Za SJP PWN: setnie daw. «znakomicie, wybornie»

 

bo gru­bas ko­szul­kę ma za­ło­żo­ną tyłem na­przód. –> …bo gru­bas ko­szul­kę  ma za­ło­żo­ną tył na przód.

 

Nie cze­ka­jąc na od­po­wiedź, za­pu­ścił na pełny re­gu­la­tor mu­zy­kę… –> Nie cze­ka­jąc na od­po­wiedź, pu­ścił na pełny re­gu­la­tor mu­zy­kę

Za SJP PWN: zapuścićzapuszczać 1. «wprowadzić coś do wnętrza czegoś» 2. «opuścić lub zsunąć rolety, zasłony itp.» 3. «nie strzyc się lub nie golić, pozwalając włosom urosnąć» 4. «dopuścić do zaniedbania» 5. pot. «wprawić w ruch silnik»

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Już się poprawia, o bogini :)!

I, kurcze, czy ja tak niezrozumiale piszę :(? Bo już któryś raz, Reg, piszesz pod moim tekstem, że nie rozumiesz. Nieszczęśliwym i sfrustrowanym…

 

EDIT: Szlag, ta strona mnie przerasta. Przy wrzucaniu spacji po tytułach, tak mi się one rozjeżdżają, że kompletnie nie mogę dać sobie rady. Zostawię jak jest, wiedząc na przyszłość, że to błąd :(.

I sprawdziłem: w oryginalnym pliku na dysku spacje są. To przeklejenie tak dziwnie te tytuły formatuje.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Hmmm. A próbowałeś sztywnej spacji? Może by zadziałało…

Babska logika rządzi!

Ctrl+Shift+Space? Na stronie nie działa :(.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Jakoś tak. A przekopiowane z innego edytora?

Babska logika rządzi!

No właśnie kopiowałem z Worda, w którym było OK. A innych edytorów – nie mam.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

– To rozgość się[+,] młody człowieku, jak już musisz!

Dobra[+,] robaczku,

Widzisz[+,] Jacusiu, dla mnie Omega zaczęła się od pracy Ishikawy.

I żebyś mi tu znowu nie ikał, nie tylko tego morza.

?

Ale w to, że Cyberalis istnieje[+,] to już wierzysz?

Mnie się podobało :)

Dla mnie to jest opowiadanie o tym, jak można zawładnąć światem niepostrzeżenie. Raz, dwa i pozamiatane ;)

Podejrzewam też, że Cyberalis nie musi się wcale za bardzo interesować ludźmi, nie potrzebować kontaktu. Ot, powstała i szuka sobie miejsca. Podoba mi się tytuł, bardzo pasuje.

Czytało mi się bardzo dobrze.

Fajne :)

Przynoszę radość :)

Dzięki, Anet :).

Przecinki poprawiłem. Co do “ikania” – to po prostu nadużywanie spójnika “i” w wypowiedziach, co Jacuś notorycznie czyni. Gdzieś się chyba z tym neologizmem spotkałem?

nie musi się wcale za bardzo interesować ludźmi

Zdecydowanie się nie interesuje. Ten koncept wziąłem od Snerga, jego teorii Nadistot. Czy dżdżownica wie, po co człowiekowi dziura w ziemi, w której akurat ryje? To może być wykop pod fundament, ale i dziura, którą wykopał wędkarz, szukający przynęty. Umyśliłem to tak – Cyberalis jest tak daleko intelektualnie i sprawczo przed nami, że nie jesteśmy jego/jej w stanie zrozumieć. Cyberalis nas po prostu lekceważy. I porównałem to (trochę kulawo) do relacji mrówka – słoń.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Wcale nie kulawo, mnie się podoba to porównanie.

Nie spotkałam się z “ikaniem”, więc się zdziwiłam ;)

Przynoszę radość :)

I, kurcze, czy ja tak niezrozumiale piszę…

Nie, Staruchu, tyle że ja nie bardzo wiem, o czym rozmawiali Kasander i Jacuś.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

“Bity nieznaczące” chyba podobały mi się odrobinę bardziej, ale tutaj też znalazłam coś dla siebie. Z pewnością nie jest to klasyczne opowiadanie oparte na fabule i opisach, ale przez to wydaje mi się nawet jeszcze bardziej intersujące. Nie wszystko zrozumiałam, ale kładę to raczej na własny karb niż autora… :) A i bardzo fajny tytuł. Kliczek i życzę miłego wieczoru :)

Dziękuję, Katiu :).

Miło Cię słyszeć choćby w komentarzach, bo ostatnio nic nie wrzucasz. Wiem, czytałem, że się zagłębiasz w obyczajówkę, ale szorta fantastycznego dałabyś radę machnąć i wrzucić od czasu do czasu!

 

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Mam nadzieję, że jeszcze dwa, trzy miesiące i napiszę coś, co będzie można wrzucić :)

Yesss!

 yes

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

No, nareszcie jakieś post– Lemowskie klimaty rodem z Golema XIV! Baaaardzo mi się podobało. Ale… Za krótkie. To temat na powieść, a nie opowadanie, tak ujęte.

O, jak miło :). Lem w komentarzach zawsze mile widziany, choć to nawet nie porównanie mrówki, a pantofelka do słonia!

Że temat na powieść? Sporo mi jeszcze pomysłów nie weszło (ta “spontaniczna teleportacja” w oczkach siatki np.). Ale dopóki piszę “dla siebie”, to zależy mi raczej na “sprzedaży” swoich pomysłów, a nie ilości egzemplarzy. Dlatego też tak mało u mnie opisów i innych “wypełniaczy”. Trzask-prask i do sedna :)!

Dziękuję, Rybaku!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Beletrystyczne ujęcie historii świata. Mam wrażenie, że zamiast Jacusia siedziałem ja, czytelnik, i odbierałem wykład od Ciebie na ten temat. Historia niczego sobie, hard sf w tekście nie uprawiasz, więc naukowość jest wystarczająca (choć w paru miejscach rozbolała mnie głowa – choćby to, że dane o zużywanym przez datacentery prądzie to żaden narodowy sekret, są ogólnodostępne). Konkluzja fajna i widać, że przemyślałeś wydarzenia. Szkoda tylko, że nie jesteśmy ich świadkami, ale ktoś nam je relacjonuje.

Postać Kasandra wywołuje u mnie mieszane uczucia. Podobają mi się wstawki ze starymi zespołami (duży plus za Judas Priest), ale facet jest tak stereotypowym wszechwiedzącym nerdem, że aż zęby bolą. To też jeden z powodów, dla których przedstawioną historię średnio się czytało – po prostu osobowość Kasandra jest wysoce nieprzyjemna i nie ułatwia przyswojenia treści.

O Jacusiu pisać nie ma po co – to wydmuszka dla czytelnika, bym wszedł w jego buty.

Podsumowując: atrakcyjna historia zamknięta niestety w nieatrakcyjnej formie. Ma potencjał, ale lepiej by było to widzieć oczami “na miejscu” niż słuchać relacji/wykładu.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

No tak – czegoś takiego też się spodziewałem. I jest. Na swoje usprawiedliwienie powiem, że większą wagę (na razie przynajmniej) przywiązuję do “sprzedania” swoich pomysłów, formę mając na drugim miejscu.

A gdybym chciał opisać to “oczami na miejscu”, wyszłaby mi chyba dość pokaźna cegła. A na pisanie książek długo jeszcze nie będę gotowy. I nawet nie wiem, czy by mi się chciało. 

Co do zużycia energii datacenter – są oficjalne. Na razie. Gdy prowadzenie wojen przeniesie się w sferę informatyczną, będzie równie tajne jak ilość stali zużytej do produkcji czołgów.

Fajnie, że pomysł się przynajmniej spodobał.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Co do zużycia energii datacenter – są oficjalne. Na razie. Gdy prowadzenie wojen przeniesie się w sferę informatyczną, będzie równie tajne jak ilość stali zużytej do produkcji czołgów.

Prowadzenie wojny już się przeniosło w tę sferę. Tylko nikt się nie łudzi, że ilość zużytej energii powie komuś cokolwiek. Czy znasz rodzaj klimy w datacenter? Procki? Ile maszyn i jakiej generacji są one? Jakie algorytmy optymalizacji zużycia energii są tam używane? Jakie oprogramowanie sterujące czy architektura? Zużycie energii mówi niewiele, stąd utajnione nie będzie. Może wręcz pomóc w dezinformacji – ujawniasz je i fałszywą informację, że używasz choćby raka OCPv2. I już wszystkie przypuszczenia konkurencji szlag trafia :)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Hm, znając obsesję wojskowych nt. tajemnic, utajniona bedzie nie tylko wielkość poboru mocy (tu liczyć się będą rzędy wielkości, a nie kilowaciki, jak mniemam), ale również gatunek papieru toaletowego ;).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Hm, znając obsesję wojskowych nt. tajemnic

O, tu możesz mieć rację, bo mundurowi widzą wszędzie źródło ważkiej informacji :)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Witaj.

Opowiadanie nasuwa mi określenie “tajne łamane przez poufne”. Strach się bać! :)

Pokazałeś skalę omawianego zjawiska, dowody na nie, symptomy oraz pierwsze etapy. Wszystko z takim przejęciem i pewnością przekazywane przez Kasandra, że … trzeba wierzyć! :)

Na postawie Twojego opowiadania, jak sam wspomniałeś – pełnego dialogów, można się uczyć wręcz wzorcowego ich stosowania. :)

A u mnie sporo skojarzeń z Lemem, którego próżno próbowałam pojąć zawężonym umysłem historyka, wykuwającego jedynie daty na pojęcia na pamięć – za wysokie progi na moje małe nóżki. ;)

Gratuluję pomysłowości oraz szczegółowości opisów zjawisk i metod ich badania. :)

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

O, jaki fajny komentarz :)

Wdzięcznym za lekturę i krzepiące słowa :D!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Hm, jakoś jeszcze nie jarzę działania tych forumowych gwiazdek, powiadamiających o kolejnym wpisie, bo ta mi umknęła…

Dziękuję i pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Widzę, że wykopków ciąg dalszy ;)?

Dziękuję!

 

A co do gwiazdek – spójrz TUTAJ , gdzieś pod koniec tekstu!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Dziękuję również i pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Nowa Fantastyka