- Opowiadanie: Pietrek Lecter - Most do Nibylandii

Most do Nibylandii

Nie musiało upłynąć wiele czasu, nim wróciłem do Abrahama Kudomskiego. Od momentu, gdy skończyłem opisywać jego ostatnią przygodę (Nic nie jest takie, jak się wydaje), minęło pół roku. Zrobiłem sobie przerwę, ale jak się okazuje, nie potrafimy bez siebie żyć z Dżentelmenem.

 Ale co mogę poradzić na to, że ma wiele przygód i muszę za nim nadążać? On nie staje w miejscu, więc ja też nie mogę.

Witam ponownie w świecie Stowarzyszenia Dżentelmenów Walczących!

 

P.S. Czytelnik, który nie zapoznał się jeszcze z poprzednimi opowiadaniami, może spokojnie to przeczytać, ponieważ jest zamkniętą historią.

P.S.S. Zapraszam na moją autorską stronę Bridge to the Neverland, na której poza opowiadaniami zamieszczam również recenzje płyt, filmów i książek, a także wszelakie newsy ze świata sztuki. https://web.facebook.com/Bridge-to-the-Neverland-239233060209763/?modal=admin_todo_tour

 

“Chodź

Podążaj za mną

Pójdziemy tam, gdzie płynie rzeka

Pewnego dnia

Tylko Ty i ja

Znajdziemy most do Nibylandii”

 

Riverside,  “Lost (Why Should I Be Frightened By a Hat?)”

 

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Most do Nibylandii

 

 

Rozdział I

Jestem tym, co straciłeś

 

Abraham średnio odnajdował się w roli dyrektora tak wielkiej organizacji, ale to zapowiadał od początku. Sterta papierów na jego biurku nie malała, pomimo że dzielnie z nią walczył. Co chwila ktoś chciał się z nim spotkać lub któryś z Dżentelmenów wpadał w kłopoty i musiał go z nich wyciągać. Przykładowo, ostatnio musiał kłócić się z ambasadą w Afryce, aby wydała jednego z członków SDW. Agent został złapany na jakiejś misji – Kudomski już nawet nie chciał dociekać lub przypominać sobie, skąd nieszczęśnik się tam wziął.

W pracy pomagała mu żona. Okazała się bardziej operatywna niż on i gdyby nie ona, Abraham już dawno zginąłby. Została jakby jego sekretarką, musiała mu mówić, co ma robić i cały czas przypominać o kolejnych obowiązkach.

Aby nie szkolić Maćka, Kudomski po prostu mianował go Dżentelmenem i chłopak zajmował się sobą sam. Nie do końca mu ufał, ponieważ wiedział, że Maciek skrywa jakąś tajemnicę, ale nie chciało mu się już tym zajmować.

Ustalone było, że Abraham będzie pełnił funkcję dyrektora do czasu głosowania, ale jakoś nikt nie kwapił się do tego, aby je zorganizować. Większości podobała się obecna sytuacja, ponieważ Kudomski wielokrotnie przysłużył się Agencji. A on tylko czekał, kiedy odciążą go od obowiązków.

***

Jeden z Dżentelmenów, Bogusław Korczaszenko, udał się do Nigdzie, gdzie przesłuchiwał jednego z mieszkańców związanego ze sprawą, którą prowadził. Doszło do jakiegoś starcia, w wyniku którego Korczaszenko został zatrzymany przez miejscową policję. Abraham został o tym powiadomiony i musiał osobiście udać się na miejsce, aby wydobyć go z aresztu.

Wstrzyknięto mu narkotyk i rozpoczął się proces teleportacji. Jej skutkiem ubocznym były halucynacje.

Spadł z gwiazdy. Wylądował twarzą w piasku na jakiejś wyspie. Chwilę tak leżał, dopóki nie poczuł, że obmywa go woda. Znajdował się nad brzegiem morza. Niedaleko siedział chłopiec. Miał T-shirt i szorty. Wpatrywał się w tylko jemu znany punkt, mieszczący się gdzieś za horyzontem.

– Kim jesteś? – zapytał dzieciaka.

– Tobą – odpowiedział.

Kudomski przyjrzał mu się. I rzeczywiście zauważył podobieństwo.

– Cały czas jestem w twoim sercu – powiedział mały Abraham. – Zatrułeś mnie dorosłością i zastąpiłeś inną osobą. Jestem tym, co straciłeś. Jestem twoim strachem. Wydaje ci się, że niczego się nie boisz. Tak ci się tylko wydaje. Ja cały czas jestem, tylko udajesz, że mnie nie ma. – Dorosły usiadł obok niego, a młody mówił dalej. – Jestem twoim utraconym szczęściem.

– Jak cię odzyskać?

– Chodź ze mną. – Chłopiec wstał.

– Gdzie?

– Tam, gdzie płynie rzeka i znajduje się most do Nibylandii.

Dorosły podniósł się i już miał wyruszyć z chłopcem, gdy ten go ostrzegł:

– Ale uważaj. Nie będzie odwrotu. Musisz wybrać. Jedno życie albo drugie.

Abraham wiedział, co musi wybrać. Opuścił chłopca i wszedł do wody. Zatonął.

 

Travis Smith – Love, Fear and the Time Machine

 

***

Od razu zaprowadzono go do króla Nigdzie, Jana Baptysty Ludwika Korkodiana. Przyjął go w swoim gabinecie. W pokoju nie znajdował się nikt poza nimi, więc mogli swobodnie rozmawiać (po angielsku).

– Co on właściwie zrobił? – zapytał Abraham.

Siedzieli na wielkich fotelach stojących przed kominkiem. Nie płonął w nim ogień, ponieważ było lato i dzień. Wystrój pokoju był urzędowy. Znajdowała się w nim biblioteczka, biurko, okno na ogród i symbole narodowe. Barwami Nigdzie była czerwień, zieleń i biel. A godłem lew walczący ze smokiem.

– Zastrzelił Joaquina Vermoore’a. Przybył tutaj go przesłuchać w związku ze sprawą, którą prowadził. Nikogo przy tym nie było, ale Vermoore’a znaleziono martwego.

– Jak się tłumaczy?

– Nie robi tego. Powiedział, że niczego nie powie, dopóki nie porozmawia z panem, panie Kudomski.

– Gdzie jest przetrzymywany?

– W areszcie na posterunku policji.

– Mogę się z nim zobaczyć, panie Korkodian?

– Dobrze.

– Będę mógł z nim porozmawiać na osobności?

Król chwilę namyślał się, nim udzielił zgody.

***

– Co właściwie się stało? – zapytał dyrektor. Siedzieli w pokoju spotkań. Jako że Abraham był ważnym gościem, nie musieli rozmawiać przez szybę.

– To długa historia. Zaczęła się na Ziemi. Dostałem sprawę zabójstwa Magdy Józwiak. Była czarownicą, mieszkającą głęboko w lesie, samotnie w drewnianej chacie. Otoczona magią i istotami nie z tego świata. Nie utrzymywała kontaktu z ludźmi. Dlatego wielką zagadką jest, kto ją zamordował.

– Trochę jak u Lovecrafta.

– Może. Po obejrzeniu miejsca przestępstwa wykluczyłem przypadkowy rabunek dokonany przez sprawcę, który tam zabłądził. Miałem ku temu kilka powodów. Po pierwsze, chata została otoczona magicznymi zasłonami, które myliły tropy i dbały o to, aby nikt tam nie trafił. Każda ścieżka prowadziła potencjalnych gości w przeciwną stronę. Po drugie, nic nie ukradziono ani nie zdemolowano. Po trzecie, zamordowano ją zaklęciem, którego nie potrafię rozpoznać. Osobiście pochowałem Józwiak, aby nie kręcili się tam cywile.

– Dobra robota. A co dalej?

– Dowiedziałem się, że miała męża, czarodzieja Joaquina Vermoore’a.

– Czemu nie mieszkali razem?

– Jemu nie podobało się życie na Ziemi, gdzie musiał się ukrywać. Dlatego wyprowadził się do Nigdzie. A jego żona wolała pustelnicze życie, z dala od ludzi, ale w naszym świecie, dlatego małżeństwo rozstało się.

– Co wydarzyło się w domu Vermoore’a?

– Tutejsza policja dała mi jego adres. Początkowo nie chciał mnie wpuścić. Gdy nie odpuszczałem i zagroziłem, że wrócę z policją, wreszcie ustąpił. Gdy powiedziałem mu, z czym przychodzę, nie wydawał się szczególnie zmartwiony śmiercią żony. Zapytał, kto jeszcze zna szczegóły sprawy. Odpowiedziałem, że na razie tylko ja. I to był mój błąd. Poszedł do kuchni, ponieważ zaproponował, że zrobi nam kawę. Wrócił z filiżankami na tacy, którą trzymał jedną ręką. Drugą miał schowaną za plecami. Zacząłem przeczuwać coś złego, dlatego zrobiłem się niezwykle czujny. Nagle rzucił we mnie tacą z gorącymi napojami. Zza pleców wyciągnął nóż kuchenny. Trochę kawy wylało mi się na spodnie i lekko mnie poparzyło. To na chwilę odwróciło moją uwagę, ale na szczęście zdążyłem zablokować jego rękę, nim zdołał mnie zranić. Chwilę biliśmy się, aż w końcu byłem zmuszony zabić go jego własną bronią. Nie mogłem czekać, jak rzuci na mnie zaklęcie.

– Co nie zmienia faktu, że go zamordowałeś. A na tym świecie nie popełnił żadnego przestępstwa. Prawo Nigdzie chroni mieszkańców. Rozlicza tylko z przestępstw popełnionych tutaj. Mamy poważny problem.

Bogusław wyglądał na przejętego i zmartwionego.

– Ale uda się panu mnie wydostać?

Kudomski pokazał mu swój szelmowski uśmiech i powiedział:

– Nigdy nie zostawiamy swoich.

***

Znów spotkał się z królem. Tym razem ich rozmowa zbliżała się do rangi kłótni.

– W imieniu całego SDW proszę o wydanie naszego agenta.

– Z całym szacunkiem muszę panu odmówić, panie Kudomski. Współpracujemy ze Stowarzyszeniem, ale gdy przybywacie do Nigdzie, to musicie przestrzegać naszego prawa.

– Tłumaczę panu, panie Korkodian, że zrobił to w obronie własnej!

– A są na to dowody? Korczaszenko nie odniósł żadnych obrażeń, co działa na jego niekorzyść.

– A oparzenia od kawy?

– To nie wystarczy. Mógł sam ją na siebie wylać – celowo lub nie, ale sam. Chyba rozumie pan, że w tej sytuacji prawo działa na korzyść zabitego, ponieważ był on obywatelem Nigdzie. Nie mogę pozwolić, abyście mordowali moich poddanych.

Kudomski był coraz bardziej sfrustrowany. Lepiej współpraca układała się z poprzednikiem Korkodiana.

– Vermoore był mordercą.

Króla to nie przekonywało.

– Na to dowodów nie ma, a nawet jeśli, to karać mogę tylko za przestępstwa popełnione w Nigdzie. Wy macie swoje prawo, my mamy swoje.

– Nie mogę go tak zostawić. Jest moim podwładnym i odpowiadam za niego. Nie odpuszczę.

– Ja też.

Na tym rozmowa się skończyła. Kudomski wyszedł z gniewem i wrócił na Ziemię.

***

Siedział w bibliotece z żoną i kilkoma innymi Dżentelmenami. Rzadko zdarzało się, aby kobieta odgrywała tak dużą rolę w Stowarzyszeniu Dżentelmenów Walczących. Tytularnie nie pełniła żadnej funkcji, ale w praktyce była jedną z najważniejszych osób w organizacji. Brała udział w podejmowaniu najistotniejszych decyzji i w pewnym sensie była dyrektorem. Abraham tylko robił to, co mu kazała.

– Macie jakiś pomysł? – zapytał dyrektor.

Nikt się nie odezwał.

– Wiem, że jestem dyrektorem, ale wy też moglibyście pomóc.

Pokiwali smętnie głowami i dalej milczeli.

– Mnie przychodzi do głowy tylko jeden pomysł, który wam się nie spodoba.

Spojrzeli na niego z nadzieją.

– Musimy go odbić.

– Chyba zwariowałeś! – Tylko Ania mogła mówić w ten sposób do dyrektora. Reszta mu podlegała i musiała okazywać szacunek. – Zniszczysz porozumienie między SDW a Nigdzie.

– A jeśli tylko pomożemy mu uciec tak, aby nie wskazywało to na nasz udział? Potem go tylko gdzieś ukryjemy.

– Kto to zorganizuje? – zapytał Maciek.

– Ja – odpowiedział Abraham. – Muszę mieć pewność, że akcja zostanie przeprowadzona bezbłędnie.

– Ale jesteś skromny – zaśmiała się jego żona. – Odpadasz, bo jesteś tam zbyt rozpoznawalny. Wyślij młodego, on tam nigdy nie był.

– Niestety masz rację – musiał przyznać dyrektor. – Podejmiesz się tego zadania, Maciek?

Zapytany skinął głową.

 

Rozdział II

Wpadka

 

Oczywiście, że wpadł. I Abraham znowu musiał się tam udać. Tym razem Korkodian był wściekły.

– Jeszcze jedna taka akcja i koniec z naszą przyjaźnią! – krzyczał od samego wejścia Kudomskiego.

– Zaszło spore nieporozumienie – starał się załagodzić sytuację dyrektor.

– Wysyłasz do mnie swoich agentów we wrogich celach. Chcesz wojny?!

– Z całym szacunkiem, ale uważam, że powinniśmy znaleźć jakieś porozumienie, panie Korkodian.

– Jakie porozumienie?!

Abraham już wiedział, że popełnił błąd i znalazł się (razem z całym SDW) w mocno nieciekawej sytuacji. Nie był najlepszym dyplomatą. W tamtej chwili bardzo potrzebował żony. Był przekonany, że ona wiedziałaby, jak zareagować. Usiedli, służący wniósł im kawę i wrócili do rozmowy, ale już spokojniej.

– Czy chciałby pan jakiegoś konkretnego zadośćuczynienia? – zapytał Kudomski.

– Pomyślmy. Dostanę własny oddział Dżentelmenów do działania na terenie Nigdzie. W ramach służb specjalnych. Oddam panu tych dwóch w zamian za taką drużynę.

– Na jak długo?

– Pięć lat. A po upływie tego czasu nie będą mogli skończyć służby, dopóki nie wyszkolą następców. Takich, którzy przejdą testy moje i testy typowe dla rekrutów SDW.

– Zastanowię się i dam panu odpowiedź.

***

– I co o tym sądzicie? – zapytał zgromadzonych Abraham.

– Chyba powinniśmy zrobić wszystko, aby ich uratować, ponieważ wykonywali misję – powiedziała Ania.

– Kogo tam wysłać?

– To oczywiste, że tych, którzy sprawiają nam największe problemy – zaśmiał się Robert.

***

Wysłali im kilku pijaków i awanturników, a w zamian otrzymali więźniów.

 

Rozdział III

Pan Ogrodu

 

Po kilku miesiącach Abraham zapomniał o sprawie. Miał inne obowiązki na głowie (cały czas dochodziły nowe), a ponadto w międzyczasie próbował zorganizować głosowanie na nowego dyrektora. Jednakże okazało się, że Korkodian był wyjątkowo upartym i uprzykrzającym się człowiekiem. Z Nigdzie SDW otrzymało zaproszenie dla dyrektora. Abrahama zaczynało to denerwować.

– Czy on nie może raz sam się pofatygować?

Ania wzruszyła ramionami. Miała podkrążone oczy i piła kolejną tego dnia kawę. Jej mąż nie był w lepszym stanie.

Kolejna wizja i wizyta w Nigdzie. Spotkanie jak zwykle miało odbyć się w gabinecie króla, który tym razem był niezwykle uprzejmy. Tak miły, że Abraham wyczuł w tym nutę fałszu. Starał się zachowywać czujność, ale utrudniało to wielotygodniowe zmęczenie. Potrzebował urlopu, który mu nie groził.

– Kawa czy herbata? – zaproponował Korkodian.

– Poproszę kawę.

– Biała czy czarna?

– Ostatnio pijam tylko czarną, ponieważ jest mocniejsza.

– Przepracowanie?

– Znaczne. Miło, że pan pyta, panie Korkodian.

– Rozumiem, ponieważ sam nie cierpię na nadmiar wolnego czasu.

– W jakiej sprawie zostałem zaproszony?

– Jakby to powiedzieć… Mam wrażenie, że zostałem oszukany. Warunkiem umowy było, że podeśle pan agentów, a otrzymałem jakiś ochlaptusów i nieudaczników. Z całym szacunkiem.

Kudomski wiedział, o czym mówi Korkodian, ale nie chciał tego okazać.

– To wyszkoleni agenci Stowarzyszenia Dżentelmenów Walczących. Co jest z nimi nie tak?

– Tylko balują na nasz koszt, a robią niewiele.

Abraham westchnął ledwo zauważalnie. Wiedział, że nie mógł już dłużej tak pogrywać z królem Nigdzie.

– Mam panu podesłać innych?

Król wstał i podszedł do okna.

– Zaczynam mieć dosyć pańskich poczynań, panie Kudomski. – Stanął przy biurku. Chciał niepostrzeżenie otworzyć szufladę, ale nie umknęło to uwadze Dżentelmena, dlatego jego ręka mimowolnie znalazła się przy kaburze. – Był między nami pokój, dopóki SDW zarządzał świętej pamięci Michał Lodowiecki. – Czyżby zmarły mścił się zza grobu?

Wymierzyli w siebie jednocześnie. Abraham wstał. Pomimo że atakował Korkodian, to Kudomski zachowywał większy spokój.

– Chce pan sprawdzić, kto strzeli pierwszy? – zapytał dyrektor. Zmęczenie opuściło go wyparte przez adrenalinę. Znów coś się działo i znajdował się w centrum wydarzeń. Nie przyznałby się do tego, ale trochę cieszył się z takiego obrotu spraw. – Czy mam to rozumieć jako zerwanie sojuszu?

Do pokoju wpadli gwardziści. Abraham rzucił się na króla, popychając go na okno. Szyba pękła i obaj wypadli. Gabinet znajdował się na pierwszym piętrze. Upadek zamortyzowało ciało Korkodiana.

Kudomski szybko podniósł się i pobiegł w głąb ogrodu. Słyszał odgłosy pogoni, dlatego wpadł między gęsto rosnące drzewa i krzewy.

Puszczono za nim psy.

Jeden z ogarów dobiegł do niego i ugryzł go w nogę. Abraham nie chciał go zastrzelić, aby nie zdradzić swojego położenia. Machał nieporadnie nogą, mając nadzieję, że zwierzę odczepi się. Jednak pies nie dawał za wygraną. Wgryzł się głęboko. W końcu Kudomskiemu udało się ogłuszyć go kolbą rewolweru. Uwolnił się ze szczęki i kuśtykając, uciekał dalej.

Znaczył swoją ścieżkę krwią.

Przekroczył most nad rzeką.

Zaczął widzieć migoczące punkty unoszące się przed nim. Myślał, że to jakiś gatunek świetlików. Jedne miały barwę różową, inne złotą, czerwoną, zieloną, turkusową lub białą. Było ich coraz więcej. Wirowały, przyprawiając go o zawroty głowy. Stracił przytomność pośród feerii światełek.

***

Leżał na łóżku skonstruowanym z plątaniny korzeni, a okrywała go kołdra z liści. Było to bardzo wygodne posłanie. Podniósł się, aby zorientować się, gdzie go uprowadzono. Okrągłe pomieszczenie, z jednymi drzwiami, pozbawione okien, wyglądające jakby było wydrążone w drzewie. Źródłami światła były maleńkie otwory w ścianie, które wpuszczały światło z zewnątrz.

Drzwi się otworzyły i do środka weszła zupełnie naga, ładna kobieta. Od normalnej różniła się tym, że zamiast włosów miała liście układające się w gładką fryzurę. Powiedziała coś do niego, ale nie znał jej języka. Nie przypominał mu żadnego ziemskiego. Widząc niezrozumienie na twarzy Abrahama, wyszła.

Wróciła razem z jednym ze światełek. Gdy zbliżyło się, Kudomski dostrzegł, że tak naprawdę jest to mikroskopijna kobieta, która nie nosiła nawet ubrań. Wróżka. Gatunek już niewystępujący na Ziemi, odkąd Piotruś Pan na stałe zamieszkał w Nigdzie, niegdysiejszej Nibylandii. Wszystko się zmieniło, gdy Piotruś zmienił się w Piotra.

Wróżka wniknęła w niego. Teraz rozumiał, co mówi do niego kobieta.

– Jak się czujesz? – zapytała.

– Tak dobrze już dawno mi nie było.  

– Jak noga?

Odsunął kołdrę i obejrzał miejsce ugryzienia. Osłaniał je bandaż z liści nieznanej mu rośliny. Zdjął go i ujrzał gładką skórę.

– Jak długo spałem? – spytał.

– Noc i dzień.

Abraham nie mógł nic zrozumieć. Nie wiedział, gdzie się znajduje i co się stało. Kobieta zauważyła to.

– Pewnie masz wiele pytań. – Skinął głową. – Chodź ze mną.

Wstał i zdał sobie sprawę z kolejnego faktu – był nagi.

– A mógłbym odzyskać najpierw ubrania?

Uśmiechnęła się.

– Tu panuje natura i pierwotność. Niepotrzebne ci ubrania. Jestem Nereia.

– Abraham.

Gdy znalazł się bliżej kobiety, poczuł jej żywiczny zapach. Pachniała lasem w sposób budzący zaufanie i przywołujący ciepłe wspomnienia.

Plątanina korytarzy wyprowadziła go na zewnątrz. Dżentelmen spostrzegł, że właśnie wyszedł z drzewa. Było to nowe doświadczenie. Znalazł się w mieście zamieszkiwanym przez piękne istoty, wyglądające na pobratymców Nerei i wróżki. Biegało tu również mnóstwo dzieci.

– Gdzie jesteśmy? – zapytał.

– To miejsce jest ostatnią pozostałością po Nibylandii.

– Jakim cudem nie wiedziałem o jego istnieniu?

– Jest ukryte przed wszystkimi. Trafić mogą tu tylko zbłąkane dzieci.

Była noc. Świecił księżyc i ogniki unoszące się samoistnie w powietrzu.

– Czy król Nigdzie wie o istnieniu tego miejsca?

– Tak, ale nie zna położenia. Tymczasem znajduje się w jego ogrodzie. Tak jakby, ponieważ z ogrodu jedynie można dostać się tutaj.

Szli, a Abraham podziwiał życie wokół niego. Wszyscy wyglądali na szczęśliwych. Byli niczym nieskrępowani. Jednakże nagością nie wzbudzali u siebie pożądania. Dlatego Kudomski wstydził się, ponieważ miał erekcję na widok tych wszystkich roznegliżowanych kobiet. Najbardziej podobała mu się Nereia. Ale nieustannie przypominał sobie, że ma żonę.

Znaleźli się nad czystym jeziorem odbijającym rozgwieżdżone niebo. Usiedli na brzegu, zanurzając stopy w wodzie.

– Ale dlaczego mnie uratowaliście?

– Tak kazała Starsza. Przewidziała twoje przybycie.

– Kim ona jest?

– Poznasz ją.

Zanurzyła się cała w wodzie. Gdy nie pojawiła się na powierzchni po dłuższej chwili, Abraham zaczął martwić się. Nachylił się nad wodą, aby dojrzeć kobietę. Już miał wejść do wody, aby jej poszukać, gdy sama go wciągnęła. Zanurzył się cały, nabierając wody w usta i nos. Uciekł na ląd oraz zaczął pluć i prychać. Obok Nereia śmiała się.

Popływali i wyszli na brzeg. Leżeli obok siebie. Przytuliła się do Abrahama. Chciał zaprotestować, ale nie umiał. Uprawiali dziki seks, a on doszedł do wniosku, że nie rozumie tego świata i praw nim rządzących.

***

Starsza mieszkała w szałasie zbudowanym idealnie w centrum Nibylandii. Wszedł do środka. Wewnątrz był o wiele większy niż wydawał się z zewnątrz. Zakręciło mu się w głowie od pachnących dymów w różnych barwach. Po chwili zaczął słyszeć głosy, które coś mu szeptały, ale nie potrafił ich zrozumieć.

– Nikt nie potrafi – odezwał się głos z wnętrza schronienia. Podeszła do niego bardzo niska i niezwykle stara, pomarszczona, praktycznie pozbawiona włosów, również naga kobieta.

– Ale co?

– Zrozumieć, o czym śpiewają zmarli. Tylko nieliczne osoby zostały obdarzone tym talentem. Podaj rękę.

Wodziła palcem po jego linii życia. Dżentelmen w tym czasie doszedł do wniosku, że to jedyna stara osoba, którą spotkał w Nibylandii.

– Spotkałeś już kogoś takiego na swojej drodze. Dawno temu.

– Mówisz o Grohomenie, Człowieku Lasu?

– Tak.

 – To on mnie nauczył wykorzystywania potencjału umysłu i transcendentalnych wędrówek.

Usiedli przy małym ognisku, nad którym gotował się śmierdzący wywar.

– Po co się tu znalazłem?

– Duchy zapowiedziały twoje przybycie. Zostałeś wybrany na następcę Piotrusia Pana. Twoim zadaniem będzie odbudowanie Nibylandii.

– Słucham?

– Słyszałeś przecież.

– Bardzo przepraszam, ale nie chcę się tego podejmować. Moim zadaniem jest obrona Ziemi. – Czyli w takim razie pozostawisz nas na śmierć? Korkodian nie odpuści, dopóki cała ta natura nie spłonie.

Abraham westchnął. Jak zwykle nie miał wyboru.

– Co muszę zrobić?

***

Więź Abrahama z Nereią zacieśniała się. Miał świadomość, że zdradza żonę, ale uczucie okazało się silniejsze od niego. W ogóle nie miał wpływu na to, co działo się wokół niego w Nibylandii.  

 Co noc chodzili na spacery nad jezioro. Pewnego wieczoru, gdy po akcie Nereia zasnęła na trawie, Abraham usiadł nad brzegiem wody. Przyjrzał się swojemu odbiciu. Czuł się źle. Był rozdarty, a ponadto zapomniał o swoich wartościach. Nie chciał zostawać w Nibylandii, lecz nie mógł też zostawić ich na śmierć. W końcu był Dżentelmenem. Brzydziło go cudzołóstwo, ponieważ kochał Anię, ale… zapominał o swoim dotychczasowym życiu. Zacierało się w jego pamięci i ważniejsze stawało się to w krainie ukrytej w ogrodzie.

Patrząc sobie w oczy, zaczął zauważać, że coś jest nie tak. Chwilę zajęło mu ustalenie, co właściwie. Dotyczyło to jego twarzy. Zmieniła się. Zniknęły zmarszczki i niektóre blizny. Abraham odmłodniał.

Przeraził się. Starsza nie żartowała z następcą Piotrusia Pana. Kudomskiego dopadł przypadek Benjamina Buttona.

Obudził Nereię.

– Co się stało? – zapytała zaspana.

– Coś złego dzieje się ze mną!

Spostrzegła, że jej kochanek autentycznie się bał. Wróciła całkowicie ze snu na jawę.

– Co takiego?

– Zacząłem młodnieć!

– Co w tym złego?

– Nie chcę na powrót stać się dzieckiem!

– Dlaczego? Przecież tylko wtedy jest się szczęśliwym i beztroskim.

Abraham opanował się i powiedział:

– Hesse pisał, że nie można zapominać, iż „dzieci wcale nie szczęśliwe, że mają wiele konfliktów, wiele rozterek i wszelakich cierpień”. Ja wcale nie chcę wracać do tego okresu.

Nereia nie zrozumiała. Wybąkała tylko:

– Kto taki?

– Hermann Hesse. A, nie ten świat! Na Ziemi uznaje się go za jednego z największych filozofów i pisarzy. Nieistotne. Jak to zatrzymać?

– Nie da się. Tak działa to miejsce.

– Więc przykro mi, ale w takim razie będę musiał odejść.

Nagle zobaczył jakiś punkt w oddali. To był płaczący chłopiec. Po chwili rozpoznał go. Młodsza wersja jego samego, ta z wizji. Zaczynał mieć zwidy.

Nereia również zaczęła szlochać. Objął ją.

– Nie chcę cię stracić – powiedziała.

– Przykro mi. Ja nie należę do tego świata.

***

Wszedł do szałasu Starszej.

– Czego ci potrzeba, Abrahamie? – Jej głos był ciepły i przyjazny. Jak wszystko w utopijnej Nibylandii.

– Muszę odejść. Zaraz moje odmładzanie przekroczy granicę dwudziestu lat.

– Nie możesz odejść.

– Zabronisz mi?

– Związałeś się z tym miejscem. Duchy cię wybrały i nie puszczą, dopóki nie spełnisz swojego zadania. Jesteśmy niczym wobec sił, które nami kierują.

Abraham spostrzegł, że obok niego stoi Chłopiec. Próbował udawać, że wydaje mu się, ale dzieciak cały czas znajdował się w tym samym miejscu. Na jego twarzy malował się smutek.

– Też go widzę – powiedziała Starsza.

Kudomski został zbity z tropu.

– Kim on jest?

– Częścią ciebie.

– Więc jakim cudem ty też go widzisz?

– Potrafię dostrzegać więcej niż inni.

Dżentelmenowi kręciło się w głowie. Niczego nie rozumiał. Czuł się zagubiony. Miał pomagać, a sam potrzebował pomocy. Wybiegł z szałasu i pędził przed siebie, sam nie wiedząc przed czym ucieka. Przed przeznaczeniem? Obowiązkiem? Duchami? Magią?

Istoty patrzyły się na niego, ponieważ był elementem chaosu w układance porządku.

Stopy poniosły go nad jezioro. Zatrzymał się przy brzegu. Miał już wszystkiego dosyć. Spojrzał w taflę.

Jego twarz zaczynał pokrywać trądzik.

W akcie desperacji rzucił się do wody. Nagłe załamanie nerwowe, które zdarzyło się tylko ten jeden raz w jego życiu. Tak niespodziewane, że targnął się na swoje życie.

Abraham był naczyniem zawieszonym na sznurku. Dokładano do niego obowiązki i problemy, miarowo naprężając sznurek. W końcu naczynie przepełniło się, a jego ciężar rozerwał wiązanie. Upadło i rozbiło się.

Zaczął tonąć. Gdy prawie nieprzytomny znalazł się na dnie, odzyskał zdolność oddychania. Wysnuł przypuszczenie, że to wszystko halucynacje. Podpłynęła do niego syrena. Złapała go za rękę i popłynęli razem.

Mijały ich różne egzotyczne gatunki ryb, syreny i trytony. Dopłynęli do wielkiej skały z wielkimi wrotami. Otwarły się i wpłynęli do środka.

Tam już można było chodzić i swobodnie oddychać.

– Witaj w Atlantydzie – powiedziała syrena.

Kudomski był tylko coraz bardziej zdezorientowany. Budynki miały dziwne kształty i nie przypominały ziemskich. Miały w sobie coś ze starożytności, jak i z filmów science fiction. Stanisław Lem byłby zachwycony, pomyślał Abraham.

Przed nimi znajdował się ogromny pałac wybudowany w rafie koralowej o wieżach w najrozmaitszych kształtach. Stanął przed królem. Władca ubrany był we wspaniałą szatę z morskich roślin, a ponadto posiadał bujną, ciemną brodę.

– Czemu zostałem uratowany? – zapytał Abraham. Nie miał wielkich pretensji. Szybko doszedł do wniosku, że impulsywna próba samobójcza stanowiła najgłupszy czyn, jaki w życiu popełnił.

– Jesteś potrzebny, a od twojego przeznaczenia zależy życie nas wszystkich. Walcz!

Król Atlantydy machnął ręką w jego kierunku. Wszystko zalała woda, która wypluła Dżentelmena na ląd.

Gwałtownie oddychał. Zapadł w sen ze zmęczenia, nie mając pewności, czy to, co widział, zdarzyło się naprawdę.

***

Zaczynał rozumieć sytuację mieszkańców Nibylandii. Korkodian chciał zniszczyć tę krainę, ponieważ była pozostałością po świecie, który przeminął. Lub jak ująłby to Stephen King: świecie, który poszedł naprzód. Ideologia króla przypominała trochę Hitlera. Był on zawzięty i od dawna wydawał fortunę, aby odnaleźć zaginioną krainę.

Abraham pamiętał z dawnego życia coraz mniej. Pozostawały mu już tylko strzępki wspomnień. A im był młodszy, tym bardziej Ziemia zacierała się w jego umyśle.

Jego miłosna relacja z Nereią urwała się w momencie, gdy jego ciało było na nią za młode.

***

Nadszedł czas ostatniego spotkania z Chłopcem. Tym razem był on uśmiechnięty.

Dziecko przestało przychodzić, ponieważ Abraham sam nim się stał.

Wtedy w jego życiu pojawiła się kolejna kobieta.

– Mam na imię Dzwoneczek.

Po prostu pewnego razu pojawiła się obok niego złota wróżka o promiennym uśmiechu i dziecięcej słodyczy. Królowa Wróżek. Kobietka, która zamieszkiwała dotychczas głowę Kudomskiego, opuściła ją, ponieważ to Dzwoneczek stała się jego towarzyszką.

– Skoro ty żyjesz, to czemu Piotruś Pan nie? – zapytał Dżentelmen.

– Ja jestem wróżką. A on był człowiekiem. Gdy przestał być chłopcem, zaczął się starzeć. Dzień jego śmierci był najsmutniejszym w historii świata.

– To taki wasz Jezus?

– Tak. Można tak powiedzieć. – Dzwoneczek wydawała się być rozbawiona tą myślą.

***

Abraham sformował armię z dzieci zamieszkujących Nibylandię. Jego starsza część nie umarła całkowicie, dlatego wydawało mu się to śmieszne i irracjonalne. Ale chłopiec, którym się stał, uznawał to za słuszne. Dzieci były szlachetne, odważne, niewinne i niezdolne do okrucieństwa. Poza tym zabawa w wojnę należała do jednych z ciekawszych. Za broń miały mieczyki (podobne do Żądła, którym walczył Bilbo Baggins), łuki, proce, kije, a nawet zabawki.

Ta armia miała pokonać wyszkolonych żołnierzy uzbrojonych w prawdziwą broń służącą do zabijania, a nie zabawy.

Dzieci są niepozorne. To chyba da się wykorzystać.

Można też obdarzyć je pyłem pozwalającym latać.

Przydatne mogą okazać się wróżki. Są małe, a potrafią czarować.

Dorośli zawahają się przed zaatakowaniem wyrostka.

Przy takim przedstawieniu sytuacji, wynik walki już wcale nie wydaje się taki pewny, prawda?

 

Rozdział IV

Atak

 

Najpierw wróżki zgasiły wszystkie światła w zamku. Zapanowała ciemność. Armia wyszła z ogrodu w nocy, już po dywersji kobietek. Ubrani byli w elastyczne ciuchy utkane nieznaną Abrahamowi techniką.

Przejście z Nibylandii do Nigdzie znajdowało się pod ziemią. Wyjście wybudowano między konarami drzewa rosnącego w głębi ogrodu w części za mostem (zamaskowane, dla przypadkowej osoby nie różniło się od innych fragmentów ziemi). Abraham do dziś nie wiedział, kto go przeniósł w noc zamachu.

Pamiętacie jedną z Waszych ulubionych zabaw z czasów dzieciństwa? W chowanego. Dzieci były w tym mistrzami. Więc gdy gwardziści wybiegli na dwór, wszystkie ukryły się w mgnieniu oka.

Żołnierzom nie udawało się nikogo znaleźć, a dowódca mógł tylko wykrzykiwać rozkazy rozeźlony. Nagle znalazł się przed nim Abraham. Po prostu spadł z nieba. Miał wesołkowaty uśmiech na twarzy i wyglądało na to, że dobrze się bawi.

– Poddajcie się. – To powiedział najzupełniej poważnie.

– Kim ty jesteś, smarkaczu?!

Kudomski tylko roześmiał się i odleciał, aby po chwili zniknąć żołnierzom z pola widzenia. Kilka wymierzonych w niego strzałów chybiło celu.

Dzieciaki po prostu ominęły dorosłych i dotarły do zamku. Przemykały między zaroślami, przelatywały im nad głowami oraz wykorzystywały znane z zabaw zagrywki.

Ktoś z oddziału zorientował się o ich obecności dopiero, gdy były już przy budowli. Gwardziści pobiegli w ich stronę. Abraham wysłał na przeciwników chmarę wróżek. Mężczyźni zatrzymali się i próbowali odgonić od małych istotek. Kobietki oślepiały ich, sprawiały, że sami się uderzali i przewracali.

Znaleźli się w zamku. Abraham wysłał swoich podkomendnych, aby czynili jak najwięcej szkód i odwracali uwagę, a sam udał się na poszukiwanie Korkodiana.

Odszukał go w jego sypialni. Król nie wiedział, co sądzić o chłopcu z mieczykiem w dłoni.

– Nawet nie próbuj wzywać pomocy – ostrzegł Abraham.

– Chyba nie sądzisz, że się ciebie boję? – Władca zaśmiał się nerwowo.

– Powinieneś, ponieważ udało mi się ominąć wszystkich twoich żołnierzy i dostać tutaj.

– Kim ty w ogóle jesteś?

Mężczyzna nawet nie pofatygował się, aby wstać z łóżka i założyć coś innego niż piżama.

 – Nazywam się Abraham Kudomski – przedstawił się Dżentelmen z satysfakcją.

– Przecież ty nie żyjesz!

– Wielu próbowało tego dokonać, ale żadnemu się nie udało.

– Abraham był dorosły, a ty jesteś dzieckiem!

– Nibylandia, przyjacielu, Nibylandia. Czemu tak się uwziąłeś?

– Zemsta.

– Słucham?

– Moja rodzina próbuje dokonać tego od pokoleń.

– Czemu?

– Jesteśmy potomkami Kapitana Haka!

Czemu Kudomski zwlekał? Nie umiał zabijać. Stał się dzieckiem. Ale musiał to zrobić, aby uratować tych wszystkich niewinnych mieszkańców utopii.

Wskoczył na łóżko. Przy pomocy magii wydłużył skok, dzięki czemu wylądował bezpośrednio na Korkodianie.

Już wymierzył ostrze w gardło ofiary, gdy zawahał się. Król Nigdzie uśmiechnął się perfidnie i zepchnął chłopca z siebie. Uciekł.

Abraham wzniósł się w powietrze i w locie szukał władcy. Wleciał w niego, przewracając ich obu. Zaczął dźgać dorosłego w plecy, dopóki nie miał pewności, że nie żyje.

Zszedł z martwego i usiadł pod ścianą. Był cały we krwi i płakał.

W końcu zaczął dostrzegać coś dziwnego. Dzieci mijały go, nie zwracając najmniejszej uwagi. Jakby go nie poznawały.

Wrócił do sypialni na pieszo, ponieważ nie potrafił latać. Spojrzał w lustro. Patrzył na niego dorosły Dżentelmen Abraham Kudomski.

Zabójstwo zmieniło go z chłopca w mężczyznę. Przestał być niewinny. Stracił szczęście i prostotę życia.

 

Rozdział V

Ch-ch-ch-ch-changes!

 

W trybie natychmiastowym Rada Nigdzie wybrała nowego króla, który poprzysiągł, że w żaden sposób nie zagrozi Nibylandii i Atlantydzie.

Stowarzyszenie Dżentelmenów Walczących ściągnęło Abrahama od razu. Na miejscu czekała go masa niespodzianek.

Wszyscy czekali w holu. Trochę się zmieniło. Ściany odmalowano na nowo i wymieniono meble. Niektórzy wyglądali inaczej niż ich pamiętał. Zmienili fryzury lub styl, postarzeli się, itp. Ania wpadła mu w ramiona. Jej włosy były o wiele krótsze niż przedtem, ale nadal rozczulała go swoim pięknem.

– Myśleliśmy, że nie żyjesz – powiedziała.

Abraham choć trochę otrząsnął się z szoku i zapytał:

– Jak długo mnie nie było?

Żona spojrzała na niego ze smutkiem:

– Nie wiesz? – Pokręcił głową. – Pięć lat. – Ledwo to z siebie wydusiła.

Czas w Nibylandii płynął najwidoczniej inaczej. Lub Abraham nie kontrolował jego upływu.

– Wiele się zmieniło – powiedziała Ania. Z jej oczu wyczytał istnienie tajemnicy, której się bała..

Potem wszyscy rzucili się na niego, aby zamęczyć go uściskami. Udali się do sali jadalnej, gdzie już przygotowana była impreza.

– Kto jest teraz dyrektorem?

– Robert – powiadomiła go żona.

***

Siedział z Anią na ławce w ogrodzie za Rezydencją Dżentelmenów.

– Abrahamie… Muszę ci o czymś powiedzieć… – zaczęła. Jej twarz wyrażała wielką udrękę.

Objął ją i zapytał troskliwym głosem:

– Co się stało, kochanie?

Rozpłakała się.

– My… nie jesteśmy już… małżeństwem…

To był największy szok w dotychczasowym życiu Abrahama. Nie powiedział nic. Z jego oczu ziała pustka. Ania jeszcze nigdy nie widziała go w tym stanie. Maska opadła. Strach i załamanie zerwały się ze smyczy.

Był to dla niego zbyt duży szok. Zdawał sobie sprawę z tego, że zdradzał ją i czuł się winny, ale uznał, że to nie to samo, co koniec małżeństwa. Zrozumiałby, gdyby powiedziała, że nie była cały czas wierna. Ale on nigdy nie przestał jej kochać. Obwiniał siebie i ją, ale to nic nie dawało, przytłaczał go przede wszystkim koniec.

Mówiła dalej:

– Wszyscy w Nigdzie zeznali, że chciałeś zabić Korkodiana. My w to nie wierzyliśmy, ale mieliśmy związane ręce. Nie pomogło to, że wyrzuciłeś go przez okno… Chciałam iść na wojnę, ale nikt mnie nie słuchał. Powołano do rozwiązania tej sprawy specjalny oddział. Nawet do otoczenia króla wprowadziliśmy szpiega, co było niezwykle trudne. Ale on też nie dowiedział się niczego, co działałoby na naszą korzyść. Nie mogłam się z tym pogodzić, ale pozostawałam bezsilna. Gdybyśmy w takiej sytuacji poszli na wojnę, całe Podziemie obróciłoby się przeciw nam. W głębi serca miałam nadzieję, że jak zwykle chcesz wszystkich zaskoczyć, ale w końcu i ona mnie opuściła. Po roku urządziliśmy ci pogrzeb. Zjawiło się chyba pół świata. Wszyscy byli, przyszli nawet twoi wrogowie. Jednakże nie mogliśmy ich schwytać, ponieważ przyszli oddać ci cześć. Podczas uroczystości marzyłam, abyś wszedł i przerwał ją niczym Tomek Sawyer – to byłoby w twoim stylu. Ale zawiodłeś mnie i myślałam, że nie żyjesz. Wpadłam w depresję. Raz nawet spróbowałam targnąć się na swoje życie. A pół roku temu pojawił się Marek.

Kudomski był w stanie wydusić z siebie tylko:

– Kim on jest?

– Czarodziejem.

Abrahamowi wydawało się, że między drzewami widzi Chłopca.

– Kochasz go?

– Chyba tak.

– A mnie?

Zawahała się.

– Nie wiem.

Dżentelmen wstał i odszedł. Udał się razem z Chłopcem. Nikt nie wiedział, gdzie.

Koniec

Komentarze

Czytelnik, który nie zapoznał się jeszcze z poprzednimi opowiadaniami, może spokojnie to przeczytać, ponieważ jest zamkniętą historią.

Może jest zamkniętą historią to, co opowiedziałeś w głównej akcji tego opowiadania, ale ja wymiękałam już na pierwszych rozdzialikach, m.in. z powodu nieznajomości świata. Pomijając fakt, że całość napisana jest jak dla mnie wyjątkowo męczącym stylem (trudno mi wyrazić w słowach, o co chodzi), nie mam pojęcia, co to za organizacja, jakie są jej zadania, jakie wcześniejsze doświadczenia miał bohater, dlaczego jakiegoś nowicjusza zostawił samemu sobie (jaki profesjonalista tak zrobi???), co to za świat, czym różnią się krainy, kim są pojawiające się postacie, dlaczego bohater do króla zwraca się per “panie Korkodian” (????? to dość dziwaczna etykieta) i dlaczego akurat ambasada ma kogoś wydawać, to nie ambasady są od ekstradycji itd. Być może to wszystko tłumaczy się w Twoim uniwersum, ale mnie dość skutecznie zniechęcało do dalszej lektury.

 

Co gorsza, opowiedzianą historię też nie bardzo zrozumiałam :(

 

Od strony wykonania technicznego nie jest rewelacyjnie, choć bardzo źle też nie jest, ale usiłowałam skupiać się na tekście, a łapanka rozprasza, więc jej nie zrobiłam, za co przepraszam.

http://altronapoleone.home.blog

Stowarzyszenie Dżentelmenów Walczących zajmuje się walką z demonami i załatwianiem spraw paranormalnych. Etykieta nie jest niczym tłumaczona, tak po prostu mówili. To jeszcze rozumiem, ale wydawało mi się, że historia jest dość prosta, a zapewniam, że nie ma wiele wspólnego z innymi.

Dziękuję za wizytę!

https://www.facebook.com/Bridge-to-the-Neverland-239233060209763/

Hmmm. Historia nie jest zła. Coś się dzieje, bohater kombinuje…

Ale ma wady. Wszystko wydaje się raczej dziecinne – negocjowanie losu więźnia z samym królem, wpuszczenie faceta z bronią do jego gabinetu, droga do Nibylandii znaleziona przypadkiem… Do tego gołe baby. W krainie dzieci i wróżek?

Trudno mi było kibicować Abrahamowi. To król przeważnie zachowuje się przyzwoicie. Godzi się na wydanie więźnia, chociaż wcale nie musi, ale zostaje oszukany i w zamian dostaje bandę wyrzutków. Każdy by się wkurzył.

Plus za połączenie nieoczywistych motywów.

Stylistycznie tekst wygląda jakoś szkolnie. Proste zdania, proste dialogi…

Co chwila ktoś chciał się z nim spotkać lub któryś z Dżentelmenów wpadał w kłopoty i musiał go z nich wyciągać.

Kto jest podmiotem na końcu i dlaczego któryś z Dżentelmenów? W innych miejscach też Ci podmioty giną.

– Chodź ze mną. – Chłopiec wstał.

– Gdzie?

Dokąd.

Babska logika rządzi!

Pietrek – dziękuję za wyjaśnienie, ale nawet w tekście z serii przydałoby się ono przemycone jakoś w fabule, bo niestety nazwa nie jest całkowicie jednoznaczna ;) Pewnie, jakbyś wydawał zbiór opowiadań, gdzie czytałoby się to jako całość, niekoniecznie, ale jak puszczasz tekst jako niezależny, to jednak przydałoby się.

 

Etykieta nie jest niczym tłumaczona, tak po prostu mówili.

Ale zdajesz sobie sprawę z tego, że to średnio pasuje do zwracania się do króla? To też jest element świata, który domaga się dookreślenia, bo jest zaskakujący.

 

Historia jest prosta, ale na mnie sprawiła wrażenie wplecionej w gąszcz epizodów dla niej samej nieistotnych. Może przez to, że jednak gubiłam się w realiach świata.

 

Stylistycznie tekst wygląda jakoś szkolnie. Proste zdania, proste dialogi…

Dziękuję, Finklo, ujęłaś w słowa to, co i mnie w stylu sprawiało kłopot.

http://altronapoleone.home.blog

Tekst jest prosty, ale przepraszam bardzo – nie jest szkolny ;) To wszystko miało być dziecinne, choć w stronę dziwnej baśni. Celowałem w klimat filmu „Hook” Spielberga. 

https://www.facebook.com/Bridge-to-the-Neverland-239233060209763/

Włożyłeś do tego barszczu zbyt wiele grzybów, Pietrku, skutkiem czego kompletnie zatraciła się dotychczasowa formuła opowiadań o Dżentelmenach. Most do Nibylandii czytałam z największym trudem i, niestety, nie mogę powiedzieć, że ta historia podobała mi się.

Wykonanie pozostawia wiele do życzenia.

 

wpa­dał w kło­po­ty i mu­siał go z nich wy­cią­gać. Przy­kła­do­wo, ostat­nio mu­siał kłó­cić się… –> Powtórzenie.

 

Wy­da­je ci się, że ni­cze­go się nie boisz. Tak ci się tylko wy­da­je. –> Nie brzmi to najlepiej.

 

Nagle rzu­cił we mnie tacą z go­rą­cy­mi na­po­ja­mi. Zza ple­ców wy­cią­gnął nóż ku­chen­ny. Tro­chę kawy wy­la­ło mi się na spodnie i lekko mnie po­pa­rzy­ło. To na chwi­lę od­wró­ci­ło moją uwagę, ale na szczę­ście zdą­ży­łem za­blo­ko­wać jego rękę, nim zdo­łał mnie zra­nić. Chwi­lę bi­li­śmy się, aż w końcu byłem zmu­szo­ny zabić go jego wła­sną bro­nią. Nie mo­głem cze­kać, jak rzuci na mnie za­klę­cie. –> Czy wszystkie zaimki są konieczne?

 

Nie mo­głem cze­kać, jak rzuci na mnie za­klę­cie. –> Nie mo­głem cze­kać, rzuci na mnie za­klę­cie.

 

Ku­dom­ski po­ka­zał mu swój szel­mow­ski uśmiech… –> Czy uśmiech można pokazać?

 

Tym razem ich roz­mo­wa zbli­ża­ła się do rangi kłót­ni. –> Kłótnia nie jest stopniem/ rangą rozmowy.

 

uwa­żam, że po­win­ni­śmy zna­leźć ja­kieś po­ro­zu­mie­nie, panie Kor­ko­dian. –> Do porozumienia można dojść, można je wypracować, ale porozumienia nie znajduje się.

 

Usie­dli, słu­żą­cy wniósł im kawę… –> Raczej: Usie­dli, słu­żą­cy podał im kawę

 

był wy­jąt­ko­wo upar­tym i uprzy­krza­ją­cym się czło­wie­kiem. –> Pewnie miało być: …był wy­jąt­ko­wo upar­tym i naprzy­krza­ją­cym się czło­wie­kiem.

 

Jakby to po­wie­dzieć… –> Jak by to po­wie­dzieć

 

Jeden z oga­rów do­biegł do niego i ugryzł go w nogę. Abra­ham nie chciał go za­strze­lić, aby nie zdra­dzić swo­je­go po­ło­że­nia. –> Nadmiar zaimków.

 

Pod­niósł się, aby zo­rien­to­wać się, gdzie go upro­wa­dzo­no. –> Nie brzmi to najlepiej.

 

Źró­dła­mi świa­tła były ma­leń­kie otwo­ry w ścia­nie, które wpusz­cza­ły świa­tło z ze­wnątrz. –> Brzmi to fatalnie.

 

– A mógł­bym od­zy­skać naj­pierw ubra­nia? –> – A mógł­bym od­zy­skać naj­pierw ubra­nie?

Ubrania wiszą w szafie, leżą na półkach i w szufladach. Odzież, którą mamy na sobie, a którą stracił Abraham, to ubranie.

 

Nie­po­trzeb­ne ci ubra­nia. –> Nie­po­trzeb­ne ci ubra­nie.

 

Abra­ham po­dzi­wiał życie wokół niego. –> Abra­ham po­dzi­wiał życie wokół siebie.

 

Za­nu­rzy­ła się cała w wo­dzie. Gdy nie po­ja­wi­ła się na po­wierzch­ni po dłuż­szej chwi­li, Abra­ham za­czął mar­twić się. Na­chy­lił się nad wodą, aby doj­rzeć ko­bie­tę. Już miał wejść do wody, aby jej po­szu­kać, gdy sama go wcią­gnę­ła. Za­nu­rzył się cały, na­bie­ra­jąc wody w usta i nos. –> Nazbyt wiele wody. Siękoza.

 

Wszedł do środ­ka. We­wnątrz był o wiele więk­szy niż wy­da­wał się z ze­wnątrz. –> Czy dobrze rozumiem, że Abraham w szałasie był większy niż na zewnątrz?

 

„dzie­ci wcale nie szczę­śli­we, że mają wiele kon­flik­tów, wiele roz­te­rek i wsze­la­kich cier­pień”. –> Chyba miało być: „dzie­ci wcale nie szczę­śli­we

 

Isto­ty pa­trzy­ły się na niego… –> Isto­ty pa­trzy­ły na niego

 

Pa­mię­ta­cie jedną z Wa­szych ulu­bio­nych zabaw z cza­sów dzie­ciń­stwa? –> Dlaczego wielka litera?

 

Ktoś z od­dzia­łu zo­rien­to­wał się o ich obec­no­ści… –> Raczej: Ktoś z od­dzia­łu zdał sobie sprawę z ich obec­no­ści

 

a sam udał się na po­szu­ki­wa­nie Kor­ko­dia­na.

Od­szu­kał gojego sy­pial­ni. – Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję w drugim zdaniu: Odnalazł go w sy­pial­ni.

 

Abra­ham choć tro­chę otrzą­snął się z szoku i za­py­tał: –> Raczej: Abra­ham, gdy tro­chę otrzą­snął się z szoku, za­py­tał:

 

Z jej oczu wy­czy­tał ist­nie­nie ta­jem­ni­cy, któ­rej się bała.. –> Jeśli na końcu zdania miała być kropka, jest o jedną kropkę za dużo, a jeśli wielokropek, brakuje jednej kropki.

 

Udali się do sali ja­dal­nej, gdzie już przy­go­to­wa­na była im­pre­za. –> Raczej: …gdzie już przy­go­to­wa­ne było przyjęcie.

 

Nikt nie wie­dział, gdzie. –> Nikt nie wie­dział, dokąd.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Masz na myśli zbyt dużą ilość pomysłów, informacji czy wątków?

https://www.facebook.com/Bridge-to-the-Neverland-239233060209763/

Pietrku, ośmielę się rzec, że za dużo jest tu wszystkiego. Czytając, miałam wrażenie, że w trakcie pisania przychodziły Ci do głowy ciągle nowe pomysły, a Ty, nie troszcząc się o to, jaki będzie tego efekt, wszystkie pakowałeś do opowiadania, a to, moim zdaniem, nie wyszło mu na dobre.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Muszę się przyznać, że robię tak zawsze, a efekty są różne…

https://www.facebook.com/Bridge-to-the-Neverland-239233060209763/

Różne też, jak się okazuje, bywają wrażenia czytelników.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Naturalnie :)

https://www.facebook.com/Bridge-to-the-Neverland-239233060209763/

Pomysł fajny, ale tak jak Reg miałem wrażenie przesytu. W sensie, tenże przesyt by mi może i nie przeszkadzał, ale wychodził z tego lekki… chaos. Wychodzisz od prostej sprawy zaginięcie Dżentelmena, ale potem dorzucasz kolejny motyw i kolejny. I te motywy dałoby się dla mnie pożenić, ale trochę brakuje im przemyślenia, by komponowały się bez zgrzytania w jedną całość.

Jednak, jeszcze raz podkreślę, sam pomysł wyprawy do Nibylandi w takiej formie to całkiem zacny motyw.

Stylistycznie dobrze określiła to Finkla. Mam wrażenie, że Twoje poprzednie opowiadania były pisane mniej prostym językiem, a przez to ich odbiór był też mniej chropowaty.

Podsumowując: ciekawy pomysł na koncert fajerwerków, ale wykonanie nie czyni mu zadość.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

W moim odbiorze to opowiadaniem zawsze było proste, więc i takie było wykonanie. Faktycznie jest tu wiele motywów… Wiem, że mam takie skłonności i przyznaję się ;)

Dziękuję za wizytę i pozdrawiam!

https://www.facebook.com/Bridge-to-the-Neverland-239233060209763/

Jest historia i nawet dosyć ciekawa, ale troszkę wykonanie nie siadło. Początek czytało się całkiem dobrze, ale im dalej w tekst tym odczuwałem coraz większy spadek poziomu w sensie pisarskim. Zresztą widać to po łapance wykonanej przez regulatorzy. 

Ja tego nie zauważyłem, ale mogło tak być…

https://www.facebook.com/Bridge-to-the-Neverland-239233060209763/

Całość czytało się dość przyjemnie, choć styl pisania masz dość specyficzny. Dużo zaskakujących zwrotów akcji, a także spora dawka humoru. 

Popływali i wyszli na brzeg. Leżeli obok siebie. Przytuliła się do Abrahama. Chciał zaprotestować, ale nie umiał. Uprawiali dziki seks, a on doszedł do wniosku, że nie rozumie tego świata i praw nim rządzących. – Rozbroiła mnie bezceremonialność tego opisu.

Zgadzam się z poprzednimi komentatorami, co do zbytniej mnogości wątków. 

Myślę, że kiedyś przeczytam inne Twoje opowiadanie z tej serii. 

Nowa Fantastyka