- Opowiadanie: Łosiot - Sunrise2.0

Sunrise2.0

Czołem! Minął rok od publikacji mojego pierwszego i jak do tej pory jedynego tutaj opowiadania. Przyjęliście je wtedy ciepło, więc stwierdziłem że na pewno coś jeszcze, kiedyś...
Oto jest. Zapraszam do lektury. 

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Biblioteka:

Darcon

Oceny

Sunrise2.0

Było dobrze po północy, kiedy Nick nacisnął Enter na podświetlanej klawiaturze. Przez chwilę jeszcze wpatrywał się w monitor, trupim blaskiem wyławiający z ciemności jego twarz. Pasek postępu rozpoczął powolną wędrówkę dobrze sobie znaną trasą w kierunku prawej strony ekranu. Nick przetarł zapuchnięte oczy palcami i wstał z fotela. Po kilkunastu sekundach komputer zdał sobie sprawę, że użytkownik zakończył pracę i stopniowo wygasił monitor. Z ciemności upstrzonej diodami Internetu Rzeczy rozległo się chrapanie.

 

Wcześniej, tego samego dnia o świcie, Nick leciał pionowo w dół, wzdłuż ponadstumetrowej stalowej konstrukcji starego portowego dźwigu. Zastygła od wielu lat sylwetka urządzenia, z daleka przypominała stąpającą w mgle ogromną żyrafę ze złamaną w połowie szyją i smutno zwisającą w dół głową.

Półgodzinną wspinaczkę po skorodowanej żyrafiej szyi odbył jeszcze o zmroku, jednak gdy już znalazł miejsce do skoku, ciemność dookoła zdążyła ustąpić szarości.

Z mglistej otchłani zaczęło się wyłaniać stojące wokół stado kolejnych powykrzywianych dźwigów. Gdzieś tam, w dole, była woda, jeszcze pod warstwą ciężkiej porannej mgły.  

 

W końcu skoczył prosto w milczący, mglisty puch. Ostre krawędzie poszarpanej rdzą blachy i plątanina pozrywanych stalowych lin dźwigu jeszcze sięgnęły za nim chciwie, jednak po chwili nie miało to absolutnie żadnego znaczenia, bo Nick leciał, przypięty do skrzydła, które rozkwitło na jego plecach.

 

System ulepszonej rzeczywistości podpowiadał mu kolorowymi wizualizacjami, dokąd lecieć. Pokazywał kominy ciepłego powietrza i sugerował odpowiednią trajektorię zgodną z predefiniowaną trasą. Podczas lotu Nick nie myślał o nagrywaniu. Owszem, nauczony doświadczeniem, co jakiś czas sprawdzał tylko odruchowo, czy wszystkie z kilkunastu kamer obrastających jego głowę działają i rejestrują widok dookoła. Czerwone lampki nagrywania, zgodnie z wieloletnią tradycją, jako jedyne sygnalizowały, że wszystko jest w porządku. Pozostałe kontrolki uspokajały elektroniczną zielenią.

 

Początek był najważniejszy. W nadmiarze treści dostępnych użytkownikom, walka o widza i jego kliknięcia rozgrywała się na bardzo wąskim froncie pierwszych kilku sekund, które musiały być naprawdę wyjątkowe.  

 

Taki właśnie miał być skok, który zakończył się we mgle gwałtownym rozwinięciem skrzydła i rozpoczęciem lotu szybowego. Nick zaczął produkować opowieść o wschodzie słońca nad wielkim, starym i opuszczonym portem. Kamery nagrywały wyłaniającą się powoli zza spowitego mgłą i smogiem horyzontu, pomarańczową kulę. Gigantyczne dźwigi zaczęły rzucać swe koślawe cienie w mgłę, której głucha szarość zaczęła ożywać, kłębiąc się tam, w dole i nabierając barw, by wreszcie odsłonić ciemnozieloną taflę lodowatej wody. Mikrofony nagrywały świst powietrza i jęk wiatru w stalowych konstrukcjach. Nagrany dźwięk opowie o zmianach wysokości, prędkości lotu, wznoszeniu się nad poukręcanymi łbami dźwigów, spiralnych przelotach wokół nich, opadaniu nad wodę i ponownym wzlatywaniu w górę. Opowie o mewach, które wraz z wznoszącym się słońcem, poderwały się do lotu, zdezelowanej rybackiej krypie przedzierającej się przez mgłę, pozrywanych stalowych linach i łańcuchach miarowo pobrzękujących o martwe dźwigi.

 

Nieoczekiwanie, w opowieści pojawił się także samochód. Wyjechał z dość dużą prędkością z okolicy starych magazynów portowych – miejsca, gdzie Nick zostawił motocykl. Czarny, przypakowany van śmignął wzdłuż betonowego nabrzeża dodając od siebie do nagrania warkot starej V ósemki i pisk opon na zakręcie drogi prowadzącej do miasta.

 

Kilkadziesiąt minut później Nick wylądował na popękanym betonie portowych doków. Z wciąż przymocowanym do pleców, częściowo złożonym skrzydłem, idąc w stronę ukrytego pod pogiętym arkuszem zardzewiałej blachy motocykla, wyglądał jak czarne wielookie ptaszysko ciągnące za sobą cienkie pióra nylonowych linek.

 

Myśl o tym, że chyba jednak nie jest na placu pod magazynem sam, dość długo walczyła o uwagę zajętego pakowaniem sprzętu Nicka. Kiedy w końcu jej się udało, natychmiast pojawił się jej odwieczny wróg, czyli uspokajająca myśl o nie poddawaniu się paranoi.

 

Wstał powoli i rozejrzał się, pozornie tylko mimochodem. Raz i drugi omiótł spojrzeniem plac, pobliskie budynki i wielki ciemny prostokąt otwartej bramy do magazynu. Stała właśnie tam, odcinając się z czarnego tła jasną plamą i patrzyła prosto na niego.

 

Później, jak już Nick będzie ze swadą opowiadał kumplom całe zdarzenie, użyje sformułowania “prawie się zesrałem ze strachu, jak ją zobaczyłem”. Będzie bardzo bliski prawdy. Jednak dość szybko po tym, jak jego płat potyliczny przeanalizował to, co podesłała mu do przetworzenia siatkówka, strach ustąpił zdziwieniu, a zaraz po nim – ciekawości i serii nasuwających się pytań. Najważniejsze z nich dotyczyły tego, co w takim miejscu robi w ogóle ktokolwiek, a szczególnie młoda kobieta? Dlaczego ma na sobie podartą i zabrudzoną, a może nawet zakrwawioną sukienkę? Jest brudna na twarzy, czy to rozmazany makijaż? A może siniaki? Czy ślady opon na wyjeździe z ciemnego magazynu należą do furgonetki, którą widział z góry? Pytania, na razie bez odpowiedzi, generowały kolejne pytania aż do momentu, kiedy spojrzenie Nicka spotkało jej spuchnięte i zaczerwienione od płaczu, zielone oczy. Nie było w nich ciekawości. Ani strachu, czy zdziwienia. Właściwie, to nie wyrażały niczego. To właśnie wtedy Nick zdecydował, że spośród wszystkich pytań czekających w kolejce, nie zada jej żadnego.

– Jedziesz do miasta? Chyba muszę do szpitala, pomożesz?

 

Pierwszą rzeczą, którą zrobił rano po przebudzeniu, było włączenie komputera i zalogowanie się do panelu zarządzania kanałem wideo. Nick miał sporą rzeszę fanów, więc statystyki otwarcia były bardzo dobre.

 

Wysoce immersyjny, nagrany w 360 stopniach i wysokiej rozdzielczości Wschód 2.0 spodobał się tym, którzy lubili oglądać świat bez wychodzenia z domu, ryzykowania spotkania innych ludzi, czy narażania się na inne podobne niewygody. Kilkusekundowym spadaniem z dźwigu na samym początku przyspieszył bicie ich znudzonych serc, impresją zielono-pomarańczowego wschodu słońca w wielu z nich wzbudził zachwyt.

 

Oczywiście, według statystyk, większość widzów straciła zainteresowanie mniej więcej po czwartej minucie filmu. Ile można patrzeć na port i wczuwać się w latanie na paralotni? Ich uwagę przykuł inny, nowy content. Jemu też poświęcą statystycznie po kilka minut, zanim klikną w kolejny. I kolejny. Statystycznie obejrzą bardzo dużo filmów. I reklam.

 

Top Ten ostatnich dwudziestu czterech godzin był jak zwykle zdominowany przez różnego typu VR-owe, ultra immersyjne i kompatybilne z wyuzdanym hardwarem produkcje porno. Nick niespecjalnie był ich amatorem ale ranking sprawdzał codziennie. Filmy spoza kategorii porn, które się do Top Ten przebijały, pokazywały na jakiej tematyce można zrobić dobrą kasę.

 

Tytuł pornola na trzecim miejscu, według oznaczeń dość brutalnego i paskudnego, miał w sobie słowo “port”. Przykuło to uwagę Nicka. Postanowił bliżej przyjrzeć się miniaturze obrazka tytułowego. I zobaczył tam zielone oczy, którym chciał zadać tak wiele pytań ale się nie odważył, bojąc się odpowiedzi.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

Szału nie ma, odniosłam wrażenie, że to raczej początek historyjki niż historyjka, zwłaszcza że tak naprawdę fantastyki też nie ma, w każdym razie nie w tym, co opowiedziałeś. Gdyby choć była wyraźna sugestia, że to Nick został wrobiony w pornola, mimo że sam o tym nie wiedział, i użyto do tego jakichś cyberpunkowych wynalazków…

 

Przecinki szwankują. Styl trochę też. Tekst cierpi na którozę, czyli nadmiar zdań względnych.

 

“Przez chwilę jeszcze wpatrywał się zmęczonymi oczami w monitor trupim blaskiem wyławiający z ciemności jego twarz.” – tu w ogóle za dużo w jednym zdaniu, aczkolwiek przecinek po monitor po części załatwiłby sprawę

 

“Po kilkunastu sekundach[-,] komputer Nicka”

 

wyciemnił monitor. Z ciemności” – powtórzenie. Na dodatek chrapanie mogło z ciemności dobiec albo rozlec się w ciemności

 

“Jej zastygła od wielu lat sylwetka[-,] z daleka przypominała” – niezręczne, bo na końcu zdania masz rzeczownik rodzaju męskiego i trzeba poszukać, że zaimek dzierżawczy odnosi się do konstrukcji. Zresztą sylwetka jest dźwigu a nie konstrukcji, co dodatkowo spaskudza sprawę.

 

“Gdzieś tam, w dole, była woda[+,] ale w tamtej chwili niewidoczna jeszcze pod warstwą ciężkiej porannej mgły.” – wykreśliłabym to, co zaznaczyłam, bo jest doskonale zbędne, a komplikuje niepotrzebne składnię

 

“W końcu skoczył prosto w milczący, chłodny puch.” – tam ponoć była woda, a puch to raczej śnieg

 

“podpowiadał mu kolorowymi wizualizacjami, gdzie lecieć” – lepiej: dokąd, którędy lub jak lecieć, ale to nieobligatoryjne ;)

 

“kamer, które obrastały jego głowę[+,] działają” – ale lepiej “obrastających jego głowę”

 

“Czerwone lampki nagrywania, zgodnie z wieloletnią tradycją, jako jedyne miały prawo” – lepiej odwrócić szyk: Zgodnie z wielowiekową tradycją czerwone lampki nagrywania jako jedyna miały prawo…

Przyznaję, że nie rozumiem, dlaczego “miały prawo” – innym ktoś zabronił? Prawnie?

 

“W nadmiarze treści dostępnych użytkownikom[-,] walka o widza”

 

“rozgrywała się na bardzo wąskim froncie pierwszych kilku sekund” – nie jest to najlepsze sformułowanie, niepotrzebnie udziwniasz. Od frontu lepsze byłoby okienko (w wąskim okienku), bo to się stosuje do miar czasowych, front to coś przestrzennego i na dodatek zazwyczaj rozciągniętego

 

“miejsca[+,] gdzie Nick zostawił”

 

“Czarny, przypakowany van” – jeśli czarny dookreśla przypakowany van, to bez przecinka. Przypakowany, nawiasem mówiąc, wydaje mi się niefortunnym określeniem samochodu

 

“Kilkadziesiąt minut później[-,] Nick wylądował”

 

“Myśl o tym, że chyba jednak nie jest na placu pod magazynem sam, dość długo walczyła o uwagę zajętego pakowaniem sprzętu Nicka.” – znowu niepotrzebnie udziwniasz. Na dodatek ponieważ na początku akapitu myśl jest podmiotem, ostatnie zdanie (“Stała właśnie tam, odcinając się z czarnego tła jasną plamą i patrzyła prosto na niego.”) sugeruje, że to myśl stała.

 

“Później, jak już Nick będzie ze swadą opowiadał kumplom całe zdarzenie, użyje sformułowania “prawie się zesrałem ze strachu, jak ją zobaczyłem”.” – czemu nagle wtrącasz czas przyszły? Nie tłumaczy się dalszą narracją (powinno być coś w rodzaju “ale na razie robił cośtam”). Wystarczyłby przeszły, jak w całej narracji: “Później, kiedy ze swadą opowiadał…” Potem ten teraźniejszy dodatkowo zgrzyta. Da się to napisać z przemieszaniem czasów, ale nie wyszło w obecnej formie, bo w dodatku kalejdoskop podmiotów też zaciemnia obraz.

 

video – chyba jednak wideo

 

“po 4 minucie filmu” – liczebniki, a w szczególności porządkowe, w literaturze zapisujemy słownie

 

“Ich uwagę przykuł inny nowy content.” – oba przymiotniki konieczne? Ew. inny, nowy.

 

TOP 10 ostatnich 24 godzin – j.w. Jeśli koniecznie, to ewentualnie “TOP 10” w cudzysłowie jako rodzaj nazwy własnej, ale już godziny koniecznie słownie

 

 

http://altronapoleone.home.blog

I ja mam wrażenie, że to zaledwie wstęp do historii, która tutaj kończy się sceną, która mogłaby rozpocząć właściwą opowieść.

Nie dostrzegłam fantastyki.

 

Na­gra­ny dzwięk opo­wie o zmia­nach wy­so­ko­ści… –> Literówka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Mnie też zabrakło fantastyki.

Fabuły w sumie też.

System ulepszonej rzeczywistości podpowiadał mu kolorowymi wizualizacjami, gdzie lecieć.

Dokąd lecieć.

Babska logika rządzi!

Dziękuję bardzo za te uwagi i porady językowe. Tekst posprzątany. Fantastyki tu mało, zgodzę się. Zarzut o braku fabuły przemilczę. 

Dużo chaosu na początku mnie przytłoczyło. Później, gdy bohater wylądował i kogoś spotkał – zaczęło się robić nawet ciekawie. Niestety tekst dość niespodziewanie się urwał, a mętna narracja nie pozwoliła mi ogarnąć, o co tutaj właściwie chodziło.

A mnie, Łosiotrze, bardzo się podobało. :)

I może bronić się, że jest fantastyka. Początkowy opis tak dobrze ubrałeś w formę, że wszystko wydawało mi się futurystyczne, powszczepiane i takie tam, jednocześnie zaś – bajkowe. Te świecące diody, zielone i czerwone, kamery, mikrofony…

System ulepszonej rzeczywistości podpowiadał mu kolorowymi wizualizacjami, dokąd lecieć. Pokazywał kominy ciepłego powietrza i sugerował odpowiednią trajektorię zgodną z predefiniowaną trasą. Podczas lotu Nick nie myślał o nagrywaniu. Owszem, nauczony doświadczeniem, co jakiś czas sprawdzał tylko odruchowo, czy wszystkie z kilkunastu kamer obrastających jego głowę działają i rejestrują widok dookoła. Czerwone lampki nagrywania, zgodnie z wieloletnią tradycją, jako jedyne sygnalizowały, że wszystko jest w porządku. Pozostałe kontrolki uspokajały elektroniczną zielenią.

No piękny fragment, piękny. :)

Nie wiem czemu skojarzył mi się Terry Pratchett. To nie jest ta tematyka i stylistyka, ale coś jest takiego zakręconego i pozytywnego w Twoim bohaterze, że przypomina mi jego bohaterów.

Na podsumowanie – duże plusy za finał, z sielanki niespodziewanie wszedłeś w bagno, nie spodziewałem się tego. Końcówka jest więc wymowna i silna. W ogóle czuć lekką rękę do pisania, będą z ciebie ludzie.

Ode mnie oczywiście punkcik do biblioteki.

Dziękuję za krzepiący komentarz. Jestem bardzo zaskoczony skojarzeniem z Pratchettem ;)

Niestety nie ruszyło. Zabrakło mi jakiejś konkretniejszej historii. Początkowy chaos też nie był zachęcający. Facet jest w jednym miejscu, potem w drugim, potem leci – za dużo. Same opisy nawet ciekawe, język poetycki, ale nie uciekasz w przesadzone metafory. Za to plus.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Myślę, że jest problem z proporcjami: jest dużo o lataniu, a potem króciutka scenka i koniec do niej nawiązujący.

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka