- Opowiadanie: Madej90 - Narodziny

Narodziny

Kilka miesięcy temu napisałem miniaturę, a potem zgubiłem i teraz znalazłem. Może komuś się spodoba klimat, bo do oceniania ani opiniowania tu chyba za dużo nie ma. Dlatego zwalniam dyżurnych z obowiązku czytania.

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Narodziny

Wiatr huczał w szarych korytarzach, łomotał w rzędy stalowych drzwi, lizał beton ostrymi językami, krusząc go powoli, dzień po dniu. Głębiej pod ziemią, gdzie nie docierało to wieczne wycie, tunele oplatała gęsta pajęczyna kabli, zagradzająca niemal wejście do wielkiej hali produkcyjnej, w której nici splatały się w ciężkie, osłonięte gumą warkocze.

Hala była prawie zupełnie opustoszała i pogrążona w mroku. Tylko pod jedną podporą wciąż paliły się lampy. W ich rzadkim, zimnym świetle trwała operacja.

Krew spływała po kuchennym stole, na którym położono ranną. Jej skóra była niezdrowo blada, na ustach pękały czerwone bańki. Czterech ludzi podejmowało coraz bardziej rozpaczliwe próby ratunku. Nie mieli jednak odpowiedniego wyposażenia, tylko wojskowe zestawy polowe. Mimo to wciąż próbowali wyciągnąć z brzucha liczne odłamki, aż wreszcie operowana osunęła się w śmierć, otulona morfiną. Umarła nie wydając z siebie żadnego dźwięku.

Na budynek zrzucono ładunki z gazem i czworo ratowników musiało uciekać, ciało zostawiając za sobą. Zginęli wkrótce, jedno po drugim, nim dotarli do bazy.

Dwa dni później przyszły dzieci, trójka małych obszarpańców. Przodem szła dziewczynka w kurtce mundurowej i z karabinem w dłoniach. Miała wściekle czerwone buty, pochodzące z różnych par. Za nią podążały bliźnięta, ubrane w więzienne łachy oraz płaszcze. W ciężkich plecakach niosły wszelkiego rodzaju narzędzia.

Czekała tu na nie praca, nim wypali się ostatnia żarówka, nim kable się przetrą, a korytarze runą. Musieli skonstruować godnego wierzchowca pogrzebowego.

Zaczęli od łba, który wkrótce zawisł nad stołem, podtrzymywany dwoma małymi dźwigami. Nie miał grzebienia, a puste oczodoły śledziły bezwolnie, jak bliźnięta przez tygodnie splatają z drutów podstawy kolejnych części. Potem stanęły o własnych siłach muskularne nogi o rdzawych kopytach, potem połączono ze sobą, śród deszczu iskier, dwie części tułowia.

Nocami dziewczynka-żołnierz brała końską głowę na kolana i śpiewała jej stare opowieści, zapomniane przez dorosłych. Po podłodze wiły się światłowodowe wnętrzności.

Miesiąc później praca została zakończona. Dzieci wepchnęły zawinięte w szaliki ciało do brzucha i posłały konia przez pustynię, nadając mu imię Pomp.

Pomp szedł powoli, szedł cierpliwie – przez diuny, przez oazy, przez pochylone jak sępy ruiny, wzdłuż urwanych pasów telekomunikacyjnych, cały czas podążając za zaprogramowanym sygnałem. Krok po kroku, otoczony piaszczystą pustacią bez horyzontu. Zimną w nocy, martwą w dzień.

Po tygodniach Pomp dotarł na wydeptany szlak, poznaczony z rzadka kamieniami. Dołączył na nim do długiej karawany podobnych sobie mechanicznych zwierząt. Razem dotarły do celu, do wielkiej konstrukcji o kształcie igły, sięgającej sklepienia stacji. Na górze trwała burza, nie naturalne zjawisko, ale wynik uszkodzeń elektrowni.

Karawana znajdowała się teraz w centrum wszystkiego, okolonego niczym. Z wnętrza ogromnej igły wyszło dziecko, bawiące się długim, czarnym warkoczem. W dłoni, trzymało nóż. Szło od jednego konia do drugiego, rozcinając im brzuchy. Ludzie z trudem wydostawali się z powrotem na zewnątrz, wciąż słabi, wychudzeni. Blade usta drżały, ale z każdym niezdarnym krokiem zapominali śmierć. Rozglądali się, nie rozumiejąc.

Nie otrzymali żadnych odpowiedzi. Tylko wrota wieży otworzyły się szerzej, nęcąc chłodem.

Koniec

Komentarze

Hmm. To chyba nie szort, ale kawałek z jakiejś większej całości, zapowiedź czegoś? Ma to nastrój, który mi się całkiem spodobał, ale fabularnie – no niby jakaś zamknięta całość, ale dla mnie to obrazek z intrygującego świata, pozostawiający niedosyt. Opis świata i nastrój melancholii, jaki udało ci się stworzyć, jest naprawdę niezły, może napiszesz coś więcej w tych klimatach?

 

Dwa drobiazgi rzuciły mi się w oczy:

“lizał beton swoimi ostrymi językami” i “bawiące się swoim długim, czarnym warkoczem“ – w obu przypadkach zaimki są niepotrzebne

http://altronapoleone.home.blog

Dzięki za przeczytanie :) Usunąłem te zaimki. Nie, to nie część większej całości, po prostu widziałem w necie obrazek dwójki dzieci grzebiących przy głowie robo-konia i zapisałem dwie strony w zeszycie tym, co mi z tego powodu przyszło do głowy. Może się pewnie wydawać fragmentem przez to, że nie podałem prawie żadnego kontekstu, ale to było celowe. Chciałem, żeby wydarzenia były oderwane od czasu i miejsca.

Choć wiem, Madeju, co zainspirowało Cię do napisania Narodzin, to muszę wyznać, że tekst jest dla mnie zupełnie niezrozumiały.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hmmm. Nie zrozumiałam.

Poszczególne kawałki układanki wydają się w porządku, ale nie potrafię z nich złożyć sensownej całości.

Babska logika rządzi!

Dzięki wam obu za zajrzenie :) Mam nadzieję, że to nie rozumienie nie odnosi się do warstwy dosłownej… Nawet w sumie nie wiem jak mógłbym ją przez przypadek zagmatwać… Jeśli chodzi o możliwe interpretacje, to być może znowu użyłem zbyt mało znanych symboli i odniesień, za co sam tylko mogę być sobie winny.

Do obu warstw.

Symboli to ja tu widzę tyle, że nie wiadomo, z czego wybierać; koń trojański, Wybawiciel, zmartwychwstanie, afrykańskie dzieci-żołnierze, Hermes Psychopompos, ucho igielne, reinkarnacja…

Babska logika rządzi!

Miejscami coś zgrzytnęło, i dosyć to wszystko enigmatyczne. Ale też interesująco coś zawibrowało w tym klimacie. 

@Finkla

Hmm… pomogłoby mi bardzo, jeśli nie byłby to problem oczywiście, szersze wyjaśnienie tego nie rozumienia. Ponieważ ja nie bardzo mam pomysł, gdzie leży problem :/

@Blackburn

Dzięki za przeczytanie. Klimat to było, to co mnie najbardziej interesowało w trakcie pisania, więc cieszę się, że przynajmniej w tym odniosłem jakiś sukces.

No, brakuje mi tu normalnych zależności przyczynowo-skutkowych. Mój świat nie działa tak, jak ten, który opisałeś. Na przykład dzieci zazwyczaj nie mają wiedzy, żeby konstruować roboty. Tym bardziej roboty wskrzeszające ludzi. Zwłaszcza, jeśli latają z karabinami, zamiast siedzieć w szkole. Nie ubiera się ich w więzienne łachy. W halach na ogół nie stoją kuchenne stoły.

Poszczególne obrazki nawet ładne, ale nie potrafię ich powiązać w logiczną całość. Podejrzewam, że to nie moja logika i dlatego się gubię.

Babska logika rządzi!

Motyw robo-konia jest niesamowicie intrygujący, a Finkla podała sporo tropów do prób ogarniana Twojego tekstu. Jesteś pewien, że chcesz to maleństwo tak zostawić? Porzucisz taki pomysł na porywającą fabułę? Piszę zupełnie poważnie :)

@Finkla

Tak, wychodzi na to, że po prostu mamy niekompatybilne sposoby myślenia, a opowiadanie wymaga zbyt dużego dla niektórych zawieszenia niewiary.

@Deirdriu

Dzięki za zajrzenie :) Osobiście nie widzę tutaj potencjału na dłuższą historię. Chyba za to na wpół świadomie stworzyłem niezłą iluzję, że coś wartego opowiedzenia kryje się tam gdzieś w cieniu. Nie przywiązuję się też do pomysłów – zawsze będę miał następny, może jeszcze lepszy.

Świat, którego skrawek pokazałeś, aż się prosi o dłuższą historię… Dostaliśmy nastrojowy kawałek, pokazujący dziwne rzeczy, które mogą się w tym świecie dziać, więc co się dziwisz, że chcemy tego świata więcej? ;) Imho jest tu znacznie większy potencjał światotwórczy i fantastyczny niż w Trumnie…

Sama opowieść może być o czymś zupełnie innym.

http://altronapoleone.home.blog

Hmm… chyba czegoś tu nie ogarnąłem. Wygląda to na wyrwane z większej całości, choć szczerze przyznam, że ten fragment nie zachęcił mnie do oczekiwania na resztę. Może świat jest trochę intrygujący, niektóre zdania są całkiem klimatyczne, jednak fabuła ( a raczej jej zalążek) jakoś mnie nie porwała.

Wiatr huczał w szarych korytarzach, łomotał w rzędy stalowych drzwi, lizał beton ostrymi językami, krusząc go powoli, dzień po dniu. Głębiej pod ziemią, gdzie nie docierało to wieczne wycie, tunele oplatała gęsta pajęczyna kabli, zagradzająca niemal wejście do wielkiej hali produkcyjnej, w której nici splatały się w ciężkie, osłonięte gumą warkocze.

Podoba mi się ten fragment. Jest bardzo obrazowy.. 

Jeśli chodzi o całość tekstu, to po jego lekturze, czuję się trochę jak ci ludzie wydobyci z brzuchów maszynowych wierzchowców. Nie wiem, co przeczytałam, tekst nie dał mi żadnych odpowiedzi. Pomysł jakiś jest, nawet ciekawy, tylko nie wiadomo, do czego zmierza. Postaci wyłaniają się na chwilę, by wykonać jakąś czynność niczym nieuzasadnioną dla osoby nieobeznanej w świecie przedstawionym i znikają, by zwolnić miejsce, dla kolejnych tworów wyobraźni autora, które powielają schemat swych poprzedników. 

Dołączam do grona czytelników zaintrygowanych szortem, ale domagających się większego rozbudowania świata i jakiejś fabuły w nim rozegranej. 

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

A mi się bardzo podobało. I o ile zazwyczaj jestem wielkim zwolennikiem solidnej fabuły i narzekam na jej niedosyt, to w tym przypadku nie odczuwam mocno jej braku. Nie na tym ten tekst się opiera. Zamiast tego jest świetny klimat i atmosfera, świat który nie jest logiczny, ale nie musi, bo zamiast tego jest niesamowity i wynaturzony. Czytając miałem dość mocne skojarzenia z twórczością Gigera i Beksińskiego, cała miniaturka jest jakby opisem czegoś, co spokojnie mogłoby się znaleźć na ich dziełach.

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

@drakaina

Myślę, że to taka wyjątkowa sytuacja, kiedy czytelnik widzi w tym uniwersum więcej niż autor, ponieważ nie wie, że autor wszystko wymyślił na poczekaniu wykorzystując swoje ulubione chwyty, frazy i motywy. Być może dokonałem więc przypadkiem najtrudniejszej światotwórczej sztuki – stworzenia wrażenia, że to wszystko jest spójne i przemyślane oraz pełne innych przygód.

@belhaj i @rosebelle

Dzięki za przeczytanie :) To nie jest co prawda oniryzm, ale może pomogłoby myślenie o tym jak o śnie – pełny symboli, po prostu się zaczyna i po prostu się kończy, operuje swoją własną logiką, dzieje się nigdy i nigdzie.

@Arnubis

Dzięki za czas i za pochwałę. Kiedy nad tym teraz myślę, wydaję mi się, że nieświadomie zaczerpnąłem inspirację nawet nie od Beksińskiego, ale od jednego z jego współczesnych naśladowców – jeśli chodzi o nieorganiczne konie podróżujące przez pustynię.

Intrygujący tekst. Też nie potrafię mu nadać konkretnej interpretacji – za dużo pcha się do głowy na poszczególne fragmenty. Sama scenografia jednak przypadła mi do gustu.

Czytało się nawet nieźle. 

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Dzięki za przeczytanie i za punkt :) Będę musiał w przyszłości bardziej rygorystycznie przyglądać się furtkom interpretacyjnym, które zostawiam w tekście, bo wychodzi na to, że rzucam na podłogę więcej puzzli niż potrzeba do ukończenia układanki – nie ma się co dziwić, że nikt nie ma ochoty bawić się w takie dopasowywanie.

Właściwie to ja też dam klika, komentarze zostawiłam już wcześniej, więc zakładam, że wystarczą :)

http://altronapoleone.home.blog

Mnie się też podobało, przede wszystkim druga część, ta od pojawienia się dzieci. Nie przeszkadzał mi brak szerszego kontekstu. Dla mnie liczył się nastrój, bardzo, moim zdaniem, sprawnie tutaj stworzony – nastrój trochę melancholii, trochę niesamowitości, trochę takiego onirycznego surrealizmu. Po drugie, podobał mi się finałowy twist, o ile można go twistem nazwać: ujawnienie, że to konie faktycznie prowadzą zmarłych do jakiegoś rodzaju zaświatów.

Klik.

ninedin.home.blog

@ninedin

Dzięki za pochwały :) Dzięki klikom twoich i drakainy została przełamana straszliwa klątwa, przez którą żaden z moich tekstów nigdy nie dostaje więcej niż dwóch punktów do biblioteki. Może w kolejne trzy lata zostanie przełamana klątwa trzech puntów.

Ale wiesz, że komentowanie tekstów innych pomaga w przełamywaniu klątw? Nigdy nie wiesz, kiedy trafisz na potężnego czarodzieja, który jednym błogosławieństwem dokona cudu… ;-)

Babska logika rządzi!

Zdaję sobie z tego sprawę, tylko niestety teraz ciągle brakuje mi czasu :/ Kiedyś komentowałem to i odzew był większy, choć uważam, z perspektywy czasu, że niektóre z tych opowiadań właściwe to i na te dwa punkty nie zasługują.

Jak by nad tym popracować to mógłby powstać interesujący szort.

A tak masz upchane w te 3k znaków sporo pomysłów.

Czasem język jakiś taki niezgrabny, jakbyś klecił to w pośpiechu.

Intrygujące, ale nic ponad to, czytało mi się średnio.

 

Wścielke czerwone buty z różnych par? Akurat w takim samym kolorze oba? :>

 

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Dzięki za przeczytanie. Sam już nie wiem, wszyscy tu widzą jakiś potencjał, może rzeczywiście jednak coś dalej z tym zrobię.

Jeśli to nie byłby problem, może mógłbyś rozwinąć, co dokładnie jest niezgrabne? Póki co nie mogę się poprawić, jeśli nie wiem gdzie leży błąd.

Jeden but był cynobrowy, a drugi ceglasty ;)

Potem stanęły o własnych siłach muskularne nogi o rdzawych kopytach, potem połączono ze sobą, śród deszczu iskier, dwie części tułowia.

To powtórzenie to celowe ;>?

 

Ten pierwszy akapit też mi przeszkadzał, mianowicie jego budowa – szczególnie – drugie zdanie, któremu dobrze zrobiłoby podzielenie na mniejsze/krótsze.

 

Czterech ludzi podejmowało coraz bardziej rozpaczliwe próby ratunku. Nie mieli jednak odpowiedniego wyposażenia, tylko wojskowe zestawy polowe. Mimo to bezskutecznie próbowali wyciągnąć z brzucha liczne odłamki, aż wreszcie operowana osunęła się w śmierć, otulona morfiną. Umarła nie wydając z siebie żadnego dźwięku.

Tu trochę logika: Mimo to bezkutecznie – bezskutecznie pomimo tego, że mieli tylko zestawy polowe? A może właśnie dlatego? Już prędzej "Mimo to i tak próbowali wyciągnąć".

Za to, za "otuloną morfiną" masz plusa +.

 

Dwa dni później przyszły dzieci, trójka małych obszarpańców. Przodem szła dziewczynka w kurtce mundurowej i z karabinem w dłoniach. Miała wściekle czerwone buty, pochodzące z różnych par. Za nią szły bliźnięta, ubrane w więzienne łachy oraz płaszcze. W ciężkich plecakach niosły wszelkiego rodzaju narzędzia.

Tu by można się pozbyć przynajmniej jednego "szła"

 

Takie tam ;)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Dzięki :)

Powtórzenie jest celowe, choć może jest to za mało widoczne. Będę się musiał na to zdanie trochę pogapić.

Resztę pozmieniałem.

Nie zrozumiałam :(

Ale czytało mi się dobrze :)

Przynoszę radość :)

Dzięki za przeczytanie :)

Zwykle nie lubię tekstów, z których nic nie pojmuję, ale ten mi się spodobał. Nastrojowy i dziwny na całego, żadnych półśrodków.

Dzięki! :) Przesadna mglistość moich tworów to cecha, która strasznie mnie irytuje i której z wielkim trudem staram się pozbyć. Cieszę się jednak, że opowiadanie nie zawodzi w pozostałych kwestiach, a to jak wielu osobom te inne kwestie się podobają jest dla mnie zaskakujące.

Bardziej złożona fabuła zupełnie mi niepotrzebna, to w końcu tylko trzy tysiące znaków. Tekst trafił do mnie właśnie jako zbiór luźnych obrazów, połączonych wyrazistym, umiejętnie zbudowanym klimatem. Widzę to wszystko, razem z kolorystyką, i jest w tym coś niepokojącego, ale i ładnego. Podobał mi się styl – zarówno same zdania, jak i dystans narratora do wydarzeń i postaci. Interpretować nawet nie próbuję, wolę zostawić miejsce na tajemnicę.

 

Madej, niniejszym lecisz do biba. Miło się wysyła kogoś, kto narzekał, że zawsze zbiera najwyżej dwa punkty :)

O, lelum polelum, nie spodziewałem się, że ktoś to jeszcze przeczyta, a co dopiero wklepie biblio. Tylko żartowałem z tą klątwą dwóch punktów, ale widać wszyscy się nade mną zlitowali ;)

Żarty żartami, ale miło jest mieć jakiś tam rodzaj wymiernego potwierdzenia, że zrobiło się postępy. Dlatego bardzo cieszy mnie wszystko, co napisałaś, bo do tego właśnie dążyłem pisząc ten tekst – do ulepszenia stylu i umiejętności budowania klimatu. Tym bardziej więc dzięki za przeczytanie :)

Nowa Fantastyka