- Opowiadanie: APICH - Cena wolności

Cena wolności

Miłej lektury. 

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Cena wolności

Dzień 1

Jak co rano wstałem, ubrałem się i razem z Markiem poszliśmy na śniadanie.

Stołówka była cała biała, Tak samo wszystkie plastikowe sztućce, talerze jak i ubrania wszystkich. Mężczyźni nosili koszule wpuszczone w spodnie oraz buty. Kobiety zamiast spodni miały długie spódnice. Wszystko jak śnieg. Do jedzenia podali jajecznicę z bekonem i sok pomarańczowy.

W sumie było nas 19 osób, cztery starsze pary oraz osiem młodszych dziewcząt i ja z Markiem. Była też otyła kobieta w średnim wieku, nasza Przewodniczka, czyli osoba, która organizowała nam czas i kontrolowała nasze zachowania.

Po śniadaniu był czas na higienę. Później wyszliśmy na przechadzkę, szliśmy jedyną, długą ulicą, wzdłuż której znajdowały się tylko dwa sklepy i nic więcej. Jeden z ubraniami, białymi koszulami, spodniami, butami, spódnicami i bielizną. Drugi był sklepem spożywczym, sprzedawano tam jajka, bekon, sok pomarańczowy, piersi z kurczaka, ziemniaki, fasolkę szparagową i budyń. Oboje sprzedawcy mieszkali razem z nami w ośrodku. Dotarliśmy tak na drugi koniec drogi gdzie zaczynała się plaża, na którą jednak na nią nie zeszliśmy tylko zawróciliśmy do naszego Ośrodka. W naszym pokoju stały dwa łóżka, stolik z wazonem białych róż oraz pianino. Mark w pewnym sensie potrafił na nim grać, chociaż nie zupełnie. Miał nuty, z których grał tylko jedną i tę samą melodię trwającą mniej więcej trzy minuty. Mógł godzinami przy nim siedzieć i grać w kółko to samo.

Ja byłem odpowiedzialny za obcinanie włosów. Zajmowałem się tym odkąd pamiętam, dawno temu pokazali mi nawet film instruktarzowy. Zakładał on podcinanie końcówek w przypadku kobiet lub dwa proste obcięcia w przypadku mężczyzn. Mnie strzygła Przewodniczka a ja zawsze dbałem o to żeby efekt był inny  niż w przypadku Marka.

Na obiad podali grillowane piersi z kurczaka, ziemniaki, fasolkę szparagową i sok pomarańczowy do picia. Później poszliśmy na plażę. Starsze osoby zajmowały się spacerowaniem, ja sam chętnie bym popływał, ale Przewodniczka tego zakazywała, jedynym miejscem gdzie było to dozwolone było miejsce gdzie dziewczyny skakały z wieży do wody, toteż siedzieliśmy na piasku i patrzyliśmy na horyzont.

– Zawsze mam jakieś mieszane uczucia co do tego widoku. – Zacząłem rozmowę.

– Jejuu… O co ci znowu chodzi?

– Nie wydaje ci się on jakiś dziwny?

– Dziwny? Nie. Przecież wszystko jest na swoim miejscu, woda faluje, słońce świeci, chmury, no i satelita rzecz jasna.

– No ale popatrz tylko! Wygląda okropnie! Cały jest jakiś taki wymięty, niechlujny, nie działa płynnie, naturalnie. Psuje cały efekt tego miejsca, jak stare, babcine zasłony w nowoczesnym mieszkaniu.

– W czym?

– W mieszkaniu.

– Nie wygłupiaj się, nie ma przecież czegoś takiego. Jesteś moim jedynym przyjacielem, ale czasami serio jesteś jakiś dziwny. 

– Ehh… A ten satelita? Co on niby tam robi?

– A co ty znowu z tym satelitą? Przecież Pani P już dawno nam to wytłumaczyła.

Daleko na niebie widać było zawieszonego satelitę, który co godzinę obracał się o dziewięćdziesiąt stopni. Pani P powiedziała nam, że nas strzeże i ostrzega przed zagrożeniami. Nigdy jednak nic się nie zmieniało, cały czas tylko kolejne obroty.

Zachód słońca nadszedł szybko a gdy już wszyscy się zebrali Kathy, jedna z młodych dziewczyn, krzyknęła radośnie oznajmiając nam, że jest w ciąży. Brzuch miała wielki, ale nikt wcześniej nie zwrócił na to uwagi nawet kiedy skakała z wieży razem z innymi. Wszyscy się cieszyliśmy, ale grafik nas gonił. Udaliśmy się do sklepu po nowe ubrania a po drodze Pani P mnie zaczepiła.

– Wszystko dobrze Kornelius? Wyglądasz jakoś nieswojo.

– To prawda coś jest nie tak proszę Pani. Codziennie chodzimy na spacer i na plażę, a poza tym nic innego. A tamci emeryci? Oni tak robią przez całe życie.

– A co więcej chciałbyś robić?

– Chociażby popływać w wodzie.

– Chcesz skakać do wody tak jak twoje koleżanki?

– Nie. Chciałbym po prostu popływać w wodzie. W dowolnym miejscu.

– Nie wolno ci tego zrobić. To jest niedozwolone. Coś jeszcze?

– Dlaczego tutaj wszystko jest takie białe, czyste?

– A chciałbyś żeby było inaczej? Nie narzekaj tak i nie myśl za dużo. – Popatrzyła na mnie z krzywą miną, ale po chwili się uśmiechnęła i dodała – W końcu masz wszystko czego ci potrzeba. 

– W sumie racja proszę Pani.

Nie zamierzałem jednak zmienić swojego postępowania, chciałem tylko żeby dała mi spokój.

Kupiliśmy nowe ubrania a po powrocie zjedliśmy budyń. Później obserwowaliśmy poród i z entuzjazmem powitaliśmy nowego chłopca w naszej grupie. Na koniec dnia wyrzuciliśmy nasze ubrania i poszliśmy spać.

 

Dzień1.2

Wstaliśmy i zeszliśmy na śniadanie. Wszystko przebiegało według standardowego planu. Podczas spaceru zobaczyłem, że wózka z dzieckiem nie prowadziła Kathy tylko jedna ze starszych pań, a z samym niemowlęciem jest coś nie w porządku. Podszedłem bliżej i spojrzałem. To było jakieś inne dziecko! Zszokowany chciałem wyjaśnić to z jego matkom.

– Hej, Kathy, nie wiesz co się stało z małym?

– A co miało się stać? Przecież leży w wózku.

– Ale to jest jakieś inne dziecko.

– Że niby co? Jak zwykle gadasz jakieś głupoty, Chyba wiem co urodziłam.

– Niech ci będzie. A wolałabyś sama iść z wózkiem?

– Pani P mi zabroniła.

– Ale to przecież twoje dziecko, masz do niego pełne prawo.

W rezultacie na moją ostatnią wypowiedź zostałem odgoniony i zwyzywany od niestabilnych umysłowo, chociaż miałem wrażenie, że jako o mnie jedynym nie można było tak powiedzieć.

W pokoju Mark standardowo grał swoją melodię a ja nie mogąc już tego dalej słuchać kazałem mu przestać. Oboje krzyczeliśmy.

– Co ci się w tym takiego nie podoba?

– Grasz ciągle to samo! Nie nudzi ci się to?

– A niby co innego mógłbym zagrać?

– Cokolwiek. Wszystko byłoby lepsze.

– Co mogę poradzić, że takie mam nuty?

– Zrób tak. – Kilka razy uderzyłem w przypadkowe klawisze, chciałem kontynuować, ale Mark mnie odepchnął.

– I co to niby miało być?

– To było coś nowego, pięknego. Nie zaprzeczysz.

– Pięknego!? Ty jesteś jakiś nienormalny. Odwala ci jak zwykle. Lepiej się prześpij.

Chciałem ciągnąć kłótnię ale wpadłem na lepszy pomysł. Kiedy Mark znowu zaczął grać zrzuciłem wazon z kwiatami. W chwili, w której się rozbił Mark się pomylił i zagrał jakiś inny dźwięk. Nawet nie zwrócił uwagi na kwiaty, zafascynowany powtórzył melodię w odpowiednim momencie grając nowy dźwięk. Zaczął to powtarzać wiele razy wykorzystując nowoodkryty fenomen w różnych momentach. A ja leżałem na łóżku szczęśliwy z szerokim uśmiechem.

Na plaży usiadł koło mnie jak zwykle i przeprosił za wcześniejszą kłótnię a potem spytał czy coś jeszcze wydaje mi się dziwne. Mówiłem mu dosłownie o wszystkim zaczynając od wspomnianego wcześniej morza, poprzez ubogą kolorystykę oraz szerokie kompetencje Pani P aż w końcu dotarłem do sprawy z ciążą.

– Właściwie to co jest takiego dziwnego w tym, że urodziła dziecko?

– Chociażby to, że po prostu stała się ciężarna. Cały dzień wszystko w normie, biega, skacze do wody aż tu nagle bum! I już wieczorem zaczęła rodzić. Nie mogła się zająć własnym dzieckiem a nazajutrz to dziecko jest już zupełne inne.

– Coś w tym jest. Można się spytać Pani P.

– Też myślę, że coś o tym wie.

– W końcu to ona przyjmowała poród, i właśnie woła san na zbiórkę.

Oboje poszliśmy na zbiórkę. Kathy idąc zaczęła się zataczać, toteż skupiliśmy się na tym co się stanie. Znowu zaczęła krzyczeć, że znowu będzie miała dzieci. I znowu pojawił się jej ciążowy brzuch. Jednak tym razem zrozumiałem, że od samego rana cały czas go miała, ale kiedy ona to mówi zaczynam to dostrzegać.

W drodze powrotnej znowu wstąpiliśmy do sklepu po nowe ubrania i jeszcze raz zagadnęła mnie Pani P pytając czy wszystko jest dobrze. Moja odpowiedź wywołała u niej widoczną na twarzy frustracje.

– Zdecydowanie nie jest dobrze, a w szczególności pewna rzecz.

– A mianowicie co takiego?!

– Wczoraj Kathy urodziła syna, a jak dzisiaj na niego spojrzałem był zupełnie inny.

– Nieprawda. Sama odbierałam poród. Mylisz się, nawet co do płci.

– Jak to ?

– To jest dziewczynka.

– W takim razie nic już nie rozumiem.

– Nic nie rozumiesz bo źle myślisz. Może powinieneś wziąć przykład z Kathy? – Nie odpowiedziałem. Mocno ścisnęła mnie za ramię. Bolało. – Masz zły wpływ na innych. Dostają ciągłej paranoi, tak jak ty.

– Chyba zaczynam rozumieć o co pani chodzi.

– Cieszę się. – Odeszła, a ja naprawdę zaczynałem rozumieć. Nie wolno mi było myśleć, być kreatywnym, a już na pewno nie wolno mi było sprzeciwiać się jej władzy. Za każdym razem kiedy chciałem się sprzeciwić lub zrobić coś inaczej byłem „korygowany”.

Po kolacji Kathy znów rodziła, tym razem były to bliźniaczki. Na stoliku w pokoju stał nowy wazon z kwiatami, musieli zadbać by nic się nie zmieniło i pozostało takie same. Zastanawiałem się tylko jak to zrobili skoro w około nie było nic innego oprócz tego co codziennie widywaliśmy. Ale jedyne co ja mogłem zrobić to wyrzucić stare ubrania i pójść spać.

 

Dzień1.3

 Rano wziąłem sobie za cel aby nic nowego mnie nie zaskoczyło, toteż po śniadaniu pomyślałem co znowu może się wydarzyć. Zacząłem dokładnie przyglądać się Kathy. Patrzę na nią. Czy wyglądała jakby znowu miała urodzić? Z pewnością nie miała płaskiego brzucha. Przecież nie była otyła, jedyną otyłą osobą jaką widziałem była Pani P. Spróbowałem spojrzeć na to w logiczny sposób, rozważyć wszystkie możliwości. Poczułem jednak jakąś blokadę. Powrócił do mnie tępy, silny ból, który poczułem kiedy ostatnio Pani P chciała zmienić mój punkt widzenia. Tak to działało, jak ktoś się nie zgadzał z ich punktem widzenia sięgali po mocniejsze środki. Tym co wtedy czułem był strach, który przemawiał do mnie i zniechęcał do tego, co było częścią mnie. Jednak to mnie nie odstraszyło, bo zrozumiałem, że jest to coś czego inni ze mną obecni nigdy nie poczują i jak ja sam tak naprawdę się od nich różnię, wzniosłem się ponad to, świadomie stanowiłem sam o sobie i nic nie mogło tego zmienić. Moi kontrolerzy wpadli w pułapkę, którą sami na mnie przygotowali, chcieli wzbudzić we mnie strach ponieważ sami się bali, że nie będą mogli mnie utrzymać na wodzy, że nie będą w stanie mieć władzy nad wszystkimi tak jak to było do tej pory. W tej chwili jest niezliczona ilość takich miejsc gdzie ludzie są tak samo trzymani i kontrolowani, gdzie nie martwią się co mają zrobić czy choćby co sobie pomyśleć i jakie będą tego konsekwencje bo inni już zaplanowali za nich co mają myśleć i robić. Jednak ja miałem się przekonać, że dla takich jak ja jest miejsce, w którym mogą żyć tak jak chcą.

I wtedy mnie to uderzyło. Odrzuciłem dyktowane mi przez Panią P nakazy i skupiłem się wyłącznie na tym co sam myślę i wybierając najbardziej sensowną możliwość, spojrzałem raz jeszcze i zobaczyłem, że ona znowu jest w ciąży. Byłem wtedy pełen radości z własnego odkrycia i z tego, że w końcu byłem w pełni wolny.

Na przechadzce spytałem się jej czy znowu będzie rodzić. Spojrzała w dół i chwile się przyglądała po czym zawahała się i przyznała mi rację. Zawołałem Marka żeby też to zobaczył po czym zadałem ciążące mi na ustach pytanie.

– Tak właściwie to z kim ty masz te wszystkie dzieci?

– Nie rozumiem, przecież to moje dzieci.

– No ale wiesz, że tak samemu to się nie da zajść w ciążę.

– Ja… Nie wiem. Hmm, ciekawe. Zapytam się Pani P, na pewno to wie.

– Pani P mam pytanie.

– Mów.

– Kto jest ojcem moich dzieci?

– Skąd takie pytanie?

– Kornelius mnie zapytał, a ja stwierdziłam, że pani musi to wiedzieć.

– Co też on znowu wymyślił? – Mówiła do siebie Przewodniczka. – Same przez niego kłopoty. Mówił ci coś jeszcze?

– Powiedział też, że jestem znowu w ciąży i to prawda!

– Rozumiem… Przyjdź do mnie jak wrócimy.

– Dobrze.

Reszta dnia mijała bez żadnych udziwnień. Do czasu aż na plaży zauważyłem brak nowo uświadomionej koleżanki. Nie mogłem się jednak nad tym zastanawiać gdyż właśnie był dzień kiedy ścinałem włosy, ale podekscytowany patrzyłem na to zadanie z nowego punktu widzenia. Miałem niemałe pole do popisu, toteż dałem się ponieść fantazji, wygalałem boki, zostawiałem dłuższe grzywki, a także wszystko inne co tylko dało się zrobić za pomocą nożyczek i maszynki elektrycznej. Wszyscy byli zachwyceni zaistniałymi zmianami, a ja bawiłem się w najlepsze kiedy z końca korytarza dał się słyszeć krzyk.

– Kornelius?! Do mnie!!! JUŻ!!!

Spokojnie ruszyłem w stronę otwartych drzwi gabinetu Pani P. Siedziała przy biurku, leżał na nim jakiś pilot, na który nie zwróciłem uwagi, więc spokojnie usiadłem na metalowym krześle.

– Tak? O co chodzi? – Spytałem z drwiną w głosie.

– O co chodzi?! Ty się mnie jeszcze pytasz o co chodzi?! Nie mam już do ciebie siły. – Jej głos wręcz zmienił się w szloch. – Przez ciebie nasza słodka Kathy musiała odejść.

– Odejść? Ale dokąd? Przecież tu nic nie ma.

– Naprawdę nie chciałam tego robić, ale nie pozostawiłeś mi wyboru.

Kiedy Pani P zorientowała się, że próba wywołania we mnie strachu się nie powiodła postanowiła użyć ostatecznego środka, przygotowanego dla takich jak ja. Wzięła do ręki pilota i nacisnęła na nim jakiś guzik i w tej chwili zostałem porażony prądem.

– Zrozumiałeś mnie w końcu? – Zapytała mnie głucho.

Powtórzyła tę czynność.

– Rozumiesz mnie?

– Tak. – Wymamrotałem zdrętwiałym językiem.

– Cieszę się, że w końcu zmądrzałeś. A teraz idź spać.

Bez słowa wstałem i wyszedłem. Położyłem się jeszcze przed kolacją, ale oszołomiony długo nie mogłem zasnąć. Zastanawiałem się nad tym co się zdarzyło i myślałem o tym jak się uwolnić. Na szczęście nie musiałem długo czekać na pomoc.

 

Dzień 2

Od rana starałem się nie wychylać, chciałem sprawiać wrażenie „naprawionego”, więc zachowywałem rutynę codziennego planu. Wszystko działało jak w zegarku, lecz nie uległo to uwadze mojego nowo uświadomionego przyjaciela. Rozwiązałem ten problem tłumacząc, że chcę trochę pomyśleć w samotności, dał mi więc spokój na resztę dnia. Nie zadawał więcej pytań, był zajęty odkrywaniem nowych dźwięków na pianinie, nie myślał również jeszcze w tak rozwinięty sposób żeby głębiej to na niego wpłynęło. I tak czas mijał aż w końcu trzeba było wracać z nienaturalnej plaży. Po powrocie każdy wrócił do swojego pokoju i kładł się spać. Najwyraźniej udało mi się sprawić tak dobre wrażenie naprostowanego, że Pani P już się mną nie przejmowała. Nawet Mark nie zwrócił uwagi na to, że nie wróciłem razem z nimi. W tej jednak chwili nie zawracali sobie tym głowy, zastanawiał ich jednak dziwny zapach dymu, który dało się wyczuć w budynku.

Siedziałem spokojnie na piasku wpatrując się w powolny zachód słońca. Wszystko pozostawało bez zmian. Pogięty krajobraz, woda falująca w równych odstępach i wiszący na niebie satelita, nasz obrońca. Właśnie zaczął się obracać jak zawsze, lecz tym razem nie zatrzymał się, ale rozpędzał się coraz bardziej oraz zaświecił czerwone światło i wydał przeciągły dźwięk syreny. W końcu coś się dzieje. W końcu jakaś zmiana – Pomyślałem. Nagle ujrzałem jak horyzont się rozrywa a przez szczelinę wyszedł człowiek. Nie był w cale odległy, ta odległość była dotąd tylko złudzeniem. Mężczyzna wszedł do wody, która sięgała mu ledwie do kostek i przyszedł do mnie. Miał stare, obdarte, ciemnozielone ubranie. Na twarzy widniały zmarszczki a włosy i brodę zaznaczyła już siwizna.

– Chociaż ty jeden tu siedzisz.

Miałem odpowiedzieć ale moją uwagę przykuły tumany ciemnego dymu.

– To ty podłożyłeś ogień? – Zapytałem.

– Tak.

– Miałeś plan żeby nas wszystkich zabić?

– Budynek nie jest zamknięty. Ten kto z niego wyjdzie przeżyje.

– A jak nie wyjdzie?

– To nawet nie był warty zachodu.

Chciałem się z nim nie zgodzić i ruszyć na pomoc, ale tego nie zrobiłem. Aż za bardzo rozumiałem o co mu chodziło.

W budynku wszyscy panikowali. Nie wiedzieli co zrobić a nie było Pani P, która wydała by im odpowiednie polecenia. Wszyscy krzyczeli i płakali nad swoim losem, wszyscy oprócz Marka. On stał tylko wlepiał wzrok w drzwi, które prowadziły na korytarz, a ten z kolei na zewnątrz. Stał tak i myślał o tym co się dzieje i o tym co to ma wspólnego z nim. Ustalił, że pożar był dla niego niebezpieczny, teraz zaczął się zastanawiać co może z tym zrobić i w jednej chwili chwycił za klamkę i wyszedł po czym wybiegł z budynku i biegł przed siebie nie myśląc. Był bardziej przejęty tym, że sam do tego doszedł niż samym niebezpieczeństwem. Wiedziony jedyną możliwą drogą dotarł do plaży gdzie zastał mnie z nieznajomym. Wytłumaczyliśmy mu wszystko a on cieszył się, że może znów być wiedziony moim rozumem. Czekaliśmy jeszcze trochę aż stwierdziliśmy, że nikt więcej już nie przyjdzie.

– Teraz chodźcie za mną. Uważajcie na pompy wodne, które wytwarzają fale.

Wyszliśmy przez rozdarcie w tkaninie, na której wyświetlany był horyzont. Trafiliśmy do tunelu, na którego końcu było światło. Poprowadził nas na zbocze góry porośniętej zielenią.

– Witajcie w prawdziwym życiu, gdzie tacy jak my w pokoju żyją z innymi tak jak chcą.

Z zachwytu aż zaparło mi dech w piersiach. To było jedyne o czym marzyłem.

– Co teraz zrobimy? – Zapytałem ciekawy nowych wspaniałości.

– Co tylko chcesz. – Otrzymałem w odpowiedzi.

Byłem zachwycony. W końcu poznałem czym jest prawdziwe życie i z ochotą ruszyłem przed siebie. Mark jednak stał w miejscu ogarnięty przez uczucie, którego dotąd nie znał. Ten sam strach, który mi dodał sił jemu je odebrał, zawrócił wiec i pobiegł z powrotem na plażę.

– Mark widzisz to? W końcu jesteśmy wolni. – Powiedziałem chcąc podzielić się z najlepszym przyjacielem, ale nie otrzymałem odpowiedzi. Chciałem za nim pobiec ale nieznajomy mnie powstrzymał mówiąc:

– Nie, zostaw go. Jeśli nie potrafił przemóc strachu był skazany na porażkę.

Niechętnie przyznałem mu rację i razem ruszyliśmy dalej, myślałem już tylko o tysiącach nowych możliwości. Mark tym czasem usiadł na swoim miejscu na piasku, tam gdzie mieliśmy zwyczaj siadać razem, po czym zaczął rozpaczliwie płakać i umarł.

 

Koniec

Komentarze

Zeżarło mi dwa razy notatki robione w trakcie lektury, więc niestety łapanki nie będzie, tylko podsumowanie wrażeń i kilka co większych baboli.

Szumna zapowiedź: “Przydługie, ale warto przeczytać w całości.” jest wielce na wyrost (na szczęście pierwsza część jest nieprawdą, bo 17k to nie aż tak dużo, aczkolwiek tekst się dłuży). Opowiadanie jest nieoryginalne, antyutopia ma prawie 150 lat, jeśli liczyć od Wellsa, a prawie 100, jeśli liczyć od Huxleya i to wszystko już było.

Na dodatek wykonanie jest tragiczne. Czytając, miałam wrażenie, że wolność jest tu głównie wolnością od interpunkcji, ponieważ sposób, w jaki traktujesz przecinki, woła o pomstę do nieba. Stylistycznie też jest źle, zdania są niepoprawnie budowane, toporne, często niezrozumiałe. Czasami wychodzi na to, że nie znasz podstaw języka polskiego, np. kiedy uparcie piszesz o bohaterze i Marku per “oboje”. Wiemy z klasyki kina, że Kopernik była kobietą, ale żeby Mark też?

Masz też orta (”instruktarzowy”).

 

http://altronapoleone.home.blog

Na początek dziękuję za twarde słowa. Chciałbym na to rzucić nieco światła: Prawda jest taka, że moje pisanie ma zapędy głównie grafomańskie, toteż nie dziwotą jest słaba jakość w moich pierwszych próbach. A co do oryginalności to w ogóle o tym nie myślałem bo to opowiadanie jest tylko uporządkowaną formą tego co mi się przyśniło.

Czytałam, Apichu, nie do końca wiedząc, co opisujesz i nie mogąc wykrzesać w sobie zrozumienia dla opowieści, tym bardziej że fatalne wykonanie nijak nie ułatwiało lektury. Miałam wrażenie, że nic się tu kupy nie trzyma i dopiero Twój komentarz otworzył mi oczy – no tak, we śnie może dziać się wszystko. Tyle że ja, niestety, raczej nie gustuję w opisach cudzych snów, bo, moim zdaniem, są one zajmujące chyba tylko dla śniącego.

Mam jednak nadzieję, że Twoje przyszłe opowiadania będą bardziej przemyślane, oparte na ciekawych pomysłach i porządnie napisane. ;)

 

Tak samo wszyst­kie pla­sti­ko­we sztuć­ce, ta­le­rze jak i ubra­nia wszyst­kich. –> Powtórzenie.

 

Męż­czyź­ni no­si­li ko­szu­le wpusz­czo­ne w spodnie oraz buty. –> Jak oni wpuszczali koszule w spodnie oraz buty???

 

W sumie było nas 19 osób… –> W sumie było nas dziewiętnaście osób

Liczebniki zapisujemy słownie.

 

nasza Prze­wod­nicz­ka, czyli osoba, która or­ga­ni­zo­wa­ła nam czas i kon­tro­lo­wa­ła nasze za­cho­wa­nia. –> Czy wszystkie zaimki są konieczne?

 

Póź­niej wy­szli­śmy na prze­chadz­kę, szli­śmy je­dy­ną… –> Powtórzenie.

 

długą ulicą, wzdłuż któ­rej znaj­do­wa­ły się tylko dwa skle­py i nic wię­cej. – Nie brzmi to nie najlepiej.

Jak długie były oba sklepy, skoro znajdowały się wzdłuż długiej ulicy?

 

plaża, na którą jed­nak na nią nie ze­szli­śmy… –> Dwa grzybki w barszczyku.

 

za­wró­ci­li­śmy do na­sze­go Ośrod­ka. W na­szym po­ko­ju… –> Powtórzenie.

 

po­tra­fił na nim grać, cho­ciaż nie zu­peł­nie. –> …po­tra­fił na nim grać, cho­ciaż niezu­peł­nie.

 

je­dy­nym miej­scem gdzie było to do­zwo­lo­ne było miej­sce gdzie dziew­czy­ny… –> Powtórzenia.

 

– Za­wsze mam ja­kieś mie­sza­ne uczu­cia co do tego wi­do­ku.Za­czą­łem roz­mo­wę. –> – Za­wsze mam ja­kieś mie­sza­ne uczu­cia, co do tego wi­do­ku – za­czą­łem roz­mo­wę.

Nie zawsze poprawnie zapisujesz dialogi. Pewnie przyda się poradnik: http://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/zapis-partii-dialogowych;13842.html

 

Prze­cież Pani P już dawno nam to wy­tłu­ma­czy­ła. –> Prze­cież pani P już dawno nam to wy­tłu­ma­czy­ła.

Zwroty grzecznościowe piszemy wielka litera, kiedy zwracamy się do kogoś listownie. Tn błąd pojawia się w opowiadaniu wielokrotnie.

 

Zszo­ko­wa­ny chcia­łem wy­ja­śnić to z jego mat­kom. –> Zszo­ko­wa­ny, chcia­łem wy­ja­śnić to z jego mat­ką.

 

że jako o mnie je­dy­nym nie można było tak po­wie­dzieć. –> …że o mnie, jako o je­dy­nym, nie można było tak po­wie­dzieć.

 

ka­za­łem mu prze­stać. Oboje krzy­cze­li­śmy. –> Piszesz o dwóch chłopcach, więc: Obaj krzy­cze­li­śmy.

Oboje to chłopiec i dziewczyna/ mężczyzna i kobieta.

 

i wła­śnie woła san na zbiór­kę. –> Literówka.

 

Oboje po­szli­śmy na zbiór­kę. –> Obaj po­szli­śmy na zbiór­kę.

 

nie wolno mi było sprze­ci­wiać się jej wła­dzy. Za każ­dym razem kiedy chcia­łem się sprze­ci­wić… –> Powtórzenie.

 

Po­czu­łem jed­nak jakąś blo­ka­dę. Po­wró­cił do mnie tępy, silny ból, który po­czu­łem… –> Powtórzenie.

 

strach, który prze­ma­wiał do mnie i znie­chę­cał do tego, co było czę­ścią mnie. Jed­nak to mnie nie od­stra­szy­ło, bo zro­zu­mia­łem, że jest to coś czego inni ze mną… –> Czy wszystkie zaimki są konieczne.

Miejscami nadużywasz zaimków.

 

Na prze­chadz­ce spy­ta­łem się jej czy znowu bę­dzie ro­dzić. –> Na prze­chadz­ce spy­ta­łem ją, czy znowu bę­dzie ro­dzić.

 

Spoj­rza­ła w dół i chwi­le się przy­glą­da­ła… –> Literówka.

 

– No ale wiesz, że tak sa­me­mu to się nie da zajść w ciążę. –> – No ale wiesz, że tak sa­mej to się nie da zajść w ciążę.

 

lecz nie ule­gło to uwa­dze mo­je­go nowo uświa­do­mio­ne­go przy­ja­cie­la. –> …lecz nie umknęło to uwa­dze

 

trze­ba było wra­cać z nie­na­tu­ral­nej plaży. Po po­wro­cie każdy wró­cił do swo­je­go po­ko­ju… –> Brzmi to fatalnie.

 

za­świe­cił czer­wo­ne świa­tło… –> Nie brzmi to najlepiej.

 

Nie był w cale od­le­gły, ta od­le­głość była… –> Nie był wcale od­le­gły

Powtórzenia.

 

Miał stare, ob­dar­te, ciem­no­zie­lo­ne ubra­nie. –> Miał stare, podarte, ciem­no­zie­lo­ne ubra­nie.

 

nie było Pani P, która wy­da­ła by im… –> …nie było Pani P, która wy­da­łaby im

 

po czym wy­biegł z bu­dyn­ku i biegł przed sie­bie… –> Powtórzenie.

 

za­wró­cił wiec i po­biegł z po­wro­tem na plażę. –> Literówka.

 

Mark tym cza­sem usiadł na swoim miej­scu… –> Mark tymcza­sem usiadł na swoim miej­scu

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Stołówka była cała biała, Tak samo wszystkie plastikowe – albo kropka zamiast przecinka, albo Tak  małą literą. 

Widzę, że generalnie masz olbrzymi problem z interpunkcją, ale to jest do nauczenia się, tylko trzeba przysiąść nad zasadami pisowni. 

 

Jednak tym razem zrozumiałem, że od samego rana cały czas go miała, ale kiedy ona to mówi zaczynam to dostrzegać. – skąd ta nagła i nieuzasadniona zmiana czasu narracji? 

 

W tej jednak chwili nie zawracali sobie tym głowy, zastanawiał ich jednak dziwny zapach dymu, który dało się wyczuć w budynku. – skoro narracja prowadzona jest w osobie pierwsze, to jakim cudem narrator wie, co zastanawiało inne postaci, które znajdowały się w innym miejscu? 

 

Niechętnie przyznałem mu rację i razem ruszyliśmy dalej, myślałem już tylko o tysiącach nowych możliwości. Mark tym czasem usiadł na swoim miejscu na piasku, tam gdzie mieliśmy zwyczaj siadać razem, po czym zaczął rozpaczliwie płakać i umarł. – jak wyżej. Skoro narrator oddalił się, to skąd wie, co stało się z Markiem? 

 

Ciąże Kathy – mogę przymknąć oko i uznać, że do ostatniej chwili w jakiś sposób otumaniona kobieta nie wiedziała, że jest w ciąży, jak i jej otoczenie. Jednak ciężko jakoś mi przyjąć, że to były ciąże jednodniowe i bez połogu. Chyba że to nie były dni, a upływ czasu był inny, ale na to – poza samymi ciążami – absolutnie nic nie wskazuje, przez co rodzi się wielki znak zapytania – o co tu chodzi?

 

Widzę tu elementy kilku zmiksowanych historii (tak na szybko trzy pierwsze tytuły, jakie przychodzą mi na myśl: Truman show, Wyspa, Ucieczka Logana) plus podstawy utopii/antyutopii/dystopii. A to powoduje, że całość jest mało oryginalna. To jednak jestem w stanie zaakceptować, gdyby tekst miał być wprawką – w końcu na czymś trzeba warsztat trenować. Jednak wykonanie jest bardzo słabe.

Piszesz w swoim komentarzu, że to miał być zapis snu. Ok, co najmniej połowa napisanych przeze mnie historii mi się przyśniła. Cała rzecz jednak polega na tym, żeby ten oniryczny klimat ubrać w słowa tak, aby stał się strawny i w miarę jasny dla czytelnika. I tu wracamy do kwestii warsztatu. I to nie tylko na poziomie interpunkcji, czy gramatyki ogólnie, ale też logiki tekstu. Drobiazgi typu ciąża, czy wszechwiedza pierwszoosobowego narratora (dwa ostatnie przytoczone przeze mnie cytaty) to przykłady takiego braku logiki w opowieści. Do tego zabrakło tu jakichś wyjaśnień – kim jest pani P, kto zamyka tych ludzi w takich miejscach i po co, skąd ci ludzie się biorą, kim jest bohater, itd, itp. Pytania można mnożyć. I mimo że historia jest wtórna, można ją było napisać w sposób, który wciągnie czytelnika. 

Skoro jednak, jak wspominasz, zaczynasz przygodę z pisaniem, to nie powinieneś się zrażać, ale bardziej przykładać do tego, co robisz. Czytać dużo dobrej literatury, brać pod uwagę wskazówki (zwłaszcza techniczne) i ćwiczyć. Powodzenia więc w dalszych próbach i rozwoju. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Jest jakiś pomysł na świat. Powierzchowny, bez wyjaśnień, kto, po co, jak i dlaczego ten koszmarek zrealizował, ale jest. Do wcześniejszych zarzutów dołożę to: skąd w sklepach biorą się ubrania i jedzenie, skoro wszyscy całymi dniami siedzą na plaży?

Nie ma pomysłu na fabułę. Bohater uciekł i co dalej? Zakończenie nie przypadło mi do gustu. Jak to, usiadł i umarł? Od siedzenia ani od płakania na ogół się nie umiera.

A wszystko to zarżnięte wykonaniem. Czemu nie poprawiasz wskazanych błędów? Interpunkcja leży i kwiczy, sporo literówek, nawet ortograf się trafił. Styl jeszcze mocno niewyrobiony.

dawno temu pokazali mi nawet film instruktarzowy.

Paskudny ortograf. Edytor tego nie podkreślał?

jedynym miejscem gdzie było to dozwolone było miejsce gdzie dziewczyny skakały

Powtórzenia.

Zszokowany chciałem wyjaśnić to z jego matkom.

To ile matek miało to dziecko? ;-)

Oboje poszliśmy na zbiórkę.

Jest zasadnicza różnica między "obaj" i “oboje”.

Babska logika rządzi!

Ciekawy sen może być dobrym punktem wyjścia do napisania niezłego tekstu, ale zdecydowanie nie można polegać tylko na nim. Trzeba przysiąść i z tej wizji stworzyć spójny świat i ciekawą fabułę. Tutaj tego niestety zabrakło. Nie widać żadnego sensu stojącego za światem przedstawionym – kto, po co, jak to wszystko zbudował? Takie pytania są dość ważne przy kreowaniu tego typu antyutopii. Jeśli cały ten tekst byłby tylko pierwszym rozdziałem powieści, to wtedy brak odpowiedzi na nie byłby zupełnie normalny, ale przy tak krótkim opowiadaniu wszystko wypada po prostu słabo i widać niedopracowanie. Podobnie ma się rzecz z fabułą, ale o tym też już pisano. No i ostatnie zdanie. Mark usiadł, popłakał i umarł. Serio? :D Jeszcze dużo pracy przed tobą, powodzenia przy następnych tekstach.

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

Jak dla mnie pierwsze zdanie tekstu powinno być dopracowane na maksa. Musi być ciekawe, bądź wprowadzać coś intrygującego, niezwykłego. "Jak co rano wstałem, ubrałem się i razem z Markiem poszliśmy na śniadanie" Twoje zdanie raczej takie nie jest ;) życzę powodzenia ;)

Niestety, skrajnie wtórne koncepcyjne, nielogiczne w założeniach(brzytwa Lema się mi włączyła natychmiast) i szczegółach (ciąża jednodniowa), realizacyjnie – porażka, w dodatku stylistycznie i ortograficznie fatalnie.

 

Mogę się jedynie podpisać pod komentarzami poprzedników. Pomysł może i był, ale realizacja na poziomie kompozycji i założeń niestety go położyła. No cóż, bywa.

Chwytaj przydatne linki:

Dialogi – mini poradnik Nazgula: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794

Dialogi – klasyczny poradnik Mortycjana: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112

Podstawowe porady portalowe Selene: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

Coś o betowaniu autorstwa PsychoFisha: Betuj bliźniego swego jak siebie samego

Temat, gdzie można pytać się o problemy językowe:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/19850

Temat, gdzie można szukać specjalistów do “riserczu” na wybrany temat:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/17133 

Poradnik łowców komentarzy autorstwa Finkli, czyli co robić, by być komentowanym i przez to zbierać duży większy “feedback”: http://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842676 

Powodzenia!

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Obowiązek dyżurnego mnie przygnał do tekstu.

Zgadzam się ze wszystkim co, wspominali przedpiścy. Fabuła nie trzymała się kupy, nie dało się przywiązać do głównego bohatera, który ot tak zrozumiał, że coś jest nie tak.

Antutopia to ciężka sprawa i trzeba się mocno napracować, aby tekst został przyjęty.

Nie porwało mnie :(

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka