- Opowiadanie: Pri - Prolog. Był taki dzień

Prolog. Był taki dzień

Ostatnio wróciłam do pisania po bardzo długiej przerwie i chociaż nie lubię się dzielić swoimi wypocinami, kiedy dopiero próbuję wrócić do formy to zdaję sobie sprawę, że nic tak nie pomaga jak konstruktywna krytyka. Opowiadanie o dość specyficznej wizji przyszłości z lekko humorystycznymi wstawkami raz na jakiś czas ;)

Oceny

Prolog. Był taki dzień

Dzień zero

 

Był taki dzień. Dzień, w którym zmieniło się wszystko. Dzień, w którym…

 

To była moja pierwsza randka od naprawdę dawna. Nigdy nie potrafiłem rozmawiać z kobietami, ale tym razem dostałem swoją szansę. Elizabeth była naprawdę piękna. Miała długie, lekko falowane brązowe włosy, była wysoka i poruszała się z niesamowitą gracją. Nie mogłem uwierzyć, że zgodziła się ze mną wyjść. Zdawało mi się, że to zupełnie nie moja liga. Musiałem się postarać. Właśnie dlatego postanowiłem zabrać ją do mojej ulubionej restauracji w mieście.

– Mam nadzieję, że ci się spodoba – powiedziałem, otwierając przed nią drzwi. Zerknęła na mnie i uśmiechnęła się lekko, chociaż czułem, że miejsce już może jej średnio odpowiadać. Zajęliśmy miejsca i zaczęliśmy przeglądać karty. Zerkałem na nią co jakiś czas, próbując rozgryźć jej obojętny wyraz twarzy, ale nie potrafiłem.

– I co? Wybrałaś coś?

– Hmm… – Przejechała wzrokiem po karcie, po czym wzruszyła ramionami. – Sama nie wiem.

Pokiwałem powoli głową. Sam byłem zdecydowany na wołowinę w sosie własnym. Zawsze ją brałem i jeszcze nigdy mnie nie zawiedli.

– Wiesz, jak chcesz mogę ci polecić…

– Już się zdecydowałam – przerwała mi, odkładając kartę na blat. Uśmiechnąłem się do niej, odchrząknąłem i spuściłem wzrok.

W tym samym momencie do naszego stolika podszedł potwór. Facet miał około dwóch metrów wzrostu, wyglądał jak typowy dzik spędzający na siłowni każdą swoją wolną chwilę. Bliżej mu było do kulturysty niż do trenera fitness. Stanął nad naszym stolikiem i zaczął łypać to na mnie, to na Elizabeth. Nie powiem, że nie przestraszyłem się jego nagłej obecności, bo bardzo się przestraszyłem. Musiałem jednak trzymać pozę.

– Um… Przepraszam, czy jest jakiś problem? – Uśmiechnąłem się do niego, chociaż wydawało mi się, że wyszedł z tego bardziej grymas.

Dryblas zatrzymał na mnie wzrok. Cholera.

– Czy mógłbym przyjąć państwa zamówienie? – spytał tak niskim głosem, jakby mięśnie karku uciskały mu struny głosowe.

Dopiero po jego słowach zauważyłem niewielki notesik i krótki ołówek, który mężczyzna ledwo trzymał ze względu na wielkość swojej dłoni. Zamrugałem parokrotnie. Ach, czyli zatrudnili nowego kelnera. Znakomicie.

– Dla mnie będzie wołowina w sosie własnym, a… dla ciebie, Beth? – Przeniosłem spojrzenie na moją towarzyszkę. Zerknęła na mnie i przewróciła oczami.

– Miałeś tak do mnie nie mówić.

– Och… Jasne, przepraszam.

– Pieczona pierś z kurczaka z pesto i mozarellą – odpowiedziała dryblasowi, który skinął głową i zaczął notować. Westchnąłem i wbiłem wzrok w blat stolika. To była jakaś porażka.

– Kurwa!

Uniosłem głowę do góry, słysząc nagłe przekleństwo. Spojrzałem na kelnera, który ze ściągniętymi brwiami wpatrywał się w złamany ołówek. Wydawał się maleńki w jego ogromnych palcach. Przełknąłem ślinę, ale mężczyzna jedynie warknął pod nosem i schował złamany ołówek do tylnej kieszeni spodni, a następnie wyjął inny z drugiej kieszeni. Skończył spisywać zamówienie, odwrócił się i odszedł w stronę kuchni. Mimowolnie zerknąłem za nim. Obie tylne kieszenie spodni miał wypełnione ołówkami – jedną złamanymi, drugą nowymi. Pokręciłem z niedowierzaniem głową.

– Musi być trudno pisać z takimi wielkimi łapami – zaśmiałem się, ale Elizabeth tylko rzuciła mi ostrzegawcze spojrzenie i wróciła do przeglądania czegoś w telefonie.

Momentalnie zamilkłem. Zastukałem nerwowo palcami o blat stolika, szukając jakiegoś dobrego tematu, żeby zacząć rozmowę.

– To… Co sądzisz o…

– Czekaj, nie teraz – przerwała mi poirytowana, z ożywieniem przesuwając palcem po ekranie. Posłusznie się zamknąłem i postanowiłem pójść w jej ślady. Wyjąłem komórkę z kieszeni marynarki. Przez obecność Elizabeth nie mogłem się na niczym skupić, więc przez jakiś czas po prostu przesuwałem palcem po przezroczystym, cieniutkim ekranie. Nie trwało długo zanim dryblas wrócił z naszymi zamówieniami. Tym razem postanowiłem zerknąć na plakietkę, widniejącą na jego piersi. „Billy”. Boże, co za ironia.

– Pieczona pierś z kurczaka z pesto i mozarellą – odezwał się kelner, stawiając talerz przed moją towarzyszką – I pieczona wołowina w sosie własnym. – Wylał nieco sosu na stół, przysuwając mi moje zamówienie i nie pokłopocił się, by choćby przeprosić. Przychodzenie do tak staromodnych knajp było jednak męczące.

– Od dawna pan tu pracuje? – zagadnąłem, patrząc na mężczyznę. Już miał odchodzić, ale słysząc pytanie zatrzymał się.

– No, dosyć od niedawna, bo ja to generalnie z zamiłowania ornitologiem jestem – odpowiedział tym swoim niskim głosem. Ornitologiem… Doprawdy.

– Och, rozumiem. – Uśmiechnąłem się z zakłopotaniem. – No nic, dziękuję.

Jednak dryblas nie odszedł, uśmiechnął się do mnie – o wiele sympatyczniej niż się tego po nim spodziewałem i kontynuował:

– Wie pan, mam nawet kanarka. Tylko na tyle mogę sobie pozwolić, bo w małym mieszkaniu za wiele ptactwa to się nie zmieści, pan rozumie…

– Słuchaj – zerknąłem jeszcze raz dla pewności na plakietkę – Billy, ja naprawdę…

– Przepraszam, pójdę przypudrować nosek. – Elizabeth, która do tej pory milczała i w spokoju jadła zamówione danie, wstała. Wzięła torebkę i odeszła od stolika. Ja zamilkłem, a Billy spojrzał za nią.

– Już nie wróci – poinformował mnie. Spojrzałem na niego z oburzeniem. Co on w ogóle sobie wyobraża?!

– Skąd takie przypuszczenie?! Elizabeth jest bardzo sympatyczną…

– Tuż przed drzwiami do łazienki odbiła i poszła do wyjścia.

Co.

– Ale… – Obejrzałem się szybko przez ramię i faktycznie, przez okno zobaczyłem Elizabeth przechodzącą przez przejście dla pieszych. – Ech, kurwa…

 

Raczej niezbyt udana randka. Nie pierwsza taka. Nie chciałem się zbytnio przejmować, ale tym jednym razem naprawdę miałem nadzieję, że się uda. Podniosłem głowę, ulice wydawały się dziś wyjątkowo zatłoczone. Przeszedłem na przystanek autobusowy i stanąłem z tyłu. Zwykle starałem się stać na uboczu, nie lubiłem przykuwać cudzej uwagi. Lubiłem obserwować. Akurat mój wzrok przyciągnęła młoda dziewczyna, także czekająca na przystanku. Była naprawdę drobna, o bujnych, brązowych, lśniących włosach, opadających na jej chude ramiona. Ubrana była w zwiewną, czerwoną sukienkę, którą co jakiś czas delikatnie podwiewał wiatr. Ze spokojną miną wpatrywała się przed siebie. Nie mogłem tego przepuścić, wywarła na mnie tak silne wrażenie! Miała takie głębokie spojrzenie, niebieskie oczy kontrastujące z brązową barwą włosów…

Podszedłem do niej, czując, że serce zaraz rozniesie mi pierś. Uśmiechnąłem się do niej lekko

– Dzień dobry, strasznie tłoczne dziś ulice, prawda? – zagadnąłem, jednak ta nie zaszczyciła mnie nawet spojrzeniem. Byłem do tego przyzwyczajony, a jej uroda, aura, która od niej biła nie pozwoliły mi zrezygnować. Już miałem zagadywać dalej, kiedy zaczął podjeżdżać autobus. Dziewczyna wystąpiła lekko na przód.

– Och, to pani autobus? – spytałem, patrząc jak dalej mnie ignoruje i kieruje się w stronę zatrzymującego się pojazdu. Nie mogłem oderwać od niej wzroku.

Szczególnie w momencie, w którym weszła w autobus. Dokładnie tak, nie weszła DO autobusu. Weszła prosto W autobus, a następnie przeszła z drugiej strony.

Koniec

Komentarze

Mam duży problem z wrzucanymi do poczekalni tego rodzaju fragmentami. Przez cały tekst nic właściwie ciekawego się nie dzieje, coś niezwykłego (choć niepowalającego) rzucasz na sam koniec, co sprawia wrażenie, że miałaś ten jeden pomysł, dopisałaś do niego początek i nie wiesz, co ma być dalej. Może jednak warto było napisać jakiś fabularnie sensowniejszy kawałek i dopiero w takiej formie wrzucić (najlepiej na betę, nie do poczekalni)? Bo co tu właściwie oceniać? Akcji jest jak na lekarstwo, o postaciach nic właściwie nie wiemy, stylistycznie i językowo bardzo tak sobie.

 

“Musiałem jednak trzymać pozę.” ?? Usiłowałam wyguglać, czy “trzymać pozę” jest jakimś środowiskowym frazeologizmem, ale nic mi nie wyszło, choć oczywiście zarówno internety jak i ja mogą się mylić. Niemniej jeśli to bardzo niszowe – a nie po prostu niepoprawne – sformułowanie, to nie pasuje do całości tekstu, który napisany jest językiem pozbawionym jakichkolwiek stylistycznych cech dystynktywnych.

 

“spytał tak niskim głosem, jakby mięśnie karku uciskały mu struny głosowe” – to się kupy nie trzyma. Im niższy dźwięk, tym struna musi być dłuższa (kontrabas vs skrzypce), a ogólnie ucisk na struny głosowe powoduje głównie charczenie, na pewno nie czysty niski dźwięk.

 

“odpowiedziała dryblasowi” – określenie dryblas nie pasuje do opisu osobnika. SJP PWN: “dryblas pot. «wysoki, niezgrabny chłopak lub młody mężczyzna» “

 

“nie pokłopocił się” – nie ma takiego czasownika

 

“– No, dosyć od niedawna, bo ja to generalnie z zamiłowania ornitologiem jestem – odpowiedział tym swoim niskim głosem. Ornitologiem… Doprawdy.” Dopowiedzenie od bohatera/narratora powinno być w nowym akapicie

 

“– Przepraszam, pójdę przypudrować nosek.” – znam bardzo dobrze ten eufemizm, ale też mi jakoś tu nie pasuje. Może dlatego, że o bohaterce nie wiemy kompletnie nic i taki anachronizm wydaje się… no, anachronizmem, a nie charakterystyką pośrednią

 

“Co.” – raczej z pytajnikiem

 

“niebieskie oczy kontrastujące z brązową barwą włosów” – wydaje mi się, że to nie aż tak rzadkie zestawienie, żeby miało zwracać uwagę…

 

“Uśmiechnąłem się do niej lekko” – brak kropki

 

“– Dzień dobry, strasznie tłoczne dziś ulice, prawda? – zagadnąłem, jednak ta nie zaszczyciła mnie nawet spojrzeniem.” → jednak ona, a jeszcze lepiej: ona jednak

 

“Byłem do tego przyzwyczajony, a jej uroda, aura, która od niej biła nie pozwoliły mi zrezygnować.” → ale jej uroda…; brak przecinka po biła

 

“Dokładnie tak, nie weszła DO autobusu.” – paralelizm paralelizmem, ale DO autobusu się wsiada. Ewentualnie: do wnętrza autobusu

 

http://altronapoleone.home.blog

Kilka uwag czysto redakcyjnych:

“czułem, że miejsce już może jej średnio odpowiadać.” → niezręczne. Może lepiej: “że już samo miejsce może…”

“Zawsze ją brałem i jeszcze nigdy mnie nie zawiedli.” → też niezręcznie; musiałam chwilę pomyśleć, że “nie zawiedli” odnosi się do personelu restauracji/kucharzy; “nigdy się nie zawiodłem”?

“Pokłopocić” też jakoś tak nie bardzo po polsku mi brzmi.

 

Głównym problemem z tym tekstem nie jest jednak moim zdaniem jego strona techniczno-językowa, tylko fabuła, a raczej jej brak. Może fragment jest za krótki – ale w tej postaci sprawia wrażenie wysilonego, niezbyt zabawnego i opartego na schematach dowcipu, tyle że pozbawionego puenty. Bohaterowie wydają się antypatyczni i sztampowi, a przy tym – dość nieciekawi (bohater – antypatyczny podrywacz bez sukcesów, Elisabeth – płytka i wredna, kelner już w ogóle jak z dowcipu). Poza tym – do czego ta scenka z kelnerem i randka z Elisabeth ma prowadzić, skoro ostatecznie chodzi o to, że jakaś zupełnie inna (ale też piękna…) dziewczyna przeszła przez autobus? Jeżeli wyjaśniasz to w dalszej części tekstu, to może warto byłoby dobrać inny fragment?

 

ninedin.home.blog

Z tego fragmentu rzeczywiście niewiele wynika, byłoby dobrze wrzucić przynajmniej tyle tekstu, żeby dobrnąć do jakiejś klamry i zajawić dalszy rozwój intrygi.

Natomiast podobają mi się radosne i wdzięczne sformułowania, które moje poprzedniczki uznały za błędne. “Trzymać pozę” albo “nie pokłopocił się”.

Widać, że bawisz się przy pisaniu i to jest fajne.

Sytuacja przy stole była dziwaczna i właśnie ta dziwaczność przykuła moją uwagę.

Widmowa dziewczyna ni z gruszki, ni z pietruszki: prawdę rzekłszy, to umieszczony przez Ciebie fragment wygląda jak typowe “hero introduction”, a duch stanowi “call to adventure”. Na tym etapie ciężko oceniać fabułę, bo to rzeczywiście prolog.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

O tym fragmencie można powiedzieć tylko, że stylistycznie okej, poza paroma niezręcznościami, wychwyconymi przez poprzedników. I tyle, bo cała scenka kompletnie nic nie mówi o fabule całości, o świecie, w zasadzie nawet o bohaterach. Kelner jest charakterystyczną postacią, ale bez wiedzy, czy będzie miał do odegrania jakąś rolę w cale historii, czy jest po prostu elementem humorystycznym, wprowadzonym od czapy, nie może zainteresować. Elizabeth nie rozumiem zupełnie – ktoś ja do tej randki zmusił, że od początku była sfochowana i urwała się bez słowa przy pierwszej okazji? Nie wiedziała z kim się umawia? O co w ogóle jej chodziło? 

Motyw chudej dziewczyny, przenikającej autobus wzbudza jakieś zainteresowanie, ale byłoby dokładnie tak samo, gdybyś wstawiła dosłownie cztery zdania opisu nieudanej randki i samo zakończenie scenki. 

Czekam na dłuższy fragment, bo ten nie wystarczy, bym ukuł jakąś konkretną opinię. 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

A mnie się podoba fabuła. Bardzo mnie rozbawił umięśniony kelner i jeszcze klnie, skubany…

Jestem ciekawy, co będzie dalej.

 

Nie podoba mi się styl, ale może to kwestia gustu? Nie podoba mi się też styl Sapkowskiego – dodam na pocieszenie ;)

 

Drobna uwaga:

 

Zdawało mi się, że to zupełnie nie moja liga.

 

Nie wierzę, że jakiś facet jest zdolny do takiej refleksji…

No cóż, zaciekawiła mnie tylko wnikająca w autobus dziewczyna, czyli trzy ostatnie zdania. I tak po prawdzie, to nie bardzo wiem, czemu służy to wszystko, co wydarzyło się wcześniej.

Wykonanie pozostawia sporo do życzenia.

 

spę­dza­ją­cy na si­łow­ni każdą swoją wolną chwi­lę. –> Zbędny zaimek. Czy mógł tam spędzać cudze chwile?

 

Unio­słem głowę do góry… –> Masło maślane. Czy mógł unieść głowę do dołu?

 

Nie trwa­ło długo zanim dry­blas wró­cił z na­szy­mi za­mó­wie­nia­mi. –> Co nie trwało długo?

Proponuję: Nie minęło wiele czasu, gdy dry­blas wró­cił z na­szy­mi za­mó­wie­nia­mi/ daniami.

Poznaj znaczenie słowa zanim.

 

i nie po­kło­po­cił się, by choć­by prze­pro­sić. –> Czy pokłopocić się to regionalizm?

Proponuję: …i nie raczył choć­by prze­pro­sić. Lub: …i nie pokwapił się, by choć­by prze­pro­sić.

 

ale tym jed­nym razem na­praw­dę mia­łem na­dzie­ję… –>… ale tym razem na­praw­dę mia­łem na­dzie­ję

 

o buj­nych, brą­zo­wych, lśnią­cych wło­sach, opa­da­ją­cych na jej chude ra­mio­na. –> Zbędny zaimek. Czy włosy dziewczyny mogły opadać na cudze ramiona?

 

Ze spo­koj­ną miną wpa­try­wa­ła się przed sie­bie. –> Ze spo­koj­ną miną patrzyła przed sie­bie.

Wpatrujemy się w coś, a dziewczyna tylko patrzy.

 

Dziew­czy­na wy­stą­pi­ła lekko na przód. –> Na przód czego wystąpiła?

A może: Dziew­czy­na wy­stą­pi­ła lekko naprzód. Lub: Dziew­czy­na zrobiła mały krok do przodu.

 

We­szła pro­sto W au­to­bus, a na­stęp­nie prze­szła z dru­giej stro­ny. –> Mam wrażenie, że raczej: We­szła pro­sto W au­to­bus, a na­stęp­nie wy­szła z dru­giej stro­ny.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Muszę przyznać, że z początku byłam lekko przestraszona dwoma pierwszymi komentarzami, ale im dalej w krytykę, tym lepiej się czułam. Przede wszystkim chciałabym wszystkim podziękować za poświęcenie czasu i wielką pomoc, bo już to 6 komentarzy nauczyło mnie bardzo dużo (chociażby znaczenia słowa “zanim”, którego jak się okazuje do tej pory dobrze nie znałam!). Wezmę wszystkie rady do serca :)

Jeśli chodzi o bohatera, nie jest on nieudolnym podrywaczem, co raczej… Życiową gapcią. Wszelkie kontakty z ludźmi kończą się niezręcznie, unika konfliktów, zakłada same czarne scenariusze i potyka się na prostej drodze. Rozumiem, że po samym prologu tego kompletnie nie widać i po ponownym przeczytaniu go sama zauważyłam, że zdaje się być jedynie wyjątkowo kiepskim podrywaczem. Mam nadzieję, że jeśli jeszcze wrzucę bardziej odpowiedni fragment z tego opowiadania, będzie okazja lepiej go poznać.

Co do samego fragmentu, muszę przyznać, że faktycznie nie jest zbyt fortunny. Zrozumiałam, że nie do końca dobrze zinterpretowałam o co chodzi w dodawaniu fragmentów, a nie widziałam za bardzo innej opcji, aby wstawić prolog/początek do mojego opowiadania, w którym to właśnie końcówka ma intrygować. Teraz już wiem, jak to działa :P I zdecydowanie następnym razem będę wrzucać na betę, nie na poczekalnie.

 

~

Chętnie zajrzę do większego objętościowo fragmentu tekstu, może wtedy lepiej odda on sprawiedliwość Twoim zamiarom.

ninedin.home.blog

Czytało się nieźle, ale nie mam pojęcia, po co jest pierwsza część.

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka