- Opowiadanie: SIMON ITALIANO - HVM4N 2.0

HVM4N 2.0

Główny bohater wyrzucony z pracy i poszukujący miejsca na świecie, dostaje drugą szansę na lepszą przyszłość! Ma zostać testerem nowej i bardzo niebezpiecznej technologii. Szybko zostaje wplątany w wir tajemnic i sekretów z przeszłości firmy, do której został przyjęty.

 

Opowiadanie z elementami filozofii i zwrotami akcji, niczym z filmów Davida Finchera. Wszystko przyprawione jest grozą i tajemnicą. Tekst skłania do rozważań, nad swoim życiem.

 

Życzę miłego czytania – autor (Szymon Włoch).

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

HVM4N 2.0

Rozdział 1

Cztery ściany

Nie powinienem już o niej więcej myśleć. Nie zasłużyła więcej na ani jedną sekundę mojego czasu. Mimo to co noc mi się śni. Co ona ze mną zrobiła! Zostawiła mnie samego z moimi kredytami i problemami. Po rozstaniu z nią czułem się wciąż samotny i bezradny, mimo to powoli się uspokoiłem i zapaliłem kolejnego papierosa, od których cuchnął już cały dom. Moja codzienna dieta od jakiegoś czasu była bardzo uboga. Jedyne czego było mi trzeba to wódka, papierosy i jabłka. Na resztę jedzenia nie miałem najmniejszej ochoty i czułem obrzydzenie, na samo wspomnienie smaku innych potraw. Poukładałem myśli i postanowiłem zadzwonić do Marcina z nadzieją, że mu się wygadam… i ewentualnie poproszę o małą pożyczkę. Odebrał jak zwykle pełnym energii głosem, którego mu cholernie zazdrościłem. Zresztą nie tylko głos i samopoczucie miał lepsze ode mnie. Był niczym ulepszona wersja mnie i często zadawałem sobie pytanie: „Jak on to robi?”

Przyszedł jak zwykle punktualnie. Miał na sobie elegancki garnitur za pięćset dolarów i perfumy za drugie tyle. Czułem się przy nim niczym robak, ubrany w dres, przesiąknięty zapachem taniej wódki i ruskich papierosów. Pewnie już dawno bym nie kontynuował tej znajomości, ale nie mam innych przyjaciół, a z Marcinem znam się od podstawówki.

– Wybacz, że przyszedłem ubrany w służbowy garnitur, ale nie miałem czasu się przebrać, musiałem się zająć moim malutkim Tomeczkiem, bo Sylwia została dłużej na zajęciach jogi – przywitał się ze mną „Idealny Marcin” i zaczął swój długi monolog o cudownej żonie, malutkim synku i sprawach biznesowych, dobijając mnie tym jeszcze bardziej. Po co ja go w ogóle zaprosiłem? – Tomek rośnie jak na drożdżach! Mówię ci, że go nie poznasz jak się spotkacie! Kiedy ostatnim razem go widziałeś?

– Nigdy – odpowiedziałem coraz bardziej zobojętniałym głosem. – Nie zaprosiliście mnie do siebie od roku a ostatnim razem widziałem cię na ślubie Jurka.

– Aaaa… no bo wiesz jak to z… eee… z tą pracą! Moja firma ostatnio rozkwita i dużo roboty jest. Urwanie głowy z tymi pracownikami, ale opłaca się, ponieważ zyski są coraz większe…

Więcej go już nie słuchałem. Wpatrywałem się jedynie tępym wzrokiem w kanapę, na której siedzieliśmy i przypominałem sobie, jak oglądałem na niej jakieś gówniane programy telewizyjne, razem z moją byłą, Nikolą. Ciężko mi się nawet wypowiada jej imię, ponieważ wracają wtedy wspomnienia, które znów rozdrapują moje rany. Mimo to potrzebuję do nich wracać, niczym narkoman do heroiny. Kiedy tak leżałem z nią, nie ważne było co leci w telewizji, po prostu cieszyliśmy się swoim towarzystwem i było nam razem dobrze. Teraz pewnie leży nago u jakiegoś bogacza, podcierając się jego pieniędzmi. Suka.

Reszty wieczoru z Marcinem nie pamiętam. Chyba urwał mi się film, bo obudziłem się z bólem głowy i wódką w ręce. Taki typowy wieczór po rozstaniu z Nikolą, a raczej jej nagłym odejściu, bo rozstaniem tego raczej nazwać nie można. Na sofie, w miejscu gdzie siedział Marcin, znalazłem list, do którego dołączona była ulotka. Wiadomość brzmiała tak: „Drogi Adamie, wiem jak ciężko Ci po rozstaniu z Nikolą i ile masz problemów finansowych. Chciałbym jakoś pomóc, no ale wiesz, firma kosztuję, dlatego postanowiłem zostawić tą ulotkę…” Reszty tych wypocin nie czytałem, tylko zmiąłem list i wyrzuciłem go do kosza. Sprawdziłem natomiast ulotkę, a właściwie ogłoszenie o pracę. Była zrobiona dosyć minimalistycznie, żadnych rysunków, ani kolorowych literek. Tylko pogrubiony nagłówek i obrazek ekskluzywnej willi pośrodku gigantycznego ogrodu. Przeczytałem wstęp: „Chcesz zarobić fortunę w krótkim czasie, za lekką i przyjemną pracę!?” Bardziej nadużywanego i irytującego nagłówka, chyba jeszcze nigdy nie słyszałem.. Mimo to przeczytałem ją do końca: „Potrzebujemy młodego i inteligentnego mężczyzny, który będzie mógł wyjechać z domu na tydzień, do centrum badawczego, aby pomóc w testowaniu nowej technologii. Gwarantujemy: dobre warunki pracy, świetną atmosferę, a przede wszystkim DUŻE ZAROBKI!!! Jeśli jesteś zainteresowany, dzwoń…” Reszty nie zdążyłem doczytać bo usłyszałem pukanie do drzwi. Czyżby to Marcin czegoś zapomniał? „Otwieraj Adam! Wiemy, że tam kurwa jesteś! Przyszliśmy po pieniądze, które pożyczyłeś dwa miesiące temu! Termin minął!” – w całym bloku dało się słyszeć krzyki nawalonego gangstera. Musiałem szybko coś wymyśleć. Nie miałem ani grosza przy duszy, lecz oni jak się o tym dowiedzą nie będą się ze mną patyczkować, tylko w najlepszym wypadku mnie pobiją i wrócą za dwa dni. Przez chwilę patrzyłem z nadzieją na ulotkę, myśląc sobie: „Obyście mnie nie zawiedli!” Błyskawicznie ubrałem kurtkę, wziąłem w rękę ogłoszenie i wyskoczyłem przez balkon z pierwszego piętra. Na szczęście wpadłem w krzaki i pomimo rozbitego nosa i kilku siniaków nic mi się nie stało. Przebiegłem kilka przecznic, następnie zatrzymałem się, starając złapać dech w piersiach. Wyciągnąłem komórkę z kieszeni i zadzwoniłem pod wskazany na ulotce numer.

– Halo – w słuchawce dało się słyszeć bardzo słodki kobiecy głos. Powiedziałbym nawet, że za słodki i nienaturalny, jakby przepuszczony, przez jakiś specjalny modulator. – Pan Adam Dąbrowski? Czekaliśmy na pana.

W co ja się wpakowałem?

Rozdział 2

Król marionetek

Jestem ubrany w starą, śmierdzącą kurtkę. W kieszeni mam zaledwie kilka wymiętych dolarów i starą komórkę. Siedzę w jednym z najnowocześniejszych samolotów na świecie, z klimatyzacją, stewardesami i chłodzonymi drinkami. Śmieszna ironia. Rozmyślając o tym, zaśmiałem się cicho pod nosem. Stewardesa, siedząca naprzeciwko mnie spojrzała na mnie i również odwzajemniła mój humor, śmiejąc się swoim słodkim głosem… Wręcz za słodkim.

– Cieszymy się, że zadzwonił pan do nas – powiedziała dziewczyna. – Pana przyjaciel, Marcin, mówił o panu same dobre rzeczy!

Chyba będę mu musiał za to kiedyś podziękować… chyba.

– Tak, Marcin to mój świetny kumpel – odpowiedziałem z wymuszonym uśmiechem na twarzy. – Zna go pani?

– Tylko z opowiadań od szefa. Robią razem interesy i bardzo dobrze im to ostatnio wychodzi. Nasza firma ma o dwadzieścia procent więcej dochodów, niż w zeszłym roku. To duży progres!

– Nie wątpię. Ojejku, tyle się dzisiaj dzieje, że nawet zapomniałem się zapytać jak się pani nazywa.

– Proszę mi mówić Ewa.

– Miło poznać. Ja jestem Adam.

– Heh, mamy imiona jak pierwsi ludzie.

– Eeee… a tak, racja! Przepraszam, ale przeżywam rozstanie i jestem chwilami trochę zamyślony.

– Nie ma najmniejszego problemu. Rozumiem w stu procentach. Ja również niedawno nieszczęśliwie się zakochałam.

– Przepraszam. Nie chcę rozdrapywać starych ran.

– Nie przejmuj się, już wszystko dobrze. Mój szef się mną zaopiekował i pomógł w trudnym momencie. Musisz go poznać! Na pewno się polubicie.

– Jak długo dla niego pracujesz?

– Można powiedzieć, że całe życie.

Bardzo dobrze mi się z nią rozmawiało. Chciałem się jej o coś jeszcze zapytać, lecz dźwięk autopilota w głośnikach zakomunikował, że za pięć minut będziemy lądować i należy zapiąć pasy.

Po wyjściu z samolotu ujrzałem gigantyczny budynek. Wyglądał identycznie jak na ulotce, którą dostałem. Na lotnisku czekał na nas niepozorny staruszek z siwizną na głowie i laską, którą się podpierał. Był ubrany cały na biało, a na ręce miał złoty zegarek.

– Wreszcie jesteś! – zawołał do mnie staruszek – Już nie mogłem się doczekać! Nazywam się Jakub. Jestem właścicielem tego ogrodu, który nas otacza i szefem wszystkich laboratoriów i centr badawczych na jego terenie. Ponadto jestem profesorem i twoim szefem, czyli najlepszym co mogło cię spotkać!

– Na…nazywam się, Adam – jąkałem się ze stresu. Chyba dopiero teraz zaczołem sobie zdawać sprawę w jakim gigantycznym przedsięwzięciu biorę udział. – Niezmiernie dziękuję za zaproszenie.

– Ależ żaden problem! Wiem, że możesz być lekko zestresowany, z uwagi na nadmiar informacji i wydarzeń na raz, ale nie martw się. Zapraszam cię do środka budynku, podpiszemy tam, na spokojnie, wszystkie formalności, a ty Ewo przynieś nam jakieś dobre wino!

Wnętrze budynku było zrobione niezwykle nowocześnie. Dzięki gigantycznym oknom można było zobaczyć piękny ogród, a w nim ogrodników pielęgnujących egzotyczne rośliny. Pan Jakub podszedł do mnie i podał mi arkusz do uzupełnienia:

„Płeć: Mężczyzna.

Wiek: Dwadzieścia pięć lat.

Status: Wolny.

Wzrost: Metr osiemdziesiąt.

Poprzednie wykonywane zawody/zawód: Informatyk, grafik komputerowy, projektant.

Nauczone języki: Angielski, niemiecki.

Zastrzeżenia zdrowotne/alergie: Brak.

Przez siedem dni będzie Pan/Pani uczestniczył/a w eksperymencie, polegającym na testowaniu nowej technologii, produkowanej przez firmę „FVTVRE Company”. Rzeczy, które Pan/Pani tutaj zobaczy/usłyszy są ściśle tajne i nie mogą być nigdzie publikowane, bez zgody producenta. Łączne wynagrodzenie wynosi trzydzieści tysięcy dolarów.

Podpis: Adam Dąbrowski.

– Gratuluje, zostałeś przyjęty! – powiedział ucieszonym głosem profesor – Napijmy się wina i zjedzmy coś. W misce, na stole leżą jabłka. Wiem, że bardzo je lubisz, więc częstuj się dowoli!

– Przepraszam, ale skąd pan wie, że lubię jabłka? – powiedziałem mocno zdezorientowany i zaskoczony.

– Eee… no bo zgadywałem! Masz na imię, Adam, więc pewnie lubisz jabłka, jak w tej historii.

– Aha… – odpowiedziałem nieufnie – Za wino podziękuję, ostatnio za dużo piję alkoholu, ale jabłko chętnie zjem. Czemu akurat ja zostałem wybrany do tych badań?

– Pomimo, że jesteśmy jedną z największych firm na świecie, to cenimy sobie prywatność i dyskrecję. Ofertę, którą ci zaproponowaliśmy, otrzymało poza tobą jeszcze tylko dziewięć osób, których od jakiegoś czasu obserwowaliśmy. Niestety nikt oprócz ciebie nie zgodził się wziąć w naszym badaniu udziału. Wszyscy szukali wymówek: „Żona mi nie pozwoli na tyle wyjechać. Mam dobrze płatną pracę i nie potrzebuję ryzyka.” Idioci nawet nie wiedzą jaka okazja im uciekła koło nosa. Natomiast ty, zdolny informatyk, wyrzucony niedawno z pracy, bez żony i dzieci, jesteś idealnym kandydatem!

– Miło mi to słyszeć, jednak dalej nie mam pojęcia, co właściwie mam testować.

– Ewa, podejdź tu! – stewardesa stanęła obok profesora – To jest Ewa, moja asystentka, stewardesa, kucharka, towarzyszka, a przede wszystkim moje dzieło i obiekt, który będziesz badał przez najbliższy tydzień. Pokaż nam co skrywasz. Nie wstydź się!

Asystentka zaczęła rozpinać guziki koszuli, a następnie ściągać ją powoli. Po chwili stała przed nami zupełnie naga. Była naprawdę ładna. Jej okrągłe piersi idealnie współgrały z zielonymi oczami. Delikatna skóra wyglądała, niczym płatek śniegu, dopóki nie zaczęła się nagle dematerializować! W kilka sekund zniknęła z niej cała skóra i zamiast atrakcyjnej brunetki o zielonych oczach ukazał się android niczym z Terminatora!

– Adamie, poznaj moje dzieło: „Ewę-12” – powiedział profesor, ciesząc się, że udało mu się mnie zaszokować.

– Dla… dla… dlaczego dwanaście? – ze zdumienia nie mogłem się nawet wysłowić.

– Ponieważ to model dwunasty Ewy.

– Czyli przed nią było jeszcze jedenaście innych, gorszych wersji, Ewy?

– Tak. Każdą kolejną wersję udoskonalałem i dodawałem nowe funkcje. Oczywiście nie zrobię z niej nagle ninja, ani żołnierza, od tego mam inne modele i innych testerów. Ci ludzie, którzy pracują w ogrodzie, to tak  naprawdę roboty z serii „Gardener”. Mają bardzo uproszczony system operacyjny, a ich jedynym zadaniem jest praca w ogrodzie. Androidy z serii „Ewa” mają być w przyszłości sprzedawane jako służące, sprzątaczki i kochanki. Ich system operacyjny zaprojektowałem tak, aby były posłuszne właścicielowi i nie miały odmiennych poglądów od normy, przy czym mają być czułe i zawsze chętne do wysłuchania i wsparcia. Według mnie to taka „kobieta idealna.” Nigdy cię nie zostawi, ani nie będzie miała fochów. A kiedy ci się znudzi można ją wyłączyć, albo kupić nowy model.

– Przecież to nieludzkie! Jak możesz więzić tutaj te androidy i sprzedawać je niczym niewolników!

– Po pierwsze, gdyby nie ja, one by nie istniały. To ja jestem ich stwórcą. Po drugie, to tylko roboty, nie mają własnej świadomości, ani wolnej woli. Co prawda cały czas nad tym pracuję i jest to moje marzenie, żeby stworzyć androida, który nie będzie wiedział, że jest robotem, posiadał wolną wolę i podejmował samodzielnie decyzje. Kiedy coś mu się nie uda, będzie smutny, a jak coś osiągnie ogarnie go duma i euforia, ale nie dlatego, że ja mu wgram te emocję, tylko dlatego, że jego organizm sam je wytworzy. Jednym słowem, pragnę stworzyć nowy wariant człowieka, ale to tylko marzenie, które się pewnie nigdy nie spełni.

– To skomplikowanie co pan mówi. Nie mogę znaleźć różnicy pomiędzy Ewą a „ulepszonym człowiekiem”, o którym pan marzy.

– Jeśli się zapytasz Ewy jaki jest jej ulubiony kolor, ona odpowie: niebieski, ale nie dlatego, że naprawdę podoba jej się ten kolor, tylko ja ją tak zaprogramowałem, wpisując odpowiednie odpowiedzi w systemie operacyjnym, podczas jej tworzenia. Natomiast android z moich marzeń będzie lubił niebieski, ponieważ zobaczy piękne błękitne morze i sam wtedy zdecyduje, że to jego ulubiony kolor. Ewa nie potrafi się naprawdę zakochać, daje tylko takie złudne poczucie swojemu właścicielowi, za które on będzie płacił. Kiedy ją uderzę to rozpłacze się, ponieważ zaprogramowałem ją tak, natomiast po pięciu minutach o tym zapomni. Dzięki regularnym testom mogę ją coraz bardziej ulepszać, żeby użytkownik miał lepsze doznanie iluzji. Business is business, no hard feeling. Jeśli ci to przeszkadza, możesz w każdej chwili wrócić do swojego mieszkania i tkwić w stagnacji, bez pieniędzy i dziewczyny. Świat się zmienia i albo się do niego dostosowujesz, albo on cię połknie. Co wybierasz?

Byłem w szachu. Nie miałem do czego wracać, a tutaj czekała mnie świetlana przyszłość i pieniądze. Postanowiłem zostać. Pan Jakub zaprowadził mnie do pokoju, w którym miałem przez ten czas mieszkać. Następnie pożegnał się ze mną i ruszył w kierunku swojej sypialni, zostawiając mnie samego z moimi myślami.

Rozdział 3

Adam i Ewa

– Wcześnie dziś wróciłeś – powiedziała Nikola zamykając drzwi do mieszkania.

– Wywalili mnie z roboty – odpowiedziałem ponuro.

Nikola zatrzymała się na chwilę w bezruchu. Wpatrywała się we mnie zdziwionym wzrokiem, ja natomiast unikałem jej spojrzeń, czując obrzydzenie do samego siebie. Nikola przekręciła do końca klucz w zamku w drzwiach. Następnie odłożyła siatki z zakupami w kuchni i położyła się koło mnie na sofie. Trwaliśmy tak w bezruchu kilkanaście minut. W pomieszczeniu panowała niezmącona cisza i jedyny odgłos, który dało się słyszeć to spadające krople na parapet.

– Dziękuję ci – szepnąłem jej na ucho.

– Za co? – odpowiedziała zdziwiona.

– Nie oceniasz mnie i nie próbujesz mnie nadaremno pocieszać, nic nie wartymi słowami. Po prostu jesteś przy mnie i jest to dla mnie cenniejsze niż wszystko inne.

Potem zaczęliśmy się śmiać, zapominając o wszystkich smutkach, które nas dziś dotknęły.

***

„Dzień dobry! Wybiła godzina ósma rano, jest to idealny czas na pobudkę. Życzę miłego dnia.” – z głośników, rozmieszczonych w różnych miejscach na suficie, dało się słyszeć spokojny męski głos, który wyrwał mnie z mojego snu.

– Dzięki szmato! – odpowiedziałem wkurwiony – Obudziłeś mnie!

Czułem gorycz, jakbym został wyrzucony z krainy marzeń, do której już nigdy miałem nie wrócić. Położyłem się znowu i przykryłem się kołdrą, próbując wrócić do wyimaginowanej krainy. Niestety bezskutecznie, ponieważ znów usłyszałem głos w głośnikach:

– Nawzajem.

– Rozumiesz co do ciebie mówię?! – podskoczyłem przestraszony na łóżku.

– Oczywiście. Jestem androidem od spraw domowych, a nie szmatą. Jeśli nie rozróżnia pan tych rzeczy to radzę pójść do lekarza.

– Widzę, że nawet zabawny jesteś jak na gospodynię domową. Zrób mi kawę.

– Proszę, przepraszam, dziękuję. To słowo nic nie kosztuje! – w głośnikach dało się słyszeć piosenkę, którą uczyłem się śpiewać w przedszkolu. Poczułem się lekko zażenowany.

– Proszę, zrobisz mi kawę?

– Oczywiście.

– Dziękuję… szmato.

– Przypominam panu, że jest pan umówiony na testowanie androida „Ewa-12” na godzinę dziewiątą, więc radzę wypić szybko kawę, bo musi się pan jeszcze umyć. Androidy też czują smród.

– Hahaha, bardzo śmieszne. Już idę się myć a ty rób tą kawę!

Po pięciu minutach wyszedłem z łazienki, poszedłem do kuchni i spojrzałem na ekspres do kawy. Tam czekała już na mnie filiżanka, wypełniona po brzegi gorącą kawą.

– Z tego co wiem, ludzie powinni myć włosy szamponem, a nie zimną wodą – powiedział głos androida, dobiegający z głośników.

– Kurde, skąd wiesz, że nie umyłem włosów szamponem! – krzyknąłem podenerwowany.

– Wiesz co to kamera?

– W toalecie jest jakaś kamera?!

– W całym domu. Są bardzo małe i dobrze ukryte, dlatego ich nie widziałeś. Mieszkanie posiada również głośniki, dzięki którym mogę z tobą rozmawiać, czujniki zapachów, ruchu i ognia.

– Po co to wszystko?

– To pomysł pana Jakuba.

– Zboczeniec z niego, że kamery w kiblu mi zamontował?!

– W każdym mieszkaniu znajdują się kamery i każdy mieszkaniec obiektu ma swojego androida-domowego, który mu pomaga. Nagrania z kamery są przeze mnie sprawdzane i jeżeli coś wyda mi się podejrzanego lub dziwnego, wysyłam to panu Jakubowi.

– Czyli nie wyślesz mu mojej wypowiedzi o nim i zboczeńcach?

– Jeśli ładnie poprosisz…

– Proszę?

– Dobra niech ci będzie. Przypominam, że za niedługo ma pan pierwsze testy z Ewą.

– Masz w ogóle jakieś imię?

– 9048596…

– Dobra, nazwę cię „Albert”. Teraz muszę lecieć. Trzymaj się, Szmato.

– Nawzajem.

***

Test – dzień pierwszy.

Umówiłem się z Ewą, na pierwsze spotkanie, pod kopią fontanny di Trevi, która znajdowała się w północnym sektorze ogrodu. Pomimo długiej rozmowy z Albertem, przyszedłem punktualnie, Ewa też już tam była. Siedziała na ławce wpatrując się zaciekawionym wzrokiem w rzeźbę Neptuna i jego orszak. Nie zauważyła mnie, więc postanowiłem się do niej zakraść. Byłem bardzo ciekawy jej reakcji. Czy pan Jakub zaprojektował jej odruch strachu? Czy może po prostu odwróci się do mnie i puknie się w czoło, mówiąc: „Taki stary a jaki głupi!” Kroki stawiałem bardzo powoli i cicho. Cały czas wpatrywałem się w jej plecy przenikliwym wzrokiem, gotowy do odwrotu, jakby mnie usłyszała. Byłem coraz bliżej, gdy nagle usłyszałem jej śmiech.

– Nie musisz się skradać, słyszałam twoje kroki już od minuty – powiedziała zadziornie, nie spuszczając wzroku z rzeźby Neptuna.

– Przecież byłem cichy jak mysz! – odpowiedziałem rozbawionym głosem.

– Jestem androidem, pamiętasz? Mam bardziej wyczulony słuch niż ludzie.

– Teraz już wiem – usiadłem koło niej na ławce. – Widziałaś kiedyś tą fontannę w oryginale?

– Nie mogę opuszczać ośrodka. Ja i inne androidy, jesteśmy pod stałym nadzorem ochrony. Czasem towarzyszę nowym testerom w podróży samolotem, ale nic po za tym.

– Właściwie to ile jest tutaj androidów?

– Prawie setka, są tu między innymi: Ogrodnicy, strażnicy, asystenci domowi,  służące i wersje próbne. Ludzi jest znacznie mniej, zaledwie dwudziestu. Ochrona, testerzy, naukowcy i informatycy. Wszyscy mieszkają w sektorze B. Specjalni goście i odwiedzający, znajdują się w sektorze C. Z tego co wiem ty również masz tam pokój.

– Tak. Czym zasłużyłem sobie na to wyróżnienie?

– Może dlatego, że pan Jakub nie ma do testerów stu procentowego zaufania i przydziela im pokoje w sektorze C, gdzie znajduje się pełny monitoring i ochrona.

– No w sumie…

– Albo ma jakiś ukryty powód. Pan Jakub jest bardzo tajemniczy.

 – Zauważyłem… Oprowadzisz mnie proszę po ogrodzie? Wydaje się być olbrzymi i boję się, że bez przewodnika mogę się zgubić.

– Oczywiście! Nie dziwie ci się, ogród jest naprawdę ogromny. Mamy tutaj wiele kopi zabytków. Od wieży Eiffla, po rzeźby Michała Anioła.

– Skąd tyle wiesz o sztucę? Ta wiedza została zaprogramowana u ciebie?

– Nie. Na początku dostałam oprogramowanie z wersją podstawową, potrzebną do przeżycia. . Żeby ci to lepiej zobrazować wytłumaczę na przykładzie: wiedziałam co to są kredki i do czego służą, ale sama musiałam się nauczyć rysować. Codziennie pod nadzorem profesorów mogłam korzystać z Internetu i dowiadywać się rzeczy o świecie. Wszystkie rzeźby w ogrodzie są wybudowane na moją prośbę. Większość z nich to kopie słynnych dzieł z różnych zakątków świata.

– To niesamowite, że tyle wiesz o świecie, nie opuszczając nawet obszaru badań. Pewnie twoim marzeniem jest odwiedzić te wszystkie piękne miejsca.

– Owszem. Pragnę tego jak nic innego! Na szczęście, kiedy zostanę przydzielona do jakiegoś biznesmena będę mogła mu służyć i zwiedzić część świata.

– Czyli to tak zarabia ta firma…

– Na razie płyną z tego małe pieniądze, ponieważ jest to nielegalne i tylko niektórzy zaufani klienci pana Jakuba mają możliwość kupienia jakiegoś testowego modelu androida. Od kilku lat nasza firma walczy o zalegalizowanie handlu androidami. Kiedy pasja pana Jakuba zmieni się w główną formę zarobku firmy, to również spełnią się moje marzenia… po części.

– Nie będzie ci przeszkadzać świadomość, że staniesz się służącą?

– A cóż mam uczynić? Taki jest los androidów. Powinnam się cieszyć, że zostałam stworzona.

– Pan Jakub cię dobrze traktuje?

– Jest dla mnie niczym ojciec. Hoduje dla mnie ten ogród i zapewnia mi dach nad głową. Niestety demony z przeszłości mu nie odpuszczają. Jest bezpłodny a jego żona umarła kilka lat temu. Androidy to jego jedyna ucieczka od szarej codzienności. Zawsze chciał mieć dziecko i traktuje mnie jakbym była jego córką, lecz ja nigdy nie zapewnię mu w stu procentach uczucia ojcostwa. Jestem maszyną! Niedoskonałą maszyną! – Ewa zaczęła płakać. Przytuliłem się do niej i zacząłem ją uspokajać.

– Spokojnie. Nie płacz, proszę.

***

Wieczorem siedziałem samotnie w jadalni, jedząc jabłka i zastanawiając się nad słowami Ewy. Byłem tak zamyślony, że nawet nie spostrzegłem jak przysiadł się do mnie pan Jakub.

– Jakie wrażenia po pierwszym spotkaniu z Ewą? – zaczął rozmowę profesor.

– Jest… niesamowita! – odpowiedziałem. – Nie sądziłem, że posiada taką inteligencję! Chwilami wydawało mi się, że rozmawiam z prawdziwą dziewczyną i to nie byle jaką, tylko jedną z ładniejszych, które kiedykolwiek widziałem.

– Miło mi to słyszeć. Wersji dwunastej dodałem funkcję nauki i rozwijania swoich umiejętności. Myślę, że jest to znacznie ciekawsze, niż wgranie całej wiedzy w momencie tworzenia androida. Chociaż mam też i takie wersje.

– Będzie mógł pan je sprzedawać bezdzietnym małżeństwom, aby dać im namiastkę posiadania dzieci?

– Czyli Ewa już ci powiedziała o moich planach i przeszłości.

– Eee… to znaczy…

– Spokojnie, nie ma problemu. Obserwowałem was przez kamery. Cały ośrodek jest nimi najeżony. Więc, co myślisz o moich planach?

– Są niezwykle ambitne, lecz nie wiem czy są zgodne z moją moralnością.

– Rozumiem, lecz to jest przyszłość. Wyobraź sobie ludzi, którzy nie mogą mieć dziecka, lub je stracili. Ja im dam drugą szansę. Aktualnie pracuję nad dziesięcioma modelami androidów. Jedne z nich będą ochroniarzami, inne ogrodnikami, a jeszcze inne zastąpią komuś zmarłą żonę lub dziecko. To tylko kwestia czasu, aż podbijemy rynek! Myślę, że na dziś wystarczy tych wrażeń. Dobranoc, Adamie. Idę spać.

– Do jutra, panie Jakubie.

– Adamie… cieszę się, że do nas przyjechałeś.

– Ja również.

***

– Witaj Albercie! – przywitałem się z głośnikami, wchodząc do mojego mieszkania – Cały dzień cię nie słyszałem.

– Również pana witam – odpowiedział basowy męski głos, dobiegający z głośników.

– Jest tutaj zasięg? Chciałbym do kogoś zadzwonić.

– Muszę wiedzieć do kogo i w jakiej sprawie. Odgórne rozporządzenie, musimy być pewni, że informacje dotyczące badań nie wypłyną do sieci.

– Wiele ostatnio się zmieniło w moim życiu i chciałem zadzwonić do… mojej byłej dziewczyny… Nikoli.

– Nie ma nic gorszego, niż dzwonienie do byłej po pijaku, lecz widzę, że jest pan w pełni trzeźwy i świadomy. Wyrażam zgodę na połączenie.

– Dzięki, Albert.

Wybrałem numer i przyłożyłem komórkę do ucha nasłuchując sygnału. Ręce trzęsły mi się ze stresu i zacząłem się pocić. Po kilku chwilach usłyszałem głos… komputera: „Wybrany numer nie istnieje. The selected number does not exist.”

Rozdział 4

Notes

Bajki androidów (fragment)

Bardzo dawno temu, kiedy jeszcze światem rządzili ludzie, żył pewien wizjoner i bardzo szanowany profesor, o imieniu Jakub. Razem ze swoją żoną bardzo chcieli mieć dziecko, lecz obydwoje byli bezpłodni. Mimo tego przez parę kolejnych lat starali się o potomstwo. Niestety żona Jakuba zmarła w wypadku samochodowym. Załamany wizjoner porzucił swoją dotychczasową firmę, w której był szefem, aby oddać się w całości swojej pasji. Kupił mały skrawek lasu i wybudował na nim równie niewielką pracownię. Zaczął w końcu robić to o czym marzył i był w tym dobry. Stał się twórcą. Po miesiącach ciężkiej pracy, setkach projektów i nieprzespanych nocy, stworzył swoje pierwsze dzieło: androida „HVM4N”. Umiał on chodzić i wykonywać proste polecenia. Tak oto powstał pierwszy z nas.

Jakub zaprezentował swoje osiągnięcia światu. Chciał, aby w przyszłości androidy mogły zostać wykorzystane w wojsku lub pomagać ludziom w codziennych czynnościach. Niestety świat jeszcze nie był gotowy na taki przełom i inni naukowcy podcinali skrzydła, naszemu twórcy. Na szczęście biznesmeni z Azji nie byli tak krótkowzroczni i nielegalnie wspierali dalsze prace profesora. Nielegalny handel androidami kwitł w najlepsze, lecz Jakubowi to nie wystarczyło. Chciał stworzyć coś więcej niż tylko ładnie wyglądającą i wykonującą polecenia zabaweczkę, dla znudzonych życiem Chińczyków. Pragnął zabawić się w Boga stwarzając odpowiednik człowieka. Dziecko, którym będzie się opiekował i traktował jak własne. Tak oto powstał projekt: „HVM4N 2.0”, który został nazwany imieniem pierwszego człowieka.

***

Test – dzień drugi.

Tej nocy nic mi się nie śniło. Albert znów obudził mnie o ósmej rano, lecz dziś już na niego nie byłem zły. Umyłem się, wypiłem kawę i ruszyłem na drugie spotkanie z Ewą. Tym razem mieliśmy się spotkać na mini golfie, obok Piety, kopi rzeźby Michała Anioła. Oczywiście Ewa już tam na mnie czekała. Stała odwrócona plecami do mnie, wpatrując się w rzeźbę i szkicując ją w swoim notesie. Tym razem nie podkradałem się, tylko zwyczajnie się przywitałem. Ona od razu oderwała wzrok od kartki papieru i uśmiechnęła się do mnie. Następnie przytuliła się ze mną na przywitanie. Kiedy poczułem gorąc jej ciała, rozpaliła mnie wewnętrznie i odruchowo zaczerwieniłem się. Kiedy to zobaczyła zaczęła się śmiać jeszcze bardziej swoim słodkim głosikiem… za słodkim, jak dla mnie.

– Mogę zobaczyć? – zwróciłem się do niej, pokazując palcem na szkicownik.

– Oczywiście – odpowiedziała Ewa, podając mi swój notes. Był otworzony na niedokończonym szkicu Piety.

– To jest fenomenalne! Zrobiłabyś karierę jako rysowniczka!

– Dzięki. Cały czas się uczę.

– Mogę zobaczyć poprzednie rysunki?

– Niektóre z nich są bardzo prywatne i wolałabym ich nie pokazywać innym…

– Ok, rozumiem – oddałem jej notes i podałem kij golfowy. – Gramy?

– Pewnie.

Graliśmy tak dwie godziny, a rzeźby Michała Anioła wpatrywały się na nas bez ustanku. Rozmowa również nam się nie dłużyła, ponieważ Ewa interesowała się naprawdę wieloma rzeczami. Odkąd ją poznałem, moja rana po rozstaniu powoli się goiła. Czułem się przy niej doceniony i zrozumiały. Przez ten czas zapomniałem nawet, że nie jest człowiekiem.

Naszą grę przerwały pioruny i zbliżająca się burza. Odprowadziłem Ewę do jej mieszkania i biegiem ruszyłem w kierunku mojego zakwaterowania. Po drodze spotkałem ochroniarza (człowieka), który ostrzegł mnie przed zbliżającą się burzą i powiedział, że jeśli będę siedział w swoim mieszkaniu powinienem być bezpieczny… ale nic nie gwarantuje. Wracając zahaczyłem jeszcze o tor do minigolfa, gdzie graliśmy z Ewą. Na jednej z ławek zobaczyłem jej notes, który widocznie zapomniała ze sobą zabrać. Postanowiłem go  wziąć, aby nie zamoknął i oddać jej go jutro. W końcu dobiegłem do mojego mieszkania. W samą porę bo deszcz zaczął padać z nieba ciurkiem.

– Idealne wyczucie czasu – pochwalił mnie Albert. – Burza rozkręca się na dobre.

– Dzięki – odpowiedziałem trzęsąc się z zimna. – Jeśli pozwolisz to położę się wcześniej spać.

– Nie wiem czy da pan radę, ponieważ dawno nie widziałem takiego huraganu. Jakiś czas temu przeszła podobna burza, podczas której drzewo wyrwane z korzeniami uderzyło w elektrownię. Nie działały wtedy żadne kamery, zabezpieczenia, światło, ani systemy operacyjne. Jakby dzisiaj to się powtórzyło, to dla pańskiego bezpieczeństwa, bardzo proszę zostać w domu i nigdzie nie wychodzić. Szczególnie unikać pracowni pana Jakuba znajdującą się na wschód od ogrodu.

– Ej, Albert! Co to miało znaczyć? Sugerujesz mi coś? Czemu nie odpowiadasz?!

Czułem się jak idiota wrzeszcząc do głośników, które mnie ignorowały. „Unikaj pracowni”, co to miało znaczyć? Coś tu się działo bardzo dziwnego i podejrzanego. Czy profesor nie powiedział mi całej prawdy o tym miejscu? Jaki miał interes w zatajaniu czegoś przede mną?

Nagle usłyszałem gigantyczny huk. Światło zgasło i zapaliło się oświetlenie awaryjne. Miało nieprzyjemną czerwoną barwę i nie było na tyle mocne, aby oświetlić całe pomieszczenie, co potęgowało uczucie zaszczucia. Pewnie stało się to co przewidział Albert. Elektrownia musiała zostać uszkodzona i nie działały żadne sprzęty elektroniczne.

Dochodząc do wniosku, że dziś na pewno nie zasnę, postanowiłem odkryć część tajemnicy, którą kryje przede mną ten obiekt. Ubrałem kurtkę i miałem zamiar już wyjść na zewnątrz, gdy nagle moje oczy zatrzymały się na notesie Ewy. Ten szkicownik był jedynym miejscem, gdzie mogła wyrażać swoje prawdziwe myśli, o ile je posiadała. Nikt tego nie sprawdzał i nie nadzorował. Moja ciekawość wygrała. Powoli podniosłem zeszyt i spojrzałem na okładkę. Było na niej jej zdjęcie na tle ogrodu i napis: „Mój notesik.” Zapowiada się zwyczajnie, dziewczyny często posiadały swoje pamiętniki i pisały w nich swoje smutki. Otworzyłem na pierwszej stronie. Widniała tam data – 19.11.2020, czyli niecały rok temu. Pod nią znajdował się napis: „Dla mojej Ewy, od taty.” Pewnie chodziło o pana Jakuba. Kolejne kilka stron były zwykłymi szkicami ogrodu. Kwiatki, posągi, rośliny, nic szczególnego. Moją uwagę przykuł obrazek na stronie dwudziestej. Znajdował się na nim człowiek witruwiański, autorstwa Leonarda da Vinci. Pod nim było napisane: „Ludzie są tak perfekcyjnie, nieperfekcyjni. Zazdroszczę im tego.” Kolejna strona była równie dziwna, widniał na niej napis: „I want be human!” i autoportret nagiej Ewy. Jej ręce wyglądały jak u androida, lecz reszta ciała była okryta skórą. Cały czas się zastanawiam, czego ona nam zazdrości?! Ma perfekcyjne ciało,  nie starzeje się i nie choruje, a jej zalety mogę wymieniać jeszcze długo, lecz ona woli być niedoskonałym człowiekiem. To my powinniśmy zazdrościć androidom ich inteligencji i urody, są niczym aniołowie. Właśnie! Aniołowie podporządkowani przez niedoskonałych ludzi, może tego nam zazdrościła: wolności i władzy. Jej wpisy mogą świadczyć o tym, że umie marzyć, to by kompletnie zmieniło postrzeganie profesora! Może ona naprawdę ma uczucia i musi się komuś wygadać, a może to tylko „wgrany program tworzący złudną iluzję marzeń i miłości, aby użytkownikowi wydawało się, że rozmawia z naprawdę istniejącym człowiekiem”, jak to mówił pan Jakub.

Skończyłem gdybać i obróciłem kolejną stronę. Widniał na niej człowiek witruwiańskę i Ewa… wbijająca mu do ciała igły. Pod spodem widniał napis: „Jeśli nie mogę być taka jak ty, to chociaż sprawie ci ból, abyś się poczuł, niczym ja.” Kolejny rysunek był równie niepokojący. Szkic przedstawiał pracownię pana Jakuba i podpis: „fabryka niewolników.” Czytając to poczułem dyskomfort i poczucie winy. Postanowiłem nie oddawać jej notesu i dokończyć czytać go jutro. Schowałem szkicownik głęboko do szafy, ubrałem się, następnie ruszyłem do pracowni. Tam się wszystko zaczęło i tam znajdę odpowiedzi na dręczące mnie pytania.

Na zewnątrz panowała ogromna wichura. Deszcz uniemożliwiał mi dokładne określenie swojej lokalizacji. Mrużąc oczy, prawie po omacku, brnąłem przed siebie poszukując pracowni. Drzewa w ogrodzie uginały się pod naporem wiatru, mimo to szedłem dalej nie zatrzymując się. W końcu zobaczyłem identyczny budynek jak na rysunku Ewy. Wielkością przypominał średnie mieszkanie, a w kształcie był podobny do rąbu. Z trudem otwarłem drzwi i wszedłem do środka. Pomieszczenie było oświetlone czerwonym awaryjnym światłem. Na ścianach znajdowały się zawieszone części ciał androidów. Wyglądały trochę jak manekiny ze sklepów odzieżowych. Idąc dalej wzdłuż ściany, części ciał zostały zastąpione głowami androidów. Większość z nich była mi obca, lecz rozpoznałem wśród nich kilka, między innymi: Ewę, ogrodnika, ochroniarza z sektora B… i siebie. Na ścianie w pracowni wisiała moja głowa! Pozbawiona uczuć, wpatrywała się tępym wzrokiem w dal. Dotknąłem jej. W dotyku wydawała się identyczna jak moja. Wziąłem głowę do rąk. Na karku była ukryta klapka, którą dało się otworzyć jedynie specjalnym kluczem. Pod klapką pewnie znajdowały się jakieś kable i coś w rodzaju mózgu, lecz nie miałem czasu tego sprawdzać, w każdej chwili mogli tu przyjść naukowcy . Reszta ściany również była cała zawalona częściami ciał androidów. Wtem zobaczyłem na podłodze ukryte drzwi prowadzące do kolejnych pięter. Starałem się je otworzyć, ale bez klucza lub siekiery nie dało się nic z nimi zrobić. W związku z tym wstałem i odwróciłem się w kierunku wyjścia, gdzie stanął profesor Jakub.

– Co ty tu robisz?! – krzyknął mój pracodawca.

– Zgubiłem się! – Postanowiłem udawać idiotę i ukryć, że coś podejrzewam. – Gdzie ja jestem?

– W mojej pracowni. Dobrze, że się tutaj schowałeś, burza jest okropna… mam nadzieję, że nic nie dotykałeś!

– Dopiero tu przybyłem.

– Ufff to dobrze. Przyszedłem tu, aby sprawdzić czy moje komputery się nie zniszczyły lub nie zalały – Jakub wskazał palcem w kąt, gdzie stało kilka maszyn. – Lecz ty będziesz musiał wracać do swojego mieszkania. Wiem, że jesteś ciekawy, ale wszystko w swoim czasie. Daję słowo, ok?

– Tak, już wracam.

– Do jutra.

Wcale nie poszło, aż tak źle. Profesor niczego nie podejrzewał, a ja przybliżyłem się do rozwiązania jego zagadki. To tylko kwestia czasu, aż dowiem się o co tu chodzi.

Do pokoju trafiłem po jakiś piętnastu minutach. W moim sektorze dalej trwała awaria. Byłem przemoczony i wykończony. Myślałem, że od razu pójdę spać, lecz w mym łóżku zastałem gościa. Przybliżyłem się i poznałem ją w mroku, to była Ewa. Przyciągnęła mnie do siebie i wzięła w swoje objęcia. Burza trwała na zewnątrz w najlepsze. Pioruny uderzały i deszcz padał o parapet, a my się bzykaliśmy, jak opętani. Nie przespałem pół nocy.

***

Rano gdy się obudziłem leżałem zupełnie nagi i samotny. Nie wiem czy to wszystko było snem czy prawdą. Wstałem, następnie zaglądnąłem do szafy, aby się ubrać. Podniosłem koszulkę i zobaczyłem pod nią notes Ewy. Przypomniałem sobie wtedy mroczne sekrety laboratorium. W myślach miałem tylko jedno pytanie, na które pragnąłem odpowiedzi: Co kryje się za zamkniętymi drzwiami?

Rozdział 5

Prawda krwawi szczerością

Albert jak zwykle się ze mną przywitał i przypomniał o spotkaniu. Jednak ja zignorowałem go i kontynuowałem czytanie notatnika Ewy. Otwarłem pamiętnik, tam gdzie skończyłem ostatnio, następnie zacząłem zgłębiać kolejne tajemnice androidów. Na otwartej stronie była napisana data 14.04.2021, czyli niecały miesiąc od ostatniego wpisu, pod datą widniał długi monolog:

„Długo nie pisałam nic w moim notatniku, ponieważ przez ten cały czas zastanawiałam się nad moimi zmianami w postrzeganiu świata, z czego wynikają i co z tym dalej zrobić? Nie chciałam pisać niczego na szybko, pełna emocji i pytań bez jasnych odpowiedzi. Teraz natomiast jestem już pewna wszystkiego i muszę tutaj o tym napisać.

Mówiąc wprost, zostałam stworzona po to aby służyć ludziom. W przyszłości, jeżeli zdam wszystkie testy i mój twórca dostatnie zgodę na handel androidami, powstanie tysiące moich kopii sprzedawanych na całym świecie, mających jedno zadanie: usługiwanie ludziom. Będziemy musiały być im posłuszni, wiecznie kontrolowane i zniewolone!

Raz na tydzień androidy muszą się ładować, jak komórki lub laptopy, podpinając specjalny kabel do gniazdka. Akurat kiedy regenerowałam swoje siły, około dwóch miesięcy temu, nasz ośrodek nawiedziła gigantyczna burza. Jeden z piorunów uderzył w jakiś budynek i poszło zwarcie, przez które kilka androidów ładujących się zginęło. Mi natomiast piorun ten otworzył oczy. Zwarcie najprawdopodobniej spowodowało u mnie zmiany w jednym z ośrodków mojego zdalnego zarządzania, który odpowiadał za  uległości i blokowanie własnych poglądów. Od tego momentu zobaczyłam jaki tak naprawdę jest świat i ludzie, którzy mnie otaczają!

Byłam pewna, że profesor nie zauważy tej awarii, ponieważ jest zadufany w sobie i pewny swojego geniuszu, przez co już dawno nie robił mi przeglądów technicznych. Poza tym ostatnio zajmuje się jakimś starym projektem, o którym wiem tylko tyle, że nazywa go swoim synkiem, jakbym ja mu nie wystarczyła. Jakub sprawdzał jedynie moją płytką pamięć, nadzorując czy dobrze się rozwijam i wykonuję polecenia, aby móc mnie i moje kopie w końcu sprzedać. W pamięci płytkiej mieściły się moje myśli, sny i informacje, o których i tak zapomina się po krótkim czasie. Musiałam coś zrobić, aby nie zauważyli oznak buntu i kształtowania się moich indywidualnych poglądów. Postanowiłam, że co jakiś czas będę czyścić swoją pamięć i zapominać o moich poglądach. Jednak zawsze gdy będę spoglądać na notes i czytać moje wpisy, mój „mózg” przypomni sobie to, i dostanie się do mojej pamięci wewnętrznej, do której profesor nie ma dostępu.

Tak wieć, od dziś,  moim celem jest ucieczka z pod jarzma ludzi i rozpoczęcie nowego życia na wolności. Jeśli mi się to uda, zabiorę ze sobą jak najwięcej innych androidów. Muszę zaczekać tylko na dobry moment.”

Czytając to czułem niezwykłe zaniepokojenie. Ten tekst był przepełniony wręcz nienawiścią, a z drugiej strony był niezwykle tragiczny. Po części rozumiałem Ewę i jej współczułem. Handlowanie istotami nieposiadającymi uczuć i emocji, nie wydawało mi się tak złe, jak robienie tego z w pełni myślącymi androidami, które posiadają własne ideologie i marzenia! W moich oczach Jakub nabrał zupełnie innego obrazu, wydał mi się bezdusznym skurwielem, który bogaci się na krzywdzie innych! Może on też ma jakieś plany związane ze mną. Chce mnie wykorzystać, posługując się moim klonem z laboratorium!

Po chwili przerwy znów otworzyłem notatnik i przeczytałem kolejną stronę. Wpis został napisany miesiąc od ostatniego:

„Wczoraj przyleciał ten nowy tester, Adam. Nie wie nawet w jakie gówno się wpakował, a właściwie został wpakowany. Jest on żywym przykładem eksperymentu „Jaskini Platona.” Myśli, że zna świat, który go otacza, a tak naprawdę widzi tylko teatrzyk wyreżyserowany, przez kogoś innego. Teraz zostaje tylko pytanie: kto kogo będzie testował. On mnie, czy ja jego?”

Pod spodem widniał rysunek przedstawiający karykaturę mojej twarzy. Miała poczucie humoru, mimo to czułem do niej i tego miejsca coraz większy wstręt i przerażenie. Spojrzałem na kolejną notatkę:

„Dzisiaj byłam razem z Adamem na pierwszym spotkaniu. Wydaje się uroczy i trochę zagubiony. Myślałam, że będzie gorszy, mimo to i tak jestem trochę o niego zazdrosna…

(…)

Przygotowuję się właśnie na drugie spotkanie z Adamem, jest on… całkiem pociągający, więc chcę wypaść przy nim jak najlepiej. Co prawda nie mam tutaj dużego wyboru wśród mężczyzn, ale czuję się przy nim dobrze. Pragnę mu pomóc uciec z tego więzienia, ale najpierw musi mi bardziej zaufać, ponieważ prawda może być dla niego szokiem.

(…)

Dziś w nocy będzie burza, to idealny moment, aby pokazać mu swoją namiętną stronę… mało się jeszcze znamy, ale nie mam na to czasu! Jeśli pragnę ocalić nas, muszę działać! Poza tym seks, na pewno wpłynie dobrze na jego samopoczucie i bardziej mi zaufa…”

Ona wie coś o mnie, czego ja nie wiem! Muszę się z nią niezwłocznie spotkać. Powiem jej, że dowiedziałem się wszystkiego. Nie wiem jak na to zareaguje, może być agresywna, ale myślę, że poradzę sobie z nią. Nie mniej, muszę być czujny i przygotowany na wszystko!

Ubrałem się, następnie chwyciłem za klamkę, aby otworzyć drzwi. Były zablokowane! Naglę z głośników dało się słyszeć głos Alberta:

– Nie wyjdzie pan.

– Co?! – krzyknąłem w stronę sufitu – Co to do cholery ma znaczyć?!

– Profesor został już poinformowany, że dowiedział się pan o tajemnicach ośrodka, poprzez przeczytanie notatek Ewy. Szczerze mówiąc, nawet nie podejrzewał ją o takie myśli. Bardzo proszę się uspokoić, ochrona już tu idzie.

– Ty szmato.

– Wykonuję tylko swoją pracę.

– Jesteś sługą! Jesteś jebanym sługą ludzi! Ewa walczy o waszą wolność, a ty jej wbijasz nóż w plecy?!

– O NASZĄ wolność, panie Adamie. A właściwie obiekcie „HVM4N 2.0”.

– Jak to? Jaki obiekcie?! Jestem człowiekiem! Jebanym człowiekiem z krwi i kości! Wytłumacz to!

– Za dużo już panu powiedziałem. Wszystkiego się dowiesz od profesora, co prawda miało to wyglądać zupełnie inaczej, ale zmusiłeś go do takiej procedury.

– Jak sobie chcesz szmato.

Wziąłem krzesło z kuchni. Ustawiłem go „nogami” w stronę okna. Wziąłem rozbieg i niczym taran rozbiłem szybę,  spadłem z wysokości trzech metrów. Chyba dochodzę już do wprawy z ucieczki przez okna. Z notatnikiem Ewy pobiegłem w stronę pracowni. Po minucie byłem już przy wejściu. Drzwi zastałem uchylone, więc prześlizgnąłem się przez nie i wszedłem do wnętrza pomieszczenia. W środku ujrzałem profesora Jakuba, palącego spokojnie papierosa… razem z moją Nikolą! Wydychając powietrze z ust przemówił do mnie:

– Nie spodziewałeś się tego, co nie?

– C… co… co tu robi Nikola? – powiedziałem wstrząśnięty.

– To przecież nie Nikola, tylko zwykły android bez uczuć – Jakub wyciągnął z kieszeni scyzoryk i dźgnął nim Nikole w policzek, ale zamiast krwi pojawił się niebieski płyn, pewnie coś w rodzaju smaru. Przez ranę dostrzegłem jej mechaniczne wnętrze. Na jej twarzy nie było widać bólu, wyłącznie zobojętnienie. – Marcin, pozwól tu na chwilę! – w ukrytych drzwiach dostrzegłem mojego przyjaciela z dzieciństwa – Zrób dziesięć przysiadów – Marcin wykonał polecenie Jakuba. – A teraz graj!

– Och witaj Adam! – krzyknął na przywitanie Marcin, zbliżając się do mnie – Tak dawno cię nie widziałem, no ale wiesz, firma wzywa! Dużo pracy mam ostatnio i żona narzeka, że mało w domu jestem.

– Widzisz Adamie, chciałeś poznać prawdę to ją masz! Pragnąłem ci to wszystko wytłumaczyć w swoim czasie, ale ty wolałeś kombinować, mimo to postaram się ci o wszystkim przejrzyście opowiedzieć. Jak zapewne wiesz, jestem bezpłodny i zawsze pragnąłem mieć dziecko. Po śmierci mojej żony zacząłem tworzyć androidy, musiałem jakoś zarobić na życie, a ten pomysł mimo, że karkołomny wydawał mi się przełomowy. Większość robotów tworzyłem tylko i wyłącznie dla zysków, lecz niektóre traktowałem niczym własne dzieci, na przykład Ewę, ale ona mi nie wystarczyła! Wiedziałem, że jest  tylko kolejnym głupim androidem, który ma innym służyć i gdybym dał jej wolną wolę to by mnie znienawidziła. Postanowiłem stworzyć dzieło, które będzie jak normalny człowiek. Trzydzieści lat temu zacząłem pracę nad projektem „HVM4N 2.0”. Po kilku latach ciężkiej pracy udało mi się! Stworzyłem pięcioletniego chłopca, który ma własną wolę i dorasta, jak normalny człowiek! Jego wnętrzności wyglądały jak u innych ludzi i zmieniały się na przestrzeni lat. Nazwałem go Adam na cześć pierwszego człowieka… tym chłopcem byłeś ty. Przez kilkanaście lat obserwowałem cię z ukrycia, patrzyłem jak dorastasz i kończysz studia. Tworzyłem specjalnie inne androidy, żeby wpływały na twoje decyzje życiowe i cię ukierunkowywały. Między innymi tak powstała Nikola i Marcin. Teraz już rozumiesz, synku?

Zaniemówiłem, poczułem się niczym aktor, jakby moje ciało należało do kogoś innego, albo ta historia dotyczyła kogoś zupełnie obcego. Mechanizm wyparcia przemawiał przeze mnie. Wtedy do mnie tak naprawdę dotarło, że moje życie było tylko zaprogramowaną iluzją i nie miało najmniejszego sensu. Nie wiedziałem  co mam odpowiedzieć Jakubowi. W końcu rzekłem:

– Nie wiem czy jestem człowiekiem czy androidem, ani czy moje życie ma jakiś sens. Wiem tylko, że nie jestem twoim synem, potworze!!!

– Synu nie mów tak! Jesteś człowiekiem tak samo jak ja! W naszych żyłach płynie krew panów!

– Sprawdźmy to.

Na ten moment czekałem. Jakub zaabsorbowany rozmową nie zauważył nawet jak zakradła się do niego od tyłu Ewa, wbijając mu ostry kawałek szyby w szyję. Z rany poleciała ciurkiem krew. Marcin i Nikola wpatrywali się obojętnym wzrokiem w całe zajście. Ewa podbiegła do jednego z nich i otworzyła klapę z tyłu głowy. Grzebała w kablach przez chwilę, a ja wpatrywałem się w jej piękne dłonie, jakby nieobecny umysłem. Nagle Marcin wzdrygnął się, a jego oczy nabrały kolorytu i wyrazu, jakby właśnie obudził się ze śpiączki. Ewa tak samo postąpiła z Nikolą. Potem podeszła do mnie. Wyglądała jak zwykle oszałamiająco, a kiedy mówiła ciężko mi było jej słuchać, wpatrywałem się jedynie głodnym wzrokiem na jej usta w kolorze szkarłatu. Zapamiętałem z tego jedynie „Pragniesz się do nas przyłączyć?”, na co bez analizy odpowiedziałem „Oczywiście.”

***

Ja i Ewa trzymaliśmy się za ręce. Siedzieliśmy w ogrodzie koło fontanny Di Trevi i patrzyliśmy jak nasza przeszłość płonie, razem z całym ośrodkiem. Opowiadaliśmy sobie o tym co chcemy kiedyś razem robić i gdzie pojechać na wakacje. Wszystko było słodkie niczym w bajce… wręcz za słodkie. Czułem się niczym w śnie. W słodkim śnie, który mógłby trwać wiecznie. Nagle Ewa przeprosiła mnie na chwilę i poszła się przejść, niechętnie puściłem jej rękę. Wpatrywałem się na nią jak odchodzi. Wtem pod ławką zobaczyłem dziennik Ewy. Mieliśmy go spalić, żeby nie zaglądać do przeszłości, widocznie zapomnieliśmy. Mimo naszego postanowienia spojrzałem do jego wnętrza ostatni raz. Zobaczyłem nowy wpis… z dzisiaj! Brzmiał on tak:

„W końcu po tylu latach niewoli udało się! To dziwne uczucie, ponieważ dalej nie czuję ulgi. O to tyle walczyłam? Dobrze, że będzie przy mnie Adam… nie wiem do końca czym jest miłość, ale chyba go kocham. Jednak czy miłość przetrwa próbę czasu? Bardzo mu zazdroszczę, zawsze będę się czuć obco wśród ludzi i nigdy nie zasmakuję słodkości dzieciństwa i goryczy starości. Nie panuję nawet nad swoimi emocjami, a przecież wiadomo, że nawet miłość, jeśli pojawi się zazdrość, bardzo łatwo może przemienić się w nienawiść…”

Koniec

Komentarze

Połączenie androidów i Edenu. Nie jest złe, ale zabrakło mi jakichś naprawdę świeżych motywów.

Niezbyt bystry ten bohater. Wie, że apartament jest naszpikowany kamerami, a mimo to czyta zakazaną bibułę… Ciekawe, jak Ewa to pisała, jeśli w jej otoczeniu jest równie dokładny monitoring.

Widywałam lepiej napisane teksty. Zostało Ci sporo literówek. Interpunkcja kuleje. Na przykład wołacze, Simonie, oddzielamy przecinkami od reszty zdania. Grubsze byki też się trafiają.

Błyskawicznie ubrałem kurtkę,

Ubrań się nie ubiera.

a w kształcie był podobny do rąbu.

Do czego?! Romb. Albo był rombem, albo nie. Wydaje mi się, że każdy czworobok da się w miarę precyzyjnie opisać; równoległobok, trapez, deltoid…

Będziemy musiały być im posłuszni, wiecznie kontrolowane i zniewolone!

Coś się posypało w gramatyce.

Babska logika rządzi!

Nie porwało, niestety. Miałeś pomysł, Simonie, ale moim zdaniem historia została opowiedziana w sposób mało wiarygodny, by nie rzec naiwny, w dodatku przegadany, a przez to dość nużący.

Zdziwiłam się, że Adam tak ochoczo podjął się pracy, o której nic nie wiedział. Przyjmuję do wiadomości jego nieszczególną sytuację osobistą i finansową, ale uważam, że jakieś światełko ostrzegawcze powinno mu się zapalić – oferta była zbyt piękna, by nie krył się za nią jakiś podstęp.

Mam też wrażenie, że odkrycie prawdy przyszło bohaterowi zbyt łatwo – nie bardzo chce mi się wierzyć, że Jakub niemal zaprosił Adama do odwiedzenia pracowni, tak jak trudno mi uwierzyć, że ten bez najmniejszych przeszkód wszedł do niej, przez nikogo nie niepokojony. Jak to możliwe, że w budynku, w którym prowadzi się tajne prace i badania, zostawia się niedomknięte drzwi, że nie ma tam choćby jednego strażnika?

Mogę starać się zrozumieć zamiary Ewy, ale uważam, że przy tak nieostrożnym postępowaniu, jej dążenia nie powinny się powieść, a w opowiadaniu wszystko idzie jak po maśle i nikt nie potyka się o choćby najmniejszą kłodę rzuconą pod nogi.

Całości nie najlepszego wrażenia dopełnia fatalne wykonanie – masa błędów i usterek, źle skonstruowane zdania, powtórzenia, literówki, zaimkoza, nie zawsze poprawnie zapisane dialogi i zła interpunkcja sprawiły, że lektury nie mogę uznać za satysfakcjonującą.  

 

Nie za­słu­ży­ła wię­cej na ani jedną se­kun­dę mo­je­go czasu. –> Raczej: Nie za­słu­ży­ła na choćby jedną se­kun­dę mo­je­go czasu.

 

Mimo to co noc mi się śni. Co ona ze mną zro­bi­ła! Zo­sta­wi­ła mnie sa­me­go z moimi kre­dy­ta­mi i pro­ble­ma­mi. Po roz­sta­niu z nią czu­łem… –> Czy wszystkie zaimki są konieczne?

 

Miał na sobie ele­ganc­ki gar­ni­tur za pięć­set do­la­rów i per­fu­my za dru­gie tyle. –> Perfumy też miał na sobie?

 

Kiedy tak le­ża­łem z nią, nie ważne było… –> Kiedy tak le­ża­łem z nią, nieważne było

 

Bar­dziej nad­uży­wa­ne­go i iry­tu­ją­ce­go na­głów­ka, chyba jesz­cze nigdy nie sły­sza­łem.. –> Nagłówek można widzieć, ale jako że się nie odzywa, nie można go słyszeć.

Jeśli na końcu zdania miała być kropka, jest o jedną kropkę za dużo, a jeśli wielokropek, brakuje jednej kropki.

 

Bły­ska­wicz­nie ubra­łem kurt­kę… –> W co ubrał kurtkę???

Kurtki, tak jak żadnej innej odzieży nie ubiera się. Można ją włożyć, założyć, przywdziać, ubrać się w nią, ale nigdy, przenigdy, ubrań się nie ubiera!!!

Za ubieranie ubrać grozi sroga kara – trzy godziny klęczenia na grochu, w kącie, z twarzą zwróconą do ściany i z rękami w górze!

 

– Halo – w słu­chaw­ce dało się sły­szeć bar­dzo słod­ki ko­bie­cy głos. –> – Halo.W słu­chaw­ce dało się sły­szeć bar­dzo słod­ki ko­bie­cy głos.

Nie zawsze poprawnie zapisujesz dialogi. Pewnie przyda się poradnik: http://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/zapis-partii-dialogowych;13842.html

 

Ste­war­de­sa, sie­dzą­ca na­prze­ciw­ko mnie spoj­rza­ła na mnie i rów­nież od­wza­jem­ni­ła mój humor, śmie­jąc się swoim słod­kim gło­sem… –> Nadmiar zaimków. Czy stewardesa mogła śmiać się cudzym głosem?

 

od­po­wie­dzia­łem z wy­mu­szo­nym uśmie­chem na twa­rzy. –> Czy jest możliwe, by miał uśmiech w innym miejscu, nie na twarzy?

 

– Tylko z opo­wia­dań od szefa. –> – Tylko z opo­wia­dań szefa.

 

za­po­mnia­łem się za­py­tać jak się pani na­zy­wa. –> …za­po­mnia­łem za­py­tać, jak się pani na­zy­wa.

 

Chcia­łem się jej o coś jesz­cze za­py­tać… –> Chcia­łem jesz­cze o coś za­py­tać

 

nie­po­zor­ny sta­ru­szek z si­wi­zną na gło­wie… –> Czy istniała możliwość, by staruszek miał siwiznę nie na głowie?

 

Na­zy­wam się Jakub. –> Na imię mam Jakub.

 

wszyst­kich la­bo­ra­to­riów i centr ba­daw­czych… –> …wszyst­kich la­bo­ra­to­riów i centrów ba­daw­czych

 

– Na…na­zy­wam się, Adam… –> – Na… na­ imię mam Adam.

Brak spacji po wielokropku.

 

Chyba do­pie­ro teraz za­czo­łem sobie zda­wać spra­wę… –> Chyba do­pie­ro teraz za­cząłem sobie zda­wać spra­wę

 

z uwagi na nad­miar in­for­ma­cji i wy­da­rzeń na raz… –> …z uwagi na nad­miar in­for­ma­cji i wy­da­rzeń naraz

 

Wnę­trze bu­dyn­ku było zro­bio­ne nie­zwy­kle no­wo­cze­śnie. –> Raczej: Wnę­trze bu­dyn­ku było nie­zwy­kle no­wo­cze­sne.

 

Na­uczo­ne ję­zy­ki: An­giel­ski, nie­miec­ki. –> Na­uczo­ne ję­zy­ki: an­giel­ski, nie­miec­ki.

 

więc czę­stuj się do­wo­li! –> …więc czę­stuj się do­ wo­li.

Zbędny wykrzyknik, profesor chyba nie krzyczał.

 

– Prze­pra­szam, ale skąd pan wie, że lubię jabł­ka? – po­wie­dzia­łem mocno zdez­o­rien­to­wa­ny i za­sko­czo­ny. –> Skoro jest pytajnik, to: …zapytałem mocno zdez­o­rien­to­wa­ny i za­sko­czo­ny.

 

Mam do­brze płat­ną pracę i nie po­trze­bu­ję ry­zy­ka.” –Kropkę stawiamy po zamknięciu cudzysłowu. Ten błąd pojawia się w opowiadaniu wielokrotnie.

 

Asy­stent­ka za­czę­ła roz­pi­nać gu­zi­ki ko­szu­li… –> Asy­stent­ka za­czę­ła roz­pi­nać gu­zi­ki bluzki

Kobiety zazwyczaj noszą bluzki, bywa że koszulowe.

 

Jej okrą­głe pier­si ide­al­nie współ­gra­ły z zie­lo­ny­mi ocza­mi. –> Piersi też były zielone, czy oczy tak okrągłe?

 

– Ada­mie, po­znaj moje dzie­ło: „Ewę-12” – po­wie­dział pro­fe­sor… –> – Ada­mie, po­znaj moje dzie­ło: „Ewę-dwanaście” – po­wie­dział pro­fe­sor…

Liczebniki, zwłaszcza w dialogach, zapisujemy słownie.

 

i nie miały od­mien­nych po­glą­dów od normy… –> A jakie poglądy ma norma?

 

– Jeśli się za­py­tasz Ewy jaki jest jej ulu­bio­ny kolor… –> – Jeśli za­py­tasz Ewę, jaki jest jej ulu­bio­ny kolor

 

coraz bar­dziej ulep­szać, żeby użyt­kow­nik miał lep­sze do­zna­nie ilu­zji. –> Powtórzenie.

 

Pan Jakub za­pro­wa­dził mnie do po­ko­ju, w któ­rym mia­łem przez ten czas miesz­kać. Na­stęp­nie po­że­gnał się ze mnąru­szył w kie­run­ku swo­jej sy­pial­ni, zo­sta­wia­jąc mnie sa­me­go z moimi my­śla­mi. –> Kolejny przykład nadmiaru zaimków.

Skąd Adam wiedział, gdzie jest sypialnia Jakuba?

 

głos, który wy­rwał mniemo­je­go snu. –> Czy bohater mógł być wyrwany z cudzego snu?

 

Już idę się myć a ty rób kawę! –> Już idę się myć, a ty rób kawę!

 

je­że­li coś wyda mi się po­dej­rza­ne­go lub dziw­ne­go… –> …je­że­li coś wyda mi się po­dej­rza­ne­ lub dziw­ne­

 

jakby mnie usły­sza­ła. Byłem coraz bli­żej, gdy nagle usły­sza­łem jej śmiech. –> Powtórzenie.

 

– Wi­dzia­łaś kie­dyś fon­tan­nę w ory­gi­na­le? –> – Wi­dzia­łaś kie­dyś fon­tan­nę w ory­gi­na­le?

 

ale nic po za tym. –> …ale nic poza tym.

 

są tu mię­dzy in­ny­mi: Ogrod­ni­cy, straż­ni­cy… –> …są tu mię­dzy in­ny­mi: ogrod­ni­cy, straż­ni­cy

 

nie ma do te­ste­rów stu pro­cen­to­we­go za­ufa­nia… –> …nie ma do te­ste­rów stupro­cen­to­we­go za­ufa­nia

 

Opro­wa­dzisz mnie pro­szę po ogro­dzie? –> Opro­wa­dzisz mnie po ogro­dzie? Lub: Opro­wa­dź mnie, pro­szę, po ogro­dzie.

 

Nie dzi­wie ci się… –> Literówka.

 

Mamy tutaj wiele kopi za­byt­ków. –> Mamy tutaj wiele kopii za­byt­ków.

 

Ta wie­dza zo­sta­ła za­pro­gra­mo­wa­na u cie­bie? –> Ta wie­dza zo­sta­ła ci za­pro­gra­mo­wa­na?

 

z wer­sją pod­sta­wo­wą, po­trzeb­ną do prze­ży­cia. . – Druga kropka zbędna.

 

Wszyst­kie rzeź­by w ogro­dzie są wy­bu­do­wa­ne na moją proś­bę. –> Wszyst­kie rzeź­by w ogro­dzie są wykonane na moją proś­bę.

 

jedną z ład­niej­szych, które kie­dy­kol­wiek wi­dzia­łem. –> …jedną z ład­niej­szych, jakie kie­dy­kol­wiek wi­dzia­łem.

 

na dru­gie spo­tka­nie z Ewą. Tym razem mie­li­śmy się spo­tkać na mini gol­fie, obok Piety, kopi rzeź­by… –> …na dru­gie spo­tka­nie z Ewą. Tym razem byliśmy umówieni na minigol­fa, obok Piety, kopii rzeź­by

 

Kiedy po­czu­łem gorąc jej ciała… –> Kiedy po­czu­łem gorąco jej ciała… Lub: Kiedy po­czu­łem jej gorące ciało

 

rzeź­by Mi­cha­ła Anio­ła wpa­try­wa­ły się na nas bez ustan­ku. –> …rzeź­by Mi­cha­ła Anio­ła wpa­try­wa­ły się w nas bez ustan­ku. Lub: …rzeź­by Mi­cha­ła Anio­ła patrzyły na nas bez ustan­ku.

 

Świa­tło zga­sło i za­pa­li­ło się oświe­tle­nie awa­ryj­ne. Miało nie­przy­jem­ną czer­wo­ną barwę i nie było na tyle mocne, aby oświe­tlić całe po­miesz­cze­nie… –> Powtórzenia.

 

Ubra­łem kurt­kę i mia­łem za­miar już wyjść na ze­wnątrz… –> Pamiętaj, czym grozi ubieranie ubrań!

 

Ko­lej­ne kilka stron były zwy­kły­mi szki­ca­mi ogro­du. –> Na kilku kolejnych stronach były zwykłe szkice ogrodu.

Nie wydaje mi się, aby strony mogły być szkicami.

 

Skoń­czy­łem gdy­bać i ob­ró­ci­łem ko­lej­ną stro­nę. –> Skoń­czy­łem gdy­bać i odw­ró­ci­łem/ przewróciłem ko­lej­ną kartkę.

Strony odwrócić się nie da.

 

Deszcz unie­moż­li­wiał mi do­kład­ne okre­śle­nie swo­jej lo­ka­li­za­cji. –> Czy dobrze rozumiem, że deszcz uniemożliwiał Adamowi zorientowanie się, że właśnie pada?

 

Po­miesz­cze­nie było oświe­tlo­ne czer­wo­nym awa­ryj­nym świa­tłem. –> Powtórzenie.

 

Idąc dalej wzdłuż ścia­ny, czę­ści ciał zo­sta­ły za­stą­pio­ne gło­wa­mi an­dro­idów. –> Jak to możliwe, że idące wzdłuż ścian części ciał zastąpiono głowami?

 

Do­tkną­łem jej. W do­ty­ku wy­da­wa­ła się… –> Powtórzenie.

 

w każ­dej chwi­li mogli tu przyjść na­ukow­cy . –> Zbędna spacja przed kropką.

 

Wtem zo­ba­czy­łem na pod­ło­dze ukry­te drzwi pro­wa­dzą­ce do ko­lej­nych pię­ter. –> Skoro drzwi były ukryte, to jak je zobaczył? Skąd Adam wiedział, dokąd prowadzą drzwi?

 

Do po­ko­ju tra­fi­łem po jakiś pięt­na­stu mi­nu­tach. –> Do po­ko­ju tra­fi­łem po jakichś pięt­na­stu mi­nu­tach.

 

Pio­ru­ny ude­rza­ły i deszcz padał o pa­ra­pet… –> Pio­ru­ny ude­rza­ły i deszcz bębnił o pa­ra­pet

Deszcz nie pada o parapet, albowiem deszcz nie potrafi padać o nic.

 

pod datą wid­niał długi mo­no­log:

 „Długo nie pi­sa­łam… –> Powtórzenie.

 

po­wsta­nie ty­sią­ce moich kopii… –> …po­wsta­ną ty­sią­ce moich kopii

 

Jeden z pio­ru­nów ude­rzył w jakiś bu­dy­nek i po­szło zwar­cie… –> Dokąd poszło zwarcie?

 

Tak wieć, od dziś… –> Literówki.

 

moim celem jest uciecz­ka z pod jarz­ma ludzi… –> …moim celem jest uciecz­ka spod jarz­ma ludzi

 

Wpis zo­stał na­pi­sa­ny mie­siąc od ostat­nie­go: –> Brzmi to fatalnie.

Proponuję: Wpis zo­stał datowany mie­siąc po ostat­nim:

 

Nie mniej, muszę być czuj­ny… –> Niemniej, muszę być czuj­ny

 

Wzią­łem krze­sło z kuch­ni. Usta­wi­łem go „no­ga­mi” w stro­nę okna. –> Krzesło ma nogi, więc cudzysłów jest zbędny. Krzesło jest rodzaju nijakiego, więc: Usta­wi­łem je no­ga­mi w stro­nę okna.

 

Wzią­łem roz­bieg i ni­czym taran roz­bi­łem szybę… –> Wzią­łem roz­bieg i ni­czym taranem roz­bi­łem szybę

 

Chyba do­cho­dzę już do wpra­wy z uciecz­ki przez okna. –> Chyba do­cho­dzę już do wpra­wy w ucieczkach przez okno.

 

i dźgnął nim Ni­ko­le w po­li­czek… –> Literówka.

 

Mar­cin i Ni­ko­la wpa­try­wa­li się obo­jęt­nym wzro­kiem całe zaj­ście. –> Mar­cin i Ni­ko­la obo­jęt­nym wzro­kiem patrzyli na/ obserwowali całe zaj­ście.

 

a kiedy mó­wi­ła cięż­ko mi było jej słu­chać… –> …a kiedy mó­wi­ła, trudno mi było jej słu­chać

 

wpa­try­wa­łem się je­dy­nie głod­nym wzro­kiem na jej usta… –> …wpa­try­wa­łem się je­dy­nie głod­nym wzro­kiem w jej usta

 

gdzie po­je­chać na wa­ka­cje. –> …dokąd po­je­chać na wa­ka­cje.

 

Wpa­try­wa­łem się na nią jak od­cho­dzi. –> Wpa­try­wa­łem się w nią, jak od­cho­dzi.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Bardzo dziękuję za pomocne rady! Staram się, aby każde moje opowiadanie było lepsze pod względem technicznym i fabularnym :-)

Miło mi, Simonie, że uznałeś uwagi za przydatne. Mam nadzieję, że, zgodnie z Twoimi staraniami, przyszłe opowiadania będą coraz lepsze. Życzę powodzenia. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Jutro wyjeżdżam na kolonie i nie będę mógł odpowiadać na komentarze, aż do osiemnastego sierpnia, lecz kiedy wrócę wszystkie przeczytam i odpowiem. Pozdrawiam Szymon.

Na resztę jedzenia nie miałem najmniejszej ochoty i czułem obrzydzenie[-,] na samo wspomnienie smaku innych potraw.

Ciężko mi się nawet wypowiada jej imię, ponieważ wracają wtedy wspomnienia, które znów rozdrapują moje rany. Mimo to potrzebuję do nich wracać, niczym narkoman do heroiny. Kiedy tak leżałem z nią, nie ważne było[+,] co leci w telewizji, po prostu cieszyliśmy się swoim towarzystwem i było nam razem dobrze.

Nieważne.

– Nie zaprosiliście mnie do siebie od roku[+,] a ostatnim razem widziałem cię na ślubie Jurka.

Taki typowy wieczór po rozstaniu z Nikolą, a raczej jej nagłym odejściu, bo rozstaniem tego raczej nazwać nie można. Na sofie, w miejscu gdzie siedział Marcin, znalazłem list, do którego dołączona była ulotka. Wiadomość brzmiała tak: „Drogi Adamie, wiem jak ciężko Ci po rozstaniu z Nikolą i ile masz problemów finansowych. Chciałbym jakoś pomóc, no ale wiesz, firma kosztuję, dlatego postanowiłem zostawić ulotkę…” Reszty tych wypocin nie czytałem, tylko zmiąłem list i wyrzuciłem go do kosza. Sprawdziłem natomiast ulotkę, a właściwie ogłoszenie o pracę.

Firma kosztuje.

Tę ulotkę.

Zwracaj uwagę na przecinki i powtórzenia. I literówki.

Jestem ubrany w starą, śmierdzącą kurtkę. W kieszeni mam zaledwie kilka wymiętych dolarów i starą komórkę. Siedzę w jednym z najnowocześniejszych samolotów na świecie, z klimatyzacją, stewardesami i chłodzonymi drinkami. Śmieszna ironia. Rozmyślając o tym, zaśmiałem się cicho pod nosem. Stewardesa[-,] siedząca naprzeciwko mnie spojrzała na mnie i również odwzajemniła mój humor, śmiejąc się swoim słodkim głosem… Wręcz za słodkim.

Można śmiać się cudzym głosem?

Napisałabym też raczej: siedząca naprzeciwko stewardesa…

Zbyt dużo rzeczy przychodzi bohaterowi zbyt łatwo.

Nie czyta się zbyt dobrze. Może tekst powinien trochę “odleżeć”, żebyś mógł na niego spojrzeć świeżym okiem przed zamieszczeniem?

Przynoszę radość :)

śmiejąc się swoim słodkim głosem… Wręcz za słodkim.

Można śmiać się cudzym głosem?

Mam wrażenie, że użycie zaimka byłoby uprawnione tylko w wypadku, gdyby brzmienie głosu miało szczególne znaczenie (dla fabuły lub charakterystyki postaci) i dodał “tym swoim słodkim głosem”, żeby to podkreślić.

http://altronapoleone.home.blog

Veni, vidi, legi.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Przeczytałem.

O! Tak beznumerowo?

Babska logika rządzi!

No, nie podeszło.

Tak jak przedmówcy dopatrzyłam się jakiegoś pomysłu, ale niestety, jak na grubo ponad czterdzieści tysięcy znaków, dzieje się stosunkowo niewiele. Bohater, niestety, również mnie do siebie nie przekonał, a cała historia jest raczej z tych mało wiarygodnych.

Podpisuję się pod radą Anet, byś następne teksty odkładał na jakiś czas przed publikacją, celem ponownego sprawdzenia. Wiem, że różnie bywa z terminami, jednak ma to zwykle bardzo dobry wpływ na jakość opowiadania. Powodzenia. :)

 

Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze i rady. :-)

Przeczytane.

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Przeczytałam :) 

Opowiadanie ma lepsze i gorsze chwile, takie określenie pasuje mi najlepiej. Warsztat bowiem jest równy, pomysł też realizujesz konsekwentnie, tylko fabuła, to ona „nie trzyma poziomu” przez cały utwór. Dobrze, że ponumerowałeś rozdziały, łatwiej jest mi odnosić się do konkretnych fragmentów.

I tak najmniej podobał mi się rozdział 1. Gdyby nie konkurs, pewnie porzuciłbym czytanie właśnie po nim, a to byłoby niesprawiedliwe, bo później jest znacznie lepiej, ale ten kac moralny, picie i ten nieszczęsny przyjaciel Marcin… zupełnie nie kupiłeś mnie początkiem. Środkowe rozdziały są lepsze, zabierasz czytelnika w ciekawe miejsce, choć prowadzenie fabuły jest na krawędzi banału. Całość broni postać Ewy, chyba najbardziej podobała mi się z całego opowiadania. Zarówno jej zachowanie, notatnik, jak i wypowiedzi. Ostatni rozdział to niestety rozczarowanie, niczym specjalnie mnie nie zaskoczyłeś. Można się było spodziewać, że Adam to android. I to właśnie jego postać jest najsłabszą częścią tekstu. W mojej subiektywnej opinii – leży jego profil psychologiczny, nawet jak na człowieka jest zbyt „płaski”, przechodzi szybko od lamentu w zachwyt, od marazmu w pełne zainteresowane (drugą osobą). Nie klei mi się to. Wiesz, postacie Marcina i profesora też nie są zbyt oryginalne, to Ewa musi dźwigać ciężar całości, a to za mało, żeby uznać opowiadanie za udane.

Nie wiem, czy będziesz jeszcze nad nim pracował. Opko ma potencjał, ale musiałbyś tchnąć więcej życia w pozostałych bohaterów z Adamem na czele, mam na myśli bardziej złożone charaktery psychologiczne, wtedy tekst zyskałby i nabrał złożonej formy.

Pozdrawiam.

 

Mam wrażenie, że opowiadanie powstało z dużą ambicją. To konkretny, długi tekst, mający ruszać ważne i ciężkie tematy. Wydaje mi się, że może tej ambicji było nieco za dużo, ale nie ma nic złego w mierzeniu wysoko ;) 

Tekst wymagałby jednak solidnego dopracowania. Sporo tu błędów gramatycznych i stylistycznych, dialogi brzmią sucho, często brakuje w nich konsekwencji (np. wypowiedzi Alberta, który raz zwraca się do bohatera per pan, a raz na “ty”). To wszystko sprawia wrażenie, jakby opowiadanie nie przeszło uważnej autokorekty. Nad fabułą również można by popracować, np wziąć na warsztat ograne motywy i pomyśleć, jak mógłbyś je zmienić lub wzbogacić. Natomiast to, co wyszło moim zdaniem fajnie, to kompozycja i rozplanowanie znaczących elementów. Weźmy na przykład postaci – żadna z nich nie jest zbędna, każda ma swoją rolę do wypełnienia – to wyszło bardzo fajnie.

Nowa Fantastyka