- Opowiadanie: patetronus - Odonata Somatochlora metallica

Odonata Somatochlora metallica

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Biblioteka:

thargone

Oceny

Odonata Somatochlora metallica

Zielonooka ważka witała śpiewem nadchodzący świt. Rozkładając diamentowe skrzydła pokryte siecią srebrzystych żyłek, kołysała szklanym kwiatem w rytm muzyki. Słowa pieśni żłobiły purpurowe linie na zmrożonym granacie nieba, a melodia unosiła drżące powietrze tworząc kryształowe wiry, z końcem każdej frazy wybuchające białym ogniem. Wykonała ostatnie crescendo i z finałową nutą ogłuszający grzmot przetoczył się w przestworzach, oznajmiając na wszystkie strony świata jej najskrytsze pragnienia.

Wiadomość została odebrana, coś się poruszyło, coś zszarzało gdzieś na widnokręgu. Mała, ledwo dostrzegalna skaza wżarła się w scenerię ekspresyjnych kolorów. Narastająca, brudna ciemność pożerała kolejne łany kryształowych kwiatów, pozostawiając obumarłe lasy czarnych kikutów. Coś nadchodziło… Lub ktoś. Ważka zadygotała nerwowo i jej zielonkawo–niebieskie, metaliczne ciało zastygło w oczekiwaniu.

Wznosząc czarne, dymiące ręce, ze smolistych kłębów nadciągającego mroku wyłoniła się przygarbiona postać. Zmora zadarła głowę i z jej upiornych ust wyrwał się koszmarny ryk. Powietrze przesiąkło ohydnym odorem zgnilizny. Ważka poruszyła się lekko, gdy kwiat zaczął rozchylać krwistoczerwone płatki, odsłaniając wysmukłe kolumny pokryte błyszczącym nalotem. Drżenie rośliny uwolniło chmurę złocistego pyłu, który płynął w stronę potwora ponaglany uderzeniami skrzydeł owada. Stwór uniósł kostur i z hukiem wbił go w ziemię.

– Pamiętaj! – zawył rozkazującym tonem.

Granatowe niebo zadygotało i roztrzaskane kawałki szkła runęły na ziemię. Z wisielczych łachmanów starca wypełzły syczące węże. Zbliżyły się do owada, lecz zatrzymane niewidoczną barierą wściekle biczowały powietrze rozdwojonymi językami.

– Pamiętaj o mnie! – Jadowity syk przeszył jej świadomość.

Przerażona ważka zanurkowała pod kwiat, w ziemię, a ta rozwarła się przed nią na oścież. Jak złota błyskawica mknęła przez przestworza nieuchronnie zbliżając się do stalowego dna. ,,Za chwilę umrę…’’ Strach przeobraził się w histerię narastającą z każdym uderzeniem owadziego serca.

Nic nie poczuła. Łagodne fale marszczyły taflę jeziora błyszcząc w słońcu a stada ważek goniły się kokieteryjnie. Sunęła nisko, pieszczotliwie muskając powierzchnię wody końcówkami srebrzystych skrzydeł. Było jej dobrze. Tak jak z nim. Twarz stawała się coraz bardziej znajoma; czułe ręce przyciągnęły ją do siebie. Zapadła się z ufnością w kochane ramiona. Obejmował ją mocno, do utraty tchu. Coraz mocniej… Zaczęło brakować powietrza. Zdusi ją! Zmiażdży! Jego ciało stało się nagle obce, okrutne, przerażające… Wyrwała się ku słońcu, ku chmurom. Wolna! Płynnie wyrównała lot a ziemia przepływała pod nią jak stronice kolorowego atlasu. Wołanie nasilało się. Dochodziło gdzieś z dołu. Nienazwane, lecz znajome. To okno…

Wleciała do pokoju i znieruchomiała tuż ponad twarzą śpiącej kobiety. Wylądowała łagodnie na policzku. Wygięła odwłok pocierając przednie odnóża, po czym wśliznęła się do środka przez otwór prawego ucha. Ciało księżniczki zadrżało. Otworzyła szeroko metaliczne, zielono-niebieskie oczy. Powoli gasły, zmieniając kolor na piwny brąz. Westchnęła, odwróciła się na drugi bok i naciągnęła kołdrę.

 

***

 

– Nie! – Księżniczka Joa tupnęła nóżką odzianą w atłasowy pantofelek. – Nie wyjdę za niego!

– Ależ skarbie, wszystko już przygotowane, goście zaproszeni… – załamywał ręce król Andrju. – Grozi nam wojna jeśli zerwiesz zaręczyny!

– Nie wyjdę!

– Przecież kochasz księcia Dariusa. – Wtrąciła się królowa. – Byłaś taka szczęśliwa. Czy zrobił coś złego?

– Darius to smarkaty amant szastający złotem na prawo i lewo. Nie wyjdę! – Joa tupnęła ponownie i z płaczem rzuciła się na łoże. – Zostawcie mnie w spokoju! Chcę być sama!

Król i królowa popatrzyli po sobie i wyszli z sypialni księżniczki zamykając drzwi.

– Myślisz, że to chwilowe tantrum? – z troską w głosie spytała królowa.

– Miejmy nadzieję. Miejmy nadzieję, kochana. Król Ted ma liczną armię i nie zwykł żadnej urazy puszczać płazem.

 

***

 

Joa zerwała się z łóżka jak tylko za rodzicami zamknęły się drzwi. Podbiegła do okna i wbiła tęskny wzrok w widniejącą w oddali wieżę czarnoksiężnika. Wydawało jej się, że widzi czarną postać w jednym z okien i jej serce zabiło mocno a oczy zaświeciły zielonym blaskiem.

– Już wkrótce, kochany – wyszeptała. – Pamiętam.

Postanowiła wymknąć się zaraz po kolacji. Zrobi scenę i zabroni wszystkim wstępu do jej pokoju. Gobelin, zasłaniający tajne przejście na podwórze zamkowe, odkryła już dawno…

– Ach, żeby już był wieczór – westchnęła rozmarzona.

 

***

 

Joa leżała naga w łożu czarnoksiężnika. Odblask z kominka oświetlał delikatnie wnętrze komnaty.

– Kocham cię – powiedziała.

Starzec nie zwrócił na nią uwagi i nadal wpatrywał się w lśniącą, kryształową kulę leżącą na stole. Jego półnagie, pokryte zmarszczkami ciało pokryte było czarnymi tatuażami.

– Kocham cię – powtórzyła księżniczka. – Chcę być tylko z tobą, na zawsze.

– I będziesz – zaśmiał się Jaro.

– Rodzice nigdy się nie zgodzą – wydymając usta stwierdziła Joa. – Za bardzo obawiają się wojny z królem Tedem.

– Wszystko w swoim czasie – odrzekł czarnoksiężnik. – Jutro porozmawiamy z twoimi rodzicami. Jestem pewien, że nie będą nam przeciwni.

Mag podszedł do zdobionej srebrem szkatuły stojącej w rogu pokoju. Delikatnie uchylił wieko i z gąszczu kłębiących się owadów wyciągnął dwie metaliczne ważki. Zamknął wieko i wrócił do stołu.

– A teraz bądź tak miła, zajmij się czymś i nie przeszkadzaj.

Mrucząc zaklęcia zbliżył trzymane ważki do kryształowej kuli. Po kilkunastu minutach podszedł do okna i uniósł wychudzone ręce. Ważki wyfrunęły w mrok nocy.

Koniec

Komentarze

Hmmm. Właściwie nie wiem, co Poeta chciał przez to powiedzieć.

Ważka może być duszą, snem, czarem… Związek tego brzydkiego staruszka z resztą opowieści też nie jest dla mnie jasny. Ani, czy występuje tu jedna ważka, czy dwie.

Babska logika rządzi!

Nie zrozumiałam, Pateronusie. Nie wiem, co miałeś nadzieję opowiedzieć.

 

Ważka za­dy­go­ta­ła ner­wo­wo i jej zie­lon­ka­wo – nie­bie­skie, me­ta­licz­ne ciało… –> Ważka za­dy­go­ta­ła ner­wo­wo i jej zie­lon­ka­wo-nie­bie­skie, me­ta­licz­ne ciało

W tego typu połączeniach używamy dywizu, nie półpauzy; bez spacji.

 

,,Za chwi­lę umrę…’’. –> „Za chwi­lę umrę…”

Po wielokropku nie stawia się kropki.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

@Finkla

Ważka może być duszą, snem, czarem… Związek tego brzydkiego staruszka z resztą opowieści też nie jest dla mnie jasny.

To prawidłowo. Miało być niedopowiedziane, troche jak obraz. Dzięki, że wpadłaś:)

 

@Regulatorzy

Dziękuję za korekty i odwiedziny:)

 

Może tak sobie zaplanowałeś, ale ja nie lubię, kiedy po zakończeniu tekstu nie mam pojęcia, o co chodziło… Tak marudzę, żebyś wiedział, że są różne podejścia do literatury.

Babska logika rządzi!

Też nie zrozumiałem, ale podobały mi się obrazy. Ważka i kryształowy kwiat kupiły moją wyobraźnię. Dostaliśmy wycinek z jakichś tajemniczych wydarzeń i o ile zwykle takie rzeczy mnie nudzą, w opowiadaniu o ważkach rozmaite elementy zostały ładnie połączone w bogatą, wizualną kompozycję.

Wleciała do pokoju i znieruchomiała tuż ponad twarzą śpiącej kobiety. Wylądowała łagodnie na policzku. Wygięła odwłok pocierając przednie odnóża, po czym wśliznęła się do środka przez otwór prawego ucha. Ciało księżniczki zadrżało. Otworzyła szeroko metaliczne, zielono-niebieskie oczy. Powoli gasły, zmieniając kolor na piwny brąz. Westchnęła, odwróciła się na drugi bok i naciągnęła kołdrę.

To mi się podobało.

 

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Cóż, tekstowi brakuje tego, co uważam za niezwykle istotne – możliwości zrozumienia :-) 

Ja wiem, pole do interpretacji, każdy powinien pomyśleć i zrozumieć po swojemu, ale w takich sytuacjach zawsze czuję się robiony w balona. Bo wydaje mi się, że autor sam nie miał pojęcia, o czym pisał. 

I u ciebie w zasadzie tak właśnie jest. Rzecz jednak w tym, że tekst Twój napisany jest bardzo przednio, zarówno warsztatowo, jak i pod względem klimatu. Wrażenie robi niezwykła plastyczność, obrazowość, świetny balans między dokładnością opisu, a poetyckością wizji. Wyobraźnia nie miała najmniejszego problemu ze zwizualizowaniem scen, mimo ich pewnego surrealizmu. 

Technicznie – dobra robota. Fabularnie – mogę tylko wzruszyć ramionami. Ale wydaje mi się, ze to wystarczy na biblioteczny kliczek, zwłaszcza, że tak krótki tekst nie może zmęczyć. 

Pozdrawiam! 

 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Scenka bez kontekstu. Trzeba jeszcze usiąść i dopisać do niej jakąś sensowną historię.

Dziękuję za komentarze. Fakt, zaczynając to pisać poszedłem na żywioł, bez planu. Ale podobało mi się otwarte zakończenie… Teraz nie jestem już tego taki pewny, więc coś dopiszę:)

Historia dokończona. Mam nadzieję, że teraz jest lepiej:)

To już wiadomo, kim jest starzec :D I do czego służą ważki

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Opowiadanie ma nastrój i potencjał, żeby tym nastrojem zrekompensować niekoniecznie oryginalną fabułę o magicznym porywaczu ciał. Mam jednak wrażenie, że wymagałoby jeszcze trochę pracy. Po pierwsze, bardzo rzuca się w oczy kontrast, także stylistyczny, między częścią I, o ważce, a II, o księżniczce: efektowny oniryczny nastrój tej pierwszej ustępuje dość pospiesznemu i prostemu popychaniu akcji do przodu w tej drugiej. Po drugie: z faktu, jak manipuluje ludźmi, dość jasno wynika, że czarnoksiężnik Jaro nie ma zbyt dobrych intencji, ale brakuje mi choćby śladowego zaznaczenia, po co to robi (Bo ma ochotę na seks z młodą kobietą? Bo pragnie władzy nad królestwem? Bo, bo ja wiem, chce upokorzyć króla i poddać go swojej woli?). W tej wersji Jaro zachowuje się trochę jak Disneyowski złol, który jest zły, bo jest zły, i robi wszystko dlatego, że jest zły. Nie chodzi mi tu bynajmniej o pisaniu rozdziału o jego motywacjach – raczej o przynajmniej lekki sygnał.

ninedin.home.blog

@ninedin

Dziękuję za komentarz. Przemyślę i prawdopodobnie napiszę ponownie drugą część.

– Grozi nam wojna[+,] jeśli zerwiesz zaręczyny!

Ładnie napisane i dobrze się czyta, tylko nie bardzo zrozumiałam, po co czarnoksiężnik wypuszcza dwie kolejne ważki. Szuka kolejnych księżniczek? Po co?

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka