Czym jest miłość? Nie krzywdź mnie, mała. Nie krzywdź już nigdy więcej.
– Musiałeś dać akurat tę piosenkę?
Ellie pociągnęła za kabel wychodzący z lewego ucha. Słuchawka opadła jej na ramię.
– Wyobrażasz sobie playlistę z piosenkami o miłości, na której nie ma Haddawaya? To jest pewnie najważniejsza piosenka o miłości z lat dziewięćdziesiątych. On tam zadaje fundamentalne pytanie: czym jest miłość? A kawałek od razu się czepia.
Ellie westchnęła.
– A nie masz jakichś innych playlist?
– Obawiam się, że jesteś skazana na „Potęgę miłości”. Tylko tę playlistę zapisałem na telefonie. Nie spodziewałem się, że nie będziemy mieli Internetu.
Ellie przystanęła i oparła się o ścianę. Zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech.
– Wszystko okej? Możesz wcisnąć “dalej”, następne w kolejce powinno być „I’ll Stand By You” The Pretenders.
Na bladej twarzy dziewczyny pojawił się delikatny uśmiech. Wyjęła telefon z kieszeni kitla i przejechała palcem po jego ekranie.
– Coś się chyba zacięło…
– Cholera, znowu! Jamie dobrze mi radził, żebym nie kupował chińskich telefonów. Trzymaj go, tutaj i tak zadziała tylko moja krótkofalówka.
Ellie powoli zrobiła krok do przodu. Gdy jej twarz wykrzywiła się w grymasie, od razu zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech, by odzyskać równowagę. Złapała się za niewielką ranę na lewym przedramieniu.
– Idiotka. Skończona idiotka, jak mogłam się tak zaciąć! To przecież dziecinny błąd.
– Każdemu się zdarza.
– Tobie też? Wątpię. Wciąż nie rozumiem, czemu to robisz?
– Czemu układam playlisty? To fajna zabawa. Ludzie potem je obserwują, a ty masz poczucie, że dałeś im coś fajnego.
– Nie, Simon! Mam na myśli, czemu mi tak pomagasz.
– Jakbyś nie wybrała w ostatniej chwili tej mikrobiologii i poszła ze mną do służb specjalnych, to byś wiedziała. To mój obowiązek. Kadra naukowa ma najwyższy priorytet, oddałbym… – Ugryzł się w język.
– A jednak znowu się spotykamy.
Simon poczekał, aż Ellie dołączy. Skręcili w kolejny szary korytarz, który niczym nie różnił się od poprzednich. Świetlówki na suficie migały bez rytmu. Na tle ich cichego brzęczenia było wyraźnie słychać, jak Ellie i Simon milczą.
– Czemu wtedy nie pojechałeś z nami?
– Co?
– No wiesz, zanim się zaciągnęliśmy. Ten wyjazd do Annie to były najdłuższe wakacje w moim życiu!
Simon bez słowa doprowadził Ellie do kolejnego zakrętu.
– No więc? Szczerze mówiąc myślałam, że pojedziesz. W ostatniej klasie… Wydawało mi się, że coś do mnie czujesz. Tak było, prawda?
– Ellie, jakie to ma teraz znaczenie?
– Czyli mam rację!
– Tak, podkochiwałem się w tobie. Nie, nie pojechałem do Annie. Ty poznałaś u niej Toma. A teraz muszę cię stąd bezpiecznie wyprowadzić.
– Wiesz, gdybyś wtedy pojechał…
– Czy możemy o tym nie rozmawiać?!
Ellie zatrzymała się i zamknęła oczy. Jej oddech się uspokoił. Starała się wciągnąć nosem jak najwięcej powietrza.
– Przepraszam – szepnął spokojnie Simon. – Nie chciałem na ciebie krzyczeć.
– Nic się nie stało.
– Ta sytuacja powoli robi się stresująca nawet dla mnie.
Ellie prychnęła. Kolejne dwa korytarze pokonali znowu w milczeniu.
– Jesteś pewien, że dobrze idziemy?
– Nie pamiętasz? Mam doskonałą pamięć fotograficzną. Właśnie dlatego tu jestem. Wystarczyło, że raz spojrzałem na plan całego kompleksu…. – Simon postukał palcem wskazującym w skroń. – Wszystko jest tutaj.
– Ale ty dziś ściemniasz.
Simon stanął i wzruszył ramionami.
– O co ci chodzi? Nie pamiętasz, jak się uczyliśmy? Zawsze mi tego zazdrościłaś.
Ellie minęła go i otworzyła nieoznakowane drzwi.
– Ellie? – zapytał widząc, jak dziewczyna gapi się na coś za rogiem.
– Czy to Heather?
Podbiegła do koleżanki. Heather leżała oparta o ścianę. Jej rude włosy spływały na ramiona okryte białym kitlem, takim samym, jaki miała na sobie Ellie.
– Ellie! – zawołał Simon. – Ostrożnie. Nie zapominaj, że wciąż nie wiemy, co tu się wydarzyło.
– Uspokój się, przecież to Heather!
– Znasz ją? Pracowała w twoim zespole?
– Jeszcze wczoraj rozmawiałyśmy o jej córeczce.
Simon rozejrzał się za siebie, po czym podszedł bliżej Ellie. Spokojnie wycelował przed siebie z karabinu.
– Na litość boską, co ty robisz?!
– Żyje?
Ellie złapała koleżankę za nadgarstek. Po chwili przerzuciła się na szyję.
– Simon… Nie czuję tętna!
– Na litość boską, co ty robisz, Ellie – przedrzeźniał jej panikę sprzed chwili. – Naprawdę nie uczyli cię, że tak się nie robi? Sprawdź oddech.
Ellie zbliżyła dłoń do ust Heather. Po kilku sekundach spojrzała na Simona i pokręciła głową. W jej oczach zaczęły się gromadzić łzy.
– Pokaż.
Simon odwiesił karabin na ramię, położył rękę na czole dziewczyny i odchylił jej głowę do tyłu.
– Czekaj! Słyszysz? Jakby coś w niej zacharczało.
– Słyszałaś to? Trzeba jej zrobić resus…
Zanim Simon dokończył, Heather podniosła głowę z powrotem i głośno charknęła. Odskoczył i odruchowo chwycił za karabin.
– Heather! To ja, Ellie! Co ci jest?!
Dziewczyna otworzyła oczy, jednak zamiast spojrzeć na któreś z nich, wbiła wzrok w ścianę przed sobą. Skóra na jej policzkach była mocno naciągnięta, a z ust dochodził cichy świst.
– Heather, co ci jest?
– Przedstaw się!
Heather złapała ją za przedramię i potarła kciukiem o jej skaleczenie. Miała zimne ręce, a uścisk za mocny. Ellie wyrwała się i wstała z podłogi.
– To jest Simon… Heather, powiedz mu!
Heather spojrzała na Ellie szeroko otwartymi oczami. Przechyliła głowę w prawo i błyskawicznie uderzyła się dłonią w lewe ucho. Złapała je szeroko rozstawionymi palcami, jakby chciała je oderwać. Kiedy jej się nie udało, zaczęła nieludzko piszczeć.
– Spadamy stąd, Ellie!
Simon złapał Ellie za rękę i odsunął od Heather. Wycelował karabin w rudowłosą dziewczynę, która powoli wstawała, wydając przy tym zwierzęcy charkot.
– Nie zbliżaj się, bo będę strzelał!
Heather zbliżyła się powoli w ich stronę. Simon zacisnął wargi. Wystrzelił serię z karabinu nad głową dziewczyny. W odpowiedzi znów zaczęła piszczeć. Zrobiła kilka kroków do tyłu, ugięła kolana i rozczapierzyła palce.
– Simon, nie!
Ellie wcisnęła twarz w ramię Simona, gdy ten oddał kolejną serię. Tym razem w klatkę piersiową Heather. Kule rozerwały ją na strzępy. Simon przycisnął dłoń do włosów roztrzęsionej Ellie.
– Musimy stąd spierdalać.
Ellie kiwnęła głową, nie przestając szlochać.
– Dasz radę biec?
Dziewczyna ponownie przytaknęła.
– W takim razie na trzy. Raz…
Zanim skończył odliczać, usłyszeli za sobą znajomy charkot.
– Tutaj!
Simon przyłożył rękę do panelu obok drzwi. Wzdłuż framugi biegła czerwona, przerywana linia.
– Centrum dowodzenia… Tak jakby. Tego szukaliśmy. Wchodź.
Ellie wpadła do niedużego pomieszczenia wypełnionego po sufit telewizorami. Na kilku z nich zobaczyła transmisje z monitoringu. Po laboratoriach krążyli jej znajomi w białych kitlach. Rzucali się na siebie, szamotali się po podłodze i demolowali cały sprzęt. Wszyscy mieli ten sam tępy wyraz twarzy co Heather.
Gdy Simon zobaczył, jak Ellie osuwa się po ścianie na podłogę i chowa twarz między kolanami, błyskawicznie wyłączył wizję na wszystkich ekranach.
– Musimy zachować zimną krew, Ellie! Spokojnie…
Dziewczyna coraz głośniej płakała.
– Chcesz wiedzieć, czemu wtedy nie pojechałem? Do Annie? Musiałem zostać na prace społeczne. Taki dostałem warunek, żeby ukończyć szkołę.
Ellie przestała szlochać i podniosła na niego wzrok.
– Tak, odkryli, że od siebie ściągaliśmy na egzaminie. Ale wziąłem wszystko na siebie, żebyś ty mogła mieć długie wakacje i odpocząć przed wykańczającymi studiami z mikrobiologii.
Szeroko otwarte oczy, którymi się w niego wpatrywała skojarzyły mu się z Heather.
– To jest we mnie, Simon. To, co zmieniło Heather i tych wszystkich ludzi. – Złapała się za ranę na przedramieniu. – Czuję to w mojej krwi.
– Ellie, do jasnej cholery… Nad czym wy tu pracowaliście?! To jakiś wirus? Kurwa, czy wy nie oglądaliście Walking Dead?!
– Musisz mnie zabić. Musisz to zrobić teraz, kiedy jeszcze mogę umrzeć i zanim zabiję ciebie.
– Nie ma mowy. Widzisz ten sprzęt? – Simon obrócił się po pokoju z rozłożonymi rękoma. – To miejsce ma własny Internet! Skontaktujemy się z wojskiem, moi koledzy…
– Hitchens! Hitchens, jesteś tam? – Z krótkofalówki Simona odezwał się donośny głos.
– Simon Hitchens, sir. Odbiór!
– Dzięki Bogu, Hitchens! Myślałem, że ciebie też straciliśmy. Mamy nowe rozkazy z samej góry. To, co wydarzyło się w GDC… Hitchens, to się nie może wydostać na zewnątrz, rozumiesz? Muszę wiedzieć, że to rozumiesz, odbiór.
Simon głośno przełknął ślinę, nie odrywając wzroku od Ellie, tępo wpatrującej się w podłogę
– Rozumiem, sir. Czy rozkazy obejmują procedurę czterdzieści dwa? Odbiór.
– Hitchens… Nasze rozkazy to dokładnie procedura czterdzieści dwa. Czy masz dostęp do sieci GDC? Odbiór.
– Tak jest, sir. Jesteśmy w centrum dowodzenia.
– „Jesteście”?
– Jest ze mną… doktor, mikrobiolog.
– To nie ma już najmniejszego znaczenia, Hitchens. Musisz niezwłocznie wdrożyć procedurę czterdzieści dwa. Podaję ci moją część kodu dostępu: jeden, jeden, trzy, osiem, sigma. Zrozumiałeś? Odbiór.
– Zrozumiałem, sir.
– Cały kraj… – głos w krótkofalówce zamilkł, po czym dodał niższym tonem: – Być może cały świat liczy na ciebie, Hitchens. Dziękuję ci w jego imieniu. To był zaszczyt móc z tobą służyć.
Simon bez słowa rzucił krótkofalówkę na podłogę i rozdeptał. Schylił się do Ellie.
– Zabij mnie, Simon. Póki jeszcze jest czas…
Delikatnie pogłaskał ją po głowie. Sięgnął do kieszeni jej kitla i wyciągnął z niej swój telefon. Przytulił ją do piersi, odłączając jednocześnie słuchawki. Pokój wypełniły dźwięki pianina.
Czemu jesteś taki smutny? Masz łzy w oczach. Chodź do mnie, nie wstydź się płaczu.
– Simon, czuję się coraz gorzej…
– Spokojnie, Ellie. Jestem tutaj.
– Czy to…? Poznaję tę piosenkę.
Kiedy stoisz na rozstaju dróg i nie wiesz, dokąd pójść, pozwól mi iść z tobą, bo nawet jeśli się mylisz…
– Simon!
Głos Ellie był coraz bardziej piskliwy. Simon przytulił ją mocniej. Głośny oddech przechodził w głęboki charkot z płuc.
– Nie przejmuj się, Ellie.
Zostanę przy tobie.
Zostanę przy tobie.
Nie pozwolę nikomu cię skrzywdzić.
Zostanę…
28515