- Opowiadanie: suzari - Schíro

Schíro

To opowiadanie umiejscowione w moim, kreowanym od dość dawna, uniwersum. Miłej lektury!

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Schíro

Muzyka. Dziki, ale przyjemny dla ucha rytm. Przenika do kości, porywa, pochłania całą uwagę.

Dziewczyna tańczy, jej jasne włosy rozsypują się na wietrze, a oczy błyszczą dziwnie. Krok, krok, podskok, krok, krok, obrót, klaśnięcie…

Mruga zalotnie do wysokiego, barczystego chłopaka, stojącego najbliżej. Ten nie reaguje.

Nie interesuje go taniec. Ani, żeby być szczerym, większość innych aktywności. Wyłączając wojaczkę, rozbój i palenie wsi.

Dziewczyna wzdycha, ale nie rezygnuje. Podchodzi do tamtego i chwyta go za ręce.

– Nie, Schíro – mówi cicho chłopak – nie teraz. I nie w takim stanie.

– W jakim? – teraz chichocze głupawo, a ziele soel krąży w jej ciele. Raptem twarz dziewczyny tężeje.

– Nie, to nie, Hass. Popatrzymy sobie na gwiazdy.

Bębny przyspieszają, to już nie muzyka. To trans. Prawie nikt nie nadąża z tańcem, ludzie zbierają się w grupki, śmierdzące potem. Przedtem zresztą też.

– Niech żyje Soellen! – krzyczy Schíro.

– Niech żyje Święto Gwiazd!

***

Stukot kopyt rozległ się wyraźnie, na pustej drodze może nawet zbyt wyraźnie. Mimo to jeźdźcy nie zachowywali szczególnej ostrożności. Byli to przecież La´koite. La´koite nie boją się byle zbójców.

Droga rozwidlała się, lewa odnoga prowadziła pod górę, do Vairen, a prawa w las. Jeden z jeźdźców, czarnowłosy, odziany jak wszyscy, w białą szatę, przepasaną złotą szarfą, skierował konia na prawo. Inni poszli za jego przykładem, dobrze wiedząc na co, a raczej na kogo mogą się natknąć. Po chwili wszyscy jak jeden mąż pozsiadali z koni i prowadzili je za uzdy. Było zbyt stromo, a ostatnia ulewa sprawiła, że drogi pokrywało maziste, paskudne błoto. Brnęli niemal godzinę, nie odzywając się. Bo i po co? Nie byli przyjaciółmi, w tej drodze połączyły ich tylko sprawy zakonu.

Raptem konie spłoszyły się, nie chciały iść obok kępy wysokich krzewów.

Pszczyna, pomyślał nie bez zdumienia idący na przedzie Aramis. Boją się jej zwierzęta. Kochają zbójcy. Maskuje każdy zapach.

Zabiją nas, jeśli nie dowieziemy tego ładunku, pomyślał czarnowłosy lakonita, dostrzegając ruch w zaroślach.

Pierwszy zaatakował ich wysoki chłopak, mniej więcej dwudziestoletni.

Zręczny był, nad podziw zręczny, zaostrzony kij migał w jego rękach jak płomień.

Aramis potrzebował aż dwóch minut, by go zabić. Szybkim, celnym ukłuciem wysuniętego z rękawa szaty zatrutego szpikulca.

Chłopak upadł na ziemię bez bodaj jęku.

– Tinco! – wrzasnął ktoś, wypadając

z krzaków. Aramis obejrzał się – jasnowłosa dziewczyna cisnęła w jego stronę garść drobnych przedmiotów, wyglądających jak kamyki. Eksplodowały chmurą pyłu, który uniemożliwił lakonicie precyzyjne namierzenie celu.

Bandytka dobrze wiedziała, czego chce. Jeden szybki skok i wisząca u pasa mężczyzny sakwa z aktywnymi kamieniami znalazła się w jej ręku.

Aramis krzyknął i posłał za napastniczką sztylet. Broń musnęła ramię dziewczyny, która jęknęła, ale nie przestała biec.

Członek La'koite obejrzał się i zobaczył, że jeden z jego towarzyszy z trudem unika ciosów grupki, przybyłych nie wiadomo kiedy, ludzi.

Ervar bronił się, jak na niego niezwykle dzielnie. Zdołał nawet zadać cios w szyję niskiej, wymachującej nożem blondynce. Wrzasnęła przeraźliwie i upadła na piach, przyciskając dłonie do tętnicy. Mężczyzna nachylił się nad nią i kopnął prosto w twarz. Szarpnęła się, wyprężyła i zamknęła oczy.

– Mamo!!!! – wrzasnęła tamta młoda złodziejka i szybkim dźgnięciem pozbawiła dłoni kolejnego lakonity. – Wy sukinsyny! Ścierwojady! Pozabijać was, wyrżnąć wszystkich! – biegław w stronę Ervara z zakrzywionym nożem w ręku, tym samym, którym pozbawiła jego kolegów kilku ważnych części ciała.

– Zadajesz ból, zabijasz – odezwał się zimno Aramis – nie akceptując tego samego u innych?

Nie odpowiedziała. Zamiast tego doskoczyła do niego, sięgnęła do kieszeni w poszukiwaniu kulek… i runęła na kolana, wymiotując gwałtownie, choć prawdę mówiąc nie miała czym.

Lakonita opuścił ręce i mdłości ustąpiły. Podszedł do tamtej i wyszarpnął jej sakwę z ręki. Potem wyjął z worka garść drobnych, zielonych kamieni.

– Szmaragd, na wrogów – warknął. – Radzę zapamiętać.

Zniknął, nie obejrzawszy się na towarzyszy. A szkoda. Jeden jeszcze drgał.

***

Jednego, ciętego tuż poniżej mostka, litościwie dobiła. Kolejny umknął gdzieś i nie było sensu biec za nim w las. Trzech pozostałych zarąbano.

Schíro przetarła oczy, odgarniając wpadające do nich kosmyki, a razem

z nimi łzy, które wszystko przesłaniały. Z całej bandy została ich czwórka. Ona, Hass, Tefalo i Deli.

Wszyscy prócz niej zajęli się przenoszeniem ciał, ale dziewczyna nie chciała. Wolała zostać tu, popatrzeć z pogardą na trupy lakonitów. Wszystko, byle nie musiała grzebać matki. Byle nie widzieć jej zakrwawionej, zmasakrowanej twarzy. Nie są to widoki dla czternastoletnich dziewcząt.

Zapewnili, że zaraz wrócą, więc niech zaczeka.

Usiadła na zwalonym pniu i oparła brodę na rękach. Łzy już nie płynęły. Skończyły się.

***

Wrócił. Choć wydawało się to nieprawdopodobne.

Wstała, choć cała się trzęsła, a zęby dzwoniły jak kastaniety.

 – Nie zapomniałaś o czymś? – spytał, a jej żołądek uciekł do gardła. Drżącą ręką sięgnęła do kieszeni i wydobyła stamtąd jeden kamień. Roztaczał czerwonawy blask i aż parzył rękę.

 – Bardzo dobrze – pochwalił, a na dźwięk tego głosu okoliczne króliki czym prędzej skryły się w norach. – Musisz jednak wiedzieć, bo wątpię, by ktokolwiek z tych barbarzyńców cię tego nauczył, że za złe zachowanie ponosi się karę.

W tym przypadku łagodną, ale następnym razem nie będę już tak pobłażliwy – wyjął kamień z dłoni Schíro i poklepał ją po ramieniu.

A potem wykonał krótki gest i coś bardzo gorącego przylgnęło do jej prawego oka. Poczuła ból, ostry, jakby rozpalony. Sekundę później leżała już na trawie.

Aramis usiadł obok, pod drzewem, wyjął z torby pergamin i pieczołowicie pokrywał go drobnymi, starannie kreślonymi literami.

Pisał wolno, co chwila pogryzając nerwowo końcówkę gęsiego pióra. Miał czas. Dziewczyna nie obudzi się przed upływem godziny, a list do przyjaciela nie mógł czekać. W końcu chodziło o sprawy zakonu, a dla zakonu liczył się tylko ten eksperyment.

Nagle przypomniał sobie hasło, jakie głosili po wsiach niektórzy z jego braci i aż zatrząsł się ze śmiechu.

Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego.

***

Usiadła przy oknie, kładąc ręce pod brodę. Włosy ucięła tak, by prawe oko pozostawało niewidoczne. Wyglądała dość dziwnie, ale było jej to obojętne. Po śmierci matki zobojętniała na wiele rzeczy.

Podeszła do niej karczmarka, już po raz trzeci pytając, czy nie chce czegoś do jedzenia.

– Nie może być przecież tak, że człowiekowi niczego nie trzeba – dowodziła, wymachując szczupłymi rękoma.

– A i owszem, potrzebuję – mruknęła zgryźliwie Schíro.

– Czego?

– Świętego spokoju. Możecie mi go zapewnić?

– Oczywiście – odeszła, trochę urażona.

Nie spokoju mi, cholera, brakuje, tylko oka, myślała bandytka, rozglądając się niespokojnie. Przy stoliku obok usadowiło się kilku porządnych, ciężko pracujących obywateli – przyszli się kulturalnie urżnąć.

W końcu był dzień po Soellen. Niektóre wioski świętowały je nawet przez tydzień.

Teraz zabawiali się grą w zagadki.

 – A ja, panowie, znam taką arcytrudną łamigłówkę, Zagadką z Jaskini zwaną.

 – Wal – odezwał się handlarz Pirs.

– Coś, przed czym w świecie nic nie uciecze…

– Podatki!

– Dobrze, Pirs.

– Taki jeden, mały był, gruby, też zgadnął. – rzucił ktoś z kąta . – Tylko, że i tak został pożarty.

– Raczej zgadł.

– On chyba lepiej wie co zrobił – wtrącił się Risk, rybak o wielkich, wodnistych oczach.

– A propos roboty… Słyszeliście może o napadzie pod Vairen? Usiekli całą bandę Vanbengiss.

– Jaką tam całą – prychnął Pirs – czwórka ich podobno ostała. O tam, pod ścianą, siedzi to najmłodsze.

– Od teraz kaleka – zauważył Risk.

– Ano. Długo im już nie kłusować w tych lasach. Oj, długo…

***

– Babciu! Prosimy, opowiedz nam jeszcze! Chociaż tyci kawałeczek, o, taki maleńki – chudziutka czarnowłosa dziewczynka wspięła się na kolana staruszki i na palcach pokazała o jak mały kawałek jej chodzi.

– Prosimy! – zawtórowała gromadka siedzących na podłodze brzdąców, tłukąc się zawzięcie czym popadnie, głównie wyrzeźbionymi z drewna konikami.

– Dobrze już, dobrze. Opowiem kawałek, ale zaraz potem macie być w łóżkach. Na czym to ja…

 – I rzekł tedy mężny pradziadek Aramis! – wrzasnęły chórem dzieci.

 – I rzekł tedy mężny pradziadek Aramis: Szczęśliwie ocaliliśmy owoce naszych starań…

***

 – I możemy przystąpić do kolejnej próby – oznajmił Aramis, patrząc dumnie na wszystkich zgromadzonych. Odpowiedziały mu zbiorowe oklaski, jedne szczere, inne mniej. Kilku członków zakonu wpatrywało się z przerażeniem w to, co leżało na stole.

Nieżywy dzik zdawał się spoglądać na nich oskarżycielsko jednym, zmętniałym już okiem.

***

Nad głową miała ciężkie, burzowe chmury. Przesuwały się niespiesznie po niebie, nie dając zbyt wielkich szans na lepszą pogodę.

Schíro przyspieszyła, drzewa migały gdzieś po bokach. Jej oddech tylko nieznacznie przyspieszył, mimo, że przebiegła całą drogę od Vairen aż tutaj. Dobrze ją wytrenowano, jednak na to, co zobaczyła w zaroślach, nie była przygotowana.

Zwalisty, jasnowłosy człowiek leżał bez ruchu w pszczynowym gąszczu.

Chyba żył, choć jego szeroko otwarte oczy były zamglone.

Podeszła, rozglądając się najpierw uważnie, ale nie zauważyła niczego podejrzanego.

Odruchowo nachyliła się nad mężczyzną, sprawdzając oddech i ze wstrętem odskoczyła.

Nieznajomy cuchnął. Śmierdział czymś, czego nie potrafiła zidentyfikować, ale budziło niejasne skojarzenia z lasem… Mdląca woń gnijącego mięsa?

Ciche chrząknięcie poderwało ją na nogi. Schíro obróciła się i zdążyła dojrzeć tylko parę błyskających w słońcu, obrzydliwie brudnych, żółtych kłów.

Dzik ruszył na nią, a od natychmiastowego stratowania uratowało Schíro tylko uchwycenie się gałęzi najbliższego drzewa. Wisiała tak, obserwując zwierzę, które rychło zrezygnowało z pościgu. Dzik ponownie chrząknął, zachwiał się, a potem jakby nigdy nic, ułożył obok leżącego w krzakach mężczyzny.

Zeskoczyła natychmiast, zdrętwiałe palce odmówiły posłuszeństwa. Dygotała ze strachu, ale musiała przejść obok tej dwójki. To była jedyna ścieżka prowadząca do domu.

Zerknęła przelotnie na człowieka – jego zaciśnięta dotąd dłoń otworzyła się. Nieznajomy trzymał w ręce czerwony kamień.

Przełknęła coś, co utkwiło jej w gardle i spojrzała na dzika. Miał otwarte oczy. To znaczy oko. Drugie zastąpiono klejnotem o rubinowym kolorze. Zaczęła biec…

Gdy mężczyzna kilka minut później się ocknął, nie zobaczył nikogo.

– Co ja tu robię? – spytał głupio. Drzewa, rzecz jasna, nie odpowiedziały.

 

***

Drogi Przyjacielu!

Chciałbym poinformować iż ingrediencje dotarły do celu. Śpieszno nam było, jak sam wiesz, do rytuałów, bo pełnia tuż tuż.

W lesie natknęliśmy się na zbójców, którzy w swym zadufaniu myśleli, że mogą nam bezkarnie odebrać aktywne kamienie. Nauczyliśmy ich moresu, niestety byli liczni i w potyczce polegli nasi dzielni druhowie: Ervar (ach, cóż za strata!) Gidon, Meon i Saret. Ufam, że nie zapomnicie o nich. Piękny pogrzeb mile widziany, tak sobie życzy Jego Wysokość, Najwyższy Kapłan (tfu, a żeby go zaraza zjadła).

Czterech zbirów przeżyło, jedną z nich, niedorosłą pannicę skazaliśmy na łagodną karę (bez przelewu krwi!), reszta uciekła. Mniemam, że głowy pozostałych dziesięciu zostały ci dostarczone? Napisz mi koniecznie, na jakiej to bramie je zatknąłeś?

I co na to tłum? Pamiętaj, Morticio, motłoch to siła, lepiej nie przesadzać

z demonstracjami. Lepiej ich mieć po swojej stronie.

Uważaj na siebie. Liczę, że rychło się zobaczymy.

Twój oddany

Aramis

***

– Na litość bogów, Schíro, czemu się tak trzęsiesz? – spytał chłopak, otwierając drewniane drzwi, w które od paru chwil uporczywie waliła pięścią.

– Hass… Ja… Ja tam widziałam…

– Mówże! – warknął Tefalo.

– Człowieka w ciele zwierzęcia!

– Wilkołak? Dawno wytępili.

– To nie likantrop, Tefalo. Ciało człowieka leżało w krzakach, a jego… Chyba jego dusza była w ciele dzika.

– Przeklęci lakonici – mruknął Hass. – To na pewno ich sprawka.

– Przydałoby się uwolnić świat od tych ścierw – oznajmił poważnie starszy bandyta.

– Jak niby? – Schíro ochłonęła już i teraz przypatrywała się mężczyźnie

z niedowierzaniem. – Wybili naszych bez trudu – przez chwilę wierciła się na stołku aż wreszcie wstała i zaczęła niespokojnie przechadzać się po izbie.

– Skrzykniemy innych – rzekł Tefalo.

– Kogo? – spytał drwiąco chłopak – panów, których okradamy?

– Jest jeszcze ktoś – stary zbójca złowrogo błysnął zębami. – Chłopi. Ich La'koite też ukrzywdzili.

A skrzywdzony i żądny zemsty motłoch to siła.

– Zatem chodźmy! – zawołał Hass.

– Chodźmy.

Nikt nie przypuszczał wówczas, że rebelią, którą wywołali, będzie się wkrótce straszyć dzieci.

Już niedługo rozpali się stosy, myślał Tefalo. Spłoną przeklęci czarownicy

i ich półludzcy kompani. Już niedługo wilki chłeptać będą ludzką krew…

O świcie zapłonęła pierwsza należąca do lakonitów osada.

***

– Panie, ratuj! Palą, grabią, mordują! – w płaszczącym się przed Aramisem pulchnym jegomościu niewiele już zostało ze szlachcica. Porwana odzież i rozbiegany wzrok świadczyły o niedawnych, strasznych przeżyciach.

 – Niech schronią się w zamku – oznajmił łaskawie lakonita i skinął upierścienioną dłonią.

W korytarzu dało się słyszeć dudniące kroki.

– Panie! – wrzasnął stary sługa, wpadając do komnaty – już idą!

Szlachcic jęknął.

 – Najważniejszy jest zakon – wymamrotał Aramis, którego opuściła nagle zwykła pewność siebie. Mimo to przemógł się jakoś, wstał z krzesła i ruszył ku drzwiom. – Zwołaj wszystkich braci, niech staną w obronie wiary i dowiodą swego męstwa! – jak widać, skłonność do teatralnych gestów nadal mocno się go trzymała.

***

Gorąco, duszno. Czemu tak boli mnie głowa?

Ogień, wszędzie ogień. Cóż to takiego leży pod stołem? Ręka? Czyja?

Instynkt, którego zazwyczaj nie chciał słuchać znalazł odpowiedź.

Twoja, Aramisie. Widzisz? Zaraz spalą twój zamek, zabiją braci zakonnych, a całą ziemię przejmą chłopi. Cieszysz się?

Lakonita nie zdążył odpowiedzieć. Leżał na posadzce, a jego martwe oczy jak na ironię zwrócone były w stronę portretów na ścianach. Portretów, świadczącycho wspaniałości lakonitów, ich potędze. O tym, że nie dało się ich pokonać.

Aramis nie czuł już, jak przebiegają obok niego, jak po nim depczą. Rozwrzeszczany tłum chłopów, pragnący sprawiedliwości.

Byli nasyceni.

***

– Babciu, czemu ta bajka tak się kończy? Nieszczęśliwie?

 – Tak czasami jest – odparła – że zło chwilowo zdobywa przewagę. Wasz pradziadek zginął śmiercią mężnych, broniąc braci i chwały zakonu. Na pewno uśmiecha się do was teraz

z tego lepszego świata na górze.

Uspokojone dzieci zasnęły szybko,

a babuleńka usiadła jeszcze na schodach, by powspominać.

Obok niej usadowił się bardzo stary, czarny pies z przyczepionym do obroży szmaragdem.

Koniec

Komentarze

– W jakim? – teraz

“Teraz” wielką literą, bo to nie czasownik.

– Nie to nie, Hass. Popatrzymy sobie na gwiazdy.

Bębny przyspieszają, to już nie muzyka. To trans. Prawie nikt nie nadąża z tańcem, ludzie zbierają się w grupki, śmierdzące potem. Przedtem zresztą też.

– Niech żyje Soellen! – krzyczy Schíro.

– Niech żyje Święto Gwiazd!

***

Stukot kopyt rozległ się wyraźnie, na pustej drodze może nawet zbyt wyraźnie. Mimo to jeźdźcy nie zachowywali szczególnej ostrożności. Byli to przecież La´koite. La´koite nie boją się byle zbójców.

Tutaj to na siłę już trochę, ale rzuciło mi się w oczy ‘to’.

– Tinco! – wrzasnął ktoś, wypadając

z krzaków

Co to za enter!

grupki, przybyłych nie wiadomo kiedy, ludzi.

Kiepsko to wygląda i psuje rytm.

biegła

w stronę

nie przesadzać

z demonstracjami

karę.

W tym przypadku łagodną, ale następnym razem nie będę już tak pobłażliwy – wyjął

mężczyźnie

z niedowierzaniem

czarownicy

i ich półludzcy

Znowu enter…

męstwa! – jak widać, skłonność

Po myślniku wielką literą.

Instynkt, którego zazwyczaj nie chciał słuchać znalazł odpowiedź.

Po “słuchać” przecinek, zdaje się.

świadczącycho

Spacja brakująca

zgadnął. – rzucił ktoś z kąta .

Skasuj kropkę po ‘zgadnął’, a później spację po “rzucił”.

teraz

z tego lepszego świata na górze.

Uspokojone dzieci zasnęły szybko,

a babuleńka

combo enterów

 

To akurat nie trafiło do mnie w pełni, być może przez powyższe usterki, ale pierwszy raz zupełnie szczerze pod podobnym tekstem mogę powiedzieć, że widać ten słynny potencjał, i to nawet w takiej ilości, która chyba rzadko się zdarza. “Schiro” skojarzyło mi się z piosenką Taconafide – Giro d’Italia i przez całą lekturę miałem w głowie ten refren, no ale zapewne efekt niezamierzony.

Bardzo ciekawe (to znaczy – jednocześnie dobrze rokujące i pasujące) są momenty, w których narrator ujawnia swoją osobowość, na przykład:

jak widać, skłonność do teatralnych gestów nadal mocno się go trzymała.

Oczywiście jest to uzasadnione (babcia i tak dalej), i też nienachalne, bo tylko kilka razy używasz czegoś podobnego. Moim zdaniem, jeśli element był zamierzony, to zrealizowałaś go całkiem poprawnie.

Wiesz, co jest problemem? Nie mam pojęcia o uniwersum, które tworzysz, a to opowiadanie jest strasznie krótkie, czyli – słyszymy jakąś historię, słyszymy o jakichś bohaterach (bardzo niewiele), a na końcu ktoś pyta – co z tego? I chyba nie ma odpowiedzi. Nie sądzę, że każde opowiadanie musi mieć morał czy coś, nie zrozum mnie źle, ale chodzi o szersze konteksty, o jakieś wizje, które zdajesz się mieć w głowie, ale których nie znamy. Co dalej, co było wcześniej, czym dokładnie jest święto gwiazd (podobny motyw z świętem i transem jest chyba w “Innych pieśniach”, ale już nie pamiętam dokładnie).

Zgubiły Cię trochę asteryski (to znaczy, w mojej opinii, bo może komuś to nie przeszkadza), a wiem, że łatwo jest tak pisać, i jest to całkiem ciekawe, wiesz, co chwila coś innego. Wyobraź sobie jednak, że to książka – trzy scenki na stronę? Rzadko widuje się podobne twory, zazwyczaj są to jakieś awangardowe rzeczy, a nie opowiadanie/powieść fantasy. 

Bardzo sprawnie piszesz i bardzo sprawnie się to czyta, prawdopodobnie przeczytam też Twoje poprzednie/następne teksty, bo mam wrażenie, że któryś może mi się spodobać.

lk: bardzo dziękuję za komentarz i wskazanie błędów (kiedyś zrobię coś edytorowi tekstu, bo te entery mnie dobijają). Miło słyszeć, że cchętnie poznasz inne teksty i zapewniam cię, że nowe na pewno się pojawią ;). Co do uniwersum, to postaram się ,,wrzucić" w najbliższym czasie kolejne opowiadanie, które, mam nadzieję, pokaże czytelnikom większy wycinek tego świata. Zostawiłam otwarte zakończenie, bo tak właśnie kończyła się opowiadana przez babcię bajka, ale wiem, że dość niewiele wyjaśniłam.

Aramis potrzebował aż dwóch minut, by go zabić. Szybkim, celnym ukłuciem wysuniętego z rękawa szaty zatrutego szpikulca. – no to ile tego czasu zajęło mu zabicie? Szybkie, celne ukłucie nie trwa dwóch minut… 

 

Entery – wypadałoby je poprawić. 

 

Aramis krzyknął i posłał za napastnikiem sztylet. – skoro wiemy, że to dziewczyna, to wypadałoby napisać za napastniczką

 

– Mamo!!!! – rozdarła się tamta młoda złodziejka i szybkim dźgnięciem pozbawiła dłoni kolejnego lakonity. – nie stosuje się więcej niż trzy wykrzykniki; rozdarła się jest raczej średnim wyrażeniem, wydarła się, wykrzyczała, krzyknęła? Do tego wydaje mi się, że dźgnięciem raczej nie za bardzo można obciąć dłoń – ciosem prędzej i musiałby być chyba bardzo silny.  

 

Wszyscy prócz niej zajęli się przenoszeniem ciał, ale dziewczyna nie chciała. – czego nie chciała? To zdanie ma nieco dziwną konstrukcję. 

 

Wszystko, byle nie musiała grzebać matki. Byle nie widzieć jej zakrwawionej, zmasakrowanej twarzy. Nie są to widoki dla czternastoletnich dziewcząt. – nie kupuję tego. Widok nie dla dziewczynki, ale jednocześnie sama brała udział w walce – to się nie klei. 

 

Pisał wolno, co chwila pogryzając nerwowo końcówkę gęsiego pióra. – czyli pogryzał czubek chorągiewki? Jakoś ciężko mi to sobie wyobrazić, bo to w zasadzie samo “pierze”, ciężko się to gryzie. Z kolei drugi koniec, czyli dutka służyła do pisania i przygryzana przestawała się do tego nadawać, nie mógłby więc dalej pisać.

 

Miał czas. Dziewczyna nie obudzi się przed upływem godziny, a list do przyjaciela nie może czekać. – nie za dobrze wyglądają takie nieoczekiwane zmiany czasu. To samo dotyczy pierszego fragmentu, który cały jest napisany w czasie teraźniejszym, dla którego nie widzę uzasadnienia.

 

A propos = À propos

 

Włosy ucięła tak, by prawe oko pozostawało niewidoczne. – Że niby włosami zasłoniła pusty oczodół? Bo tak mi wyszło z dalszej części tekstu. Tyle, że to tak nie działa – włosy nie nadają się na taką “przepaskę” – są zbyt elastyczne – powiew wiatru, ruch głowy i zwiewają gdzieś na bok i odsłaniają chwilowo zasłoniętą część twarzy. 

 

Prosimy! – zawtórowała gromadka siedzących na podłodze brzdąców, tłukąc się zawzięcie czym popadnie, – brzdące albo są zasłuchane i wtedy mogą prosić o dalszą część opowieści, albo się tłuką – ale tedy nie słuchają… Nie skupią się na dwóch rzeczach na raz. Wiem to z doświadczenia. 

 

Schíro przyspieszyła, drzewa migały gdzieś po bokach. Jej oddech tylko nieznacznie przyspieszył, mimo, że przebiegła całą drogę od Vairen aż tutaj. – powtórzenie

 

Przydadzą Ci się poradniki poprawnego zapisywania dialogów: https://www.fantastyka.pl/loza/14 i https://fantazmaty.pl/2018/01/04/jak-zapisywac-dialogi/ 

 

Co do treści, to trochę ciężko mi się wypowiedzieć, bo tekst jest jak dla mnie zbyt chaotyczny i poszatkowany. Poszczególne sceny niekoniecznie się ze sobą zgrywają, na przykład nie wiem, czemu miała służyć pierwsza. Za mało też miałam informacji o kamieniach, eksperymencie, zakonnikach, co spowodowało, że przeczytałam opowiadanie, ale niespecjalnie wiem, o czym. 

 

 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

kiedyś zrobię coś edytorowi tekstu, bo te entery mnie dobijają

Nie wiem z jakiego edytora wklejasz, ale ja dwa razy wklejałem tutaj teksty z google docs i dwa razy nie było żadnego problemu, także serdecznie polecam!

Jakiś ten początek… hmm, oderwany. Może o to Ci chodziło, ale mnie wydaje się zbyt abstrakcyjny. Nie widzę, gdzie oni są, czy to większa impreza, czy po prostu panna usiłuje poderwać obojętnego chłopaka.

 Ani, żeby być szczerym, większość innych aktywności.

Ooj. To bardzo źle brzmi, z dużej mierze dlatego, że "aktywność" jest kalką z mowy Szekspira, czy może raczej FoxNews. Po polsku mówi się "czynność".

 Podchodzi do tamtego

Którego? "Tamten" miałby sens, gdyby ich było kilku, i chciałabyś uniknąć powtarzania ich imion, ale tak?

 twarz dziewczyny tężeje

Widzę, o co Ci chodzi, ale troszkę to trąci horrorem.

 Nie to nie

Nie, to nie.

 nikt nie nadąża z tańcem,

Nie nadąża? Może to opisz? Jak ludzie wypadają z rytmu, wywracają się na trawę i śmieją do utraty tchu? Albo siadają na skraju kręgu światła? No, sama coś wymyślisz.

 grupki, śmierdzące potem. Przedtem zresztą też.

Oooj. Taki pratchettowski humor powinien się zaczynać od samego początku, od pierwszego zdania – inaczej razi.

 Stukot kopyt rozległ się wyraźnie, na pustej drodze może nawet zbyt wyraźnie. Mimo to jeźdźcy nie zachowywali szczególnej ostrożności.

Hm? To ich własne konie hałasują? No, i trochę trudno, żeby na błocie było słychać stukot, raczej mlaskanie.

 odziany jak wszyscy, w białą szatę,

Czy to nie wtrącenie?: odziany, jak wszyscy, w białą szatę przepasaną złotą szarfą.

 konie spłoszyły się, nie chciały iść obok kępy wysokich krzewów

I to możesz pokazać.

 Pszczyna, pomyślał nie bez zdumienia

To taka rzadka roślina, żeby miał się zdziwić?

 upadł na ziemię bez bodaj jęku.

Jakoś dziwnie to brzmi.

 cisnęła w jego stronę garść drobnych przedmiotów, wyglądających jak kamyki

Możesz powiedzieć "garść kamyków", żeby nie spowalniać akcji. Skoro wybuchają w następnych zdaniu, wiadomo, że to nie kamyki.

 Broń musnęła ramię dziewczyny, która jęknęła, ale nie przestała biec.

Woolno ta bijatyka idzie. Spróbuj poskracać zdania. Ot, choćby to następne:

 Członek La'koite obejrzał się i zobaczył, że jeden z jego towarzyszy z trudem unika ciosów grupki, przybyłych nie wiadomo kiedy, ludzi.

Mogłabyś opisać, np. co on słyszy – szczęk żelastwa, powiedzmy – a potem niech się odwróci i skoczy koledze na pomoc.

 Ervar bronił się, jak na niego niezwykle dzielnie.

Nie musisz tego mówić od razu – niech na razie broni się dzielnie, a potem w dialogu możesz pokazać, że zwykle nie jest taki odważny. Rozumiesz? Bo wstawienie tej informacji tutaj spowalnia akcję.

 szybkim dźgnięciem pozbawiła dłoni kolejnego lakonity

Pozbawiła dłoni kogo? – lakonitę. I cięciem, nie dźgnięciem. Chociaż mała dziewczyna ze sztyletem raczej nie zdołałaby tego zrobić ani tak, ani tak – ludzie są dość solidnie zrobieni.

 zakrzywionym nożem w ręku, tym samym, którym pozbawiła jego kolegów kilku ważnych części ciała.

Uciąć, skrócić i wyrzucić. Te "części ciała" są ciutkę komiczne ("I uciął mu, co trzeba – a głowę przede wszystkim").

 – Zadajesz ból, zabijasz – odezwał się zimno Aramis – nie akceptując tego samego u innych?

Skondensowałabym to: Czy tylko tobie wolno zabijać? – warknął Aramis.

 doskoczyła do niego, sięgnęła do kieszeni

Miała na to czas?

 Podszedł do tamtej

Jak wyżej – dziewczyna jest jedna, więc mogłoby być spokojnie "do niej".

A szkoda. Jeden jeszcze drgał.

Widzę, o co Ci chodzi, ale efekt jest taki sobie. Facet, który tylko drga, już raczej dogorywa i nie ma siły czmychnąć.

 Z całej bandy została ich czwórka.

No, właśnie. A pokazałaś tylko dwoje, troje bandytów, i to mocno szkicowo.

 Nie są to widoki dla czternastoletnich dziewcząt.

Ano, nie. Ale nie musisz tego podkreślać, a przynajmniej nie tak wprost.

 Wstała, choć cała się trzęsła

Powtórzone "choć".

 na dźwięk tego głosu okoliczne króliki czym prędzej skryły się w norach

Króliki już dawno zwiały. Może lepiej by było, gdyby to bohaterka odczuła jakiś dziwny efekt? Albo możesz ten głos z czymś porównać.

 Musisz jednak wiedzieć, bo wątpię, by ktokolwiek z tych barbarzyńców cię tego nauczył, że za złe zachowanie ponosi się karę.

Wybacz, ale to brzmi kiczowato.

 ból, ostry, jakby rozpalony

Rozpalony ból?

 Dziewczyna nie obudzi się przed upływem godziny, a list do przyjaciela nie może czekać.

Bo jej koledzy przecież nie wrócą, hmm?

 hasło, jakie głosili po wsiach

Po wsiach? Co muszkieterzy mają do wsi?

 kładąc ręce pod brodę

To brzmi bardziej tak, jakby leżała na brzuchu.

 Włosy ucięła

Ścięła, albo ostrzygła.

 Coś, przed czym w świecie nic nie uciecze…

 – Podatki!

XD.

 czwórka ich podobno ostała. O tam, pod ścianą, siedzi to najmłodsze.

… ale co nas to obchodzi, przecież nie potrzeba nam forsy z nagrody, a majątków i tak nie mamy?

 Długo im już nie kłusować w tych lasach. Oj, długo…

Składnia: Niedługo im już kłusować w tych lasach. Oj, niedługo.

 gromadka siedzących na podłodze brzdąców, tłukąc się zawzięcie czym popadnie, głównie wyrzeźbionymi z drewna konikami.

… hę? I właściwie o co chodzi z tą babcią? Teraz wiemy, że Aramis pożyje przynajmniej na tyle długo, żeby mieć dzieci, i nie musimy się o niego martwić.

 nie dając zbyt wielkich szans na lepszą pogodę.

Dziwne sformułowanie.

 Dobrze ją wytrenowano, jednak na to, co zobaczyła w zaroślach, nie była przygotowana.

Non sequitur. Bycie dobrą biegaczką nijak się ma do trupów w krzakach.

 Mdląca woń gnijącego mięsa?

Wystarczyłoby "Gnijące mięso?"

 błyskających w słońcu, obrzydliwie brudnych

Mogłyby być ubłocone od grzebania w ziemi, ale jakoś mnie to nie przekonuje.

 uchwycenie się gałęzi najbliższego drzewa. Wisiała tak

Samo uchwycenie nie wystarczy, żeby się znaleźć na górze.

 Zeskoczyła natychmiast, zdrętwiałe palce odmówiły posłuszeństwa

Jak to się łączy?

 To była jedyna ścieżka prowadząca do domu.

Nie mogła ich okrążyć? Przecież to las, nie most.

 Chciałbym poinformować iż ingrediencje dotarły do celu.

Chciałbym Cię poinformować, że ingrediencje dotarły do celu.

 Śpieszno nam było, jak sam wiesz, do rytuałów, bo pełnia tuż tuż.

Śpieszno nam było, jak sam wiesz, odprawić rytuał, bo pełnia tuż, tuż.

 niestety byli liczni

Niestety, byli liczni.

 Napisz mi koniecznie, na jakiej to bramie je zatknąłeś?

… ma mu opisać tę bramę?

 drzwi, w które od paru chwil uporczywie waliła pięścią.

I to mogłabyś pokazać.

 Jak niby? – Schíro ochłonęła już

No, nie wiem, czy ochłonęła, skoro nie może usiedzieć w miejscu.

 którego zazwyczaj nie chciał słuchać

Wtrącenie, daj po nim przecinek.

 Wasz pradziadek zginął śmiercią mężnych, broniąc braci i chwały zakonu.

Zakony, także rycerskie, zwykle wymagają od swoich członków celibatu (nie wszystkie, ale większość – więc lepiej to zaznaczyć, bo seksu pozamałżeńskiego nie aprobuje żadna religia). Ciągle nie widzę, po co Ci ta babcia.

 

"Miał gotową pewną liczbę płócien, w większości za wielkich i za ambitnych, jak na jego możliwości." I tak jest też z tym tekstem. Wydaje mi się bardzo, ale to bardzo szkicowy, jakbyś rzuciła na papier (czy do Worda) swoją fantazję – to nic złego, ale musisz to potem przemyśleć i dopracować, zastanowić się, jak ten świat działa i co chcesz osiągnąć.

Brakuje tu opisów, świat wydaje się sprowadzać tylko do tych kilku postaci – to razi w scenie święta i w scenach walk, gdzie spodziewałabyś się więcej ludzi. W paru miejscach chochlik wcisnął Ci Enter.

Nie mam pojęcia o uniwersum, które tworzysz, a to opowiadanie jest strasznie krótkie, czyli – słyszymy jakąś historię, słyszymy o jakichś bohaterach (bardzo niewiele), a na końcu ktoś pyta – co z tego?

Otóż to.

 kiedyś zrobię coś edytorowi tekstu, bo te entery mnie dobijają

Ja mam OpenOffice i też czasem robi takie numery – trzeba przeglądać tekst po wklejeniu, nie ma rady :(

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tarnino: dziękuję za komentarz. Poprawię opowiadanie i zastanowię się, co zrobić z tym nieszczęsnym uniwersum. Muszę je jakoś bardziej opisać, bo stało się to, czego się obawiałam – czytelnicy nie do końca wiedzą o co chodzi. Na pewno ukaże się tu jeszcze niejedna opowieść z tego uniwersum, także postaram się, żeby bardziej objaśnić wam ten mój świat ;).

Mieszane uczucia: sprawnie, miejscami nawet ładnie napisane, ale nie jestem w stanie wyrozumieć, o co właściwie chodzi. Przedpiścy mają rację: wrzucasz czytelnika w fikcyjne uniwersum, o którym nie mają pojęcia, i zakładasz, że wszystko będzie jasne. Nie jest. Po prawdzie do tego stopnia, że czytanie nuży, bo ja osobiście nie byłam w stanie przejąć się problemami bohaterów, tak bardzo byli odlegli. W dodatku pierwszy “rozdzialik” zapowiada zupełnie inną historię i świat, niż dostajemy, co też jest troszkę dekoncentrujące.

 

I jeszcze jedno: dałaś jednemu z bohaterów imię Aramis. Imię bardzo mocno osadzone w europejskiej literaturze i kulturze, a zatem wywołujące konkretne skojarzenia. Mam wrażenie, że nie ma to dla fabuły żadnego znaczenia, więc sugerowałabym zmianę imienia na nienosące żadnych skojarzeń, podobnie jak pozostałe w opowiadaniu. To się tak wybija, że przez chwilę na siłę szukałam, czy może jednak istnieje jakiś związek.

http://altronapoleone.home.blog

Drakaino: bywa i tak, że człowieka nie ruszy. Może następnym razem ;). Co do Aramisa, to imię wpadło mi ot, tak sobie do głowy, a już po napisaniu zaczęłam mieć wątpliwości. Sprawdziłam i faktycznie ci muszkieterzy :(. Zastanowię się nad nim.

Przeczytałam, ale  nie bardzo wiem co. Jeśli to fragment historii dziejącej się w Twoim świecie, to rzecz okazała się na tyle nieczytelna, że nijak nie mogłam się zorientować, co miałaś nadzieję opowiedzieć. A może to tylko bajka, którą babcia opowiada wnukom… Jeśli tak, to szczerze podziwiam dzieci, że im się spodobała, bo mnie nie udało się dojść istoty babcinej bajędy.

Mam nadzieję, Suzari, że Twoje kolejne opowiadania będą bardziej przemyślane, czytelniejsze i coraz lepiej napisane. ;)

 

Chło­pak upadł na zie­mię bez bodaj jęku. –> Wystarczy: Chło­pak upadł na zie­mię bez jęku.

Poznaj znaczenie słowa bodaj I/ bodaj II.

 

– Mamo!!!! – wrza­snę­ła tamta młoda zło­dziej­ka… –> Tamta, czyli która?

Trzy wykrzykniki wystarczą aż nadto.

 

…bie­gław w stro­nę Erva­ra… –> Brak spacji i dwa grzybki w barszczyku.

 

Pod­szedł do tam­tej i wy­szarp­nął jej sakwę z ręki. –> To znaczy do której?

 

od­gar­nia­jąc wpa­da­ją­ce do nich ko­smy­ki, a razem

z nimi łzy… –> Zbędny enter.

 

Przy sto­li­ku obok usa­do­wi­ło się kilku po­rząd­nych… –> W karczmach nie było stolików – ustawiano tam duże i ciężkie stoły.

 

rzu­cił ktoś z kąta . –> Zbędna spacja przed kropką.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ja też miałam problem z połapaniem się w świecie i w historii. Podejrzewam, że pomysł z aktywnymi kamieniami jest fajny, ale nie wiem, na czym właściwie polega.

U nas Pszczyna to miejscowość. Rozumiem, że u Ciebie jakaś roślina o silnym zapachu?

Nie rozumiem podejścia ludności do zbójców. Siedzi sobie taka niedobita dziewczyna w knajpie, inni klienci ją sobie pokazują, że to zbójniczka i nic. Nie wzywają straży, nie robią samosądu? A bohater głowy zabitych wysłał kumplowi gdzieś daleko, do zatknięcia na bramie. Co go obchodzą odlegli zbójcy, lokalnych nie ma?

Masz czasami błędy w zapisie dialogów i popraw te entery.

Babska logika rządzi!

Na pewno ukaże się tu jeszcze niejedna opowieść z tego uniwersum, także postaram się, żeby bardziej objaśnić wam ten mój świat ;).

Nie spiesz się – zawsze jest betalista (to brzmi tak, jakby kręcił się tutaj osobnik profesjonalnie betalizujący :D ). Ale grunt, to trzymająca się kupy fabuła. Świat powinien jej służyć, nie odwrotnie.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Jeszcze taki kwiatek, który rzucił mi się w oczy przy scrollowaniu:

 

“Wrócił. Choć wydawało się to nieprawdopodobne.

Wstała, choć cała się trzęsła, a zęby dzwoniły jak kastaniety.”

 

Powtórzone “choć” to jedno, ale przede wszystkim kastaniety nie dzwonią.

Dzwonienie zębami też wydaje mi się ekscentryczne, ale może istnieje taki frazeologizm?

http://altronapoleone.home.blog

Dzwonienie zębami też wydaje mi się ekscentryczne, ale może istnieje taki frazeologizm?

Istnieje – gdzieś go widziałam, ale w tej chwili nie pomnę.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Był w “Koniku Garbusku”:

Ząb o ząb wciąż głośniej dzwoni,

Strach Gawryłę z pola zgonił.

Z pamięci, więc mogłam coś przekręcić.

Babska logika rządzi!

Zdarza się, że niektórzy dzwonią zębami ze strachu, a inni z zimna.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Właśnie, z “dzwonić zębami” nie miałabym problemu. Ale zęby, które dzwonią, jakoś mniej mi pasowały, choć może są poprawne.

http://altronapoleone.home.blog

Nie porwało mnie :(

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka