- Opowiadanie: Blackburn - Drum boogie

Drum boogie

Taka inna postapokalipsa.

 

Bardzo dziękuję moim betaczytaczom za cenne uwagi i łapanki. Tekst jeszcze zmieniałem, błędy na pewno są, więc to już tylko moja sprawka.

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Drum boogie

Wieczorne drżenie Ziemi ustawało krótkimi wstrząsami, jakby atak epilepsji ukrytej gdzieś głęboko wielkiej istoty wchodził w ostatnią fazę. Kopuła domu przeszła na tryb przeźroczysty, ukazując równolegle rozmieszczone po obu stronach drogi identyczne domy, przypominające nocą wyrastające z gruntu świetliste bąble. Wewnątrz niektórych szczupli mieszkańcy unosili długie głowy, patrząc, jak rdzawy pył formował rozmaite wzory na szklanych powierzchniach. Tari-człowiek  spojrzał wyżej: wiatr układał drobinki w faliste kształty, żeby po chwili silnym podmuchem zmieść je tak łatwo, jak czas pozbył się ostatniej ludzkiej cywilizacji. Ciężkie krople deszczu stukały w kopułę, tworząc w kurzu maleńkie strumienie brunatnej tempery.

Czarny ekran po drugiej stronie pomieszczenia przyciągnął myśli. Tari-człowiek idąc w kierunku ciemnej tafli, patrzył na ułożone na szklanych półkach znaleziska – atrybuty ostatnich ludzi: cybernetyczną protezę nogi, plastikową dłoń, sztuczny nos i ucho, mechaniczne oko, syntetyczne serce, tytanową żuchwę. Czy Ziemia dziś odsłoni wyjątkowy skarb, który zbliży mnie do poznania prawdy? Dlaczego jesteśmy tak bardzo inni? Gdy człowiek stanął przed wyświetlaczem, ten pokazał obraz z satelity obserwacyjnego Ziemi. Tari przez chwilę dostrzegło się jasne punkty osady, ale zaraz nocne chmury przysłoniły widok, więc zmieniło się obraz tak, żeby uzyskać najszerszą perspektywę planety. Opadło się na miękki fotel, a potem westchnęło. Granica nocy i dnia sunęła po globie. Na jasnej stronie białe chmury wypierały brunatne pasma pyłu. Przyroda stopniowo odzyskiwała równowagę po wielkiej klęsce.

Człowiek podszedł do wieszaka, założył plastikowy płaszcz i nasunął kaptur na głowę. Chciał odepchnąć myśli, które wlewały w umysł lepką rdzawą maź. Szklane drzwi syknęły, wyszedł na mokry chodnik i przystanął, gdy usłyszał stukający w kaptur deszcz, spojrzał  w stronę lasu i dostrzegł Roxa. Jak zwykle ubrał się po ludzku, a teraz jeszcze wcisnął na metalową głowę kapelusz. Tari-człowiek przez chwilę patrzył za Roxem, potem spojrzał w lewo na jaśniejące ciepłym światłem dwa rzędy kopuł. Ostania po prawej była domem Juni.

Idąc w słabnącym deszczu, Tari zaglądało się do kopuł, podglądając domowników. Apri-człowiek co chwilę drapiąc brodę i zerkając na płomień świeczki, siedział przed dużym ekranem i wpisywał kolejne linijki tekstu. Ciekawe, jaką historię nam opowie tym razem? W kolejnym bąblu Uni-człowiek wyginał świecące rurki, tak tworząc neonową scenę pary uniesionej w miłosnej encefalosynchronizacji. Mijało się domy twórców wyimaginowanych wszechświatów, wirtualnych melodii i cyberbluesa, uspokajających reklam, rzeźb atomowych, latających tatuaży i składacza wyjątkowo użytecznych maszyn. Tari czuło się więź z osadnikami, jakby wszyscy byli jednomyślą, a zarazem nie potrafiło się wykrzesać z siebie działań kreacjonistycznych, co gdy Tari-człowiek  uświadamiał sobie, smuciło go i stawiało transparentną barierę oddzielającą od pozostałych.

Rozsunęły się szklane drzwi. Tari-człowiek wszedł do domu i zobaczył, że Juni-człowiek siedzi w zamyśleniu, patrząc na dwa obrazy.

– Znam ten rysunek – stwierdziło się Tari, pokazując długim palcem lewy obraz. – To człowiek witruwiański.

– Tu nie ma proporcji – westchnął Juni-człowiek, patrząc na prawy rysunek o niebieskim tle, który stworzył. – Nasze ciała są nieproporcjonalne.

Tari pokiwało się głową w zrozumieniu i dodało:

– Za długa głowa, za krótkie ręce, nieproporcjonalne dłonie. – Tari chciało się dodać, że jeszcze brak narządów płciowych, ale przecież nie odgrywały żadnej roli, więc się zrezygnowało.

– Zmierzyło się wszystkich osadników. – Juni wstało się, podeszło do malunku i emocjonalnym ruchem ręki rozdarło go.

Tari-człowiek  poczuł nastrój Juni-człowieka, więc zbliżył się i ujął rozgrzaną od emocji dłoń. Patrzyli sobie w seledynowe i brązowe oczy, chłonąc wysokie częstotliwości jednonastroju. Tari oddychało się lekko i równomiernie, przejmując kontrolę i stopniowo łagodząc amplitudy chaotycznych fal, uspakajając Juni. Trzymając się za ręce, przeszli na środek pomieszczenia i schodząc o dwa schodki, stanęli w centrum purpurowego okręgu. Zdjęli z siebie okrycia i trwali nadzy.

– Unisono. – Razem wyszeptali.

Otwarte prawe dłonie równocześnie przyłożyli sobie nawzajem poniżej mostków.

– Unisono. – Bicia ich serc zgrywały się w równy takt.

Tari patrzyło się na Juni: na umięśnioną klatkę piersiową bez sutków, wąską talię i szerokie biodra.

– Unisono. – Synchronizowali oddechy.

Poczuli mrowiące podniecenie na ciałach, erogenne pory otwierały się.

– Unisono. – Nawzajem dotknęli lewymi dłońmi swoich prawych uszu i palcami przesuwali po małżowinach.

Opuścili ręce, zbliżyli się i dotknęli policzkami. Słysząc swoje oddechy, wypowiedzieli:

– Jednia.

Otoczenie zadało im się pociemnieć i przybrać szafirową namacalną barwę, w środku której byli złotymi poświatami. Płodnomyśl: miasto ze szklanymi wieżowcami. Encefalosynchronizacja osiągała najwyższy poziom. Dotykając się ciałami, czuli emanujące z nich ciepło. Wieżowce rozszczepiały światło zachodzącego słońca, w dole odbijały kolorowe neony…

 

Leżeli na plecach w półmroku wpatrzeni w mokrą kopułę.

– Widziało się twoje miasto – powiedział Juni-człowiek.

Tari obróciło się na bok i patrzyło na Juni.

– Czy wiesz, że dawni ludzie inaczej się kochali?

– To chyba miało związek z dwiema płciami i narządami rozrodczymi.

Tari-człowiek  opowiedział to, co wiedział na ten temat.

– To chyba nie było miłe, a nawet trochę obleśne.

Zaśmiali się. Juni-człowiek wstał i miękko poruszając biodrami, podszedł do czystego arkusza i zaczął szkicować.

– Nasze uniesienia są lepsze, bo płodne w… sztukę, koncepcje i wizje. Narysuję twoje miasto…

Tari patrzyło się na ciało Juni: na falujące pod jasną skórą mięsnie silnych pleców i ramion, na krągłe delikatne pośladki i smukłe nogi. Juni rysowało się energicznie, aż turkusowe kropelki potu wystąpiły na ciele. Gdy Tari-człowiek  poczuł uciekający czas, wstał i ubrał się, wciąż zerkając na Juni, potem podszedł do drzwi i nie chcąc przeszkadzać, ruszył z powrotem do domu.

Kałuże na chodniku odbijały srebrną tarczę. Tari w zdziwieniu najpierw zwolniło się kroku, a potem przystanęło przed zgaszoną kopułą. Krople deszczu głośniej zaczęły stukać w kaptur. W ciągu dnia wchodzili i wychodzili z niej mieszkańcy osady. Teraz była ciemna, ale nie martwa, bo Tari-człowiek  wyczuwał czyjąś obecność. Podszedł do wejścia, ale drzwi pozostały zamknięte, więc tylko zajrzał do środka. Gęsta czerń zafalowała. Na skraju ciemności pojawił się mężczyzna ubrany jak z minionej epoki. To niemożliwe, tacy ludzie już nie istnieją. Tari zrobiło się dwa kroki w tył, potknęło i upadło na mokrą drogę, potem zerwało się na nogi i ponownie spojrzało w kierunku nieznajomej sylwetki, ale już nieobecnej, jakby rozmył ją nagły podmuch wiatru. Pokręciło się głową i zganiło w myślach: to poszukiwanie odpowiedzi w historii starej cywilizacji chyba mi szkodzi, bo omamy widzę. Tari-człowiek  poprawił płaszcz, spojrzał na jarzące ciepłym światłem kopuły i ruszył dalej.

 

<> 

 

Monitor pokazywał obraz podzielony na małe kwadraty. Przeskanowane spektralnie i topograficznie części zdjęcia satelitarnego zaznaczały się mleczną warstwą. System kończył sprawdzać ostatnie strefy, a gdy w prawym dolnym rogu zajaśniał ostatni element, napis poinformował o wykryciu dwudziestu trzech różnic. Tari-człowiek  zaczął oglądać wykryte anomalie – głównie połamane drzewa, ale jedna przykuła uwagę, więc człowiek zapisał w elektronicznym nawigatorze współrzędne miejsca i obliczył odległość od osady – niecałe szesnaście kilometrów. Osunięte wzgórze było w zapylonej strefie.

Tari poszło się do garaży i wybrało masywny łazik ze szczelną kabiną. Pojazd ruszył w trybie półautomatycznym. Za oknami sunęły obrazy: rzadki iglasty las, zielona łąka, wyschnięte kamieniste koryto rzeki. Pojazd przyśpieszył i przekroczył skraj, gdzie zaczynał się rdzawy grunt, a w powietrzu wisiał rudy pył. Maszyna toczyła się ze stałą prędkością, wzbijając brunatny kurz, który coraz gęściej pokrywał szyby. Zimny, metaliczny głos poinformował, że dotarli pod zaprogramowane współrzędne i łazik się zatrzymał. Tari-człowiek  założył maskę filtracyjną i gogle, wyszedł z pojazdu i stanął na wysuszonej ziemi. Dostrzegł nieopodal osuwisko, więc podszedł kilkanaście metrów, wyjął rejestrator i sfilmował okolicę. Oprogramowanie urządzenia przeanalizowało obraz i zaznaczyło bryłę ziemi o symetrycznym kształcie. Człowiek podszedł do znaleziska i kilkoma ruchami dłonią, odsłonił spod gliniastej warstwy metalową powierzchnię.

Brunatny i metalicznie pachnący pył gęstniał. Człowiek schował znalezisko do łazika i gdy miał wsiąść za kierownicę, dostrzegł nieopodal na gruncie sunący w jednym kierunku poszarpany sznurek. Wychodził z rdzawej mgły i w niej nikł. Tari przetarło się palcem gogle, schyliło i dostrzegło, że w rzeczywistości są to mrówki. Przebierały odnóżami w pośpiechu, krocząc jedna z drugą, a każda niosła o wiele większy od siebie kawałek przyrody: patyki, kawałki liści, martwe owady. Tari uśmiechnęło się i pomyślało, że mają odwrócony cel: zamiast oczyszczać teren, to go zaśmiecają naturalnymi odpadkami.

Monstrualna ludzka dłoń zagrodziła przejście małej mrówce, ale ta, szybko dostosowując się do nowej sytuacji, weszła na nią, łaskocząc intruza odnóżami. Kolejny owad obszedł przeszkodę, znajdując nową drogę.

Cieszył ten widok pracowitości i że ta okolica kiedyś ożyje. Człowiek wstał i podszedł uważnie do pojazdu, żeby nie skrzywdzić żadnego owada, wsiadł i ruszył w drogę powrotną.

 

<> 

 

Tari-człowiek, siedząc przy metalowym stole, otworzył znalezioną skrzynkę. Wyjął z niej jeden przedmiot: wojskowy hełm z czasów ostatniej wojny ludzi z maszynami. Chropowaty, pachnący olejem i zielony, choć bardzo porysowany, był dobrze zachowany, bo szczelny pojemnik nie przepuszczał powietrza. Znalezisko okazało się jeszcze ciekawsze, gdy człowiek odkrył, że zawiera dane we wbudowanej pamięci. Człowiek oglądał i słuchał przez cały dzień nagrań żołnierza, ale czasem przerywał w tym czasie i chodząc po domu, przyciskał dłonie do twarzy. Tari odnalazło się plik oznaczony ostatnią datą. Stary, zarośnięty na twarzy człowiek o, jak się wydawało, płci męskiej, trzymał przed sobą hełm tak, żeby być w kadrze.

– Od dawna nie widziałem drugiego człowieka. – Mężczyzna kierował kamerę na swoją twarz. Miał opuchnięte oczy. Zakaszlał charcząco i długo. – Mimo wszystko sądzę, że ludzie na to nie zasłużyli. – Cmokał przez chwilę, a potem splunął. – Tak bardzo chciałbym z kimś porozmawiać. ­– Mężczyzna przemieszczał się. Obraz pojaśniał żółtawą poświatą, gdy żołnierz otworzył drzwi i wyszedł na zewnątrz. – ­­W czasie wojny walczyłem z nimi, a gdy świat ucichł i zaszedł tym cholernym pyłem, przestały się mną interesować. Ale od jakiegoś czasu dziwnie się zachowują. – Obraz zadrżał i stary człowiek zniknął z kadru. Przesunął widok kamery i położył hełm na czymś stabilnym tak, aby pokazywał obraz przed domem. – Coraz więcej tu się ich zbiera. Stoją tak, jakby nasłuchiwały albo oczekiwały jakiejś komendy. Te, które przyszły na początku, już się wyłączyły. Baterie im się wyładowały, he, he… – Śmiech przeszedł w rzężący kaszel.

Ekran pokazywał zebrane przed domem dziesiątki robotów bojowych, niknących w brunatnej mgle. Tari-człowiek  powiększył obraz. Maszyny stojące najbliżej były bardzo zakurzone, z opuszczonymi głowami i tkwiące w miejscu, niczym zapomniane posągi, ale gdzieś dalej dało się dostrzec ruch wychylającej się głowy robota. Człowiek zatrzymał obraz i zbliżył zarumienioną twarz, żeby się przyjrzeć.

– To Rox!

Tari-człowiek wstał i zlustrował pomieszczenie. Poczuł jakby coś go obserwowało i nie pasowało do otoczenia. Coś niewymiernego, a jednocześnie namacalnego i jakby chciało zaatakować. Spojrzał przez transparentną kopułę na osadę. Wcześniej czuł zaufanie do Roxa, bo wszyscy go znają od momentu obudzenia. Pomaga i nie oczekuje nic w zamian, pomyślał, tylko przychodzi do nas, patrzy na neonową sztukę i słucha cyberbluesa, kiwając mechaniczną głową, albo ogląda wymyślone wszechświaty i słucha dziwnych historii. Zawsze jest z boku, ale usłużny i można na niego liczyć.  Tari wyszło się z kopuły energicznym krokiem, a potem pobiegło przez las do domu, gdzie mieszkał Rox.

 

<>

 

Betonowa budowla bez okien przypominała schron z ostatniej wojny. Tari-człowiek  stanął przed wejściem i spojrzał na drżące w podmuchach wiatru żółte i czerwone liście winobluszczu, porastającego ściany. Roślina pokrywała budynek, jakby chciała ukryć to miejsce. Tari próbowało się kilkukrotnie odwiedzić Roxa, ale za każdym razem odchodziło się, gdy wejście pozostawało zamknięte, a gospodarz nie wychodził na powitanie. Tym razem człowiek usłyszał metaliczny zgrzyt i drzwi powoli się rozsunęły. Ruszył energicznym krokiem, ale po przejściu kilkunastu kroków, gdy ten sam hałas propagował echem w korytarzu, przystanął w całkowitej ciemności. Dotknął dłonią zimnej ściany, żeby przewalczyć dezorientację. Tkwił w nieprzeniknionej czerni przez kilka chwil i nabierał wątpliwości, czy iść dalej. Szmer, gdzieś z przodu, zmusił go do wytężania wzroku, aż dostrzegł dwa zielone punkty lewitujące w oddali. Chłód ściany zdawał się przenikać do kości.

– Jesteś na czas. – Słowa dochodziły od strony szmaragdowych plam zawieszonych w czerni.

 Pomieszczenie pojaśniało fluorescencyjnym oświetleniem i Tari dostrzegło się stojącego na środku Roxa. Wracała pewność siebie, więc Tari-człowiek ruszył, lustrując bardzo uporządkowane pomieszczenie, które przypominało warsztat mechanika z dawnych czasów. Na ścianach wisiały wiązki kabli, na półkach i stolikach leżały narzędzia i kawałki robotów. Po prawej stronie ożył wielki ekran i w górnej części wyświetlił linie encefalografu, a w dolnej linia życia zakrzywiała się cyklicznie prawie równymi amplitudami. W tej mieszance zaniepokojenia, ciekawości i zmęczenia Tari-człowiek  poczuł tętnienie własnego pulsu i zauważył, że zgrywało się ono z cyklami na wyświetlanej linii życia.

– Widziałem cię na starym filmie.

– Tak, pamiętam tego żołnierza. – Rox opuścił metalową głowę.

Tari-człowiek patrzył na robota, a każda upływająca chwila nasycała powietrze obcością i chłodem, mimo że znał  Roxa od dawna.

– Przyjął moją pomoc dopiero wtedy, gdy ciężko zachorował. – Maszyna zawiesiła głos. – A może chciał tylko porozmawiać… Bardzo nas nienawidził, co zrozumiałe, ale gdy już nie mógł się ruszać i śmierć szczerzyła, jak to mówił, swoje białe zęby prosto w jego twarz, przyjął moją opiekę. Robiłem co mogłem, ale za późno pozwolił mi się zbliżyć. – Rox skierował mechaniczne oczy na Tari. – Nie walczyłem, mimo że byłem  dla ludzi przedmiotem, domowym sprzętem z tamtych czasów. – Maszyna lekko uniosła przedramiona i otwarte dłonie skierowała na człowieka, jakby chciała czemuś się oprzeć. – Kreatywność jest taka odległa dla cyfrowej jaźni, nieuchwytna. Brakuje mi ludzi.

– Wybacz – Tari się zaśmiało – ale jak to możliwe? Jesteś maszyną.

Rox w bezruchu patrzył na człowieka przez kilka chwil, aż Tari poczuło się, jakby czas zaczął zwalniać. Robot odwrócił się, przeszedł wzdłuż pomieszczenia, a potem skręcił w prawo i wszedł do drugiego pokoju.

– A czy ty na pewno jesteś człowiekiem?

Słowa Roxa ugrzęzły w głowie Tari, jak ćma uwięziona w plastikowej oprawie żarówki. Poszło się za nim, bo odpowiedzi na pytanie, które padło, poszukiwało się od dawna. Juni i pozostali mieszkańcy też pytali Roxa, skąd się wzięli, a on zawsze odpowiadał, że głęboko pod ziemią w zniszczonym bunkrze leżeli nieprzytomni i na granicy śmierci. Że on ich uratował. Tari przeszło się do drugiego pomieszczenia i dostrzegło Roxa stojącego przy wielkim akwarium z zielonym mętnym płynem. Człowiek podszedł do szklanej tafli i patrzył na niewyraźny cień w jej środku. Ciecz zafalowała i o szybę oparła się ludzka stopa. Tari cofnęło się o krok i spojrzało na Roxa.

– Jesteście moim dziełem, choć nie moim wynalazkiem – robot położył zimną metalową dłoń na ramieniu Tari.

– Wszystko zaplanowałeś, te wszystkie znaleziska… – Człowiek pokręcił głową w niedowierzaniu. – Chciałeś pokazać mi prawdę. – Tari pomasowało się twarz, chcąc usunąć z niej resztki ułudy. – Ale dlaczego w ten sposób?

– Przecież tak bardzo fascynujesz się ostatnią ludzką cywilizcją.

– Miałeś na to wpływ, oszukałeś mnie. – Tari-człowiek zrobił krok w tył. – I jaki ma to w ogóle związek?

– Czy była idealna?

Tari opuściło się wzrok, milczało przez chwilę, a potem zaśmiało.

– Ta osada, ci ludzie, to ma być optimum? – Człowiek zacisnął pięści – Wszyscy  muszą się dowiedzieć!

– Nie chcesz tego.

– Gdy poznają prawdę, wygonią cię, znienawidzą.

– Nie możecie istnieć beze mnie. – Rox lekko przechylił głowę w prawo.

Tari-człowiek zrobił kolejny krok w tył, odchodząc od robota, który świdrował go mechanicznymi oczami, a potem zaczął chodzić po pomieszczeniu w tę i z powrotem. Myśli nabierały klarowności.

– Tari też musiałoby odejść.

Rox podszedł do stalowej ściany i dotknął jej. Z cichym syknięciem wysunęła się niej rdzawa skrzynka. Człowiek podszedł i spojrzał do jej jasnego wnętrza. W klarownym płynie lewitował sztuczny ludzki narząd. Tari-człowiek  pomyślał o swojej kolekcji, ale ten był niepodobny do żadnego z tych, które posiadał. Zbliżył dłoń do płynu i spojrzał na Roxa.

– To bezpieczne.

Człowiek powoli zanurzył palce, a potem całą dłoń w ciepłej lepkiej cieczy i dotknął niebieskiego sztucznego organu, będącego źródłem ludzkich myśli. Od narządu odchodziły miliony transparentnych włosków, które nikły gdzieś w ścianie.

– Taki sam, jaki masz w sobie – powiedział Rox. – Bardzo odporny mechanicznie i na upływ czasu, ale działający na wzór biologicznego.

Gdy Tari dotykało się palcami pofałdowaną i miękką powierzchnię sztucznego narządu, metalowe palce Roxa zadrżały. Tari spojrzało się na maszynę i wyjęło dłoń z płynu.

– Wszyscy w osadzie?

– Tylko ty jesteś tak wyjątkowy.

– I niedługo ty… – Ćma wydostała się z pułapki, podleciała do stalowej głowy, a potem pofrunęła do zielonej tafli i zaczęła o nią się obijać. Ciało wewnątrz akwarium drgnęło. Tari-człowiek ruszył do wyjścia, ale zaraz przystanął. – Dlaczego tak?

– Chodzi o synergizm. W przyrodzie biologiczne ciało jest samowystarczalne, daje szersze spektrum doznań i lepszy kontakt z otoczeniem. – Maszyna zawiesiła oczy na czymś nieistniejącym, a przysłony w głębi kamer zwęziły się. – Może chodzi o te analogowe sygnały łączące z otoczeniem, subtelnie odmienne dla każdego ciała, unikalnie interpretowane, o bodźce, o doznanie zagrożenia i… unisono.

– Można poczuć się człowiekiem… O to ci chodzi! – Tari skierowało się palec w stronę maszyny. – Ale po co cała reszta ludzi?

– Oni zbudują twoje miasto, wystarczy dać im cel i narzędzia, to ekonomiczne rozwiązanie, no i wypełnią je życiem oraz… – Rox przerwał. – Idź już. Może w osadzie znajdziesz odpowiedź.

 

Słońce zachodziło. Tari-człowiek  szedł spokojnym lasem, wdychając zapachy sosen i ściółki. Czy grające świerszcze zwiastują słoneczną pogodę na następny dzień? Dzięcioł puścił szybką serię stuknięć i zaraz poderwał się do lotu. Człowiek przykucnął, zerwał kilka jagód, włożył do ust i smakował powoli. Czy w moim mieście będę mógł zostać, kim zechcę? A Rox, w kogo będzie się wcielał? Żółcienie barwiły drzewa i ziemię. Szeroka perspektywa przyszłości kiełkowała dobre myśli w syntetycznej jaźni człowieka.

 

Tari wyszło się z lasu i podeszło do domu, gdzie Juni-człowiek stał przed wejściem.

– Chodź, mamy dla ciebie niespodziankę.

Szli przez kilka chwil, aż zatrzymali się przed ciemną kopułą. Gdy Tari-człowiek przypomniał sobie, że ostatniej nocy widział w niej omam, poczuł ogarniający go niepokój.

– Posłuchaj – Juni-człowiek spojrzał na Tari wesołymi seledynowymi oczami – jakiś czas temu Rox powiedział nam, że dziś będą twoje urodziny. Ponieważ tak fascynuje cię wszystko, co związane z ostatnią cywilizacją, to postanowiliśmy przygotować ci niespodziankę. – Uśmiechnięta twarz Juni promieniała szczęściem. – Wszyscy się napracowaliśmy, mnóstwo charakteryzacji, bo przebraliśmy się za mężczyzn i kobiety. Mam nadzieję, że przedstawienie ci się spodoba. Tu masz okulary, no, efekty specjalne. – Juni ujęło się Tari pod rękę i wprowadziło do kopuły.

Tari-człowiek zobaczył wewnątrz Drum Boogie.

Koniec

Komentarze

Dla tych, którzy przeczytali i ciekawskich, co zobaczył: Drum boogie

;-)

 

Kopuła domu przeszła na tryb przeźroczysty, ukazując równolegle rozmieszczone po obu stronach drogi identyczne domy, przypominające nocą wyrastające z gruntu świetliste bąble.

Tu się potknąłem. Może: ", nocą przypominające ". I zrezygnowałbym z tego, że są rozmieszczone równolegle, lub podzielił zdanie na dwa.

 

Tari przez chwilę dostrzegło się jasne punkty osady, ale zaraz nocne chmury przysłoniły widok, więc zmieniło się obraz tak, żeby uzyskać najszerszą perspektywę planety. Opadło się na miękki fotel, a potem westchnęło.

Czemu wszystko się a westchnęło nie się ;>?

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Powinien istnieć tag “dukajoza” ;)

 

Intrygujący pomysł, wykonanie ogólnie niezłe, aczkolwiek nieco się potykałam na koncepcjach językowych. Nie rozumiem na przykład idei przyświecającej użyciu strony zwrotnej: dlaczego poszło się i to w dodatku chyba tylko Tari? Gdyby oni działali wirtualnie, sterowani przez różne SI to może bym łapała koncept, ale tak? Zwłaszcza że to nie jest konsekwentne, więc mózg mi się nieco zawieszał. Rodzaj nijaki – w sumie nie bardzo miałeś wyjście, trudno kopiować Perfekcyjną ;)

Kolejny problem to Imię-człowiek. Ten drugi człon jest długi, więc nieporęczny i podejrzewam, że dlatego znów niekonsekwentnie, chyba że jest jakieś drugie dno, którego nie dostrzegłam, w zróżnicowaniu Tari-człowiek, Tari i człowiek w odniesieniu do jednej istoty (czy to ostatnie w ogóle uprawnione?).

No i chciałabym więcej wiedzieć o świecie, o osadzie, pozostawiłeś mnie z niejakim niedosytem.

Natomiast pomysł z Db – boski :)

PS. Zapewne zabibliotekuję, choć przydałoby się coś z tą niejednolitością formalną zrobić.

 

Wciągnęło, więc nie robiłam łapanki, ale też usterki nie odrywały od lektury, złapałam na pewno coś takiego:

to a być optimum? – literówka

http://altronapoleone.home.blog

Hmmm. Ja też nie zrozumiałam wszystkich niuansów Twojej gramatyki. Czemu “zrobiło się” i czemu nie zawsze? I czemu Tari-człowiek, skoro jednak nie człowiek? U Dukaja idzie skumać, dlaczego onum zrobiłu i jest to bardzo sensowne. Podejrzewam, że Ty też masz swój sens, tylko mi go nie pokazałeś.

Interesujący jest ich odpowiednik seksu. To fajnie pokazałeś.

Na jasnej stronie białe chmury wypierały brunatne pasma pyłu.

Czyli co było najpierw, a co potem?

Babska logika rządzi!

>Mytrix

Tu się potknąłem. Może: ", nocą przypominające ". I zrezygnowałbym z tego, że są rozmieszczone równolegle, lub podzielił zdanie na dwa.

Porównajmy: przypominające nocą wyrastające ; nocą przypominające wyrastające. Najzwyczajniej podoba mi się pierwsza wersja. Pewnie masz rację, ale druga forma mi nie leży, więc pozwolę sobie tak zostawić. Ale dzienx, Mitrix. A co do równolegle – wydaj mi się, ze mogłyby być rozmieszczone nie równolegle.

 

>Drakaino

dlaczego poszło się i to w dodatku chyba tylko Tari? Jeśli to nie broni się samo, to pech, ale dodam, że podmiot i forma zwrotna najlepiej mi w tym dziwacznym tekście “grała”. Może po prostu w tej wszechobecnej formie nijakiej jest więcej subiektywnej estetyki niż logiki czy trzymania się zasad.

 

Kolejny problem to Imię-człowiek. Cały tekst w formie nijakiej wyglądał i czytał się fatalnie. Sądziłem, że tym sposobem dam odpocząć czytelnikowi. Drugiego dna nie ma.

 

Tari i człowiek w odniesieniu do jednej istoty (czy to ostatnie w ogóle uprawnione?) – uprawnione, bo Tari jest człowiekiem. Zróżnicowanie jest tylko po to, żeby poradzić sobie z rodzajem nijakim. A Perfekcyjnej nie czytałem. :/

 

No i chciałabym więcej wiedzieć o świecie, o osadzie, pozostawiłeś mnie z niejakim niedosytem.

Natomiast pomysł z Db – boski :) Cieszę się, że pomysł się spodobał.

to a być optimum? – literówka – dzienx

Miło, że zajrzałaś. :)

 

>Finklo

Czemu “zrobiło się” i czemu nie zawsze? Jest w tym pokrętna konsekwencja, po prostu: pisało się i pisało się. Pozostawiam kolejne się (tu wyjaśnienie też dla Mytrixa) jako domyślne. Czy brak miejscami brak “się” wpływa na niezrozumienie zdania? Możliwe, że tak jest, nie wiem, dlatego pytam. :)

 

I czemu Tari-człowiek, skoro jednak nie człowiek? A właśnie, że człowiek :-). No, może post-człowiek albo nowo-człowiek. Szerokie pole do polemiki. To, co mi przyświecało w tym fantazjowaniu, to wkroczenie w biogenezę człowieka bocznym wejściem za pomocą techniki i genetyki. Możliwe czy nie, to inna sprawa. Czy człowiek mający sztuczne serce jest bardziej człowiekiem od tego, który posiada syntetyczny ośrodkowy układ nerwowy?

 

Na jasnej stronie białe chmury wypierały brunatne pasma pyłu.

Czyli co było najpierw, a co potem?

Kiedyś w komentarzu, nie pamiętam pod jakim tekstem, pokazałem cytat / zdanie z tekstu i napisałem, że czegoś tu brakuje. Brakowało “się”, to było bardzo widoczne, no zdanie traciło sens. Dostałem odpowiedź, że autor nie widzi braków w cytowanym zdaniu. Autor miał totalne zaślepienie na oczywistą oczywistość, z czym, z uśmiechem, się potem zgodził. No i ja teraz właśnie mam takie zaślepienie, bo nie wiem o co chodzi. :-)

Zdecydowanie mi się podobało. Jestem zdecydowanie za, zdecydowanie gratuluje i dziękuję za to opowiadanie.

No, ja się podpinam pod zagubione komentarze. Zabrakło czegoś w wyjaśnieniu – była wojna, ostał się robot, zrobił jakieś homunkulusy – hybrydy robocio-ludzkie? I tu coś mi zgrzyta na linii motywacje-reakcje.

 

 

I would prefer not to. // https://www.facebook.com/anmariwybraniec/

Chodziło mi o to, że czasem w całym zdaniu jest zrobił, a czasem zrobiło się.

Tari-człowiek  spojrzał wyżej:

Tari przez chwilę dostrzegło się jasne punkty osady,

Teraz widzę, że Tari-człowiek zrobił, a Tari zrobiło się, ale nadal nie wiem, z czego wynika to zróżnicowanie. Wydaje mi się, że zazwyczaj istota ma ustaloną płeć i czy mówimy o kimś Jurek, facet, czy mój wujek, to zawsze zrobił. No, zdarza się “chłopaki zrobiły”, ale raczej rzadko się tej formy używa.

Zdanie z chmurami. Polszczyzna dopuszcza dużą dowolność szyku. W zdaniu “Motocykl wyprzedził samochód” nie wiadomo, co wyprzedzało, a co zostało wyprzedzone. W Twoim jest identycznie.

Babska logika rządzi!

 

Przykro mi, Blackburnie, ale lektura opowiadania napisanego w tak szczególny sposób, jakoś nie sprawiła mi przyjemności.

Nie mam też pewności, czy dobrze zrozumiałam to, co przeczytałam – czy Rox tworzył/ produkował mieszkańców kopulastych domów?

 

Wie­żow­ce roz­cze­pia­ły świa­tło za­cho­dzą­ce­go słoń­ca–> Chyba miało być: Wie­żow­ce rozszcze­pia­ły świa­tło za­cho­dzą­ce­go słoń­ca

 

Gar­gan­tu­icz­na ludz­ka dłoń za­gro­dzi­ła przej­ście małej mrów­ce… –> Na czym polegała gargantuiczność dłoni?

Za SJP PWN: gargantuiczny «rubaszny, nadnaturalnie wielki i niezwykle żarłoczny»

 

Obraz za­drżał i stary czło­wiek znik­nął z kardu. –> Literówka.

 

gdy ten sam hałas pro­pa­go­wał echem w ko­ry­ta­rzu… –> Co to znaczy, że hałas propagował echem?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

>Dalekopatrzący

Dziękuję za komentarz i ocenę tekstu.

 

>Wybranietz,

Wydaje mi się, że motywacja Roxa jest wyjaśniona, ale też możliwe, że niejako mgliście.

 

>Finklo

No, zdarza się “chłopaki zrobiły”, ale raczej rzadko się tej formy używa. – No i chyba tak to należy rozumieć. To wybieg, żeby nie “zabić” czytelnika rodzajem nijakim.

Dziękuję za wyjaśnienie.

 

>Regulatorko,

Przykrość po mojej stronie. Dziękuję, że poświęciłaś czas na przeczytanie całości i za łapanki – poprawiłem. A z tym propagowaniem echem, hmm… czyżbym przesadził i zgubił logikę? Jeszcze się zastanawiam, bo to możliwe. A, tak, dobrze zrozumiano, że Rox produkował/tworzył ludzi. :-)

Chciałbym obejrzeć Drum Boogie, bo tytuł jest intrygujący, a akotrzy nietypowi.

 

Czemu Tari-człowiek w myślach nie używa formy się? Zdaje mi się, że myślimy w podobny sposób co się wysławiamy. :>

 

Powiedz mi, czy się mylę:

 

Rox chciał stworzyć optimum, czyli optymalną cywilizację/rasę, lepszą od ludzkiej. Tari to jego architekt miasta-zlążka cywilizacji, i jednocześnie najbardziej ludzka jednostka – bo ludzie są kreatywni na wyższym poziomie niż SI.

Docelowo miasto zaludnić mają jednostki mniej ludzkie nawet od Tariego, a bardziej optymalne. Coś pomiędzy SI a człowiekiem. Optimum, kompromis biologiczno-techniczny, doskonalszy i nie powielający samodestrukcyjnych błędów ludzkości, a zarazem zdolny do odczuwania lepiej niż maszyny.

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

A z tym pro­pa­go­wa­niem echem, hmm… czyż­bym prze­sa­dził i zgu­bił lo­gi­kę?

Za SJP PWN: propagować «upowszechniać jakieś poglądy, idee lub wiedzę»

Proponuję: …gdy ten sam hałas niósł się/ rozbrzmiewał/ rozlegał się echem w ko­ry­ta­rzu

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

>Regulatorko, ale mi chodzi o propagację fal dźwiękowych, określenie związane z fizyką. hmm…

 

>Mytrix

Chciałbym obejrzeć Drum Boogie, bo tytuł jest intrygujący, a akotrzy nietypowi. – Nie oczekuj nie wiadomo czego, choć może uzupełnić wnioski o motywacji Roxa. ;-)

 

Czemu Tari-człowiek w myślach nie używa formy się? Zdaje mi się, że myślimy w podobny sposób co się wysławiamy. :> – Zły Mytrix, ma mnie, ech… ;-P

 

A Twoja interpretacja jest bardzo blisko mojej (tak na 80%), ale również słuszna, i cieszę się z tego, bo nie chciałem pozostawiać dosłownej.

 

EDEK:

A tak ogólnie, to karkołomne zadanie napisać opowiadanie, w którym bohater nie ma płci. :(

No bo poszedł, poszła… poszło już takie odczłowieczone jest.

>Regulatorko, ale mi chodzi o propagację fal dźwiękowych, określenie związane z fizyką. hmm…

A to przepraszam, że się tak głupio wyrwałam. Terminy fizyczne to zupełnie nie moja bajka. :(

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

A to przepraszam, że się tak głupio wyrwałam. Terminy fizyczne to zupełnie nie moja bajka. :(

Skoro nie Twoja bajka, to nic głupiego w spostrzeżeniu nie ma, a co za tym idzie, nie ma za co przepraszać. Jeszcze raz dziękuję za łapanki. :)

No to cieszę się, że chociaż trochę się przydałam. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Tari-człowiek stanął

byłem dla ludzi przedmiotem

podwójne spacje

 

Zamieniłbym czymś przymiotnik kreacjonistyczny, bo za mocno mi się kojarzy z kreacjonizmem w znaczeniu poglądu sprzecznego z ewolucjonizmem. Słowniki słownikami, a czasem można pisać prostszymi słowami :P.

 

Spodobała mi się natomiast estetyka tekstu. Skłamałbym, gdybym napisał, że wszystko było klarowne, ale kłamstwem byłoby również napisać, że opowiadanie nie pobudza wyobraźni : ).

 

 

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Hej, Navazie. Ciekawe, że podczas pisania też miałem wątpliwości co do tego przymiotnika. Trochę „zgrzyta”, chyba masz rację. Dzięki za łapanki i napisanie, co sądzisz o tekście.

 

Ciao!

 

 

Tari przez chwilę dostrzegło się jasne punkty osady, ale zaraz nocne chmury przysłoniły widok, więc zmieniło się obraz tak, żeby uzyskać najszerszą perspektywę planety. Opadło się na miękki fotel, a potem westchnęło.

Hę?

Widzę, że potem jest podobnie. Nie podoba mi się to.

I co by tu napisać…

No, kurczę, pomysł mi się podoba, ale zmęczyłam się czytaniem.

Przynoszę radość :)

Anet, czy całość napisana w rodzaju nijakim, bez zaimków zwrotnych, byłaby bardziej czytelna? Czyli Tari dostrzegło, zmieniło, westchnęło. 

Mnie się to nie podobało, bo zbyt przedmiotowo wychodziło, dlatego dostawiam zaimek zwrotny, a miejscami zostawiam go jako domyślny. 

No ale rozumiem, że wykonanie mogło się nie podobać, ale fajnie że choć pomysł się podoba.

Dzięki za pozostawienie opinii.

 

 

 

Jak większość powyżej, opowiadanie pozostawiło mnie z kilkoma wątpliwościami, a raczej części tekstu nie zrozumiałem.

Zerknąłem do profilu i zdziwiłem się, że jeszcze nie masz piórka. Za to bardzo dobrze pamiętam Mnemopsis. Jestem ciekawy, co chcesz osiągnąć lub nie osiągać swoim pisaniem. Mam radę, jeśli chciałbym osiągnąć sukces. ;) To znaczy wydać coś w dużym nakładzie, bo to bardzo realne w Twoim przypadku. Ta rada, a pokusiłbym się napisać – warunek, jest taki:

Albo będziesz pisał w pięknej formie o niczym. Wiesz, być albo nie być i takie tam.

Albo będziesz pisał te ciekawe i zjawiskowe pomysły prostym językiem, zrozumiałym na zwykłym poziomie IQ.

Tych dwóch rzeczy, które robisz teraz, w Twoim przypadku – połączyć się nie da.

To znaczy dajesz radę, jak widać, tylko efekt będzie ciągle ten sam. Nieusatysfakcjonowane w pełni grono czytelników.

Polecam mocno nad tym pomyśleć, naprawdę.

Pozdrawiam.

Dla mnie na pewno czytelniejsze byłoby Tari przeczytało książkę niż Tari przeczytało się książkę

Przynoszę radość :)

Anet, dzięki za odpowiedź. Przeszkadza mi samo „przeczytało”, ale pewnie tylko mi. 

 

Darkon, miło że zajrzałeś. Coś w tym jest, o czym piszesz. Próbowało się i próbowało, ale skoro o formę trudno, to wybieram drugą opcję. ;)

Dzienx.

 

Możesz się zgodzić lub nie, ale trudne teksty rezerwuję osobiście dla poezji i miniatur. I może dla co dziesiątego dłuższego opowiadania. Ale beletrystyka jako powieść powinna być bardziej przystępna. Nie sposób czytać pół miliona znaków z pełnym skupieniem, trzeba mieć po drodze sporo zwykłego tekstu, człowiek nie jest się w stanie skupić na tak długi czas, albo ja nie mogę. :)

W tym opowiadaniu zabrakło mi więcej dialogów, na przykład o zwykłych czynnościach, które rozbiłyby trochę część opisową. Zaś w części opisowej uprościłbym niektóre zdania, te sprawiły mi trudność, to znaczy musiałem się cofnąć i przeczytać jeszcze raz:

Wewnątrz niektórych szczupli mieszkańcy unosili długie głowy, patrząc, jak rdzawy pył formował rozmaite wzory na szklanych powierzchniach. (…)

Czarny ekran po drugiej stronie pomieszczenia przyciągnął myśli. (…)

Tari przez chwilę dostrzegło się jasne punkty osady, ale zaraz nocne chmury przysłoniły widok, więc zmieniło się obraz tak, żeby uzyskać najszerszą perspektywę planety. (…)

W kolejnym bąblu Uni-człowiek wyginał świecące rurki, tak tworząc neonową scenę pary uniesionej w miłosnej encefalosynchronizacji. Mijało się domy twórców wyimaginowanych wszechświatów, wirtualnych melodii i cyberbluesa, uspokajających reklam, rzeźb atomowych, latających tatuaży i składacza wyjątkowo użytecznych maszyn. Tari czuło się więź z osadnikami, jakby wszyscy byli jednomyślą, a zarazem nie potrafiło się wykrzesać z siebie działań kreacjonistycznych, co gdy Tari-człowiek  uświadamiał sobie, smuciło go i stawiało transparentną barierę oddzielającą od pozostałych.

Może to Ci pomoże. 

Przekombinowałeś, Blackburnie, z tą formą zwrotną. O wiele bardziej uzasadnione byłoby po prostu konsekwentne trzymanie się formy nijakiej (a w liczbie mnogiej, z braku laku, niemęskoosobowej). Forma nijaka z zaimkiem zwrotnym sugeruje mi bierność podmiotu, czy nawet jego uległość – “pomyślało się”, “zrobiło (mu) się” sugeruje, że bohater jest obiektem, któremu pewne rzeczy się przydarzają bez jego woli, a nawet są narzucane z zewnątrz. Tak to zrozumiałem, ale w prawdziwą konsternację wprawił mnie fakt, że niektóre czynności były jednak opisane “normalnym”, “czynnym” męskim czasownikiem, bez “się”. Próbowałem w tym odnaleźć logikę, okazuje się, że niepotrzebnie.

Kompozycyjnie przeszkadzało mi pojawienie się Roxa dopiero w połowie tekstu, wyjąłeś go z kapelusza, dopiero gdy był Tari-człowiekowi potrzebny. Zgrabniej byłoby napomknąć o nim, jako o czuwającym nad wszystkimi opiekunie, już w pierwszym fragmencie, przy okazji wędrówki przez osadę.

Plus za powrót postaci Juni w finale – to z kolei dobre rozwiązanie kompozycyjne.

“Drum boogie” robi wrażenie, szkoda, że dopiero po obejrzeniu klipu – bez niego tekst jest niepełny.

O, to, to! Cobold świetnie to ujął.

Babska logika rządzi!

>Darkonie, gdy uda mi się napisać zdanie wielokrotnie złożone i w dodatku ma ono sens, to bardzo rajcuje i aż szkoda go rozbijać. ;-) Ale okej, przyjmuję sugestię o kompilowaniu do formy czytelniczej.

Merci

 

>Coboldzie, a ja byłem przekonany, że forma nijaka w całości zabije ten tekst, a wychodzi na to, że… przekombinowałem. Aż mnie korci, żeby to zmienić, ale już po kwiatkach.

W kwestii Roxa, to pojawia się on już w trzecim akapicie, ale rozumiem, że chodzi Ci o wcześniejsze pokazanie jego roli. Muszę przyznać, że podczas pisania pojawiła się przez moment myśl, żeby pokazać Roxa w jakiejś gospodarczej czynności/roli, co wskazałoby na jego funkcję opiekuńczą nad osadą i mieszkańcami. No, mogło być ale nie ma. Ale czy nie spotkałbym się wtedy z opiniami, że tekst przewidywalny – rola Roxa? hmm… ;/

A co do pełnego obrazu dopiero po obejrzeniu klipu, to tego będę bronił, bo taki był zamiar od początku (choć może się to wydać dziwne): tekst i link do klipu. Próbowałem link zamieścić w tekście, ale chyba się nie da. Wiem, że ogranicza to publikację tekstu tylko do sieci, ale też taki miałem zamiar.

Dobra, dziękuję Ci bardzo za przeczytanie i napisanie konstruktywnego komentarza.

 

No masz rację, jest Rox ;) Ale tak schowany (przebrany), że go nie zauważyłem.

Aż mnie korci, żeby to zmienić, ale już po kwiatkach.

No przecież tym się różni portal od druku, że nigdy nie jest za późno!

 

 

To pewnie przez ten kapelusz tak dobrze się ukrył. Spryciarz. ;)

Wszystko zależy, jaki przyświeca Ci cel, jeśli papier, to trzeba trochę ściągnąć cugle. ;)

No tak, kto nie chce papieru… ten pewnie woli internet. ;)

O przypomniało się. Cytaty ze znanej powieści znanego autora:

 

Mało się nie rozpłakało się, wargi już zaczynały drzeć i wibrował pod skórą…

Się chwiało się na nogach.

Wybrało się z koszyczka maślaną bułeczkę i umieściło się ją w takiej samej odległości po przeciwnej  stronie samowara. Panna Jelena  przycisnęła grzbiet dłoni do warg czerwonych. Po chwili zastanowienia przesunęła sąsiednią zastawę, otwierając białą równinę obrusu na swojej lewej flance. Odpowiedziało się gieneralną rearamżacją sztućców.

Nie zna się zasad gry, a jednak się gra.

 

No, ten Autor zazwyczaj łamie reguły z głową. Ale o co mu chodziło z tą siękozą, to nie wiem…

Babska logika rządzi!

Widzisz, blackburn, a mi klip umknął, zapomniałem o nim i dopiero dzisiaj go obejrzałem. Osobliwy to twór, ale czegoś podobnego spodziewałem się po tej społeczności. Czegoś właśnie kiczowatego i przesadzonego, bo opartego na znikomych informacjach dotyczących ludzi ^^

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Kurczę, może ja nie umiem oglądać filmów, a może brakuje mi jakiejś bazy odniesień popkulturowych, ale ja w tym klipie nic nadzwyczajnego nie widzę. Aż obejrzałam drugi raz, bo może za pierwszym nie to mi się wyświetliło. I nadal nic – ludzie tańczą i grają, panienki pokazują coraz więcej ciała… Klip jak klip. Najciekawsze jest to, jak ten facet wywija nogami.

Babska logika rządzi!

Ależ Finklo, masz rację, bo w tym klipie nic nadzwyczajnego nie ma. Co do siękozy w cytowanym fragmencie, to kto tam autora wie. Może pasuje to do uniwersum,  może buduje klimat, może bohater tylko pozornie jest panem swojego losu, może nic  z tych rzeczy. Albo coś niesamowicie deep mind. ;-)

 

Mytrix, fajnie, bo ja też się po nich czegoś takiego spodziewałem – nic wysokich lotów. 

 

A tak ogólnie, to mimo że niefajnie może wyglądać forma mojego tekstu, to jednak zostawiam (po za poprawieniem kilku wskazanych błędów) jak jest, bo widzę w tym sens. 

Interesujący tekst. Zastosowany motyw językowy czyni odbiór trudniejszym, ale da się przyzwyczaić. Definitywnie jednak urozmaicił mi opis świata Tari, dodatkowo też podkreślał jego obcość. Mi więc przypadło do gustu.

Sama fabuła niezła, nie powala, ale wystarcza. Głównym aspektem jest pokazanie postludzi, a że historia w tym nie przeszkadza, tym lepiej dla tekstu.

Podsumowując: solidny koncert fajerwerków z trudnym motywem językowym jako podkreślenie treści. Nie dla każdego, ale dla mnie wart klika.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Hej, NoWhereMan, cieszę się, że nie zmarnowałem Twojego czasu. Miło że zajrzałeś, przeczytałeś i zostawiłeś komentarz. Dziękuję. 

Podobało mi się. Dziwna gramatyka mi nie przeszkadzała. Świat przedstawiony bardzo ciekawy, historia w miarę wciąga, zakończenie rozczulające.

Zygfrydzie, dziękuję za opinię o tekście. 

 

Ciao! 

 

Nowa Fantastyka