- Opowiadanie: Bellatrix - TRAGIC

TRAGIC

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

TRAGIC

Tragiczny koniec TRAG.I.C.??? Prezes spółki trującej ludzi stanie jutro przed komisją śledczą” – taki nagłówek rozciągał się nad całym miastem. Do tego obracał, wyginał i migotał jaskrawymi barwami. Żeby przypadkiem nikt nie miał wątpliwości, jaki temat dnia wybrały media. Co dokładnie zawierały artykuły opatrzone nagłówkiem i czy w ogóle istniały, to już nikogo nie obchodziło. Opinia została wyrobiona.

SNejk ze złością wcisnął guzik, by zmatowić szyby. Przestronny apartament z przepiękną, gdyby nie te cholerne nagłówki, panoramą miasta, nie zdążył jeszcze się zestarzeć. Ściany nie straciły nic z nieskazitelnej bieli, sofy nie nosiły śladów wgnieceń. Jedynie rosnące na środku salonu drzewo zdawało się nieco znużone egzystencją. Astragalus gummifer, w naturze krzew osiągający nie więcej niż metr wysokości, zaglądał już na antresolę. Żywy dowód winy TRAG.I.C.

– Masz przerąbane.

SNejk łypnął spode łba na kolegę, zastanawiając się, czy ten mu współczuje, czy raczej się cieszy. Twarz BuRego nie nosiła znamion emocji.

– Wiem.

– Muszą mieć jakiegoś kozła ofiarnego, żeby pokazać, jak to wykrywają afery. Padło na ciebie, ale chyba wiedziałeś, na co się piszesz?

– Wyglądam na idiotę?

BuRy dyplomatycznie przemilczał to pytanie. Pociągnął ze szklaneczki łyk wybornej whisky, rozejrzał się po mieszkaniu.

– I co zamierzasz powiedzieć przed komisją?

„Ani współczuje, ani się cieszy. Przysłali go na przeszpiegi” – stwierdził w myślach SNejk. Odpowiedź miał przygotowaną.

– Nikogo nie wsypię. Wolę dwadzieścia lat w pace niż kwaterę na cmentarzu.

Tym razem BuRy pozwolił sobie na grymas zadowolenia. I na poklepanie kolegi po plecach.

– Nie martw się, tak źle nie będzie. Zmieni się znowu władza, to ci skrócą wyrok, albo i ułaskawią. SheEva ma dojścia, pomoże na pewno.

SNejk westchnął na wspomnienie byłej dziewczyny. To ona zawiesiła oko na nieznanym w branży chłopaku, wciągnęła na salony, zapoznała ze znaczącymi ludźmi. Poniekąd też pomogła zdobyć stanowisko prezesa TRAG. International Company, w teorii zarządcy firmy produkującej zagęstniki dla branży spożywczej i kosmetycznej. W praktyce – słupa, udającego, że nie wie nic o nielicencjonowanych preparatach wielokrotnie przyśpieszających metabolizm gumodajnych roślin. Konkurencja została zmieciona, nikt nie był w stanie wyprodukować tak dużo i tak tanio. Efekt uboczny? Cóż, to, co sprawiało, że Astragalusy osiągały ponadprzeciętne rozmiary, miało też wpływ na pozyskiwaną z nich substancję. Niewielką, grupa aminowa wchodziła zamiast hydroksylowej do pierścienia arabinozy. Polisacharyd liczył setki, czy nawet tysiące merów, kilka podstawionych fragmentów nie powinno mieć znaczenia. Jednak miało. E413 w urzędowym spisie dozwolonych substancji figurował jako całkowicie nieszkodliwy, ich delikatnie zmodyfikowany produkt tak do końca nieszkodliwy nie był. „Dopóki przy władzy byli nasi, nikomu to nie przeszkadzało” – pomyślał SNejk. Ale pieniądze generowane przez TRAG.I.C. finansowały między innymi ówcześnie rządzących. A nowa ekipa zabrała się za odcinanie przeciwników od źródełek. Holograficzne spoty, w których świeżo upieczony minister zdrowia wynurzał z odbiornika swój trójwymiarowy łeb i z troską pochylał się nad biednymi, trutymi obywatelami, przyprawiały SNejka o mdłości zdecydowanie bardziej, niż guma z podstawioną arabinozą.

– Trzymaj się. – BuRy dopił zawartość szklaneczki, uścisnął z udawaną serdecznością podaną mu dłoń i wszedł do windy.

SNejk w sumie ucieszył się, że został sam. Nie potrzebował fałszywych przyjaciół. W zasadzie, nie potrzebował nikogo, choć chciałby mieć przy sobie SheEvę. Zostawiła go po niemal ośmiu latach, bo GeniuS, jakiś artysta jednego sezonu, zawrócił jej w głowie. SheEva. Ona Ewa i hinduski bóg w jednym. Sama wymyśliła swój login do wirtualnego świata i była z niego dumna. Celebrytka o niesłabnącej popularności, miliony interesowały się tym, co zjadła na śniadanie oraz co kupiła na wyprzedaży w znanej sieci obuwniczej, płacąc najnowszym, zintegrowanym modelem podskórnego chipa. Wyprodukowanego przez wiodący bank. Czy z zawodu była piosenkarką, aktorką, tancerką czy jeszcze czymś innym, SNejk szczerze nie miał pojęcia. Pod tym względem zdecydowanie należał do poprzedniego pokolenia, uważał, że dobry aktor może zostać celebrytą, ale z celebryty aktora w jeden dzień się nie zrobi. Jakoś producenci nie podzielali jego zdania, obsadzając w filmach rozmaite beztalencia za to z mnóstwem obserwujących fanów, botów, trolli czy kto tam jeszcze klikał w te profile. Nie dotyczyło to oczywiście SheEvy, choć w jej przypadku nie wykazywał się należytym obiektywizmem.

W myśli o kobiecie jego życia wkradł się znów ponury cień, przypominający o jutrzejszej komisji. Westchnął ciężko. TRAG.I.C. został rzucony lwom na pożarcie. Paradoks, szedł na dno niczym Titanic, jednocześnie będąc wierzchołkiem góry lodowej. Spółki-córki, spółki-siostry, spółki-matki-żony-i-kochanki troskliwie zaopiekowały się majątkiem. Na ogołoconym wraku został tylko kapitan, który miał zatonąć wraz z nim. SNejk nie chciał, ale nikt go o zdanie nie pytał. Dostał wytyczne, by na wszystkie pytania komisji odpowiadać „nie wiem”, „nie znam”, „nie pamiętam”. Teoretycznie, mógłby wsypać mocodawców, ale chwila, w której wymieniłby w obecności mediów ich nazwiska, byłaby ostatnią w jego życiu. Na szczęście, działało to w obie strony – nie mogli go zlikwidować, bo lista z nazwiskami i opisem sprawy zostałaby ostatnim mrugnięciem oka wysłana do publicznej wiadomości, a kolorowy, migający nagłówek objąłby zasięgiem w ułamku sekundy cały kraj. Idealna homeostaza.

– SNejk, musimy coś wymyślić!

Drgnął. Ed był jedną z dwóch osób mających kod do jego apartamentu, nie musiał się anonsować na dole przez wideofon. Co prawda, ostatnio przebywał na innym kontynencie, gdzie miał przeczekać chude lata, ale najwyraźniej coś skłoniło go do powrotu. Padli sobie w ramiona i uścisnęli się po męsku. Jak dwaj, dawno niewidziani przyjaciele. Usiedli w fotelach, Ed ledwo się zmieścił.

– Co tu można wymyślić. Chcą pokazać, jak bardzo krzywdziliśmy biednych ludzi i zgrywać obrońców uciśnionych. Głównie po to, by zgarnąć lajki obywateli i podnieść słupki w sondażach.

– Może wejdź z nimi w układ? Wiesz, świadek koronny, wskażesz im prawdziwych właścicieli TRAG.I.C. a w zamian zostawią cię w spokoju?

SNejk spojrzał tylko z rezygnacją.

– Nie przejdzie, oni doskonale wiedzą, kto naprawdę za tym stoi. Nie wie tylko opinia publiczna i się nie dowie. Bo nasi też mają na nich haki i, w odwecie, nie zawahaliby się ich użyć. Jedni i drudzy popełniliby polityczne morderstwo, a po ich trupach władzę przejąłby ktoś trzeci. Sam rozumiesz, że to się nie opłaca.

– Rozumiem.

Ed zanurzył dłonie w swej kudłatej czuprynie, co u niego oznaczało intensywne myślenie. SNejk wlepił wzrok w roślinę, wokół której kręciło się jego życie. Naciął delikatnie paznokciem korę. Lepka, przeźroczysta kropla wypłynęła niczym łza i zastygła.

Drzwi windy niemal bezszelestnie się rozsunęły i wyszła zza nich druga z osób mających kod do apartamentu. Poznał ją od razu, mimo seledynowej peruki i holograficznej maski, którą zresztą wyłączyła, gdy tylko napotkała wzrok SNejka. Wrażenie, że jego niewypowiedziane modlitwy zostały wysłuchane, prysło natychmiast, gdy SheEva otworzyła swe piękne, zdobione prawdziwymi brylantami, usta.

– Naprawdę truliście ludzi?

To było jedno z tych pytań, na które nie ma dobrej odpowiedzi. „Tak” oznaczałoby bezpośrednie przyznanie się do skurwysyństwa. „Nie” – że dał się wrobić jak ostatni kretyn. „Nie wiem” – że po prostu jest ostatnim kretynem. I o ile skurwysyństwo kobieta może wybaczyć, to bycia kretynem – nigdy. Westchnął.

– Tak, ale w mediach przesadzają. To nie truje jakoś bardziej niż powszechnie stosowane konserwanty, czy używki.

– Nie mogliście po prostu opatentować nowego zagęstnika i kupić kilku ekspertów, żeby podpisali papiery o nieszkodliwości?

– Nie. Padłaby cała sprzedaż, koncerny chcą kupować produkt, który znają, a nie jakieś wariacje na temat.

– Kupią i opchną najgorszy syf, o ile będzie się to opłacać.

– Wczuwasz się w rolę przewodniczącej komisji i robisz mi rozgrzewkę?

Parsknęła.

– Nie jestem jakąś dziunią, która musi się polansować przed kamerami, żeby ktoś ją zauważył. Mnie znają wszyscy.

– Spokojnie, on nie chciał cię urazić. – Ed postanowił przypomnieć o swej obecności. – Próbujemy coś wymyślić, żeby nie trafił za kraty.

– Jakoś słabo wam idzie. Wszystkie nagłówki… – urwała pod wpływem wymownego spojrzenia i westchnęła. Podeszła do SNejka, położyła mu dłonie na ramionach, jak za starych, dobrych czasów, i popatrzyła prosto w błękitne oczy. – Posłuchaj. Ludzie lubią igrzyska. Chcesz to przetrwać, musisz zostać ulubieńcem publiczności. Ty, a nie jakiś sęp z komisji. Nieważne, winny czy niewinny, daj im show, niech cię kochają i podziwiają. Wówczas żaden Neron nie odważy się wydać skazującego wyroku.

– Łatwo ci mówić. Nie jestem gwiazdą, tylko bioinfochemikiem. W dodatku nieco nieśmiałym. Przed tobą się nie krępuję, ale przed tłumem mogę zapomnieć języka w gębie.

– Nie przesadzaj, gadkę zawsze miałeś co najmniej przyzwoitą. Albo – nieprzyzwoitą, zależy jak na to patrzeć.

– A jak patrzyłby twój GeniuS, gdyby wiedział, że mi pomagasz?

– GeniuS okazał się kretynem.

Snejk przełknął głośno ślinę. Choć jeszcze nie do końca wierzył w to, co usłyszał, ostatnie zdanie rozpłynęło się miodem po jego sercu. Jednak modlitwy zostały wysłuchane?

– No to zróbmy film! – Ed zerwał się nagle z miejsca, przerywając tę, od pół roku najbardziej romantyczną w życiu przyjaciela, chwilę. – Do komisji zostało dobre dwadzieścia godzin. Nagram moim multifonem, puścimy share z profilu SheEvy, do jutra rana wszyscy będą o tym mówić.

No tak. Komisja. SNejk skrzywił się, przypomniawszy sobie, po co właściwie Ed i SheEva tu przyszli.

– Jeszcze pozostaje kwestia, co właściwie mam na tym filmie pokazać, żeby poruszyć ludzi.

SheEva rozejrzała się po luksusowym apartamencie.

– Może wygnanie z Raju? Pasowałoby.

– Znaczy co, SNejk jako Adam, Ewa jako Ewa, założyciele TRAG.I.C w skórze węża, a w charakterze drzewa dobra i zła – Astragalus?

SheEva uśmiechnęła się najbardziej tajemniczym ze swych uśmiechów i odparła:

– Jednak mam lepszy pomysł.

 

***

 

– Zapraszam teraz pana Stefana Nejkowicza. Został pan pouczony, że zgodnie z artykułem… paragraf… ma pan prawo… – przewodnicząca cedziła słowa, które tonęły w tle wrzawy. Tłum rozjuszonych awatarów huczał przed budynkiem Sejmu, a całkiem sporo obywateli pofatygowało się osobiście. Ktoś wyemitował nawet napis z nazwiskiem przewodniczącej, hologramem jakiegoś paskudnego stwora i podpisem „tępa suka”. Służby, co prawda, szybko to zagłuszyły, ale nie na tyle szybko, by umknęło oczom jej i tysięcy widzów. Czy da się to podciągnąć pod obrazę urzędu? Jeśli nie, to trzeba będzie wprowadzić poprawkę. Kontrdemonstracji nie zdążyli zwołać, zresztą nikt się nie spodziewał, że ten niepozorny słup skradnie im show.

– Uwolnić go! Uwolnić SNejka! – Echo krzyków niosło się aż tutaj. SNejk, w eleganckim garniturze, z nieśmiałym uśmiechem stał przed komisją śledczą.

Opowiadał o szeregu reakcji chemicznych, o wiązaniach z receptorami, o tym jak jedna mała grupa w cząsteczce długiego polimeru zmienia jedne właściwości a nie wpływa na inne. O tym, że wszystko może być trucizną w odpowiedniej dawce. Wyjaśnił podstawy biochemii w przystępny sposób i prześwietlił zmodyfikowany metabolizm gumodajnych roślin. Uświadomił konsumentów. Powtórzył to wszystko, co na puszczonym w eter spocie.

Szczerą prawdę.

 

***

 

– Któż by pomyślał, że skromnie wyglądający facet, robiący ludziom mały wykład z biochemii, pociągnie za sobą tłumy. – Ed tym razem rozsiadł się wygodnie na sofie. – I to w dobie, gdy wszyscy udają i kłamią.

– Towar deficytowy zawsze najlepiej się sprzedawał. – SheEva w zamyśleniu wyskubała z wargi błyszczący kryształek i strzepnęła go jak paproch. – Gratulacje, SNejk, wygenerowałeś trend na szczerość. Odzew jest duży.

– Tak à propos szczerości, czemu właściwie mi pomogłaś? Ed, rozumiem, przyjaciel z czasów, gdy dzieliliśmy tablet w przedszkolu. Ale ty? Myślałem, że nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego.

Zmieszała się i wydłubała kolejny kryształek. Nie powiedziała nic, ale w sumie jej uroczy uśmiech był wart więcej, niż słowa.

Odpowiedź znalazł przypadkiem, na jednym z plotkarskich portali. Siedemdziesiąt trzy procent followersów, jeszcze przed wystąpieniem na komisji, shippowało SNeEvę. Bo ich nicki, zbite w jeden, fajnie wyglądały.

Dwie, ciężkie łzy oderwały się od pnia Astragalusa i zastygły na marmurowej posadzce.

 

Koniec

Komentarze

Jakie fajne wykorzystanie hasła :) Bardzo mi się podobało. 

Wszystko ładnie, pięknie, ale brakło mi tego nagrania. Jak SNejk się wyłgał? Jeśli powiedział prawdę, to naraził się mocodawcom, co, jak przewidywał, skończyłoby się w grobie. Przestał się tego bać?

Zastanawiam się jeszcze nad końcówką, ale ja muszę sobie jeszcze przemyśleć. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Tak to jest, jak się pisze i poprawia na ostatnią chwilę. Mea culpa, nie napisałam dostatecznie jasno – SNejk nie wydał mocodawców, tylko wyłożył jasno jaki proces chemiczny zaszedł i jaki naprawdę ma to efekt po spożyciu, co w świecie, gdzie wszyscy są atakowani reklamowymi hasłami zostało docenione ;)

A, czyli to tylko ta część prawdy. No, to ma sens. Tylko trzeba teraz liczyć na większą domyślność kolejnych czytelników. 

 

Któż by pomyślał, że skromnie wyglądający facet, robiący ludziom mały wykład z biochemii i przy okazji opowiadający, jak firma, w której był słupem, zarabiała na robieniu ludzi w konia, pociągnie za sobą tłumy.

Tak mi trochę wychodziło z tego wykładu z biochemii, ale zmylił mnie wytłuszczony fragment.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Fakt, może to brzmieć trochę inaczej, niż w mojej głowie :) Nic to, spróbuję poprawić ten fragment po konkursie. Dzięki za pierwszy komentarz! :)

Jak zwykle, opowiadanie podiumowe (bo czy najlepsze, to nie wiem), Bella wrzuca na koniec ;).

I kto by pomyślał, że będę guglał arabinozę z tak wielką ciekawością? Napisane bez zarzutu (prawie, ale o tym potem), historia wciąga, jedynie ten trend “na szczerość” do mnie akurat nie przemawia, ale kto wie? Bardzo dobre w każdym razie!

Aha, to te zarzuty (a raczej – zarzuciki):

– “nacisnął guzik” – to mi pobrzmiewa SF z lat 50-tych – guzik? a nie jakieś dotykowo-smyralne fiu-bździu? że o telepatii nie wspomnę ;)?

– “czy jeszcze czymś innym” – jakby to Naz widziała :P – cóż za przedmiotowe traktowanie kobiet! “czymś” zamiast “kimś” – na feministyczny stos ;P;

– “tonęły w tle wrzawy” – w tle wrzawy to nie brzmi dobrze; “we wrzawie” nie wystarczy? czy “narastającej wrzawie” albo coś.

Bardzo (osobiście) mnie boli, że goście znowu ciągną jakiś bimber na myszach pędzony (whisky znaczy się). Toż to świństwo przecież. A tyle dobrych napojów jest. Idąc tropem roślinnym, np, sok z kaktusa ;).

A to sobie zapiszę do kajecika, bo parsknąłem jak koń – “spółki-córki, spółki-siostry, spółki-matki-żony-i-kochanki”. Świetne!

I ogólnie – też świetne! Czyta się:)!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Dzięki, Staruchu, ogromnie się cieszę, że Ci się podobało:) zarzuty biorę na klatę, guzik miałam faktycznie czymś zastąpić, ale wyleciało mi z głowy. Osobiście zdecydowanie preferuję smak opuncji niż whisky, w sumie to byłby ciekawy motyw, hipsterski soczek zamiast drogiego alkoholu ;D

A propos soczku – myślałem bardziej o przefermentowanym, jak TEN :).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Tego z robakiem to nie wypiłabym na pewno. A FUUUUUUJ!!! :P

Marudzisz. Dodaje kolorytu. Z robakiem co prawda nie piłem, ale ze żmiją oraz ze skorpionem – tak. 

Wrażenia smakowe, hmmm… Interesujące :P.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

To jak smakuje ekstrakt ze skorpiona? :D

Zawiódł mnie finał. Opowiadanie buduje pod kulminację, którą okazuje się być… Trend na szczerość? Mało pomysłowe i niezbyt wiarygodne jako sposób wybrnięcia z sytuacji.

Uważam też, że tekst spędza zbyt dużo czasu na rozkminianiu nadchodzącego przesłuchania. Gdy problem został zarysowany, należałoby przejść do jakichś wydarzeń. Tymczasem elaborujemy dookoła tej komisji, gdy czytelnik dawno już wie, co czeka bohatera.

Przykro mi, ale uważam, że to niedobre opowiadanie, zarówno pod kątem pomysłu, jak i konstrukcji.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Dzięki, Wisielcu, za wisielczy komentarz :)

Cześć!

Ciekawe opowiadanie, choć zakończenie jest… takie sobie. Masz świetny styl i tekst czytało się z przejęciem, tylko to “powiedzenie prawdy” wydało się nieco naiwne. Bohater wspomina przecież, że jeśli puści parę z ust to długo nie pożyje. Przemiana wewnętrzna protagonisty to fajna sprawa, ale w Twojej historii tego zwyczajnie nie widać. Jeśli naprawdę nastąpiła ;)

Oczywiście nadal jest to bardzo porządne opowiadanie, z którym miło było się zapoznać. Nie jestem jedynie pewien, czy ta końcówka nie zmarnowała nieco jego potencjału. Ale to tylko moje zdanie.

Jeśli uznasz to za stosowne, połam kilka akapitów. Ściana tekstu nie wygląda zbyt przystępnie.

 

Pozdrawiam serdecznie i powodzenia w konkursie! :)

Jai guru de va!

Nie bardzo zrozumiałem, o co chodzi. Tekst jest krótki, przez co niewiele się stało i nic nie zrobiło wrażenia. 

Przykro mi, ale tym razem odejdę nieusatysfakcjonowany lekturą. Pozdrawiam!

 

Edit: Nie połapałem zakończenia, a reszta jest po prostu za mało oryginalna, aby zaciekawić.

https://www.facebook.com/Bridge-to-the-Neverland-239233060209763/

Szczerze mówiąc, tekst do mnie za bardzo nie przemówił. Podobało mi się tło fabularne (zakulisowe pociąganie za sznurki; ogromne znaczenie mediów społecznościowych i opinii publicznej w świecie przyszłości i fakt, że tylko wola followersów zmotywowała bohaterkę do działania – to akurat było świetne), jednak rozczarował mnie sposób, w jaki opisałaś rozwiązanie problemu bohatera (najpierw wzmianka, że zrobią i upublicznią film, a potem tylko zdań o komisji śledczej i tyle) – spodziewałem się czegoś więcej, a wyszło… antyklimaktycznie :P

Pod względem językowym czytało się gładko i z przyjemnością :)

Solidne opko, choć niestety nie wybitne. Na plus z pewnością uniwersum i jego przedstawienie, bohaterowie (szczególnie SheEva – wyszła jakaś taka Tenszowa <3), wątek gumodajnych roślin. Warsztat naturalnie też – czytało się bardzo dobrze.

Co mi się nie podobało, to pobieżność tego tekstu. Nie czułem grozy sytuacji, w jakiej postawiony został SNejk, o jego relacji z Ewą i Edem też jest niewiele… Generalnie, za minus poczytuję wszystko to, co wiąże się z limitem – w krótkich tekstach po prostu trudno przedstawić całą problematykę, namalować kompletny obraz. Stąd wolę dłuższe rzeczy, szczególnie że Ty cudownie je piszesz :))

Zakończenie rzeczywiście dość banalne, ale z drugiej strony ładnie łamie schemat antyutopii. Pod tym względem wyszło naprawdę ładnie.

 

Trzymaj się.

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Jak to zwykle u Belli, bardzo dobrze mi się czytało :) Poza warsztatem na plus pomysł z wykorzystaniem hasła, dobrze nakreśleni bohaterowie. Opowiadanie z pewnością kryje w sobie potencjał na coś większego, a na chwilę obecną ode mnie kliczek i powodzenia w konkursie.

Pozdrawiam serdecznie.

Zbiorczo podziękuję wszystkim, którzy skomentowali i za klika – tym, co kliknęli :) Widzę, że jednak mogłam lepiej rozwiązać sprawę wystąpienia przed komisją, trochę znaków do limitu miałam. Zbrakło rozplanowania czasu. Może po konkursie spróbuję zrobić lifting, skoro taka wola followersów ;)

Fajny świat – począwszy od pierwszej sceny z gigantycznym paskiem Wiadomości, a kończąc na wydłubywaniu brylantów z makijażu (ten motyw w didaskalium świetny).

Nie kupuję natomiast głównego twistu fabularnego – to znaczy kupuję pomysł, ale nie sposób w jaki go sprzedałaś.

Nieźle napisane (ładne i twórcze użycie technobełkotu), ale nie poruszyło mnie. Po części pewnie dlatego, że bohaterów jest kilku, a miejsca na ich prezentację niewiele (choć masz spory zapas znaków ;)), więc są mi kompletnie obojętni. Historia też mnie jakoś szczególnie nie zaintrygowała. Sprawny fajerwerk i tyle.

 

“taki nagłówek rozciągał się nad całym miastem”

Dlaczego nie po prostu napis albo tekst? Wiem, chodzi o newsa i media, ale jednak nagłówek razi, bo ten napis nie jest w gazecie. Na dodatek samo słowo powtarza ci się w następnym zdaniu, co też dobrze tekstowi nie robi.

SJP PWN: nagłówek

1. «napis umieszczony nad tekstem»

2. «górna część uzdy»

http://altronapoleone.home.blog

Fajne :)

Przynoszę radość :)

Dobrze się czytało. Przyjemny klimat. Niedosyt. Świat muśnięty, a wydaje się ciekawy. Postaci, zasadniczo tylko z jednej strony konfliktu. Villaini, jako to stado baranów, na rzeź prowadzeni. Zaskoczeni, nieprzygotowani, naiwni (?). Trochę ich więcej, a historia by zyskała na dynamice. Chemiczno-biznesowe kwestie interesujące i twardo osadzone w dzisiejszej, a zapewne i przyszłej, realności. Opis apartamentu – prawie dałem się nabrać, że zaraz przeczytam opis moich kubików (ciągle w fazie lęgowej w głowie)! Ulga, że jednak nie. Pomimo twista, ostatnie zdanie potwierdza dystopijny charakter świata. No i poznałem nowe słowo, nawet dwa ;) 

Tradycyjnie, jak to u Ciebie, Bellu, czytało się wyśmienicie. Tak zainteresowałaś mnie początkiem, że spodziewałam się czegoś dużego. Rozumiem dlaczego taki właśnie tor obrałaś i nie mam nic przeciwko przewidywalności, ale, kurczę, to uderzenie jakieś słabe było. Ale na duży plus jest to, że mi dałaś taką małą rozkminkę – posługiwali się przede wszystkim nickami, a nie imionami między sobą. Czy to się działo naprawdę w “normalnej” rzeczywistości? Jak ci ludzie funkcjonują skoro nie używają swoich imion i nazwisk? Bardzo mi się ten motyw spodobał :)

Dziekuję za komentarze. Zarzut o słabym twiście widzę, że się w dużej części powtarza, mea culpa.

Deirdriu – my na tym portalu też do siebie po ksywkach a jakoś funkcjonujemy ;)

Lissan – zaintrygowałeś mnie tymi kubikami :) Zdradzisz coś więcej? ;)

Drakkaina – nagłówek był nagłówkiem i ‘reklamował’ artykuł (gdzieś tam jest w tekście, że nikt tych artykułów nie czytał ;))

 

Czytało się dobrze, ale też na koniec zastanawiałam się skąd ten nagły przypływ odwagi. Ciekawe użycie hasła ;)

I would prefer not to. // https://www.facebook.com/anmariwybraniec/

Chyba nadal tego nie łapię :D Nagłówek nad miastem? Znaczy cały artykuł też się wyświetlał nad miastem? Klimaty futurystyczne to zazwyczaj niezupełnie moja bajka, więc może czegoś nie zrozumiałam… Jak dla mnie tekst nagłówka w oderwaniu od artykułu przestaje być nagłówkiem: może być napisem, tekstem, hasłem, sloganem, zajawką, ale nie nagłówkiem. Chyba że to jest jakiś wielki billboard, na którym przewijają się zajawki prasowe? W każdym razie sformułowanie nagłówek nad miastem mi po prostu zgrzyta.

http://altronapoleone.home.blog

Zastanawiam się, jaki jest układ elementów symbolicznych w tej historii? Pojawia się Ewa, Wonsz i Dżewo, ale wydają się spełniać zupełnie inne role, niż w biblijnej przypowieści. Nie udało mi się odtworzyć sensownych wniosków na podstawie tych skojarzeń. Rozumiem, że to swego rodzaju dekonstrukcja, ale nie bardzo wiem, dokąd zmierza.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Jest kilka fajnych pomysłów, ale zabrakło porządnego łupnięcia na koniec. Budujesz suspens i budujesz, a potem wyjaśnienie udanego procesu nie brzmi adekwatnie do oczekiwań. No i ja też nie zorientowałam się, dzięki czemu właściwie bohater wygrał.

Na plus zabawy imionami i reszta słowotwórstwa.

Słowo trafiło Ci się trudne, ale dobrze wybrnęłaś.

Babska logika rządzi!

Jakoś producenci nie podzielali jego zdania” zamieniłbym te dwa słowa miejscami.

Przedstawiony świat kupił mnie całkowicie od momentu “Co dokładnie zawierały artykuły opatrzone nagłówkiem i czy w ogóle istniały, to już nikogo nie obchodziło. Opinia została wyrobiona.” Wydaje mi się, że jak na tak krótki tekst świetnie go zarysowałaś. Przydałaby się tylko scena wystąpienia przed komisją. 

Ech, czy każdy tekst musi mieć łupnięcie? ;) Dziękuję wszystkim za komentarze! Przepraszam, ze nie odpisuję na bieżąco, ale większość czytałam z komórki, przy laptopie przez parę dni niestety tylko z doskoku.

Krótki tekst nie ma miejsca na rozwój postaci ani wymyślną intrygę. Jeśli nie ma łupnięcia, to zostaje jeszcze piękny język i nowatorski koncept. Łupnięcie chyba łatwiej uzyskać.

Z tym opowiadaniem jest trochę tak: słuchasz nowej piosenki, wpada w ucho, czekasz na ostatni refren, a wtedy ktoś wyłącza radio. I cisza.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Odniosłam wrażenie, że afera jest przedstawiona dość powierzchownie. Owszem, wiem, że coś komuś szkodziło, ale nie mam pojęcia jakie były tego skutki. Domyślam się, że straszne, skoro bohaterowi grozi wieloletnie więzienie. Nagle zjawiają się u niego przyjaciel i dawna dziewczyna, i przynoszą pomysł. Trzask-prask i po wszystkim – jak mawiał dziadek Poszepszyński. Sprawa załatwiona.

Czytało się nieźle, ale satysfakcji brakło.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ano zgodzę się, afera *jest* przedstawiona powierzchownie, ale to tylko inspiracja życiem ;)

Wisielcu, rozumiem o co Ci chodziło, aczkolwiek analogię uważam za średnio trafioną – gdybym coś takiego w radiu usłyszała, na pewno bym się zainteresowała bardziej, niż klasyczna, nudną kompozycją ;)

Frustrowanie oczekiwań czytelnika to jest fantastyczna technika narracyjna, pod warunkiem, że potrafisz utrzymać jego zainteresowanie i nagrodzisz cierpliwość gdzieś dalej.

Tu tekst się kończy i tyle.

Być może mój negatywny odbiór wynika też z faktu, że social media to temat rozwalcowany jak ciasto na pierogi w nowoczesnym science fiction. Połowa odcinków Black Mirror porusza ten motyw z każdego możliwego wektora. Jacek Dukaj liznął temat w Królu Bólu, ostatnio wyszła taka antologia Jakuba Nowaka, gdzie prawie wszystkie opowiadania dotyczą mediów społecznościowych.

Wybierając taki temat. automatycznie stawiasz się naprzeciw potężnej (i bardzo świeżej) konkurencji.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Black Mirror nie widziałam, a czy opowiadania Nowaka aż tak maglują temat mediów hmm… Czytałam, fakt przez niektóre brnęłam z ogromnym mozołem, ale jakoś inaczej je odbierałam niż wałkowanie tematu mediów (to przewałkował za to w opowiadaniu w którejś z tegorocznych czy zeszłorocznych NF, ale nie pamiętam, czy zmęczyłam ten tekst do końca). Chyba, że mówimy o innej antologii :)

Konkurować z Dukajem i resztą nie zamierzałam, to szorcik na wylosowany temat, a nie dzieło życia :)

Też brnąłem z mozołem. Ten pan pisze, jakby bardzo mocno próbował być Dukajem. Najbardziej podobał mi się Karnawał, a nawet ten tekst był dość męczący. Poziom egzaltacji własnymi zdaniami podeptał próg przyzwoitości i uruchomił alarm zażenowania.

to szorcik na wylosowany temat, a nie dzieło życia :)

I to widać. Jakby brakło serca i wysiłku.

Zawsze zanim skomentuję staram się rozpoznać z kim mam do czynienia. U Ciebie na profilu jest więcej piórek niż u łabędzia, stąd pozwoliłem sobie na bardzo surowy komentarz wobec skądinnąd poprawnie napisanego tekstu.

A Black Mirror serdecznie polecam. Nie zawiedziesz się i nie stracisz czasu. Każdy odcinek jest osobnym opowiadaniem SF, zwykle w nurcie socjologicznej dystopii.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Nie ukrywam, to opowiadanie pisałam na luzie i na szybko, zdaję sobie sprawę, że to w tekście widać, ale moim celem było stworzenie opowiadania ciekawie wykorzystującego hasło przewodnie (mam nadzieję, że to mi się udało), lekkiego w odbiorze, może nasuwającego lekkie refleksje odnośnie współczesnej polityki. Przepraszam czytelników rozczarowanych tym, że mój tekst nie jest drugim ‘Encephalodusem’ i jednocześnie obiecuję, że niedługo dokończę tekst lepszy od tamtegoż i o ile _mc_ go nie zechce, to wrzucę tu :)

BlackMirror widzę, że netfliksowy – w najbliższym czasie zerknę :)

Bellatrix: to takie małe sześcianiki, w których… ;) więcej nie mogę ;)

Kupiłaś mnie poruszając temat przyszłości komunikacji internetowej. Internauci to stosunkowo młode społeczeństwo, a jego rola w kształtowaniu opinii publicznej jest no… niewyobrażalna.

Co dokładnie zawierały artykuły opatrzone nagłówkiem i czy w ogóle istniały, to już nikogo nie obchodziło. Opinia została wyrobiona.

Boleśnie prawdziwe.

 

Bardzo mi się podobało, Bello. Trudno mi o minimum obiektywności, bo temat Twojego opowiadania jest mi szczególnie bliski, a wizja, którą przedstawiłaś wydaje mi się nawet nie realistyczna, a prorocza.

O, przegapiłam taki miły komentarz :) Bardzo dziękuję i cieszę się, że się podobało. A “wizja” hmm… nazwałabym to raczej trochę podkręconą obserwacją rzeczywistości :)

Przeczytałam. Komentarz po zakończeniu konkursu :)

.

 

Peace!

 

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

O, to Cień ma już komplet, a my komplet cienistych kropek. :-)

Babska logika rządzi!

“już”?^^

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Oj, miałam na myśli takie niewartościujące “już”. “Pani de Ikse, czy w tym roku pojechała już pani do Paryża?” “Jeszcze nie, wybierałam się, kiedy mąż został ranny na polowaniu i musieliśmy zmienić plany”.

Babska logika rządzi!

Wiem, wiem, przecież darmo machać brwią niezwykłem.^^

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Właśnie skończyłam oglądać Black Mirror i już rozumiem parę zarzutów :) Niemniej, bardzo dziękuję za polecenie, pozostaje mi teraz wyczekiwać piątego sezonu :)

Hasło: jest. Ciekawy świat: jest. Mam wrażenie, że motywy złych korporacji i głupiego tłumu, i wszechmocy celebrytów są dość ograne, ale w Twoim wykonaniu czyta mi się je bardzo dobrze. Fajne ksywki bohaterów: i owszem. Styl: jak najbardziej, nie mam się do czego przyczepić. Zabrakło mi tylko jednego – fabuły, która by mocniej do mnie przemówiła. Nie do końca zrozumiałam, co się stało na końcu, i w jaki sposób to mogło porwać tłumy. I czy to połączenie ksywek naprawdę było aż takie fajne. Ale to są pewnie kwestie do dopracowania, gdybyś miała więcej czasu…

Lolu, bardzo dziękuję za komentarz pokonkursowy :) Kiedyś spróbuję wrócić do tego opowiadania i poprawić końcówkę.

Wrażenia bardziej pozytywne niż negatywne, ale żebym miał się tekstem zachwycać, to nie powiem, niestety.

Nie lubię i unikam mediów społecznościowych – z wyjątkiem NFa, ma się rozumieć – i niechęć ta wyraźnie przenika wszelkie koncepty przyszłości (niestety nie będące już ani Science, ani tym bardziej Fiction) oparte na tymże zagadnieniu, więc i tematyka Twojego opowiadania nie wzbudziła we mnie entuzjazmu. Finalnie jednak nie było tak źle, jak być mogło i jak obawiałem się, że być może i że być będzie. Tak więc subiektywne moje antypatie co do elementów świata przedstawionego możemy odłożyć na bok, zwłaszcza że, tak szczerze mówiąc, nie wychylają się one w żadną stronę w stosunku do całej reszty.

Fabuła jest tutaj niemal pretekstowa – fakt: nie trzeba nazywać się Tarantino, by szczycić się umiejętnością zamknięcia całej historii praktycznie w jednym pomieszczeniu, a i tak sprawić, by odbiorca miał twardo lub miękko, sucho lub mokro czy też gorąco lub zimno, zależnie od potrzeb, niemniej tutaj… no, mogło być lepiej; jest w sumie ciekawie, ale naprawdę ciężko zaangażować się w tę opowieść – a prezentacja świata przedstawionego i sytuacji bohaterów zawarta w blokach nie zawsze klarownych opisów (nie jestem biochemikiem, z którego to powodu jakoś nie potrafię jednak wzbudzić współczucia dla samego siebie ;) też rzutują na odbiór całości. Tyle tylko, że jest to napisane po prostu świetnie; inteligentnie, lekko i ciekawie – a niektóre fragmenty: no bajka – więc przez opowiadanie sunie się jak na miłej, miękkiej chmurce barwy zachodzącego nieba.

Mamy więc taką sobie, ale w sumie całkiem zajmującą historię podaną w sposób z pewnością nie najlepszy z możliwych, ale za to wciąż Bella-ładny (no i z zupełnie fajnie wykorzystanym hasłem). A że od dobrej historii wolę dobrze opowiedzianą historię, to finalnie – jak już mówiłem – odbiór tekstu zdecydowanie pozytywny.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Nowa Fantastyka