- Opowiadanie: ninedin - Moja siostra trzcina

Moja siostra trzcina

Kolejna z krótkich mitologicznych historii, jakich już parę napisałam i zamieściłam. Tym razem opowiadanie powstało w związku z konkursem “Polski język obcy”. Nie, nie jestem z niego do końca zadowolona.
Niemniej: to jest PIERWSZY konkurs forumowy, w którym biorę udział, i jestem trochę podekscytowana faktem, że się na to zdecydowałam :)

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Moja siostra trzcina

Tak, widzę: bóg patrzy na mnie ze szczerą nienawiścią. Uśmiecham się. Wiesz przecież, że nie może mi nic zrobić, takie mamy prawo.

Serio: nie może. Nie panikuj, Metope.

Och. Przepraszam. Właśnie powiedziałam najgorszą możliwą rzecz, prawda?

Co nie zmienia faktu, że nie masz się czego bać. Bóg Pan, patron paniki, nie może nawet pogrozić mi palcem. Oczywiście, mógłby próbować się mścić i zrobić to, co ja zrobiłam: odebrać coś, co kocham. Tyle, że w tej chwili, szczerze mówiąc, nie bardzo ma już co odbierać.

 

Czy mi żal? Pewnie, że tak. To był miły dzieciak. Ładny. Zdolny. Ślicznie śpiewał. Chodził za swoim stadem krów o złotych rogach zawsze uśmiechnięty, gotowy w każdej chwili wyciągnąć fletnię i zacząć grać. Uwielbiał mnie, a ja, szczerze mówiąc, też go całkiem lubiłam. W innych warunkach za nic nie przyszłoby mi do głowy go zabić.

Oj przestań. Nie zamierzam się oszukiwać. Równie dobrze mogłam go zamordować własnymi rękoma.

Kiedy go grzebali – dookoła rozpaczający pasterze, płaczące wierzby i ich driady, bogowie cisi i niepewni wśród szumu deszczu z zapłakanego nieba – weszłam między nich z podniesioną głową. Zniosłam bez wstydu ich spojrzenia i szepty. Ależ oczywiście, że mnie winili: byłam winna. To ja rzuciłam na dzieciaka klątwę, która go ostatecznie zabiła. Tak, Metope, od początku zakładałam, że tak to się właśnie skończy.

Pan zrobił mi wściekłą awanturę na tym pogrzebie. Wrzeszczał na mnie, jakbym była jakąś poślednią nimfą wysychającego strumyka, a nie córką rzeki, bez której cała Arkadia nie miałaby co pić. Ty jędzo, krzyczał, i nigdy go nie kochałaś, i jak mogłaś, i on nie chciał, a na koniec, o ironio, wykorzystałaś go i uwiodłaś podstępem!

Pan, zarzucający innym wykorzystywanie i gwałty. Paradne. Na dodatek ewidentnie nie wiedział, kim jestem: nie skojarzył mnie z Syrinx.

Choć, oczywiście, w sumie miał rację. Siostro, ja cię proszę, nie protestuj. Wiem, co zrobiłam.

Zaplanowałam to przecież od samego początku, od kiedy tylko zobaczyłam ich siedzących razem pod naszym dębem.

 

Dłonie Pana są krótkie, o grubych, pozornie niezgrabnych palcach. Nie takich spodziewałabyś się po fletniście.

Grał zawsze jak bóg, prawda? Znienawidziłam tę muzykę od chwili, kiedy dotarło do mnie, że jego ukochana fletnia zrobiona jest z jej palców.

Metope, czy ty jeszcze pamiętasz, jak nas było cztery, a nie tylko dwie? Byłaś chyba troszkę za mała, żeby zapamiętać Dafne – straciłyśmy ją tak dawno! – ale nie mam wątpliwości, że jak się skupisz, to przypomnisz sobie Syrinx. Pamiętasz? Ciemnowłosa, atletyczna, zielone oczy. Ilekroć o niej myślę, widzę ją, jak stoi pod dębem nad ojcowską rzeką, rozmawiając z naszą panią, Artemidą. Obie miały przewieszone przez plecy łuki: Syrinx rogowy, Artemida– złoty, godny bogini. Syrinx tak bardzo chciała być jak Artemida.

Pamiętasz? Byłyśmy razem nad rzeką – ty malutka, ja nieco starsza – kiedy na przeciwnym brzegu zobaczyłyśmy naszą siostrę.

Wypadła nagle z krzaków: słaniająca się na nogach, z czerwoną z wysiłku twarzą. Chciała rzucić się do wody. Nie zdążyła. Pan wyskoczył za nią na swoich koźlich nogach i złapał ciężko dyszącą, śmiertelnie zmęczoną, za nadgarstek. Przyciągnął ją do siebie; wyczerpana, nawet nie miała sił się dalej bronić.

– Przecież cię kocham! – powiedział, jakby mówił do niegrzecznego dziecka. – O co chodzi? Nie uciekaj! Zresztą, już nie uciekniesz.

Podniosła oczy. Mój wzrok spotkał się z jej błagalnym spojrzeniem.

– Nais – wydawało mi się, że słyszę jej szept. – Nais, proszę…

 

 

Zawsze mnie pytałaś, jak to zrobiłam. Jak, będąc zwykłą nimfą, zdołałam odebrać naszej siostrze ludzki kształt, żeby ocalić ją przed bogiem, który teraz chciał ją zgwałcić, a potem, być może, uczynić jej ten zaszczyt i wziąć za żonę. No więc nie zrobiłam tego, nie ja. Ojciec też nie, jakbyś chciała wiedzieć: za wszelką cenę chciał ją wydać za mąż, a Pan – bóg, było nie było – wydawał mu się świetnym kandydatem.

Nie miał kto pomóc. Byłam tylko ja, ty i jasne niebo południa. Zamknęłam oczy i przywołałam obraz księżyca w nowiu, jego zimnego, srebrnego blasku we włosach bogini.

Strażniczko szczytów i cienistych gajów, wyszeptałam w myślach, czysta patronko położnic i panien, która księżycem oświetlasz nam drogę, pani trójkształtna… Nie musiałam mówić, o co proszę.

Kiedy otwarłam oczy, mojej siostry już nie było. Na brzegu rzeki leżał Pan, zawodzący i ściskający w dłoniach pędy nieznanej dotąd rośliny – wyniosłej i smukłej, zielonej jak oczy Syrinx.

 

Głupia byłam, prawda? Wydawało mi się, że to zadziała.

Moc Artemidy miała ją uwolnić. Zamiast tego, oddała ją w ręce Pana na zawsze.

Ściął te trzciny, w które bogini przemieniła moją siostrę. Wyobrażałam sobie, jak pełna gniewu i rozpaczy Syrinx była, kiedy to robił, jak obolała. Myślę, że musiała trząść się z wściekłości, kiedy przycinał jej trzcinowe palce do odpowiedniej długości i łączył, tworząc nowy instrument. Jego krótkie, niezgrabne palce wydobywały z roślinnego ciała mojej siostry zmyślone westchnienia rozkoszy i nieprawdziwe miłosne zapewnienia, zaklęte w muzykę. Patrzyłam na to, wściekła jej wściekłością, pełna jej bólu.

Nie, nie mówiłam ci o tym wszystkim. Metope, ty byłaś wtedy tylko dzieciakiem, ojciec się na nas obraził, a ja miałam – wybacz! – co innego na głowie. Wtedy jeszcze usiłowałam być cierpliwa.

Ta cierpliwość skończyła się, kiedy zobaczyłam, jak tka sobie plecionkę z jej włosów.

Przyszedł nad rzekę z kamiennym sierpem i naścinał najcieńszych trzcinowych pędów. Wymoczył je w błocie, żeby stały się elastyczne i łatwe do splatania. Zbudował sobie krosna, a potem powoli, metodycznie, utkał z włosów i ciała mojej siostry matę, na której odtąd sypiał: leżąc na jej ciele, otoczony jej zapachem. Bezwolna, przemieniona w roślinę, którą zmusił, by mu służyła, nie mogła już nigdy nigdzie przed nim uciec.

Ale wiesz, co? To właśnie przez tę plecionkę przyszło mi do głowy, co zrobię – prawie jakby Syrinx wyszeptała mi to do ucha.

Zobaczyłam go leżącego na niej w białe od upału południe. Rozłożył się pod dębem, tym samym, pod którym Syrinx lubiła siadywać z Artemidą. Nie był sam: obejmował ramieniem ślicznego chłopaka o długich, ciemnych włosach. Wygadywali jakieś miłosne bzdury, przekomarzali się, całowali, a potem Pan usiadł, przyciągnął młodego do siebie i zaczął go uczyć grać na fletni. Siedzieli tak razem, przytuleni i radośni, na ciele mojej siostry, z instrumentem z jej palców przy ustach. Pan grał – jak pięknie grał! – jakąś tęskną, miłosną piosenkę.

Ha, pomyślałam. Może modliłam się do nie tej bogini. Może tam, gdzie nie pomogły księżycowe strzały łowczyni-dziewicy, zadziała zupełnie inny łuk.

 

Następnego dnia tylko poczekałam, aż poszedł spać. Pan zawsze śpi w ciągu dnia.

Znalazłam młodziutkiego pasterza nad strumykiem. Miał nową fletnię, swoją własną. Melodia – ta sama, którą słyszałam wczoraj – pod jego palcami straciła tęskny charakter, nabrała skoczności i radosnego charakteru.

Niedługo ci się przyjdzie cieszyć, dzieciaku – pomyślałam.

Rozplotłam warkocze. Przywołałam na twarz uśmiech, najsłodszy i najbardziej obiecujący, jaki potrafiłam, a potem w mokrej szacie, z kwiatami we włosach i z cienką złotą przepaską zawiązaną pod piersiami, wyłoniłam się ze źródła tuż przed pasterzem.

 

Pamiętasz, co się działo? Nie odstępował nas na krok. Gdzie ja, tam i on, zawsze. Pan poszedł w odstawkę: jakże mnie bawiła jego zbolała mina i ponure westchnienia! Nie sypiał po nocach, a całymi dniami wygrywał na fletni pełne smutku pieśni. Jego śmiertelny kochanek grał mi w tym czasie do tańca.  

Nazywał się, jakże odpowiednio, Dafnis: dostał imię po naszej dawno utraconej siostrze, bo znaleziono go jako niemowlę w gaju drzew, które wyrosły z jej ciała. Spijał słowa z moich ust. Całował ziemię, po której stąpałam. Nie musiałam nawet żądać: sam z własnej woli przysiągł, że chętnie umrze, gdyby mnie kiedykolwiek zdradził.

 

Reszta wymagała odrobiny planowania i, powiedzmy, wsparcia. Zresztą wsparcie miałam od początku – niby skąd bym wzięła magiczną przepaskę Kiprydy, której nosicielce nie można się oprzeć? Bogini miała z kozłonogiem swoje własne zaszłości i więcej niż chętnie zechciała mi pomóc.

Potem już tylko była kwestia wyszukania odpowiedniej księżniczki.

Księżniczek jest pod dostatkiem w świecie, gdzie co drugie miasteczko jest królestwem. Znalazłyśmy odpowiednią: młoda, śliczna, dumna jak paw i uparta jak osioł. I odpowiednio podatna na strzały z pewnego magicznego łuku.

Przez chwilę zrobiła się z tego czysta farsa: Pan wielbił Dafnisa, Dafnis – mnie, a za Dafnisem biegała zakochana księżniczka z orszakiem służących, błagając, by zagrał dla niej choć jedną melodię, dał choć jednego całusa. Oferowała złoto. Rękę. Pół królestwa.

Szczerze? Miałam nadzieję, że to pół królestwa go skusi. Czułabym się lepiej, gdyby złamał przysięgę świadomie i dla korzyści. Ale nie. Tylko ja byłam w jego sercu i jego myślach. Tylko dla mnie grał i tylko mnie kochał.

Aż do dnia, kiedy go upiłyśmy, oczywiście.

Po pijanemu było łatwiej: bogowie przecież dawno już nam pokazali, że wino znosi wszelkie bariery. A podczas święta ku czci bogini pożądania się pije, nic w tym dziwnego.`

Nie patrz tak na mnie. Dobrze, dobrze, masz rację: to, że wmieszałam się w tłum służących i pod pretekstem ubierania księżniczki uczyniłam ją ślepą na fakt, że jakimś dziwnym trafem nagle to ona nosi przepaskę Kiprydy, zapewne nie zaszkodził. Tak. Jest spora szansa, że dzieciak naprawdę sądził, że to ciągle jestem ja.

W każdym razie ciąg dalszy pewnie pamiętasz. Postarałam się o publiczność, zaczekałam, aż będzie absolutnie oczywiste, że to, co robią, nawet najłagodniejszy sędzia świata uzna za zdradę, a potem – wkroczyłam.

On się nawet nie bronił, wiesz? Nawet nie protestował. Grzecznie przyjął wyrok, poszedł w góry, a trzy dni później, tak jak kazałam, umarł: rzucił się do rzeki naszego ojca. Woda wyniosła jego zmaltretowane ciało pod stary dąb, do stóp siedzącego na plecionce z włosów mojej siostry Pana.

 

Moja zemsta zrobiła wrażenie. Nie oszukujmy się, wszyscy wiedzieli, że ja stałam za całą sprawą.

Zauważono mnie. Konkretnie, zauważył mnie władca mórz, wiecznie w poszukiwaniu kolejnej kochanki i ze słabością do wodnych boginek. Decyzja, by wymienić dziewictwo na status konkubiny Posejdona – z pełną nieśmiertelnością jako prezentem na pierwszą rocznicę romansu – była tylko kwestią czasu. Wtedy wydawało mi się to dobrym pomysłem.

Od pogrzebu Dafnisa bóg Pan patrzy na mnie ze szczerą nienawiścią. Nie martwię się. Zostaliśmy oboje zmuszeni do złożenia przysięgi na moją kuzynkę Styks, że nie pozabijamy się nawzajem. Nawet bogowie mają obowiązek dotrzymywać przysiąg.

Bogowie zresztą – o czym mnie przekonała cała historia mojej rodziny – nawet nie muszą próbować się zabijać, żeby zrobić sobie nawzajem krzywdę. Od tego mają śmiertelników.

 

Nie, Metope, wcale nie jestem pewna, czy naprawdę cieszy mnie, że zostałam prawdziwą nieśmiertelną boginią. 

Koniec

Komentarze

Re: Drakaina. Dziekuję za rady. Tytuł zmieniłam :)

ninedin.home.blog

 

Ta cierpliwość skończyła się, kiedy zobaczyłam, jak plecie matę z jej włosów.

O, hasło

trochę psuje efekt – wyrywa z bardzo sugestywnego i subtelnego opisu wielokrotnego gwałtu. 

Nie myślałam wcześniej o tych wszystkich instrumentach w taki sposób, więc dzięki za nową perspektywę.

 

Siedzieli tak razem, przytuleni i radośni, na ciele mojej siostry, z instrumentem z jej palców przy ustach.

 

Obraz na tyle mocny, że najchętniej na tym zakończyłabym czytanie.

Nie to, żeby było złe – bo czytało się dobrze, ale tamten obrazek zakrywał wszystko.

I would prefer not to. // https://www.facebook.com/anmariwybraniec/

Te kobiety to jednak mściwe i wredne istoty ;) (nie to, żeby Pan był lepszy).

A tak poza tym – podobało mi się. I fajny jest ten pomysł na opowiadanie niespecjalnie znanych historyjek mitologicznych. Jestem na “tak”!

Czepiłbym się tylko:

– “modliłam się do nie tej bogini” – niby błędu niem, ale moim zdaniem lepiej byłoby “modliłam się nie do tej bogini”;

– “fakt, że wmieszałam się w tłum służących i pod pretekstem ubierania księżniczki uczyniłam ją ślepą na fakt” – tu faktów trochę za dużo.

I z cholerę nie wiem, czemu jest Diana, a nie Artemida?

 

Poza tym – czyta się :)!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Tyle że w tej chwili

Tyle, że w tej chwili.

 To ja nałożyłam na dzieciaka zaklęcie

Nie powinno być "rzuciłam"? Nałożyć można geis, ale to nie ta mitologia.

 nad ojcową rzeką

Sama używam takich form, ale "ojcowa" wydaje mi się już troszkę zbyt archaiczna.

 Syrinx tak bardzo chciała być jak Diana

Syrinx tak bardzo chciała być taka, jak Diana.

 potem być może uczynić ten zaszczyt i wziąć za żonę

Potem, być może, uczynić jej ten zaszczyt i wziąć za żonę. (Akurat by uczynił.)

 No więc nie zrobiłam tego,

No, więc nie zrobiłam tego.

 jak gniewna Syrinx musiała być, kiedy to robił

"Gniewna" to chyba mało powiedziane.

 cierpiąca z jej bólu

Raczej: cierpiąca jej bólem.

 Ale wiesz co?

Ale wiesz, co?

 Przez chwilę zrobiła się z tego czysta farsa

Raczej "na chwilę", ale styl jest na tyle kolokwialny, że może zostać tak.

 A na święcie ku czci bogini

Może raczej: W czasie święta.

 

Całkiem solidnie zrobione i nieźle się czyta. Stara, dobra mitologia.

“fakt, że wmieszałam się w tłum służących i pod pretekstem ubierania księżniczki uczyniłam ją ślepą na fakt” – tu faktów trochę za dużo.

Fakt. Mogłoby być mniej ;)

 I z cholerę nie wiem, czemu jest Diana, a nie Artemida?

No, właśnie?

 Te kobiety to jednak mściwe i wredne istoty ;)

Ooj, serdeńko. Grabisz sobie ;P

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Zgadzam się z wybraniec:

 

Siedzieli tak razem, przytuleni i radośni, na ciele mojej siostry, z instrumentem z jej palców przy ustach.

 

Ten obraz też robi na mnie bardzo duże wrażenie. Świetnie wykorzystany motyw.

 

Czytało się dobrze i lekko. Zdecydowanie mój typ rozrywkowego opowiadania z makabrycznymi elementami ;) Jedyna przywara jest taka (bardzo subiektywna), że ma teraz problem z czytaniem narracji pierwszoosobowej. Jestem po lekturze “Cienia kata”, gdzie człowiek cały czas szuka jak narrator oszukuje i jeszcze ta podejrzliwość mi została. Twoja bohaterka raczej nie owijała w bawełnę i nie uważała, że ma ejdetyczną pamięć ;)

Faktycznie – obrazowe i subtelne opisy przemocy, ciekawie zarysowana obleśno-poetyczna dwoistość Pana, czytelnie poprowadzona narracja, ładny język.

Nie rozumiem tego fragmentu:

Na dodatek ewidentnie nie wiedział, kim jestem: nie skojarzył mnie z Syrinx.

No to, co to za zemsta?

 

Lubię Twoje opowieści Ninedin, ale czekam na coś więcej. To wciąż tylko retellingi, a ja ciekaw jestem reinterpretacji. Wrzucenia klasycznych bohaterów do nowego świata, rozbicia i rekonstrukcji jądra mitu, odkrycia czegoś nowego, a nie odkurzania peryferii wielkich opowieści. Bo na razie to taka trochę snobistyczna zabawa dla klasycznie wykształconych.

na razie to taka trochę snobistyczna zabawa dla klasycznie wykształconych

Jak i całe czytelnictwo :P?

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Jak i całe czytelnictwo :P?

Są też lektury dla mniej wymagających ;)

Osobiście najbardziej lubię teksty warstwowe, o kilku poziomach dostępnych w zależności od chęci i umiejętności czytelnika. Tej warstwowości właśnie mi tutaj brakuje – pięknie opowiedziana stara historia, która trafi przede wszystkim do tych, którzy już ją słyszeli.

Po pierwsze, serdecznie dziękuję wszystkim za lekturę. W szczególności dziękuję za poprawki redaktorskie – wprowadzę je jak najszybciej.

 

Re: Diana, nie Artemida.

 

Nie będę bronić tej decyzji – betareaderka w prywatnej wiadomości też mi na to zwróciła uwagę – powiem tylko, skąd u mnie się to wzięło. Aż do XIX wieku w retellingach i – tak! – tłumaczeniach greckich klasyków (patrz “Iliada” Dmochowskiego) imiona greckie i łacińskie mieszane są równo i regularnie. Lubię to – podkreśla, jak dla mnie, to, co mnie w tym interesuje, a mianowicie fakt, że my często te mity i tak znamy z wymieszanego kulturowo, nie-takiego-starego uniwersum grecko-rzymskiego. Nikt nie musi wiedzieć, że najstarsze źrodło do Syrinks to dopiero Owidiusz, I w. p.n.e/I w.n.e. – źródło łacińskie, oczywiście; ale mnie akurat cieszy, że to podkreśla literacki charakter całej zabawy, to że to są rzeczy międzykulturowe, nie ograniczone do jednej tradycji. Jak cobold słusznie zauważył, ja raczej nigdy nie napiszę głębokiej rekonstrukcji mitu, czegoś, co nada mu nowe znaczenia, co sięgnie do archetypów; nie ta skala możliwości pisarskich – prędzej będę dalej grzebała w szczelinach między literackimi wersjami i sprawdzała, czy nie da się przez nie rzucić odrobinki nowego światła na to, co już jest.

 

A wracając do Diany/Artemidy: skoro jest Kipryda zamiast Afrodyty, czy uznacie za dobrą decyzję Febe zamiast Diany/Artemidy? Dla Kiprydy mitologicznie najlepszym odpowiednikiem byłaby Delia (jedno i drugie to typowe przydomki obu bogiń pochodzące od miejsc ich pochodzenia, Kipryda dla Afrodyty od Cypru, Delia dla Artemidy od Delos), ale mam wrażenie, że robiąc z Artemidy Delię podniosłabym sobie snob factor o jakieś 200% :D (BTW wcale nie jestem pewna, czy z Febe ne podniosę o co najmniej 150%). 

 

Kawałek z hasłem (słusznie odgadniętym) też mi zgrzytał, ale po prawdzie NIE MAM POJĘCIA, jak zrobić, żeby było lepiej. Za każdą podpowiedź będę wdzięczna :)

ninedin.home.blog

Aha, jeszcze jedno, re: zemsta.

Tu fajnie widać, że można różnie interpretować ten sam kawałek: ja zamierzyłam to jako rodzaj dodania zniewagi do krzywdy. Panu, któremu odebrano kogoś, kogo kochał, NAWET DO GŁOWY NIE PRZYJDZIE, że to nimfa, która mu to zrobiła, mogła mieć inne motywy niż tylko jej osobista chęć poderwania ładnego chłopca. Nawet nie kojarzy, że to siostra jego ofiary. Nawet tyle nie pamięta.

Natomiast owszem, kwestia zemsty jest tu też istotna – choć jej mniej chyba zależy, IMHO, żeby Pan wiedział, za co obrywa, byle oberwał.

ninedin.home.blog

czy uznacie za dobrą decyzję Febe zamiast Diany/Artemidy?

Nie bardzo – była gdzieś tam w mitologii jeszcze inna Febe (chyba tytanka?), więc mogłoby to być mylące.

my często te mity i tak znamy z wymieszanego kulturowo, nie-takiego-starego uniwersum grecko-rzymskiego

To ma ręce i nogi.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

imiona greckie i łacińskie mieszane są równo i regularnie. Lubię to

A ja jednak nie lubię. Jowisz zamiast Zeusa czy Wenus zamiast Afrodyty brzmi jak Fredzia Phi-Phi zamiast Kubusia czy Bagosz zamiast Bagginsa. Niby zgodnie ze sztuką, a nie brzmi, bo przywykłem już do czegoś innego.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Tarnina, re: Febe

Tak, tytankę się często (u nas) zapisuje transkrypcją bliższą greckiej, w wersji “Fojbe” – to jest BTW babka Artemidy, matka jej matki Latony i pierwotna bogini księżyca, po której Artemida odziedziczyła współ-władanie nad księżycem i przydomek Febe/Fojbe, “Lśniąca”. 

Zresztą kwestia dublujących się imion w mitologii to jest stały problem – patrz Galatea od Pigmaliona i Galatea od Polifema, które bywają utożsamiane nawet w niektórych podręcznikach do mitologii :D

 

Wszystko to powyżej nie znaczy, że nie rozważę zmiany tego imienia w tekście :) Ale w takim razie Kiprydę byście też zmienili czy zostawili?

ninedin.home.blog

W pełni podpisuje się pod uwagami cobolda.

Ale w takim razie Kiprydę byście też zmienili czy zostawili?

Jest raczej powszechnie znana – nie budzi moich zastrzeżeń.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ogólnie podobało mi się, ciekawe i dobrze napisane.

Trochę czepiłbym się struktury. Tekst zaczyna się od wspomnienia zabitego młodzieńca, a potem następuje retrospekcja. Jest to nieco mylące, bo na początku nie miałem pojęcia o kogo chodzi i jak on się ma do całej historii. Dopiero, kiedy po przeczytaniu całości wróciłem do początku pomyślałem “Ahaaaa”. ;) Rozumiem zabieg retrospekcji, ale tutaj jakoś nie było to do końca jasne.

Na początku miałem też wrażenie przytłoczenia zbyt dużą ilością imion i relacji. Już dawno nie miałem styczności z mitologią. :)

Znalazło się też klika słów, które nie pasowały mi do stylu i tematyki, np. “planowanie”, “kwestia”, “dzieciak” itd.

Ciekawy pomysł na zemstę.

Paper is dead without words; Ink idle without a poem; All the world dead without stories; /Nightwish/

Poprawiłam błędy wg wskazówek (dziękuję jeszcze raz, Tarnino!) i zmieniłam Dianę na Artemidę.

ninedin.home.blog

Jak cobold słusznie zauważył, ja raczej nigdy nie napiszę głębokiej rekonstrukcji mitu, czegoś, co nada mu nowe znaczenia, co sięgnie do archetypów; nie ta skala możliwości pisarskich

Pożyjemy, zobaczymy.

Niekoniecznie mogę wyłapać wszystkie smaczki i nawiązania, bo z greckich/rzymskich mitów wiele nie pamiętam i do tego bliżej mi do północy niż południa. Ponadto nie przepadam za retellingami. I pewnie też z tych powodów tekst mnie nie porwał. 

Aczkolwiek przyznaję, że napisany jest sprawnie, obrazowo i czyta się dobrze. Ciekawie też wykorzystałaś hasło. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

A ja kupuję i zamawiam prenumeratę. Już to pisałem pod innym opowiadaniem, ale powtórzę, bo znów mam te same wrażenia: Ninedin ma ładny, delikatny, kobiecy styl. Przyjemnie czytać.

Zgadzam się z poprzednikami, że molestowanie fletni stanowi mocny akcent :D

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Ładny tekst.

Interesujące użycie hasła konkursowego. Niby nie odgrywa głównej roli, a jednak stworzyłaś bardzo sugestywny obrazek. Od dziecka wiedziałam, że flet to jakieś diabelskie i podejrzane narzędzie. ;-)

Fakt, przydałoby się więcej od Ciebie, mniej znanych historii. No, ale akurat z tych mitów, to najlepiej kojarzę Dafne, więc nie narzekam.

Babska logika rządzi!

Streszczając pospieszną betę: jak dla mnie najlepsza z dotychczasowych historyjek mitologicznych, obok Pigmaliona, ale Pigmalion to szorcik, a tu jest ładnie rozwinięta opowieść. I sprytnie skompilowane mity.

Z Dianą miałam problem, bo w czytaniu mnie nie raziła, może przez przyzwyczajenie do źródeł rzymskich, ale na rozum byłam jej przeciwna.

http://altronapoleone.home.blog

@Finkla: bardzo dziękuję!

Nie dziwię się, że najlepiej znałaś Dafne: Syrinks jest mitem znanym głównie ze źródeł rzymskich (acz popularnym np. w sztuce), Pan i Dafnis to mit specyficznie sielankowy, a pożenienie tych mitów jest tak w ogóle moje. 

OFFTOP MITOLOGICZNY, możliwe, że nuda.

Jest tak: źródła faktycznie mówią o czterech nimfach, córkach boga-rzeki Ladona. Dafne i Syrinks chciały pozostać dziewicami i służyć Artemidzie i obie zostały przemienione w rośliny – Dafne uciekając przed Apollinem przez Gaję-Ziemię, Syrinks – przed swoje niesprecyzowane siostry, w trzcinę. Z dwóch pozostałych sióstr jedna to Metope, które wyszła za mąż za boga rzeki Asopos i miała z nim jakieś dwadzieścia córek, założycielek różnych miast (Tebe, Ajgina, Salamina, Korcyra, Plateja, Tanagra, Synopa itd. – te nimfy mają wyłącznie mity typu “Wyszła za Iksa, założyła miasto nazwane od jej imienia/zaopiekowała się wyspą nazwaną od jej imienia”). Czwarta z sióstr jest bardziej tajemnicza: zwykle nazywa się ją imieniem Nomia, niewiele o niej wiadomo, rzadkie wzmianki kojarzą ją z Panem i światem pasterskim. 

Postanowiłam zidentyfikować tę czwartą siostrę z inną nimfą, o której prawie nic nie wiadomo: z Nais (której imię znaczy “Najada, nimfa”) z mitu o Dafnisie, która Dafnisa uwiodła i której przysiągł, że jej nie zdradzi (i zdradził, po pijanemu, z królewną, która go postanowiła zdobyć). Te dwa mity funkcjonują oryginalnie odrębnie – moim malutkim wkładem w tę historię było napisanie motywu zemsty i połączenie tych dwóch opowieści :)

ninedin.home.blog

Nie jestem największą wielbicielką mitologii, ale Twoje opowiadanko zrobiło wrażenie. Fajna ta zemsta (ciekawe, czy wyłapałam przynajmniej połowę smaczków – mam nadzieję, że tak :D). Sama historia napisana bardzo ładnie.

Forma też jak najbardziej na miejscu. Gdyby przedstawić to w narracji trzecioosobowej, to raczej ciężko byłoby wyrobić się ze znakami. 

 

Lubię historie czerpiące z mitologii, toteż z przyjemnością przeczytałam tę opowieść. A choć rozumiem chęć dokonania zemsty, z przykrością konstatuję, że aby się spełniła, musiał zginąć pasterz, który niczemu i nikomu nie zawinił.

Skoro w trzcinę zamieniła się cała Syrinx, skąd przekonanie, że fletnia Pana powstała akurat z palców?

 

Ar­te­mi­da– złoty, godny bo­gi­ni. –> Brak spacji przed półpauzą.

 

Melodia – ta sama, którą sły­sza­łam wczo­raj – pod jego pal­ca­mi stra­ci­ła tę­sk­ny cha­rak­ter, na­bra­ła skocz­no­ści i ra­do­sne­go cha­rak­te­ru. –> Czy to celowe powtórzenie?

 

Bo­gi­ni miała z ko­zło­no­giem swoje wła­sne za­szło­ści wię­cej niż chęt­nie ze­chcia­ła mi pomóc. –> Raczej: Bo­gi­ni miała z ko­zło­no­gim swoje wła­sne za­szło­ści bardziej niż chęt­nie ze­chcia­ła mi pomóc.

 

A pod­czas świę­ta ku czci bo­gi­ni po­żą­da­nia się pije, nic w tym dziw­ne­go.` –> Co tu robi grawis?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

“kiedy przycinał jej trzcinowe palce do odpowiedniej długości i łączył, tworząc nowy instrument. Jego krótkie, niezgrabne palce wydobywały”

Miałam nadzieję, że to pół królestwa go skusi” a nie powinno być ”te”?

Ogólnie super, fletnia z palców wywołała dreszczyk, a mit na tyle mi nieznany, że nie miałem żadnego poczucia wtórności. Łyknąłem jak pelikan rybę.

Nie powinno być “te”. To liczba mnoga.

Babska logika rządzi!

Ano racja. A ja bym napisał “te” i nawet nie mrugnął.

Trochę musiałam się przyzwyczaić do narracji, ale potem czytało się już dobrze. Ładne, poetyckie. Udany tekst.

It's ok not to.

Do fragmentu przytaczanego przez niektórych – o siedzeniu na macie z siostrzyczki i graniu na flecie, jest naprawdę super. Później nadal dobrze, ale jakby trochę mi ta treść… spowszedniała. Motyw zemsty, wykorzystanie kobiecych uroków… ile razy to już było? No, sporo ;)

Co prawda nie przepadam za historiami opartymi na mitologii, bo mam wtedy silne uczucie, że część fabularnej roboty odwala za autora mit, ale Tobie fajnie udało się przywołać tego ducha i sprawnie zrealizowałaś historię. Bohaterowie wyszli wiarygodnie.

Warsztatowo dobrze, czytało się bez potknięć.

 

Tyle ode mnie, na koniec pojedyncza uwaga:

Tyle[-,] że w tej chwili, szczerze mówiąc

Przed “że” zwykle stawiamy przecinek, ale NIE, kiedy tworzy zestawienia z niektórymi, innymi słowami. Spójrz TU.

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Mojego nadrabiania część druga.

W zasadzie nie potrafię dodać nic więcej ponad uwagi poprzedników. W pełni się pod nimi podpisuję i nie będę ich powtarzał. Czy zapamiętam to opowiadanie? Wydaje mi się, że nie na długo. Chociaż kto wie…

Przeczytałam. Komentarz po zakończeniu konkursu :)

.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

.

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Bardzo mi się podoba to opowiadanie. Niby retelling, niby mity, ale jest w nim dużo uczuć i niepewności, forma taka, jaką lubię. Aż nie wiem, co jeszcze napisać.

Cześć, bardzo się cieszę, że nasz konkursik skusił Cię do zrobienia głębokiego wdechu i wypłynięcia na głębokie wody. Tym bardziej przykro mi jednak, że trafiłaś na rafy, zarówno w postaci przynoszącej mi hańbę organizacji (zazwyczaj to tak nie wygląda) (present day: nie wiem, o czym tu wtedy pisałem; może już o tym, że komentarz dostałaś dopiero dzisiaj?), jak i mojego gustu, który – o czym się zaraz przekonasz – jest całkowicie niekompatybilny z Twoim opowiadaniem.

Jakkolwiek jestem bowiem prawdziwym entuzjastą greckich konceptów bogotwórczych i niewyczerpanej w tej materii fantazji owych Antyków, Twoje opowiadanie mi, niestety, nie podeszło. Z tym, że zawiniła tu nie tyle sama historia – choć jest tylko autorskim rozwinięciem pewnego mitu – co sposób prowadzenia narracji. Mam nadzieję, że wybaczysz mi szczerość wyznania, iż serdecznie, ale to serdecznie nie trawię takich pseudo-dialogów, gdzie narrator niby z kimś rozmawia, odpowiada na czyjeś nieme pytania i snuje temu komuś – a nie po prostu czytelnikowi – swoją opowieść. Zawsze bowiem to aż razi sztucznością, wymusza na autorze stosowanie paskudnych infodumpów (zasadniczo cały taki tekst jest jednym, wielkim infodumpem) i generuje masę zwyczajnie brzydkiej, nienaturalnej i infantylnej, a przy tym – gdyby użyć normalnej narracji – zupełnie niepotrzebnej paplaniny w stylu: “No nie patrz tak, przecież wiesz, że to była moja wina.” W dodatku – tak jak tutaj, na samym początku – taka narracja wprowadza straszny chaos, a tym samym zwyczajnie męczy. Jeśli istnieje jakiś gorszy koncept narracyjny, to chyba tylko listy/pamiętniki. A i to niekoniecznie.

Tutaj, na przykład, nie mam pojęcia, po co bohaterka w ogóle opowiada siostrze wydarzenia, które ta przecież musi znać (przynajmniej częściowo), a przy tym nie wiem, dlaczego robi to tak, jakby siostra niczego jednak nie była świadoma; szczegółowo, dokładnie, z wszystkimi możliwymi niuansami. Już samo to razi sztucznością.

Poza tym językowo, choć generalnie w porządku, miejscami jednak nie wygląda to najlepiej. Przede wszystkim rzuca się w oczy ogromne nadużycie słów “moja siostra” (a przy tym pytanie: dlaczego nie “nasza siostra”, skoro adresatką tego monologu jest, jeśli dobrze zrozumiałem, młodsza latorośl tego samego ojca?), ale drażni też monotonne powtarzanie “maty splecionej z włosów mojej siostry” (choć pomysł na takie wykorzystanie hasła w sumie mi się podoba) i nawiązania do jej trzcinowych palców.

Mówiąc wprost, czytało mi się to opowiadanie po prostu źle, czego tym bardziej szkoda, że historia w sumie fajna – zupełnie ładne rozwinięcie mitu z zachowaniem tradycji ukazywania nieboskimi boskich gierek i przepychanek.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Nowa Fantastyka